Ciemny jak grob Malcolm Lowry id 2035745


MALCOLM LOWRY


CIEMNY JAK




W KTÓRYM

SPOCZYWA

MÓJ

PRZYJACIEL

(fragment)

przełożyła

MARIA BOŻEN NA FEDEWICZ



Nagle drzwi frontowe stuknęły lekko i strach zakołatał w mózgu Sigbjorna. Na palcach wszedł do niszy w jadalni, zastygł na chwilę w przerażeniu przy butelce teąuili, po czym wyjrzał przez okno we wnę-

ce (dom zdawaÅ‚ siÄ™ dzisiaj mieć tych maÅ‚ych wnÄ™k wiÄ™cej niż zwykle): to byÅ‚ Eddie â€" Eduardo Kent

â€" i otworzyÅ‚ cicho drzwi, kÅ‚adÄ…c palec na ustach.

Eddie był najwyraźniej zupełnie zalany, perfectamente borracho.

â€" ZobaczyÅ‚em Å›wiatÅ‚o, wiÄ™c pomyÅ›laÅ‚em, że może nie Å›picie. Wiem, że czÄ™sto czytacie tu oboje do późna w nocy a zapraszaliÅ›cie, żebym kiedyÅ› wpadÅ‚.

â€" Primrose Å›pi.

â€" No to zejdź i napijemy siÄ™.

Sigbjorn wstrzymał oddech na chwilę.

Gdybyż była rozsądna i odnosiła się do jego picia tak, jak druga żona Dostojewskiego do hazardu.

Przecież miał kiedyś na tym zyskać. Największa siła równa się największej słabości. Lub, zastanowił

siÄ™, uÅ›wiadamiajÄ…c sobie jednoczeÅ›nie, że wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚ zadać to pytanie, na które teraz Eddie z satysfakcjÄ… odpowiedziaÅ‚ twierdzÄ…co, â€Å›Czy to coÅ› ważnego?", mógÅ‚by jÄ… zapytać â
â€" â€Å›Czy masz coÅ› przeciwko temu?", a ona mogÅ‚aby odpowiedzieć: â€Å›Nie, kochanie, oczywiÅ›cie, że nie, idź i baw siÄ™ dobrze".

Mogłaby, ale to by ją obudziło.

Sigbjorn schwyciÅ‚ szybko zza drzwi swój pÅ‚aszcz z irlandzkiego tweedu, Man of Aran â€" nikt poza nim nie wiedziaÅ‚, co znajdowaÅ‚o kryjówkÄ™ w tych obszernych kieszeniach â€" ten pÅ‚aszcz urato-wany z pożaru, z którego nie zdoÅ‚aÅ‚ uratować Pustym frachtem1 â€" i wÅ‚ożyÅ‚ go na piżamÄ™, po czym 1 Pustym frachtem (In Ballast, a wÅ‚aÅ›ciwie In Ballast to Ihe White Sea) to powieść Lowry'ego, które] i-Ä™kopis spÅ‚onÄ…Å‚ w czasie poza-205



zostawiając drzwi uchylone, by nie słyszano, jak bę-

dzie wracał, i przelotnie zaledwie pomyślawszy o mo-

żliwości kradzieży, schodami z czerwonej gliny zszedł

za Eddiem z wieży, wieży Laruelle'a: Sigbjorn poczuÅ‚ ból w sercu, gdy mijali stojÄ…cy na parapecie gar-nek z wypalanej gliny, w którym Primrose wystawiaÅ‚a co noc przegotowanÄ… wodÄ™, by wystygÅ‚a, i pchnÄ™li furtkÄ™, która trzaskaÅ‚a caÅ‚ymi nocami â€" pozostaÅ‚ość po ostatnim lokatorze przed Eddiem: za-pewne w przekonaniu, że któregoÅ› piÄ™knego dnia furtka może siÄ™ przydać, Sigbjorn nie usunÄ…Å‚ jej do-tÄ…d mimo pozwolenia seÅ„ory Trigo; na dole musieli przeskoczyć kaÅ‚użę powstaÅ‚Ä… po przelaniu siÄ™ wody ze zbiornika na pÅ‚askim dachu; zwykle byÅ‚ tam także prawdziwy wodospad, ale dzisiejszej nocy ustaÅ‚.

â€" Która godzina? â€" zapytaÅ‚ Sigbjorn, który zapomniaÅ‚ zegarka i odwróciÅ‚ siÄ™, by spojrzeć przez otwarte bramy Quinta Dolores na ulicÄ™ Ziemi Ogni stej, zupeÅ‚nie opustoszaÅ‚Ä… pomimo haÅ‚asu z posady, miÅ‚osnych zalotów psów i samotnej, oszoÅ‚omionej, melancholijnej i przerażajÄ…cej starej kobiety, ktojÄ…-

cej na rogu Calle Nicaragua â€" w rzeczywistoÅ›ci Calle Humboldt â€" pod jedynÄ…, sÅ‚abo Å›wiecÄ…cÄ… latarniÄ… ulicznÄ…. Krzyżówka.

â€" Dochodzi jedenasta... Co za piekielny ha Å‚as... Nie rozumiem, jak ktoÅ› może spać.

â€" Dopiero? â€"â
spytał Sigbjorn, myśląc bez związku, że wobec tego pociąg powinien niedługo od-I

jechać. -â€" Nie zamknÄ…Å‚eÅ› chyba tak wczeÅ›nie?

j

â€" Teraz, jak mam pomoc, wcale nie zamykam na noc. MyÅ›laÅ‚em, że ci mówiÅ‚em. Ale, co z tobÄ…?

Słyszałem, że ostatnio nie było najlepiej.



<

___

___ |

ru jego domu w Dollaiton w Kolumbii Brytyjskiej â€Ã³ Rigaudon pija-

\ k,a to SUacony weeKend Charlesa Jacksona, bestseller, który do-I starczył scenariusza do głośnego filmu pod tym samym tytułem;

\ Dolina clenia śmierci to oczywiście Pod wulkanem (przyp. tłum.)

\

â
i

206



I



â€Ã³â€" ByÅ‚o ze mnÄ… trochÄ™ kiepsko.

â€" To nie ta stara sprawa, mam nadziejÄ™.

â€Ã³â€"â€Ã³ Stara? Jaka... nie. Nie ta stara sprawa, dziÄ™ki Bogu. Nawiasem mówiÄ…c, to bardzo sprytne, że widziaÅ‚eÅ› Å›wiatÅ‚o w wieży.

â€" Dlaczego?

â€" Bo go nie byÅ‚o.

â€" To musiaÅ‚ być księżyc. Popatrz sam, wy glÄ…da jakby tam byÅ‚o Å›wiatÅ‚o.

Szli podjazdem, przez upiorny ogród, mijając upiorną fontannę z gnomami, przyćmione światło tylko w pokoju biednego doktora Parragasa, który nie miał nigdy żadnych pacjentów, i upiorny samochód doktora Hippolyte'a, który miał ich zbyt wielu, w tym, ostatnio, samego Sigbjorna (który, zdaniem doktora Hippolyte'a, nie cierpiał nigdy na żadną do-legliwość poważniejszą niż żylaki, leczone z tak dobrym wynikiem, że Sigbjorn mógł znów chodzić bez trudności), tragiczne światło upiornej skrzynki na listy, gdzie wrzucano jedynie rozpacz, podczas gdy Sigbjorn obejmując spojrzeniem sylwetki aniołów na domu seńory Trigo, stanowiących dopełnienie tych, które usunięto z ich wieży, zastanawiał się, czy teraz nie istniały już one tylko w jego książce, czy też zostały gdzieś przeniesione; zeszli z szorstkiego murku na ciemny, mały, wilgotny trawnik, do otaczającego bungalow Eddiego ogrodu, obramowanego poinset-tiami, z pokrytym liśćmi basenem, w którym księżyc pływał pod wodą; weszli do bungalowu i Eddie zapalił

światło.

â€" Jest teraz za duży dla mnie.

â
â€" ZauważyÅ‚em, że zabrali ci drabinÄ™ â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn. â€" Ale może nie chodzisz czÄ™sto na dach.

â€" Na Boga, po co miaÅ‚bym chodzić? â€" Sig bjorn czuÅ‚, jak Eddie wpatruje siÄ™ w niego swymi 207



brÄ…zowymi oczyma. Potem rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™. â€" Ach, wiem, o co ci chodzi. Nie, nie mogÄ™ znieść za dużo sÅ‚oÅ„ca. Gdybym siedziaÅ‚ tam na sÅ‚oÅ„cu caÅ‚y dzieÅ„ jak wy, umarÅ‚bym w ciÄ…gu tygodnia.

â€" Ja też nie â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn z roztarg-nieniem, rozważajÄ…c nie bez przyjemnoÅ›ci, jak dzi-waczne byÅ‚o to, że w tych okolicznoÅ›ciach sprawiaÅ‚

wrażenie kogoś, kto zdrowo wyleguje się na słońcu cały dzień, podczas gdy prawda wyglądała tak, że zaledwie pięć dni temu próbował się zabić. Eddie wyszedł znów na werandę i do kuchni, znajdującej się na końcu werandy od strony wieży, by przynieść szklanki, więc Sigbjorn począł kontemplować butelkę whisky Four Roses na stole.

Nagle z doliny dobiegÅ‚ przeraźliwy odgÅ‚os gwizdu i zawodzenia. ByÅ‚ to ważny maÅ‚y pociÄ…g â€"

Sigbjorn poczuÅ‚ ukÅ‚ucie miÅ‚oÅ›ci, bo Primrose kochaÅ‚a ten pociÄ…g â€" ten, który Å‚oskotem i sapaniem, niosÄ…cym siÄ™ chyba aż do Popocatepetla i powracajÄ…cym ze zdwojonÄ… siÅ‚Ä…, przyjeżdżaÅ‚ na stacjÄ™ w Cuernavace codziennie o ósmej dwadzieÅ›cia â€" niewÄ…tpliwie sÅ‚yszaÅ‚ go wczeÅ›niej w swych dzikich snach â€" a odjeż-

dżaÅ‚ o jedenastej (trzeba byÅ‚o czterech godzin, by dojechać nim do Mexico City); byÅ‚a to ta krÄ™ta, samo-lubna, maÅ‚a linia kolejowa z jego powieÅ›ci â€" to wÅ‚a-

Å›nie tym pociÄ…giem Hugh miaÅ‚ odjechać do Vera Cruz. I oto byÅ‚ â€" czuug! czuug! czuug! czuug! Po-ciÄ…g w blasku księżyca na torach w blasku księżyca, wÅ›ród kaktusów w blasku księżyca, pod obÅ‚Ä…kaÅ„czy-mi górami w blasku księżyca. No, w każdym razie kiedy bÄ™dÄ… z Primrose wracać, nie pojadÄ… po-ciÄ…giem, polecÄ… znów samolotem, jeÅ›li bÄ™dzie ich na to stać. Dostojewski (r mógÅ‚ byÅ‚ pocieszyć siÄ™ przypominajÄ…c sobie, o czym dotychczas nie pamiÄ™taÅ‚, że tamten także zamierzaÅ‚ kiedyÅ› napisać książkÄ™ o piciu, która miaÅ‚a siÄ™ nazywać Pijaczkowie, a która 208



zmieniÅ‚a siÄ™ w ZbrodniÄ… i karÄ™, i bohaterem jej zostaÅ‚ nie Marmieladow, lecz Raskolnikow â€" syn Pul-

Ä…uerii), wiÄ™c Dostojewski okreÅ›liÅ‚ lata swoich podróży jako â€Å›gorsze niż zesÅ‚anie na SyberiÄ™". I doprawdy, cóż dla niego mogÅ‚o być lepszego od Syberii? â
â€"â
po-myÅ›laÅ‚ Sigbjorn. Do diabÅ‚a, on sam mógÅ‚ wzbudzić w sobie coÅ› w rodzaju zastÄ™pczej nostalgii za SyberiÄ…: wielkopaÅ„skÄ… SyberiÄ…. Å»adnych obowiÄ…zków, i po co obawiać siÄ™ â€Å›nadzoru", gdy galopuje siÄ™ po stepach z prokuratorem okrÄ™gowym, zakochuje w żonie kapi-tana Isajewa, pÅ‚ywa w Irtyszu o wysoMch brzegach z tym samym prokuratorem okrÄ™gowym, anielskim baronem Wranglem, lub podlewa kwiaty w baweÅ‚-

nianej koszuli, a potem wraca do swego pokoiku bez okien, czarnego od dymu, by pisać tÄ™ piekielnÄ… scenÄ™ ze WspomnieÅ„ z domu umarÅ‚ych, gdzie ci biedni Å»ydzi i Polacy, wyjÄ…c, wymiotujÄ…c i brzÄ™czÄ…c kajda-nami, wydobywajÄ… siÄ™ wciąż wyżej i wyżej z trujÄ…cej pary; później odgarnia siÄ™ Å›nieg i izuca Å›nieżka-mi â€"-w razie potrzeby można byÅ‚o nawet rzucić w policjanta â€" lub pracuje w alabastrze: to byÅ‚o idealne życie, zwÅ‚aszcza dla pisarza, tym bardzie] że nie pozwalajÄ…c drukować ani sÅ‚owa, oszczÄ™dzano ci ustawicznej mÄ™ki odmowy. -Oczy Sigbjorna poszuka-

Å‚y znów upiornej pomaraÅ„czowej skrzynki na listy i wÅ‚aÅ›nie postÄ…piÅ‚ nieco w kierunku â€Å›Four Roses", kiedy wróciÅ‚ Eddie.

â€" Czin-czin.

â€" Lhiat myr hoillin!

â€" Co to znaczy?

â
â€"â
Oby ci siÄ™ wiodÅ‚o tak, jak na to zasÅ‚ugu-jesz... Jak tam interes? â€" spytaÅ‚ Sigbjorn, chicho-czÄ…c wewnÄ™trznie z uprzejmego spojrzenia, jakim Eddie przyjÄ…Å‚ jego odezwanie siÄ™ po gaelicku.

â€" Podupada... To z powodu mleka. Nie mo gÄ™ już dostać Å›wieżego mleka z mleczarni.

14 â€" Literatura na Å›wiecie 209



â
â€" Primrose siÄ™ zmartwi. Ale nie wiedziaÅ‚em, że opierasz swoje zyski na mleku.

â€" I nie mogÄ™ zatrzymać moich dziewczyn.

â€" Kto może? Tut, tut, kto może? ZresztÄ…...

W końcu... To nic nowego. Dlaczego nie kupisz pul-

Ä…uerii i nie wywiesisz tabliczki â€Å›Tu mówi siÄ™ po an gielsku" â€Ã³â€"â
zaproponował. Sigbjorn myślał znów 0 Dostojewskim.

â€" PulÄ…uerii! Jezus Maria, Józefie Å›wiÄ™ty!

â€" MówiÄ™ poważnie. Wszystkie pulÄ…uerie tu taj sÄ… peÅ‚ne od rana do nocy, co najmniej wesoÅ‚e, gi tary brzdÄ…kajÄ… caÅ‚y czas, i tanie â€" odprawiaÅ‚byÅ› od drzwi tysiÄ…ce Amerykanów. I nie musiaÅ‚byÅ› siÄ™ tro szczyć o mleko, żeby zarobić.

â€"â
Policja nie pozwoliłaby na to.

â€" Ale czyż ty nie jesteÅ› policjÄ…?

â€"â
Mam pozwolenie na dwadzieÅ›cia automa-tów... I sprowadzam grajÄ…cÄ… szafÄ™ â€" powiedziaÅ‚ po-ważnie Eddie i Sigbjornowi wydaÅ‚o siÄ™, że w jego gÅ‚osie zabrzmiaÅ‚a uraza. Eduardo Kent, piÄ™ciokrotnie żonaty, uważany za mordercÄ™, kanciarz (â€Å›JeÅ›li czegoÅ› nienawidzÄ™, to kanciarzy" â€" zwykÅ‚ powtarzać), byÅ‚

także, o ile mu wierzyć, policjantem (â€Å›Używam tej restauracji po prostu dla zamydlenia oczu â€" no, nie tylko â€" to brzmi trochÄ™ gÅ‚upio, nie?"), szefem poli-cji sÄ…dowej w Cuernavaca, którego praca polegaÅ‚a częściowo na zwalnianiu za kaucjÄ… amerykaÅ„skich turystów z wiÄ™zienia, a częściowo na tropieniu morderców, oraz hodowcÄ… nagradzanych goździków â€" za-jÄ™cie uboczne, którego^niestosowność byÅ‚a tylko nie-zupeÅ‚na etymologicznie, \gdyż, jakkolwiek brzmi to nieprawdopodobnie, angielska nazwa goździka po-chodzi od carne â€" podczas gdy na boku prowadziÅ‚

również hałaśliwą, niewygodną klitkę na placu La Universal, której klientelą byli głównie Amerykanie 1 gdzie podawał drogie hamburgery, przyrządzane 210



przez niego samego trzęsącymi się rękami. Primrose i Sigbjorn, którzy kupowali tam agua salice i mleko, chociaż nie alkohol, ponieważ był zbyt drogi, ogro-mnie go lubili i w gruncie rzeczy to dzięki niemu wła-

śnie sprowadzili się do Quinta Dolores.

Sigbjorn słyszał kiedyś pewną historię o Eddiem. Swego czasu, gdy miał dziewiętnaście lat, zobaczył w Puebla kobietę przejechaną przez tramwaj, który odciął jej obie nogi. Zgodnie z przepisami nikt nie chciał nic zrobić i właśnie to zagadnienie prawne

â€" a sam Sigbjorn udramatyzowaÅ‚ podobnÄ… scenÄ™ â€"

dało początek całej historii. Eddie rzucił się do po-bliskiej tiendity, kupił kłębek sznura i zatamował

krew, Å›ciskajÄ…c nim kikuty biednej kobiety. Nie uszedÅ‚ prawu, nawet za to, aczkolwiek sÄ™dzia po-chwaliÅ‚ go za humanitaryzm. WÅ‚aÅ›ciwie tym, co Sigbjorna Å‚Ä…czyÅ‚o z Eddiem, byÅ‚ nadmiar fikcji w ich życiu: a jednak, choć to dziwne, Sigbjorn byÅ‚ przeko-nany, że ta historia byÅ‚a prawdziwa â
â€" już choćby dlatego, że sam Eddie jeszcze mu jej nie opowiadaÅ‚.

â€" PrzyszedÅ‚eÅ› już do siebie po Taxco? â€"

z uÅ›miechem zapytaÅ‚ Eddie po chwili, kiedy zasiedli już do â€Å›Four Roses".

â€" To zależy, co rozumiesz przez przyjÅ›cie do siebie. â€" Helen i Guido nie mogÄ… jeszcze ochÅ‚onąć.

Powiedzieli, że jesteÅ›cie po prostu najszczęśliwszÄ… parÄ…, jakÄ… w życiu spotkali. â€" Sigbjorn pociÄ…gnÄ…Å‚ du ży Å‚yk. â€" To zawsze przyjemnie usÅ‚yszeć.

â€" ByÅ‚em żonaty pięć razy... Mam dwudzie stoletniego chÅ‚opaka, a pierwszy raz ożeniÅ‚em siÄ™, jak miaÅ‚em dwadzieÅ›cia lat, to znaczy, że mam... czter dzieÅ›ci, nie?

â€" Niekoniecznie. Niemniej wierzÄ™ ci na sÅ‚owo.

â€" A przecież nie mogÄ™ powiedzieć, żebym byÅ‚

kiedykolwiek tak znowu bardzo szczęśliwy, zawsze 211



to czy tamto, no wiesz â€" ciÄ…gnÄ…Å‚ Eddie w zamyÅ›leniu.

â€" Ale to prawdziwa przyjemność być z wami. Tak, to wÅ‚aÅ›nie lubiÄ™: widzieć, że ludzie sÄ… szczęśliwi!

Sigbjorn pomyślał, jak naprawdę mało szczęś-

liwa była biedna Primrose w czasie tej wycieczki do Taxco z Eddiem.

â€" Nie wiem, czy ty zdajesz sobie sprawÄ™, w co nas wpakowaÅ‚eÅ›, kiedy znalazÅ‚eÅ› Primrose to miejsce dla nas â€" powiedziaÅ‚.

â€" Twoja żona powiedziaÅ‚a, że chciaÅ‚aby wy nająć mieszkanie tu, w Cuernavaca. LubiÄ™ to miej sce, znam angielski, wiÄ™c przyprowadziÅ‚am jÄ… wte dy tutaj, a ona powiedziaÅ‚a: â€Å›Nie wierzÄ™ wÅ‚asnym oczom".

â€" Nie powiedziaÅ‚a ci dlaczego.

â€" DotÄ…d nie bardzo wiem, o co chodzi. ByÅ‚eÅ› tu przecież? A może ma to coÅ› wspólnego z tÄ… książ kÄ…, którÄ… pisaÅ‚eÅ›?

â€" I jedno i drugie, w pewnym sensie. Mó wiÅ‚em ci, że byÅ‚em tu dziesięć lat temu. To znaczy, niedokÅ‚adnie... ChwileczkÄ™, teraz jest styczeÅ„ 1946.

Byłem tu od września 1936 do końca lipca 1938.

â
â€" Ale nie w tym domu?

â€" Nie, chciaÅ‚em powiedzieć, że byÅ‚em tu, w Meksyku â€" odparÅ‚ Sigbjorn. â€" Chociaż część cza su spÄ™dziÅ‚em w Cuernavaca. WÅ‚aÅ›ciwie wiÄ™kszość cza su. MieszkaÅ‚em tam dalej na Calle Humboldt. Nie wiem, czy wiedziaÅ‚byÅ›, który to dom, zresztÄ… i tak zmienili numer. â€" Sigbjorn zamilkÅ‚ na chwilÄ™, wspominajÄ…c, jak ostatnio zabraÅ‚ Primrose, by po kazać jej dom Konsula, numer 65, teraz 55, 52

w książce; furtkę naprawiono, bougainvillee wciąż tam rosły, na podjeździe pracował ogrodnik i zdziwił

się, gdy nagle rozmyślili się i wyszli nie oglądając się ani razu za siebie, chociaż rzucili potem ukradkowe spojrzenie z drugiej strony barranca. Dom wydawał

212



siÄ™ nie zmieniony poza dobudowanym skrzydÅ‚em. â€"-

Nigdy noga moja nie postała w Quinta Dolores, dopó-

ki Primrose nie przyprowadziÅ‚a mnie tu miesiÄ…c te-mu i nie powiedziaÅ‚a: â€Å›Oto niespodzianka dla ciebie".

Z drugiej strony, przez to, że mieszkałem na tej ulicy i pisałem o niej, znałem ją tak dobrze, jakby to był mój własny dom. Oczywiście nie nazywała się wtedy Quinta Dolores.

â€" Nie bardzo rozumiem â€"â
wtrącił Eddie.

â€" MówiÄ…c â€Å›dom", miaÅ‚em na myÅ›li wieżę â€"

powiedziaÅ‚ Sigbjorn â€" tam, gdzie mieszkamy teraz w Primrose. Wieże byÅ‚a tu i wtedy, wÅ‚aÅ›ciwie tylko jÄ… można byÅ‚o zobaczyć z ulicy. Ale o ile wiem, nie byÅ‚o tam wtedy żadnych pokojów do wynaiÄ™cia. Na leżaÅ‚a do jakiegoÅ› artysty i sÄ…dziÅ‚em, że dolna jej część to pracownia, bo byÅ‚a oszklona.

â€" To byÅ‚ pewnie brat seÅ„ory Trigo, ale już nie żyje.

â€"â€Ã³ Dawniej â€" ciÄ…gnÄ…Å‚ Sigbjorn, na wpół do siebie, przyjmujÄ…c Bohemios i przechadzajÄ…c siÄ™ niespokojnie â€"â
były tam dwie wieże z rodzajem ga-leryjki łączącej je na dachu, i na tej, której chyba używano jako mirador, były różne anioły i inne okrągłe fig ury z piaskowca. Te zab awn e okna w kształcie szewronu wciąż istnieją, ale pod nimi był

także napis złotymi literami, który można było od-czytać z ulicy. Chyba zburzyli jedną z tych wież, chociaż zauważyłem, że niektóre anioły pojawiły się znowu na domu seńory Trigo.

â
â€"â€Ã³ WiÄ™c wieża daÅ‚a ci natchnienie? â€" powiedziaÅ‚ Eddie. â€" RozpaliÅ‚a twojÄ… wyobraźniÄ™, czy jak to siÄ™ mówi?

â€" Albo moja wyobraźnia rozpaliÅ‚a wieżę...

Tylko że niestety to nasz dom w Kanadzie spÅ‚onÄ…Å‚: ale to inna historia... ChciaÅ‚em tylko powiedzieć, że z jakichÅ› tam powodów l^T^em jednej z moich postaci mieszkać w tej przeklÄ™tej wieży. A także jedna z najważniejszych scen w książce odbywa siÄ™ wÅ‚aÅ›nie tam â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn â€"â
scena, kiedy mój bohater musi wybrać, ujmując to raczej głupio, między życiem a śmiercią. A teraz sam tam mieszkam...

Eddie zmrużyÅ‚ swe oczy krupiera i czy dlatego, że zainteresowaÅ‚o go to, co powiedziaÅ‚ Sigbjorn, bo powtórzyÅ‚ za nim: â€Å›A teraz sam mieszkasz w tym przeklÄ™tym miejscu, eh?", czy też na skutek jakichÅ› wÅ‚asnych myÅ›li wywoÅ‚anych przez jego sÅ‚owa, dodaÅ‚

sentencjonalnie: â€" To siÄ™ nazywa zbieg okolicznoÅ›ci, co?

â
â€" Lub jeszcze gorzej.

â€"â
Co to za książka? Coś w rodzaju powieści kryminalnej?

â€"â
Pożyczę ci... Mam ze sobą rękopis, ale po-

życzyłem go Hippolyte'owi. Ale, chciałem cię o coś zapytać. Przecież mam to ze sobą, o czym ja myślę?

â€" Sigbjorn wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni zmiÄ™tÄ… kartkÄ™ pa-pieru.

Eddie przybraÅ‚ ważnÄ… minÄ™, wÅ‚ożyÅ‚ okulary i przeczytaÅ‚ â€" ,,lLe gusta este jardini Que es suyo?

iEvite que sus Mjos lo destruyan!" Nie, tu jest błąd.

â€" Ależ ja to przepisaÅ‚em. Nawiasem mówiÄ…c, jak byÅ› to przetÅ‚umaczyÅ‚?

â€" Podoba ci siÄ™ ten ogród, który jest twój?

Nie pozwól, by twoje dzieci go zniszczyły!

Sigbjorn zajrzaÅ‚ Eddiemu przez ramiÄ™. â€"

Przecież przepisałem to dokładnie z tabliczki w Oaxaca.

â€" No, to sprawÄ™ tÅ‚umaczy... Musisz to po prawić.

â€" To zmienia wszystko... Teraz widzÄ™, że to idiotyczny bÅ‚Ä…d, ale przez co najmniej osiem lat nig dy nie przyszÅ‚o mi do gÅ‚owy, że to mogÅ‚


kolwiek innego niż â€Å›Podoba ci siÄ™ ten ogród? Dlaczego jest on twój? WypÄ™dzamy tych, którzy niszczÄ…!"

â€" To nie ma nic wspólnego z wypÄ™dzaniem.

â€" Chociaż, to mi nasuwa pomysÅ‚... BÄ™dÄ™ mu siaÅ‚ to zmienić, oczywiÅ›cie. Ale mój Konsul mógÅ‚ na poczÄ…tku myÅ›leć, że to znaczy wÅ‚aÅ›nie to. Tak, widzÄ™, że tak byÅ‚oby jeszcze lepiej.

â€"â€Ã³ Musisz to poprawić. Inaczej to bez sensu.

â€Ã³â€"â
A potem ktoś inny może to przetłumaczyć dobrze. Będzie z tym cholernie dużo kłopotu, ale wi-dzę, że prawdziwe tłumaczenie jest nawet gorsze.

â€Ã³â€"â
Przedtem powiedziałeś, że lepsze.

â
â€"â
To znaczy bardziej znaczÄ…ce i straszliwe

â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn skÅ‚adajÄ…c kartkÄ™. â€" DziÄ™kujÄ™, Eddie, mogÄ™ sobie nalać?

â
â€"â
Po to przecież jest butelka â€" odparÅ‚ Eddie zdejmujÄ…c okulary. Piosenka buchnęła nagle z po-bliskiej posady. â
â€" Ale chciaÅ‚bym wiedzieć... powiedz mi teraz, o czym jest ta książka â€" poprosiÅ‚ napeÅ‚-

niajÄ…c ponownie swojÄ… szklankÄ™.

â€" Głównie o piciu â€"â€Ã³ odrzekÅ‚ Sigbjorn Wilderness.

â€" OczywiÅ›cie ja o tym nic nie wiem. Wstyd powiedzieć, ale wypijam butelkÄ™, tak, butelkÄ™ Ber-reteaga dziennie. Nigdy pijany. Nigdy kaca â€" po wiedziaÅ‚ Eddie.

â€" Primrose i ja wypijamy tylko litr koniaku

â€" stwierdziÅ‚ Sigbjorn siedzÄ…c na parapecie z rÄ™koma splecionymi na kolanach i spoglÄ…dajÄ…c na oÅ›wietlonÄ… księżycem wieżę â€" i mamy kaca.

A jednak nastrój przygnÄ™bienia opuÅ›ciÅ‚ go teraz i poczuÅ‚, jak ogarnia go niemal ekstaza poÅ‚Ä…czona z pewnego rodzaju chorobliwÄ… dumÄ…, gdy patrzyÅ‚ na upiorny ogród, na obÅ‚Ä…kaÅ„czÄ… wieżę w blasku księżyca. â€" Oraz upijamy siÄ™ â€" dodaÅ‚. ByÅ‚o to tak, jak gdyby rzeczywiÅ›cie poruszaÅ‚ siÄ™ w tym, co sam 215



stworzył, i nawet jeśli twór ten był nieudany, uczucie było prawie boskie. Bo czyż doprawdy sam Bóg nie poruszał się w swoim dziele w taki właśnie wid-mowy sposób, i jakże moglibyśmy Go ujrzeć, gdy czujemy niejasno, że w każdej chwili może on wy-kreślić nas całkowicie ze swego dziwnego, ciemnego rękopisu?

â€" Kiedy jÄ… wydadzÄ…?

Sigbjorn potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. â€" Prawdopodobnie nigdy. â€" I wiedziaÅ‚ także, co teraz nastÄ™pi.

â€" OczekujÄ™ egzemplarza z dedykacjÄ…...

Jakże czÄ™sto siedzieli tu z Primrose czekajÄ…c na listonosza, który okazaÅ‚ siÄ™ jego wÅ‚asnym maÅ‚ym listonoszem z rozdziaÅ‚u VI i przez te wszystkie lata nie postarzaÅ‚ siÄ™ ani odrobinÄ™, ten sam dziarski krok, ta sama kozia bródka i ta sama mina czÅ‚owieka przy-noszÄ…cego zawsze niezmiernie ważne wieÅ›ci. A wiadomość z Anglii, odmowa, przyszÅ‚a w Sylwestra, zna-leźli jÄ… w skrzynce po powrocie z Yautepec. â€Å›Pan Wilderness, choć naÅ›laduje sztuczki Joyce'a, Sterne'a, surrealistów i pisarzy strumienia Å›wiadomoÅ›ci, ma nam do zaofiarownia jedynie serce i umysÅ‚ Sir Phili-pa Gibbsa. W dodatku książka jego nieuchronnie przywodzi na myÅ›l cieszÄ…ce siÄ™ ostatnio takim powodzeniem książkÄ™ i film Rigaudon pijaka." A przecież aż do wtedy, do tamtej chwili, jakże piÄ™kny byÅ‚ ten ostatni dzieÅ„ starego roku! Ogromny wysiÅ‚ek wstania rano â€" jak zamierzaÅ‚ też uczynić jutro ze wzglÄ™du na Primrose â€" by zrobić jej prezent ze wspaniaÅ‚ej wycieczki, oglÄ…dane z autobusu zÅ‚ote zboże rozÅ‚ożone na podwórzach, Popo i Ixta pojawiajÄ…ce siÄ™ i zni-kajÄ…ce, a potem samo Yautepec, maÅ‚e miasteczko nie odkryte przez turystów, ogromne biaÅ‚e motyle uno-szÄ…ce siÄ™ w powietrzu jak kwiaty wiatru. A potem rzut oka na patio koÅ›cioÅ‚a, chÅ‚odne, peÅ‚ne cienia i spa-cer wzdÅ‚uż rzeczki. Wracali tacy szczęśliwi, w zatÅ‚o-216



czonym autobusie, i oto odrzucono jego książkÄ™, a do tego jeszcze ta niepotrzebna zniewaga i obietnica przedÅ‚użania napiÄ™cia. Bo odpowiedź z Anglii nie byÅ‚a ostateczna. â€Å›Lecz pomimo to książka moim zdaniem posiada pewne zalety, a zasadnicza jej wada zdaje siÄ™ polegać na tym, że co najmniej dwie trzecie powieÅ›ci jest nieistotne dla głównego wÄ…tku. Autor przeliczyÅ‚ siÄ™ z siÅ‚ami. I chociaż może siÄ™ to spotkać z kpinÄ… z jego strony, proponujÄ™, żeby swojÄ… książkÄ™ przerobiÅ‚, nawet za cenÄ™ ryzyka, że upodobni siÄ™ ona jeszcze bardziej do Rigaudon pijaka, którego tak wy-raźny wpÅ‚yw nosi, i żeby zatrzymać rÄ™kopis do czasu jego odpowiedzi."

Sigbjorn odpisał obszernie, analizując rozdział

po rozdziale i wyjaśniając, że skoro przerabiano ją już dziesięć razy, musi zostać przyjęta lub odrzucona taka, jaka jest. I, ach Boże, ten Sylwester, potem te rakiety zimnych ogni, ten hałas, okropne gwizdy po-ciągu, pijacki koszmar, a jednak, pomimo wszystko, zakończony miłością! A potem jeszcze gorszy koszmar Nowego Roku. Ale po co ktoś miałby chcieć wy-trzeźwieć w Meksyku. Gdybyś nie był pijany tequi~

lÄ… lub mescalem, byÅ‚byÅ› pijany sÅ‚oÅ„cem lub kobalto-wym niebem, Å›wiatÅ‚em księżyca lub wulkanami, chyba że chciaÅ‚eÅ› spać przez caÅ‚y czas! Albo zwario-wać... A zaraz potem nadeszÅ‚y na dodatek zÅ‚e jak zwykle wiadomoÅ›ci z Ameryki, tym razem coÅ› nowego w jÄ™zyku odmowy. AmerykaÅ„ski wydawca, czy re-cenzent, udawaÅ‚ nawet, że przeczytaÅ‚ powieść dwu-krotnie (co mógÅ‚ zrobić nawet o tym nie wiedzÄ…c, jak twierdziÅ‚ Sigbjorn, skoro ta sama firma odrzuciÅ‚a jÄ… wczeÅ›niej, w jej poprzedniej wersji, już w 1940 ). â€Å›WydajÄ™ tÄ™ opiniÄ™ nie dlatego, bym uważaÅ‚, że po prostu nie uda siÄ™ jej sprzedać. Wrażenie jej wtórnoÅ›ci pogÅ‚Ä™biÅ‚o siÄ™ przy ponownej lekturze..."

Wtórności! Chryste, pomyślał znów Sigbjorn w udrę-

217



â€" Nazywam siÄ™ Thorbeard â€" oznajmiÅ‚ gÅ‚Ä™bo kim gÅ‚osem Sigbjorn.

â€" SÅ‚uchaj â€" przerwaÅ‚ znów Eddie. â€"â
Jadę jutro do Acapulco. Pojedźcie ze mną i zapomnijcie o tym wszystkim.

â€" Åšwietny pomysÅ‚ â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn z wahaniem i jak gdyby wbrew sobie oprzytomniaÅ‚

na chwilÄ™. â€" Åšwietny, ale...

PomyÅ›laÅ‚ o Acapulco, ostatni raz byÅ‚ tam â€"

Stanford, oczywiÅ›cie, byÅ‚ tam w 1938, Stanford â€"kiedy wciąż jeszcze nosiÅ‚ ten biaÅ‚y garnitur â€" z czego on byÅ‚, nie z kory â€"â
który Fernando sprzedaÅ‚ mu za pięć pesos w Cuieitlan (â€Å›Moja biedna klacz, teraz bÄ™-

dzie gryzła, gryzła, cały czas gryzła"): Acapulco było jego (jak Ivonne) pierwszym portem meksykańskim w 1936: to właśnie w Acapulco wypił swój pierwszy mescal; pomyślał o mescalu, potem pomyślał

0 Taxco. Gdyby pojechaÅ‚ do Acapulco z Eddie'm, jak pojechali do Taxco â€"â
a chcÄ…c nie chcÄ…c przejeżdżali by przez Taxco; może nawet udaÅ‚oby siÄ™ odkupić tam to Taxco â€" niewÄ…tpliwie byÅ‚oby wiele drinków rano, tyle i wÅ‚aÅ›nie takich, na jakie bÄ™dzie miaÅ‚ ochotÄ™ ju tro, ale o które Primrose bÄ™dzie miaÅ‚a pretensje: z drugiej strony, nie, nie, nie mógÅ‚ tego zrobić. Czyż nie zamierza zabrać Primrose do Oaxaca? Oaxaca!

Bo co tak naprawdÄ™ zapamiÄ™ta Primrose z Taxco â€Ã³â€"

mimo że byli najszczęśliwszÄ… parÄ…, jakÄ… Helen i Guido w życiu widzieli â€" z tego czasu spÄ™dzonego z Eddiem, poza tym, jak dostojnie on, Sigbjorn, upiÅ‚ siÄ™: może dwie wieże katedry, Å›wiatÅ‚o zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ ca najpierw na nich, potem na kopuÅ‚ach (widziane z kawiarni delirium tremens), kobaltowe niebo, zapa dajÄ…cy zmrok, gwiazdy! â€" Mars i Saturn pomiÄ™dzy wieżami, i może Syriusz i Kanopus za nimi, tak, 1 chociaż on ich nie widziaÅ‚, może gwiazdy poprzez palmowe liÅ›cie i Å›wiatÅ‚a miasta w dole z tarasu Vic-220



torii, ale to Eddie pokazywał jej to wszystko, nie on.

TaÅ„czÄ…c Raspa. â€Å›Najszczęśliwsza para jakÄ… znam", powiedziaÅ‚ Guido. A przecież Primrose byÅ‚a â€" w pewnym sensie, oczywiÅ›cie, zawsze w pewnym sensie â€" zaÅ‚amana. Sigbjorn pomyÅ›laÅ‚ o folderze z fo-tografiÄ… mÅ‚odego czÅ‚owieka robiÄ…cego zdjÄ™cia. Z pew-noÅ›ciÄ… nie byÅ‚ to ten rodzaj ideaÅ‚u Taxco. Nie, nie, nie, nie miaÅ‚ zamiaru tak jej rozczarowywać znowu. Poza tym podróże, których sami nie zaplanowali, rzadko

â€Å›wychodziÅ‚y". Byli szczęśliwsi sami.

â€" Nie, obawiam siÄ™, że nie, Eddie. Widzisz, myÅ›lÄ™ o zabraniu Primrose do Oaxaca jutro â€" po wiedziaÅ‚.

â€" Nie możecie jechać do Oaxaca innym ra zem? Mam samochód, wiesz. Jak chcesz dojechać do Oaxaca?

â€" Autobusem stÄ…d, z Cuernavaca.

-â€"â€Ã³ Niemożliwe, musicie pojechać do Mexico City â€" powiedziaÅ‚ Eddie â€" i tam zÅ‚apać pociÄ…g albo autobus. PociÄ…giem jedzie siÄ™ caÅ‚Ä… noc, chociaż ja sam nigdy nie byÅ‚em w Oaxaca, ale tak czy inaczej musicie przejeżdżać przez Puebla.

â€"â
Wszystko to wiem â€"â
Sigbjorn uśmiechnął

się na myśl, że prawdopodobnie widział znacznie wię-

cej Meksyku niż Eddie, który sam będąc Meksyka-ninem, nigdy nie zadał sobie trudu pojechania do Oaxaca, chociaż urodził się w Pueblą, stosunkowo niedaleko stamtąd.

â€" KiedyÅ› dojechaÅ‚em tam pociÄ…giem z Mexico City. Ale ostatniej nocy przeglÄ…daÅ‚em mapÄ™ i wy liczyÅ‚em sobie, że można stÄ…d pojechać do Matamaros autobusem drugiej klasy, a â€Å›tam zÅ‚apać autobus przyjeżdżajÄ…cy z Puebla.

â€" Droga stÄ…d do Cuatla jest okropna. A z Cuatla do Matamaros nie ma nic, co można by w ogóle nazwać drogÄ…. W każdym razie bÄ™dziecie ledwo żywi, 221



zanim dojedziecie tam jednym z tych zatłoczonych autobusów, Żadnemu Meksykaninowi nie przyszłoby to do głowy.

â€" Widocznie przychodzi, bo inaczej autobu sy nie byÅ‚yby tak zatÅ‚oczcme. Nie siedzieliby na da chach tych autobusów do Matamaros, jakie widujÄ™

â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn â€" a w każdym razie to bÄ™ dzie przygoda.

â€" Nie dla mnie!

Sigbjorn poczuł się teraz rozsądnie trzeźwy i zadowolony, że nie dał się odwieść od Oaxaca.

â€" A mam też inny powód, dla którego szczególnie chciaÅ‚bym tam pojechać. Jest pewna postać w mojej książce, nazwaÅ‚em go doktorem Vigilem, istnieje naprawdÄ™, mój bardzo drogi przyjaciel, którego znaÅ‚em, kiedy poprzednio mieszkaÅ‚em tu, w Meksyku, to jest, kiedy byÅ‚em w Oaxaca, bo on jest stamtÄ…d. PiszÄ…c tÄ™ książkÄ™ w Kanadzie pisaÅ‚em do niego kilka razy, ale nie otrzymaÅ‚em odpowiedzi

â€" wszystkie listy odsyÅ‚ano z powrotem.

â€" Zobacz, kto przyszedÅ‚.

BiaÅ‚a postać byÅ‚a doktorem Hippolytem we wÅ‚asnej osobie, co można byÅ‚o rozpoznać z daleka, a teraz szedÅ‚ ku nim przez trawnik, z pakunkiem pod pachÄ…, a gdy siÄ™ zbliżyÅ‚, Sigbjornowi wydaÅ‚o siÄ™, że sÅ‚yszy dźwiÄ™k bÄ™bnów â€" sÅ‚yszaÅ‚ rzeczywiÅ›cie, choć nie byÅ‚y to bÄ™bny voodoo. Doktor Hippolyte byÅ‚

Haitańczykiem, niegdyś charge d'affaires w Meksyku, ale z jakichś powodów nie wyjechał i wciąż mieszkał w Cuernavaca, olbrzymi Murzyn, cały w klasycz-nej bieli poza czarnym krawatem; wraz z nim przy-była jak gdyby esencja Haiti, szum palm i obraz ma-leńkiego Murzyna na jednej z nich, mówiącego: pięć centów, proszę, chaty o blaszanych dachach wśród strzelistych drzew, pięć pogrzebów sunących na ośle-piająco biały cmentarz, i szelestliwe milczenie biało 222



ubranych kobiet podobnych do mew, gdy na przemian wspinaÅ‚y siÄ™ i schodziÅ‚y z Kenscoff: Sigbjorn odwie-dziÅ‚ ten kraj â
â€"â€Ã³ czasem myÅ›laÅ‚ o zabraniu tam także Primrose â€" wiele lat temu jako marynarz: bÄ™bny nie ustawaÅ‚y.

â€" Hallo â€" powiedziaÅ‚ czÅ‚owiek, który zaled wie przed piÄ™cioma dniami uratowaÅ‚ Sigbjornowi życie. â€" PrzyniosÅ‚em paÅ„ski rÄ™kopis... Przepraszam, rozlaÅ‚em na niego trochÄ™ teÄ…uili.

â€" To trochÄ™ jak czÅ‚owiek, który oddaÅ‚ Ulisse-sa nastÄ™pnego dnia po pożyczeniu i stwierdziÅ‚: â€Å›Bar dzo dobre".

â€" Nie wystÄ…piÅ‚em jeszcze z opiniÄ…. Może â€"

doktor Hippolyte uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ â€" nie jestem go dzien. Także jestem wygnaÅ„cem. MyÅ›laÅ‚em, że nie nawidzÄ™ biaÅ‚ego czÅ‚owieka dlatego, że podbija Å›wiat i że wyrabia w Murzynie kompleksy zarówno wyż szoÅ›ci jak i niższoÅ›ci â€" doktor Hippolyte smakowaÅ‚

swój rum z minÄ… znawcy. â€" MyÅ›laÅ‚em, że jestem Murzynem. Ale teraz odkrywam, że uważajÄ… mnie za biaÅ‚ego i to jest dla mnie tragedia. Widzi pan, ja także mam tragedie, chociaż staram siÄ™ jak mogÄ™, że by ich nie robić. Może dlatego, że nie mam talentu.

Mamy teraz rewolucjÄ™, w tej chwili. BezkrwawÄ….

Wypędziliśmy prezydenta z jego białego mauzoleum kocią muzyką, po prostu wysyłając dzieci szkolne, że by maszerowały dookoła placu waląc w bębny i bu dząc w nim poczucie wstydu. Stąd mój gąsior.

â€" Czy Vigil byÅ‚ prawdziwym doktorem? â€"

zapytał Eddie.

â€" Nie, nie byÅ‚. Ale czÄ™sto musiaÅ‚ dziaÅ‚ać tak, jakby nim byÅ‚.

â€" Ja też, oczywiÅ›cie â€" powiedziaÅ‚ doktor Hippolyte. â€" MyÅ›lÄ™, że nie chciaÅ‚bym być paÅ„skim doktorem Vigilem.

223





LC6


â
â€"â
Chodziło mi o to, że jeśli jest znany w Oaxaca, pewnie przesyłaliby twoje listy na jego no-wy adres.

â€" Nie, dlatego wÅ‚aÅ›nie nie martwiÅ‚em siÄ™.

W prawdziwym życiu, chociaż z wykształcenia był

chemikiem, pracowaÅ‚ dla Banco Ejidal, a oni wysy Å‚ajÄ… swoich ludzi po caÅ‚ym kraju do miejsc oddalo nych o setki mil, gdzie nie ma żadnego urzÄ™du pocz towego, by dorÄ™czyć pieniÄ…dze chÅ‚opom â€" i on to wÅ‚aÅ›nie robiÅ‚. Raz nawet pojechaÅ‚em z nim w góry.

W gruncie rzeczy był dwiema postaciami, chociaż nie sądzę, żeby to mogło was bardzo interesować. Grał też w Burzy nad Meksykiem Eisensteina.

â€" PożyczyÅ‚em od Eisensteina smoking â€" po wiedziaÅ‚ Hippolyte.

â
â€"â
Jednak wydawałoby się, że bank powinien być z nim w kontakcie.

â€" CiÄ…gle wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚ rezygnować z tej pracy i doszedÅ‚em do wniosku, że wreszcie to zrobiÅ‚. Ale czuÅ‚em, że miaÅ‚bym okazjÄ™ odnaleźć jego Å›lad, gdy bym sam pojechaÅ‚ do Oaxaca. Znam kilku jego przy jaciół tam w górach, którzy mogliby wiedzieć, gdzie on jest.

â€" To szukanie guza â€" nie użyjÄ™ sÅ‚owa grin-gro â€"â
iść tam w góry, szczególnie z kobietą.

â€" Å»aden Meksykanin nie zrobiÅ‚by tego

â€" Murzyni tak. W istocie wielu Murzynów mieszka w Oaxaca. KiedyÅ› myÅ›laÅ‚em, że jestem Mu rzynem.

â
â€"â
Nie â€" rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Eddie. â€" Å»aden Meksykanin nie zrobiÅ‚by tego... Ale kiedy Amerykanie przyjeżdżajÄ… tutaj, to zupeÅ‚nie jakby tracili gÅ‚owy.

Przeciętnie dwa razy na tydzień muszę wyciągać jakiegoś Amerykanina z więzienia. Na przykład nie-dawno młody facet, Amerykanin, poszedł do baru Universal, a jakiś wieśniak był borracho i namówił

15 â€" Literatura na Å›wiecie 225



go, żeby spróbowali, który silniejszy. Jeden z tych policjancików tutaj zaaresztowaÅ‚ go za bójkÄ™ i za-kłócenie spokoju. BiÅ‚ siÄ™ i zakłócaÅ‚ spokój nie bardziej niż ja w tej chwili. To byÅ‚a po prostu ukartowana sprawa, żeby wyciÄ…gnąć z niego kilka dolarów. Ta część mojej pracy nie jest żadnÄ… tajemnicÄ… â€" pocho-dzi wprost od gubernatora. ChcÄ… mieć turystykÄ™ i nie chcÄ…, żeby Amerykanie pakowali siÄ™ w jakieÅ› kÅ‚opoty. JeÅ›li już do tego dochodzi, wszystko jest kwestiÄ… dolarów. Potem ten Amerykanin zaproponowaÅ‚ mi pięćset dolarów. Tak, pięćset dolarów, nie pesos. OczywiÅ›cie nie wziÄ…Å‚em.

â€" Nie należę do tych, którzy pakujÄ… siÄ™ w kÅ‚opoty, przynajmniej nie z powodu picia. Jedyne kÅ‚opoty, jakie miaÅ‚em w Meksyku, to wtedy, kiedy nie miaÅ‚em ze sobÄ… dokumentów. To byÅ‚o w Oaxaca, ale bardzo dawno temu i mam nadziejÄ™, że zapom nieli o tym. ZresztÄ…, wszystko siÄ™ wyjaÅ›niÅ‚o, kiedy moje papiery dotarÅ‚y wreszcie z Mexico City. â€" Sigbjorn zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że musi być naprawdÄ™ po rzÄ…dnie wstawiony, jeÅ›li mówi o tym tak lekko, jeÅ›li mógÅ‚ zbyć ten okropny incydent tak lekko. â€" A jed nak wpakowaÅ‚em tu mojego Konsula w kÅ‚opoty za dziesiÄ™ciu.

â€" Twojego Konsula? Co mu zrobiÅ‚eÅ›?

â€" Mojego Konsula w książce.

â€" Co mu siÄ™ staÅ‚o?

â€" KtoÅ› go zastrzeliÅ‚, a potem wrzucili go do rozpadliny.

â€" Nieszczęście zawsze oczekuje ciÄ™ w barranca â€" powiedziaÅ‚ Eddie ponuro. â€" Jak to siÄ™ staÅ‚o, że tam wylÄ…dowaÅ‚?

â€" PiÅ‚. ZresztÄ… Hippolyte wie już teraz wszy stko o Konsulu.

â€" Tak. Bardzo go polubiÅ‚em. Å»al mi byÅ‚o, że umiera. W gruncie rzeczy uważaÅ‚em, że twoja Ivon-226



ne powinna była trafić do rozpadliny, a Konsul i jego przyrodni brat powinni żyć szczęśliwie, mając dom, i mescal, i wszystko co im potrzebne do szczęścia.

â€" WpakowaÅ‚ siÄ™ w kÅ‚opoty. Mescal byÅ‚ jego nemesis... I oczywiÅ›cie miaÅ‚ szczęście nie znać pana, Hippolyte. â€" Sigbjorn zaÅ›miaÅ‚ siÄ™, popijajÄ…c. â€" Åšci Å›le mówiÄ…c, nie byÅ‚ już oczywiÅ›cie Konsulem. JeÅ›li 0 to chodzi, nie byÅ‚ już wÅ‚aÅ›ciwie czÅ‚owiekiem. Stra ciÅ‚ żonÄ™: rozwiodÅ‚a siÄ™ z nim, ale w dniu, w którym historia naprawdÄ™ siÄ™ zaczyna, wróciÅ‚a do niego. Je go przyjaciele, monsieur Laruelle w tej wieży i je go przyrodni brat â€" inaczej mówiÄ…c ja, zresztÄ… to sa mo mógÅ‚bym w pewnym sensie powiedzieć o wszy stkich innych postaciach â€" który przypadkiem miesz ka wÅ‚aÅ›nie u niego, i oczywiÅ›cie doktor Vigil, który naprawdÄ™ nazywa siÄ™ â€" chyba wam nie mówiÅ‚em â€"

Juan Fernando Martinez; dla mnie miaÅ‚ indiaÅ„skie imiÄ™, nawiasem mówiÄ…c, bo byÅ‚ zapotekaÅ„czykiem, 1 ponieważ byÅ‚em pisarzem, â€Å›robiÅ‚em tragedie", ma wiaÅ‚ zawsze â€" â€Å›Hallo, robisz jakieÅ› nowe tragedie dzisiaj?" â€Ã³â€"â
tak właśnie lubił mnie witać, zwykle w barze; więc wszyscy ci ludzie, łącznie z żoną Konsula, starają się mu pomóc, na różne sposoby, żeby prze stał pić, żeby wyjechał do Kanady, żeby zajął się czymś nowym, żeby pił co innego, żeby pojechał, że tak powiem, do Acapulco. Na przykład doktor Vigil zaprasza go, żeby pojechał z nim do Guanajuato, sa mochodem, tak jak ty zaprosiłeś mnie do Acapulco, i tak dalej.

â€" Chyba napiszÄ™ książkÄ™ â€" powiedziaÅ‚ Eddie.

â€" Nie robiÅ‚bym tego, jeÅ›li ma to na ciebie wpÅ‚ynąć tak, jak zdaje siÄ™ wpÅ‚ywać na naszego tu przyjaciela â€" powiedziaÅ‚ doktor Hippolyte.

â€" Nie robiÅ‚bym tego na twoim miejscu â€"

Sigbjorn przesunął pakunek wzdłuż parapetu.

227



â€" Jak w ogóle doszÅ‚o do tego, że jÄ… pan na pisaÅ‚? â€" zapytaÅ‚ Hippolyte.

â€" Pewnego dnia dziewięć lat temu, byÅ‚o to pod koniec 1936 roku, kiedy mieszkaÅ‚em tam pod nu merem 55 â€" skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w kierunku Calle Humboldt â€" pojechaÅ‚em autobusem do Chapultepec. Nie tego dużego Chapultepec, do tego maÅ‚ego, niedaleko stÄ…d. KiedyÅ› byÅ‚ tam wodospad i tak dalej, ale już nie ma. ByÅ‚o ze mnÄ… kilka osób, jedna z nich ogrom nie mi droga, nazwijmy jÄ… X, SeÅ„ora X, moja pierw sza żona, nie byliÅ›my naprawde^małżeÅ„stwem, ale to inna historia, i dwóch Amerykanów, jeden z nich ubrany w strój kowbojski, który byÅ‚ także strojem postaci nazwanej przeze mnie Hugh: przyjechaÅ‚ tu bydlÄ™cym pociÄ…giem wskutek zakÅ‚adu, i zabrali mu jego ubranie na granicy. JechaliÅ›my na ujeżdżanie byków, po tej stronie Chapultepec. Arena jeszcze tam jest, bo widziaÅ‚em jÄ… w Sylwestra, kiedy jecha liÅ›my do Yautepec. Mniej wiÄ™cej w poÅ‚owie drogi za trzymaliÅ›my siÄ™ przy Indianinie, który zdawaÅ‚ siÄ™ umierać przy drodze. Wszyscy chcieliÅ›my mu po móc, ale powstrzymano nas, mówiÄ…c krótko â€" doktor Hippolyte rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ w tym momencie â€" bo po wiedziano, że to wbrew przepisom. SkoÅ„czyÅ‚o siÄ™ na tym, że zostawiliÅ›my go tam, gdzie byÅ‚, a tymczasem jakiÅ› pijak z autobusu ukradÅ‚ jego pieniÄ…dze z kape lusza, który leżaÅ‚ obok na drodze. ZapÅ‚aciÅ‚ nimi za bilet, skradzionymi pieniÄ™dzmi, i pojechaliÅ›my na ujeż dżanie byków.

â€" I co dalej?

â€" To wszystko. CaÅ‚a historia wyrosÅ‚a z tego incydentu. ZaczÄ…Å‚em to jako opowiadanie. Później przyszÅ‚o mi na myÅ›l â€" Sigbjorn rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, cho ciaż bez wielkiej wesoÅ‚oÅ›ci w glosie â€" że nikt jeszcze nie napisaÅ‚ prawdziwej książki o piciu, w którym byÅ‚em już wtedy, skromnie mówiÄ…c, znacznym auto-228



rytetem. Tak więc, podczas gdy pierwszą krótką wersję odrzucał wydawca po wydawcy, zacząłem rozpra-cowywać szczegółowo temat pijaństwa zarówno w życiu jak i w książce, jeśli mnie rozumiecie. Oczywiście to nie wszystko, ale z czegoś takiego powstała postać Konsula i, by uprzedzić pana, Hippolyte, moż-

na by powiedzieć, że wyposażyłem w swoje wady dość ważną osobę po to, żeby samemu nie czuć się zbyt winnym.

Eddie ziewnÄ…Å‚, ale Sigbjorn czuÅ‚, że bardziej ze znudzenia niż dlatego, by chciaÅ‚ iść spać, bo na-laÅ‚ sobie wiÄ™kszÄ… porcjÄ™ â€Å›Four Roses". Skoro jednak rzucanie tej książki przed ludzi, których w gÅ‚Ä™bi du-szy ani trochÄ™ ona nie interesowaÅ‚a, wydawaÅ‚o siÄ™ je-go przeznaczeniem, Sigbjorn ciÄ…gnÄ…Å‚ uparcie dalej.

â€" Po napisaniu historii tego Indianina przy drodze, gdy tylko przyszÅ‚o mi do gÅ‚owy, żeby z tego wszystkiego zrobić wiÄ™kszÄ… powieść, zakoÅ„czenie tej książki â€" wskazaÅ‚ leżący na parapecie rÄ™kopis â€"

napisaÅ‚em najpierw. KazaÅ‚em zgrai policjantów za strzelić go w barze. UmieÅ›ciÅ‚em cantinÄ™ nad barranca, i w miejscu przypominajÄ…cym nieco Chapultepec â€"

to niedaleko stąd, nie to miejsce bitwy. Później, po ostatnim wyjeździe do Oaxaca, zmieniłem całkowicie charakter cantiny i upodobniłem ją do pewnej cantiny w samym Oaxaca, która nazywała się Farolito i którą otwierano o czwartej rano. Sam byłem w Uni-versalu i wdałem się w rozmowę ze zgrają zupełnych borrachos, których nie tylko nie drażniło, że zapi sywałem każde ich słowo, ale przeciwnie, wręcz im to pochlebiało. Oni próbowali mówić po angielsku, a ja

â€" po hiszpaÅ„sku: wynikajÄ…ce z tego zamieszanie byÅ‚o dokÅ‚adnie tym, czego chciaÅ‚em. Trzeba przyznać, że sam byÅ‚em perfectamente borracho.

â€" ProszÄ™ jednak pamiÄ™tać, co panu mówiÅ‚em, Sigbjorn. W Voodoo jest wielka lekcja, jest dyscypli-229



na. Tancerze nie opuszczają płonącego kręgu. Jeśli to, czego się w ten sposób pozbywają, chce pan nazwać nerwicami, to tak właśnie jest. I nawet jeśli kapłan staje się opętany, ceremonia trwa dalej. Dzwoni się, kiedy osiągnie ona punkt, po przekroczeniu którego mogłaby stać się niebezpieczna. Musi pan być swoim własnym kapłanem i sam dzwonić. Tak, powiem pa-nu. Pan też jest opętany. Opętany przez Sigbjorna Wildernessa. Ale nie przez Barona Samedi, ani też przez Papę Legba, Ministra Spraw Wewnętrznych Śmierci. Jest pan opętany przez Sigbjorna Wildernessa. Inaczej mówiąc, Sigbjorn opętany jest przez Wildernessa. Nic w tym zresztą złego, chociaż musi się pan zdecydować na jednego z nich.

Chociaż Sigbjorn miał uczucie, że w tym cza-rującym człowieku znalazł przyjaciela na całe życie, to jednak teraz poczuł się raczej zirytowany, może dlatego, że mu to umożliwił.

â€" MusiaÅ‚em pana bronić przed nim samym.

Drobna sprawa samobójstwa jest niczym na Haiti.

Mój własny brat strzelił sobie prosto w serce, bo my ślał, że złapał chorobę. A teraz jest zupełnie zdrowy.

I w rzeczywistoÅ›ci nie miaÅ‚ żadnej choroby. Tak jak pan. â€" Jak to, â€Å›tak jak pan"?

â€" Nie pamiÄ™ta pan? To wÅ‚aÅ›nie mi pan powie dziaÅ‚. Å»e poszedÅ‚ pan i zÅ‚apaÅ‚ jÄ… rozmyÅ›lnie.

Eddie wszedł do środka i słychać było, jak krząta się po kuchni.

â€" O mój Boże, powiedziaÅ‚em to?

â€" To prawda, oczywiÅ›cie, miÅ‚ość nie może po sunąć siÄ™ dalej â€" powiedziaÅ‚ Hippolyte.

Sigbjorn, jako pisarz, spróbowaÅ‚ opisać Eddiego. ZaczynajÄ…c od gÅ‚owy â€" gÅ‚owa jego miaÅ‚a ksztaÅ‚t gÅ‚owy i spryskana byÅ‚a raczej zbyt obficie brylanty-nÄ…. CiaÅ‚o miaÅ‚ ksztaÅ‚tu ciaÅ‚a, Å›redniego wzrostu, ale 230



ponieważ nigdy nie wystawiaÅ‚ najmniejszego nawet jego kawaÅ‚ka na sÅ‚oÅ„ce â€" fakt być może sam w sobie znaczÄ…cy â€" trudno byÅ‚o powiedzieć dokÅ‚adnie, jakiego byÅ‚o rodzaju. OdnosiÅ‚o siÄ… wrażenie, że wbrew temu, czego można by siÄ™ spodziewać, nie znaÅ‚o ono. ran od kuli. Stopy w ksztaÅ‚cie stóp, ustrojone w hua-raches, dopeÅ‚niaÅ‚y obrazu, ale gdyby kiedykolwiek zechciaÅ‚

opisać Eddiego, zapytaÅ‚by Primrose. ZdradzaÅ‚o to brak normalnej ciekawoÅ›ci. Tak, ciekawość byÅ‚a dla Sigbjorna (pomimo jego niezwykÅ‚ej próżnoÅ›ci) formÄ… grzechu. Bardzo podobnie, choć na innÄ… skalÄ™, rzecz siÄ™ miaÅ‚a z samÄ… Quinta Dolores. MógÅ‚ powiedzieć â€Å›na lewo byÅ‚o tak s tak" lub â€Å›na prawo". Albo â€Å›na poÅ‚udniowy zachód". Ale takie okreÅ›lenia, kiedy napotykaÅ‚ je w którejÅ› z nielicznych książek, jakie przeczytaÅ‚ do koÅ„ca, wprowadzaÅ‚y zamÄ™t, powodowaÅ‚y jedynie, że przewracaÅ‚ książkÄ™ do góry nogami. Tak czy inaczej, to nie byÅ‚by twój północny północo-zachód ani twój wschód â€" po co próbować? Primrose w każdym razie wiedziaÅ‚aby i w razie potrzeby znowu by jÄ… zapytaÅ‚.

â€" ZauważyÅ‚em w panu pewnÄ… szczególnÄ… rzecz, doktorze. BÄ™dÄ…c HaitaÅ„czykiem nie jest pan przesÄ…dny. We mnie ma pan do czynienia z kimÅ› co najmniej dziesiÄ™ciokrotnie bardziej przesÄ…dnym niż ktokolwiek, kogo pan w życiu spotkaÅ‚, nawet na Haiti. â€" Och, mam swoje maÅ‚e opÄ™tania... â€" doktor Hippolyte zachichotaÅ‚. â
â€"â
Raz, w Port-au-Prince, zo baczyłem kobietę bez głowy tańczącą przed Hotelem Olaffson.

Sigbjorn pomyślał, że może jest w tym wszystkim coś, co w niepojęty sposób przypominało tę scenę pomiędzy nimi a w jego książce pomiędzy Konsulem i doktorem Vigilem.

231



â€" Może zajmie siÄ™ pan nieco gÅ‚Ä™biej sprawami nadprzyrodzonymi.

â€" Ach, nadprzyrodzone â€" powiedziaÅ‚ Hippolyte. â€" Niestety, podczas gdy granice nauki przesu wajÄ… siÄ™ wc; Ä„Å» dalej, w danym okresie sÄ… regulowa ne, i nauka może pomóc komuÅ›, czyje doÅ›wiadczenia wykraczajÄ… poza nie, radzÄ…c mu, by pocieszaÅ‚ siÄ™ kÅ‚amstwem, tymczasowym i użytecznym, to jest ra cjonalizowaniem, do czasu kiedy ona siÄ™ z nim zrówna.

â€" OczywiÅ›cie napisanie książki na ten temat stanowi, jak sÄ…dzÄ™, doskonaÅ‚Ä… formÄ™ terapii.

â€" Ale nawet nadprzyrodzonym rzÄ…dzi to, co racjonalne, zgodnie ze swymi nakazami. Na przykÅ‚ad w rozmowie z panem widzÄ™, że jest pan opÄ™tany zbiegami okolicznoÅ›ci, cyframi itede.

â€" Tak, nawet to jest niesamowitym zbiegiem okolicznoÅ›ci.

â€" Jak to?

â€" NapisaÅ‚em książkÄ™ o zderzeniu z przeszÅ‚o Å›ciÄ…. â€" Jako czÅ‚owiek inteligentny, zgodzi siÄ™ pan oczywiÅ›cie, że caÅ‚a ta historia z cyframi jest absur dem. Tak naprawdÄ™, jednym z najlepszych lekarstw jest współczucie i coÅ›, co siÄ™ nazywa dobrym przy kÅ‚adem, jak użyteczność kogoÅ›, kto wie, co to jest cierpienie. StÄ…d te anonimowe kluby i tak dalej. Jed nakże, skoro natura wiÄ™kszoÅ›ci autorów jest przeciw na anonimowoÅ›ci, ich problem zdaje siÄ™ trudniejszy.

Chociaż ośmielę się twierdzić, że gdyby pańska na tura sama była mniej przeciwna anonimowości, nie cierpiałby pan tak bardzo z powodu Rigaudon pijaka...

Interesuje mnie ten fragment, gdzie paÅ„ski doktor mówi: â€Å›Chyba najlepszy sposób wypić trochÄ™ wiÄ™cej".

Czy wiedział pan, że to prawda?

â€" PowiedziaÅ‚bym, że tak.

232



â€" To znaczy, mówiÄ…c dożylnie â€" Hippolyte zachichotaÅ‚. â€" StosujÄ… to z dużym powodzeniem, na zywa siÄ™ to etyloterapia, jeÅ›li dobrze to tÅ‚umaczÄ™. To tak, jak wyrównanie poziomu pÅ‚ynów w dwóch na czyniach... Ale co pan robi teraz? Jak siÄ™ pan zabiera do pisania takiej książki?

â€" Część rozpaczy artysty â€" powiedziaÅ‚ Sigbjorn na wpół do siebie, przechadzajÄ…c siÄ™ nie spokojnie â€" w obliczu jego materiaÅ‚u wywodzi siÄ™, być może, z oczywistego faktu, że sam wszechÅ›wiat, jak utrzymywali także Różokrzyżowcy, jest w ciÄ… gÅ‚ym procesie tworzenia. Organiczne dzieÅ‚o sztuki, bÄ™dÄ…c raz pomyÅ›lane, musi wzrastać w umyÅ›le twór cy lub zdążać do zagÅ‚ady. To wszystko, co mogÅ‚em zrobić, żeby skoÅ„czyć DolinÄ™ cienia Å›mierci. DziÄ™kujÄ™, że powstrzymaÅ‚ siÄ™ pan od powiedzenia â€Å›Ja też". W

istocie zawsze oczywiście oba te procesy zachodzą jednocześnie, tak że autor, gdy pracuje, jest jak czło wiek nieustannie przedzierający się przez gęsty dym po to, by uratować kilka cennych rzeczy z płonącego budynku. Cóż za beznadziejny, niewytłumaczalny wysiłek! Bo czyż to nie budynek właśnie jest tym dziełem sztuki, o którym mowa, od dawna doskona łym w umyśle, a jedynie zmienionym w narzędzie zniszczenia' przez wysiłki, by go urzeczywistnić, prze nieść na papier?

â€" Pij â€" powiedziaÅ‚ Eddie wyÅ‚aniajÄ…c siÄ™ zno wu z kuchni.

Lecz ogarnięty bez reszty potrzebą mówienia, Sigbjorn potrząsnął głową.

â€" WydawaÅ‚oby siÄ™, że ten budynek jest szcze gólny, nie podlegajÄ…cy prawom doczesnego Å›wiata, pod jednym wzglÄ™dem podobny do tej istoty z PiekÅ‚a Dantego, że choć pÅ‚onie nieustannie, jakby w zew nÄ™trznym ogniu piekielnym, nieustannie też jest tak dÅ‚ugo, jak autor nie ustaje w swych wysiÅ‚kach, przez 233



niego wypychany w miarę walenia się ścian, jak gdyby jedną ręką, podczas gdy drugą autor próbuje ła-pać skarby, które budynek wypluwa mu na głowę.

Prawdą jest także, że artysta musi spać, co stanowi może główną różnicę pomiędzy nim a Bogiem. Picie, na co zwracał już uwagę Waldo Frank, przedstawia jeden z daremnych wysiłków, by przerzucić most nad tą przepaścią.

â€" PróbowaÅ‚eÅ› kiedyÅ› zrobić z tego opowiada nie? â€" wtrÄ…ciÅ‚ Eddie. â€" OczywiÅ›cie ja siÄ™ na tym nie znam.

â€" Nie, nie próbowaÅ‚em. Z tego prostego po wodu, że nie byÅ‚oby to dobre opowiadanie... Lecz by uczynić ten obraz jeszcze Å›mieszniejszym â€" gdyż te raz staÅ‚ siÄ™ Å›mieszny, tak samo jak wszystko, co od chwili przeniesienia na papier stopniowo przestaje być prawdÄ… â€" musimy siÄ™ zastanowić, co dzieje siÄ™ każdego ranka, gdy artysta staje znów przed swoim dzieÅ‚em. Czy nic nie ulegÅ‚o zmianie podczas jego nie obecnoÅ›ci? OczywiÅ›cie, że ulegÅ‚o. Nawet na papierze coÅ› siÄ™ zmieniÅ‚o... Gdyby nawet miaÅ‚ odrzucić teraz już absolutnie niezrozumiaÅ‚y nonsens o pÅ‚onÄ…cym bu dynku i spojrzaÅ‚ na swojÄ… pracÄ™ po prostu jak na wysiÅ‚ek cieÅ›li, który chce urzeczywistnić projekt ist niejÄ…cy w umyÅ›le, każdego ranka gdy budzi siÄ™ i idzie popatrzeć na swój dom, jest tak, jak gdyby w ciÄ…gu nocy grasowali w nim niewidzialni robotnicy; dźwi-gar wyniesiono i w niepojÄ™ty sposób zastÄ…piono in nym, gorszej jakoÅ›ci, a podÅ‚oga, uÅ‚ożona tak pedan tycznie, wyglÄ…da teraz jak pokÅ‚ad parowca w czasie sztormu. To dla analogicznych powodów wymyÅ›lono pewnie krótkie wiersze, jak doskonale wymierzone ramy, stworzone pospiesznie w chwili natchnienia i pozostawione, by sugerowaÅ‚y resztÄ™, przechytrza jÄ…c częściowo ten proces.

â€" Nie chce pan chyba powiedzieć, że nie wie-234



dziaÅ‚ pan o tym? â€" powiedziaÅ‚ doktor Hippolyte. Eddie milczaÅ‚, milczeniem wymownym, pomimo że nie sÅ‚uchaÅ‚; byÅ‚o to milczenie wrÄ™cz namacalne; Sigbjorn przechadzaÅ‚ siÄ™ niespokojnie.

â€" W stwierdzeniu, że poezja jest najwyższÄ… formÄ… literatury i, w mniejszym stopniu, w dictum Poego, że wiersz powinien być krótki, byÅ‚a solidna, pragmatyczna prawda. JeÅ›li Bóg użycza mniej ma teriaÅ‚u ze źródÅ‚a caÅ‚ej twórczoÅ›ci poecie, który pisze powiedzmy genialny sonet, tylko minimum bÄ™dzie też zniszczone przy jego tworzeniu, a prawda, jakÄ… sugeruje, jest tak niezniszczalna jak poczwarka czy salamandra; podczas gdy miÄ™dzy niepotrzebnymi li nijkami nieszkodliwie dmie konieczny ogieÅ„... Nie wiem, co jest niepotrzebne. I stÄ…d przebiegÅ‚ość, wiÄ™k sza nawet przebiegÅ‚ość â€" tak droga prawdziwemu poecie â€" pisania sztuk, które â€" o ile sÄ… grywane â€"

nigdy nie są takie same z wieczoru na wieczór, ani same w sobie, ani w przemianach użyczonych posta ciom przez aktorów. To, co mówię, jest oczywiście kompletnym nonsensem. Jeśli o to chodzi, czytelnik jest również aktorem... Widzi pan, wszystko, co po wiedziałem, jest już obalone. To, zdaje się, jest moim przekleństwem.

â€" Może stara siÄ™ pan wpakować w to zbyt wiele â€" powiedziaÅ‚ Hippolyte. â€" Takie przynajmniej byÅ‚o moje pierwsze wrażenie z paÅ„skiej książki. To samo czu]Ä™ też przy niektórych haitanskich obrazach.

Przydałoby się trochę więcej selektywności

â€" SelektywnoÅ›ci! â€" wybuchnÄ…Å‚ Sigbjorn â€"

Ależ na Boga, niech pan sobie wyobrazi, że jest pan w mojej sytuacji, w każdej chwili prześladowany my ślą, że ogień czy jakaś inna klęska wkroczy i zniszczy to, co się już tak pracowicie stworzyło, zanim zdąży się temu nadać jakąś rozsądnie stałą formę... Tak było także z moim domem, chociaż nie będę zajmował się 235



teraz sprawÄ… mojego domu â€" dodaÅ‚, chodzÄ…c tam i z powrotem. â€" Chryste, gdzie ja jestem? Ale, by pozostać na chwilÄ™ przy domu: czyż nie próbowaÅ‚by pan także â€Å›pakować zbyt wiele", bo po pierwsze, dom jest jeszcze za maÅ‚y, by pomieÅ›cić wszystko, co ura-towano z poprzedniego: wychodzÄ…c z zaÅ‚ożenia, że lepiej wpakować zbyt wiele, niż wydostać zbyt maÅ‚o, tym bardziej źe â€" tak jak mieszkaÅ‚em w domu, któ-

ry odbudowywaÅ‚em, zanim go skoÅ„czyÅ‚em â€" w tym samym czasie przeżywa siÄ™ KsiążkÄ™, którÄ… siÄ™ pisze lub ma pisać â€" Eddie chrapaÅ‚ â€" i przypuszczam, że o to wÅ‚aÅ›nie chodzi, że przeżywam to, o czym powi-nienem pisać. Nawet teraz, w tej rozmowie. A jak mogÄ™ robić obie te rzeczy naraz? â€" PrzerwaÅ‚ i dodaÅ‚

pokornie: â€" Czy nie mógÅ‚by mi pan powiedzieć do-kÅ‚adnie, do czego wÅ‚aÅ›ciwie chciaÅ‚em doprowadzić?

â€" Doprowadzić siebie do szaleÅ„stwa â€" po wiedziaÅ‚ Hippolyte â€" i mnie też. Na przykÅ‚ad sÄ…dzÄ™, że nie byÅ‚ pan przeÅ›ladowany w każdej chwili, jak pan mówi, kiedy pisaÅ‚ pan książkÄ™, którÄ… wÅ‚aÅ›nie przeczytaÅ‚em, a przynajmniej jej ostatecznÄ… wersjÄ™, bo kilka dni temu mówiÅ‚ mi pan o poczuciu bezpie czeÅ„stwa, jakie miaÅ‚ pan wtedy, a które zniszczyÅ‚ po żar. A jednak w tamtym okresie mogÅ‚o to być tylko wzglÄ™dne poczucie bezpieczeÅ„stwa. Niemniej sprawiÅ‚

pan, że chciałbym przeczytać ją jeszcze raz.

â€" Nie robiÅ‚bym tego na paÅ„skim miejscu. To wÅ‚aÅ›nie zrobiÅ‚ pewien wydawca i wcale nie spodoba Å‚a mu siÄ™ bardziej. PowiedziaÅ‚, że wrażenie jej wtór-noÅ›ci pogÅ‚Ä™biÅ‚o siÄ™. ZresztÄ… â€" dodaÅ‚ â€" nie przeczy ta pan, w każdym razie nie teraz. Mam parÄ™ popra wek, które chciaÅ‚bjon zrobić.

â€" Chyba pamiÄ™ta pan, co staÅ‚o siÄ™ ostatnim razem, kiedy odebraÅ‚ pan książkÄ™ z rÄ…k wydawcy, by jÄ… przerobić. Czy nie lepiej byÅ‚oby zostawić jÄ… w spo koju, skoro już jÄ… pan skoÅ„czyÅ‚? Przynajmniej nie 236



musi się pan martwić, że zginie, ma pan kopie i w Ameryce, i w Anglii, i tutaj.

â€" Nie, to nie sÄ… ważne poprawki. Jedna czy dwie rzeczy, które wÅ‚aÅ›nie przyszÅ‚y mi do gÅ‚owy...

Ta tablica, na przykład, i jeszcze coś... Poza tym jutro wybieram się do Oaxaca i może uda mi się sprawdzić słowa na tej tablicy, jeśli jeszcze tam jest.

â€" A swojÄ… drogÄ…, by odpowiedzieć na paÅ„skie poprzednie pytanie o robieniu obu rzeczy naraz â€"

mówiÅ‚ doktor Hippolyte. â€" Czy to poÅ‚ożenie jest aż tak jedyne w swoim rodzaju? Czyż nie jesteÅ›my wszyscy mniej lub bardziej w tym samym poÅ‚ożeniu, w każdej chwili przeÅ›ladowani, w ten czy inny spo sób, myÅ›lÄ…, że ogieÅ„ wkroczy i zniszczy to, co tak pra cowicie stworzyliÅ›my? Lecz pomimo to peÅ‚ni wiary budujemy dalej.

â€" Nie, nie jest tak. To zbyt oczywiste â€" od parÅ‚ Sigbjorn. â€" I nie o to mi chodziÅ‚o.

â€" Niech bÄ™dzie. A co z nastÄ™pnÄ… książkÄ…? â€"

ciÄ…gnÄ…Å‚ Hippolyte, liczÄ…c na swych brÄ…zowych pal cach. â€" Wydaje mi siÄ™, że powinien pan brać rzeczy 0 tak: jeden, dwa, trzy, cztery. Po kolei. Ma pan za miar coÅ› jeszcze napisać?

â€" Nie sÄ…dzÄ™. Bo to chyba byÅ‚oby to.

â€" Jak by pan to zatytuÅ‚owaÅ‚?

â
â€"â
Ciemny jak grób, w którym spoczywa mój przyjaciel.

â€" Znowu jest pan zachÅ‚anny. Dlaczego nie po prostu Ciemno jak... â€" RozeÅ›miali siÄ™ i doktor Hippo lyte wskazaÅ‚ gÄ…sior, ale Sigbjorn potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…: przypomniaÅ‚ mu siÄ™ nieprzyzwoity kawaÅ‚, lecz pow strzymaÅ‚ siÄ™ od opowiedzenia go â€" to także prowa dziÅ‚oby do wypicia jeszcze jednego: Eddie obudziÅ‚ siÄ™ 1 zaproponowaÅ‚ mu â€Å›Four Roses", ale i tego odmówiÅ‚, odmawiaÅ‚ wszystkiego, pokusa zdaÅ‚a siÄ™ Å‚atwiejsza do zwalczenia może dziÄ™ki uprzedniemu zwalczeniu po-237



kusy, by powiedzieć â€Å›Tak" na zaproszenie fto Acapulco. /

Sigbjorn podążył z powrotem przez ogród do wieży, po omacku wspiął się po schodach z czerwonej gliny, uważając na furtkę, potem jakoś przez po- , kój Primrose nie budząc jej, do pokoju z oknami w kształcie szewronu, po drabinie na dach, kiedyś mirador z jego książki, i tu w świetle księżyca spojrzał w dół na Cuernavaca. Miał tu na górze butelkę, ale nie sięgnął po nią; czuł się przyjemnie pijany, świadom uczucia ogromnej ulgi, że zrzucił to wszystko z serca, rozmyślając o znaczeniu wieży, z której mógł wciąż dojrzeć niewyraźną postać Hippolyte'a zajętego rozmową z Eddiem. Czy rozmawiali o nim? Nie mógł

słyszeć z powodu hałasu dobiegającego z posady.

PopatrzyÅ‚ na północ, poÅ‚udnie, wschód, zachód, nawet w kierunku piramidy Teopanzolco. PomyÅ›laÅ‚ o Bożym Narodzeniu, znowu o Sylwestrze i Nowym Roku â€"

rakiety wybuchające na niebie, podczas gdy on cytował

Bergsona â€" a nawet o Wielkanocy, którÄ…, zamierzali spÄ™dzić tutaj, o wszystkich Å›wiÄ™tach nadziei. Potem strach, poczucie przeÅ›ladowania powróciÅ‚y nagle z caÅ‚Ä… siÅ‚Ä… i jak gdyby w odpowiedzi na nie popatrzyÅ‚ w stronÄ… Å›wiatÅ‚a na wieży strażniczej wiÄ™zienia, ale to wiÄ™zienie byÅ‚o oÅ›wietlone, Fernando, podczas gdy wiÄ™zienie w Oaxaca i ten poranek Bożego Narodzenia... Może niedÅ‚ugo zobaczy znów Fernando, ale ta myÅ›l sprawiÅ‚a, że poczuÅ‚ pragnienie i miaÅ‚ ochotÄ™ wypić jego zdrowie.

Pozwolił sobie na jeden mały łyk i nie czuł już strachu

â€" bo kiedy jestem sÅ‚aby, wtedy jestem silny, przynajmniej nie kryjÄ™ siÄ™ tu na górze, prawda, Boże, czy widzisz mnie tu na górze? Ach, gdyby tylko mógÅ‚

uwierzyć w swoje pisarstwo â€" północ, poÅ‚udnie, wschód i zachód, obejrzaÅ‚ siÄ™ na falujÄ…ce, nieurodzajne wzgórza i tragiczne rozpadliny, popÄ™kane drogi, równiny kaktusów i faÅ‚-

238



szywe wulkany swojego wÅ‚asnego życia, i maÅ‚o zobaczyÅ‚ Å›wiatÅ‚a â€" księżyc Å›wieciÅ‚ â€" z wyjÄ…tkiem tego, jakie użyczaÅ‚o szaleÅ„stwo: a jednak byÅ‚a to żyzna do-lina. Czy rzeczywiÅ›cie patrzyÅ‚ w stronÄ™ Oaxaca, czy te ciemne równiny to byÅ‚o Oaxaca? â€" Oaxaca, gdzie naprawdÄ™ leżaÅ‚o Parian â€" i przerażenie poraziÅ‚o go znowu â€" jego symbol Å›mierci, chociaż w książce (a nigdy dotÄ…d nie miaÅ‚ tak silnego poczucia, że stoi wewnÄ…trz swojej książki), gdy Hugh oglÄ…daÅ‚ je z wie-

ży w dzieÅ„, przez lornetkÄ™, zdawaÅ‚o siÄ™ być caÅ‚kiem blisko. WÅ›ciekÅ‚e ding-dang-ping-pang-bang dzwonów na jutrzniÄ™ nadpÅ‚ynęło z katedry â€" byÅ‚a to madruga-da, godzina przed Å›witem, ostatnie godziny potÄ™pio-nych. Ilu czekaÅ‚o teraz na Å›mierć?

agua saliee â€" rodzaj wody mineralne]

barranca â€" rozpadlina, parów (hiszp.) cantma â€" kantyna, bufet, bar (hiszp.) huaraches â€" sandaÅ‚y (hiszp )

perfectamente borracho â€" zupeÅ‚nie pijany (hiszp.) posada â€" gospoda, hotel, pensjonat (hiszp.) pulÄ…ueria â€" gospoda; pulque â€" sfermentowany sok agawy, napój alkoholowy (hiszp.)

rigaudon â€" taniec prowansalski z XII w., w tempie żywym, metrum parzystym (fr.)

tiendita â€" sklepik (hiszp.)







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
impuls jak uczyc uczenia sie id Nieznany
Kamil Cebulski Myslec jak milionerzy id 222392
W ciemny grób złożon Pan ( 66)
jak sie zaprezentowac
0 jak l
Jak zrobic sciage w Wordzie(1)
CISAX01GBD id 2064757 Nieznany
listscript fcgi id=33
Jak stworzyć tekst
SGH 2200 id 2230801 Nieznany
Uncle Uwo Jak Zapobiec Odrzuceniu
listart cgi id=3

więcej podobnych podstron