Chris Cleave Miedzy nami id 2029906


Chris Cleave





Między nami





Fragment





Przekład: Aldona Możdżyńska





Dla Josepha





Wielka Brytania jest dumna z tego,

że zapewnia bezpieczne schronienie ludziom

uciekającym przed prześladowaniami

i konfliktami zbrojnymi.

Z śLife in the United Kingdom: A Journey to Citizenship”

(Brytyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, 2005)





1





Często wolałabym być brytyjską monetą funtową niż dziewczyną z Afryki. Wszyscy cieszyliby się na mój widok. Może wpadłabym do ciebie na weekend, a potem – dla kaprysu – przeniosłabym się do sprzedawcy w sklepie na rogu, a ty wcale byś się nie zmartwił, bo w zamian dostałbyś bułeczkę cynamonową albo puszkę zimnej coli i nawet byś o mnie nie pomyślał. Oboje bylibyśmy zadowoleni – jak kochankowie, którzy przeżyli wakacyjny romans i zaraz potem zapomnieli, jak to drugie ma na imię.

Funciak może powędrować tam, gdzie poczuje się najlepiej. Może przemierzać pustynie i oceany i zostawić za sobą odgłosy serii z karabinów i gorzki odór płonących strzech. Kiedy poczuje się bezpiecznie, uśmiechnie się do ciebie – tak jak moja starsza siostra Nkiruka uśmiechała się do mężczyzn w naszej wiosce tego krótkiego lata, gdy już stała się dziewczyną, ale jeszcze nie kobietą, i zanim wieczorem matka zabrała ją w ustronne miejsce na poważną rozmowę.

Oczywiście funciak potrafi również zachowywać się poważnie. Umie udawać władzę i mienie, a dla dziewczyny, której brakuje jednego i drugiego, nie istnieje poważniejsza kwestia. Funciaka trzeba złapać i schować do kieszeni, żeby nie dotarł do bezpiecznego kraju bez ciebie. Ale ta moneta zna wszystkie czarodziejskie sztuczki. Kiedy ją ścigasz, niczym jaszczurka pozbywa się ogona, a tobie w dłoni zostaje zaledwie jeden pens. Gdy w końcu ją złapiesz, zaczynają się prawdziwe czary: funt brytyjski przemienia się nie w jeden, ale w dwa zielone amerykańskie banknoty jednodolarowe. Mówię ci, spróbuj go chwycić, a zostaniesz z niczym.

Och, jakżebym chciała być brytyjskim funtem! Wolno mu wybrać bezpieczne miejsce i nikt go nie może przed tym powstrzymać. To wielki triumf człowieka. Tak zwana globalizacja. Dziewczynę taką jak ja zatrzymują w urzędzie imigracyjnym, ale funt potrafi przeskoczyć przez bramki, uciec tym dużym mężczyznom w mundurach i wskoczyć prosto do taksówki przed lotniskiem. śDokąd jedziemy, proszę pana?”. Do zachodniej cywilizacji, mój dobry człowieku, byle szybko.

Widzicie, jakim pięknym językiem funt się posługuje? Mówi głosem królowej Anglii Elżbiety II. Jest na nim wybita jej twarz. Czasami, kiedy przyjrzę mu się z bliska, widzę, jak królowa porusza ustami. Przykładam ją do ucha. Co takiego mówi? śMłoda damo, natychmiast mnie odłóż, w przeciwnym razie wezwę straż”.

Potrafiłbyś się sprzeciwić, gdyby sama królowa przemówiła do ciebie takim tonem? Czytałam, że ludzie z jej otoczenia – nawet królowie i premierzy – odruchowo spełniają jej rozkazy, jeszcze zanim ich umysł zdąży zaprotestować. Wiecie dlaczego? To nie korona i berło tak na nich działają. Gdybym to ja włożyła koronę na swoje krótkie, kędzierzawe włosy i wzięła berło do ręki, policjant powiedziałby po prostu: śŚliczny strój, ale czy mogę zerknąć na pani dowód tożsamości?”. Nie, to nie królewska korona i berło rządzą krajem. To gramatyka i głos. Właśnie dlatego warto się nauczyć mówić tak jak ona. Wtedy można odpowiedzieć policjantowi krystalicznie czystym głosem: śNa miłość boską, jak pan śmie?”.

Przeżyłam tylko dlatego, że nauczyłam się królewskiej odmiany języka angielskiego. Być może uważacie, że to nic trudnego. W końcu w Nigerii, moim ojczystym kraju, angielski jest językiem urzędowym. Tak, ale problem polega na tym, że u mnie w domu mówi się po angielsku o wiele lepiej niż tutaj. Chcąc mówić królewską angielszczyzną, musiałam zapomnieć o wszystkich gierkach słownych w ojczystym języku. Na przykład królowa nigdy by nie powiedziała: śByło mnóstwo wahala, ta dziewucha tak kręciła tyłkiem, że zupełnie zawróciła w głowie mojemu pierworodnemu. Z góry było wiadomo, że się obudzi z ręką w nocniku”. Królowa stwierdziłaby: śMoja była synowa użyła swych kobiecych wdzięków, żeby oczarować mojego spadkobiercę. Można było przewidzieć, że to się źle skończy”. To dość smutne, prawda? Nauka królewskiej angielszczyzny przypomina zmywanie czerwonego lakieru z paznokci u nóg rankiem po zabawie. Długo to trwa, a przy skórkach zawsze zostaje czerwony ślad, który przypomina o miło spędzonym czasie. Moja nauka też długo trwała, ale miałam mnóstwo czasu. Nauczyłam się waszego języka w ośrodku dla uchodźców w Essex w południowo-wschodniej części Zjednoczonego Królestwa. Zamknęli mnie tam na dwa lata i zostawili tylko czas.

Po co zadałam sobie tyle trudu? Bo starsze dziewczyny wyjaśniły mi: jeśli chcesz przetrwać, musisz dobrze wyglądać i jeszcze lepiej mówić. Brzydkim i małomównym dziewczynom nigdy się nie udaje. Jak wy to mówicie – są repatriowane. My mówimy: zostają wcześniej odesłane do domu. Zupełnie jakby wasz kraj był przyjęciem dla dzieci – czymś zbyt pięknym, by mogło trwać wiecznie. Ładnym i wygadanym wolno zostać. Dzięki temu Anglia jest coraz piękniejsza i pełna energii.

Powiem ci, co się stało, kiedy mnie wypuścili z ośrodka. Urzędnik podał mi voucher i spytał, czy chcę zadzwonić po taksówkę. Odparłam: – Dziękuję panu, niech Bóg ma pana w swojej opiece, czuwa nad panem i pana bliskimi.

Urzędnik wzniósł oczy do góry, jakby zobaczył na suficie coś bardzo interesującego, i powiedział: – Jezu, a potem wskazał palcem na korytarz i dodał: – Telefon jest tam.

Stanęłam więc w kolejce do telefonu. Pomyślałam, że trochę przesadziłam z tą kwiecistą mową. Królowa powiedziałaby po prostu: śDziękuję”, i sobie poszła. A właściwie to kazałaby mu wezwać taksówkę – bo jak nie, to go zastrzeli, odrąbie mu głowę i zatknie ją na ogrodzeniu londyńskiej Tower. Wtedy zrozumiałam, że co innego uczyć się królewskiego angielskiego z książek i gazet w celi, a co innego posługiwać się nim w rozmowie z Anglikami. Byłam na siebie wściekła. Karciłam się: śDziewczyno, nie wolno ci popełniać takich błędów. Jeśli będziesz mówiła jak dzikus, który nauczył się angielskiego na okręcie, odeślą cię do domu”.

Przede mną stały trzy dziewczyny. Wypuszczali nas tego samego dnia. Był piątek; słoneczny, majowy poranek. Na brudnym korytarzu pachniało czystością. Niezła sztuczka. Wystarczy trochę wybielacza.

Urzędnik usiadł za biurkiem. Nie patrzył na nas, tylko czytał gazetę rozłożoną na biurku. Nie taką, z jakich uczyłam się języka – śThe Times”, śTelegraph” albo śGuardian”. Nie, ta gazeta nie nadawała się dla ludzi takich jak ja lub wy. Zobaczyłam w niej zdjęcie białej dziewczyny topless. Wiecie, o czym mówię, bo posługuję się waszym językiem. Gdybym jednak opowiadała tę historię swojej starszej siostrze Nkiruce i innym dziewczętom z naszej wioski, w tym miejscu musiałabym przerwać i wyjaśnić: topless nie znaczy, że kobieta w gazecie nie miała górnej części ciała. To znaczy, że od pasa w górę była goła. Rozumiecie różnicę?

– Zaraz. Nie miała nawet stanika?

– Nie.

– Weh!

Wtedy wróciłabym do opowiadania tej historii, ale dziewczyny z mojej wioski wcale by mnie nie słuchały, tylko coś szeptały między sobą, chichocząc i zasłaniając usta. W końcu znowu by mi przerwały. Nkiruka powiedziałaby:

– Posłuchaj, dobrze? Posłuchaj. Wyjaśnijmy to sobie. Ta dziewczyna w gazecie. Była prostytutką, tak? Ladacznicą? I ze wstydem patrzyła w ziemię?

– Nie, nie patrzyła ze wstydem w ziemię. Patrzyła prosto w obiektyw aparatu i się uśmiechała.

– Jak to? W gazecie?

– Tak.

– To znaczy, że w brytyjskich gazetach pokazywanie cycuszków nie jest niczym wstydliwym?

– Nie. To żaden powód do wstydu. Chłopcom to się podoba i nikt się tego nie wstydzi. W przeciwnym razie ta dziewczyna by się nie uśmiechała, prawda?

– To znaczy, że w Anglii wszystkie dziewczyny chodzą nago? Z cyckami na wierzchu? Do kościoła, do sklepu i parku?

– Nie, pokazują się tak tylko w gazetach.

– No to dlaczego nie chodzą z cyckami na wierzchu, skoro się nie wstydzą, a mężczyznom się to podoba?

– Nie wiem.

– Mieszkałaś tam ponad dwa lata, mała podróżniczko. Jak możesz nie wiedzieć?

– Tam tak już jest. Miałam okropny mętlik w głowie. Myślę, że nawet sami Brytyjczycy nie znają odpowiedzi na takie pytania.

– Weh!

Widzicie? Tak by to wyglądało. Musiałabym co chwila przerywać opowieść i wszystko im tłumaczyć. Wyjaśniać, o co chodzi z linoleum, wybielaczem, miękką pornografią i zmieniającą kształt czarodziejską monetą jednofuntową – jakby w tych wszystkich banałach kryła się jakaś niezwykła tajemnica. Bardzo szybko moja historia utonęłaby w ogromnym oceanie cudów. Wyszłoby na to, że wasz kraj to jakaś zaczarowana kraina, a moje przeżycia stałyby się zupełnie zwyczajne i nic nieznaczące. Z wami o wiele łatwiej mi się rozmawia, bo mogę po prostu powiedzieć: słuchaj, w dniu, w którym nas wypuścili, urzędnik, który właśnie miał dyżur, oglądał w gazecie zdjęcie dziewczyny topless. Od razu byście zrozumieli, o czym mówię. Właśnie dlatego przez dwa lata uczyłam się królewskiego angielskiego – żebyśmy mogli porozmawiać bez przerw na tłumaczenie wszystkich szczegółów.

Urzędnik – ten, który oglądał w gazecie zdjęcie dziewczyny topless – był niski i miał jasne włosy koloru zupy grzybowej, którą nam dawali we wtorki. Jego cienkie białe nadgarstki wyglądały jak kable elektryczne w plastikowej osłonie. Marynarka za dużego munduru sterczała po obu stronach jego głowy, jakby pod materiałem siedziały jakieś małe zwierzątka. Wyobraziłam sobie, jak mrugają, oślepione światłem, kiedy wieczorem urzędnik zdejmuje marynarkę. Pomyślałam: Gdybym była pańską żoną, na pewno nosiłabym stanik. A potem pomyślałam: Dlaczego pan gapi się na tę dziewczynę w gazecie, a nie na nas? A jeśli uciekniemy? Wtedy jednak mi się przypomniało, że nas wypuszczają. Po tak długim czasie trudno mi było oswoić się z tą myślą. Dwa lata spędziłam w ośrodku dla uchodźców. Przyjechałam do waszego kraju jako czternastolatka, ale nie miałam żadnych dokumentów, żeby to udowodnić, więc wsadzili mnie do ośrodka dla dorosłych. Problem polegał na tym, że w tym samym miejscu trzymali mężczyzn i kobiety. Nocą mężczyźni byli w innym skrzydle budynku. Po zachodzie słońca zamykali ich w klatkach jak wilki, ale za dnia mężczyźni przebywali z nami i jedli to samo co my. Wydawali mi się wiecznie głodni. Miałam wrażenie, że patrzą na mnie łakomie. Kiedy więc starsze dziewczęta szeptały mi: śJeśli chcesz przetrwać, musisz ładnie wyglądać albo poprawnie mówić”, uznałam, że bezpieczniej wybrać to drugie.

Postawiłam na nieatrakcyjność. Przestałam się myć, zaniedbałam skórę, która stała się tłusta. Pod ubraniem owijałam klatkę piersiową szerokim pasem bawełny, żeby spłaszczyć sobie biust. Kiedy przychodziły paczki z organizacji charytatywnych pełne używanych ubrań i butów, niektóre dziewczyny wybierały najładniejsze, a ja szukałam takich, w których wyglądałabym bezkształtnie. Nosiłam luźne niebieskie dżinsy, męskie hawajskie koszule i ciężkie czarne buciory z metalowymi okuciami na palcach prześwitującymi spod zniszczonej skóry. Poprosiłam pielęgniarkę, żeby obcięła mi włosy na bardzo krótko. Przez całe dwa lata ani razu się nie uśmiechnęłam, ani nie spojrzałam w oczy mężczyźnie. Byłam przerażona. Dopiero nocą, kiedy zamykano mężczyzn, wracałam do swojej celi, zdejmowałam pas z piersi i oddychałam głęboko. Potem zrzucałam buty i podciągałam nogi pod brodę. Raz w tygodniu siadałam na materacu piankowym na swoim łóżku i malowałam paznokcie u stóp. Na dnie jednego z pudeł znalazłam małą buteleczkę lakieru, jeszcze z metką. Jeśli kiedyś odnajdę osobę, która oddała ten lakier, powiem jej, że za cenę funta i dziewięćdziesięciu dziewięciu centów uratowała mi życie. Bo właśnie dzięki temu wiedziałam, że żyję pod wszystkimi tymi szmatami: moje paznokcie u nóg w ciężkich butach były jaskrawoczerwone. Czasami, kiedy zdejmowałam buty, zaciskałam powieki, żeby się nie rozpłakać, i biegałam tam i z powrotem po celi, trzęsąc się z zimna.

Moja starsza siostra Nkiruka stała się kobietą w okresie wzrostu upraw pod afrykańskim słońcem. Czy można ją winić za to, że w jego gorących promieniach wyrosła na wesołą kokietkę? Kto by się nie oparł o framugę swoich drzwi i nie uśmiechnął pobłażliwie na widok mojej matki mówiącej: śNkiruka, córeczko, nie wolno ci uśmiechać się w ten sposób do starszych chłopców”.

Ja stałam się kobietą w ostrym świetle jarzeniówek w podziemnej celi ośrodka dla uchodźców, sześćdziesiąt pięć kilometrów na wschód od Londynu. Nie było tam pór roku. Panowało przenikliwe zimno, a ja nie miałam się do kogo uśmiechać. Te lata chłodu zamarzły we mnie na dobre. Afrykańska dziewczynka, którą zamknęli w ośrodku, to biedne dziecko, nigdy tak naprawę się stamtąd nie wyrwała. Wciąż żyje w mojej duszy, uwięziona na zawsze pod światłami jarzeniówek, zwinięta w kłębek na podłodze pokrytej zielonym linoleum i z kolanami podciągniętymi pod brodę. Kobieta, którą stamtąd wypuścili, istota, którą jestem, to przedstawicielka nowej rasy ludzkiej. Wszystko we mnie jest sztuczne. Urodziłam się – nie, odrodziłam – w niewoli. Nauczyłam się języka z gazet, nosiłam używane ciuchy, a w moich kieszeniach wciąż nie było złamanego funta. Wyobraźcie sobie z łaski swojej młodą kobietę z pogodnej reklamy śRatujcie dzieci” ubraną w różowe szmaty z pojemnika na używaną odzież i mówiącą angielszczyzną rodem z felietonów z śTimesaś. Na mój widok z pewnością przeszlibyście na drugą stronę ulicy. Doprawdy to jedyna rzecz, co do której zgadzają się mieszkańcy waszego i mojego kraju: śTa dziewczyna nie jest jedną z nas. Ona tu nie pasuje. To odmieniec, krzyżówka różnych gatunków, obca twarz na powierzchni księżyca”.

Tak, jestem uchodźcą i z tego powodu czuję się bardzo samotna. Czy to moja wina, że nie wyglądam jak Angielka i nie mówię jak Nigeryjka? Kto powiedział, że Angielki powinny mieć skórę białą jak letnie chmury na niebie? Kto powiedział, że Nigeryjki powinny mówić łamaną angielszczyzną, jak gdyby angielski zderzał się z językiem Ibo w górnej warstwie atmosfery i wylewał się z ich ust dławiącą falą uroczych opowieści o żywych barwach Afryki i smaku smażonego banana? Dlaczego miałyby mówić nie jak gawędziarz, tylko jak ofiara powodzi wykasłująca z płuc kolonialną wodę?

Przepraszam, że nauczyłam się poprawnie mówić w waszym języku. Chcę wam opowiedzieć pewną historię. Nie o żywych kolorach Afryki. Jestem odrodzoną obywatelką rozwijającego się świata i udowodnię wam, że moje życie ma szarą barwę. A to, że uwielbiam smażone banany, niech pozostanie między nami i usilnie proszę, abyście nikomu tego nie powtarzali. Zgoda?

Rankiem tego dnia, kiedy nas wypuścili z ośrodka dla uchodźców, dostałyśmy z powrotem nasze rzeczy. Trzymałam swoje w przezroczystej plastikowej torebce. Kieszonkowy słowniczek angielskiego, parę szarych skarpet i parę szarych slipek, nie moje brytyjskie prawo jazdy i poplamioną wizytówkę, która również nie była moją własnością. Jeśli chcecie wiedzieć, wszystko to należało do białego mężczyzny o nazwisku Andrew O’Rourke. Poznałam go na plaży.

Właśnie tę torebkę trzymałam w ręce, kiedy urzędnik kazał mi stanąć w kolejce do telefonu. Pierwsza dziewczyna w kolejce była wysoka i ładna. Ona postawiła na urodę, a nie na wygadanie. Zastanawiałam się, która z nas dokonała lepszego wyboru, by przetrwać. Wyskubała sobie brwi, a na ich miejscu narysowała łuki kredką do oczu. Zrobiła to, by ocalić swoje życie. Miała na sobie fioletową sukienkę w kształcie trapezu we wzór z różowych gwiazdek i półksiężyców. Na szyi zawiązała ozdobną różową apaszkę, a jej stopy tkwiły w fioletowych klapkach. Pomyślałam, że musiała tu być zamknięta od bardzo dawna. Wiecie, trzeba przetrząsnąć naprawdę wiele pudeł z używaną odzieżą, żeby skomponować zestaw godzien miana stroju.

Jej brązowe nogi były pokryte licznymi małymi białymi bliznami. Zastanawiałam się: Czy masz te blizny na całym ciele, tak jak gwiazdy i półksiężyce na sukience? Wtedy też ładnie by wyglądała i bardzo proszę: przyznajcie, że blizny nigdy nie są brzydkie. To ci, którzy je robią, chcą, byśmy tak myślały. Ustalmy jednak między sobą, że się z tym nie zgadzamy. Dla nas blizny są piękne. Zgoda? To będzie nasza tajemnica. Zrozumcie, blizny nie powstają na ciele zmarłego. Blizny oznaczają: śPrzeżyłem”.

Wkrótce opowiem wam coś bardzo smutnego, ale potraktujcie te słowa tak samo jak blizny: one również są piękne. Smutna historia oznacza, że ten, który ją opowiada, przeżył. Przeżył, a za chwilę przydarzy mu się coś dobrego, coś cudownego, a wtedy opowiadający odwróci się i uśmiechnie.

Dziewczyna w fioletowej sukience i z nogami w bliznach właśnie mówiła do słuchawki: – Halo, taksówka? Przyjechać po mnie, tak? Dobrze. Skąd jestem? Z Jamajka, kochana, poważnie. Hę? Co? A, gdzie teraz jestem? Proszę czekać. – Zasłoniła dłonią słuchawkę. Odwróciła się do drugiej dziewczyny w kolejce i spytała: – Słuchaj, kochana, jak tu się nazywa, gdzie jesteśmy?

Ale ta tylko na nią spojrzała i wzruszyła ramionami. Była chuda, miała ciemnobrązową skórę i oczy jak zielone galaretki, z których zlizało się cukier, aż stały się półprzezroczyste. Była tak piękna, że nie potrafię wyrazić tego słowami. Miała na sobie żółte sari. Tak samo jak ja, trzymała plastikową torebkę, ale kompletnie pustą. W każdym razie początkowo tak mi się wydawało, więc się zdziwiłam, po co jej pusta torebka. Sari prześwitywało przez nią, więc w końcu stwierdziłam, że torebka jest pełna koloru. Tylko tyle należało do tej dziewczyny, kiedy nas wypuszczali.

Trochę ją znałam. Kiedyś przez dwa tygodnie mieszkałyśmy w jednej celi, ale nigdy nie rozmawiałyśmy. Nie znała ani słowa po angielsku. Dlatego teraz tylko wzruszyła ramionami i mocniej ścisnęła reklamówkę. Dziewczyna przy telefonie wzniosła oczy ku górze, tak samo jak wcześniej urzędnik przy biurku.

Potem zwróciła się do trzeciej dziewczyny w kolejce i spytała: – Znasz, jak się tu nazywa?

Ale i tamta nie wiedziała. Miała na sobie niebieski T-shirt, niebieskie płócienne spodnie i białe tenisówki. Bez słowa spojrzała na swoją plastikową torbę pełną listów i dokumentów. Pogniecionych i zmiętych papierów było tyle, że musiała podtrzymywać torbę od spodu, żeby nie pękła. Tę trzecią dziewczynę też trochę znałam. Nie była ani ładna, ani rozmowna, ale jeszcze jedna rzecz może cię ocalić przed wcześniejszym odesłaniem do domu: dziewczyna spisała całą swoją historię i przedstawiła ją władzom. Na końcu jej historii widniały czerwone pieczęcie stwierdzające, że to wszystko PRAWDA. Kiedyś mi ją opowiedziała, brzmiało to mniej więcej tak:

mężczyźni-przyszli-i

spalili-moją-wioskę

związali-moje-córeczki

zgwałcili-moje-córeczki

zabrali-moje-córeczki

wychłostali-mojego-męża

odcięli-mi-pierś

uciekłam

schowałam-się-za-krzakiem

znalazłam-statek

przepłynęłam-przez-morze

a-potem-mnie-tu-zamknęli.

Albo jakoś tak. Myliły mi się te wszystkie historie. Opowieści dziewczyn zawsze zaczynały się od mężczyźni-przyszli-i, a kończyły na a-potem-mnie-tu-zamknęli. Wszystkie były smutne, ale pamiętajcie o naszej umowie dotyczącej smutnych słów. Trzecia dziewczyna w kolejce do telefonu była tak zasmucona swoją historią, że nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, gdzie się znajduje. W ogóle jej to nie interesowało.

Dziewczyna przy telefonie odezwała się znowu:

– Co? Ty też nie mówisz? Jak możliwe, że nie wiesz, jak tu się nazywa?

Wtedy trzecia dziewczyna w kolejce wzniosła oczy do góry, a dziewczyna przy telefonie zrobiła to samo po raz drugi. Pomyślałam sobie: Urzędnik spojrzał do góry raz, trzecia dziewczyna raz, a pierwsza dwa razy, więc może odpowiedź rzeczywiście znajduje się na suficie? Może są tam spisane wszystkie historie w stylu:

mężczyźni-przyszli-i

przynieśli-nam-kolorowe-sukienki

przynieśli-drewno-na-ognisko

żartowali-głupio

pili-z-nami-piwo

bawiliśmy-się-w-berka-a-my-chichotałyśmy

kiedy-człowiek-biega-komary-go-nie-gryzą

zdradzili-nam-tajemnicę-jak-złapać-brytyjskiego

-funta

dali-nam-gwiazdkę-z-nieba

No a potem mnie tu zamknęli.

Spojrzałam na sufit, ale zobaczyłam tylko białą farbę i jarzeniówki.

Dziewczyna przy telefonie w końcu spojrzała na mnie.

– To miejsce nazywa się Ośrodek dla Uchodźców Black Hill – powiedziałam.

Zagapiła się na mnie.

– Żartujesz? – spytała. – Co to za nazwa?

Wskazałam więc na małą metalową tabliczkę przymocowaną na ścianie nad telefonem. Dziewczyna spojrzała na nią, znowu przeniosła wzrok na mnie i mruknęła:

– Przepraszam, kochana, nie czytam.

Odczytałam więc napis, jednocześnie pokazując słowa: OŚRODEK DLA UCHODŹCÓW BLACK HILL.

– Dzięki, złotko – podziękowała pierwsza dziewczyna i podniosła słuchawkę. Powiedziała do mikrofonu: – Dobra, pan słucha, jestem w Ośrodek dla Uchodźców Black Hill. – Po chwili dodała: – Nie, zaraz, pan czeka. Posmutniała i odwiesiła słuchawkę. Spytałam, co się stało, a ona odparła: – Taksówkarz mówi, że tu nie przyjeżdża. I mówi, wy szumowiny. Znasz to słowo?

Zaprzeczyłam, bo nie byłam pewna, więc wyjęłam słowniczek kieszonkowy i sprawdziłam, po czym wyjaśniłam dziewczynie:

– Jesteś pianą, mętami powstającymi na powierzchni niektórych płynów lub potraw podczas gotowania.

Ciąg dalszy w wersji pełnej





2





Dostępne w wersji pełnej





3





Dostępne w wersji pełnej





4





Dostępne w wersji pełnej





5





Dostępne w wersji pełnej





6





Dostępne w wersji pełnej





7





Dostępne w wersji pełnej





8





Dostępne w wersji pełnej





9





Dostępne w wersji pełnej





10





Dostępne w wersji pełnej





11





Dostępne w wersji pełnej





Podziękowania





Dostępne w wersji pełnej





Między nami


Spis treści



Okładka



Karta tytułowa

* * *

* * *



1



2



3



4



5



6



7



8



9



10



11



Podziękowania



Karta redakcyjna





Tytuł oryginału

THE OTHER HAND

Redakcja

Katarzyna Krawczyk

Redakcja techniczna

Lidia Lamparska

Korekta

Anna Sidorek

Krystyna Śliwa

Alicja Chylińska

Wszystkie postaci w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych czy zmarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Copyright © Chris Cleave 2008

All rights reserved

Copyright © for the Polish translation by Aldona Możdżyńska, Warszawa 2012

Copyright © for the e-book edition by Weltbild Polska Sp. z o.o., Warszawa 2012

Świat Książki

Warszawa 2012

Weltbild Polska Sp. z o.o.

ul. Hankiewicza 2, 02-103 Warszawa

Księgarnia internetowa: Weltbild.pl

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

ISBN 9788377999639

Nr 90452400



Plik ePub opracowany przez firmę eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: kontakt@elib.pl

www.eLib.pl





Pełną wersję tej książki znajdziesz w sklepie internetowym ksiazki.pl pod adresem: http://ksiazki.pl/index.php?eID=evo_data&action=redirect&code=8e708cb2917







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Coś między nami
Asnyk Miedzy nami nic nie bylo
Między nami cisza trwa Bolter
miedzy nami nic nie bylo, asnyk
miedzy nami nic nie bylo Asnyk
miedzy nami polonistami 1 demo
Bakke, Miedzy nami zwierzetami
Ktoś między nami Kukulska Szcześniak
Masłowska Między nami dobrze jest

więcej podobnych podstron