R2


II. Polska w gospodarce europejskiej


W literaturze historycznej rozpowszechniło się ro-
zumienie roli Polski w gospodarce europejskiej XVI w.
jako zaplecza surowcowego dla zachodniej Europy.
Z Polski szło na zachód zboże, drewno, bydło, skóry
i tym podobne produkty służące wyżywieniu ludności
miejskiej oraz potrzebne dla rozwijającego się przemy-
słu. Przyjmuje się niekiedy, że bez tych produktów nie
mogłaby się rozwijać gospodarka na zachodzie i to roz-
wijać w kierunku kapitalizmu. Jednocześnie w Polsce
popyt na zboże, a częściowo bydło i drewno, umożliwiał
rozwój folwarku oraz nasilenie się pańszczyzny i pod-
daństwa chłopskiego, a więc można by powiedzieć, że
eksport ten cofał kraj do feudalizmu, ten ostatni zaś
musiał prowadzić do upadku gospodarczego kraju. Me-
chanizm tego upadku byłby następujący. Rozwijający
się folwark eksploatował i z czasem rujnował chłopów,
którzy przecież stanowili masowy rynek zbytu dla pro-
dukcji rzemieślniczej miast. Z tego powodu musiały
również upaść miasta, wreszcie podupadała sama go-
spodarka folwarczna, nastawiona na wyjaławiającą
glebę monokulturę zbożową. Jednocześnie właściciele
szlacheccy folwarków za sprzedane zboże importowali
z zagranicy towary luksusowe ze szkodą dla miast
własnych i całej gospodarki kraju. Schemat ten poda-
liśmy w formie uproszczonej oczywiście, ale występo-
wał on często, stając się podstawą do oceny roli i po-
ziomu gospodarki polskiej tego okresu, przy czym jego
stosowalność odnosiła się nie tylko do Polski, ale i do
innych krajów położonych mniej więcej na wschód od
linii Łaby, choć proces ten w swej klasycznej formie
właśnie w Polsce występował najwyraźniej.
Przedstawione tu tłumaczenie, spychające Polskę
i jej gospodarkę do roli zależnej kraju eksploatowanego
przez obce życie gospodarcze, kraju skazanego niejako
na gospodarczą, a przez to również polityczną i kultu-
ralną ruinę, jest schematem zbyt uproszczonym i nie-
ścisłym, by można go było przyjąć. Zresztą były inne
kraje o podobnej strukturze gospodarczej, które głębo-
kim upadkiem czy nawet rozbiorami swego upośledze-
nia ekonomicznego nie zapłaciły.
Przyjrzyjmy się bliżej gospodarce Polski wieku XVI,
zaczynając od jej części podstawowej, tj. rolnictwa.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że rolnictwo stanowiło
wówczas podstawową gałąź gospodarki nie tylko w Pol-
sce, ale w całej Europie, gdyż przy ówczesnym poziomie
produkcji potrzeba wytworzenia odpowiedniej ilości
żywności warunkowała nie tylko działanie całej gospo-
darki, ale również absorbowała większość istniejącej
siły roboczej. Mówiąc o rolnictwie zajmiemy się dlatego
głównie rolnictwem rozwijającym się na ziemiach Ko-
rony, ponieważ jest ono lepiej zbadane, jak też dlatego,
że rolnictwo rozwijające się na ziemiach litewsko-ruskich
szło jego śladem, przy niższej jeszcze technice i mniej
rozwiniętej strukturze społecznej i gospodarczej ludno-
ści.
W rolnictwie ówczesnej Polski dominował folwark.
Folwarkiem nazywano większe gospodarstwo rolne,
które wymagało zatrudnienia siły roboczej - najemni-
ków lub pańszczyźnianych chłopów - produkowało
na sprzedaż, a jego właściciel czy kierownik nie uczest-
niczył bezpośrednio w pracach produkcyjnych, jak to
było w gospodarstwach chłopskich, nawet dużych. Fol-
warki dominowały w rolnictwie ówczesnym nie w sen-
sie ilościowym, gdyż gospodarstw chłopskich było znacz-
nie więcej i zajmowały w sumie większy obszar grun-
tów ornych niż ziemie folwarczne, lecz w jakościowym,
gdyż one decydowały o charakterze i strukturze ów-
czesnego rolnictwa i uzależniały od siebie gospodar-
stwa chłopskie.
Folwarki nie były jednolite, różniły się wielkością,
nastawieniem i organizacją produkcji. Najliczniejsze
w XVI w. były niewielkie folwarki szlacheckie, o po-
wierzchni średnio około 60 ha gruntów ornych, nie li-
cząc łąk, pastwisk czy ogrodów. Produkowały zboże -
przede wszystkim żyto przeznaczone na zbyt i owies,
głównie dla koni, w mniejszych ilościach pszenicę,
jęczmień (na piwo), groch, tatarkę i proso. Miały też
zwykle sporo bydła i nierogacizny, ponadto konie, drób,
niekiedy owce. Charakterystyczną ich cechą było to, że
nie dysponując dostateczną ilością pańszczyźnianej siły
roboczej - posiadały własny personel najemny, stały
i sezonowy, oraz własne narzędzia rolnicze i zwierzęta
robocze, woły i konie. Tak było w każdym razie w nie-
wielkich dobrach szlacheckich. Produkcję swą sprze-
dawały na pobliskich targach i jarmarkach, a dzięki
swemu prolilowi zbożowa-hodowlanemu i bezpośred-
niej trosce właścicieli mogły utrzymać dość wysoki po-
ziom produkcji, przynajmniej do czasu, póki była ona
odpowiednio rentowna, to jest w ciągu XVI stulecia.
Inaczej na ogół wyglądały folwarki w wielkich dob-
rach. Było ich mniej, ale dysponowały większym ob-
szarem gruntów własnych i znaczniejszą ilością pań-
szczyzny chłopskiej z otaczających je wsi. Stąd
w mniejszym stopniu posługiwały się pracą najemną,
a stały personel obsługiwał głównie potrzeby wewnę-
trzne folwarku, prace zaś polowe wykonywali prawie
wyłącznie pańszczyźniani chłopi. W tej sytuacji własne
narzędzia i sprzężaj były dość rzadkie, hodowla była
słabiej rozwinięta i istniała większa przewaga produk-
gdzie to się wydawało opłacalne, zakładano również
folwarki, obciążając chłopów odpowiednio pańszczyzną.
Była to więc przebudowa wsi zbliżająca jej strukturę
do istniejącej w Koronie. Zakres reformy zależał od
warunków miejscowych, istotne jednak było to, że zapo-
czątkowana w dobrach monarszych, rozprzestrzeniła
się ona na prywatne, doprowadzając stopniowo do prze-
budowy większości wsi litewsko-ruskich, zmiany struk-
tury gospodarki chłopskiej, rozprzestrzenienia folwar-
ku i wzrostu dochodowości własności ziemskiej.
System folwarczno-pańszczyźniany nie był wyłącz-
nie polską specyfiką - jak wiemy, w sąsiednich kra-
jach istniał on i rozwijał się również. Był różny od
istniejącego na zachodzie Europy, wypada się jednak
zastanowić, jak daleko sięgały te różnice i czy oba sy-
stemy posiadały jakieś cechy wspólne, czy też były cał-
kiem odmienne. Przyjęło się bowiem sądzić, że system
panujący w Europie środkowej i wschodniej był prze-
ciwstawieniem stosunków panujących na zachodzie
Europy, gdzie górowało gospodarstwo chłopskie, a nie
folwark, i nie poddańcze związanie chłopa z panem,
lecz zasada dobrowolnej dzierżawy.
Rzeczywiście system dzierżawy chłopskiej był roz-
powszechniony w Anglii, choć byłoby przesadą uważa-
nie go za zjawisko powszechne, gdyż przeważały raczej
gospodarstwa chłopskie płacące tradycyjny czynsz -
podobnie jak w Polsce - którego wartość wobec spad-
ku siły nabywczej pieniądza starali się właściciele
ziemscy podnieść poprzez dodatkowe opłaty. Jedno-
cześnie występowała tendencja do tworzenia większych
gospodarstw, wydzielonych z szachownicy wspólnych
gruntów gromady i wygradzanych (sławne enclosures),
by prowadzić na nich gospodarkę hodowlaną czy zbo-
żową na większą skalę. We Francji obserwujemy znowu
pojawienie się i rozwój nowego typu gospodarstwa chłop-
skiego, większego, opartego na zasadzie dzierżawy ui-
szczanej w pieniądzu (fermage) czy w części plonów
(metayage). Gospodarstwa tego typu stanowiły jednak
raczej mniejszość - brak nam dokładnych zestawień
na ten temat - i w dalszym ciągu górowały gospo-
darstwa chłopskie, świadczące czynsze i daniny na
rzecz pana. Podobnie było w Hiszpanii, gdzie przewa-
żały dawne gospodarstwa chłopskie, dające panu
świadczenia w pieniądzu i w naturze, obok których
pojawiły się gospodarstwa prowadzone na zasadzie
zwykłej umowy dzierżawnej, zawieranej na określony
czas. We Włoszech wreszcie rozpowszechniły się gospo-
darstwa chłopskie prowadzone na zasadzie oddawania
panu, podobnie jak we Francji, części zbiorów. Przy-
kłady takiego układania się stosunków wiejskich na
Zachodzie można by mnożyć, lecz nie o ich liczbę nam
chodzi, ale o pokazanie różnic i podobieństw z syste-
mem panującym w Polsce i środkowowschodniej części
Europy w XVI w.
Przede wszystkim, podobnie jak w Polsce, w innych
krajach na Zachodzie ziemia należała z reguły do feu-
dałów - szlachty, Kościoła, monarchy - i pełna włas-
ność chłopska występowała bardzo rzadko, na przykład
w niektórych okolicach Szwecji i Anglii, jako pozos-
tałość wcześniejszych, średniowiecznych stosunków.
Z zasadą własności ziemi wiąże się istnienie mniej lub
więcej rozbudowanych zależności chłopa od pana,
a więc elementów poddaństwa, choć trzeba przyznać,
że poddaństwo było na Zachodzie znacznie luźniejsze,
ograniczające się raczej do pewnych świadczeń z racji
uznawania zwierzchności gruntowej, zależności admi-
nistracyjnej i częściowo sądowej. Określa się to zazwy-
czaj jako poddaństwo gruntowe, w odróżnieniu od pa-
nującego w Polsce poddaństwa osobistego, co jest
oczywiście pewnym uproszczeniem dość różnorodnych
i zawiłych zależności formalnych i faktycznych. W rze-
czywistości różnice pomiędzy tymi systemami polegały
na tym, że wcześniejszy rozwój stosunków społecznych
na Zachodzie doprowadził na ogół w późniejszym śred-
niowieczu do osłabienia zależności poddańczej chłopa
od pana, co w innych częściach Europy jeszcze nie na-
stąpiło.
Realnie zresztą w XVI stuleciu stosunki te nie róż-
niły się zbyt od siebie. Chłop na Zachodzie mógł odejść
ze wsi, ale nie było to na ogół w jego interesie, gdyż
groziło mu zostanie włóczęgą, z perspektywą ponosze-
nia wszystkich konsekwencji zwalczania włóczęgostwa
przez władze lokalne i państwowe. Co więcej, realnym
niebezpieczeństwem dla niego było usunięcie przez pa-
na z gospodarki, wyzucie z ziemi, co niejednokrotnie
miało miejsce w tym stuleciu. Tymczasem chłopi w Pol-
sce, wbrew zasadzie przywiązania do ziemi, często
zmieniali swych panów, w czym znajdowali poparcie
tych, którzy ich przyjmowali. Ponadto zaś, podobnie
jak ludność swobodna na Zachodzie, chłop bezrolny był
praktycznie nie do zatrzymania przez pana w obrębie
wsi. Także zależność sądowa od panów, mimo ekspan-
sji sądownictwa królewskiego, istniała w wielu krajach
Zachodu (op. w Hiszpanii), podczas gdy w Polsce w tym
czasie odcięcie chłopa od sądów publicznych, wbrew
pozorom, nie było zupełne.
Są to jednak kwestie dotyczące samej struktury go-
spodarki wiejskiej, a nie produkcji rolnej, o którą nam
tutaj głównie chodzi. Natomiast wspólną tendencją,
która występuje zarówno w Polsce i krajach sąsiednich,
jak też na Zachodzie, jest dążenie do tworzenia więk-
szych, silnie utowarowionych gospodarstw rolnych. Je-
żeli w Polsce przybierają one postać folwarków, podo-
bnie jak w Czechach, Niemczech wschodnich czy Danii,
to we Francji będą to duże gospodarstwa dzierżawne
lub podobne, wygrodzone z gruntów gromady, duże go-
spodarstwa w Anglii. Nasuwa się przy tym pytanie,
dlaczego nie były to folwarki, tak jak powstające na
wschodzie Europy? Na to pytanie można dać dwie od-
powiedzi. Przede wszystkim przy ówczesnej skromnej
wydajności rolnictwa tworzenie dużych pańskich go-
spodarstw, opartych z braku pańszczyzny tylko o na-
jemną siłę roboczą, było zapewne znacznie mniej opła-
calne. Wystarczającą opłacalność natomiast zachowały
duże gospodarstwa chłopskie, gdzie sam chłop wraz
z rodziną stanowił pokaźną część wykorzystywanej siły
roboczej, lub też gospodarstwa ściśle hodowlane (op.
hodowla owiec w Anglii), wymagające bardzo nielicz-
nego personelu.
Wreszcie można tu dodać, że twierdzenie o braku
folwarków, a nawet niekiedy pańszczyzny w rolnictwie
zachodnich krajów Europy, wymaga jeszcze weryfi-
kacji, gdyż z reguły brak nam odpowiednich badań.
W rzeczywistości ogromna większość szlachty miesz-
kała nie w mieście przy królewskim dworze, lecz
w swych dobrach ziemskich i jest rzeczą nieprawdopo-
dobną, by nabywała systematycznie potrzebne jej pro-
dukty - szczególnie żywność - płacąc gotówką, ze
świadczeń zaś chłopskich w naturze trudno byłoby jej
wyżyć. Można też znaleźć rozproszone wiadomości
o szlachcie francuskiej, prowadzącej swe gospodarstwa
rolnicze i hodowlane na większą skalę, sprzedającej
zboże i bydło, i niekiedy, gdy to było możliwe, posłu-
gującej się częściowo pańszczyźnianą robocizną chłop-
ską. W jakich rozmiarach to zjawisko występowało,
wjakich regionach i krajach, jeszcze dokładnie nie wie-
my, ale że istniało, mamy dowody już dziś.
Spróbujmy teraz znaleźć miejsce Polski w rolnictwie
europejskim, w jego rozwoju, funkcjach, poziomie tech-
nicznym i odgrywanej roli. Przyzwyczailiśmy się bo-
wiem patrzeć na wiek XVI jako na okres rozwoju wiel-
kiego handlu, rzemiosła (z manufakturami włącznie),
kredytu, ekspansji mieszczaństwa, podczas gdy rolnic-
two nie tylko realnie górowało w ówczesnej gospodarce,
ale również nie cofało się na plan dalszy z kręgu zain-
teresowań ówczesnych ludzi. Świadczy o tym pojawie-
nie się całej literatury rolniczej w Europie XVI w. i to
pisanej tak przez humanistów, czerpiących swą wiedzę
z pism starożytnych,jak też przez gospodarzy prakty-
ków, szczególnie szlachtę. Wystarczy wymienić takie
nazwiska, jak Charles Estienne czy Oliviers de Serres
we Francji, Fitzherbert i Tusser w Anglii, C. Heres-
bach, J. Coler i J. Camerarius w Niemczech, A. de
Herrera w Hiszpanii, A. Gallo, C. Tarello i A. Venuto
we Włoszech, by wskazać tylko ważniejszych. Głównym
polskim odpowiednikiem tych dzieł są pisma A. Go-
stomskiego i nieco późniejsze T. Zawadzkiego. Bardzo
charakterystyczne było również rozprzestrzenienie się
w Europie dziełka pisarza włoskiego, przekazującego
doświadczenia starożytnych, Crescenciusa, którego
książka w XVI w. była wydawana we Francji, Anglii,
Niemczech i Polsce i to czasem po parę razy.
Spróbujmy teraz przekonać się, jak ta wiedza i zain-
teresowania oddziaływały na praktykę, tj. jaka była
efektywność ówczesnego rolnictwa i jaka była na tym
tle sytuacja rolnictwa polskiego w Europie. Trzeba przy
tym zaznaczyć, że chodzi nam o wydajność produkcji
zbożowej, z tym jednak, że dla XVI w. nie obliczamy
tej wydajności w postaci ilości kwintali ziarna uzyska-
nych z hektara, lecz jako tzw. ilość ziaren. Ilość ziaren
jest to stosunek ilości zboża zebranego do wysianego
na danym areale, przy czym ten sposób obliczania plo-
nów pozwala nam ominąć trudności związane z bra-
kiem określeń ówczesnej powierzchni uprawnej, niedo-
kładnością miar itp., a także odpowiada ówczesnym
pojęciom o wydajności rolnictwa. W zestawieniu poniż-
szym skorzystamy z danych zebranych dla całej Europy
przez badacza holenderskiego Slichera van Batha, we-
dług stanu badań z około 1963 r.
Trzeba zaznaczyć, że dane poniższe, choćjako całość
oparte na tysiącach spostrzeżeń, nie są zbyt ścisłe, gdyż
ich podstawa jest bardzo różna - raz bogata, dająca
sporą pewność wyników, niekiedy zaś wynikająca
z dość przypadkowych, pojedynczych danych, jak to ma
miejsce na przykład w wypadku plonów żyta w Anglii.
Ponadto od 1963 r. przybyło nam sporo wyników po-
chodzących z nowych badań. Wiemy, na przykład, że
we Włoszech środkowych plony kształtowały się na po-
ziomie 3 - 4 ziaren, co powodowało znaczny nieraz de-
ficyt żywności. Dowiedzieliśmy się, że w Polsce były
duże wahania plonów, co wywołało bardzo żywą dys-
kusję pomiędzy badaczami, zwolennikami optymistycz-
nej interpretacji wyników, a więc wysokich plonów,
a innymi, którzy skłonni byli brać pod uwagę tylko
niskie.
Tabela 5
Plony czterech zbóż w Europie XVI wieku (ilość ziaren)
Państwo Pszenica Żyto Jęczmień Owies Cztery
zboża
Niderland 10,4 - 8,2 4,0 7,5
An lis 65 81* 36 43 55
Franc'a 5,5 - - - (5,5)
Hisz anta 3,5 - - - (3,5)
Niemcy 4,7 4,2 4,5 4,3 4,4
(Rzesza)
Dania - 2,7 3,2 2,2 2,7
Polska 4,9 4,8 6,2 4,8 5,1
(Korona)
Litwa 2,8 2,8 3,6 2,7 3,0
Rosja 1,7 2,8 5,0 2,2 2,9
* Dane pojedyncze.
Jednakże w tym ostatnim wypadku nie pozostanie-
my przy wykazanych powyżej plonach, lecz sięgniemy
do najnowszych wyników badań w tym zakresie i od-
noszących się tylko do XVI w., a nie do następnego,
gdy plony zaczęły wyraźnie się obniżać.
Z tabeli powyższej wynika, że najwyżej stało rolnic-
two w Niderlandach, co zgadza się ze znanymi skąd-
34 35
inąd faktami. Podczas gdy większość krajów ówczesnej
Europy miała rolnictwo stosujące wówczas uprawę tzw.
trójpolową, w której na każdym z trzech pól obsiewano
na przemian zboża ozime, potem jare, wreszcie zosta-
wiano je na rok ugorem, w Niderlandach, szczególnie
północnych, stosowano intensywniejsze systemy upra-
wy z rzadkim ugorowaniem i z przeplataniem zasie-
wów zbóż zasiewami roślin pastewnych.
W drugiej grupie, jeśli chodzi o poziom rolnictwa,
znajdowały się Anglia, Francja (choć danych tu mało),
Polska w znaczeniu Korony i zapewne Niemcy, choć
z racji wyrywkowych badań plony niemieckie wyglą-
dają słabo. Być może do tej grupy można by zaliczyć
Danię, sądząc po poziomie hodowli bydła i eksporcie
zboża, jednakże w tym wypadku musimy poczekać na
dalsze wyniki badań. Były to kraje stosujące z reguły
klasyczną trójpolówkę z niezłymi, jak na ówczesne sto-
sunki, wynikami, pozwalającymi jeśli nie na eksport,
to na samowystarczalność w zakresie produkcji zbożo-
wej, poza latami klęsk żywiołowych oczywiście.
Słabsze były nieco plony grupy krajów śródziemno-
morskich, której tu prawie nie widać, poza danymi na
temat pszenicy w Hiszpanii, lecz skądinąd wiemy, że
był to poziom rolnictwa nieco niższy, częstokroć niewy-
starczający na potrzeby ludności, z wyjątkiem Sycylii,
która znaczne ilości zboża potrafiła eksportować.
Ostatnia wreszcie grupa to kraje o dość prymitywnym
rolnictwie, stosujące system uprawy dwupolowy (co
drugi rok ugór), bądź inne, jeszcze mniej rozwinięte
systemy, do której to grupy należało na ogół rolnictwo
m. in. w litewskiej części ówczesnej Rzeczypospolitej
i w Rosji.
Ten podział Europy według poziomu rolnictwa grze-
szy oczywiście dużym uproszczeniem, nie mówiąc o lu-
kach w naszej tabeli. Niemniej odpowiada on z grubsza
istniejącym stosunkom i znajduje potwierdzenie w ów-
czesnym międzynarodowym handlu zbożem. I tak Ang-
lia, Francja i Niemcy były w zasadzie samowystarczal-
ne zbożowo i tylko w latach nieurodzaju musiały in-
terwencyjnie importować ziarno. Wprawdzie poziom
rolnictwa był najwyższy w Niderlandach, ale istniejąca
tutaj największa gęstość zaludnienia powodowała, że
import stawał się koniecznością, choć nie całe zboże
przywożone przez statki holenderskie znad Bałtyku po-
zostawało w Holandii.
Jak już wspominaliśmy, Włochy i Hiszpania, przy
średnim poziomie rolnictwa i, w wypadku Włoch, dużej
gęstości zaludnienia, miały zazwyczaj deficyt zbożowy
i musiały ziarno importować. Źródłem tego zboża była
Sycylia i częściowo Apulia, skąd zboże wędrowało bądź
do innych części Włoch (Neapol, Genua), bądź do Hisz-
panii. Włochy, a przede wszystkim Wenecja, korzystały
również z pszenicy egipskiej sprowadzanej z Aleksan-
drii, wyjątkowo nawet ze zboża bałtyckiego. Hiszpania,
poza pszenicą z Sycylii, zyskiwała niejednokrotnie zbo-
że znad Bałtyku, choć nie zawsze to było możliwe na
wielką skalę.
Wreszcie kraje o najniższej wydajności produkcji
zbożowej, jak Litwa czy Rosja, a zapewne i kraje Pół-
wyspu Skandynawskiego, były samowystarczalne zbo-
żowo, a nawet niekiedy mogły eksportować nadwyżki,
z tym jednak, że sytuacja ta wynikała nie z poziomu
rolnictwa, lecz z niskiej gęstości zaludnienia. Nieliczna
stosunkowo ludność, dysponująca dużymi terenami rol-
niczymi, mogła się z łatwością wyżywić - z wyjąt-
kiem lat nieurodzaju oczywiście - nawet przy niskiej
i ekstensywnej produkcji rolnej.
Jak z poprzedniego zestawienia wynika, Polska,
w znaczeniu Korony właściwej, posiadała rolnictwo na
dość dobrym poziomie, nie gorszym niż większość
państw zachodniej Europy, z tym że mając ludność
rzadziej osiadłą niż one, mogła dość łatwo eksporto-
wać spore nadwyżki produkowanego zboża. W latach
1571 - 1590 wychodziło z Polski przez Gdańsk około
43 000 ton żyta i 4800 ton pszenicy rocznie, później
zaś nawet więcej. Oczywiście nie przeceniajmy tego
poziomu rolnictwa - daleko mu było do wydajności
rolnictwa w Niderlandach, a co gorsza w późniejszych
czasach poziom rolnictwa na Zachodzie podnosił się
dalej, podczas gdy w Polsce już w początkach XVII w.
widać tendencję do obniżania się plonów. Poza tym
Litwa, stanowiąca ogromną połać ówczesnej Rzeczypo-
spolitej, miała w zasadzie rolnictwo o niskiej wydajno-
ści, dające się porównywać z ekstensywną gospodarką
rolną wschodniej, a być może i północnej Europy.
Powyższe rozważania prowadzą nas do wniosku, że
handel zbożem i ówczesne przewozy ziarna były w Eu-
ropie funkcją nie tyle poziomu rolnictwa, co raczej gęs-
tości zaludnienia i potrzeb konsumpcyjnych ludności.
Stąd Polska mogła eksportować zboże do krajów o po-
dobnym lub nawet wyższym poziomie rolnictwa, ale za
to gęściej zaludnionych. Należy również podkreślić, że
poziom polskiego rolnictwa, w Koronie oczywiście, był
dostatecznie wysoki w tym okresie, by pozwolić na eks-
port bez upośledzenia wewnętrznego spożycia.
Gdy mowa o rolnictwie i przesyłaniu nadwyżek pro-
dukcyjnych, warto wspomnieć parę słów o hodowli,
w szczególności bydła. Gdy zboże płynęło rzekami
i szlakami morskimi, bydło było transportowane na
własnych nogach z ośrodków masowej jego hodowli do
regionów odczuwających deficyt mięsa. Regionami ho-
dowli bydła mięsnego na dużą skalę były w ówczesnej
Europie Węgry, Podole i Wołoszczyzna oraz Dania.
Stąd wyhodowane i podtuczone woły były pędzone wiel-
kimi stadami bądź przez Austrię do południowych Nie-
miec i północnych Włoch, bądź przez Polskę i Śląsk do
środkowych Niemiec, bądź wreszcie z Danii przez pół-
nocne Niemcy do Nadrenii i Niderlandów. Były to, jak
na owe czasy, duże ilości bydła - po 30 - 60 tys. sztuk
rocznie mniej więcej na każdej z tych trzech tras. Wy-
magało to zorganizowania całego skomplikowanego sy-
stemu handlu, dróg do przepędzania tych ogromnych
stad, odpowiednich terenów do ich wypasu po dro-
dze, jarmarków, gdzie woły sprzedawano, wreszcie pa-
stwisk w pobliżu miejsc bicia, by znowu podtuczyć wo-
ły, które traciły część swej wagi podczas długiego
marszu.
Bezpośredni udział Polski w tej dziedzinie produkcji
i handlu był ograniczony, gdyż tylko część wołów pę-
dzonych przez Polskę była hodowana w kraju. Jednak-
że pod koniec stulecia udział ten wzrósł, a mianowicie
na folwarkach często przezimowywano zakupione je-
sienią woły, by je wiosną podtuczone pędzić na jarmar-
ki do Brzegu na Śląsku, włączając je tym samym do
wielkiego eksportu bydła na Zachód. Szlachta wyko-
rzystywała przy tym przepisy celne zwalniające ją od
opłacania cła za bydło własnej hodowli, a kryterium
takiego zakwalifikowania było wyżywienie na folwarku
bydła przez zimę. Trzeba zaznaczyć zresztą, że ten
częściowy udział szlachty w hodowli przeznaczonej na
eksport nie był tylko specyfiką polską, bo podobnie
tuczono zimą bydło na folwarkach szlacheckich w Da-
nii, gdyż folwarki te właśnie dysponowały zwykle więk-
szą rezerwą paszy koniecznej do tuczenia bydła zimą
w tych okolicach, gdzie ze względów klimatycznych wy-
pas o tej porze roku nie był możliwy.
W ówczesnej gospodarce europejskiej, poza zbożem
i bydłem, dużą rolę w handlu międzynarodowym od-
grywało sukno i wyroby metalowe. Produkcja sukien-
nicza w niektórych szczególnie ośrodkach prowadzona
była na dużą skalę, przy czym wytworzone sukno roz-
chodziło się po całej Europie, a niekiedy i poza nią.
Główne ośrodki produkcji sukienniczej znajdowały się
we Włoszech, szczególnie we Florencji, w Niderlandach
i w Anglii. Florencja minęła już swój szczytowy okres
rozwoju i sukna włoskie, piękne, lecz kosztowne, wy-
pierane były na rynkach europejskich przez konkuren-
cję sukien niderlandzkich, które w XVI w. górowały
w handlu międzynarodowym, choć ich produkcja opar-
ta była o wełnę importowaną z Anglii i Hiszpanii.
W drugiej połowie XVI w. coraz mocniejsze stanowisko
na rynkach europejskich zaczęły zyskiwać sukna an-
gielskie, dotąd zwykle wykańczane w Niderlandach,
skąd wraz z miejscowymi rozchodziły się do innych
krajów. Powstanie i długotrwała wojna podkopały pro-
dukcję sukienniczą południowych Niderlandów, a su-
kiennicy specjaliści częściowo zbiegli do północnych
prowincji lub do Anglii. Anglia zaczęła teraz górować
w europejskim handlu suknem swą produkcją wykań-
czaną już na wyspie, a ponadto wytwarzała tańsze ro-
dzaje sukna (tzw. naw drapery), zaprzestając jedno-
cześnie eksportu sukna niewykończonego i wełny,
a nawet importując dodatkowo wełnę z Hiszpanii.
Udział Polski w produkcji sukna w Europie był
skromny, a przede wszystkim mało widoczny na ryn-
kach europejskich. Importowano do Polski sukno z Ni-
derlandów i Anglii, rzadko z Włoch. Nie oznacza to
oczywiście, że w Polsce ubierano się głównie w sukna
zagraniczne, sprowadzane z Zachodu, gdyż były one
stosunkowo drogie i miały społecznie ograniczoną
klientelę. Tańsze było, choć skromniejsze jakościowo,
sukno śląskie i morawskie, jednakże można przyjąć,
że ogromna większość ludności ubierała się w sukno
krajowe. Wytwarzano je w znacznych ilościach, przede
wszystkim w Wielkopolsce (Kościan, Wschowa, Mię-
dzyrzecz) i na Mazowszu (Brzeziny, Wyszogród),
w skromniejszych ilościach w ośrodkach małopolskich
(op. Biecz) i pomorskich (op. Gdańsk). Polska dyspo-
nowała więc własną produkcją sukienniczą i to nawet
pokaźną, choć obejmowała ona raczej średnie i niższe,
a zarazem tańsze rodzaje sukna, rzadko przeznaczane
na eksport, natomiast była importerem sukna w wyż-
szym i średnim gatunku. Wobec fragmentarycznych
i dość przypadkowych danych celnych trudno się silić
na określanie wielkości tego importu, podobnie jak nie
znamy bliżej rozmiarów produkcji krajowej, tym bar-
dziej że część sukna, zapewne tego sprowadzanego, by-
ła wysyłana dalej na wschód.
Ówczesna produkcja metalurgiczna, w tym wypad-
ku szczególnie żelazna, miała na ogół charakter roz-
proszony. Stanowiąca główny surowiec ruda żelazna
nie decydowała o lokalizacji zakładów metalurgicz-
nych, lecz raczej możliwości opałowe, a o tych stanowiło
w ówczesnych warunkach drewno, ściślej zaś - wę-
giel drzewny. W praktyce więc istotniejsze było posia-
danie odpowiednich zasobów opału niż wysokogatun-
kowej rudy, zaś ruda uboga, darniowa, znajdowała się
prawie wszędzie. Mimo tej ogólnej zasady i rozprosze-
nia po Europie drobnych zakładów metalurgicznych,
produkujących żelazo przede wszystkim jako surowiec
w sztabach, istniała też specjalizacja, tworzyły się re-
giony rozwijające produkcję żelazną na większą skalę
i zaopatrujące swymi wyrobami dalsze okolice.
W XVI-wiecznej Europie było kilka regionów spe-
cjalizujących się w metalurgii żelaza i to rozwiniętej
na dużą skalę. Do regionów tych należały południowe
Niderlandy (okolice Liege), środkowa Anglia, okolice
Lyonu we Francji, Brescii we Włoszech, oraz Biskaja
w Hiszpanii i Styria w Austrii. Pod koniec stulecia
zaczął się tworzyć silny ośrodek metalurgii żelaza
w Szwecji, choć okres jego intensywnego rozwoju przy-
pada na wiek następny. W tym wypadku zresztą mó-
wimy o większych ośrodkach, produkujących żelazo,
a niekoniecznie wyroby żelazne. Te ostatnie, jako wy-
magające większego nakładu pracy, a mniejszych ilości
opału, mogły być produkowane w większych miastach,
takich jak sławne ze swych wyrobów metalowych
ośrodki - Mediolan, Toledo, Norymberga itd. W prak-
tyce właśnie te wyroby - narzędzia rolnicze, broń,
galanteria metalowa - były przedmiotami handlu
i rozchodziły się szeroko po różnych krajach, podczas
gdy żelazo w sztabach rzadko wożono daleko.
Wyroby żelazne były potrzebne każdemu i bardzo
cenione - w inwentarzach majątkowych wymieniano
wówczas nie tylko broń i narzędzia, ale nawet gwoź-
dzie. W sumie bowiem produkcja żelaza była dość
skromna i jak się obecnie szacuje, w 1525 r. w całej
Europie sięgała około 100 tys. ton rocznie, a więc nie-
wiele ponad 1 kg na osobę. Przyczyną tych skromnych
rozmiarów produkcji była niska wydajność ówczesnej
techniki hutniczej. Do produkcji używane były małe
piece, dające gąbczastą masę żelazną, którą trzeba było
poprzez kucie przerabiać na żelazo użytkowe. W nie-
których tylko rejonach zaczęły się dopiero pojawiać
wielkie piece, dające surówkę płynną, ale ich ilość i wy-
dajność były bardzo ograniczone.
Trudno określić miejsce Polski w ówczesnej produk-
cji żelaza w Europie. W wieku XVI nie było w Polsce
okręgu metalurgicznego na skalę międzynarodową,
chociaż z racji zaplecza w postaci zasobów leśnych
i wodnych (do poruszania kół napędowych) najwięcej
tych tzw. kuźnic spotykamy w Małopolsce, gdzie
w 1577 r. znajdowały się 104 kuźnice poruszane przez
266 kół wodnych, skupione głównie na północ od Kielc
oraz na obszarze między Częstochową i Olkuszem. Po-
za tym znajdowały się kuźnice rozproszone w innych
częściach kraju. Z produkowanego przez nie żelaza wy-
twarzano wyroby metalowe w większych miastach i ich
okolicach, warto tu zwłaszcza wymienić Kraków, Gdańsk
(ten korzystał również z żelaza przywożonego ze Szwe-
cji), Nowy Sącz i inne mniejsze.
Trudno dokładniej ocenić pozycję Polski w produkcji
i handlu żelazem i wyrobami żelaznymi w Europie
XVI wieku. Jeżeli chodzi o żelazo w sztabach, import
jego był niewielki, zdarzał się eksport, choć w wypadku
Gdańska był to raczej reeksport żelaza szwedzkiego.
Inaczej przedstawia się sytuacja z wyrobami żelaznymi
i to tymi powszechnego użytku, jak noże, kosy czy sier-
py. W tym wypadku istnieje import i to dość znacznych
ilości gotowych wyrobów. Wynikał on nie tyle z braku
produkcji krajowej - duże ilości sierpów na przykład
produkowano w okolicach Krakowa i Nowego Sącza -
co z dużego zapotrzebowania na tego typu narzędzia,
którego nie mogła zaspokoić krajowa produkcja w za-
kresie metalurgii bardziej uszlachetnionej. Wniosek
o niewystarczającej produkcji metalowej w kraju po-
twierdzałoby dość późne (pod koniec XVI w.) pojawienie
się w Polsce wielkich pieców, które choć nieliczne, zna-
ne były w południowych Niderlandach i Styrii od
XIV w., a w XVI dość żywo zaczęły się rozpowszechniać
we Francji, Anglii, Niemczech i Włoszech. W sumie
produkcja żelaza w Polsce nie sięgała rocznie 1 kg na
mieszkańca, natomiast zapotrzebowanie mogło osiągać
lub nawet przekraczać tę ilość.
Udział Polski w życiu gospodarczym Europy nie
kończył się na eksporcie zboża czy imporcie sukna i wy-
robów metalowych. Wywożono również drewno (okrę-
towe, klepkę itp.), m. in. na potrzeby szkutnictwa, choć
raczej ziemie litewskie były ich głównym dostawcą.
Z produktów leśnych eksportowano też smołę i potaż,
potrzebny do wykańczania tekstyliów. Wywożono także
w dużych ilościach skóry surowe, głównie bydlęce (oko-
ł0 100 tys. sztuk rocznie), uzyskiwane jako produkt
poubojowy. Na Zachód wędrowały również futra, które
pochodziły jednak głównie z państwa moskiewskiego,
a częściowo z ziem litewsko-ruskich. Wreszcie zdarzały
się wśród towarów wywożonych pewne ilości nieroga-
cizny, koni, wosku, lnu, ołowiu, soli, piwa itp. produk-
tów, choć trudno określić ich rzeciętne liczby.
Inaczej kształtował się przywóz. Utarło się w litera-
turze historycznej mówić, że wywoziliśmy głównie su-
rowce, a sprowadzaliśmy produkty luksusowe, drogie,
służące zaspokajaniu zachcianek najbogatszej grupy
ludności - szlachty i magnaterii. Na tym miał polegać
niezdrowy, a później nawet rujnujący charakter naszego
handlu zagranicznego. Przed tym złem ostrzegali ów-
cześni moraliści i nieco późniejsi teoretycy i praktycy
merkantylizmu, zaś na zwalczaniu zbędnego importu
luksusowego, a rozwijaniu własnej luksusowej produ-
kcji polegała polityka gospodarcza sławnego Colberta.
Realia polskiego handlu zagranicznego po stronie
importu były nieco inne. Oczywiście, jak mówiliśmy,
napływało do Polski sukno niderlandzkie i angielskie,
ale nie oznacza to, że było ono produktem luksusowym,
choć było w lepszym gatunku i droższe niż krajowe.
Zresztą podobnie sukno tegoż pochodzenia sprowadza-
no do wielu innych krajów europejskich. Poza tym Ho-
lendrzy przybywający do Gdańska po żyto (w mniej-
szym stopniu pszenicę) przywozili obok sukna duże
ilości ,śledzi, które były niedrogie i jedzone w całym
kraju przez ludzi z różnych warstw społecznych, przez
ludzi o bardzo skromnych zasobach także. Holender-
skie statki przywoziły również sól, tzw. zamorską, któ-
ra robiła silną konkurencję krajowej m. in. dlatego, że
była tania, bo uzyskiwana na południu poprzez odpa-
rowanie na słońcu wody morskiej, Holendrzy zaś za-
bierali ją jako balast swych statków przybywających
po zboże, balast jednak przynoszący nie straty, lecz
jakiś skromny ekwiwalent kosztów żeglugi.
Prócz potrzebnej rzemiosłu miedzi i cyny, morzem
i drogami lądowymi przywożono towary nieraz bardziej
kosztowne, niekiedy luksusowe. Były to wyroby galan-
teryjne, czepki, wstążki, pończochy, towary zresztą nie-
drogie i normalnie krążące po różnych krajach Europy.
Były to również szkła, lustra, ozdoby, które głównie
z Włoch napływały, podobnie jak były importowane do
innych krajów. Były wreszcie korzenie, owoce, wina,
które rzeczywiście można zaliczyć do produktów luksu-
sowych, tak ze względu na ich wysoką cenę, jak też
społecznie ograniczony krąg konsumentów.
Przyjrzyjmy się teraz temu importowi bliżej. Wśród
tzw. korzeni należy wymienić pieprz, szafran, cyna-
mon, goździki, kwiat i gałkę muszkatołową, migdały,
dalej pokrewne im towary kolonialne, mianowicie ro-
dzynki, cukier, ryż. Wśród tych wszystkich produktów
dwa pierwsze odgrywały poważną rolę - pieprz z po-
wodu jego ilości i szafran z powodu ceny. Pieprzu rze-
czywiście spożywano, jak na nasze zwyczaje, bardzo
dużo, szafranu mniej, ale również sporo. Należy się
jednak zastanowić, czy był to luksus i czy rzeczywiście
konsumpcja tych produktów świadczy o jakiejś polskiej
rozrzutności. Spożycie pieprzu, a tym bardziej szafra-
nu, było ograniczone społecznie, ale nie tak bardzo jak
by się mogło wydawać, bo choć chłop na co dzień piep-
rzu nie używal, to na święta zapewne tak, a przynaj-
mniej jego krewni służący jako czeladź na folwarku
czy we dworze.
Trzeba bowiem wyjaśnić, że pieprz i podobne przy-
prawy miały określone funkcje konsumpcyjne. W ów-
czesnych warunkach braku urządzeń chłodniczych
i niemożności uzyskania co dzień świeżego mięsa,.sól
stanowila glówny środek konserwacji, a korzenie -
konieczny środek uzdatniania do jedzenia źle przecho-
wywanego mięsa. Stosowanie więc przypraw, szczegól-
nie pieprzu, to nie tylko wynik dziwacznych gustów
i rozrzutności, ale w dużej mierze konieczność. Wysoka
konsumpcja korzeni byle charakterystyczną cechą spo-
życia w calej Europie i źródlem bogactwa początkowo
dla kupców lewantyńskich, potem zaś przede wszyst-
kim Portugalczyków, którzy w poszukiwaniu korzeni
docierali wokół Afryki do Azji i Malajów. Dzięki ich wy-
prawom, a później Holendrów, ceny korzeni w XVI w.
znacznie spadly, ich konsumpcja wzrosła i utrzymała
się na wysokim pozioW te w całej Europie aż do XVIII w.
Można też przypuszczać, że spożycie tych produktów
w Polsce nie byto większe niż w innych krajach.
Oczywiście, jak w każdym kraju ówczesnym, na
dworach bogaczy korzenie byty częstsze, ich wybór
większy, zjawiał się też cukier, owoce południowe -
cytryny, rzadziej pomarańcze - ale wszystko to nie
było żadną polską specjalnością. Uwaga ta dotyczy rów-
nież wina. Dzięki rejestrom celnym wiemy, że sprowa-
dzano wino z różnych krajów - z Węgier (choć roz-
powszechnienie się win węgierskich było jeszcze
skromne), Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch, nawet
Grecji. Wbrew pozorom nie są to ilości zbyt duże, raczej
mniejsze niż w innych krajach importujących wino,
a krąg konsumentów wina był silnie ograniczony. Prze-
ciętny szlachcic, nie mówiąc już o mieszczaninie i chło-
pie, pił z reguły piwo - wino chowając tylko na spe-
cjalne uroczystości - piwo, którego produkcja w całym
kraju była ogromna, a przywóz - głównie ze Śląska
- i wywóz - przede wszystkim przez Gdańsk -
również pokaźne. Wystarczy powiedzieć, że spożycie
piwa na mieszkańca wynosiło przeciętnie ponad litr
dziennie, wliczając w to starców i niemowlęta, podczas
gdy spożycie wina na głowę statystycznego Polaka da-
lekie było od 1 litra rocznie.
Zamykając powyższe rozważania na temat struktu-
ry ówczesnego polskiego handlu zagranicznego, można
powiedzieć, że o ile eksport miał charakter wyspecjali-
zowany i był nie tyle surowcowy, co po prostu rolniczy,
to w zakresie importu handel ten nie odbiegał od nor-
malnego importu większości krajów europejskich,
szczególnie jeśli chodzi o towary dziś uznawane za luk-
susowe, pomijając ściśle użytkowy przywóz soli i śledzi.
W każdym razie można stwierdzić, źe gospodarka pol-
ska, w tym wypadku Korony, głęboko tkwiła w ówczes-
nej gospodarce europejskiej i silnie uczestniczyła w eu-
ropejskiej wymianie. Aby jednakże lepiej ocenić rolę
tej wymiany, musimy jeszcze rozpatrzyć ówczesną or-
ganizację handlu i przypuszczalny bilans handlowy.
Jeżeli struktura polskiego handlu zagranicznego
nie powinna wzbudzać specjalnego zdziwienia, a w każ-
dym razie w ówczesnych warunkach trudno racjonalnie
wyobrażać sobie inną jego strukturę, to ogólne potę-
pienie w literaturze historycznej zyskała polityka
handlowa Polski i sformułowania na ten temat, zawar-
te w konstytucji 1565 r. Konstytucja ta postanawiała,
że polscy kupcy nie mogą z towarami wyjeżdżać z kraju
za granicę, usiłowała natomiast doprowadzić do przy-
bywania kupców obcych z towarami i po towary do
Polski. Ustawę tę interpretowano wśród historyków ja-
ko oczywisty atak sejmu szlacheckiego na miasta, jako
próbę podcięcia rozwoju kupiectwa, jeśli nie nawet racji
istnienia polskiego handlu zagranicznego. Zastanówmy
się jednak nieco nad tą uchwałą.
W praktyce ustawy tej nie wykonywano i kupcy
polscy z towarami i po towary w dalszym ciągu za
granicę jeździli. Nie zmienia to o tyle sytuacji, że in-
tencja ustawy, sam fakt zakazu wyjazdu kupców pol-
skich za granicę, wydaje się groźna, szczególnie na tle
ówczesnego bogacenia się na handlu międzynarodo-
wym i pośrednictwie w tymże kupców zagranicznych,
w szczególności Holendrów. Zastanówmy się jednakże,
jak rozumowano ówcześnie i jaka była praktyka w tym
zakresie w innych krajach. Otóż przed epoką sformu-
łowania zasady aktywnego handlu, docierania kupców
własnych jak najdalej z towarem i po towar, który to
pogląd - oparty zresztą o wcześniejszą praktykę -
rozpowszechnił się w XVII w., górowała doktryna pa-
sywnego handlu, ale za to uprzywilejowanego, doktry-
na reprezentowana przez duże miasta średniowieczne.
Opierała się ona na zasadzie przymusu drożnego, tj.
obowiązku używania przez kupców określonych dróg
najeżonych cłami i mytami, i na zasadzie prawa skła-
du, tj. obowiązku obcego kupca wystawienia na sprze-
daż wiezionego towaru w mieście, które takie prawo
posiadało. Kupiec zagraniczny znajdował się w sytuacji
przymusowej. Miasta ominąć nie mógł, a w mieście,
w zależności od charakteru bezwzględnego czy względ-
nego prawa skladu, albo musiał wieziony towar w ca-
łości sprzedać, albo dopiero po wystawieniu na sprze-
daż mógł jechać dalej. W tej sytuacji oczywistą prze-
wagę mieli kupcy miasta uprzywilejowanego, mogący
narzucać swoje ceny, podczas gdy przybysz, opłacając
się po drodze, był zdany na ich łaskę i często musiał
rezygnować z dalszej podróży.
W XVI stuleciu większe miasta polskie posiadały na
ogół prawo składu, uzyskane formalnie czy nieformalnie,
ale już wcześniej. Podobnie zresztą było z miastami za-
granicznymi. Stąd kupcy nie posiadający specjalnych
przywilejów musieli swe towary przekazywać w coraz
to inne ręce - na przykład kupcy krakowscy nie mogli
handlować z Wenecją, gdyż po drodze leżał Wiedeń, wy-
posażony w bezwzględne prawo składu. Oczywiście znaj-
dowały się sposoby omijania tych trudności - droga
na jarmark była wolna dla każdego kupca, morzem da-
wało się dotrzeć daleko, aż do portu przeznaczenia, bez
obowiązku składu po drodze, wreszcie poszczególni kup-
cy mogli mieć wspólników w odpowiednich miastach,
wspólników, którzy cieszyli się miejscowymi przywileja-
mi, natomiast zyskami dzielili się według umowy.
W ówczesnych stosunkach w różnych krajach stoso-
wano już to zasadę pasywnego handlu i łupienia obcych
kupców przy każdej okazji (na przykład w Szwecji świa-
domie zakazywano wyjazdu własnym, a ściągano ob-
cych kupców z towarami i pieniędzmi), już to tzw. wojny
handlowe, które polegały nie tylko na tępieniu obcych
kupców, ale i na zakazie wyjazdu własnych kupców do
danego kraju, jak to zarządził Zygmunt I w stosunku
do Śląska. Wreszcie miasta polskie, te bogate i silne,
stosowały konsekwentnie zasadę prawa składu, jak to
czynił przede wszystkim Gdańsk. Do Gdańska mogli
bowiem przybywać obcy kupcy z towarami i po towar,
mogli przybywać kupcy z głębi kraju i szlachta w po-
dobnych celach, ale nie mogli oni handlować ze sobą
bezpośrednio ani przewozić towarów dalej. Obowiązko-
wym pośrednikiem, który skupywał przywiezione towa-
ry, a następnie sprzedawał je z dużym zyskiem, mógł
być tylko kupiec gdański. I mimo bogactwa kupców ho-
lenderskich, mimo możliwości politycznych szlachty
i magnaterii, naruszyć tego monopolu gdańszczan nikt
nie był w stanie, choć miasto formalnie przywileju na
prawo skladu nie posiadalo, tylko je na wlasną rękę
wprowadzilo i zachowalo przez parę stuleci.
W tej sytuacji należy raczej stwierdzić, że sformu-
lowania konstytucji 1565 r. nie były wyrazem jakiejś
ogólniejszej polityki handlowej Polski XVI w., skoro
wcześniej sejmy skasowaly uprawnienia skladowe To-
runia, starały się zapewnić swobodę splywu itd., lecz
byty wyrazem tendencji niektórych wielkich miast pol-
skich do prowadzenia handlu pasywnego, opartego na
zasadzie przywileju. W rzeczywistości bowiem doktry-
na wyrażona w konstytucji 1565 r. byle w regresie.
,
Wyjątkiem byt tylko Gdańsk, który na realizacji tej
zasady operl swój rozwój i bogactwo, w coraz mniej-
szym stopniu uprawiając zarówno czynny handel za-
morski, jak handel w głębi kraju.
Ocena handlu zagranicznego Polski XVI w., a więc
stosunku gospodarki Polski do gospodarki innych kra-
jów, wymagałaby rozstrzygnięcia pytania, kto w rezul-
tacie na tym handlu zarabial, Polska czy inne kraje?
Obecnie na takie pytanie odpowiada się w oparciu o bi-
lans handlowy czynny, to znaczy z nadwyżką dla na-
szego kraju, lub bierny, czyli z deiicytem, który należy
wyrównać przy pomocy platności pieniężnych. Oczy-
wiście obliczeń tego typu wtedy nie robiono ani do nich
odpowiednich materialów nie gromadzono. Ponieważ
jednak istniało wówczas w Sundzie clo pobierane przez
I;;.
Danię i starano się rejestrować przepływające statki,
spisywać i oceniać wiezione przez nie towary, można
oszacować wartość eksportu i importu idącego przez
Gdańsk i Elbląg. Dane istnieją z różnych lat XVI w.,
ściślej jego drugiej polowy. Bilans taki, obliczony w ty-
siącach ówczesnych reichstalerów i procentach, zrobio-
ny dla handlu Gdańska z Europą zachodnią, wyglądal-
by w przybliżeniu następująco:
Tabela 6
Bilans handlu gdańskiego przez Sund
Eksport - Lata
i import 156511575f1585 15951160511615
t s. r-tal. % t s. r-tal. %
Wartość
wywozu 1053 100 1338 100
z Gdańska
Wartość
przywozu 380 36 752 56
do Gdańska
Bilans +673 +64 +586 +44
Jak wynika z zestawienia (lab. 6) zrobionego na
podstawie danych z wybranych lat, zrekonstruowany
dla Gdańska bilans handlowy Polski w XVI w. miał
charakter bardzo wyraźnie czynny, tzn. Polska wywo-
ziła znacznie więcej towarów, licząc według ich warto-
ści, niż sprowadzała. Nadwyżka eksportu była przy
tym bardzo znaczna i powinna byle w tym okresie spo-
wodować duży napływ pieniędzy do kraju. Jednakże
Gdańsk był wprawdzie głównym kanałem ówczesnego
handlu zagranicznego Polski, ale nie jedynym. Już
handel Elbląga wyglądał inaczej; podobny wykaz zro-
biony dla handlu prowadzonego przez Elbląg daje bi-
lans ujemny. Ponieważ jednak obroty Elbląga byty zna-
cznie mniejsze, deficyt ten, stosunkowo nieznaczny
w odpowiednich latach (ogółem około 79 tys. reichsta
terów), w bardzo niewielkim stopniu (o około 12%) ob-
niżał saldo czynne obrotów gdańskich.
Znacznie trudniej ocenić wartość eksportu i importu
idących drogami lądowymi. Wiemy, że po stronie eks-
portu wchodziły tutaj w górę zarówno towary wywożo-
ne masowo (bydło, skóry), jak też i w mniejszych iioś-
ciach (sól, ołów, wosk, nierogacizna, plótno itd.), nato-
miast przywóz dotyczył wyrobów mećalowych, częściowo
ski v
lecia,
nok
pojęt
a wi
;
sukna, wina itp. towarów droższych i w mniejszych
ilościach sprowadzanych. Można przypuszczać, że bi-
lans handlu lądowego mógł być pasywny, jednakże był
to handel rozmiarami mniejszy, a i jego ewentualne
saldo ujemne nie mogło być duże i na pewno mieściło
się z okładem w nadwyżce uzyskanej dzięki obrotom
Gdańska.
Można więc zaryzykować twierdzenie, że bilans
handlowy Polski w drugiej połowie XVI w. (z której
mamy dane) miał saldo dodatnie, a więc że Polska
zyskiwała, a nie traciła na wymianie towarów z zagra-
nicą i że powinno to było spowodować systematyczny
napływ do kraju pieniędzy i kruszców szlachetnych.
Oczywiście nasuwa się tu pytanie, czy można tak twier-
dzić bez oszacowania handlu zagranicznego Wielkiego
Księstwa Litewskiego. Wydaje się jednak, że handel
zagraniczny litewski, niewielki rozmiarami, nie mógł
poważniej zmienić salda dodatniego w handlu zagra-
nicznym Polski jako całości, tym bardziej że szedł on
głównie przez ziemie koronne na zachód, a więc został
w dużej mierze uwzględniony w naszych poprzednich
obliczeniach.
Z tablicy poprzedniej wynika również, że saldo do-
datnie w wypadku obrotów Gdańska uległo nieco
zmniejszeniu na przełomie XVI i XVII w., jednakże
ogólna wyraźna tendencja czynna bilansu utrzymała
się nadal, by zmniejszać się stopniowo w ciągu pierw-
szej połowy XVII stulecia. To zjawisko dotyczy już jed-
nak innych warunków wymiany oraz struktury gospo-
darczej późniejszej, panującej zarówno w Polsce, jak
też w innych krajach europejskich.
Aby mieć pełny obraz stosunków gospodarczych Pol-
ski w XVI w., w szczególności w drugiej połowie stu-
lecia, z innymi krajami europejskimi, należy wziąć jed-
nak pod uwagę nie tylko bilans handlowy, ale szerzej
pojęte obroty, obejmujące również przekazy pieniężne,
a więc bilans płatniczy. Pominiemy tutaj oczywiście
kwestię drobniejszych przekazów, kosztów podróży dy-
plomatycznych, wyjazdów na studia itp., gdyż one
w bardzo nikłym stopniu na bilans ten mogły wpływać,
a raczej w dużym stopniu powodowały przekazy w obu
kierunkach. W tym wypadku chodzi nam o przekazy-
wanie poważnych sum przez państwo i ówczesny Koś-
ciół. Otóż przekazy państwowe dotyczyły przede wszy-
stkim posagów królewien. Jagiellonki wydawane za
mąż za granicę otrzymywały posagi wypłacane ratami,
a sięgające zwykle kilkudziesięciu tysięcy florenów.
Z drugiej strony małżeństwa królów polskich, szczegól-
nie Zygmunta I z Boną Sforza i Zygmunta Augusta
z Elżbietą i Katarzyną Habsburg przynosiły bardzo po-
ważne zastrzyki finansowe, znacznie większe, niż wy-
nosiły posagi Jagiellonek. Wydaje się, że przekazy pie-
niężne z tytułu posagu królewien i królowych nie
powodowały ubytku pieniężnego w kraju, a być może
dawały nawet pewne nadwyżki. Wprawdzie subwencje
polskie udzielane wielokrotnie chanowi tatarskiemu
czy okazjonalnie królowi duńskiemu nie miały w pier-
wszej połowie stulecia odpowiedników płynących
w przeciwnym kierunku, ale były to sumy niewielkie,
nie wpływające wydatnie na bilans płatniczy kraju.
Może pewien odpływ pieniędzy powodowały wojny to-
czone poza granicami kraju - w tym okresie na te-
renach moskiewskich i inflanckich - ale jaka część
tych kwot pozostawała tam, a jaka powracała - nie
wiemy, zresztą dotyczy to już głównie drugiej połowy
stulecia. Wówczas natomiast akcje wyborcze, szczegól-
nie podczas pierwszej i drugiej elekcji, spowodowały
napływ do Polski, niestety na przekupstwa, poważnych
sum pieniężnych; na przykład z Hiszpanii dla poparcia
kandydatury habsburskiej przekazano ogółem 130 tys.
florenów.
Obok tych wydatków i wpływów związanych z po-
lityką zagraniczną, spory odpływ pieniędzy z kraju spo-
wodowała królowa Bona. Posiadając bardzo rozległe
dobra w Koronie i na Litwie, dobrze zagospodarowane
i dające pokaźne dochody, dużą część tych dochodów
wywiozła do Włoch, by je zresztą pożyczyć - bez po-
ważniejszych szans odzyskania - królowi hiszpań-
skiemu Filipowi II. Chodzi w tym wypadku o tzw. sumy
neapolitańskie sięgające około 800 tys. florenów. Jed-
nak być może, że część tych pieniędzy pochodziła z wło-
skich posiadłości królowej Bony.
Systematyczny odpływ pieniędzy z kraju powodo-
wały świadczenia kościelne na rzecz papiestwa. Wcho-
dziło tu w grę tzw. świętopietrze, opłata bardzo stara,
która już w XVI w. straciła swą wartość, oraz tzw.
annaty, czyli opłaty od nowo obsadzanych biskupstw,
dość znaczne, ponieważ biskupstwa w Polsce często
zmieniały swego pasterza, wreszcie koszty procesów
kościelnych toczonych w kurii rzymskiej. Odpływ tych
pieniędzy wywoływał ustawiczne skargi szlachty, nie-
chętny mu był również kler polski, tracący w ten sposób
część swych dochodów. W rezultacie zabiegów królew-
skich i uchwał sejmowych większość tych świadczeń
została w XVI w. bardzo ograniczona lub w ogóle zlik-
widowana, co nie pozostawało bez wpływu na bilans
płatniczy kraju.
W sumie więc można przypuszczać, że bilans płat-
niczy Polski, choć dosyć zmienny w czasie, nie był ujem-
ny, przynajmniej w drugiej połowie XVI stulecia, gdyż
odpływ pieniędzy ograniczono, a handel zagraniczny
przynosił pokaźną nadwyżkę. Wydaje się też, że gospo-
darka polska XVI w., głównie w jego drugiej połowie,
zyskiwała na wymianie handlowej czy handlowo-płat-
niczej z zagranicą i kraj powinien się bogacić, a nie
ubożeć.
Mówiliśmy wyżej o napływie pieniądza do Polski
w XVI w. z racji czynnego bilansu handlowego, a za-
pewne i płatniczego, jednakże, by właściwie ocenić to
zjawisko oraz współzależność gospodarki polskiej i go-
spodarki innych krajów europejskich, należy omówić
Natomiast w Polsce ceny z Gdańska znajdują swe
odbicie w kształtowaniu się cen zbóż w innych miastach
w Krakowie, Warszawie, Lublinie. Można by twier-
dzić, że ceny zboża w Amsterdamie wpływały na gdań-
skie, te zaś na ceny wewnątrz kraju, przy czym ruch
cen zbóż nie był odosobniony, podobnie bowiem w ob-
rębie tych miast kształtowały się różnice cen innych
grup towarów.
Tabela 8
Ceny produktów rzemieślniczych w XVI wieku
Polska para butów
Niemcy .-.-- lokieć sukna
Anglia -, ,- postaw sukna
Francja I I ł I ł para butów
1500 10 20 30 40 1550 60 70 80
Tabela 9
(skala pótlogarytmiczna)
(skala póHogarytmiczna)
56
Zmiany cen w Krakowie w XVI wieku
ceny zbóż
I I I I I płace niewykwalifikowane
rzemieślnicze (konsumpcyjne)
rzemieślnicze (inwestycyjne)
Jednocześnie należy pamiętać, że ceny w Amsterda-
mie układały się zgodnie z cenami w głównych ośrodkach
zachodniej Europy. W suxnie można powiedzieć, że ruch
cen w Polsce XVI w. był związany z kształtowaniem się
cen w innych krajach europejskich, a to już stanowi
dowód powiązania i wspólnych tendencji, występujących
w całej gospodarce europejskiej tego okresu. Warto bo-
wiem przypomnieć, że rewolucja cen objęła całą Europę,
1500 10 20 30 40 1550 60 70 80 90 1600
gdyż poza krajami wymienionymi wyżej (zob. lab. 7 i 8)
można ją obserwować w Hiszpanii, Włoszech, Szwecji,
nawet widać jej wpływ na ceny moskiewskie.
Ogólnoeuropejski zakres i rozmiary rewolucji cen wy-
magają wyjaśnienia tego zjawiska. Najczęściej tłumaczo-
no je odkryciem Ameryki i masowym napływem stamtąd
srebra i złota, co zwiększyło zasób kruszców, a przez to
i pieniędzy w Europie i wywołało wzrost cen. Tłumacze-
nie to, jakkolwiek w zasadzie słuszne, nie jest wystar-
czające, ponieważ rewolucja cen zaczęła się wcześniej
niż masowy napływ kruszców z Ameryki. Pierwszy gwał-
towny napływ srebra nastąpił po 1530 r., a drugi w la-
tach 1550 - 1560. Ponadto zaś ceny nie rosły jednocześ-
nie, czego by wymagał normalny wzrost ilości pieniądza
w obrocie. Obecnie raczej uważa się, że postęp w tech-
nologii górniczej i metalurgicznej już w końcu wieku XV
spowodował wzrost wydobycia srebra w Europie, ponad-
to zaś zaczęły się rozpowszechniać zastępcze rodzaje pie-
niądza, przede wszystkim weksle, co oddziaływało po-
dobnie jak zwiększenie masy pieniężnej w obiegu.
Drugie tłumaczenie wskazuje na wzrost demografi-
czny, a przez to na silny popyt na żywność, co wobec
małej elastyczności produkcji musiało powodować
wzrost cen i to właśnie produktów żywnościowych prze-
de wszystkim, tym bardziej że równocześnie powiększał
się procent ludności miejskiej, czyli nie rolniczej, oraz
rosła produkcja rzemieślnicza. Wzrost kosztów utrzy-
mania (żywności) powodował z kolei stopniowy wzrost
cen innych artykułów i płac, choć szczególnie te ostatnie
były częstokroć hamowane coraz większą ilością rąk do
pracy. To drugie tłumaczenie znajduje obecnie coraz
więcej zwolenników, co nie wyklucza pierwszego, to jest
wpływu wzrostu masy kruszcowej na ceny, w szczegól-
ności w drugiej połowie XVI stulecia, gdy napływ kru-
szców szlachetnych z Ameryki był szczególnie wielki.
Rewolucja cen miała też poważne,skutki w gospo-
darce europejskiej i to skutki raczej pozytywne, pro-
5tB
wadzące do rozwoju życia gospodarczego. Trudno
wprawdzie wierzyć w teorię, według której szybszy
wzrost cen niż płac umożliwiał powiększenie zysków
przedsiębiorców, zachęcał do inwestowania w nowe
przedsięwzięcia gospodarcze i w rezultacie prowadził
na Zachodzie do początków kapitalizmu. Natomiast
pewne jest to, że wzrost cen i przyrost masy środków
pieniężnych prowadziły do ogólnego upieniężnienia go-
spodarki, wyjścia jej z opłotków zamkniętej gospodarki
samowystarczalnej, przejścia do szerokiej wymiany
produktów, do produkcji na zbyt, wreszcie do specjali-
zacji produkcji i rozwoju handlu. Handel w wieku XVI
objął bowiem nie tylko cenne i ograniczone ilościowo
towary luksusowe, górujące dawniej w wymianie, ale
również towary masowe, jak zboże, bydło, ryby, sól
i sukno, przewożone w wielkich ilościach z kraju do
kraju. Jednocześnie rozwój żeglugi, rzemiosł i handlu
ściągał ludzi ze wsi do miast, z drobnych rolników robił
pracowników najemnych, płatnych w pieniądzu, a ku-
pujących dla siebie potrzebne im produkty. Podobnie
rolnikom opłacało się coraz bardziej produkować na
zbyt, a nie wyrabiać w domu ubrania, sprzęty itp.
przedmioty, które mogli niedrogo zakupić za pieniądze
uzyskane ze sprzedaży zboża, zwierząt czy nabiału.
W tym ostatnim wypadku dotykamy zagadnienia
dla nas szczególnie istotnego. Otóż rewolucja cen spo-
wodowała ukształtowanie się względne cen w sposób
wyraźnie dogodny dla rolnictwa. Ceny zboża i innych
produktów rolniczych stawały się z roku na rok korzy-
stniejsze, a produktów rzemieślniczych, w stosunku do
dochodów rolnika, z roku na rok niższe. Nic też dziw-
nego, że wieś w całej Europie nastawiała się coraz bar-
dziej na produkcję rynkową, rozwój zaś tej ostatniej
zależał od wielkości gospodarstw i możliwości utowa-
rowienia ich produkcji, od poziomu techniki r ' t-
nienia wolnej siły roboczej na wsi, wres ,ebT"rx,y
liwości zbytu na miejscowym rynku i eks giró '
Insty-tut ?;
Iiistorii H .
'ozn ano
dokowanego zboża, bydła i nabiału. Stąd leź wynikała
widoczna w całej Europie tendencja do tworzenia więk-
szych, produkujących na sprzedaź gospodarstw - czy
to będą duże gospodarstwa chłopskie w Anglii, we
Franeji, we Włoszech, czy też folwarki w Polsce i w są-
siednich krajach. Formy tych gospodarstw zależały bo-
wiem od miejscowych warunków, struktury rolnej
i społecznej, opłacalności produkcji i możliwości zbytu.
Nic też dziwnego, że w XVI w. przez Europę płynęły
transporty zboża z Polski i krajów nadbałtyckich, z Sy-
cylii i Apulii, że pędzono bydło z Węgier, Wołoszczyzny,
Podola i Danii, że wywoźono masowo masło ze Szwecji.
Eksport ten stanowił wynik istniejącej koniunktury
oraz rozwoju i utowarowienia produkcji wiejskiej
w XVI-wiecznej Europie. Wynikiem tego zjawiska było
też korzystne położenie i rozwój gospodarki polskiej
oraz pomyślny bilans handlowy, choć eksport miał cha-
rakter rolniczo-surowcowy, jak byśmy to określili dzi-
siaj. Jednakźe w ówczesnych warunkach właśnie taki
eksport był najbardziej opłacalny, przynajmniej do mo-
mentu, gdy nastąpiła zmiana dotychczasowej koniunk-
tury, co miało miejsce w Europie na przełomie
XVI i XVII stulecia.
Związanie gospodarki polskiej z europejską w XVI w.,
i to powiązanie nader ścisłe, powiedzielibyśmy specja-
lizacja rolnicza w ramach tej współpracy gospodarczej,
a nawet aktualne korzyści płynące z tego związku -
wydają się dość oczywiste. Można jednak zadać pyta-
nie, jaki był poziom polskiej gospodarki w stosunku do
gospodarki innych krajów, poziom w sensie wartości
produkcji na głowę ludności, czyli jaki był, jak to na-
zwiemy dzisiaj, dochód narodowy. Tego rodzaju porów-
nania, dobre, choć nieraz i dzisiaj zawodne, są niere-
alne, gdybyśmy je chcieli przenieść wstecz i to aż do
XVI w. Mimo tych trudności, spróbujmy poszukać ja-
kichś wskazówek na ten temat korzystając z dotych-
czasowych wyników badań.
60
Metodę określania poziomu gospodarczego różnych
krajów w XVI stuleciu zaproponował kiedyś wybitny
uczony szwedzki E. Heckscher. Uważał on, że w ówczes-
nych warunkach gros produkcji było przeznaczone do
bezpośredniej konsumpcji na miejscu, a w ramach kon-
sumpcji spożycie żywności miało znaczenie podstawowe.
Stąd sądził, że przekonanie się, jaki był poziom od-
żywiania (liczby w kilokaloriach) ludności poszczegól-
nych krajów, może nam powiedzieć, jaki był porównaw-
czo poziom ich gospodarki. Ze swej strony Heckscher
obliczył poziom wyżywienia personelu domeny królew-
skiej w Szwecji, dochodząc do wniosków optymistycz-
nych na temat poziomu gospodarczego kraju w XVI w.,
choć widział jego zapóźnienie w dziedzinie struktury go-
spodarki w stosunku do innych krajów europejskich.
Spróbujmy posłużyć się jego metodą. Dotychczasowe wy-
niki badań, oczywiście tylko dające się w zasadzie od-
nieść do wyżywienia szerszych warstw ludności, obliczo-
ś na jako przeciętna ilość kalorii przypadających na jedną
osobę dziennie, pokazuje nam tabela 10.
Tabela 10
Poziom spożycia żywności w państwach europejskich
w XVI wieku
Konsu- Liczba Białka Tsz- Węglo-
Lata Państwo ( ) cze woda-
menci kalorii %
(%) ny (%)
1573 Szwecja pers 17 10 73
domeny
1565 An lis ma nerze 4265 21 12 67
i
1588 _ An lis dom rac 3828 _ 15 7 _ 78 _ _
1550 Włochy marynarze 3702 16 14 70
1560/78 Hisz anta ma nerze 3350 14 14 72
1568 Niderland żołnierze 3917 30 15 55
XVI w. Polska pei'sonel 3500 1l 7 82
folwarczny
61
Zestawienie to, zrobione na podstawie dotychczaso-
wych badań, zdaje się wskazywać na bardzo skromne
rozmiary spożycia żywności w Polsce w porównaniu do
innych krajów XVI-wiecznej Europy. Wzbudzałoby to
obawę, czy poziom produkcji w Polsce nie był znacznie
niższy niż w innych krajach i czy eksport zbóż nie był
tzw. eksportem głodowym. Są to jednakowoż pozory.
Najwyższe spożycie notowane dla Szwecji odnosi się
przede wszystkim do zamków królewskich, zamieszka-
łych przez personel urzędniczy i w takim wypadku po-
równawcze dane z Polski wskazywałyby na konsump-
cję rzędu 6 tys. kalorii na osobę dziennie, a więc jeszcze
więcej. Marynarze angielscy, a nawet toskańscy rów-
nież jadaliby lepiej, ale są to teoretyczne wyliczenia,
dotyczące nie tylko marynarzy, ale i oficerów, co zaw-
sze podnosi średnią ilość kalorii. Są to więc dane mało
miarodajne i raczej teoretyczne, a równoległe zaopa-
trzenie floty hiszpańskiej wskazywałoby na przeciętną
rację żywnościową w granicach 3350 kalorii na osobę
dziennie. Pozostaje więc realnie do porównania poziom
wyżywienia w domu pracy przymusowej w Anglii. Wy-
żywienie to jednak dotyczyło pracujących mężczyzn -
podobnie jak to było w wypadku marynarzy czy żołnie-
rzy - podczas gdy personel folwarczny w Polsce skła-
dał się przynajmniej w połowie z kobiet, których po-
trzeby wyżywieniowe są niższe, a w części nawet z
młodzieży. W tej sytuacji można raczej twierdzić, że
poziom ilościowy wyżywienia niższych grup ludności w
Polsce nie odbiegał od poziomu wyżywienia podobnych
grup społecznych w innych krajach. Co więcej, gdyby-
śmy chcieli mnożyć przykłady wyżywienia innych grup
ludności, to poziom spożycia w Polsce w stosunku do
zachodu i południa Europy wyglądałby jeszcze lepiej.
Z powyższych rozważań wynikają dwa wnioski.
Przede wszystkim, wbrew pozorom, nie można stwier-
dzić jakoby w Polsce XVI w. ludność odżywiała się go-
rzej niż w innych krajach i jakoby eksport zbożowy
odbywał się kosztem spożycia wewnętrznego. Ponadto
wydaje się, że poziom ilościowy spożycia nie może być
obiektywnym miernikiem poziomu gospodarczego,
gdyż częstokroć właśnie w krajach o bardziej prymi-
tywnej i mniej utowarowionej gospodarce jadało się
więcej, chociażby dlatego, że nie było gdzie sprzedać
uzyskanych produktów.
Co innego, że spożycie żywności w Polsce ówczesnej,
choć ilościowo wystarczające, posiadało poważną wadę,
a mianowicie bardzo silną przewagę węglowodanów,
niewystarczającą zaś ilość białka i tłuszczów. Jest to
wynik struktury ówczesnej produkcji rolniczej w Pol-
sce, a w konsekwencji konsumpcji opartej o chleb, ka-
szę i piwo. W rzeczywistości zresztą ze względu na
ograniczoną zawartość ówczesnych rachunków, pomi-
jających z reguły nabiał i drobny inwentarz żywy, moż-
na podejrzewać, że ilość spożywanego białka i tłuszczu
była nieco większa. W każdym razie wiemy, że udział
tych dwóch składników rósł bardzo szybko, gdy anali-
zowano coraz wyższe kręgi społeczne konsumentów.
Można też przypuszczać, że znacznie wyższy udział
białka i tłuszczu w spożyciu żywności przez marynarzy
i żołnierzy na Zachodzie był po prostu specyfiką zawo-
dową ich wyżywienia, odbiegającego znacznie w swej
strukturze od tego, co naprawdę jadła ludność nieza-
można odpowiednich krajów.
Zaprezentowane tu rozważania nie pozwalają nam
na bliższe porównanie poziomu gospodarki Polski z go-
spodarką innych krajów, nasuwają tylko wniosek, że,
sądząc z ilości spożycia, w Polsce nie było chyba gorzej
niż gdzie indziej, a w każdym razie o zbyt niskim po-
ziomie wyżywienia w odniesieniu do Polski XVI w. mó-
wić nie można. Spróbujmy teraz do zagadnienia porów-
nywania poziomu gospodarki podejść z innej strony.
W ówczesnych warunkach - rozumując teoretycz-
nie - czynnikiem, który może w przybliżeniu wska-
zać poziom uzyskiwanego dochodu narodowego, był sto-
62 !' 63
pień urbanizacji kraju. Chodzi o to, że człowiek, by żyć,
musi uzyskać niezbędne dlań produkty, a więc w za-
sadzie musi bądź wytworzyć je sam, jak to czynił z więk-
szością produktów rolnik, bądź też swą pracą uzyskać
środki na zakup potrzebnych produktów. Gdyby kraj
jakiś był czysto rolniczy, a gospodarka jego była zam-
knięta, wartość produkcji rolnej czystej, a tym samym
i konsumpcji, byłaby niemal równa dochodowi narodo-
wemu. W kraju natomiast, gdzie rozwijają się inne
dziedziny produkcji oraz usługi, czego widocznym ob-
jawem jest powstawanie i wzrost miast, do wartości
produkcji rolniczej, mającej zaspokoić potrzeby tak rol-
ników, jak i ludzi zatrudnionych poza rolnictwem, do-
chodzą dodatkowe pozycje dochodu narodowego. Trzeba
bowiem przyjąć, że produkcja rolna netto, wraz z ewen-
tualnym importem, odpowiada konsumpcji całej ludno-
ści, przy czym ludność pozarolnicza musiała wytworzyć
dodatkową część dochodu narodowego, by zyskać środ-
ki do życia, a przede wszystkim możliwość zakupu żyw-
ności. W rezultacie można by założyć, że im więcej
ludności pracowało poza rolnictwem, tym dochód na-
rodowy musiał być większy od wytworzonego przez sa-
mo rolnictwo. Jest to schemat bardzo przybliżony, ale
dla epoki odległej, pozbawionej wszellch ogólnych wskaź-
ników gospodarczych, chyba jedyny pozwalający na ja-
kieś porównania.
Stopień urbanizacji kraju może więc być dla nas
przybliżonym wskaźnikiem wysokości dochodu narodo-
wego danego kraju i to dochodu liczonego na głowę
ludności. Oczywiście wiemy dobrze, że dokładność tego
wskaźnika nie jest zbyt wielka. Jest sprawą znaną, że
duża część ludności małych miast parała się rolnic-
twem, jednocześnie zaś na wsi mogli zamieszkiwać na
przykład rzemieślnicy i to nawet dość liczni. Ponadto
potrzeby konsumpcyjne w różnych krajach bywały nie-
co odmienne, gdyż w południowych krajach Europy wy-
starczający poziom wyżywienia mógł się kształtować
nieco niżej niż w północnych, podobnie skromniejsze
były potrzeby ubraniowe, mieszkalne, opałowe itd. Ty-
le, że podobne różnice istnieją także dzisiaj, a mimo
to porównania takie czynimy. Wreszcie dochód naro-
dowy oblicza się w pieniądzu, a tymczasem ceny w po-
szczególnych krajach bardzo się różniły, a nawet war-
tość tej samej monety, ze względu na różną cenę
kruszcu, mogła być niejednakowa. To ostatnie zastrze-
żenie nie dotyczy jednak naszej metody, gdyż omijamy
tę trudność, nie określając pieniężnie rozmiarów do-
chodu narodowego, uzyskiwanego przez poszczególne
kraje europejskie w XVI stuleciu.
Uszeregowanie ważniejszych krajów europejskich
według stopnia ich urbanizacji w drugiej połowie
XVI w. wyglądałoby w przybliżeniu jak w tabeli 11.
Tabela 11
Ludność miejska w państwach europejskich XVI wieku
Zestawienie to, dotyczące kilku krajów europej-
skich, jest niestety bardzo niedokładne. Pewne w nim
jest górowanie Niderlandów, choć przyjęcie istnienia
około 50% ludności miejskiej dotyczy raczej północnych
prowincji, głównie Holandii, i trzeba się liczyć z moż-
liwością, że mimo istnienia dużych i średnich miast
w południowych Niderlandach średni poziom urbani-
64 65
* Dane procentowe podano w przybliżeniu.
zacji w tej części kraju był niższy. Uzasadnione jest
również wskazanie wysokiej urbanizacji Włoch, choć
w tym zakresie obliczenia nasze są również fragmen-
taryczne, gdyż wiemy na przykład tylko, że w Księstwie
Mediolańskim 25,7% ludności mieszkało w miastach.
Już oszacowanie liczby ludności miejskiej w Anglii jest
bardzo problematyczne. Wiemyjedynie, że sam Londyn
skupiał w 1580 r. około 3,5% całej ludności Anglii i Wa-
lii, a w 100 lat później, według oszacowań G. Kinga
z 1688 r., około 30 - 35% ludności kraju mogło zamie-
szkiwać miasta. Niewykluczone jest jednak, że XVI-
wieczna Anglia nie odbiegała od poziomu około 20%
ludności miejskiej, przypisywanego, również tylko sza-
cunkowo, krajom umieszczonym w tabeli dalej.
Najmniejszy wreszcie procent ludności miejskiej
wśród wymienionych krajów miało niewątpliwie Wiel-
kie Księstwo Moskiewskie, choć wydaje się, że procent
ten jest nieco zbyt niski i w rzeczywistości kształtował
się on w granicach 4 - 5% ludności. W tej sytuacji miej-
sce Polski (tj. Korony) byłoby wśród krajów o dość zna-
cznym, lecz nie wybijającym się stopniu urbanizacji,
oscylującym wokół 20% ludności miejskiej. Trzeba jed-
nak podkreślić, że chodzi tu o Koronę, nie o Litwę,
której stopnia urbanizacji nie znamy, choć wiemy, że
był on znacznie niższy.
Pewniejsze nieco dane na temat stopnia urbaniza-
cji, biorąc pod uwagę rolniczy charakter małych mia-
steczek, da nam zestawienie wykazujące procent lud-
ności miejskiej, ale tylko tej, która zamieszkiwała
miasta liczące ponad 10 tys. Będziemy traktować to
zestawienie jako kontrolne, dla sprawdzenia czy po-
przednie, oparte na bardzo ogólnych szacunkach, nie
daje obrazu zbyt odbiegającego od rzeczywistości. Po-
miniemy przy tym Niderlandy, których czołowa pod
względem urbanizacji, acz trudna do ścisłego ilościo-
wego określenia pozycja jest niewątpliwa. Zestawienie
tego rodzaju w przybliżeniu wyglądałoby następująco:
Tabela 12
Jak wynika z tabeli 12, stopień urbanizacji Polski
w znaczeniu węższym, tj. Korony, w zakresie miast
dużych nie odbiegał od przeciętnego poziomu wystę-
pującego w bardziej rozwiniętych krajach Europy
XVI w. Oczywiście gdyby obliczyć ten procent dla ca-
łego państwa polsko-litewskiego, wyniósłby on około
3%, ponieważ na ziemiach litewsko-rusich w tym cza-
sie tylko 3 - 4 miasta osiągały czy przekraczały liczbę
10 tys. mieszkańców (Lwów, Wilno, ltyga, być może
Mohylew). Jeżeli więc Korona w zakresie urbanizacji
w ogóle (jej część właściwa liczyła podobno aż 23%
ludności miejskiej) oraz procentu ludności zamieszku-
jącej miasta duże osiągała poziom podobny do większo-
ści rozwiniętych krajów na zachodzie uroPy - oczy-
wiście poza Niderlandami i Włochanli - to ziemie
litewsko-ruskie Rzeczypospolitej były Słabo zurbanizo-
wane, mniej nawet niż tereny państwa moskiewskiego,
gdzie rozmiary Moskwy decydowały o wyższym pro-
cencie ludności zamieszkującej nieliczne duże miasta.
Gdybyśmy teraz, wykorzystując powyższe rozważa-
nia i ustalone wskaźniki, starali się zorientować w po-
ziomie gospodarki poszczególnych krajów, liczonym ja-
ko wysokość hipotetycznego dochodu narodowego przy-
Miasta liczące powyżej 10 tys. luaności
w krajach europejskich XVI wiku
padającego na głowę ludności, moglibyśmy rozpatry-
wane kraje europejskie podzielić na trzy grupy.
1. Kraje o gospodarce silnie rozwiniętej, do których
w tym okresie należały Niderlandy i Włochy, a w któ-
rych wartości wytworzone w gospodarce były najwyż-
sze w przeliczeniu na jednego mieszkańca kraju. Wy-
nikało to ze struktury istniejącej tam gospodarki, gdzie
obok nieraz intensywnie rozwijanego rolnictwa, szcze-
gólnie w Niderlandach, duża część ludności zajmowała
się rzemiosłem, handlem, żeglugą, rybołówstwem itp.
pracami.
2, Drugą grupę krajów, tych o gospodarce średnio
rozwiniętej, tworzyły kraje Europy zachodniej i środ-
kowej, jak Anglia, Francja, Hiszpania, Portugalia, Rze-
sza Niemiecka i Polska w znaczeniu Karony oczywiście.
Rolnictwo było w nich zajęciem dominującym, gdy cho-
dzi o gospodarkę, a przynajmniej zajęcia ludności, choć
produkcja rzemieślnicza, handel, górnictwo itp. inne
przejawy aktywności gospodarczej odgrywały już pa-
ważną rolę.
3. Trzecią grupę wśród omawianych wyżej krajów
stanowiły te, których gospodarka była jeszcze stosun-
kowo słabo rozwinięta (choć będzie to grupa wew-
nętrznie bardzo zróżnicowana) - szczególnie gospo-
darka pozarolnicza; zamieszkałe przez bardzo nikły od-
setek ludności miejskiej w stosunku do ludności całego
kraju, choć większe lub mniejsze ośrodki handlowe
i rzemieślnicze i w nich oczywiście istniały. Do kra-
jów stanowiących tę grupę należałoby zaliczyć Rosję,
ziemie litewsko-ruskie Rzeczypospolitej, a zapewne
i większość krajów bałkańskich i skandynawskich.
Gdybyśmy teraz chcieli ten ogólnie nakreślony ob-
raz poziomu rozwoju życia gospodarczego w różnych
krajach ująć liczbowo - pomijając w tej chwili wszyst-
kie trudności z tym związane - wówczas różnice
w wysokości dochodu narodowego przypadającego na
jednego mieszkańca stałyby się jeszcze większe, choć
jednocześnie chyba mniej miarodajne. Na przykład
próbne obliczenia hipotetycznego poziomu dochodu na-
rodowego przypadającego około 1580 r. na 1 mieszkań-
ca Korony (w węższym znaczeniu) i 1 mieszkańca ziem
litewsko-ruskich Rzeczypospolitej dałyby odpowiednio
kwoty około 16 zł i około 8 zł na osobę. Jest to dyspro-
porcja duża, ale w pewnym stopniu wynikająca nie
tylko z różnicy poziomu gospodarczego obu części pań-
stwa, lecz również z różnicy cen podobnych produktów
w obu regionach, cen wyższych w przypadku Korony,
niższych na Litwie.
Jak z powyższego przykładu widać, próby przelicze-
nia porównawczego poziomu gospodarczego poszczegól-
nych krajów europejskich w XVI w. we właściwych ka-
tegoriach dochodu narodowego, tj. w pieniądzu, były
mało celowe. Nie ma dotąd odpowiednich oszacowań,
poza wzmiankowanymi wyżej polskimi, a ceny, choć
podobne w swej strukturze, w przeliczeniu pieniężnym
były bardzo różne i nie zawsze zbyt miarodajne. Doty-
czy to tak krajów silnie rozwiniętych, gdzie z reguły
ceny były wyższe, jak też mniej rozwiniętych, o gospo-
darce mało utowarowionej, gdzie nieraz nie każdy pro-
dukt miał swoją określoną cenę rynkową, a i ta była
bardzo przypadkowa. Gdybyśmy zresztą chcieli poznać
różnice pomiędzy polskimi cenami na zboże, istnieją-
cymi nie w Gdańsku, lecz w głębi kraju, a cenami za-
granicznymi, uzyskalibyśmy następujące proporcje
w przybliżeniu. Będą one dla utrzymania porównywal-
ności obliczone w gramach srebra za jeden hektolitr
pszenicy, przyjmując cenę istniejącą w Niderlandach
za 100.
Relacja tych cen wskazuje nam, jak silnie byłyby
zniekształcone proporcje hipotetycznego dochodu naro-
dowego w poszczególnych krajach Europy XVI w. wy-
wołane różnicami cen. Proporcje cen w wypadku psze-
nicy mówią nam jednak o czymś więcej, a mianowicie
o relacjach kosztów utrzymania w poszczególnych kra-
69
Tabela 13 1. Polska, w znaczeniu przede wszystkim Korony,
Relacje między ceną 1 hektolitra pszenicy była krajem o nastawieniu głównie rolniczym, przy
w różnych krajach europejskich w XVI wieku czym było to zjawisko normalne w ówczesnej Europie,
a poziom rolnictwa polskiego był stosunkowo dobry
Państwo Lata w porównaniu z poziomem rolnictwa innych krajów,
1540 - 1549 1590 - 1599 możliwości zaś eksportowe nie odbijały się ujemnie na
Niderland 100 100 poziomie konsumpcji wewnętrznej.
An lis 65 100 2. Polska produkcja rzemieślnicza była średnio roz-
Franc'a 100 130 winięta, słabiej niż rolnictwo i nie wystarczała do za-
Hisz anta 135 170 spokojenia potrzeb całego kraju, z czego wynikała po-
Włoch 120 155 trzeba importowania pewnych ilości towarów rzemieśl-
Niemc 55 85 niczych, w szczególności sukna i wyrobów metalowych
Polska 30 45 z krajów, które specjalizowały się w ich eksporcie
w ówczesnej Europie.
jach oraz o sile nabywczej kruszców szlachetnych i pie- 3. Ta specy tka gospodarki polskiej, dysponującej
niędzy. Gdy koszty utrzymania wzrastały w Europie wówczas sporymi nadwyżkami rolniczymi oraz odczu-
idąc od wschodu, gdzie były najniższe, w kierunku po- wającej braki w zakresie produkcji rzemieślniczej, była
łudnia i zachodu, to wartość kruszców rosła w odwrot- w sumie korzystna ze względu na ówczesny układ cen
nym kierunku. Wartość tych ostatnich była stosunko- europejskich i kierunek przemian tego układu w XVI w.,
wo najniższa w Hiszpanii, uzyskującej masowo krusz- co z kolei powodowało zapewne napływ pieniędzy i kru-
ce, szczególnie srebro z Ameryki, a dalej we Włoszech, szców szlachetnych do kraju; związki gospodarki pol-
Francji i Niderlandach, dokąd kruszce szybko przepły- sklej z gospodarką europejską były w tej sytuacji wie-
wały za dostarczane towary. Równocześnie ten sam ' lostronne i opierały się na zasadzie podziału funkcji
kruszec czy też pieniądz kruszcowy srebrny lub złoty, w obrębie różnych części kontynentu.
rzadszy w środkowej czy wschodniej Europie - znacz- 4. Wiek XVI stanowił okres dynamicznego rozwoju
nie na wartości zyskiwał. Wreszcie różnice w cenach gospodarki w Polsce, w szczególności rolnictwa, przy
produktów żywnościowych, wykazane za pomocą cen słabszym choć również rozwijającym się rzemiośle
pszenicy, wyjaśniają kierunki handlu płodami rolniczy- i handlu i wzrost ten można obserwować co najmniej
mi w ówczesnej Europie, o czym mówiliśmy wcześniej. do lat osiemdziesiątych XVI stulecia, podobnie jak
W tym ostatnim wypadku należy dodać, że w miarę ` w wielu innych krajach Europy.
rozwoju stosunków handlowych Polski z krajami za- 5. Ogólny poziom gospodarki w obrębie Korony ustę-
chodnimi oraz w miarę wzrostu zasobności kraju, ceny pował wprawdzie poziomowi krajów wysoko rozwinię-
polskie powoli zaczęły się zbliżać do poziomu cen zachod- tych, jak Niderlandy czy Włochy, nie różnił się jednak
nioeuropejskich. zbytnio od poziomu gospodarczego pozostałych krajów
Sumując nasze rozważania na temat miejsca Polski zachodniej i środkowej Europy, a w każdym razie róż-
w gospodarce europejskiej w XVI w. można by zapro- ą niewielkie i trudno uchwytne.
panować następujące wnioski: 6. Od poziomu gospodarczego Korony, szczególnie
jej czterech głównych prowincji, odbiegał znacznie po-
ziom gospodarczy Litwy, a właściwie ziem litewsko-
-ruskich Rzeczypospolitej, zbliżając się do poziomu go-
spodarczego istniejącego w słabiej zaludnionych kra-
jach wschodniej, a częściowo południowej i północnej
Europy; z powodu tych różnic określenie jakiegoś śred-
niego poziomu gospodarki całego państwa polskiego
jest bardzo trudne, a w każdym razie wszystkie uzy-
skane w tym wypadku średnie wskaźniki rozwoju go-
spodarczego byłyby znacznie niższe niż wykazywane
uprzednio dla samej Korony.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lab52 R2 TT D Cfg
R2
SHSpec 224 6212C13 R2 12 Data Needle Behavior
Lab101 R2 TT A Cfg
T R2 4
Lab53 R2 TT B Cfg
R2
A Fated Summer (r2)
Lab91 R2 TT B Cfg
Lab101 R2 TT C Cfg
Funkcja wykladnicza i logarytmiczna R2
MP1567 r2 1
R2

więcej podobnych podstron