Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 4 Oblicze Zła


MARGIT
SANDEMO
SAGA O CZARNOKSIEZNIKU
TOM 4
OBLICZE ZŁA
Przełozyła: Iwona Zimnicka

Tytuł oryginału:
Oversatt etter: Ondskapens ansikt.
Data wydania polskiego: 1996 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1992 r.

Ksiegi złych mocy
Przyczyna wszystkich dziwnych i przerazaj acych wypadków, przez jakie musiała
przejsc pewna młoda dziewczyna z zachodniego wybrzeza Norwegii na przełomie
siedemnastego i osiemnastego wieku, zawiera sie w trzech ksiegach zła,
dobrze znanych z najbardziej mrocznego rozdziału w historii Islandii.
Ksiegi pochodz a z czasów, gdy w Szkole Łacinskiej w Holar, na północy Islandii,
rz adził zły biskup Gottskalk, czyli z okresu pomiedzy latami 1498 a 1520.
Biskup uprawiał prastar a i juz wtedy surowo zakazan a czarn a magie; Gottskalk
Zły nauczył sie wiele o magii w osławionej Czarnej Szkole na Sorbonie.
Szkoła Łacinska w Holar była za panowania Gottskalka tak niebezpieczna,
ze macki zła rozci agały sie stamt ad zarówno w czasie, jak i w przestrzeni; z adza
posiadania owych trzech ksi ag o piekielnej sztuce rozpalała sie w kazdym, kto
o nich usłyszał. Ani jedna dusza nie pozostała wobec nich obojetna. Zreszt a. . .
Az do naszych dni przetrwała ich ponura, budz aca lek sława.

Rozdział 1
Jak mozna tesknic za kims, kogo sie nigdy nie znało?
Tesknic tak mocno, ze tchu braknie w piersiach?
Nie wiedziec, daremnie czekac na wiesci,
ukrywac ból, zzeraj acy od srodkaoto
najwieksza gorycz, jakiej moze zaznac człowiek.
Skuliła sie w rogu podokiennej ławy, otoczyła rekami kolana, kieruj ac wzrok
na spowity porann a mgł a krajobraz. Na jasnym tle rysowały sie wykrzywione sylwetki
debów, krople wilgoci skapywały z drzew. Chłód jakby chciał sie przecisn ac
do niej przez szpary w oknach.
To niepotrzebne, pomyslała. Moj a dusze juz dawno skuł lód.
Nosze w sobie cały wszechswiat tesknoty. Nieskonczon a pustke, której nic
nigdy nie zapełni. Jestem uosobieniem tesknoty, wiecznego niespełnionego pragnienia,
które musi byc jedn a z najstraszliwszych katuszy czyscca.
Mnie niepotrzebny czysccowy ogien. Doswiadczam go tu, na ziemi, dzien po
dniu. Niestraszne mi piekło, juz do niego przywykłam.
Gdzie szukac spokoju? Jak długo mam gnac po północnych krainach, zanim
moje serce znajdzie ukojenie?
Wiem. Dla mnie nie ma spokoju.
Wybacz mi, moja droga. Wybacz mi wszystko! Tak wiele chciałam uczynic,
tak wiele chciałam dac!
Ale dla mnie nie ma wybaczenia.
Móri, najbardziej chyba samotny ze wszystkich czarnoksiezników swiata, stał
w swoim pokoiku w pensjonacie w Christianii. Przeprowadzili sie tutaj, bo poprzednia
gospoda okazała sie brudna i za ciasna. Wci az mieli nadzieje, ze prze-
sladowcom Tiril nie udało sie wpasc na ich trop.
Smukłe dłonie Móriego ostroznie dotykały zwojów pergaminu, odnalezionych
w starym zamczysku.
4

Formuły, zaklecia. Potezne czary szepn ał do siebie. Ale zapisano je
w jezyku, którego nie rozumiem, znakami, których nie potrafie odczytac. Po
jego twarzy przemkn ał cien. Ale tu cos jest. . .
Rozległo sie delikatne pukanie do drzwi, charakterystyczny sygnał Tiril, zaraz
tez i ona sama wsuneła sie do srodka. Spostrzegłszy, jak głeboko Móri zatopił
sie w myslach, cichutko przycupneła na jedynym w pokoju krzesle i zaczeła sie
przygl adac przyjacielowi.
Nikogo na tym swiecie nie kochała równie mocno jak tego człowieka. A jednak
nie wolno jej było go kochac. On nie został stworzony do ziemskiej miłosci.
Gdyby jej pokosztował, przez swe zwi azki z mrocznym swiatem wci agn ałby równie
z j a, Tiril, do krainy chłodnych cieni.
Tiril wiedziała, ze i tak znaczy dla Móriego zbyt wieje. Musieli teraz zamieszka
c w oddzielnych pokojach, nie mogli dłuzej sypiac wspólnie jak rodzenstwo czy
dobrzy przyjaciele. Juz dwukrotnie zanadto sie do siebie zblizyli. Zdawali sobie
sprawe, ze nastepnym razem nie zdołaj a sie pohamowac.
Co sprawia, ze tak surowo marszczysz brwi? spytała z usmiechem
w głosie.
Ockn ał sie.
Tu cos jest, Tiril. Cos, co, jak s adze, ma zwi azek z twoim pochodzeniem.
Niemoznosc zrozumienia, o co chodzi, ogromnie irytuje.
Czy nie mozesz zwrócic sie o pomoc do jakiegos specjalisty od niemieckich
run?
Móri usmiechn ał sie.
A gdzie takiego szukac?
Tiril wzburzyły domysły przyjaciela.
Alez to nieprawdopodobne! Czarnoksieskie formuły spisane co najmniej
czterysta lat temu mogłyby miec cos wspólnego ze mn a?
Nie z tob a osobiscie, lecz z całym dziedzictwem Habsburgów i Tiersteinów.
Faktem pozostaje, ze wci az tropi a cie dwaj mezczyzni pałaj acy z adz a mordu.
A jestes przeciez najzyczliwsz a osob a, jak a spotkałem!
Dziekuje za te słowa, Móri! Mimo wszystko niczego nie pojmuje. Bo przecie
z ten tak zwany skarb, który znalezlismy, miał dosc skromn a wartosc.
Zgadzam sie. Owszem, czarownica albo czarnoksieznik cos w nim dla siebie
znajd a ale pozostałe przedmioty. . . Nic nadzwyczajnego.
Cóz wiec cie niepokoi? Co wsród tych rzeczy, które otrzymałes jako czarnoksi
eznik, naprowadza cie na mysl o dziedzictwie maj acym zwi azek za mn a?
Trzy punkty. Po pierwsze, trzy kawałki figurki demona, która okazała sie
kluczem do skarbca.Wielu ludzi z zapałem go poszukiwało. Po drugie, cos w tych
zwojach pergaminu przykuło moj a uwage. . . Spójrz na to!
Tiril wpatrywała sie w postrzepione, kruche arkusze, dostrzegła jednak tylko
dziwaczne znaki, mog ace pochodzic z okresu, kiedy to stylizowane runy ryte
5

w kamieniu zaczeły przybierac bardziej miekki, gietki kształt pisma na papierze.
Zwróc uwage na to słowo! wskazał Móri.
Ach, byc tak blisko i nie móc go dotkn ac!
No cóz, nie jestem specjalist a od run rzekła ostroznie. Ale to słowo
odczytałabym jako IRBI.
Własnie. A poniewaz dzwieki I i E zapisywano tym samym znakiem, mozemy
odczytac je jako ERBE. To oznacza dziedzictwo.
Ale przeciez napisano to tak dawno temu! Cóz oni wtedy wiedzieli o spadku?
Nie wiem, przeciez to tylko domysły.
Ach, te oczy pełne tajemnic! Patrz na mnie, Móri, pozwól mi uton ac w ich
nios acym smierc mroku!
Jeszcze cos tu jestpowiedziała, by odwrócic mysli, bo czuła, ze stoj acy
tuz obok mezczyzna coraz bardziej j a fascynuje.
Owszem odparł. Ale udało mi sie odcyfrowac zaledwie kilka słów
i nadal nic nie rozumiem.
Tiril przeczytała
VFIR? Cóz to na miłosc bosk a moze znaczyc? To całe słowo, ale całkiem
bez sensu!
Zastanów sie chwile!Wpismie runicznym tym samym znakiem zapisywano
litery V i U.
Wobec tego UFIR? Albo UFER?
Tak. A co to znaczy?
Brzeg?
Własnie.
Nic nam to nie mówi.
Niestety. A jeszcze mniej ten urywek słowa. . . IMVR. . .
IMUR? Wygl ada na to, ze jest to srodkowa czesc, wyrazu. A moze to ma
byc. . . EMUR.. . ?
Bystra jestesusmiechn ał sie Móri.A jesli potrafisz znalezc niemieckie
słowo, które ma w srodku EMUR, to powiem, ze jestes jeszcze bystrzejsza.
Zastanawiali sie przez chwile, ale zadne nie mogło sie pochwalic doskonał a
znajomosci a niemieckiego.
Wsród liter znajdował sie tez rysunek słonca z wyraznie zaznaczonymi promieniami.
Poradzimy sie Erlinga zdecydowała Tiril, a Móri od razu sie z ni a zgodził.
Zwin ał stary, zbutwiały pergamin.
S adze, ze to wazne. Byc moze najwazniejsze ze wszystkiego, co znalezli-
smy w starym skarbcu.
No tak, bo przeciez pozostałe przedmioty niewiele były warte. Ale wspominałe
s o trzech rzeczach. Czym jest ta trzecia?
6

Nareszcie podniósł na ni a wzrok i Tiril z radosci a pozwoliła sie wci agn ac
magicznej, sugestywnej głebi jego oczu.
Pamietasz komore grobow a starego hrabiego? Pierwsz a krypte, któr a odkryli
smy?
Tak.
Ozdoby na scianach?
Tylko na jednej, o ile dobrze pamietam. Jakis reliefowy wzór.
Własnie. Zanim opuscilismy krypte, w pospiechu go odrysowałem. Miałem
do dyspozycji jedynie tyln a scianke jednej z moich magicznych run, a czas nas
gonił, ale s adze, ze najwazniejsze elementy zdołałem skopiowac.
Pokazał przyjaciółce nieduze drewienko.
Chyba sie zgadzastwierdziła Tiril, dokładnie przyjrzawszy sie wzorowi.
Jak s adzisz, co moze znaczyc? Bo z pewnosci a nie s a to znaki pisma.
O, nie, zadn a miar a. Wydaje mi sie raczej, ze to przypomina jakis labirynt,
ale nie wiem na pewno. I znów promieniste słonce.
Pozwól mi przerysowac ten wzór na zwykły papier, zanim zetrze sie
z drewna!
Nie, sam to zrobie, przyrzekam, ze zajme sie tym jeszcze dzis. Im mniej
bedziesz miała do czynienia z tymi strasznymi rzeczami, tym lepiej dla nas.
Sk ad wiesz, ze one s a straszne?
Po prostu wiem odparł krótko. A w kazdym razie na pewno niebezpieczne.
Jak chcesz. Tylko o tym nie zapomnij! Móri, przyszłam do ciebie, zeby sie
z tob a podzielic swoimi rozterkami. Jesli naprawde wybieramy sie na ten okropny
bal na zamku, to jak my sie ubierzemy?
Móri usmiechn ał sie do dziewczyny i siadł na łózku.
Ja tez sie zastanawiałem. Nie pójde przeciez w tym wskazał na sw a
brunatn a jak ziemia peleryne.
Wiem, ze pod ni a nosisz piekne ubraniepowiedziała Tiril.Ale chyba
troche juz zniszczone?
Troche? Ledwie sie trzyma i tylko po ciemku mozna sie domyslac, ze koszula
była kiedys snieznobiała.
Moja sytuacja tez nie jest lepsza rozesmiała sie Tiril. Musimy zdobyc
nowe stroje, ale nie wiem, jak nalezy sie ubrac na dworski bal. Zamysliła sie
na chwile. Mam co prawda naszyjnik z szafirów. . .
Nieprzerwał jej Móri.Powinnas go zabrac ze sob a, ale nie zakładac.
Tiril popatrzyła na niego pytaj aco. Wyjasnił:
To ze wzgledu na twoj a matke. Jesli nagle ujrzy swój klejnot na szyi nieznajomej,
moze przezyc wstrz as.
No tak, racja. Ale potem wykorzystamy go jako dowód mojej tozsamosci.
7

Otóz to! Pilnuj tylko, by nie wpadł w szpony Catherine, zanim znajdziemy
sie na Akershus, bo zrobi sie prawdziwe zamieszanie.
Tiril od razu zrozumiała, o co chodzi Móriemu. Gdyby Catherine wyst apiła
w szafirach na łabedziej szyi, a matka Tiril rozpoznała naszyjnik, mogłaby pomy-
slec, ze. . .
Móri wyrwał j a z zadumy.
Poprosimy Catherine o rade co do strojów.
Tak bedzie najlepiej. Catherine czasami nam sie do czegos przydaje.
Rzeczywiscieprzyznał niechetnie.Ale bede sie cieszył, kiedy juz sie
z ni a rozstaniemy.
Ja takze cicho powiedziała Tiril. Nawet przez moment jej nie ufam.
Biedny Erling!
Gdybys chciała, Erling byłby twój.
Był taki czas, kiedy "odkryłam" Erlinga zamysliła sie Tiril.
Z radosci a zauwazyła, ze Móri wyraznie sposepniał.
W drodze z Bergen do Christianii przypomniała z usmiechem. Pami
etam, dostrzegłam nagle, ze jest przystojnym, poci agaj acym kawalerem, nie
tylko narzeczonym Carli. Ale to trwało jedynie pare dnizakonczyła beztrosko.
Erling nie jest w moim typie.
Móri nie smiał pytac, jaki własciwie jest jej typ.
Musze poradzic sie moich towarzyszy, pomyslał w nagłej desperacji. Tiril sama
mnie o to prosiła. Spytac, czy wolno nam jest sie kochac. Co sie stanie, jesli
przekroczymy granice? Czy poci agne j a za sob a do milcz acego królestwa nocy,
do krainy cieni, przez któr a musze wedrowac, choc tak jej nienawidze? Boje sie
jednak odpowiedzi, lekam sie nawet kontaktu z mymi strasznymi towarzyszami.
Ale trzeba sie na to zdobyc, dłuzej zwlekac sie nie da. Tiril i ja igramy
z ogniem. Wiem, ze gdy nastepnym razem spoczne w jej ramionach, nie zapanuj
e nad sob a.
Ona takze sie nie powstrzyma, ta mysl jeszcze bardziej podnieca.
Wjego rozwazania wdarł sie głos Tiril. Pytała, w co powinna sie ubrac na bal.
Westchn ał.
Wygl adałas tak pieknie tamtego wieczoru w zajezdzieodpowiedział.
Słuz aca pomogła ci sie ubrac, pamietasz?
Naprawde tak uwazasz? Dziekuje! Ale ta suknia jest za skromna. Chyba
ze. . . Zaczekaj!
Tiril rozwazała cos w myslach, a Móri posłusznie czekał. Z nieskrywan a czuło
sci a obserwował wyrazist a twarz dziewczyny.
Mam jeszcze jedn a sukienke rzekła z wahaniem. Erling zabrał j a
z domu, z Bergen. Nie chciałam jej wkładac, bo nalezała do Carli. Ale ta suknia
byłaby odpowiednia na kazdy bal, nawet na królewski.
8

Wobec tego w ni a sie ubierz powiedział Móri cichym, lecz dobitnym
głosem, jak zawsze wtedy, gdy chciał kogos do czegos nakłonic. Ale wspomnienie
ukochanej siostry wci az pozostawało dla Tiril zbyt bolesne. Po wyrazie jej twarzy
poznał, jak musi ze sob a walczyc.
Spróbował jeszcze raz:
Carle z pewnosci a zasmuciłoby, ze suknia niszczeje, poniewaz nie chcesz
jej nosic. Jestem przeswiadczony, ze tobie jedynej pragnełaby j a przekazac.
Tiril kiwała głowa, jakby chciała sama sie przekonac, ale nie zdołała. Wspomnienie
Carli wci az było dla niej swiete, lecz sama postac siostry nieco przyblakła,
nie była juz tak wyrazista. Gdy zdała sobie z tego sprawe, ogarneły j a wyrzuty
sumienia.
Ale w co ja sie ubiore? Móri zorientował sie, ze musi oderwac Tiril od
złych mysli. To o wiele wiekszy kłopot.
W Tiveden pieknie wygl adałes bez peleryny, w białej koszuli.
Usmiechn ał sie.
Kochana, wtedy było ciemno. Ta koszula juz nie znosi swiatła dziennego.
Nie mógłbys pozyczyc czegos od Erlinga? Jestescie przeciez mniej wiecej
równego wzrostu.
On jest troche wyzszy, ale nie zawadzi spytac. Westchn ał niezadowolony.
Wiele bym dał, zeby nie isc na ten bal.
Ja takze. To nie w moim stylu.
Po twarzy Móriego przemkn ał jeden z jego rzadkich usmiechów.
Jestesmy bardzo do siebie podobni. Ale isc musimy. Ty ze wzgledu na
matke. . .
Ona chyba nie pragnie mnie odszukac, raczej przeciwnie?
Nic o tym nie wiemy. A ja bede ci towarzyszyc i czuwac nad twym bezpiecze
nstwem.
Dziekuje, przyjacielu! Najlepszy, najwierniejszy przyjacielu!
Zapominasz o Nerze.
Rzeczywiscie.Wiernosc człowieka nie moze równac sie z psi a. Móri, drogi
mój, co my w czasie balu poczniemy z Nerem?
Musi zaczekac tutaj.
Alez on nie przywykł zostawac sam. Nie zrozumie. Odbierzemy mu jego
obowi azek pilnowania stadka. Bedzie zrozpaczony! Móri, a jesli nam sie cos
stanie? Jesli stamt ad nie wrócimy?
Oczy czarnoksieznika zalsniły czułosci a.
A jesli cały masyw górski Jotunheimen zawali sie na niego? Albo zaleje go
morze wystepuj ace z brzegów?
Nie kpij ze mnie rozesmiała sie. Nie mamy jednak wyboru, musimy
zostawic go tutaj. Chyba nie uda nam sie go przemycic na sale balow a.
Raczej nie.
9

Tiril zadrzała.
Och, Móri, tak sie boje!
Ja takze, miał juz na koncu jezyka, ale nie smiał wyznac, co rano znalazł w jej
sniadaniu. Trutke na lisy! Intuicja podszepneła mu, ze z talerzem Tiril cos jest nie
w porz adku. Nie podejrzewał włascicieli pensjonatu ani nikogo ze słuzby, lecz
chociaz czworo przyjaciół mogło zamykac pokoje na klucz, nie mieli jednak kontroli
nad kuchni a ani nad korytarzem. A starym zwyczajem, dopóki tu mieszkali,
kazde z nich korzystało z własnego, osobnego talerza, oznaczonego imieniem.
Dało sie w ten sposób unikn ac niepotrzebnego zmywania. . . A wiec zostali odkryci.
Z pewnosci a przesladowcy Tiril uczyni a wszystko, by nie dopuscic jej na
dworski bal na zamku Akershus.

Rozdział 2
Czuło sie, ze lato mija. Ci agneło chłodem, coraz czesciej padało. Przygnebienie
ogarniało wielu mieszkanców Christianii, szczególnie tych bez dachu nad
głow a, którzy kazdej nocy musieli szukac sobie nowej bramy na nocleg.
Wracajcie do domu, powiadano im. Wracajcie do domu, na wies, nic tu po
was!
A cóz oni mieli pocz ac w rodzinnej wiosce?Wiekszosc przybyła do wielkiego
miasta w poszukiwaniu pracy albo szczescia. Wkrótce jednak przekonali sie, ze
z deszczu wpadli pod rynne.
Połozenie Tiril i jej przyjaciół było znacznie lepsze, choc nie czuli sie dobrze
w ciasnych pokoikach pensjonatu.
Dziewczyna nie mogła poj ac, dlaczego nagle zabroniono jej opuszczac pokój.
Pod zadnym pozorem nie wolno jej było wychodzic. Przyjaciele nie chcieli nic
mówic Tiril o atakach na jej zycie, którym zdołali zapobiec. Niestety, nie udało
im sie schwytac czyhaj acych na ni a łotrów, zawsze zd azyli zbiec.
Erling i Móri na zmiane wyprowadzali Nera na spacer b adz wyprawiali sie
do miasta załatwic rozmaite sprawy. Bali sie tez wypuszczac Catherine, samotna
dama nie była na ulicy bezpieczna, choc Georg i jego kompan z kozi a bródk a nie
na ni a sie zasadzali.
W dzien poprzedzaj acy bal na zamku przyszła kolej, Móriego na wieczorn a
przechadzke z Nerem.
Pies zaraz na schodach sie zatrzymał, cicho powarkuj ac. Zdenerwowany poło
zył uszy po sobie i zacz ał cichutko piszczec, niepewny, czy ma isc dalej, czy tez
raczej zawrócic.
Co sie stało, piesku? szepn ał Móri.
Z oczu Nera biło przerazenie. Nigdy jeszcze tak sie nie zachowywał, to było
cos nowego.
W koncu Móri takze wyczuł to, co pies: zapach spalenizny.
Chodz nakazał i predko zbiegli po schodach.
Tuz przy drzwiach wejsciowych płoneła kupa szmat, płomienie ledwie zd azyły
j a obj ac. Móri złapał wezełek i cisn ał go na ulice. Rozejrzał sie w poszukiwaniu
11

podpalaczy doskonale wiedział, czyja to sprawka nikogo jednak nie zobaczył.
Wrócił wiec do pensjonatu i opowiedział włascicielowi o tym, co zaszło.
Zrobiło sie zamieszanie, konca nie było podziekowaniom dla Móriego za jego
błyskawiczn a reakcje.
Tak, tak, wielu łotrów włóczy sie teraz po ulicach pokiwał głow a wła-
sciciel.Cały czas trzeba miec sie na bacznosci.
Móri przyznał mu racje, nie wspomniał jednak ani słowem o swoich podejrzeniach.
Prosił tylko, by przez cał a noc trzymano straz, bo szaleniec moze po raz
drugi próbowac puscic z dymem pensjonat. Wstrz asniety własciciel przyrzekł, ze
tego dopilnuje.
Wreszcie Móri mógł pójsc z Nerem na wieczorny spacer.
Uprzedził przyjaciół, ze ma zamiar wybrac sie na dłuzsz a przechadzke, by nie
martwili sie ich nieobecnosci a.
Wiał dosc silny wiatr, si apił deszcz. Móri skierował sie ku brzegom fiordu
po drugiej stronie Viken. Odszedł daleko, chc ac miec pewnosc, ze bedzie całkiem
sam, w koncu wdrapał sie na wysokie urwisko. W oddali migotały swiatła
spowitego zasłon a deszczu miasta. Móriego otaczała ciemnosc, tylko wody fiordu
połyskiwały od czasu do czasu i piana na grzbietach fal majaczyła szarym cieniem
w mroku.
W oddali na horyzoncie raczej przeczuwał niz dostrzegał ostatnie pozegnanie
odchodz acego dnia.
Fale z hukiem rozbijały sie o nadbrzezne głazy. Móri wyci agn ał rece w góre
i zawołał:
Słuchajcie mnie, duchy otchłani, które od dawna mi towarzyszycie! Ja,
Móri z rodu islandzkich czarnoksiezników, wzywam was!
Opuscił ramiona i czekał. Zapadła niezwykła cisza.
Z pocz atku wydawało sie, ze to tylko powiew wiatru zabł akał sie, zaczepił
o okaleczone drzewo i bezradny wyspiewywał swoj a skarge.
Potem swist przemienił sie w narastaj acy szum, az wreszcie przeszedł w huk,
jakby niebiosa zesłały huragan, szalej acy wokół Móriego. Islandczyk wiedział,
ze Nero jest gdzies w poblizu, s adził jednak, ze pies nie zauwaza niezwykłych
zjawisk. Wicher nie był bowiem zywiołem przyrody, nadci agn ał z innego swiata.
Ze swiata znienawidzonego przez Móriego, z którym jednak musiał zyc.
Ze swiata, którego bliskosc Tiril czasami wyczuwała, patrz ac Móriemu głeboko
w oczy.
Nagle niebo i ziemia otworzyły sie przed nim, osun ał sie w przepasc, wisiał
w powietrzu, a wokół rozlegało sie wycie i drwi acy, przerazliwy smiech.
Granatowoczarny mrok. . . Jak dobrze go znał! Wszystko, co sie w nim poruszało,
przemykało obok niego niczym jasniejsze cienie i znikało, kolejne warstwy
12

zmarłych, z biegiem stuleci zapadaj ace sie coraz głebiej w ziemie. Słyszał ich
piesn, mroczne, mamrocz ace głosy przysuwaj ace sie do niego, by zaraz znów sie
oddalic.
Nie zblizaj sie do siedzib Smierci, człowieku, usłyszał szept we własnej głowie.
Ale on juz to raz uczynił. O ten raz za duzo. Kiedys, w starym kosciele
w Holar, na północy Islandii. Czyn, którego miał załowac przez całe zycie.
Wszystko wokół niego sie zmieniało. Nie wiedział juz, gdzie sie znajduje, lecz
wir ci agn ał go w dół, nieustannie w dół. . .
Wci az cos sie działo. Pojawiały sie jakies chmury, lecz Móri nie był w stanie
stwierdzic, w jakim wymiarze sie znajduje, bo jednoczesnie nie opuszczało go
wrazenie, ze wci az przebywa w głebokiej grocie Smierci.
Widział obłoki niebywałej, wielkosci, wznosiły sie niczym buroszkarłatne
twierdze, które kruszały i obracały sie w ruine na jego oczach. Wybuchały i opadały
bastiony płomieni, krwistoczerwone wieze otoczone fosami lsni acego bursztynu
rozsypywały sie, odsłaniaj ac postrzepione szczeliny z opalu. Wyłoniła sie
z nich błekitnawa czern i znów zwyciezyła kraina cieni.
Wszystko odbywało sie błyskawicznie, lecz Móriemu, kazda chwila zdała sie
rokiem. Zakrył oczy dłonmi, na wpół jecz ac, na wpół szlochaj ac, lecz nie potrafił
osłonic sie przed czyms, co tkwiło w nim samym.
Ostry przerazliwy krzyk wdarł mu sie w uszy, wydawało sie, ze nigdy nie przebrzmi.
W oszalałym pedzie przed oczami przesuwały sie obrazy: biskupi w ko-
sciele w Holar, Mag Loftur odmawiaj acy zaklecia z kazalnicy, młodziutki chłopak,
który potkn ał sie o sznur od dzwonu. Móri przezywał bezsiln a rozpacz diakona
z Myrka wywołan a koniecznosci a opuszczenia ukochanej, desperack a próbe
wci agniecia jej do grobu. . .
Nie, nie szeptał Móri, lecz na nic nie zdały sie jego błagania.
Nagła głeboka cisza była niczym uderzenie w twarz. Okazało sie jednak, ze
nie jest całkiem bezdzwieczna. Rozbrzmiewał w niej głuchy huk, tak silny, ze
ziemia pod stopami Móriego zatrzesła sie w posadach.
Dotarłem na miejsce, pomyslał. Osi agn ałem swój cel. I jestem bliski szalenstwa
ze strachu! Nie powinienem sie bac. Ale lekam sie odpowiedzi, jak a usłysze.
Kilkakrotnie głeboko odetchn ał, głeboki ton rozpłyn ał sie w powietrzu, znów
zapanowała cisza wiecznosci. Móri czekał.
Nie trwało to długo.
Najwyzszy czasrozległ sie obok czyjs sarkastyczny głos.
Zorientował sie, ze pasmo l adu dziel ace go od morza zaludniło sie, jesli w ogóle
mozna uzyc takiego okreslenia.
Dostrzegł wysok a postac Nauczyciela, to on przemówił. Wyczuł obecnosc
Zwierzecia i Nidhogga, a takze pieknych pan, Powietrza i Wody. Duchów było
13

jeszcze wiecej. Najprawdopodobniej znalazła sie tu kobieta jego opiekunka,
dla której z pewnosci a nie okazał sie łatwym podopiecznym, i ten, który mógł byc
jego ojcem, Hraundrangi-Móri. Pustka? Nie potrafił stwierdzic, czy jest obecna,
bowiem nagle powrócił swist wichru i huk fal bij acych o brzeg, hałas uniemozliwiał
skupienie sie na swiecie wyobrazni. Tak, pojawił sie jeszcze ktos, jego dawny
przewodnik, Duch Zgasłych Nadziei, ten, który kiedys był taki piekny, a potem
przybrał straszliw a postac, bo ludzie niszczyli wiecej niz tworzyli, wszystko, co
jasne, stało sie ciemne, przyszłosc zmieniła sie w bolesn a, splamion a krwi a przeszło
sc.
Milcz acy towarzysze nie pragneli dodac mu otuchy.
Własciwie widział ich zawsze, przynajmniej jako cienie. Teraz jednak w pełni
sie zmaterializowali, prawdopodobnie mógłby ich dotkn ac. Po raz pierwszy wezwał
ich z własnej nieprzymuszonej woli i, prawde mówi ac, bał sie.
Dlaczego wczesniej nie szukałes naszej pomocy? spytał Nauczyciel,
hiszpanski czarnoksieznik o wielkiej, ciezkiej głowie. Jestesmy wszak po to,
by ci pomagac. Niestety towarzyszylismy ci na prózno. Tylko twoja młoda przyjaciółka
miała dosc rozumu, by raz poprosic nas o pomoc.
Jego młoda przyjaciółka. Tiril! Na jej wspomnienie cieplej mu sie zrobiło na
sercu.
I tak kilkakrotnie mnie wspomogliscie rzekł Móri dosc niesmiało.
Winien wam za to jestem ogromn a wdziecznosc. Ale tym razem chodzi własnie
o Tiril.
Wiemy. Poz adasz jej.
Móri poczuł, ze sie rumieni.
Nie tylko odparł dosc ostro. Pragne, by zawsze była u mego boku,
aby została moj a zon a. Czy to mozliwe? Czy nie grozi jej niebezpieczenstwo?
Dlaczego miałoby to byc niemozliwe? niewinnie spytał Nauczyciel.
Wszyscy wiecie to równie dobrze jak ja stwierdził Móri odrobine zniecierpliwiony.
Doskonale zdajecie sobie sprawe, jak trudne s a moje noce: wci az
wedruje przez bezdenne otchłanie w poszukiwaniu tego, czego nigdy nie zdołałem
odnalezc: "Rdskinny". Moj a kar a s a sny, w których odzywa sie dawne pragnienie
zdobycia wiedzy, nie dla mnie przeznaczonej. Wprawdzie porzuciłem juz
wszelkie marzenia z tym zwi azane, lecz moje sny wci az nie potrafi a sie oderwac
od tego, czego człowiek nie powinien poszukiwac.
Masz racje przyznał Duch Utraconych Nadziei.
To obszary zła podj ał Móri. Tiril czasami dostrzega je w moich
oczach, widzi mroczne otchłanie, bladoniebieskie welony mgły, bezdenne przepa
sci i nieskonczon a pustke. Przeraza j a to, co widzi. Nie chce, by tego doswiadczyła.
Tiril pójdzie za tob a wszedzie, dobrze o tym wieszstwierdził Nidhogg.
Owszem. Ale nie chce, by cierpiała.
14

Cos otarło sie o jego kolana. Poczuł odór bij acy z rozj atrzonych ran Zwierzecia,
ale wzi ał te bliskosc za dobry znak.
Masz racje rzekł Nauczyciel jakby w odpowiedzi na jego mysli.
Zwierze jest wobec ciebie przyjaznie nastawione. Twoje łzy owej nocy, gdy spotkałe
s je po raz pierwszy, wyleczyły czesc bol acych ran. A współczucie Tiril jeszcze
bardziej w tym pomogło. Lepszej dziewczyny nie mógłbys sobie wybrac.
Dziekuje za te słowa! Ale co mam robic? Nie chce poci agn ac jej za sob a
do krainy zimnych cieni. Nie chce patrzec na jej cierpienia.
O, nie bedzie tak zle beztrosko oswiadczył Nauczyciel. Ona nigdy
nie zagl ada za błekitnawe welony, które tak wiele kryj a.
Móri nie mógł uwierzyc własnym uszom.
To znaczy, ze radzicie mi, abym uczynił j a moj a?
A dlaczego nie? Tego akurat nie ma sie co bac.
Móri powinien byc bardziej wyczulony na niuanse. Niestety, wiatr poniósł
w dal głos czarnoksieznika, a Móriemu serce waliło zbyt mocno, by mógł dosłysze
c nutke drwiny.
Widział teraz wyrazniej. Miał wrazenie, ze któremus z przybyszów towarzyszy
blask i ze ich grupka stoi na smaganym wichrem cyplu w swietle, którego
zródła na prózno by szukac.
Przenosił wzrok z jednego na drugiego, u kazdego szukaj ac przyzwolenia.
W oczach Nauczyciela czaił sie szelmowski usmieszek, potworna twarz Ducha
Zgasłych Nadziej nie wyrazała nic. W oczach Nidhogga wyczytywał m adrosc
i znajomosc tajemnej wiedzy. Zwierze ocierało sie o jego nogi, a panie Woda
i Powietrze spogl adały nan przyjaznie. Tylko jego duchy opiekuncze, kobieta o jasnych
włosach i jego ojciec, odwrócili wzrok. Nie wiedział, jak ma to rozumiec,
ale poczuł w sercu ukłucie zalu.
Teraz wyczuł takze obecnosc Pustki, ale jakiej odpowiedzi mógł sie spodziewa
c od niej? Zadnej!
Zwrócił sie z prosb a do rosłego, przystojnego Hraundrangi-Móriego:
Ojcze. . . Bo jestes mym ojcem, panie, prawda?
Tak, synu.
Poradz mi wiec! Co przede mn a skrywacie?
Duch czarnoksieznika z Islandii westchn ał, a fale jakby mocniej uderzyły
o brzeg.
Tiril jest jedyn a kobiet a, któr a pragn ałbym miec za synow a, jest odpowiedni
a zon a dla ciebie. Ale to musi byc twoja decyzja, nie nasza.
I nic jej sie nie stanie?
Nie. Po pierwsze, twój swiat cieni nie jest dla niej nieznosnym krzykiem
bólu jak dla ciebie, a po drugie cieszy j a mozliwosc towarzyszenia ci i wspierania
w nocnych wedrówkach przez mroczne doliny i ł aki Smierci.
15

To znaczy, ze mam wasze błogosławienstwo? Hraundrangi-Móri milczał,
jego syn czekał z niecierpliwosci a.
Masz nasze błogosławienstworzekł wreszcie ojciec.Ale mimo to sie
zastanów.
Nie widze juz innych przeszkód odetchn ał Móri z ulg a. Dziekuje!
Dziekuje wam wszystkim!
Nie ma za coodpowiedział Nauczyciel.A w przyszłosci wzywaj nas
czesciej. Nudzimy sie, gdy nie zlecasz nam interesuj acych zadan.
Móri z drzeniem wspomniał wydarzenia, jakie rozegrały sie na statku, wioz acym
ich z Islandii. Niewidzialni towarzysze wyrzucili za burte dwóch jego prze-
sladowców. A pózniej zepchneli porywaczy Tiril ze wzgórza.
Bede o tym pamietac obiecał uroczyscie.
Mozesz uwazac sie za szczesliwca, poniewaz znalazłes Tiril usmiechn
eła sie jedna z pieknych kobiet.
Ciesze sie tym codziennie. Dlatego wasze słowa sprawiły mi tak wielk a
radosc. Jeszcze raz dziekuje!
Ale strzezcie sie znaku! rzucił ktos na poły powaznie, na poły ze smiechem.
Znaku?powtórzył Móri pytaj aco, lecz nie doczekał sie odpowiedzi.
Swiatło przygasło, zapadła ciemnosc. Po wysokim, urwistym brzegu hulał
wiatr.
Jego powiewy uderzały z góry i okr azały młodego czarnoksieznika niczym
nurkuj ace w powietrzu ptaki.
A potem Móri wyczuł raczej niz spostrzegł, ze jest całkiem sam.
Wrazenie pustki stało sie niezwykle dotkliwe. Nagle przypomniał sobie o Nerze.
Całkiem wyleciało mu z pamieci, ze przyszedł tu z psem.
Nero?
Rozległo sie miekkie człapanie po trawie.
Jestes, stary przyjacieluciepło powitał go Móri.Gdzie sie podziewałe
s?
Domyslał sie: jego towarzysze oszołomili psa, byc moze pogr azyli go we snie
na czas rozmowy.
Chodz, wracamy do domu! Mamy dobre wiesci dla tej, któr a obaj kochamy.
Nero wyraznie sie ucieszył.Wjesiennym mroku powedrowali do miasta. Spotkanie
udało sie ponad wszelkie oczekiwania. Dlaczego wiec Móri nie mógł pozby
c sie ukłucia niepokoju?

Rozdział 3
Móri wybrał sie na ow a bardzo szczególn a wieczorn a przechadzke z Nerem,
a tymczasem w pensjonacie nie ustawały dyskusje.
Wostatnich dniach przed balem Catherine słuzyła im wielk a pomoc a, staraj ac
sie dobrac strój i fryzure dla Tiril.
Erling, zabieraj ac rzeczy dziewczyny z jej dawnego domu w Bergen, wzi ał tez
odswietn a suknie nalez ac a do Carli. Teraz wespół z Catherine usiłował nakłonic
Tiril, by włozyła j a na bal, lecz, niestety, nie było to wcale najłatwiejsze.
Tiril gwałtownie sie wzbraniała. Wci az powtarzała to, co mówiła juz tyle razy
wczesniej: nie chce brukac pamieci Carli nosz ac jej najlepsz a suknie, to po prostu
niemozliwe.
Czego bys wiec chciała?spytał w koncu zirytowany Erling. Zebysmy
j a komus oddali? Albo spalili? A moze wyrzucili na smietnik lub schowali do
skrzyni, zeby tam gniła?
Tiril wreszcie ust apiła. Przyznała, ze jest pierwsz a osob a, która powinna przyj
ac suknie Carli.
Bede j a nosic z godnosci a oswiadczyła grubym od łez głosem. Jesli
okaze sie na mnie dobra.
Suknia pasowała jak ulał. Tiril nie mogła tego poj ac, Carla była wszak delikatna
niby aniołek i smukła, natomiast ona. . . No cóz, raczej kwadratowa.
Ale z upływem lat jej sylwetka bardzo sie zmieniła, jedynie ona sama nie
potrafiła tego dostrzec. No, suknia moze troche cisneła w biuscie, ale kto by sie
przejmował takim drobiazgiem.
Suknia była zjawiskowa, idealna jako strój na dworski bal. Carli, ukochanemu
dziecku, nie sk apiono niczego.
Jasnoniebieska, odpowiednia do niewinnych, błekitnych oczu Carli. Ale Tiril
takze miała niebieskie oczy, choc o nieco ciemniejszym odcieniu i z br azowymi
plamkami. Kolor sukni podkreslał własnie ich błekit, nadaj ac im bardziej intensywny
odcien. Jasnoniebieski jedwab przeswiecał przez morze białych koronek,
całosc wygl adała jak z porcelany. Włosy Tiril z latami sciemniały i ładnie kontrastowały
z bladosci a stroju.
17

Catherine dokonała prawdziwego cudu z fryzur a Tiril, oporne kosmyki poddały
sie wreszcie wysiłkom szczypiec do karbowania i Tiril nagle stała sie całkiem
inn a osob a. Nigdy jeszcze tak głeboko nie odsłaniała dekoltu i teraz dopiero zobaczyli,
jak piekn a, złotobr azow a ma skóre.
Własnie wtedy Móri wrócił ze spaceru.
No i co wy na to? spytała Catherine z dum a w głosie.
Mezczyzni nie potrafili znalezc słów. Móri przełkn ał sline, ale powiedziec nic
nie zdołał.
Podziwiajcie z umiarem! ostrzegła Catherine. Ona nie moze mnie
przycmic!
Po jej głosie poznali jednak, ze naprawde nie bierze pod uwage takiego niebezpiecze
nstwa.
Erling doszedł do siebie.
Naszyjnik z szafirów oswiadczył zdecydowanie. Bedzie doskonale
pasował.
Nie! Catherine i Móri zaprotestowali jednogłosnie, aczkolwiek z całkiem
róznych powodów. Móri nie chciał narazac matki Tiril na wstrz as, a Catherine
sama miała ochote na klejnot.
Baronówna była w najlepszej formie. Ubrała sie w granatow a suknie Móri
był pewien, ze wybrała kolor z mysl a o szafirach i nikt nie umiał poruszac sie
z takim wdziekiem jak ona.
Tiril nigdy szczególnie nie troszczyła sie o stroje. Tym razem jednak zalezało
jej, by zrobic dobre wrazeniena ludziach, których przyjdzie jej spotkac na balu,
na Erlingu, przykładaj acym wielk a wage do zewnetrznego wygl adu, na Catherine,
z powodów nie do konca szlachetnych, lecz przede wszystkim Tiril chciała byc
piekna dla Móriego. W ostatnich dniach miało to dla niej ogromne znaczenie.
Móri przejawiał zniecierpliwienie, zapał i. . . czyzby sie z czegos cieszył? Jakby
chciał jej cos powiedziec, lecz nie mógł, bo wci az ktos im przeszkadzał?
Tym razem takze nie udało im sie zostac samym, bo Catherine krz atała sie po
pokoju, a w koncu kazała Tiril połozyc sie do łózka. "Nie, Móri, dzis wieczorem
nie bedzie zadnych rozmów z nasz a ksiezniczk a, ona musi sie wyspac! Idz juz do
siebie, nie denerwuj jej, jutro musi pieknie wygl adac".
Móri westchn ał, lecz pogodził sie z tym, ze został wypedzony. Tiril nie mogła
oprzec sie wrazeniu, ze bez wzgledu na to, o czym miał zamiar z ni a rozmawiac,
postanowił odłozyc to na po balu.
Ciekawosc nie dawała jej spokoju.
Tiril, znuzona długotrwał a izolacj a, zaintrygowana, co tez Móri zamierza,
zbuntowała sie. Wprawdzie był to wieczór poprzedzaj acy bal, lecz wszystko mieli
przygotowane. Dziewczyna uznała, ze pora wyrwac sie z wiezienia.
Kiedy przyjaciele połozyli sie juz spac, gestem dała znak zawsze czujnemu
Nerowi. Pies natychmiast sie poderwał i bezszelestnie podeszli do drzwi. Cathe-
18

rine, dziel aca z ni a sypialnie, nic nie słyszała, kiedy Tiril przekrecała klucz. Na
korytarzu skierowali sie do pokoju Móriego.
Do diaska, dobiegał stamt ad głos Erlinga! Panowie najwidoczniej omawiali
ostatnie szczegóły dotycz ace balu.
No cóz, nic sie na to nie poradzi. Skoro Tiril nareszcie udało sie wyrwac na
wolnosc, Nerowi nie zaszkodzi dodatkowa przechadzka. Bez przeszkód dotarli na
dół, zatrzeszczało tylko kilka stopni, ale nikt niczego nie usłyszał.
Do sforsowania pozostawało jeszcze główne wejscie, trudniejsza sprawa, bo
w zamku nie było klucza.
Tiril wyci agneła sie na palcach, by sprawdzic, czy klucz przypadkiem nie lezy
na framudze, i przy tej okazji zerkneła przez w askie, zakurzone okienko, umieszczone
w górnej czesci drzwi.
Wystraszyła sie nie na zarty.
Zza szyby spogl adały na ni a złe oczy mezczyzny, który zorientowawszy sie,
ze został odkryty, natychmiast sie schylił, znikaj ac jej z pola widzenia.
To był Georg. Prawdopodobnie usłyszał, jak Tiril mocuje sie z zamkiem, i zajrzał
do srodka. Nie podejrzewał, ze dziewczyna wyci agnie sie az tak wysoko.
Chodz szepneła do Nera i pospiesznie zawrócili na góre.
Przez nikogo nie zauwazeni dotarli do pokoju. Tiril, juz lez ac w łózku, pomy-
slała z wdziecznosci a: Dziekuje wam, wierni przyjaciele, za to, ze trzymacie mnie
w ukryciu!
Dwaj nieznajomi, osmielaj acy sie podj ac takie ryzyko, musieli byc naprawde
zdesperowani.
Czego oni ode mnie chc a?zastanawiała sie ze smutkiem. Co ja zrobiłam?
Znała jednak odpowiedz. Juz sam fakt, ze istniała, był im cierniem w oku.
Wiedziała, ze Erling poczynił wiele staran, by dowiedziec sie, kim s a Georg
i mezczyzna z kozi a bródk a. Jak dot ad jednak pozostawali oni całkowicie anonimowi.
Wielu ludzi ich widziało, lecz nikt, absolutnie nikt ich nie znał. Erling zwrócił
sie z prosb a o pomoc nawet do ludzi wójta, niestety, bez rezultatu. Wyjasnił,
ze złoczyncy winni s a co najmniej trzech morderstw na małzonkach Dahl
i lichwiarzu. Przedstawiciele władz wzruszyli tylko ramionami, twierdz ac, ze to
sprawa Bergen, nie Christianii.
Ale przeciez teraz zabójcy znajduj a sie własnie tutaj!
Niestety, dosc maj a pracy z miejscowymi przestepcami, oswiadczyli ludzie
wójta.
Erling nie mógł oprzec sie przykremu wrazeniu, ze cała sprawa została z góry
ukartowana, ale, rzecz jasna, podpowiadał mu to gniew.
Nadszedł wreszcie dzien balu.
19

Stolice juz wczesniej ogarneła gor aczka. Przybyli znakomici goscie, odbywały
sie przyjecia ku czci, powiewały flagi, wszedzie wyczuwało sie odswietn a atmosfer
e. Połowa pospólstwa chodziła ogl adac wielmozów, drug a połowe nic a nic
nie obchodziło to, co sie dzieje w miescie.
Catherine z trudem panowała nad podnieceniem. Uczyniła, co mogła, by wygl
adac jak najwytworniej, i prezentowała sie zaiste wspaniale. Zarówno ona, jak
i Erling godni byli miana szlachciców najbłekitniejszej krwi.
Inaczej natomiast było z Tiril i Mórim. Tiril kr azyła po pokoju, w którym
zebrali sie wszyscy czworo, jak lew po klatce. Na przemian otwierała i zaciskała
spocone dłonie. Tego wieczoru ogarn ał j a wiekszy strach niz podczas spotkania
z niewidzialnymi towarzyszami Móriego czy w Tiersteingram.
Erling chetnie pozyczył Móriemu swój prawie najlepszy strój. Dbały o wygl
ad potomek Hanzeatów zabrał z Bergen az trzy komplety. Jeden zniszczył sie
w czasie podrózy, a dwa pozostałe były teraz jednoczesnie wykorzystane. Sam Erling
miał na sobie odpowiadaj acy wymogom najnowszej mody brokatowy kaftan
z długimi połami, spodnie do kolan, białe ponczochy i czarne trzewiki ozdobione
srebrnymi zapinkami. Fioletowy kaftan i kamizela wykonczone były koronkami:
pod szyj a, przy rekawach i wszedzie tam, gdzie znalazło sie na nie miejsce.
Móri natomiast, w mniej modnym stroju, prezentował sie, zdaniem Tiril, bardziej
mesko. Czarnoksieznik włozył biał a koszule z szerokim kołnierzem, kamizelk
e ze skóry łosia, zielone spodnie i krótkie miekkie buty. Tiril nigdy jeszcze
nie widziała, by wygl adał równie pieknie. Nad jego czarnymi kedziorami nikt
nie zdołał, zapanowac, tak jak przedtem opadały na ramiona i na czoło, niemal
całkiem zasłaniaj ac oczy. Moze i lepiej, niemniej jednak nie zdołał ukryc, kim
naprawde jest, istot a, która przyszła na swiat obdarzona iskr a magii, człowiekiem
poruszaj acym sie po zakazanych sferach, wedruj acym przez kraine zimnych cieni.
Tiril nagle jeszcze mocniej poczuła, jak bardzo go kocha, nie za jego nieziemsk
a urode, lecz z powodu tragicznych wymiarów jego zycia, krzycz acej głucho
samotnosci i owych przerazaj acych obszarów duszy, do których nie mogła dotrze
c. Dostrzegła je w jego oczach, kiedy zblizyli sie do siebie bardziej, niz tego
chcieli. Nie mogła wtedy powstrzymac łez.
Ale kochała go przede wszystkim bez powodu. Nikt wszak nie wie, dlaczego
obdarza uczuciem konkretnego człowieka. Miłosc nie potrzebuje wyjasnien, ona
po prostu sie rodzi.
Jestesmy gotowi? spytał Erling, który jak zawsze obj ał przywództwo.
Móri posiadał autorytet równie silny jak on, lecz rzadko sie nim posługiwał.Wolał
raczej trzymac sie z tyłu.
Tiril duzo czasu poswieciła na pozegnanie z Nerem.
Nero, pilnuj domu, pilnuj pokoju. Pilnuj ubrania Tiril. I tego. Masz, Nero,
połóz sie na moim swetrze, bedziesz wiedział, ze na pewno wrócimy. Wygodnie
ci teraz?
20

Tiril, doprawdy. . . zaczeła Catherine, lecz Móri uciszył j a gestem. Podszedł
do psa, z którego szeroko otwartych oczu biła rozpacz.Widac było, ze Nero
niczego nie rozumie, uszy zwiesił, a pysk wykrzywił jakby do płaczu. Całym sob a
zdawał sie pytac: "Zostawiacie mnie? A kto was bedzie strzegł? Co złego zrobiłem,
ze tak mnie traktujecie?"
Móri przykucn ał i uj ał go za łeb. Nero siedział spokojny, prosty jak swieca.
Usłyszeli, ze czarnoksieznik długo cos do niego szepcze, a w koncu pies wczołgał
sie na sweter Tiril. Rozluznił sie nieco, z głebokim westchnieniem połozył łeb na
łapach, ale nawet na chwile nie spuscił z nich oczu.
Dziewczeta, naci agnijcie juz kaptury rozkazał Erling.
Alez zniszczy mi sie fryzura!zaprotestowała Catherine.
Zrozumieli jej kłopot. Catherine ufryzowała włosy tworz ac z nich wysok a,
skomplikowan a konstrukcje, która, przypudrowana na biało, wygl adała na bardzo
wyrafinowan a.
No cóz, wobec tego przynajmniej Tiril powinna sie zasłonic stwierdził
Erling. Tiril, ty musisz sie ukrywac!
S adzisz, ze oni nie znaj a juz całej naszej czwórki?spytał Móri, bo i Tiril
miała specjaln a fryzure, choc zachowała własny kolor włosów.
Dlaczego to robie? myslała dziewczyna. Dlatego, ze chce spotkac matke?
Udreka!
Staneło wiec na tym, ze dziewczeta poszły z gołymi głowami. Starali sie tylko
jak mogli osłaniac Tiril, kiedy wychodzili do zamówionego uprzednio powozu.
Catherine nalegała, by przybyc na Akershus odpowiednio wytwornie, nie piechot a
niczym banda zebraków.
Na ulicy nie było widac ani Georga, ani człowieka z kozi a bródk a, stał tam
tylko powóz, do którego zaprzezono dwa wyczesane do połysku konie, i stary
woznica w filcowym kapeluszu.
Co to ma znaczyc? mrukn ał Erling. Przestali sie juz starac?
Moze zrezygnowalipowiedziała Tiril z nadziej a.
To raczej tylko pobozne zyczenie z twojej strony.
Panowie pomogli dziewczetom wsi asc do powozu i Erling zastukał w dach,
daj ac woznicy znak, by ruszał. A wiec zaczeło sie, pomyslała Tiril. Najtrudniejsze
chwile mego zycia. A jesli nie odnajde matki na zamku? Mogła wszak umrzec juz
dawno temu lub z jakichs powodów nie przyjechac do Christianii. Albo, jesli tam
bedzie. . . Moze mnie odepchnie? Odwróci sie, nie przyzna do mnie, nie bedzie
chciała mnie znac?
A jesli jej sie nie spodobam?
Poczuła uscisk dłoni Móriego. On zawsze j a rozumiał. Móri wydawał sie jakis
dziwny, odmieniony. Oczy mu płoneły. . . tak, płoneły szczesciem, jakby pragn ał
jej cos powiedziec i nie mógł sie juz tego doczekac. Tak samo jak poprzedniego
wieczora!
21

Cóz, na miłosc bosk a, miał jej do powiedzenia, o czym by jeszcze nie wiedziała?
Pamietaj, Catherinerzekł Erling surowo, sci agaj ac swymi słowami Tiril
z powrotem na ziemie, a raczej do powozu. Musiała oderwac sie od mysli i od
oczu Móriego, które tak czesto poci agały j a w obce obszary. Catherine, posłuchaj
mnie przez chwile i przestan sie wreszcie wpatrywac w lusterko, wygl adasz
naprawde uroczo! Nie wolno ci podj ac zadnych nie przemyslanych kroków, na balu
bedziesz odgrywac role ozdobnika, swoje juz zrobiłas. Wprowadzenie nas na
zamek to doprawdy wielkie osi agniecie. Pozwól, ze my zatroszczymy sie o reszte.
Brakuje mi czegos na szyi, czuje sie, jakbym była naga.
Twoje perły doskonale pasuj a na te okazje. O naszyjniku z szafirów zapomnij!
Obrazona wydeła usta.
Które z was ma go przy sobie?
Tego sie nie dowiesz. Posłuzymy sie nim tylko w razie koniecznosci.
Nie ufacie mi. Catherine podniosła swe niewinne, błekitne oczy.
Nie krótko odrzekł Erling. Ale i tak cie kocham.
Stopniała i posłała mu promienny usmiech.
Bardzo szybko jedziemy zauwazyła Tiril.
Catherine wyjrzała przez okno powozu.
A cóz to, na miłosc bosk a, za droga? Ona nie prowadzi do Akershus. Przeciwnie!
Konie gnały przed siebie jak podcinane batem. Catherine jekneła: Woznica!

Rozdział 4
Erling zastukał w dach, ale z takim jedynie rezultatem, ze tempo jazdy jeszcze
wzrosło.
Przeciez woznica miał dług a siw a brode naiwnie zauwazyła Tiril.
Z pewnosci a była sztuczna odparł Móri. Poza tym nic nam nie wiadomo,
czy Georg i jego kompan nie znalezli sobie pomocników.
Powóz gwałtownie przechylił sie na bok. Zostawili juz za sob a ulice miasta,
kierowali sie teraz w strone lasu przez duze, nierówne pole.
Co zrobimy?pytała Tiril. Wyskoczymy w biegu?
Za szybko jedziemy stwierdził Erling.
Spóznimy siedenerwowała sie Catherine.Po przybyciu pary królewskiej
nikt nie dostanie sie do srodka.
Móri popatrzył na Erlinga.
W lesie moze czaic sie wiecej zbirów.
Tak. Musimy natychmiast zatrzymac ekwipaz.
Pozostaje nam wiec jedno.
Erling kiwn ał głow a, po czym wyj ał pistolet i naładował. Tiril zacisneła powieki
i zatkała palcami uszy.
Huk wystrzału wstrz asn ał powozem. Tiril tego nie widziała, lecz Erling strzelił
w dach.
Trafił. Przez okienko zobaczyli, jak ciezkie ciało osuwa sie na ziemie.
Teraz do akcji wkroczył Móri. Otworzył drzwiczki powozu i podci agn ał sie
w góre, złapał lejce i wreszcie zdołał powstrzymac szalenczy ped koni.
Zawrócił powóz w strone miasta.
Kiedy mijali ciało woznicy, Erling wychylił sie na moment i zaraz cofn ał.
To był Georg, spadł mu kapelusz, a broda sie oderwała. Nie zyje.
Niech Bóg sie zmiłuje nad jego dusz a szepneła Tiril.
A to dlaczego? obruszyła sie Catherine. Dosc nam przysporzył kłopotów.
Nikt nie zna jego motywów stwierdziła Tiril.
23

Przeciez nigdy nie chcieli z nami rozmawiac. Moze bysmy cos zrozumieli?
Doszli do porozumienia?
Erling pobladł. Catherine i Tiril pocieszały go jak umiały, nie był wszak z natury
morderc a, zabijaj acym z zimn a krwi a.
Catherine wyraznie cos gryzło. Nekana pytaniami wyznała wreszcie:
Jeszcze nie wymysliłam, jak mam przedstawic Tiril. Z tob a, Erlingu, nie
bedzie kłopotu. "Mój narzeczony, Erling von Mller". Z Mórim tez powinno pójsc
gładko: "Mój nadworny medyk, słynny doktor Móri z Islandii, ze wzgledu na zły
stan mego zdrowia musi mi zawsze towarzyszyc".
Catherine nie wygl adała wcale na osobe cierpi ac a!
Z Tiril natomiast sprawa przedstawia sie nieco gorzej. Zaanonsowałam cie
jako swoj a przyjaciółke, hrabianke, i jak na razie wszystko jest w porz adku. Ale
ci arystokraci, z którymi sie spotkamy, na pamiec znaj a drzewa genealogiczne
wszystkich ksi azecych rodów. Nie moge dopuscic do zadnego potkniecia. No nic,
na pewno cos wymysle.
Najwyzszy czas, pomyslała zatroskana Tiril. Boze, dlaczego ja to robie?
Przybyli na zamek w czas i weszli do srodka obrzuceni badawczym spojrzeniem
lokajów. Tiril została przedstawiona jako "hrabianka van der Dalen",
brzmi acym bardziej z flamandzka odpowiednikiem nazwiska Dahl. Catherine liczyła,
ze o flamandzkiej szlachcie nie wiedziano w Norwegii zbyt wiele, mniej
sie bowiem z ni a liczono.
Doprawdy juz to, ze zdołała zdobyc zaproszenia dla całej czwórki, graniczyło
z cudem. Ona, Catherine, rzeczywiscie pochodziła z baronowskiego rodu, pozostałych
jednak nie dało sie zaliczyc do arystokracji. Móri podejrzewał, ze zapłaciła
komus za te przysługe w naturze, lecz głosno nic nie mówił.
Lokaje zachowywali sie wzorowo, czyli z lodowatym chłodem. Arystokratycznie
zblazowani unosili w góre jedn a brew na znak, jak dalece ponizej ich
godnosci jest odbieranie okryc innych ludzi. Catherine widz ac to prychneła ze
złosci a.
Ci agle to samo. Nikt tak nie zadziera nosa jak słuzba oswiadczyła.
Ale wystarczy, ze otworz a usta, a juz mozna sie przekonac, co to za jedni.
Z pocz atku wszyscy czworo tak jak pozostali goscie staneli pod scian a, gawedz
ac w oczekiwaniu na pare królewsk a.
Wsród oparów srodków przeciwmolowych i lawendy panowała uroczysta atmosfera,
dopóki nie podano napojów, po których zewnetrzna fasada szybko opadła.
Nie wszystko pachniało lawend a. Perfumy nie zdołały ukryc, ze od wielu
gosci cuchneło potem, brudn a bielizn a i innymi nieprzyjemnymi zapachami ciała.
W sali unosił sie gesty, nieprzyjemny odór. Strach było myslec, co tu sie moze
dziac za kilka godzin.
24

Tiril zawstydzona musiała przyznac, ze nie wie, kim s a otaczaj acy j a ludzie.
Trudno sledzic losy arystokracji, kiedy sie przebywa na odległym od l adu malenkim
szkierze, na bezdrozach Islandii czy tez w lesnych ostepach Tiveden. Czuła
sie tu bardzo nieswojo, bezustannie obci agała suknie i starała trzymac jak najbli-
zej przyjaciół. Obecnosc Erlinga i Catherine dawała jej poczucie bezpieczenstwa.
Móri natomiast troche j a przerazał. Jego ciemne oczy omiatały sale, jakby szukaj
ac czegos na twarzach zebranych.
Ostrzegawczo uscisn ał Tiril za reke.
Tutaj tez nie jestes bezpieczna szepn ał. I tu wyczuwam zagrozenie.
Co masz na mysli?
Przypuszczam, ze człowiek z kozi a bródk a jest wsród gosci. Tyle ze nie
nosi juz brody. A bez niej trudno bedzie go rozpoznac.
Tiril przysuneła sie blizej.
Masz racje. Szukam tej samej kobiety co ty.
Ale nie tylko za ni a sie rozgl adasz?Czy zauwazyłes jak as, która mogłaby.
. .
Nie. A ty?
Jeszcze raz rozejrzała sie po wytwornych apartamentach Christiana IV, powiodła
wzrokiem po wspaniałych gobelinach, wypolerowanych do połysku meblach.
Wszystko to przedstawiało sie zaiste imponuj aco, lecz Tiril nie była w nastroju,
by sie zachwycac.
Nieodparła, przyjrzawszy sie z uwag a odswietnie ubranym ludziom.
Chyba jej tu nie ma.
Jesli nasze domysły sie potwierdz a, powinna przybyc wraz z par a królewsk
a. Jest wszak ksiezn a Holstein-Gottorp, wywodzi sie z cesarskiego rodu Habsburgów.
Nie wiemy tylko, którego z Holsteinów poslubiła. Te rody s a tak ze sob a
skoligacone, ze prawie niemozliwe jest, zdaniem Catherine, stwierdzenie, kto jest
z rodu Schleswig-Holstein, kto Holstein-Gottorp, a kto Holstein-Oldenburg.
Jesli moja matka w ogóle jeszcze zyje. . .
Móri nie zd azył odpowiedziec, bo własnie weszli dostojni goscie.
Tiril, zaskoczona, o mały włos nie zapomniała wszystkiego, czego Catherine
nauczyła j a o królewskim ukłonie. W pokoiku w pensjonacie cwiczyli go z zapałem.
Na szczescie Tiril zdołała opamietac sie na tyle, by przykucn ac wraz z innymi
damami. Nie smiała podniesc wzroku, przez to widziała jedynie dół olsniewaj acych
kreacji z jedwabiu, aksamitu i innych szlachetnych tkanin, na które zuzyto
tyle materiału, ze jedna spódnica starczyłaby na odzianie mieszkanek całego
kwartału w ubogiej portowej dzielnicy Bergen. Jedwabne ponczochy panów lsniły
biel a, a w srebrnych ozdobach przy trzewikach odbijało sie swiatło. Niekiedy
zaszelescił tren, którego id acy dalej starali sie nie przydeptac.
Pierwsz a osob a, jaka sie pojawiła zaraz za dwoma nadetymi lokajami,
a moze ochmistrzami musiał byc Jego Królewska Mosc Frederik IV, ubrany
25

był bowiem w wytworn a szate z gronostajów. Wiele zwinnych zwierz atek musiało
oddac na ni a zycie, teraz martwo zwisały wokół ciała króla. Jego Królewskiej
Mosci towarzyszyła królowa, druga zona, Anna Sofie Reventlow, której nie darzono
szczególnym szacunkiem. Tiril zobaczyła tylko doln a krawedz jej obszernej
sukni i spuchniete stopy w za małych jedwabnych trzewiczkach.
Tiril dochodziły słuchy, ze podobno Frederik IV to dobry król. Słuchał ludu
i starał sie mu pomagac. Swiadczył o tym juz sam fakt, ze odwiedził Norwegie,
odległ a prowincje. Był jednak słabego zdrowia, cierpiał na chorobe płuc i okresowo
na puchline wodn a.
Catherine, stoj aca z drugiej strony Tiril, najwyrazniej osmieliła sie patrzec
odwazniej, bo w miare jak wkraczali kolejni dostojni goscie, szeptała:
Hrabia Frederik Ahlefeld i jego wywodz aca sie z królewskiego rodu mał-
zonka, nie pamietam, jak sie nazywa, bo to takie zero. Ulrik Christian Gyldenlove.
Stary ksi aze Pfalzu, elektor, ze swoj a Wilhelmin a Ernestyn a z Oldenburgów, mój
Boze, oboje jedn a nog a s a juz na tamtym swiecie, opózniaj a cał a procesje upiornych
staruszków, nieopierzonych szlachciców i arystokratycznych idiotek. Namiestnik,
czyli jeszcze jeden Gyldenlove, a moze to tamten, który szedł pierwszy,
myl a mi sie, bo ulubionym zajeciem dunskich królów było płodzenie pozamał-
zenskich dzieci i nadawanie im nazwiska Gyldenlove, mnozyli sie jak chwasty. . .
Catherine mogła szeptac stosunkowo swobodnie, znajdowali sie bowiem
w sporej odległosci od pochodu wielmozów, a i zaden z mniej dostojnych gosci
nie siedział im na plecach.
Arcyksi aze Schleswig-Holstein, prosze, prosze! Tajny radca, widac sporo
juz wypił! Nos mu sie swieci jak pochodnia. Tych dwojga prawie nie znam. Jakas
ksiezniczka szwedzka i jej m az. Kochanek idzie z tyłu. Nastepnej pary nie znam.
Tych tez nie. I tych nie. Ksi aze Emanuel von Anhalt ze swoj a przeklet a napuszon
a zon a. Jakies królewskie dzieci, co one tutaj robi a, dawno juz powinny spac.
O kolejnych nic nie potrafie powiedziec. A to musi byc klan Holstein-Gottorp.
Honorowi goscie, których próbuje sie przekupic tym balem, mam nadzieje, ze
jego dalszy ci ag okaze sie zabawniejszy niz pocz atek.
Tiril niesmiało podniosła wzrok, zeby przyjrzec sie przedstawicielom rodu
von Gottorp. Niestety, mineli j a, nim zdołała sie zorientowac, kto jest wsród nich.
Głosno zatrzeszczały stawy w kolanach, gdy poddanym pozwolono wreszcie
sie podniesc. Dwie damy straciły przy tym równowage i poci agneły za sob a da
lszych gosci. Przewrócili sie jak kostki domina.
Nareszcie cos sie zaczyna dziac skomentowała Catherine.
Tiril, obserwuj aca zajscie z rozbawieniem, ale nie bez współczucia, bo kilka
osób znalazło sie w przykrej sytuacji, spowazniała. Ciało przeszył jej nagle
smiertelny dreszcz strachu.
Móriszepneła bezradnie.Tak sie boje!
Wszystko bedzie dobrze, Tiril uspokajał j a.
26

Tutaj cos jest.
Rzeczywiscie, ale na pewno dowiem sie, co. Pamietaj, ze zawsze bede przy
tobie.
Dziekuje ci, przyjacielu, dziekuje za to, ze jestes!
Tiril, musze z tob a pomówic o czyms bardzo waznym. Ale trzeba zaczekac,
az bal sie skonczy.
Po twoim głosie poznaje, ze to cos przyjemnego.
Mam nadzieje, ze naprawde tak uznasz.
Usmiechn ał sie, lecz zdaniem Tiril jakby wymuszenie, niepewnie. A przeciez
Móri nigdy nie kojarzył jej sie z niepewnosci a!
Powstało wielkie zamieszanie, kiedy wszyscy mieli sie przemiescic do olbrzymiej
sali jadalnej i odnalezc swoje miejsca przy równie olbrzymim stole. Musieli
przejsc przez w aski korytarz. I własnie tam Tiril poczuła, ze ktos przyciska sie
do jej pleców. Jednoczesnie Móri mocno szarpn ał ramieniem, mezczyzna z tyłu
przewrócił sie, z reki wypadł mu sztylet. Pochwycił go natychmiast i zaraz znikn ał
w pr acym do przodu tłumie.
Nie róbcie hałasu w zwi azku z t a spraw a uprzedził Erling. Teraz
wiemy przynajmniej, jak on wygl ada.
Ja nie wiem zaprotestowała wzburzona Tiril. Nie zd azyłam mu sie
przyjrzec.
To był mezczyzna z kozi a bródk a, ale bez brody. Móri i ja dobrze cie pilnujemy,
sama sie mogłas o tym przekonac.
Ja takze jestem psem obronnym przypomniała Catherine. Chartem
najczystszej rasy.
Charty nie s a psami obronnymi mrukn ał Erling. Mozesz byc najwy-
zej sliczn a, rozpieszczon a suczk a. Mam nadzieje, ze przy stole usi adziemy koło
siebie.
Tak tez sie stało. Catherine próbowała usadowic sie miedzy Erlingiem a Mórim,
oni jednak postanowili, ze to miejsce zajmie Tiril Baronówna burzyła sie
troche, udobruchała sie jednak zobaczywszy, ze po prawej rece bedzie miała przystojnego
kawalera. Jedyn a jego wad a okazał sie bij acy od niego zapach prymki.
Zucie tytoniu, bed acego, jak s adzono, odmian a prochu, było surowo zakazane
wsród pospólstwa, w kregach arystokratycznych natomiast uwazano je za nadzwyczaj
eleganckie.
Gdzie ona jest? zastanawiała sie Tiril. Ta, która mnie opusciła, ale inaczej
post apic nie mogła. O tym nie wolno mi zapominac. Ach, tak sie boje. Nie chce
jej spotkac!
Jako mniej waznym gosciom przydzielono im miejsca z dala od pary królewskiej.
Naprzeciwko Catherine siedziała dama, która ozdobiła włosy zwiedłymi juz
kwiatami. Dama musiała miec bardzo krótki wzrok, bo od czasu do czasu kwiatki
wpadały jej do talerza, a ona przezuwała je w zamysleniu, bez protestów.
27

Jeden z panów po przeciwnej stronie stołu konsekwentnie skrapiał zup a zabot
z pienistej koronki. Innemu przekrzywiła sie przypudrowana na biało peruka,
przez co prawie nie słyszał na jedno ucho. Tiril wprost swierzbiły palce, by mu
j a poprawic. Na piersi tłustego hrabiego wisiało tyle orderów, ze rozlegał sie nieprzyjemny,
metaliczny szczek za kazdym razem, gdy ich własciciel pochylał sie,
chc ac trafic łyzk a do talerza. Przeszkadzał mu w tym wielki brzuch.
Nos jego towarzyszki mocno zaczerwienił sie od kataru. Zdaniem Tiril owa
dama powinna była zostac w domu. Teraz bezustannie siegała w gł ab sporego
dekoltu w poszukiwaniu chustki. W pewnej chwili koronkowa chusteczka najwidoczniej
gdzies jej sie zapodziała, bo zdenerwowana dama wsuneła reke głebiej
pod suknie, najpierw z prawej, potem z lewej strony. . . Widz ac zdumione spojrzenie
swego kawalera, uznała za stosowne wyjasnic: "Zdumiewaj ace, jestem pewna,
ze wychodz ac z domu miałam dwie". Swym wyznaniem wprawiła mezczyzne
w osłupienie, a Tiril musiała upuscic serwetke na podłoge, by móc sie po ni a
schylic i ukryc smiech. . .
Pod stołem zobaczyła, jak jakas kobieca dłon uderza mesk a, spoczywaj ac a
na damskim kolanie, i inn a, która zd azyła sie juz wsun ac pod spódnice s asiadki.
Wczesnie sie zaczyna, pomyslała zgorszona. Takie zachowanie było zupełnie nie
w jej stylu.
Usiadła wyprostowana, a wtedy Erling zwrócił jej uwage na pewnego mezczyzn
e siedz acego na ukos od nich. Rzuciła okiem we wskazanym kierunku. Nie
było w atpliwosci, rozpoznała swego przesladowce, teraz z gładko ogolon a twarz
a. Nie zerkał nawet w jej strone, a mimo to wyczuwała bij ac a oden nienawisc.
Uczta przestała byc zabawna.

Rozdział 5
Jedzenie podczas uczty było nadzwyczaj wyszukane. Najpierw podano cał a
mase przystawek, Tiril nie chciała pytac, z czego przyrz adzono poszczególne dania.
Bała sie usłyszec, ze oto własnie trzyma w ustach wróble jezyczki, gesie w atróbki
czy kawałki wegorza. Akurat pod tym wzgledem była nieco przeczulona,
nie chciała wiedziec, z jakiego gatunku zwierzecia przyrz adzono potrawe. Owszem,
jadała befsztyki i kotlety, lecz te okreslenia pozostawały dosc anonimowe,
gorzej było, gdy przychodziło do bardziej konkretnych nazw.
Piła natomiast wino, i to w ilosci, do jakiej nie była przyzwyczajona. Mówiła
coraz szybciej, słowa same wyrywały jej sie z ust, chichotała, az w koncu Erling
odsun ał jej kieliszek.
Musisz miec dzisiaj jasn a głowe strofował j a.
Ale przeciez mysle trzezwiej niz zwykle!
No widzisz!pokiwał głow a z cierpk a min a.Własnie takiego wrazenia
powinnas sie wystrzegac.
Tiril na chwile zapomniała, dlaczego sie tu znalazła, cieszyła sie, ze usługuj a
jej lokaje w strojach z butelkowozielonego aksamitu, przybranych koronkowymi
zabotami i mankietami, napawała sie blaskiem swiec w kandelabrach, odbijaj acym
sie w szkle, aromatem wytwornych perfum, o ile nie mieszały sie z brzydkimi
zapachami, szumem podnieconych głosów, odswietnym wystrojem sali i panuj ac
a ogóln a atmosfer a radosci. Od czasu do czasu musiała dyskretnie zerkn ac na
Catherine, sprawdzic, którego widelca, noza czy łyzki nalezy uzyc. Usmiechała
sie tez do siedz acej naprzeciwko damy, tej z kwietnikiem na głowie. Nie mogły
wprawdzie porozmawiac, niemniej jednak Tiril chciała okazac dobr a wole.
Po jej lewej stronie siedział Móri. Niekiedy spotykały sie ich spojrzenia
i usmiechy. Swiadomosc ł acz acego ich zwi azku napełniała ciało dziewczyny słodkim
bólem. Za nic w swiecie nie chciała, by sie o nim dowiedział, ale policzki jej
płoneły. Móri tego wieczoru wygl adał tak pieknie, budził poz adanie. Nie tylko
ona tak uwazała, dama z naprzeciwka zafascynowana takze słała mu spojrzenia.
Nagle Móri skupił na sobie cał a uwage Tiril. Siedział na pozór spokojnie,
z rekami na kolanach, ale samymi palcami czynił niezwykłe gesty, a wargi led-
29

wie widocznie formułowały słowa. I. . . tak, w dłoni trzymał drewienko pokryte
czarodziejskimi runami, nigdy dotychczas go nie widziała.
Móri, Móri, co ty robisz? pytała niemo.
Mezczyzna bez koziej bródki z krzykiem poderwał sie z krzesła. Raz po raz
uderzał w talerz, naczynie pekło na kawałki, stłukły sie stoj ace obok kieliszki. Natychmiast
przybiegli lokaje i pochwycili szalenca. Muzykanci zdumieni zastygli
w pół ruchu, muzyka urwała sie z przenikliwym zgrzytem.
Naprawde tego nie widzicie? wołał mezczyzna rozpaczliwym głosem.
Uwazajcie, uwazajcie!
Alez, Móri szeptem skarciła przyjaciela Tiril.
Nieszczesnego szalenca wyprowadzono i zakazano mu wstepu na zamek. Tiril
dobiegły komentarze:
Za duzo wina. Delirium.
Nie bardzo to ładnie z twojej strony, Móri cicho powiedział Erling.
W oczach czarnoksieznika pojawiła sie surowosc.
Mogłem go zabic. Zdecydowałem sie jednak tylko oddalic zagrozenie od
Tiril.
Wiemypokiwał głow a Erling. Oczywiscie słusznie post apiłes.
Przyznaje, ze lzej mi sie zrobiłoszepneła Tiril.Ale mogłes sie troche
wstrzymac. Biedaczysko, nawet nie skosztował deseru.
Wszyscy sie usmiechneli.
Jedno niebezpieczenstwo zostało zazegnane, a własciwie dwa, bo Georg takze
był unieszkodliwiony. Ale pozostawało jeszcze jedno. . .
Tiril na głos wyraziła swe obawy.
Takprzyznał Móri.Masz racje. Ta grozba znajduje sie tu, na tej sali,
lecz nie potrafie jej zidentyfikowac.
Rzeczywiscie, ci dwaj mezczyzni z pewnosci a nie działali sami z zapałem
przyswiadczył Erling. Przez cały czas ktos musiał za nimi stac, ktos
potezniejszy.
Tiril rozejrzała sie dokoła, nie dostrzegła jednak nikogo podejrzanego. Wszyscy
sprawiali wrazenie miłych ludzi.
Ale przeciez Tiril zawsze z ufnosci a odnosiła sie do swiata.
O czym wy troje tak szepczecie?sykneła Catherine.Czy ja nie moge
posłuchac?
Erling po cichu wyjasnił, o czym rozmawiali. Tiril po minie Móriego poznała,
ze nie podoba mu sie wł aczanie Catherine w sprawe. Dlaczego on ma do niej taki
negatywny stosunek?zastanawiała sie. Przeciez baronówna obiecała poprawe!
Tym razem takze przyniosła ciekawe informacje. Zd azyła juz wypytac swego
s asiada o to, kim był człowiek, któremu wino tak nagle uderzyło do głowy,
i wszystkiego sie dowiedziała. Mezczyzna z kozi a bródk a, czy tez bez niej, był
szlachcicem obcego pochodzenia, przebywaj acym na stałe w Norwegii. Nazywał
30

sie Henrik Russ, mieszkał samotnie, tylko ze znajomym. Mieli bardzo niewielu
przyjaciół, bo Henrik Russ, nieznosny arogant, bezustannie podkreslał swe wysokie
pochodzenie.
Catherine spytała, czy Russa nic nie ł aczy z Holsteinami-Gottorpami, lecz
s asiad nie wiedział o tym człowieku nic ponad to, o czym juz j a poinformował.
Dziekujemy, Catherinepowiedział Móri.Jestes doprawdy nieoceniona.
Po raz pierwszy Catherine usłyszała z ust Móriego pochwałe i w oczach zakr
eciły jej sie łzy radosci.
Ach, mój najdrozszy doktorze-czarowniku, musisz kiedys pozwolic mi sie
uwiesc!
Erling i Tiril ostro zaprotestowali, a na twarzy Móriego pojawił sie wyraz
wrogosci.
Do licha, kochaniwestchneła baronówna.Czy wy w ogóle nie znacie
sie na zartach?
Nikt z trójki przyjaciół nie uwazał, by był to zupełnie niewinny zarcik.Wdowcipach
Catherine zawsze kryło sie ziarno prawdy. Doskonale tez wiedzielichocia
z Erling starał sie przymykac na to oko ze Catherine dałaby wszystko, byle
tylko wci agn ac Móriego do łózka.
Baronówna zmarszczyła brwi.
Prawde mówi ac nie słyszałam o szlacheckim rodzie nosz acym nazwisko
Russ. Owszem, Reuss. I ród ten nazywaj a rodem Henrików, wszyscy bowiem
mezczyzni nosz a imie Henrik. A raczej Heinrich, bo to niemiecka rodzina.
Czy mogłabys dowiedziec sie czegos wiecej na ich temat? Sprawdzic,
czy ktos nie przeniósł sie do Norwegii, jakie s a ich powi azania z Holsteinami-
Gottorpami, ewentualnie z Habsburgami?
Z przyjemnosci a! Catherine rozbłysły oczy. Grzebanie sie w drzewach
genealogicznych to jedno z moich ulubionych zajec.
Padł sygnał, by wstac od stołu. Sale Christiana IV przygotowano do tanców.
Gdzie ona jest? znów zachodziła w głowe Tiril. Czy naprawde moze byc
tutaj?
Okazało sie, ze Erling i Catherine doskonale radz a sobie w modnych ostatnio
lekkich, szybkich tancach gawocie, menuecie, bourre, rigodonie i allemande,
a takze starszych, takich jak sarabanda czy pawana, bardziej odpowiednich
dla obszernych strojów epoki baroku, dostojniejszych, wymagaj acych wiekszej
starannosci. Nauka tanca była jednym z elementów ich wychowania i wykształcenia.
Tiril i Móri zas stali pod scian a wraz z wieloma innymi goscmi. Tiril wci az
nie dawała spokoju mysl: Kto? Która to kobieta? Musze wreszcie choc na chwile
31

o niej zapomniec.
Jacy oni pieknirzekła z zachwytem, przygl adaj ac sie tancz acym.Jak
wdziecznie sie poruszaj a!
Móri nie mógł sie z tym nie zgodzic.
Moze miałabys ochote spróbowac?
Och, nie, wcale nie znam kroków. Prosze, nie zmuszaj mnie do tego!
Móri usmiechn ał sie. Widac było, ze słowa dziewczyny sprawiły mu ulge.
Dobrze, przeciez ja tez nie umiem. Trudno sie nauczyc modnych tanców na
bezdrozach Islandii.
Odwrócił j a do siebie i popatrzył jej prosto w oczy. Tiril próbowała nie dac sie
wci agn ac wirowi w jego spojrzeniu. Miała ochote poprosic, by j a obj ał i mocno
przytulił, pocieszył i sprawił, ze poczuje sie bezpieczna. Tym razem jednak intuicja
jej podpowiadała, ze nie znajdzie u niego zwykłego poczucia bezpieczenstwa.
Tiril szepn ał z powag a. Nie tylko ty sie boisz. Powiew lodowatego
wichru własnie wtargn ał do mojej duszy. To jest o wiele potezniejsze, niz kiedykolwiek
nam sie sniło.
W jakim sensie potezniejsze? I co za "to"?
Z twarzy Móriego biła udreka.
Ocieramy sie o cos, nad czym nie panujemy. Ludziom, którzy cie przesladuj a,
chodzi o cos znacznie potezniejszego, niz nam sie dot ad wydawało.
Sk ad o tym wiesz?
Nie wiem. Po prostu to wyczuwam. Cała ta sprawa jawi mi sie jak taka
chinska skrzyneczka. Pudełko w pudełku, zamkniete w kolejnym pudełku. I oni,
i my dosc tknelismy zaledwie powierzchni. Czy tez otworzylismy dwie zewnetrzne
skrzynki z bardzo wielu.
Cóz by to miało byc? Czyzbym ja była takim pudełkiem?
Nie, chyba nie odparł z namysłem. Ale jednym z nich był klucz,
podzielona na trzy czesci figurka demona. Nastepny jest w moim pokoju. Mam
na mysli to, co znalezlismy w Tistelgorm. Zwój pergaminu. I relief. One wprost
krzycz a.
Ale ci mezczyzni nie wiedz a, ze bylismy w Tistelgorm. To znaczy w Tiersteingram.
Rzeczywiscie, nie wiedz a. Szukaj a na oslep. A poniewaz goni a ciebie, chyba
wiec i ty sama musisz byc jak as czesci a całosci. Zaczyna sie wyłaniac zawiły
wzór. . .
Móri, przestan tak patrzec! Jakbys bł adził gdzies w niezmierzonej dali,
spójrz na mnie, jestem tutaj, rozmawiasz ze mn a, zapomniałes?
Otrz asn ał sie, powrócił do rzeczywistosci. Łagodnie usmiechn ał sie do dziewczyny.
Wybacz, nie chciałem cie przestraszyc, ale poza tob a nie mam komu sie
zwierzyc, ty jedna rozumiesz moje rozterki. . .
32

Ach, Móri! westchneła uradowana. Te słowa ogrzały jej serce.
Nastała krótka przerwa w tancach, Erling i Catherine podeszli do przyjaciół.
Baronówna podniecona i szczesliwa, Erling natomiast powazny.
Podczas tanców obserwowałam najmozniejszych gosci. Nie zauwazyłam
zadnej kobiety, która mogłaby byc twoj a matk a, Tiril.
A ona tak sie obawiała tego spotkania! Teraz poczuła rozczarowanie, wrecz
złosc ogarniaj ac a j a na mysl, ze nieznajoma nie przybyła na bal.
Catherine dodała predko:
Doszłam do wniosku, ze tylko cztery mogłyby w ogóle wchodzic w rachub
e, ale tak naprawde zadna. Podejdzmy blizej, popatrzymy.
Ruszyli za ni a ku niemal "zakazanej" czesci sali, w której zasiedli najznamienitsi
z wielmozów.
Catherine szepneła:
Tej tam, tej tłustej lali w rózowej sukni nie znam. To mogłaby byc ona.
Wykluczone ostro zaprotestowała Tiril.
Catherine nie zwracała na ni a uwagi.
Nastepnie ta stara koza, która w tych szarych koronkach przypomina, oplecion
a pajeczynami mumie.
Za starastwierdziła Tiril.
No i ta o konskiej twarzy. Jest w odpowiednim wieku. Próbuje oczarowac
Jego Królewsk a Mosc, a królowa wprost pieni sie ze złosci.
Ojej jekneła Tiril.
A na koniec ta, która tak bezwstydnie flirtuje z przystojnym porucznikiem.
. .
Dziekujezbuntowała sie Tiril. Zadnej z nich nie chce za matke.
Któras z nich musi ni a byc ostrym głosem oswiadczyła Catherine.
Erlingu, daj mi na chwile naszyjnik. Predko sie dowiemy, która narobi najwiecej
krzyku albo zemdleje.
Nie dostaniesz naszyjnika, Catherine, dobrze o tym wiesz. Poza tym nie ja
go mam, lecz Móri.
Baronówna odwróciła sie gwałtownie i posłała Móriemu jadowite spojrzenie.
Wytrzymał je i spytał:
Powiedz mi, Catherine, czy własciwie znasz kogos, w tej grupie, skupionej
wokół pary królewskiej?
Owszem, jest tam wuj mojej matki.
I dopiero teraz o tym mówisz? zdziwił sie Erling.
On. . . hm. . . powiedzmy, ze nie pochwalał mego stylu bycia.
To zrozumiałe. Bedziesz jednak musiała z nim teraz porozmawiac.
Zeby wylał na mnie cał a zółc? Dziekuje, nie skorzystam z tej okazji.
33

Podejdz do niego! I jednoczesnie przedstaw mnie nalegał Erling. Na
twarzy Catherine odmalowała sie twardosc, której Tiril tak bardzo sie bała. Baronówna
przez chwile sie namyslała, w koncu postanowiła sie targowac.
Dobrze, jesli pozyczycie mi szafiry.
Nie.
Zbyt wiele ode mnie wymagacie. Jesli naprawde mam was pokazac, to jak,
na miłosc bosk a, przedstawic Tiril?
Wkazdym razie na pewno nie jako córke jej matki. Przypuszczam, ze wtedy
w Holsteinie-Gottorpie zrobiłoby sie prawdziwe piekło.
Wyobrazam sobie! Zreszt a przedstawic j a moge, tylko jak to wszystko wyja
snic?
Po twardej dyskusji Catherine westchn awszy podreptała do arystokratów. Erling
ruszył za ni a. Tiril nie posiadała sie ze zdumienia. Nigdy dot ad nie widziała
baronówny tak uległej. Czy ta kobieta naprawde potrafiła odczuwac miłosc do
drugiego człowieka? A na to własnie wygl adało!
Jakis starszy, dostojny mezczyzna zmarszczył krzaczaste brwi. Poczerwieniał
jak burak na widok nisko sie przed nim kłaniaj acej Catherine.
Dla Tiril cała ta sytuacja była nader nieprzyjemna. Przyjaciele poswiecali sie
dla niej. A ona nie chciała wszczynac zadnych niesnasek, zawsze cierpiała, gdy
ktos sie na ni a gniewał.
Pragneła jednak poznac swoj a matke. Dowiedziec sie czegos o swym prawdziwym
pochodzeniu.
Ale czy naprawde tego chciała?
Cóz j a ł aczyło z tymi ludzmi, zgromadzonymi w "sali rycerskiej", jak j a nazywała?
Nic, absolutnie nic. Zadnej z dam nie potrafiła sobie wyobrazic jako swej
matki.
Najmocniej pragneła schronic sie w ramionach Móriego. Zorientowała sie nagle,
ze traktuje go nie tylko jako mezczyzne zasługuj acego na jej miłosc, z którym
kiedys byc moze. . . nie, od tej mysli zakreciło jej sie w głowie, nie smiała nawet
wysnic jej do konca.
Zdała sobie sprawe, ze uwaza go takze za swego anioła stróza, wprawdzie
ciemnegosama nazywała go wszak Aniołem Smierci. Ale Móri wcale nie musiał
byc aniołem, jawił sie niczym potezny duch, istota pochodz aca z innego swiata,
z innego wymiaru. Miała wrazenie, ze aby odszukac jego prawdziw a ojczyzne,
musi wedrowac daleko, przez rozległe równiny, mroczne groty i zdumiewaj ace
wspaniałosci a sale, poruszac sie przez bezdenne otchłanie, przez pustke, w której
krzyczy samotnosc. . . Zdoła go odnalezc dopiero po wielu nocach i dniach,
wypełnionych strachem i tesknot a.
Miejsca, w którym go odnajdzie, nie potrafiła sobie wyobrazic.
Drgneła, kiedy Móri połozył jej dłon na ramieniu.
Wzywaj a nas.
34

Kto? Duchy?
Móri usmiechn ał sie zdziwiony.
Gdzies ty teraz była? Wygl ada na to, ze Catherine chce nas przedstawic.
Tiril poczuła, ze oblewa j a zimny pot.
Ojej! No cóz, chyba musimy isc. Ale trzymaj mnie za reke, Móri!
Jestem cały czas przy tobie odparł. Oczywiscie nie mogli podejsc do
wielmozów trzymaj ac sie za rece jak para przerazonych dzieciaków.
Na szczescie Jego Królewskiej Mosci nie było w grupie, do której sie zblizali,
znalazło sie w niej jednak piec lub szesc wysoko postawionych osób, badawczo
przygl adaj acych sie Tiril i Móriemu. Wuj Catherine patrzył niechetnie. Z pewno
sci a nie spodziewał sie niczego dobrego po kolejnym wybryku niepoprawnej
kuzynki.
Trzy panie wprost pozerały Móriego wzrokiem, tak jak przed chwil a rzuciły
sie na Erlinga. Do tego jednak Tiril juz przywykła. Mezczyzni bacznie przygl adali
sie Móriemu i jej. Tiril, o dziwo, nie mogła oprzec sie wrazeniu, ze sie im
spodobała.
Ci panowie stali w hierarchii znacznie wyzej niz pozostali goscie, wyrózniali
sie takze modniejszym strojem. Smieszne czarne troki z aksamitu, wi azane na karku,
przytrzymywały białe peruki, zaboty pod szyj a układali w nieco inny sposób,
ukosne szarfy orderów były szersze, bardziej rzucały sie w oczy.
Gdy nowo przybyłych juz przedstawiono"oto mój nadworny medyk, słynny
doktor Móri z Islandii, i moja serdeczna przyjaciółka, panna van der Dalen"
Catherine oznajmiła:
Szukamy dalekiej krewnej hrabianki van der Dalen, nie znamy jednak jej
imienia. Wiemy jedynie, ze pochodzi z Habsburgów i prawdopodobnie poslubiła
któregos z ksi az at Holstein-Gottorp.
Szlachcice popatrzyli po sobie.
A dlaczego to panna interesuje sie ow a dam a? spytał wysoki rang a
oficer. Tiril z drzeniem zdała sobie sprawe, ze to pewnie marszałek. Przygl adał
jej sie, jakby miał do czynienia z marnym kandydatem na zołnierza, najwyrazniej
gotów wyłapac wszelkie kłamstwa. Musiała napredce wymyslic wiarygodn a
odpowiedz!
Zauwazyła, ze eleganckie, błyszcz ace spodnie z jedwabiu poplamił jajecznic a.
To natychmiast sprawiło, ze przestał byc taki grozny.
Chciałabym. . . chciałabym spotkac sie z ni a, by przekazac podziekowania
od mej matki.Wiele lat temu ta zyczliwa dama wyswiadczyła jej przysługe. Matka
moja wymieniła jej imie zaledwie raz, byłam wtedy za mała, by je zapamietac.
Przełkneli! Dzieki wam, dobre moce!
Habsburzanka z namysłem powiedział wuj Catherine. No, no, całkiem
niezle! I zamezna z Holsteinem-Gottorpem. Zaraz, zaraz. . .
Jedna z pan rzekła ze zjadliw a słodycz a:
35

Stara, okropna wdowa, smoczyca, jak j a nazywaj a, doskonale zna sie na
rodach szlacheckich. Jej córka Aurora siedzi niedaleko, pomówmy z ni a. Przypuszczam
jednak, ze wiem, o kogo chodzi.
Pozostali pokiwali głowami. I oni sie domyslali. Wygl adali przy tym na zazenowanych.
Wkrótce podeszła do nich Aurora potezna, ubrana na rózowo dama, wyra
znie ucieszona, ze ktos sie ni a zainteresował. Widac było, ze zawsze skazana
jest na podpieranie scian, i Tiril natychmiast zrobiło jej sie zal. Małe oczka panny
Aurory spogl adały na Tiril z nieskrywan a ciekawosci a, lecz nie bez zyczliwosci.
Z domu Habsburzanka? Owszem, mozemy spytac moj a drog a matke, lecz
mowa byc moze tylko o jednej, prawda? pytaj aco popatrzyła na pozostałych.
Pokiwali głowami jak chinskie lalki z porcelany.
O kim?krótko spytał Erling.
Rózowa panna Aurora odpowiedziała zakłopotana:
Ksiezna Theresa. S adze jednak, ze nie ma jej tutaj. . .
Ja tez jej nie widziałam przyswiadczyła jedna z dam. Ale nigdy nie
wiadomo. . .
Urwała, zapadła kłopotliwa cisza.
Theresa. Nareszcie jakies imie. Niewyrazna postac wyst apiła z gromady
mrocznych cieni. Ksiezna Theresa. Tiril usiłowała j a sobie wyobrazic, lecz obraz,
wszelkie słowa i dzwieki ulatywały, umysł nie chciał ich przyjmowac.
Troje przyjaciół dziewczyny potrafiło myslec jasniej. Theresa Tiril. To by
mogło sie zgadzac. Nie przebywa jednak w Norwegii? Cóz za przykre rozczarowanie.
Czyzby znów musieli wyprawic sie w podróz?
Nie mam ochoty wypytywac jej meza o to, gdzie j a mozna znalezc
oswiadczyła Aurora. To ten, który tanczy z t a młod a, ubran a na zółto dam a,
ciesz ac a sie. . . nie najlepsz a reputacj a.
Tiril przyjrzała mu sie uwaznie. Zrozumiała, dlaczego jej matka przed laty
zwróciła sie ku innemu mezczyznie. Ten człowiek juz na pierwszy rzut oka budził
niechec. Miał nalan a, pokryt a czerwonymi plamami twarz, choc był wzglednie
szczupły, tylko z prawej strony nad pasem ciało wylewało mu sie, jak gdyby schował
cos sporego pod ubraniem. Pod piwnymi, lodowato spogl adaj acymi oczami
wyraznie zaznaczały sie worki, a nad pełnymi obwisłymi ustami rysował sie długi
nos, charakterystyczny dla dunsko-niemieckich rodów ksi azecych.
Do Tiril dotarł głos Aurory:
Zdumiewaj ace, jak bardzo panienka Tiril podobna jest do ksieznej Theresy!
Czyzbyscie były spokrewnione?
Owszem, moja matka była jej krewn a, jest to wiec mozliweusmiechneła
sie Tiril, czuj ac, jak bardzo wymuszony jest to usmiech. Zdawała sobie sprawe,
ze za wszelk a cene musi zachowac równowage, w tej chwili było to niezwykle
wprost istotne.
36

Wyczuwała, ze miedzy ni a a beznadziejnie wystrojon a dam a nawi azała sie nic
sympatii. Pulchna panna Aurora westchneła ciezko i zaczeła sie chłodzic wachlarzem.
Nagle w jednej chwili wyraz jej twarzy sie zmienił, w miejscu zyczliwej
ciekawosci pojawiła sie bezsilna uległosc poł aczona z lekiem.
Pójdzmy jednak do mojej drogiej matki powiedziała drz acym głosem.
Ona wie wszystko, podczas gdy ja tylko sie domyslam. Biedna mama, nie mo-
ze uczestniczyc w zabawie, bo zdrowie jej nie dopisuje, a tak wystawne jedzenie
zle słuzy jej delikatnemu zoł adkowi. Ale postanowiła wybrac sie w te dalek a drog
e po to, by złozyc wyrazy szacunku swemu kuzynowi, Jego Królewskiej Mosci
Frederikowi, Królowi Danii i Norwegii. Chodzcie ze mn a!
Aurora z wazn a min a podreptała przodem, szczesliwa, ze uwolniono j a od
przykrej roli tancerki podpieraj acej sciany. Nareszcie ktos okazywał jej zainteresowanie!
Matke Auroryktórej panna najwyrazniej sie bałainni złosliwie nazywali
wdow a-smoczyc a. Czwórka przyjaciół porozumiała sie wzrokiem. Doprawdy, nie
zapowiadało sie to przyjemnie.
Zapl atali sie jednak juz tak bardzo, ze nie mieli wyjscia, musieli stawic czoło
potwornej starszej pani.
Tiril nabrała powietrza w płuca. Odeszła j a wszelka chec na spotkanie z nieznan
a matk a, ale jej postac z wolna zaczynała wyłaniac sie z mroku. Do celu
jednak wci az było bardzo daleko.

Rozdział 6
Wreszcie mogli przyjrzec sie zamkowi Akershus od srodka, wprawdzie tylko
przejsciom, korytarzom i schodom. Tiril nie miała pewnosci, lecz odniosła wra-
zenie, ze przechodz a do innego skrzydła przez piwnice.
Ciekawe byłoby obejrzec zamek z góry, z powietrza, pomyslała i sama zacz
eła sie z siebie smiac. Człowiek miałby ogl adac ziemie z powietrza? Musiałby
siedziec na chmurze lub na grzbiecie ogromnego orła.
Szalony pomysł! Ale czy którys z włoskich artystów nie wpadł juz na to wcze-
sniej? Narysował nawet projekt machiny potrafi acej wzniesc sie w powietrze. Jak
on sie nazywał? Michał Anioł? Nie, to Leonardo da Vinci, tak, przełom pietnastego
i szesnastego wieku.
Słyszała o nim jeszcze w Bergen, podczas jednego z wystawnych wesel ludzi
z wyzszych sfer, na które zapraszano konsula wraz z rodzin a. Idee Leonarda da
Vinci traktowano jak wymysły szalenca, ale Tiril sie podobały i prawdopodobnie
nie była w tym osamotniona. Czyz nie naszkicował on obiegu krwi w ciele człowieka
na długo, zanim zbadali go anatomowie? Tiril dowiedziała sie na owym
weselu, ze pozostawił takze szkice innych niezwykłosci, na przykład łodzi pływaj
acych pod wod a! I wozów bojowych, potrafi acych przebijac mury. Tiril fascynowała
taka wyobraznia.
Nagle serce jej scisneło sie strachem. Jakze czesto odrywała sie od rzeczywisto
sci, od strasznej rzeczywistosci. Zapomniała, ze oto zmierza do budz acej groze
starej damy, która podobno wie wszystko o jej matce!
Prosze teraz pochylic głowy, panowie oznajmiła Aurora sapi ac po zdaj
acej sie nie miec konca wedrówce przez zamkowe zakamarki. Przejdziemy
jeszcze przez ten korytarz i dalej. . . Ojej, jak tu ciemno!
Zatrzymała sie, a wraz z ni a wszyscy, którzy jej towarzyszyli.
Nie rozumiem. . . rzekła niepewnie.Czyzbysmy poszli w zł a strone?
Tyle tu zaułków. Ale to powinno byc skrzydło dla gosci. Co prawda podobno s a
dwa. Bardzo mi przykro, ze zle was poprowadziłam.
Idziemy dalej postanowiła Catherine.Gdzies w koncu dojdziemy.
Tiril wyczuła wahanie Móriego.
38

Co sie stało?spytała.
Nie wiem. Chyba trzeba zawrócic.
Aurora takze nie ruszała sie z miejsca.
Doprawdy, w tych korytarzach powinny byc lampy. . . No cóz, pójdziemy
chyba naprzód, bo. . .
Zd azyła zrobic zaledwie dwa kroki pogr azonym w mroku korytarzem i zaraz
uderzyła w krzyk. Ujrzeli, ze zatoczyła sie pod ciosem zadanym jakims przedmiotem,
osuneła sie na ziemie, a postac, która wyłoniła sie z mroku, rzuciła sie w ich
strone i wyci agneła reke w strone Tiril.
Ale podejrzliwosc Móriego sprawiła, ze dziewczyna była przygotowana na
najgorsze. Zd azyła sie cofn ac, napastnik wiec jej nie pochwycił. Jeszcze szybciej
zareagowała Catherine. Podstepne sztuczki nie były jej obce, nie wiele sie namy
slaj ac podstawiła noge mezczyznie, run ał na ziemie jak długi. Erling i Móri,
popchnieci do sciany, zdołali w koncu odzyskac równowage, złoczynca jednak
zd azył sie juz podniesc i biegiem rzucił sie do ucieczki kretymi korytarzami. Erling
ruszył w pogon.
Móri przyklekn ał przy hrabiance Aurorze i uniósł jej głowe. Jekneła z bólu,
lecz otworzyła oczy i popatrzyła na niego.
Uchyliły sie jakies drzwi, na korytarz padło swiatło.
Was ist los?spytała kobieta, po stroju s adz ac, pokojówka.Moja pani
odpoczywa, nie nalezy jej przeszkadzac.
Wrócił Erling.
I jak? zainteresowała sie Catherine.
Nic z tegoodparł.Musiał skryc sie w którejs z komnat. A co sie tutaj
dzieje?
Móri pomagał Aurorze stan ac na nogi.
Tak sie mn a serdecznie zajeto rzekła dzielnie pulchna dama. Macie
doskonałego medyka! Ale czego chciał od nas ten człowiek? Czyzbysmy go
przyłapali na zdroznosci?
Nic wiecej nie zdołała powiedziec, bo znów z ust wyrwał jej sie jek:
Ach, chyba. . .
W swietle wpadaj acym zza uchylonych drzwi spostrzegli jak bardzo pobladła.
Móri wyjasnił pokojówce:
Hrabianka Aurora została ranna. Czy mozemy przejsc do swiatła?
Pokojówka, starsza juz kobieta, wyraznie niedowidz aca, wahała sie miedzy
trosk a o spokój swej pani a współczuciem dla Aurory.
Z głebi komnaty rozległy sie słowa:
Aber natrlich! Kommen Sie dochłrein!
Po akcencie poznali, ze maj a do czynienia z Austriaczk a.
Pokojówka, przepuszczaj ac ich, odsuneła sie na bok.
39

Pani nie powinna jeszcze chodzic o własnych siłach, hrabianko rzekł
Móri do Aurory. Pomozemy pani.
Okr agła hrabianka chetnie pozwoliła sie podeprzec, a raczej prawie niesc
dwóm przystojnym mezczyznom, zachwycona, ze poswiecaj a jej tyle uwagi. Catherine
dla pewnosci szła tuz za nimi na wypadek, gdyby wielmozna panna miała
stracic przytomnosc.
Znalezli sie w nieduzym, slicznie urz adzonym saloniku, gdzie młoda dama
w czarnym welonie wskazała im miejsce na kanapie. Ostroznie ułozyli na niej
panne Aurore, Móri zbadał rann a.
Co sie własciwie stało? spytała Aurora niewyraznie. Ach, moja głowa!
Prosze lezec spokojnie, zaraz sie ni a zajme.
On jest medykiemwyjasniła gospodyniom Catherine.Moim nadwornym
medykiem, bardzo zdolnym.
Tiril miała niejasne przypuszczenia, ze nadwornych medyków maj a tylko królowie,
ale Catherine nigdy nie grzeszyła skromnosci a. Aurora była ciotk a kilkorga
dzieci, które baronówna znała, i ona takze zartobliwie nazywała j a cioci a, a poniewa
z wymawiała imie hrabianki z francuska, zdaniem Tiril brzmiało to komicznie,
kiedy Catherine zwracała sie do Aurory "Tantoror".
Szlachetna dama w załobnym welonie pochyliła sie nad Auror a. Choc nosiła
wspaniał a czarn a suknie z długimi rekawami, Tiril dostrzegła ciemniej acy z kazd a
chwil a siniak wokół nadgarstka.
Móri takze to zauwazył. Tak jak Tiril zareagował zdumieniem, ale nic nie dał
po sobie znac.
W korytarzu stał jakis mezczyzna mówiła oszołomiona Aurora. Nie
był to prosty złodziej, nosił bowiem bardzo eleganckie ubranie, jedwabie i aksamity,
poczułam to. Ach, doktorze, jakiez gor ace ma pan rece!
Zaradzimy pani słabosci uspokajał j a Móri. Jest dla mnie wielk a
radosci a miec do czynienia z tak dzieln a, jasno mysl ac a pacjentk a.
Ach szepneła Aurora rozradowana. Było to chyba jej ulubione słowo.
Móri poprosił pokojówke, by przyniosła mu jak as szmatke zamoczon a w zimnej
wodzie.
Erling zacz ał po niemiecku wyjasniac przebieg zajscia, lecz dama przerwała
mu:
Dosc dobrze rozumiem wasz jezyk rzekła dziwaczn a mieszanin a dunskiego
i niemieckiego rodem z Austrii.
Czy udało wam sie złapac złoczynce?
Nie, nie widzielismy nawet, kto to był. Musiał ukryc sie w którejs z komnat
w korytarzu.
Wróciła pokojówka, spełniwszy prosbe Móriego. Islandczyk przyłozył wilgotn
a sciereczke do głowy Aurory. Hrabianka jekneła, głównie po to, by pokazac,
40

jak dzielnie sie sprawuje pomimo bólu, ale miewała sie juz dosc dobrze. Wci az
była troche zamroczona, co nie wrózyło najlepiej, ale z pewnosci a ból juz jej nie
dokuczał. Móri znał przeciez sztuke jego usmierzania.
Szlachetnie urodzona gospodyni z trosk a pochylała sie nad Auror a Tiril stała
przy niej tak blisko, ze mogła zobaczyc jej twarz przez welon. Móri podniósł
wzrok i ujrzał to samo:
Ta kobieta nie nosiła załoby. Czarny welon zasłaniał solidnie podbite oko,
a takze krwawe wybroczyny wokół nosa i ust.
Biedna kobieta, jakiz to los j a spotkał?
Móri spytał spokojnie:
Czy hrabianka Aurora moze tu zostac, dopóki nie dojdzie do siebie? S adze,
ze niewłasciwe byłoby j a teraz przenosic.
Rozumiem odparła dama, z lekiem zerkaj ac na drzwi. Oczywiscie,
niech zostanie, tylko. . .
Tylko m az pani moze przyjsc? dokonczył Móri.
Takodparła po chwili wahania.On. . . jest chory i potrzebuje spokoju.
A wiec. . .
Alez, moi drodzy, ja sie juz dobrze czujeprzesadnie szybko oswiadczyła
Aurora, próbuj ac sie podniesc. Móri jej na to nie pozwolił.
Zamyslony przez dług a chwile obserwował zawoalowan a dame.
S adze, ze małzonek pani teraz sie nie pojawi rzekł powoli.
Zapanowała pełna napiecia cisza.
Panno Auroro. . . podj ał Móri. Byc moze nie bedziemy musieli fatygowa
c pani matki? Moze mimo wszystko trafilismy własciwie?
Aurora, dotychczas przejeta swymi niezwykłymi dolegliwosciami i nagłym
zainteresowaniem jej osob a, zdumiona popatrzyła na kobiete w załobnej sukni.
Ksiezna Theresa? Czy to naprawde pani?
Za młoda!wyrwało sie przerazonej Tiril
Owszem, jestem Theresa odparła z rezerw a zdziwiona dama.
Och, to znaczy, ze przypadkiem nam sie udałouradowała sie Aurora.
Dzieki Bogu, bo moja droga matka bywa czasami niezno. . . nie czuje sie najlepiej.
Co to ma wszystko znaczyc? dopytywała sie ksiezna. Czy wy mnie
znacie?
Aurora tłumaczyła z zapałem:
Oni maj a do ciebie jak as sprawe, droga Thereso, zaproponowałam, ze zaprowadz
e ich do swojej matki, aby mogli sie upewnic, czy to ciebie szukaj a, ale
zabł adzilismy na zamku, a potem ten straszny człowiek uderzył mnie w głowe
i. . .
Wtr acił sie Erling, chc ac zaprowadzic jakis porz adek:
Jasnie pani, temat, jaki chcemy z pani a poruszyc, wymaga zachowania absolutnej
dyskrecji. Proponuje, aby wyznaczyła nam pani czas i miejsce rozmowy.
41

Ksiezna nie odpowiedziała.Wyrazu jej twarzy przysłonietej welonem nie dało
sie odczytac.
Teraz wł aczyła sie Catherine:
Ze wzgledu na okolicznosci niestety nie zd azylismy sie przedstawic. Jestem
baronówna Catherine van Zuiden, a to mój narzeczony Erling von Mller,
moja przyjaciółka i mój medyk. Przyjechalismy z daleka, aby sie z pani a spotkac.
Mozemy porozmawiac od razu odparła ksiezna. Pokój naprzeciwko
jest pusty, ci, którzy mieli go zaj ac, nie przybyli.
Móri poprosił pokojówke o zajecie sie hrabiank a Auror a, której przez jakis
czas jeszcze nie wolno wstawac. Oburzona Aurora koniecznie chciała im towarzyszy
c, a s adz ac po ciekawosci bij acej z oczu pokojówki, ona takze miała na to
ochote. Erling jednak okazał upór. Sprawa, z któr a przybywali, była nadzwyczaj
konfidencjonalna.
Ale was jest przeciez tak wiele! protestowała Aurora. Potrafie dochowa
c tajemnicy!
Wiemy o tympowiedział Móri.Wiemy, ze jest pani dobrym człowiekiem,
panno hrabianko. Ale nasz zleceniodawca zabronił nam rozmowy z kimkolwiek
innym poza ksiezn a.
Jaki zleceniodawca? gniewnie spytała w duchu Tiril.
Powinnismy uszanowac jego zyczenie stwierdziła ksiezna Theresa.
Niedługo wrócimy.
Tiril, spieta, nie mogła jasno myslec. Serce waliło jej w piersi, dłonie bezustannie
zaciskały sie i otwierały na przemian. Miała wrazenie, ze nie moze zaczerpn
ac oddechu, czuła, ze jej twarz jest jak maska. Z niejasnego powodu starała
sie przez cały czas trzymac z tyłu, stac za kobiet a, która miała byc jej matk a. Na
sam a mysl o czekaj acej j a konfrontacji Tiril ogarniał paniczny lek. Przestała juz
ufac własnym emocjom i swej zdolnosci panowania nad sob a, pewnie dlatego nie
wazyła sie na zadne odczucia. Boze, niechze ten koszmar juz sie skonczy, błagała.
Koszmar płyn acy ze strachu przed reakcjami, które musiały nast apic.

Rozdział 7
Czego ci obcy ludzie ode mnie chc a? Nie moge teraz z nikim mówic. Przera-
zaj a mnie, chociaz patrz a zyczliwie. Ze współczuciem. Jak gdyby rozumieli?
Nie mam juz wiecej sił. Chc a ze mn a powaznie rozmawiac. Cóz oni wiedz a
o powadze?
Tesknota. Gdyby znali to uczucie, nie dreczyliby mnie.
Uderzenia w twarz to nic w porównaniu z pełn a goryczy tesknot a.
Nie stac mnie juz na nic, akurat teraz nie stac mnie zupełnie. Czuje sie upokorzona.
Nie mam sk ad czerpac sił.
Jak mógł pobic mnie własnie tutaj, na Akershus? Oczywiscie nie wiedział, ze
z tym miejscem ł acz a sie najtragiczniejsze wspomnienia mego zycia, lecz i tak nie
powinien był tego robic.
Zbił mnie, uderzył prosto w twarz, tylko dlatego, ze miałam jedn a jedyn a prosb
e. Bałam sie wypowiedziec j a na głos, lecz musiałam. Jak najostrozniej błagałam,
by nie pił za duzo przy Jego Królewskiej Mosci.
Wiedziałam, ze nie powinnam tego mówic, ale tak sie bałam, ze znów doprowadzi
do skandalu.
Gdzie s a drzwi do pokoju, do którego idziemy? Tak ciemno w tych korytarzach.
Pamietam te ciemnosc jeszcze z mojej poprzedniej bytnosci. Wszak mrok
był mi pomoc a, chronił. Teraz jest kolejn a przeszkod a. "Niczego mi nie darujesz!
wołał.Jestes zazdrosna, tak, po prostu zazdrosna!"
Uderzył. A potem jeszcze raz. I jeszcze.
Nie, nie jestem zazdrosna. Ale przykro jest siedziec, wystawiaj ac sie na po-
smiewisko, podczas gdy on umizguje sie do młodych dziewcz at i coraz bardziej
upija.
S a drzwi, nareszcie. Rece mi drz a, jestem zbyt zdenerwowana, musze sie
uspokoic. . .
A potem to, co zawsze: "Chcesz mi zabronic spotykac sie z innymi? Ty nie
potrafiłas dac mi dziecka. Do niczego sie nie nadajesz, Thereso, słyszysz? Jestes
do niczego, do niczego!"
Ostatnie słowo podkreslił uderzeniem w nos. Oboje zdawali sobie sprawe,
43

a zreszt a było powszechnie wiadomo, ze to on nie moze miec dzieci. Nie mógł
sie jednak pogodzic z prawd a, tak wiele mówił o jej niepłodnosci, ze w koncu
sam w ni a uwierzył, prawdopodobnie by zachowac szacunek dla samego siebie.
Drzwi. . . Pokój. . . Tak, tu bedzie dobrze. Wszystkie meble przykryte prze-
scieradłami. Bezosobowo.
Nie poszłam na bal. Moja piekna suknia wisi nietknieta. Ale to nie ma wielkiego
znaczenia.
Ten zamek jest dla mnie niczym otwarta rana, chociaz to działo sie w innym
skrzydle. . .
Chce st ad odejsc, oderwac sie od drecz acych wspomnien, chce wrócic do domu.
Do domu? Do czego? Co poczne w Holsteinie-Gottorpie? Kazdego dnia czuje
sie tam obco. Tesciowa, szwagierki stale mnie upominaj a. "Nie wyobrazaj sobie
za wiele tylko dlatego, ze jestes Habsburzank a! My mamy zacniejszych przodków!"
Ksiezna Theresa odwróciła sie ku swym nieproszonym gosciom.
Siadajcie. O czym chcecie ze mn a porozmawiac?
Usłyszała zmeczenie w swym własnym głosie. Dopiero gdy usiadła, oni takze
zajeli miejsca wokół nieduzego stolika przy kanapie. Młodziutka dziewczyna nie
zmiesciła sie przy stole i przycupneła na krzesle pod scian a, nieco za plecami
Theresy.
Nie zd azyłam przyjrzec sie tej pannie, pomyslała ksiezna. Przez cały czas trzyma
sie z tyłu. Z pewnosci a wywodzi sie z nizszego rodu i zna swoje miejsce w szeregu.
Zreszt a wszystko jedno. Im mniej bede miała do czynienia z tymi ludzmi,
tym lepiej.
Najwyrazniej czekali, by to ona zaczeła mówic. Jakiez to trudne!
Czy chodzi o mego meza?niechetnie spytała Theresa.Jestem w wystarczaj
acym stopniu poinformowana o jego eskapadach.
Po chwili milczenia, widac zgodnie z umow a, jak a miedzy sob a zawarli, głos
zabrał ów młody przystojny szlachcic, Erling von Mller, chyba tak sie nazywał.
Podjeli słuszn a decyzje, pozwalaj ac mu mówic, wydawał sie niezwykle dobrze
wychowany, nie miał w sobie niebezpiecznej spontanicznosci Catherine van Zuiden,
o której plotki dotarły nawet do ksieznej, ani tez nie budził takiego przera-
zenia jak ów drugi mezczyzna, podobno medyk z Islandii, przywodz acy na mysl
szarlatanów, twierdz acych, ze znaj a sie na czarach.
A dziewczyna siedz aca za Theres a nie mogła ani tez nie powinna zabierac
głosu. Drzała na całym ciele, az szelescił materiał jej sukni.
Nie, wasza wysokoscodparł Erling.Nie chodzi nam o pani meza. To
dotyczy pani osobiscie.
Theresa siedziała wyczekuj aco. Ten von Mller ma piekne, zyczliwie patrz ace
oczy.
44

Prosze mi wybaczyc niedelikatnoscrzekł.Ale niezwykle trudno jest
rozmawiac z wasz a wysokosci a przez ten welon. I tak nie da sie ukryc, ze jest pani
ciezko poturbowana. Czy to był upadek?
Tak, upadek powtórzyła obojetnie i skineła głow a. Po chwili wahania
zdjeła welon i przewiesiła go przez krawedz kanapy. Nie miało zadnego znaczenia,
ze obcy j a zobacz a. Dla ksieznej Theresy Holstein-Gottorp nic własciwie nie
miało juz znaczenia.
Goscie nie zdołali powstrzymac okrzyku przerazenia, lecz tego przeciez sie
spodziewała. Wiedziała, jak dotkliwie pokiereszowan a ma twarz.
Nic dziwnego, ze nie pokazała sie pani na balu, ksiezno szepneła zdumiona
baronówna.
Usta Theresy na moment wykrzywiły sie z gorycz a. O, tak, swietnie to wiedziała!
Slady na twarzy wci az były swieze, krew koło nosa i przy k aciku ust pozostawała
nadal bardziej czerwona niz zbr azowiała. Cios w oko zadany został jakims
przedmiotem, nie zd azyła zobaczyc jakim. Jedna strona twarzy mocno napuchła
wokół oka wykwitły wszystkie kolory teczy. Doprawdy, niecodzienny widok!
Prosze mi pozwolic, bym pózniej zaj ał sie tymi zranieniami, ksiezno
powiedział tajemniczy medyk, Móri. Z pewnosci a uda mi sie choc troche im
zaradzic.
Dziekuje skineła głow a. Pomimo ze sprawiał wrazenie istoty nie z tego
swiata, jego ciemne oczy budziły zaufanie.
Dopiero teraz sie zorientowała, ze von Mller i baronówna van Zuiden szeptem
prowadz a ze sob a rozmowe, wcale przy tym na siebie nie patrz ac. Co oni
mówili?
Dotarły do niej zaledwie strzepki zdan, bo tak zafascynowały j a niezwykłe
oczy Islandczyka. "Tak strasznie okaleczona, a jednak widac podobienstwo".
"Zdumiewaj aco młoda, nie moze miec wiecej niz trzydziesci piec lat. . . " "Smutek
wyryty na twarzy. . . Ciemne włosy. . . juz naznaczone siwizn a". "Twarz wezsza,
drobniejsza, oczy nie tak niebieskie". "Widac wyrazne podobienstwo w ruchach,
w sci agnieciu ust". "A przede wszystkim czoło. Takie samo jasne, szerokie czoło,
brwi jak skrzydła". "Tak, i włosy, schodz a nizej na skronie niz zazwyczaj. Niesamowite!"
Przestali juz szeptac. Byc moze nie zdawali sobie sprawy, ile ksiezna rozumie
z ich jezyka. A ona wprawdzie mówiła nim nie najlepiej, ale rozumiała wszystko.
Podobienstwo? Niesamowite podobienstwo? O czym oni szepcz a, o co im
chodzi?
Do kogo jestem podobna? Przeciez nie do Habsburgów, wdałam sie w ród mojej
matki. Moze znaj a kogos z nich? Czyzbym miała usłyszec o kolejnym skandalu
wsród arystokracji? Wszak skandale to ulubiony temat dworskich rozmów.
Co mnie to wszystko obchodzi?
Ci dwoje znów wymieniaj a jakies uwagi. Nie bede sie im przysłuchiwac, tylko
45

udawac, ze rozmawiam z tym tajemniczym Mórim. Ale postaram sie równocze-
snie uwazac na nich.
"I najwazniejsze, ona wydaje sie sympatyczna. Musimy zrozumiec jej rezerw
e. Jestesmy dla niej obcy, nie wie, czego chcemy".
Młody Mller zwraca sie wprost do mnie:
Wasza wysokosc. . . Sprawa, z jak a przybywamy, jest nadzwyczaj delikatnej
materii. Mam nadzieje, ze uwierzy pani nam na słowo: pragniemy wył acznie
pani dobra. Nie chcielibysmy pani zranic, ale tak wielu rzeczy nie rozumiemy,
a nasza sytuacja, szczególnie jednej osoby sposród nas, stała sie niezwykle trudna.
Okolicznosci nas zmusiły, by pani a odszukac.
Theresa odrobine, nieznacznie, jakby sie cofneła.
Jak moge wam pomóc? Chcecie pieniedzy?
Och, nie, nie o to chodzi pospiesznie zaprzeczył Erling. To. . . nie,
nie jestem chyba własciw a osob a, by wyłuszczyc nasz problem. Spróbuj ty, Móri.
Znów zapadła chwila kłopotliwego milczenia. Poturbowana ksiezna przeniosła
wzrok na Islandczyka. Boje sie, czego oni ode mnie chc a? To wszystko zaczyna
mnie przerazac.
Móri, człowiek, którego nazwałaby czarnoksieznikiem, tak, to własciwe okre-
slenie, nabrał powietrza w płuca.
Wasza wysokosc, wiele pani wycierpiała, czytam to w pani twarzy, i nie
chodzi mi wcale o zranienie podczas dzisiejszego upadku. Dla nikogo z nas nie
jest przyjemnosci a niepokojenie pani, lecz zostalismy do tego zmuszeni. Aby pani
a przygotowac, cos pani pokaze.
Tiril, która do tej pory tylko sie przysłuchiwała, otrz asneła sie z szoku. O, nie,
nie rób tego, Móri, poprosiła w duchu. Odłózmy to jeszcze na jakis czas, nie dojrzałam
do tej chwili, ona wygl ada na mił a, ale co bedzie, jak sie na mnie rozgniewa?
Jesli nie bedzie chciała sie do mnie przyznac? Wstrzymajmy sie, chodzmy
st ad!
Móri jednak nie wysłuchał jej błagalnych mysli.
Ksiezna Theresa wyczuła niepokój, jaki ogarn ał jej rozmówców. Czego oni
chc a, co robi ten człowiek?
Móri wyj ał kawałek złozonego czarnego aksamitu i rozwin ał go. Zalsniły
szafiry.
Umysł ksieznej nie był w stanie przyj ac informacji, odmówił pracy.
Nie mogła zebrac mysli.
Co tam lezy, dlaczego on mi to pokazuje? Cos błyszczy, migoce, nie potrafie
zrozumiec, co to jest, wiem, jak to sie nazywa, ale nie moge sobie przypomniec. . .
Powoli jednak zaczeło do niej docierac, co widzi.
Miała wrazenie, ze wokół serca zaciska jej sie zelazna obrecz. Czuła, ze na
twarz wystepuj a jej rumience, wci az jednak nie mogła sformułowac zadnej mysli,
tym bardziej czegokolwiek powiedziec.
46

Tamci czekali.
Nagle pokój wokół niej sie zakołysał, zakreciło jej sie w głowie. Tajemniczy
obcy predko odłozył zawini atko na stół i mocno pochylił jej głowe.
Zaczeła myslec jasniej. Wyprostowała sie i głeboko odetchneła.
Czego chcecie? szepneła ledwie słyszalnie.
Dowiedziec sie, dlaczego jedno z nas jest przesladowane, dlaczego wci az
musi walczyc w obronie zycia wtr acił sie Erling.
W obronie zycia?powtórzyła przerazona Theresa.
Prosze sie rozejrzec, ksiezno poprosił Móri. Przyjrzec sie swoim
gosciom.
Zdumiona ledwie zdołała oderwac wzrok od fascynuj acych oczu Móriego.
Czego oni ode mnie chc a? Przyjrzec sie gosciom? Po co? Widze, ze ten człowiek
jest niesamowity, prawdopodobnie drugiego takiego nie ma na swiecie, ale
co to ma znaczyc? Jaki on ma zwi azek ze mn a?
Przeniosła wzrok na Erlinga.
Młody szlachcic, Erling von Mller. Nie słyszałam o rodzie o takim nazwisku.
Najpewniej niemiecki, nie znam zbyt dobrze niemieckiego almanachu szlacheckiego,
tylko austriacki, no i innych, powi azanych z moj a rodzin a.
Taki przystojny i elegancki, nic nie mówi. Budzi sympatie. Ale nie wiem, do
czego zmierza.
Oni maj a szafiry. Jak je zdobyli? I co wazniejsze: w jaki sposób dotarli do
mnie? Moja tajemnica była pilnie strzezona. Teraz znalazłam sie w ich władzy.
Jesli wiedz a. . .
Wcale jednak nie musi tak byc. Mogli zdobyc naszyjnik i rozpoznac go, dowiedzie
c sie, ze przez pewien czas był w moim posiadaniu.
Nie musz a znac prawdy.
Skierowała wzrok na Catherine.
Baronówna Catherine van Zuiden. Słynna w całej północnej Europie.Wydziedziczona,
odrzucona przez rodzine.
Theresa długo, badawczo spogl adała jej w oczy, az wreszcie baronówna lekko
pokreciła głow a.
Ksiezna nie otrzymała zadnej odpowiedzi.
Była z nimi jeszcze jedna osoba. . . Dziewczyna, której nie miała okazji dobrze
sie przyjrzec, dostrzegała j a zaledwie k atem oka. Ostatnia z czworga.
Musiała sie odwrócic, by móc j a zobaczyc.
Poczuła, ze zalewa j a fala gor aca. Podobienstwo, niesamowite podobienstwo.
Znam te twarz, pomyslała. Jakbym patrzyła na własne odbicie w lustrze.. Tylko
ona jest młodsza, bardziej zaokr aglona.
W twarzy dziewczyny dostrzegała rysy swej matki i jedynego mezczyzny,
którego kochała. Nic z Habsburgów i, rzecz jasna, ani krztyny podobienstwa do
Holsteinów- Gottorpów.
47

Krew wolno odpływała z twarzy kobiety. Poczuła, jak opuszczaj a j a siły, przed
oczami pociemniało. Wci az jednak widziała dziewczyne, której z oczu spływały
łzy, broda sie trzesła.
Ta panna sie boi! Czyzby bała sie jej, Theresy? Widac było, ze stara sie nad
sob a zapanowac, ale nie zdołała powstrzymac łez.
Moze mysli, ze zostanie odepchnieta? Odepchnieta? Ona?
Tiril Dahl spokojnie oznajmił Erling Mller.
Nigdy jeszcze nie doswiadczyli takiej ciszy, jaka teraz zapadła. Przez dług a
chwile nikt nawet okiem nie mrugn ał.
I nagle ksiezna wybuchneła głosnym, rozpaczliwym płaczem. Wstała, spróbowała
wyci agn ac rece do Tiril, ale nie miała sił by je uniesc.
Tiril odwazyła sie nieco przysun ac.
Podejdz! Podejdz blizej wydusiła ksiezna.
Tiril post apiła kilka kroków naprzód, Theresa przyci agneła j a do siebie i zamkn
eła w rozpaczliwym uscisku.
Wybacz mi, wybacz szeptała raz po raz.
Wiemy wszystkołagodnie rzekł Móri.Tiril takze zdaje sobie sprawe,
ze okolicznosci zmusiły pani a, by j a oddac.
Nie powinnam była tego robic. Powinnam była pogodzic sie z odrzuceniem,
samotnosci a i ubóstwem. To łatwiejsze od zalu. Moje zycie stało sie jednym
pasmem, tesknoty.
Była pani młoda i zagubionapowiedział Móri ze, zrozumieniem.
To prawda, zbyt młoda. Ale to nie jest zadne wytłumaczenie. Konwenanse
tkwiły we mnie zbyt głeboko, ulegałam woli innych.
Ujeła twarz Tiril w dłonie i przygl adała sie jej, choc niewiele mogła zobaczyc
przez zasłone płyn acych nieprzerwanym strumieniem łez. Serce jej wypełniły nowe,
cudowne uczucia. Towarzyszyła im rozpacz nad zmarnowanymi latami.
O dziecko, dziecko szepneła. Ukochane, wytesknione dziecko.
Nagle zdretwiała. Mój m az! W kazdej chwili moze przyjsc, pytac o mnie. . .
On raczej sie nie pokaze z chłodnym spokojem oswiadczyła Catherine.
Kiedy go widzielismy, był bardzo. . . zajety.
Theresa popatrzyła na ni a zgasłymi oczyma.
Ach, tak, rozumiem. W takim razie dzis wieczorem go nie zobaczymy.
Poprosiła, by usiedli. Tiril musiała zaj ac miejsce tuz obok, na kanapie.
Taka jestes sliczna usmiechneła sie Theresa, otarłszy oczy koronkow a
chusteczk a. Ale mało w tobie podobienstwa do Habsburgów.
Moim zdaniem jestescie bardzo do siebie podobne stwierdziła Catherine.
Ksiezna popatrzyła na ni a.
Owszem, ale ja nie jestem typow a Habsburzank a, wdałam sie w matke.
Tiril takze. W dodatku odziedziczyła pewne rysy po. . .
48

Urwała i zaczeła mówic o czym innym.
Wspomnieliscie, ze grozi wam niebezpieczenstwo. Chyba nie Tiril?
Własnie o mnie chodziwyjasniła dziewczyna.I niczego nie mozemy
poj ac.
Tobie cos grozi? Nie mozna do tego dopuscic! Jak wam pomóc?
Potrzebujemy wyjasnien odparł Erling.
Oczywiscie, powiem wszystko, co wiem.
Wszyscy jednak mysleli o tym, co ksiezna juz przemilczała. Nie chciała zdradzi
c, do kogo jeszcze podobna jest Tiril.
Odgadli, ze chodziło jej o ojca dziewczyny. Kim on mógł byc?

Rozdział 8
Theresa nie mogła sie napatrzec na sw a cudownie odnalezion a córke. Tiril
natomiast czuła sie oszołomiona, nie potrafiła nazwac swych uczuc, wszystko
było takie nowe.
Jak ci sie powodziło, Tiril? pytała ksiezna. Regularnie wysyłałam ci
pieni adze, dostawałas je?
S adze, ze moi rodzice. . . przybrani rodzice je otrzymywali.
A nie ty? Miałas dostawac połowe, za kazdym razem.
Tiril pokreciła głow a.
Wmieszał sie Erling:
Przez kogo wasza wysokosc przesyłała pieni adze? Kto przekazywał je
Dahlom?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
Spraw a zaj ał sie pewien bankier w Christianii, wykształcony w Niemczech,
w Norwegii wszak trudno mówic o bankowosci. Zostawiłam mu znaczn a sume,
od której narastały procenty. Nie mogłam przeciez wysyłac wci az drobnych kwot
z Gottorpu, predzej czy pózniej by mnie odkryto. Od czasu do czasu kontaktowałam
sie z zaufanym człowiekiem tutaj, a on wtedy przesyłał mi kwity, potwierdzenia
odbioru pieniedzy przez Dahla. Porozumiewalismy sie umówionym systemem.
To bardzo uczci wy, porz adny człowiek, nienagannie zawiadywał maj atkiem
Tiril.
Móri spytał cicho:
Czy nigdy nie myslała pani o tym, by odwiedzic córke?
Twarz ksieznej sci agn ał ból.
Tysi ackrotnie, kazdego dnia! Ale prosze mnie zrozumiec, doktorze Móri,
jestem zniewolon a kobiet a. M az pilnuje kazdego mojego kroku. Tak bardzo sie
ciesze, ze mnie odnalezliscie, nie umiem wyrazic swego szczescia!
Znów wybuchneła płaczem, ukryła twarz w dłoniach. Tiril pytaj aco spojrzała
na Móriego, skin ał głow a, wiec ostroznie wyci agneła reke i pogładziła matke po
włosach.
Był to dla Tiril ogromnie trudny gest. Wrodzona spontanicznosc nakazywała
50

jej pochwycic nieszczesliw a kobiete w objecia, ale matka nosiła tytuł ksi azecy,
a j a nauczono okazywac szacunek i skromnosc wobec ludzi z wyzszych sfer.
Theresa jednak, spragniona ludzkiej zyczliwosci i ciepła, przyjeła pieszczote
z wdziecznosci a, mocz ac piekn a suknie Tiril łzami.
Wreszcie zapanowała nad wzruszeniem, zakłopotana otarła oczy.
Mam wielk a prosbe do was wszystkich.
Słuchamy z usmiechem rzekł Erling.
Czy moge opowiedziec o wszystkim Aurorze? Chciałabym na cały swiat
wykrzyczec, ze oto odnalazłam wytesknion a córke, ale tego zrobic mi nie wolno.
Wiem natomiast, ze Aurora jest godna zaufania, to dobry człowiek, nie zdradzi
tajemnicy. Moja pokojówka takze powinna sie o wszystkim dowiedziec, towarzyszyła
mi wszak wtedy! Tylko im dwóm. . .
Popatrzyli po sobie z wahaniem.
Theresa ci agneła z zapałem:
A potem porozmawiamy o wszystkim, co przydarzyło sie mojej kochanej
Tiril. Jak rozumiem, wci az zreszt a cos sie dzieje.
Wasza wysokosc sama najlepiej wie, komu moze zaufac odrzekł Móri.
Ale wobec tego powinnismy znalezc jakies bezpieczniejsze miejsce. . .
Zaraz wracampoderwała sie uradowana ksiezna.
Czekali z niepokojem. Kiedy jednak po chwili trzy kobiety weszły, zrozumieli,
ze Theresa wiedziała, co robi. Pokojówka głeboko skłoniła sie przed Tiril,
a Aurora pochwyciła córke Theresy w swe rozłozyste, miekkie objecia.
Cóz za wzruszaj aca historia łkała Aurora, najwidoczniej całkiem zapomniawszy
o swych dolegliwosciach. Móri poprosił, by zachowała spokój; usłuchała
go z pełnym zaufaniem i podziwem.
Zartobliwie pogroziła ksieznej palcem:
No, no, Thereso, w co za romanse tys sie wdała! Nikt by sie tego po tobie
nie spodziewał!
Theresa usmiechneła sie zawstydzona.
A zreszt a zamysliła sie Aurora. W twoim przypadku to własciwie
zrozumiałe. Na twoim miejscu i ja takze próbowałabym sie wyrwac.
Twarz ksieznej sie sci agneła.
To było znacznie bardziej powazne niz tylko "wyrwanie sie", Auroro. Młodzie
ncza miłosc, wiedziałam, ze nigdy nie dostane tego człowieka, choc kochali-
smy sie gor aco. Ale zmuszono mnie do poslubienia ksiecia Holstein-Gottorp.
Nic wiecej nie chciała powiedziec. Predko zmieniła temat rozmowy i odwróciła
sie do pozostałych.
Jak mnie odnalezliscie? Jak tu trafiliscie? S adziłam, ze zatarłam za sob a
wszelkie slady.
Rzeczywiscie sporo wysiłku nas to kosztowało, wasza wysokoscodparł
Erling. Uwazalismy jednak, ze to konieczne. Tylko pani moze nam wyjasnic,
51

dlaczego ktos od wielu lat nastaje na zycie Tiril.
Ja tego nie rozumiemTheresa zmarszczyła brwi.Chyba sporo musimy
sobie wzajemnie wyjasnic.
To prawdazgodził sie Móri. A czasu mamy mało.
Zatroskani pokiwali głowami.
Ksi aze Adolf Holstein-Gottorp musiał na chwile przeprosic panne Uggle, te
w zółtej sukni. Widocznie ze zbyt duzym zapałem udzielał sie w tancach, bo zoł
adek znów zacz ał dawac mu sie we znaki. Ból umiejscowił sie po prawej stronie,
pod zebrami. Ksi aze odczuwał nieprzemozon a ochote, by zgi ac sie wpół, dokuczały
mu mdłosci, a brzuch miał napiety jak beben.
Musze isc do moich komnat, zazyc krople, które ze sob a przywiozłem, lekarstwo,
myslał. Bardzo nie w pore, akurat złapałem panne Uggle na haczyk. Prawie
juz dojrzała do tego, by zaprosic mnie do swego buduaru.
Przeklenstwo! Dlaczego Pan zesłał na mnie te chorobe? Naprawde na ni a nie
zasłuzyłem. . .
Choroby ksiecia nie spowodowała jednak wola Pana, lecz nieumiarkowanie
w jedzeniu i piciu oraz rozpustny tryb zycia. Słone, tłuste mieso popijał duz a
ilosci a wina, lecz czyz nie miał do tego prawa? Musiał wszak zyc!
Ksi aze Adolf wedrował korytarzami, przyciskaj ac reke do nieszczesnej w atroby.
Czy ci przekleci, prymitywni Norwegowie nie słyszeli nigdy o czyms takim,
jak oswietlenie mrocznych przejsc? Czuł, ze goni go za potrzeb a, nie miał czasu,
by opuscic wczesniej sale balow a, musiał wszak nadskakiwac pannie Uggli, kuc
zelazo póki gor ace. . .
Ksi aze nie chciał sam przed sob a przyznac, ze tego wieczora pochłon ał całe
morze wina.Wsciekły mamrotał tylko pod nosem, przeklinaj ac nierównosci w posadzce
i mury, które na niego wpadały. Potykał sie, przewracał i znów wstawał,
uzalaj ac sie nad swym marnym losem.
Znów bede musiał ogl adac te moj a okropn a zone mamrotał. Patrzy na
mnie z wyrzutem, ale czego innego sie spodziewała? Miałem oczywiste prawo
przywołac j a do porz adku, kiedy bezwstydnie osmieliła sie twierdzic, ze bede za
duzo pił. Do czorta, ale mi niedobrze, czy w tym prehistorycznym zamczysku nie
ma choc krztyny swiezego powietrza?
Cóz za straszni ludzie musz a mieszkac w takiej puszczy? Zacofani barbarzyncy,
którzy nawet nie znaj a słowa kultura. Tacy jak ten. . . ten. . . O czym to ja
myslałem? Ten prymityw dookoła nie pozwala sie nawet skupic. O, juz wiem, ta
tabakiera, któr a wyci agn ał którys z norweskich oficjeli. Owszem, srebrna, ale taki
chłopski wzór! Smieszne! Do diabła, jakze trudno utrzymac równowage w tych
wiesniaczych korytarzach! A zona drugiego, takze Norwezka, zaczeła rozmawiac
z s asiadem, zanim Jego Królewska Mosc dał znak!
52

Cóz za nieprawdopodobny brak kultury!
Nie wspominaj ac juz o strojach! Takie staromodne, ze. . .
Ojej, znowu upadłem! Uderzyłem sie w moje biedne kolano! Gdzie ja jestem,
dok ad ide, to przeciez nie Gottorp, do stu piorunów.
Aha, Norwegia! Kraina wiesniaków na północy. Panna Uggla, tak, to sympatyczna
dama! Okr agłe biodra. . . Cóz za nierówne podłogi, nie potrafi a nawet
zbudowac zamku!
Okropnie sie czuje, na pewno jedzenie było nieswieze, ale czegóz innego sie
spodziewac? Pecherz o mało mi nie peknie, moze szedłem do ustepu? O, tak, to
chyba tu. Wspaniale, nareszcie, tylko te spodnie, nienawidze tego stroju. Przez to
czasami zdarza mi sie nie zd azyc. Okropne!
Kłopot ze znalezieniem odpowiedniego miejsca do dalszej rozmowy rozwi azała
Aurora.
Musimy wracac na sale balowa, zanim podadz a wieczerze, inaczej wszyscy
zostaniemy oskarzeni o obraze majestatu. Ale do mojej rodziny nalezy malenki
zaniedbany dworek w poblizu Christianii, spadek po kims, kto sie wzenił w ród.
Czy nie mozemy sie tam spotkac. . . no tak, najlepiej jeszcze dzisiejszej nocy?
Doskonale ucieszył sie Erling. Opuscimy Akershus, gdy tylko to
bedzie mozliwe. Hrabianka Aurora, wskaze nam droge.
Pokojówka ostrzegawczym gestem połozyła nagle palec na ustach. Zdretwieli.
Z korytarza dobiegło ich czyjes mamrotanie, raz ciche, to znów głosne, pełne
złosci. A potem plusk, jakby wylewano cos na mur.
Mein Gott, jego wysokosc znów nie trafił do ustepuszepneła wzburzona
pokojówka.
Theresa na moment przymkneła oczy, ale zaraz otworzyła je przerazona.
Mój m az! A mnie nie ma w pokoju! Co robic?
Natychmiast poderwała sie Catherine.
Prosze pozwolic mi sie nim zaj ac. Nie wejdzie do pani komnat, ksiezno.
Zaprowadze go z powrotem na sale balow a. Moge udawac, ze mieszkam w tym
pokoju, prawda?
Theresa zatrzymała baronówne.
Prawdopodobnie przyszedł po swoj a miksture. Jest w szyfonierze, w malej
szufladzie z lewej strony.
Załatwie to, prosze mi zaufac!
Nikt nie w atpił w umiejetnosci Catherine.
Gdy tylko odgłosy z korytarza umilkły, baronówna opusciła pokój. Ujrzała
ksiecia mocuj acego sie ze spodniami. Z wielkim trudem starał sie utrzymac na
nogach.
53

Ach, oto i nasz czaruj acy ksi aze! zaszczebiotała Catherine uwodzicielskim
głosem.Jak miło tu pana spotkac!
Hmmmrukn ał ksi aze Adolf. Pomimo ciemnosci zorientował sie, ze ma
do czynienia z młod a, interesuj ac a dam a i starał sie jak najpredzej doprowadzic
do ładu ubranie.
Czy wasza wysokosc zmierza do ksieznej? Własnie do niej zagl adałam, jej
wysokosc zasneła i moze nie nalezy jej przeszkadzac. . .
Nie przeszkadzac? oburzył sie. A co ze mn a? Potrzebuje mojej mikstury.
Wiem o tym cwierkała Catherine.Jej wysokosc wspominała, na wypadek
gdyby ksi aze gorzej sie poczuł, ze krople s a w szufladzie z lewej strony.
Czy mam je przyniesc?
Ksi aze, który z pocz atku nie mógł poj ac, co ta czaruj aca dama robi w ustepie,
zdołał wreszcie zebrac przesi akniete oparami wina mysli.
O, tak, bardzo dziekuje za uprzejmosc, rzeczywiscie zle sie poczułem, a nie
chciałbym zakłócac spokoju mojej. . . zony. Z pewnosci a czyms sie zatrułem.
Catherine okazała mu pełne zrozumienie i jak strzała pomkneła do komnaty
ksieznej. Ksi aze nie zorientował sie, ze zabawiła tam dosc długo, stracił wszelkie
poczucie czasu.
Catherine poufale ujeła pod ramie zataczaj acego sie mezczyzne i poprowadziła
go z powrotem ku sali balowej.
Strasznie tu czuc uryn a stwierdził ksi aze, który zd azył juz zapomniec
o swym ostatnim wybryku. I to ma byc zamek? A z kim, jesli wolno zapytac,
mam przyjemnosc?
Zawsze elegancki wobec pieknych młodych kobiet, zdołał wzi ac sie nieco
w garsc.
Jestem baronówna Catherine van Zuiden, wasza wysokosc.
Przystan ał gwałtownie i Catherine w ostatniej chwili podtrzymała go, by nie
zwalił sie na ziemie.
Co takiego? Mała grzesznica we własnej osobie? zacmokał uradowany,
próbuj ac dłuzej zatrzymac na niej wzrok.Alez to znaczy, ze nie musimy chyba
od razu wracac na bal?
Wasza mikstura, ksi aze przypomniała Catherine i poci agneła go dalej.
Oto i karafka z wod a, prosze skorzystac z okazji i zazyc kropelki.
Ksi aze usłuchał.
Czesto choruje, panno van Zuiden. Medyk zaordynował mi te krople na
wypadek, gdybym poczuł sie gorzej.
Skrzywił sie, przełykaj ac lekarstwo.
Fuj! Obrzydliwe, gorsze niz zazwyczaj!
Z wielkim trudem dobrneli wreszcie do drzwi sali balowej. Tam Catherine
pusciła ksiecia.
54

Prosze wejsc do srodka, a ja tymczasem troszke sie przypudruje! Zaraz
przyjde. W dodatku na ksiecia czeka chyba panna Uggla?
Ugla1? Sowa?sapn ał. Jaka sowa?
Ta w zółtej sukni łagodnie przypomniała Catherine. Spojrzenie ksiecia
stało sie, o ile to mozliwe, jeszcze bardziej rozmyte.
Aaa, panna Uggla! Oczywiscie! Phi, a cóz ona nas obchodzi? Nam dwojgu
bedzie razem o wiele przyjemniej.
Próbował złapac Catherine za ramie, lecz trafił w próznie.
Moze i takusmiechneła sie kokieteryjnie.Teraz jednak musze wracac
do siebie. Zobaczymy sie podczas tanców, ksi aze Adolfie!
Wepchneła go za drzwi sali balowej i pobiegła z powrotem.
Przyjaciół wraz z Auror a spotkała w korytarzu. Spieszyli własnie na pózn a
kolacje, doł aczyła wiec do nich. Ksiezna Theresa wraz z pokojówk a zamierzały
wkrótce opuscic zamek. Aurora nakazała słuz acemu, by towarzyszył paniom do
jej domu za miastem. Pózniej miał wrócic do pozostałych.
Wspaniale pochwaliła Catherine. Prawie sobie radzicie beze mnie!
Nieprawdopodobnemrukn ał Móri.
Dotarli na sale balow a w pore, nie wywołuj ac skandalu. Nawet jesli ktokolwiek
zwrócił uwage na ich dług a nieobecnosc, to w kazdym razie nikt tego nie
skomentował.
Tiril, wzburzona, zajeła to samo miejsce, co poprzednio w czasie uczty
miedzy Mórim a Erlingiem. Catherine sprawiała wrazenie ogromnie podnieconej,
szczebiotała, smiała sie i flirtowała z s asiadem, ale Tiril nie była w stanie przełkn
ac ani k aska. Rozmyslała o długo wyczekiwanym spotkaniu z matk a, o tym, ze
jej zycie nagle zostało postawione na głowie. Przyszłosc pokaze, czy zmieni sie
na lepsze, czy na gorsze.
Ksi aze Adolf stanowił oczywiscie nie lada kłopot. Matka i córka nie mogły
byc razem.
Tiril starała sie przekonac sam a siebie, ze nie wolno jej widziec wszystkiego
w czarnych barwach, najwazniejsze, ze juz spotkała matke.
Cieszyła sie, lecz jednoczesnie i bała. Tak wiele nalezało wyjasnic.
Nagle przy drugim z długich stołów, za plecami Tiril, powstało zamieszanie.
Dziewczyna i jej przyjaciele odwrócili sie, zeby zobaczyc, co maj a znaczyc nagłe
krzyki i gwałtowne odsuwanie krzeseł.
Przy drugim stole jakis mezczyzna opadł na swój talerz. Ktos usiłował podnie
sc jego bezwładn a głowe, ale w reku została mu tylko peruka. Po kolejnej
próbie skonstatowano, ze ów człowiek nie zyje.
1Ugle (norw.) - sowa.
55

Nalezało sie tego spodziewac szepn ał ktos cicho, zebrani pokiwali głowami.
Przyjaciele spostrzegli wreszcie, ze zmarłym jest małzonek Theresy, ksi aze
Adolf von Holstein-Gottorp.
Och, nie szepneła Tiril.
Co teraz bedzie z ich potajemnym spotkaniem? Nalezy powiadomic Therese,
obowi azuje j a załoba. . .
Móri nie patrz ac na baronówne van Zuiden szeptał niemal bezgłosnie:
To było niepotrzebne, Catherine. Za rok i tak by umarł.
Za rok?sykneła w odpowiedzi.Theresa miałaby czekac az tak długo?
A własciwie o co ci chodzi? spytała, troche za pózno.
To jad lub naparstnica albo mieszanka obu ziół. Rozpoznaje objawy. To
bardzo bolesna smierc, Catherine. Tym lepiej.

Rozdział 9
"Malenki zaniedbany dworek" Aurory okazał sie dworem o standardzie, który
w pełni dało sie zaakceptowac. Połozony był na wschód od Christianii w poblizu
przypominaj acego park lasku. Matka Tiril i jej pokojówka juz na nich czekali. Po
drodze w tajemnicy zabrali z pensjonatu takze Nera.
Uzgodnili, ze musz a powiedziec Theresie o smierci ksiecia Adolfa, innego
wyjscia nie było. Gdyby przemilczeli ten fakt, mogłoby to ich pózniej postawic
w złym swietle.
Weszli do hallu. W srodku łatwiej dało sie dostrzec, ze dom od jakiegos czasu
stał nie zamieszkany, wyczuwało sie to takze po zaduchu. Bez w atpienia jednak
urz adzono go wytwornie i ładnie.
Theresa na wiesci, jakie jej przekazali, pobladła.
To znaczy, ze musze wracac na Akershus. I to natychmiast!
Zastanówmy sie przerwała jej Aurora, najwidoczniej mistrzyni porz adkowania
spraw. Okazało sie, ze nikt cie tu w Norwegii nie widział. Powszechnie
przyjeto, ze zostałas w Gottorpie.
Ksiezna nieco sie odprezyła, ale w jej oczach wci az tkwił niepokój.
Mimo wszystko powinnam jechac. Ze wzgledu na szacunek dla niego.
Twój m az za zycia nigdy nie myslał o szacunku. Nic mu nie jestes winna!
A teraz z pewnosci a nie obchodzi go, czy jestes tam, czy nie. Nalezy przyj ac, ze
o niczym nie wiesz, i nie dowiesz sie, dopóki jutro nie wrócisz na zamek. Jesli
pojedziesz teraz, trudno ci bedzie spotkac sie z tymi młodymi ludzmi.
Przekonanie Theresy i uciszenie jej wyrzutów sumienia zajeło dobr a chwile,
ksiezna bowiem nie potrafiła szczerze rozpaczac nad smierci a małzonka i z tego
powodu było jej ogromnie przykro.
Po jakims czasie, kiedy odpoczeła w samotnosci w ciemnym pokoju, doł aczyła
wreszcie do pozostałych, zgromadzonych w skromnie umeblowanym, zakurzonym
salonie.
Nie chce rozmawiac o smierci mego meza oswiadczyła kategorycznie.
Zajme sie tym jutro. Teraz najwazniejsi jestesmy my.
Doskonale, wasza wysokosc rzekł Móri. W pełni rozumiemy pani
57

trudn a sytuacje i nie bedziemy juz wiecej o tym wspominac.
Dziekuje odparła, dostojnym gestem wskazuj ac, by zajeli miejsca. Jasne
dla wszystkich sie stało, ze całym sercem i dusz a jest Habsburzank a, osob a
z cesarskiego rodu. Najpierw chce poznac historie mojej córki. Wiedzcie, ze
wszelkie informacje, jakie otrzymywałam na jej temat od mego zaufanego człowieka,
nie pozostawiały w atpliwosci, iz Tiril nie mogła trafic lepiej.
Po długiej, kłopotliwej chwili milczenia, jakie zapadło, zorientowała sie, ze
tak nie było. Westchneła z drzeniem, przygotowuj ac sie na usłyszenie przykrej
prawdy.
Chyba niczego mi nie brakowałozaczeła Tiril w zamysleniu.Oprócz
miłosci, czułosci i zrozumienia. Moimi jedynymi przyjaciółmi byli siostra Carla
i Nero.
Ksiezna słuchała zdumiona.
A twoi przybrani rodzice? Dostali jak najlepsze referencje! Twój przybrany
ojciec, któremu nadałam tytuł konsula, poza regularnie przekazywanymi wpłatami
za zajecie sie tob a otrzymał pokazn a sume.
Pokrecili głowami. Tak ciezko było rozpocz ac opowiesc, ksiezna juz tyle wycierpiała.
Przez te lata pocieszała j a jedynie pewnosc, ze córka dorasta w bezpiecznym
domu.
Carla, przybrana siostra Tiril, przed kilku laty popełniła samobójstwo
rzekł w koncu Erling.Z powodu ciezkiej sytuacji w domu.
Co wy mówicie? jekneła Theresa. I przeciez psa, Nera, nie mozesz
miec od dawna?
Od jakiegos czasuodparła wymijaj aco dziewczyna. Nie chciała na razie
wyjawiac, ze Nerowi przedłuzono zycie.
Jak strasznie musiałas byc samotna! wykrzykneła Theresa z rozpacz a.
A ja nic o tym nie wiedziałam!
Wasza wysokosc przerwał jej Erling. Musimy sie dowiedziec, kto
był pani posrednikiem. Tak wiele pozostaje niejasnosci.
Theresa podniosła głowe; na twarzy, okaleczonej przez ksiecia, lata udreki
zostawiły wyrazne slady. Popatrzyła na Erlinga.
Dlaczego chcecie to wiedziec? spytała ze smutkiem.
Poniewaz ten człowiek musiał miec za długi jezyk. Przynajmniej dwie osoby
wiedz a o wszystkim.
Trzypoprawił go Móri.Na dzisiejszej uczcie był jeszcze jeden, wazniejszy.
Nic z tego nie rozumiem.
To znaczy, ze pani posrednik, bankier, nie został zaproszony na zamek?
On jest juz za stary na bale. Ledwie sie rusza.
Popatrzyli po sobie. Kolejna teoria legła w gruzach.
58

Nocny mrok przyklejał sie do szyb, twarze siedmiorga oswietlał blask swiec.
Pokojówka takze sie do nich przył aczyła, uprzednio napaliwszy w kominku. Jesienne
chłody dawały sie juz we znaki.
Opowiedzcie mi o zyciu Tiril zaz adała Theresa. Chce poznac cał a
prawde.
Niechetnie zaczeli mówic, nawzajem uzupełniali własne słowa.Wkoncu zarysował
sie obraz młodziutkiej, samotnej dziewczyny, niepodobnej do nikogo z rodziny,
miłej, wesołej, zyczliwej ludziom, potrafi acej oddac odepchnietym i potrzebuj
acym wszystko, co miała, czasami nawet rzeczy bed ace własnosci a przybranych
rodziców. Jedn a z jej charakterystycznych cech była miłosc do zwierz at,
a szczególnie do Nera. Theresa pochyliła sie i pogłaskała psi a głowe, ocieraj ac
przy tym oczy przemoczon a łzami chusteczk a. Tragedia Carli wstrz asneła ni a do
głebi.
O lichwiarzu jednak ksiezna nic nie wiedziała.
No tak kiwn ał głow a Erling. Własciwie juz wczesniej bylismy przekonani,
ze konsul Dahl wygadał sie podczas jakiejs libacji, moze przy okazji zaci
agania pozyczki u lichwiarza. Z pewnosci a pozyczał od niego gotówke, prowadził
wystawne zycie, wydawał okazałe uczty, by przypodobac sie bergenskiej
smietance. Ale lichwiarz nie miał bezposredniego zwi azku z cał a spraw a, natomiast
jego nieustepliwosc zmusiła zapewne konsula do wyłudzenia pieniedzy od
kogos innego z kregu znajomych waszej wysokosci. A kiedy okazało sie, ze lichwiarz
wiedział za duzo o pochodzeniu Tiril, musiał zgin ac.
Theresa spogl adała na nich wstrz asnieta. Słyszała o tym wszystkim po raz
pierwszy.
A kiedy doszli do napasci konsula na Tiril, nie mogła juz dłuzej nad sob a
panowac. Przytuliła córke, błagaj ac j a o wybaczenie.
Powinnam była przyj ac na siebie wstyd i upokorzenie powtarzała.
Dla konwenansów poswieciłam swe jedyne dziecko. Ach, jakze gorzko tego załowałam!
Słysz ac, jak Erling i Móri niemal jednoczesnie zaopiekowali sie Tiril, staraj ac
sie jej pomóc, Theresa, by wyrazic sw a wdziecznosc, chciała oddac im cały swój
maj atek.
Nie potrafiła jednak wyjasnic, dlaczego dwaj nieznajomi mezczyzni przesladuj
a Tiril i za wszelk a cene chc a j a zabic. Jasne było, ze w murze tajemnicy powstała
wyrwa, ale gdzie, w jakim miejscu?
Coraz bardziej oczywiste sie stawało, ze musz a porozumiec sie z osob a, za
której posrednictwem Theresa przekazywała konsulowi srodki na utrzymanie córki.
Postanowili zaj ac sie tym nazajutrz.
Theresa, Tiril i Móri siedzieli razem na jednej kanapie, Erling, Catherine i Aurora
na drugiej, a pokojówka przycupneła na krzesle. Wszyscy słuchali z uwag a.
59

Opowiadali teraz, jak doszło do wmieszania sie Catherine w cał a historie i jak
dzieki jej pomocy udało im sie odnalezc własciw a akuszerke.
A wiec to od niej dostaliscie naszyjnik?dziwiła sie Theresa.Tiril nie
zabrała go ze sob a do Bergen?
Akuszerka w wyniku nieporozumienia nie przekazała szafirówwyjasnił
Móri i dodał bardziej surowym głosem:Ale Tiril w spadku po waszej wysoko-
sci otrzymała cos jeszcze.
Cos jeszcze?powtórzyła zdziwiona Theresa.Wygl adała jak jeden wielki
znak zapytania.
Kawałeczek figurki demona.
Ksiezna nic nie pojmowała. Widac było, ze z całych sił usiłuje wydobyc z pami
eci obrazy przeszłosci.
Zdaje sie, ze to pami atka po rodzie Habsburgów.
Habsburgów?
W koncu twarz jej rozjasnił usmiech.
Juz wiem! Zmyliło mnie okreslenie "figurka demona". Nie wiedziałam, ze
ten kamienny odłamek był czesci a czegokolwiek. Dał mi go mój ojciec na łozu
smierci. Jedyna z jego dzieci byłam wtedy przy nim. S adziłam, ze to zniszczona
zabawka, któr a mój ojciec chciał przekazac kolejnym pokoleniom, podarowałam
j a wiec mej nowo narodzonej córce.
To nie zabawka oswiadczył Erling. Cz astka miała o wiele wieksze
znaczenie.
Moze i tak. Moze w istocie była wazna rzekła Theresa w zamysleniu.
Ojciec podkreslał, ze za wszelk a cene nie powinna wpasc w niepowołane rece.
To bardzo interesuj ace! Wymieniła tez pani przy akuszerce nazwe Tistelgorm.
Naprawde? spłoszyła sie. Nic z tego nie pamietam, ale. . . Mogłam
to zrobic. Rzeczywiscie, ojciec mój wspomniał o Tistelgorm. . . Chociaz nie, to
brzmiało jakos inaczej!
Tiersteingrampodpowiedziała Tiril.
O, tak, własnie tak. Ojciec opowiadał tyle basni, głównie one mi sie z t a
nazw a kojarz a. A wówczas, lez ac na łozu smierci, wspomniał o Tiersteingram,
daj ac mi ten kawałek kamienia. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale bardzo
prawdopodobne, ze powtórzyłam to słowo przekazuj ac odłamek memu jedynemu
dziecku. Moze nawet powiedziałam "Tistelgorm".
Erling pokiwał głow a.
Okazało sie, ze ten kawałek kamienia w istotny sposób wi azał sie z Tiersteingram.
Theresa popatrzyła nan pytaj aco, ale wtr aciła sie Catherine.
Powiedziała pani takze: Andenken ihres Vaters.
Chodziło o szafirypospiesznie wyjasniła Theresa.
60

Nie ma to nic wspólnego z odłamkiem.
Najwyrazniej nie chciała w ogóle mówic o ojcu Tiril, albo tez i nie miał on
widac zadnego zwi azku z zamczyskiem w Tiveden ani z przesladowcami Tiril.
Erlinga zirytowało nieco odejscie od tematu.
Mówilismy o figurce demonaprzypomniał.O Tiersteingram.
Alez moi drodzy ksiezna nie mogła sie połapac. Czy mamy teraz
czas na takie rozwazania?
Niestety, ta historia zdaje sie miec bardzo istotne znaczenie, jesli chodzi
o nagonke na Tiril wyjasnił Erling. Niewiele z tego rozumiemy, dlatego
prosimy wasz a wysokosc o pomoc. Co ojciec na łozu smierci powiedział o tym
kawałku kamienia?
Ksiezna starała wzi ac sie w garsc.
On. . . Zaraz, zaraz. . . mamrotał cos, zrozumiałam jedynie, ze cz astka
figurki znalazła sie w posiadaniu Habsburgów juz pod koniec jedenastego wieku,
kiedy Ita, córka Wernera Pierwszego z Habsburga, poslubiła grafa Rudolfa von
Tierstein. Podobno ojciec grafa był poteznym czarnoksieznikiem, tak jak drugi
z jego synów, brat Rudolfa. . .
Skinieniem głowy potwierdzili jej słowa. Oni takze juz to odkryli. Nareszcie
jednak mogli umiejscowic budowe Tiersteingram w czasie.
Theresa podjeła:
Ojciec podkreslał, ze musze przekazac kamien w spadku memu pierworodnemu
dziecku. Ach, moi drodzy, jak mogłam o tym wszystkim zapomniec?
Dobrze, ze pomogliscie mi wydobyc wspomnienia z pamieci, zwłaszcza jesli ma
to zwi azek z tym, co dzieje sie wokół Tiril.
Podczas całej tej rozmowy ksiezna co rusz wybuchała płaczem. Teraz znów
zalała sie łzami. Cierpliwie czekali, az sie uspokoi, zdawali sobie sprawe, jak
bardzo musi byc jej trudno. Odnalazło sie wszak jej wytesknione dziecko.
Tiersteingram. . . Nie bardzo pamietam te basn.
To takze jakas basn? spytała Catherine na poły z rozczarowaniem.
Przekonalismy sie juz, ze to znacznie. . .
Erling uciszył j a gestem.
Co to za basn? spytał łagodnie.
Czekali w spokoju. Płomienie swiec ani drgneły w ciszy, jaka zapadła. Aurora,
która od dawna juz nie powiedziała ani słowa, siedziała w swoim k atku kanapy
i przygl adała sie Theresie z zyczliw a ciekawosci a. Pokojówka z całych sił starała
sie skupic. Tiril ledwie smiała oddychac. Nawet Catherine usiłowała sie nie
wiercic. W fascynuj acej twarzy Móriego pod czarnymi kedziorami płoneły oczy.
Czy te basn opowiadał waszej wysokosci ojciec, kiedy była pani mał a
dziewczynk a?
Tak, byłam jeszcze dzieckiem.
61

Nic dziwnego wiec, ze niewiele pani pamieta. A moze jest pani spi aca,
ksiezno?
Spi aca? Teraz? O, nie, daleko mi do snu.
Erling usmiechn ał sie ze zrozumieniem.
Wtak waznej chwili opowiadanie basni moze sie waszej wysokosci wydac
niem adre, lecz prosze mimo wszystko spróbowac. Podejrzewam, ze rozwi azanie
zagadki dotycz acej Tiril moze tkwic własnie w niej.
Theresa pokiwała głow a i zaczeła mówic.
Było kiedys morze. . .
Popatrzyli po sobie.
Brzeg? cicho spytał Móri. Ufer?
Tak odparła zdziwiona. Rzeczywiscie, chodziło jakis szczególny
brzeg. Mówiłam juz, ze ojciec opowiadał mi te basn, kiedy byłam dzieckiem,
i niestety wszystko mi sie miesza.
Potrafimy to zrozumiecuspokoił j a Erling.A gdzie znajdował sie ten
brzeg?
Morze poprawiła go, siegaj ac głebiej do pamieci.
Dobrze, jak pani sobie zyczy. Brzeg morza. Gdzie sie on znajdował?
Alez przeciez to tylko basn!
Tiersteingram wcale nie było basni a. Odnalezlismy zamczysko, tylko pózniej
nazwano je Tistelgorm.
Theresa usiłowała sie skupic.
Kiedy tak rozmawiamy, coraz bardziej rozjasnia mi sie w głowie. Basn
opowiadała, ze ludzie mieszkaj acy w okolicach zamku nazywali go własnie Tistelgorm.
Jest wiec bardzo prawdopodobne, ze tego własnie okreslenia uzyłam
przy akuszerce. Naprawde odnalezliscie to basniowe zamczysko? Gdzie?
Dojdziemy do tego, najpierw prosimy opowiedziec nam basn.
Znów przyszło im czekac. Zza okna dobiegał szum deszczu, pomysleli o go-
sciach, którzy w uroczystych strojach musz a sie po balu dostac do domu.
Zaczne chyba od smierci mego drogiego ojca oznajmiła wreszcie Theresa.
Lepiej juz pamietam wydarzenia jej towarzysz ace, lecz z pewnosci a nie
bedzie to idealny obraz.
Czy wasza wysokosc była bardzo przywi azana do ojca?
Własciwie tak. Ale on wczesnie zdecydował, ze poslubie ksiecia von
Holstein-Gottorp, i przez to popadłam z nim w konflikt. Co prawda w tym czasie
nie spotkałam jeszcze. . . nie spotkałam. . . ojca Tiril.
Znizyła głos i pochyliła głowe tak, by nie mogli widziec jej twarzy.
Erling spróbował oderwac j a od przykrych wspomnien.
Ile lat miała wasza wysokosc, kiedy jej ojciec zmarł?
Zastanowiła sie chwile.
Dwanascie, moze trzynascie.
62

Rzeczywiscie trudno jest przypomniec sobie wydarzenia z tak wczesnej
młodosci.
To prawda, ale postaram sie.
Usiadła wygodniej. Szczupł a dłon wyci agneła w kierunku Tiril, dziewczyna
niesmiało sie przysuneła. Ksiezna ujeła córke za reke.
Wezwano mnie do ojca. Wygl adał strasznie. Twarz miał poszarzał a, wymizerowan
a, ciezko oddychał. Mówienie przychodziło mu z ogromnym trudem,
dlatego tak niewiele pamietam.
Oczywiscie uspokajał j a Móri.
Na wargach ksieznej pojawił sie cien usmiechu, dziekowała za zrozumienie.
Powiedział pamietajcie, nie przekazuje wam tego dosłownie ze jako
jedyna z jego dzieci przebywam w zamku Hofburg, pozostali nie zd azyli dojechac.
Słabn ac a dłoni a wskazał na nocny stolik, na którym lezał ten kawałek kamienia.
"Pamietasz basn o morzu, które nie istnieje?" spytał niewyraznie. Potwierdziłam.
Morze, które nie istnieje? powtórzyła Aurora, równie zaciekawiona jak
pozostali, choc nie bardzo wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Ale i oni
takze niewiele rozumieli.
Tak brzmiały słowa basni. Szepn ał potem: "Przekaz to w spadku. . . twemu
pierworodnemu dziecku. . . "
Na twarzy Theresy pojawił sie wyraz goryczy.
Urodziłam tylko jedno dziecko, którego nie wolno mi było zatrzymac przy
sobie. Pamietałam jednak o obietnicy złozonej ojcu i kiedy potajemnie przyjechałam
do Norwegii na czas połogu, zabrałam ze sob a kamienny odłamek. Wraz
z naszyjnikiem z szafirów, m a najdrozsz a pami atk a. Dziecko miało go dostac. . .
gdyby okazało sie dziewczynk a.
Erling wtr acił jak najdelikatniej:
Zrozumielismy, ze wasza wysokosc nie zyczy sobie rozmowy o ojcu Tiril.
Mam tylko jedno pytanie: Czy on wie o dziecku?
Nie predko zapewniła go Theresa. Powiadamianie go nie było moj a
spraw a. Mimo wszystko jednak musiał zrozumiec. . . ale nie! To nie było moj a
spraw a!
Cóz za niezwykłe słowa! Nikt jednak nie pytał o nic wiecej.
Spostrzegli, ze ksiezna pomimo opuchlizny i sinców na twarzy jest piekn a
kobiet a. Wróciła do swej opowiesci.
Wybaczcie te dygresje, mielismy mówic o Tistelgorm. Tak wiec mój ojciec
tuz przed smierci a wymienił te nazwe. Powiedział, ze z Tistelgorm ł aczy sie
fragment kamienia. Odrzekłam mu, ze chyba nic rzeczywistego nie moze ł aczyc
sie z basni a, na co on mi odpowiedział, ze Tistelgorm nalezy do dwóch róznych
epok, które mimo wszystko wi az a sie ze sob a. Wiecej nie chciał mi wyjasniac,
wiedział, ze jego czas na ziemi dobiega juz konca. Lezał na wznak, wpatrywał
63

sie w sufit i wymawiał juz tylko pojedyncze słowa: "Brzeg, Thereso. Brzeg nad
morzem. W północnych krajach. Tam jest Tistelgorm"
Wszystko sie zgadza! ozywiła sie Catherine. Bylismy w Szwecji
i znalezlismy Tistelgorm, czy jak tam zwac to przeklete zamczysko. Ale nie było
tam zadnego brzegu nad zadnym morzem!
No tak, trudno o morze w srodkowej Szwecji odezwała sie Tiril. S a
tam jeziora, Wener i Wetter. Ale do mórz stamt ad daleko.
W jaki sposób odnalezliscie Tistelgorm? z zainteresowaniem spytała
Theresa. I co tam znalezliscie?
Opowiedzieli o trzech cz astkach figurki demona. Kiedys przed wiekami otrzymali
je trzej bracia von Tierstein. Jedna trafiła do rodu Habsburgów i w ten Sposób
do Tiril, druga znalazła sie w posiadaniu Catherine, a trzecia musiała pozostac
tam, gdzie mieszkał trzeci brat, czarnoksieznik, i tak w istocie było.
Theresa, zdumiona, zwróciła pokiereszowan a twarz do Móriego, który mówił
jako ostatni.
A wiec mamy Tiersteinów, złych czarnoksiezników, ojca i syna. Ten z braci,
który wzenił sie w nasz ród, był, zdaje sie, spokojnego usposobienia. Usiłuje
sobie przypomniec cos wiecej, lecz mój umysł odmawia współpracy.
Noc jest juz pózna.
Naprawde? To nie ma zadnego znaczenia. Ale co tam znalezliscie?
Opowiedzieli jej cał a historie, o tym jako mały włos Catherine i Tiril nie padły
ofiar a młodszego hrabiego, a raczej jego ducha. I o ostatnich odkryciach Móriego,
napisach na starych zwojach pergaminu. Znalezli tam słowa, czesciowo zapisane
pismem runicznym: ERBE, dziedzictwo, UFER, brzeg, i niezrozumiały urywek
. . . IMVR.. a moze . . .EMUR.. . Wiecej odcyfrowac nie zdołali, bo pergamin był
zniszczony. No, i jeszcze rysunek promienistego słonca.
Wszystko sie zgadza, to wrecz okropnezadrzała Theresa.
Znalezlismy tez cos jeszcze rzekł z wahaniem Móri i wyj ał kawałek
papieru, na który przeniósł wzór narysowany na tylnej sciance drewienka z magicznym
znakiem. To własnie wyryto na scianie w komorze grobowej starego
hrabiego. Tiril i ja doszlismy do wniosku, ze relief przedstawia jakis labirynt.
Wszyscy pochylili sie nad stołem.
Moze i racja, ze kiedys przedstawiał labirynt stwierdził Erling. Ale
teraz wiekszosc linii juz sie zatarła.
Nie!gwałtownie zaprotestowała Theresa.Basn! To jest ta basn!
Patrzyli na ni a nic nie rozumiej ac.
To nie jest wcale labiryntmówiła z zapałem.Naprawde nie widzicie,
co to kiedys było?
Jedyn a odpowiedzi a było jeszcze wieksze zdumienie zebranych.
Przynies mi pióro poprosiła pokojówke coraz bardziej podniecona.
I kawałek papieru. Uzupełnie rysunek o brakuj ace kreski, a nie chce niszczyc
64

oryginału.
Rozpoczeto poszukiwania i juz wkrótce ksiezna otrzymała potrzebne przybory.
Siedem głów o włosach rozmaitych odcieni pochyliło sie dookoła stołu.
Ksiezna pewn a rek a naszkicowała rysunek Móriego. Nie poprzestała jednak
na tym, uzupełniła zatarte fragmenty wzoru.
Theresa miała zdolnosci do rysunków, lecz nie to było w tej chwili najwazniejsze.
Na ich oczach, za kolejnymi poci agnieciami piórka, ukazywał sie imponuj acy
szkic, w aski a długi, taki jak ten, który widzieli w krypcie w Tistelgorm.
Brzeg morza. Stylizowane fale, przedstawione w sposób przypominaj acy technik
e japonskich mistrzów.
Z morza, z kolejnych przybijaj acych do brzegu fal, wyłaniały sie szeregi dumnych
postaci, wszystkie pod ostrym k atem zwracały twarze ku ogl adaj acemu rysunek.
Na samym przedzie dostojne, wysokie istoty w udrapowanych, długich do
kostek szatach. Krocz aca przodem niosła w dłoniach olbrzymi a kule. Za nimi maszerowali
mezni wojownicy, odziani w identyczne stroje: krótkie, skórzaste tuniki,
szerokie naramienniki. Nogi mieli gołe. Wszyscy zmierzali na brzeg, pierwsze oddziały
wyszły juz z wody, ostatnim nad powierzchnie wystawały dopiero głowy.
Na niebie unosiły sie kłebiaste chmury, to one wraz z falami stwarzały złudzenie
labiryntu. Od kuli rozchodziły sie promienie.
Theresa zakonczyła dzieło.
Głeboko westchneli.
I cóz to ma wyobrazac?zachodziła w głowe Catherine.
Sk ad wasza wysokosc mogła to wiedziec?dopytywał sie Erling.Czy
ksiezna była w Tistelgorm?
Nie, nie. Widziałam ten rysunek juz jako dziecko.Theresa usmiechneła
sie widz ac ich zdumienie.Był wygrawerowany na wielkim srebrnym kielichu,
który mielismy w domu, w Hofburgu. Motyw biegł dookoła kielicha, dlatego narysowałam
go jako długi, w aski pasek.
Taki sam był podłuzny relief w komorze grobowejmrukn ał Erling.
Kielich niestety znikn ał. Długo go szukano, rodzina bowiem uwazała go za
bardzo cenny. Został skradziony podczas pobytu jakichs gosci, kogos widocznie
skusiła basn, odwzorowana na prastarym naczyniu. Nikt nie wiedział, ile kielich
mógł liczyc sobie lat, był własnosci a rodu, odk ad siegano pamieci a.
Móri szepn ał cos, tylko Tiril zrozumiała słowa:
Pudełko w pudełku, w pudełku, w pudełku, w pudełku. . .
Tym razem skłonna była sie z nim zgodzic. Im bardziej udawało sie im zblizyc
do rozwi azania jej zagadki, tym wiecej nowych zagadek sie pojawiało.
Najlepiej chyba bedzie, jesli wasza wysokosc opowie nam teraz cał a basn
stwierdził Móri ze złowieszczym spokojem.
Tak mało z niej pamietam. Zbyt mało. Ale spróbuje przekazac przynajmniej
to.
65

Tiril miała wrazenie, ze serce jej sie zaciska. Cała sytuacja sama w sobie była
nierzeczywista, a teraz jeszcze mieli słuchac basni!
Theresa z całych sił starała sie skoncentrowac, w koncu westchneła zirytowana.
Niestety, to niemozliwe! Wspomnienia nie chc a sie poł aczyc, juz wydaje
mi sie, ze złapałam jak as nic, ale zaraz sie urywa.
Móri popatrzył na Catherine.
Pomozesz mi?spytał cicho.
Uradowała sie, az łzy zakreciły sie jej w oczach.
Oczywiscie, Móri! Dziekuje za zaufanie!
Islandczyk zwrócił sie do ksieznej.
Wasza wysokosc. . . czy zezwoli pani, ze potrzymamy j a za rece? To moze
wzmocnic pani pamiec.
Zdumiona podała im dłonie. Zamienili sie na miejsca, Móri i Catherine usiedli
po bokach Theresy.
W saloniku zapadła cisza. Ksiezna przymkneła oczy. Czekali.
Ojej! szepneła zaskoczona. Napływaj a wspomnienia! Hofburg, mój
piekny Hofburg, Wieden, ile to juz lat! Ogien na kominku w sali, z której korzystali
smy zim a. Moja matka odłozyła haftowanie, bo zapadł juz zmierzch, a ona
miała słaby wzrok. Ojciec zebrał nas wokół siebie. . .
Głos jej przeszedł w szept.
Basn o morzu, które nie istnieje. . . Nie wszystko mi sie przypomina, ale
fragmenty opowiesci. . . Kielich. Kielich w dłoniach mego ojca. Jego głos, kiedy
przesuwał palcami po rysunku na srebrze.
Nagle ksiezna zaczeła mówic inaczej, jak gdyby usiłowała nasladowac ojca.
Trudniej j a tez było teraz zrozumiec, uzywała bowiem wiecej niemieckich słów.
Kiedys dawno, dawno temu w wielkim, poteznym królestwie zył król. Jego
poddani byli m adrzy, wiele potrafili, otrzymali bowiem moc od gwiazd. Dostali
od nich takze pewien klejnot, drugiego takiego nie było na swiecie.
Kule? wyrwało sie pokojówce. Czy to chodziło o "słonce"?
Uciszyli j a ostrzegawczym szeptem.
Ale on nie był szczesliwy mówiła dalej Theresa jak transie. Był najbardziej
samotnym ze wszystkich królów, wiedział bowiem, ze jego królestwo
czeka zagłada. Ludzie w swej pysze sami je zniszczyli. W niewłasciwy sposób
spozytkowali sw a wielk a m adrosc, marzył im sie postep, działali zbyt szybko
i bezmyslnie.
Móri i Tiril wymienili spojrzenia. Czyz nie tak a sam a przyszłosc wrózyły duchy?
Zapowiadały, ze ludzie powtórz a swój bł ad.
A jesli chodzi o niewidzialnych towarzyszy Móriego. . . Zarówno ksiezna, jak
i Aurora oswiadczyły w pewnej chwili, ze w starym dworze musi chyba straszy
c, obie miały bowiem wrazenie, ze czuj a sie obserwowane, pokojówka raz po
66

raz lekliwie zerkała przez ramie. Czworo przyjaciół zwróciło na to uwage, woleli
jednak nie ujawniac prawdy o towarzyszach Móriego. Dosc juz wyjasnien zaplanowano
na te jedn a noc.
Theresa podjeła:
Ojciec nigdy nie chciał sie w to zagłebiac, lecz wspomniał, ze ci ludzie
zmarnowali swe genialne zdolnosci, ale brzmiało to tak dziwnie, ze nie chce tego
dr azyc. Zreszt a nie moge, bo nic ponad to nie wiem. W kazdym razie wielkie,
bogate królestwo uległo zagładzie, musieli opuscic je na zawsze. Król zebrał
najzdolniejszych, najbardziej wartosciowych poddanych i powedrowali przez ziemi
e, nios ac swe drogocenne skarby. Zabrali takze ów najcenniejszy, ten, który
otrzymali od gwiazd, podobno niezwykły, ale na czym owa niezwykłosc polegała,
ojciec nie potrafił powiedziec. S adze, ze rysunek słonca przedstawia własnie
ten skarb.
Móri i Erling popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Próbowali cos zrozumiec,
ale nie bardzo mieli na czym budowac nowe teorie.
Wedrowali długo ci agneła Theresa ale wszedzie napotykali opustoszałe
krainy. Nie spotkali zywej duszy, człowieka ni zwierzecia, nic.
W koncu dotarli do morza. Zbudowali statek, by móc nim popłyn ac. Widzieli
bowiem juz wszystko, co jest na ziemi, lecz powodowani wrodzonym pragnieniem
człowieka zdobycia jeszcze wiekszej wiedzy, chcieli zobaczyc wiecej. Uwazali,
ze gdzies w jakims miejscu musz a znalezc inne zywe istoty. Długo zeglowali.
Wiatr i pr ady morskie wiodły ich na północ, chłód stawał sie coraz dotkliwszy.
Tesknili za brzegiem, z którego wypłyneli, lecz stracili orientacje.
Towarzyszyły im tylko ptaki, z krzykiem, mocno bij ac skrzydłami, przelatywały
nad statkiem. Ale wraz z pojawieniem sie jeszcze zimniejszych wiatrów
i ptaki znikneły.
Kiedy zapasy pozywienia juz sie skonczyły, ludzie opadli z sił, a burze niemal
całkiem zniszczyły statek, w pewien chłodny przejrzysty ranek ujrzeli na horyzoncie
l ad. Im blizej podpływali, tym bardziej pusty wydawał sie brzeg.
Tiril, obdarzona zyw a wyobrazni a, zadrzała, zdjeta nagłym chłodem.
Co sie stało, Tiril? spytała łagodnie ksiezna.
Przeszedł mnie taki nieprzyjemny dreszcz odpowiedziała dziewczyna.
Widok morza i samotnego brzegu niemal przyprawił mnie o płacz. Pusty brzeg
nad bezkresnym morzem. Rozkołysane fale uderzaj a o piach, rok za rokiem, stulecie
za stuleciem, tysi aclecie za tysi acleciem. Na brzegu nigdy nie pojawił sie slad
człowieka ani zwierzecia. Morskie fale nigdy nie spotkały niczego poza pustymi
plazami, skałami, wsród których nigdy nie zabrzmiał ludzki głos ani krzyk ptaka.
Tylko lód w mrozne zimy. . .
Fantazjujesz, Tirilusmiechn ał sie Erling.Ale moze to wcale nie takie
niem adre.
Ona ma racje orzekł Móri.
67

Nikt nie smiał mu sie sprzeciwiac.
Theresa podjeła opowiesc:
Próbowali skierowac statek ku brzegowi, lecz zaton ał, zanim dopłyneli.
Ruszyli wiec wpław, tak jak przedstawia to relief. Byli jednak wycienczeni, a na
brzegu morza nie znalezli pozywienia poza jakimis drobnymi małzami. Wiedzieli,
ze nie maj a przed sob a długiego zycia. Z wielkich kamieni zbudowali ołtarz,
połozyli na nim kule, któr a otrzymali od gwiazd. Modl ac sie do niej, znikneli.
Nie wiadomo, gdzie. Powiadaj a jednak, ze ich duchy pokazały sie w starozytnym
Rzymie. Dlaczego akurat tam, nie wiadomo.
Czworo przyjaciół spogl adało na siebie z coraz wiekszym niedowierzaniem.
No, ale przeciez to tylko basn!
Theresa westchneła, jak gdyby wyczuwaj ac ich dystans.
Ale znalazł sie wsród nich jeden, prosty wojownik, nie tak uzdolniony jak
pozostali. Oddalił sie od swych towarzyszy i z pewnej odległosci obserwował ich
poczynania. Widział, jak kula sie rozzarzyła, jak jego pobratymcy jeden po drugim
znikaj a. Jego przodkowie mieszali sie z małpokształtnymi istotami i dlatego
odczuł strach na widok owego tajemniczego rytuału. Zdumiony i przerazony pow
edrował w gł ab owej pustej krainy i dotarł wreszcie do ludzkich siedzib. Mieszka
ncy tych okolic okazali sie nadzwyczaj prymitywnym ludem, lecz on ich zaakceptował.
Przył aczył sie do nieznanego plemienia, spłodził dzieci z ich kobietami.
Własnie jego potomkowie z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie te basn.
Zołnierz na starosc gorzko załował, ze nie zdecydował sie towarzyszyc swym pobratymcom
do gwiazd. Powedrował wiec w strone morza, chc ac odnalezc ołtarz
i cudown a kule, poł aczyc sie ze swymi dawnymi przyjaciółmi.
Nigdy ich jednak nie odnalazł. Brzegu ani morza juz nie było. Nowi współplemie
ncy podczas jednej z długich wypraw łowieckich znalezli go martwego na
pustkowiu. I tak sie konczy basn o morzu, które nie istnieje.
Ksiezna przestała mówic, zapadło milczenie. Móri i Catherine puscili jej rece.
To dziwna basn zauwazyła Aurora.
Rzeczywiscie zgodził sie z ni a Móri. Tak niezwykła, ze niemal wydaje
sie prawdziwa.
No tak, basnie zwykle bywaj a bardziej spójne, zawieraj a morał albo jednoznaczne
zakonczenie głosno myslała Tiril. W ludowych basniach czesto
wystepuje trzykrotnosc. "Byli sobie trzej bracia, w trzecim królestwie, w trzeciej
krainie" i tak dalej. Tu nic takiego nie ma.
A kielich? dopytywał sie Erling. I relief w Tistelgorm? Jak one sie
do tego maj a? W basni okoliczni mieszkancy nazywali zamczysko Tistelgorm.
Nie wiem bezradnie odparła Theresa. Kielich znajdował sie w posiadaniu
naszej rodziny do chwili, gdy odwiedzili nas krewni i przyjaciele. Podejrzewali
smy, ze ktos z nich go zabrał. A relief w Tistelgorm? Rzeczywiscie,
tajemniczy zamek w jakis sposób ł aczył sie z basni a, ale dlaczego, nie wiem.
68

Tiril dyskretnie ziewneła.
Ach, moi drodzy poderwała sie Theresa. Noc juz mija, musicie byc
zmeczeni.
Zdecydowanie pokrecili głowami.
Dopiero teraz poczułam sie nieco znuzona wyznała Tiril z usmiechem.
Jakby ktos nagle mnie czyms omotał.
Wobec tego musimy sie pozegnacpostanowiła ksiezna.Gdzie mieszkacie?
Popatrzyli po sobie. Odpowiedział Móri:
WChristianii zatrzymalismy sie w nieduzym pensjonacie. Ale na stałe Catherine
mieszka w Krokskogen, o dzien drogi st ad, Erling w Bergen. A my. . .
Wzruszył ramionami.
Theresa popatrzyła na córke.
Odziedziczyłas chyba dom w Bergen?
Tak, ale. . .
Erling j a wyreczył:
Tiril nie chce tam wracac. Obiecałem, ze zajme sie sprzedaz a domu.
Rozumiem. To znaczy, ze. . . nigdzie nie mieszkasz?
A Móri jeszcze mniej dodała Tiril.
Ksiezna zwróciła wzrok ku niemu. Odparł:
Nie mam domu od najwczesniejszych młodzienczych lat. Własciwie od
dziecinstwa.
Alez to okropne!przeraziła sie Theresa.
Nie bardzo tez chcemy wracac do pensjonatu, bo przesladowcy Tiril odkryli
nasz a obecnosc dodał Erling.
Zapadła chwila kłopotliwego milczenia.
Oczywiscie zaopiekuje sie tob a, Tiril, kiedy juz załatwie wszystkie sprawy,
jakie wi az a sie ze smierci a mego meza, i bede mogła na zawsze opuscic zamek
Gottorp oswiadczyła Theresa. Ale w tej chwili. . .
Ja sie tym zajme rzekła Aurora. Wy czworo zostaniecie naturalnie
tutaj na te noc, a raczej na ten kawałek nocy, bo własciwie juz swita. Panie przenocuj
a w prawym skrzydle, panowie w lewym. Pokaze wam cztery sypialnie, mam
nadzieje, ze mozecie sie sami o siebie zatroszczyc. Nie ma tu słuzby, a Theresa
w tych ciezkich chwilach zapewne bedzie potrzebowała swej pokojówki.
Damy sobie radezapewnił Erling.Dziekujemy za zyczliwosc, panno
Auroro!
Nie skonczylismy jeszcze tej rozmowy przypomniała Theresa. Czy
mozecie po południu przyjechac na Akershus? Aurora i ja bedziemy miały czas na
zastanowienie sie. Musimy sie znów wszyscy spotkac jak najszybciej! Rozstali
sie, umówiwszy pore spotkania. Nero spokojnie podreptał za Tiril. Spodobał mu
sie ten wielki nowy dom, obiecuj aco pachniało tu myszami.

Rozdział 10
Móri miał kłopoty z zasnieciem o poranku; blade swiatło dnia s aczyło sie
przez ciezkie, z pewnosci a zakurzone kotary. Dwór tak długo pozostawał nie zamieszkany,
ze pustka zaczynała juz nabierac w nim kształtu.
Nie miał okazji porozmawiac z Tiril, chociaz tak bardzo mu na tym zalezało.
Chciał jej przekazac, czego dowiedział sie od swych towarzyszy: obiecali, ze nic
złego j a nie czeka, jesli sie pobior a i dopełni a małzenstwa. Stało sie jednak tak,
ze Tiril spotkała sw a matke i z jednej strony było to najlepsze, co mogło sie zdarzy
c, z drugiej jednak musiał teraz prosic ksiezn a o reke Tiril, a to natychmiast
wydawało sie trudniejsze.
Wszystkie marzenia, jakie snuły mu sie po głowie. . .
W koncu pomimo wzburzenia zdołał zapasc w sen.
Tiril obudziła sie, bo Móri delikatnie ni a potrz asał. Poderwała sie, niepewna,
gdzie jest.
Mineło juz południe oznajmił. Erling i ja wybieramy sie do starego
bankiera, który posredniczył pomiedzy twoj a matk a a konsulem Dahlem.
Pójde z wami.
Nie, ty i Catherine pojedziecie do Akershus. Spotkamy sie tam za godzine.
A co mamy robic w Akershus?
Wesprzec tw a matke w przygotowaniach do transportu zwłok ksiecia i dotrzyma
c jej towarzystwa. Erling juz tam był i pomógł jej w załatwieniu kilku
praktycznych spraw. Potem bedziemy dalej rozmawiac.
Za długo pozwoliliscie mi spac!
Potrzebowałas tego. Przezyłas trudne, pełne napiecia chwile. Przysiadł
na brzegu jej łózka. Zyczliwa panna Aurora i twoja matka ustaliły jedno: bedziemy
mogli tu zamieszkac we czwórke, dopóki nasza przyszłosc sie nie wyjasni.
Doskonale usmiechneła sie Tiril.
Prawda? Ksiezna Theresa musi towarzyszyc trumnie ze zwłokami az do
zamku Gottorp, ale pózniej tu wróci. Zorientowałem sie takze, ze Aurora równiez
70

chetnie by tu zamieszkała, zamiast zostawac u wdowy-jedzy. To jednak najwidoczniej
okazało sie niemozliwe.
Wszystko jest takie niepewne rzekła Tiril ze smutkiem. B adz przy
mnie, Móri.
Po chwili wahania pogładził j a po policzku.
Wiedz, Tiril, ze nigdy cie nie opuszcze.
Tyle jej miał do powiedzenia, najpierw jednak musiał porozumiec sie z ksiezn
a Theres a. Tiril przestała juz byc biedn a samotn a dziewczynk a z Bergen. Była
Habsburzank a, pann a cesarskiego rodu, jej matka nosiła tytuł ksieznej. Przysługiwał
tez chyba Tiril. Móri nie bardzo sie znał na dziedziczeniu tytułów szlacheckich,
zwłaszcza gdy chodziło o pozamałzenskie dzieci.
W głebi serca miał nadzieje, ze Tiril nie odziedziczy zadnego tytułu. . .
Tiril ubrała sie w swój odswietny strój, nic innego wszak ze sob a nie miała,
i wraz z Catherine wyprawiły sie do Akershus. Erling i Móri wyruszyli razem
z nimi z zamiarem odwiedzenia starego bankiera, mieli tez zabrac wszystkie ich
rzeczy z pensjonatu. Nero towarzyszył panom, uznali, ze tak bedzie najbezpieczniej.
Bankier mieszkał w okazałym domu w najlepszej dzielnicy Christianii. Surowa
gospodyni wprowadziła ich do srodka, upomniawszy, by zbytnio nie meczyli
pana. Obiecali, ze długo nie zabawi a.
Staruszek przyj ał ich w salonie urz adzonym typowo po mesku. Stały tu meble
obite skór a i ciemne półki z ksi azkami. Ani sladu modnych, jasniejszych kolorów.
Bankier sprawiał wrazenie osoby niezwykle kruchej. Nie wezme go za reke,
pomyslał Erling, bo cała rozsypie sie na drobne kosteczki.
Staruszek wytrzymał jednak powitanie i poprosił, by usiedli. Obserwował ich
z dziecinnym zdziwieniem w oczach.
Wybaczcie, lecz mego ojca nie ma w domu, ja go zastepuje oznajmił
cienkim głosem. Rozumiem, ze przychodzicie w zwi azku z zamierzon a przez
króla Christiana przebudow a Akershus, prawda?
Nie całkiem odparł Erling, postanawiaj ac nie wyprowadzac staruszka
z błedu, ze Jego Królewska Mosc panuj acy od dwudziestu lat nosi imie Frederik.
Pragniemy pomówic o pewnej dziewczynie z Bergen, Tiril Dahl. . .
Stary rozjasnił sie.
Ach, oczywiscie, owoc błedu ksieznej Theresy! Mam nadzieje, ze panowie
nie maj a mi nic do zarzucenia w zwi azku z zadaniem, jakie mi powierzono, za
które otrzymałem sowite wynagrodzenie? Wywi azywałem sie z obowi azków jak
najlepiej, zapewniam panów!
Panowie na moment zaniemówili. A wiec tak oto przedstawiała sie sprawa!
"Moja tajemnica jest całkowicie bezpieczna u bankiera!", twierdziła Theresa. Kiedy
s, owszem. Teraz jednak staruszkiem zawładneła skleroza. Przepuszczał sekrety
jak sito wode, nie pytaj ac nawet, kto sie nimi interesuje!
71

Wcale w to nie w atpimy predko zapewnił Erling. Chcemy jedynie
wiedziec, czy ktos poza panem zna te historie?
Stary przeraził sie, dłonie roztrzesły mu sie ze wzburzenia.
Na mój honor! Cos takiego byłoby niedopuszczalne!
No cóz, przyjacielu, a co zrobiłes przed chwil a? rozgniewał sie w duchu
Móri. Głosno zas powiedział:
Ale odwiedzali pana ludzie, którzy o ni a wypytywali?
Czyzby? zmieszał sie bankier. Doprawdy, nie pamietam. Agato!
Surowa gospodyni majestatycznie wpłyneła do salonu niczym czarna zjawa.
Agato, czy ktos pytał o Tiril Dahl? Jejmosc Agata jest moj a asystentk a,
z natury rzeczy wiec wie wszystko.
Dobry Boze, pomysleli Móri i Erling. Ilu zaufanych ma ten człowiek?
Gospodyni odparła zas:
Nie, nikogo takiego nie było.
Tak własnie myslałem odpowiedział bankier z ulg a.
Młodzi mezczyzni jednak zauwazyli wiele mówi ace spojrzenie gospodyni.
Najwyrazniej wiedziała o czyms, o czym i oni powinni sie dowiedziec. Juz mieli
wstac i podziekowac za wizyte, by z ni a porozmawiac, ale zatrzymały ich słowa
staruszka:
Ogromnie przykra historia z kurierem!
Z kurierem?Erling natychmiast wzmógł czujnosc. Agata nie opuszczała
gabinetu.
Tak, zgin ał niedaleko Christianii, w drodze do Bergen. Wiózł półroczn a
kwote Tiril. Na szczescie mój drogi przyjaciel, hrabia Henrik, wrócił i szlachetnie
podj ał sie wypełnienia tego zadania.
Wrócił?
Pytanie zaskoczyło bankiera, widac było, jak bardzo jest zdezorientowany.
Kiedy zgin ał kurier? spytał Móri.
Jaki kurier?
Wtr aciła sie pani Agata:
Musze panów przeprosic, najwyzszy czas, by jasnie pan nieco odpocz ał. . .
Nie opierali sie. Poniewaz gospodyni dała im znak, by zaczekali, zostali w hallu,
dopóki nie odprowadziła swego chlebodawcy do sypialni i połozyła do łózka.
Wkrótce do nich wróciła.
Przykro mi, panowie powiedziała cicho. Mój drogi pan, którego tak
bardzo cenie, utracił jasnosc mysli.
Zorientowalismy sie zyczliwie odparł Erling. Nie mozna go o nic
obwiniac. O ile jednak dobrze rozumiem, zauwazyła pani cos w zwi azku z Tiril
Dahl?
Niestety, najpierw jednak musze sie dowiedziec, czy moge wam zaufac.
72

Oczywiscie. Oto list ksieznej Theresy do bankiera, wyjasnia w nim, kim
jestesmy. Nie uznałem za konieczne okazac go pani chlebodawcy.
Pokiwała głow a i predko przeczytała list. Potem zaprowadziła ich do mniejszego
pokoju, słuz acego zapewne niegdys bankierowi za gabinet. Starannie zamkn
eła za sob a drzwi i poprosiła, by usiedli.
Chcielibysmy dowiedziec sie czegos wiecej o wypadku kuriera. Kiedy dokładnie
sie to stało? I co pani chlebodawca miał na mysli mówi ac, ze hrabia Henrik
wrócił?
Usmiechneła sie ze zrozumieniem.
Widze, ze panowie od razu zaczynaj a od tego, co najistotniejsze. Na kuriera,
który co pół roku jechał konno albo płyn ał statkiem do Bergen, napadnieto.
Było to. . .
Obliczyła, jak dawno temu miało miejsce wydarzenie. Mezczyzni popatrzyli
po sobie. Tiril musiała liczyc wtedy szesnascie lat. W roku, kiedy rozpoczeło sie
polowanie na jej zycie.
A wiec hrabia Henrik był tutaj przed wypadkiem kuriera?spytał Erling.
Tak, niedługo przedtem. Wrócił wkrótce po otrzymaniu przez mego pana
wiesci o smierci zaufanego człowieka. Pan mój bardzo ubolewał nad tym, co sie
wydarzyło, ale hrabia był mu wielk a pociech a i podj ał sie tego zadania na przyszło
sc.
Bez w atpienia rzekł Erling z kwasn a min a. Prosze wybaczyc mi
pytanie, ale czy pani chlebodawca juz wtedy stracił zdolnosci kojarzenia?
Niestety tak, lecz ja nie miałam powodów, by podejrzewac hrabiego Henrika
o zł a wole. Dopiero pózniej zaczełam przypuszczac, ze nie wszystko jest jak
byc powinno.
Hrabia Henrik. . . Nosi nazwisko Russ, prawda?
Tu w Norwegii tak. Naprawde nazywa sie Heinrich Reuss von Gera, jest
potomkiem ksi azecego rodu, w którym wszyscy mezczyzni nosz a imie Heinrich.
Wszyscy bez wyj atku, wszyscy bracia! Bardzo niepraktyczne, ale to nie mój kłopot.
Henrik Russ nie jest ksieciem, bo pochodzi z bocznej gałezi rodu, ale miał
bardzo zacnych przodków. Było wsród nich dwóch Wielkich Mistrzów Zakonu
Krzyzackiego, kilku udzielnych ksi az at. Wywodz a sie od Henryka Poboznego,
który zył chyba w dwunastym wieku, nie bardzo sie na tym wyznaje.
Moim zdaniem doskonale sie pani orientuje Erling usmiechn ał sie
z uznaniem. Ale Henrik Russ nigdy nie pokazywał sie w pojedynke. Zawsze
towarzyszył mu młodszy mezczyzna.
Owszem, takze cudzoziemiec, z pochodzenia Dunczyk.
Nosi imie Georg?
Tak, ale jak nazwisko? Chyba Wetlev.
Wetlev? Mezczyznom zaswieciły oczy. Georg Wetlev musiał byc krewnym
Gustafa Wetleva, tego, w którego posiadaniu znalazła sie jedna z cz astek figurki
73

demona. GustafWetlev zmierzał do Tiersteingram, ale po drodze wpadł w szpony
Mai i Kai. Kawałek figurki trafił do Catherine van Zuiden. . .
Wiedzieli, ze potomkowie trzeciego z braci von Tierstein przez małzenstwa
nosili nazwisko Wetlev.
Kawałki układanki z wolna trafiały na swoje miejsce. Jasne tez było, ze Georg
Wetlev nie zdawał sobie sprawy, ze Catherine ma nalez ac a do jego krewnego
cz astke figurki demona. A wiec i Henrik Russ nie miał o tym pojecia.
Ale co wiedzieli o cz astce, która przypadła w spadku Tiril?Wiele pytan pozostawało
bez odpowiedzi. Nie było jednak sensu zadawac ich jejmosc Agacie, bo
z pewnosci a nie słyszała o Tiersteingram.
Wci az nie mogli sie w niczym połapac. Czego poszukiwali Henrik Russ
i Georg Wetlev? Dlaczego chcieli zabic Tiril? I z jakiego powodu zgładzili mał-
zonków Dahl?
Erling zwrócił sie do gospodyni:
Czy słyszała pani przypadkiem rozmowe pani chlebodawcy z hrabi a Henrikiem
jeszcze przed napasci a na kuriera?
Owszem. I skłamałam twierdz ac, ze nikt nie pytał o Tiril Dahl. Nie chciałam
ponizac mego drogiego pana.
Zrozumiałe! To hrabia Henrik wypytywał o Tiril, prawda?
Tak. Nie wiedział chyba, ze słucham, ale zawsze musiałam przebywac
w s asiednim pokoju na wypadek, gdyby mój pan potrzebował pomocy.
Powinna sie pani cieszyc, jak przypuszczam, ze hrabia nie zdawał sobie
sprawy z pani obecnosci, pani Agato stwierdził Móri.
Moze i tak pokiwała głow a. Słyszałam, jak mój pan opowiada
wszystko o Tiril Dahl. Wymienił nazwisko jej przybranych rodziców. Odniosłam
wrazenie, ze to bardzo zainteresowało hrabiego Henrika. A potem wyszło na jaw
cos niezwykłego: hrabia wiedział, ze Tiril jest córk a ksieznej Theresy Holstein-
Gottorp z rodu Habsburgów!
Co takiego?wykrzykneli Erling i Móri jednogłosnie.
Mnie takze wydało sie to nader dziwne. Nikt bowiem poza moim panem
no i, rzecz jasna, ksiezn a, jej pokojówk a i akuszerk anie wiedział o istnieniu
dziecka.
Czy pani chlebodawca nie wygadał sie wczesniej przed hrabi a?
O, nie, hrabia po raz pierwszy odwiedził bankiera, przedtem sie nie znali,
gotowa jestem przysi ac. A mój biedny pan dopiero niedawno zacz ał miec te starcze
kłopoty z pamieci a. Przedtem jego umysł był przejrzysty jak kryształ. Nie,
Henrik Russ musiał usłyszec o wystepku ksieznej z innego zródła.
Móri i Erling bliscy byli rezygnacji. Cała sprawa stawała sie coraz bardziej
zagmatwana.
Czy ksiezna miała wielkie kłopoty z tego powodu, ze poznano jej tajemnic
e? delikatnie spytała pani Agata.
74

Tiril Dahl miała wieksze. Henrik Russ i jego kompan Georg Wetlev usiłowali
j a zabic. Zamordowali konsula Dahla i jego małzonke, a takze jeszcze jednego
człowieka z Bergen, nie maj acego zadnego szczególnego znaczenia w tej
sprawie.
Alez dlaczego? zdumiała sie gospodyni.
Własnie próbujemy sie tego dowiedziec. Nie wie pani przypadkiem, czy
hrabia Russ mógł roscic sobie prawa do jakiegos spadku i Tiril mu w tym przeszkadzała?
Nic mi o tym nie wiadomo. Ale jesli sobie tego zyczycie, moge pokazac
wam dokumenty zwi azane z jej spraw a.
Z wielk a checi a skorzystamy z pani uprzejmosci. Bardzo pani dla nas łaskawa.
Nie chce, abyscie mieli zły obraz mego pana. Wolałabym jednak, zebyscie
nie zabierali papierów st ad. . .
Oczywiscie, obejrzymy je na miejscu.
Przyniosła teke i pare zwojów, opatrzonych pieczeciami. Predko przejrzeli zapiski.
Zdumiała ich wielkosc kwoty przeznaczonej dla Tiril. Była ogromna, a co
pół roku wypłacano tylko odsetki.
W okresie dziecinstwa Tiril pieni adze pobierano w jej imieniu, co było naturaln
a rzecz a. Konsul Dahl podpisem zaswiadczał, ze je otrzymał. Teraz jednak
dziewczyna juz dorosła, nigdy jednak nie słyszała o zadnych pieni adzach, choc
według słów ksieznej połowa miała trafiac bezposrednio do jej r ak.
W atpie, by konsul ulokował gdzies czesc nalez ac a do Tiril mrukn ał
Móri.
Sprawdzałem to odparł Erling. Nic nie zapisano na jej nazwisko.
Ciekawe, jak sie sprawy miały po smierci konsula. . .
Przejrzeli nieliczne kwity, wiekszosc z nich miała Theresa. Z pocz atku nazwisko
pierwszego kuriera zapisywano wyraznie, a pod nim widniał zawsze podpis
konsula Dahla. Potem jako kuriera odnotowywano Henrika Russa, lecz podpis
konsula sie zmienił. W zamierzeniu miał zapewne przypominac oryginał, ale tak
nie było.
Od tej pory Henrik Russ, a moze GeorgWetlev, podpisywał sie za konsula,
ufaj ac, ze bankier jest juz za stary, by odkryc fałszerstwo. Wci az twierdz a, ze Tiril
miewa sie dobrze.
A wiec zabierali pieni adze Tiril do własnej kieszeni z gorycz a rzekł
Móri.
Głównej sumy nie ruszono, sprzeniewierzyli tylko odsetki uspokoił go
Erling. Pani Agato, czy s adzi pani, ze mozemy przyprowadzic tu Tiril, aby
pieni adze mogły jej zostac wypłacone? W obecnej sytuacji istnieje ryzyko, ze
Henrik Russ w jakis sposób zdoła wyci agn ac cał a kwote.
75

Uwazam, ze powinna tu przyjsc odparła gospodyni. Mój pan na
pewno by to sobie cenił.
Czy napisano, kiedy mozna uruchomic pieni adze? zainteresował sie
Móri. Erling sprawdził.
Chodzi ci o to, co lichwiarz powiedział konsulowi? Ze szczesciem nie "ta
druga dziewczyna", czyli Tiril, umarła? Rzeczywiscie, jest klauzula. Zobaczmy. . .
Pełna suma moze zostac wypłacona Tiril, kiedy ukonczy ona dwadziescia lat. Juz
skonczyła. A gdyby zmarła wczesniej, cała suma miała przypasc przybranym rodzicom.
A wiec dlatego konsul przyszedł do jej pokoju z dług a chustk a czy tez
czyms podobnym! Jak zwykle brakowało mu pieniedzy. Zmitygował sie jednak,
nie chciał posuwac sie do morderstwa. Móri, jestes taki nieobecny, o czym my-
slisz?
Móri podniósł głowe.
O Tistelgorm.Wjaki sposób basn ł aczy sie z zamczyskiem. Ojciec Theresy
mówił, ze obie basnie wi az a sie ze sob a, choc dotycz a róznych epok.
Wiem, o co ci chodzi.
Bardzo chciałbym poznac wiedze dwóch czarnoksiezników na temat "morza,
które nie istnieje" i tej niezwykłej kuli. Ale jak sie tego dowiedziec?
No własnie, w tym kłopot. Theresa nic na ten temat nie wie.
Zastanawiam sie. . . Móri zapatrzył sie w dał. Zastanawiam sie, czy
moge kogos poprosic o rade.
Uwazam, ze powinienes to zrobic odparł Erling, nie rozumiej ac, co
przyjaciel ma na mysli.
Juz raz w tym tygodniu mi pomoglimówił Móri do siebie.Ale moze
wystawiam ich na zbyt ciezk a próbe. . .
Powinnismy chyba zakonczyc nasze sprawy w tym miejscu upomniał
go Erling. Móri powrócił do rzeczywistosci.
W drodze powrotnej Erling, czuj ac przypływ nowej energii, spytał:
Czy nie uwazasz, ze sporo sie wyjasniło?
Alez sk ad! zaprzeczył Móri. Moim zdaniem cała ta historia staje sie
coraz bardziej zawikłana.
Mam na mysli przesladowców Tiril, tego, kto sie za tym kryje. Chce powiedzie
c, ze s a trzy grupy osób, które wiedziały o narodzinach dziecka. Oczywiscie
wykluczam akuszerke i pokojówke ksieznej. Głowe dam sobie uci ac, ze zachowały
sie lojalnie.
Ja tez jestem tego pewien.
Pozostaj a wiec trzy mozliwosci: ktos, kto stoi za Theres a, a wiec Habsburgowie.
Albo tez ktos z Holsteinu-Gottorpu. Lub ojciec Tiril, o którym nie wiemy
absolutnie nic.
Najbardziej podejrzani wydaj a sie Gottorpowie, jako ze moze chodzic o jakie
s kwestie spadkowe. Byc moze Tiril przeszkadza komus, powiedzmy jakiejs
76

kuzynce, w odziedziczeniu, na przykład, zamku.
I ja sie nad tym zastanawiałem. Jesli chodzi o Habsburgów, musimy sprawdzi
c, kto wie o figurce demona. Oczywiscie i w tym przypadku w gre mog a wchodzi
c jakies walki o spadek.
A po trzecie musimy sie dowiedziec, kto jest ojcem Tiril oswiadczył
Móri. A to z pewnosci a nie bedzie łatwe. Chyba masz racje. Nero, chodz
tutaj! Nie ruszaj boa z lisów tej damy! Nero! Nero!!! Na miłosc bosk a, alez bedzie
awantura!

Rozdział 11
W cieniu wielkich drzew otaczaj acych Akershus stali dwaj mezczyzni, zatopieni
w rozmowie. Jednym był Heinrich Reuss, którego w tak upokarzaj acy sposób
usunieto z zamku. Drugi, człowiek o surowej, ponurej twarzy, nazywał sie
von Kaltenhelm; on takze znalazł sie poprzedniego wieczoru na dworskim balu.
Własnie jego obecnosc Móri wyczuwał, lecz nie mógł go wytropic.
Deliriumostrym głosem stwierdził von Kaltenhelm.
Alez nie, zapewniam was, panieprzekonywał go Heinrich Reuss.Nie
wypiłem wiele, zreszt a wino nigdy nie miało nade mn a władzy. Nie rozumiem, co
sie stało, nagle wokół mnie pojawiło sie pełzaj ace robactwo, przy talerzu, w jedzeniu.
. .
Nonsens! Zachowałes sie skandalicznie, a przede wszystkim zwróciłes na
siebie uwage. To niewybaczalne!
Reuss, któremu po zgoleniu koziej bródki marzł dół twarzy, starał sie zmienic
temat, choc zdawał sobie sprawe, ze wiesci nie zadowol a przełozonego.
GeorgWetlev nie zyjewestchn ał z drzeniem.Jego zwłoki znaleziono
za miastem.
Wiem o tymniemal krzykn ał von Kaltenhelm.
Zastrzelony od dołu?! Jak mogło do tego dojsc?
Wmieszała sie w to jakas nieczysta moc stwierdził Heinrich Reuss tajemniczo.
Nieczysta moc? Przestan gadac bzdury!
Potem jednak von Kaltenhelm zamyslił sie.
Na uczcie rzeczywiscie był pewien młody człowiek. Ciarki przechodziły
mi po plecach na jego widok, zupełnie bez powodu.
Reuss natychmiast sie ozywił:
Tak, ten mroczny cudzoziemiec. Własnie o niego mi chodziło. To nasz najgorszy
wróg z Bergen. Po miescie rozniosły sie pogłoski o czarach, poszukiwano
czarownicy, lecz ja mysle, ze to własnie on krył sie za wszystkimi niesamowitymi
wydarzeniami.
Co to za jeden?
78

Towarzysz Tiril Dahl. Nie pochodzi z Norwegii, ale nie wiem, kim albo
czym jest.
Twarz von Kaltenhelma sci agn ał gniew.
Chcesz powiedziec, ze przez tyle lat w Bergen nie zdołałes sie dowiedziec,
kim jest ten człowiek?
To nie takie łatwe mrukn ał Reuss wymijaj aco, osłaniaj ac nag a brode
przed chłodnym jesiennym wiatrem. Dziewczyna ma dobr a ochrone, czuwa
nad ni a posiadaj acy szerokie znajomosci młodzieniec z hanzeatyckiego rodu, ów
poganin-cudzoziemiec, a teraz jeszcze osławiona baronówna van Zuiden. Oraz
połowa Bergen.
Wiemy o tym. Zdajemy sobie takze sprawe, ze najistotniejsze jest, aby ta
dziewczyna, Tiril, nie nawi azała kontaktu z ksiezn a Theres a z Gottorp. Wiem,
wiem, s a rzeczy jeszcze dla nas wazniejsze, ale jestesmy bardzo niezadowoleni
ze sposobu, w jaki ty i Georg Wetlev wywi azaliscie sie ze swego zadania. Nie
złapac młodej panny przez tyle lat! Do ciebie wiec bedzie nalezało poinformowanie
naszego Mistrza o smierci Georgazakonczył von Kaltenhelm ze złosliwym
triumfem. Ja tego nie zrobie.
Reuss wyraznie pobladł, wrecz pozieleniał.
Przeciez ja musze sledzic dziewczyne wyj akał smiertelnie przerazony.
Zaangazujemy do tego innych ludzi. Ty zmarnowałes wszystkie swoje
szanse.
Zapewniam. . . ! Podwoje wysiłki, bede bardziej nieubłagany, dziewczyna
zginie szybk a, skrytobójcz a smierci a. . .
Za pózno lodowatym tonem oswiadczył von Kaltenhelm. Poza tym
dobrze wiesz, ze pragniemy najpierw przesłuchac dziewczyne. Czyz nie zostałes
surowo upomniany, kiedy juz raz próbowaliscie j a zabic, przed laty, w Bergen?
To prawda, ale moge. . .
Gestem pełnym niezmierzonej pogardy von Kaltenhelm oddalił Heinricha
Reussa, mówi ac:
Masz ostatni a szanse. Potem. . .
Reuss postawił kołnierz i wtulił głowe w ramiona. Ruszył miedzy drzewami
ku Akershus, ku starej twierdzy. Zeby zacisn ał tak mocno, ze zdretwiały mu
szczeki. Doprawdy, potrafili nim komenderowac, posyłac raz tu, raz tam, zlecac
wykonanie całej brudnej roboty, chociaz wywodził sie z ksi azecego rodu i nalezał
mu sie szacunek.
To ostatnie polecenie jednak było najgorsze.
Jak, na miłosc bosk a, osmieli sie opowiedziec o klesce? I o smierci Georga
Wetleva?
Poczuł lodowate ukłucie strachu i o mało sie nie rozpłakał. Uciekaj, Heinrichu,
uciekaj!
Ale dok ad mógł uciec, gdzie sie schowac?
79

Nigdzie. I tak go odnajd a.
Stara wdowa-smoczyca wbiła przenikliwy, swidruj acy wzrok w córke.
Auroro! Nie waz mi sie sprzeciwiac! Myslisz, ze o niczym nie wiem? Ze
nie słyszałam o wstydzie, jaki sprowadziłas na sw a biedn a matke? Widziano cie
na balu wraz z dwoma mezczyznami!
Alez, droga mamo, oni byli tacy. . .
Jestes naiwn a gesi a! Nie wiesz, za czym goni a mezczyzni? Jestes swietn a
parti a, lecz nie wydałam cie na swiat po to, bys opuszczała biedn a schorowan a
matke, gdy tylko pierwszy lepszy mezczyzna kiwnie palcem. Urodziłam czterech
synów, kazdy z nich po slubie otrzymał dwór, zabezpieczyłam takze przyszłosc
twoich dwóch starszych sióstr, tobie natomiast od pocz atku wyznaczono role towarzyszenia
mi w jesieni zycia. Pieknie by to wygl adało, gdyby córka nie chciała
zostac u swej dobrej matki i wspierac jej na stare lata!
Czy tylko po to sie urodziłam?chciała zapytac Aurora, lecz zacisneła zeby.
Dobrze wiedziała, ze tak własnie jest. Przyszła na swiat duzo pózniej niz reszta
rodzenstwa i całe jej wychowanie polegało na przyuczeniu jej do spełniania zachcianek
matki. Teraz panna Aurora skonczyła juz czterdziesci lat, w jej zyciu
było wiele trudnych chwil. "Nie zerkaj na mezczyzn, zachowuj sie przyzwoicie,
dziekuj odmownie za wszystkie zaproszenia, mysl o matce!"
Aurora urodziła sie, bo kiedy okazało sie, ze stan zdrowia ojca jest bardzo zły,
matka zdecydowała sie na jeszcze jedno dziecko, o którym z góry przes adzono,
ze pozostanie w domu.
Domowa córka, tak nazywano Aurore. Dziewczyna, potem kobieta, obdarzona
nieposledni a inteligencj a, której nie pozwolono sie kształcic. Pełna inicjatywy,
posiadaj aca zdolnosci przywódcze, nie mogła ich nigdy wykorzystac. Jej jedyne
zadanie polegało na towarzyszeniu matce i wysłuchiwaniu narzekan na bliznich.
Ojca Aurora nie znała, zmarł w pierwszym roku jej zycia.
Nowe wydarzenia, kontakt z ksiezn a Theres a i czwórk a młodych ludzi sprawiły,
ze Aurora rozkwitła. Zycie nagle okazało sie takie ciekawe!
Nie zjadłas jeszcze z wyrzutem rzekła wdowa-smoczyca. Jedz! Zjadaj
wszystko!
Jestem juz syta.
Nie wolno niczego zostawiac na talerzu.
Aurora słyszała to od dziecka. Dopiero w wieku około trzydziestu lat zrozumiała,
ze matka tuczy j a celowo, by dziewczyna poczuła sie bezwartosciowa,
brzydka i niechciana. Wszelkie rozpaczliwe próby poprawienia figury niweczyły
ci agłe upomnienia matki: "Jedz! Nie zostawiaj niczego na talerzu", nakładaj acej
jej kolejne porcje.
Miec pełn a kontrole nad córk a. Tak brzmiała pierwsza zasada jedzy.
80

Tego dnia jednak Erling i Móri zlecili pannie Aurorze pewne zadanie. Miała
nadzieje, ze zdoła skierowac mysli matki na inny tor.
Droga mamo, ty, która tak wiele wiesz o rodach szlacheckich. . .
Oczywiscie napuszyła sie jedza.
Jak to własciwie jest z Holsteinami-Gottorpami? Kto dziedziczy po smierci
ksiecia Adolfa?
Jego zona, ksiezna Theresa, z domu Habsburg, to przeciez jasne.
Dobrze, a po niej? Byli przeciez bezdzietni.
Wtakim wypadku spadek przechodzi na kogos z jego krewnych. Pozwól mi
sie zastanowic. . . Nie ma nikogo blizszego niz pokrewienstwo trzeciego stopnia.
To bedzie. . . Fredrik albo Christian? Nie, zbyt daleko.
Aurora sama juz zd azyła to obliczyc. Tak wiec Holsteinowie-Gottorpowie nie
mogli miec nic wspólnego ze spadkiem, nalezało zatem ich wył aczyc.
Ataki na Tiril musiały przyjsc z innej strony.
Lizuska, jak Aurora nazywała pokojówke matki, szepneła cos swej pani do
ucha. Stara dama wyraznie sie zirytowała.
Co? Co ty mówisz, dziewczyno? No tak, rzeczywiscie, dziedziczyc moze
tez ktos z Habsburgów, ktos z rodzenstwa Theresy. Dajcie mi sie skupic. W rachub
e wchodzi jej siostra Konstancja.
Kwestie spadkowe przestały juz jednak interesowac Aurore, usłyszała bowiem,
ze przyszły jej nowe przyjaciółki. Przeprosiła matke i pobiegła im na spotkanie.
Dobrze, ze jestescie z ulg a, lecz nie bez strachu przywitała Tiril i Catherin
e, przybyłe wraz z ksiezn a Theres a.Moja droga matka miała ciezk a noc,
zoł adek bardzo jej dokuczał, jest wiec dzis. . . nie w nastroju. Nie zd azyłam jeszcze
spytac, czy mozemy dysponowac dworem.
Jak j a rozweselic? zyczliwie spytała Theresa.
Dowiedziała sie od tej okropnej Lizuski, która bezustannie jej o wszystkim
donosi, ze wczoraj widziano mnie z dwoma mezczyznami. Uwaza, ze pan von
Mller i doktor Móri zarzucaj a na mnie sieci, chc a mnie uwiesc i zagarn ac mój
maj atek. A przeciez mozliwe jest, ze przyjaciele-mezczyzni wcale nie maj a takich
zamiarów prawda?
Naturalnie odparła Theresa, która poczuła w sobie now a siłe i godnosc
po smierci drecz acego j a meza i odnalezieniu wytesknionej córki. Chodzmy,
spróbujemy z ni a porozmawiac.
Staneły przed obliczem wdowy-smoczycy, wielkiej, opasłej i zgryzliwej,
w czerni, choc upłyneło juz czterdziesci lat od czasu, kiedy małzonek rozstał sie
z zyciem u jej boku dla znacznie spokojniejszego zycia wiecznego. Wszystkie
linie w tej, wydawało sie, pozbawionej konturów twarzy orle oczy, nos, przypominaj
acy dziób drapieznego ptaka, nalane policzki, opadały w dół. Cera barw a
81

przypominała ciasto drozdzowe. Siedziała niezgrabnie rozparta, z rozchylonymi
kolanami, by pomiescic brzuch.
Aurora przedstawiła gosci po kolei. Ksieznej Theresie łaskawie pozwolono
zaj ac miejsce na krzesle vis-a-vis, natomiast młodym damom smoczyca chciała
sie przyjrzec blizej.
Nazwisko Tiril wywołało w niej irytacje. Nigdy nie słyszała o szlacheckim rodzie
van der Dalen i potraktowała to jako osobist a zniewage. Catherine zas zaatakowała
z zapalczywosci a, która wprawiła pozostałe panie w osłupienie. Nazywała
baronówne na przemian grzeszn a kobiet a, niegodnym człowiekiem, ladacznic a,
a potem nakazała opuscic komnaty zacnych ludzi. Aurorze takze sie dostało za to,
ze zadaje sie z szumowinami.
Jedza nie wiedziała, rzecz jasna, ze Tiril jest córk a Theresy. To ucielesnienie
plotkarki i jej wesz aca pokojówka zostały pozbawione okazji rozgłoszenia wszem
i wobec informacji o zyciu ksieznej i mozliwosci złosliwego komentowania szcze-
sliwej odmiany w jej losie.
Obie panny s a mymi przyjaciółkami i znajduj a sie pod moj a opiek a
oznajmiła Theresa, z trudem zdobywaj ac sie na uprzejmosc. W tym ciezkim
dniu słuzyły mi wielk a pomoc a.
Wdowa złozyła ksieznej nieco spóznione kondolencje i zaraz powróciła do
swego zwykłego zrzedliwego tonu.
Moj a córke sprowadzono na manowce, wasza wysokosc! Napastowali j a
mezczyzni. Ród von Mllerów nie istnieje! To oszust, szarlatan! Chce odebrac
Aurore, te biedn a dziewczyne, matce, chociaz wszyscy wiedza, jak bardzo jej potrzebuj
e, stara i schorowana. Wydałam j a na swiat w bólach, nie wspominaj ac juz
o uprzednich nieprzyjemnosciach małzenskiego łoza, nie po to, by mnie zostawiła
dla pierwszego lepszego łajdaka!
W wieku Aurory trudno raczej mówic o pierwszym lepszym kandydacie na
meza. . .
Dobrze, ze nie było z nimi Móriego i nie mógł zobaczyc wyrazu twarzy Catherine.
Z pewnosci a szepn ałby: "Nie, Catherine, nie mozesz tego zrobic jeszcze
raz. Dosc tego, co uczyniłas ksieciu Adolfowi. Ona jest zbyt niebezpieczna. Ta jej
obrzydliwa pokojówka widzi wszystko!"
Westchn awszy głeboko Theresa podjeła decyzje i postanowiła spytac o nie
zamieszkany dwór. W oczach wdowy, wesz acej dobry interes, pojawił sie wyraz
zainteresowania. Ale nie zakonczyła jeszcze rozwazan na temat almanachu szlacheckiego.
Wyczuwała, ze miedzy Theres a a Auror a nawi azała sie nic przyjazni,
któr a za wszelk a cene postanowiła zniszczyc. Aurora była jej dziewczyn a na posyłki,
nie wolno jej sie wi azac z nikim innym.
Z fałszywym usmieszkiem powiedziała:
Słysze, ze moja córka zainteresowała sie rodem Habsburgów, wasza wysoko
sc. To drogie dziecko chciało dowiedziec sie wszystkiego o waszych krewnych,
82

ksiezno.
Alez. . . mamo! jekneła przerazona Aurora. Theresa popatrzyła na ni a
z niedowierzaniem.
Tak, takgruchała jedza.Pytała, kto dziedziczy po waszej wysokosci.
Nie ma pani bezposrednich spadkobierców, inaczej niz ja, matka czterech synów
i trzech córek, niemile to wspominam, bo to, do czego trzeba sie zmuszac, by
wywi azac sie z obowi azków podtrzymania rodu. . . Ale nie wszystkie kobiety s a
równie ofiarne, mam wiec pełne zrozumienie dla. . . Ale pani, ksiezno, ma siostre,
Konstancje, prawda?
Owszem odparła Theresa z rezerw a. Choc nie bardzo rozumiem, co
ona ma z tym wspólnego.
To własnie j a wystawił do wiatru przyszły małzonek, prawda? Tak, tak, co
za smutna historia! A pani brat, Leopold, czyz nie jest. . . troche uposledzony?
Alez nie, ma tylko słaby wzrok. Doprawdy uwazam, ze. . .
Aurora chciała takze wiedziec, czy to prawda, ze Otto, wuj waszej wysoko
sci, brat jej matki, nie jest w stanie wypełniac swych małzenskich obowi azków.
Alez, mamo, nigdy przeciez nie pytałam. . .
A z kolei pani kuzynke, Marie Józefe, przyłapano na gor acym uczynku z jej
kuzynem, w dodatku w skrzydle dla słuzby.
Aurora zaczeła płakac. Lizuska szepneła cos swej pani do ucha, oczy dziewczyny
zabłysły złosliwosci a.
Och, tak, rzeczywiscie, zapomniałam o tym kiwneła głow a stara jedza.
Ojciec sprawił Marii Józefie lanie na goł a skóre i wyrzucił j a z Hofburga.
Bardzo stosowna reakcja. Uwiodła biednego chłopaka, młodszego o dwa lata. . .
Oboje byli dorosli surowo odrzekła Theresa.
Przerazaj aca matrona udawała, ze nie słyszy.
Nie bede tez wspominac, czego dopusciła sie babka waszej wysokosci.
I ona poniosła sprawiedliw a kare. Umarła!
Rzeczywiscie, w wieku siedemdziesieciu czterech latmrukneła Theresa
zazenowana. Odwróciła twarz, nie mog ac zniesc takiej złosliwosci.
Thereso, zapewniam cie. . . szepneła zrozpaczona Aurora.
Wiem, nie musisz nic mówic odszepneła ksiezna.
Wdowa grzmiała dalej:
Tak wiec nawet w najlepszych rodzinach wiele jest zgnilizny. Ja osobiscie
zawsze wysoko nosiłam sztandar, moge przysi ac z rek a na sercu.
Przechyliła sie na bok i wydała z siebie nieprzyjemny naturalny dzwiek,
swiadcz acy o tym, ze zabiegi medyczne nie bardzo zaradziły dolegliwosciom.
Ale wasza wysokosc interesowała sie naszym dworem tu w Christianii. Przedstawia
on dla nas najwyzsz a wartosc i bardzo nie chciałybysmy sie z nim rozstawac.
Ale jesli ustalimy jak as rozs adn a cene, byc moze dojdziemy do porozumienia. . .

Rozdział 12
Móri powzi ał niezłomn a decyzje. Postanowił jeszcze raz zwrócic sie z prosb
a o pomoc do swych niewidzialnych towarzyszy. Musiał sie dowiedziec, w jaki
sposób prastare zamczysko Tiersteingram ł aczy sie z basni a o morzu, które nie
istnieje, morzu z epoki jeszcze dawniejszej niz zamek.
I co wazniejsze: chciał tez ustalic, co własciwie wydarzyło sie w Tiersteingram
za czasów dwóch niemieckich czarnoksiezników.
Ale jak tego dokonac?
Moze duchy udziel a mu odpowiedzi? Moze którys z nich był tam wówczas?
To jednak mało prawdopodobne.
Dzien chylił sie juz ku zachodowi. Po kolacji na dworze zapanował spokój.
Tak, powrócili do dworku Aurory, doszli bowiem do porozumienia ze star a jedz a.
Zaz adała wprawdzie za dwór horrendalnej ceny; gdy usłyszała, ze Habsburzanka
zainteresowana jest kupnem posiadłosci, chciwosc wzieła w niej góre nad rozumem.
Theresa nie mogła przystac na tak jawne oszustwo, staneło wiec na tym, ze
wynajeli dwór na czas nieokreslony. Wydawało sie, ze ksiezna snuje jakies inne
plany zwi azane z córk a, na razie jednak ten dom musiał im wystarczyc.
Aurora wytłumaczyła sie przed matk a koniecznosci a zaopiekowania sie nowymi
lokatorami. Stara jedza natychmiast dostała ataku bolesci i z jekiem zawodziła,
błagaj ac, by Aurora nie opuszczała umieraj acej rodzicielki.
Tym razem jednak córka pokazała, na co j a stac. Posłała po nadwornego medyka
i oddała rozgniewan a staruche pod opieke Lizuski. Matka zdumiewaj aco
szybko doszła do siebie, zd azyła jeszcze obrzucic przeklenstwami wychodz ac a
córke.
Bo Aurora po prostu wyszła.
Towarzysz ace jej przyjaciółki zrozumiały, ze oto s a swiadkami niesłychanego
wydarzenia. Ale to własnie ich obecnosc dodała Aurorze odwagi.
Przybywszy na dwór dała upust swej długo tłumionej energii. Zatrudniła słuzb
e dla gosci, sprowadziła zywnosc i przyzwoit a posciel, zjadła nawet razem z nimi
kolacje.
Theresa i jej wierna pokojówka równiez przyjechały, cóz bowiem miały po-
84

cz ac na Akershus? Nocowac tam, gdzie ustawiono trumne?
Móri po wieczornym posiłku wyszedł na dziedziniec. Pragn ał zostac sam ze
swymi myslami. Czy powazy sie jeszcze raz kłopotac swych towarzyszy?
Uznał jednak to za konieczne.
Równiez tego wieczoru wiał dosc silny wiatr. Ciezkie od chmur niebo zawisło
nad ziemi a, lecz ostry zółty pas pod nimi, tuz nad horyzontem, wskazywał, gdzie
zaszło słonce.
Czuło sie chłód, ale Móri nie mógł przeciez wezwac duchów do domu. Dok ad
wiec isc? Do lasu? Za daleko. Na pola? Tam bedzie zbyt widoczny. Nie zrobiło
sie jeszcze dostatecznie ciemno.
Naraz drgn ał. Ktos szedł przez dziedziniec, osobie towarzyszył radosnie merdaj
acy ogonem pies.
Tiril! Co ty tu robisz, gdzies była?
Cóz, jak to powiedziec. . . A jakie zwykle miejsce sie odwiedza tuz przed
połozeniem sie do łózka? O czyms takim jak nocniki nie pomyslano w naszym
nowym domu.
Usmiechn ał sie, głaszcz ac Nera.
Szczerze mówi ac, nie znosze tego wyznała Tiril. Lodowate wichry
owiewaj a człowieka od spodu, ciemno, strach. Dlaczego nikt jeszcze nie wymyslił
jakiegos zacisznego, przyjemnego k atka pod dachem?
W wielkich zamkach juz s a takie przybytki.
Owszem, malenkie przybudówki przy królewskich sypialniach, a potem to
spada z wysokosci. . . Wolałabym tamtedy nie przechodzic. Wrócisz ze mn a do
domu?
Nie, mam jeszcze cos do załatwienia.
Zatrzymała sie.
Co takiego, Móri? Wydajesz sie nieobecny duchem.
Westchn ał.
Musze znów zwrócic sie do mych strazników. Pragne dowiedziec sie czego
s wiecej o Tiersteingram. Moze którys z nich znał zamczysko za zycia?
Chce przy tym byc.
Co ty mówisz!
Czyz nie znam ich równie dobrze jak ty? Czy nie zaprzyjazniłam sie ze
Zwierzeciem? Z Nidhoggiem? I z dawnymi czarnoksieznikami? Gdzie sie z nimi
spotkasz?
Tego własnie jeszcze nie wiem, próbuje ustalic. Na razie nie znalazłem
odpowiedniego miejsca.
Rozejrzała sie dokoła.
Zimno mi, ale do domu wrócic nie mozemy, zarówno w głównym budynku,
jak i w bocznych skrzydłach s a ludzie. Za to stodoła jest pusta. A moze na stryszku
na siano?
85

Móri zamyslił sie, powiódł wzrokiem ku imponuj acym wierzejom.
Hm, stryszek na sianopowtórzył cicho.Tam nikt nie przyjdzie. Byle
tylko drzwi nie zaskrzypiały.
Jakos sie przeslizgniemy usmiechneła sie Tiril.
Przeciez ty nie mozesz w tym uczestniczyc, chciał zaprotestowac. Milczał jednak.
Poznał juz Tiril i wiedział, ze za nic nie pusci go samego. Tak czy inaczej
postarałaby sie z ukrycia obserwowac jego poczynania.
Uległ jej zatem, i m adrze zrobił.
Kiedy szli do okazałej stodoły, dziewczyna zadrzała z zimna, obj ał j a wiec
za ramiona i okrył peleryn a. Przytuliła sie jeszcze mocniej. Nero cos wytropił
i pedem ruszył przed siebie.
Prawie nie mielismy czasu, zeby byc razem, Móri i ja, pomyslała Tiril. Ale
coraz mocniej przywi azujemy sie do siebie. Wsród wszystkich tych dramatycznych
wydarzen nauczylismy sie porozumiewac wzrokiem, czujemy, ze jestesmy
przyjaciółmi.
Lubisz moj a matke?
Bardzoodparł.A ty?
Och, tak! Tylko nie zd azyłam jeszcze oswoic sie z mysl a, ze j a odnalazłam.
Oto prawdziwa matka pada nagle człowiekowi w ramiona i wszystko staje sie
jednym wielkim chaosem. Ale mogło przeciez byc znacznie gorzej.
Oczywiscie. Rozumiem jednak twój dystans. Mimo wszystko porzuciła cie,
pozostawiła swemu losowi.
Juz jej wybaczyłam predko zapewniła go Tiril. Słyszałes wszak, jak
Lizuska i ta stara jedza mieszały z błotem "grzeszne" kobiety. Młodej dziewczynie
trudno było stawic temu czoło.
Zamieniłbym pare słów z twoim ojcempowiedział Móri nie kryj ac gniewu.
. . Ale mezczyznom podobne historie zawsze uchodz a na sucho. Wybacza
sie im, wrecz twierdzi, ze uwiedzenie dziewczyny przydaje im meskosci. Kobiety
natomiast karane s a przez prawo i kosciół.
Udało im sie otworzyc ciezkie wrota bez zbednego hałasu. Z podestu stodoły
posiadłosc prezentowała sie majestatycznie. Wiatr szumiał w rosn acych wzdłuz
miedzy zaroslach olszyny i w podwórzowym drzewie brzozie o kilku pniach.
Zdumieli sie, jak dobrze utrzymany jest dwór, ani w podescie, ani w scianach
stodoły nie było spróchniałych desek.
Weszli do srodka i zagłebili sie w ciemnosc.
Jestem sam na sam z Mórim na stryszku do siana, zachichotała w duchu Tiril.
Musiała przyznac, ze juz na sam a te mysl jej ciało ogarneło rozkoszne drzenie.
Móri jednak zdawał sie wcale tego nie zauwazac. Ostroznie prowadził j a po nierównej
podłodze strychu. Tu i ówdzie lezały jeszcze kepki suchej trawy, szelesciły
cicho, kiedy po nich st apali. Wiedzieli, ze gdzies musi byc otwór, którym zrzucano
siano na dół, i kiedy go odszukali, mogli bezpiecznie isc dalej, az wreszcie
86

staneli pod jedynym okienkiem w dachu. Nero znikn ał w mroku.
Przez swietlik s aczyło sie do srodka słabe jesienne swiatło. Tiril widziała zarys
sylwetki Móriego, znów poczuła, ze darzy go bezgraniczn a miłosci a. Ale on
myslał tylko o czekaj acym go zadaniuwezwaniu duchów.
Przeciez one s a z nami przez cały czasszepneła Tiril.
Ale musz a sie pokazac nie tylko jako cienie. Chce z nimi porozmawiac.
Ten profil, który rysuje sie na tle sciany, akurat tak pada swiatło. Czyste, wrecz
delikatne linie, usta, które mogłyby byc ustami młodziutkiego chłopca, ale przeczy
temu czoło i ostry zarys nosa. Czarne kedziory, kaptur skrywa kształt głowy,
peleryna otula ciało. . .
Jakiz on tajemniczy, niesamowity!
I ani odrobine nie zainteresowany moj a obecnosci a.
Co on robi? Wyci aga rece, spodem dłoni zwraca je w góre. Wzywa swych
towarzyszy.
Kocham go, lecz nie wolno mi tego okazac. A ostatnio stał sie taki dziwny,
pełen rezerwy. Jakbym juz go nie obchodziła. A moze co innego staneło na przeszkodzie?
Tiril nie rozumiała, ze w ci agu ostatniej doby ona sama stała sie kims innym.
Fakt, ze pochodzi z ksi azecego rodu, nie miał dla niej zadnego znaczenia, w ogóle
sie nad tym nie zastanawiała.
Móri jednak swiadom był zaszłej zmiany. To ona nagle sie od niego oddaliła,
nie odwrotnie, choc nie zdawała sobie z tego sprawy. Teraz była jedn a z poteznego
rodu Habsburgów. Trudno pozostac obojetnym wobec dynastii, która wydała
czternastu cesarzy i inne wielkie osobistosci. . .
Tiril nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy. Uwazała sie za pozamał-
zenskie dziecko z Bergen, zbł akan a istote, która ma wspaniałych przyjaciół, a teraz
jeszcze matke, zyczliw a jej, lecz wci az obc a.
Nagle poderwała sie słysz ac, ze wokół niej cos sie dzieje.
Miała wrazenie, ze porywa j a wir powietrzny. Ale powiew wichru nie był zimny,
nie unosił jej tez z miejsca. Wiatr po prostu wirował wokół niej i Móriego.
Wyci agneła reke w poszukiwaniu jego dłoni, lecz czarnoksieznik nie miał dla niej
czasu, ramiona wci az wznosił w góre i wzywał kogos, teraz juz na głos.
Wzywał swych niewidzialnych towarzyszy, prosz ac, by pomogli dowiedziec
sie czegos o minionych czasach, o zamczysku zwanym Tiersteingram albo Tistelgorm.
Móri nie znał basni o zamku, wiedział jedynie, ze wi aze sie ona z opowie-
sci a o morzu, które nie istnieje, i ze wokół Tiersteingram mieszkali kiedys ludzie,
którzy uproscili nazwe zamczyska na Tistelgorm.
Czy ktos z jego niewidzialnych towarzyszy, których przywiódł z otchłani, był
w owych czasach w lesnych ostepach Tiveden?
Zapadła głucha cisza. Tiril. i Móri czekali. Islandczyk wolno opuscił rece, Tiril
pospiesznie ujeła jego dłon.
87

Nie powinnas przy tym byc mrukn ał.
Alez ja chceodszepneła.
Własciwie jednak nie była do konca przekonana, bo nagle ziemia zatrzesła sie
pod jej stopami i rozległ sie głeboki huk, który jakby, o dziwo, dochodził z wnetrza
jej ciała. Jak gdyby potrz asneła ni a potworna siła, która chciała rozerwac j a na
strzepy.
Sciskała Móriego za reke, przygarn ał j a mocno do siebie. Byli oto dwojgiem
marnych ludzi zapuszczaj acych sie do swiata, którego nikt nie znał.
Nero, przypomniało sie Tiril. Gdzie Nero?
Wiedziała jednak, ze na psa nie działa nigdy obecnosc niewidzialnych towarzyszy
Móriego. Prawdopodobnie oni sami starali sie go przed tym uchronic.
Zapanował spokój.
Móri z rodu islandzkich czarnoksiezników!rozległ sie głos, który echem
odbił sie od scian pustej stodoły. Jestesmy tutaj!
Tiril dostrzegła ich postacie. Trzymali sie z daleka od nedznego pasma swiatła
wpadaj acego przez otwór w dachu, ale ich sylwetki wyraznie rysowały sie
w ciemnosci. Widziała jak as nisk a istote, która z pewnosci a nie była Nerem, i kogo
s, kto sie nad nimi pochylał.
Słyszeliscie moje pytanie powiedział Móri. Czy potraficie mi pomóc?
Moze ktos z was zył w tym samym czasie co niemieccy czarnoksieznicy
z Tiersteingram?
Nie, zaden z nas nie był im współczesnyodrzekł czarnoksieznik z Hiszpanii,
Nauczyciel.
Nadzieje sie rozwiały. Jak wobec tego zdołaj a. . .
Dlaczego nie miałbys sam tego zbadac? zagadn ał ktos wesoło.
Tiril poczuła, ze Móri drgn ał.
Co macie na mysli? spytał niepewnie.
Sam udaj sie w to miejsce i w tamten czas!
Nie wierze w podróze w czasie.
Nauczyciel westchn ał ciezko.
Czyz nie mógł nam sie trafic bardziej chetny do współpracy i obdarzony
wieksz a fantazj a człowiek, kiedy juz zmuszono nas do powrotu na ziemie? Czy
musimy słuzyc ponuremu, nudnemu uparciuchowi?
Takich uwag Móri nie mógł puscic mimo uszu, zwłaszcza w obecnosci Tiril.
Nauczyciel najwidoczniej na to liczył.
Nie powiedziałem, ze sie bojerzekł przygnebiony.Tylko ze w to nie
wierze.
Na chwile zapadła cisza, po czym znów rozległ sie głos Nauczyciela:
To znaczy, ze nie uwierzyłes takze w to, co ci powiedzielismy przed kilkoma
dniami, licz ac według ludzkiej rachuby czasu? W nasz a obietnice, ze nie po-
88

ci agniesz swej ukochanej w otchłan smierci, jesli pojmiesz j a za małzonke i zbli-
zysz sie do niej?
I Móriemu, i Tiril zaparło dech w piersiach. Dziewczyna była zaskoczona, on
urazony.
O tym nie wolno wam mówic. Nie miałem jeszcze czasu, by porozmawiac
o tym z Tiril.
Czasu miałes dosc.
Nie. Poza tym ona znalazła sie teraz poza moim zasiegiem.
Wcale nie energicznie zaprotestowała Tiril.
Sam słyszysz rozesmiał sie Nauczyciel. Wyczuli, ze i pozostali sie
usmiechaj a.To ty jestes niezdecydowany, nie ona.
Tiril stała sie teraz kobiet a wysokiego rodu.
To zwykle nie stanowi przeszkody dla mezczyzn pragn acych osi agn ac swój
cel. Ani tez dla owych wysoko urodzonych kobiet. Jesli jednak upierasz sie, by
zupełnie niepotrzebnie kroczyc w ask a i kret a sciezk a cnoty, to pomów z jej matk a.
Radze ci jednak sie pospieszyc, bo dziewczyna płonie, i ty, i my dobrze o tym
wiemy.
Tiril uznała, ze rozmowa staje sie dosc krepuj aca. Wtr aciła wiec pytanie:
W jaki sposób dostaniemy sie w epoke Tiersteingram? Jako niewidzialni
obserwatorzy, czy tez naprawde wł aczymy sie w tamten czas?
To niemozliwe, bo zmienilibyscie bieg historii.Waszym jedynym zadaniem
bedzie obserwowac i uczyc sie.
Czy takie przedsiewziecie jest tego warte?
Chyba tak. Pamietajcie jednak, ze macie do czynienia z poteznymi mocami!
Chodzi o te siłe, która sprowadzi mnie tu z powrotem?spytał Móri.
Nie.
A ty co masz na mysli, mówi ac "sprowadzi mnie z powrotem"?wtr aciła
Tiril. Chcesz mnie tam zostawic?
Nie. Nie zamierzam cie tam zabierac.
Zanim zd azyła otworzyc usta, by sie bronic, inny z towarzyszy Móriego odezwał
sie chrapliwym głosem, po ciemku nie zorientowała sie, który to z nich.
Zabierz ze sob a swoj a kobiete, Móri z rodu czarnoksiezników! Ona pozostaje
pod nasz a ochron a, nie mozesz ci agle usuwac jej na bok. Nigdy jeszcze nie
wypróbowałes jej mozliwosci.
Teraz Tiril juz wiedziała, ze to mówi Nidhogg. Był jej wiernym przyjacielem
od czasu, kiedy powitała go z wielkim szacunkiem i usiłowała poczestowac
własnym skromnym pozywieniem.
Miała pewnosc, ze bedzie bezpieczna.
Jeszcze ktos wł aczył sie do rozmowy.
Móri, pokochałes Tiril, bo jest wyj atkow a dziewczyn a, prawda?
89

Tak.
Ale na czym polega jej wyj atkowosc?
Hmm.. . tego nie wiem.
Bo nigdy nie starałes sie sprawdzic. Wypróbuj teraz jej siłe! Zabierz j a
w podróz przez epoki, byc moze okaze sie, ze posłuzy ci wsparciem i pomoc a!
Przez cały czas bede sie niepokoił o jej bezpieczenstwo.
To całkiem zbedne zniecierpliwił sie Nauczyciel. Bedziecie tylko
obserwatorami.
A ta moc, o której mówiliscie, panie?
Rzeczywiscie jest potezna.
Ale wy pozostaniecie przy nas przez cały czas? predko spytała Tiril.
Owszem, jesli sobie tego zyczycie.
Bez was sobie nie poradzimy usmiechneła sie dziewczyna.
Ty tez tak uwazasz, Móri?
Oczywiscieodparł.
Poczuł, ze przestaje panowac nad sytuacj a. W głebi ducha podziwiał odwage
Tiril. Nie zdawał sobie sprawy, ze podczas gdy on odnosił sie do swych towarzyszy
z lekko agresywnym dystansem, ona rozmawiała z nimi zyczliwie i naturalnie.
Musimy jednak wiedziec, w jaki czas i w jakie miejsce was przeniesc.
Miejsce okreslic nietrudno, wiecie juz, o co mi chodziodrzekł Móri.
A czas? Jak s adzisz, Tiril?
Dziewczyna zawahała sie.
Czy nie doszlismy do wniosku, ze Tiersteingram zbudowano w jedenastym
wieku?
To bardzo nieprecyzyjne wtr acił którys z duchów. Irytuj ace było, ze
w ciemnosci nie mogli sie zorientowac, z kim rozmawiaj a. Musimy znac rok,
dzien i godzine.
Moze rok tysi ac piecdziesi aty? zaproponowała Tiril.
Dobrze. Dwudziesty lipca roku tysi ac piecdziesi ategozdecydował Móri.
Lato, wtedy jest najprzyjemniej. I na pewno w południe.
Wszyscy usmiechneli sie ze zrozumieniem.
Co bedzie, jesli trafimy w niewłasciwy okres? dopytywała sie Tiril.
Przeniesiemy sie troche w przód. To zadna sztuka. Az w koncu natrafimy
na odpowiedni moment.
A jak wrócimy?zainteresował sie Móri.
Podróze w czasie mozna odbywac na wiele róznych sposobów odparł
najprawdopodobniej duch opiekunczy Móriego, jego ojciec, Hraundrangi-
Móri.Zwykle podrózuje sie przy wykorzystaniu siły mysli.Wy dwoje jestescie
uprzywilejowani, bo znacie nas. Moglibysmy przeniesc was tam cielesnie, namacalnie,
s adze jednak, ze to byłoby dla was zbyt silnym przezyciem. Pozostaniemy
wiec raczej przy podrózowaniu mysl a. To potezniejsze niz sie wam wydaje.
90

Pozostałe duchy mrucz ac przyznały mu racje. Którys powiedział:
Pilnujcie sie jednak, by nie ingerowac w to, co zobaczycie! Bedziecie tylko
i wył acznie obserwatorami, pamietajcie o tym. Inaczej mozecie spowodowac
katastrofe.
Ale przeniesiemy sie w przeszłosc jedynie mysl a?
Jak juz mówilismy, siła mysli jest niezwykle potezna, tylko ludzie dotychczas
nie odkryli tego faktu.
Tiril wyobraziła sobie, jak wmieszaj a sie w jakies minione wydarzenia. Na
przykład zmieni a cos, co dopiero w przyszłosci ludzie naucz a sie robic lepiej.
I zniszcz a przy tym wszystko na ziemi, bo jeden element okaze sie niewłasciwy.
Jak chora komórka w ciele. Uroczyscie obiecała, ze nic nie zrobi a, ani nie pomog
a, ani nie zaszkodz a.
Co wiec teraz mamy czynic? spytał Móri.
Tiril wtr aciła sie przestraszona:
A co z Nerem?
On poczeka tutaj odparł chyba Duch Zgasłych Nadziei.
Nie moze przeciez tak długo byc zamkniety na stryszku na siano!
Kochana Tiril! rozesmiał sie którys z najpotezniejszych. Nie zabawicie
w podrózy dłuzej, niz trwa zwykła psia drzemka. W dodatku wasze ciała
zostan a tutaj. Nero nie zd azy za wami zatesknic.
Dziewczyna odetchneła z ulg a, choc po prawdzie niewiele z tego wszystkiego
zrozumiała.
Podróz nie potrwa długo. Do zamczyska w Tiveden nie jest wszak daleko,
poza tym, wierzcie mi, mysli poruszaj a sie szybko.
Wspaniale nareszcie móc sie wykazac oswiadczył, czyjs wesoły głos.
Przy całym szacunku dla twej osoby, Móri, musze przyznac, ze słuzba u ciebie
była nieco nudna.
Wiem rzekł, zaciskaj ac szczeki. Nie omieszkaliscie wypomniec mi
tego juz wczesniej.
Duchy nakazały, by usiedli oparci plecami o sciane. Z jakiegos powodu, którego
Tiril nie mogła poj ac, odsuneły Nera, kiedy chciała przytulic go do siebie.
Móri wzi ał j a za reke, bardzo j a to ucieszyło. Na polecenie duchów zamkneli
oczy. Mieli teraz czekac.
Z pocz atku nic sie nie działo. A potem rozległ sie dzwiek dobrze juz znany:
głeboki huk, któremu towarzyszyły gwałtowne wstrz asy, jak gdyby ziemia drzała.
Wszystko wokół zaczeło wirowac coraz szybciej, az Tiril zakreciło sie w głowie,
jednak, o dziwo, było to dosc przyjemne uczucie.
Potem zaczeły napływac inne wrazenia.
Najpierw wydawało im sie, ze spadaj a przez otwór w podłodze stryszku.
Zabijemy sie, pomyslała Tiril.
91

Nie rozbili sie jednak o klepisko, spadali wci az nizej i nizej, dookoła rozbrzmiewało
wycie duchów, które prawdopodobnie im towarzyszyły.
Móri uscisn ał dziewczyne za reke.
Juz kiedys przezywałem podróz pod ziemie. To nie jest niebezpieczne.
Nie boje sie.
A wiec doswiadczali tego samego! Owszem, spodziewali sie tego, ale było to
mimo wszystko dosc dziwne. Tiril czuła, jak przedzieraj a sie przez jak as miekk a
materie, stawiaj ac a pewien opór, lecz do pokonania. Zapach natomiast nie był
przyjemny. Zapach ziemi i smierci?
Otworzyła oczy. Prawdopodobnie nie powinna tego w ogóle robic i zaraz po-
załowała, nie potrafiła jednak zapanowac nad ciekawosci a. Musiała sie dowiedzie
c, jak to wszystko sie odbywa. . .
Słabe niebieskawe swiatełko umozliwiło jej widzenie.
Dech zaparło jej w piersiach. Zrozumiała, ze widok ten nie był przeznaczony
dla ludzkich oczu, ale zerkn awszy na Móriego upewniła sie, ze i on sie rozgl ada.
Sami poniesiecie konsekwencje ostrzegł jakis cierpki głos tuz obok.
Mkneli ukosem w dół, przez stulecia cywilizacji. Mijali cmentarze, ale i dawne
kultury. Im głebiej sie znajdowali, tym coraz dawniejsze widzieli pokolenia;
nie archeologiczne pokłady sladów przez nie pozostawionych, gline, skorupy, odpadki
kuchenne, lecz całe srodowisko, jakim kiedys zyli ludzie. Zmieniały sie
ubiory, twarze, historia. . .
Zrozumieli, ze podróz w dół musi odbywac sie nieskonczenie powoli, a zarazem
z szybkosci a błyskawicy. Byli w stanie wczuc sie w mijane okresy, w koncu
czas przestał istniec, znalezli sie w bezczasowej prózni.
Straszna to była podróz, przekraczaj aca granice wyznaczone przez rozum. Na
ich oczach gineli ludzie i zwierzeta, a oni nie mogli temu zapobiec, przedzierali
sie przez cmentarze, pokłady zmarłych w róznych stopniach rozkładu, zagl adali
do lochów, w których skazancy spedzali lata czekaj ac na smierc w samotnosci,
gdzie najbardziej dokuczała im pewnosc, ze nikt sie juz o nich nie zatroszczy, nie
zapyta o nich nigdy wiecej.
Tiril nie umiała sie z tym pogodzic.
Nagle sie zatrzymali.
Rok tysi ac piecdziesi aty oznajmił Nauczyciel.
Tiril i Móri rozejrzeli sie dokoła. Znalezli sie wsród prymitywnych domostw,
ludzie zajmowali sie codziennymi obowi azkami, zycie toczyło sie przede wszystkim
pod gołym niebem. Ujrzeli sporo kobiet, z kilku otwartych palenisk unosił
sie gryz acy dym, słychac było płacz dzieci.
To jest przerazaj aco rzeczywiste, pomyslała Tiril. Ale pewnie, tak jak powiedzieli
towarzysze Móriego, siła mysli potrafi dokonac prawdziwych cudów.
Nie mogła sie dłuzej zastanawiac, bo teraz, trafiwszy we własciwy rok, zaczeli
sie szybko przemieszczac na wschód, nieustannie poruszaj ac sie po roku tysi ac
92

piecdziesi atym według ich rachuby czasu. W oszałamiaj acym tempie mijali wioski
podobne do tej, któr a ujrzeli najpierw, pola, lasy i jeziora.
To jest jak sen, uznała Tiril. Ale bardzo szczególny, zywy sen.
Wokół niej rozlegało sie wycie wiatru, ogłuszaj ace przy takim pedzie, lecz
i głosy wydawane przez istoty, które mkneły za nimi. Przeci agły ryk rozbrzmiewał
w uszach dziewczyny, przez moment zobaczyła obok blade oblicze Nidhogga,
które jednak zaraz znikneło jej z oczu. Zwierze, ciezko dysz ac, biegło u jej boku,
czyzby po to, by j a chronic? A przed nimi gnała gromada niewidzialnych, którzy
w matowo błekitnej poswiacie zdawali sie widzialni.
Pomyslała o Nerze, osamotnionym na stryszku w stodole, ale przypomniała
sobie, ze przeciez ona i Móri siedz a przy nim, oparci o sciane.
Nie czuła jednak, co sie dzieje z jej ciałem, tak rzeczywisty był ten sen. Zrozumiała,
ze to duchy maj a wpływ na to, co roi jej sie w głowie.
To tutajstwierdził Nauczyciel. Zwolnili.Jestesmy w Tiveden, w krainie
Sveów. St ad bedziemy sie przesuwac przez pokłady ziemi.
Chociaz wiedzieli, ze skorupa ziemska przez ostatnie siedem stuleci nie pogrubiała
wiecej niz o pare cali, droga w góre wydała im sie niezwykle długa,
ogl adali bowiem wszystkie po kolei pokolenia.
Uscisk dłoni Móriego dawał poczucie bezpieczenstwa. Islandczyk wyprawił
sie juz kiedys w podobn a podróz, był silny i dumny, cieszyła sie, ze moze mu
zaufac.
Ujrzeli wreszcie swiatło dzienne. Znalezli sie wsród olbrzymich skał, przera-
zone blade słonce schowało sie za cienkim welonem chmur, panowała niczym nie
zm acona cisza.
To Tistelgorm szepneła Tiril. Poznaje skały otaczaj ace zamczysko.
Tak potwierdził Móri. Ale zamku jeszcze nie wzniesiono.
A wiec za wczesnie podsumował Nauczyciel. Trzeba jednak przyzna
c, ze to doprawdy doskonałe miejsce na ukrycie takiej budowli.
Było tu oczywiscie znacznie jasniej niz w stodole, któr a zostawili w jakze,
zdawałoby sie, odległej terazniejszosci. Tiril jednak, choc byc moze powinna, nie
miała poczucia nierzeczywistosci. Znała wszak wszystkich, którzy im towarzyszyli.
Był wsród nich Nidhogg, trupio blady, o straszliwych długich zebach. Nauczyciel,
olbrzymi czarnoksieznik rodem z Hiszpanii, z potworn a, ciezk a głow a.
Zwierze. . . Tiril ku swej radosci spostrzegła, ze przypominaj aca wilka istota ma
sie o wiele lepiej, niz kiedy widziała j a po raz pierwszy. Zwierze ufnie patrzyło na
ni a oczami, które nie wydawały sie juz oslepione cierpieniem, skóra nie była tak
poszarpana, a wielkie łapy troche sie wygoiły. Tiril zdawała sobie sprawe, ze to
jej stosunek do biednego stworzenia, jej współczucie pomogło mu osi agn ac bardziej
znosny byt w swiecie cieni. Pochyliła sie i pogłaskała kudłaty łeb, a Zwierze
otarło sie o jej nogi.
93

Towarzyszył im takze ten, który chyba najbardziej j a przerazał, Duch Utraconych
Nadziei. Wiedziała, ze piekny niegdys mezczyzna, nadzieja we własnej
osobie, przeobraził sie z winy ludzi. Tym razem wyczuwała takze przykr a obecno
sc Pustki. Panie wody i powietrza usmiechały sie do niej, jakby dodaj ac jej
otuchy.
Hraundrangi-Móri stał za swym synem, gotów go bronic. Kobieta-duch opieku
nczy Móriego takze była z nimi, choc trzymała sie raczej z boku, jakby juz
przestała interesowac sie swym podopiecznym.
Nie, nie wolno jej tego robic, pomyslała przestraszona Tiril.
Musimy przemiescic sie w czasie do przodu stwierdził Nauczyciel.
Ale jak daleko?
Zamku nie zbudowano w jeden dzien po chwili namysłu odparł Móri.
Moze spróbujemy znalezc sie w tym samym dniu, dwudziestym lipca, tylko
w roku tysi ac setnym?
Niech tak bedzieskin ał głow a Nauczyciel.Ale przeniesmy sie najpierw
na skały, stoimy akurat w tym miejscu, gdzie wkrótce wzniesiony zostanie zamek.
To by dopiero było, gdybysmy nadziali sie na przykład na jak as wieze
zazartowała Tiril.
Wszyscy sie usmiechneli.
Jak dziwnie zeglowac w powietrzu, wznosic sie na wysokie skały! W jednej
chwili cała ich gromada znalazła sie na szczycie i spogl adała na zagłebienie
w ziemi, w którym miał stan ac zamek. Z góry roztaczał sie takze widok na ostepy
Tiveden.
Nie były to jednak całkiem bezludne obszary. Miedzy drzewami Tiril dostrzegła
dachy chat.
Nauczyciel wyci agn ał rece, nakazuj ac cisze i skupienie na sobie uwagi.
Dwudziestego lipca roku tysi ac setnego powiedział.
Trwało to zaledwie moment i zaraz Tiril usłyszała nowe odgłosy. Na wszelki
wypadek złapała Móriego za reke.
Wyruszaj ac w droge prosili, by u celu podrózy towarzyszyło im swiatło dnia.
Chcieli lepiej widziec, co sie wokół nich znajduje. Wyraznie teraz ujrzeli stare
zamczysko, które akurat w tej chwili wcale jeszcze starym me było.
Chodzili po nim ludzie. . .
Jestes, panie, pewny, ze nas nie widz a? szeptem spytała Tiril Nauczyciela.
Oczywiscie! Mozesz wołac i machac, ile tylko zapragniesz. Nie istniejesz.
Chyba ze spróbujesz ingerowac w ich czas.
Obiecała, ze tego nie zrobi.
Zamek nie wygl adał na budowle szczególnie imponuj ac a, lecz trudno było tego
wymagac w tak ciasnym miejscu. Tiril przejeta pokazała Móriemu, ze dokoła
94

biegnie korytarz, ten sam, którego pozostałosciami nie tak dawno temu szli. Wewn
etrznego korytarza zobaczyc sie nie dało. Móri pokazał jej, ze wejscie w skale
było teraz znacznie wieksze, stały przed nim straze.
Okoliczni wiesniacy, pracuj acy dla pana na zamku, sprawiali wrazenie smutnych,
przygnebionych i udreczonych.
Nagle Tiril drgneła. Oto z zamku wyszedł zły hrabia von Tierstein, ten sam,
który gonił j a przez las, dopóki Móri i stary Fin zakleciami nie zmusili jego upiora
do powrotu pod ziemie.
Towarzyszyła mu zona, szwedzka ksiezniczka. I ona nie wygl adała na szcze-
sliw a ani zdrow a.
Ale starego hrabiego, ojca pana na zamku, nigdzie nie widzieli.
Kobieta-duch opiekunczy Móriego zwróciła im uwage na teren poza skałami.
Odwrócili sie we wskazanym kierunku.
Ojej zdumiał sie Nauczyciel. Cos sie tu dzieje.
Głeboka jama? z niedowierzaniem powiedział Móri. Kopi a jakis
wielki dół w ziemi.
Na to wygl ada usmiechneła sie opiekunka Móriego.
Kiedy my tu przybylismy, jamy nie byłooznajmiła Tiril.
Jestescie tego pewni?
Moge przysi ac odparł Móri. Szlismy własnie tedy. Podłoze było
nierówne, pełne zapadlin i wzgórków, rzeczywiscie mozna sobie było wyobrazic,
ze ktos kiedys tu kopał, lecz dół zasypano.
Przygl adali sie pracy w lesie. Zatrudniono do niej wielu ludzi, z mozołem
przerzucali ziemie, a straze z batami nie dawały im ani chwili wytchnienia.
Traktuj a ich jak niewolników posmutniała Tiril. Czy naprawde nic
nie mozemy zrobic?
Nie!krótko odrzekł Nauczyciel. To zabronione.
Wiem, wiemmrukneła.Nie wolno zmieniac biegu historii, bo nast api
prawdziwy chaos. Przepraszam!
Nidhoggu odezwał sie potezny czarnoksieznik, Hiszpan o szerokich
barach i wielkiej głowie. Zejdz na dół i sprawdz, co chowaj a na dnie!
Nidhogg zsun ał sie ze skały. Ujrzeli, jak znika w wykopanym dole.
Idzie hrabia! ostrzegła. Tiril ze strachem. Chyba nie wyrz adzi Nidhoggowi
krzywdy?
Nie, nie, nikt nie zauwazy naszego przyjaciela. Nie mozna zobaczyc mysli.
Tiril uznała, ze to bardzo zywe mysli, skoro potrafi a sie ze sob a w taki sposób
komunikowac. Nie chciała jednak prosic, by opusciły jej sen, bo z pewnosci a
poczułaby sie wtedy bardzo samotna.
Pan na zamku jest rozgniewany stwierdził Duch Zgasłych Nadziei.
Praca posuwa sie opieszale.
No to sam sobie kop, parszywy draniu!
95

Usmiechneli sie, tylko Móri sprawiał wrazenie zaskoczonego. Zapomniał juz,
czego Tiril nauczyła sie u Ester.
Powrócił Nidhogg.
Jedno przez drugie pytali:
I co?
Oni niczego nie chowaj a odparł. Oni szukaj a.
Szukaj a? Tak głeboko pod ziemi a? Czego?
Nie wiem. Spodziewałem sie, ze bed a o tym rozmawiac, lecz nikt sie nie
odzywał powiedział Nidhogg, charakterystycznym chrapliwym głosem.
Jak głeboko kopi a?
Na trzy, moze cztery razy wzrost człowieka.Wygl ada na to, ze maj a zamiar
zrezygnowac. Poza tym zasypi a w dole tych, którzy nie maj a juz sił pracowac.
Tiril nie mogła powstrzymac jeku.
Nie chce wiecej patrzec, jak traktuje sie tych biednych wiesniaków
oznajmiła.Czy mozemy wejsc do zamku?
Oczywiscie. Pamietajcie tylko: zadnej ingerencji.
Skierowali sie do korytarza otaczaj acego budowle i odnalezli wrota. Tiril zauwa
zyła, ze napisu "Tiersteingram" jeszcze nie wyryto. No tak, przeciez ksiezniczka
wci az zyła.
Kiedy jednak w ciasnym przejsciu mijali nieszczesn a kobiete, zorientowali
sie, ze jej zywot dobiega kresu.
Osobom urodzonym pod koniec siedemnastego wieku wnetrze zamku wydało
sie mroczne i ponure.Wielkie skóry zwierzece rozpostarte na posadzkach i ławach
nie chroniły przed surowym chłodem, przez otwory okienne wpadał wiatr, hulały
przeci agi. Tiril zadrzała, zdjeta lekiem.
Chciałbym odnalezc pracownie hrabiego oswiadczył Móri.
Dlaczego?spytał Nauczyciel.
Był czarnoksieznikiem, musiał miec oddzielne pomieszczenie, w którym
odprawiał swe rytuały, eksperymentował. Moze uda mi sie czegos nauczyc.
Uwazam, ze zbyt wiele juz zajmowałes sie wiedz a tajemn a, mój synu
ostrzegł go Hraundrangi-Móri. Nigdy nie zdołasz opanowac sztuki wyznaczania
granic?
Czy w tym istniej a jakies granice?
O tym własnie ty powinienes wiedziec najlepiej. Mysle, ze tutaj jest pomieszczenie,
którego szukasz.
Weszli do niewielkiej izby, bed acej najwyrazniej schronieniem osoby uprawiaj
acej mroczne praktyki.
Musimy tez odnalezc droge do krypty stwierdził Móri. Moze zdołamy
dowiedziec sie czegos wiecej o reliefie na scianie. A moze o zawartosci
skrytki, do której otwarcia potrzebne były trzy cz astki figurki. Nic nie powinno
byc zniszczone.
96

Tiril nie przejawiała takiego entuzjazmu.
Nie jest wcale pewne, czy stary hrabia w roku tysi ac setnym przybył juz do
Tiersteingrampowiedziała. Moze wiec. . .
Urwała. Do pomieszczenia wszedł pan na zamku.
Widzisz?szepn ał Móri. Spójrz na jego piers!
Popatrzyła. Na grubym drogocennym łancuchu wisiał okr agły kawałek drewna,
na którym widniał symbol zwany przez nich "znakiem słonca".
Mamy wiec nawi azanie do basni o morzu, które nie istnieje rzekł Móri
cichutko, chociaz mezczyzna nie mógł ich usłyszec.
To juz wiemyzauwazyła Tiril.Pytanie raczej: co ł aczy obie te basnie?
Hrabia zdj ał bat ze sciany i wyszedł. Zacisneli zeby. Oto kolejny niewinny
miał cierpiec z jego powodu.
Gdy tylko opuscił pomieszczenie, Móri zblizył sie do stołu. Ruszyli za nim.
Na stole, miedzy czaszk a a kapi ac a swiec a, lezała nie otwarta ksiega. Znajdowało
sie tam jeszcze wiele innych przedmiotów, ale tylko ksiega zainteresowała
Móriego.
Spójrzcie na ni a!rzekł z namaszczeniem.Patrzcie na te grube arkusze
pergaminu!
Przyjrzyj sie lepiej oprawiepoprosiła Tiril.Co tam napisano, o czym
jest ta ksiega?
Tekst trudno było odczytac, wyryto go przypominaj acymi runy literami, po
wielu staraniach zdołali go jednak odcyfrowac: STAIN ORDOGNO. A ponizej
cos, co wygl adało jak DEOBRIGULA.
Nic im to nie mówiło.
Najwieksze jednak zainteresowanie wzbudził znak słonca, umieszczony na samej
górze okładki.
Musze przejrzec te ksiege stwierdził Móri, odruchowo kład ac reke na
grubym tomie, by go otworzyc.
Nie, Móri, nie! zawołała Tiril. Nie wolno nam!
Wielka dłon Nauczyciela zamkneła sie na rece Móriego.
W okamgnieniu wci agn ał ich piekielny wir, szarpn ał nimi z dzikim hukiem
i ockneli sie, siedz ac na stryszku stodoły we dworze niedaleko Christianii.
Przybiegł Nero i radosnie ich obw achał.
Móri przymkn ał oczy i westchn ał.
Alez ze mnie głupiec! Zaprzepasciłem wspaniał a okazje! S adze, ze nasi
przyjaciele nie zechc a nas tam zabrac jeszcze raz.
Mozesz byc tego pewiencierpko rzuciła Tiril, zapamietała sobie jednak
zadowolona, ze wyraził sie "nasi przyjaciele". Tak wiec czarnoksieznik Móri
poczynił wielki krok naprzód!

Rozdział 13
Ksiezna Theresa nie mogła zmruzyc oka, choc po dwóch dobach bez snu zmeczenie
dawało o sobie znac bólem całego ciała. Dopiero nad ranem udało jej sie
zdrzemn ac.
Moja córka. . . Nareszcie spotkałam swe jedyne dziecko. Cóz za przemiłe
stworzenie! Sliczne w tak trudny do okreslenia sposób. Jakby w dosc przecietnych
rysach odbijała sie piekna dusza.
Tak bardzo juz j a polubiłam, gotowa jestem nieba jej przychylic.
Ona jednak okazuje pewn a rezerwe. Nie moze byc inaczej wszak upłyneła
zaledwie doba, odk ad sie poznałysmy, lecz i tak jej dystans sprawia ból. Ona
wszystko robi z wahaniem. Wprawdzie pozwała mi trzymac sie za reke, pozwała
sie usciskac, ale zachowuje sie biernie, sama nie bierze w tym udziału.
Jak mam do niej dotrzec?
Jak zdołam wszystko naprawic? Te długie lata, kiedy nawet nie wiedziała
o moim istnieniu? Ilez zła doswiadczyła!
Ale czy w zamku Gottorp byłoby jej lepiej?
Nie, z pełnym przekonaniem moge powiedziec: nie!
Theresa zorientowała sie, ze nagle przemówiła na głos. Oby tylko nie usłyszała
jej pokojówka w s asiednim pokoju!
Takie długie pasmo tesknoty! Skonczyło sie, nie chce juz nigdy rozstawac sie
z moim dzieckiem. Nigdy, nigdy wiecej!
Ach, wszystko jest takie nowe, dzieje sie tak szybko!
Na dobitke smierc Adolfa. . .
Theresa nie chciała precyzowac stanu swych uczuc, zastanawiac sie, czy odczuwa
zal, czy tez tylko ulge. Bała sie własnych mysli.
Nie mogła jednak zaprzeczyc, ze ogarniał j a niepokój na mysl o tym, co j a
czeka w najblizszych dniach.
Dlaczego nie pozwalaj a mi pochowac go tutaj, w Christianii?zadawała sobie
pytanie. Dlaczego krewni nalegaj a, by złozyc ciało do grobu w Holsteinie-
Gottorpie? A jesli tak bardzo sobie tego zycz a, dlaczego sami nie towarzysz a
zwłokom? Stwierdzili, ze to moja powinnosc. Prosiłam o dodatkowy powóz, który
98

mógłby jechac za karawanem, lecz odmówili twierdz ac, ze tak nie uchodzi. Wdowa
musi towarzyszyc zmarłemu mezowi az do samego domu, przynajmniej tyle
powinnam uczynic dla biednego Adolfa, skoro odmawiałam mu dziecka! Ach,
jak mało wiedz a! Nie, to nieprawda, wiedzieli o wszystkim. Wiedzieli, ze jest
bezpłodny, widzieli, az za czesto, jak mnie bije. Za wszelk a cene jednak pragneli
zachowac pozory. Moim kosztem. Bo jestem z rodu Habsburgów, przewyzszam
ich urodzeniem, dlatego chc a mnie zniszczyc, zdeptac.
Własciwie nigdy nie wybaczyłam rodzicom, ze zmusili mnie do poslubienia
ksiecia Adolfa. Nie chciałam go za meza! Marzyłam. . .
Nie, o tym nie wolno mi myslec!
A dlaczego? Mój ukochany. Jedyna miłosc mego zycia. On dał mi Tiril. Dziecko,
które musiałam porzucic. Teraz jednak je odzyskałam.
A Adolf nie zyje.
I chociaz musze towarzyszyc coraz bardziej cuchn acej trumnie do zamku Gottorp,
nic wiecej pod słoncem nie wi aze mnie juz z tym miejscem. Zrobie, co zechc
e, a to oznacza, ze przył acze sie do Tiril i zatroszcze o jej przyszłosc.
Tylko gdzie zamieszkamy?
Ten dwór swietnie by sie do tego nadawał, ale stara jedza z ada za niego fortuny.
Aurora. . .
Biedna, zniewolona Aurora, wiem, ze i ona chetnie osiadłaby tutaj, z daleka
od swej potwornej matki.
Nigdy nie spotkałam osoby równie okropnej jak ta stara czarownica. W dodatku
wygl ada na to, ze dozyje setki.
Przyjaciele Tiril budz a mój niepokój. Zaopiekowali sie ni a, prawda, i s a wobec
niej bardzo lojalni. Ale kim oni własciwie s a?
Baronówne van Zuiden znaj a wszyscy, doprawdy nie jest ona odpowiednim
towarzystwem dla mojej Tiril. A przeciez nie moge powiedziec: "Nie wolno ci sie
juz z nami spotykac". Catherine van Zuiden zbyt wiele uczyniła dla mojej córki.
Dzieki Bogu wkrótce wyjedzie juz do Bergen, razem z Erlingiem Mllerem.
Theresa usmiechneła sie leciutko. Erling Mller! Nazwał sie von Mller, byle
dostac sie na bal! Cóz za smiałosc. Lubie tego człowieka, jest uczciwy, przystojny
i bogaty, ma dobry charakter. I tak wiele pomógł Tiril.
Niestety, nie jest szlachcicem.
W dodatku Tiril nie ł acz a z nim zadne cieplejsze uczucia. Kiedys bardzo sie
ni a interesował, sam mi to wyznał, lecz uczucie zgasło, nie miało sie czym karmic.
I ten ostatni, najdziwniejszy z nich wszystkich! Móri. Doktor Móri. Nie jest
własciwie medykiem, przyznał to, gdy opowiadali mi sw a historie. Ale kim wobec
tego jest? A moze czym?
Najgorsze, ze Tiril zywi dlan bezgraniczny podziw. Czy nie widzi, ze jest
niebezpieczny?
99

Obawiam sie, ze własnie ta strona jego natury j a poci aga. Mozna chyba mówic
o swoistej miłosci, jaka ich ł aczy. Jego ciemne oczy niczego nie zdradzaj a, ale
sposób, w jaki jej dotyka. . .
Niepokoi mnie to.
Trzasneły drzwi wejsciowe. . .
Własnie weszli, razem, słysze, jak rozmawiaj a w sieni. Ale Tiril nie zabawiła
długo poza domem, zaledwie kilka minut, nie mogli zd azyc. . .
Cóz za paskudne mysli! Sama przeciez wiem, jak to jest byc młod a i zakochan
a. Nie lepiej sie zachowałam, miałabym wiec ich os adzac?
Na pewno do niczego nie doszło w tak krótkim czasie, głowe dam sobie uci ac.
Rozchodz a sie, mówi a sobie dobranoc, Tiril przywołuje swego wielkiego psa.
Nero. Naprawde wspaniały pies, najlepszy stróz dla mojej córki.
Jutro musze pomówic z Mórim, dowiedziec sie, jak sie sprawy maj a.
Słyszałam, ze w sieni wspomnieli o Tiersteingram. Znów Tiersteingram! Nie
rozumiem, jak to sie ze sob a, wi aze. I ta stara opowiesc, co oni próbuj a odkryc?
Prosili, bym postarała sie przypomniec sobie wiecej szczegółów. Oczywiscie
zrobie wszystko, by spełnic ich zyczenie, choc nie rozumiem, dlaczego.
Co ten Móri własciwie powiedział? "Sama widzisz, Tiril, pudełko w pudełku,
w pudełku, w pudełku, w pudełku. . . "
Co mógł miec na mysli?
Wymienił tez pare dziwnych słów, starała sie je zapamietac. Cos jakby "ordogno"?
I "deobrigula"?
Całkiem niezrozumiałe wyrazy.
Theresa mocniej otuliła sie kołdr a i próbowała zasn ac. Mysl o podrózy do
Holsteinu- Gottorpu napawała j a strachem.
Nastepnego dnia w porze obiadowej pojawiła sie Aurora.
Udało mi sie wymkn ac mówiła z radosci a. Droga matka miała znów
ciezk a noc, odbijało jej sie zółci a, dokuczały gazy w zoł adku. Połozyła sie wiec
po sniadaniu, na które jak zwykle zjadła za duzo, i zasneła. Lizuska wyszła cos
załatwic, a ja wtedy postanowiłam przyjechac tutaj. Jak sie macie?
Doskonale odparł Erling. Móri jest u ksieznej, która chciała z nim
mówic. I cos jest nie w porz adku z wielkim piecem kuchennym, słuz acy narzekaj
a, ze musz a przygotowywac posiłki na małym piecyku w przedpokoju.
To przeciez niemozliwe!zafrasowała sie Aurora.Ale oto pokojówka,
spytajmy j a, co da sie zrobic.
Okazało sie, ze jeden ze słuz acych, tutejszy, sugerował, by wezwac s asiada,
zrecznego, znaj acego sie na rzeczy mezczyzne. Aurora poprosiła, by natychmiast
sie tym zajeli.
Dobrze. A o czym to Theresa chciała rozmawiac z doktorem Mórim?
100

Nie wiem odparła Tiril załosnym głosikiem. Ale chyba sie domy-
slam.
Tiril snuła słuszne przypuszczenia. Rozmowa, która toczyła sie w pokoju Theresy,
była dosc trudna dla obu bior acych w niej udział stron.
Wasza wysokosc, pani pytanie zmusza mnie do uprzedzenia biegu wypadków
rzekł Móri. Siedział w obitym jasnoniebieskim jedwabiem fotelu, stanowi
acym odpowiednie tło dla jego ciemnej postaci. Theresa zasiadła naprzeciwko
w takim samym fotelu.
Spogl adała na swego rozmówce z wyczekiwaniem. Since na jej twarzy zabarwiły
sie odcieniami zółci i zieleni, natomiast opuchlizna nieco sie zmniejszyła.
Podobienstwo Tiril do matki stawało sie coraz wyrazniejsze.
Pyta mnie pani o moje zamiary wzgledem pani córki. Czy wolno mi bedzie
odpowiedziec szczerze?
Oczywiscie, o to własnie prosze.
Gdy ujrzałem Tiril pierwszy raz, a było to w bergenskiej kuzni, natychmiast
zauroczyła mnie jej osobowosc. Wiem, ze to moze zabrzmi banalnie, lecz
było w niej cos, co wywołało moje wzruszenie. Nie mogłem oprzec sie wrazeniu,
ze stanowimy jednosc, jestesmy nierozerwalnie ze sob a poł aczonymi czesciami
całosci. Czy wasza wysokosc to rozumie?
Sama doznałam podobnego uczucia. Wówczas gdy spotkałam ojca Tiril.
Móri kiwn ał głow a.
Z pocz atku usiłowałem trzymac sie na uboczu. Próbowałem opiekowac sie
ni a tak, by sie nie zorientowała, sk ad płynie pomoc. To jednak nie było mozliwe
na dłuzej. Okazało sie, ze Tiril rozpaczliwie potrzebuje wsparcia, opowiadalismy
o tym juz wczesniej. Niemal jednoczesnie ze mn a pojawił sie Erling Mller. I on
zakochał sie w Tiril, najbardziej prawej osobie, jak a znam. Ona widziała w nas
przyjaciół, w pełni nam zaufała i zawierzyła. Wszystko szło niezle, starałem sie
zapanowac nad swymi uczuciami tak, aby ona sie o nich nie dowiedziała, by sie
tym nie dreczyła. . . Tak było do czasu wypadków na Islandii. Ta młoda dziewczyna
pojechała tam całkiem sama i ocaliła mi zycie. Juz pani o tym wspominalismy.
Owszem, nigdy jednak nie opowiedzieliscie mi, co własciwie spotkało cie
na Islandii, Móri. Jestes bardzo tajemnicz a osob a. Mam wrazenie, ze wiele przede
mn a ukrywacie.
Móri zamyslił sie. Powoli, głeboko odetchn ał.
Poniewaz rozwazamy dosc istotne kwestie, dotycz ace przyszłosci Tiril,
chciałbym, aby wasza wysokosc dowiedziała sie, kim jestem. Na Islandii takich
jak ja zw a galdrameistare, czyli czarnoksieznikami. I jesli wolno mi tak o sobie
powiedziec, jestem poteznym czarnoksieznikiem.
Theresa nawet sie nie skrzywiła.
101

Udowodnij mi to!
Zwykle nie chce naduzywac swej mocy, lecz dla pani. . . Prosze wzi ac do
reki te miseczke, wasza wysokosc!
Po chwili wahania usłuchała. Podniosła sliczn a chinsk a czarno-czerwon a miseczk
e z laki. Była pusta.
Prosze teraz na ni a spojrzec!
Theresa przeniosła wzrok na naczynie.
Na jej oczach powoli wypełniało sie wod a, która w koncu przelała sie przez
brzeg i zaczeła skapywac na stół. Zdumiona ksiezna wypusciła miseczke z r ak.
Naczynko upadło na blat, znów puste, nigdzie nie było widac ani kropli wody.
Theresa zacisneła usta, starała sie oddychac spokojnie, nie mogła jednak nad
sob a zapanowac.
Prosze mi wybaczyc, ksiezno cicho powiedział Móri. Z pewnosci a
jednak rozumie pani teraz, dlaczego starałem sie okazac wstrzemiezliwosc w moich
stosunkach z Tiril, chociaz nie zdawałem sobie sprawy, ze jest ona tak wysokiego
rodu.
Za to ona zaczeła okazywac ci cieplejsze uczucia, prawda?
Tak. Z pocz atku starałem sie skrywac, co do niej czuje, lecz ona i tak wiedziała.
To zazwyczaj sie nie udaje.
Wiem o tym.
Zapewniam jednak wasz a wysokosc na honor i sumienie, ze nigdy jej nie
skrzywdziłem. Tiril jest dziewic a i pozostanie ni a, dopóki nie wyjdzie za m az.
Dziekuje!
Musze jednak przyznac, ze kilka razy było mi naprawde trudno. Zawsze
obawiałem sie, by nie poci agn ac jej za sob a w mroczne swiaty, po których czarnoksi
eznik taki jak ja, pokusiwszy sie o to, co zrobiłem na Islandii, musi sie porusza
c. Najstraszniejsze, ze z otchłani przywiodłem ze sob a pewne istoty. . .
Aha pokiwała głow a Theresa. Teraz juz pojmuje!
Wasza wysokosc wyczuwa ich obecnosc, prawda?
Tak, ale nie mogłam zrozumiec, co to jest.
Przygryzł wargi.
Przed kilkoma dniami poprosiłem je o rade. Uznały, ze moge wzi ac na
siebie te odpowiedzialnosc i poslubic Tiril. Wyraziły swoj a zgode. Wyjasniły tak-
ze, ze nie spotka jej nic złego, ona bowiem nigdy nie odwiedziła doliny zimnych
cieni.
Napiecie ksieznej dało sie wyraznie zauwazyc. To było dla niej troche za duzo
jak na jeden raz.
Ale nastepnego dnia dowiedzielismy sie, z jak szlachetnego rodu wywodzi
sie naprawde moja wybranka. Zrozumiałem, ze nie moge sie oswiadczyc bezpo-
srednio jej, tylko musze zwrócic sie do waszej wysokosci, prosz ac o reke Tiril.
102

Miałem zamiar wstrzymac sie do chwili, gdy pani wyrazniej wytyczy jej przyszło
sc, chciałem sprawdzic, jak Tiril zachowa sie w nowym otoczeniu. Gdyby sie
okazało, ze w jej nowym zyciu nie ma miejsca dla mnie, natychmiast bym sie wycofał.
Pani pytanie jednak o moje zamiary wzgledem Tiril zmusiło mnie do tych
wyznan. Mam nadzieje, ze wasza wysokosc okaze zrozumienie dla mojej sytuacji.
Oczywiscie, w pełni to rozumiem. Ale nie moge podj ac zadnej decyzji, na
to zbyt wczesnie.
To bardzo m adra odpowiedz. Dziekuje, ze nie wskazuje mi pani od razu
drzwi.
Dlaczego miałabym tak post apic? Kto z nas dwojga wiecej zrobił dla dobra
Tiril, ja czy ty?
Wasza wysokosc zrobiła tyle, ile mogła.
Ksiezna zamysliła sie. Móri widział, ze targaj a ni a sprzeczne uczucia, odbijało
sie to na jej twarzy.
Tiril jest taka młoda rzekła z wahaniem. Nie wolno nam nic czynic
w pospiechu. Rozumiem, ze potrzebuje twojej opieki, Móri, zwłaszcza gdy ja
wyrusze do Gottorpu, a Erling i Catherine powróc a do Bergen. . .
Usmiechneła sie.
Nie traktuj mego pytania jak zachety, lecz co masz zamiar ofiarowac Tiril?
I Móri leciutko sie usmiechn ał, zaraz jednak spowazniał.
Bezgraniczn a miłosc, czułosc, troske i wiernosc. A poza tym. . . nic! Nie
mam nawet domu, do którego mógłbym j a wprowadzic, nie zapewnie jej bezpiecze
nstwa pod wzgledem materialnym. I kiedy juz tak szczerze rozmawiamy, nie
nalezy zapominac o ciezarze, jaki dzwigam na barkach. Czarnoksieznik nie we
wszystkich kregach jest równie mile widziany, jak juz mówiłem, zyje na granicy
swiata chłodnych cieni, a moi niewidzialni towarzysze mog a wzbudzic trwoge.
Ale w Tiril nie budz a przerazenia, s adze nawet, ze darz a j a wieksz a sympati a niz
mnie. Nazywaj a mnie nudziarzem, a dla niej gotowi s a chyba uczynic wszystko.
Ksiezna starała sie przyj ac to z godnosci a i zyczliwie, lecz z trudem panowała
nad sob a.
Wdzieczna jestem za twoj a szczerosc, Móri, choc nie wszystko, o czym
mówisz, rozumiem i akceptuje. To swiat całkiem mi obcy. O materialne potrzeby
Tiril martwic sie nie musisz, ja sie tym zajme. Ale niezbedne jej jest kobiece
towarzystwo. Wprawdzie ufam ci, ale nie mozecie zamieszkac tu tylko we dwoje.
Gdybyz Aurora. . .
Urwała.
Odwiedzilismy w Christianii pani posrednika, ksieznopowiedział Móri
aby dowiedziec sie, kto ujawnił tajemnice pochodzenia Tiril. To on, owładn
eła nim skleroza. Jego gospodyni natomiast zyczliwie udzieliła nam cennych
informacji, które naprowadziły nas na slad przesladowców Tiril. Wspomniała tez
o czyms, czym wasza wysokosc jak najszybciej powinna sie zaj ac: wielka suma,
103

jak a przed laty przeznaczyła pani dla córki, jest w niebezpieczenstwie. Bankier
nie ma juz kontroli nad samym sob a i w swej naiwnosci gotów jest wypłacic
wszystkie pieni adze oszustom, w ostatnich latach przechwytuj acym wypłaty.
Alez przeciez bankier miał zaufanego kuriera!wykrzykneła Theresa.
Kuriera zabili ci, którzy teraz nastaj a na zycie Tiril. Przejeli jego zadanie.
Cóz za straszna historia! Musze natychmiast udac sie do bankiera.
S adze, ze to własciwa decyzja. Uwazam tez, ze Tiril powinna pani towarzyszy
c.
Theresa popatrzyła na niego badawczo. Z oczu bił wielki niepokój.
Ci przesladowcy. . . Znacie ich nazwiska?
Owszem. Jeden juz nie zyje, trafiony przypadkowym strzałem. Nazywał
sie Georg Wetlev. Drugi to Heinrich Reuss.
Heinrich Reuss? Słyszałam, oczywiscie, o tym starym rodzie ksi azecym,
w którym wszyscy mezczyzni nosz a imie Heinrich. Zadnego z nich jednak nie
znam osobiscie. Obiecuje, ze bede czujna i dam znac, gdy tylko usłysze cos, co
moze was zainteresowac.
Doskonale!
Jesli natomiast chodzi o odpowiednie towarzystwo dla Tiril na czas, kiedy
tu zamieszkacie. . . Spróbuje znalezc dame, która sie tego podejmie. Poza
tym wróce tu jak najpredzej, gdy tylko uporam sie ze wszystkimi sprawami
i definitywnie zerwe wszelkie zwi azki z Holsteinem-Gottorpem. W tym czasie
na pewno zdołamy sie zastanowic nad przyszłosci a mej córki, i moj a takze.
Móri zrozumiał, ze audiencja dobiegła konca, i pozegnał sie dwornie.
Kiedy wyszedł, Theresa długo stała koło łózka, nakrytego piekn a narzut a. Potem
uklekła i złozyła dłonie.
Drogi Ojcze w niebie wyszeptała. Dzieki Ci za to, ze pozwoliłes
mi spotkac moj a córke, ze bede sie mogła ni a zaj ac, tak wiele trzeba nadrobic.
Dzieki Ci za to, ze strzegłes jej przez te lata, kiedy ja j a zawiodłam. Tak bardzo
j a kocham! Poprowadz mnie teraz, abym zrozumiała, co bedzie dla niej najlepsze.
Wiesz, Ojcze, ze jestem głeboko wierz aca. Udziel mi rady, jak mam post apic wobec
tego niezwykłego człowieka, który tak wiele dla niej uczynił, a teraz pragnie
poj ac j a za zone. Obcy jest mojej wierze, a w twoich oczach z pewnosci a wyklety,
lecz oni sie kochaj a, on pragnie tylko jej dobra. Nie chce ich zranic, daj mi znak,
wskazówke, jak powinnam post apic. On nie jest takze szlachcicem, to jeszcze pogarsza
sprawe. Ale z drugiej strony córka moja to owoc grzechu, w twoich oczach
ciezkiego grzechu, arystokracja takze nigdy jej nie zaakceptuje. Moje wahanie nie
jest wiec bezpodstawne.
Umilkła. Długo sie namyslała.
Panie, przyjmij dobrze mego nieszczesnego małzonka Adolfa! Wiem, ze
nie zawsze miałam dla niego dosc cierpliwosci, jak przystało zonie. Teraz, kiedy
umarł, lepiej rozumiem, jak trudne musiało byc jego zycie. Poslubił kobiete, która
104

nigdy nie zdołała go pokochac. Starałam sie byc posłuszna, wypełniac jego wol
e, rozumiem jednak, ze moja zamknieta twarz wiele mu mówiła. Bardzo musiał
cierpiec, wiedz ac, ze nie moze spłodzic dzieci, s adze, ze jego humory, brutalnosc
i niewiernosc w tym własnie miały swe przyczyny. Boze, naucz mnie bolec nad
jego smierci a, z takim trudem przychodzi mi okazywanie zalu! W głebi serca odczuwam
tylko ulge, a tak przeciez byc nie powinno! Owszem, współczuje mu,
lecz nic ponad to. Daj mi siłe, bym potrafiła okazac wyrozumiałosc wobec jego
złych cech, pozwól wspominac tylko dobre chwile, które wspólnie przezylismy.
Chociaz zadnej takiej nie pamietam, pomyslała ze wstydem.
Panie, daj mi siłe! Uczyn mnie dobrym, pokornym człowiekiem, widze, ze
czeka mnie długa droga!
Zakonczyła modlitwe:
I chron ode złego moje ukochane, tak rozpaczliwie wytesknione dziecko!
Amen.
Podniosła sie z kleczek i wyjrzała przez okno.
Heinrich Reuss szepneła. Nieznajomy, nie spokrewniony z nami.
I Georg Wetlev, nawet o nim nie słyszałam. Dwaj obcy. Dlaczego?
W sieni rozbrzmiewał głos donosny jak dzwiek rogu:
Tak, tak, panienko Auroro, ten piec zaraz sie rozpali, bedzie ci agn ał tak, ze
diabli zechc a pozyczyc go do piekła!
Jak miło, ze zgodziliscie sie przyjsc, Mikalsen, pewnie w zagrodzie sporo
teraz roboty?
Nie, nie, panieneczka sie myli, bo widzi panienka, ja nie jestem gospodarzem,
tylko młodszym bratem. A oto moja siostra Seline, przyszła zapytac, czy do
czegos by sie nie przydała.
O, tak miło, ze na dworze nareszcie ktos zamieszkał zawtórował mu
przyjemny kobiecy głos.Przykro patrzec na takie ciche, ciemne s asiedztwo.
Theresa wyszła do sieni, by przywitac nowo przybyłych.
Brat gospodarza odznaczał sie niecodziennym wygl adem. Potezny jakich mało,
niemal tak samo szeroki jak wysoki, górował nad wszystkimi mieszkancami
dworu zebranymi w sieni. Jego siostra, równiez wysoka, miała wesołe, ciekawie
spogl adaj ace oczy. Theresa polubiła oboje od pierwszego wejrzenia.
Aurora takze poczuła do nich sympatie.
Kiedy sie juz przywitali, Theresa oswiadczyła:
Oczywiscie, bardzo mi sie przyda wasza pomoc, pani Seline. Czy pani jest
zwi azana jakimis obowi azkami?
Nie, m az nie zyje, a dzieci wyprowadziły sie na swoje. Wałesam sie po
domu z k ata w k at, bez zadnego pozytku.
105

Ksiezna szczerze sie uradowała. Seline predko wprowadzono w sytuacje. Czy
zgodzi sie pełnic funkcje przyzwoitki dla dwojga młodych, którzy musz a zamieszka
c pod jednym dachem? Byc dam a do towarzystwa młodziutkiej Tiril? Oczywi-
scie Móri mógłby zamieszkac gdzie indziej, lecz Tiril potrzebuje jego ochrony, bo
na jej zycie nastaj a dwaj tajemniczy mezczyzni.
Seline i jej brat, August, zgodzili sie zamieszkac we dworze. "Chciałbym zobaczy
c tego, który mi sie wymknie", oswiadczył olbrzym.
Erling objasnił, ze przestepcy s a uzbrojeni w bron paln a.
To znaczy, ze bede musiał przyniesc swój muszkiet spokojnie powiedział
August.
Wszyscy odetchneli z ulg a.Wygl adało na to, ze sprawy ułoz a sie jak najlepiej.
Theresa i Aurora mogły spokojnie opuscic Norwegie w przekonaniu, ze Tiril znajduje
sie pod dobr a opiek a. Obie zywiły nadzieje, ze wkrótce tu powróc a. W jaki
sposób Aurora miałaby sie wyrwac spod władzy matki-jedzy, nie chciała sie na
razie zastanawiac.
August człapał za Auror a po domu, słuchaj ac polecen, co nalezy zreperowac,
z min a znawcy obmacywał sciany, piece i zbiorniki na wode i wypowiadał sie ze
spokojem na temat napraw. Aurora, niezwyczajna meskiego towarzystwa, wsłuchiwała
sie w jego głeboki głos z radosci a pomieszan a ze strachem.
Oprowadziła go po wszystkich zak atkach domu, zajrzeli nawet do piwnicy
i na strych, tak chciała przeci agn ac te przyjemne chwile. Obsypywała go pytaniami,
szczebiotała przechylaj ac głowe i z zachwytem obserwowała potezne miesnie
Augusta, poruszaj ace sie pod koszul a.
Ani jednej mysli nie poswieciła przy tym swej wiecznie ubolewaj acej nad sob a
matce.
Kiedy dokonali juz przegl adu całego dobytku, Aurora z zarumienionymi policzkami
wróciła do sieni, szczesliwsza niz kiedykolwiek w zyciu. Bo czyz August
nie powiedział, w zwi azku z pojemnikami na smieci, które nalezało odnowic:
"Jest pani porz adn a dam a, poznaje to po pani oczach, panienko Auroro".
Czyz wiec nalezy sie dziwic, ze spragnionej sympatii kobiecie, skutej przez
matke kajdanami strachu, zycie w jednej chwili wydało sie wspaniałe?
W koncu dwór opustoszał. Wielkim czarnym karawanem, na którym z tyłu
umieszczono trumne, odjechała Theresa razem z nieodł aczn a pokojówk a. Jedynie
mysl o przyszłosci i cudownie odnalezionej córce ratowała ksiezn a przed całkowitym
załamaniem.
Kilka dni pózniej Aurora siedz ac w powozie starała sie nie słyszec nieprzerwanych
narzekan matki, jej k asliwych uwag i mieszania bliznich z błotem. Próbowała
uchylic drzwi powozu, by wywietrzyc i pozbyc sie nieprzyjemnego fetoru,
bij acego od smoczycy, lecz stara skarzyła sie, ze zanadto wieje.
106

Jak, na miłosc bosk a, zdołam sie od niej uwolnic i wrócic do Norwegii?
zastanawiała sie przejeta Aurora, kiedy powóz toczył sie po błotnistych drogach
południowej Jutlandii. Chce powrócic do moich przyjaciół!
Na nadmiar przyjaciół nigdy nie narzekała.
Zaczeła takze snuc nowe marzenia. Marzenia, które czasami j a szokowały,
lecz za zadn a cene nie chciała sie z nimi rozstac.
Ale przeciez on nie jest szlachcicem, starała sie myslec trzezwo. A zatem to
niemozliwe. Chyba jednak wolno mi marzyc?
Lizuska jakby potrafiła czytac w jej myslach. Młoda dziewczyna siedziała naprzeciwko,
na jej ustach igrał złosliwy usmieszek, a w oczach zapalał sie diabelski
błysk.
Erling był gotów do powrotu do Bergen. Musiał jechac, choc miał wielk a
ochote zostac w Christianii jeszcze przez jakis czas. Tym razem miał podrózowa
c statkiem w towarzystwie Catherine, której nie trafiła sie okazja rozprawienia
sie z wdow a-jedz a. Zatroszczył sie o to Móri. Nie zywił cieplejszych uczuc dla
starej, podj ał po prostu skazan a na niepowodzenie próbe sprowadzenia Catherine
na dobr a droge.
Dla Erlinga.
Wygl adało na to, ze wszystko pomału sie ułozy. Pieni adze Tiril ulokowano
bezpieczniej, razem z Mórim radowali sie, ze oboje nareszcie maj a miejsce, które
da sie nazwac domem. Nero nie mógł sie nacieszyc swym nowym rozległym
terenem i głosnym szczekaniem płoszył włóczegów.
Mimo to jednak własnie teraz Tiril i Móri wpadli w naprawde powazne tarapaty.
Tym najgrozniejszym w duzym stopniu sami byli winni, pozostałe, równie
grozne, nadeszły z zewn atrz. Oblicze zła zaczeło wyłaniac sie z mroku.

Rozdział 14
Lodowate oczy spogl adały na Heinricha Reussa.
Pot nad tw a górn a warg a zdradza, ze zmarnowałes ostatni a szanserzekł
von Kaltenhelm. Niewiele czasu upłyneło, odk ad przyniosłes fatalne wiesci
o smierci Georga Wetleva. A teraz przybywasz z równie zł a wiadomosci a, prawda?
Nie, nie zaprzeczał zdyszany Heinrich Reuss.
Spociłem sie, bo tak sie spieszyłem tutaj, do Akershus.
No i jak? Pojmałes Tiril Dahl?
Nie, jeszcze nie.
Gdzie ona jest?
Jakby zapadła sie pod ziemie. Dziewczyna, pies i ten grozny cudzoziemiec
znikneli. Ale mam tez lepsze nowiny. Wytropiłem dwoje jej przyjaciół. Erling
Mller i baronówna van Zuiden zamówili miejsca na statku, który jutro rano wypływa
do Bergen. Pozbedziemy sie wiec dwojga strazników Tiril Dahl!
Z dum a popatrzył na swego groznego zwierzchnika, ale twarz Horsta von Kaltenhelma
sci agn ał gniew.
Czy mozna byc jeszcze wiekszym durniem? Pedz natychmiast do portu,
strzez drogi tam prowadz acej! Nie rozumiesz, ze oto stoimy przed niezwykł a
szans a?
Reuss popatrzył na niego nic nie rozumiej ac.
Masz trzy mozliwosci oswiadczył von Kaltenhelm, przyblizaj ac twarz
do twarzy podwładnego-idioty i kład ac nacisk na kazdej sylabie, zeby zmusic go
do myslenia. Pierwsza mozliwosc jest taka, ze Tiril Dahl odprowadzi swych
przyjaciół na statek. Tak oczywiscie byłoby najlepiej, bo wtedy j a pojmasz. Zyw a,
nie zapominaj o tym! Nasz Mistrz chce wydusic z niej prawde. Drugie wyjscie to
sledzic Tiril do jej kryjówki i tam sie ni a zaj ac. Trzecia mozliwosc to pochwycic
jedno z wybieraj acych sie w podróz i torturami wydusic z niego wszystko, co wie,
albo wzi ac jako zakładnika i wymienic na Tiril Dahl. I nie Catherine van Zuiden,
bo o ni a nikt nie zapyta. Ale do tego młodego kupca z Bergen Tiril Dahl jest, zdaje
sie, bardzo przywi azana. Złapcie jego, bo baronówna nic nie jest warta.
108

Heinrich Reuss odczuł ogromn a ulge, słysz ac, ze wywinie sie tak łatwo.
Nie wiem jednak, czy sam sobie z tym poradze.
Ponury von Kaltenhelm zastanowił sie chwile.
Pomoze ci człowiek, który zast api Georga Wetleva. On ma dosc oleju
w głowie, b adz mu wiec posłuszny!
Jak zwykle von Kaltenhelm upokorzył Heinricha Reussa ostatni a krótk a uwag
a, rzucon a juz w biegu:
Nasz Mistrz sie niecierpliwi. Czas zaczyna sie juz konczyc.
Za kazdym razem, gdy wspominano Mistrza, Reussa zlewał zimny pot strachu.
Uciekaj, Heinrichu, uciekaj!
Ale przed Mistrzem nie dało sie uciec.
Von Kaltenhelm, odszedłszy kawałek, odwrócił sie. Popatrzył, jak Heinrich
Reuss znika w głebi ulicy, i usmiechn ał sie z pogard a.
Wiedział wiecej niz inni.
Mistrz naprawde zaczynał tracic cierpliwosc. Gotów był osobiscie sie wł aczy
c.
Mogło to nast apic w kazdej chwili.
A wtedy. . . Niech Bóg sie zmiłuje nad Tiril Dahl! I nad tym tchórzem, Heinrichem
Reussem!
Wyznaczony czas upływał.
Nawet von Kaltenhelm drzał ze strachu. Jesli Heinrichowi Reussowi nie powiedzie
sie po raz kolejny, i on, Horst von Kaltenhelm, popadnie w niełaske.
Rzecz jasna nie miał zamiaru uczestniczyc osobiscie w tak prostackich zadaniach
jak te, które wyznaczał Reussowi i innym, lecz. . .
Mistrz nigdy nie okazywał litosci.
Tiril i Móri nie odwazyli sie odprowadzic przyjaciół do samej Christianii. Znale
zli schronienie i nie chcieli zaprzepascic mozliwosci pozostania w bezpiecznym
miejscu jeszcze przez jakis czas.
Odwiezli ich kolask a tak daleko jak uznali za stosowne, a tam czekał juz drugi,
wynajety, zamówiony przez Erlinga powóz.
Pozegnali sie na skraju lasu pod miastem.
Wrócimy oswiadczyła Catherine. A kiedy juz wszystko sie uspokoi,
wy tez musicie przyjechac.
Erling nie był takim optymist a.
Nie chce was porzucac w tak trudnym połozeniu powiedział cicho.
Ale juz nazbyt długo zostawiłem, interesy. Uwazaj na Tiril, Móri. Wiem, wiem,
109

nie potrzebujesz moich pouczen.
Tiril długo sciskała przyjaciela, nie mog ac wydusic słowa. Wreszcie powóz
odjechał w strone miasta, a oni milcz acy i zasmuceni wrócili do dworu. Długi,
dobry okres w ich przyjazni dobiegł konca.
Mam wrazenie, jakby zostało mnie tylko półoswiadczyła Tiril.
Ja takze odparł Móri.
W powrotnej drodze nic wiecej nie powiedzieli.
Catherine przez cał a droge do portu usta sie nie zamykały, lecz Erling nic nie
mówił. Pierwszy raz od wielu, wielu lat był bliski płaczu. Czuł sciskanie w gardle,
nie słuchał paplania Catherine, nie mówiła zreszt a o niczym waznym.
Szczesciarz ten Móri, pomyslał nagle. Owszem, on sam kochał sie w baronównie,
wspaniałej towarzyszce nocnych igraszek, lecz czasami wprawiała go
w irytacje.
Tiril. . .
Stracił j a, juz dawno musiał sie z tym pogodzic. Z magnetyzmem i tajemniczo-
sci a Móriego nawet bogowie walczyliby na prózno. I przeciez czuł sie szczesliwy
z Catherine. Ale nie zawsze.
Jednego był natomiast pewny. Jej kiepska reputacja nie dotarła do Bergen.
Rodzina z otwartymi ramionami przyjmie piekn a i swiatow a arystokratke.
Pozostawało tylko miec nadzieje, ze Catherine nie popełni zadnego głupstwa.
Obiecała, ze nigdy juz nie bedzie sie popisywac w atpliwymi czarnoksieskimi
sztukami. A Erling nie miał pojecia o tym, ze maczała palce w smierci ksiecia
Adolfa na balu.
Nagle powóz stan ał w ciasnym zaułku koło portu.Woznica wdał sie w kłótnie
z dwoma mezczyznami, przytrzymuj acymi konia za uzde.
Puszczajcie konie, do pioruna, nedzne zbóje! Wioze wielkich panstwa!
No własnie rozległ sie zimny głos; Catherine, wyjrzawszy z prawej
strony, rozpoznała Heinricha Reussa. Erling natomiast nigdy przedtem nie widział
mezczyzny, stoj acego po jego stronie. Catherine predko powiedziała mu, z kim
maj a do czynienia.
Erling nie wahał sie ani chwili. Upewnił sie, czy oba pistolety s a naładowane,
i jeden podał baronównie.
Nie strzelaj, dopóki nie bedzie to konieczne!uprzedził i wyskoczył z powozu.
Miejsce ataku zostało wybrane przez niezłego stratega. Po obu stronach ulicy
stały tylko puste budy i magazyny portowe.
Heinrich Reuss podniósł rece do góry i zblizył sie do Catherine.
Od was osobiscie nic nie chcemyoswiadczył dostojnie, ale nie podobał
mu sie pistolet przed nosem, zwłaszcza w rekach tej kobiety. Nie spodziewał sie,
ze bed a uzbrojeni podczas takiej niewinnej podrózy. Musimy tylko zajrzec do
powozu.
110

Poszukac Tiril, ale tego głosno nie dodał.
Prosze, do diabła odpowiedziała Catherine, otwieraj ac drzwi. W tym
czasie Erling trzymał na muszce drugiego z mezczyzn.
Reuss zajrzał do srodka, a Catherine złapała go za portki i wci agneła do wnetrza.
Twarz a zmiótł kurz z podłogi ekwipazu.
Dawaj tu tego drugiegoponagliła Erlinga.Zawieziemy ich prosto do
aresztu.
Drugi z napastników okazał sie jednak sprytniejszy niz Reuss i kiedy Erling
odwrócił sie na moment, by sprawdzic, co tez własciwie wyprawia jego szalona
przyjaciółka, kopniakiem wytr acił mu pistolet z r ak i trzyman a w dłoni lask a
uderzył w głowe.
Tiril Dahl nie znalezli, musieli wiec przejsc do rozwi azania numer dwa: wzi ac
Erlinga Mllera jako zakładnika.Wjednej chwili napastnik pochwycił zamroczonego
potomka Hanzeatów i wci agn ał go do powozu od drugiej strony, na Heinricha
Reussa, a potem wskoczył na kozioł, zepchn ał woznice i popedził konie.
Nie brał jednak pod uwage Catherine van Zuiden, a uczyniłby to, gdyby znał
j a lepiej. Catherine przez tylne okno jak w az wyslizgneła sie na zewn atrz i po kufrach
podróznych usiłowała dostac sie na dach.Mezczyzna w tym czasie próbował
zawrócic konie w ciasnym zaułku.
To własnie nie było proste. Okazało sie, ze miejsca na atak nie wybrano wcale
najlepiej. Napastnik musiał podjechac prawie do samych nabrzezy, gdzie pełno
było tragarzy, ze zdumieniem obserwuj acych zamieszanie. Catherine, wywijaj aca
nogami przy próbach wdrapania sie na dach, zawołała do nich:
Zatrzymajcie konie! On kradnie mój powóz!
Baronówna była piekn a kobieta, a przy akrobacjach rozdarła jej sie suknia,
odsłaniaj ac ponetn a noge we frymusnej bieliznie. Catherine zdawała sobie z tego
sprawe, lecz jej zdaniem dodawało to tylko pikanterii sytuacji, a i mezczyzni tym
chetniej pospieszyli jej z pomoc a.
Kiedy woznica przybiegł utykaj ac, tragarze zatrzymali juz konie, połowa wymieniała
sprosne zarciki z baronówn a, a druga połowa spuszczała lanie człowiekowi
sci agnietemu z kozła. Zajeto sie tez Heinrichem Reussem. W zapale i Erlingowi
trafiło sie kilka kuksanców, lecz Catherine w czas zdołała powstrzymac
skorych do bitki tragarzy i wyjasnic nieporozumienie.
Budz ac zachwyt tylu mezczyzn, doskonale sie bawiła.
Co mamy zrobic z tymi tutaj?zapytał jakis zapijaczony bas.Wrzucic
ich do morza?
Nie, nie trzebaodparł Erling, który pomimo opuchnietej wargi odzyskał
juz godnosc.Ale dobrze by było, gdybyscie mogli oddac ich w rece wójta. My
juz musimy wchodzic na pokład.
Tragarze obiecali zaj ac sie łotrami.
111

Ten ma na sumieniu trzy morderstwa ci agn ał Erling. Drugiego nie
znam, ale z pewnosci a takze jest spod ciemnej gwiazdy. Dziekuje, Catherine, za
tak szybk a reakcje. A teraz musimy juz jechac zakonczył, uznaj ac, ze atmosfera
miedzy portowymi wyrobnikami a jego przyszł a małzonk a staje sie nazbyt
familiarna.
Gdy juz znalezli sie w powozie, odwrócił sie.
Nie powinienem jechac. Jak widzisz, niebezpieczenstwo wcale nie zostało
zazegnane. Nalezałoby przestrzec Tiril i Móriego, pomóc im.
Przeciez Reuss jest juz unieszkodliwiony wtr aciła Catherine, któr a poci
agały nowe przygody, pragneła podbic Bergen. Pogon za opryszkami na dłuzsz a
mete j a nudziła.
No tak pokiwał głow a Erling. S a rozbrojeni. . . Ale nie był z siebie
zadowolony. Gdyby kto inny mógł sie zaj ac przedsiebiorstwem w Bergen! On
powinien zostac tutaj, towarzyszyc przyjaciołom do czasu, az Tiril bedzie całkiem
bezpieczna. Erling całym sob a sie opierał.
Zobaczyli statek.
Porywy jesiennego wiatru uderzały w dom, zawodziły w szparach miedzy deskami
stodoły. Tiril jeszcze w sypialni słyszała skarge wiatru, mieszkała bowiem
w skrzydle najblizszym budynkom gospodarczym.
Wprawdzie było juz pózno, ale nie mogła zasn ac. Móri zajmował pokój po
przeciwnej stronie korytarza, a pokoje rodzenstwa Mikalsen znajdowały sie blizej
schodów, dosc daleko od Tiril. Na schodach August zamontował pułapke, w któr
a sam pierwszej nocy wpadł z wielkim hałasem. Znaczyło to, ze zasadzka jest
skuteczna.
Erling i Catherine wyjechali przed trzema dniami. Tiril gorzko za nimi teskniła,
szczególnie za Erlingiem, którego znała juz od ładnych paru lat. Z Catherine
niewiele j a ł aczyło i baronówna potrafiła czasami wprawic Tiril we wzburzenie,
była jednak wesoł a, barwn a postaci a, po jej odjezdzie pozostała pustka.
Nagle Tiril usiadła na łózku.
Ktos był w pokoju!
Albo. . . nie, chyba nie, to moze. . .
Umilknij, wietrze, bym mogła sie wsłuchac!
Przez cały wieczór nad jej głow a rozlegały sie szelesty i stukanie. Był tam
niski stryszek, nikt chyba nie mógłby sie na nim wyprostowac, lecz powiew wiatru
widac szalał z jakims okienkiem, a gałezie drzew uderzały o dach i o sciany.
Tiril próbowała dostrzec cos w ciemnosci.
Nie smiała zapalac swiecy, wczesniej jej migoc acy płomien wydał sie dziewczynie
jakis straszny, musiała. j a zgasic.
Kto j a wołał?
112

Nie, nie wołał. Poszukiwał. Ochrypły głos szeptał:
Tiiiril! Tiiiril Daaahl!
Jakos przerazliwie, przeci agle.
Oko? Miała wrazenie, ze obserwuje j a ogromne oko, z góry, jakby z wiezy.
Rozgl adało sie, poszukiwało jej, nie znajduj ac. Na razie.
Tiiiril Daaahl!
Nero uniósł łeb, warkn ał.
Tiril poderwała sie z łózka i z psem depcz acym jej po pietach wybiegła na
korytarz, do pokoju po przeciwnej stronie.
Móri szepneła. Ktos jest w mojej sypialni! On takze jeszcze nie
zasn ał.
Wiem, ze cos sie dzieje odparł.
Wstał z łózka i przygarn ał j a do siebie. To znaczyło, ze naprawde sie boi. Nikt
tak jak Móri nie potrafił wyczuc niebezpieczenstwa.
Witaj, Nerorzucił przelotnie. Mów, co sie stało, Tiril.
Opowiedziała mu o głosie i o oku.
A przeciez August pilnuje schodów. Nikt nie mógł wejsc do srodka
zakonczyła.
To nie przyszło schodami cicho powiedział Móri.
To cos innego, nie cielesnego. Cicho! Przywedrowało w slad za tob a az
tutaj.
Och, nie zadrzała tul ac sie do niego. Poczuła ciepło szczupłego, wrecz
chudego ciała.
Szkoda, ze wiatr tak hałasuje.
Stali w milczeniu, nieruchomo. Gdzies, chyba w budynkach gospodarczych,
miarowo stukała obluzowana deska. Tiril musiała nie domkn ac drzwi, bo wiatr
swistał w szparze, przywodz ac na mysl zawodzenie nieczystego ducha. Za nic
na swiecie nie odwazyłaby sie zostawic Móriego i isc zamkn ac drzwi. Jego tez
nigdzie nie pusci!
Nero znów zacz ał warczec.
Tiiiril Daaahl!
Miała wrazenie, ze wołaj acy zuzył cale powietrze, jakie miał w płucach, bo
słowa konczyły sie przeci agłym, chrapliwym westchnieniem, jakby na resztkach
oddechu.
Słyszeszepn ał Móri do Tiril.Ten głos pójdzie za tob a wszedzie. Ale
wołanie wiele go kosztuje. Bez wzgledu na to, co to jest, wyteza wszystkie siły.
Mam wrócic do siebie? zapytała na wpół z płaczem. Tak, zebys ty
miał spokój?
Och, nie, oczywiscie, ze nie. Ale mnie sie to nie podoba. To. . . To. . .
Nie znalazł odpowiednich słów, co jeszcze bardziej przeraziło dziewczyne.
Tiiiril Daaahl!
113

Oboje wstrzymali oddech.
Móri drgn ał.
Oczy. . . Czuje je rzekł cicho i dodał z niepewnym usmiechem: To
dwoje oczu, nie jedno, jak mówiłas.
Czy ktos chce..?
Tak. Ktos pragnie cie odnalezc.
Czary?
Owszem. Bardzo potezne.
Czy nigdy nie dadz a mi spokoju? jekneła.
To cos pragnie przyci agn ac cie do siebie. Odnalezc cie i sprowadzic. Za
skarby swiata nie wolno ci odpowiadac na ten zew.
Nie jestem taka głupia. Chociaz bardzo kusi mnie, by odpowiedziec.
Wiem o tym. Stój spokojnie, przytrzymaj Nera.
Nie zostawiaj mnie!
Nie odchodze daleko.
Tiril w ciemnosci ledwie widziała Móriego, ale go słyszała. Zorientowała sie,
ze szuka czegos w swej sakwie.
Musiała uzyc całej siły woli, by za nim nie pobiec.
On zaraz wrócił. Zacz ał wykonywac jakies niezwykłe gesty wokół niej i Nera.
Rozpocz ał na wysokosci głowy, potem wolno opuszczał rece, jakby rysuj ac niewidzialny
płaszcz wokół niej i psa. Rozległy sie niezrozumiałe islandzkie słowa,
wypowiadane monotonnym głosem.
Wzakleciach Móriego było cos niesamowitego, Tiril zrozumiała, ze przyjaciel
walczy przeciw niezwykle poteznej sile, która na razie jeszcze jej nie odnalazła,
ale tylko czekała, by ona, Tiril, dala sie w jakis sposób, poznac. Najgorsze, ze
nie wiedziała, jakie niebezpieczenstwo jej zagraza. Zdawała sobie sprawe, ze nie
wolno jej odpowiadac na wołanie, i miała nadzieje, ze zdoła nad sob a zapanowac.
Nie znała jednak innych mozliwosci owej mocy. Mogła nieswiadomie popełnic
jakis bł ad.
Musiała pomówic o tym z Mórim, lecz jeszcze nie w tej chwili. Teraz zajmował
sie zakleciami, nie wolno mu przerywac.
Zbudował wokół niej i Nera nadzwyczaj solidny mur ochronny. Dzieki ci,
najmilszy, ze pamietasz o Nerze, ale powinienes i siebie samego zamkn ac za tym
niewidzialnym pancerzem zimna, szkła i lodu, z kazd a chwil a gestniej acym. Tiril
wyci agneła reke, by dotkn ac otaczaj acej j a powłoki, pewna, ze cos wyczuje, lecz
jej dłon napotkała próznie.
Nero takze zrozumiał, ze dzieje sie cos niezwykłego. Siedział jak mysz pod
miotł a, wtulony w bok swej pani. Tiril po jego oddechu poznała, jak bardzo jest
spiety.
Poniewaz ta zła moc odnalazła dwór. . . zaczeła lekliwie, zapominaj ac,
ze nie powinna sie odzywac.
114

Odnalazła twoj a duszeszybko odparł Móri, nie chc ac przerywac czarów.
Nie wie jednak, gdzie przebywa ciało, a na nim własnie jej zalezy. Nigdy do
ciebie nie dotrze!
Tego byc moze nie powinien był mówic. Nie wiadomo, czy to za spraw a jesiennego
wichru, czy tez owej złej mocy, cały dom zatrz asł sie nagle, zatrzeszczały
wszystkie spojenia.
Tiiiril Daaahl nie wiadomo sk ad rozległ sie przeci agły syk. Tiiiril
Daaahl. . .
Ona wyczuwa twój sprzeciw szepneła dziewczyna.
Tak, wie, ze znalazłas sie pod ochron a. Usiłuje przełamac moj a wole.
Dom znów zatrz asł sie w posadach.
Wejdz do srodka, Móri! ponagliła go Tiril Chron i siebie!
Móri zakonczył odmawianie zaklec i opuscił rece.
Natychmiast jakas siła odrzuciła go w tył, jakby raził go piorun. Rozległ sie
ostry huk, lecz błyskawica sie nie pojawiła.
Móri! zawołała Tiril. Pomogła mu sie podniesc. Przyjaciel, schylony,
przycisn ał reke do piersi, jakby tam własnie trafił go cios.
Chyba sobie z tym nie poradze jekn ał. Nie, nie, nic mi sie nie stało,
ale musze. . . poprosic o pomoc.
O, tak szepneła. Ze tez nie pomyslelismy o tym wczesniej! Zawołaj
ich natychmiast, zanim ta moc cie zabije!
Móri wezwał swych towarzyszy, stawili sie w jednej chwili.
Musze przyznac, ze cos zaczyna sie dziac stwierdził Nauczyciel, czarnoksi
eznik Maur. Ostatnimi czasy sporo mamy roboty.
Móri jest w niebezpieczenstwie wtr aciła sie Tiril. Pomózcie mu!
Nie trzeba sie tak denerwowac ze spokojem oswiadczył Nauczyciel.
Smiem twierdzic, ze bywałes gorszych tarapatach, Móri.
Ale z tym doskonale sobie poradziłespochwalił syna Hraundrangi-Móri,
wskazuj ac na ochronn a powłoke wokół Tiril.
Rzeczywiscie, imponuj aceprzyznał Nauczyciel.Sam lepiej bym tego
nie zrobił.
Tiiiril Daaahl!
Zła moc znów sie odzywarzekł Duch Zgasłych Nadziei.Z pewnosci a
zmusimy j a do milczenia. Usi adzcie na łózku, oboje. Przytrzymajcie tez psa.
Predko zawołali Nera i przytulili sie do siebie na łózku, oparli plecami o scian
e.
Zostancie tam nakazał Nauczyciel. Bo tu moze byc gor aco. Postaramy
sie, aby ta potworna moc nie zdołała odkryc, gdzie przebywa Tiril. Nie moze
teraz do niej dotrzec dzieki ochronnej aurze, któr a j a otoczyłes, Móri. Lecz jesli
znajdzie to miejsce, moze posłuzyc sie innymi sposobami.
Kim jest ten, kto przesladuje Tiril? spytał Móri.
115

Nie znamy tej mocy odparł wymijaj aco Duch Utraconych Nadziei.
Post apiła dokładnie tak samo jak wy; otoczyła sie tajemnicz a osłon a, aby nie zosta
c odkryta. Czeka j a jednak walka!
B adzcie ostrozni poprosiła Tiril.
Dziekujemy za troske!wesoło odpowiedział ktos z niezwykłej gromadki.
Nero siedział miedzy Tiril a Mórim. Dziewczyna, mocno obejmuj ac ulubienca
za szyje, wyczuła, jak mocno wali psie serce. Móri otoczył ramieniem oboje, drug
a rek a trzymał Nera za łape na wypadek, gdyby pies postanowił opuscic łózko.
Nero jednak najwidoczniej niczego takiego nie planował.
Jedyne w pokoju okno znajdowało sie akurat nad ich głowami, Tiril w dosc
sk apym swietle, które sie przez nie s aczyło, lepiej mogła sie przyjrzec towarzyszom
Móriego. Na jego wezwanie wyłonili sie z cienia. Stali teraz plecami do
łózka, jakby chcieli osłaniac trzy zywe istoty. Przed Mórim stały jego duchy opieku
ncze, piekna jasnowłosa kobieta i ojciec, Hraundrangi-Móri. Przed Nerem ustawiło
sie Zwierze.
Nagle Tiril spostrzegła cos nowego.
Móri powiedziała najciszej jak umiała. Jest z nimi jeszcze ktos!
O jednego wiecej niz zwykłe!
To prawdaodparł równie cicho.To twój duch opiekunczy.Widziałem
go juz wczesniej, ale teraz ukazał sie wyrazniej.
Tiril z zachwytem przygl adała sie swemu opiekunowi. W ciemnosci niewiele
mogła zobaczyc, poza tym stał odwrócony do niej tyłem, dostrzegła jednak, ze
jest wysoki, zgrabny, ma długie do ramion włosy.
Kto to taki?szeptem spytała Móriego.
Potrz asn ał głow a.
Nie pytaj!
I znów rozległo sie przeci agłe wołanie:
Tiiiril Daaahl!
To był sygnał do rozpoczecia walki.
Tiril sie przestraszyła. Skuliła sie bardziej, rekami zasłoniła głowe i przycisneła
sie do Móriego. Nero takze sie przel akł, cofn ał sie, jakby chciał wejsc w sciane.
Byli swiadkami niezwykłych scen.
Rzucane ostrym głosem rozkazy przecinały powietrze niczym wystrzał. Kiedy
nadeszła odpowiedz złej mocy, swiadcz aca o oporze stawianym przez niespodziewanych
obronców, zatrzesło sie przymocowane do sciany łózko.
Z gardła Zwierzecia wydobyło sie głuche warczenie. Tiril zobaczyła, jak
zmarli czarnoksieznicy wznosz a rece niby do ciosu, jak uderzaj a w powietrze
dla dodania potegi swym zakleciom. Wrazenie nagłej nicosci powiedziało jej, ze
i Pustka przyst apiła do ataku.
116

Szum i swist towarzyszyły zakleciom wypowiadanym przez piekne panie,
Morze i Powietrze, i przez wszystkich pozostałych.
Głos powrócił, znów wzywaj ac Tiril po imieniu. Brzmiał jednak nie tak dono-
snie, jakby dochodził bardziej z oddali.
Łózko przestało drzec, lecz duchy nie zaniechały walki.
Zebrani reprezentowali straszliw a moc, przede wszystkim dlatego, ze nie nale-
zeli do zywych i nie ograniczała ich cielesna powłoka. Nedzne stadium ziemskiego
zycia mieli juz za sob a, a niektórzy nigdy nie musieli przez nie przechodzic.
Cieszyli sie swobod a, jakiej nie ma zaden smiertelnik.
Znów rozległ sie głos, lecz tym razem daleki, przypominaj acy krzyk ptaka
zza horyzontu. Wypowiadał nowe słowa, nie tylko uprzykrzone Tiiiril Daaahl!
Brzmiały jak zaklecie, przeciwstawiaj ace sie mocy zaklec duchów, które wzmocniły
ofensywe. Daleki krzyk stawał sie coraz słabs zy, niby wołanie topielca z dna
morza, az w koncu umilkł.
Czekali.
Ledwie słyszalny szept z daleka:
Tiiiril Daaahl!
Czarnoksieznicy zjednoczyli sie w poteznym przeklenstwie.
Dzwiek zamilkł i juz nie powrócił.
Tiril i Móri odetchneli z ulg a. Tiril Dahl. . . Znienawidze własne imie, pomy-
slała dziewczyna.
Towarzysze Móriego odwrócili sie w ich strone.
Moc została pokonana oznajmili.
Czy ten głos umilkł na zawsze? szeptem pytała Tiril, wystraszona nie
smiała sie ruszyc.
Własciwie nie. Ale juz tu nie dotrze. Moze wołac do ochrypniecia, lecz ty
go nie usłyszysz, wszelkie jego usiłowania pójd a wiec na marne.
Cóz za szczescie!
Jego?zainteresował sie Móri.
Słyszeliscie chyba, ze to meski głos?
Raczej szeptpo namysle stwierdziła Tiril.Ale macie racje. To musiał
byc mezczyzna.
Na pewno.
Dziekuje, przyjaciele. Tiril zsuneła sie z łózka w swej pieknej nocnej
koszuli, podarunku od matki. Własnej nie miała juz od tak dawna. Dziekuje.
Czy wolno mi usciskac was wszystkich po kolei?
Rozesmiali sie.
Bardzo bysmy to sobie cenili z usmiechem powiedział czarnoksieznik
z Hiszpanii.S adze jednak, ze w kilku przypadkach byłoby to dosc kłopotliwe.
Och, oczywiscie, rozumiem. Czy mam teraz wrócic do swego pokoju?
117

Po tonie twego głosu poznaje, ze to ostatnie, na co miałabys ochote. Zostan
dzis w nocy z Mórim! A ty, Móri, daj jej czułosc i poczucie bezpieczenstwa.
Bardzo tego potrzebuje.
Móri tylko skin ał głow a. I on wyraził im podziekowanie, a w zamian usłyszał
wyrazy szacunku za roztropne powstrzymanie zagrozenia. Duchy wyjasniły, ze
Tiril jest teraz podwójnie zabezpieczona. Głos nie bedzie mógł juz do niej dotrzec,
a tym samym jej odnalezc, poza tym chroni j a aura dzieło Móriego.
A my teraz na jakis czas sie wycofamy oswiadczył Duch Zgasłych Nadziei.
Mysle, ze nie macie nic przeciwko temu?
Oczywisciepodejrzanie szybko odparli Tiril i Móri.
Usmiechn ał sie leciutko.
Postanowilismy wytropic te moc, rozpoznac j a i zaczarowac, unieszkodliwi
c po wsze czasy, choc ona potrafi sie ukrywac.
Lodowaty chłód ci agn acy od podłogi przenikał bose stopy Móriego, lecz on
ledwie to zauwazał.
Nic nie wiecie o tej mocy? spytał.
Ona płynie od człowieka. Od zywego człowieka.
Od poteznego czarnoksieznikauzupełnił Nauczyciel.Potrafi on wiecej,
niz powinien umiec zwykły smiertelnik. Siła jego magii jest ogromna, tego
sie nie da zaprzeczyc. Ale jak j a posiadł? Gdzie jest jej zródło?
Pomruk głosów powtórzył pytanie. W jaki sposób ów człowiek zdobył tak
niezwykł a moc?
S adziłam, ze najpotezniejszym czarnoksieznikiem jest Móri niepewnie
powiedziała Tiril.
Bo tak jest w istocie odrzekł Nauczyciel. Lecz ów nieznajomy posługuje
sie nieczystymi, niedopuszczalnymi metodami, a to znaczy, ze znalazł sie
w posiadaniu zasobów, jakich nie uznajemy.
Myslałam, ze w waszej profesji wszystko jest dozwolone?
Nie. Mamy własny kodeks moralny, chociaz czesto go łamiemy. Ale on
wie wiecej, niz nam sie to podoba.
Myslicie, ze uda sie wam go odnalezc? spytał Móri.
Spróbujemy, dobrze sie ukrywa, to własnie jedna z jego najwiekszych
umiejetnosci. O jego z adzy władzy nie bedziemy mówic!
Teraz was opuscimyoswiadczyła pani powietrza.
Wrócimy, kiedy swit przeistoczy sie w swiatło dnia.
Rodzenstwo w pokojach przy schodach spi głeboko porozumiewawczo
oswiadczył na koniec Hiszpan.
W jednej chwili pokój opustoszał. Był bardziej pusty niz kiedykolwiek od
czasu, gdy Tiril odnalazła Móriego na Islandii.
Naprawde zostalismy sami rzekła zdziwiona Tiril. Niebywałe westchn
ał Móri z ulg a.
118

Trudno mi w to uwierzyc mrukneła Tiril.
Nero przeci agn ał sie leniwie i zeskoczył na podłoge. Swoim zwyczajem ułozył
sie ciezko, az jekneły deski, i sapn ał zadowolony.
Teraz juz tylko wiatr jeczał i skarzył sie wsród scian. Poza tym dookoła panowała
cisza.
Tiril i Móri stali na srodku pokoju, jakby nie mog ac dojsc do siebie po niesamowitych
wydarzeniach.
No cóz odezwała sie wreszcie dziewczyna. Która moze byc godzina?
Jeszcze wczesnieodpad Móri zakłopotany.Zmeczona jestes? Chcesz
spac?
Nie jestem bardzo spi aca, tylko zmarzłam.
W nogi, prawda? usmiechn ał sie lekko. Ja tez. Wchodz do łózka.
Tiril, niepewna, nie ruszyła sie z miejsca.
Tiril. . . Obiecałem twej matce.
Wiem. Ze mn a takze rozmawiała.
W głosie Móriego dało sie słyszec napiecie.
Co ci mówiła? A moze to tajemnica?
Nieee przeci agneła słowo. Poprosiła, bym jeszcze troche zaczekała,
nie podejmowała pochopnych decyzji. Miałam okazje spotkac tak niewielu mezczyzn.
Mówiła, ze przedstawi mnie szlachcie.
Nic nie odpowiedział. Czekał.
Wyjasniłam, ze nie jestes jedynym mezczyzn a, jakiego znam. Ze mogłam
miec Erlinga Mllera, ale juz dawno temu wybrałam ciebie i nie chce zadnego
innego. To nie była ostra dyskusja, Móri zapewniła go. Rozmawiałysmy
bardzo spokojnie i przyjaznie. Matka moja uwaza cie za uczciwego, dobrego człowieka,
wie jednak, ze dzwigasz na barkach ciezar, który i ja moge odczuc.
Twoja matka jest m adr a kobiet a.
To prawdawestchneła przygaszona Tiril.
Połóz sie nalegał. Nie mozesz tak stac i marzn ac. Przyrzekłem twej
matce, ze pozostaniesz nietknieta do chwili, gdy w obliczu Boga poslubisz odpowiedniego
człowieka. Dotrzymam tej obietnicy. Ale wiem, ze moi towarzysze
byli dzisiaj odmiennego zdania.
Ja tez to zauwazyłam rozesmiała sie Tiril. Ale chyba ich zawiedziemy.
Zastanowił sie przez chwile.
Musimy byc razem, spac w tym samym łózku, tego sie nie da unikn ac. Ale
łózko jest szerokie. Owiniemy sie kazde swoj a kołdr a, dobrze? Zaraz przyniose
twoj a.
O, tak! ucieszyła sie Tiril. Tak bedzie najlepiej.
119

Ale obiecaj, ze mnie nie dotkniesz!
Ani ty mnie, Móri.
Rozesmiał sie uszczesliwiony. To wiele mówi ace słowa. Zobaczysz,
wszystko bedzie dobrze!

Rozdział 15
Heinrich Reuss i jego kompan nie dotarli do aresztu. Reuss nie wykazał sie
szczególn a przytomnosci a umysłu, natomiast ten drugi wiedział, jak przekonac
strazników. Miał tez przy sobie sporo pieniedzy, a tragarzy portowych nietrudno
było przekupic błyszcz acymi monetami. Jak mogli sie im oprzec biedacy, mieszka
ncy nedznych ruder, maj acy na utrzymaniu zony i wiecznie głodne dzieci?
Wkrótce wiec obaj złoczyncy odzyskali wolnosc.
Ruszyli na poszukiwanie swoich koni i wtedy ów drugi, Mondstein, oswiadczył:
Jestes tak głupi, ze dosc juz mam współpracy z tob a. Jedz, dok ad chcesz.
Niniejszym zwalniam cie z zadania.
Heinrich Reuss popatrzył na niego z niedowierzaniem.
Jestem wolny? Co masz na mysli? Musze wykonac zadanie, inaczej marny
bedzie mój los.
Otrzymasz inne odparł kompan, odwracaj ac wzrok. Zleci je von
Kaltenhelm.
Reuss nie odpowiedział.Wargi mu zdretwiały. Mysl o gniewie von Kaltenhelma
nie dodawała otuchy.
Oczywiscie nie licz na pochwały sykn ał Mondstein. Musisz zrelacjonowa
c, co sie wydarzyło.
Przeciez tobie takze sie nie powiodło bronił sie Reuss. Tak samo
jestes winien porazki.
Wcale nie rzekł Mondstein z godnosci a. Miałem pełn a kontrole nad
powozem, kiedy ta szalona baronówna wezwała na pomoc pospólstwo. To do niej
podobne! Nigdy nie umiała wybrac sobie stosownego towarzystwa.
Reuss juz chciał zauwazyc, ze akurat w tej sytuacji post apiła słusznie, nie
smiał jednak bardziej rozdrazniac swego towarzysza.
Moge sie dowiedziec, sk ad przyjechał powóz podsun ał z zapałem.
Mondstein spojrzał mu w oczy, z jego twarzy bił chłód.
Dla ciebie sprawa Tiril Dahl jest juz zamknieta. Nasz Mistrz zamierzał
osobiscie sie ni a zaj ac, gdyby nam sie nie powiodło. A tak własnie sie stało, i to
121

przez ciebie. Dałes sie wci agn ac do powozu przez kobiete. Co za niezguła!
Reuss oczyma wyobrazni widział juz miecz Damoklesa, wisz acy nad jego głow
a.
Moge przeciez. . .
Odejdz st ad lepiejprzerwał mu Mondstein.Jedz do von Kaltenhelma,
jeszcze przez kilka dni zabawi na Akershus. Nie chce cie juz wiecej widziec.
Dotarli do wierzchowców. Mondstein wskoczył na konia i odjechał. Kopyta
zadudniły o bruk ulicy. Wkrótce tylko echo pobrzmiewało w zaułkach.
Heinrich Reuss takze dosiadł konia. Z daleka widac było zamek. Wiedział, ze
natychmiast powinien sie tam udac, brakło mu jednak odwagi. Zwierze cierpliwie
czekało na polecenie. Wygl adało na to, ze jezdzcowi sie nie spieszy.
Wreszcie na twarzy Reussa odmalowało sie zdecydowanie. Zdecydowanie
i ulga.
Zawrócił konia i ruszył z kopyta w przeciwnym kierunku, do miejsca, w którym
nocował.
Tam pozbierał swoje rzeczy, wcisn ał co sie dało w juki, i wyruszył w droge
z Christianii.
Na południe. W przeciwn a strone niz Akershus.
Heinrich Reuss obrał cel. Na pewno ukryje sie tak, ze nikt go nie odnajdzie!
Wiele dni pózniej znalazł sie w Danii. Udało sie! Nikt za nim nie jechał, jego
ucieczka pozostała tajemnic a.
Pewnie zaden z tamtych nie przypuszczał nawet, ze zechce i osmieli sie zbiec.
Wrócic w rodzinne strony do Niemiec, do Gery w ksiestwie Reuss w Turyngii.
Marzenie! Znał tam wszelkie mozliwe kryjówki, nikt go juz nie odnajdzie.
Stał na ł ace nie opodal zajazdu, w którym zatrzymał sie na nocleg. Zmierzch
powoli zapadał nad łagodnym dunskim pejzazem. Przed nim lsniło niewielkie
jezioro, do Heinricha docierały porywane wiatrem drobiny piany z fal bij acych
o brzeg.
Wolny! Nareszcie wolny!
Zostawił konia w stajni przy zajezdzie, sprzedał go oberzyscie. Potrzebował
pieniedzy na powrót do domu. Czul sie teraz tak bezpieczny, ze mógł jechac dyli-
zansem albo powozem pocztowym, zmierzaj acym na południe.
Ach, cudowna wolnosci!
Oczywiscie z przykrosci a myslał o tym, co z powodu ucieczki przeszło mu
koło nosa. Musiał zrezygnowac z sowitego wynagrodzenia, które otrzymywali
wszyscy wierni Mistrzowi.
Wolał jednak obejsc sie smakiem, niz doswiadczyc gniewu von Kaltenhelma
lub, co gorsza, samego Mistrza.
Nagle zdretwiał.
122

Czyzby ktos wołał?
Nie. Słychac było jedynie szum wiatru i fal.
A moze oberzysta pragn ał z nim mówic? Trzeba wrócic do zajazdu. Zrobiło
sie zreszt a chłodno, od jeziora ci agneło wilgoci a.Wpowietrzu wyczuwało sie juz
jesien.
Dobrze, ze nie bedzie miał wiecej do czynienia z t a okropn a Tiril Dahl! To
ponizej jego godnosci. Mistrz mógł wyznaczyc mu trudniejsze, szlachetniejsze
zadanie.
Georg Wetlev nie zył.
Ale przeciez taki był z niego duren. Daleko mu do bystrosci Heinricha.
Odwrócił sie, by opuscic brzeg, gdy ponownie rozległo sie wołanie.
Zatrzymał sie.
Nie, to nie wołanie, raczej szept. Lepiej trzymac sie z daleka od toni jeziora. . .
Kto tak szepcze o zmierzchu? Wymawia jego imie tak, ze na koncu przypomina
to syk weza?
Heinriiich Reusss!
Wołanie zamiera, jakby ktos wzywał go z ogromnym wysiłkiem, z trudem
wyduszał z siebie słowa.
Heinricha przeszedł dreszcz. Co to miało znaczyc?
Kto wiedział, ze on tu jest?
Nikt!
Znów sie rozległo. Jakze straszne! Jakby. . . czar, zaklecie!
Heinriiich Reuss von Geeeraaa. . .
Kto tutaj mógł znac jego pełne nazwisko?
W jednej chwili zrozumiał. Słyszał opowiesci innych o Głosie.
Nie! jekn ał. Nie! Nie!
Szept zmuszał, by go słuchac.
Nic złego nie zrobiłem, wywi azałem sie z obowi azków. Co wiecej, musiałem
kr azyc po tym nedznym kraju przez wiele długich lat, zasługuje na wynagrodzenie,
bo. . .
Heinriiich Reuss! Chooodz! Chooodz!
Nie, nie, nie chce, wróce do Norwegii, odnajde Tiril Dahl. . .
Jak szalony ruszył biegiem do zajazdu. Pozbierał rzeczy i wypadł na dziedziniec.
Mój kon. Musze odzyskac wierzchowca, musze wracac do Norwegii.
Na podwórzu stal dylizans, gotowy do odjazdu. Siedziało w nim dwoje pasa-
zerów. Heinrich Reuss wskoczył do srodka.
Jade z wami. Ruszac. Ruszac natychmiast!
Pasazerowie, małzenstwo w srednim wieku, popatrzyli nan ze zdziwieniem,
lecz nie protestowali, bo nie był to prywatny powóz, lecz ogólnie dostepny pojazd.
Woznica popedził konie. Wyjechali z dziedzinca.
123

Dzieki Bogu udało mi sie, pomyslał Heinrich. Trzeba zachowac zimn a krew,
jesli zamierza sie podj ac walke z t a moc a.
Musze wracac do Norwegii! Jechac gdziekolwiek, byle nie pod s ad Mistrza!
Heinrich widział, jak inni popadaj a w niełaske. . .
Niesmiałym usmiechem powitał współpasazerów. Zorientował sie, ze s a to
Norwegowie. Doskonale, bedzie miał towarzystwo przez cał a droge. Poczuł przypływ
dobrego humoru, prowadził uprzejm a konwersacje. Wspomnienie Głosu
zblakło. To tylko wiatr, szum fal. Jakze łatwo sobie wmówił!
Niebo pociemniało.
Heinrich Reuss oparł głowe o scianke powozu i odprezył sie. Siedz aca naprzeciwko
niego dama juz zasneła, a jej m az siedział tak jak on, wyci agniety, głowa
mu sie kiwała w takt podskoków pojazdu.
Heinrich zapadł w sen. Nie dokuczały mu koszmary. Troche mu było niewygodnie,
powóz trz asł sie na wybojach, lecz powoli posuwali sie do przodu.
Obudził sie, kiedy słonce zaswieciło mu prosto, w oczy. Dylizans kołysał sie
na wszystkie strony, cienie wysokich drzew pojawiały sie i znikały.
Przeci agn ał sie z usmiechem zadowolenia.
Wkrótce dojedziemy chyba do przeprawy promowej?spytał towarzyszy
podrózy, którzy własnie sie przebudzili.
Popatrzyli na niego zdumieni.
Nie. Minelismy przed chwil a granice Schlezwiga-Holsteinu.
Upłyneła dobra chwila, zanim do Reussa dotarło, co powiedzieli. Wpatrywał
sie w nich osłupiały.
Czy to oznacza, ze jedziemy. . . na południe?
Oczywiscie! Wybieramy sie w odwiedziny do córki. Mieszka w Dolnej
Saksonii.
Heinrich Reuss starał sie oddychac spokojnie, lecz nie mógł zapanowac nad
drzeniem. Nic dziwnego, ze Głos umilkł! Przeciez go usłuchał. Zmierzał prosto
w paszcze lwa.

Rozdział 16
Tej nocy w łózku Móriego oboje sprawowali sie przykładnie. Nawet jesli które
s z nich nie mogło zasn ac, bo miało kłopoty z okiełznaniem swoich z adz, wiedziała
o tym tylko noc.
Nastepnego dnia oboje wyczuli, ze znów maj a towarzystwo. W powietrzu zaroiło
sie od zaciekawionych duchów, które, jak sie okazało, nie odnalazły Głosu.
Nie wyobrazajcie sobie zbyt wiele krótko oswiadczył Móri. Złozyłem
obietnice i mam zamiar jej dotrzymac.
Wyraznie okazali rozczarowanie.
Dlaczego sie wtr acacie w moje zycie uczuciowe? wykrzykn ał rozgniewany.
Odpowiedzi a był tylko bezgłosny smiech.
No dobrze westchn ał. Ciesze sie, ze okazaliscie dyskrecje i trzymali
scie sie z daleka. Było jednak zbyt wczesnie. Przyrzeknijcie, ze zachowacie sie
tak samo w noc poslubn a, jesli w ogóle kiedykolwiek do niej dojdzie.
Odpowiedziała mu któras z kobiet:
Zawsze jestesmy dyskretni, Móri. Jesli bedziesz chciał kochac sie z Tiril,
zostaniesz z ni a sam. Zawsze!
Dziekuje! odparł z kwasn a min a. Nie mógł powstrzymac sie od usmiechu,
a oni smiali sie wraz z nim. Przekazał tresc rozmowy Tiril. Dziewczyne ucieszyło,
ze duchy opuszczaj a ich w chwilach intymnosci. Prawde mówi ac, swiadomo
sc ich obecnosci zawsze troche j a peszyła.
Nie w kazdej sytuacji pragnie sie miec towarzystwo mrukneła zawstydzona.
Nie mógłbym sie bardziej z tob a zgodzic odparł Móri gorzko.
Oboje mysleli o tym samym: Nie mieli zadnej pewnosci, czy kiedykolwiek sie
poł acz a. Matka Tiril równie dobrze mogła miec wobec córki inne plany.
Ale w tych dniach byli tylko we dwoje, starali sie spedzac razem jak najwiecej
125

czasu. Tylko na noce rozchodzili sie do oddzielnych sypialni. Dla pewnosci.
Pozostawał jeszcze von Kaltenhelm. . .
Spokoju nie dawały mu podejrzenia, ze i jego sytuacja nie jest najlepsza. On
wszak był odpowiedzialny za wykonanie zadania przez Heinricha Reussa i Georga
Wetleva, tymczasemWetlev nie zył, Reuss uciekł, a dziewczyna, Tiril Dahl, wci az
pozostawała na wolnosci.
Nie wygl adało to dobrze, wcale nie.
Musiał sam zacz ac działac, inaczej groziło mu, ze i on narazi sie na niełaske.
Co jednak mozna pocz ac, skoro Tiril Dahl jakby zapadła sie pod ziemie?
Wiedział, ze Mistrz zamierza ingerowac osobiscie, von Kaltenhelm otrzymał
jednak niepokoj ace wiadomosci, ze "zaistniały ku temu przeszkody".
Zaistniały przeszkody? Co to mogło znaczyc? Jakie przeszkody? Czyz Mistrz
nie miał mozliwosci dotarcia do kazdego człowieka bez wzgledu na dziel ac a go
oden odległosc? Nastraszenie Tiril Dahl to najłatwiejsze zadanie, jakie mozna
sobie wyobrazic! Przeciez to całkiem zwyczajna dziewczyna!
W kazdym razie Horstowi von Kaltenhelmowi polecono działac, i to jak najszybciej.
Rozwi azanie przyniósł nowy kompan Heinricha Reussa, ten, który uczestniczył
w napasci na powóz Erlinga i Catherine.
Człowiek ów, Mondstein, był na Akershus w dniu balu, choc nie zaproszono
go na uroczystosc, wywodził sie bowiem ze zbyt niskiego rodu. Matka jego nad
szlachectwo przedkładała pieni adze i poswieciła tytuł dla małzenstwa z bardzo
zamoznym finansist a.
Mondstein jednak dostał sie na zamek, dyskretnie trzymał sie w tle. W kilka
dni po balu przypadkiem wdał sie w rozmowe z dziewczyn a, która wyszła po sode
dla swej pani, powszechnie zwanej wdow a-smoczyc a.
Dziewczyna weszyła skandale, wypytywała go o zycie na dworze, on jednak
zachował powsci agliwosc, nie zdradził sie, ze nie znalazł sie wsród zaproszonych
na bal gosci. Zdołał natomiast sporo wyci agn ac od niej.
W tym czasie wszyscy juz wiedzieli, ze ksiezna Theresa Holstein-Gottorp była
na Akershus tego wieczora, kiedy odbywał sie bal, lecz z powodu doznanych
obrazen nie mogła sie pokazac. Po smierci meza udar z powodu przepicia,
oczywiscie ksiezna musiała wyst apic publicznie pomimo zółtozielonych sinców
na twarzy.
"Aurora, córka mojej pani, próbowała sprzedac nalez acy do nich dwór pod
Christiani a ksieznej Theresie" oznajmiła mu ciekawska panna, któr a rzecz jasna
była Lizuska.
"Dlaczego?" zapytał od niechcenia Mondstein.
"Podobno ksiezna ma jakichs przyjaciół, którzy nie maj a gdzie sie zatrzymac.
126

Lecz matka Aurory sie nie zgodziła. To znaczy nie powiedziała tego wprost, wyznaczyła
jednak tak wysok a cene za te marn a zagrode, ze Theresa zrezygnowała
z kupna. Głupia baba z tej mojej pani! Chciwiec traci wszystko!"
"Oczywiscie!"
Mondstein przeszedł do porz adku dziennego nad t a rozmow a. Przypomniał
sobie o niej dopiero, gdy wraz z von Kaltenhelmem rozwazali kolejne mozliwosci
pochwycenia Tiril Dahl. Stali w korytarzu w odległym skrzydle zamku.
A moze ksiezna i ta dziewczyna Tiril sie spotkały? rzucił Mondstein
z usmieszkiem. To by dopiero było!
Von Kaltenhelm zesztywniał jak wysuszona na słoncu ryba.
Dlaczego wczesniej tego nie powiedziałes? wrzasn ał.
Mondsteinowi opadły ramiona, twarz mu sie sci agneła.
Nie dostrzegłem tej mozliwosci. Zreszt a ty takze wiedziałes, ze ksiezna
była na Akershus. W tym samym czasie, gdy przebywała tu jej córka dodał
znacz acym tonem.
Ale nie wiedziałem, ze ksiezna próbuje kupic posiadłosc! Dla przyjaciół?
A cóz za przyjaciół moze miec ksiezna Holstein-Gottorp, z domu Habsburg,
w Norwegii, tej zapomnianej przez Boga kupie kamieni na pustkowiu? No cóz,
bez wzgledu na to, jak sie sprawy miały, do sprzedazy dworu nie doszło, a wiec
to i tak był błedny slad.
Nie gadaj taknonszalancko odrzekł Mondstein, zły na von Kaltenhelma.
Postanowił dac prztyczka w nos temu traktuj acemu go z pogard a napuszonemu
zarozumialcowi.Niedokładnie sie przysłuchiwałem o czym paplała ta przesłodzona
pannica, doszło mnie jednak cos o wynajeciu dworu na pewien czas.
Von Kaltenhelm skamieniał.
Gdzie lezy dwór?spytał złowieszczym tonem.
Tego nie wiem.
A wiec sie dowiedz! wrzasn ał Horst von Kaltenhelm, az zadzwoniły
miedziane naczynia na scianach korytarza. Masz na to jeden dzien. Nastepnie
pojedziemy tam razem, jesli oczywiscie okaze sie, ze Tiril Dahl tam przebywa.
S adze, ze nareszcie j a odnajdziemy.
Mondstein nic nie powiedział. Był oficerem wysokiego stopnia i bardzo nie
lubił, by nim pomiatano.
Horst von Kaltenhelm podszedł do okna zamknietego zelazn a krat a. Załozono
j a nie po to, by uniemozliwic ucieczke wiezniom, lecz by nikt nie mógł dostac sie
do srodka. Korytarz znajdował sie na poziomie ziemi.
A wiec ksiezna byc moze spotkała sie z córk a. To, wielkie niedopatrzenie
rzekł von Kaltenhelm. I dodał złowieszczo: Zle to wrózy ksieznej Theresie.
Odnalezienie dworu nie zabrało Mondsteinowi zbyt wiele czasu.
127

Zdaj ac jednak raport von Kaltenhelmowi, nie przejawiał szczególnego optymizmu.
Owszem, dziewczyna tam mieszka.
Doskonale, wobec tego natychmiast wyruszamy.
Mondstein powstrzymał go uniesieniem reki.
Dziewczyna jest dobrze strzezona. Jest z ni a ten potworny pies i słuzba
z okolicy, rodzenstwo. Mezczyzna to skory do bitki olbrzym.
Drobnostka! Mamy przeciez bron.
Nie tylko oni tam przebywaj a. Towarzyszy im ów cudzoziemiec, którego
Heinrich Reuss tak sie bał.
Ten tak zwany czarnoksieznik?
Własnie.
Von Kaltenhelm zastanowił sie chwile.
No cóz, nie ma niebezpieczenstwa. Nie zapomnij znaku, wsun go pod koszul
e, a nikt nie zdoła cie dopasc.
Mondstein nie lubił nosic znaku, był ciezki niczym z ołowiu, zimny, ocierał
skóre.
Dobrzezgodził sie. Ale przeciez mógł go po prostu zapomniec.
Móri, rano wydało mi sie, ze w cieniu drzew widze jakiegos człowieka.
Pokiwał głow a.
Wiem, Tiril. I ja miałem wrazenie, ze cos jest nie tak. Nero przechodz ac
obok zabudowan gospodarczych warczał.
Czyzby nadszedł czas, abysmy sie st ad wyniesli? zmartwiła sie dziewczyna.
Dobrze sie czuła we dworze, mieszkali tu juz od jakiegos czasu.
Nie, chyba nie musimy sie przeprowadzac, przynajmniej nie tak od razu.
Obiecalismy tez, ze zaczekamy na powrót twej matki i ewentualnie Aurory. Musimy
jednak sprawdzic, co sie dzieje. Moze to nic groznego.Wezme Nera i Augusta,
obejdziemy posiadłosc.
I zostawicie mnie sam a z Seline?
Och, nie. Nie oddalimy sie zbytnio, cały czas bedziemy miec oko na dom.
Ale zamknijcie wszystkie drzwi!
Tiril, nie chc ac pokazac, jak bardzo sie boi, próbowała zartowac:
Dobrze, a kiedy zapukacie, nie otworze. Nie zyczymy tu sobie zadnych
domokr azców.
Móri usmiechn ał sie i pogładził j a po policzku. Rób tak czesciej, Móri, pomy-
slała, lecz nic nie powiedziała.
Mezczyzni wrócili po krótkim czasie.
Nikogo nie widac oznajmił August. Ale ktos rzeczywiscie krecił sie
przy zagajniku. Wystawimy w nocy dodatkowe straze.
128

Kiedy jednak przez trzy kolejne dni nic sie nie działo, uspokoili sie.
Nadci agn ał mróz, ziemia zmarzła, pokryła sie szronem. Jesli moja matka albo
Aurora zamierzaj a wrócic przed zim a musz a sie pospieszyc, myslała Tiril. Niedługo
bedzie juz za pózno na tak dług a podróz morzem i l adem.
Czwartego dnia po południu Tiril oswiadczyła:
Dosc juz mam siedzenia w domu przez cały dzien. Czy moge wyjsc z Nerem
na wieczorny spacer?
No dobrze zgodził sie Móri z wahaniem. Ale pójdziemy przez pola,
zeby nikt nie mógł zaatakowac nas z ukrycia.
August i Seline sporz adzili dla wszystkich czworga solidne kurtki z kilku
warstw grubej skóry na wypadek, gdyby ktos chciał do nich strzelac. Dopóki wiec
strzelec nie celował w głowe, mogli czuc sie bezpieczni, a przeciez zwykle mierzy
sie w serce.
Nero jako jedyny nie miał takiego zabezpieczenia. Spróbowali zrobic dla niego
cos w rodzaju kamizelki, lecz pies potraktował to jako obelge i urazony schował
sie w k at. Pozostawało wiec tylko miec nadzieje, ze okaze sie dostatecznie
szybki, by umkn ac przed strzałem.
Augustowi i Seline nakazano pilnowanie domu podczas przejazdzki Tiril
i Móriego, a gdyby ujrzeli kogos przemykaj acego sie za nimi, August miał na
ostrzezenie wystrzelic ze swego nieporecznego, trudnego do nabicia muszkietu.
Móri i Tiril powedrowali przez ł aki. Dziewczyna wci agała w płuca ostre powietrze
z cudownym poczuciem wolnosci. Zamkniecie w domu zaczynało j a juz
wprawiac w irytacje.
Ale nie tylko to było przyczyn a podenerwowania. I ona, i Móri z wielkim
trudem utrzymywali miedzy sob a chłodny dystans. Zyj ac tak blisko siebie i bezustannie
teskni ac, by zblizyc sie jeszcze bardziej, mieli kłopoty z poskromieniem
swych uczuc.
Rzeskie powietrze pomagało nieco ostudzic emocje.
Szli trzymaj ac sie za rece, zatopieni w rozmowie. Nero zataczał wokół nich
coraz szersze kregi. Pies nie bardzo był zadowolony z przechadzki po otwartym
terenie. Co prawda stare norki myszy polnych zainteresowały go na chwile, ale nie
miał przeciez przy czym podniesc nogi! Niezauwazenie podchodził coraz blizej
lasu, gdzie kusiły go drzewa i nadzwyczaj interesuj ace zapachy lisa albo kuny.
Od czasu do czasu podnosił nos do góry i weszył kolejny nowy zapach, któremu
trudno sie oprzec.
Para spaceruj aca po polach nareszcie sie ockneła.
Nero! Nero!
Pole było puste.
Móri wsun ał do ust dwa palce i gwizdn ał przeci agle.
Nero nie przychodził.
Do licha!zdenerwował sie Móri.
129

Zaraz przybiegnieuspokajała go Tiril.
Byle tylko nie dał sie złapac.
Nero? Przeciez bysmy go usłyszeli stwierdziła Tiril.
No tak, chyba masz racje.
Kiedy jednak pies sie nie pojawiał, wystraszyli sie nie na zarty.
Gdzie widziałas go ostatnio? spytał Móri.
Nie pamietam. Krecił sie koło nas.
Ja widziałem go przy starym wiatraku. Chodz, poszukamy go.
Wkrótce byli juz przy wiatraku. Zeszli z bezpiecznego pola. Wiatrak stał na
wzgórzu, lecz skrzydła miał połamane, las podpełzł az do niego. Pod stopami
chrzesciło.
Nera nigdzie nie było widac.
Móri gwizdn ał jeszcze raz.
Bez odpowiedzi.
Gdzie go szukac?jekneła Tiril.
To do niego niepodobne zafrasował sie Móri. W jego głosie dał sie
wyczuc lek. Mógł wrócic do dworu, wpuszczono go do srodka, ale. . .
Gwizdn ał jeszcze raz, i jeszcze raz. Las pozostał niemy. Nie rozległ sie zaden
dzwiek, zaden szelest, nie słychac było psich łap po zmrozonym poszyciu ani
ciezkiego sapania.
Zwierze!
Móri, wezwe Zwierze!
Zawahał sie.
Nie mam przy sobie magicznych znaków.
Co tam znaki! zniecierpliwiła sie Tiril. Zawołała głosno: Zwierze!
Wzywam cie!
Wkrótce poczuła, ze cos ociera sie o jej nogi, w nosie zaswidrował smród
gnij acych ran.
Znajdz Nera poprosiła niewidzialnego przyjaciela. Bardzo cie o to
prosze!
Znów poczuła na kolanach dotyk szorstkiej siersci. Nagle tuz obok rozległ sie
chrapliwy, dobrze znajomy głos:
Nie przejmuj sie Nerem! Mysl o sobie! Zawracajcie!
Móri takze go usłyszał.
To Nidhogg stwierdził zdziwiony. Chyba rzeczywiscie cie pilnuje.
S adze, ze powinnismy go usłuchac.
Czy Nero ma sie dobrze? rzuciła pytanie w powietrze.
Poradzi sobie. Spieszcie sie do domu, jak najpredzej!
Chodz! zawołał Móri. Uj ał dziewczyne za reke i poci agn ał za sob a.
Nie bez powodu nas ostrzega.
Zbiegli z wiatrakowego wzgórza.
130

Krótka droga na pole zdała sie nagle nie miec konca. Zwłaszcza ze zagradzali
j a dwaj mezczyzni.
Poznaje jednegoszepneła Tiril.
Ja tez! Był na balu! Nazywa sie chyba von Kaltenhelm.
Sprawia wrazenie człowieka wysokiego rodu. To oficerdoszła do wniosku
Tiril. Móri, co my zrobimy?
Schowajmy sie do lasu! Pobiegniemy skrajem tak, by nie tracic z oczu ani
pola, ani dworu. Biegnij!
Zaczeli przedzierac sie przez zarosla.
Huk wystrzału wstrz asn ał powietrzem.
Móri jekn ał głosno.
Móri! Jestes ranny?
Nie. Kula odbiła sie od skóry łosia. Niech Bóg błogosławi Augusta i Seline
za to, ze poszyli nam kurtki, chociaz przy kazdym ruchu trzeszcz a jak drzwi
stodoły.
Biegli przez gesto rosn ace krzaki, Tiril musiała przyznac, ze skórzany pancerz
hamuje ruchy. Skrzypiał, przeszkadzał, a jednak nie mogła sie powstrzymac od
smiechu na wspomnienie komicznego ubioru.
Niedługo jednak sie usmiechała, zdawała sobie sprawe z powagi sytuacji.
Wróg deptał im po pietach.
Móri! Mijamy dwór, a musimy sie tam schronic!
Nie mozemy wyjsc teraz na otwarty teren odparł w biegu, czuj ac, jak
gał azki siek a go po twarzy.Trzeba ich zgubic. Powinienem był zabrac ze sob a
pistolet, który zostawił mi Erling.
Padł kolejny strzał, i ten skierowany był do Móriego. Kula prawie go lizneła.
Chc a zabic ciebiewysapała Tiril, wyczołguj ac sie z błotnistego rowu.
Tak, ciebie najwidoczniej maj a pojmac zyw a.
Ach, Móri, zgubiłam but w błocie! Au! Tyle tu kamieni, i tak kłuje! Nie
moge. . . biec. . .
Musisz! Dalej, chodz!
Zdawał sobie jednak sprawe, ze przeciwnicy maj a przewage.
Ale nie do konca!
Moi przyjaciele!zawołał. Zróbcie co w waszej mocy!
Horst von Kaltenhelm podniecony gonił zbiegów.
Mamy j a sapn ał z wysiłkiem. Łap go, Mondstein!
Musze naładowac bronodparł równie uradowany Mondstein.Wbiegu.
Wez mój pistolet! Biegniesz szybciej niz ja.
131

Jekn ał z wysiłku, lecz nie chciał rezygnowac. S a juz tak blisko! Nareszcie
j a dopadł. Mistrz bedzie zadowolony. Mondstein przyspieszył kroku z pistoletem
gotowym do strzału. Kiedys zazdroscił Heinrichowi Reussowi i Georgowi Wetlevowi
tego, ze zyskaj a pochwały za wykonanie tak prostego zadania, jak pochwycenie
młodej dziewczyny. A im sie to nie udało. Von Kaltenhelm, ich bezposredni
zwierzchnik, wyznaczył jego, Mondsteina, na miejsce Wetleva. Pokaze, co potrafi!
Heinrich Reuss takze sie wycofał. Teraz do złapania dziewczyny pozostali
tylko von Kaltenhelm i on, Mondstein.
Czekaj a ich za to zaszczyty!
Tylko ze zadanie okazało sie nadspodziewanie trudne. Niby prosta sprawa,
a dziewczyna wci az wymykała im sie z r ak. Jak to mozliwe? I to w zasadzie
przez przypadek. Miał wrazenie, ze Tiril idzie przez zycie jak lunatyczka, prosto
w pułapki, jakie na ni a zastawiaj a, i równie prosto z nich wychodzi. Bez szwanku.
Mondstein nie mógł poj ac, jak to mozliwe, ze znów spudłował strzelaj ac do
tego czarnego diabła, który nie odstepował dziewczyny. Przeciez trafił go, a mimo
to ten człowiek nadal biegł, jakby kule sie go nie imały.
Czary!
Znów czary, to straszne, niepojete!
Tym razem czary polegały na kurtce z wielokrotnie złozonej skóry łosia, ale
tego Mondstein nie wiedział, czuł jedynie, jak zimny dreszcz przebiega mu po
krzyzu.
Głupstwa, nie wolno tak ulegac fantazjom. Czyz on, Mondstein, nie był wybranym?
Do tej pory radził sobie ze wszystkim.
Uciekinierzy mieli jakies kłopoty. Dziewczyna sie przewróciła, niemal znikn
eła w bagnie. Ale podniosła sie, utykała. Widac zgubiła but. Mezczyzna, ten
cudzoziemiec, podtrzymywał j a, ale teraz biegli znacznie wolniej.
A wiec szala zwyciestwa przechyliła sie na jego strone. Jak zwykle, zreszt a
czy mogło byc inaczej?
Podniósł pistolet.
Tajemniczy obcy zatrzymał sie. Odwrócił sie w jego strone. Jak mozna byc
tak głupim! Jedn a rek a obj ał dziewczyne, drug a wyci agn ał w strone Mondsteina,
wykrzykuj ac przy tym kilka niezwykłych słów
Vinir mnir, geri? Thad sem Thid geti?.
Co po islandzku znaczy: "Moi przyjaciele, zróbcie co w waszej mocy!"
Mondstein stał wsród zarosli, miał jednak dobry widok na pare taplaj ac a sie
w bagnie. Przed nim rosły tylko wiotkie wierzby iwy, nie zasłaniały mu widoku,
a łatwo sie przez nie przeslizgn ac.
Tak mu sie wydawało.
W momencie gdy odwiódł kurek, usłyszał w powietrzu swist i ujrzał, jak ped
wierzby okreca sie wokół pistoletu i sci aga go w dół, tak ze sam postrzelił sie
132

w stope. Inna smukła gał azka owineła sie wokół jego ramienia. Cienkie pedy nachyliły
sie nad nim i oplotły całe ciało.
Szarpn ał sie, zeby sie od nich uwolnic, ale wiezy tylko jeszcze mocniej sie
zacisneły. Zacz ał wzywac pomocy, lecz gietka jak drut witka otoczyła jego szyje,
dławi ac krzyk, a potem samego Mondsteina.
Dobry Bozeszepneła Tiril.
Uciekajmy st ad odszepn ał równie wstrz asniety Móri. Nie az tak skutecznej
pomocy sobie zyczył.
Odnalazł w błocie but Tiril i rzucili sie do ucieczki, przerazeni poteg a sił, jakie
uwolnili.
Czy nie powinnismy mu pomóc? wysapała Tiril w biegu.
Za pózno. Zreszt a ich było dwóch, dlatego własnie wci az nie mam odwagi
wybiec z tob a na pole.
Tiril nie odpowiedziała. Zadumała sie nad niewidzialnymi towarzyszami Móriego,
którzy okazali sie grozniejsi niz przypuszczała.
Bardzo j a to zasmucało, byli wszak jej przyjaciółmi. Horst von Kaltenhelm
czekał w bezpiecznej odległosci. Brudn a robote zostawił Mondsteinowi, i tak jemu
przypadnie chwała.
Mondstein nie musiał wiedziec o jego zamiarach.
Wystrzał! Z pistoletu Mondsteina. Doskonale!
Ale krzyk? Czy to nie Mondstein krzyczał? Co on znów wymyslił? Chyba nie
strzelał do siebie?
Von Kaltenhelm usmiechn ał sie z własnego dowcipu. Ale. . . znów usłyszał
Mondsteina, przerazliwy wrzask nie pozostawiał w atpliwosci. Był to okrzyk przera
zenia, paralizuj acego strachu.
Horst von Kaltenhelm nasłuchiwał, zmarszczył czoło ze zdziwieniem.
Teraz zabrzmiało to, jakby kompan usiłował wzywac pomocy, lecz nie zdołał
dobyc głosu. Potem zapadła cisza.
Usłyszał w niej kroki zbiegów, oddalaj ace sie w gł ab lasu.
Do diaska, nie powinien był oddawac swego pistoletu! Musi go odzyskac.
Odszukac Mondsteina i gonic uciekinierów.
Ale w lesie robiło sie coraz ciemniej. Zapadał wieczór. Nieswój, troche wystraszony,
długimi krokami ruszył w kierunku Mondsteina.
Zatrzymał sie powoli. Z wahaniem postawił jedn a noge, przysun ał drug a
i znieruchomiał.
Cóz na miłosc bosk a. . .
Mondstein?
Był tam, lecz tkwił spetany wierzbowymi witkami. Von Kaltenhelm podszedł
blizej.
Poczuł, ze ogarnia go fala mdłosci.
133

Ujrzał Mondsteina. Spomiedzy napietych, spl atanych ze sob a wierzbowych
gał azek wystawały kepki ciemnych włosów. Jedna reka wyci agała sie w kierunku,
gdzie stal Von Kaltenhelm.Wytrzeszczone oko wpatrywało sie w niego błagalnie,
rozpaczliwie, z przerazeniem, lecz nic juz nie widziało.
Spod rozdartego ubrania wyłaniała sie naga piers, swiadcz aca o tym, ze Mondstein
zignorował polecenie zwierzchnika i zapomniał o załozeniu ochronnego
amuletu. Tak samo jak Georg Wetlev "zapomniał" o swoim. Tylko dlatego, ze
był ciezki i niewygodny?
Cóz za durnie! Von Kaltenhelm naturalnie nosił znak. Nie smiał post apic inaczej.
Kepki włosów, reka, jedno oko, naga piers.
Tylko tyle zobaczył z Mondsteina.
Boze!
Zapłac a za to, dziewczyna i ten jej budz acy groze kochanek, czy tez kim on
był.
Von Kaltenhelm wsciekły rzucił sie w pogon.
Nie dotarł daleko, znów musiał sie zatrzymac.
Co to takiego?
Odetchn ał głeboko.
Co sie dzieje?
Nieprzyjazny, dziko rosn acy las umilkł. Kroków zbiegów nie było słychac,
ucichły juz dawno. Miedzy drzewami dostrzegał dwór, w którym mieszkali, z komina
unosił sie dym, wiedział jednak, ze tam nie mogli sie schronic, cały czas
pilnie baczył na dom.
Cos jednak zaczeło sie dziac. Cos. . . Cos. . .
Von Kaltenhelm stan ał nieruchomo. Nasłuchiwał, sprawdzał najblizsz a okolic
e. Dookoła.
Takie to dziwne, nie potrafił zrozumiec, co sie stało.
Jestem chroniony, pomyslał. Nikt nie moze do mnie dotrzec. W dodatku sam
w sobie jestem niepokonany. Wysokiego rodu, wysokiego stopnia. Zawsze odnoszono
sie do mnie z najwiekszym szacunkiem. Juz jako bardzo małe dziecko
miałem w sobie godnosc, dzieki której mogłem traktowac innych z góry. Słudzy
pełzali przede mn a. Krewni podziwiali mnie, okazywali czesc. Jako dorosły
nie mam sobie równych, ksi azeta, cesarze, wszyscy najwyzej postawieni szanuj a
mnie za m a wrodzon a władczosc.
Tylko jeden stoi wyzej niz ja. I on chce, aby doprowadzic do niego te nic nie
znacz ac a dziewczyne, Tiril Dahl. . .
134

Jestem chroniony. Nikt nie moze do mnie dotrzec.
Ale co to takiego? Co sie we mnie s aczy?
Von Kaltenhelma ogarneło niezwykle poczucie pustki, dotkliwej melancholii,
która omal go nie zadławiła.
Co on robi na swiecie? Czemu to wszystko słuzy?
Miał wrazenie, ze wypełnia go pustka. Wyłaniała sie znik ad, rosła w nim niczym
olbrzymia banka powietrza. Próznia w nim coraz bardziej sie rozszerzała,
miał ochote sie rozpłakac, ale człowiekowi jego kalibru nie przystoj a łzy, zreszt a
nie umiał ich ronic.
Spomiedzy mocno zacisnietych warg wydarł sie jek, jakby nacisk od srodka
stał sie zbyt duzy. Musiał spojrzec na swe ciało, zeby sie przekonac, jak kolosalnych
wymiarów nabrało, lecz wygl adał całkiem normalnie.
Gorsze jednak od wrazenia, ze przeistoczył sie w balon, było pragnienie smierci,
jakie nagle go ogarneło. Uczucie, ze nic nie ma juz znaczenia, ze nie ma po co
zyc.
A miał takie wzniosłe ideały (słuz ace jego własnemu dobru), marzył o nie-
smiertelnej potedze. Rozwiały sie marzenia, pozostał jedynie płacz, który uwi azł
w piersiach przed laty i nie mógł znalezc ujscia.
Wszystko jest bez sensu. Wszystko to pustka. Nie ma nadziei.
Jak mozna sie domyslac, to Pustka i Duch Utraconych Nadziei wspólnymi
siłami zaatakowały von Kaltenhelma.
Nagle odniósł wrazenie, ze gdzies niedaleko rozległ sie głos. Tak naprawde
jednak nic nie słyszał, głos rozbrzmiewał w jego głowie.
"On jest silny. Ma potezn a ochrone".
O, tak, oczywiscie, jest chroniony! Nikt nie moze wyrz adzic mu krzywdy.
Kolejny głos:
"Dziekujemy za przygotowanie. Teraz my sie nim zajmiemy".
Czyzby zacz ał miec halucynacje słuchowe?
Wszystko jedno, bo uscisk wokół jego duszy zelzał. Niewiara znikneła, był
juz wolny.
Czas, aby zacz ac działac! Wnastepnej chwili potezna siła, jakby mocny, siarczysty
policzek, odrzuciła go na bok.

Rozdział 17
Móri dostrzegł wreszcie jakis budynek na skraju lasu, dziwn a szope. Tiril była
juz bardzo zmeczona, posuwała sie ostatkiem sił.
Znalezli drzwi, zamkniete tylko na haczyk, i weszli do srodka. W panuj acym
półmroku zorientowali sie, ze przechowywano tu narzedzia rolnicze. Wzdłuz
scian stały tyczki, widły do przerzucania siana, sierpy. Wszystko sprawiało wra-
zenie nie uzywanego od niepamietnych czasów; pojeli, ze szopa musi nalezec do
dworu Aurory, choc stoi w pewnym oddaleniu od pozostałych zabudowan.
Strych! zdecydował Móri. Chodz, wejdziemy na góre, tam bedziemy
bezpieczni przed napasci a. Otwór jest tak mały, ze morderca nie odwazy sie
wsun ac głowy, zeby strzelic.
Tu jest okienko!zawołała Tiril, kiedy weszli na strych, gdzie najwyrazniej
wpychano wszystko bez ładu i składu. Móri odrzucił rupiecie na bok i utorował
im droge.
Mamy st ad dobry widok oswiadczył. Starał sie uspokoic oddech po
szalenczej ucieczce, kiedy polowano na nich jak na zwierzyne.Jak sie czujesz,
Tiril?
Przykucneli przy okienku. Tiril wzieła Móriego za reke i na moment przytuliła
głowe do jego ramienia.
Niepokoje sie o Nera szepneła. Nie mogła złapac tchu, tak była zmeczona.
Mówili, zebysmy sie o niego nie bali.
Wiem. Ale i tak sie boje.
To zrozumiałe.
Móri poczuł zalewaj ac a go fale czułosci. Spostrzegł, ze Tiril jest bliska płaczu
ze zmeczenia, rozpaczy i niepokoju o ukochanego psa. To dziecko, które weszło
w zycie z pełnym zaufaniem i miłosci a dla wszystkich zywych istot. . . Dlaczego
własnie j a musiało dotkn ac całe to niepojete zło? Co uczyniła, by w ten sposób j a
karac?
Wiedział, ze nie zrobiła nic poza okazywaniem zyczliwosci i dobroci ludziom
i zwierzetom. To okolicznosci spłatały jej tak paskudnego figla. Nosiła w sobie
136

tajemnice, której nie znała sama, a co dopiero Móri.
Obj ał j a, usiedli wygodniej na podłodze, by móc wygl adac przez nisko
umieszczone okienko.
Tiril mocniej przytuliła sie do niego, ale zaraz sie wyprostowała zirytowana.
Mam odciski pod pachami od tej przebrzydłej kamizelki, kurtki, czy jak j a
zwac. Czy moge juz j a zdj ac?
Móri zgodził sie i sam tez sci agn ał dziwaczn a kreacje Augusta i Seline. Łosie
skóry z trzaskiem upadły na podłoge.
Ale dobrze, ze je mielismyprzyznała Tiril.Uratowały ci zycie, prawda?
Tak. Nie zapomne podziekowac rodzenstwu.
Własciwie mogłoby byc tak przyjemnie zamysliła sie. Mamy dach
nad głow a u dobrych ludzi, jestesmy razem. Gdyby nie to tajemnicze. . . Pst
szepneła. Słysze czyjs krzyk! Nasłuchiwali.
Widac ten drugi stwierdził Móri. Pewnie i jego spotkał marny los.
Wolałbym, zeby moi towarzysze działali mniej skutecznie! Nie mam jednak nad
nimi zadnej władzy.
Naprawde? zdumiała sie Tiril. Twierdz a, ze s a twoimi sługami.
Ładni mi słudzy!prychn ał Móri.
Ja ich lubiecicho powiedziała Tiril.Lubie ich mimo wszystko. Chocia
z ten ostatni wyczyn. . .
Zadrzała, Móri predko j a uscisn ał.
Wiem.
Znów krzyczy. Czy zbliza sie w nasz a strone?
Nie, chyba nie odparł Móri z wahaniem. Nie. . . Co oni własciwie
z nim robi a?
Wkrótce go zobaczyli. Był daleko, wybiegł na pole, jak szalony przed czyms
uciekał.
Tiril przymkneła oczy.
Zabij a go? spytała zduszonym szeptem.
Nie, wydaje mi sie, ze. . . ze nie mog a tego zrobic. Jakby miał cos, co go
chroni. Ale rzeczywiscie staraj a sie go zadreczyc!
Osmieliła sie wyjrzec.
Zobaczyła, ze daleko biegnie ten dostojny, wysoko postawiony, pozbawiony
poczucia humoru człowiek, którego mieli okazje widziec juz tyle razy. Tym razem
trudno jednak było sie w nim dopatrzec dostojenstwa. Jego próby zachowania
godnosci czyniły go jeszcze bardziej załosnym.
Wygl adało to, jakby ktos dawał mu niewidzialne kuksance, a raczej uderzał zaci
sniet a piesci a, bo zataczał sie raz na lewo, raz na prawo. Czasami leciał w przód,
z trudem utrzymuj ac równowage, jakby wymierzano mu cios w tył głowy. Zobaczyli,
ze nagle łapie sie za posladki, chc ac sie przed czyms zasłonic, ale bez
137

skutku, bo niewidzialna siła kawałek po kawałku zrywała z niego spodnie. Potem
przyszła kolej na poły koszuli i krótkiego fraczka. Mezczyzna próbował sie zakry
c, faktem jednak pozostawało, ze miał teraz na sobie jedynie górn a czesc fraka
i buty, szlachetne czesci jego ciała pozostawały wiec obnazone.
I nagle poderwał sie z ziemi, zatoczył szeroki łuk w powietrzu.
Tiril pomimo przerazenia nie zdołała zachowac powagi:
Oni go kopi a! Kopi a jak piłke!
Widzeodpowiedział Móri, tez rozbawiony.Najpewniej spodnie sci agn
eło mu Zwierze, ale kto teraz sie nim bawi, nie wiem.
Chyba wszyscy bior a w tym udział. W kazdym razie dzieki Bogu, ze go
nie zabijaj a.
Na pewno by chcieli, ale nie mog a.
Von Kaltenhelm, podskakuj ac z krzykiem, znikn ał w lesie po drugiej stronie
pola. Daleko od dworu.
No, mysle, ze na jakis czas mamy go z głowy orzekł Móri, oddychaj ac
z ulg a.
Chyba tak. Tiril plecami odwróciła sie do okienka. Przez chwile siedzieli
w milczeniu, starali sie dojsc do siebie po wszystkich tych niezwykłych
wydarzeniach.
Czy powinnismy im podziekowac? zastanawiał sie Móri.
Raczej tak, ale musisz takze przywołac ich do porz adku.
Nic na to nie powiedział.
Czy s a teraz z nami? spytała.
Nie. I dzis wieczorem wiecej juz nie przyjd a.
Sk ad wiesz?
I tym razem nie doczekała sie odpowiedzi.
Tiril poczuła, jak zmeczenie i poczucie beznadziejnosci powoli bierze nad ni a
góre. Nie umiała powstrzymac płaczu.
Móri przygarn ał j a do siebie, czule pogładził po policzku.
Nie mam juz sił szepneła zduszonym głosem. Co zrobiłam, ze spotyka
mnie taka kara?
Nic odpad bezradnie. Nic poza tym, ze jestes dobra dla wszystkich.
A to nie zawsze jest mile widziane.
Ale chyba nie tylko dlatego?
Nie. Jest cos jeszcze. Nie potrafie stwierdzic, co. Oni czegos od ciebie
chc a, moze jestes im do czegos potrzebna. Bo staraj a sie schwytac cie zywcem.
Pierwsza próba zabójstwa, jeszcze w Bergen, była popełnionym przez nich błedem,
stwierdzilismy to wszak. Od tamtej pory usiłuj a pojmac cie zyw a.
Bez powodzenia. Dzieki tobie i naszym pozostałym przyjaciołom. Ale czuj
e, ze wszystkim przeszkadzam. Mielibyscie o wiele spokojniejsze zycie, gdybym.
. .
138

Teraz mówisz głupstwa surowo przerwał jej Móri.
Nie chce wiecej tego słuchac!
Oparła sie o niego, zrezygnowana. Powtarzała tylko cicho:
Nie mam juz sił. Nie mam sił.
Móri sie nie odzywał, nie miał jej do powiedzenia nic ponad to, co potrafiły
wyrazic jego delikatne dłonie.
Powoli Tiril odzyskiwała spokój. Przestała drzec, słysz ac rozbawiony szept
Móriego:
Tak przyjemnie cie obejmowac teraz, kiedy juz zdjełas ten okropny pancerz
Augusta. Taka jestes miekka.
Brzydki, zabałaganiony strych nagle jakby rozswietlił blask słonca. Wybuchn
eła smiechem.
Wiesz, Móri, te słowa bardzo ogrzały moje serce. Całkiem zapomniałam
o uzalaniu sie nad sob a.
Teraz smiali sie juz razem, Móri mocno j a tulił.
Tiril westchneła, ale w głosie słychac było radosc.
Chciałabym byc ładnie ubrana, kiedy tak pieknie do mnie mówisz. Ta stara
bluzka jest juz taka zniszczona, a spódnica gruba i ciepła. Dzisiaj chciałabym
nosic najdelikatniejsze jedwabie, tak jak damy na królewskim dworze. Dla mego
ukochanego. Nigdy jeszcze niczego bardziej nie pragnełam!
Tiril oczywiscie przesadzała, bo wielokrotnie marzyła o bardziej istotnych
sprawach niz piekne ubranie. Móri doskonale o tym wiedział, ale i jego ucieszyły
słowa dziewczyny.
Co tam strojemrukn ał. Ty jestes piekniejsza.
Masz na mysli bez ubrania?Tiril ogarn ał swawolny nastrój, jak to czesto
bywa, kiedy niebezpieczenstwo zostaje zazegnane.
Móri drgn ał. Nie chodziło mu dosłownie o to, ale jesli ona juz to powiedziała.
. .
I to takze.
Tiril poczuła, jak pod wpływem powagi w jego głosie usmiech na jej twarzy
gasnie. Powietrze wokół nagle jakby zgestniało, odebrała jego bliskosc w całkiem
inny sposób.
Móri natychmiast to zrozumiał i umilkł.
Chyba nic nie szkodzi, jesli musne wargami jego szyje, pomyslała Tiril. Nie
ma w tym nic złego, okaze tylko, ze chce byc przy nim, zawsze podobała mi
sie jego szyja. Taka szlachetna, o br azowej, lsni acej jak jedwab skórze. Kark taki
młodzienczy, nieczesto miałam okazje go ogl adac, tylko kiedy wiatr rozwiał mu
włosy.
Wargi dziewczyny przesuneły sie po szyi mezczyzny. Móri zadrzał. Tiril sie
odsuneła.
Czy to dla ciebie przykre?
139

Nie, och, nie odparł ciezko oddychaj ac. Ale nie rób tego wiecej!
Wiesz przeciez, ze dałem słowo twej matce!
Twarz Tiril znów rozjasnił usmiech. Serce uderzyło jej mocniej, a w jej cichym
smiechu pojawiła sie jakas diabelsko kobieca nuta. Nie miała szczególnego
doswiadczenia w miłosci, lecz ona i Móri znali sie juz tak dobrze, poza tym instynkty
tkwi a w człowieku głeboko. Tiril dokładnie wiedziała, co ma ochote zrobi
c, i zrobiła to, chociaz w uszach wci az dzwieczał jej głos matki. Akurat w tej
chwili nic jej nie obchodziło. Liczyła sie jedynie dodaj aca zyciu blasku bliskosc
Móriego.
Przez moment przypatrywała mu sie uwaznie, obserwowała jego profil na tle
okna, zawsze wydawał jej sie taki bezbronny. Móri jawił jej sie jak człowiek,
którego wiek trudno jest okreslic. Własciwie jego twarz naznaczyła juz meska surowo
sc, czasami nawet budził w niej strach. Wydawał jej sie dorosłym, od bardzo
dawna zyj acym na swiecie mezczyzn a. Ale profil, zwłaszcza okolice ust, miały
w sobie jakies dzieciece zdumienie, choc przeciez nie było w nim słabosci. Smutek
w oczach takze mógł zmylic. Przywodził na mysl bardzo młodego człowieka.
Ale ta szyja tak bardzo kusiła. . .
Połozyła mu dłon na karku, wsuneła pod włosy, zeby poczuc, czy naprawde
jest taki mocny, jakim go widziała. Przekonała sie, ze to prawda.
Co robisz? spytał z usmiechem.
Smiej ac sie cichutko koniuszkiem jezyka dotkneła szyi ponizej ucha. Niczym
jezyk weza igrał na miekkiej skórze, pod któr a prezył sie napiety miesien.
Tiril! zadrzał, protestuj ac. Zdretwiał przerazony i podniecony.
Tiril zrozumiała, ze wykazała zbytni a smiałosc, ze nie znali sie tak dobrze, jak
sobie wyobrazała.
Wybacz szepneła i cofneła sie. Naprawde wybacz, to niem adre z mojej
strony, ale tak bardzo chciałam cie poczuc. Od tak dawna juz tego pragnełam.
Móri ukrył twarz. Drzał tak, ze i ona to czuła.
Znów wszystko zepsułam, pomyslała. A jednak nie mogła oderwac oczu od
jego kształtnych dłoni, obejmuj acych kolana, takich szczupłych, zgrabnych. Patrzyła
na pochylony kark, na linie brody, odcinaj ac a sie ciemnobrunatno od bieli
koszuli.
Na widok tych szczegółów ciało jej przenikały fale gor aca, wci az czuła słony
smak jego skóry, pulsowanie warg. Musiała zamkn ac oczy i głeboko odetchn ac,
aby powstrzymac zawrót głowy. Ale zaru w dole brzucha nie dało sie ugasic spokojnym
na pozór oddechem i kurczowym zaciskaniem dłoni.
Spróbowała wstac.
Moze najlepiej bedzie, jak st ad pójdziemy pisneła załosnie.
Jego dłon mocno zacisneła sie na jej dłoni i zmusiła, by znów usiadła. Oczy
Móriego płoneły w półmroku.
140

Tiril tkwiła nieruchomo jak przysrubowana. Dłonie Móriego dotkneły jej pleców,
wsuneły sie pod prost a bluzke, wpełzły pod pasek spódnicy.
Móri szepneła. Przyrzeklismy.
Wiem o tym. Musze tylko poczuc twoje ciało przy swoim.
Rek a zmiótł rupiecie z szorstkich desek podłogi, zdj ał koszule i ułozył z niej
posłanie. Zanim Tiril zd azyła sie zorientowac, jak do tego doszło, lezała juz w samej
bluzce. Móri zerwał z siebie ubranie i wtulił twarz w jej brzuch. Jego gor acy
oddech j a rozgrzewał, dłonie, drz ace, niecierpliwe, były wszedzie.
To sie nie moze dobrze skonczyc, przemkneło jej przez głowe i od tego momentu
przestała myslec.
On poszukiwał jej bliskosci, lecz to ona sie przed nim otworzyła, zadne z nich
juz sie nie wahało, chodziło wszak tylko o nich dwoje, nikt inny nie miał prawa
sie do tego wtr acac. Dach z belek, nieistotne, gdzie jestem.
Uszy Tiril były jak ogłuchłe na niskie wibracje, chóraln a piesn głosów zmarłych.
Ta piesn powinna byc dla niej ostrzezeniem, ale nie chciała słuchac, nie
mogła, bo cała skupiła sie na Mórim, na poczynaniach jego i swoich własnych.
Dłonie mocno przyciskała do czarnych, niesfornych kedziorów. On jest mój, mój,
a ja jego.
Móri wstrzymywał sie z całych sił, ugryzł sie w warge, tak pragn ał byc wobec
niej delikatny.
Widziała oczy błyszcz ace w ciemnosci, słyszała podniecone szemranie, lecz
go nie rejestrowała, wyrzuciła je ze swiadomosci, wszystko wokół przestało sie
liczyc. Czuła tylko, i swiat od tego zawirował, ze on juz zaraz w niej bedzie,
Móri, czarnoksieznik, pragn ał jej, zwyczajnej, prostej, niegodnej zainteresowania
dziewczyny. Nie mogła tego poj ac, ogarneła j a niewypowiedziana radosc, poczuła,
jak wielk a darzy go miłosci a. Wyznała mu to szeptem, choc ból wycisn ał jej
z oczu łzy, ukochany, ukochany. . .
Jak ten zawodz acy, zwiastuj acy smierc wiatr wdarł sie na strych? Ile ich tutaj,
wprost roi sie od drobnych, okropnych isto t!
Ale te mysli przeleciały jej przez głowe jak powiew wiatru, nie zabawiły długo,
w nastepnej chwili o nich zapomniała.
Bo Móri osi agn ał juz, czego pragn ał, i choc ból targn ał jej ciałem, przyjeła
go z radosci a i pokornym podziwem. Piesciła włosy kochanka, nagie ramiona,
w askie biodra. Ukochany, ukochany, ukochany.
A Móri nie wiedział juz, co to mysli, co to rozum. Przelotnie pogłaskał j a po
policzku, otarł łzy, lecz nie uswiadamiał sobie, co robi, ogarniety pragnieniem,
które czyniło go slepym i głuchym na wszystko. Tiril usłyszała jego jek, na moment
wstrzymała oddech, ale on dał sie porwac pragnieniu, az wreszcie odnalazł
spokój, którego szukał.
Wtedy uj ał jej twarz w dłonie i pocałował. Oddychał ciezko i zaraz osun ał sie
na jej piers z zamknietymi oczami, bezwładne dłonie opadły. . .
141

Dziekuje, najmilszaszepn ał.
Tiril nie czuła nic poza bezgraniczn a miłosci a i bólem, który skutecznie zagłuszył
drecz ace j a wczesniej podniecenie. Wiedziała jednak, ze przyjemnosci,
o których napomykała Catherine, przyjd a pózniej. Zrozumiała, jak wspaniałe mog
a to byc przezycia.
Dopiero gdy lezeli zmeczeni, staraj ac sie odzyskac normalne tempo oddechu,
Tiril pojeła, ze w tym krótkim czasie gor aczki zapomnienia wydarzyło sie jeszcze
cos. Ból i nieskonczona czułosc dla Móriego zdominowały wszelkie inne doznania.
Teraz jednak z przerazaj ac a wyrazistosci a przypominała sobie, co zaszło.
Wiatr z zawodzeniem hulaj acy po podziemnych grotach. Otaczaj aca j a ciemno
sc, oczy w mroku, swiec ace, pozwalaj ace sie domyslac obecnosci potwornych
istot o skołtunionych włosach i pajeczo długich członkach. Ich podniecone sapni
ecia na widok kochanków.
Straszniejsza jednak była samotnosc owych grot, grobowa, załobna piesn tysi
ecy martwych gardeł.
Swiat Móriego.
Zeszła do tego swiata, lecz odkryła to dopiero pózniej. Kochała sie z przekletym,
z czarnoksieznikiem wedruj acym po siedzibach zmarłych.
Jego niewidzialni towarzysze zapewniali j a, ze bedzie bezpieczna. Ze nie wyruszy
na wedrówke sciezkami wyznaczanymi przez blady ksiezyc, ze Móri nie
poci agnie jej do swego piekła na ziemi.
Bo tez i tak sie nie stało. Słyszała jednak echo krzyku tych, którzy nie mog
a zaznac spokoju, poczuła tchnienie mrocznego swiata. Postanowiła odegnac to
wspomnienie.
Przypuszczam, ze powinnismy miec wyrzuty sumienia powiedziała.
To prawda. Masz?
Nie. A ty?
Ja tez nie odparł. Tego nie dało sie unikn ac. Dzisiaj, jutro, w przyszłym
tygodniu, i tak by sie stało, bez wzgledu na to, jak bysmy sie przed tym
bronili.
Nie walczylismy zbyt zapamietale cierpko zauwazyła Tiril.
Wiem.Rozesmiał sie.To było cudowne! Wiem, ze sprawiłem ci ból,
ale teraz bedzie lepiej. Tylko co my powiemy twojej matce?
Mamy dwa wyjscia. Albo j a okłamiemy, albo postawimy przed faktem
dokonanym. Byle tylko nie zjawiła sie z tak zwanym odpowiednim kandydatem,
na meza, bo teraz musimy sie pobrac, czy tego chcesz, czy nie.
Raczej czy ona tego chce, czy nie. Ja od pocz atku pragn ałem cie poslubic.
Obawiałem sie tylko zagrozenia, jakie stanowi mój mroczny swiat, a potem twego
wysokiego urodzenia.
A kiedy to pozamałzenskie dziecko cieszyło sie powszechnym szacunkiem?
spytała Tiril.
142

Móri pomógł jej wstac i ubrac sie. Przygotowali sie do opuszczenia zagraconego
strychu.
To takie dziwne.Móri rozejrzał sie dokoła.Zawsze chciałem, aby ten
pierwszy raz, miałem nadzieje, ze kiedys nast api, był dla ciebie piekny. Aby stało
sie to w jedwabnej poscieli, na łozu z baldachimem, przy swiecach, z winem. Ale,
o dziwo, miałem wrazenie, ze i tutaj jest pieknie. Tutaj!Wsród tych rupieci, kurzu
i. . .
Nie mów nic. Przyłozyła palec do jego ust. Nie niszcz obrazu tego
miejsca! Czułam jedynie twoj a bliskosc i miłosc, jaka nas ł aczy. Co, wobec tego,
moze byc brzydkie?
Masz racjeprzyznał Móri. Ja takze własnie tak czułem.
Ucałował j a delikatnie, chc ac jeszcze raz jej podziekowac i potwierdzic sw a
miłosc.
Porozmawiam z twoj a matk aoswiadczył, kiedy przez noc wedrowali do
domu. S adze, ze ona zrozumie. Jej samej nie jest to obce.
Nagle lek na nowo obudził sie w Tiril. Chłód nocy stał sie dotkliwy.
Nero! Zapomniałam o Nerze! Och, nie!
Ale Nero był w domu. Przyprowadził go rozgniewany s asiad. August i Seline
musieli wysłuchac opowiesci, jak to ten piekielny pies przypedził w zaloty do
jego suki i nie pozwalał im wyjsc (I ty, Brutusie, pomyslała Tiril, patrz ac na Nera
w poczuciu wspólnoty). Po przygotowanej przez Seline dobrej kolacji, obficie
zakrapianej gorzałk a, s asiad sie udobruchał, kiedy wiec Móri i Tiril wrócili do
domu, panowała juz pełna zgoda.
Wyszedłem zaraz, bo usłyszałem strzał opowiadał, August. Ale mamy
sezon polowan i za kazdym krzakiem czai sie strzelec. Słyszałem tez z oddali
jakies krzyki, ale to nie były wasze głosy. Zrozumiałem, ze panstwo szukaj a psa,
wiec przestałem sie juz tak przejmowac. Gdybyscie jednak wkrótce nie wrócili,
zabrałbym muszkiet i poszedł po was.
Dobrze, Auguscie powiedział Móri, postanawiaj ac opowiedziec mu
o dwóch napastnikach i losie, jaki ich spotkał, dopiero nastepnego dnia. August,
po wypiciu takiej ilosci gorzałki, mógł nie zniesc widoku mezczyzny opl atanego
wierzbowymi gał azkami. Prawde, mówi ac Tiril i Móriemu na pewien czas udało
sie zapomniec o przesladowcach i bardzo sie z tego cieszyli.
Wkrótce jednak bed a musieli wrócic do rzeczywistosci.
Móri w kazdym razie radował sie, ze Tiril nie stało sie nic złego, jak obiecali
jego towarzysze. Strach, drecz acy go przez tyle lat, okazał sie bezpodstawny.
Tak własnie s adził Móri. Nie patrzył dalej, niz miał ochote spogl adac.
Tej nocy Tiril nawiedziły niezwykle sny.
143

Zabarwiło je, naturalnie, przezycie tego dnia, które miało dla niej najwieksze
znaczenie: miłosne spotkanie z Mórim, długo wytesknione spełnienie.
Raz po raz budziła sie, na nowo przezywaj ac te wielk a chwile, kiedy ulegli
poz adaniu. To było takie piekne, Tiril w samotnosci w swoim pokoju smiała sie
uszczesliwiona.
Nad ranem jednak sny sie zmieniły.
Seline juz wczesniej napaliła w kominku, w pokoju było ciepło. Tiril, spocona,
odrzuciła na bok kołdre, zeby troche sie ochłodzic.
We snie była razem z Mórim, ale nie wszystko działo sie jak nalezy.
Nagle Móri znikn ał, lecz ktos jednak znajdował sie przy niej. A moze tych
istot było wiecej? Sen stał sie tak niewyrazny, mglisty, a dzwieki stłumione i głuche.
Z daleka usłyszała zawodz acy smiech, drwi acy, drazni acy, nieprzyjemny. Próbowała
zawołac Móriego, ale spomiedzy warg nie wydobył sie jej zaden dzwiek.
Nagle dostrzegła ich dosc wyraznie: wielkogłowego, Nauczyciela Hiszpana,
Ducha Zgasłych Nadziei, któremu własciwie nigdy nie zdołała sie przyjrzec,
bo jego widok budził tak a odraze, i bladego Nidhogga o długich zebach i członkach.
Tiril zdawała sobie sprawe, ze to sen, i usiłowała sie z niego wyrwac. Wyczuwała,
ze to sie moze zle skonczyc. Nie mogła sie jednak obudzic, choc z całych
sił starała sie uniesc powieki. Niemym krzykiem wzywała pomocy.
Nagle uswiadomiła sobie własn a nagosc, roztrzesionymi dłonmi odnalazła
kołdre, naci agneła j a pod brode. Zorientowała sie, ze kołdra lezy w poprzek, długo
trwało, zanim ułozyła j a własciwie. I tak stopy wystawały spod przykrycia, nic
jednak nie mogła na to poradzic.
Duchy otoczyły j a kregiem. Najblizej stał Nauczyciel, powiedział cos niewyra
znie, miała wrazenie, ze jego głos brzmi, jakby wydobywał sie z butelki, trudno
było zrozumiec słowa.
Uzalał sie nad ni a, jakby oskarzał Móriego, ze ten myslał tylko o sobie. Tiril
usiłowała protestowac, bronic przyjaciela. Lecz jak zawsze głos uwi azł jej w gardle.
Powiedział cos takze Duch Zgasłych Nadziei. Co takiego, twierdził, ze ona
jest wtajemniczona? Albo ma zostac wtajemniczona, nie bardzo zrozumiała, o co
mu chodzi.
Nidhogg nic nie mówił. Stał oparty o sciane i przygl adał sie jej z krzywym
usmiechem.
W koncu wyłapała kilka słów.
Jestes teraz nasz a posredniczk a oswiadczył Nauczyciel.
Co ma na mysli?
Jestes dla nas swieta.
Tiril ogarn ał strach.
144

Dlaczego nie było innych? Kobiet, Hraundrangi-Móriego, Zwierzecia?
Dlaczego tylko ci trzej?
Czekaj a rzekł Duch Utraconych Nadziei. Jego głos brzmiał, jakby pochodził
z przestworzy i epok, które przestały juz istniec.
Kto czeka? spytała, nie była jednak pewna, czy j a usłyszeli.
Czekaj a od dawna, od bardzo dawna. Teraz zbliza sie chwila ich wyzwolenia.
Nic nie pojmowała.
Ty jestes posredniczk apowtórzył Nauczyciel.
My takze czekamy wtr acił Duch Utraconych Nadziei.
Czy mozecie mi to wyjasnic? poprosiła.
Z czasem sie dowiesz odparł Nauczyciel. Stanowiło to dowód, ze j a
usłyszeli, jej głos do nich dotarł.
Nauczyciel podał jej jakis osobliwy przedmiot.
Zatrzymaj to do chwili, gdy własciwy człowiek bedzie tego potrzebował.
Sk ad bede wiedziec, kto jest. . .
Po prostu zrozumiesz powiedział spokojnie.
Tiril trzymała przedmiot w dłoni. Kształtem przypominał kawałki wegla brunatnego,
na których Móri rył swe magiczne runy.
Ogarn ał j a nastrój powagi przemieszanej ze strachem. Rozumiała, ze to wielka
chwila. Magiczna runa, jak w myslach nazywała przedmiot, choc jeszcze sie mu
dobrze nie przyjrzała, paliła jej dłon. Tiril zaniosła sie krzykiem bólu, lecz runy
nie mogła wypuscic.
Obudził j a jej własny jek. Triumfalne wycie rodem z innego swiata ucichło.
Pokój oczywiscie okazał sie pusty, nikogo w nim nie było, ani teraz, ani wcze-
sniej.Wdłoni nie trzymała nic. Czuła tylko, ze jest mokra od potu, jakby przysnił
jej sie koszmar.
Kiedy wyrównała juz oddech, a drzenie ciała ustało, spróbowała zrozumiec to,
co wydarzyło sie we snie. Tiril nie była jedyn a osob a na swiecie, która przekonała
sie, ze we snie objawia sie człowiekowi cien tego, co oczywiste. Pojawiaj a sie
zawoalowane prawdy i trzeba nauczyc sie je objasniac.
Tym razem jednak nie potrafiła sobie z tym poradzic.
Rano nie była przekonana, czy wolno jej na ten temat rozmawiac z Mórim.
On jednak zorientował sie, ze cos jej lezy na sercu, i nie poddał sie, dopóki nie
wyci agn ał całej prawdy.
Wyszli na porann a przechadzke z Nerem, prowadzili psa na smyczy, zeby zapobiec
jego kolejnej wyprawie w zaloty. Nero nie chciał uwierzyc w taki brak
zrozumienia i przez cały czas konsekwentnie ci agn ał w jedn a strone. Móri jednak
nie uległ jego smetnemu spojrzeniu i mocno go trzymał.
145

Ja tez nie rozumiem, o co chodziło naszym towarzyszom. Uscisn ał rek
e Tiril, jakby chciał dodac dziewczynie otuchy. Moze powinnismy uznac to
wszystko za sen, bo przeciez nie było w tym nic realnego. Gdybys teraz pokazała
mi ten przedmiot, to co innego. Ale i ja miałem dzisiaj sen, który nie bardzo mi
sie spodobał. Tak jak i ty nie byłem pewien, czy to sen, czy jawa. . . Mnie takze
snili sie nasi towarzysze. Dziekowali mi.
Tiril przeszedł dreszcz.
Dziekowali?
Tak, za to, ze w koncu pokazałem, iz mam dosc rozumu, by dac ci radosc,
ale kiedy to mówili, ich oczy spogl adały drwi aco, niemal szelmowsko, prawie
wpadłem w gniew. "Obiecywaliscie, ze nie bedzie was przy tym", krzykn ałem.
"I nie bylismy, odpowiedział Nauczyciel. Przewidzielismy jednak, co sie stanie.
Dlatego ci dziekujemy!" To był oczywiscie tylko sen, tak samo jak w twoim przypadku.
Nasza podswiadomosc steruje snami, na pewno o tym wiesz. Bałem sie,
ze oni zobacz a, co zrobilismy, a ty mogłas miec wyrzuty sumienia i chciałas, zeby
sie jednak pokazali. Chyba o nic innego tu nie chodzi.
Uwazasz wiec, ze oni nie byli konkretnie obecni ani w twoim snie, ani
w moim?
Oczywiscie!
Tiril odetchneła z ulg a.
Dziekuje ci, Móri, ze tak mówisz! Kamien spadł mi z serca.
Nie wspomniała mu jednak o swej niepewnosci. Nie chciała mówic o niezwykłej,
jakby nieziemskiej chwili przezycia wtajemniczenia, jakiego doznała. Czy
naprawde we snie mozna przezyc cos az tak intensywnie?
Pomimo gwałtownych protestów Nera zawrócili do dworu, Móri obj ał przyjaciółk
e.
Duchy miały racje mówi ac, ze mało ci dałem radosci podczas naszej pierwszej
wspólnej chwili, Tiril. . .
Nic nie szkodzimrukneła spuszczaj ac głowe.
Naprawimy to obiecał. Dam ci wiecej miłosci, ciepła i delikatnosci.
Zaczekam na ciebie, tak, zebysmy oboje mogli to poczuc. Ale najpierw powinienem
pomówic z twoj a matk a, prawda?
Tak chyba bedzie najlepiej.
To zalezy, kiedy ona przyjedzie. Przez cał a wiecznosc czekac nie mozemy,
ile własciwie mozna od nas wymagac?
Tiril rozesmiała sie uszczesliwiona.
Wracaj, matko, jak najpredzej! zawołała w przestrzen. Pospiesz sie,
bo Móri i ja płoniemy!
146

Tak, spiesz sie, ksieznozawtórował jej Móri, nie spuszczaj ac oczu z Tiril.
Bo dostatecznie długo juz czekalismy na siebie, jestesmy dla siebie stworzeni.
Usunelismy z drogi wszelkie czyhaj ace na nas niebezpieczenstwa, i te realne,
naszych wrogów, i te niewidzialne. Wiemy juz, ze Tiril nic sie nie stanie,
przekroczylismy granice i nic złego jej nie spotkało. Spiesz sie, ksiezno, bo mam
zamiar poj ac Tiril za zone i nic mnie przed tym nie powstrzyma!

Rozdział 18
August był mocno st apaj acym po ziemi człowiekiem, nigdy nie zdołałby zrozumie
c, co Mondsteinowi przytrafiło sie w lesie. Owszem, wyznawał sie na muszkietach
i im podobnych, lecz nie na czarach.
Móri postanowił wiec sam zaj ac sie zmarłym. Bał sie pokazac władzom tak
okaleczone zwłoki, zabrał wiec wózek, szpadel, mocne nozyce, i podczas gdy
pozostali mieszkancy dworu zasiedli do posiłku w jadalni, sk ad mieli widok na
inn a strone, ruszył do lasu.
Musiał wzi ac sie w garsc, by przyst apic do wypl atywania ciała z g aszczu zaro
sli. Zawołał gniewnie:
To wasza sprawka, moze teraz spróbujecie naprawic grzechy?
Nie spodziewał sie pomocy, a juz na pewno nie tak szybkiej i skutecznej. Gał
azki wierzby ze swistem odskoczyły od siebie, a ciało Mondsteina upadło na
ziemie. Móri z wielk a niecheci a chciał je podniesc i natychmiast wyczuł, ze ktos
znów spieszy mu z pomoc a. Zwłoki były lekkie jak piórko i wkrótce znalazły sie
na wózku.
Móri poci agn ał je głebiej w las, az do moczarów z brudn a wod a, Próby wykopania
dołu spełzły na niczym, przy kazdym ruchu łopat a dziura natychmiast
wypełniała sie rzadkim błockiem. Wreszcie zniecierpliwiony jeszcze raz poprosił
o pomoc.
Wysłuchano go od razu.
Z ohydnym plusnieciem ciało Mondsteina zapadło sie dół, który natychmiast
zalała woda, a zaraz potem Móri na własne oczy ujrzał, jak bagienna roslinnosc
podpełzła blizej i zasłoniła niemal całe bagno, widoczna pozostała jedynie niewielka
kałuza, aby zwierze lub człowiek nie utoneli w moczarach, nie trafili na
dno tam, gdzie spoczeły zwłoki cudzoziemca, o którym wkrótce zapomni swiat.
Móri domyslał sie, ze ten człowiek to Mondstein. Lizuska wspominała, ze
wypytywał o dwór.
Móri ze smutkiem pomyslał o jego ewentualnej rodzinie, jednak prawde mówi
ac w atpił, by Mondstein j a miał. Nalezał do tych, co to przedkładaj a uciechy
wojenne i kompanie towarzyszy nad przyjemnosci zycia rodzinnego.
148

Chociaz, czy na pewno. . .
Co przygnało Mondsteina, Heinricha Reussa von Gera, von Kaltenhelma
i Georga Wetleva do zimnej, zacofanej Norwegii? I to zeby polowac na Tiril?
Mondstein i Wetlev nie zyli, ale pozostawał jeszcze von Kaltenhelm, no i nie
wiadomo gdzie podział sie Heinrich Reuss.
Czterej mezczyzni, w dodatku z najwyzszych warstw arystokracji. Co ich ł aczyło?
Ksiezna Theresa wróciła kilka tygodni pózniej.
Przybyłam tak szybko, jak tylko mogłammówiła, uradowana widokiem
swej córki i swobod a, jak a mogła cieszyc sie w Norwegii. Zerwała na zawsze
z Holsteinem-Gottorpem. Wszystkie jej ruchomosci przeniesiono na zamek Hofburg
w Wiedniu.
Dlaczego? dopytywał sie Móri.
Widac było, ze Therese cos gnebi. Zmeczenie podróz a na pewno dawało sie
jej we znaki, ale niepokoiła sie takze o Aurore, z któr a bardzo sie zaprzyjazniła.
Aurora była jedn a z niewielu osób, z którymi Theresa dzieliła sw a tajemnice
o istnieniu Tiril.
Popatrywała na twarze, biło z nich wyczekiwanie. Pomyslała o przywiezionych
podarkach. Z wielk a niecheci a zaczeła od nieprzyjemnych wiadomosci:
Aurora nic nie moze zrobic z tym dworem. Jej okropna matka wykazuje
nieprawdopodobny upór. Nie chce mi sprzedac posiadłosci ani tez wynaj ac na
dłuzszy czas. Zamierza odst apic maj atek obcym ludziom, których Aurora nie bedzie
mogła odwiedzac.
Theresa widziała, ze dla wszystkich ta wiesc była wielkim ciosem. Miły August
skrzywił usta jak dziecko do płaczu. Theresa poczuła sie nieswojo, tak bardzo
chciała powiedziec kilka słów pociechy, ale gdzie ich szukac? Ku swemu
zdziwieniu zorientowała sie takze, ze brakuje jej szalonej baronówny Catherine
i spokojnego Erlinga. Nie ulegało w atpliwosci, ze i pozostali za nimi tesknili.
Spłoszyli sie po usłyszeniu przywiezionych przez ni a wiesci. Znów nie bed a
miec swojego miejsca!
Co my poczniemy?cicho spytał Móri.
Theresa wzieła sie w garsc.
S a inne mozliwosci, w Europie. Tiril bedzie miała dom.
W Europie? Wiedziała, ze nie tam zamierzali sie wybrac. Spostrzegła takze,
ze Tiril zbiera sie na odwage. Co teraz nast api?
Matko. . . Jak wiesz, Móri prosił o moj a reke. Mam nadzieje, ze rozwazyłas
juz te kwestie, oczywiscie na jego korzysc.
Theresa spogl adała na nich wzrokiem, z którego biło zmeczenie. Nie ten temat
chciała podj ac na samym pocz atku.
149

Przejdzmy chociaz do salonu.
Przygotuje cos gor acego do picia oznajmiła Seline i poci agneła za sob a
brata, angazuj ac go do bardziej konkretnych zajec niz oddawanie sie marzeniom.
Theresa poprosiła Tiril i Móriego, by usiedli w bardzo teraz przytulnym saloniku.
Seline naprawde udało sie stworzyc z opuszczonego dworu prawdziwy
dom.
Ksiezna popatrzyła na młodych i po długiej pauzie rzekła:
Cała ta sytuacja jest przerazaj aco zawikłana. Tiril w tych ciezkich czasach
bardzo cie potrzebuje, Móri. Zrobiłam przegl ad młodzienców z moich kregów
i musze przyznac, ze zaden nie wydał mi sie odpowiedni. Musze jednak zebrac
sie na odwage i przedstawic cie Habsburgom, Tiril, a to juz samo w sobie bedzie
przykre, nawet jesli nie zaprezentuje od razu twego przyszłego meza-czarownika.
Gdybysmy wiec mogli wstrzymac sie z decyzj a jakis rok. . .
Tchórzostwo, lecz cóz innego mogła wymyslic?
Nie zaprotestowała Tiril.
Matka popatrzyła na ni a pytaj aco.
Móri wyreczył Tiril w odpowiedzi:
Zrobilismy wszystko, by trzymac sie na dystans, wasza wysokosc, lecz
okolicznosci sprawiły, ze znalezlismy sie blisko siebie i nie zdołalismy zapanowac
nad sytuacj a.
Theresa zdretwiała. Zdawała sobie sprawe, ze jej sci agniete brwi wyrazaj a
surowosc, nie mogła jednak temu zapobiec.
Wszystko w niej gwałtownie protestowało. Jej jedyna córka, Habsburzanka,
miałaby poslubic dzikusa z Islandii? Z krainy, o której nikt nie wiedział nic poza
tym, ze to jakas wyspa daleko na morzu, bez Boga, wiary i prawa?
Ale czy nie tak własnie os adzała Norwegie? Tymczasem okazało sie, ze to
normalny cywilizowany kraj, pełen kosciołów i poboznych ludzi.
Miałam nadzieje, ze uczucie tych dwojga samo sie wypali, myslała. Bardzo
nierealne zyczenie, ale. . .
Całe moje wychowanie sie temu sprzeciwia, wyrosłam wszak na cesarskim
dworze, w Hofburgu.
Ale co moje wychowanie zrobiło ze mn a? Czy pomogło mi w zyciu?
Nieudane małzenstwo. Rezultat zasad głosz acych, ze we wszystkim nalezy
byc posłusznym rodzicom.
Tesknota. Musiałam zrezygnowac z tego, którego obdarzyłam miłosci a.
I ten ogien czysccowy, przez jaki musiałam przechodzic kazdego dnia od
chwili narodzin mego dziecka. Zal, tesknota, rozpacz. Załosny brak odwagi, by
sprzeciwic sie niepisanym prawom szlachty.
Miałabym odmawiac mej córce szczesliwszego zycia, zmuszac j a, by i ona
odrzuciła ukochanego?
150

Jakim prawem mam niszczyc te młod a istote, która tyle juz wycierpiała? Dwa
młode istnienia. Kiedy widze, jak gor aco ten człowiek kocha moj a córke, jak gotów
jest walczyc o ni a i o prawo do zostania z ni a do konca zycia, przed oczami
staje mi ktos inny. Ten, który mnie kochał, lecz nie walczył o mnie. Nie oszukał
mnie, ale tez i nie zrobił nic, by rozwi azac nasz a sprawe. Jego droga została
wytyczona juz wczesniej. Dla mnie nie było na niej miejsca.
Oczy Móriego. . . One nigdy nie zawiod a.
Mój Boze, jak dobrze rozumiem moj a córke! Przez chwile zapragnełam nawet
znalezc sie na jej miejscu. Poczuc miłosc takiego mezczyzny!
Theresa podniosła głowe. Na ustach pojawił sie lekki usmiech.
Uderzyło mnie, ze zastanawiaj ac sie nad waszym losem, nie pomyslałam
nawet o "grzechu", jakiego sie dopusciliscie. Nie moge was oskarzac, wiem, ze
w waszej sytuacji było to nieuniknione, wci az przebywaliscie razem.
To stało sie tylko raz, wasza wysokosc cicho powiedział Móri. Scigali
nas ci ludzie, chcielismy byc blisko siebie, zeby odegnac przerazenie i strach,
ze jestesmy sami na swiecie przeciwko takiemu złu. S adze jednak, ze otrzymali-
smy nauczke, zrozumielismy, jak łatwo mozna stracic nad sob a panowanie, wbrew
swej woli.
Ach, jak dobrze ich rozumiała!
I ja tak myslałam wówczas, przed latypokiwała głow a ksiezna.Sprawa
jest wobec tego jasna. Móri, musisz uczynic z Tiril przyzwoit a kobiete.
Dziekuje, wasza wysokosc. Zawsze tego pragn ałem.
Czy słusznie post apiłam? zastanawiała sie przejeta Theresa. Wewnetrzny
głos podpowiada mi, ze to własciwa decyzja. Chociaz nie całkiem. Gdyby dało
sie to odłozyc chociaz troche. . .
Tylko my troje o tym wiemyoswiadczyła.Czy moglibyscie zaczekac,
dopóki nie zostaniecie przedstawieni. . .
Chyba nie cienkim głosikiem z udrek a na twarzy przerwała jej Tiril.
Ale nie jestem całkiem pewna.
Twarz Móriego zbielała.
Co ty mówisz, Tiril?
Nie wiem odparła. Ale wczoraj rano miałam takie dziwne uczucie,
ze byc moze.. Co mam powiedziec? Nie wiem, po prostu sie przestraszyłam.
Ale dlaczego nic mi nie mówiłas?wykrzykn ał Móri. Theresa dostrzegła
na jego niezwykłym obliczu zmieszanie, zdumienie i ostrozn a radosc.
Bo nic jeszcze nie wiem tłumaczyła Tiril. Od tej poty nie przestaj
e sie nad tym zastanawiac, ale nic wiecej sie nie wydarzyło i nie chciałam cie
niepotrzebnie niepokoic.
Theresa nabrała powietrza w płuca:
Bez wzgledu na to, co sie stało, Tiril, rozumiem, ze trzeba działac szybko.
Posłuchajcie mnie uwaznie. Jedynym mezczyzn a, jakiego kochałam, był twój
151

ojciec. Nie moglismy sie pobrac, ale popełnilismy ten sam bł ad co wy. Oddałam
cie, moje ukochane dziecko, i przez całe zycie musiałam przez to cierpiec.
Nie mam zamiaru dopuscic, by taka sytuacja sie powtórzyła. Własnie doszłam
do wniosku, ze ciebie, Tiril, równie dobrze moge przedstawic jako mezatke. Nikt
w Wiedniu nie bedzie przeciez wiedział, jak długo jestes zamezna. Gdy tylko troch
e wypoczne, dzien lub dwa, pójdziemy do pastora tutejszej parafii, aby was
poł aczył. Nie bedziecie musieli cierpiec tak jak twój ojciec i ja przez całe nasze
dorosłe zycie. Nie pochodzisz ze szlacheckiego rodu, Móri, jestes szczególnym
człowiekiem, nie pasujesz do swiata Habsburgów. Wielu z nich z pewnosci a cie
nie zaakceptuje. Widze jednak, jak a miłosc zywisz dla Tiril, i wiem, ze przy tobie
bedzie bezpieczna, a jesli chodzi o to, ze nie masz bogactwa, to ja mam go
w bród. Ale. . . Oto mój warunek: opuscicie Norwegie i wyjedziecie ze mn a na
południe. Przedstawie was w swoim rodzinnym domu. Potem wymyslimy, gdzie
zamieszkacie. Czy jasno sie wyraziłam?
Móri skłonił sie.
Chyle głowe przed tak a zaradnosci a, ksiezno. Zechciej przyj ac szczere podzi
ekowanie za wyrozumiałosc. I podziw za odwage, jak a pani przejawia, chc ac
przyznac sie przed rodzin a do grzechu młodosci.
Tiril takze dygneła. Twarz jej promieniała szczesciem.
Theresa mocno j a usciskała.
Mam nadzieje, ze przeczucia cie nie myl aszepneła.Pomyslec tylko,
wnuk! Wiekszego szczescia nie potrafie sobie wyobrazic!
Móri jednak był bardzo zafrasowany, kiedy wieczorem siedzieli w pokoju Tiril.
Jestes pewna, Tiril?spytał co najmniej po raz pi aty, a ona odpowiedziała
tak samo:
Wcale nie jestem pewna! Wczoraj przeleciało mi to przez głowe. Odczuwałam
taki niepokój w ciele. Ale przeciez nie o tym mielismy teraz mówic!
Wiem.Nachylił sie nad zapiskami lez acymi na stole.Mielismy omówi
c kilka punktów. . . Jak to własciwie było z Catherine, czy zdołała sie dowiedzie
c czegos blizszego o ksi azecym rodzie Reussów?
Tak, zapomniałam ci powtórzyc. "Nasz" Heinrich jest młodszym bratem
któregos z wielmozy z linii Gera, nosi tylko tytuł hrabiego. Podobno wiele podró
zował po Europie srodkowej, południowej, a ostatnimi laty był w Norwegii.
Catherine twierdziła, ze poniewaz on stale sie przemieszcza, trudno sie czegos
o nim dowiedziec. Jasne jest natomiast, ze z tego rodu wywodziło sie wiele znanych
postaci. Najwyzsi to chyba owi Wielcy Mistrzowie Zakonu Krzyzackiego.
A co on robił w Norwegii?
Tego nie zdołała sie dowiedziec. Wiódł tajemnicze zycie. Jak sie zdaje,
152

celowo, zeby nie zwracac na siebie uwagi. A teraz pokaz mi swoj a liste.
Spisali sobie wszystko, czego sie dowiedzieli i co mogło miec jakikolwiek
zwi azek z polowaniem na Tiril. Wci az niewiele im to mówiło:
1. Trzy cz astki figurki demona, które zaprowadziły nas do Tiveden.
2. Znaleziony tam zwój pergaminu i słowa, jakie udało sie na nim
odcyfrowac: ERBE i UFER wraz z wycinkiem . . . IMVR. . . , co mozna
tez odczytac jako IMUR albo EMUR.
3. Relief w komorze grobowej, odpowiadaj acy wygrawerowanemu rysunkowi
na kielichu, który zgin ał z Hofburga. Ilustruje basn o morzu,
które nie istnieje. Na obu rysunkach wystepuje znak słonca z wyraznie
zaznaczonymi promieniami.
4. Ten sam znak widniał na piersi hrabiego von Tierstein, którego widzieli
smy podczas podrózy w czasie. Znajdował sie takze na okładce
ksiegi w pracowni hrabiego.
5. Na okładce ksiegi znajdowały sie słowa STAIN ORDOGNO i DEOBRIGULA.
Tyle mamy stwierdził Móri. Pytałem twoj a matke o te dwa słowa,
"ordogno" i "deobrigula", ale nigdy ich nie słyszała.
Zastanawiam sie nad dwiema rzeczami powiedziała Tiril. Nie maj a
nic wspólnego z tym spisem, ale ty mi o tym wspominałes. Mam na mysli twoje
nocne spotkanie z duchami nad brzegiem morza. Prosiły, bys wystrzegał sie
znaku. S adzisz, ze mogli miec na mysli, ten własnie znak, promieniste słonce?
Nie wiem wolno odparł Móri. Niewykluczone. A ta druga kwestia?
To zagadka, na któr a nigdy nie uzyskalismy odpowiedzi. Od kogo mój
przybrany ojciec, konsul Dahl, wyłudzał pieni adze?
Ja tez sie nad tym zastanawiałem. Mogło chodzic o Reussa i Wetleva, ale
Dahl jezdził do Christianii, prawda?
Tak. A Reuss i Wetlev przez cały czas scigali mnie w Bergen.
Rzeczywiscie przyznał Móri. Ta zagadka pozostaje nie rozwi azana.
Wiemy tylko, ze konsul sw a chciwosc musiał przypłacic zyciem.
Tiril podniosła sie z miejsca. Móri mocno złapał j a za ramie i popatrzył na ni a
uwaznie. Po raz szósty spytał:
Tiril, jestes pewna? Westchneła.
Nie, mówiłam ci juz. Za wczesnie, by cos stwierdzic, ze nie mam. . . Uff,
nie, nie przywykłam do takich rozmów.
Rozumiem.
Tiril posmutniała, głos nie był taki jasny, gdy pytała:
Czy ty sie w ogóle z tego nie cieszysz, Móri?
153

Gdybym mógł! Ale sama powiedziałas, ze sie przestraszyłas, a nie ucieszyła
s. Tak jak i ja.
To prawda. Okropnie sie zlekłam.
Ja takze. Widzisz, przypominam sobie moich towarzyszy tego wieczoru,
gdy wezwałem ich, by spytac o rade. Na pytanie, czy kiedykolwiek bede mógł
sie kiedys z tob a kochac, odpowiedzieli mi nonszalancko, jakby drwili. "Nie bój
sie, chichotali. Nie, nie, Tiril nic złego sie nie zdarzy! Ona nie wst api do twego
bladobłekitnego mrocznego swiata, Móri!" I ja im uwierzyłem.
Mieli racje. Mnie nic sie nie stałowymówiła Tiril pobielałymi wargami.
Miała wrazenie, ze wokół serca zaciska jej sie zelazna obrecz. Pamietasz mój
sen po tym, jak bylismy razem?
Tak odparł ze złowieszczym spokojem. I swój.
Powiedzieli mi, ze zostałam wtajemniczona. Ze od tej pory jestem ich po-
srednikiem. Ze jestem dla nich swieta. . . Okazywali mi szacunek, a jednoczesnie
jakby kpili.
A mnie dziekowali. Najwyrazniej sie tym bawili. Wtedy tego nie zrozumiałem.
Tiril, co mysmy najlepszego zrobili? Tak, ty i ja ujdziemy wolno
szepneła pogr azona w rozpaczy. A jednak oni wiedzieli, co sie moze stac. Na
to czekali. O mój Boze, co mysmy zrobili, Móri, cosmy zrobili?

Rozdział 19
Grube mury, jak wyciosane z olbrzymich głazów. Głeboko pod ziemi a. Do
ciezkich piwnic nie mogło dotrzec swiatło słonca.
Nad nimi wznosił sie kasztel, potezny, tak wielki, ze w samym tylko portalu
zmiesciłby sie najwspanialszy z patrycjuszowskich domów.
Kasztel górował nad okolic a, w porównaniu z nim miasteczko przypominało
zbiorowisko domków z klocków. Mury troche zwietrzały, nie wszystkie czesci
nadawały sie do zamieszkania, ale wci az widac go było z daleka. Wskazywał
droge zbł akanym wedrowcom.
Zbudowali go ogarnieci mani a wielkosci ksi azeta, którym nigdy nie dane było
ogl adac rozpoczetego dzieła w całosci, bo smierc nie odróznia wielkich od maluczkich.
Wzniesiono go na ruinach pradawnego klasztoru, po którym pozostała jeszcze
czesc murów i korytarzy, a pod klasztorem stała kiedys inna twierdza, jeszcze
z czasów rzymskich. Niewielu wiedziało, ze pod twierdz a s a tez resztki jeszcze
dawniejszej budowli.
Głebokie lochy oswietlał blask pochodni rozmieszczonych wzdłuz scian. Centralne
miejsce w sali zajmował wielki stół, wokół niego ustawiono krzesła w stylu
saksonskim.Wtej chwili jednak na krzesłach nikt nie zasiadał. Mezczyzni obecni
w sali zgromadzili sie w jej koncu przed czyms, co przypominało ołtarz, a moze
tron. Ułozone z kamieni półkole wyznaczało miejsca stoj acych. W obrebie półkola
stał dosuniety do sciany stół, a nad nim wysoko na murze wisiał wielki znak
ze szlachetnego kruszcu. Przedstawiał okr agłe wypukłe słonce, od którego odchodziły
promienie. Tiril i Móri natychmiast by go rozpoznali.
Czarno odziani mezczyzni nosili na szyi identyczne znaki. Teraz wyraznie je
było widac na tle czarnych szat. Nie ukryto ich pod ubraniem, jak nakazywała
reguła, gdy członkowie zgromadzenia poruszali sie wsród zwykłych ludzi. Tarcze
słoneczne wykonano z drewna, promienie z metalu.
Na stole lezało kilka przedmiotów. Stał przed nim wysoki mezczyzna. Pogr a-
zony w milcz acym uwielbieniu dla znaku słonca na murze, sprawiał wrazenie,
jakby prosił go o rade.
155

W koncu zwrócił sie do zebranych, zadrzeli jak zwykle, gdy napotkali jego
spojrzenie.
Migotliwy blask pochodni zniekształcał jego twarz, lecz i bez tego oblicze to
budziło szacunek, zeby nie powiedziec strach.
Mezczyzna nie był młody. Geste włosy, spadaj ace na ramiona, miały stalowoniebieski
odcien, kiedys zapewne musiały byc kruczoczarne. Z poci agłej twarzy
o szlachetnych rysach biło odpychaj ace okrucienstwo. Wci az czarne brwi i rzesy
otaczały ciemnobr azowe oczy, zaczynaj ace metniec na krawedzi teczówki. Mocno
wysklepione powieki potrafiły sie przymykac na sposób, którego, jak nauczyli
sie członkowie zakonu, nalezało sie bac. Nos był długi i koscisty, kosci policzkowe
wydatne. Ostre skrzydełka nosa swiadczyły o lodowatej pogardzie dla zwykłych
ludzi, w askie bezkrwiste wargi przypominały kreski.
Chłodny, niesamowity ton głosu potegował tylko wrazenie bij acego od tej osoby
zła w najczystszej postaci. Widac jednak było, ze człowiek ów, kiedy tego
wymagała sytuacja, potrafił sie usmiechac i okazywac zyczliwosc.
Tym samym konczymy nasz a dzisiejsz a ceremonie oznajmił.
Dał znak dwóm ze swych sprzysiezonych. Natychmiast pochwycili innego.
Biedakowi wydarł sie z gardła krzyk przerazenia.
Znów rozległ sie głos prowadz acego:
Heinrichu Reuss von Gera! Wiesz, jakiego przestepstwa sie dopusciłes!
Nikt nie moze uciec od naszego zakonu. Nikt tez nie pragnie tego uczynic. Szum
głosów przyswiadczył jego słowom.
A jednak ty, Heinrich Reuss, porwałes sie na to! grzmiał Mistrz.
Wyjasniłes, dlaczego. Zetkn ałes sie z czarami. Czy nie wiesz, ze zaden czarnoksi
eznik na swiecie nie moze mierzyc sie ze mn a?
Wiem, ekscelencjo. Zl akłem sie ciebie i twojej kary. Byłem słaby i wybrałem
najprostsze rozwi azanie. Jeszcze raz błagam o litosc i pozwolenie na to, by
zostac w Zakonie.
Zmarnowałes szanse.
Mistrz skin ał dłoni a i Heinricha Reussa wyprowadzono. Jego okrzyk "Poswieciłem
wszystko dla Zakonu", odbił sie echem od kamiennych scian i umilkł.
Najwyzszy odwrócił sie do stołu przy ołtarzu. To znaczyło, ze spotkanie dobiegło
konca. Gestem dał znac swym zaufanym, staneli, zachowuj ac nalezyt a odległo
sc. Podczas gdy inni opuszczali sale. Mistrz, zwrócony w strone muru, pogr
azył sie w myslach. Powoli uniósł przepiekne naczynie, srebrny kielich z wygrawerowanym
wzorem.
Wolno obracał kielich w dłoniach, z usmiechem zadowolenia na w askich wargach
obserwuj ac rysunek.Widział brzeg morza, stylizowane postacie wyłaniaj ace
sie z fal. Pierwsza dzwigała wielk a kule, od której odchodziły promienie, identyczny
symbol jak ten, który widniał na piersiach zebranych. Mistrz obrócił sie do
swych towarzyszy.
156

Dziekuje, przyjacielu, ze zdobyłes dla nas ten kielichrzekł z usmiechem
do młodszego z dwóch mezczyzn.Jest dla nas nieoceniony. Nieoceniony! Utrata
z pewnosci a rozgniewała Habsburgów.
Jego twarz na powrót stała sie kamienna.
Zezwalam ci opuscic sale rzekł. Ale ty, najblizszy mi, pozostaniesz.
Kiedy młodszy z mezczyzn wyszedł, Mistrz przeniósł wzrok na swego zaufanego.
I co na to powiesz, Lorenzo?
Mezczyzna o wyraznych cechach mieszkanca Europy południowej odparł po
namysle:
Rzeczywiscie Horst von Kaltenhelm przyniósł alarmuj ace nowiny, Mondstein
takze nie zyje. . .
Wiem o tym lodowatym tonem odparł Mistrz.
I on, i Georg Wetlev odmówili załozenia znaku. Czego wiec innego mozna
sie było spodziewac?
Wetlev zgin ał od strzału z pistoletu, to wiemy. Ale smierc Mondsteina była
wstrz asaj aca i niepojeta. Von Kaltenhelm takze uległ działaniu czarów, lecz uszedł
z tego z zyciem, poniewaz nosił znak. Mamy do czynienia z czarnoksieznikiem,
wasza ekscelencjo, i to na dodatek z poteznym.
Zaden czarnoksieznik nie potrafi zrobic tego, co przydarzyło sie Mondsteinowi
i von Kaltenhelmowi odparł urazony Mistrz. Nigdy tez nie zdarzyło
sie, by ktos nie odpowiedział na moje wezwanie, jak to sie stało w przypadku
tej Tiril Dahl. Za tym kryje sie cos wiecej. Katastrofalne jest równiez, ze matka
i córka sie spotkały.
Pochylił sie nad Lorenzem.
Musimy unieszkodliwic takze ksiezn a Therese, jak najszybciej! Zanim powróci
do Norwegii, do córki.
Na to juz moze byc za pózno, wasza ekscelencjo.
Wyslij wiec nowych ludzi do Norwegii prychn ał zniecierpliwiony
Mistrz. Takich, którzy sie nie wystrasz a marnego czarnoksieznika!
Lorenzo był wstrz asniety.
Ale czy naprawde powinnismy. . . atakowac ksiezn a Therese?
Mistrz zastanowił sie. W jego zimnych oczach odzwierciedlały sie zmieniaj ace
sie uczucia.
Wiem odpad krótko. Ale musimy. Mamy zbyt mało czasu, nalezy
działac szybko. Ale nie wspominaj nikomu innemu o tym, ze ksiezn a trzeba usun
ac z powierzchni ziemi. Tiril Dahl nalezy sprowadzic tutaj, lecz Theresa nie jest
nam do niczego potrzebna. Ani słowa wiecej o tym, zeby nie dotarły do niewła-
sciwych uszu!
Oczywiscie, ani słowa!
157

Masz racje.Mistrz zmarszczył brwi.Nikt inny nie powinien sie o tym
dowiedziec. Ty, Lorenzo, osobiscie zajmiesz sie ksiezn a Theres a.
Lorenzo starał sie ukryc wzburzenie.
Ale. . .
Podróz dobrze ci zrobi, zbyt długo juz siedzisz w jednym miejscu. Wyruszysz
na północ jeszcze w tym tygodniu. Trzeba sie spieszyc!
Lorenzo bez słowa skłonił sie swemu panu i opuscił sale. Tylko po odgłosie
kroków dało sie poznac, jak bardzo jest rozgniewany.
Mistrz spogl adał za nim spod wpółprzymknietych powiek. Na surowej twarzy
wykwitł złosliwy usmiech.
Rozejrzał sie po sali, po jej ciezkich sklepieniach. Nikt poza członkami zakonu
nie wiedział o istnieniu tych lochów, tak głeboko skrytych pod murami kasztelu.
To oni odrestaurowali to miejsce, odtworzyli sale rycersk a z minionych czasów.
Rycerze Zakonu Słonca.
Jego zakon. On był Wielkim Mistrzem. O swej potedze nie musiał przypomina
c, dlatego nazywano go tylko Mistrzem.
Jakis czarnoksieznik osmiela sie mierzyc ze mn a? szepn ał. Czarnoksi
eznik z dzikiej Północy? Tam przeciez były tylko nie znaj ace sie na rzeczy
czarownice. . .
W zamysleniu zwrócił sie ku ołtarzowi. Z ukrytej w murze półki zdj ał jakis
przedmiot i połozył go na stole. Dotykał go palcami, a mysli wedrowały.
Bez wzgledu na to, co potrafi ten nieznajomy czarnoksieznik z Północy, to
nie ma tego, co ja posiadam. Nigdy, przenigdy nie dorówna mi moc a. Przegra.
Podniósł to, co zdj ał z półki, Ciezki, bardzo, bardzo stary przedmiot.
Ksiege oprawion a w skóre, której czerwonej barwy mozna sie było z trudem
domyslac. Poczerniałe złote litery. Islandczycy tak a ksiege nazwaliby "Rdskinna".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 8 Droga Na Zachód
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 6 Światła Elfów
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 13 Klasztor w Dolinie Łez
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 5 Próba Ognia
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 2 Blask Twoich Oczu
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 15 W Nieznane
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 9 Ognisty Miecz
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 10 Echo
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 3 Zaklęty Las
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 11 Dom Hańby
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 7 Bezbronni
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 12 Zapomniane Królestwa
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 1 Magiczne Księgi
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 14 Córka Mrozu
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (04) Oblicze zła
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (08) Droga za Zachód
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (11) Dom Hańby
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (03) Zaklęty las

więcej podobnych podstron