sprzet


Tygodnik wedkarski - Nr 10, 5 czerwca 1999 NR 10         5 czerwca 1999 W NUMERZE: Aktualności Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień Słońce i księżyc - wschody i zachody Techniki wędkarskie - Raj w dopływach Drapieżniki - Jak się zostaje raperem? Kropkowańce - Chodzony z trocią Wędkarski survival - Coś bardzo ostrego Reportaż - Ładny początek sezonu Konkretna ryba - Jelce po włosku Przegląd sprzętu wędkarskiego - Serce czyli kręgosłup Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Tanew, roztoczańska księżniczka Globalna wioska - Prawo polskie i inne Muchowy koszyk - Kręcić czy kupić? Morskie opowieści - Okonie w Zalewie Wędkarska proza - Mój pierwszy raz Po sąsiedzku - Było, nie minęło   Portal Aktualności Aktywność dobowa ryb Słońce i księżyc Techniki wędkarskie Drapieżniki Kropkowańce Wędkarski survival Reportaż Konkretna ryba Przegląd sprzętu Tam łowimy Globalna wioska Muchowy koszyk Morskie opowieści Wędkarska proza Po sąsiedzku ARCHIWUM Era wędzisk sandaczowych, szczupakowych, boleniowych, pstrągowych - i jakichś tam jeszcze - minęła. Kij dobiera się teraz do warunków łowiska, wytrzymałości linki, wagi przynęt i... przewidywanej wielkości zdobyczy. I nie oznacza to wcale konieczności posiadania kilkunastu wędzisk - ten sam model może doskonale sprawdzać się jako kij pstrągowy oraz szczupakowy i sandaczowy do łowienia z łódki.      Katalog blanków - zwykle amerykańskiego producenta - zawiera mnóstwo danych technicznych, z których najważniejsze dotyczą mocy, ciężaru rzutowego, a w przypadku muchówki numeru sznura, oraz długości i akcji. W pełnym opisie producent załącza też wagę, średnicę szczytówki i dolnika, parametry materiału. Czasami dyskretnie sugeruje przeznaczenie do konkretnych, zwykle widzianych trochę po amerykańsku, metod łowienia. Poruszanie się w tej dżungli liczb i opisów często okazuje się na tyle trudne, że nabywca, porażony natłokiem danych, sięga po, na przykład, piąty "uniwersalny" kij którego los jest przesądzony. A przecież blank to serce przyszłego wędziska! Choć może precyzyjniej byłoby powiedzieć kręgosłup.      Po chwili zachwytu, trwającej proporcjonalnej do ceny, jaką przyszło zapłacić, w końcu nieuchronnie kij trafia tam, gdzie stoją już inne cztery podobnie "uniwersalne" wynalazki - czyli za szafę.      Są i tacy, którzy wierzą w uniwersalność. "Bo ja tak i tak, i z łódeczki i spod krzaczka, i w Wiśle i w strumyczku i w jeziorku, i na małą gumeczkę i na dużego woblerka, i może coś mi się dużego zaczepi..." - tłumaczy taki.      Zawsze wtedy nachodzi mnie pytanie: czy to wszystko za jednego życia? I może jeszcze jednego dnia? Nawiasem mówiąc, nie spotkałem osobiście nikogo, kto łowiąc równocześnie na spławik, na gruntówkę i jeszcze rzucając spinningiem, osiągałby jakieś zauważalne sukcesy...      Wędkarz do wszystkiego - to wędkarz do niczego. Tak samo jest z wędziskami i trzeba się z tym pogodzić. Nie ma wędzisk do wszystkiego! Siła jakości tkwi w specjalizacji, którą dyktują warunki. Dość powszechnie przyjęte jest kierowanie się tylko ciężarem rzutowym wędziska.      To za mało. Ile sensu ma bowiem używanie cienkiej, dajmy na to o średnicy 0.18 mm, żyłki do dwudziestogramowej blachy, lub - popadając w drugą skrajność - grubej, powyżej 0.30 mm żyły do obrotóweczki wielkości jedynki, która waży ledwie pojedyncze gramy? W pierwszym przypadku najpewniej urwie się przynętę podczas któregoś rzutu, w drugim rzucać się właściwie nie da.      Nawiasem mówiąc, sugerowanie się tylko ciężarem rzutowym wędziska, to założenie, że służy ono tylko do rzucania, nie do prowadzenia przynęt - ponieważ stawiają one różny opór. Nie można więc stawiać znaku równości między dziesięciogramową obrotówką i opływowym jigiem tej samej wagi.      Właściwie zalecany ciężar przynęt jest parametrem wynikającym z mocy (zakresu grubości zalecanych żyłek), akcji, stosowania do określonych metod łowienia i - w pewnej mierze - długości wędziska. Minęła już era wędzisk sandaczowych, szczupakowych, boleniowych, pstrągowych... Kij dobiera się do warunków, w jakich się łowi, wytrzymałości linki, wagi przynęt, i - oczywiście, choć na końcu - przewidywanej wielkości zdobyczy.      Nie oznacza to konieczności posiadania kilkunastu wędzisk. Większość tych cech jest powiązanych ze sobą tak, że ten sam model może doskonale sprawdzać się jako na przykład kij pstrągowy, szczupakowy i sandaczowy do łowienia z łódki.      Podobnie jest z kijem sumowym i trociowym.      Moc najczęściej podawana jest w funtach.      W przybliżeniu można przyjąć, że 1 lb = 0.5 kg. W USA żyłki wytrzymują: 0.19 - 4 lb 0.24 - 6 lb 0.27 - 8 lb 0.30 - 10 lb 0.35 - 12 lb 0.38 - 15 lb      i tak dalej.      Może wydać się dziwne, że przeciętna europejska żyłka przy tej samej grubości wytrzymuje dwa razy więcej, mało tego - tej samej grubości Bercley sprzedawany w Europie jest opisany jako dwa razy mocniejszy. Tyle, że żadna z europejskich marek nie zawojowała Ameryki...      I jeszcze jedno. Tej samej wytrzymałości żyłka i plecionka... wytrzymuje tyle samo. Jest w porównaniu z żyłką o 40% cieńsza, więc na przykład 6 lb ma grubość około 0.15 mm. Bzdury, jakoby miała 0.06 mm wiążą się z błędnym odczytywaniem zapisu .006, który oznacza 6/1000 cala.      Stosowanie zbyt słabych linek do zbyt mocnych wędzisk jest często powtarzanym błędem Nie każdy zdaje sobie sprawę, że tylko odpowiednio głęboko nagięty kij "trzyma rybę" w czasie holu. Jeśli jest przewidziany na przykład do 8 - 20 lb, bynajmniej nie oznacza to, że nie można założyć do niego słabszej linki. Tyle, że sporo przynęt urwie się w czasie wyrzutu, niektóre zostaną w pyskach po zacięciu, a wiele ryb uwolni się w czasie holu. Amerykanie mawiają, że kij musi być "naładowany", zarówno w czasie wyrzutu, jak i walki z rybą.      Górny zakres mocy to właściwie graniczna wytrzymałość wędziska. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że dotyczy to laboratoryjnych warunków i że nie każdy producent pozostawia margines bezpieczeństwa.      Wiele nieporozumień budzi akcja wędziska, na potrzeby której wymyślono określenia wręcz kuriozalne. Spotkałem się nawet z "szybką akcją paraboliczną o ugięciu progresywnym"... Po pierwsze, każde wędzisko ma dwa końce, z czego jeden zawsze cieńszy. Jeśli ten cieńszy coraz mocniej obciążać, kij będzie się "progresywnie" naginać. A akcja "paraboliczna" - to po prostu wolna akcja w porównaniu z szybką, "szczytową". Jak widać, te modne terminy właściwie nic nie wnoszą i warto wrócić do początku.      Tradycyjnie więc akcję dzieli się w zależności od tego, jaka część wędziska pracuje przy wymachu lub statycznym obciążeniu małym ciężarem. Im krótszy jest to odcinek, tym akcja jest szybsza, umownie od ekstraszybkiej, poprzez szybką, średnią do wolnej i bardzo wolnej. Warto jednak pamiętać, że to, jak szybko kij się prostuje, nie zależy tylko od akcji wędziska - także od materiału, długości, grubości jego ścianek i jeszcze kilku rzeczy. Od strony użytkowej, zakładając, że dwa kije mają tą samą moc i długość, szybszy kij będzie bardziej odpowiedni dla przynęt stawiających mały opór w wodzie, wolniejszy, który lekko obciążony pracuje na długim odcinku - do woblerów i obrotówek.      Właściwie pozostaje jeszcze problem dobrania długości wędziska odpowiednio do warunków łowienia. Jest to jednak temat wywołujący tak wiele kontrowersji, że bardziej szczegółowo omówię go następnym razem. Leonard Świdlicki

Wyszukiwarka