W imię Stalina – rozstrzelać, co do jednego


W imię Stalina  rozstrzelać, co do jednego!
dzisiaj, 10:01Mateusz Zimmerman / Onet.pl
Józef Stalin w 1936 r., fot. Getty Images/FPM / Hulton Archive
Nie było dowodów, obrońców ani apelacji. Były wymuszone zeznania i zawczasu
przygotowany wyrok. Oskarżeni mieli się tylko przyznać do "winy"  i oczywiście
przyznali się. 75 lat temu ruszył pierwszy z wielkich moskiewskich procesów
pokazowych.
Szesnastu działaczy partii bolszewickiej oskarżono o udział w "centrum terrorystycznym", które
miało stać za morderstwem innego wybitnego bolszewika  Siergieja Kirowa. W istocie jeden
polityk (Stalin) najprawdopodobniej zorganizował morderstwo drugiego (Kirow), by jednym ruchem
pozbyć się konkurenta i obarczyć odpowiedzialnością innych dawnych towarzyszy, zwłaszcza Lwa
Kamieniewa i Grigorija Zinowjewa. Stawką była absolutna władza na Kremlu.
To był jeden z najważniejszych epizodów tzw. Wielkiego Terroru. Stalin skierował go z jednej
strony przeciw partyjnym działaczom (tzw. starym bolszewikom) oraz generalicji, z drugiej zaś:
przeciw zwykłym ludziom, na skalę nieznaną dotąd nawet w ZSRR.
By objaśnić, jak doszło do moskiewskiego procesu, musimy najpierw prześledzić, jak Stalin
próbował do tego czasu umacniać swoją władzę i co stawało mu na przeszkodzie.
Potężny, lecz nie wszechwładny
Stalin najpierw wyeliminował z gry Trockiego  najgrozniejszego rywala do schedy po Leninie 
rękami Zinowjewa i Kamieniewa, wówczas członków politbiura. Ich pozbył się potem, przy wsparciu
z kolei Bucharina, Rykowa i Tomskiego. I ci ostatni mieli zostać zmieceni w partyjnych czystkach
końca lat 30.
Nie od razu jednak Stalin mógł swoim domniemanym wrogom organizować pokazowe procesy czy
mordować ich i zsyłać do łagrów. Do pewnego momentu musiał się liczyć ze zdaniem partyjnej
czołówki. Chciał oto w 1932 r. przeforsować rozstrzelanie Martemiana Riutina, który wzywał był do
obalenia siłą Stalina i jego zwolenników. Politbiuro zgodziło się jednak tylko na aresztowania
Riutina i usunięcie go z partii.
Stalin nadal miewał zatem oponentów. Ale nigdy nie miał skrupułów  terror miał się dlań stać
środkiem do eliminowania wszystkich, których uznawał teraz za zagrożenie dla swojego
jedynowładztwa. Przyszły dyktator musiał tylko znalezć właściwe narzędzia i odpowiednie
preteksty.
Kirow jako ofiara, Kirow jako pretekst
Machina ruszyła natychmiast po zabójstwie Kirowa. Stalin obarczył odpowiedzialnością za jego
śmierć "wrogów" i wezwał do eliminowania partyjnej opozycji. Na mocy naprędce ogłoszonego
"dekretu o terrorze" w całym kraju ruszyły masowe egzekucje i wywózki. Ucieczka za granicę miała
być karana śmiercią. Zaczęto też stosować odpowiedzialność zbiorową, zsyłając lub rozstrzeliwując
członków rodziny tych, których władza uznała za zdrajców.
To w tym okresie rośnie w siłę osławiony NKWD  Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych.
Poprzednia policja polityczna, OGPU, była przynajmniej formalnie podporządkowana władzom
partyjnym  tymczasem Komisariat zaczyna być narzędziem w ręku Stalina, odpowiedzialnym tylko
przed nim samym. Na czele resortu staje okrutny i zdegenerowany Gienrich Jagoda  wówczas
jeszcze człowiek Stalina.
NKWD zaczyna nadzorować dorazne sądy ("trójki") i obozy GUAagu, staje się "państwem w
państwie". Jego oficerowie, upoważnieni do stosowania tortur, szantażu i wydawania wyroków,
stają się panami życia i śmierci milionów ludzi. "Aresztowania przetaczały się przez ulice i domy,
jak epidemie. Organy nigdy nie jadły darmo chleba"  pisze Sołżenicyn w "Archipelagu GUAag".
To NKWD przygotuje i poprowadzi sierpniową sprawę "centrum trockistowsko-zinowjewowskiego".
O Kamieniewie i Zinowjewie, którzy dawno już znalezli się poza orbitą władzy, Stalin bowiem nie
zapomniał. Po śmierci Kirowa trafili do więzienia, ale dla Stalina było to rozwiązanie tymczasowe.
Mieli oczywiście zginąć, ale najpierw zamierzał ich politycznie pohańbić  zmusić, by na oczach
publiczności "pokochali Wielkiego Brata". Temu miał służyć moskiewski proces.
Wyznajcie "winy", a ocalicie życie
Kamieniew, Zinowjew i inni działacze mieli być oskarżeni o to, że otrzymując z zagranicy polecenia
od Trockiego, organizowali w kraju grupy terrorystyczne. Jedna z nich miała odpowiadać za
zabójstwo Kirowa, a kolejne planowały zamachy na najwyższych działaczy partyjnych ze Stalinem
na czele. Śledczy NKWD nie zebrali na to oczywiście żadnych dowodów. Wcale nie musieli ich
szukać.
"Nie przychodzcie do mnie, dopóki nie będziecie mieli w teczce zeznań Kamieniewa"  pogroził
Stalin enkawudzistom. Sowieckie państwo z ochotą przywróciło do życia zasadę, że kiedy
oskarżony przyznaje się do winy, do jego skazania nie potrzeba już żadnych innych dowodów. A
więc należało wymusić na "terrorystach", by zeznawali przeciw sobie, a potem powtórzyli to
publicznie  już na sali sądowej.
Perswazja nie pomagała, więc Stalin dopuścił stosowanie przeciw dawnym towarzyszom "wszelkich
metod". Cela Zinowjewa podczas upału była dodatkowo ogrzewana  więzniowie poddawani takiej
torturze w końcu zaczynali pocić się krwią. Kamieniewa pozbawiano snu i głodzono. Innego z
oskarżonych, Iwana Smirnowa, wyprowadzono z celi na korytarz, by pokazać mu aresztowaną
córkę. Rozstrzelaniem żon i dzieci grożono zresztą często. Repertuar tortur i szantażów,
stosowanych w takich razach przez NKWD, był wyjątkowo bogaty.
Jednocześnie w paradoksalnej logice pokazowych procesów mieściła się mglista perspektywa
"łaski". Aresztowanym obiecywano, że jeśli przyznają się do "zbrodni" zagrożonych karą śmierci,
unikną rozstrzelania. Za to tym, którzy przyznać się do "winy" nie chcieli, groził nie publiczny sąd,
lecz egzekucja już na etapie śledztwa.
Proces jak spektakl
Proces ruszył 19 sierpnia 1936 r. w południe w moskiewskiej Sali Pazdziernikowej. Naprzeciwko
bladych i wycieńczonych oskarżonych usiedli śledczy NKWD. Ci sami, którzy odpowiadali za ich
przesłuchania. Gdyby któryś z podsądnych chciał powiedzieć coś nieprzewidzianego, na sali miała
się rozlec wrzawa. Publiczność rekrutowano starannie, również z szeregów tajnej policji.
Wszyscy oskarżeni zrezygnowali z pomocy obrońców, głos zabrał zatem oskarżyciel Andriej
Wyszynski. Wówczas był już prokuratorem generalnym ZSRR i największym orędownikiem zasady,
że przyznanie się do winy (najlepiej napisane własnoręcznie przez oskarżonego) jest samo w sobie
"podstawą do skazania". , Kluczowa funkcja, jaką pełnił w kolejnych pokazowych procesach,
uczyniła z niego jeden z największych czarnych charakterów tego okresu.
"Domagam się rozstrzelania tych wściekłych psów, co do jednego!"  grzmiał Wyszynski w finale
mowy oskarżycielskiej. Innego finału sześciodniowego procesu być nie mogło. Kiedy sędziowie udali
się na naradę, autoryzowany przez Stalina wyrok już na nich czekał. Ale scenariusz procesu
pokazowego nakazywał dbać o pozory  werdykt ogłoszono więc dopiero po paru godzinach.
Oczywiście ci ze skazanych, których wcześniej kuszono obietnicą darowania życia (zwłaszcza
Kamieniew i Zinowjew), nie mieli żadnych szans na jej spełnienie. Choć prawo dawało skazańcom
trzy doby na ubieganie się o łaskę, już w ciągu pierwszych 24 godzin ogłoszono, że jej nie
otrzymają. Taka była instrukcja. Zresztą większości partyjnych przywódców, w tym Stalina, w
Moskwie wtedy nie było  nie zamierzali przerywać wakacji.
Jak wyglądały egzekucje na Aubiance? Zinowjew wpadł w histerię i zabito go już w celi. Kamieniew
nie zginął od pierwszego strzału i spanikowany kat musiał go dobijać. Innego oskarżonego
zaniesiono na rozstrzelanie na noszach. Smirnow miał przed śmiercią spokojnie oświadczyć:
"Zachowywaliśmy się niegodnie podczas procesu". W ciągu następnych miesięcy i lat z rąk NKWD
miały też ginąć żony i dzieci skazańców.
Rewolucjoniści, którzy dali się zjeść rewolucji
Zinowjew: "Poprzez trockizm doszedłem do faszyzmu". Kamieniew: "Wyrok z góry uważam za
sprawiedliwy". Inni oskarżeni na wyprzódki nazywali siebie "zdrajcami", "wyrzutkami" i
"faszystowskimi zabójcami", których przeraża "ogrom własnych zbrodni" i których "trzeba
rozstrzelać"& A przecież, powtórzmy, poza samooskarżeniami nie istniały żadne dowody ich winy.
Jak wyjaśnić ów fenomen żarliwego przyznawania się do niepopełnionych czynów?
To, że oskarżonych złamano w śledztwie drogą tortur fizycznych i psychicznych, wyjaśnia sprawę
tylko częściowo. Robert Conquest, jeden z najbardziej wnikliwych zachodnich badaczy stalinizmu,
pisze o innym jeszcze czynniku: roli partyjnego posłuszeństwa.
Oskarżeni w procesie moskiewskim sami uczestniczyli wcześniej w budowaniu systemu, w którym
racja partii bolszewickiej była racją najwyższą. To już nie była kwestia wierności poglądom  to
sama partia stała się poglądem.
"Dla prawdziwego bolszewika nie ma życia poza partią. Czarne jest białe, a białe czarne, jeśli partia
tego zażąda"  to słowa jednego ze skazanych w pózniejszym pokazowym procesie. Również
Zinowjewa i Kamieniewa wcześniej już wyrzucano z partii, ale wracali do niej po haniebnych
samokrytykach. Skoro partia nie mogła się mylić  musieli się mylić oni.
Proces moskiewski był bez wątpienia zbrodniczą farsą. Warto jednak pamiętać, że oskarżeni w nim
oponenci Stalina sami uprzednio budowali system, który miał ich teraz pożreć. "Wszyscy ci
znakomici bolszewicy zdążyli być katami innych bolszewików, już nie mówiąc o tym, że jeszcze
wcześniej wszyscy oni zdążyli być katami bezpartyjnych"  pisze Sołżenicyn i dodaje: "Ofiary
bolszewików między rokiem 1918 a 1936 nigdy nie zachowywały się tak żałośnie jak czołowi
bolszewicy, kiedy przyszła ich czarna godzina".
Terror jak domino
"Zasada domina" rządziła przebiegiem moskiewskich procesów w kolejnych latach. W styczniu 1937
r. najważniejszym oskarżonym był Jurij Piatakow, który parę miesięcy wcześniej zeznawał przeciw
Kamieniewowi i Zinowjewowi. Rok pózniej na śmierć za "zdradę i szpiegostwo" skazano m.in.
potężnego jeszcze niedawno Jagodę.
"Krwawy karzeł" Jeżow, który objął z kolei NKWD po Jagodzie i sterował ostatnią falą represji, miał
zginąć w następnych latach. Stalin misternie układał kostki tego domina  w pewnym momencie
wystarczyło już tylko kiwnięcie jego palca.
A przecież procesy pokazowe  ze swej natury widoczne  były tylko wierzchołkiem góry lodowej.
W atmosferze donosów, samosądów, aresztowań i egzekucji cała partia była wypłukiwana ze
starych bolszewików, których zastępowali nowi, ślepo już posłuszni Stalinowi. Przetrzebiono też
wkrótce korpus oficerski Armii Czerwonej.
Przede wszystkim jednak: cierpiały i ginęły miliony całkowicie niewinnych ludzi, którzy po prostu
mieli nieszczęście żyć w Związku Radzieckim. Obywateli represjonowano kwotami  po prostu
ustalano odgórnie, jaki odsetek ludności w danym rejonie ma zostać aresztowany, a jaki
rozstrzelany... W 1938 r. więziono nie mniej niż 5 proc. całej ludności ZSRR! Nie ma żadnej
przesady w twierdzeniu, że całe państwo zostało "przepuszczone przez maszynkę do mięsa". Stalin
uzyskał to, czego chciał: absolutną władzę.
Urok wielkiego kłamstwa
"Socjalistyczne państwo nie skazałoby ludzi, gdyby nie miało przeciwko nim mocnych dowodów" 
pisał wybitny brytyjski prawnik, obecny na rozprawie Kamieniewa i Zinowjewa. Taki odbiór procesu
moskiewskiego był niestety na Zachodzie dość częsty.
"Spokojna głowa, łykną to"  miał powiedzieć Stalin, kiedy ktoś ośmielił się zapytać, jak na
sfingowaną sprawę zareaguje europejska opinia publiczna. Zagraniczni dziennikarze, których
dyktator dopuścił do relacjonowania sierpniowego procesu (i kolejnych również), mieli w tę
mistyfikację uwierzyć. I duża część faktycznie wierzyła  tak jak w całe "wielkie kłamstwo"
radzieckiego komunizmu.
Pod jego urokiem pozostawali na Zachodzie lewicowi działacze, politycy (vide: ambasador USA
Joseph Davies) i co gorsza naukowcy. "Nie zauważyłem większej różnicy między charakterem
procesu sądowego w Rosji i w naszym kraju"  pisał np. brytyjski ekonomista i politolog Harold
Laski, idealizując postać Wyszynskiego. Jean-Paul Sartre wzywał do ignorowania(!) informacji o
sowieckich obozach pracy.
Jakby tego mało, latami kwestionowano świadectwa tych, którzy radzieckiego terroru doświadczyli
na własnej skórze. Niektórzy uwierzyli w zbrodnie Stalina dopiero wtedy, gdy "kult jednostki"
potępił Chruszczow  inni nawet w latach 70. określali Sołżenicyna mianem "hitlerowca" (francuskie
"Le Monde").
Agenci, niedowiarkowie i pożyteczni idioci
A co decydowało o tym w latach 30.? Z pewnością za "większe zło" uznawano wtedy w Europie
Hitlera. W zachodnich redakcjach prasowych roiło się od płatnych agentów Kremla, gotowych
powtarzać dowolne kłamstwa sowieckiej propagandy.
Chodziło jednak nie tylko pieniądze. Czasem o niepoprawną wiarę  wbrew wszelkim faktom  w
to, że w Związku Radzieckim rzeczywistość dościga komunistyczny ideał. Nawet jeśli wiążą się z
tym konieczne ofiary. Z pewnością zaś każdemu człowiekowi na Zachodzie trudno było przyjąć do
wiadomości jedno: że władza w Związku Radzieckim znajdowała się w rękach ludzi, którzy w
każdym demokratycznym kraju byliby uważani za bandytów.
Zachód "łyknął" więc to, co było w ZSRR na pokaz  a więc również moskiewskie procesy.
Przewidując ten rozwój wypadków, Stalin z pewnością się nie pomylił.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W imię Stalina – rozstrzelać, co do jednego
bład co do tożsamości osoby nypturienta
2 blad co do znamion do wyslania
Zazalenie powoda co do kosztow procesu biznesforum
co do chrztu
I Oczekiwania kobiet co do porodu
Powzięcie przez sąd wątpliwości co do wiarygodności przedstawionych
Roszczenia co do pompy wtryskowej TI 00 03 02 T B M pl(1)
Materiały pomocnicze do ćwiczenia nr 3 co powinien wiedzieć wnioskodawca (1)
Co zrobić, gdy zapomnimy hasło do systemu Windows jak je odzyskać lub zastąpić innym
wszystko co warto wiedziec o szczoteczkach do zebow
na co nalezy zwrocic uwage przygotowujac uczniow do nowego ustnego egzaminu maturalnego
Co jest potrzebne do rozwoju mięśni
CO ROZPOZNAJE UKŁAD IMMUNOLOGICZNY NA DRODZE DO NOWEGO PARADYGMATU
Zdjęcie do dowodu osobistego po co przepłacać

więcej podobnych podstron