Perec Opoczyński Reportaże z warszawskiego getta


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Copyright © for the translation by Sto-
warzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Ży-
dów Copyright © for this edition by Sto-
warzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Ży-
dów
Tłumaczenie z języka jidysz i redakcja meryto-
ryczna: Monika Polit Redaktor prowadzÄ…cy:
Jakub Petelewicz Projekt graficzny serii:
Marianna Cielecka
Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą
Żydów ul. Nowy Świat 72, pok. 120
00-330 Warszawa
Informacje i zamówienia: stowarzysze-
nie@holocaustresearch.pl
www. holocaustresearch.pl
4/76
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela
Ringelbluma ul. TÅ‚omackie 3/5
00-090 Warszawa www.jhi.pl
ISBN: 978-83-63444-08-2
Redakcja i korekta oraz opracowanie ty-
pograficzne i skład:
Marianna Cielecka
Projekt okładki: Marianna Cielecka
Fotografie na 1. i 4. stronie okładki oraz na ss.
8, 33, 35, 72, 82, 88, 145, 146, 147, 148, 151,
152, 158, 187, 190, 196 znajdujÄ… siÄ™ w zbio-
rach Działu Dokumentacji Żydowskiego Insty-
tutu Historycznego. Opisy pochodzÄ… z kart
archiwalnych.
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o. o.
5/76
Spis treści
Wstęp
AUTOR I JEGO TEKSTY
REPORTAŻE Z WARSZAWSKIEGO
GETTA
DOM NUMER 21
Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji
książki.
Wstęp
Wbrew oczekiwaniom, wbrew potocznym
wyobrażeniom, wbrew regułom praw-
dopodobieństwa pisanych świadectw z czasów
Zagłady ocalało dużo. Ci, którzy nadludzkim
wysiłkiem podejmowali próbę pisania o katas-
trofie podczas trwania katastrofy, najczęściej
adresowali swoje zapiski  do przyszłego czytel-
nika . Chcieli, aby świat ich usłyszał. Nie
możemy pozwolić, aby ich świadectwa po-
zostały nieme  przysypane kurzem archiwów.
8/76
BIBLIOTEKA ÅšWIADECTW ZAGAADY zrodz-
iła się z przeświadczenia, iż pomimo różnych
inicjatyw edytorskich wciąż zbyt mało tekstów,
w stosunku do istniejących zasobów archiwal-
nych, zostało opublikowanych i udostęp-
nionych czytelnikom. Zbyt mało wobec
potrzeb badawczych i czytelniczych zaintere-
sowań, a także wobec obecnych niemal
w każdym ocalałym zapisie apeli, nakładają-
cych na nas wszystkich moralną powinność
lektury.
BIBLIOTEKA ÅšWIADECTW ZAGAADY skupia
się na prezentacji dzienników, zapisów pamięt-
nikarskich, relacji pozostających w kręgu form
autobiograficznych i spisywanych hic et nunc,
tzn. w gettach bÄ…dz w ukryciu poza murami,
ale jeszcze w czasie trwania wojny i okupacji.
Teksty publikowane są w ich kształcie integral-
9/76
nym, według jednolitych zasad edycji kryty-
cznej. Korzystamy przede wszystkim z za-
sobów Archiwum Żydowskiego Instytutu His-
torycznego w Warszawie oraz Archiwum Insty-
tutu Yad Vashem w Jerozolimie.
BIBLIOTEKA ÅšWIADECTW ZAGAADY jest
wydawana przez Stowarzyszenie Centrum
Badań nad Zagładą Żydów, we współpracy
z Żydowskim Instytutem Historycznym
w Warszawie.
10/76
11/76
Portret Pereca Opoczyńskiego autorstwa Herszla
Anselewicza
AUTOR I JEGO
TEKSTY
Perec Opoczyński1 urodził się 15 pazdzierni-
ka 1892 roku w podłódzkim Lutomiersku jako
syn chasyda, zwolennika cadyka z Góry Kal-
warii. Ojciec pisarza Beniomen Lejzer łączył
chasydzką pobożność z zainteresowaniem ów-
czesną świecką literaturą i kulturą. Po jego
śmierci chłopiec został wysłany przez matkę
do jesziwy w Aasku, a następnie do Kosowa na
13/76
Litwie. W tamtejszej postępowej uczelni tal-
mudycznej oficjalnie zapoznawał się z liter-
aturą haskaliczną, uczył się rosyjskiego i pol-
skiego. Ta nowoczesna edukacja sprawiła, że
w rodzinnym miasteczku okrzyknięto Pereca
Opoczyńskiego apikorsem, to znaczy odstępcą
od wiary. Zniechęcony porzucił naukę religii,
postanawiając wyuczyć się jakiegoś fachu. Bez
powodzenia terminował u kamasznika
i w sklepie z bawełną. Wszędzie zarzucano mu
brak zaangażowania, praktycznych zdolności,
a przede wszystkim przedkładanie lektury
pobożnych ksiąg i książek świeckich nad
powierzone mu obowiązki. Opoczyński raz
jeszcze podjął próbę kształcenia się w jesziwie.
Wyjechał do Frankfurtu nad Menem, ale cier-
piąc tam na brak pieniędzy, musiał wrócić do
Polski. Trafił do Kalisza, do fabryki wyrobów
14/76
tekstylnych i zamieszkał w komunie ży-
dowskiej młodzieży tak jak on wywodzącej się
z tradycyjnych rodzin chasydzkich, ale otwier-
ającej się na świecką  żydowską i nieży-
dowskÄ…  edukacjÄ™ i kulturÄ™.
W Kaliszu zetknął się też z młodymi ży-
dowskimi literatami, między innymi z Herszele
Danielewiczem2 i poetą-żołnierzem Oszerem
Szwarcmanem3. Pod wpływem tego ostatniego
zaczął tworzyć w jidysz. Wcześniej (od 12.
roku życia) podejmował literackie próby,
piszÄ…c po hebrajsku. Po wybuchu wojny
Opoczyński został powołany do armii carskiej.
Ranny na froncie, trafił na cztery lata do obozu
jenieckiego na Węgrzech. Tam wraz
z krewnym Awromem Opoczyńskim redagował
żydowską gazetkę jeniecką, pisał też
opowiadania i szkice. Po zakończeniu wojny
15/76
był prywatnym nauczycielem hebrajskiego
w Kłodawie, gdzie poznał swoją żonę Mindlę
Rrzeszewską. Po ślubie młoda para wyjechała
do Aodzi. Przez pewien czas Opoczyński
próbował utrzymać się tam z prowadzenia
maleńkiego warsztatu szewskiego, w którym
dość nieudolnie wykonywał i naprawiał
obuwie. Wreszcie dzięki przyjazni i protekcji
redaktora Jeszaji ungera, oczarowanego jego
literackim talentem, otrzymał w 1926 roku
pracę w gazecie  Lodżer Tageblat , w której
prawie co tydzień drukował swoje teksty. Wy-
dawał też cieszący się powodzeniem  Lodżer
Wochnblat . Jego poezje zamieściło awangar-
dowe pismo  Jung Jidysz .
W dość zasobnym wówczas mieszkaniu
Opoczyńskich bywali wybitni żydowscy artyści
i twórcy. Niestety, po śmierci dwojga dzieci,
16/76
które zachorowały na polio, pisarz przeżył za-
Å‚amanie psychiczne. W takim stanie w 1935
roku przeniósł się do Warszawy, gdzie zapro-
ponowano mu pracÄ™ w gazecie  Dos Wort , or-
ganie partii Poalej Syjon Prawica, której
Opoczyński był od 1927 roku żarliwym
członkiem4. Mieszkając w stolicy, swoje repor-
taże i opowiadania zamieszczał też w  Folks-
blat i  Ekspresie , podpisujÄ…c siÄ™ pseudonima-
mi Perec Opoczyner i Mojsze Mechujew. Wraz
z żoną i kilkuletnim synkiem Danielem cierpiał
w Warszawie biedę. Nie pozwalała mu ona się
wynieść z dusznego i wilgotnego mieszkania
przy Wołyńskiej 21, z ulicy żydowskiej nędzy.
Tam zastała go wojna, a potem uwięziły mury
getta, w którym stracił nawet ów skromny dzi-
ennikarski dochód. Nie przerwał jednak pracy
pisarskiej, a stało się tak najprawdopodobniej
17/76
z inicjatywy jego partyjnego i redakcyjnego
kolegi Elijahu Gutkowskiego5, redaktora Biule-
tynu Ojneg Szabes6, czyli konspiracyjnego
Archiwum getta, powołanego do życia przez
historyka Emanuela Ringelbluma.
Współpraca Opoczyńskiego z Ojneg Szabes
była tak ścisła i wydajna, że Rachela Auerbach,
ocalała członkini zespołu archiwistów, nazwała
go w swoim powojennym wspomnieniu  Na-
jpilniejszym ze wszystkich 7. Na zamówienie
Archiwum pisał reportaże i raporty. Ojneg Sz-
abes wspierał go w tym niewielkimi stypendi-
ami. Kiedy Opoczyński zachorował na tyfus,
Menachem Kon  skarbnik Archiwum  zdobył
dla niego drogie lekarstwa, a także postarał się
o dodatkowe przydziały jedzenia, by pisarz
wrócił do zdrowia8. Być może to właśnie dzięki
zaangażowaniu w prace Archiwum Opoczyński
18/76
dostał co prawda kiepsko, ale regularnie opła-
caną posadę listonosza w getcie9. Osłabiony
głodem, z torbą pocztowca na ramieniu
przemierzał getto wzdłuż i wszerz. Nagrodą za
jego mozół był zebrany w czasie tych wę-
drówek drogocenny faktograficzny materiał
wykorzystany potem, między innymi, w repor-
tażach.
Perec Opoczyński przeżył wielką lipcową
akcję deportacyjną z 1942 roku. Pracował
w szopie obw (Ostdeutsche Bautischlerei-
Werkstätte). ZginÄ…Å‚ prawdopodobnie
schwytany w obławie w styczniu 1943 roku10.
Los jego żony i synka jest nieznany. Jego teksty
wraz z innymi świadectwami pozostawionymi
lub zebranymi przez członków Ojneg Szabes
zostały ukryte11.
19/76
Przed II wojną światową Opoczyński zdołał
opublikować tylko jedną książkę, prozę na mo-
tywach chasydzkich zatytułowaną Nawenad12.
Nie zdążył już wydać przygotowanych do
druku przeżyć z okresu i wojny światowej i re-
portaży z życia warszawskich Żydów. Po II wo-
jnie staraniem i sumptem siostry
Opoczyńskiego Riny ukazał się w usa opatr-
zony obszernym wstępem jej autorstwa zbiór
opowiadań, reportaży, miniatur i poezji
Opoczyńskiego13. W Polsce pięć spośród jego
gettowych reportaży odnalezionych w zbio-
rach podziemnego Archiwum Ringelbluma
wydał w 1954 roku Bernard Mark14. Niestety,
opublikowane wówczas teksty znacznie się
różniły się od swej archiwalnej podstawy. Ich
edytor i ówczesny dyrektor Żydowskiego Insty-
tutu Historycznego Bernard Mark arbitralnie
20/76
je skracał, nie zaznaczając zmian dokonanych
w tekście, a także najwyrazniej cenzurował ich
treść, usuwając poszczególne passusy lub
łagodząc ich wymowę15. Zbiór reportaży
Opoczyńskiego wydano również po hebra-
jsku16. Niektóre z nich przetłumaczono na
język angielski17.
Ogromną i niezwykle wartościową spuściznę
Opoczyńskiego przechowuje Żydowski Instytut
Historyczny w Warszawie. Na wnikliwÄ… lek-
turę i staranną edycję czeka, między innymi,
prowadzony przez Opoczyńskiego w getcie od
maja 1942 do stycznia 1943 roku dziennik18.
Nie mniej interesujÄ…ce sÄ… raporty i sprawoz-
dania sporzÄ…dzane na zlecenie Ojneg Szabes,
a także spisane w jidysz lub po hebrajsku jego
przedwojenne i wojenne poezje, opowiadania
oraz nowele.
21/76
*
Powołując do życia Ojneg Szabes, Emanuel
Ringelblum wystrzegał się angażowania w jego
prace dziennikarzy. Pisał o celowym ich pomi-
janiu w procesie rekrutowania współpracown-
ików Archiwum. Obawiał się przede wszystkim
tego, że zawodowi dziennikarze nie ustrzegą
siÄ™ pokusy literaturyzowania definiowanego
przez niego jako naddatek fałszujący opis nad-
er dramatycznej rzeczywistości domagającej
się jak największej formalnej dyscypliny, pros-
toty i rzetelności. Ringelblum oceniał też nisko
zdolność dziennikarzy do dochowania tak
ważnej dla istnienia Archiwum i losu ludzi
z nim zwiÄ…zanych tajemnicy19.
A jednak w gronie stałych jego współpra-
cowników znalazł się zawodowy dziennikarz,
człowiek żyjący przed wojną wyłącznie z hon-
22/76
orariów prasowych20. Był to właśnie Perec
Opoczyński, znany zarówno z łamów prasy
partyjnej, jak i z popularnych dzienników21.
Ów osobliwie przychylny (w świetle
relacjonowanej powyżej opinii) stosunek twór-
cy Ojneg Szabes do Opoczyńskiegodzien-
nikarza wynikał zapewne z kilku przesłanek.
Jedną z nich mógł być fakt, że Opoczyński
wywodząc się z  ludu , dzięki własnemu
wysiłkowi i samozaparciu stał się jednym z tak
cenionych przez Ringelbluma żydowskich
inteligentów-samouków22 zwracających się
z serdecznym zatroskaniem ku światu, który
ich wydał. Inteligentem, który głównym tem-
atem swych publikacji czynił kwestie
społeczne, a zbiorowym bohaterem  żydowski
lud , czyli ubogą, mówiącą w jidysz ludność
miast i miasteczek. Dodatkowym jego atutem
23/76
były doskonałe referencje jako oddanego i ak-
tywnego działacza partyjnego23 w przedwojen-
nej Aodzi i w Warszawie.
GwarancjÄ… znakomitego wywiÄ…zania siÄ™
z powierzonego przez Ojneg Szabes zadania
był przedwojenny dorobek Opoczyńskiego, dla
którego żydowska spauperyzowana Warszawa
nie była egzotyczną terra incognita, ale
doskonale rozpoznanÄ…, bo zamieszkiwanÄ…
przestrzenią. Od 1935 roku zajmował przecież
obskurne i wilgotne dwupokojowe mieszkanie
w dzielnicy żydowskiej biedoty na warsza-
wskim Muranowie przy nędzarskiej ulicy
Wołyńskiej, w kamienicy oznaczonej numerem
21. O tym, jak wpłynęło to na ducha pisarza,
wspominała jego siostra Rina:  Bardzo cierpiał
z powodu swego wielkiego ubóstwa w domu
przy ulicy numer 21, a także z powodu całej
24/76
biedy otoczenia. Napisał wtedy, że ilekroć
wraca z redakcji i widzi obdarte, głodne dzieci
z warszawskiego podwórka, jest po prostu
chory 24. Postaci z przedwojennych reportaży,
takich jak Szmates ( Szmaty ), Af di treplech
( Na schodkach ) czy Gandis, zaludniły też get-
towe teksty Opoczyńskiego. Tak dobrze mu
znane dzieci z biednych podwórek, szmaciarze
z targowiska starzyzną  Wołówki, czy też
drobni rzemieślnicy z kamienic przy
Wołyńskiej, Stawki, Niskiej, Lubeckiego czy
Ostrowskiej nie zmienili swoich adresów. Wo-
jna i getto zastały ich w tych samych kamieni-
cach, tam, gdzie, jak pisał Opoczyński,  Świat
jest [& ] mały, ludzie niczym się nie wyróż-
niający , gdzie każda ulica  jest jak sztetl 25.
To na jednym z owych istniejących od pokoleń
podwórzy żydowskiej Warszawy szczególnie
25/76
skupił swoją uwagę Opoczyński. W trzech
odsłonach opowiedział historię mikrosztetla
Wołyńska. Czasowe granice jego opowieści
wytyczyły z jednej strony  ujęte w retrospek-
tywie  bombardowania Warszawy w 1939,
z drugiej zaś wydarzenia z końca 1942 roku.
Reportaż zatytułowany  Dom numer 21
wprowadza czytelnika in medias res, w sam
środek gorączkowej ludzkiej krzątaniny to-
warzyszącej próbie odbudowywania normal-
ności w częściowo zbombardowanej kamieni-
cy, w warunkach zaczynającej się właśnie
niemieckiej okupacji. Wzmożona aktywność,
mobilizacja przemyślności i przebiegłości loka-
torów domu przy Wołyńskiej 21 są tłem, na
którym wyraznie zarysowuje się kilka, obec-
nych również w innych reportażach, sylwetek.
O każdej z nich można by powiedzieć, że
26/76
doskonale wciela siÄ™ w typ postaci znanej
z klasyki literatury jidysz. Krawcowa Perele 
bezczelna i swarliwa  to nie tylko krewna
szolemalejchemowskich złośnic i plotkarek, ale
i realizacja kulturowego stereotypu żydowskiej
Ksantypy, wiecznie niekontentej, nigdy nie
milknÄ…cej, nieprzejednanej Jente.
Natomiast jej mąż, krawiec wojskowy, wraz
z przybyszem z prowincji, zwanym Żelechow-
erem, którzy wybierają się na  tamtą stronę ,
czyli na okupowane przez ZwiÄ…zek Radziecki
wschodnie tereny Rzeczypospolitej, przypom-
inają chociażby niefortunnych bohaterów Po-
dróży Beniamina Trzeciego Mendele Mojchera
Sforima oraz, może nawet wyraziściej, zdeter-
minowanych, ale bardzo nieporadnych
uciekinierów z Motl Pejsi dem chazns ( Motl Pe-
jsi, syn kantora ) Szolema Alejchema, próbu-
27/76
jących pokonać granicę rosyjsko-austriacką, by
wyrwać się ze sztetlowego skrajnego ubóstwa
i dotrzeć do wymarzonej, rzekomo mlekiem
i miodem płynącej  goldene medin (złotej
krainy), jak zwano w jidysz AmerykÄ™. Krawiec
i Żelechower z reportażu Opoczyńskiego oraz
tysiące warszawskich i innych Żydów
uwierzyli na poczÄ…tku niemieckiej okupacji
w Polsce, że nowym żydowskim Eldorado są
Sowiety. Dramatyczne, grożące utratą życia
doświadczenia zarówno na granicy, jak i po jej
przekroczeniu rozwiały ich nadzieję na dostat-
nie i bezpieczne życie w  komunistycznym ra-
ju . Ów zawód zbiegł się w czasie z wydarze-
niem, które zadało potężny cios mozolnie
odbudowywanej domowej normalności. Na
podwórze przy Wołyńskiej 21, tak jak i na inne
podwórza żydowskich ulic, wkroczyły oddziały
28/76
sanitarne przeprowadzajÄ…ce na zlecenie
niemieckich władz parówkę, czyli akcję dezyn-
fekcyjnÄ… majÄ…cÄ… zapobiec epidemii tyfusu.
DezynfekcjÄ™ obszernie i w najdrasty-
czniejszych szczegółach przedstawił Opoczyńs-
ki w reportażu  Księga parówki 26. Jego tekst
jest porażającą ilustracją opinii wyrażonej
przez Ludwika Hirszfelda w Historii jednego ży-
cia. Słynny lekarz zapisał w niej, że  Niemieck-
ie zarządzenia przeciwepidemiczne były gorsze
od samej epidemii 27. Wierna detalowi narrac-
ja i sugestywny język reportażu unaoczniają
czytelnikowi cierpienie lokatorów pędzonych
na mrozie do łazni, świadomych, że oto na
podwórzu płonie właśnie cały ich dobytek za-
kwalifikowany przez bezwzględnych dezynfek-
torów jako grozne siedlisko tyfusu.
29/76
Opoczyński, pisząc swój reportaż, nie miał
wątpliwości, że parówka to nowoczesna, bo
mechaniczna, forma starego jak świat nękania,
prześladowania, a nawet wytracania Żydów28.
Jak większość kronikarzy Zagłady, zaświadcza-
jąc współczesną gehennę swego narodu, szukał
dla niej analogii w długiej historii utrwalonego
na piśmie żydowskiego cierpienia. Archetyp
akcji dezynfekcyjnych odnalazł przede wszys-
tkim w żydowskiej literaturze pogromowej29.
Pod jego piórem w nowej scenerii ożyły więc
stare pogromowe toposy. Tak jak niegdyÅ›
w sztetlu, tak teraz przy Wołyńskiej 21
w Warszawie leżała zdeptana, zabłocona poś-
ciel wywleczona z domów, a żydowskie kobi-
ety zakrywały chustkami głowy na znak po-
hańbienia, tym razem fryzjerską golarką.
W jego opowieści nie zabrakło też podsta-
30/76
wowego dla żydowskiego piśmiennictwa
odniesienia do Pisma  pierwsza część tytułu
reportażu  Księga parówki (w oryginale Megi-
las parówke) oraz rozproszone w tekście cytaty
wiążą go silnie z dramatyczną opowieścią
o próbie wytępienia Żydów przez okrutnego
wezyra Hamana zawartÄ… w biblijnej Megilas
Ester (Księdze Estery)30. Współczesna tragedia
narodu widziana oczami reportażysty przeras-
tała jednak poprzednie, opisane i utrwalone
w żydowskiej tradycji. Porażał stopień uwikła-
nia w nią i współuczestnictwa w niej samych
Żydów szukających uznania w oczach
prześladowców, po to by utrzymać się na
powierzchni egzystencji. Opoczyński nie zna-
jdował słów potępienia chociażby dla ży-
dowskiej policji  okrutnych i przekupnych
siepaczy. Z podobną surowością oceniał też in-
31/76
nych żydowskich uczestników dezynfek-
cyjnego procederu: lekarzy i ich pomocników,
którzy wykorzystując pełnione przez siebie
funkcje, miast pomóc nękanym, wyłudzali od
nich pieniądze. Niezwykle krytyczny był też
wobec członków komitetu domowego wyko-
rzystujÄ…cych swojÄ… uprzywilejowanÄ… pozycjÄ™,
a także kosztem ogółu zdobyte pieniądze, do
tego, by łapówką uwolnić się od dezynfekcji.
Ostatnia, trzecia część reportażowej trylogii,
której miejscem akcji uczynił Opoczyński
mikrosztetl  podwórze przy Wołyńskiej 21 
przedstawia dzieje owego niesławnego komite-
tu. Nie ma w nich budujÄ…cych, a znanych skÄ…d-
inąd31, przykładów sprawnego funkcjonowania
tej obywatelskiej instytucji. Komitet na
Wołyńskiej był jej zaprzeczeniem. Niczym
dawny oligarchiczny i skorumpowany sztet-
32/76
lowy kahał, stanowił raczej intratne przed-
sięwzięcie garstki zamożniejszych lokatorów
nizli owoc demokratycznego i solidarnoÅ›-
ciowego myślenia. Jego niedbale organi-
zowane i nieudolnie prowadzone akcje zawsze
kończyły się niepowodzeniem. Wszelkie próby
reformowania go lub wzniecania buntu ostate-
cznie ponosiły klęskę, ponieważ najbardziej
niezadowoleni, najgłośniejsi podwórzowi
opozycjoniści, którym w końcu udało się
dostać do komitetu, posmakowawszy władzy
i przywilejów z nią związanych, cichli nagle
i nie próbowali już forsować zmian. Interesu-
jące, że w tym samym 1942 roku, w którym
powstał reportaż o komitecie domowym
z Wołyńskiej, Opoczyński spisał dzieje podob-
nej instytucji działającej przy Muranowskiej.
W czasie lektury trudno się oprzeć wrażeniu,
33/76
że Muranowska 6 leży na świetlistych antypo-
dach mrocznej Wołyńskiej 21, że to zupełnie
inny sztetl, ponieważ dom przy Muranowskiej
zamieszkiwali w większości Żydzi zamożni
i syci, zawsze jednak gotowi nieść pomoc
uboższym sąsiadom. Kierowani humanitarnym
odruchem i nakazem religijnym, wspierali ich
bez względu na czas i okoliczności. Wojna je-
dynie wzmogła ich hojność. Z najofi-
arniejszych i najaktywniejszych wyłonił się
powszechnie szanowany zarzÄ…d komitetu do-
mowego, który nie trwonił wspólnotowych
pieniędzy, pilnie dbał o interesy domu i o do-
bro wszystkich jego mieszkańców. Jednak mi-
mo nagromadzonych pozytywów Opoczyński
nadał swemu tekstowi tytuł  Tragedia komite-
tu . Nieszczęściem zarządzających wspólnotą
przy Muranowskiej nazywał paraliżujące ich
34/76
bezmierne zaufanie lokatorów, którzy uparcie
nie dopuszczajÄ…c do zmian w Å‚onie komitetu,
mieli go czynić mniej rzutkim i walecznym
w codziennym zmaganiu z okropnościami wo-
jny. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że au-
tor (sam entuzjasta idei komitetów domowych
i aktywny jej propagator32) bronił się w ten
sposób przed sformułowaniem wprost śmiel-
szej, prawdziwszej i bardziej pesymistycznej
tezy: oto żaden ani uczciwy, ani przekupny
komitet domowy nie był w stanie zapobiec
postępującemu wyniszczeniu Żydów Warsza-
wy. Nawet najszlachetniejsze intencje do-
mowych działaczy nie mogły ochronić loka-
torów przed chorobami, głodem, morderczymi
parówkami i wywózkami do obozów pracy.
Kapitulacja wspólnotowej inicjatywy wobec
potęgi zbrodniczej polityki okupanta nie oz-
35/76
naczała rezygnacji Żydów z walki o przetr-
wanie, szczególnie dramatycznej po utworze-
niu getta. Jednym ze sposobów na przeżycie
w zamkniętej dzielnicy, w odcięciu od przed-
wojennych zródeł zarobkowania oraz bez
dostępu do większości produktów żywnoś-
ciowych, stał się przerzut towarów przez mury
getta  szmugiel. Perec Opoczyński poświęcił
mu i ludziom zeń związanym wiele uwagi.
Z niezwykłą wprost drobiazgowością opisał je-
den dzień z życia warszawskich szmuglerów
na granicznej uliczce getta Kozlej. Pozostanie
rzeczą nierozstrzygniętą, skąd się wzięła jego
znajomość szczegółów utajonych i bardzo
niebezpiecznych szmuglerskich akcji. Więk-
szość sportretowanych przez niego w repor-
tażu przedstawicieli poszczególnych szmugler-
skich kast również przed wojną należała do
36/76
półświatka33, prowadziła czarne interesy
i ryzykowała życiem dla zdobycia pieniędzy.
Toteż na Kozlą w getcie altruizm
i społecznikowskie idee nie miały wstępu.
Zapewne dlatego Opoczyński nie skrywał swej
niechęci żywionej do bohaterów  wszystkie
uwiecznione przez niego postaci wydajÄ… siÄ™
jednakowo odpychające. Jednak w końcowych
zdaniach reportażu Opoczyński zaskakująco
zmienił ton swojej opowieści. Surowa moralna
ocena szmuglerów najpierw ustąpiła miejsca
rzeczowej konstatacji, że bez Kozlej i za-
łatwianych na niej czarnych interesów Żydzi
Warszawy pomarliby z głodu, a następnie
przeszła nawet w patetyczne wezwanie do
uwiecznienia szmuglerskiej nieustraszoności34.
Podobnej wolty w ocenie i moralnej kwali-
fikacji zjawiska dokonał Opoczyński w repor-
37/76
tażu  Goje w getcie . Już sam fakt użycia w ty-
tule nacechowanego negatywnie, a nawet pog-
ardliwego w swej wymowie słowa  goje
sugeruje krytyczny stosunek autora do opisy-
wanych postaci. Zaludniający jego reportaż Po-
lacy handlujący z Żydami podobni są sępom
lub hienom krążącym wokół wycieńczonych
wędrowców. Zachłanni, nienasyceni i pozbaw-
ieni skrupułów, żerują na tragedii Żydów
wtłoczonych w ciasne granice getta i pozbaw-
ionych środków do życia. Na potęgę skupują
i szmuglujÄ… na aryjskÄ… stronÄ™ wyprzedawane
w getcie za równowartość kawałka chleba
ubrania, pościel i kosztowności. I choć
wydawałoby się, że owej polskiej bezdusznej
pazerności nic nie zdoła ocalić przed ostate-
cznym potępieniem, to Opoczyński, tak zresztą
jak i Emanuel Ringelblum, znajdujÄ… dla niej
38/76
usprawiedliwienie. Wedle obu kronikarzy
Zagłady, trzezwo przecież oceniających sytu-
acjÄ™, te z gruntu egoistyczne, nastawione na
uzyskanie finansowej korzyści działania pols-
kich szmuglerów zyskiwały w rezultacie nieza-
mierzony ponadindywidualny wymiar, wymiar
niesienia pomocy głodującemu gettu oraz mi-
mowolnie stawały się znakiem polsko-ży-
dowskiej solidarności w opieraniu się zbrod-
niczej polityce okupanta35.
Na Kozlą i na inne ulice getta skierowała
Opoczyńskiego nie tylko reporterska cieka-
wość. Przede wszystkim zawiodły go tam
obowiÄ…zki pracownika gettowej poczty.
SchodzÄ…c do suteren albo pnÄ…c siÄ™ po chybotli-
wych schodach na najwyższe piętra, dostarczał
korespondencję najuboższym, tym, którzy nie
byli w stanie wyłożyć nawet 20 lub 30 groszy
39/76
obowiązkowej opłaty za dostarczenie listu. Na
bogatsze, zatem czystsze i wciąż dość syte ulice
getta zachodził rzadko, nie należał bowiem do
pocztowej elity, czyli do środowiska polsko-
języcznych zasymilowanych Żydów, którzy
podporzÄ…dkowawszy sobie organizacjÄ™ poczty
w getcie, przydzielali do obsługi
zamożniejszych rejonów wyłącznie ludzi
z własnego kręgu. Ów podział na uprzywile-
jowanych asymilantów i upośledzoną resztę
reprezentowaną przez jidyszowojęzyczne masy
nie był specyficzny dla funkcjonowania poczty.
Istniał przed wojną, a w getcie stał się bardzo
wyrazny w każdej niemal instytucji. Opoczyńs-
ki zarzucał  szmendrikom 36 egoizm,
bezwzględność, skorumpowanie i złą wolę.
Twierdził, że zdominowali wszystkie ży-
dowskie instytucje, w tym te, które szczególnie
40/76
w najmłodszych miały krzewić miłość do kul-
tury żydowskiej, i w ten sposób sabotowali
wysiłki czynione na rzecz przetrwania naro-
du37. Tę być może nie zawsze sprawiedliwą
ocenę roli asymilantów w getcie warszawskim
tłumaczyć można silnym ideowym zaan-
gażowaniem Opoczyńskiego łączącego
syjonizm z silną fascynacją  żydowskimi masa-
mi 38. W  Żydowskim listonoszu , reportażu
nagrodzonym w rozpisanym pod koniec 1941
roku konkursie literackim Ojneg Szabes,
Opoczyński splótł dramatyczne dzieje insty-
tucji  gettowej poczty  z przejmujÄ…cÄ… historiÄ…
ludzkiej nadziei, która nigdy nie chcąc zgas-
nąć, we wszystkim upatruje dobrego znaku.
Dla większości mieszkańców zamkniętej dziel-
nicy pomyślną wróżbą na przyszłość było ut-
worzenie na poczÄ…tku 1941 roku gettowej
41/76
poczty. W radosnej przesadzie skłonni byli
widzieć w tym zdarzeniu nawet namiastkę ży-
dowskiej autonomii. Z entuzjazmem
pomieszanym z niedowierzaniem przyjmowali
żydowskiego listonosza, który przynosił im up-
ragnione listy lub bardziej jeszcze od listów
wyczekiwane paczki żywnościowe słane z in-
nych miast i państw. Niestety, tryby pocztowej
machiny szybko się zatarły. Zła organizacja
pracy i panoszące się złodziejstwo sprawiły, że
poczta przestała sprawnie funkcjonować. Listy
nie dochodziły na czas, z paczek ginęły pro-
dukty. Rozwścieczeni klienci ciskali gromy na
zazwyczaj niewinne głowy wcześniej tak
serdecznie podejmowanych listonoszy. Gniew
i rozżalenie na żydowską pocztę rosły wraz
z postępującym zbiednieniem i wygłodzeniem
getta. Z biegiem wojennych miesięcy każdy list
42/76
z przemyconym między arkusikami ban-
knotem, a przede wszystkim każda paczka ży-
wnościowa były już nie na wagę złota, ale na
wagę życia. List anonsujący nadejście paczki
stał się heroldem i symbolem nadziei na przetr-
wanie. W szczególnym napięciu gettowe ulice
oczekiwały listonosza niosącego wieści
z terenów okupowanych przez Sowiety, na
które zbiegło wielu warszawskich Żydów. To
od nadsyłanych przez nich produktów zależał
los setek, jeśli nie tysięcy mieszkańców getta.
Kres tej pomocy położył wybuch wojny
sowiecko-niemieckiej. Opoczyński, czuły na
najsubtelniejsze nawet zmiany zachodzÄ…ce
w nastrojach getta, spostrzegł wówczas i odno-
tował, że wraz z tym ciosem nieustępliwa
dotąd i na przekór wszystkiemu tląca się
w warszawskich Żydach (również i w nim)
43/76
nadzieja na przetrwanie zaczęła wygasać. Nie
miał złudzeń, że sytuacja mieszkańców
zamkniętej dzielnicy z dnia na dzień stawała
się coraz bardziej dramatyczna, że od tej sys-
tematycznie niszczonej społeczności niewiele
już zależało. Nie potrafił jednak wybaczyć jej
tego, że z obojętnością patrzyła na los tysięcy
porzuconych, osieroconych, głodnych i żebrzą-
cych dzieci getta. Być może naiwnie, ale szcz-
erze wierzył, że zarówno warszawscy, jak
i w ogóle polscy Żydzi przy odrobinie
samodyscypliny, dobrej woli i chęci zorgani-
zowania siÄ™ mogli w porÄ™ zapobiec pladze
głodowej śmierci wśród najmłodszych.
W gniewnym i jednocześnie rozpaczliwym
w tonie reportażu  Dzieci na bruku
napisanym w listopadzie 1941 roku zarzucił
żydowskiej wspólnocie, że ani nie pojęła lekcji
44/76
tysięcy lat żydowskiej historii, ani też nie
wczytała się uważnie w słowa XIX-wiecznych
autorytetów kultury jidysz39 upominających
się o ochronę żydowskiego dziecka, którego
fizyczny i psychiczny dobrobyt stanowił
warunek i gwarancjÄ™ przetrwania narodu.
*
PochylajÄ…c siÄ™ nad gettowymi tekstami Pere-
ca Opoczyńskiego, warto się zastanowić nad
ich gatunkowÄ… kwalifikacjÄ…. Bez wÄ…tpienia sÄ…
to reportaże, bowiem ich  przedmiotem są fak-
ty fizyczne, które zdarzyły się, urzeczywistniły,
sÄ… nieodwracalne, niepowtarzalne
i sprawdzalne [& ], majÄ… metrykÄ™ autenty-
czności i najwyżej w makroskali podlegają pra-
wom probabilistyki 40. Nie sposób jednak nie
dostrzec w nich jeszcze jednego elementu, mi-
anowicie literackiej kreacji. Znakomity badacz
45/76
literatury Zagłady David Roskies pisze o repor-
tażach Opoczyńskiego jako o gatunkowej hy-
brydzie, w której to, co osobiste, miesza się
z obiektywnie sprawozdawanym, a to, co fak-
tyczne, z fikcjonalnym; w której zaciera się
granica między dziennikarstwem a pisarst-
wem. Dlatego właśnie klasyfikuje je jako doc-
umentary fiction41  dokumentalnÄ… fikcjÄ™. Jej
autor jawi się czytelnikowi jednocześnie jako
obecny tam i wtedy świadek konkretnych
zdarzeń oraz jako wszechwiedzący, oceniający
i generalizujÄ…cy narrator. Z jednej strony
odbiorca ufa podawanym przez Opoczyńskiego
szczegółom faktograficznym: datom, liczbom,
nazwiskom, z drugiej zaś pozwala się uwodzić
beletrystycznej frazie. Wspominany już David
Roskies zauważa w swoim studium42, że ów
typ mieszanej subiektywno-obiektywnej nar-
46/76
racji jest niezwykle charakterystyczny dla lit-
eratury żydowskiej. Używał jej w swoich na
poły dokumentalnych satyrach i scenkach po-
dróżnych ojciec literatury jidysz Salomon Rabi-
nowicz piszÄ…cy w XIX wieku pod pseudonimem
Szolem Alejchem. Bardzo udanie zastosował ją
też w swoich Bilder fun a prowincrajze in tomas-
zower powiat Icchak Lejbusz Perec. Wydaje siÄ™,
że właśnie ten zbiór fabularyzowanych repor-
taży mógł być jedną z ważniejszych
wskazówek dla Pereca Opoczyńskiego43.
Z klasyki literatury jidysz czerpał Opoczyński
nie tylko wzorzec narracji, ale i modele świata
swych reportażowych opowieści. Nie bez koz-
ery historia żydowskiej kamienicy
w okupowanej Warszawie, a potem w getcie
utrzymana jest w konwencji opowiadania
o sztetlu. Niezrównany w swej badawczej do-
47/76
ciekliwości David Roskies odkrył również, że
Opoczyński niejednokrotnie stylizował język
swych utworów na potoczystą, kolokwialną
i jowialną szolemalejchemowską frazę44.
Dziewiętnastowieczna literatura jidysz, która
wywarła tak silny wpływ na pisarstwo
Opoczyńskiego, nie była jedynym zródłem jego
inspiracji. Dużą rolę w kształtowaniu
społecznej, a co za tym idzie językowej wrażli-
wości Opoczyńskiego odegrał też dorobek ży-
dowskich (jidyszowych) pisarzy międzywojnia,
twórców żydowskiego realizmu społecznego.
Przedstawiciele tego nurtu, wśród których
wymienić można chociażby Icyka Meira Weis-
senberga, autora Miasteczka, już nie sielskiego,
ale wstrzÄ…sanego rewolucyjnymi drgawkami
190545 roku, lub Ozera Warszawskiego, opisu-
jącego dzieje szmuglerów w okupowanej przez
48/76
Niemców w latach 1915-1918 Warszawie46,
dążyli do jak najwierniejszego sportretowania
złożonej polsko-żydowskiej rzeczywistości,
nakreślenia specyfiki poszczególnych warstw
i grup społecznych oraz biegnących między ni-
mi ideologicznych i klasowych podziałów. Au-
tentyczności opisu sprzyjała stosowana przez
realistów zasada indywidualizacji i specy-
fikacji języka poszczególnych bohaterów. Pil-
nie przestrzegał jej też Perec Opoczyński. Jego
teksty rezonują żywym dialektalnym, id-
iomatycznym jidysz, szmuglerskim żargonem,
tajnymi kodami półświatka, słownictwem,
którego częstokroć nie notują żadne słowniki.
Wszystko to sprawia, że Reportaże jawią się
nie tylko jako unikatowy zapis żydowskiego
doświadczenia, ale i jako bezcenne świadectwo
lingwistyczne47.
49/76
*
Wszystkie teksty umieszczone w niniejszym
tomie pochodzą ze zbiorów Żydowskiego Insty-
tutu Historycznego, z zespołu Archiwum Rin-
gelbluma (arg). Każdy z opublikowanych tu re-
portaży opatrzony jest, widniejącą w górnym
lewym rogu tytułowej stronicy, archiwalną
sygnaturą. W przypadku siedmiu reportaży
przekładu dokonano na podstawie sporząd-
zonych po wojnie maszynopisów. Wyjątek
stanowi tekst zatytułowany  Szmugiel w get-
cie , którego rękopis ocalał.
Tytuł zbioru zapożyczono (w tłumaczeniu)
od Bera Marka, który w 1954 wydał w jidysz
pięć reportaży Pereca Opoczyńskiego.
Poszczególne teksty ułożono w porządku
tematyczno-chronologicznym.
50/76
W edycji opuszczono poszczególne słowa lub
(wyjątkowo) większe fragmenty zdań, które
były zupełnie nieczytelne lub wytarte. Te luki
w tekście zaznaczono znakiem opuszczenia
[& ], a wszelkie uzupełnienia redakcyjne
wpisano w nawias kwadratowy, np. [warsza-
wscy].
W tekście zastosowano uproszczoną, zgodną
z fonetyką języka polskiego, transkrypcję słów
pochodzących z języków hebrajskiego i jidysz.
*
Tłumaczka i edytorka gorąco dziękuje za
cenne sugestie i pomoc w opracowaniu tomu:
Magdalenie Bendowskiej, Natiemu Cohenowi,
Barbarze Engelking, Janowi Jagielskiemu, Ar-
turowi Kuciowi, Jackowi Leociakowi, Awro-
mowi Nowerszternowi, Szymonowi Rudnick-
iemu i Maciejowi Wójcickiemu.
51/76
Monika Polit
REPORTAŻE Z
WARSZAWSKIEGO
GETTA
DOM NUMER 21
Na podwórze wjeżdża chłop z wózkiem ka-
pusty, chleba i kartofli. Za kartofle zapłacił
wcześniej jeden z lokatorów, którzy wyczeki-
wał chłopa na drodze Wolskiej. Ile mu za nie
wtedy dał, nie wiadomo, ale ledwo pięć minut
pózniej żądał za te kartofle tyle, że oko
bielało& Sąsiedzi kupują więc chleb  kapustę
i chleb. Panuje ogólny zamęt, ludzie się cisną,
pchają, szarpią. Płacą chłopu, ile sobie tylko
zażyczy. Po złotówce za kilogram gliniastego
czarnego chleba i tyleż za kilogram kapusty.
Jednak w tym handlowym ferworze oszukujÄ…
54/76
go. Za jego plecami biorÄ… sobie bocheneczek
chleba albo i główkę kapusty i niosą do domu,
nie płacąc ani grosza. Kiedy chłop orientuje się
wreszcie, że go okradają, bierze orczyk z wozu
i w straszliwym gniewie zamierza się na głowy
cisnącej się dookoła klienteli. Dopiero wtedy
tłum się cofa. Kto sobie wziął, to sobie wziął
i tyle, cicho sza. Chłop stoi ze swoim wozem,
a oczy ma jak dwa sztylety. Jego żona przek-
lina i pomstuje na Żydów, i krzyczy, że wszys-
tko, co ich spotyka, to jeszcze mało.
Żelechower48 złapał na lewo kilka główek
kapusty i zaciera ręce z uciechy: nie zginie ci
on nawet w takich opałach& teraz ma dobrą
passę  jego dom się buduje, ściany są już ob-
murowane, ale dach jeszcze nie pokryty. Pada-
ją teraz jesienne deszcze i woda płynie przez
zniszczone stropy na głowy lokatorów
55/76
z niższych pięter; dosięgła już parteru i u hand-
larza jajami stoi na podłodze.
Właścicielka domu wstaje teraz o piątej rano
i sama czyści posesję; jej mąż śpi sobie w na-
jlepsze, ale ona nie może spocząć. Po tym,
jak stróż odmówił wykonywania swoich obow-
iązków, naszła ją dziwna chętka samodzielnej
pracy, harówki. Praca ją cieszy.
Przypominają się jej młode lata, kiedy
w znoju i w pocie czoła własnymi rękami dora-
biała się tego domu.
Ale napawać się tą radością jej nie dają. Co
rusz z zalanych mieszkań wbiega inny lokator
i uświadamia jej, że własnymi rękami niszczy
swój dobytek, że przecież cały dom będzie zru-
jnowany, jeśli czym prędzej nie dopilnuje, żeby
odbudowano piętro.
56/76
Właścicielka wysłuchuje pretensji i podnosi
siÄ™ z miejsca. Tylko nie to, tylko nie to! Jej
dom pójdzie w ruinę, jej krew i pot?! Przyrze-
ka szybko zakończyć prace budowlane, niech
tylko przyjdą murarze, już ona będzie
naciskać, no, i przy okazji  myśli sobie po ci-
chu  zacznie domagać się komornego, mało
to kosztuje odbudowanie piętra? Wie, że Żele-
chower z szewcem i Perele wywlekli ze swoich
zniszczonych mieszkań całe belki z dachu
i ścian, wszystko, i poukładali je pod łóżkami
w  schronie , żeby zimą mieć czym palić. Ale
nie mówi im o tym wcale, wie, że gdzie diabeł
nie może, tam babę pośle& Z Perele nie
zadrze& ale nie szkodzi, komorne to już oni
zapłacą& Wyciera sobie usta i pracuje dalej,
czyści, zamiata, znosi na podwórko porozrzu-
57/76
cane cegły i sprząta swoje wielkie mieszkanie,
cały dom.
Chłopi zjeżdżają ze wszystkich stron
z wózkami zieleniny, kartofli, kapusty, drew-
na, a nawet węgla, bo Żydzi nie dostają opału
na kolei. Przypuszczalnie nie są to żadni
chłopi, ale mieszkańcy podmiejskich okolic,
którzy chcą zarobić na życie, handlując z Ży-
dami. Jak dostają pozwolenia na wjazd wózka-
mi do miasta, trudno orzec, ale prawdopodob-
nie lokalna władza jest bardziej skłonna do
ustępstw w tym względzie. Niemiecki komen-
dant z takiej małej miejscowości też chce żyć.
Cała Miła jest zapełniona chłopskimi wózka-
mi. Zabłądziły też na Lubeckiego, Wołyńską, są
w całej dzielnicy, szczególnie te z węglem.
58/76
Ul. Wołyńska (widok w kierunku wschodnim)
Przed sklepami Wedla na Marszałkowskiej,
a także na Bielańskiej stoją długie kolejki, sto-
ją, niby tak sobie, bo każdy ma się na bacznoś-
ci. Przystaje przechodzień i pyta, za czym ta
kolejka, odpowiada się mu, że samemu się nie
wie, ot, tak się stoi. Ale przecież wiadomo,
że za dwa złote dostaje się u Wedla tabliczkę
59/76
przedwojennej czekolady z torebką cukierków.
Kupować  nie kupuje się tego dla siebie, ale
na handel, bo jest sporo Żydów, co mogą sobie
pozwolić na zjedzenie tabliczki dobrej czeko-
lady, chociaż jest i dużo, o wiele więcej Ży-
dów, którzy zaczynają padać z głodu na uli-
cach. Niechże więc będzie czekolada  aby
tylko żyć!
W sklepach dzielnicy chrześcijańskiej, jak na
przykład gdzieś het w dół na Marszałkowskiej,
można kupić mleko i cukierki. Kuśnierka
z córką rękawiczarki i z szewcową dowiedziały
się o tym i wystają tam w kolejce całe dnie, aż
przyniosÄ… do domu kilka tabliczek czekolady
i trochę taniego mleka. Mleko, które przywożą
teraz chłopi z wiosek, tak jak masło, ser i śmi-
etana, sÄ… drogie.
60/76
Nagle pokazują się w mieście mężczyzni
z żółtymi gwiazdami Dawida na rękawach49
i kobiety w chustkach na głowie, z naszytymi
na ubraniach żółtymi łatami. Nadjeżdżają
wielkie platformy z mężczyznami, kobietami
i z dziećmi o noskach zsiniałych od jesiennego
chłodu i wilgoci. Hę? Co to jest, kim oni są?
Na ulicach, którymi przejeżdżają, krzyczą do
nich:  Skąd jesteście?  A Żydzi odpowiadają,
rozdrażnieni niekończącymi się pytaniami: 
Z Raciąża, z Sierpca.
Do domu numer 21 przybyło czterdziestu
sierpeckich Żydów i ulokowało się od frontu,
w pustym sklepie. Właścicielka nie mówi im
złego słowa, przeciwnie, rozmawia z komen-
dantem50, że trzeba im jakoś pomóc. Jest
czwartek po południu i zrodził się plan, żeby
zapewnić im czulent51 na szabas. Komendant
61/76
chwali się potem, że ten czulent kosztował całe
sto złotych. Po szabasie biega po sąsiadach,
którzy chcą wziąć sublokatorów, i lokuje tych
czterdziestu sierpczan w domu. Właścicielka
konotuje to sobie: Aha, skoro od sierpczan
bierze się już pieniądze za te wydzielone im ką-
ciki w kuchniach przy zlewach, to czy i jej nie
wolno by dopominać się komornego?&
Cztery tysiące Żydów z Sierpca i tyle samo
z Raciąża jest już zakwaterowanych w mieście,
ale słyszy się, że dalej wysiedla się z innych
miejscowości. Żydzi [warszawscy] nagle przes-
tają robić zapasy  Kac złożył wóz węgla w pi-
wnicy i o drugi nie chce się już starać; rzeznik
i właścicielka przestali skupować kartofle i ka-
pustÄ™ na zimÄ™, kiszkarz nie kupuje soli, a szewc
skóry. Dlaczego? A bo to wiadomo, co z nami
będzie?
62/76
Już od samego rana na podwórzu stoi chłop
z wozem kartofli. Zamiast osiemdziesięciu zło-
tych za korzec, jak sprzedawał wczoraj, żąda
dziś tylko siedemdziesięciu. W południe nie
chce już więcej niż pięćdziesiąt, ale stoi aż do
wieczora, prosi, żeby u niego kupić. Niech już
będzie czterdzieści pięć złotych za korzec  ale
nikt nie kupuje. Chłop nocuje na podwórku,
rano odjeżdża, przeklinając Żydów, w których
nagle chyba jakiś zły duch wstąpił, nie chcą
żreć czy co?&
63/76
Sprzedawca śledzi w żydowskiej dzielnicy. Ul.
Wołyńska numery 6 i 8
Zamęt trwa dzień, dwa i nagle zaczyna się
konspirowanie, jeden drugiemu szepcze
w ucho: idzie Ruski& jest już niedaleko Pra-
gi& już otwarto granice. Żydzi przechodzą
swobodnie na  tamtÄ… stronÄ™ 52.
64/76
Sąsiadom zaczyna się robić na podwórku
jakoś ciasno. Nie tylko rzeznik, Żelechower
i rozgorÄ…czkowany komendant, ale i pozostali
przenoszą się z podwórza na ulicę. Gromadnie
wystaje siÄ™ przed bramÄ… i przekazuje siÄ™
nowiny, i nie tylko przed naszÄ… bramÄ…  przed
wszystkimi bramami na ulicy jest tak samo,
wszędzie podwórka zrobiły się za małe. Na
ulicy szybciej się można dowiedzieć czegoś
nowego, można zagadnąć przechodnia: No, co
tam? NaprawdÄ™ idzie?
 Pytanie! Zobaczycie, jutro będzie
w Warszawie.
Żelechower czeka tylko na mieszkanie,
a potem już będzie wiedział, co robić. O,
w ciemiÄ™ bity to on nie jest& mruga sprytnym
skośnym oczkiem, nisko osadzone potężne,
65/76
szerokie, kwadratowe plecy prostujÄ… siÄ™ jak
struna, zaciÄ…ga pasek u spodni: He, he!&
I krawiec wojskowy nie przestaje kon-
spirować. Nie zdradza się nawet przed własną
żoną, Perele, planuje przejść na  tamtą stronę
razem z Zalmanem, ale Perele wykrywa to szy-
bko i można być pewnym: Zalmana, swojego
jedynaka, nie wypuści z domu, o tym może on
 jej mąż  zapomnieć, a poza tym po prostu
nie podoba się jej ta cała rzecz. Tu też można
żyć i, przypuszczalnie, u Niemca lepiej niż tam.
Komendant niby to rozmyśla nad wyjazdem
do szwagra do Tel Awiwu, ale wie dobrze, że to
tylko gadanie. Wprawdzie za dobre pieniÄ…dze
Niemcy pozwalają wyjechać z kraju, a włoscy
Żydzi dają wizy, włoski konsulat w Warszawie
nie robi problemów, jeszcze nie.
66/76
Po spotkaniu Hitlera z Duce na przełęczy
Brenner53 będzie inaczej, ale na razie trzeba
tylko wkupić się w łaski Niemca, to znaczy
kupić je sobie za duże sumy.
Komendant wie to od Żydów, którzy już po-
jechali do Erec Izrael i którzy dalej jeżdżą, ale
za dużą sumę pieniędzy, na przykład za
dwadzieścia tysięcy złotych. Ma się tyle i nie
trzeba już żadnego certyfikatu. Do Ameryki też
siÄ™ jezdzi. Jak? Nie pytajcie! SÄ… od tego spec-
jaliści& ale co z tego  on, komendant, nie
jest z tych Żydów, co mają pieniądze, jest
człowiekiem z przeszłością. 1905. Nic to jed-
nak, myśli, żeby wysłać swoich synów na
 tamtą stronę  w Małkini też ma szwagra&
Niemiec rozkazuje, żeby żydowskie sklepy
miały szyldy z napisami w jidysz, nie, jednak
67/76
z hebrajskimi, tak jak wtedy, gdy  Po drugiej
stronie Rzeki mieszkali wasi przodkowie 54.
Dziwić  to nie dziwi. Widać w tym kontynu-
ację polskiego zarządzenia z czasów Ozonu55,
wedle którego trzeba było wieszać na każdym
sklepie szyldzik z prawdziwym żydowskim
nazwiskiem56. Zatem nie Hela Wierzbicka czy
Bernard Aęczycki, ale prawdziwie, biblijnie:
Chana i Baruch. I oto wyroili siÄ™ nagle wykon-
awcy hebrajskich szyldów, zapełniający ulice
komicznie brzmiÄ…cymi napisami:  Wszystkie
rodzaje różnego jedzenia do spożywania ,  Z
drugiej ręki kupuję żelastwo ,  Szycie ubrań
osobistych 57 oraz podobnymi językowymi
niedorzecznościami. Wajnbojm wywiesza
szyld:  Dostawca chleba, jedzenia i wszys-
tkiego do spożywania , a jego nowa żona, sios-
tra zmarłej [pierwszej] żony, którą wziął zami-
68/76
ast jakiejś obcej, wbrew temu, co prorokowała
Ruchcze piekarka, klaruje jidyszyście, tryko-
tażnikowi, który śmieje się z niej, pytając,
dlaczego nie zrobiła szyldu po żydowsku, że na
nic się jej cały ten szyld, czy to po żydowsku,
czy po hebrajsku, nie zda, tylko cóż z tego,
pójdzie zadzierać z Niemcem? Chce po hebra-
jsku  niech będzie po hebrajsku, niech robi, co
chce, byle tylko pozwolił żyć!
Zabroniono już Żydom podróżować pociąga-
mi58, ale tymczasem nie przestrzega siÄ™ tego
zakazu tak surowo. Dla warszawskich Żydów
nie jest to jeszcze takim nieszczęściem. Po-
dróżować pociągiem na  tamtą stronę  po-
dróżowały tylko jednostki, większość jechała
autobusami, wozami albo szła piechotą. Jezdz-
ić dokądkolwiek indziej to się nie jezdziło, chy-
ba że wielcy ryzykanci, szmuglerzy i inni
69/76
spryciarze z zakazanymi pyskami, którzy za
dobre pieniądze zdobywali papiery, aby móc
podróżować prawie po całej Polsce.
W mojej klatce huczy. Córka poborcy, której
narzeczony zginÄ…Å‚ w czasie obrony miasta,
zaciągając się na ochotnika do oddziału  Dzieci
Warszawy , zakochała się w złodzieju i wyszła
za niego. Ojciec, chasyd, uciekł od niej jeszcze
w czasie bombardowań, ponieważ sprowadziła
do mieszkania kilku złodziei jako subloka-
torów. Teraz wychodzi za mąż za jednego
z nich. Ze zgryzoty ojciec się rozchorował
i odszedł z tego świata.
Perele opowiada o tym wszystkim z detala-
mi i krzyczy:
 A nie wiadomo to było od razu, że tak
będzie? Ten parch to przecież córka chasyda!
70/76
Żadna nasza by tego nie zrobiła, tylko córka
chasyda może ci się połaszczyć na złodzieja!
Szewcowa słyszy to i rozpływa się w uciesze
i Żelechower też wysila swój ciężko pracujący
mózg, aby dojść do wniosku, że oni, ci chasy-
dzi, te ofermy, sÄ… od nas gorsi& tak, wie to
jeszcze z Żelechowa.
Perele będzie tak jeszcze mówić i mówić
w  schronie , w którym wciąż mieszka razem
z Żelechowerem i szewcem. Pozostanie tam aż
do chwili, w której skończy się remont jej
mieszkania (po cichutku szykuje siÄ™ do tego, by
lada dzień wziąć tych parę rzeczy i wprowadz-
ić się do swojego odświeżonego lokum). Kuch-
nię ma już gotową i zaczęła już tam
przyrządzać obiady, sąsiedzi ze  schronu nie
muszą wiedzieć, co ona je. Zleciła już też mal-
owanie. Każdego dnia stoi na Wołówce59
71/76
i sprzedaje kurtki. Klepie się więc po udach:
Ha, jak się ma głowę na karku, to ma się wszys-
tko! I mieszkanie będzie miała nowe, i belki na
opał, a komornego płacić nie będzie.
Starszy syn piekarza Brodskiego dostał się na
 tamtÄ… stronÄ™ autobusem. Na Nalewkach stojÄ…
autobusy, które wożą do samego Białegostoku
za dwieście złotych. Ale gdzie na Nalewkach?
Na którym podwórzu? Komendant wie, gdzie.
Też chce posłać swojego najstarszego syna au-
tobusem, ale przemyśliwa nad lepszym planem
 sam go odwiezie do Małkini pociągiem.
Syn Rywki, pracownik  gandi 60, też po-
jechał w tych dniach. Spośród lokatorów
wyjeżdża po kilka osób każdego dnia. We
wszystkich izbach mówi się tylko o jechaniu,
wyruszaniu w drogę. Krawiec wojskowy i Żele-
chower, którzy niecierpliwie czekają, aż ich
72/76
mieszkania będą gotowe, są jak dzieci i całymi
dniami marzÄ… o wyjezdzie, o jechaniu do Rosji,
dotarciu do dużych miast, Moskwy, Lenin-
gradu, Charkowa, gdzie można dostać wielkie,
białe bochny chleba, pełne miski ryżu, ryby
i mięso.
 S-słyszy pp-an, sąsiedzie, słyszy pp-an 
jąka się Żelechower  rozmawiałem
z chłopakiem spod dziesiątki, co wczoraj wró-
cił stamtąd po żonę i dzieci. Mówi, że ten, kto
dostanie się na posadę u bolszewików, może
zarobić do pięciuset rubli na tydzień, jedzenia
ma w bród, tylko trzeba mieć szczęście.
 A jak siÄ™ nie dostanie posady?  pyta kraw-
iec wojskowy.
 Åšpi siÄ™ w bejt ha-midraszu61  odpowiada
Żelechower  i też się dostaje jedzenie. Dają
73/76
trzy razy dziennie porcję chleba z zupą i się ży-
je.
Krawiec wojskowy przystałby już na wszys-
tko, chociaż przeżył wielką wojnę światową
i nie wierzy zbytnio w łatwe szczęście, ale boi
się żony  Perele. Będzie się musiał jeszcze
sporo napracować, zanim uda mu się ją
przekonać, żeby pozwoliła mu jechać.
Żelechower i wojskowy krawiec nie mogą
usiedzieć w izbie. Co rusz wybiegają przed
bramę i słuchają toczących się tam rozmów.
Nagle wjeżdża w ulicę wóz, taki, jakie widać
na ulicach miasteczek w Lubelskiem 
wypełniony Żydami i Żydówkami. Żydzi
wyglądają jak weselni goście  kobiety pięknie
wystrojone, trzymają walizki na podołkach,
majÄ… rozpalone twarze. DokÄ…d to jadÄ…?!
 Na tamtÄ… stronÄ™!
74/76
 Tak? Nie wierzÄ™!
Wierz pan czy nie wierz, ale to prawda. JadÄ…
na  tamtÄ… stronÄ™ .
Teraz będą się już z dnia na dzień mnożyć na
ulicy te naładowane pasażerami wozy jadące
na  tamtą stronę . Żaden z sąsiadów nie może
już wysiedzieć w domu, nie handluje się, nie
pracuje siÄ™, wyprzedaje siÄ™ z domu, co tylko
się da, i marzy się tylko o przejściu na  tamtą
stronę . Krawiec wojskowy, co bywał
w świecie, wie już wszystko: przez Małkinię
pociÄ…giem, przez Otwock kolejkÄ…, a potem
pociągiem, przez Hrubieszów i Zamość albo
przez Siedlce pociągiem i przez Sokołów i Bi-
ałą autobusem. Autobus od Bonifratrów jedzie
prosto do Sokołowa, ale co z tego  po bilet
trzeba stać w kolejce cały tydzień i zapłacić za
niego podwójną cenę.
75/76
Syn Rywki, który nie ma pieniędzy, poszedł
na Pragę. Straż na moście przepuściła go za
piątaka, którego dał w łapę polskiemu polic-
jantowi. Niemiec udał, że nie widzi, i tak
chłopak doszedł pieszo do Małkini, a stamtąd
prosto przez granicę. Co prawda, przeleżał
przy niej, na  ziemi niczyjej , cały tydzień,
ale potem przyszedł lepszy czas i żołnierze za-
wołali:  Towariszczi, perechoditie! , to znaczy:
 Towarzysze, przechodzcie , i przeszedł. Teraz
jest nie w Białymstoku, ale zupełnie gdzie in-
dziej, w jakimś małym miasteczku i jest mu
bardzo dobrze. Pracuje i pisze do matki, że ją
tam zabierze.
List od syna Rywki krąży po całym domu.
Czyta się go i dotyka z każdej strony, jak cud-
ownego talizmanu, jak czarodziejskiego pierÅ›-
cienia. Co rusz biegnie do niej inny sÄ…siad:
76/76
 Dzień dobry, Ryweczka.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Likwidacja getta warszawskiego w Rozmowach z katem Moczarskiego
Gąbiński Satnisław Wspomnienia policjanta z getta warszawskiego fragment
administracja w ksiestwie warszawskim i krolestwie polskim
create?tor report^E0EC2C
1 Księstwo Warszawskie
function error reporting
daily technical report 2012 10 01
reportselector

więcej podobnych podstron