207 06 (2)





B/207: C.Castaneda - Wewnętrzny Ogień







Wstecz / Spis
Treści / Dalej

6. Istoty nieorganiczne
Następnego dnia kilkakrotnie prosiłem don Juana, by mi wyjaśnił ten pośpieszny wyjazd z domu Genara. On jednak w ogóle nie chciał wspominać o tym wydarzeniu. Genaro także nie okazał się pomocny. Za każdym razem, gdy próbowałem mu zadać pytanie, mrugał do mnie i uśmiechał się jak półgłówek.
Po południu don Juan przyszedł na tył domu, gdzie rozmawiałem z jego uczniami na patio. Wszyscy natychmiast wyszli, jakby na sygnał. Don Juan wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy korytarzem. Nic nie mówił; przez chwilę po prostu szliśmy, podobnie jak na rynku.
Wreszcie zatrzymał się i zwrócił do mnie twarzą. Okrążył mnie, obrzucając wzrokiem całe moje ciało. Wiedziałem, że mnie widzi. Czułem dziwne zmęczenie i lenistwo, które ogarnęło mnie dopiero w chwili, gdy spoczął na mnie jego wzrok. Naraz zaczai mówić.

Genaro i ja nie chcieliśmy się skupiać na tym, co zaszło wczoraj wieczorem, bo przez cały czas, gdy znajdowałeś się w nieznanym, byłeś bardzo wystraszony. Genaro cię popchnął i przydarzyły ci się tam różne rzeczy.

Jakie rzeczy, don Juanie?

Nadal jest mi to bardzo trudno wyjaśnić. Może to nawet niemożliwe
orzekł.
Nie masz wystarczających nadwyżek energii, by wejść w nieznane i coś z tego zrozumieć. Gdy nowi widzący ustanowili porządek prawd dotyczących świadomości, widzieli, że pierwsza uwaga Pochłania cały blask świadomości ludzkich istot i ani odrobina energii nie pozostaje wolna. Ten problem teraz dotyczy ciebie. Dlatego nowi widzący zalecali, by wojownicy, którzy muszą wejść w nieznane, oszczędzali energię. Ale skąd mają ją wziąć, skoro cała zostaje zużyta? Nowi widzący uważają, że można ją uzyskać przez wykorzenienie zbędnych nawyków.
Przestał mówić; czekał na pytania. Zapytałem, co się dzieje z blaskiem świadomości, gdy człowiek pozbywa się niepotrzebnych nawyków.
Odrzekł, że świadomość przestaje być zaabsorbowana sobą i może się skupić na czymś innym.

Nieznane jest zawsze obecne
mówił
ale znajduje się poza zasięgiem naszej normalnej świadomości. Zwykłemu człowiekowi nieznane nie jest do niczego potrzebne. A nie jest mu potrzebne, bo zwykły człowiek nie ma wystarczająco dużo wolnej energii, by tam dotrzeć. Ty jednak spędziłeś już wiele czasu na ścieżce wojownika i masz dosyć wolnej energii, by dotrzeć do obszaru nieznanego, ale jeszcze za mało, by je zrozumieć czy nawet pamiętać.
Don Juan powiedział, że gdy byliśmy na płaskiej skale, bardzo głęboko wszedłem w nieznane, ale folgując swojej skłonnej do przesady naturze, poddałem się strachowi, a to jest najgorsze, co można zrobić. Dlatego wypadłem z lewej strony jak z procy; niestety, pociągnąłem za sobą całą masę dziwnych rzeczy.
Powiedziałem don Juanowi, że odbiega od tematu i że powinien wyjaśnić mi dokładnie, co to była za masa dziwnych rzeczy.
Wziął mnie pod ramię i znów ruszyliśmy przed siebie.

Przy wyjaśnianiu świadomości
mówił
powinienem ustawić wszystko albo prawie wszystko na swoich miejscach. Porozmawiajmy chwilę o dawnych widzących. Genaro, jak ci mówiłem, jest do nich bardzo podobny.
Wprowadził mnie do największego pokoju. Usiedliśmy i zaczął opowiadać.

Nowych widzących przeraziła wiedza, którą dawni widzący zgromadzili przez lata
mówił.
To zrozumiałe. Nowi widzący wiedzieli, że prowadzi ona tylko do całkowitej zagłady. Ale jednocześnie byli zafascynowani tą wiedzą, a szczególnie praktykami dawnych widzących.

A skąd nowi widzący dowiedzieli się o tych praktykach?
zapytałem.

To spadek po dawnych Toltekach. Nowi widzący dowiadują się o nich w miarę swojego rozwoju. Prawie nigdy ich nie stosują, ale te praktyki stanowią część ich wiedzy.

Co to za praktyki, don Juanie?

Są to niezmiernie zagadkowe zaklęcia, pieśni, długie rytuały, które mają na celu dotarcie do bardzo tajemniczej siły. W każdym razie była ona tajemnicza dla starożytnych Tolteków, którzy zakamuflowali ją, by wyglądała na bardziej przerażającą, niż jest naprawdę.

Co to za tajemnicza siła?

To siła obecna we wszystkim, co istnieje. Dawni widzący nigdy nie próbowali rozwiązać zagadki siły, która kazała im stworzyć te sekretne rytuały; po prostu zaakceptowali ją jako coś uświęconego. Ale nowi widzący przyjrzeli jej się bliżej i nazwali ją wolą, wolą emanacji Orła, lub intencją.
W dalszym ciągu don Juan wyjaśniał, że starożytni Toltekowie podzielili swoją tajemną wiedzę na pięć zestawów, z których każdy obejmował dwie kategorie: ziemia i obszary mroku, ogień i woda, to, co powyżej i to, co poniżej, to, co głośne i to, co milczące, to, co ruchome i to, co statyczne. Uważał, że musiały istnieć tysiące różnych technik, które w miarę upływu czasu stawały się coraz bardziej wyrafinowane.

Tajemna wiedza o ziemi
ciągnął
dotyczyła wszystkiego, co znajduje się na powierzchni ziemi. Istniały pewne zestawy ruchów, słów, maści i naparów, których używano wobec ludzi, zwierząt, owadów, drzew, małych roślin, skał, gleby. Były to techniki, które zmieniły dawnych widzących w potworne istoty A ich tajemna wiedza o ziemi była wykorzystywana do pielęgnacji lub niszczenia wszystkiego, co znajduje się na powierzchni ziemi.

Parę dla ziemi stanowiło coś, co określano jako obszary mroku. To były bez wątpienia najbardziej niebezpieczne praktyki. Dotyczyły istnień pozbawionych życia organicznego. Są to żywe istoty, które przebywają tu, na ziemi, i zaludniają ją wraz z bytami organicznymi. Niewątpliwie jednym z najwartościowszych odkryć starożytnych widzących, szczególnie z ich punktu widzenia było to, że życie organiczne nie jest jedyną formą życia istniejącego na ziemi.
Nie rozumiałem tego, co powiedział. Czekałem, żeby wyjaśnił to bliżej.

Istoty organiczne nie są jedynymi istotami obdarzonymi życiem.
powtórzył i znów zamilkł, jakby chciał dać mi czas na przemyślenie tego stwierdzenia.
Odpowiedziałem długim wywodem na temat definicji życia. Mówiłem o reprodukcji, metabolizmie i wzroście, o procesach, które odróżniają żywe istoty od przedmiotów martwych.

Mówisz o życiu organicznym.
rzekł don Juan.
Ale to tylko jeden przykład życia. Nie powinieneś opierać się wyłącznie na jednej kategorii.

Ale jakie jeszcze może być życie?

Dla widzących życie oznacza świadomość. Dla zwykłego człowieka bycie świadomym jest równoznaczne z byciem organizmem. Widzący patrzą na to inaczej. Dla nich bycie świadomym oznacza, ze emanacje, które tworzą świadomość, są w czymś zamknięte. Istoty organiczne posiadają kokon, który więzi emanacje. Ale istnieją jeszcze inne byty, których osłonki nie przypominają widzącemu kokonu, zawierają jednak w sobie emanacje świadomości i wykazują cechy charakterystyczne dla życia, inne niż reprodukcja i metabolizm.

Na przykład jakie, don Juanie?

Na przykład zależność emocjonalną, smutek, radość, gniew i tak dalej, i tak dalej. I zapomniałem o najlepszym, o miłości, o miłości, jakiej ludzie nie potrafią sobie nawet wyobrazić.

Czy mówisz poważnie, don Juanie?

Śmiertelnie poważnie.
odrzekł z kamienną twarzą i wybuchnął śmiechem.

Sądząc po tym, co widzą widzący
ciągnął.
życie naprawdę jest niezwykłym zjawiskiem.

Ale jeśli te istoty są żywe, to dlaczego nie pokazują się człowiekowi?

Pokazują się, przez cały czas. I nie tylko widzącym, także zwykłym ludziom. Problem w tym, że pierwsza uwaga pochłania całą naszą energię. Inwentarz człowieka nie tylko pochłania całą energię, ale także utwardza kokon do tego stopnia, ze staje się on nieelastyczny. W tych warunkach żaden kontakt nie jest możliwy.
Przypomniał mi, ze w czasie trwania naszej znajomości niezliczenie wiele razy zetknąłem się bezpośrednio z istotami nieorganicznymi. Odparłem, ze każdy z tych przypadków potrafiłem sobie jakoś wyjaśnić. Podejrzewałem nawet, ze jego nauki przez wykorzystanie roślin o właściwościach halucynogennych miały wymusić zgodę ucznia na prymitywną interpretację świata. Powiedziałem mu, że oficjalnie nie nazywałem tej interpretacji prymitywną, lecz w antropologicznych kategoriach określiłem ją jako światopogląd bardziej odpowiedni dla społeczności myśliwych i zbieraczy". Don Juan śmiał się tak, ze zabrakło mu tchu..

Naprawdę nie wiem, czy gorszy jesteś w swoim normalnym stanie świadomości, czy w podwyższonym.
powiedział.
W normalnym stanie świadomości nie jesteś podejrzliwy, ale zanudzasz racjonalizmem. Chyba najbardziej mi się podobasz, gdy znajdujesz się głęboko po lewej stronie, choć wtedy okropnie się wszystkiego boisz, tak jak wczoraj.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, stwierdził, że próbuje przeciwstawić dokonaniom nowych widzących to, co zdziałali starożytni widzący; chodziło mu o coś w rodzaju kontrapunktu, który pozwoliłby mi wyraźniej ujrzeć czekające mnie trudności.
Znów podjął wyjaśnienia dotyczące praktyk dawnych widzących. Powiedział, że inne ich wielkie odkrycie dotyczyło kolejnej pary kategorii wiedzy tajemnej: ognia i wody. Dawni widzący odkryli, iż płomienie mają niezwykłą właściwość: potrafią przenosić człowieka fizycznie, podobnie jak woda.
Don Juan stwierdził, że było to błyskotliwe odkrycie. Zauważyłem, że w świetle podstawowych praw fizyki jest to niemożliwe, on jednak poprosił, żebym wstrzymał się z wydawaniem osądów, dopóki nie wyjaśni mi wszystkiego. Powiedział, że powinienem hamować swoją nadmierną skłonność do racjonalizmu, gdyż wywiera ona nieustanny wpływ na stan podwyższonej świadomości. Nie chodzi tu o przesadzone reakcje na czynniki zewnętrzne, ale o poddawanie się własnym popędom.
Dalej mówił, że choć starożytni Toltekowie bez żadnych wątpliwości widzieli, nie rozumieli tego, co widzą Po prostu wykorzystywali swoje odkrycia praktycznie i nie zawracali sobie głowy tworzeniem szerszego obrazu. Jeśli chodzi o kategorię ognia i wody, podzielili ogień na gorąco i płomień, a wodę na wilgoć i płynność. Skojarzyli ze sobą gorąco i wilgoć i nazwali je pomniejszymi atrybutami. Płomień i płynność uznali za wyższe, magiczne atrybuty i wykorzystywali je do fizycznego przenoszenia się w obszar życia nieorganicznego. Wiedza o istnieniu takiego życia w połączeniu z praktykami dotyczącymi ognia i wody sprawiła, że dawni widzący znaleźli się w pułapce bez wyjścia.
Nowi widzący zgodzili się, iż odkrycie nieorganicznych żywych istot rzeczywiście było osiągnięciem niezwykłej miary, choć z innych powodów niż sądzili dawni widzący. Bezpośrednie kontakty z żywymi bytami innego rodzaju dały im fałszywe poczucie nietykalności, które zwiastowało ich upadek.
Chciałem, by don Juan wyjaśnił mi szczegółowo, na czym polegały techniki ognia i wody. Odrzekł, iż wiedza dawnych widzących była do tego stopnia skomplikowana, że stawała się bezużyteczna, toteż omówimy ją tylko w bardzo ogólnych zarysach.
Krótko przedstawił mi praktyki dotyczące tego, co na górze i tego, co na dole. Te pierwsze obejmowały tajemną wiedzę o wietrze, deszczu, błyskawicach, chmurach, grzmotach, świetle dziennym i słońcu. Wiedza o tym, co na dole, dotyczyła mgły, wody z podziemnych źródeł, bagien, piorunów, trzęsień ziemi, nocy, światła księżyca i samego księżyca.
Zapytałem, czy może mi podać przykład tych technik. Odrzekł, że w ciągu tych lat demonstrował mi je dziesiątki razy, ja jednak upierałem się, że potrafię wyjaśnić racjonalnie wszystko, co robiliśmy razem.
Nic nie odpowiedział. Wyglądał, jakby był zły na mnie za zadawanie pytań albo jakby głęboko zastanawiał się nad wyborem odpowiedniego przykładu. Po chwili uśmiechnął się i powiedział, że uzmysłowił sobie odpowiednią technikę.

Technika, o której myślę, musi być wykonywana w płytkim strumieniu. Jest taki obok domu Genara.

Co będę musiał zrobić?

Potrzebne nam średniej wielkości lusterko.
Zdziwiła mnie ta prośba. Zauważyłem, że starożytni Toltekowie nie znali luster.

To prawda
przyznał, uśmiechając się.
To uzupełnienie wprowadził mój dobroczyńca. Starożytni widzący potrzebowali tylko gładkiej powierzchni.
Wyjaśnił, że technika, o której mówi, polega na zanurzeniu lśniącej powierzchni w płytkiej wodzie strumienia. Może to być jakikolwiek płaski przedmiot, który choć trochę odbija obrazy.

Chcę, żebyś skonstruował solidną metalową ramę do lustra średniej wielkości
powiedział.
Nie może przepuszczać wody, więc trzeba ją uszczelnić smołą. Musisz ją zrobić sam, własnymi rękami. Gdy będzie gotowa, przynieś ją do mnie i wtedy spróbujemy.

Co się będzie działo, don Juanie?

Nie zastanawiaj się nad tym. Sam prosiłeś o przykład praktyk starożytnych Tolteków. Ja prosiłem o to samo mojego dobroczyńcę. Chyba każdy w pewnym momencie o to prosi. Mój dobroczyńca mówił, że on też to zrobił. Jego dobroczyńca, nagual Elias, podał mu przykład; mój dobroczyńca z kolei pokazał ten przykład mnie, a teraz ja go pokażę tobie. Wtedy, gdy dobroczyńca zademonstrował mi ten przykład, nie wiedziałem, jak to zrobił. Teraz wiem. Któregoś dnia ty też zrozumiesz, jak działa ta technika; zrozumiesz, co się za nią kryje.
Sądziłem, że don Juan chce, bym wrócił do domu do Los Angeles i tam zbudował ramę do lustra. Powiedziałem, że nie będę pamiętał tego zadania, jeśli nie pozostanę w stanie podwyższonej świadomości.

Twój komentarz zawiera dwa bezsensowne stwierdzenia
odrzekł.
Po pierwsze, w żaden sposób nie mógłbyś pozostać w stanie podwyższonej świadomości, bo nie potrafiłbyś w niej funkcjonować, gdybym ja albo Genaro, albo któryś inny wojownik z grupy naguala nie niańczył cię przez cały dzień, tak jak teraz. Druga sprawa to to, że Meksyk nie leży na Księżycu. Są tu sklepy żelazne. Możemy pojechać do Oaxaca i kupić wszystko, czego będziesz potrzebował.
Następnego dnia pojechaliśmy do miasta i kupiłem wszystkie materiały niezbędne do zrobienia ramy. Skonstruowałem ją sam w warsztacie mechanika za niewielką opłatą. Don Juan nawet na nią nie spojrzał, tylko kazał mija włożyć do bagażnika samochodu.
Wyruszyliśmy do domu Genara późnym popołudniem i dojechaliśmy tam wczesnym rankiem. Rozejrzałem się za Genarem, ale nie było go. Dom wydawał się pusty.

Po co Genaro utrzymuje ten dom?
zapytałem don Juana.
Przecież mieszka z tobą, prawda?
Nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie dziwnie i poszedł zapalić lampę naftową. Zostałem sam w pokoju, w zupełnych ciemnościach. Byłem bardzo zmęczony, ale przypisywałem to długiej, męczącej jeździe przez góry. Miałem ochotę się położyć. W ciemnościach nie widziałem, gdzie Genaro położył maty. Potknąłem się o całą ich stertę i wtedy zrozumiałem, po co Genaro utrzymywał ten dom: opiekował się przecież uczniami mężczyznami, Pablitem, Nestorem i Benignem, którzy mieszkali tu, gdy znajdowali się w stanie zwykłej świadomości.
Poczułem euforię; zmęczenie minęło. Don Juan wszedł do pokoju z lampą. Powiedziałem mu, co sobie uświadomiłem, on jednak odrzekł, że to nie ma znaczenia i że szybko o tym zapomnę.
Poprosił o pokazanie lustra. Wydawał się zadowolony. Stwierdził, że jest lekkie, ale solidne. Miało osiemnaście cali długości i czternaście szerokości. Zauważył, ze przymocowałem aluminiową ramę do arkusza metalu, który stanowił tył lustra, metalowymi śrubami.

Ja zrobiłem drewnianą ramę do swojego lustra
Powiedział.
Ta wygląda o wiele lepiej. Moja była zbyt nieporęczna, a jednocześnie krucha. Teraz wyjaśnię ci, co będziemy robić
ciągnął po dokładnym obejrzeniu lustra.
Czy może raczej powinienem powiedzieć: co będziemy próbowali robić. Razem położymy to lustro na Powierzchni strumienia w pobliżu domu. Jest wystarczająco szeroki i płytki, byśmy mogli go wykorzystać. Chodzi o to, by poddać się naciskowi wywieranemu przez płynność wody i dać jej się ponieść.
Zanim zdążyłem wygłosić jakąś uwagę albo zadać pytanie, przypomniał mi, że kiedyś w przeszłości wykorzystałem wodę podobnego strumienia i osiągnąłem stan niezwykłej percepcji. Chodziło mu o opóźnione skutki zażywania halucynogennych roślin, które wielokrotnie odczuwałem, gdy siedziałem zanurzony w rowie melioracyjnym za domem don Juana w północnym Meksyku.

Zachowaj pytania na później, gdy już ci opowiem, co widzący wiedzą o świadomości
rzekł.
Wtedy ujrzysz wszystko, co robimy, w nowym świetle. Ale teraz zajmijmy się naszym ćwiczeniem.
Poszliśmy nad strumień. Don Juan wybrał miejsce, gdzie z wody sterczały nagie, płaskie kamienie. Stwierdził, że woda jest tu wystarczająco płytka do naszych celów.

Co się stanie?
zapytałem, przepełniony niepokojem.

Nie wiem. Wiem tylko, czego będziemy próbować. Będziemy trzymać lustro mocno, ale bardzo ostrożnie. Delikatnie położymy je na powierzchni wody i pozwolimy mu się zanurzyć. Potem przytrzymamy je na dnie. Obejrzałem już dno. Jest tam dość mułu, byśmy mogli wsunąć palce pod lustro i mocno je trzymać.
Poprosił, żebym przykucnął na płaskim kamieniu wystającym nad wodę pośrodku strumienia i trzymał lustro obiema rękami za rogi po jednej stronie. Sam przykucnął naprzeciwko mnie, trzymając dwa pozostałe rogi. Opuściliśmy lustro pod wodę i trzymaliśmy je przy dnie ramionami zanurzonymi prawie po łokcie.
Don Juan kazał mi pozbyć się wszelkich myśli i wpatrywać się w powierzchnię lustra. Kilkakrotnie powtórzył, że cała rzecz w tym, by w ogóle nie myśleć. Łagodny prąd strumienia zniekształcał odbicia naszych twarzy. Po kilku minutach wpatrywania się w lustro odniosłem wrażenie, że obraz naszych twarzy stopniowo staje się coraz ostrzejszy. Wydawało mi się, że lustro rośnie, aż osiągnęło wielkość co najmniej jarda kwadratowego. Nurt jakby się zatrzymał i lustro stało się przejrzyste, jakby leżało na powierzchni wody. Jeszcze dziwniejsza była wyrazistość naszych odbić. Miałem wrażenie, jakby moja twarz została powiększona; właściwie nie była większa, ale szczegóły rysowały się dokładniej. Dostrzegałem pory skóry na czole.
Don Juan szepnął, żebym nie wpatrywał się w odbicia naszych oczu ani nie skupiał spojrzenia na żadnej części odbicia, lecz pozwolił, by wzrok wędrował dokoła.

Wpatruj się, ale nie skupiaj wzroku!
powtarzał dobitnym szeptem.
Posłuchałem go, nie zastanawiając się nad pozorną sprzecznością tego polecenia. Lustro uwięziło jakąś część mnie i paradoks nabrał wielkiego sensu. To możliwe, żeby wpatrywać się nie skupiając wzroku"
pomyślałem i w chwili, gdy sformułowałem tę myśl, obok głowy mojej i don Juana pojawiła się jeszcze jedna. Jej odbicie było widoczne po lewej stronie w dolnej części lustra.
Całe moje ciało drżało. Don Juan szepnął, żebym się uspokoił i nie okazywał lęku ani zaskoczenia. Kazał mi się wpatrywać w przybysza rozproszonym wzrokiem. Musiałem kontrolować się ze wszystkich sił, by nie drgnąć i nie wypuścić lustra. Don Juan szepnął, żebym wziął się w garść. Co chwilę trącał mnie ramieniem.
Powoli opanowałem strach. Patrzyłem na trzecią głowę i stopniowo docierało do mnie, że nie jest to głowa ludzka ani zwierzęca. Właściwie w ogóle nie była to głowa, lecz kształt pozbawiony wewnętrznej dynamiki. Gdy to pomyślałem, jednocześnie uświadomiłem sobie, ze to nie ja myślę. To uświadomienie także nie było myślą. Ogarnął mnie wielki niepokój, a potem pojąłem coś niewiarygodnego. Te myśli to był głos, który mówił mi do ucha!

Widzę!
wykrzyknąłem po angielsku, ale nie usłyszałem żadnego dźwięku.

Tak, widzisz
odrzekł głos po hiszpańsku, prosto do mojego ucha.
Czułem, że owładnęła mną siła większa ode mnie. Nie czułem bólu ani nawet cierpienia. Nie czułem nic. Wiedziałem bez cienia wątpliwości, gdyż mówił mi to głos, że nie jestem w stanie wyrwać się spod działania tej siły własną wolą ani mocą. Wiedziałem, że umieram. Odruchowo podniosłem wzrok, by spojrzeć na don Juana, i w chwili, gdy nasze oczy się spotkały, siła wypuściła mnie z uwięzi. Byłem wolny. Don Juan uśmiechał się do mnie, jakby dokładnie wiedział, przez co przeszedłem.
Uświadomiłem sobie, że stoję. Don Juan trzymał lustro za krawędź, by woda mogła z niego spłynąć.
W milczeniu wróciliśmy do domu.

Starożytni Toltekowie byli zafascynowani swoimi odkryciami
powiedział don Juan.

Rozumiem, dlaczego
odrzekłem.

Ja też
stwierdził.
Siła, która mnie pochwyciła, była tak potężna, że na kilka godzin odebrała mi mowę, a nawet zdolność myślenia. Byłem jak zastygły, zupełnie pozbawiony woli. Tajałem bardzo wolno.

Bez żadnej celowej interwencji z naszej strony
ciągnął don Juan
technika starożytnych Tolteków podzieliła się dla ciebie na dwie części. Pierwsza oswoiła cię z tym, co się dzieje. Przy drugiej spróbujemy osiągnąć to, do czego zmierzali starożytni widzący.

Co się właściwie zdarzyło, don Juanie?
zapytałem.

Istnieją dwie wersje wyjaśnienia. Najpierw podam ci wersję dawnych widzących. Uważali oni, że odbijająca powierzchnia lśniącego przedmiotu zanurzona w wodzie powiększa jej moc. Wpatrywali się w zbiorniki wodne, a lśniąca powierzchnia służyła im do przyśpieszenia tego procesu. Wierzyli, że nasze oczy są kluczami do wejścia w nieznane; wpatrując się w wodę pozwalali, by oczy otworzyły im przejście.
Według tego, co mówił don Juan, starożytni widzący zauważyli, iż wilgoć wody tylko moczy, natomiast jej płynność porusza. Przypuszczali, że płynie ona w poszukiwaniu innych poziomów znajdujących się poniżej nas. Wierzyli, że woda została nam dana nie tylko po to, by podtrzymywać życie, ale także jako połączenie, droga do innych, niżej położonych poziomów.

Ile jest niższych poziomów?
zapytałem.

Dawni widzący naliczyli ich siedem.

Czy ty sam je poznałeś, don Juanie?

Jestem widzącym nowego cyklu, toteż mam inne poglądy
odrzekł.
Pokazuję ci tylko, co robili dawni widzący, i mówię ci, w co wierzyli.
Zapewnił mnie, że to, iż on sam ma inny punkt widzenia, nie podważa użyteczności praktyk dawnych widzących; ich interpretacje okazały się niesłuszne, ale prawdy, które odkryli, miały praktyczne zastosowanie. Jeśli chodzi o techniki związane z wodą, byli oni przekonani, że płynność wody może fizycznie przenieść człowieka do każdego miejsca pomiędzy naszym poziomem a siedmioma niższymi poziomami; może także przenieść naszą esencję do dowolnego miejsca znajdującego się na tym poziomie, w dowolnym kierunku wzdłuż biegu rzeki. Zgodnie z tymi założeniami wykorzystywali bieżącą wodę do przenoszenia się w granicach naszego poziomu, a wodę głębokich jezior albo dziur wodnych do podróży w głąb.

Za pomocą techniki, którą ci pokazałem, chcieli osiągnąć dwie rzeczy
mówił.
Z jednej strony używali płynności wody do przenoszenia się na pierwszy z niższych poziomów. Z drugiej strony wykorzystywali ją, by spotkać się twarzą w twarz z żywą istotą z tego pierwszego poziomu. Podobny do głowy kształt w lustrze to była jedna z tych istot, która przyszła nas obejrzeć.

A więc one naprawdę istnieją!
wykrzyknąłem.

Oczywiście, że tak
odrzekł.
Powiedział, że starożytnym widzącym zaszkodziło sztywne upieranie się przy swoich procedurach, ale ich odkrycia miały niezaprzeczalną wartość. Odkryli mianowicie, że najpewniejszą drogą do spotkania jednej z tych istot jest użycie zbiornika wodnego. Wielkość zbiornika nie ma znaczenia; ocean czy staw równie dobrze nadają się do tego celu. Don Juan wybrał mały strumyk, bo nie lubił się moczyć, ale te same rezultaty uzyskalibyśmy w jeziorze albo w dużej rzece.

Gdy ludzkie istoty przywołują inne życie, ono przychodzi, by sprawdzić, co się dzieje
powiedział.
Ta toltecka technika przypomina pukanie do ich drzwi. Dawni widzący twierdzili, że lśniąca powierzchnia na dnie wody służy jako przynęta i jako okno. Ludzie i te istoty spotykają się przy oknie.

Czy to właśnie zdarzyło się mnie?

Dawni widzący powiedzieliby, że pociągnęła cię moc wody i moc pierwszego poziomu w połączeniu z magnetycznym wpływem istoty przy oknie.

Ale słyszałem głos, który mówił mi do ucha, że umieram.

Ten głos miał rację. Umierałeś i umarłbyś, gdyby mnie tam nie było. To jest właśnie niebezpieczeństwo tolteckich praktyk. Są niezwykle skuteczne, ale zarazem śmiertelnie groźne.
Ze wstydem przyznałem, że byłem przerażony. Widok tego kształtu w lustrze i wrażenie, że zagarnia mnie jakaś siła, to było dla mnie zbyt wiele.

Nie chciałbym cię straszyć
rzekł don Juan
ale dotychczas nic ci się jeszcze nie zdarzyło. Jeśli to, co przytrafiło się mnie, może być wskazówką, co może przytrafić się tobie, to lepiej przygotuj się na największy wstrząs swojego życia. Lepiej trochę się wystraszyć teraz niż umrzeć ze strachu jutro.
Mój strach był tak przytłaczający, że nie potrafiłem nawet wyrazić na głos pytań, które wirowały w mojej głowie. Miałem trudności z przełykaniem. Don Juan śmiał się tak, że zaczai się krztusić i jego twarz przybrała fioletowy kolor. Gdy odzyskałem głos, każde moje pytanie wywoływało kolejny atak jego śmiechu i kaszlu.

Nie masz pojęcia, jakie to wszystko jest dla mnie zabawne
powiedział w końcu.
Nie śmieję się z ciebie, tylko z sytuacji. Mój dobroczyńca zmusił mnie do przejścia przez to samo i patrząc na ciebie wciąż widzę siebie.
Było mi niedobrze. Don Juan stwierdził, że to nic groźnego, bo lęk jest naturalną rzeczą. Nie powinno się powstrzymywać strachu, a zresztą nie miałoby to najmniejszego sensu. Starożytni widzący wpadli w pułapkę właśnie dlatego, że tłumili strach w sytuacjach, gdy powinni się poddać śmiertelnemu przerażeniu. Ponieważ nie chcieli zaprzestać poszukiwań ani porzucić podtrzymujących ich na duchu koncepcji, w zamian kontrolowali swój strach.

Co jeszcze będziemy robić z lustrem?
zapytałem.

To lustro przyda się przy spotkaniu twarzą w twarz, jakie odbędziesz z istotą, na którą patrzyłeś wczoraj.

Co się dzieje podczas takiego spotkania?

Po prostu jedna forma życia, ludzka, spotyka inną formę. Dawni widzący twierdzili, że w tym przypadku chodzi o istotę z pierwszego poziomu płynności wody.
Dalej mówił, że dawni widzący zakładali, iż siedem Poziomów położonych poniżej naszego to poziomy płynności wody. Przypisywali wielkie znaczenie źródłom, uważali bowiem, że płynność wody jest tu odwrócona, zmierza z głębin na powierzchnię. Sądzili, że źródła są miejscem, gdzie istoty z innych poziomów, inne formy życia, Przechodzą na nasz poziom, by nas ujrzeć i obserwować.

Pod tym względem dawni widzący się nie mylili.
mówił don Juan
Trafili w samo sedno Istoty, które nowi widzący nazywają sprzymierzeńcami, lubią się pojawiać wokół źródeł

Czy ta istota w lustrze to był sprzymierzeniec?
zapytałem.

Oczywiście, ale taki, z którego nie ma żadnego pożytku. Tradycja sprzymierzeńców, z którą zaznajomiłem cię w przeszłości, pochodzi bezpośrednio od dawnych widzących. Potrafili oni dokonywać cudów ze sprzymierzeńcami, ale wszystko, co robili, okazało się nic nie warte, gdy pojawił się prawdziwy wróg inni ludzie.

Skoro te istoty są sprzymierzeńcami, to muszą być bardzo niebezpieczne.
zauważyłem.

Równie niebezpieczne jak ludzie, ani mniej, ani bardziej.

Czy one mogą nas zabić?

Bezpośrednio nie, ale z pewnością mogą nas śmiertelnie przestraszyć. Mogą same przekroczyć granicę albo też podchodzą tylko do okna. Może już zrozumiałeś że starożytni Toltekowie także nie zatrzymywali się przy oknie. Wymyślili przedziwne sposoby, by przez nie przejść.
Drugi etap ćwiczenia przebiegał bardzo podobnie jak pierwszy, tylko ze potrzebowałem prawie dwa razy więcej czasu, by się rozluźnić i wyciszyć wewnętrzny zamęt. Gdy mi się to udało, odbicie twarzy don Juana i mojej w lustrze natychmiast stało się ostrzejsze. Przez jakąś godzinę przenosiłem wzrok z jego odbicia na moje. Spodziewałem się, że sprzymierzeniec może się pojawić w kaź dej chwili, ale nic się nie działo. Bolał mnie kark, plecy miałem zesztywniałe i zdrętwiały mi nogi. Miałem ochotę uklęknąć na skale, by zmniejszyć ból krzyża, ale w tej samej chwili don Juan szepnął, ze gdy tylko sprzymierzeniec się pokaże, wszystko przestanie mnie boleć.
Miał zupełną rację. Szok, jakiego doznałem na widok krągłego kształtu, który pojawił się przy krawędzi lustra, sprawił, że zupełnie zapomniałem o niewygodzie.

Co teraz zrobimy?
zapytałem szeptem.

Rozluźnij się i nie skupiaj wzroku na niczym, nawet na krotką chwilę. Patrz na wszystko, co pojawi się w lustrze. Patrz nie skupiając wzroku.
Posłuchałem go. Patrzyłem na wszystko, co odbijało się w lustrze. W uszach dziwnie mi brzęczało Don Juan szepnął, że jeśli poczuję, iż zagarnia mnie jakaś dziwna siła, to powinienem zataczać kręgi oczami zgodnie z ruchem wskazówek zegara, podkreślił jednak, ze pod żadnym pozorem nie wolno mi podnosić głowy i patrzeć na niego.
Po chwili zauważyłem, ze lustro odbija coś jeszcze oprócz naszych twarzy i okrągłego kształtu. Powierzchnia szkła pociemniała i pojawiły się na niej intensywne, szybko rosnące punkty fioletowego światła. Był także jeden smoliście czarny punkt, który po chwili przekształcił się w coś w rodzaju płaskiego obrazu przedstawiającego pochmurne nocne niebo oświetlone blaskiem księżyca. Naraz cała powierzchnia wyostrzyła się jak obraz w kinie i pojawił się na niej nowy widok, trójwymiarowy, zapierający dech w piersiach obraz głębi.
Wiedziałem, że w żaden sposób nie potrafię się oprzeć niezwykłemu przyciąganiu tego obrazu. Zaczął mnie on wciągać w głąb.
Don Juan szepnął dobitnie, że jeśli chcę ocalić życie, muszę zataczać kręgi oczami. Ten ruch przyniósł mi natychmiastową ulgę. Znów dostrzegłem odbicia naszych twarzy i sprzymierzeńca. Potem sprzymierzeniec zniknął by po chwili pojawić się po przeciwnej stronie lustra.
Don Juan kazał mi trzymać lustro z całej siły. Ostrzegł, bym nie tracił zimnej krwi i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów.

Co się stanie?
zapytałem szeptem.

Sprzymierzeniec będzie próbował wyjść.
Ledwie to powiedział, poczułem silne szarpnięcie. Coś pociągnęło moje ramiona. Szarpnięcie pochodziło spod lustra. Była to jakby siła ssąca, która wytwarzała jednolite ciśnienie dokoła całej ramy.

Trzymaj lustro mocno, ale uważaj, żeby go nie zbić
nakazał don Juan.
Walcz z tym naciskiem. Nie wolno nam dopuścić do tego, żeby sprzymierzeniec wciągnął lustro zbyt głęboko.
Ogromna siła ciągnęła nas w dół. Obawiałem się, że połamie mi palce albo zmiażdży je o kamienie na dnie. W pewnej chwili obydwaj z don Juanem straciliśmy równowagę i musieliśmy zejść z kamieni w nurt. Woda była dość płytka, ale sprzymierzeniec napierał na ramę z tak przerażającą siłą, jakbyśmy znajdowali się w dużej rzece. Mimo, że woda dokoła naszych stóp wirowała szaleńczo, odbicia w lustrze nawet nie drgnęły.

Uważaj!
zawołał don Juan.
Nadchodzi!
Coś nagle uderzyło w lustro od spodu i pochwyciło za krawędź ramy; nie za zewnętrzną krawędź, którą trzymaliśmy, lecz od środka, od strony lustrzanej tafli, tak, jakby szklana powierzchnia naprawdę była otwartym oknem, przez które coś lub ktoś próbował przejść.
Obydwaj z don Juanem dokładaliśmy rozpaczliwych wysiłków, by wepchnąć lustro niżej, gdy coś je wypychało od spodu, i pociągnąć je do góry, gdy dziwna istota ciągnęła je w dół. Pochyleni, powoli przesuwaliśmy się w dół strumienia. Woda była tu głębsza, a dno pokryte śliskimi kamieniami.

Wyjmijmy lustro z wody i strząśnijmy go
zaproponował don Juan ochryple.
Głośne trzaski nie ustawały, jakbyśmy złapali gołymi rękami wielką rybę, która szaleńczo kręciła się w kółko.
Przyszło mi do głowy, że lustro właściwie jest czymś w rodzaju włazu. Dziwny kształt próbował przez nie wyjść na powierzchnię. Na krawędzi włazu opierał się. potężny ciężar, na tyle wielki, że przesunął odbicia naszych twarzy. Nie widziałem ich już, dostrzegałem tylko przepychającą się masę.
Lustro już nie spoczywało na dnie strumienia. Moje palce nie były przyciśnięte do kamieni. Lustro znajdowało się w połowie głębokości strumienia, utrzymywane na tym poziomie przez zrównoważoną siłę sprzymierzeńca i naszą. Don Juan powiedział, że wsunie dłonie pod spód, a ja mam je jak najszybciej pochwycić; w ten sposób oprzemy lustro na przedramionach i spróbujemy je wyciągnąć na powierzchnię. Puścił krawędź ramy i lustro przechyliło się na jego stronę. Szybko poszukałem jego dłoni, ale pod spodem nic nie było. Wahałem się o sekundę za długo i lustro wysunęło mi się z rąk.

Łap je! Łap je!
wykrzyknął don Juan.
Pochwyciłem lustro w ostatniej chwili, zanim zdążyło upaść na kamienie, i wyjąłem je z wody, ale było już za późno. Woda przypominała klej. Wyciągając lustro czułem, że wraz z nim wyciągam część ciężkiej, gumowatej substancji, która usiłowała wyrwać mi lustro z rąk i znów je zanurzyć.
Don Juan niezwykle zręcznie pochwycił lustro i bez trudu postawił je pionowo.
Jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłem takiego ataku melancholii. Był to smutek, który nie miał żadnej konkretnej przyczyny; łączyłem go ze wspomnieniem widzianej w lustrze głębi. Była to mieszanka czystej tęsknoty za tą głębią i bezgranicznego strachu przed jej mrożącą krew w żyłach samotnością.
Don Juan stwierdził, że w życiu wojownika smutek bez żadnego konkretnego powodu jest czymś jak najbardziej naturalnym. Widzący twierdzą, że przy przekraczaniu granic znanego pole energetyczne, jakim jest świetliste jajo, wyczuwa swoje ostateczne przeznaczenie. Jedno przelotne spojrzenie na wieczność leżącą poza kokonem wystarcza, by zburzyć poczucie komfortu, jakie daje nam posiadanie inwentarza. Skutkiem tego jest melancholia, czasami tak głęboka, że może doprowadzić człowieka do śmierci.
Don Juan powiedział, iż najlepszym sposobem na pozbycie się melancholii jest śmiech, i dorzucił kpiąco, że moja pierwsza uwaga robi, co może, by przywrócić porządek zburzony przez kontakt ze sprzymierzeńcem. Ponieważ nie da się go przywrócić racjonalnymi sposobami, moja pierwsza uwaga usiłuje tego dokonać skupiając całą swoją moc na smutku.
Odpowiedziałem, że w każdym razie moja melancholia jest prawdziwa. Uczucie samotności, jakie wzbudzało we mnie wspomnienie głębi, nie miało nic wspólnego z folgowaniem sobie, smętnym snuciem się dokoła ani pogrążaniem się w ponurych nastrojach.

Coś wreszcie zaczyna do ciebie docierać
skomentował don Juan.
Masz rację. Nic nie jest bardziej samotne niż wieczność. I nic nie daje nam większego komfortu niż bycie człowiekiem. W gruncie rzeczy jest to kolejny paradoks
jak człowiek może utrzymać granice swojego człowieczeństwa, a jednocześnie świadomie i ochoczo zapuszczać się w absolutną samotność wieczności? Gdy rozwiążesz tę zagadkę, będziesz gotów do ostatecznej podróży.
Poczułem absolutną pewność, że wiem, jaka jest przyczyna mojego smutku. Było to uczucie, które często do mnie powracało i o którym zawsze zapominałem, dopóki znów mnie nie uderzyło z całą siłą: marność ludzkiej kondycji wobec niezmierzoności tego samoistnego bytu, który widziałem odbity w lustrze.

Ludzkie istoty naprawdę są niczym, don Juanie
powiedziałem.

Wiem dokładnie, o czym myślisz
odrzekł.
Oczywiście, że jesteśmy niczym, ale właśnie dlatego jest to dla nas tak wielkie wyzwanie: że będąc niczym, potrafimy stawić czoło osamotnieniu wieczności.
Otworzyłem usta, by wyartykułować następne pytanie, ale on niespodziewanie zmienił temat i zaczął mówić o naszych zmaganiach ze sprzymierzeńcem. Rzekł, że sytuacja wyglądała dość poważnie; nie była to kwestia życia lub śmierci, ale też i nie zabawa.

Wybrałem tę technikę
ciągnął
bo pokazał mi ją mój dobroczyńca. Gdy poprosiłem, żeby podał mi przykład technik dawnych widzących, omal nie pękł ze śmiechu; moja prośba za bardzo przypominała mu własne doświadczenia. Jego dobroczyńca, nagual Elias, w podobny sposób zademonstrował mu tę samą technikę.
Don Juan powiedział, że ponieważ on niegdyś skonstruował drewnianą ramę, powinien był mnie poprosić o zrobienie takiej samej, ale ciekaw był, co się zdarzy, jeśli rama będzie mocniejsza niż poprzednio. Jego rama złamała się, podobnie jak rama dobroczyńcy, i w obydwu przypadkach sprzymierzeniec wydostał się na powierzchnię.
Gdy don Juan wykonywał to ćwiczenie, sprzymierzeniec połamał ramę i wyszedł z lustra. Lustro zatonęło, a don Juan i dobroczyńca zostali z kawałkami drewna w dłoniach. Dobroczyńca wiedział, jakiego rodzaju kłopotów może się przez to spodziewać. Sprzymierzeniec widziany w lustrze nie wydaje się bardzo przerażający, bo jest tylko kształtem, pewnego rodzaju substancją. Ale gdy wydostanie się na zewnątrz, to poza tym, że jego wygląd budzi grozę, staje się prawdziwym utrapieniem. Don Juan powiedział, że gdy taki sprzymierzeniec wyjdzie ze swojego poziomu, bardzo trudno go nakłonić, by tam wrócił. To samo odnosi się do ludzi. Jeśli widzący zapuści się na poziom tych istot, to bardzo możliwe, że nikt go już nigdy nie zobaczy.

Sprzymierzeniec potłukł moje lustro
opowiadał.
okno przestało istnieć i sprzymierzeniec nie mógł wrócić, więc przyczepił się do mnie. Biegł za mną, tocząc się jak kula. Co tchu uciekałem przed nim na czworakach, krzycząc z przerażenia. Biegałem w kółko po wzgórzach jak opętany, a sprzymierzeniec przez cały czas pozostawał o kilka cali za mną.
Don Juan mówił, że dobroczyńca pobiegł za nim, ale był już stary i poruszał się zbyt wolno; był jednak na tyle rozsądny, że kazał don Juanowi zataczać kręgi. Dzięki temu sam mógł przedsięwziąć odpowiednie kroki w celu pozbycia się sprzymierzeńca. Gdy oszalały ze strachu don Juan biegał dokoła wzgórza, dobroczyńca zajął się zbieraniem suchych gałęzi.
Don Juan wyznał, że gdy tak biegał w kółko, przyszło mu do głowy, iż dobroczyńca w gruncie rzeczy świetnie się bawi. Wiedział, że Julian był wojownikiem, który potrafił się cieszyć absolutnie każdą sytuacją, dlaczego więc nie tą? Poczuł taką złość, że sprzymierzeniec na chwilę przestał go ścigać. Nie przebierając w słowach don Juan oskarżył dobroczyńcę o złośliwość. Ten nic nie odpowiedział, tylko spojrzał ponad ramieniem don Juana na majaczącego nad nimi sprzymierzeńca i na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Don Juan zapomniał o złości i znów zaczął biegać w kółko.

Mój dobroczyńca był wielkim przecherą
opowiadał don Juan ze śmiechem.
Nauczył się śmiać w duchu. Nic po sobie nie pokazywał, więc mógł udawać, że szlocha czy jest wściekły, gdy tak naprawdę się śmiał. Tamtego dnia, kiedy sprzymierzeniec ścigał mnie w kółko, dobroczyńca stał sobie spokojnie i bronił się przed moimi oskarżeniami. Za każdym razem, gdy przebiegałem obok niego, słyszałem kolejny fragment długiej przemowy. Gdy skończył ten temat, zaczęły mnie dobiegać strzępy następnego długiego wystąpienia: opowiadał, ze musiał nazbierać dużo drewna, że sprzymierzeniec jest wielki, że ognisko musi być równie wielkie i że plan może się nie powieść. Jedynie szalony strach kazał mi biec dalej. W końcu dobroczyńca zauważył, że za chwilę padnę trupem z wyczerpania; zbudował ognisko i oddzielił mnie płomieniami od sprzymierzeńca.
Don Juan spędził przy ogniu całą noc. Najgorsza chwila nadeszła, gdy dobroczyńca poszedł nazbierać jeszcze trochę gałęzi i zostawił go samego. Don Juan tak się bał, że obiecał Bogu, iż opuści ścieżkę wiedzy i zostanie farmerem.

Rano, gdy nie miałem już ani odrobiny energii, sprzymierzeńcowi udało się wepchnąć mnie do ognia i bardzo się poparzyłem
dodał don Juan.

Co się stało ze sprzymierzeńcem?

Dobroczyńca nigdy mi tego nie powiedział. Ale podejrzewam, że nadal błąka się gdzieś bez celu, próbując odnaleźć drogę powrotną.

A twoja obietnica złożona Bogu?

Dobroczyńca kazał mi się tym nie martwić. Rzekł, że to była dobra obietnica, ale gdy ją składałem, nie wiedziałem jeszcze, że takich obietnic nikt nie słucha, bo nie ma Boga. Istnieją tylko emanacje Orła, a im nie można niczego obiecywać.

Co by się stało, gdyby sprzymierzeniec cię złapał?

Mógłbym umrzeć ze strachu. Gdybym wtedy wiedział, co może wyniknąć z takiej sytuacji, to pozwoliłbym się złapać. Wtedy byłem bardzo lekkomyślny. Gdy sprzymierzeniec cię pochwyci, albo dostajesz ataku serca i umierasz, albo mocujesz się z nim. Po chwili zażartych zapasów sprzymierzeniec traci energię. On nam nic nie może zrobić i odwrotnie. Jesteśmy od siebie oddzielni przepaścią. Starożytni widzący wierzyli, że w chwili gdy energia sprzymierzeńca opada, oddaje on swoją moc człowiekowi. Moc, akurat! Starożytni widzący mieli sprzymierzeńców na tuziny, ale ich moc zupełnie nic nie znaczyła.
Okazało się, że i tu nowi widzący musieli uporządkować chaos pojęć. Odkryli, że jedyną rzeczą, która się liczy, jest nieskazitelność, to znaczy uwolniona energia. Pośród dawnych widzących byli i tacy, którym sprzymierzeńcy uratowali życie, ale nie oznaczało to, że sprzymierzeniec potrafi nas uchronić przed czymkolwiek, to raczej nieskazitelność ludzi pozwoliła im wykorzystać energię innych form życia.
Nowi widzący odkryli także jedną z najważniejszych zasad dotyczących sprzymierzeńców, mianowicie, od czego zależy, czy są oni użyteczni dla człowieka, czy bezużyteczni. Ogromna większość sprzymierzeńców jest bezużyteczna to ci, w których wnętrzu zamknięte są emanacje nie mające odpowiedników w ludzkim kokonie. Są tak rożni od nas, ze stają się zupełnie bezużyteczni. Inni sprzymierzeńcy, bardzo nieliczni, są nam pokrewni przez to, że w ich wnętrzu trafiają się emanacje pasujące do naszych.

Jak można ich wykorzystać?
zapytałem.

Powinniśmy użyć innego słowa, zamiast wykorzystać".
odrzekł don Juan.
Ja bym nazwał to, co zachodzi między widzącymi a użytecznymi sprzymierzeńca mi, sprawiedliwą wymianą energii.

Jak się ta wymiana odbywa?

Dzięki pasującym do siebie emanacjom. Te emanacje naturalnie znajdują się po lewej stronie świadomości człowieka, po tej, której zwykły człowiek nigdy nie używa. Dlatego sprzymierzeńcy są zupełnie odgrodzeni od świata świadomości prawej strony, czyli od strony racjonalnej.
Don Juan wyjaśnił, że pasujące do siebie emanacje tworzą wspólną dla obu stron płaszczyznę. Dzięki temu możliwe jest ustanowienie głębszej więzi, z której korzystają obie formy życia. Widzący korzystają z eteryczności sprzymierzeńców, są oni doskonałymi zwiadowcami i strażnikami. Sprzymierzeńcy potrzebują większego pola energetycznego ludzi, dzięki któremu potrafią się zmaterializować. Doświadczeni widzący bawią się tymi wspólnymi emanacjami, aż skupią na nich całą energię, wówczas zachodzi wymiana. Starożytni widzący nie rozumieli tego procesu i rozwinęli skomplikowane techniki patrzenia po to, by wejść w głębię, którą widziałem, w lustrze.

Dawni widzący używali bardzo wyrafinowanego narzędzia do schodzenia na niższe poziomy.
mówił don Juan.
Była to lina o specjalnym splocie, którą owijali się w pasie. Miękki koniec liny nasączony był żywicą i wchodził do pępka jak zatyczka. Widzący miał jednego lub więcej pomocników, którzy trzymali linę, gdy on zatracał się w patrzeniu. Naturalnie wpatrywanie się bezpośrednio w odbicie w głębokim, czystym stawie lub jeziorze wciąga o wiele bardziej i jest niebezpieczniejsze niż to, co robiliśmy z lustrem.

Ale czy rzeczywiście schodzili w głąb fizycznie?'
zapytałem

Zdziwiłbyś się, do czego zdolni są ludzie, szczególnie, jeśli potrafią kontrolować świadomość. Dawni widzący byli szaleńcami. W swoich wycieczkach w głębiny znaleźli cuda. Dla nich spotkania ze sprzymierzeńcami były codziennością.

Oczywiście do tej pory powinieneś już rozumieć, ze głębia" to tylko metafora. Nie istnieje żadna głębia, tylko posługiwanie się świadomością. Ale dawni widzący nigdy tego nie zrozumieli.
Powiedziałem don Juanowi, że na podstawie jego opowiadania o doświadczeniu ze sprzymierzeńcem oraz własnych odczuć, gdy poczułem wielką siłę sprzymierzeńca w wodzie, doszedłem do wniosku, iż oni są bardzo agresywni.

Właściwie nie.
odrzekł.
Co prawda mają dość energii, by okazywać agresję, ale jest to energia innego rodzaju. Bardziej przypominają oni prąd elektryczny. Organiczne istoty są podobniejsze do fal ciepła.

Ale dlaczego sprzymierzeniec ścigał cię tak długo?
zapytałem.

Nie ma w tym nic zagadkowego. Sprzymierzeńców przyciągają emocje. Najbardziej przyciąga ich zwierzęcy strach; wyzwala energię, która im odpowiada. Taki strach porusza emanacje w ich wnętrzu. Ponieważ bałem się przez cały czas, sprzymierzeniec podążał za moim strachem, który działał na niego jak przynęta. Sprzymierzeniec połknął haczyk i nie potrafił się uwolnić.
Odkrycie, że sprzymierzeńcy najbardziej ze wszystkiego lubią zwierzęcy strach, także było zasługą dawnych widzących. Posuwali się oni nawet do tego, że świadomie straszyli innych ludzi, by nakarmić sprzymierzeńców ich śmiertelnym przerażeniem. Dawni widzący byli przekonani, że sprzymierzeńcy mają ludzkie uczucia, nowi jednak zobaczyli to inaczej. Odkryli, że sprzymierzeńców przyciąga energia wyzwalana przez emocje; równie skuteczna jest miłość, a także nienawiść i smutek.
Don Juan dodał, że gdyby wtedy czuł do sprzymierzeńca miłość, ten i tak poszedłby za nim, choć nastrój pościgu byłby inny. Zapytałem, czy sprzymierzeniec przerwałby pościg, gdyby don Juanowi udało się opanować strach. Odrzekł, że kontrolowanie strachu było sztuczką używaną przez dawnych widzących. Nauczyli się kontrolować emocje do tego stopnia, że potrafili podzielić je na porcje. Chwytali sprzymierzeńców na przynętę własnego strachu i wydzielając go po trochu, jak jedzenie, trzymali schwytane istoty w niewoli.

Dawni widzący byli przerażającymi ludźmi
ciągnął don Juan.
Nie powinienem właściwie mówić tego w czasie przeszłym
oni są przerażający nawet dzisiaj. Ich celem była władza, panowanie nad wszystkimi i wszystkim.

Nawet dzisiaj, don Juanie?
powtórzyłem, próbując go skłonić do dalszych wyjaśnień.
Zmienił temat mówiąc, że straciłem okazję do przeżycia bezmiernego strachu, a to dlatego, że niewątpliwie sposób, w jaki uszczelniłem ramę lustra smołą, sprawił, że woda nie dostała się za szybę. Jego zdaniem właśnie dzięki temu sprzymierzeniec nie potłukł lustra.

Szkoda
powiedział.
Może ten sprzymierzeniec nawet by ci się spodobał. Swoją drogą, to nie był ten sam, co poprzedniego dnia. Ten drugi doskonale do ciebie pasował.

A czy ty nie masz swoich sprzymierzeńców, don Juanie?
zapytałem.

Jak wiesz, mam sprzymierzeńców mojego dobroczyńcy. Ale nie mogę powiedzieć, żebym żywił do nich podobne uczucia jak on. On był łagodnym, ale pełnym namiętności człowiekiem, który hojnie rozdawał wszystko, co miał, włącznie ze swoją energią. Kochał swoich sprzymierzeńców. Dla niego nie stanowiło problemu udzielanie im swojej energii, by mogli się materializować. Jeden z nich potrafił nawet przybierać groteskową ludzką postać.
Don Juan powiedział, że ponieważ on sam nie przykłada wielkiej wagi do sprzymierzeńców, nigdy nie dał mi okazji do wejścia w bliższy kontakt z nimi, choć jemu samemu dobroczyńca dał taką okazję już wtedy, gdy don Juan dochodził do siebie po postrzale w pierś. Dopiero co wyrwał się ze szponów małego tyrana i podejrzewał, że wpadł w kolejną pułapkę. Miał zamiar poczekać kilka dni, aż odzyska siły, a potem uciec wykorzystując chwilę nieobecności starego człowieka. Starzec musiał jednak Przejrzeć jego myśli, bo pewnego dnia szepnął do niego Konspiracyjnie, że powinien wyzdrowieć jak najszybciej, a wtedy obydwaj będą mogli spróbować ucieczki od prześladowcy, który go zniewolił. Trzęsąc się ze strachu i bezradności, starzec otworzył drzwi na oścież i do domu wpadł olbrzymi człowiek z twarzą ryby. Pojawił się tak błyskawicznie, jakby wcześniej podsłuchiwał za drzwiami. Miał szarozielony kolor, jedno wielkie oko pozbawione powieki i był wielki jak drzwi. Don Juan zemdlał ze zdumienia i przerażenia. Wiele lat musiało minąć, by przezwyciężył ten lęk.

Czy twoi sprzymierzeńcy przydają ci się do czegoś, don Juanie?
zapytałem.

To bardzo trudne pytanie. W pewien sposób kocham tych, których dał mi mój dobroczyńca. Potrafią oni odpowiadać niezwykłym uczuciem. Ale nie rozumiem ich. Dostałem ich dla towarzystwa, na wypadek, gdybym kiedyś zabłąkał się samotnie w olbrzymiej przestrzeni emanacji Orła.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
207 06
Tech tech chem11[31] Z5 06 u
srodki ochrony 06[1]
06 (184)
06
06 (35)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14

więcej podobnych podstron