Brian W Aldiss Jak jeden mąż Notatnik


Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
Jak jeden mąż
Cztery lata po tym jak Anna Boleyn została ścięta w londyńskim Tower, w
rodzinie Gladwebb przyszło na świat dziecko  niezwykłe dziecko.
Tego ranka cztery osoby czekały w zimnym przedsionku sypialni milady,
gdzie odbywał się poród  matka milady, ciotka , szwagierka i paz. Mąż
milady, młody Sir Frank Gladwebb, był nieobecny  przebywał na
polowaniu. W końcu nadszedł długo oczekiwany moment, gdy położna
pośpieszyła ogłosić oczekującej pod drzwiami czwórce, że Wszechmogący
(który ostatnio przeszedł na protestantyzm) uznał za stosowne
pobłogosławić milady synem.
 Czemuż zatem nie słyszymy płaczu tego dziecięcia, kobieto?  oburzyła się
matka milady, Cynthia Chinfont St. Giles i stanowczym krokiem weszła do
komnaty córki. Tam też powody, dla których dziecko nie płakało, stały się
zrozumiałe: dziecko spało.
Pozostało w tym  śnie przez 19 lat.
Cierpliwość nie była dominującą cechą charakteru młodego Sir Franka. W
tym tak ambitnym okresie historycznym Sir Frank cierpiał właśnie z powodu
ambicji i wszystko, co stało między nim a karierą było natychmiast usuwane
z drogi. Przerwanie polowanie tylko po to, by zobaczyć pierworodnego w
stanie śpiączki bynajmniej nie ucieszyło Sir Franka. Sytuacja została jednak
załagodzona narodzinami drugiego syna w rok pózniej i trojga następnych
dzieci w ciągu czterech kolejnych lat. Całe to potomstwo prezentowało się jak
najbardziej normalnie, a jeden z chłopców przyjął pózniej święcenia
kapłańskie i został w ostateczności opatem St. Duckwirt, gdzie symonia
uzupełniała i tak już obfite dochody.
Śpiące dziecko spało i rosło. Poruszało się we śnie, czasami ziewało i nie
gardziło butelką mleka. Sir Frank trzymał je w pokoju gdzieś na tyłach
rezydencji i wyznaczył do opieki nad swoją latoroślą służącą o imieniu Nan i
wyglądzie wiedzmy. W chwilach ślepego gniewu, lub też gdy był pijany, Sir
Frank zarzekał się, że przeszyje dziecko mieczem, lecz były to czcze słowa, o
czym przekonali się wkrótce jego bliscy. Między Sir Frankiem a śpiącym
dzieckiem istniała dziwna więz. Chociaż więc widywał je rzadko, nigdy o nim
nie zapominał.
W dniu trzecich urodzin dziecka Sir Frank poszedł je zobaczyć. Leżało na
środku łoża z baldachimem, a na jego twarzyczce malował się spokój.
Kierowany przypływem tkliwości Sir Frank wziął je na ręce i pokołysał,
słabe i bezbronne, w ramionach.
 To śliczny chłopaczek, panie  rzekła Nan. W tym momencie dziecko
otworzyło oczy i wlepiło je w twarz ojca. Z okrzykiem przerażenia Sir Frank
przechylił się do tyłu, niby odrzucony, przygnieciony rozmiarem tego
Strona 1
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
niezwykłego wydarzenia. Runął na łóżko, trzymając dziecko tak, by nie
zrobić mu krzywdy. Kiedy odurzenie minęło, spojrzał na syna i zobaczył, że
jego oczy są już zamknięte. I takimi pozostały przez dość długi czas.
Mijały kolejne wiosny i zimy panowania dynastii Tudorów. Śpiące dziecko
nie widziało ani jednej z nich. Wyrosło w tym czasie na przystojnego
młodzieńca, który otrzymał teraz służącego. Jednak jego oczy nie otwierały
się nigdy, może z wyjątkiem rzadkiej okazji, gdy jego ojciec  zajęty teraz na
dworze królewskim  przychodził w odwiedziny. Z powodu słabości, jakie
nawiedzały Sir Franka w tym okresie, ograniczał on te wizyty do minimum.
Zmarł dobry król Henryk, sukcesja przeszła w ręce kobiet i dzieci, Sir
Frank wstąpił w służbę Roberta Devereux, hrabiego Essex, a w roku
koronacji Elżbiety śpiące dziecko obudziło się.
Sir Frank, czterdziestojednoletni teraz mężczyzna, cieszący się ogólnym
poważaniem, przybył, żeby zobaczyć pierworodnego po raz pierwszy od
trzydziestu miesięcy. Na łożu z baldachimem leżał młodzieniec lat
dziewiętnastu, na którego policzkach sypał się pierwszy zarost będący
zapowiedzią brody równie eleganckiej jak u jego ojca. Służącego nie było w
komnacie.
Czując dziwne zaniepokojenie, tak jakby coś nieokreślonego czaiło się tuż
pod powierzchnią jego świadomości, Sir Frank podszedł do łóżka i położył
ręce na ramionach chłopca. Wydawało mu się, że stoi na skraju przepaści.
 Frank  wyszeptał, bo śpiące dziecko nosiło jego imię. Frank, dlaczego się
nie budzisz?
W odpowiedzi na te słowa oczy młodzieńca otworzyły się.
Charakterystyczne dla nich nieprzytomne spojrzenie zniknęło jak płomień
zdmuchniętej świecy. Sir Frank uświadomił sobie, że patrzy w swoje własne
oczy.
Uświadomił sobie coś więcej.
Odkrył nagle, że jest dziewiętnastoletnim młodzieńcem, którego, jestestwo
pozostawało dotychczas w zamknięciu. Odkrył, że może usiąść, przeciągnąć
się, przejechać ręką po włosach i krzyknąć:  Na Boga! . Odkrył, że może
wstać, popatrzeć na kipiący zielenią świat za oknem, a potem odwrócić się i
spojrzeć na samego siebie.
A w tym samym czasie  on sam oglądał całe to przedstawienie swoimi
własnymi oczyma. Drżąc, ojciec i syn usiedli razem na łożu.
 Co to za czary?  wykrztusił Sir Frank.
To nie były czary, a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim rozumiał je
dziedzic Gladwebb. Po prostu zdobył on jeszcze jedno ciało dla własnego ego.
Nie był to taki przypadek, w którym dusza wybiera sobie od czasu do czasu
inne ciało. Sir Frank był w obydwu ciałach jednocześnie. Bo kiedy syn
odzyskał w końcu świadomość, była ona świadomością jego ojca.
Strona 2
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
Tegoż dnia i przez kilka następnych, podczas gdy całe domostwo radowało
się przebudzeniem młodego panicza, Sir Frank przeprowadzał ostrożne
eksperymenty ze swoim nowym ciałem i odkrył, że potrafi on robić wszystko
to, co on sam potrafił: potrafiło jezdzić konno, uprawiać szermierkę i
uprawiać miłość z dziewką kuchenną; zaiste, potrafiło robić te rzeczy lepiej
niż stare ciało, które w miarę upływu lat zaczynało już trochę tracić swoją
dawną giętkość. Jego doświadczenie i wiedza służyły teraz w równym
stopniu drugiemu ciału. Sir Frank był właściwie dwiema osobami
równocześnie.
Pózniejsze pokolenia byłyby zapewne w stanie wytłumaczyć ten fakt Sir
Frankowi, chociaż wyjaśnienie to operowałoby terminami, których nasz
bohater mógłby nie zrozumieć. Mimo że wiedział on wystarczająco dużo o
teorii dziedzicznych cech i podobieństwa w rodzinie, nikt nie potrafiłby
sprawić, by zrozumiał zawiłości nauki o chromosomach, które niesie ze sobą
powyższa teoria. Nie chodzi tu bynajmniej o takie powierzchowne sprawy
jak kolor włosów i temperament. Jest to kwestia tajemnej wiedzy o tym jak
oddychać, jak poruszać mięśniami i układem kostnym, jak dojrzewać, jak
zapamiętywać, jak kierować procesami myślowymi  kwestia nieskończonej
liczby czynności, które trzeba sobie przyswoić po to, by wznieść się ponad
poziom życia jamochłonów.
Dziwaczny chromosom Sir Franka sprawił, że poznał on nie tylko
normalne procesy ludzkiego życia, lecz takie tajemnicę swojej świadomości.
Było to niesamowite. Być w dwóch miejscach jednocześnie i robić dwie
zupełnie inne rzeczy. Było to niesamowite, lecz bynajmniej nie kłopotliwe. Sir
Frank miał po prostu dwa ciała uzupełniające się i zgrane ze sobą niczym
dwie ręce.
Frank II używał życia na całego: młodość i doświadczenie, zdolność
przewidywania i młodzieńczy wygląd połączone zostały jak nigdy przedtem.
Taka kombinacja była nie do odparcia. Dziewicza królowa dobiegająca
wówczas trzydziestki wezwała go kiedyś przed swoje oblicze i westchnęła
głęboko. Następnie, schwyciwszy spojrzenie hrabiego Essexa, oddaliła od
siebie pokusę, wysyłając młodego Franka w służbę dyplomatyczną na dwór
swojego szwagra Filipa.
Frank II polubił Hiszpanię. Stolica króla Filipa była o wiele weselsza,
cieplejsza i posiadała klimat zdrowszy od londyńskiego. Uroki i radości
obydwu dworów królewskich, przeżywane jednocześnie, mogły niejednego
przyprawić o zawrót głowy. Sytuacja ta była niezwykle korzystna: wspólna
świadomość Franka I i II była bezkonkurencyjnie najlepszym środkiem
komunikacji pomiędzy zwaśnionymi państwami i przynosiła niezłe dochody.
Frank nie zdradził nikomu swojej tajemnicy, jakkolwiek nie taił, że posiada
armię zręcznych szpiegów, którzy bez żadnego ryzyka podróżują między
Anglią a Hiszpanią. Dzięki temu Frank cieszył się wielkimi względami
Strona 3
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
zarówno lorda Burleigha, jak i księcia Mediny Sidoni.
Bycie dwiema osobami równocześnie było zajęciem tak fascynującym, że
Frank I nie spieszył się zbytnio z dokonaniem systematycznej analizy
ukrytych możliwości płynących z jego sytuacji. Pechowy upadek z konia dał
mu jednak w końcu szansę dłuższej medytacji. I nawet wtedy Sir Frank mógł
był opuścić jakiś ważny punkt, gdyby nie pewne wydarzenie, które miało
miejsce w Madrycie.
Urodził się Frank III.
Frank II przekazał światu zdradziecki chromosom przez pewną hiszpańską
kurtyzanę. Dziecka, które nazwano Sancha, nie trapiła żadna śpiączka.
Pokrzykiwało ono zdrowo od samego początku, tak jakby urągało powadze
tajemnicy, która niczym zasłona strzegła prawdy o jego narodzinach. No i
oczywiście dziecko to posiadało wspólną świadomość swojego ojca i dziadka.
Było to doprawdy przedziwne uczucie, otwieranie nowej księgi życia i
poznawanie świata przez całą słabość i bezradność wieku dziecięcego. Frank
I przeżywał wiele frustracji, lecz zarazem ileż radości!  wystarczy
wspomnieć o intymnej bliskości z uroczą mamusią.
Te narodziny uświadomiły Frankowi pewien fakt: tak długo jak
chromosom reprodukował się sam w wystarczających ilościach  Frank był
nieśmiertelny! Kwestia ta nie przedstawiała się jemu, żyjącemu w czasach o
niewielkich osiągnięciach naukowych, tak jasno, lecz rozumiał ją
wystarczająco dobrze, by dostrzec możliwość przenoszenia własnej
świadomości z pokolenia na pokolenie.
Tak się szczęśliwie złożyło, że Frank wydał jedną ze swoich córek za
architekta nazwiskiem Tanyk. Ze związku tego przyszła na świat
dziewczynka mniej więcej w dwa tygodnie po narodzinach Franka III (jego
dziadek prawie nigdy nie myślał o nim jako o Sanchy). Frank I i Frank II
uzgodnili, iż Frank III powinien przybyć do Anglii i poślubić pannę Tanyk,
gdy tylko obydwoje znajdą się w odpowiednim wieku żywotny chromosom z
pewnością spał przyczajony w ich organizmach i powinien ujawnić się w
następnym pokoleniu.
W związku z tym, że pogorszyły się stosunki między Anglią i Hiszpanią,
Frank II powrócił wkrótce do domu wraz z Frankiem III grającym rolę jego
pazia. Owoce kilku innych romansów pozostały ze swoimi matkami  żadne
z tych dzieci nie posiadało wspólnej świadomości, w ich żyłach płynęła tylko
dobra angielska krew.
Frank II przebywał był w kraju ojczystym zaledwie kilka miesięcy, gdy
jedna z zaprzyjaznionych dam obdarzyła go Frankiem IV. Frank IV był
dziewczynką, ochrzczoną imieniem Berenice. Śpiączka, która nie opuszczała
Franka II przez tak długi okres jego życia, nie dotknęła ani Berenice, ani
Strona 4
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
żadnego z jego potomków:
Narodziny Berenice wymagały od Franka konieczności przystosowania się
do zupełnie nowej sytuacji, która wynagrodziła mu wszystkie trudności:
Frank był pierwszym mężczyzną w dziejach ludzkości patrzącym na świat z
punktu widzenia kobiety.
Wydarzenia następowały jedno po drugim. Zmarła żona Sir Franka.
Opactwo St. Duckwirt kwitło. Frank II wyruszył na zamorską wyprawę do
kolonii hiszpańskich w Ameryce. Wielka Armada natomiast wyruszyła ku
angielskim brzegom i została odparta. A następnego roku Frank III
(Sancha), ze swoim hiszpańskim wyglądem i angielską fortuną, zdobył rękę
Rosalynd Tanyk, tak jak to zostało wcześniej uzgodnione. Kiedy jego ojciec
powrócił z Nowego Świata (z angielskim wyglądem i hiszpańską fortuną)
zdążył akurat w sam raz, by zobaczyć ślub swojej córki Berenice, alias
Franka IV.
Frank I był już wtedy posiwiałym starcem i rezydował na wsi. Podczas gdy
doznawał wątpliwych uroków starczego żywota we własnym ciele,
przeżywał wiek średni w ciele syna oraz rozkosze małżeństwa obojga
wnucząt.
Sir Frank czekał niecierpliwie na owoce małżeństwa Franka III (Sanchy) z
jego kuzynką Rosalynd. Potomstwa było tam dość! Jedno dziecko w roku
1590. Bliznięta w 1591. W sumie, trójka rozkosznych maleństw, ale niestety,
zwykłych śmiertelników, bez cienia wspólnej świadomości. Jednakże w dwa
lata pózniej, podczas przedstawienia krwawej i okrutnej tragedii  Tytus
Andronikus Rosalynd dostała bóli porodowych i wydała na świat  w
tawernie w Cheapside Franka V.
W dwóch następnych latach urodziła Franka VI i VIII. Frank VII wyszedł z
łona Berenice (Franka IV) i tak też uczynił Frank IX. Dziwaczny chromosom
rozpoczął regularny cykl produkcyjny.
Ciało Sir Franka zeszło z tego świata w wieku dość zaawansowanym.
Dyfteryt, który wtrącił go do grobu, naraził go na takie same cierpienia jak
innych, normalnych ludzi. Umieranie nie było ułatwione przez żaden
szczególny dar. Sir Frank roztopił się w wiecznych ciemnościach; lecz jego
świadomość żyła dalej, bezpieczna w ośmiu innych ciałach.
Byłoby rzeczą niezwykle interesującą prześledzić dzieje owych ośmiu
Franków (z których każdy nosił własne, odmienne imię i nazwisko), lecz nie
miejsce po temu. Dość powiedzieć, że przeżywali zmienne koleje losu. Stara
królowa uwięziła Franka II w Tower. Franka VI powaliła wstydliwa
choroba. Franka IX zrujnowała hodowla asparagusów sprowadzonych
niedawno z Azji. Pomimo tego wszystkiego, wspólna świadomość
rozprzestrzeniała się. Pięć osób, które dzieliły ją w trzecim pokoleniu, wydało
na świat dzieci o takich samych zdolnościach.
Strona 5
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
Liczby rosły. Dwunastu w czwartym pokoleniu, dwudziestu dwóch w
piątym, pięćdziesięciu w szóstym, a w siódmym pokoleniu, w chwili
wstąpienia na tron Wilhelma i Marii, wspólną świadomość dzieliły równo
sto dwadzieścia cztery osoby.
Ludzie ci, rozproszeni po całej Anglii (a niektórzy nawet po kontynencie),
nie różnili się niczym od zwykłych śmiertelników. Ich rodziny i przyjaciele
nie domyślali się nawet łączących ich związków. Zresztą związki te nigdy nie
były ujawniane  Frankowie nie spotykali się ze sobą. Niektórzy z nich stali
się kupcami, kapitanami statków handlujących z Indiami, niektórzy
żołnierzami, parlamentarzystami, farmerami. Jedni rzucali się w wir walk
politycznych, które wstrząsały siedemnastowieczną Anglią, inni trzymali się
od tego z daleka. Lecz wszyscy byli, bez wyjątku, mężczyzni i kobiety,
Frankami. Ciągnęli nieopisane korzyści z ponad stu siedemdziesięcioletniego
doświadczenia swojego antenata, i nie tylko z jego, lecz z doświadczeń
wszystkich poprzednich Franków. Nie ma więc nic niezwykłego w tym, że z
małymi wyjątkami, w każdej dziedzinie życia, którą się zajmowali,
powodziło im się nadzwyczaj dobrze.
W chwili kiedy na tron wstąpił Jerzy III, a w koloniach brytyjskich w
Ameryce wybuchła rewolucja, dziesiąte pokolenie liczyło 2160 Franków.
Ambicje pierwszego Franka nie zgasły, stały się jednak bardziej
wyszukane. Ambicja przerodziła się w przemożną chęć zakosztowania
wszystkiego. Im więcej powłok cielesnych służyło tej idei, tym szybciej rosła
jej atrakcyjność. Faktem jest, że wiele z ludzkich doświadczeń nie zostaje
nigdy powtórzonych, a wiele wymyka się nam, nim zdążymy je zauważyć i
zakosztować ich  albowiem tak krótka bywa epoka, która stwarza te
doświadczenia.
Taka właśnie była epoka rządów króla Edwarda w latach 1901  1911.
Odpowiadała ona bardzo elżbietańskiemu duchowi Franka ze względu na
swój chełpliwy i wyuzdany charakter, no i londyńskie ulice zatłoczone
konnymi pojazdami. Frankowie prosperowali wtedy świetnie  w chwili
wybuchu I wojny światowej osiągnęli liczbę trzech i pół miliona.
Wojna, która tak bardzo zmieniła wygląd świata i przyśpieszyła rozwój
techniki, miała rujnujący wpływ na rozprzestrzenioną tak szeroko wspólną
świadomość Franka. Wielu Franków z szesnastego pokolenia zostawiło
martwe ciała w błocie okopów. Frank umierał wiele, wiele razy,
wykształcając w umyśle obsesyjną wręcz nienawiść do wojny, które to
uczucie miało go już nigdy nie opuścić.
W czasie, kiedy Ameryka przystępowała do wojny, myśli Franka
skierowały się ku polityce.
Nie była to łatwa sprawa. Aż do tej chwili koncentrował się on na
różnorodnych rodzajach działalności i delektował się każdą z osobna.
Ujeżdżał konie na południu Francji, grał w orkiestrze La Scali w Mediolanie,
Strona 6
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
budował zapory wokół Jeziora Zurychskiego, kręcił filmy z Rene Clairem,
łowił ryby w wodach Zatoki Biskajskiej, głosił ewangelię z ambony
wiedeńskiej katedry i prowadził spory z założycielami akademii Bauhaus.
Teraz kierował jednego z przedstawicieli dorastającego pokolenia wspólnej
świadomości na wysokie stanowisko rządowe, rekompensując w ten sposób
innym nudę i szarość ich codziennych obowiązków i mając nadzieję na
szybką zmianę sytuacji.
Plany te nie zaszły jednak zbyt daleko, wybuchła II wojna światowa.
Świadomość Franka, dzielona teraz przez jedenastomilionową rzeszę,
cierpiała, od Plymeuth i Guernsey do Syjamu i Hongkongu. Tego już było za
wiele. Z chwilą gdy skończyła się wojna, głównym celem Franka stała się
dominacja nad całym światem.
Chromosom rozwijał się teraz jak nigdy przedtem. Grupa krwi, wyznanie,
kolor skóry  nic nie mogło mu stanąć na przeszkodzie. Liczba ludzi ze
wspólną świadomością, rozmnażających się bez żadnych ograniczeń,
potrajała się w każdym nowym pokoleniu.
17 pokolenie  11 milionów w roku 1940.
18 pokolenie  33 miliony w roku 1965.
19 pokolenie  100 milionów w roku 1990.
20 pokolenie  300 milionów w roku 2015.
Frank miał wspaniałą pozycję wyjściową w wyborach do parlamentu 
każdy z jego alter ego mógł na niego głosować. Frank występował zresztą w
roli kilku członków parlamentu, z których jeden został w końca premierem,
lecz sprawowanie władzy wprowadziło go w głęboką depresję. Istniał
przecież o wiele łatwiejszy i pewniejszy sposób kontroli nad krajem 
rozmnażanie się.
Do tego zadania wszyscy Frankowie przyłożyli się z ochoczo.
Z początkiem XXI wieku ludność Wielkiej Brytanii składała się wyłącznie z
Franków. Niby nieograniczona liczba zwierciadeł patrzyli oni na siebie nad
ladą w sklepie czy też w klubie, młodzi i stany, grubi i szczupli, bogaci i
biedni, wszyscy, jak jeden mąż, dzielili wspólną, wielką świadomość.
W życiu publicznym i prywatnym zaszło wiele zmian. Intymność życia
prywatnego zmarła śmiercią naturalną, wszystkie domy budowano ze szkła;
wyrzucono zasłony, zburzono ściany. Aparat policyjny i wymiar
sprawiedliwości zniknęły prawie z dnia na dzień  człowiek nie szkodzi
przecież samemu sobie. Pozostała parodia parlamentu, która zajmowała się
polityką zagraniczną, lecz partie z ich przywódcami i wybory opisywane
dotychczas w każdej gazecie (jak i same gazety) Przestały istnieć. Zniknęło
zainteresowanie sztuką. Żaden z przedstawicieli klanu Franków nie był
zainteresowany oglądaniem innego Franka na scenie. Po telewizji i
wytwórniach filmowych nie został ślad.
Strona 7
Brian W. Aldiss - Jak jeden mąż
Zbywający w kraju Frankowie, uwolnieni od powyższych instytucji i od
wielu innych podobnego pokroju, udali się za granicę, by płodzić nowych
Franków.
Te radykalne zmiany w zwyczajach przysłowiowo konserwatywnych
Brytyjczyków zostały zauważone w innych krajach, a w szczególności
zainteresowali się nimi Amerykanie i Kanadyjczycy, którzy wysłali do
Europy własnych obserwatorów.
Wkrótce fala zmian ogarnęła całą Europę. Pokój był zagwarantowany.
Z końcem następnego stulecia Rosja i Azja zostały zalane taką samą
powodzią za pomocą takiej samej pokojowej metody. Miliardy ludzi  jedna
świadomość.
I wtedy zdarzyło się pierwsze niepowodzenie, jakiego doświadczył Frank
podczas stuleci wielorakiej egzystencji. Zwrócił swoje siły rozrodcze ku
Ameryce i został odrzucony.
Od Argentyny po Alaskę, Przez wszystkie porty leżące po drodze,
zdobywczy chromosom odnosił porażkę za porażką. Zwarty, olbrzymi
intelekt zaczął analizować sytuację i wkrótce wyciągnął właściwy wniosek.
Jakiś obcy chromosom dotarł do Ameryki jako pierwszy. Przypuszczenie to
zostało niebawem potwierdzone, kiedy drastyczna fala zmian w życiu
publicznym i prywatnym, podobna tej, która zalała była Stary Świat,
opanowała obie Ameryki. Istniała druga wspólna świadomość.
Na podstawie różnorakich przemyśleń Frank wywnioskował, iż Frank II,
przebywając zbyt długo w zamorskich posiadłościach Hiszpanii, rozrzucił
tam nieco żywotnego chromosomu, który, niezbyt jeszcze stabilny w tym
czasie, rozprzestrzenił się po całym kontynencie amerykańskim w ten sam
sposób, w jaki chromosom Franka zawojował resztę świata.
Sytuacja była niezmiernie trudna do wyjaśnienia. Frankowie i Amerykanie
dzielili między sobą świat nie mówiąc do siebie ani słowa. Po latach
intensywnych poszukiwań Frankowie znalezli wyjście z impasu: zbudowali
flotę statków kosmicznych i wyruszyli w bezdroża systemu słonecznego.
I to jest właśnie, panie, panowie i obojnaki, krótka historia dziwnej rasy,
która wylądowała ostatnio na naszej planecie, Wenus, jak ją nazywają.
Myślę, że możemy sobie pogratulować, iż nasz sposób zachowania gatunku
jest tak różny od metod przez nich praktykowanych. W innym przypadku,
nic nie zdołałoby nas obronić przed tak zdradziecką formą podboju.
Przełożyła: Barbara Flisiuk
Strona 8


Wyszukiwarka