Jak Dziad Borowy ze zbójami urządzał popas Zmagania z Dusiołem Piotr Gulak FRAGMENT


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Bookarnia Online.
Piotr Gulak
Jak Dziad
Borowy ze
zbójami
3/20
urządzał
popas.
Zmagania z
Dusiołem
© Copyright by Piotr Gulak & e-bookowo
Projekt okladki: Mixer & e-bookowo
ISBN 978-83-7859-031-6
Wydawca:
Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-
bookowo.pl
Kontakt:
wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, roz-
powszechnianie części lub całości bez zgody
wydawcy zabronione.
Wietrzyk leciutko szumiał wśród gałęzi
wiekowych drzew. Pytał czy dawnych baśni nie
znają. Rozkołysał las. Przysiadł i słuchał a
drzewa szeptały mu do ucha swe niezwykłe
opowieści. Wiedziały one wszystko albowiem
pojawiły się na ziemi na wiele tysiącleci przed
człowiekiem. Wzrastały swoim rytmem niepor-
uszone, pobudzone kosmicznym oddechem.
Najbliższe matce ziemi, która jako pierwsze na
świat wydała je wieki temu.
Głuszce tańczyły na gałęziach, przykryte czarną
peleryną, wyciągały głowy i ogony od spodu
jaśniejące metalicznym połyskiem. Ćwiczyły do
wieczornych zalotów, wyprawiając swe toki,
strosząc piórka i rozkładając skrzydła.
Wietrzyk smagał policzki młodych, rosnących
drzew, gładząc wygrzewające się w słońcu
liście. Ocierał naciągnięte korą zmęczone czoła
starych, wiekowych dębów, które tak umiłował
Perun, zsyłając im dla ochłody deszcze i burze.
Czasem ognistą strzałą uderzał w drzewa, zabi-
erając któreś do siebie jako dzielnego woja.
6/20
Poniżej mknął rześko wiaterek, budząc wy-
chodzące z ziemi młode trawy. Ulatywał i pod-
much brał większy, by dla psoty strącać z
drzew skradające się drapieżniki.
* * *
Ukryty w gąszczu chłopiec, obserwował idą-
cych nieopodal wojów. Szli ciężko i powoli,
obładowani orężem i bluzgami. Zbrojni
przedzierali się przez spore zarośla i kłujące
krzewy, które próbowały ich pochwycić,
zatrzymać. Wokół nich rozpychały się
gałęziami młode buki, tocząc między sobą jak
co dnia zawzięty bój.
Młodzik od razu poznał, po strojach, jakie na
sobie mieli, że są nietutejsi. Woje już zbyt
długo kluczyli, nie znając sekretnych ścieżek. A
teraz znów przechodzili tą samą drogą zaled-
wie parę metrów od niego. Szli przez wąwóz, w
którym dawno temu płynęła szeroka rzeka.
Słychać ich było wielce. Trzask łamanych gałęzi
i szczęk zbroi niósł się daleko w las.
7/20
Mirko zaledwie dziesięć wiosen sobie liczył, ale
bystry był już z niego młokos. Jak co dnia po-
magał Borowemu knieje doglądać. A o zwi-
erzęta umiał się troszczyć, jak mało kto. Sierotą
się ostał, gdy mu ojca ubili zbrojni. Dobrzy
ludzie go znalezli, kiedy błąkał się ledwo żywy
po leśnych ostępach. Odratowali go z rozpaczy,
w której był pogrążony i do ponownego życia
wskrzesili. Chłopca przygarnął i na wychow-
anie wziął żerca, tutejszy kapłan. Zaczął go,
przyuczać do swojego zawodu. Rychło chłopiec
stał się wielce pomocny a wkrótce i niezbędny.
Prędko się uczył i pomagał z ochotą każdemu,
a o niedobrych przeżyciach szybko zapomniał.
Zbierał zioła i poznawał mowę drzew i kwi-
atów. W lesie pełno miał przyjaciół, bo znały go
już wszystkie zwierzęta. Najbardziej zaś lubiły
go dwa niedzwiedzie, którym zagadki zadawał.
Chodziły pózniej nieboraki nocami za sową, by
odpowiedzi im dała, bo ich nijak odgadnąć nie
mogły. Ta im dziwy różne prawiła, aż biegały
potem jak ogłupiałe. Poczęły medytować i na
8/20
głowach stawać. Dopiero, gdy zgłodniały, to im
rozum od razu wracał.
Tymczasem skryty w zaroślach Mirko wychylił
głowę, by lepiej przyjrzeć się obcym. Spojrzał 
siedmiu ich kroczyło, przedzierając się przez
młodnik. Zdawało się, że drzewa, drogę im za-
stawiały. Wstrzymywały ich, utrudniając dalszą
przeprawę. Leśny ostęp potrafił wyczuć
podłość i niegodziwość. Wypuszczał swoje
korzenie i długie gałęzie, by uchwyciły łotrów i
wciągnęły ich w czeluście ziemi, by nie mogli
już nigdy z niej wyjść.
Chłopiec poczekał jeszcze chwilę, aż odejdą
dalej. Wtedy, nie baczÄ…c na czyhajÄ…ce
niebezpieczeństwo, zadmuchał w swą piszcza-
łkę. Dzwięk poniósł się wysoko. Korony drzew
lekko się poruszyły jakby gawędziły ze sobą,
niosąc pieśń struganej fujarki do odległych
części lasu. Zbrojni zastygli, nasłuchując dzi-
wnego pisku. Puszcza wydała im się jeszcze
bardziej nieprzystępna i złowroga.
9/20
Przyczajona na gałęzi jemiołuszka postawiła
czuba, czujnie obserwując obcych. Machnęła
od niechcenia żółto-czarnym ogonem i odle-
ciała w dal oznajmić wszystkim, iż będzie
dzisiaj przednia zabawa w borze.
Barczysty, rudobrody jegomość w pancerzu
pokrytym żelaznymi płytkami i w żelaznym
hełmie przystanął. Przycisnął do siebie mocniej
zdobionÄ… tarczÄ™, wyciÄ…gnÄ…Å‚ szybko miecz i
rozejrzał się dookoła. Wydął pierś i
wstrzymując oddech, czujnie nasłuchiwał.
Poznać można było po stroju i posturze, a
także po tym jak kroczył dumnie i wyniośle, że
wódz to być musiał. Cała ta kampania
wydawała mu się coraz bardziej niebezpieczna.
Zeszli z traktu już dwa dni temu, by skrócić
sobie drogę i pozostać niezauważonymi. A na
domiar złego zeszłej nocy zerwały się z uprzęży
i uciekły im wszystkie konie. Od tej właśnie
chwili lazł jak inni pieszo, strasznie złorzecząc.
Nie czuł się zbyt pewnie w tej otaczającej go
zewsząd głuszy.
10/20
Dziwny dzwięk, od którego rozszumiały się
liście, nie powtórzył się już więcej. Wódz
chwilę jeszcze nasłuchiwał, po czym dał znak,
by iść dalej. Podkomendni przyśpieszyli kroku,
by jak najszybciej wypełnić powierzone im za-
danie i nigdy więcej tu nie wracać.
 Olfin!  ryknÄ…Å‚ oschle rudobrody herszt. 
Gdzie nas wyprowadziłeś, mieszańcu ty jeden?
Olfin, słysząc swoje imię, poczerwieniał na
twarzy, oblały go zimne poty. Był to małej pos-
tury człowieczek z dużym nosem i bujną
czupryną. Ubrany był w znoszoną i przyciasną
czerwonÄ… tunikÄ™. Przez plecy przewieszony mi-
ał kołczan i cisowy łuk. Od razu widać było, że
przewodnikiem być musiał i kmieciem
zwykłym. Odezwał się, kuląc w pół przy
potężnym wodzu.
 Woranie niezwyciężony! Po czym jeszcze
niżej schylił głowę.  Za dnia jeszcze na
miejsce zajdziemy. Od razu wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™,
jakby go kto kopnąć chciał. Jakby poczuł cięgi
11/20
na plecach, które mu się z ostatniego razu
wspomniały. Po czym sapnął i zmieszany znów
się odezwał.
 To już tuż, tuż, jeno parę wiorst i dopad-
niemy w gęstwinie wróża. Niczego się nie
spodziewa  ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej, wypluwajÄ…c z tru-
dem słowa.  Mir uradzony i nie spodziewają
się nas w tych borach. Jeszcze nas książę sow-
icie wynagrodzi jak schwytamy bÄ…dz ubijemy
czartownika.
 Bohaterami okrzyknie!  dodali pozostali ze
zbrojnego oddziału.
 No, oby tak było, jak gadasz kmieciu 
odrzekł Woran zgrzytając zębami  bo jak nie,
to marny twój los. Nawet sam Wotan cię nie
uchroni!
Zbrojni, jeszcze przez chwilę nasłuchiwali czy
aby ów dzwięk znowu się nie powtórzy, po
czym udali się dalej nieświadomi tego, co
nieproszonych gości może w puszczy spotkać.
12/20
Za nimi niosła się pieśń, którą śpiewali, by
dodać sobie otuchy.
Bitności naszej nic nie zmorze.
Kroku naszego nie wstrzyma nikt,
Gdy serca nasze wypełnia odwaga tchórzliwy
wrogu drżyj.
Chłopak odczekał jeszcze chwilę, aż obcy
całkiem znikną, zabierając ze sobą hymn i
coraz częstsze obelgi na tarasującą im drogę
przyrodę po czym dał susa przez rosnące w
dole poziomki. Przebiegł szybko matecznik
buków, na którym pozostały jeszcze świeże
ślady przechodzących tędy niedawno zbroj-
nych. Zgrabnie przeskoczył przez stary zmursz-
ały pień, który leżał tu od niepamiętnych cza-
sów. Wszedł w mroczny i gęsty bór, gdzie od
wieków olbrzymie drzewa koronami więziły w
ciemnościach ziemię, przepuszczając zaledwie
strzępy nikłego światła. Śpieszył teraz dobrze
znaną sobie ścieżką prowadzącą do wąwozu,
13/20
którego wejścia pilnowały ogromne świerki
oplatajÄ…ce go ciasno rosnÄ…cÄ… tu grupÄ…. Drzewa
stały niczym woje strzegący tajemnic. Dalej w
dół schodził Mirko do pieczary Dziada
Borowego, do której dwie drogi wiodły. Ta,
którą szedł, prowadziła przez las. Druga nato-
miast biegła wzdłuż strumienia, który pilnował
tam przejścia. Gdy ktoś niepowołany chciał go
przekroczyć, stawał się wzburzony i gwałtowny
i zabierał ze sobą na zawsze nieproszonych
gości. Ale ten, kogo znał i kto chciał się przezeń
przeprawić, przechodził wolno. Strumień
wtedy płynął spokojnie, jakby sennie szemrząc
na kamieniach swe piosenki.
O samym Dziadku Borowym to różne słuchy
chodziły, że do starych istot należy. Opiekun-
em jest rozległych, nieprzebytych borów, dba o
sędziwe drzewa jak i wszelkie mieszkające w
głuszy istnienia. Borowy potrafił przemienić
się w dowolne zwierzę, ale przeważnie ukazy-
wał się pod postacią niedzwiedzia, dzika, wilka,
ptaka a także wiru powietrznego. Umiał
14/20
naśladować świst wiatru, szum listowia, po-
hukiwanie puchacza i wiele innych leśnych
odgłosów. Mieszkańcy osad zawierali z nim
ugodÄ™ przynoszÄ…c mu obiatÄ™ w ofierze, by ich
stada były bezpieczne i przez dzikiego zwierza
niesmakowane.
Borowego można było poznać po dziwnych,
przenikliwych oczach, bladej lub nieco zielonej
twarzy, zależnie od tego czy spokojny był czy
srogi. Niektórzy zaś powiadali, że ponoć jego
postać cienia nie rzuca. Zwykle natura jego
raczej pogodna była i z zasady ludziom nie
szkodził. Lecz kto las naruszył lub zabił
ciężarne zwierzę, temu biada. Rzadko wtedy
winowajca z tej opresji cało wychodził.
Mówiono nawet, że potrafi wciągnąć
kłusownika w najgłębsze, nieprzebyte jeszcze
ostępy puszczy przy wtórze złowieszczych
szeptów zgubić go w plątaninie głuchych ga-
jów, pajęczynami zarośniętych. Nie dochodziły
tam nigdy promienie słońca, nie słychać było
żadnego śpiewu ptaków. Prowadził owego
15/20
nieszczęśnika w złowrogą głuszę, która trawiła
obcych, wchłaniając ich w rozległe tu bagniska,
trzęsawiska i mokradła, na których roiło się od
szkieletów i zjaw straszliwych. Mroziły one
swym oddechem serce, wstrzymywały
wzrokiem życie. Ale zdarzało się też, że
wyprowadzał z lasu zbłąkanych ludzi, którzy
nie naruszyli spokoju gajów. Prowadził ich
wtedy do najbliższej ludzkiej osady. Bywało, że
i dla żartów lubił plątać człowiekowi drogę w
lesie, krzywdy nijakiej nie czyniÄ…c. Dzieciom z
kolei wysypywał z koszyków grzyby i jagody,
gdy płoszyły zwierzęta hałasując i krzycząc. Ale
gdy groziło im jakieś niebezpieczeństwo,
chronił je przed atakami zbójów, złych
stworów i dzikiej zwierzyny. Gdy zbłądziły w
borze, pomagał wrócić do domostw, a jeszcze
podarków lasu nadawał, by oćce srogie nie
były. A jak ktoś z żartów jego nie potrafił się
weselić, to gonił z lasu nieszczęśnika, tłukąc
sękatym kijem po grzbiecie lub kłody za nim
wielkie rzucając. Umieli ludzie żyć z nim w
16/20
zgodzie, szanować go i rad jego słuchać, by
wszystkim żyło się dobrze.
Śmieszny ludek był z tego Borowego, cały
porośnięty włosem wszelakim i niewielkiego
wzrostu. Najstarsi ludzie powiadali, że skóra
jego przypomina korę, a włosy podobne są do
liści. Rzec by można, iż to poczciwiec, o twarzy
zwykle pogodnej i uśmiechniętej. Ale, jak pam-
iętacie, kto mu podpadł, spokój lasu narusza-
jąc, tego ścigał ze strasznym wzrokiem, od
którego wszystko, co w lesie żyło, wiało, bojąc
siÄ™ go, jak niczego innego.
Zapach inny aniżeli leśny denerwował go
srodze. Mówiono, iż wtedy panowanie nad
sobą tracił i potrafił być wówczas naprawdę ok-
rutny. Złość go nagła brała, włosy na głowie st-
awały, gonił wtedy tego, kto mu pod nos wlazł.
Nosem swym potrafił wyczuć wszystko, a
przede wszystkim kłamstwo. Nikt tak jak on
nie znał rozległych, nieprzebytych kniei, do
których nie zapuścił się nikt przed nim. I nie
17/20
myślcie sobie, że kiedykolwiek wyśliznął się
mu jakiś nicpoń czy gagatek, nic z tych rzeczy
nigdy się nie przytrafiło. Więc lepiej uważajcie
i miejcie się na baczności, by nie burzyć
porzÄ…dku ustanowionego przez Borowego.
Chodzcie uważnie po lesie i baczcie, by bucior-
em swym zdzbła trawy nie przygnieść ni kwi-
atka żadnego nie zdeptać. Bowiem marny wasz
żywot wtedy, jak was ucapi Leśny i nie myślcie
o żadnych wykrętach, bo łgarstwo zaraz
wyczuje.
Grota jego umiejscowiona była w wydrążonej z
dawien dawna przez żywioły skale. Mieściła się
tam ogromna pieczara a w niej, mniej więcej w
połowie wysokości, znajdowała się olbrzymia
polana, na której mieściły się jego włości i tylko
przyjaciele mogli tam dotrzeć.
W południe opiekun boru zwykł drzemać w
cieniu swej jamy. Lecz dziś siedział na grubym
balu i nos przecierał, bo swędział go niezmi-
ernie. Głośno do tego mlaskał, zajadając z
18/20
apetytem miód, który smakował mu jak zawsze
wybornie. Ponoć lecznicze działanie miał ów
miód na kaca, po niezłym opilstwie. Ówże
smakołyk przyniosły mu dwa włochate
niedzwiedzie, które teraz razem z Leśnym z
apetytem raczyły się nim. Był to specjalny
podarek dla niego w ramach przeprosin. Misie
przyszły z samego rana, by poczęstunkiem
waśnie niedawne zażegnać, gdyż znowu nie-
licho namieszały i jak zwykle nabroiły.
Nieopodal, na gałęzi bujały się trzy ptaszki,
które kręciły się tak, jakby im się coś w
głowach pomieszało. Aakomymi oczkami
zerkały na wyjadające miód niedzwiedzie. Wy-
chylały i wierciły się tak, że aby utrzymać
równowagę coraz częściej musiały podpierać o
gałąz swe dzioby. Na koniec dwa z nich wy-
chyliły się tak bardzo, że nagle runęły machając
nóżkami w pobliskie krzaki, a trzeci drwiąc z
kompanów poślizgnął się i zadyndał nad
ziemią z dziobem wbitym w gałąz.
19/20
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Bookarnia Online.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak powiedzieć szefowi ,że jest się w ciąży
jak hitler walczyl ze sztuka zdegenerowana
Jak zbudować aplikacje ze Starter Kita
Jak Hitler walczył ze sztuką zdegenerowaną
Jak przekonać o tym, że współżycie przed ślubem jest złem kogoś, kto nie wierzy w Boga
Mit monogamii Jak poradzic sobie ze zdrada partnera mitmon
Dr Berrenda Fox O Nowym DNA i Jak Sobie Radzić Ze Zmianami
3 Co rozni psyche od ciała, Jak sa one ze soba połaczone
Jak rozwiązać problem ze stanem uśpienia w systemie Windows
Jak radzić sobie ze złością
Jak radzić sobie ze złością

więcej podobnych podstron