Jaczewski Biologiczne i medyczne podstawy rozwoju


Andrzej Jaczewski
BIOLOGICZNE
I MEDYCZNE
PODSTAWY
ROZWO)U
I WYCHOWANIA
























Warszawa 1993
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne


Okładka i strona tytułowa
Jacek Tofil
Redaktor
Mieczyslawa Decewicz
Redaktor techniczny
Monika Rudnik-Kulikowska
Korektor
Marek Biegalski






Tytuł dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej


























O Copyright by Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
Warszawa 1993



ISBN 83-02-05210-8

SPIS TREŚCI










Przedmowa

I. Dziedziczność czlowieka 11

II. Rozwój fizyczny . 19
1. Czynniki determinujące rozwój . 23
2. Przemiany w rozwoju . 25
3. Rozwój dziecka. . . . 30
Rozwój wewnątrzmaciczny. . . 31
Poród 39
Okres noworodkowy . 45
Wcześniactwo. 51
Okres niemowlęcy. . 53
Okres poniemowlęcy . 61
Okres przedszkolny. . 63
Okresszkolny . . 6g
Okres dojrzewania. . 71
Zmiany w narządach. . . , g7
Problemy współczesnego dojrzewania. . 90
Aktywność seksualna w okresie dojrzewania. . . 93
Kontakty heteroseksualne. . 96
Rozwój motoryczny. 103

III. Układy regulujące i integrujące. 108
1. Układ nerwowy. . . 109
Centralny układ nerwowy . . 114
Mózg. . 117
Podwyższona ciepłota - "gorączka". 122
Nerwy czaszkowe 124
Kresomózgowie - półkule i kora mózgowa 127
Symetria - asymetria - dominacja i lateralizacja. . 130
Układ autonomiczny. .,132
Budowa układu autonomicznego * 132
Rozwój układu nerwowego. . 136

3


Urazy mózgu. 141
Narządyzmysłów. . . 144
2. Układ hormonalny. . 160
Przysadka mózgowa. 163
Hormony nie-tropowe przysadki . 166
Szyszynka mózgowa . 168
Gruczoł tarczowy . . 169
Gruczoły przytarczyczne 170
Trzustka 171
Nadnercza. . . 172
Gruczotypłciowe. . . 174
Grasica 177

IV. Człowiek w świecie mikroorganizmów. . . 179
1. Odporność - choroba 179
2. Zespół nabytego braku odporności - AIDS. . 190
3. Choroby przenoszone drogą płciową. . 195
4. Wychowanie zdrowotne 199
V. Żywienie i choroby związane z wadliwym odżywianiem. . . 201
1. Składniki pokarmowe. 204

VI. Zdrowie psychiczne 215
I.Zaburzenia psychiczne 217
Nerwice 218
Postacie kliniczne nerwic. . 221
Nerwicowe zaburzenia zachowania.. 221
Nerwica lękowa 222
Nerwice natręctw. .. 223
Hipochondria 223
Neurastenia. 224
Histeria. 224
Nerwice w różnym wieku. 226
Nerwice narządowe 228
Leczenie nerwic. 230
Profilaktyka nerwic 231
Chorobypsychosomatyczne.. . 234
Upośledzenie umysłowe 239
Czynniki wrodzone wcześnie nabyte 241
Niedorozwój w wyniku konfliktu serologicznego czynnika Rh.. . 242
Upośledzenia wynikające z zaburzeń metabolicznych o charakterze
wrodzonym 244
Zaburzenia psychiczne związane z nieprawidłowościami budowy w zakresie
chromosomów płciowych 245
Zespół Klinefeltera 245

4

Inne zaburzenia kariotypu męskiego. . . 246
Zespół Turnera. . . 247
Choroby psychiczne - psychozy. . . 248
Schizofrenia. . . 253
Paranoja 257
Psychoza maniakalno-depresyjna - cyklofrenia. . 259
Psychozy zakaźne, psychozy toksyczne. . . 260
2. Uzależnienia 260
Nadużywanie alkoholu 266
Nikotynizm. 273
Piśmiennictwopodstawowe. . . 276
Lektura uzupełniająca. . 276


PRZEDMOWA


Oddaję do rąk Czytelników podręcznik, który przygotowywałem
z myślą o studentach pedagogiki różnych kierunków nauczycielskich
uniwersytetów i wyższych szkół pedagogicznych, ale sądzę, że warto,
by sięgnęli do niego i studenci psychologii, Instytutu Profilaktyki
Społecznej i Resocjalizacji, a także rodzice.
Choć w Polsce zawsze pedagogom przekazywano wiadomości
o rozwoju somatycznym i zdrowiu, to dla praktyki niewiele z tego
wynikało. Pedagodzy, nauczyciele, wychowawcy często nadal nie
rozumieją fizycznych i psychicznych potrzeb dziecka - ucznia, a in-
stytucje oświatowe i wychowawcze nie stwarzają mu optymalnych
warunków rozwoju. Chciałbym, aby ten podręcznik wpłynął na
zmianę tego stanu rzeczy.
Przedmiot "biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania"
wprowadzono do programów studiów przed kilkunastu laty. Przez-
naczono nań wiele godzin wykładów i ćwiczeń. Prace nad określe-
niem programu trwały kilka lat, zanim spotkał się on z akceptacją
wykładowców. Podręcznik jest napisany zgodnie z tym programem.
Z przyczyn technicznych książka ukazuje się w ograniczonych
rozmiarach. Zaistniała konieczność dokonania daleko idących skró-
tów w treściach już przygotowanych. Po licznych naradach i konsulta-
cjach przyjąłem założenie, że nie należy skracać poszczególnych
rozdziałów, ale dokonać ich selekcji. Ten podręcznik jest jakby
pierwszą częścią, za którą - mam nadzieję - pojawi się część druga,
zawierająca: zarys wiedzy o biologii człowieka w ujęciu filogenezy,
omówienie pedagogicznych aspektów ekologii, higieny pracy i wypo-
czynku ucznia, rozdział o wychowaniu zdrowotnym i promocji zdro-
wia, a także część poświęcona seksuologii. Dopiero obie książki
będą stanowić całość i pozwolą na wystarczające przygotowanie
przyszłych pedagogów do pracy.

7


Jak wiadomo, szkoły wyższe mają obecnie znaczną swobodę
w określaniu programu studiów. Na różnych uczelniach przekazuj e
się więc różne treści. Niekiedy przedmiot "biomedyczne podstawy
rozwoju i wychowania" nabierał - zgodnie z upodobaniem czy
specjalnością wykładowców - dość zaskakującego obrazu, być
może dlatego, że szeroki zakres wiedzy sprawia istotne trudności
z realizacją takiego programu.
Lekarze do realizacji tego przedmiotu są na ogół przygotowani
niewystarczająco. W pełnieniu funkcji wykładowców przeszkadza im
to, że hołdują zasadzie dzielenia człowieka na "kawałki" i nie są
w stanie zajmować się nim jako całością. Ponadto w czasie kolejnej
reorganizacji studiów medycznych zlikwidowano specjalizację lekarza
szkolnego, nie ma więc także lekarzy, którzy rozumieliby pedago-
gów i mieli z nimi wspólny język.
Biologom nie przekazuje się w czasie studiów wiedzy o człowieku
przystosowanej do programu "biomedycznych podstaw rozwoju
i wychowania". Brak im przy tym wiedzy praktycznej, co grozi zbytnim
teoretyzowaniem i oderwaniem przekazu od życia.
W tej sytuacji realizacja programu tego przedmiotu jest mozaiką
dowolnych treści i metod. Nie korzystają na tym studenci. By sytua-
cję tę poprawić, by przyczynić się do pewnej unifikacji - napisałem
ten podręcznik. Pragnąłbym, ażeby po jego lekturze organizatorzy
zajęć i czynniki opiniotwórcze na poszczególnych uczelniach wnikli-
wie przyjrzeli się treści i metodom realizacji programu "biomedycz-
nych podstaw rozwoju i wychowania".
A teraz niech Czytelnik pozwoli mi na osobistą refleksję. Otóż
przyjął się zwyczaj, że podręczniki powinno się pisać mało komunika-
tywnym językiem, z zachowaniem naukowego nazewnictwa. Więk-
szość podręczników - i to już nawet szkolnych - to po prostu trud-
ne lektury. Studiowanie staje się więc zadaniem niełatwym i praco-
chłonnym.
Aby dać praktyczny wyraz poglądowi, że powinno być inaczej,
napisałem ten podręcznik. Jeżeli wyda się on komuś zbyt uproszczo-
ny, zbyt popularny - to właśnie tak miało być. Chciałbym, by książkę
czytało się łatwo i z przyjemnością. Czy mi się to udało - studenci
ocenią sami. Marzy mi się przełom w zakresie przygotowania mate-
riałów dydaktycznych. Ile to by oszczędziło energii i pracy.
W pracy swej wzorowałem się na osiągnięciach wspaniałego po-
pularyzatora wiedzy medycznej - Anglika A. Smitha. Autor dwu
tłumaczonych na język polski książek - Ciało i Umyst - jest dla
mnie niedoścignionym ideałem. Książki te, zresztą obowiązkowe
lektury uzupełniające, zawierają ogromny zasób wiedzy podanej
syntetycznie i bardzo przystępnie. Nie ukrywam, że z obu obficie
korzystałem.
Urzeczony maestrią tego Autora, pragnę właśnie Jemu zadedy-
kować ten podręcznik.
Z recenzji i konsultacji - częściowo bezinteresownych, koleżeń-
skich - korzystałem bardzo szeroko. Pomagali mi: prof. Zygmunt
Janczewski (endokrynologia), dr med. Józef Beck (neurofizjologia),
doc. Irmina Mięsowicz (antropologia), dr med. Olga Szwałkiewicz
(pediatria), dr med. Jerzy Radomski (psychiatria). Recenzentami
całości na zlecenie Wydawnictwa byli prof. dr Jerzy Rzepka oraz
doc. dr Stanisław Krawczyk. Ich pomoc daleko wybiegała poza zwy-
czajowe recenzje wydawnicze.
Wszystkim wymienionym pragnę wyrazić podziękowanie.
W opracowaniu pomagali mi także moi współpracownicy-
mgr Beata Skrzyńska oraz lek. med. Sławomir Skrzyński. Dzię-
kuję Im.

Kiedy już podręcznik zacznie swoje niezależne życie, będę
wdzięczny za krytyczne uwagi, zarówno wykładowców przedmiotu-
moich kolegów, jak i, przede wszystkim, studentów.

Prof dr med. Andrzej Jaczewski

Warszawa - Ropki,1984-1991












8


I.

DZIEDZIGZNOŚĆ GZ*,OWIEKA








Fakt dziedziczenia, czyli trwałego przekazywania pewnych cech
potomstwu przez rodziców, jest znany od bardzo dawna. Nauka,
która zajmuje się tym fenomenem, jest znacznie młodsza - liczy
około 150 lat. Największe osiągnięcia naukowe są dziełem ostatnie-
go półwiecza. Genetyka rozwija się bardzo dynamicznie, również ze
względów praktycznych. Dzięki niej udało się poprawić warunki
hodowli zwierząt i roślin, co jest ważne, gdyż liczba ludności gwałtow-
nie wzrasta, a przyrost żywności pozostaje w tyle. Genetyka pozwo-
liła także wyjaśnić mechanizmy determinujące niektóre schorzenia
i zaburzenia rozwoju. Oczekuje się, że może pomóc w ich eliminacji.
Mimo iż prawa dziedziczenia są znane od niedawna, to praktycz-
nie ludzie stosowali zabiegi hodowlane od niepamiętnych lat. Była to
selekcja materiału używanego do rozpładzania. Takie metody okazały
się skuteczne, miały jednak wadę - była to jakby gra na loterii.
Czasem się udawało, czasem nie. Stopień prawdopodobieństwa
wynikający z empirii był dość duży, ale stanowiło to wszystko spekula-
cje.
Twórcą naukowej genetyki był mnich czeski G. Mendel, który
opracował zasady dziedziczenia. Doświadczenia swe oparł na hodowli
nasion grochu, cechy dziedziczne śledząc na przekazywaniu ich kolo-
rów i budowy. Przekazy podają, że po paru latach doświadczeń
Mendel przewidywał wyniki bezbłędnie. Przygotowywał etykietki
i ustawiał przy badanych egzemplarzach jeszcze przed ich kwitnie-
niem. Prawa Mendla pozwoliły przewidywać dziedziczenie prostych
cech, przy czym Mendel nie miał pojęcia ani o istnieniu chromoso-
mów, ani o teorii genów, nie mówiąc już o biochemii DNA.
W 1865 r. Mendel opublikował swe obserwacje, ale jak to często
bywa, nikt się nimi nie zainteresował. Zmarł ie doceniony, a jego

11


II



II I
Ii

odkrycia ponownie "odkryto" 30 lat później. Wyników prac Mendla
nie znał nawet K. Darwin, któremu mogły się one przydać do tłuma-
czenia zjawiska zmienności.
W początku XX w. przez mikroskop - prymitywny jeszcze, ale
już dość sprawny - spostrzeżono pewne struktury w jądrach komó-
rek. Struktury te dawały się barwić w pewnej fazie rozwoju jądra
komórki - nazwano je chromosomami. Ustalono, że chromosomy
są nośnikami cech dziedzicznych, ale oczywiście nadal istota zagad-
nienia nie była znana. Odkrycie chromosomów pozwoliło jednak
wniknąć w zjawisko przekazywania cech dziedzicznych. Szczególne
zasługi dla nauki oddała niepozorna muszka, Drosophila, która ma
tylko 8 chromosomów w jądrze, a jej cykl rozmnażania się jest bar-
dzo szybki. Można więc bez trudu śledzić przemiany w kolejnych
pokoleniach.
Badania nie zawsze były łatwe - stosowano techniki mikrosko-
powe dość prymitywne, a oglądanie chromosomów u innych zwie-
rząt okazało się znacznie trudniejsze niż u Drosophili. Stąd pomyłki.
Obliczono i wierzono długo, że człowiek ma 48 chromosomów, i do-
piero po prawie 30 latach odkryto błąd: jest ich tylko 46, czyli 23
pary. Pomyłka ta była utrzymywana przez lata, ponieważ inne Naczel-
ne (małpy) mają właśnie 48 chromosomów (już policzonych wielo-
krotnie i bezbłędnie), czyli więcej niż człowiek. Gdyby jednak ktoś
chciał wyciągać wnioski z liczby chromosomów i ustalić jakiś szereg

"
rang" rozwojowych, to by się pomylił. Wprawdzie muszka owoco-
wa ma 8 chromosomów, pszczoła 16, chomik 22, żaba 26, kot 38,
mysz 40, ale już kura ma ich 78. Tak więc człowiek ze swymi 46
chromosomami nie stanowi ilościowego szczytu możliwości.
Badania na* strukturą chromosomów pozwoliły na wyjaśnienie
dalszych, i to ważnych, tajemnic. Okazało się, że chromosomy są
jakby motkami nici składającej się z rusztowania zbudowanego
z kwasu dezoksyrybonukleinowego. Chromosomy układają się para-
mi i mają w parach identyczne kształty. Tylko dwa chromosomy nie
dają się w ten sposób identyfikować. Są po prostu inne. To chromo-
somy odpowiedzialne za płeć. Nazwano je: X - chromosom odpo-
wiedzialny za płeć żeńską i Y - tzw. chromosom męski. W komórce
męskiej jednak występuje zawsze jeden X. Komórka żeńska ma
więc dwa identyczne chromosomy XX, a komórka męska ma jeden
X i jeden Y.

12

Sporządzono mapę chromosomów. Przy odpowiedniej hodowli
komórki - w szczególnej fazie jej rozwoju, przy pewnych określo-
nych metodach barwienia - można dostrzec 46 pałeczkowatych i ik-
sowatych tworów. Jeżeli wykona się wówczas zdjęcie i powiększy je,
z łatwością da się wyciąć te 46 chromosomów i poukładać parami,
według schematu. Otrzymamy tzw. kariogram komórki. Pary chro-
mosomów są umownie ponumerowane; śledząc ich kształt i wygląd,
można ustalić ich odpowiedzialność za poszczególne zaburzenia uwa-
runkowane genetycznie. Na przykład wiadomo, że zespół Downa
jest spowodowany nieprawidłowością w obrębie 21. pary chromoso-
mów. Można także znaleźć uzasadnienie zaburzeń rozwoju cielesno-
-płciowego - zespołu Klinefeltera i zespołu Turnera.
Na tym etapie wiedziano dość dużo, była to jednak wiedza bardzo
powierzchowna. Zdawano sobie sprawę, że rozwojem sterują owe
chromosomy, że są one zbudowane z DNA, ale jak się to dzieje-
nie wiedziano. Dopiero kolejne odkrycie pozwoliło na wyjaśnienie
mechanizmu przekazywania informacji genetycznej. Przekaźnikiem
tej informacji jest swoista budowa DNA.
Cząstka DNA jest zbudowana stosunkowo prosto. Jest to spiral-
na nić, na którą jak koraliki są nanizane związki zasadowe
* I jest ich tylko cztery. Jeżeli jednak nić DNA jest d uga
i obejmuje kilkadziesiąt tysięcy cząstek, to już układ tych czterech
występujących w różnych konstelacjach decyduje o ogromnej liczbie
wariantów. Praktycznie jest tam jeszcze inny mechanizm zwiększają-
cy liczbę wariantów - właściwie każda komórka ludzka ma niepow-
tarzalny i tylko dla niej charakterystyczny układ. Układ ten jest mul-
tiplikowany. W pewnej fazie rozwoju, jakby na matrycy DNA, two-
rzy się jego kopia. Kopia ta jest wierna i zaczyna samodzielne życie
jako podstawa swoistego białka.
W ten sposób komórka ma jakieś kwantum informacji - repliku-
jąc się, tworzy analogiczne DNA, a w konsekwencji swoiste białko.
Ale tu jest koniec naszej aktualnej wiedzy. Jak ta informacja dalej
steruje rozwojem komórki i całego ustroju - tego nie wiemy. To
oczywiście byłoby ciekawe, ale jest na pewno bardzo złożone. Może-
my tylko powiedzieć, że rozwój jest sterowany przez informacje
genetyczne przekazane przez rodziców, zawarte w DNA chromoso-
mów.
To dużo i mało zarazem.


13


Wiemy jednak jeszcze więcej. Tyle że znów poruszamy się nieco
po omacku, krążymy w sferze hipotez i podejrzeń, uzasadnionych
doświadczeniem i obserwacj ami, ale nie wyj aśniaj ących mechanizmu
zjawisk. Chodzi o geny. Otóż chromosomy to pewne zespoły genów.
Geny to twory zbudowane z DNA, zawarte w chromosomach, ale
decydujące o określonych prostych cechach dziedzicznych. Geny
działają jakby zgodnie z prawem "wszystko albo nic", znajdują odbi-
cie w rzeczywistości lub nie. Odpowiadają za dziedziczenie prostych
cech jakościowych, np. grupy krwi, koloru oczu, wzrostu (choć tu
już raczej mamy do czynienia z efektem zespołu genów, programu-
jących nie tylko wzrost jako proces rozwojowy). Geny są związane
z określonym chromosomem, a nawet z miejscem w chromosomie.
Genów jest wiele, ale ile - tego nie wiadomo. Autorzy podają licz-
by od 2000 do 50 000. Nie są to małe różnice. . . Na ogół przyjmuje
się, że jest ich około 10 000.
Człowiek jest wypadkową wpływów, jakie przekazują mu rodzi-
ce. Komórki rozrodcze przed zapłodnieniem ulegają redukcji, czyli
mają o połowę mniejszą niż normalnie liczbę chromosomów. Po
zapłodnieniu w komórce znajdują się dwa komplety chromosomów.
Każda para chromosomów składa się z jednego ojcowego i jednego
matczynego. Dziecko jest więc wynikiem krzyżowki, jest wypadko-
wą wpływów dwu istot, które dały mu życie.
Jeżeli i ojciec, i matka mają piwne oczy, to dziecko także będzie
piwnooczne. Ale jeżeli przekazane geny nie są zgodne? Wtedy do-
chodzi do wyboru. Nie jest to wybór losowy, przypadkowy. Po pro-
stu są cechy (determinowane przez geny) mające znaczenie dominu-
jące i te wygrywają konkurencję. Wiemy na przykład, że są takie
dominujące geny, które decydują o piwnej barwie tęczówki. A co
z genem, który został "pokonany"? Jest to tzw. gen recesywny - on
pozostaje w stanie zmagazynowania. Pozostaje, ale nie decyduje
o cechach osobnika. Jeżeli ten osobnik z kolei skrzyżuje się też
z osobnikiem mającym niebieskie oczy, to pula genów recesywnych
jest dość duża, kolejne pokolenie może mieć oczy niebieskie. To
właśnie dziedziczy się zgodnie z prawem Mendla.
Ostateczny wynik, jakim jest nowy organizm, stanowi wypadko-
wą bardzo wielu informacji oraz gry genów dominujących i recesyw-
nych. Tylko bardzo proste i jednogenowe cechy (jak grupy krwi)
dziedziczą się w sposób prosty. Inne cechy, np. budowa ciała, wygląd

14

zewnętrzny itp., są wynikiem dziedziczenia cech złożonych, zależnych
od wielu genów.
W tym miejscu należy podkreślić, że człowiek nie jest jedynie
wynikiem deterzninacji genetycznej, ale także wpływów zewnętrznych.
Te wpływy mogą być bardzo znaczne. Niekiedy są one decydujące,
a uwarunkowanie genetyczne pozostaj e j akby zamazane. Tylko nie-
liczne cechy nie podlegają wpływom środowiska. Do takich należy
na przykład wspomniana już grupa krwi. To, co jest zadecydowane
genetycznie, to genotyp. Natomiast to, co w ostateczności wynika
z procesu rozwoju, nazywamy fenotypem.
Warto jeszcze powiedzieć, że cała informacja genetyczna jest za-
warta w niebywale małej ilości materiału. Obliczono, że gdyby ze-
brać cały DNA wszystkich ludzi, jacy żyli od początku istnienia
gatunku Horno sapiens, to ilość ta mogłaby się zmieścić w tabletce
wielkości aspiryny. . . Takiej minikomputeryzacji elektronicy nie-
prędko się dorobią.
Informacja genetyczna jest przetwarzaniem wielkiej liczby swoi-
stych struktur. Okazuje się jednak, że niewielkie pomyłki w odtwa-
rzaniu mogą się zdarzać. Czasem jest to pomyłka bez znaczenia, cza-
sem decyduje o innym rozwoju, w jej wyniku powstaje osobnik nie-
zdolny do życia. I tak jest najczęściej. Wtedy dochodzi do poronie-
nia lub człowiek ginie na jakimś bardzo wczesnym etapie rozwoju.
Niekiedy pomyłka taka przetrwa i rozwija się osobnik mający jakąś
cechę zmienioną. Jest to tzw. mutant. Jeżeli mutacja ta jest prze-
kazywana dalszym pokoleniom, powstaje zmienność gatunku, oczy-
wiście gdy mutant jest zdolny do życia. Czasem mutacja jest pozytyw-
na, co wykorzystuje się w hodowli, czasem jednak - i chyba czę-
ściej - mutacje są zjawiskiem niekorzystnym.
Wiele mutacji powstaje bez znanych nam powodów. Ale niektó-
re czynniki mogące powodować mutacje znamy. Do nich należy za-
trucie organizmu matki (czy ojca) przez niektóre związki chemiczne,
a także działanie energii jonizującej. To bardzo poważny problem,
już nie teoretyczny i naukowy. Nasza cywilizacja korzysta coraz sze-
rzej z energii jądrowej i pewnie na to jest skazana. Jeżeli tak, to
sprawą zasadniczą dla przyszłości ludzkości jako gatunku jest ochro-
na ludzi przed niekorzystnym wpływem tej energii. Stąd zresztą oba-
wy przed budową elektrowni nuklearnych. Chodzi i o zabezpiecze-
nie przed wpływem odpadków poprodukcyjnych, i przed awariami.

15


Mutacje mogą powstawać także przez oddziaływanie celowe.
Jeżeli uda się zlokalizować gen odpowiedzialny za jakąś cechę, to
można pokusić się o jego zamianę. Można pobrać gen determinujący
jakąś cechę korzystną i wszczepić go w miejsce analogicznego genu,
który jednak decyduje o rozwoju nie tak korzystnym. Można na
przykład pokusić się, by gen odpowiedzialny za odporność na niskie
temperatury wszczepić do komórki, która determinuje rozwój bar-
dzo plennego ziarna pszenicy wrażliwego na zimno; wtedy powstaje
krzyżówka cech dodatnich.
Takie działania są teoretycznie możliwe. Dotyczą one raczej istot
żywych stojących znacznie niżej niż człowiek w rozwoju filogenety-
cznym (gatunkowym) i tego rodzaju zabiegów dokonuje się, jak
dotąd, na bakteriach oraz organizmach mniej złożonych. Jest to tzw.
inżynieria genetyczna.
Możliwości tej dziedziny są duże, za duże, jeśli zważać na poziom
humanistyczny, etyczny i poczucie odpowiedzialności ludzi. Nie ma
co ukrywać. Ludzie mogą pokusić się o wytworzenie osobników,
którzy będą mieli właściwości korzystne z punktu widzenia. . . No
właśnie, z czyjego punktu widzenia? Gdyby takie możliwości mieli
zbrodniarze hitlerowscy czy stalinowscy (ci ostatni genetyki nie lubili
i krwawo j ą zwalczali), to mogliby pokusić się o hodowlę istot ludzio-
podobnych, ale na przykład mających jakieś szczególne cechy - siłę
fizyczną i sprawność robotów przy braku poczucia swej niepowtarzal-
nej wartości człowieka wolnego, twórczego itp.
Na razie w laboratoriach intensywnie pracują uczeni i jedną z ich
trosk jest, by nic się im z laboratoriów nie wymknęło. Bo jeżeli się
wymknie spod kontroli, skutki mogą być nieobliczalne.
Oto z pozoru niewinny eksperyment, jakiego dokonano w Ar-
gentynie na pszczołach. Otóż chcąc wyhodować gatunek pszczół
szczególnie miododajnych, jako produkt uboczny uzyskano ogromną
agresywność tych owadów. Są to pszczoły mordercy. Po wydostaniu
się z laboratorium (a więc było to możliwe?) opanowały one wszy-
stkie pasieki Ameryki Południowej. . . i posuwaj ą się na północ.
Toczy się wielka walka o ich zatrzymanie, by nie dopuścić ich do
Stanów Zjednoczonych, no i do Europy. Czy to się uda? Kto będzie
szybszy: uczeni, którzy teraz gorączkowo usiłują naprawić błąd
genetyczny, czy owe wyzwolone pszczoły?
Oczywiście pszczoły są ważne. Ale można sobie wyobrazić także

inne mutanty, których działanie może być wprost nieobliczalne.
Była teoria, że wirus HIV jest takim mutantem. Nikt tego nie po-
twierdził bez wątpliwości, ale przecież i nie wykluczył.
Co mogą nam zafundować inżynierowie genetyczni? Dobrze, że
żąda się szczególnej odpowiedzialności, ograniczenia eksperymen-
tów.
Ale czy to wystarczy?

























































16 2 - Biologiczne i medycz*e...


II.

ROZWÓJ FIZYCZNY








Kiedyś sądzono, że dziecko jest małym człowieczkiem. Kształtu
człowieka dopatrywano się już w plemniku. Dziś wiemy, że droga od
komórek rozrodczych - poprzez zapłodnienie i zygotę, która w jego
efekcie powstaje - jest długa i skomplikowana. Rozwój ten jest
jednym z tych cudów natury, przed którym możemy tylko z pokorą
skłonić głowę. Mądrość programu rozwoju, jaka jest zdeterminowa-
na genetycznie i zawarta w tych drobinach DNA, mechanizmy za-
pewniające bezbłędną realizację tego programu, zdolność adaptacji
do zmiennych warunków - wszystko to może tylko budzić najwyż-
szy podziw i zachwyt. Ale ani zachwyt, ani szacunek nie zmieniają
naszej postawy, która polega na chęci poznawania tajemnicy życia
i rozwoju. Pewnie (ale to już moja spekulacja) nigdy tej tajemnicy
nie odkryjemy, stale jednak czegoś się uczymy, rozszerzamy nasze
zrozumienie, poznajemy prawa rozwoju i - co ważne - potrzeby
rozwij aj ącego się organizmu.
Człowiek nigdy nie jest zakończonym tworem rozwoju. Zawsze
się zmienia i na każdym etapie rozwoju jest inny. Tę inność trzeba
poznać, nauczyć się widzieć, szczególnie dziecko w każdym okresie
rozwoju. Ta dynamika rozwoju, te przemiany dyktują różne na każ-
dym etapie potrzeby rozwijającego się człowieka. Jeżeli chcemy
uczestniczyć w procesie tworzenia, wspomagać rozwój, to musimy
poznać specyfikę jego poszczególnych okresów.
Ale człowiek to także jednostka, jedność. Każdy następny etap
jest konsekwencją tego wszystkiego, co było przedtem. Dorosły
człowiek jest taki, jakim zdeterminowały go czynniki genetyczne
i rozwój. I o tym też trzeba pamiętać.
Dzieci nie zawsze stanowiły przedmiot żywszego zainteresowania
dorosłych. Rodziło się ich wiele, ale i wiele (niekiedy większość)
z* 19


umierało. Nikt się tym zbytnio nie przejmował. Znalazło to wyraz
w znanych przysłowiach, o których mówimy, że są mądrością naro-
dów: "Co rok - prorok", "Bóg dał - Bóg wziął". Nie było tu miej-
sca na sentymenty, na bliższe zainteresowanie dzieckiem. Jak się
uchowało, wbrew trudnościom i chorobom, to żyło. I kiedy już mo-
gło zacząć uczestniczyć w jakiejś formie pracy, to zaczynało budzić
zainteresowanie otoczenia.
W starożytności dziecko mogło żyć, jeżeli położone u stóp ojca,
zostało przez niego wzięte na ręce. Dopiero w czasie Wielkiej Rewolu-
cji Francuskiej powołano komisję, która miała zbadać warunki życia
w przytułkach. Na czele komisji stał wielki chemik A. Lavoisier,
który po oględzinach orzekł, że przytułki to "jatki rodzaju ludzkie-
go". W warszawskim Domu Sierot księdza Boduina w jednym roku
zmarło więcej dzieci, niż zostało przyjętych (zmarły nie tylko wszy-
stkie nowo przyjęte, ale także kilkoro tych, które przyjęto jeszcze
przed Nowym Rokiem. . . ).
Pediatria jako wyspecjalizowana dziedzina medycyny jest stosun-
kowo młoda. Przedtem dzieci leczyli położnicy. W 1860 r. powstał
pierwszy oddział szpitalny dla dzieci w Krakowie. W innych krajach
działo się to mniej więcej w tym samym czasie. Przełom XIX i XX w.
był okresem, w którym "odkryto" dziecko. Pojawiło się wtedy wielu
badaczy, lekarzy, pedagogów, psychologów. Pojawiły się prace
naukowe, powstawały instytucje zajmujące się dziećmi.
Koniec XIX w. to okres bujnego rozwoju nauk przyrodniczych,
ale nauk o charakterze morfotycznym. Badano prostymi przyrząda-
mi, a badano przede wszystkim wielkość - budowę i strukturę.
Aparatura naukowa nie pozwalała na więcej. Stąd pierwsze prace
dotyczące rozwoju były oparte na badaniach morfotycznych: budo-
wa, wzrastanie, proporcje ciała itp. Niestety, to zauroczenie wskaź-
nikami morfotycznymi trwa do dziś.
Kolejnym etapem były badania fizjologiczne. Znacznie ważniej-
sze niż budowa jest odkrywanie czynności, prawideł działania narzą-
dów, tkanek i ciała jako całości. Te badania nadal się rozwijają,
choć z oporami. Oczywiście, bez poznania budowy trudno zrozumieć
funkcję. Ale morfotyczny stosunek do człowieka tkwi głęboko
w mentalności.
Później pojawił się etap wiedzy biochemicznej. To najgłębszy
pokład wiedzy o człowieku, jaki jest nam dostępny. Choć postępy

20

w tym zakresie są wielkie, na temat biochemii rozwoju wiadomo na-
dal żenująco mało. Jest to ta część wiedzy, która czeka na odkrycie.
Rozwojem i jego badaniem zajmuje się kilka specjalności. Nie-
wątpliwie duży wkład mają tu lekarze, zwłaszcza pediatrzy. I choć
lekarze zawsze bardziej interesują się chorobą niż zdrowiem, wielu
badało rozwój i dokonało poważnych odkryć. Poza lekarzami od kilku-
dziesięciu lat rozwojem zajmują się biolodzy, zwłaszcza antropolodzy.
Trzeba także odnotować wkład wuefowców. W ostatnich dziesiątkach
lat również psycholodzy, odkąd sięgnęli szerzej po wiedzę biologiczną,
zajmują się rozwojem, zwłaszcza małego dziecka - gdy mówimy
o rozwoju psychoruchowym, nie można oddzielić rozwoju fizyczne-
go od psychicznego.
Wyodrębniła się cała gałąź wiedzy, która nawet dopracowała się
swej nazwy: auksologia. Nazwa ta jednak jest znana tylko wąskim
kręgom specjalistów.
Z historycznego obowiązku należy wymienić jeszcze dwa fakty,
które pedagog powinien znać. Otóż choć zainteresowanie dzieckiem
w skali całego społeczeństwa było znikome, to indywidualnie o swe
dzieci ludzie martwili się i troszczyli. Zawsze byli ludzie, dla których
potomstwo było czymś ważnym, jeżeli nie najważniejszym. Ile
w tym było troski o dynastię, dziedziczenie itp., a ile po prostu
ludzkiego ciepła? Trudno ocenić.
Rozwojem interesowali się pierwsi badacze okresu oświecenia.
Encyklopedyści dostrzegali tę problematykę. Najstarsze dane, już
naukowe, pochodzą od wielkiego przyrodnika tego okresu J. Buffo-
na, który w swej Historii naturalnej przytacza wykres rozwoju chłop-
ca - od urodzenia do 17. roku życia. Otóż wykres ten sporządził
pierwszy znany nam badacz auksologiczny, baron B.G. Montbeil-
lard, który co 6 miesięcy mierzył swego syna. Wykres, jaki sporzą-
dzono z tych pomiarów, jest właściwie do dziś aktualny i zdobi pod-
ręczniki o rozwoju. Metoda badań zastosowana przez tego badacza
to tzw. metoda badań ciągłych, jak mówią zakochani w obco brzmią-
cych wyrazach nasi uczeni - badań longitudinalnych. Ciekawe, że
dziś jeszcze można na tej krzywej śledzić prawidłowości rozwoju
osobniczego.
Drugi fakt, który chciałbym odnotować, to udział w rozwoju
nauk o rozwoju polskiego uczonego i popularyzatora wiedzy,
J. Śniadeckiego.

21


m0 Syn de Montbelllarda
1759 -1777


160
* 12o
* 80



ur 7 6 10 !4 IH

* z0


* 16
* 8
ć 4

* ur 2 6 10 lq ;8


Rys. I. Krzywe wzrostu i przyrostu wysokości syna de Montbeillarda (wg J. Tannera)



Warto jeszcze podkreślić wkład wybitnego pediatry J. Bogdano-
wicza, którego zainteresowania dzieckiem zdrowym i jego rozwojem
znalazły wyraz w publikacji Rozwój fizyczny dziecka. Z książki tej
wiedzę o dziecku, jego biologicznym rozwoju i potrzebach czerpały
pokolenia pedagogów.
Jako ciekawostkę warto też wspomnieć, że wielki myśliciel,
lekarz i znawca dzieci J. Korczak (H. Goldszmid), pracuj ąc w domu
dziecka, przez długie lata dokonywał regularnych cotygodniowych
pomiarów wysokości i masy ciała wychowanków. Można wątpić, czy
tak częste pomiary dzieci, które nie znajdują się już w fazie
dynamicznego rozwoju, są konieczne i celowe. Materiałów tych
Korczak nie wykorzystał, chyba nawet nie opracował.




22

l. CZYNNIKI DETERMINUJĄCE ROZWÓJ

Był kiedyś w Warszawie znany badacz rozwoju - J. Tanner. Zapro-
szony na wykład, długo zastanawiał się, co można o rozwoju powie-
dzieć krótko, w ciągu kilkudziesięciu minut. I przedstawił studentom
na tablicy wykres, dając mniej więcej taki komentarz (przytaczam
z pamięci, bo słuchałem tego wykładu):
Dziecko i jego rozwój można przyrównać do lotu pocisku między-
planetarnego. Rakieta, która ma wynieść pocisk, jest zaprogramo-
wana. Układ komputerowy wszystko przewiduje, programuje, de-
terminuje. Teraz trzeba rakietę wyposażyć w środki energetyczne,
mechanizmy, które mają działać sprawnie i wystrzelić. Pocisk leci
wedle zaprogramowanego toru. Ale po drodze napotyka różne nie-
przewidziane czynniki: deszcz meteorytów, przyciąganie innych ciał,
awarie silnika itp. Te czynniki odkształcają tor lotu. Jeżeli nie dzia-
łają zbyt silnie i długo, to pocisk wraca na swój tor, naprowadzony
znowu programem komputera.
Podobnie dziecko. Jest ono zaprogramowane w chwili poczęcia
przez materiał genetyczny rodziców, zawarty w komórkach rozrod-
czych. To program. Tam są zawarte możliwości tego dziecka. Ono
rozwija się i napotyka różne wpływy środowiska. Niedożywienie,
bezmyślne palenie papierosów przez matkę, mniej lub bardziej po-
ważne i długotrwałe choroby. To wszystko, co nie sprzyja rozwojowi
(tu muszę wspomnieć o szkodliwym działaniu szkoły, choć o tym nie
mówił Tanner - A.J.), zaburza tor rozwoju. Jeżeli działanie tych
czynników jest krótkotrwałe, to pół biedy. Dziecko wyrówna sobie
chwilowe zahamowanie tempa wzrastania, nadgoni opóźnienia. Ale
jeżeli czas działania i siła szkodliwego bodźca są zbyt duże, to nawet
po ich ustaniu dziecko nie wyrówna już odkształconej krzywej swego
wzrostu czy rozwoju innych cech. I nie wykorzysta swych możliwości
genetycznie zaprogramowanych.
To porównanie jest wyjątkowo obrazowe, ale i bardzo słuszne.
Dzieci mają wielką zdolność adaptacji. Mogą przejść złe chwile, któ-
re nie zostawią trwałych śladów. Ale nie zawsze.
Nawet bardzo ciężkie przeżycia, długotrwałe niedobory pokar-
mowe (np. pobyt w obozie koncentracyjnym w czasie wojny) może
nie pozostawić widocznych śladów w budowie, a nawet funkcjach
człowieka dorosłego. Takie same okresy niedoborów pokarmowych

23


u dzieci zawsze pozostawią trwałe następstwa: zahamowany wzrost,
zniekształcenia kośćca wskutek krzywicy itp., które nie zostaną
już wyrównane. Tak więc w okresie rozwoju warunki życia muszą
być dostatecznie dobre, by zaprogramowane możliwości, tkwiące
w komórkach rozrodczych, były zrealizowane.
Istnieje wiele schematów mających obrazować wpływ różnych
czynników na rozwój. Przed wielu laty spotkałem prosty schemat
podany przez Amerykanina J. Bauera. Od tego czasu cytuję go
zawsze na wykładach i w książkach, ponieważ wydaje mi się słuszny,
a przy tym bardzo prosty.
Otóż Bauer (rys. 2.) przedstawia dziecko jako okrąg. Wewnątrz
tego okręgu znajdują się czynniki endogenne, czyli wewnątrzpochod-








c*yM* ee*eqe*ne










rmkun*ny ne W y






Rys. 2. Wpływ różnych czynników na rozwój osobniczy człowieka (wg J. Bauera)

ne, które regulują rozwój. Należą do nich: czynniki genetyczne, czyli
to, co dziecko dziedziczy poprzez komórki rozrodcze, oraz układ
sterująco-hormonalny i układ nerwowy. Znajduje się tu jeszcze
jeden element. Bauer określa go jako "end organs", co chyba należy
przetłumaczyć jako "narządy i tkanki". Trzem pierwszym czynni-
kom poświęcam w tej książce wiele miejsca. Wyjaśnienia wymaga
tylko rola narządów i tkanek. Aby dziecko rozwijało się prawidło-
wo, muszą prawidłowo funkcjonować jego układy wewnętrzne. Nie-
doczynność, wada budowy czy choroba jakiegokolwiek ważnego
narządu może całkowicie zaburzyć albo harmonię rozwoju, albo
rozwój. W tym sensie do czynników determinujących rozwój należy
zaliczyć dobry stan zdrowia.

Na zewnątrz okręgu znajdują się czynniki zewnątrzpochodne,
czyli egzogenne. Wpływy te mogą być bardzo różne - korzystne
i niekorzystne, a nawet wprost zabójcze. Przez wiele wieków czło-
wiek żył w warunkach względnej harmonii ze środowiskiem. Ostatni
wiek przyniósł w tym zakresie zatrważające zmiany. Środowisko sta-
ło się zagrożeniem, a niestety nie widać perspektyw, by technokraci,
zapatrzeni w "postęp" techniczny, zechcieli dostrzec i potraktować
poważnie problemy ochrony środowiska. Człowiek znalazł się
w sytuacji "ucznia czarnoksiężnika" - wyzwolone spod jego kontroii
siły, początkowo mu sprzyjające, stały się śmiertelnym zagrożeniem.
Są to sprawy złożone, w naszym kraju szczególnie tragiczne i żenujące.


2. PRZEMIANY W ROZWOJU

W latach trzydziestych XX w. lekarze szkolni zauważyli, że dzieci
i młodzież są wyżsi, a masa ich ciała większa niż rówieśników sprzed
kilkunastu lat. Ale dopiero po drugiej wojnie światowej zaintereso-
wano się ponownie tym zjawiskiem i dziś jest to jeden z lepiej po-
znanych fenomenów rozwoju dzieci i młodzieży. Nazwano to tren-
dem rozwojowym. Przyspieszeniu uległo też dojrzewanie.
Zarówno akceleracja, jak i trend rozwojowy to zmiany z katego-
rii odczuwalnych, mające znaczenie nie tylko teoretyczne. Na pod-
stawie przemian, j akie stwierdzono w ostatnich kilkudziesięciu la-
tach, można przyjąć, że każde pokolenie dojrzewa o rok wcześniej.
Tak wygląda to, jeżeli jako kryterium rozwoju przyjmiemy miesiącz-
kowanie. Miesiączkowanie, zwłaszcza jego pierwsze objawy, tzw.
menarche, jest tym zjawiskiem, które zawsze budziło wiele zaintere-
sowania badaczy. Na ogół dziewczęta, a potem dorosłe kobiety
pamiętają dość dobrze, kiedy po raz pierwszy miesiączkowały. Jest
to po prostu wydarzenie ważne w ich życiu. Dlatego większość badań
dotyczących akceleracji opiera się na oznaczeniu wieku menarche.
Analogiczne zjawisko - pierwsze wytryski nasienia u chłopców
- nie jest tak dobrze zapamiętywane. Chłopcy, nawet zupełnie
młodzi, nie są w stanie podać nie tylko dokładnej daty, ale nawet
przybliżonego czasu, kiedy to się zdarzyło.
Akceleracja dotyczy nie tylko dziewcząt, ale także chłopców.
Można także przyjąć dziś już za pewnik, że nie jest to tylko przyspie-
24 25


szenie dojrzewania. Akceleracja dotyczy wszystkich wskaźników
rozwoju i można ją stwierdzić, porównując różne cechy niemowląt
czy małych dzieci.
Profesor, który uczył mnie podstaw pediatr - W. Szenajch-
był wspaniałym dydaktykiem. Na nasz użytek podawał nam wiele
formułek, które ułatwiały orientację w ocenie rozwoju. Były to for-
mułki proste, łatwe do zapamiętania i bardzo przydatne w praktyce
lekarskiej - nie można przecież mieć przy sobie zawsze tabel, wy-
kresów i podręczników. Dziś jeszcze pamiętam, że:
- niemowlę podwaja swoją masę w ciągu pierwszych 5 miesięcy
życia, a potraja po roku,
- pierwsze zęby wyrzynają się w 6. miesiącu, a potem co mie-
siąc dwa kolejne,
- ciężar dziecka można obliczyć, mnożąc jego wiek przez dwa
i dodaj ąc osiem,
- pierwsze zęby stałe pojawiają się w 7. roku, a kieł, tzw. ząb
trzeci, jest zębem "dwunastego roku", gdyż w dwunastym roku ule-
ga zamianie na stały. . .
Było tych formułek więcej, ale wszystkie one są dziś nieaktualne.
Proszę przyjąć je jako przykład z historii i... nie uczyć się ich na
pamięć. Po prostu dzieci rozwijają się teraz znacznie szybciej.
Badania wykazały, że zmiany w tempie rozwoju i wysokości dzie-
ci, a potem młodzieży są większe w miastach niż na wsi. Im większy
postęp urbanizacji, tym zjawiska te są silniej wyrażane.
Akceleracja jest obserwowana zaledwie od ponad stu lat. Zupeł-
nie nie wiemy, czy trwa dłużej. Chyba nie, bo na przestrzeni wieków
zmiany te musiałyby być wyrażone, tak że nie sposób byłoby ich nie
dostrzec na podstawie przekazów historycznych czy materiału wyko-
paliskowego. Tak więc możemy przyjąć, że jest to zjawisko ostatnie-
go półtora wieku.
Oczywiście, frapującym zagadnieniem jest próba wyjaśnienia
przyczyny. Otóż w literaturze przedmiotu podaje się tak wiele tłu-
maczeń, że wszystkie one wydają się wątpliwe. Po prostu jest ich
zbyt wiele, by były prawdziwe.
Co się wymienia?
Najczęściej - poprawę jakości żywienia. Autorzy na podstawie
różnych materiałów historycznych cytują, co też to dzieci teraz je-
dzą, a co przedtem było spożywane w małych ilościach lub w ogóle

nie spożywane. Jedni przytaczają dane liczbowe na temat wzrostu
spożycia mięsa, inni - cukru. Wszyscy zwracają uwagę na większą
podaż witamin i ogólnie bardziej racjonalne żywienie.
Teoria "żywieniowa" jest bardzo popularna. W większości pod-
ręczników i monografii podaje się ją na pierwszym miejscu. Wydaje
się, że wielu autorów nie ma wątpliwości, że to właśnie żywienie,
a ściśle - jego poprawa zapewniają korzystniejsze warunki rozwoju.
Jest jednak pewna wątpliwość. Otóż w latach trzydziestych opra-
cowano tablice wysokości ciała i masy dzieci. Uczynili to na warszaw-
skim materiale trzej pediatrzy - R. Barański, J. Bogdanowicz oraz
Łomnicki. W roku 1943, czyli w samym "dnie" okupacji, też w War-
szawie, ekipy lekarzy szkolnych zmierzyły i zważyły ponad 50 000
dzieci szkolnych, a materiał ten opracował statystycznie ówczesny
pracownik magistratu, Wanatowski. I okazało się, że dzieci te były
przeciętnie wyższe i miały większą masę ciała niż te z tablic Barań-
skiego, Bogdanowicza i Łomnickiego. Było to zjawisko wtedy nie-
zrozumiałe. Wanatowski o akceleracji nigdy nie słyszał. Wyników
swoich nie podał do wiadomości, obawiał się bowiem, by nie zostały
wykorzystane przez okupanta na użytek propagandowy. Jeszcze
w kilka lat po wojnie inny wielki pediatra, K. Jonscher, wydając
swoją pracę z zakresu pediatrii, wahał się, czy dane Wanatowskiego
można publikować.
Z ciekawości zwróciłem się przed laty do uczestnika tych badań,
K. Mitkiewicza. Okazało się, że prowadził on pamiętnik czy dzien-
nik z okresu wojny i udostępnił mi fragment dotyczący tych badań.
Pisał tam, że co prawda większość dzieci była bardzo zaniedbana,
przeważały sieroty i półsieroty (przynajmniej chwilowe - społecz-
ne), że dzieci były brudne i źle ubrane, ale ekipy badające uderzył
fakt, że były stosunkowo duże i dobrze rozwinięte fizycznie. A warunki
żywieniowe były z całą pewnością złe.
Poza gettem, gdzie w czasie głodu i krańcowej nędzy były prowa-
dzone badania naukowe - i zostały opracowane unikatowe na skalę
światową materiały na temat choroby głodowej - na ogół w złych
warunkach mało kto podejmuje i prowadzi takie przedsięwzięcia,
a jeszcze rzadziej publikuje wyniki. Cytując te materiały, możemy
tylko sygnalizować, że teoria o jedynym wpływie żywienia nie jest aż
tak oczywista, jak się to niekiedy głosi.


Zresztą gdyby nie było wątpliwości, nie byłoby i innych teorii,
które w literaturze się powtarzają.
A więc jest teoria, że zmiany w zakresie rozwoju są powodowane
działaniem naświetlania, po prostu dłuższego oddziaływania światła.
Opiera się to na stwierdzeniu, że właściwie dzień został sztucznie
przedłużony, i to nie tak dawno - dzięki doskonałości oświetlenia
elektrycznego. Używa się tu porównań z roślinami, które naświetla-
ne rosną szybciej (wykorzystuje się to w szklarniach), a także obserwa-
cji z hodowli przemysłowej kur i innego drobiu.
Jest też teoria o wpływie heterozji. Heterozja to zjawisko wy-
korzystywane w hodowli zwierząt, polegające na mieszaniu puli
genetycznej. Obserwacje wykazują, że mieszańce są na ogół większe
i lepiej rozwinięte niż osobnicy z hodowli "wsobnych", czyli tych,
które powstają w wyniku krzyżówek materiału genetycznego stale
w tym samym środowisku, w tej samej, ograniczonej puli genetycz-
nej. Zbadano "promień małżeństwa", czyli odległość (w kilome-
trach) miejsca urodzenia rodziców. Okazało się, że promień ten nie-
pomiernie się wydłużył w ciągu ostatnich dziesiątków lat i że teraz
ludzie żenią się z osobnikami zupełnie sobie "genetycznie obcymi".
Podkreśla się również znaczenie higieny. Już Barański, Bogdano-
wicz i Łomnicki stwierdzili, że dzieci z rodzin mających większe
mieszkania są wyższe i lepiej się rozwijają. Ale czy jest to tylko
kwestia metrażu? Czy wielkość zajmowanego mieszkania nie jest
też kryterium ogólnej zamożności, a może także poziomu kultury
rodziny?
Głoszono pogląd, że dzieci, które mają więcej wrażeń, otrzymu-
ją więcej bodźców psychicznych ze środowiska - rozwijają się lepiej
i szybciej. Czy nie jest tak, że warunki życia w zurbanizowanym śro-
dowisku dostarczają więcej bodźców? Czy nie byłoby to wytłuma-
czenie tego fenomenu, który wynika z badań Wanatowskiego?
Problem jest otwarty. Być może przyspieszenie rozwoju to wynik
nie jednego, pojedynczego czynnika, ale całego ich splotu. Może
jest to wpływ ogólny warunków życia, na które składają się i żywie-
nie, i higiena z opieką lekarską, i wreszcie te inne czynniki, spośród
których dwa przytoczyłem.
Jest ciekawe, że na początku XIX w. obserwowano gwałtowne
pogorszenie się parametrów rozwoju i zdrowia. Był to okres powsta-
wania miast - migracji ze wsi do nowo tworzonych aglomeracji

28

przemysłowych. Kto chce, może sięgnąć do tragicznych opisów
warunków, w jakich ci migranci żyli - pracowali od dziecka w prze-
myśle, po 14 godzin na dobę. Sposób żywienia uległ gwałtownej
anianie, na pewno nie na korzyść. Warunki mieszkaniowe były tragicz-
ne. No i higiena. W tych właśnie czasach narodziła się higiena ko-
munalna, jako reakcja na wysoką zachorowalność i umieralność
ludzi.
Wtedy pojawiły się wielka epidemia gruźlicy, która dziesiątkowa-
ła miasta połowy XIX w., oraz "angielska choroba", czyli krzywica,
która w miastach angielskich była nagminna. . .
Przy poborze rekruta musiano zmienić wymagania. Dolną grani-
cę wysokości ciała jako kryterium poboru obniżono, bo odpowied-
nio wysokich rekrutów po prostu brakowało.
Czy więc nie jest tak, że w początkach i pierwszej połowie XIX w.
mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem "retardacji", jako przeciwień-
stwem akceleracji? W tym czasie wskaźniki rozwoju pogarszały się,
co jest stwierdzone. Potem nastąpiła poprawa sytuacji. Cywilizacja
nabrała bardziej ludzkiej twarzy. Ludzie pracy wywalczyli sobie po-
prawę warunków życia. Nastąpiła adaptacja ludności miejskiej do
nowych warunków, które poprzednio były po prostu bardzo złe. Na-
stąpił rozwój medycyny - bakteriologii, higieny. Poprawiły się wa-
runki leczenia. Rozwinęła się profilaktyka społeczna.
Akceleracja byłaby więc wyrównaniem "dołka" retardacyjnego.
Jeżeli tak, to oczywiście obecne parametry rozwoju mogą być lepsze
niż na początku XIX w., ale istnieje granica akceleracji. Dzieci
w kolejnych pokoleniach nie będą dojrzewały o rok wcześniej, do-
prowadziłoby to bowiem ludzkość do absurdu - dojrzewałyby dzie-
ci już kilkuletnie. A tak na marginesie, to przykłady kliniczne dzieci
z zespołem dojrzewania przedwczesnego, w wieku 3* lat, wskazu-
ją, że istnieją takie możliwości i być może człowiek biologicznie jest
zdolny do dojrzewania znacznie wcześniejszego, niż to ma miejsce
obecnie.
- Oczywiście to wszystko, co podałem wyżej, to próba historyczne-
go wyjaśnienia akceleracji i trendu rozwojowego. To tylko kolejne
hipotezy. Myślę, że jesteśmy jeszcze przed wyjaśnieniem istotnych
przyczyn tych, skądinąd pasjonujących, zjawisk.
ł Jeżeli przyjęlibyśmy założenie, że akceleracja jest przyspiesze-
niem tempa życia, to nie ma podstaw zakładać, że dzieci dojrzewają

29


wcześniej, czyli że rozwój jest przyspieszony, a potem to tempo
maleje. Jeżeli całe tempo życia jest szybsze, to można by obawiać
się, czy ludzie nie będą wcześniej się starzeć. Takie rozumowanie
jest uzasadnione. Szczęśliwie badania wykazały, że wiek przekwita-
nia - klimakterium u kobiet - nie uległ przyspieszeniu, ale opóźnie-
niu. Okazuje się więc, że cała ta "przygoda naszego wieku" z rozwo-
jem nie ma dla nas negatywnych następstw w formie wcześniejszego
przekwitania. Ale jaka jest tu zasługa innych czynników, takich jak
poprawa stanu zdrowia, lepsza opieka lekarska, lepsza higiena itp.-
trudno powiedzieć.
Dla pedagoga, dla polityka, dla teoretyków i praktyków organizacji
życia społecznego zjawisko akceleracji jest ważne i znaczące. Wcze-
śniejsze dojrzewanie powinno pociągnąć za sobą wcześniejsze wcho-
dzenie w świat dorosłych, wcześniejsze przejmowanie ról społecz-
nych itp. To oczywiście zależy przede wszystkim od dojrzewania
psychicznego i społecznego. Ale przecież dojrzewanie psychiczne
i społeczne jest wynikiem systemu wychowania. Tak więc można
stwierdzić, że biologicznie ludzie dojrzewają obecnie wcześnie, mają
możliwości, ba, niekiedy potrzebę (seks) wcześniejszego stawania się
dorosłymi, tylko system wychowania temu przeszkadza. Przepisy
prawne, system oświatowy itp. czas dojrzałości psychicznej przesu-
wają na wiek późniejszy. Jedynie pobór wojskowy, przynajmniej
w Polsce, uwzględnił zjawisko akceleracji i do wojska idą dziewięt-
nastolatkowie, choć przed wojną byli powoływani do służby mężczyźni
21-letni.
Programy szkolne, organizacj a systemu szkolnego, przepisy prawne
i praktyka społeczna powinny uwzględniać zjawisko akceleracji,
rozrasta się nam bowiem kategoria obywateli zwanych młodzieżą,
która przysparza wielu kłopotów i na pewno nie należy do najszczę-
śliwszych.


3. ROZWÓJ DZIECKA

Dla celów praktycznych, a także dydaktycznych rozwój dziecka
dzieli się na kilka okresów. Wielu autorów opracowało własne kon-
cepcje podziałów, opartych na różnych kryteriach, ale w zasadzie
podobnych do siebie.

30

Zwykle w takich przypadkach przychodzi nam z pomocą Świato-
wa Organizacja Zdrowia. Opracowany przez uczonych ekspertów
podział jest powszechnie przyjęty i obowiązuje także w Polsce.
Klasyfikacja obowiązująca w nauce dzieli życie człowieka na dwa
okresy główne:
l. Okres rozwoju wewnątrzmacicznego.
2. Okres życia pozałonowego.
Okres wewnątrzmaciczny dzieli się na:
- okres embrionalny, czyli zarodkowy - pierwsze 8 tygodni,
- okres płodowy - od 9. tygodnia do porodu.
Okres życia pozałonowego dzieli się na:
- okres noworodkowy - do 28. dnia życia,
- okres niemowlęcy - do końca 1. roku,
- okres poniemowlęcy, zwany niekiedy (strasznie!) żłobko-
wym - do końca 3. roku,
- okres przedszkolny - do końca 6. roku,
- okres wczesnoszkolny lub młodszy wiek szkolny - o granicy
płynnej, do pojawienia się objawów dojrzewania płciowego,
- okres dojrzewania, zwany niekiedy dorastaniem,
- okres młodzieńczy.


Rozwój wewnątrzmaciczny

Określenie to nie jest zupełnie słuszne. Pierwsza faza rozwoju,
a więc zapłodnienie i pierwsze podziały zygoty (zapłodnionego jaja),
odbywa się zwykle w jajowodzie. Do macicy dociera już cała grupa
komórek, która rozwinęła się z zygoty; teraz zaczyna się rozwój
wewnątrzmaciczny.
Macica jest wspaniałym "pomieszczeniem" dla rozwoju nowego
człowieka. Jest to wór mięśniowy o ogromnej zdolności do zmieniania
swych wymiarów. Wielkości małego jabłka w warunkach spokoju, do-
chodzi do takich rozmiarów, że zawartość przekracza 10 litrów. Po
porodzie bardzo szybko następuje inwolucja macicy i powrót do roz-
miarów normalnych.
Błona śluzowa macicy pod wpływem hormonów ulega przerosto-
wi, rozpulchnieniu i przekrwieniu. Stanowi poduchowaty miękki
twór, który stwarza idealne warunki do inplantacji embrionu. Pierw-

31


szy okres rozwoju następuje w warunkach wrośnięcia embrionu
w błonę śluzową macicy; odżywianie odbywa się poprzez bezpośred-
nie opłukiwanie przez krew matki. To trwa do czasu wytworzenia
łożyska. Od tego momentu mówimy już o rozwoju płodu, a nie
embrionu (zarodka). Łożysko jest wytworzone w 2. miesiącu ciąży.
Łożysko to narząd "sezonowy", który funkcjonuje do urodzenia
dziecka. Rozwija się z tkanek płodu i matki, ale tak, że chociaż
powierzchnia stykania się naćzyń krwionośnych jest bardzo duża, to
łożysko stanowi nieprzenikliwą barierę dla ciał upostaciowanych
(krwinek) i pełni funkcje wybiórcze. Nie jest biernym filtrem. W łoży-
sku następuje, poprzez dyfuzję przez ściany naczyń, przekazywanie
substancji odżywczych i tlenu z krwi matki do krwi płodu. Płód od-
daje dwutlenek węgla i, z osocza krwi, substancje przemiany mate-
rii, które są mu niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Poprzez barierę
łożyska przenikają hormony, które sterują rozwojem dziecka, aż
jego własne gruczoły podejmą dostatecznie efektywną działalność.
Potem, pod koniec ciąży, współpraca hormonalna jest już obustron-
na - niekiedy dziecko (np. w cukrzycy) wytwarza hormony w dużych
ilościach, nie tylko na użytek własny, ale i matki. Po porodzie może
z tego wyniknąć powikłanie, dziecko jest bowiem nastawione na
nadmierną produkcję, która dla niego samego jest niepotrzebna,
a nawet obciążająca.
Poprzez łożysko nie przenikają drobnoustroje, poża nielicznymi,
które mogą wywoływać choroby wrodzone. Tak dziej e się w przy-
padku kiły wrodzonej, kiedy to krętki blade - stosunkowo duże
bakterie - są w stanie sforsować barierę łożyska. Dyskutuje się
obecnie, czy wirusy HIV (wywolujące AIDS) mogą przez łożysko
przeniknąć i czy mogą dawać zakażenie wrodzone. Bo inną sprawą
jest zakażenie w czasie porodu, kiedy to struktury łożyska ulegają
mechanicznemu uszkodzeniu i wtedy drobnoustroje mogą łatwo
przeniknąć do krwiobiegu płodu.
Łożysko już rozwinięte stanowi okrągły twór o średnicy ok. 20 cm
i grubości ok. 2 cm. W środkowej części jest pępowina, która wnika
do łożyska i zaraz dzieli się na liczne, mniejsze naczynia krwionośne.
Pępowina to przewód o średnicy palca. Składa się ze spiralnie skrę-
conych naczyń krwionośnych płodu. Naczynia te jakby wypełniają rurę
pępowiny z tworem galaretowatym, zwanym galaretą Whartona. Ta
substancja stanowi element sprężysty i chroni naczynia pępowiny

Szour pępowinowy




ł.ożysko




























Rys. 3. Pozycja płodu w przebiegu ciąży:
po 7 miesiącach i tuż przed porodem (li-
nia przerywana oznacza kształt brzucha
w stanie skurczu podczas porodu)



3 - B;ologiczne i medyczne. . .
*i ";*, *


przed uciskiem; naczynia nie zostają zamknięte ani pod wpływem
umiarkowanego ucisku, ani zapętlenia i zawęźlenia pępowiny. Pępo-
wina, której długość wynosi 60 cm, umożliwia swobodne poruszanie
się płodu wewnątrz macicy. Takie poruszanie się przypomina "orbi-
towanie" kosmonautów poza sputnikiem - swobodne, ale człowiek
jest połączony z pojazdem życiodajnym przewodem.





a z 3




Człowiek










'o
Krółik












Q.
Kura
















sałama*dra









Ryba





* ' 34

Rys. 4. Porównanie trzech analogicznych faz rozwoju zarodków kręgowców

Rozwój zarodka, a potexn płodu jest jednym z cudów natury.
Odbywa się zawsze jednakowo i zawsze celowo. Tylko w wyjątko-
wych przypadkach może być zaburzony. Jakie są mechanizmy kieru-
jące tym rozwojem - nie wiemy. Znany jest tylko kod genetyczny,
który zapewne zawiera jakieś informacje sterujące rozwojem. Nie
jest to jednak chyba ani mechanizm jedyny, ani wystarczający.
Tempo rozwoju zarodka jest zawrotne. Masa zarodka 4-tygod-
niowego jest 10 000 razy większa niż zygoty. Ale przyjmowanie
kryteriów morfotycznych, opierających się na pomiarze masy i wymia-
rów, jest działaniem żałośnie prymitywnym. Znacznie ważniejsze
jest to, co następuje w zakresie kształtowania się struktur, różnico-
wania komórek i tkanek, wytwarzania narządów.
W 3. tygodniu zarodek ma już ok. 2 mm. Wytwarza się pierwot-
n" cewka naczyniowa, z której w następnym tygodniu u*ształtuje się
serce. W 4. tygodniu zarodek ma już zawiązki mózgu, oczu, żołąd-
ka, nerek, a serce rozpoczyna pracę, wykonując ok. 60 skurczów na
minutę. Od tego momentu będzie ono już biło do końca życia.
Na tym etapie rozwoju zarodek ludzki jest prawie nie do odróż-
nienia od zarodków innych kręgowców - królika, kury czy ryby.
Duże podobieństwo będzie można jeszcze stwierdzić na dalszych
etapach rozwoj u, równocześnie j ednak różnice będą coraz większe.
Twarz wykształca się ok. 7.-8. tygodnia, w tym też czasie roz-
wój układu mięśniowego i nerwowego stwarza możliwości wykony-
wania pierwszych ruchów, już samodzielnych. W 3. miesiącu można
określić płeć dziecka. Płód porusza się dość energicznie, ale jego wy-
miary są zbyt małe, by matka mogła to odczuwać. Ma wtedy ok.
8 cm długości, ma wykształcone już prawie wszystkie narządy we-
wnętrzne. Zostaje ukończony ważny okres rozwoju, tzw. organo-
geneza. Ta faza rozwoju, która kończy się w 4. miesiącu ciąży, jest
okresem szczególnie krytycznym. Tworzące się narządy są szczegól-
nie wrażliwe na czynniki szkodliwe. Właśnie w okresie organogenezy
działanie czynników szkodliwych, takich, które nie zostaną "wyhamo-
wane" przez barierę łożyska, może zaburzyć harmonijny rozwój
narządów, prowadząc do powstawania wad wrodzonych nie determi-
nowanych genetycznie (zaburzenia w strukturze chromosomów), ale
wynikających z nieprawidłowego przebiegu rozwoju.
Z tych powodów pierwsze miesiące ciąży są wyjątkowo ważne
i w tym czasie organizm matki powinien być szczególnie chroniony.

3* 35


Nie jest to proste, bo w pierwszych tygodniach kobieta najczęściej
po prostu nie wie, że jest w ciąży. Świadomość tego faktu może
rodzić się dopiero wówczas, kiedy w oczekiwanym terminie nie
wystąpi miesiączka. Ale to też dopiero podejrzenie. Tak więc
w pierwszym okresie nie ma sposobu unikać szkodliwych oddziały-
wań na płód. W dalszym okresie wie już o ciąży kobieta, nie wie
otoczenie. Pomoc i opieka nad ciężarną zaczyna się dopiero w okre-
sie zaawansowanej ciąży. Prawda, że kobiecie jest wtedy szczególnie
trudno poruszać się z powodu znaczącego bagażu, jaki dźwiga
w brzuchu (owe 10 litrów!), ale dla płodu okres najważniejszy już
minął.
Ważna jest przeto znajomość czynników, które mogą prowadzić
do powstawania wad wrodzonych, nieprawidłowego kształtowania
się narządów w okresie organogenezy.
Zaliczamy do nich niektóre zakażenia - przede wszystkim wiruso-
we, a klasycznym przykładem jest tu różyczka. Ta skądinąd łagodna
choroba epidemiczna dzieci, u kobiety w pierwszych miesiącach
ciąży (organogeneza!) może i często wywołuje wady rozwojowe.
Chorób takich jest więcej. Być może niemałą rolę odgrywa zwykła
grypa, a nawet kilka chorób odzwierzęcych, które w normalnych wa-
runkach mają u ludzi przebieg subkliniczny (bezobjawowy).
Do czynników uszkadzaj ących zaliczamy wpływ energii j ądrowej
i promiennej (prześwietlenia diagnostyczne!), toksyny chemiczne.
Tu należy wymienić przede wszystkim toksyny zawarte w dymie
tytoniowym - to ok. 200 substancji chemicznych, z których wiele
jest wyjątkowo szkodliwych (związki cyjanowodoru, nikotyna).
Człowiek współczesny ma do czynienia z wieloma związkami chemi-
cznymi, także syntetycznymi (rozpuszczalniki, lakiery, detergenty
itp.). Wiele z nich przechodzi poprzez barierę łożyska i może zaburzyć
rozwój płodu.
Od czasu słynnej afery z talidomidem wiadomo, że wiele substan-
cji farmakologicznych mających zastosowanie w leczeniu ludzi może
- i ma - działania teratogenne (wywołujące zaburzenia rozwo-
ju). Dlatego w okresie ciąży, zwłaszcza w organogenezie, kobie-
ta powinna znajdować się pod szczególną ochroną, a leki zażywać
tylko w sytuacjach koniecznych, i to na zlecenie doświadczonych
lekarzy.

* * 36

0 15 21 30 45 60
Dni
Rys. 5. Okres rozwoju, w którym szczególnie łatwo powstają poszczególne wady (wg
Tuchmanna-Duplessisa,1969)
























4 6 8
Miesiące
Rys. 6. Okresy formowania się niektórych wad rozwojowych u płodu (wg Tuchman-
na-Duplessisa,1969)


Dalszy okres rozwoju wewnątrzmacicznego to już doskonalenie
struktur i trening do samodzielnego życia. Dziecko rośnie, choć już
nie tak szybko, jak w pierwszym okresie. Jest dobrze zlokalizowane-
wewnątrz macicy znajduje się znaczna ilość wód płodowych, które
zapewniają stałą ciepłotę, środowisko dostatecznego nawilgocenia
oraz ochronę mechaniczną przed urazami, jakie poprzez powłoki
brzucha mogłyby się zdarzyć. Poza tym środowisko wodne stwarza
warunki do poruszania się. Już od piątego miesiąca ciąży matka
wyraźnie czuje ruchy płodu i niekiedy określa, że "dziecko kopie".
Trudno ustalić, czy rzeczywiście czuje ona ruchy nóg. . . Dziecko
wykazuje aktywność i, co ciekawe, reaguje także na stresy matki.
Między matką i dzieckiem nie ma łączności nerwowej, jest tylko
więź chemiczna - hormonalna. Być może stres matki związany z re-
akcją hormonalną przenika poprzez łożysko do płodu. Jest to pierw-
sze emocjonalne współdziałanie matki i dziecka. Informacje w drugą
stronę są bardziej skąpe. Matka może tylko odbierać sygnały dziecka
poprzez jego aktywność ruchową. Lekarz może wiedzieć więcej,
rejestrując tętno płodu, ale nasza wiedza na temat tego, co dzieje się
z dzieckiem, jest skąpa. A pewnie i dzieje się, w naszym pojęciu,
niewiele, dziecko ma bowiem "inne kłopoty" - tempo rozwoju jest
wielkie i wymaga biologicznego wysiłku.
W ostatnim okresie ciąży dziecko wykonuje już nie tylko ruchy
poprzez skurcze mięśni, zaczyna wykonywać ruchy "oddechowe".
Oczywiście zamiast powietrza do płuc w minimalnej ilości dostają się
wody płodowe. I jest to ważny trening dla mięśni oddechowych,
które od chwili urodzenia muszą zacząć doskonale funkcjonować,
i to bez żadnej przerwy. . . Pracują już także nerki - choć składniki
odpadowe są filtrowane głównie w łożysku, to jednak i nerki wyko-
nują pracę, taką bardziej ćwiczebną i nie niezbędną "na dziś", ale
znów ważną w sensie przygotowania do samodzielności. Dziecko od-
daje pewną ilość moczu do wód płodowych, potem te wody łyka,
aspiruje do płuc itp. Prawda, że jest tego niewiele i że jest to absolut-
nie sterylne, ale zawsze. . . Przewód pokarmowy, choć też działa,
produkuje tylko niewiele kału, zwanego na tym etapie smółką, i tej
smółki dziecko nie wydala przed porodem. Dzieje się tak jednak,
gdy płód jest uszkodzony, najczęściej brakiem tlenu. Wtedy wody
są, jak to mówią położnicy, "brudne", świadcząc o dramatycznych
przeżyciach dziecka. Ale to jest już patologia.

Co dziecko czuje? Nie wiem i nie wierzę, by ktokolwiek mógł to
wiedzieć. "Głęboka psychoanaliza", spekulacje na temat "psycholo-
gii płodu" są to rozważania, które u mnie budzą wątpliwości. Nie
Sądzę, by nie istniało jakieś życie psychiczne płodu - takie rozumo-
wanie byłoby bez sensu. Jeżeli nerki i mięśnie ćwiczą się, to na pew-
no ćwiczy się i mózg. Tylko że liczba bodźców zewnętrznych jest tak
mała (i dobrze, tak ma być!), a nasze możliwości dotarcia do tego
pokładu świadomości - ograniczone. Myślę, że trzeba zajmować się
dziećmi więcej i wcześniej, niż to jest praktykowane. Tylko chciało-
by się, by to zajmowanie się miało wymierny charakter naukowy,
a mniej legendarno-fantastyczno-spekulacyjny.
Ot, i doszliśmy do niezwykle ważnego i dramatycznego wydarze-
nia, jakim jest poród.


Poród


Ciąża trwa ok. 266 dni od owulacji, i to jest właściwy czas rozwoju
wewnątrzmacicznego. Od ostatniego miesiączkowania upływa okres
ok. 280 dni. I nikt właściwie nie wie, dlaczego poród zaczyna się
właśnie wtedy, a nie parę dni wcześniej czy później. Oczywiście,
powiemy zaraz, że jest to program genetycznie uwarunkowany,
zawarty w informacji DNA. I to jest pewnie prawda, tylko że nie
mówi nam to nic o "cynglu" czy "spuście", który jest pierwotnym
bodźcem do uruchomienia cyklu działań hormonalnych. Bo jaki jest
mechanizm wyzwalający skurcze mięśnia macicy - to już wiemy.
Więc kiedy już "ciąża dojrzeje" do porodu, zaczynają się skurcze
macicy. Ten worek mięśniowy ma nieprawdopodobną siłę - całe
szczęście, że płód znajduje się w wodzie, która, jak wiadomo, jest
nieściśliwa i nie przenosi ciśnienia. Dlatego jajo płodowe, a w nim
płód wraz z wodami, zamknięty w worku błon płodowych, poddany
wielkiemu ciśnieniu nie ulega uszkodzeniu. Natomiast rozpycha
ujście macicy i w ten sposób przygotowuje drogę dla porodu.
Organizm matki szykuje się do tego już wcześniej. Następuje
częściowe odwapnienie kości miednicy, rozluźnienie i uelastycznie-
nie więzadeł. Mimo tego poród nie jest prosty i łatwy.
Otóż jest on zjawiskiem fizjologicznym, czyli kobieta-matka
i płód-dziecko tak są skonstruowane, że poród powinien odbyć się

3g 39


szczęśliwie i bez żadnych powikłań, więcej - bez niczyjej pomocy
z zewnątrz. Tak powinno być. Można by rzec, że wzorem niektórych
cywilizacji pierwotnych kobieta powinna "załatwić to", nikogo nie
kłopocząc. Przecież w niektórych kulturach kobieta, by urodzić,
idzie w dżunglę, a mąż kładzie się w chacie i stęka. . . Potem przyjmu-
je prezenty, a kobieta ukradkiem przemyka się do szałasu.
No, to już pewnie przesada. Zwłaszcza z tą dziwną i niezasłużoną
rolą, jaką odgrywa mężczyzna. Ale świadomość tego, że poród
jest czymś absolutnie normalnym, powinna towarzyszyć wszystkim
kobietom. Jest to najlepsza profilaktyka i bólów porodowych, i lęków
przed porodem.
Tyle że człowiek odszedł daleko od swych pierwotnych wzorów
i życie sobie dość dokładnie pogmatwał. Stąd może i trzeba porodem
się zajmować, a nawet stwarzać coś na wzór straży pożarnej. Nor-
malnie kobiet" urodzi sama i nie potrzebuje pomocy. Ale jeżeli
j uż tej pomocy potrzebuj e, to musi otrzymać j ą szybko, fachową
i skuteczną.
Poród jest zjawiskiem normalnym, jednak przed kilkudziesięciu
laty któryś z (zapomnianych już z nazwiska) wielkich lekarzy powie-
dział, że nigdy człowiek nie jest tak bliski śmierci jak w chwili, kiedy
się rodzi. I była to kiedyś prawda, a dziś? Może już nie tak bardzo
aktualna, ale przecież...
Umieralność okołoporodowa jest nadal największą w całym
okresie życia ludzkiego, a obniżenie jej napotyka największe trud-
ności. Ale na czym polega to zagrożenie, a więc na czym ma polegać
jego profilaktyka, powiemy dalej.
Do porodu płód ustawia się w sposób charakterystyczny i wzglę-
dnie stały - główką do przodu. Jest to prawidłowe i najkorzystniej-
sze. Główka jest największa, dziecko idzie więc do kanału rodnego
największym wymiarem. Jeżeli przeciśnie się główka, to węższe czę-
ści ciała - barki, biodra i nogi - już rodzą się szybko, prawie gwał-
townie. Odwrotny układ nie rokuje tak korzystnego przebiegu. Jeżeli
rodzi się dziecko nóżkami, to nóżki mogą przejść stosunkowo łatwo,
tak samo biodra i barki, a poród zatrzyma się na główce, która
utknie i - co gorzej - uciśnie pępowinę. Wtedy dziecko zostanie
pozbawione tlenu - następuje niedotlenienie, trwające krócej lub
dłużej. I to jest groźne. Bywa także ułożenie pośladkowe - dziecko
rodzi się jakby złożone, jak zamknięty scyzoryk. Może być też położe-

40

Rys. 7. Poród


























nie poprzeczne, które w ogóle uniemożliwi poród i wymaga obrotu
dziecka lub zabiegu operacyjnego (poprzez powłoki brzuszne można
niekiedy dziecko obrócić i ustawić główką do ujścia).
Sam poród dzieli się n" trzy fazy. Pierwsza to wstępne skurcze
macicy, aż do rozwarcia ujścia szyjki i tzw. ustalenia się główki, czyli
wejścia jej do kanału rodnego. Druga, najważniejsza faza porodu to
przejście główki, a za nią całego ciała przez kanał rodny, z wykona-
niem przy tym trzech obrotów. Faza trzecia polega na urodzeniu
łożyska. Odklej" się ono pod wpływem skurczów macicy i zostaje
wydalone na zewnątrz.
Czas trwania porodu jest różny. Kiedy rodzi tzw. pierwiastka,
jest znacznie dłuższy. Kolejne porody trwają coraz krócej. Bardzo
krótkie porody, tzw. uliczne (gdyż często położnica nie zdąży dotrzeć
do szpitala), nie są zbyt korzystne, również dla dziecka.

41


W czasie porodu najważniejsza jest walka z niedotlenieniem
płodu. Skurcze macicy powodują zaciskanie naczyń krwionośnych
łożyska i przez to utrudnione krążenie. Jeżeli są częste i długotrwa-
łe, mogą prowadzić do niebezpiecznego niedotlenienia. Jeżeli zaist-
nieje taka sytuacja, trzeba dziecku dostarczyć tlen lub przyspieszyć
poród. Niekiedy są wskazania do wykonania zabiegu - cesarskiego
cięcia. Dlaczego ono się tak nazywa, nie bardzo wiadomo, może po
prostu z łaciny ("cesum" - cięcie).
Jak można zorientować się, czy stan niedotlenienia dziecka jest
groźny? Wskazówką może być obserwacja tętna płodu, wysłuchiwa-
nego poprzez powłoki brzuszne matki (nie pomylić z tętnem matki.).
Jeżeli tętno to ulega zwolnieniu, jeżeli występują wahania w jego
szybkości - są to wskazówki, że płód jest niedotleniony.
Cesarskie cięcie polega na operacyjnym wyjęciu dziecka z brzucha
matki, ściślej - z macicy. Jest to zabieg ze względów technicznych
bardzo prosty. Kiedyś kobieta mogła tylko raz rodzić w ten sposób,
obecnie nie ma takich trudności. Ryzyko zabiegu w normalnych wa-
runkach jest znikome.
Dziecko po urodzeniu jest z matką nadal połączone pępowiną.
Odbywa się nadal krążenie. I choć dziecko na skutek szoku termicz-
nego (różnica temperatur między ciałem matki a środowiskiem-
lSoC, a dziecko nie ma jeszcze w ogóle doświadczeń z wahaniami
ciepłoty otoczenia!) wykonuje pierwszy wdech i zaczyna oddychać,
to przez jakiś czas jeszcze jest chronione jakby przez dodatkowe
urządzenie, czyli krążenie łożyskowe. Pierwszy wdech, zwykle połą-
czony z krzykiem dziecka, prowadzi do upowietrznienia pęcherzy-
ków płucnych. To dzieje się stopniowo, ale szybko. Płuca po kilku
wdechach są już gotowe do całkowitego przejęcia funkcji zasadni-
czej - funkcji dostarczenia tlenu.
Kiedy już dziecko oddycha samodzielnie, tętnienie pępowiny
ustaje i wówczas trzeba ją przeciąć. Podwiązuje się końce pępowiny
tasiemką, choć przecięte niezbyt ostrym narzędziem naczynia (prze-
cina się je nożyczkami) ulegają obkurczeniu i stają się niedrożne.
Od chwili przecięcia pępowiny dziecko zaczyna już samodzielne
życie. Jest to samodzielność raczej biologiczna, bo ludzki noworo-
dek nie jest w stanie sam egzystować. Nawet takich czynności, jak
utrzymanie stałej ciepłoty - bez okrycia, nie jest w stanie zrealizo-
wać. . . Nie ma mowy o samodzielnym odżywianiu się czy poruszaniu.

42

Zależność jest kompletna. Ale chciałbym przestrzec sceptyków,
którzy uznaliby, że poród jest przedwczesny - noworodek mógłby
rodzić się później i być dojrzalszy. Dojrzewanie człowieka - jak
zobaczymy - jest zjawiskiem bardzo długim i skomplikowanym, ale
trzeba pamiętać, że w chwili urodzenia dziecko przejmuje na siebie
wszystkie czynności fizjologiczne, a to nie jest mało. Wiele dzieje się
w krążeniu. Układ krążenia płodowego różni się dość zasadniczo od
krążenia pozałonowego. Dochodzi więc do szybkich zmian. Obkurcza
się przewód tętniczy Botala, zamyka raz na zawsze otwór owalny, do
tej pory łączący przedsionki serca. Zmienia się układ ciśnienia
w wielkich naczyniach. Wszystko to łatwo powiedzieć, ale dla dziecka
mającego zaledwie 3 kg to wielkie zadanie.
Jeszcze kilka słów o porodzie jako o zjawisku psychospołecz-
nym. Otóż poród jest dla matki poważnym przeżyciem. Kobieta pod
wpływem szoku porodowego niekiedy do swego dziecka odnosi
się z mniej lub bardziej ukrywaną niechęcią. Zmęczona porodem,
a może pod wpływem przełomu hormonalnego związanego z porodem,
matka może niekiedy wykazywać nawet pewne zaburzenia psychiczne,
niekiedy, w krańcowej formie, zwane psychozą porodową. Dlatego
w kodeksie karnym wielu krajów, w tym i polskim, jest taki para-
graf, który określa zbrodnię dzieciobójstwa jako "zbrodnię uprzywi-
lejowaną". Jest to jedyny przypadek, kiedy kara za dzieciobójstwo
jest symboliczna. Tylko że ten przywilej trwa krótko, gdyż i psycho-
tyczny wpływ porodu trwa krótko - kilka dni.
Jest więc poród nie tylko problemem biologicznym, medycznym,
ale także psychospołecznym. Kiedyś porody odbywały się w domu.
Była instytucja położnych rejonowych i kobieta w ciąży zgłaszała się
do takiej położnej przed porodem. Ta przygotowywała i ją, i miesz-
kanie, a także rodzinę do porodu. Jak wszystko było gotowe, położ-
na czekała na wezwanie. Kiedy akcja porodowa zaczynała się, szła
do domu położnicy i odbierała poród. Niekiedy pomagał ojciec,
choć było to wydarzenie raczej wyjątkowe. Po porodzie położna
uczyła matkę, jak pielęgnować dziecko, opiekowała się nią oraz
dzieckiem przez pierwszy miesiąc i była nie tylko pomocą technicz-
ną, ale i wychowawczynią, nauczycielką.
Porody w domu przeszły do historii. Służba zdrowia szczyci się
wysoką liczbą porodów odbywanych w szpitalach. Jest to ważne ze
względu na ewentualną patologię porodu. W przypadkach nagłych

43


tylko w szpitalu można rodzącej, czy dziecku, udzielić skutecznej
pomocy. Bywa, że najszybsze pogotowie ratunkowe może nie zdążyć.
Najczęściej jest tak w przypadkach gwałtownych krwotoków, gdy
mamy do czynienia z tzw. łożyskiem przodującym - łożysko jest
tak przyklej one do ścianek macicy, że zarasta j ej uj ście.
Tylko że patologia porodów ma miejsce rzadko. Większość poro-
dów odbywa się sprawnie i bez powikłań. A powikłaniem może być,
niestety, zakażenie szpitalne. To niebezpieczeństwo czyha na wiele
kobiet rodzących, a niekiedy na noworodki. Epidemie zakażeń no-
worodkowych są czymś nieprawdopodobnie tragicznym. To wybu-
cha jak pożar. Umieralność noworodków jest w takich przypadkach
prawie stuprocentowa. Przepełnione szpitale zwiększają zagrożenia.
Ich niedostateczne wyposażenie, brak personelu, zwłaszcza tego,
który odpowiada za czystość, stanowią o niebezpieczeństwie. Dlate-
go należy zastanowić się, czy nie byłoby dobrze wrócić do tradycji
porodów w domu.
Są jeszcze inne argumenty, które decydują, że na Zachodzie,
w krajach o wysokiej zamożności, porody coraz częściej odbywają
się w domu. Są to powody psychologiczne. Coraz częściej też przy
porodzie chcą być ojcowie, ale w szpitalu nie są najchętniej widziani.
I bez ojców jest tam tłok. Jeżeli poród jest w domu, to ojciec może
w nim uczestniczyć. Poza tym bardzo ważny jest stały kontakt matki
z dzieckiem. Otóż w lęku przed infekcją w szpitalach dzieci izoluje
się od matek. Matka otrzymuje dziecko na krótko tylko w porze
karmienia. To bardzo mało. Dzieci są w osobnych salach. To prawda,
że one na tym etapie głównie śpią. Ale matki nie śpią. Matka powinna
mieć jak najbliższy i stały kontakt z dzieckiem. I ona od początku-
ewentualnie przy pomocy ojca - powinna dziecko pielęgnować, jak
tylko jest do tego zdolna. Instynkt macierzyński nie jest niczym
wrodzonym. To zjawisko kształtuje się na skutek kontaktu matki
z dzieckiem. Owa niechęć matki do dziecka, o której pisałem, nie jest
zjawiskiem częstym. A może nie jest tylko często wyrażana? Tak czy
owak, dziecko powinno od urodzenia być przy matce tak długo, jak to
jest możliwe. Myślę, że czas zaraz po porodzie jest takim okresem kry-
tycznym. Teraz właśnie zaczyna się kształtować więź emocjonalna,
która będzie stanowić o szczęściu dziecka, ale przecież także o emo-
cjach matki. Myślę, że jest to bardzo istotny czynnik.

Okres noworodkowy

Noworodkiem nazywamy dziecko od urodzenia do ukończenia 28
dni. Donoszony ma przeciętną wagę powyżej 3,5 kg. Norma jest tu
dość szeroka. Dopiero noworodek poniżej 2,5 kg jest traktowany
jako wcześniak.
Trochę trudniej jest z określeniem długości ciała. Noworodek
ma wzmożone napięcie mięśniowe - przykurczone kończyny. By go
zmierzyć, trzeba mu wyprostować nogi. W literaturze podaje się, że
noworodek ma ok. 50 cm długości.
W ciągu pierwszych dni życia noworodek traci ciężar. Ten "fizjolo-
giczny spadek wagi" wynosi do 10% i jest spowodowany: oddaniem
moczu i pierwszego stolca, wysychaniem pępowiny i całej skóry,
usunięciem mazi płodowej. Poza tym w pierwszych dniach noworodek
bardzo mało je (ściślej - pije). Po kilku dniach zaczyna przybierać
na wadze, tak że ok. 7.-10. dnia życia wyrównuje masę urodzenio-
wą, a potem już zawsze, póki dziecko jest zdrowe, przybywa mu ki-
logramów.
W pierwszych chwilach życia sprawą zasadniczą jest ocenić, czy
dziecko jest zdrowe. Są dwa główne niebezpieczeństwa: ujawnienie
się wad wrodzonych i uraz porodowy.
Wady wrodzone były już omówione. Na skutek ścisłej koopera-
cji z matką płód może rozwijać się prawidłowo nawet z dużą i ciężką
wadą wrodzoną, np. z wrodzonym brakiem nerek, zarośniętym
przewodem wątrobowym, zarośniętym i niedrożnym jelitem itp.
Wszystko to może ujawnić się dopiero po urodzeniu. Niekiedy też
nie od razu, ale dopiero po pewnym czasie. Noworodki wyjątkowo
dobrze znoszą zabiegi operacyjne. Sam pamiętam zabieg udrażnia-
nia zarośniętego odbytu, kiedy noworodek po prostu zasnął. . .
Jest ważne, by wadę wrodzoną wykryć j ak najwcześniej i j eżeli
konieczna j est operacj a - wykonać j ą j ak najprędzej.
Niebezpieczeństwo urazu porodowego wiąże się przede wszystkim
z niedotlenieniem. Patologia łożyska, choroba matki, wreszcie przecią-
gający się lub patologiczny poród mogą spowodować niedotlenienie,
a przez to zwiększoną kruchość naczyń krwionośnych mózgu. W tej
sytuacji uraz porodowy związany z mechnicznym uciskiem i odkształce-
niem główki może doprowadzić do pęknięcia naczynia krwionośnego
i w konsekwencji do powstania krwiaka wewnątrzczaszkowego.

44 45


Najczęściej dzieje się to pod oponą pajęczą, a ucisk krwiaka na
powierzchnię mózgu może doprowadzić do groźnych następstw.
Dziecko może urodzić się w tzw. zamartwicy bladej. Jest ono wtedy
blade i wiotkie. Nie oddycha i wymaga mniej lub bardziej intensyw-
nych zabiegów cucenia. Zabiegi te były kiedyś dość energiczne i bru-
talne - klapsy, szturchania, kąpiele w zimnej wodzie, a nawet
pomachiwania dzieckiem. Wszystko to jest błędem i tego już nikt
nie robi. Energiczne działanie na dziecko może doprowadzić tylko
do pogorszenia sytuacji, pogłębienia urazu i zwiększenia wymiarów
krwiaka. Jedynym uzasadnionym sposobem udzielania pomocy jest
reanimowanie - podawanie tlenu, tak jak każdemu nieprzytomnemu.
Następstwa wylewu śródczaszkowego mogą być bardzo różne.
Nie zawsze istnieje korelacja między obrazem klinicznym w chwili
ur*dzenia a późnymi następstwami. Zdarza się, że ledwie klinicznie
podejrzewany wylew daje poważne zaburzenia rozwojowe, zmiany
neurologiczne itp. Kiedy indziej burzliwie przebiegający wylew
w wieku późniejszym albo objawia się niegroźnie, albo w ogóle nie
pozostawia uchwytnych zmian. Sądzi się, że niekiedy tzw. fragmen-
taryczne defekty psychiczne, prowadzące na przykład do dysleksji
czy dysgrafii, mogą być następstwem dyskretnego urazu (mikrourazu)
w czasie porodu, jeżeli zostaną uszkodzone analizatory wzroku czy
słuchu.
Mniej groźna w następstwach jest zamartwica sina. Dziecko naj-
częściej nie może oddychać z powodu niedrożności dróg oddecho-
wych, które są zatkane śluzem czy inną zawartością. Należy wtedy
mechanicznie oczyścić drogi oddechowe przez odessanie zalegają-
cych substancji i ewentualnie podawać tlen, by poprawić utlenienie
tkanek.
Podczas porodu dochodzi, ale raczej rzadko, do urazów układu
ruchowego. Najczęściej jest to złamanie obojczyka czy kości ramie-
niowej. U małych dzieci, w tym u noworodków, złamania mają
charakter podokostnowy, czyli ciągłość tkanek nie jest przerwana.
Nazywa się je złamaniem gałązki wierzbowej, ponieważ gruba
okostna zachowuje się tak właśnie, jak kora wierzby. Złamania
takie łatwo ulegają zrastaniu, a nawet nie najlepiej ustawione,
w trakcie rozwoju jakby wyrównują zniekształcenia i nie pozosta-
wiają trwałych śladów.

Występujące u niemowląt zwichnięcie stawów biodrowych wyni-
ka z niedorozwoju panewki stawowej. Jest to wada rozwojowa. I tyl-
ko w przypadku jej istnienia może dojść do zwichnięcia.
Noworodek od życia wewnątrzłonowego przechodzi adaptację do
życia samodzielnego. Ponieważ musi ona trwać pewien czas, okres
noworodkowy obliczamy na 4 tygodnie. Jednym z ciekawych zjawisk
tego okresu jest "przełom hormonalny". Otóż noworodek w ostat-
nim okresie ciąży otrzymuje od matki poprzez łożysko znaczną ilość
substancji hormonalnych. Matka produkuje hormony, które jej są
potrzebne; nie są one może szkodliwe dla dziecka, ale należy wątpić,
czy są mu niezbędne. Tak więc dziecko rodzi się wyposażone w bagaż
hormonów, którego musi się w najbliższym czasie pozbyć. To oczywi-
ście trochę trwa, a w tym czasie hormony te oddziałują na dziecko,
wywołując różne objawy.
Ten "matczyny prezent" to przede wszystkim hormony płciowe.
Dlatego u noworodka można zaobserwować objawy, które normal-
nie towarzyszą okresowi dojrzewania płciowego. Jest to więc obrzęk
narządów płciowych. Genitalia noworodka są niekiedy większe od
genitaliów siedmiolatka. U dziewczynek obserwuje się obrzęk warg
sromowych. Poza tym wydziela się pewna ilość śluzu, a niekiedy
stwierdza się nawet coś w rodzaju śladów krwawienia.
Na twarzy noworodka pojawiają się rozszerzone, jakby przepeł-
nione gruczoły łojowe skóry. Trochę przypomina to trądzik mło-
dzieńczy, choć oczywiście nie ma takiego nasilenia.
Ciekawy jest wpływ hormonów na gruczoły piersiowe. Otóż
noworodki mają obrzęknięte sutki i jest to ginekomastia, analogicz-
na jak w okresie dojrzewania. Duże sutki wyraźnie są zaznaczo*e,
a dotykiem można stwierdzić obrzękniętą tkankę gruczołową w po-
staci podskórnych guzików. Przy ucisku (czego jednak nie należy
robić) wydobywa się nieznaczna ilość pokarmu. . . Jest to więc jedyny
okres w życiu mężczyzn, kiedy produkują oni pokarm.
Objawy przełomu hormonalnego zapewne nie ograniczają się do
tych zjawisk, które są widoczne zewnętrznie. Na pewno hormony
odziedziczone od matki mają także inny wpływ - na metabolizm,
na funkcje układów i narządów. Jaki? Należy sądzić, że bardziej
celowy niż to, co obserwujemy "na zewnątrz". Przyroda nie jest-
na ogół - bezcelowo rozrzutna. Jeżeli już płody otrzymują wyposaże-
nie hormonalne, to sądzę, że jest to w jakiś sposób korzystne.

46


Doświadczenia na zwierzętach wydają się upoważniać do wysnu-
wania wniosku, że wpływ hormonów matki na płód może być bardzo
poważny, a jego efekty odległe. Podając płodom szczurzym hormo-
ny płciowe w okresie okołoporodowym, przy pewnej konstelacji tych
hormonów, osiągnięto wpływ na ośrodki mózgowe, determinujący
określone zachowanie seksualne. Ciekawe, że wpływ ten ujawnił się
dopiero po okresie dojrzewania. W ten sposób udało się u szczurów
wywołać trwałe nastawienie homoseksualne. Istnieją przesłanki, by
sądzić, że i u człowieka homoseksualizm zdeterminowany biologi-
cznie może mieć takie uwarunkowanie. Nie jest to jednak udowod-
nione i pewnie nigdy udowodnione nie będzie. Nikt takich doświad-
czeń nie będ*ie na ludziach robił. Obserwacje biochemiczne matki
i noworodka musiałyby być bardzo dokładne i żmudne, przy czym
dopiero po prawie 20 latach można by szukać powiązań obrazu zareje-
strowanego w okresie okołoporodowym z preferowanym typem za-
chowań seksualnych.
Hormony otrzymywane przez noworodka płci męskiej są jakby
niezupełnie "na miejscu", jeśli wziąć pod uwagę, że noworodek
musi, choć w niewielkiej ilości, produkować hormony, zwłaszcza
nadnerczowe. Płody dziewczęce otrzymują prezent fizjologiczny
zgodny z ich zapotrzebowaniem. Trochę tego za dużo, jest to jednak
bagaż hormonów swoistych dla własnej płci. Chłopcy są w innej
sytuacji. Im te żeńskie hormony są niepotrzebne, tak jak i produku-
jące pokarm sutki. Hormony te muszą być zdezaktywowane, zneu-
tralizowane. Dzieje się to głównie w wątrobie. Wątroba noworodka
nie jest narządem szczególnie sprawnym i trudno nie odnosić wraże-
nia, że prezent hormonalny, jaki dostaje noworodek płci męskiej,
jest kłopotliwy, a kto wie, czy nie szkodliwy.
Jest takie zjawisko, którego przyczyny nie znamy. To tzw. nad-
umieralność chłopców, szczególnie w okresie okołoporodowym
i w wieku noworodkowym. Z wcześniaków o tej samej masie uro-
dzeniowej dziewczynki mają niewspółmiernie większą szansę na
przeżycie niż chłopcy. Taka sama choroba jest niepomiernie groź-
niejsza dla chłopca niż dla dziewczynki. Ta nadumieralność jest zja-
wiskiem znanym, ale brak, jak dotąd, jego wytłumaczenia. W ogóle
kobieta jest biologicznie silniejsza niż mężczyzna. Siła mężczyzn
polega tylko na większej sile mięśniowej i sprawności fizycznej. Co
do cech psychicznych, to już można dyskutować. Ta przewaga biolo-
giczna kobiet, zaznaczająca się już w okresie noworodkowym, trwa
przez całe życie.
Czy jest to także wpływ przełomu hormonalnego i obciążeń,
jakie dla chłopca z tego wynikają? Możliwe, że to, co jest kłopotliwe
dla chłopca, stanowi ułatwienie, zwiększenie szansy dla dziewczynki.
Taka hipoteza wydaje się zasadna i atrakcyjna. Czy słuszna? Nie ma
dowodów.
Noworodek wykazuje jeszcze, poza przełomem hormonalnym,
szereg swoistych cech fizjologicznych. Należy do nich m.in. zmiana
obrazu krwi. Otóż płód znajduje się w warunkach względnego nie-
dotlenienia. Pobierając tlen z krwi matlti poprzez łożysko, ma gorsze
warunki do utlenienia swej hemoglobiny, niż korzystając z tlenu
atmosferycznego w płucach. Przeto i liczba czerwonych krwinek,
i jakość hemoglobiny muszą nadrabiać te niedostatki. Krwinek czer-
wonych noworodek ma znacznie więcej niż dziecko starsze, a tzw.
hemoglobina płodowa ma biochemiczne cechy determinujące więk-
sze powinowactwo do tlenu. Ta duża liczba krwinek i swoista cecha
hemoglobiny po urodzeniu nie są już potrzebne. W okresie nowo-
rodkowym następuje szybki rozpad czerwonych krwinek i przemiana
hemoglobiny w inne składniki ciała. W procesie tym uczestniczy
wątroba. A że nie jest ona szczególnie dojrzała, a nawet może nie
do końca wydolna, więc przemiana hemoglobiny w produkty biolo-
gicznie nieaktywne i neutralne przebiega nie zawsze sprawnie. To są
zapewne przyczyny zjawiska częstego, właściwie powszechnego, tzw.
fizjologicznej żółtaczki noworodków. Trwa ona niedługo, zazwyczaj
parę dni. Nie jest szczególnie nasilona, ale wyraźnie zauważalna.
Przewód pokarmowy noworodka także nie jest całkowicie dojrzały.
Przejawia się to m.in. większą przepuszczalnością błony jelitowej.
Ta przepuszczalność jest wykorzystywana do szczepień. Obecnie
noworodki szczepi się śródskórnie przeciw gruźlicy, ale przed laty
podawano szczepionkę doustnie. Było to możliwe, ponieważ nowo-
rodek mógł przyswoić z przewodu pokarmowego nie zmienione bak-
terie BCG, czyli szczepionkę. Jak mógł wchłonąć szczepionkę, może
wchłonąć także inne drobnoustroje, w tym chorobowe. Dlatego
okres noworodkowy jest - obok specyficznej i niepełnej odporności
ustroju - szczególnie zagrożony infekcjami. Stąd potrzeba szczegól-
nie starannej higieny dziecka.
Noworodek wykazuje jeszcze inne zdolności charakterystyczne



- Biologiczne i medyczne...
49
48


tylko dla jego wieku. Są to pewne odruchy wrodzone, które powinny
występować u każdego dziecka i zanikać w ciągu pierwszych miesię-
cy życia - odruchy atawistyczne. Analogiczne odruchy obserwuje
się u małp, tyle że mają dla nich do dziś praktyczne znaczenie.
U człowieka nie służą już niczemu, poza diagnostyką rozwoju. To
też jest ważne. Na podstawie obecności tych odruchów i czasu ich
zanikania możemy oceniać rozwój dziecka.
Odruch pelzania. Noworodek położony na brzuszku z przygięty-
mi kończynami wykonuje ruchy pełzania. Jest ono zupełnie harmo-
nijne i efektywne - noworodek naprawdę posuwa się do przodu.
Odruch chodzenia. Noworodek podtrzymywany pod ramiona,
gdy poczuje dotykiem stóp podłoże, wykonuje zupełnie sprawne
ruchy przebierania nogami i jakby chodzi. Chodzenie to nie jest, bo
pozycja jest sztuczna - noworodek sam nie może stać. Ale ruchy
przebierania nóżkami odbywają się zupełnie sprawnie.
Odruch chwytny, bardzo ciekawy. Jeżeli noworodek poczuje
w dłoni jakiś przedmiot, np. palec, to zaciska dłoń i chwyta go.
Chwyt jest tak silny i intensywny, że można noworodka unieść do
góry na dwu palcach, które będą zaciśnięte jego dłonią.
Odruch Moro. Jest to odruch bardziej złożony, a jego sens poz-
nano, obserwując małpy. Otóż w przypadku zadrażnienia błędnika,
a więc kiedy dziecko szybko, gwałtownie się osunie, opadnie, wyko-
nuje ono dworna ramionami najpierw ruch ich rozrzucenia na boki,
a następnie przywiedzenia - jest to w tej fazie jakby ruch obejmo-
wania. Sens tego odruchu - opisanego przez wielkiego pediatrę
francuskiego A. Moro - polega na tym, że jeżeli matka zauważy
zagrożenie, to puszcza noworodka czy niemowlę, uwalniając ręce,
które do tej pory dziecko trzymały, do czynności chwytnych przy
uciekaniu po gałęziach. Puszczone tak małpiątko osuwa się wzdłuż
jej ciała i wykonuje odruch chwytania - obejmowania. Chwyta
matkę w pasie, za biodro, za nogę, silnie obejmując. Teraz przydaje
się odruch chwytny: dłonie zaciskają się na włosach futerka, fałdzie
skóry. To "uczepianie się" matki jest tak efektywne, że małpa może
swobodnie skakać po drzewie, nie troszcząc się o małpiaka. Jest zro-
zumiałe, że taki podział pracy znakomicie ułatwia ucieczkę, a więc
przeżycie obojga.
Tak więc u noworodka ludzkiego odzywają się wyraźnie echa
wspólnego pochodzenia. Jak silne jest to powinowactwo, niech

50

świadczy czas, jaki upłynął od wspólnego bytowania. W procesie
filogenezy pewne zj awiska zanikły zupełnie, a inne - j ak odruchy
atawistyczne - utrzymują się. Myślę, że etolodzy mają dość przekony-
wających dowodów na to, że nie tylko noworodek wykazuje wyraźne
powinowactwo ze swymi filogenetycznie młodszymi kuzynami. . .
Noworodek, jak już wspomniałem, jest szczególnie wrażliwy na
infekcje. Jest to ciekawa wrażliwość, czy raczej odporność. Otóż
wiele schorzeń noworodka w ogóle nie dotyka. Jeżeli matka przeszła
choroby zakaźne dziecięce (odrę, świnkę, ospę wietrzną itp.), to
noworodek przez pierwsze tygodnie życia wykazuje odporność na te
zakażenia. Zawdzięcza to ciałom odpornościowym, które otrzymał
od matki poprzez łożysko, a także wraz z jej pokarmem po urodzeniu.
Z biegiem czasu ilość materiału odpornościowego (immunoglobulin)
otrzymanego w życiu płodowym wyczerpuje się, a uzupełnienie go
z zewnątrz ustaje w chwili przerwania naturalnego karmienia piersią.
Teraz dziecko staje się bardzo wrażliwe na różnego rodzaju infekcje,
np. na tzw. infekcje banalne, jak nieżyt nosa (katar), grypa, zakaże-
nie ropne itp. Trzeba pamiętać, że zakażenie kropelkowe następuje
na znaczną nawet odległość, zatem lepiej noworodka izolować. Każda
infekcja jest dla niego groźna i może skończyć się poważną chorobą,
a nawet zgonem.


Wcześniactwo

Spośród wielu definicji określających parametry urodzeniowe wcześ-
niaków wybrałem następującą: za wcześniaka uważa się noworodka
urodzonego przed 37. tygodniem trwania ciąży i z masą ciała mniej-
szą niż 2500 g.
Przeciwieństwem wcześniactwa jest tzw. dystrofia wewnątrzmaci-
czna. Polega ona na tym, że dziecko z ciąży, która na pewno trwała
dość długo, wykazuje masę znacznie niższą niż przeciętna. To zjawi-
sko jest znacznie groźniejsze niż wcześniactwo. To sygnał, że dziecko
w macicy nie rozwijało się prawidłowo. Jakiś czynnik doprowadził
do niedożywienia wewnątrzmacicznego, a to już może mieć bardzo
niekorzystne następstwa. Niedożywienie w okresie intensywnego
wzrastania jest zawsze groźne, a może prowadzić także do uszkodze-
nia układu nerwowego.
Rokowanie w przypadku wcześniactwa zależy od wielu czynni-

a* 51


ków, ale przede wszystkim od dojrzałości dziecka. Im mniejszy
wcześniak, tym mniejsze szanse na utrzymanie go przy życiu. Gorzej
rokuje, jak już wspomniałem, płeć męska wcześniaka.
W zakresie opieki nad wcześniakami odbywa się swoisty wyścig
rekordów. Najmniejsze wcześniaki, jakie udało się utrzymać przy
życiu, w chwili fizjologicznego spadku masy nie osiągały 0,5 kg...
Jakie warunki trzeba zapewnić, by wychować wcześniaka?
Dzieci te wymagają stałej, podwyższonej ciepłoty otoczenia,
ponieważ zachowuj ą się trochę j ak zwierzęta zmiennocieplne-
wykazują ciepłotę otoczenia. Drugim ważnym problemem jest ich
mniejsza zdolność do przyswajania tlenu. Dlatego muszą otrzymy-
wać do oddychania powietrze z większą zawartością tlenu niż w po-
wietrzu atmosferycznym. Poza tym wcześniaki muszą przebywać
w atmosferze o wysokim nasyceniu parą wodną, ponieważ po prostu
wysychają. I ostatnie, co trzeba im zapewnić, to możliwie wysoka
sterylność. Wcześniaki są bardzo wrażliwe na zakażenia, dlatego
trzeba je izolować od wszelkich źródeł zakażenia. Wszystkie te
warunki spełniają cierplarki, inkubatory.
Mówiąc o perspektywach wychowania wcześniaka, trzeba pamię-
tać, że wymaga on długotrwałego przebywania w inkubatorze, prze-
to więź emocjonalna z matką jest zakłócona. Nie jest to groźne dla
dzieci, ale dla matek tak. W opiece nad wcześniakami trzeba uwzględ-
niać i ten aspekt.
Wcześniaki, jeżeli nie były uszkodzone w czasie porodu (wyle-
wy!), mogą rozwijać się dobrze. Obserwacje wykazały, że jeżeli są
one wychowywane w prawidłowych warunkach, w troskliwej rodzi-
nie i przy dobrej opiece fachowej - szybko doganiają przeciętne
w rozwoju noworodki. Niebezpieczne są u nich, bardziej niż u dzieci
donoszonych, choroby z niedoboru, a więc krzywica (niedobór wita-
miny D) oraz niedokrwistość niedobarwliwa (niedobór związków
żelaza). Muszą przeto wcześnie otrzymywać urozmaiconą dietę,
zwłaszcza pokrywającą zapotrzebowanie na te składniki pokarmowe.
Na koniec anegdota. Otóż w pediatrii polskiej zapisał się taki
czas, kiedy mieliśmy doskonałych lekarzy. Byli oni nie tylko wybit-
nymi fachowcami - byli ludźmi światłymi, mającymi szerokie zain-
teresowania i poważne osiągnięcia także poza pediatrią. Zwłaszcza
trzech wpisało się trwale do histor, i to nie tylko medycyny. M. Mi-
chałowicz był politykiem, intelektualistą, działaczem społecznym,

człowiekiem powszechnie znanym i cenionym. W. Szenajch był
teologiem ewangelickim, filozofem, znawcą antyku, przy tym także
działaczem społecznym i organizatorem opieki nad dzieckiem, po-
*łlaryzatorem wiedzy higienicznej. I trzeci - F. Groer - był muzy-
kiem (kompozytorem), fotografikiem, poliglotą, człowiekiem o bar-
dzo szerokich horyzontach. Swoją drogą nie można ukryć żalu, że
ta era wielkich lekarzy minęła. . . Tłumy ich uczniów, niestety, nie
dorównuj ą im.
Otóż wszyscy ci trzej wielcy mówili, że byli... wcześniakami.


Okres niemowlęcy

Niemowlęciem nazywamy dziecko od ukończenia 4. tygodnia życia
do końca 1. roku. Niekiedy nazywa się je także oseskiem, bo niby
odżywia się poprzez ssanie. To nie jest ścisłe - niemowlęta w dru-
giej połowie roku odżywiają się już także zupełnie normalnie, żując
i gryząc.
Pierwszy rok życia odznacza się wielką dynamiką rozwoju.
Zacznijmy od rozwoju morfotycznego. Dziecko rośnie bardzo
dynamicznie. Jego dlugość, a pod koniec roku także wysokość (bo
stoi!) zwiększa się o połowę. To jest minimum; jak wykazują często
nowe pomiary, dzieci osiągają wyższe wskaźniki. Podobną, a nawet
znacznie większą dynamikę wykazuje wskaźnik masy ciała. Otóż
w ciągu pierwszych 5 miesięcy życia dziecko swoją masę urodzenio-
wą podwaja, a pod koniec roku potraja. Ta norma jest obecnie
często przekraczana.
Wynika stąd, że dziecko w 1. roku raczej "grubieje", niż rośnie.
Tak jest zwłaszcza w pierwszej połowie roku - niemowlę staje się
bardzo "pulchne", ma obfitą tkankę tłuszczową, układającą się
w eharakterystyczne poduszki. Poprzez tę tkankę bardzo trudno do-
patrzyć się zarysów mięśni.
Rosną tułów i kończyny, głowa znacznie mniej. Zresztą już
u noworodka była duża.
Dziecku w połowie roku wyrzynają się pierwsze zęby, tzw. zęby
mleczne, potem już co dwa miesiące pojawiają się kolejne dwa.
Z wyrzynaniem się zębów matki wiążą różne epizody gorączkowe,
niepokój, złe samopoczucie dziecka. Oficjalnie lekarze nie wypowia-
52 53


dają się na ten temat - i choć nie odrzucają zdecydowanie możliwo-
ści tak ciężkiego "ząbkowania", w każdym przypadku starają się wy-
kluczyć ewentualne inne przyczyny (infekcja!)
Niemowlę bardzo dużo je. Jest to zrozumiałe, bo tempo jegn
rozwoju stawia mu takie wymagania. Profesor Szenajch miał zwy-
ezaj stawiać na katedrze duży gąsior mleka oraz spory słój cukru
i mówił: "Gdybyście wy mieli zjeść na kilogram swojego ciężaru
ciała tyle, co niemowlę, musielibyście w ciągu doby wypić 10 I mleka
i zjeść 0,5 kg cukru". I pytał nas: "kto z was to potrafi?" Niemowlęta
jednak nie odżywiają się tylko mlekiem i cukrem. W pierwszym
okresie życia konieczne jest karmienie naturalne, z piersi matki.
Jakie są zalety takiego karmienia? Otóż pokarm, który niemowlę
wysysa z piersi, jest czysty biologicznie i niezainfekowanyl. Oczywi-
ście, skóra sutka musi być przed karmieniem umyta. Pokarm ma sta-
łą ciepłotę, przez cały czas ssania niezmienną. Nigdy nie jest popsu-
ty. Zacząłem od zalet istotnych, ale nie najważniejszych. Kolejna
ważna sprawa to skład pokarmu. Naturalnie, dziś już istnieją sztucz-
ne odżywki, których skład chemiczny jest tak dobrany, że pod
względem wartości odżywczych mogą nawet przewyższać pokarm
niektórych matek, ale nie mają one pozostałych zalet karmienia na-
turalnego. Jeżeli chodzi o skład chemiczny pokarmu kobiecego, to
może on się dość znacznie różnić u kobiet. Nie zawsze jest pełno-
wartościowy - zależy to od wieku, stanu odżywiania matki, a może
i innych cech indywidualnych. Jednak w normalnych warunkach
skład chemiczny pokarmu jest najkorzystniejszy dla dziecka. Prof.
Szenajch zawsze podkreślał: "Krowie mleko jest wspaniałym pokar-
mem dla cielaka. Nie może być nic lepszego. Dla dziecka jednak po-
trzebny jest pokarm kobiecy..." Pokarm ten zawiera ciała odporno-
ściowe i dlatego dzieci karmione piersią mniej chorują, są bardziej
odporne na infekcje.
Trzeba jednak pamiętać, że w niektórych przypadkach istnieje
ważna potrzeba dokarmiania dziecka. Na przykład, choć pokarm
jest podstawą odżywiania wcześniaków, ze względu na potrzeby roz-
wojowe muszą one być wcześnie dokarmiane. Chodzi głównie
o składniki budulcowe i witaminy. Każde niemowlę powinno być


* Niestety, niemowlę może się od zakażonej matki zainfekować wirusem H1V

dość wcześnie dokarmiane, poza pokarmem matki otrzymywać wita-
miny i pożywienie zawierające sole mineralne.
Dochodzimy do najważniejszego argumentu na rzecz karmienia
*aturalnego. Chodzi o bliski fizyczny i psychiczny kontakt dziecka
z matką. Kontakt ten wpływa na powstanie i rozwój więzi emocjonal-
nej między tymi dwoma istotatni. Rozwój uczuciowy, który jest naj-
trudniejszy do zbadania (właściwie "zmierzyć" go nie sposób), ma
ogromne znaczenie zarówno dla jednostki, jak i dla społeczeństwa.
Matka, karmiąc piersią, stwarza dziecku okazję do kontaktu
fizycznego poprzez dotyk poliezka do skóry sutka, dotyk wargami,
językiem itp. Temu dotykowi towarzyszą zapach ciała matki i jej
głos. Dziecko poznaje bardzo szybko cechy indywidualne matki i na
nie żywo reaguje. Jest przecież tak, że matka - karmiąc dziecko-
coś tam, pozornie bez sensu, mówi. Oczywiście niemowlę nic nie
rozumie, ale kojarzy głos, zapach, dotyk z zaspokajaniem głodu.
Niemowlę ma bardzo małe rezerwy pokarmowe. Musi być karmione
często, początkowo sześć razy na dobę, a wcześniaki nawet częściej.
Kiedy jest głodne, jego pobudzenie, niepokój są tak duże, że tylko
nakarmienie może je uspokoić. Kilka razy dziennie powtarza się
więc taki cykl: uczucie dojmującego głodu - kontakt fizyczny z mat-
ką - uczucie nasycenia się. Kto widział, jak "błogo robi się niemo-
włakowi w czasie karmienia" i jak potem zadowolony zasypia, ten
zrozumie, jak ważne to wydarzenie w jego rozwoju. Powstaje więc
sprzężenie tych miłych doznań z obecnością matki. I to jest m.in.
napęd rozwoju emocjonalnego. Doświadczenia, klasyczne już, na
młodych małpach wykazały, że do rozwoju emocjonalnego, i potem
społecznego, niezbędne są kontakty dotykowe. Małe małpy, które
miały choćby futrzaną atrapę matki, wykazywały lepsze zdolności
rozwoju niż te, których tego pozbawiono. Tylko karmienie natural-
ne daje szansę rozwoju wrażeń dotykowych, bo nawet jeśli matka
karmi mieszanką, to kontakt dziecka kończy się na butelce.
Karmienie naturalne jest obecnie uważane za podstawowy waru-
nek dobrego i prawidłowego rozwoju dziecka. Prowadzi się więc
szeroko propagandę, ale czy skutecznie - trudno ustalić.
Przyroda w swym niezwykle celowym działaniu stwarza dla ko-
biety osobliwe zachęty do karmienia naturalnego. Oczywiście dla
normalnej, prawidłowo rozwiniętej kobiety czynnik fizycznego kon-
taktu z dzieckiem jest także gratyfikacją i w normalnyeh warunkach

54 55


powinno to już wystarczyć. Zdarza się coś więcej: niektóre kobiety
podaj ą, że w czasie ssania przez niemowlę doznaj ą podniecenia typu
erotycznego. Tak więc natura zachęca, jak może, stosując nawet nie-
zgorsze "przekupstwo".
O rozwoju dziecka w 1. roku mówimy, że jest to rozwój psycho-
ruchowy. Tych dwu składników w tym wieku nie można oddzielić.
Istnieje ścisła współzależność.
Co osiąga, czego uczy się dziecko w ciągu jednego zaledwie roku
życia?
A więc pionizacja postawy ciala. Człowiek jako jedyny w świecie
istot żywych przyjął spionizowaną postawę ciała, wyłączył górne
kończyny z funkcji podporowych i lokomocyjnych, uwolnił dłoń do
innych zadań. Zwykle studenci w tym miejscu protestują: spionizo-
waną postawę przyjmują i Naczelne (małpy), a nawet niedźwiedź.
Tak, tylko że u nich spionizowana postawa jest czymś mimo wszy-
stko wyjątkowym, zwierzęta te nadal chętnie i najszybciej poruszają
się na czworakach. Tylko człowiek wykonał dalsze zadanie - uwol-
nił i przystosował dłoń do skomplikowanych czynności chwytnych.
Dopiero wytworzenie dloni jako doskonałego, niedościgłego
narzędzia pracy precyzyjnej stworzyło człowieka. Swoje szczególne
miejsce w świecie zwierząt człowiek zawdzięcza właśnie pionizacji
postawy i doskonałości dłoni. Gdyby ktoś sądził, że jest to proste
i prymitywne - niech sięgnie do przykładu osób po uszkodzeniu
mózgu, tych, które ponownie muszą się uczyć funkcji chwytnych
i manipulacji dłonią. Wtedy można się przekonać, jak jest to trudne
i jak wiele wysiłku musi włożyć człowiek dorosły, by opanować to,
co udaje się niemowlęciu w kilka miesięcy.
Dziecko w 1. roku uczy się ludzkiej mowy, dla celów "dydaktycz-
nych" mówimy - opanowuje jeden obcy język. To nie jest tak cał-
kiem prawdziwe. Uczy się znacznie więcej, bo uczy się rozumieć
intencje mówiącego. Jeszcze dużo wcześniej, niż można sądzić, że
dziecko rozumie poszczególne słowa - odczuwa ono bezbłędnie na-
strój osoby mówiącej. Potem rozumie coraz więcej słów, a pod ko-
niec roku zaczyna samo mówić. Nie jest to jeszcze pełna mowa-
słownictwo jest ubogie, zdań dziecko jeszcze nie formułuje. Jest to
raczej opanowanie języka w formie biernej. Dzieci w różnym czasie
zaczynają mówić, oczywiście znacznie później, niż rozumieć. Uważa

się, że niemówienie przez dziecko do 3. roku życia można uznać za
norrnę. Choć oczywiście bardzo wiele dzieci mówi wcześniej.
Kolejną umiejętnością jest samodzielne poruszanie się. Dziecko
* początku podnosi główkę - najpierw leżąc na wznak, potem leżąc
na brzuszku. Jest to ważne ćwiczenie kształtujące krzywizny kręgo-
słupa. Potem zazwyczaj siada. Wiele dzieci obecnie najpierw staje,
a potem dopiero siada. Oczywiście, pierwsze tego typu sukcesy
odnosi przy pomocy dorosłych czy przedmiotów, których można się
uchwycić.
Przemieszczanie się w przestrzeni dziecko zaczyna od raczkowa-
nia, czyli poruszania się za pomocą czterech kończyn. W raczko-
waniu może osiągnąć znaczne sukcesy, dojść do dużej ekspresji-
poruszać się szybko i zwrotnie. Dzieci nie mające bodźców do pioniza-
cji (o tym za chwilę) mogą opanować bardzo dobrze raczkowanie
i nie dążyć do chodzenia.
Chodzenie to kolejny ważny etap rozwoju. Wiąże się ono z pioniza-
cją postawy, wykształceniem krzywizn kręgosłupa i rozwojem mu-
skulatury. Utrzymanie pozycji stojącej, a tym bardziej chodzenie
wymaga dużo siły, toteż właściwie sztukę chodzenia dzieci opanowu-
ją albo pod koniec l. roku, albo w 2. roku życia.
W zakresie ruchów kończyny górnej niemowlę opanowuje zdol-
nośE chwytania (odruch chwytny noworodków zanika i dziecko uczy
się tego jakby ponownie), przy czym ten drugi etap rozwoju czynno-
ści chwytnych wiąże się z korelacją wzrokowo-ruchową. Nie jest to
już mechaniczne zaciskanie dłoni, ale działanie celowe, pod kontrolą
wzroku. Jest to znowu czynność bardzo złożona, przy czym dłoń
osiąga to, co jest cechą tylko człowieka - przeciwstawność kciuka
w stosunku do reszty palców. Ta umiejętność stanowi o wyjątko-
wych możliwościach dłoni jako doskonałego narzędzia pracy.
U małp kciuk jest po prostu funkcjonalnie jednym z pięciu palców,
mających takie same zadania i możliwości.
Kolejnym wielkim sukcesem jest opanowanie zwieraczy. To nie
jest w żadnym przypadku tylko czynność fizjologiczna. Dziecko ucźy
się opanowywać oddawanie stolca, potem moczu w sposób kontrolo-
wany. To jest skomplikowany proces psychologiczny - dziecko wy-
korzystuje tę możliwość do osiągnięcia pochwały, do szantażu, do
zwracania na siebie uwagi itp. Sama w sobie czynność jest w dużym
stopniu automatyczna - staje się zjawiskiem psychicznym, kiedy

56 57


towarzysz* jej świadomość celu i możliwości w kontakcie z otocze-
niem (matka). Nie wszystkie dzieci w l. roku opanowują zwieracze,
ale w tym czasie nie musi być to jeszcze patologią.
I dochodzimy do najważniejszego - rozwoju emocjonalnego.
Otóż dziecko w pierwszych miesiącach uczy się rozpoznawać matkę
i uczy się jej zapachu, głosu, dotyku. Uczy się ją rozumieć, cieszyć
się jej radościami (świadome oddanie stolca!) i martwić jej smutka-
mi. Matka jest pierwszą rozpoznawaną osobą i pierwszą osobą, do
której dziecko się przywiązuje. Nie musi to być oczywiście matka
w sensie biologicznym, choć zazwyczaj tak jest. Chodzi o tę osobę,
która karmi, pielęgnuje, usuwa to, co doskwiera (zmoczone pieluchy),
i zapewnia komfort psychiczny. Matkę dziecko uczy się kochać,
staje się ona dla niego kimś bardzo ważnym, niezbędnym, by miało
świadomość, że miłość ta jest odwzajemniana. Czyli mamy tu do
czynienia z rodzeniem się miłości. Nie ma co unikać takich określeń,
choć bardziej one pasują do poezji niż do nauk biologicznych. Mat-
ka daje poczucie bezpieczeństwa. Dziecko, kiedy się do niej przytuli,
czuje się spokojne, bezpieczne, jest mu po prostu dobrze.
Powoli pojawiają się i inne osoby - ojciec, rodzeństwo. Jeżeli
kontakt z nimi jest dość intensywny, też są bardzo ważne i znaczące.
Będą odgrywały coraz większą rolę, ale zawsze jako uzupełnienie,
jako drugi plan. Jednak kontakt z wszystkimi dorosłymi czy choćby
starszymi dziećmi zapewnia dziecku coś bardzo ważnego - wzorzec
do naśladowania, możliwość uczenia się, poznawania ludzkich możli-
wości.
Jeżeli dziecko pionizuje postawę ciała, to dlatego, że chce być
bliżej dorosłego, jego twarzy, jako swoistego ekranu mimiki i emito-
ra głosu. Dziecko sięga do twarzy matki, potem siada i staje po to,
aby być bliżej niej. Jeżeli wykonuje wielki wysiłek uczenia się
mowy, to dlatego, by rozumieć matkę i być przez nią zrozumiane.
Cały wysiłek pierwszego roku jest wielki, heroiczny i stymulowany
kontaktem z dorosłymi, przede wszystkim z matką. Bez tego kon-
taktu nie ma bodźców rozwojowych - dziecko uczy się, rozwija
znacznie wolniej, a w przypadkach krańcowych nie uczy się w ogóle.
Przykładem tego, że do prawidłowego rozwoju niezbędny jest
kontakt z dorosłymi, kontakt zabarwiony emocjonalnie, są dzieci
wychowywane w domach dziecka i dzieci wychowywane w dżungli
przez zwierzęta. Najczęściej mówi się o tych ostatnich "dzieci-wilki'*

- i nie jest to żadna bajka. Takie przypadki były obserwowane
przez uczonych i są opisane w literaturze naukowej. Otóż takie kil-
kuletnie, jak oceniono, dzieci znalezione w dżungli nie miały spioni-
ziiwanej postawy, poruszały się na czworakach, nie mówiły i nigdy
nie nauczyły się ludzkiej mowy. Jest to drastyczny przykład roli oto-
czenia, przykład na znaczenie matki.
,I jakże żałośnie na tym tle wypada instytucja żłobka. W ńajlep-
szym żłobku grozi dziecku infekcja, zerwanie kontaktu z matką,
opóźnienie rozwoju emocjonalnego i psychoruchowego, ponieważ
brak jest kontaktu z dorosłymi, a więc bodźców do podejmowania
wysiłku rozwoj owego. Dzieci w żłobkach rozwij aj ą się wolniej, póź-
niej chodzą, mają mniejszy zasób słów. To wszystko może być póź-
niej nadgonione, wyrównane. Ale rozwój emocjonalny? Czy tych
kilka godzin, jakie dziecko po przyniesieniu ze żłobka spędzi z mat-
ką, wystarczy? Czy dzieci wychowywane w żłobkach nie cierpią na
pewną formę, może nieco złagodzonej, choroby sierocej? Nie ma
sposobu tego zbadać. Poza tym jest to po prostu problem wykorzy-
stania szansy. Dojrzałość biologiczna stwarza szansę na rozwój
emocjonalny. Czy szansa ta jest wykorzystana, zależy od środowis-
ka: A żłobek to złe środowisko. W normalnej rodzinie przypada kil-
ka osób dorosłych (czy starszych - jak rodzeństwo) na jedno nie-
mowlę. W żłobku zawsze będzie to kilkoro dzieci na jedną osobę
dorosłą. No i nie jest to ta jedyna matka, o którą chodzi.
Niemowlęctwo jest okresem wysokiej zachorowalności i umieral-
ności. Oczywiście w różnych krajach wygląda to odmiennie. Wskaź-
tiik umieralności pierwszego roku może służyć za miernik poziomu
kultury i cywilizacji danego kraju. Jego wahania mogą także być czu-
łym sejsmografem warunków życia.
Na wysoką zachorowalność wpływa względna niedojrzałość dzie-
ci. Chodzi tu przede wszystkim o procesy odpornościowe. Poza tym
są cechy anatomiczno-fizjologiczne, które uznaje się za sprzyjające
zachorowalności. Wymienia się tu: niską kwasowość soku żołądko-
wego, a więc jego słabsze działanie bakteriobójcze; większą przepu-
szczalność błon śluzowych jelit, a więc łatwiejsze przenikanie drob-
noustrojów do krwiobiegu; swoistą anatomię dróg oddechowych-
szersze i krótsze górne drogi oddechowe itp. Wszystkie te cechy
mogą zwiększać ryzyko zachorowania, ale na pewno najważniejsze
są pewne niedostatki w procesach odporności.

SR 59


Umieralność l. roku jest związana z:
- przebiegiem ciąży, zatruciami wewnątrzmacicznymi, wadami
wrodzonymi noworodka,
- urazem porodowym, zwłaszcza wylewem wewnątrzczaszko-
wym,
- zakażeniami przewodu pokarmowego, tzw. biegunkami,
- zakażeniami układu oddechowego, w tym zapaleniem płuc.
Inne czynniki mogą oczywiście także odgrywać pewną rolę, jed-
nak raczej marginalną.
Profilaktykę okresu okołoporodowego omówiłem w poprzednich
rozdziałach. Obecnie zajmę się infekcjami i chorobami infekcyjnymi
, okresu niemowlęcego.
Zakaźne schorzenia układu pokarmowego (dalej będę je nazywał
po prostu biegunkami) są wywołane różnymi drobnoustrojami,
w tym także takimi, które powodują choroby zakaźne u dorosłych:
salmonellą (dury i paradury), shigellą (czerwonka). Ale czynnikiem
wywołującym może być bardzo wiele innych drobnoustrojów, w tym
nawet zmutowanych, takich, które w normalnych warunkach bytują
jako pożyteczne saprofity w zdrowym przewodzie pokarmowym.
Myślę tu o pałeczkach okrężnicy, które normalnie uczestniczą w syn-
tezie witamin w przewodzie pokarmowym.
Nasilenie biegunek obserwuje się w okresie lata. Jest to związane
ze sposobami przechowywania pokarmów, łatwym psuciem się żyw-
ności w warunkach wysokich temperatur i pojawieniem się much.
Biegunki nazywa się niekiedy chorobą brudu. W tym stwierdzeniu
jest coś z prawdy, choć nie trzeba tego odnosić do każdego przypadku.
Przebieg biegunki jest na ogół gwałtowny i dramatyczny. Dziecko
zaczyna oddawać wolne stolce bardzo często, do kilkunastu na dobę.
Stolce zawierają śluz, niekiedy krew i bardzo dużo wody. Niemowlę-
ta mają chwiejną gospodarkę wodno-elektrolitową. Częste stolce
prowadzą do odwodnienia organizmu i utraty elektrolitów. Jeżeli do
tego dołączą się wymioty, sytuacja staje się dramatyczna. Zanim
zacznie działać antybiotyk (też zresztą nie zawsze trafnie dobrany),
dziecko może zginąć z odwodnienia i zmian toksycznych. Dlatego
zakażenie biegunkowe może być bardzo groźne i wymaga szybkiej
interwencji. Najważniejsze jest utrzymanie dziecka przy życiu, a to
zależy od możliwości uzupełnienia deficytu wody i elektrolitów.

Ponieważ dziecko wymiotuje, może istnieć konieczność podawania
płynów drogą pozajelitową, poprzez wlewy kropelkowe dożylnie.
Biegunki są tym groźniejsze, im mniejsze niemowlę i im dziecko
słabsze, mniej odporne. W krajach o wysokim poziomie kultury
i cywilizacji schorzenia te są rzadkością, w krajach Trzeciego Świata
stanowią nadal główną przyczynę zgonów.
Drugim poważnym schorzeniem, które staje się często przyczyną
zgonów niemowląt, są zakażenia dróg oddechowych, a w konsekwen-
cji zapalenie płuc. Jest to także choroba wywoływana drobnoustroja-
mi. Mogą to być bakterie, te, które wywołują analogiczne schorze-
nia u dorosłych i starszych dzieci, a także inne drobnoustroje oraz
wirusy. Źle rokuje, jeżeli na zapalenie płuc choruje dziecko z nie-
dokrwistością i dziecko krzywicze. Przebieg może być gwałtowny
i dramatyczny. W leczeniu antybiotykami i innymi środkami wspo-
magającymi, z transfuzjami krwi włącznie, ważne jest zapewnienie
dziecku właściwego powietrza do oddychania - dużo tlenu.
Ogólnie trzeba stwierdzić, że im dziecko jest starsze (mowa cały
czas o niemowlętach) i lepiej rozwinięte, lepiej "zadbane", tym
rzadziej choruje, a schorzenia przebiegają łagodniej. Małe dzieci,
bardzo wrażliwe na zakażenia, ulegają niekiedy stałym infekcjom,
które następują przez kontakt z otoczeniem, np. jeżeli matka czy
ojciec ma próchnicze zęby, jeżeli cierpi na przewlekłe infekcje dróg
oddechowych, zapalenia zatok obocznych nosa itp.


Ol*res poniemowlęcy

Okres poniemowlęcy to 2. i 3. rok życia. Tempo rozwoju somatycz-
nego jest teraz znacznie wolniejsze, mniejsze jest zapotrzebowanie
na pokarmy (narzeka się na "gorszy apetyt" dzieci), zmniejsza się
*ość podskórnej tkanki tłuszczowej, dziecko staje się znacznie
szczuplej sze, ale za to sprawniej sze. Przez skórę i cienką warstwę
tkanki tłuszczowej zaczynają być widoczne zarysy muskulatury.
Dziecko doskonali swoją motorykę i mowę, przez co staje się bar-
dziej nieźależne, samodzielne. Poznaje otoczenie, bardzo dużo się
uczy (jeżeli ma od kogo), czego są pozbawione w znacznym stopniu
dzieci wychowywane w instytucjach zastępczych - żłobkach czy
domach dziecka.


60 61


Charakterystyczną cechą dziecka w tym okresie jest ogromne
zapotrzebowanie na ruch. Nazywamy to głodem ruchu i wrażeń.
Układ nerwowy jest nadal niedojrzały, co sprzyja męczliwości.
Ponadto dzieci źle znoszą monotonne zajęcia, z trudem skupiają się
nad jedną czynnością, i to niedługo. Wielka ruchliwość może wiązać
się także z szybkim męczeniem obciążonych pracą grup mięśnio-
wych, ponieważ dziecko, będąc w ustawicznym ruchu, zmienia ob-
ciążenie poszczególnych mięśni. Nie kontrolowany ruch może pro-
wadzić do zmgczenia, trzeba więc dbać, by dziecko dużo spało (nor-
my zalecają 12 -14 godzin snu na dobę).
W okresie poniemowlęcym dzieci zapadają zazwyczaj na choroby
zakaźne. Obecnie szczepienia wyeliminowały większość tych chorób,
nadal jednak stosunkowo częste są świnka, ospa wietrzna, nieżyty
dr*g oddechowych. Zwiększa się także liczba urazów (nieszczęśli-
wych wypadków). Dziecko ruchliwe, pozbawione doświadczenia wy-
kazuje brak rozwagi i na przykład dotyka płomienia świecy czy ska-
cze ze znacznej wysokości (nie umie jej ocenić).
Niekiedy w literaturze fachowej wiek poniemowlęcy nazywa się
wiekiem żłobkowym. Trzeba sobie jednak zdać sprawę, że umiesz-
czanie dziecka w żłobku, chociaż niekiedy konieczne, jest zawsze
złe. Nigdy żłobek nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb
dziecka, szczególnie w zakresie rozwoju psychicznego, emocjonalne-
go i ruchowego. Najlepiej nawet zorganizowany, nie może dać dziecku
tego, co najważniejsze - stałego intensywnego kontaktu z dorosły-
mi. A kontakt ten, jak wiemy, jest bodźcem rozwoju. Trzeba zrobić
wszystko, aby nie oddawać dzieci do żłobka. Dotyczy to szczególnie
dzieci wątłych, wykazujących zaburzenia rozwojowe, a przede wszy-
stkim dzieci uszkodzonych organicznie (po wylewach śródczaszko-
wych, przebytych schorzeniach centralnego układu nerwowego).
Czytelnik może się dziwić, że tak dużo miejsca poświęcam małe-
mu dziecku - noworodkowi, niemowlęciu, a nawet wcześniakowi.
Częściowo wyjaśnia to już tytuł tego rozdziału, ale dochodzą jeszcze
inne argumenty.
Kiedyś sądzono, że okres wczesnego dzieciństwa to tylko proble-
my higieny, profilaktyki i - niestety często - leczenie dziecka
chorego. Nie jest przypadkiem, że programowo resort odpowiedzialny'
za wychowanie w Polsce zajmuje się dopiero dzieckiem przedszkol-
nytn. Do lat 3 dziecko jest "resortowo" pod wyłączną opieką mini-
sterstwa zdrowia. Dlaczego?
Do niedawna nie rozumieliśmy znaczenia tego najwcześniejsze-
go - ale dziś miejmy odwagę powiedzieć: najważniejszego - okresu
życia. Dziecko w 1. roku uczy się poznawać otoczenie, rozumieć
ludzką mowę, chodzić i manipulować ręką, samodzielnie załat-
wiać swoje potrzeby higieniczne itd. Nigdy, w żadnym okresie życia-
przy największym wysiłku, przy najlepszej opiece - człowiek nie
osiąga tak wiele w tak krótkim czasie. Jeżeli tak jest, to trzeba mu
stwarzać optymalne warunki, a więc przede wszystkim rozumieć, co
dziecku jest potrzebne.
Jest jeszcze drugi powód. Otóż przekonujemy się coraz częściej,
że nasze trudności, niepowodzenia w pracy z uczniem mają swoje
uwarunkowania w przebytych w pierwszych 3 latach życia schorze-
niach, urazach, w błędach wychowawczych, w niedostatkach środo-
wiska wychowawczego. Coraz częściej zaczynamy się zastanawiać,
co możemy osiągnąć korektą w wieku szkolnym, jeżeli popełniono
błędy w okresie l. roku życia dziecka. Jakie są możliwości naszego
działania w tym zakresie? I wtedy ponownie "odkrywamy" znacze-
nie 1. roku.
Wydaje się, że przyjdzie czas, i to niedługo, gdy wszyscy - pań-
stwo, nauka, społeczeństwo, rodzina - będziemy kłaść szczególny
nacisk na zapewnienie optymalnych warunków małym dzieciom. Ale
zanim to nastąpi, musimy zrozumieć, że analizując aktualne trudno-
ści wychowawcze, trzeba sięgać do anamnezy okresu niemowlęcego.


Okres przedszkolny

Wiek przedszkolny, trwający od 3. do 6. roku życia, cechuje dalsza
stopniowa zmiana sylwetki dziecka. Głowa powiększa się bardzo
nieznacznie, wzrastają natomiast tułów i kończyny, które wydłużają
się wyraźnie. Dziecko przedszkolne jest szczupłe, charakteryzują je
cienkie, jakby "za długie" ręce i nogi oraz stosunkowo nieduża gło-
wa, osadzona na cienkiej, długiej szyi. Kości i mięśnie rosną szybko,
wzrastają także siła mięśni i sprawność neuromotoryczna. W dal-
szym ciągu jednak słabe są więzadła, co bywa przyczyną występowa-

62 63


nia urazów i wad postawy, zwłaszcza skrzywień kręgosłupa, częstych
u dzieci 6-, 7-letnich.
Następuje rozwój i usprawnienie narządów wewnętrznych: serca,
płuc, układu pokarmowego, których czynności coraz bardziej są
zbliżone do funkcji organizmu dojrzałego. Normalizują się tętno
i ciśnienie krwi, zmniejsza się liczba oddechów. Poziom hemoglobi-
ny, liczba krwinek czerwonych i białych zbliżają się do normy czło-
wieka dorosłego. Zmienia się tor oddechowy z przeponowego na
brzuszno-piersiowy lub piersiowy. Układ limfatyczny ulega w wieku
3 - 7 lat znacznemu przerostowi, co można tłumaczyć samoobroną
organizmu przed częstymi w tym wieku zakażeniami. Wzmożona
praca układu limfatycznego objawia się powiększeniem migdałów
podniebiennych, węzłów chłonnych szyjnych, karkowych, pacho-
wych, pachwinowych i innych, a często też przerostem tzw. trzeciego
migdałka, co w efekcie utrudnia dziecku oddychanie przez nos.
W następnym okresie rozwojowym układ limfatyczny ulega regresji.
Pod koniec okresu przedszkolnego rozpoczyna się zmiana uzębie-
nia mlecznego na stałe. Będzie ona trwać aż do okresu pełnej doj-
rzałości. Istnieje wyraźna współzależność między rozwojem układu
kostnego a wyrzynaniem się zębów stałych.
Charakterystyczna dla okresu przedszkolnego jest stabilizacja
procesów rozwojowych - niewielkie przyrosty roczne masy ciała
i wysokości, z przewagą wzrastania, co wyraźniej zaznacza się u dziew-
czynek niż u chłopców (przyrost wysokości wynosi 5 - 7 cm na rok,
a masy ciała 2 - 3 kg rocznie).
Na skutek szybkiego rozwoju układu ruchowego i opanowania
umiejętności biegania, skakania, wspinania się itp. dziecko przed-
szkolne charakteryzuje jeszcze intensywniejszy niż w poprzednim
okresie "głód ruchu", duża i kłopotliwa dla otoczenia ruchliwość.
Dzięki temu stałemu ruchowi dziecko ćwiczy mięśnie i cały układ
ruchowy oraz przyzwyczaja układ oddechowy i układ krążenia do
wzmożonej pracy.
Mimo dużej ruchliwości prawidłowo rozwijające się dziecko we
wczesnym wieku przedszkolnym powinno posiąść zdolność koordynacji
ruchów, co jest wykładnikiem dojrzałości ośrodkowego układu
nerwowego. Dotyczy to zarówno koordynacji ruchów głowy.
jak tułowia i kończyn. Dziecko 3-, 4-letnie umie już skakać na
dwóch nogach, wchodzić na schody i schodzić z nich, początkowo

dostawiając jedną nogę do drugiej, potem stawiając nogi na prze-
*ian. Potrafi rozpiąć i zapiąć ubranie, włożyć buty, zdjąć spodnie,
untyć i wytrzeć ręce itp. Umie wykonywać proste, ale już dość precy-
zyjne czynności manualne, które są przygotowaniem do nauki pisa-
nia. W miarę dorastania dziecko stopniowo udoskonala i usprawnia
się ruchowo.
W okresie przedszkolnym ustala się prawo- lub lewostronna late-
ralizacja, to znaczy przewaga prawej lub lewej ręki, nogi i oka. Do
tego wieku małe dziecko jest zazwyczaj oburęczne, choć już wy-
kśztałca zwykle większą sprawność ręki prawej, predysponowanej
u przeważającej większości osób do wykonywania codziennych czyn-
ności. Ręka lewa spełnia na ogół funkcje pomocnicze. Ustalenie
wyraźnie większej sprawności jednej ręki daje dziecku poczucie
pewności oraz możliwość łatwiejszego manipulowania i zręczniejsze-
go wykonywania wszystkich czynności manualnych.
Większość istniejących urządzeń do zabaw, sportów, gier i przede
wszystkim do pracy zawodowej i domowej jest przystosowana dla
ludzi praworęcznych. Dlatego wykształcanie praworęczności, jeśli
ona dominuje, jest korzystne. Jeżeli jednak leworęczność już się
utrwaliła, nie należy dążyć do jej zmiany, gdyż u dziecka leworęcz-
nego przestawianego na rękę prawą mogą powstawać reakcje nerwi-
cowe, takie jak jąkanie, obgryzanie paznokci, ssanie palca, mocze-
nie nocne, a także lęki, nadpobudliwość psychoruchowa, trudności
w nauce.
' Okres przedszkolny cechuje dalszy rozwój układu nerwowego.
Stwierdza się przewagę procesów pobudzenia nad procesami hamo-
wania, intensywnie są wytwarzane odruchy warunkowe. Reakcje
uauciowe są bardzo żywe. W młodszym wieku przedszkolnym dziecko
charakteryzuje jeszcze labilność uczuciowa. Z płaczu łatwo przecho-
dzi ono w śmiech, ze złości w radość. W miarę dojrzewania pojawia
się u dziecka narastająca równowaga psychiczna.
Bardzo dynamiczny jest rozwój funkcji psychicznych, takich jak
mowa, wyobraźnia, spostrzeganie, myślenie.
Doskonalenie mowy polega na usprawnieniu artykulacji, dzięki
*zemu dziecko 5-, 6-letnie wymawia już wszystkie zgłoski prawidło-
wo. Wzbogaca się również jego słownik, zdania są rozbudowane.
Dziecko potrafi używać słów bliskoznacznych, porównań itp.
W związku z kształtowaniem się wyobraźni, myślenia logicznego


5 - Biologiczne i rnedyczne. . . 65


i zdolności spostrzegania poszerza się znacznie krąg zainteresowań
dziecka. Skłania je to do ciągłego zadawania pytań, a proste, zwię-
złe odpowiedzi, które wystarczyły dwu-, trzylatkowi już go nie zado-
walają, żąda dokładnego, szczegółowego wyjaśnienia swoich wątpli-
wości.
W tym okresie rozwojowym kształtują się pamięć i uwaga dowolna,
zacz na si rozwół uczuć wyższych, rozwój przystosowania społecz.

ę J

nego.
W rozwoju psychicznym dziecka bardzo istotną rolę odgrywa
zabawa. Różne rodzaje zabaw, odpowiednio dobranych do wieku
i możliwości psychofizycznych małego dziecka, poza doskonaleniem
sprawności ruchowej i manualnej, opanowywaniem czynności precy-
zyjnych ćwiczą koordynację wzrokowo-ruchową, uczą spostrzegania,
obserwowania, kojarzenia pojęć, logicznego myślenia.
Dzięki opowiadaniom, bajkom, czytankom, słuchowiskom i pro-
gramom telewizyjnym doskonalą się procesy myślenia dziecka,
wzbogaca się jego wyobraźnia, powiększa się zasób słów i kształtuje
się życie uczuciowe. W tego typu zajęciach dziecko zaczyna opano-
wywać trudną, a tak konieczną później w szkole, umiejętność kon-
centracji uwagi, uczy się wytrwałości, spełniania poleceń, pod-
orządkowania się nakazóm i zakazom.
W przedszkolu dziecko rozwij a się społecznie. Poprzez zabawy
grupowe uczy się współdziałania z grupą, przystosowania się o
otoczenia. Właściwie kierowana zabawa ułatwia później szybkie za-
adaptowanie się do warunków szkolnych. Dotychczasowy świal
dziecka, ograniczający się do rodziny, rozszerza się i wzbogaca o do-
świadczenia zdobyte w grupie rówieśników. W nowym środowisku
dziecko uczy się swobody poruszania się i nawiązywania kontaktów.
W wieku przedszkolnym spędza ono mniej czasu z dorosłymi, a jeże
jest do tego zmuszone, sprawia mu to mniejszą niż dotychczas przy-
jemność. Dziecko przedszkolne często szuka aprobaty i uznania
u dorosłych, jest jednak bardziej niż w poprzednim okresie samo-
dzielne i trudniejsze do prowadzenia.
Od rodziców i wychowawców zależy w dużym stopniu, jaka po-
stawa społeczna rozwinie się u dziecka. Czy będzie to postawa pozy*
tywna, prowadząca do przyjaznej współpracy z innymi, czy też pa-
stawa nietolerancji i uprzedzeń w stosunku do otoczenia. Od środo*
wiska rodzinnego i otoczenia zależy także wzrost emocjonalności

dziecka. Środowisko, które narzuca małemu dziecku zbyt wiele za-
jęć lub silnych przeżyć, przekraczających jego możliwości, wywołuje
wzrost napięcia nerwowego, a co za tym idzie - szybkie zmęczenie
peychiczne i fizyczne.
Ruch jest fizjologiczną potrzebą dziecka przedszkolnego i o tym
powinni pamiętać jego opiekunowie. Z punktu widzenia zdrowia
i higieny najbardziej wskazany jest swobodny, dowolny ruch, prze-
rywany chwilami wypoczynku, które dziecko w miarę potrzeby samo
sobie ustala. Różnorodne zabawy ruchowe - indywidualne lub
zbiorowe, prowadzone na świeżym powietrzu, w terenie bezpiecz-
ym i wygodnym - zaspokajają nie tylko "głód ruchu", ale są rów-
nież ważnym czynnikiem zdrowotnym i wychowawczym.
W związku z dużą męczliwością dziecka przedszkolnego, spowo-
dowaną nadmierną ruchliwością, niezupełną jeszcze sprawnością
fizyczną oraz bogactwem wrażeń i przeżyć, konieczne jest zapewnie-
nie mu właściwego wypoczynku przez przestrzeganie odpowiednio
długiego snu nocnego (12 godzin) oraz snu lub wypoczynku w pozy-
cji leżącej w ciągu dnia (ok. 1 1/2 godziny).
W okresie przedszkolnym występuje niekiedy niechęć do jedze-
nia, zwłaszcza niektórych potraw (głównie jarzyn). Ponieważ mniej-
sze niż w okresach poprzednich łaknienie jest w tym okresie stanem
normalnym i dotyczy większości dzieci, należy je traktować jako
przejściowe i nie zwalczać go dramatycznymi sposobami, a jedynie
starać się o pobudzenie apetytu dziecka przez wprowadzenie diety
bardziej urozmaiconej. Pożywienie powinno składać się z potraw
bialkowych, jarzyn i owoców oraz potraw mącznych i cukru, przy
rów*oczesnym ograniczeniu tłuszczu.
Bardzo ważne w tym okresie rozwojowym jest hartowanie dziecka.
Znaczenie hartujące ma zarówno powietrze, jak i woda, dlatego
dziecko powinno przebywać przez kilka godzin dziennie - i latem,
i zimą - na świeżym powietrzu. W lecie ubranie należy ograniczyć
do minimum, pamiętając jednak zawsze o nakryciu głowy. Dziecko
powinno też korzystać z kąpieli, naturalnie w zależności od tempera-
Ważną sprawą jest zapobieganie chorobom zakaźnym. Profilakty-
ka chorób zakaźnych polega na unikaniu źródeł zakażenia, prze-
strzeganiu terminów szczepień ochronnych, niebagatelizowaniu
nawet błahych objawów chorobowych (katar, ból głowy, brak łak-
66 67


nienia) oraz na systematycznym poddawaniu dziecka okresowej kon-
troli lekarskiej. Duże znaczenie w utrzymaniu zdrowia mają regular-
ne wizyty u stomatologa oraz wyrabianie i utrwalanie nawyków
higieniczno-kulturalnych.


Okres szkolny

Okres szkolny zamyka się w szerokich granicach wieku - od 6. do
ok.14. roku życia, nic więc dziwnego, że różnice rozwojowe u dzieci
krańcowych roczników są bardzo znaczne. Dotyczy to zarówno
rozwoju somatycznego, jak psychicznego i społecznego. Stąd też
konieczność podzielenia okresu szkolnego na dwa: pierwszy, obej-
mujący wczesne lata szkolne, tj. 6. -10. rok życia, i drugi,11.-
14. rok życia.
W rozwoju somatycznym okres pierwszy charakteryzuje się dość
jednostajnym tempem wzrastania. Przyrosty masy i długości ciała są
stosunkowo małe. We wczesnym wieku szkolnym występuje przewaga
przyrostu masy ciała nad tempem wzrastania, jest to "okres fizjologi-
cznego pełnienia".
Okres drugi charakteryzuje się wyraźnym przyspieszeniem tempa
wzrastania. Jest to objaw wskazujący na zbliżanie się kolejnego
okresu rozwoju - dojrzewania.
Ważną cechą somatyczną okresu szkolnego jest rozwój uzębienia
stałego. Przed okresem dojrzewania uczeń ma już pełne lub prawie
pełne (z wyjątkiem zębów ósmych) uzębienie stałe.
Znamienne jest zanikanie tkanki limfatycznej, która u dziecka
w wieku przedszkolnym była znacznie rozwinięta. Na przykład mig-
dałki podniebienne w końcowej fazie wieku szkolnego, a zwłaszcza
w okresie dojrzewania, ulegają zmniejszeniu.
Wyraźnie zaznaczają się różnice w rozwoju somatycznym zależne
od płci. Dotyczy to wysokości i masy całego ciała, a także dojrzewa-
nia i rozrastania się poszczególnych narządów. Tym tłumaczy się
fakt, że rozmiary ciała młodszych dzieci obu płci i ich sylwetki róż-
nią się tylko nieznacznie. Zmienia się to istotnie w momencie, kiedy'
dziewczęta rozpoczynają skok pokwitaniowy. Na przełomie pierw-
szego i drugiego okresu wieku szkolnego dziewczęta bardzo szybka
zaczynają górować nad chłopcami wzrostem, a także masą ciała,

*ieniają się sylwetka, rysy twarzy, sposób poruszania się i zacho-
wania, co stwarza wrażenie, że są starsze od rówieśników-chłopców.
Ten stan trwa mniej więcej do 13.,14. roku życia, kiedy to chłopcy
*c*lZodzą w okres skoku pokwitaniowego, a dziewczęta skok pokwi-
taniowy kończą. Wzrost chłopców postępuje teraz bardzo szybko,
doganiają oni i wkrótce przerastają dziewczęta. U chłopców poja-
wiają się zmiany typowe dla okresu dojrzewania (szczegółowe omó-
wienie w następnym podrozdziale).
Bardzo typową cechą wieku szkolnego jest intensywny rozwój
psychoruchowy. Praca układu ruchowego zależy ściśle od funkcji
układu nerwowego, który reguluje i koordynuje czynności wszy-
stkich narządów, w tym narządu ruchu.
Rozwój motoryczny dziecka szkolnego w wieku 8 -10 lat cechu-
je już znaczna koordynacja ruchów, zręczność, dokładność, a nawet
precyzja. Sprawność ruchowa dziecka w wieku 11-13 lat jest jeszcze
doskonalsza, ruchy są harmonijne i płynne. Dzieci wykazują w tym
okresie indywidualne cechy ruchowe. Określa się to nawet jako
"osobowość ruchową" - dzięki niej można rozpoznać dziecko pra-
wie tak samo dokładnie po chodzie, ruchach czy gestach, jak po
rysach twarzy lub głosie.
Do prawidłowego rozwoju układu mięśniowego konieczne jest
systematyczne trenowanie mięśni i stawów, trzeba jednak zwrócić
uwagę, aby praca mięśni była rozkładana równomiernie na poszcze-
gólne grupy mięśniowe. Należy także pamiętać o indywidualnych
różnicach w grupie rówieśniczej. To, co dla jednego dziecka jest
możliwe i łatwe do wykonania, dla drugiego okazuje się bardzo trudne,
wymaga wielkiego wysiłku, a czasami w ogóle staje się nieosiągalne.
Toteż zawsze jest konieczna indywidualizacja w zajęciach fizycz-
nych, ćwiczeniach, a nawet w zabawie. Dotyczy to zwłaszcza dzieci
słabszych, wątłych, niesprawnych ruchowo.
W okresie szkolnym zabawa nie znika z zajęć dziecka, traci jed-
nak swoją dotychczasową, główną rolę. Zasadniczym zajęciem staje
się nauka. Miarą dojrzałości psychofizycznej sześcio-, siedmiolatka
oraz możliwości podjęcia przez niego nauki szkolnej jest osiągnięcie
dojrzałości szkolnej. Dziecko szybko zdobywa wiadomości o otacza-
jącym je świecie, systematyzuje je i wykorzystuje w konkretnych sy-
tuacjach życiowych. Uzupełnia i wzbogaca dotychczasowy zasób
słów, umie się nimi swobodnie i prawidłowo posługiwać, buduje

68 69


zdania złożone, poprawnie używając czasów, operując "dorosłymi"
zwrotami. Stopniowo opanowuje umiejętność wyrażania myśli w for-
mie słowa pisanego. Doskonali także sprawność manualną.
Dziecko szkolne rozwija stopniowo zdolność spostrzegania, przede
wszystkim w zakresie wrażeń wzrokowych i słuchowych. Spostrzeże-
nia nabierają cech świadomej i celowej obserwacji. Zakres pojęć
wyraźnie się poszerza, następuje wiązanie ich w związki przyczyno-
we. Udoskonala się i kształtuje pamięć, dzięki czemu dziecko opa-
nowuje umiejętność przyswajania sobie nie znanych wiadomości
utrwalania i zapamiętywania ich, a następnie odtwarzania. Myślenie
staje się coraz bardziej logiczne. Rozwija się proces analizy i syntezy
myślowej. Wyobraźnia jest nadal bardzo żywa, coraz dokładniej
kontrolowana.
Dziecko zdobywa umiejętność koncentracji uwagi, a także sie-
dzenia przez dłuższy niż dotychczas czas w przymusowej, stabilnej
pozycji, jakiej wymaga się od ucznia.
W dalszym ciągu wdraża się do pełnego i prawidłowego udziału
w życiu zbiorowym. Współżycie z rówieśnikami, podporządkowanie
się rygorom szkolnym, stosowanie się do wymagań dyscypliny społe-
cznej, wdrażanie do koleżeńskości i współdziałania grupowego-
zarówno w szkole, jak i poza nią - są cechami, które w znacznej
mierze kształtuj ą się w okresie szkolnym.
Okres szkolny wiąże się dla ucznia z nowymi i konkretnymi obo-
wiązkami. Dlatego dziecko wchodzące w wiek szkolny powinno być
odpowiednio przygotowane do zmiany środowiska. W domu jest ono
zazwyczaj głównym ośrodkiem zainteresowania całej rodziny, zwła-
szcza jeśli pozostaje jedynakiem. W klasie staje się jednym z wielu,
a niekiedy, gdy nie jest przygotowane do współżycia z grupą, bywa
przez nią nie zaakceptowane lub nawet zostaje odrzucone. Do takiej
sytuacji większość dzieci nie potrafi się dostosować, jest ona dla nich
ciężkim przeżyciem, częstą przyczyną niepowodzeń szkolnych.
Dziecko rozpoczynające naukę męczą i nużą: dyscyplina szkolna,
specyficzna monotonia dnia szkolnego, konieczność spędzenia wielu
godzin w pozycji siedzącej, znaczne ograniczenie możliwości ruchu.
Wielogodzinny pobyt w szkole zmniejsza także wpływ korzystnych
czynników środowiska zewnętrznego.



70

*es dojrzewania

Jest to fascynujący czas stawania się dorosłym. Dziecko przestaje
b*ć dzieckiem, by po kilku latach stać się człowiekiem dojrzałym.
*e*po rozwoju, wielkość przemian stanowią o wyjątkowości tego
ok*esu rozwojowego. Można powiedzieć, że o ile do tej pory rozwój
dotyczył zmian ilościowych, to teraz zachodzą zmiany jakościowe.
przemiany fizyczne są wielkie i zasadnicze, ale jeszcze większe są prze-
miany psychiczne. Dziecko jakby po raz drugi uniezależnia się od ro-
dzicbw - po raz pierwszy stało się to po urodzeniu przez odcięcie
pępowiny i rozpoczęcie niezależnego biologicznego funkcjonowania,
tezaz "odpępnia" się psychicznie. Staje się innym, nowym człowie-
kiem.
To wszystko jest fascynujące i niepowtarzalne. Dziwne więc
mOże się wydawać, że nauki biomedyczne niewiele tym okresem się
zajt'nowały. Już większym dorobkiem mogła się poszczycić antropo-
lOgia - biolodzy rozwoju śledzili przemiany tego okresu z dużym
zamteresowaniem. Pojawienie się miesiączkowania - jako cezura
ro2wojowa - było przedmiotem wielu badań, które pozwoliły na
śłedzenie różnych wpływów na rozwój. Natomiast lekarze okresem
dojrzewania nie interesowali się, a i do dziś niewiele się pod tym
względem zmieniło. Pediatria zajmowała się dzieckiem. Biurokraty-
czna granica dzieciństwa, a więc granica zainteresowania pediatr,
była arbitralnie ustalona na 14 lat. Już samo wyznaczenie tej granicy
jest dowodem braku znajomości praw rozwoju: 14 lat to żadna gra-
nica, żadna cezura rozwoju. Czternastolatek może być człowiekiem
dorosłym, ale może być dzieckiem jeszcze przed dojrzewaniem.
Okres dojrzewania ma wyrazistą specyfikę. Młody człowiek
w tym wieku jest wyjątkowo trudny i wymagający. Lekarz, który
nim się zajmuje, musi mieć szczególne cechy, bo jak w żadnym in-
nym okresie życia (może poza starością) problemy psychologiczne
i fizjologiczne nie wpływają na rozwój i zdrowie tak właśnie, jak
teraz. I lekarz musi być nie tylko biologiem, "technikiem od zdrowia",
ale powinien być zorientowany w problemach młodzieży, jej uwikła-
niach we współczesną cywilizację, nawet w modzie młodzieżowej,
która często determinuje zachowanie. Wspaniała pani doktor od
niemowląt, która naprawdę może być cudownym lekarzem i wy-
chowawcą matek, nie ma nic do zrobienia z pacjentem 17-let-

71


nim. Po prostu chłopiec czy dziewczyna w tym wieku potrzebuje lu-
dzi o innej osobowości.
Była kiedyś instytucja lekarza szkolnego. Różnie lekarzy szkol-
nych przygotowywano do pracy, nie zawsze specjalność ta cieszyła się
popularnością. Ale w latach sześćdziesiątych i na początku siedem-
dziesiątych w Polsce rodziła się już nowa specjalność, która skupiła
i naukowców, i praktyków - nawet entuzjastów tej problematyki.
Odbywały się okresowo "zjazdy poznańskie", poświęcone okresowi
dojrzewania. Była to inspiracja do podejmowania i prowadzenia
badań, wymiany doświadczeń. Administracja uznała, że nie ma spe-
cyfiki tego okresu, że opiekę nad uczniem może z powodzeniem
sprawować pediatra, na marginesie swych zainteresowań małym
dzieckiem. Zniszczono więc dorobek, zlikwidowano dobrze pracują-
ce zakłady specjalistyczne - zlikwidowano lekarza szkolnego.
W literaturze spotyka się kilka nazw tego okresu. Mówi się
o dojrzewaniu i ta nazwa mnie osobiście wydaje się najlepsza. Wska-
zuje ona na osiąganie nowej jakości - dojrzałości. Nazwy tej uży-
wają najczęściej lekarze i biolodzy. Psycholodzy mówią o dorasta-
niu. Mnie jako lekarzowi kojarzy się to przede wszystkim z proce-
sem wzrastania, więc przemian biologicznych, i to o wymiarze mor-
fotycznym. Spotyka się także określenie "pokwitanie", merytorycz-
nie może i słuszne, ale moim zdaniem nieco pretensjonalne i poety-
ckie. Tak więc w tym podręczniku pozostaniemy przy określeniu


"
dojrzewanie".
Biologiczne mechanizmy dojrzewania są stale jeszcze przedmio-
tem badań. Wiadomo, że proces ten jest sterowany przez układ hor-
monalny. Pierwszym znanym nam objawem przemian dojrzewania
jest zwiększone wydzielanie czynników uwalniających podwzgórza
(RF). Odpowiedzią na to jest wzmożona aktywność przysadki
mózgowej, a w wyniku tego - działanie innych gruczołów hormonal-
nych, przede wszystkim tarczycy, gonad i kory nadnercza. Nie jest
jednak znany najważniejszy czynnik - dlaczego właśnie wtedy,
a nie kiedy indziej zaczyna się ten cykl przemian. Poszukuj e się


"
spustu" czy "cyngla", który jest pierwotnym bodźcem wyzwalają-
cym je. Oczywiście istnieje tu wpływ czynników genetycznych, ale
przecież nie tylko determinacja genetyczna decyduje o czasie dojrze-
wania. Mówi się niekiedy o czynniku korowym, ale jest to slogan,
który niczego nie wyjaśnia.

Tak więc nie wiemy, dlaczego właśnie wtedy następuje dojrzewa-
nie. A jest to proces przebiegający indywidualnie. W żadnym okresie
wiek metrykalny nie jest tak bardzo pozbawiony znaczenia, jak właśnie
tu. Na przykład czterriastolatek może być rozwojowo dzieckiem,
u. którego nie ma jeszcze żadnych objawów dojrzewania, ale może
tttkże być już biologicznie dojrzałym osobnikiem. Pierwsze miesiącz-
kowanie - jako uchwytny i ważny objaw dojrzewania - może poja-
wi:ć.się zarówno w 10., jak i w 15. czy nawet 16. roku życia. Kryteria
wieku metrykalnego są więc w okresie dojrzewania zupełnie bez
wartości. Dlaczego? Badania wykazały, że istnieje wiele czynników,
które mogą wpływać na przyspieszenie lub opóźnienie dojrzewania.
Wymienia się tu przede wszystkim czynnik rodzinny. W pewnych
rodzinach z pokolenia na pokolenie dziewczęta dojrzewają wcześniej
niż przeciętnie, w innych dojrzewanie pojawia się znacznie później.
Wpływ czynnika genetycznego jest więc tu niewątpliwy. Nie bez
znaczenia wydaje się czynnik rasowy, choć tu już istnieją wątpliwo-
ści, w jakim stopniu zależność ta jest determinowana genetycznie,
a w jakim wpływami środowiska. Mówi się o wpływie klimatu.
Najwcześniej dojrzewa młodzież w strefie klimatu umiarkowanego,
przy czym wyróżnia się tu region basenu Morza Śródziemnego.
Natomiast Eskimosi i Lapończycy dojrzewają znacznie później.
Warunki bytowe, szeroko pojęty poziom życia, w tym żywienie,
warunki higieniczno-zdrowotne czy nawet warunki mieszkaniowe,
wydają się mieć wpływ na dojrzewanie. Jest więc tych czynników
wiełe. Stale jeszcze dzieci ze wsi dojrzewają później w stosunku do
dzieci miej skich, przy czym w kraj ach wysoko rozwiniętych różnice
te.maleją. Wcześniej biologicznie dojrzewają dziewczęta niż chłop-
cy, a różnica wieku jest tu większa niż 1 rok.
Z tych rozważań wynika wniosek dla pedagogów i organizatorów
ży!cia społecznego. Przepisy prawne operują kryterium wieku chro-
nołogicznego. Tak też jest w organizacji szkoły. Powstaje sytua-
cja, kiedy to do jednej klasy szkolnej chodzą zarówno ludzie dojrzali,
jak i zupełne dzieci. Nie jest to korzystne, gdyż każdy etap rozwoju
wymaga innego postępowania, inne są zainteresowania, a także
możliwości, np. percepcji człowieka. Najbardziej drastycznie wyglą-
da to na zajęciach z wychowania fizycznego. Największy rozrzut po-
ziomu dojrzewania występuje w klasach 7. i 8. szkoły podstawowej
oraz w klasie 1. szkoły średniej. Potem różnice te zacieraj ą się i pod

72 73


koniec nauki w szkole średniej klasa jest już dość jednolita pod
względem rozwoju fizycznego.
Omówione już zjawisko akceleracji rozwoju ma szczególnie duże
znaczenie w okresie dojrzewania.
Wszystkie objawy dojrzewania mogą występować w różnej kolej-
ności, w różnym nasileniu. Indywidualne zróżnicowanie rozwoju
w żadnym okresie nie jest tak duże, jak właśnie wówczas.
Pierwszym dostrzegalnym objawem dojrzewania jest przyspie-
szone wzrastanie. Nazywa się to skokiem dojrzewania lub skokiem
pokwitaniowym. Jeżeli do okresu dojrzewania dziecko rosło przecięt-
nie w ciągu roku ok. 4 - 6 cm, to teraz przyrost wysokości w jed-
nym roku może wynieść 10, a nawet więcej centymetrów. Jest to
istotna różnica i dzieci rozpoczynające dojrzewanie są w stosunku do
rówieśników jeszcze nie dojrzewających po prostu wyższe.
W tym pierwszym okresie dojrzewania to intensywne wzrastanie
odbywa się przede wszystkim pod wpływem hormonu wzrostu przy-
sadki (somatotropiny) oraz pod wpływem synergetycznym tarczycy
i hormonów płciowych. Rozrost dotyczy przede wszystkim kości
długich - szczególnie szybko i intensywnie rozwijają się ich chrząstki
nasadowe. Ponieważ przyspieszonemu wzrastaniu w tym czasie nie
towarzyszy adekwatny przyrost masy ciała, przeto młodzi ludzie
stają się osobnikami chudymi, o długich, "pająkowatych" kończy-
nach.
Ta sytuacja pociąga za sobą dwie konsekwencje.
Po pierwsze - młodzi w tym wieku wykazują wzmożone łaknie-
nie i potrafią rzeczywiście bardzo dużo zjeść. Praktycznie są stale
głodni, a ilości pochłanianych pokarmów niekiedy budzą zdumienie.
Jeżeli do tego nie tylko nie "grubieją", ale stają się wysocy a szczupli.
niekiedy rodzice obawiają się, czy przypadkiem nie mamy do czynie-
nia z jakimś stanem chorobowym. Oczywiście nie. Wzrastanie jest
wielkim wysiłkiem dla ustroju i wymaga wysokiej podaży pokar-
mów, zwłaszcza białkowych i witamin.
Drugi problem wiąże się z uprawianiem sportu. Dotyczy to przede
wszystkim chłopców, bo oni do wyniku w sporcie i uzyskanej dzięki
niemu pozycji w grupie przywiązują dużą wagę. Szybki wzrost ciała
powoduje zmianę proporcji, a także zmianę położenia środka ciężko-
ści. Wpływa to na motorykę. Dziecko w okresie przed pokwitaniem-
jak to już opisałem - znajduje się w wyjątkowo korzystnej sytuacji.

74

Jest to tzw. złoty okres motoryki. W okresie dojrzewania wszystko
tQ ulega zaburzeniu. Chłopak staje się długi, nieproporcjonalny,
a co najgorsze - nie jest przyzwyczajony do swych nowych wymia-
r&s, które zresztą także się zmieniają. Traci więc zdolność do wyko-
*ywania precyzyjnych ruchów, teraz pozbawionych zarówno elegan-
cji oraz ekonomii, jak i skuteczności. Jest często nieporadny. Chło-
piec, który do tej pory był czołowym zawodnikiem drużyny piłkar-
shiej, traci swą pozycj ę i gra naprawdę kiepsko.
. Oczywiście, ta faza rozwoju jest czymś przejściowym i niedługo
chłppak przyzwyczaja się do swych nowych wymiarów, zresztą pro-
porcje ciała także ulegają zmianie na korzyść. Jeżeli był naprawdę
dQbrym sportowcem, może powrócić do dobrej formy. To trwa jed-
nak kilka miesięcy, a nawet 2 - 3 lata.
Dziewczęta wykazują znacznie mniejszy zapał do uprawiania
spQrtu. Ale w okresie dojrzewania zaczyna im zależeć na wyglądzie.
Zauważają wtedy, że są niezgrabne, że mają zbyt wielkie dłonie,
jeżeli jeszcze wyrastają ze zbyt małych ubrań - rzeczywiście wyglą-
dają niekiedy karykaturalnie. To wszystko jest źródłem ich nie-
pOkQjów i nienajlepszego samopoczucia.
Po tym okresie "chudości" następuje druga faza dojrzewania.
Jest ona sterowana przez hormony płciowe i charakteryzuje się
2a*ększonym przyrostem masy ciała w stosunku do przyrostu wysoko-
ści. Jest to więc jakby faza pełnienia, nabierania "tuszy". Sterowana
przez hormony płciowe, jest fazą różnicowania się sylwetki. Od tego
czasu już inaczej będzie rozwijać się chłopak, a inaczej dziewczyna.
Przyrost masy ciała u dziewcząt będzie głównie sprawą przyrostu
podskórnej tkanki tłuszczowej. Tkanka ta rozwija się w sposób
charakterystyczny - odkłada się przede wszystkim na biodrach, ale
także na udach i karku. Dziewczyna pełnieje, sylwetka staje się
zbliżona do sylwetki typowej kobiety - dość szerokie biodra przy
stosunkowo wąskich barkach.
Dziewczęta często nie akceptują swego rozwoju. Jest teraz
W świecie moda na szczupłość, na odchudzanie się itp. Moda słusz-
na, jeżeli chodzi o dorosłych, bo w krajach naszej cywilizacji złogi
tłuszczu znacznie przewyższają potrzeby. Młode dziewczęta w okre-
sie dojrzewania muszą jednak przejść okres tycia, przy czym to ich
tycie jest zjawiskiem fizjologicznym. Nieakceptowanie tych prze-
mian prowadzi do błędów higieniczno-zdrowotnych. Dziewczęta

75


zaczynają "się odchudzać" i stosują dietę często niewłaściwą, a nie-
kiedy wprost drastyczną. Gdyby chciały się odchudzać, uprawiając
sport! Ale, niestety, są pewne powody (o czym za chwilę) tego, że
dziewczęta ograniczają swe zabiegi do diety. Niekiedy odchudzanie
i formalna głodówka prowadzą do zaburzeń rozwoju i wymagają
leczenia.
Rozwój i przyrost masy ciała u chłopców w okresie dojrzewania
jest sterowany przez androgeny. Wpływają one na rozrost kości,
a także na rozwój muskulatury. Sylwetka chłopca charakteryzuje się
wąskimi biodrami i szerokim pasem barkowym. Następuje duży
rozwój muskulatury - podskórna tkanka tłuszczowa zanika i po-
przez skórę wyraźnie widać zarysy mięśni. Jest to zjawisko nader
pozytywnie przez chłopców oceniane. Rozwojowi muskulatury
oczywiście towarzyszy przyrost siły mięśniowej. Chłopcy są dumni
z mięśni, a także ze swoich możliwości fizycznych. Bardzo chętnie
uprawiają ćwiczenia ruchowe, zwłaszcza siłowe. Pod wpływem prze-
mian psychicznych (o których za chwilę) podejmują często walkę-
stają się brutalni, agresywni. Szukają okazji do walki, przy czym nie
jest to tylko potrzeba próby swych sił, jest to także potrzeba trenin-
gu muskulatury.
W tej fazie dojrzewania chłopcy często stają się groźni dla oto-
czenia. Wszystko, czego dotkną, jest "słabe, zrobione z byle czego"
i łatwo się psuje... Po prostu nie czują swej siły. Mają się przy tym
za dorosłych i domagają się prawa korzystania ze wszystkich urzą-
dzeń technicznych na równi z dorosłymi. Zanim poznają swą siłę,
nauczą się ją dawłkować, musi - niestety - upłynąć nieco czasu.
Potrzeba wyładowywania siły, ćwiczenia, potwierdzenia swych
możliwości sprowadza 'się także niekiedy do dręczenia młodszych
i słabszych, którzy są traktowani (bez własnej woli) jako partnerzy
sparingowi. Na młodszej siostrze czy słabszym koledze niekiedy ćwi-
czy się dżudo, zapasy itp. Oczywiście, chwalebny zapał chłopców do
ćwiczeń należy kanalizować - w pracy fizycznej i uprawianiu sportu
kontrolowanego przez wychowawców.
Z zapałem do ćwiczeń fizycznych zupełnie inaczej jest u dziew*
cząt. Jak wspomniałem, w okresie dojrzewania narasta u dziewcząt
tkanka tłuszczowa i maleje chęć do uprawiania ćwiczeń. Prawdopo-
dobnie przyrost tkanki tłuszczowej jest, przynajmniej w pierwszyrn
okresie, niezależny od trybu życia. Być może dziewczęta - tyjąc-
mają z aktywnością fizyczną trudności czy po prostu niechęć do ćwi-
czeń, a potem już, na skutek statycznego trybu życia, fizjologiczny
przyrost tkanki tłuszczowej narasta.
W okresie dojrzewania dziewczęta w większości przypadków
odchodzą od wychowania fizycznego już na zawsze. Chodząc jeszcze
do szkoły, będą podlegać "terrorowi" i, z niechęcią oraz oporami
kosztem najmniejszego wysiłku, udawać, że ćwiczą. Ale kiedy tylko
będą mogły, zaniechają ruchu. I jest to zjawisko groźne. Wiadomo,
że ;rozwój motoryczny trwa tylko przez kilkanaście lat. Potem gdy
ktoś ćwiczy, to utrzymuje się na jakimś przyzwoitym poziomie spraw-
ności. Jeżeli nie, to następuje zmniejszenie, zanik zdolności rucho-
wych.
Sprawność fizyczna i nawyk ruchu to nie tylko sprawa intrumental-
nego przystosowania do pokonywania trudności życiowych. Nasza
cywilizacja ze swymi wynalazkami i udogodnieniami uwalnia czło-
wieka ponad miarę z wysiłku fizycznego. Praca fizyczna i ćwiczenia
ńzyczne są jednak dla człowieka czymś zasadniczym z punktu widze-
nia zdrowia, prawidłowej funkcji ustroju, w tym przede wszystkim
układu krążenia i oddychania, ale także układu nerwowego i tra-
wiennego. Brak ruchu i siedzący tryb życia przy nadmiernej otyłości
to jeden z czynników sprzyj aj ących rozwoj owi chorób cywilizacyj-
nych. Jeżeli okres dojrzewania jest momentem przełomowym,
w którym następuje tragiczny w skutkach rozbrat z ruchem, to
trteba się zastanowić, jaki jest mechanizm, jakie są przyczyny.
Chłopcy chcą ćwiczyć, marzą o uprawianiu sportu i uprawialiby
go* gdyby im tylko na to pozwolono. Jest grzechem śmiertelnym
szkoły, że poprzez swoje działanie, poprzez terror w stosunku do
uc2niów i rodziców zwalcza uprawianie sportu. Chłopcy są zmuszeni
do uprawiania sportu wbrew rodzicom i szkole, z poczuciem winy,
bo jakże to - ich celem jest nauka, a nie "bezmyślne marnowanie
czasu na sport". Większość jednak jakoś sobie z tym radzi.
Dlaczego chłopcy chcą ćwiczyć?
Ruch jest im potrzebny fizjologicznie - w związku z rozwojem
muskulatury, a może także z innych powodów. Uprawiają sport, bo
w okresie dojrzewania szukają pola walki. Są stale gotowi do współ-
zawodnictwa do gry, do próby siebie. I sport zaspokaja te potrzeby.
Dziewczęta tych potrzeb nie mają, a jeżeli one są, to w znacz-
*e mniejszym zakresie niż u chłopców. Nie mają także motywacji

76


psychologicznej. Nie walczą o swą pozycję w grupie poprzez zwycię-
stwo za pomocą siły i sprawności fizycznej. Może jest tak, że w prze-
ciwieństwie do chłopców, przyszłych mężczyzn, kobiety nie będą
pełnić - zgodnie z celem biologicznym i tradycją tysięcy pokoleń-
funkcji obronnej, nie będą polować ani zdobywać pokarmu. To są
zadania mężczyzn i dlatego oni są jakby zaprogramowani do pracy
fizycznej.
Już widzę, jak Czytelnik wzdraga się. Sądzi, że taki podział ról
to dziś anachronizm i w ogóle jest nietaktem o tym pisać. Otóż nie.
Biologicznie człowiek wciąż jeszcze jest bardzo silnie dererminowa-
ny swym pochodzeniem. Dźwiga obciążenia, które nawarstwiły się
przez tysiące lat bytowania w warunkach pierwotnych. Widać to na
przykład przy biologicznych reakcjach na stres ("uciekaj lub walcz")
czy w odruchach atawistycznych noworodków. Nasza "politura"
cywilizacyjna jest bardziej powierzchowna, niż nam się wydaje.
Jakie motywy mogłyby nakłonić dziewczęta, by w okresie dojrze-
wania ćwiczyły?
Czego może oczekiwać i chcieć przyszła kobieta, matka, żona*
Otóż w okresie dojrzewania dziewczęta zaczynają przywiązywać
wagę do swego wyglądu. Im teraz naprawdę zależy na tym, by wy-
glądać atrakcyjnie. W podświadomości tkwi mniemanie, że tylko
atrakcyjna kobieta ma szansę zdobyć atrakcyjnego, a więc silnego
i sprawnego mężczyznę na męża, opiekuna, ojca. Czy nie można
tego wykorzystać jako zachęty do ćwiczeń fizycznych?
Oczywiście można. Tylko proponowany wf dziewcząt nie może
być damską odmianą wf chłopców. Im naprawdę ani gra w koszyków-
kę, ani w piłkę ręczną nie sprawia przyjemności. Jeżeli zrozumialy-
by, że ćwiczenia służą rozwijaniu piękna, a więc ładnej postawy,
ładnego poruszania się, nawyku zgrabnego chodzenia itp. , to byłyby
skłonne przełamać swą niechęć. Zatem cały program wf musi być
zupełnie inny niż dla chłopców. I jeszcze jedno: trzeba zadbać o to,
by strój, w jakim dziewczęta ćwiczą, był estetyczny, podkreślal
wdzięk i walory młodej sylwetki. Tradycyjny strój jest chybiony-
podkreśla ich niezręczność, pogarsza ich samopoczucie.
Ale wróćmy do rozwoju w okresie dojrzewania.
W tej fazie dojrzewania, o której pisałem, następuje rozwój cech
płciowych. W tym sensie mówienie, że okres dojrzewania to okres

dojrzewania płciowego, jest słuszne. Tyle że przemiany, jakie za-
*hodzą, daleko wykraczają poza sferę seksualną.
Cechy płciowe dzielimy na trzy grupy.
lVlówimy o pierwszorzędnych ceehach płciowych, którymi są
gonady, czyli gruczoły rozrodcze. Determinowane przez chromoso-
my płciowe, co ma miejsce już w zygocie, decydują o płci osobnika.
:; Drugorzędne ceehy płciowe to układ rozrodczy. To narządy
uczestniczące w akcie kopulacji i zapłodnieniu oraz narządy, które
decydują o zdolności do funkcji rozrodczej : u kobiety - jajowody,
macica, pochwa, u mężczyzn - genitalia, penis, worek mosznowy
z zawartością, gruczoł krokowy, najądrza itp.
Trzeciorzgdne cechy płciowe mówią nam o płci osobnika na
zewnątrz - to cechy osobowości i sposób zachowania się, a także te
c*chy, które dają wyobrażenia o przynależności do płci. Są to: budo-
wa zewnętrzna ciała - sylwetka (mówiliśmy o tym powyżej), tonacja
głosu, typ uwłosienia, sposób poruszania się, cechy psychiczne. Te
cechy określam niekiedy jako cechy estetyczne. Nie mają one żadnego
maCzenia, jeżeli chodzi o funkcje seksualne, nie decydują o możliwo-
śctach prokreacji, mówią nam jednak, czy osobnik jest estetyczny
ją*o przedstawiciel swej płci. Rzecz zresztą dotyczy cech naprawdę
n*eistotnych, ale znaczących dla samopoczucia, a może i powodzenia
w poszukiwaniu partnera seksualnego.
Trzeciorzędne cechy płciowe w warunkach zupełnie normalnych
mogą być bardzo różnie wyrażone. Nie zawsze mówią nam one
o wartości biologicznej, choć niekiedy mogą być sygnałem zaburzeń
hormonalnych. Rozwijają się w okresie dojrzewania (natomiast
drugorzędne są wykształcone już w chwili narodzin, a tylko w okre-
sie dojrzewania rozrastaj ą się i nabywaj ą sprawności fizj ologicznej ).
Tak więc gonady do okresu dojrzewania znajdują się w stanie
jaltby uśpienia. Ich rola zewnątrzwydalnicza, czyli produkcja komórek
rozrodczych, pojawia się dopiero po intensywnym rozwoju w okresie
dojrzewania. Natomiast ich funkcja wewnątrzwydalnicza istnieje już
od życia łonowego, tyle że jest bardzo słaba.
: W okresie dojrzewania rozwój gonad, jak zresztą i narządów
płciowych, przebiega w sposób przyspieszony, rzec by można-
prawie gwałtownie. Do tego czasu narządy te praktycznie nie rosną.
Ponieważ całe dziecko rośnie, narządy płciowe stają się relatyw-
nie coraz mniejsze w stosunku do osobnika. W okresie dojrzewa-

79


nia następuje szybki rozwój - narządy te stają się tak duże jak
u dorosłego, a niekiedy nawet większe (dotyczy to penisa), ponieważ
nie tylko rosną, ale są obrzęknięte.
Taka sytuacja pociąga za sobą określone konsekwencje. Po
pierwsze - małe rozmiary genitaliów chłopców niekiedy budzą nie-
pokój rodziców. Wydaje im się, że chłopiec wykazuje niedorozwój
płciowy. Czasami zasięgają porady u lekarza. Oczywiście, konsultowa-
nie w przypadku wątpliwości jest słuszne, ale w tej sytuacji może mieć
negatywne następstwa. Otóż chłopiec, który wie o tym, że jako kilku-
letnie dziecko był badany w związku z podejrzeniem niedorozwoju,
mimo pozytywnego orzeczenia lekarskiego i prawidłowego dalszego
rozwoju ma podstawy sądzić, że coś nie było w porządku. Jeżeli
już jako dorosły napotka trudności w swej aktywności seksualnej,
kojarzy to sobie z wydarzeniem z dzieciństwa i wątpliwościami
matki. . . . Taka sytuacja może znakomicie utrudnić psychoterapię
pacjentów z czynnościowymi zaburzeniami na przykład okresu ini-
cj acj i seksualnej.
Druga konsekwencja polega na wpływie takiego - można by
rzec - wybuchowego rozwoju genitaliów na psychikę. Oczywiście,
chłopcy zauważają przemiany, jakie w tym zakresie zachodzą. Rozro-
stowi towarzyszy znaczne pobudzenie, receptory czuciowe są wyjąt-
kowo wrażliwe. Dołącza się do tego także erotyzacja centralnego
układu nerwowego - nie jest bowiem tak, że bodźce i pobudzenie
seksualne dochodzą do chłopca tylko z obwodu. Istnieje w tym
czasie po prostu wielka gotowość fizjologiczna do przeżywania wrażeń
seksualnych. Chłopcy miewają bardzo częste i uporczywe wzwody.
Nie muszą być one wyzwalane tylko przez specyficzne bodźce eroty-
czne. A. Kinsey przytacza listę sytuacji, jakie u chłopców w okresie
dojrzewania (zgodnie z ich relacjami) wywoływały wzwody. Lista ta
jest tak długa, że budzi wątpliwość, czy rzeczywiście istotna jest
sytuacja, a nie stała gotowość do reagowania wzwodem praktycznie
na każdą sytuację.
Wzwody występują pod wpływem czynników fizycznych, a wię*
kąpieli w wodzie zimnej czy gorącej, ucisku ubrania czy przedmio-
tów (siodełko roweru), j azdy windą czy na rowerze. Występują
w czasie przeżywania silnych emocji - zawodów sportowych, wystę*
pów artystycznych, w sytuacji karania, lęku z powodu przebywania
w ciemnym pokoju czy nawet znalezienia na ulicy pieniędzy. . . Naj'

b*rdziej zdumiewa, że młodzi Amerykanie miewali także wzwody,
siedząc w klasie na lekcji czy w kościele, a nawet słuchając hymnu
*rodowego... Myślę, że te relacje upoważniają do wniosku: każda
*uacja jest dobra, by wyzwolić wzwód. Pobudliwość seksualna jest
t*k duża, jak nigdy w ciągu całego życia. I jest to pobudliwość słabo
*ódlegająca hamującemu wpływowi czynników korowych. Dojrze-
wanie seksualne (może raczej erotyczne?), rozwój erotyczny w okre-
sie młodzieńczym polega właśnie na narastaniu wpływu czynników
lćórowych. Zaczynają się liczyć coraz bardziej złożone mechanizmy-
oddziaływanie czynników emocjonalnych, estetycznych, świato-
póglądowych i innych, które mogą albo hamować reakcje czysto
biólogiczne, albo wzmacniać je, nadając im inny wymiar i jakość.
Do znaczenia tej pobudliwości dla rozwoju aktywności, dla przy-
sżtości seksualnej mężczyzny wrócimy jeszcze w rozdziale poświęco-
n*m podstawom seksuologii.
Dojrzewanie dziewcząt przebiega inaczej, znacznie dla nich
ko1'żystniej. Otóż narządy płciowe są zlokalizowane w j amie brzusz-
nej i nie podlegają obserwacji. Dziewczyna nie wie, czy jej macica
p,Q*jiększa się skokowo, czy nie, i fakt ten nie ma wpływu na jej
pay,*hikę. Nie występuje również taka pobudliwość seksualna zakoń-
cz* erogennych receptorów w skórze i błonach śluzowych. Pobudli-
Wo* seksualna dziewcząt w okresie dojrzewania albo nie występuje,
albo jest mała, albo o niej nie wiemy. Nie znam badań na ten temat,
al*.sądzę, że gdyby była ona tak duża jak pobudliwość chłopców, to:
pó,;pierwsze - byśmy o tym wiedzieli, po drugie - pociągnęłoby to
ztl sobą określoną aktywność dziewcząt (jak na przykład onanizm
u a*opców).
:; *Tak więc dziewczęta dojrzewają korzystniej niż chłopcy. Jest to
<*ba jedyny przypadek w rozwoju, kiedy przyroda jakoś wyrównuje
r*txnek. Poza tym, że dziewczęta mogą dojrzewać łagodniej, nie
n*okojone zbytnio przedwczesnym i wybujałym popędem seksual-
n*m; to one i kobiety maj ą z życia seksualnego tylko kłopoty. . . Ani
*iączkowanie, ani ciąża, ani poród nie są to wyłącznie źródła sa-
tYsfakcji. Radość, jaką daje na pewno kobietom macierzyństwo,
* się z licznymi obciążeniami i dolegliwościami.
Tak jest i z dojrzewaniem: dla chłopca pierwszy kontakt z sek-
*m to przeżycie orgazmu, a dla dziewczyny - to miesiączkowanie.


Już to wskazuje na wielkie różnice, ale i konsekwencje psychologicz-
ne, a także pedagogiczne.
Jak wskazują badania, wiek pierwszego miesiączkowania jest
bardzo zróżnicowany. Za "normę" uznaje się miesiączkowanie poja-
wiające się już w wieku lat 10 (a nawet wcześniej), ale też w wieku
15 -16 lat. Średnia dla naszego kraju waha się w różnych bada-
niach w granicach 12,5. -13. rok życia. Dziewczęta na wsi miesią-
czkują nieco później niż ich rówieśniczki w mieście.
Literatura naukowa dotycząca miesiączkowania, czasu jego
występowania, uwarunkowań indywidualnych różnic itp. jest bardzo
bogata. Mniej pisze się na tematy związane z pedagogiką tego okre-
su. Po pierwsze - miesiączkowanie to na pewno ważne wydarzenie
w życiu dziewczyny i nieprzygotowanie jej na przyjęcie tego wyda-
rzenia może mieć negatywne następstwa. W naszej kulturze poja-
wienie się krwawienia zawsze budzi pewien niepokój, tyle że właśnie
tu jest ono zupełnie na miejscu i powinno być dla dziewczyny
wydarzeniem radosnym: jest to objaw zdrowego rozwoju i osiągnięcia
jakiegoś pułapu dorosłości. Miesiączkowanie w pierwszym okresie
jest zjawiskiem jakby trochę poronnym, nie towarzyszy mu jajecz-
kowanie. Jajeczkowanie pojawia się zwykle w parę lat po menarche
i zbiega się w czasie z regularnością krwawień. Pierwszy okres mie-
siączkowania cechuje się dużą nieregularnością. Po pierwszym krwa-
wieniu może nastąpić przerwa nawet kilkumiesięczna. Potem znów
zdarza się miesiączkowanie częstsze niż zazwyczaj.
Ten okres nieregularności to tzw. niepłodność okresu dojrzewa-
nia. Obserwacje ludów pierwotnych wykazyły, iż młode dziewczęta
już miesiączkujące, prowadząc bardzo intensywne życie seksualne,
nie zachodzą w ciążę. Dalsze badania, przeprowadzane nawet w Pol-
sce, potwierdziły istnienie tego zjawiska. Trwa to zazwyczaj kilka
lat, 2 - 3, aż do pełnej regularności cyklów. Myślę, że (statystycz-
nie) ciąże młodych dziewcząt należą do rzadkości. Oczywiście zda-
rzaj ą się, i to z punktu widzenia społecznego oraz pedagogicznego
znacznie za często. Odnosi się jednak wrażenie, że gdyby nie niepło*
dność naturalna okresu dojrzewania, to ciąży tych byłoby znacznie
więcej.
Omawiane zjawisko wymaga jednak dodatkowych wyjaśnień
Jest bowiem tak, że nawet kilkuletnie dziewczęta w wyjątkowycb
przypadkach mogą zajść w ciążę.W 1939 r. literaturę naukową obie*

gło zdjęcie dziewczynki niespełna 5-letniej w ciąży. Była to Peru-
wianka, którą uznano za "najmłodszą matkę świata". Oczywiście,
*zy była ona najmłodszą wtedy, czy jej swoisty rekord nie został po-
*ż*, tego nie wiemy. Ważne, że urodziła ona syna, chłopca zupełnie
normalnego, tyle że poród odbył się za pomocą cesarskiego cięcia.
W chwili porodu jej parametry rozwoju fizycznego odpowiadały pa-
rametrom dziecka ok. 10-letniego. Był to niewątpliwie przypadek
dojrzewania przedwczesnego, ale, jak się okazuje, trzeba pamiętać,
że obok zjawiska niepłodności okresu dojrzewania istnieją przypad-
ki zdolności do zachodzenia w ciążę. Myślę, że należy o tym infor-
mować zarówno dziewczęta, jak i chłopców.
.Niekiedy miesiączkowanie wiąże się z dolegliwościami. Bywa
bazdzo obfite i wtedy może dochodzić do nadmiernej utraty krwi
orttz anemizacji. Niekiedy towarzyszy mu szereg dolegliwości, takich
jak bolesność, złe samopoczucie, trudności skupienia się itp. Całość
o"jawów towarzyszących miesiączkowaniu nosi nazwę zespołu na-
*a miesiączkowego i może wymagać niekiedy porady u ginekologa.
Każda dziewczyna w okresie dojrzewania powinna przynajmniej
raz być zbadana przez ginekologa. Taka wizyta jest bardzo ważna ze
wzgiędów profilaktyczno-lekarskich, należy bowiem skontrolować
bt*owę narządów płciowych, ich rozwój i funkcje. Poza tym wizyta
b*,aby swoistym zapoznaniem się z ginekologiem, pokonywaniem
oporbw. Oczywiście lekarz ginekolog, najlepiej kobieta, powinien
być bardzo dobrym psychologiem i pedagogiem. Dlatego pierwsza
wizyta dziewczyny u ginekologa - zazwyczaj będąca dużym przeży-
ciem* - musi być dobrze przygotowana i odpowiednio przeprowa-
dzt*a. A kobieta cywilizowana powinna bywać u ginekologa - jest
to *onieczne dla jej zdrowia i zdrowia jej potomstwa. W społeczeń-
gtwż* istnieje przekonanie, zwłaszcza wśród matek, że okres pierw-
*go miesiączkowania jest dużym obciążeniem organizmu i wyma-
ga roztaczania nad dojrzewającą dziewczyną szczególnej opieki.
*hwalebne to przekonanie, warto by jednak uznać, że nie tylko mie-
*zkowanie powinno być powodem troskliwej pieczy. Ale jeżeli
1>**takie przeświadczenie istnieje, to warto się zastanowić nad jego
zasadnością i ustaleniem racjonalnych wskazań pielęgnacyjno-higie-
*zych.
*1 więc trzeba rozpocząć od stwierdzenia, że dla dziewczyny nie
P*ygotowanej do dojrzewania, która o miesiączkowaniu nic nie

83


wie, takie zjawisko może być wprost szokiem. I tak bywało. Dziś,
wydaje się, dziewcząt, które nie wiedzą o miesiączkowaniu i byłyby
nim zaskoczone - nie ma. I dobrze. Otóż dla dziewcząt, które wie-
dzą, że jest to zjawisko normalne, świadczące o prawidłowym roz-
woju, pojawienie się miesiączkowania jest przeżyciem radosnym.1b
przecież znak osiągnięcia dojrzałości, a o to młodym tak bardzo
w tym okresie chodzi.
Dolegliwości związane z miesiączkowaniem bywają różne. Pisałem,
że zespół napięcia przedmiesiączkowego wymaga porady u ginekologa.
Tak samo krwawienie zbyt obfite i długotrwałe. Aby nie doprowadzić
do anemizacji, trzeba uzupełnić niedobory składników budulco-
wych. O tym, jakimi środkami - zdecyduje lekarz. Oczywiście,
każdy lekarz udzieli pewnych wskazań higienicznych, a więc: dziew-
częta powinny dużo spać, prowadzić higieniczny tryb życia, przeby-
wać dużo na świeżym powietrzu, odżywiać się właściwie (dużo biał-
ka i witamin). Sprawa ruchu, ćwiczeń fizycznych pozostaje do indy-
widualnego rozstrzygnięcia. Oczywiście, jeżeli miesiączkowanie
przebiega burzliwie, z bólami i bardzo złym samopoczuciem, to
intensywne ćwiczenia nie są na miejscu. Korzystanie z pływalni nie
jest wskazane ze względów estetycznych. Natomiast należy stanow-
czo przeciwstawić się tendencji do trwałych zwolnień z lekcji wycho-
wania fizycznego na zasadzie, "że to okres przejściowy i trzeba osz-
czędzać organizm". Takie rozumowanie jest szkodliwe.
Pozostaje problem dyspozycji psychicznych do nauki. Istnieje
pogląd, że dziewczęta w tym właśnie okresie tracą zdolność do
uczenia się, że nauka idzie im ciężko, że mają zaburzenia pamięci,
postrzegania, kojarzenia itp. Możliwe, że tak jest. Wydają się to
potwierdzać badania, jakie przed kilkunastu laty przeprowadziła
M. Pułtorak. Stwierdziła ona, że w okresie menarche dziewczęta
wykazują szereg zaburzeń fizjologicznych, które można potwierdzić
obiektywnymi metodami. Do zaburzeń tych należy zwiększona reten-
cja wody i skłonność do obrzęków. Autorka sądzi, że występuje tu
obrzęk siatkówki, a jak przez analogię wnosi - także obrzęk tkanki
mózgowej. Byłoby to fizjologicznym podłożem trudności w pracy
umysłowej. Ciekawe, że zalecenia, jakie autorka podawała, są sto-
sunkowo proste - dieta uboga w sól. Nie wiem, dlaczego odkrycie
M. Pułtorak nie znalazło szerszego oddźwięku w literaturze
i w praktyce. A szkoda.

84

*;: Wróćmy do trzeciorzędnych cech płciowych. Jak już wspomnia-
*, są one co prawda biologicznie najmniej ważne, ale nie pozosta-
j* bez znaczenia ze względów psychologicznych. Obok rozwoju geni-
*"w u chłopców i obok miesiączkowania u dziewcząt właśnie trzecio-
ne cechy płciowe dostarczają młodym najwięcej niepokoju.
*gją one bardzo indywidualny tok i nasilenie rozwoju. Bywa, że
owłosienie pojawia się bardzo wcześnie - chłopcy bruneci już cza-
*;m w 7. klasie mają wyraźnie zaznaczone wąsy. Bywa jednak i tak,
*. student ma cerę gładką, różową, bez zarostu. W obu przypad-
**h, jak zawsze zresztą w przypadkach daleko odbiegających od
gt'*eciętności, budzi się niepokój. Trzeba młodzieży w okresie doj-
r*ewania wyjaśniać, że taki jest już charakter tych cech, że są one
t*zdne do ujęcia w jakieś "normy". Na tym być może polega także
u*:ok tego okresu.
ł4włosienie pojawia się zazwyczaj w określonej kolejności: naj-
p*rw w okolicy narządów płciowych, potem - u chłopców - na
gb*ej wardze wąsy, następnie pod pachami, a na końcu zarastają
*liczki. Do tzw. dziwnych objawów dojrzewania należy zarost na
tt*'*zy dziewcząt. Niekiedy są to wyraźnie zaznaczone wąsy, co
gólnie u brunetek rzuca się w oczy, niekiedy zarost w postaci
zku na twarzy, na policzkach. Jest to zjawisko nie tak znów
wy*.ątkowo rzadkie i z punktu widzenia rozwoju nie stanowi patolo-
Innym objawem, niekiedy niepokojącym, jest rozwój sutków.
U;dziewcząt zarówno czas rozwijania się piersi, jak i nasilenie tego
ro*woju to cechy indywidualne. Wielkość sutków nie stanowi zresztą
o !wartości biologicznej przyszłej matki jako karmicielki. Bardzo
duee sutki bywają właściwie strukturą złożoną prawie wyłącznie
z t*anki tłuszczowej i wtedy matka może po prostu nie mieć pokar-
mu. I odwrotnie: nawet małe sutki, ale ukształtowane z tkanki gru-
cz*łowej, mogą zapewniać prawidłowe żywienie dziecka piersią.
Goxzej, gdy rozwój sutków u tej samej dziewczyny przebiega nie-
jednakowo. Niekiedy jeden sutek jest zupełnie duży, a drugi jeszcze
*a*kiem dziewczęcy. Takie anomalie mają najczęściej charakter
przejściowy - z czasem sutek opóźniony zaczyna rozwijać się i pra-
wie dogania ten drugi, rozwinięty. Niekiedy pozostają trwale nie-
*elkie różnice, mają one jednak charakter kosmetyczny i są zwykle
niedostrzegalne dla osób postronnych. Może co prawda wystąpić

85


przykre powikłanie rozwoju gruczołu piersiowego. Ma to miejsce
wtedy, kiedy struktura tkanki gruczołowej została zniszczona jeszcze
w okresie dziecięcym, najczęściej noworodkowym. Jeżeli w sutku
rozwinie się proces zapalny, ropny, to może powstać w jego zejściu
zbliznowacenie i zniszczenie tkanki gruczołowej. W takim przypad-
ku oczywiście czas nic nie pomoże i trzeba myśleć o zabiegu chirurgii
kosmetycznej.
Sutki dostarczają niekiedy emocji i chłopcom. U znacznej więk-
szości chłopców w okresie dojrzewania dochodzi do przejściowego
obrzęku gruczołów piersiowych. Skóra staje się wtedy często po-
marszczona, obrzęknięta, a pod nią wyczuwa się większe lub mniej-
sze twarde struktury kształtem przypominające guzik. Bywa, że
obrzęk sutków jest bardzo znaczny i wymiary takie jak u niejednej
dziewczyny. Zdarza się także jednostronne powiększenie sutków.
Najczęściej zjawisko to - zwane ginekomastią okresu dojrzewania-
występuje w tym samym czasie, kiedy pojawiają się pierwsze wytryski
płynu nasiennego. Ginekomastia umiarkowanego stopnia u chłopca,
który wie, co to za zjawisko, jeżeli jest w dodatku przejściowa, nie
odgrywa większej roli. Jeżeli jednak jest bardzo duża, trwa długo
(latami), bez tendencji do zanikania, może stać się przyczyną poważ-
nych komplikacji psychologicznych. Chłopiec wstydzi się wtedy swe-
go ciała, niechętnie zdejmuje koszulę, nie chce rozbierać się w szatni
szkolnej, na pływalni itp. To może prowadzić do konfliktów z nau-
czycielem, konfliktów z kolegami itp. Gorzej, że pojawiające się nie-
kiedy wątpliwości co do własnej męskości rzutują na zachowanie.
Chłopak albo boi się podejmowania kontaktów z dziewczętami,
albo odwrotnie - bardzo wcześnie zaczyna współżycie płciowe, by
potwierdzić swą męskość. O niepokojach i dramatach przeżywanych
w takiej sytuacji (niekiedy już przez młodych mężczyzn) świadczą
fakty desperackiej autoamputacji rozrośniętych sutków.
W przypadku rozległej ginekomastii należy chłopaka uświadomić
o istocie rzeczy. Dopiero w sytuacjach krańcowych - kiedy perswa-
zja nie daje spodziewanych wyników - trzeba rozważać możliwość
dokonania zabiegu chirurgicznego. Jest on stosunkowo prosty i nie
musi pozostawiać zmian bliznowych.

*niany w narządach

* okresie dojrzewania dochodzi także do istotnych zmian w narzą-
*eh wewnętrznych, przede wszystkim w układzie nerwowym i skó-
. Niewątpliwie najbardziej spektakularne przemiany dotyczą ukła-
du współczulnego. Ogólnie określamy to jako dysharmonię tego
*kładu. Przejawia się ona przejściowymi zaburzeniami w pracy nie-
*tórych narządów, np. napięcie naczyń krwionośnych skóry, zróżni-
cowane w różnych jej odcinkach, wykazuje swoiste zabarwienie,
zWane marmurkowatością. Skóra kończyn przyjmuje różny wygląd:
ńiałe odcinki są zanemizowane, blade, prawie białe, obok występuje
głatnka zabarwiona czerwono, obok sinawo-niebieska. Rzeczywiście
ptrypomina obraz marmuru. Skóra pod wpływem układu współczulne-
gó wykazuje wielką aktywność, wzmaga się wydzielanie gruczołów
p*towych. Młodzież niekiedy poci się tak intensywnie, że mokre pla-
n;1y widać nawet na grubej odzieży. Pot zmienia swój skład chemicz-
n* i staje się bardziej kwaśny. Poza tym zawiera dużą ilość olejków
*terycznych, co brzmi zachęcająco, ale nie wszyscy uznają to za atrak-
. Doświadczony lekarz, gdy wejdzie do klasy, może po zapachu
ić, w jakim wieku są uczniowie. U zwierząt zapach pełni funk-
"j* wabiącą, u człowieka stacił takie znaczenie.
'"' Obfite wydzielanie gruczołów łojowych skóry powoduje jej otłu-
s*zenie, a także powstawanie w niej pewnego rodzaju grudek. Kie-
8j* ujście gruczołu łojowego zostanie zaczopowane, łój gromadzi się
Vv*gruczole i powoduje powstawanie wykwitów. Najczęściej pojawia-
j**'się one na twarzy, koło skrzydełek nosa, na czole, ale także na
pl*ach i klatce piersiowej. W gruczołach dochodzi niekiedy do
*ażenia i wtedy mamy do czynienia z trądzikiem zakażonym.
Pawstają krosty ropne, po których mogą zostawać blizny. Niekiedy
l*z*nie zakażonego trądziku jest trudne i długotrwałe.
j* Młodzi w okresie dojrzewania wykazują dużą wrażliwość na swój
*gląd, nic więc dziwnego, że pojawianie się wykwitów, zwłaszcza
tia twarzy, może być dla nich trudne do zaakceptowania i skłania do
e*Zinowania "pryszczy". Ze względu na profilaktykę zakażeń jest
lepiej, gdy udadzą się do kosmetyczki, rezygnując z samodzielnych
z*biegów oczyszczania skóry.
Istnieją przesądy, że trądzik jest dowodem nie zaspokojonego

86


popędu płciowego. Wykwity trądzikowe nazywa się niekiedy za-
chciewajkami. Otóż jest faktem, że zarówno trądzik, jak i popęd
płciowy mają takie samo uwarunkowanie. Są to objawy funkcji
androgenów. Do tej chwili przesąd ludowy ma naukowe uzasadnie-
nie. Ale jeżeli jako "leczenie" trądziku zaleca się podjęcie aktywno-
ści seksualnej, to przesada. Aktywność seksualna może tylko na
zasadzie pewnego rodzaju sprzężenia zwrotnego podziałać na wzmoże-
nie wydzielania androgenów, ale wtedy przecież trądzik nie zanik-
nie, raczej się nasili. Zatem wskazania takie należy uznać za nie-
uzasadnione i nawet szkodliwe.
Zaburzenia funkcji układu współczulnego dotyczą także narządów
wewnętrznych. Może się to przejawiać zmianami czynnościowymi
przewodu pokarmowego: skłonnością do biegunek czy - częściej-
do zaparć. Zdarza się nieprzeparta potrzeba oddawania stolca w mo-
mencie najmniej do tego stosownym. Chwiejność wegetatywna
może wpływać na zaburzenia łaknienia, choć to na ogół ma inne
podłoże.
Nieprawidłowości wegetatywne mogą dotyczyć krążenia. Tu
powstały legendy, które pokutują w społeczeństwie, niestety-
także wśród lekarzy. Otóż w okresie dojrzewania, zwłaszcza dużego
skoku pokwitaniowego, jednym z dość częstych objawów jest skłon-
ność do omdleń. Najczęściej omdlenia te następują w stanach sil-
nych emocji, ale także po długotrwałym nieruchomym staniu (nabo-
żeństwo, warty honorowe, imprezy szkolne itp.). Z badań rentge-
nowskich klatki piersiowej wiadomo, że serce w swym rozwoju mor-
fotycznym nie nadąża jakby za rozwojem całego ciała. W pewnym
okresie rentgenolodzy określają serce jako małe, o kształcie "kro-
plowatym". Kojarzenie tych dwu zjawisk - konfiguracji i wymiaru
serca oraz omdleń - nasuwa mylny wniosek o tym, że serce w okre-
sie dojrzewania jest niewydolne. Ma to swą nazwę fizjologiczną: ser-
ce młodzieńcze. Otóż trzeba wyjaśnić, że omdlenia są wynikiem
zaburzeń obwodowych, dysfunkcji układu wegetatywnego, i nie
mają nic wspólnego z sercem. Serce młodzieńcze to zjawisko fizjolo-
giczne - jest w pełni wydolne. Takie właśnie powinno być. Oczywr
ście i dalszy tok rozumowania opartego na błędnych przesłankach
jest niewłaściwy i szkodliwy. Bo jeżeli serce jest "słabe" (takiego
pojęcia w fizjologii nie ma!), to trzeba je oszczędzać. I w ślad za tym
idą zwolnienia z zajęć wf, oszczędzający tryb życia itp. To poważny

88

bł*d. Skuteczna metoda w zaburzeniach wegetatywnych polega na
zaaplikowaniu dużej ilości ruchu, na hartowaniu na świeżym po-
***rzu, na aktywnym trybie życia.
Inna sprawa, że wydolność układu krążenia w okresie dojrzewa-
*a jest ograniczona. Przeciążenie pracą, zwłaszcza bezmyślnym,
ae*ngiem aplikowanym przez trenerów, może prowaclzić do obniże-
nia wydolności układu krążenia, do roztrzeni serca (rozszerzenie,
rozciągnięcie mięśnia sercowego), a w konsekwencji do czynnościo-
*vej wady - niedomykalności zastawek; przy dalszym aplikowaniu
praeciążenia rzeczywiście może nastąpić trwałe uszkodzenie serca.
Chłopcy w okresie dojrzewania chętnie trenują. Oni bardzo chcą
*eć wynik w sporcie - są zawzięci, uparci, silnie zmotywowani.
Ta*ą sytuację mogą wykorzystywać trenerzy i, niestety, to robią.
S*m widziałem "trening" młodych trampkarzy polegający na długo-
trw'ałym biegu na wytrzymałość. Chłopcy słaniali się z wysiłku,
al* biegli. Taki trening jest zbrodniczy. Oczywiście może okazać
się ;skuteczny dla jakiegoś procentu "koni wyścigowych", którzy
gq*;zniosą nawet bez szkody i osiągną wybitne wyniki sportowe.
Ale rutynowe, masowe stosowanie tego typu "zaprawy" jest nie-
dopxZszczalne. Młodzież w okresie dojrzewania może uprawiać
sp*" powinna trenować, choćby ze względów wychowawczych, dla
"skanalizowania" potrzeby walki, dla próby siebie itp. Wysiłki mogą
być.,Knawet znaczne, ale muszą być dawkowane. Obciążenia trzeba
prd*rywać odpoczynkiem. Najlepiej spontanicznym, regulowanym
przez samego zawodnika. Jeżeli patrzymy na chłopców grających
vt*;*iłkę nożną, ręczną czy koszykówkę, to zauważmy, że znaczne
wy*iłki są krótkotrwałe i spontanicznie przerywane. Zawodnik po
p*Stu przez chwilę stoi. Potem włącza się znów do gry. I to jest
dab.x*.
Treningi oparte na biegach długich, "małe" Wyścigi Pokoju po-
*y być po prostu zabronione. Dla zdrowia większości chłopców
* po prostu szkodliwe.
;*:*Ia koniec rozważań na temat "kondycji" młodzieży dojrzewają-
<** a*arto wspomnieć o jej ogromnym apetycie. Bywa tak, że chło-
p, (rzadziej dziewczyna) zjada po prostu nieprawdopodobne ilości
Pokarmów. Nie wykazuje przy tym zbytniej wybredności. Jest to
*ozumiałe, jeżeli uprzytomnimy sobie, jaki wysiłek musi pokonać
**Ój gwałtownie się rozwijający. Powstaje problem w żywieniu

89


zbiorowym - na obozach, a przede wszystkim w internatach. Nie-
którzy chłopcy wymagają po prostu kilku porcji jedzenia i, otrzymu-
jąc tylko ogólnie ustalone racje, po prostu głodują. O tym warto
pamiętać.


Problemy współczesnego dojrzewania

Dojrzewanie jest biologiczną fazą przechodzenia z etapu rozwoju
dziecka na etap człowieka dorosłego. Przemiany biologiczne stają
się podłożem umożliwiającym osiągnięcie dojrzałości - stwarzają
warunki do realizacji oczekiwań innych obywateli.
U ludów pierwotnych jest to naturalne i bezkonfliktowe przecho-
dzenie w świat dorosłych - z ich obowiązkami i ich prawami. Wiąże
się to z możliwością pełnienia seksualnych ról dorosłych, ale prze-
cież daleko poza te możliwości wybiega.
W warunkach naszej cywilizacji zagadnienie dojrzewania stało
się bardzo skomplikowane i złożone. Nastąpiło coś, co możemy
nazwać rozszczepieniem procesu dojrzewania na różne komponenty,
przy czym ich osiąganie jest znacznie rozciągnięte w czasie.
Chłopcy jako pierwszą osiągają dojrzalość seksualną - zdolność
przeżywania orgazmu, ale i odczuwanie silnego popędu. Napięcie
seksualne jest w pierwszym okresie dojrzałości wyjątkowo duże.
Dojrzałość biologiczna to chyba koniec rozwoju fizycznego, to
osiągnięcie pułapu rozwoju. Wydaje się, że możemy za taką dojrza-
łość uznać zakończenie procesu wzrastania. Nie jest to proste, ale
gdybyśmy przyjęli taką cezurę, to chłopcy przeciętnie przestają rosnąć
około 18. roku życia. Myślę jednak, że fakt zakończenia wzrastania
jest mało znaczący. Ważniejsze byłoby ustalenie wieku prokreacji. Tu,
niestety, nie mamy żadnych informacji. Nie wiemy, kiedy już płyn
nasienny zawiera plemniki. Nie wiemy, kiedy te plemniki są zdolne
do zapładniania, ponieważ płyn nasienny nigdy nie był systematycz-
nie badany mikroskopowo. Próby takich badań skończyłyby się za-
pewne dla badacza - "ze względów obyczajowych" - tragicznie.
Tak więc nie wiemy, kiedy chłopcy osiągają dojrzałość biologicz-
ną, i możemy tylko przypuszczać, że w niewiele lat po pojawieniu się
wytrysków nasienia i odczucia orgazmu.
Jeżeli dojrzałość seksualną określimy przeciętnie na wiek okł
14 -15 lat, a dojrzałość biologiczną na niewiele później, to powsta*

90

*pytanie, czy takiego nastolatka można uznać za dojrzałego psychi-
*ie. Otóż na pewno nie. Bardzo trudno określić wiek dojrzałości
Fisychicznej. Jest to na pewno cecha indywidualna. Nie bardzo zresz-
*ą wiadomo, jak "zmierzyć" ową dojrzałość. Myślę, że możemy się
* posłużyć pewnym wybiegiem taktycznym: jeżeli ustawodawca uz-
n*ł, że obywatel 18-letni jest prawnie pełnoletni (czy naprawdę,
o tym za chwilę), to możemy przyjąć, że taki akt prawny jest wyni-
*iern głębokich studiów, ekspertyz uczonych, kompetentnych dorad-
ć*5w i rozwagi ustawodawcy (czy tak jest naprawdę, to już inna spra-
wa). Zatem pojawia się kolejny komponent dojrzałości - dojrzatość
*ychiczna, którą osiąga się w 3 - 4 lata po dojrzałości biologicznej
i seksualnej.
* To nie koniec perypetii młodego człowieka. Można mieć spraw-
*ę* genitalia i silny popęd płciowy, można nawet być człowiekiem
świadomym swych potrzeb, odpowiedzialnym za swoje czyny, ale
** mieć możliwości życia na własny rachunek. Brak jeszcze dojrza-
***Śct, którą tu nazwiemy socjalną. Otóż dopiero człowiek, który
z*kończył proces przygotowania do zawodu, podjął samodzielną
pracę, umożliwiającą utrzymanie jemu i jego rodzinie, staje się na-
pl*wdę dorosły. Kiedy to się dzieje? Ano, dla wielu bardzo, bardzo
późno. Sporo osób takiej dojrzałości nie osiąga prawie nigdy. Długie
t*t*" mieszka kątem u rodziny, korzysta z jej wsparcia materialnego.
*ltóćes uczenia się zawodu, przy dużych aspiracjach, także trwa nie-
dy bardzo długo.
:;z
* Mamy więc przedziwne zjawisko. Dojrzewanie zostało rozszcze-
*rie na cztery komponenty, ale czas ich pełnej integracji trwa ok.
10 lat. Kolejność występowania różnych komponentów dojrzałości
j*s# też niepokoj ąca.
** 'eiaierwszą dojrzałość chłopcy osiągają w zakresie seksu - wtedy,
*i'*y zupełnie nie śą na przyjęcie tego wspaniałego daru natury
*ygotowani. Jest to tak, jakby człowiekowi o mentalności Nean-
*'talczyka dać broń nuklearną i oczekiwać, że zrobi z niej właściwy
*ytek. Chłopcy są pełni niepokoju, a my - dorośli - niewiele
y im do zaoferowania. Oczywiście, można im doradzać "subli-
Gję" popędu, przysłowiowe klejenie gazetek ściennych zamiast
F*zladowywania napięcia seksualnego, ale to nie na wiele się zda.
Jakieś wyjście z sytuacji stanowi onanizowanie się. Uprawiając ona-
, chłopcy niekiedy wyrabiają sobie upodobania, kształtują

91


odruchy warunkowe i, pewnie czyniąc to zupełnie nieświadomie, nie
mają z tego najlepszego profitu. Jeżeli wszelkiego rodzaju patologia
seksualna (dewiacje, zboczenia) jest domeną prawie wyłącznie męż-
czyzn, to w świetle powyższych faktów nic dziwnego.
Okres, kiedy to człowiek jest już dojrzały psychicznie, ale nie ma
warunków do dorosłego życia, także przysparza niepokoju. Frustra-
cja wynikająca z ciągłej zależności może prowadzić do utraty chęci
bycia samodzielnym (wtedy powstaje oczywista szkoda społeczna)
albo rodzi bunt i postawy aspołeczne (też nic zachęcającego), albo
wiedzie do nerwic, a może i dewiacji społecznych, takich jak narko-
mania i alkoholizm. Widzimy więc, że współczesna cywilizacja nie
zorganizowała młodym życia zbyt rozsądnie.
Nieco lepiej jest z dojrzewaniem dziewcząt. Dojrzałość seksual-
ną (zdolność odczuwania orgazmu) osiągają one znacznie później niż
chłopcy, przeważnie wtedy, kiedy są już dojrzałe psychicznie. Dlate-
go - sądzę - dewiacje wynikające z trudności okresu inicjacji nie
są u kobiet tak częste jak u mężczyzn. Także dojrzałość społeczną
wiele dziewcząt osiąga wcześniej niż mężczyźni, po prostu wychodzą
za mąż za starszych od siebie mężczyzn i w ten sposób, naturalnie,
wchodzą w pełnienie dorosłych ról społecznych.
Opisane zjawisko rozszczepienia dojrzewania jest wynikiem
wychowania i struktury społecznej. Jeszcze w połowie poprzedniego
stulecia dojrzałość seksualną młodzi osiągali znacznie później (me-
narche o 4 lata później niż dziś), a obowiązki dorosłego obejmowa-
no znacznie wcześniej ; ponadto czas przygotowania do zawodu trwal
krócej.
Myślę, że nie trzeba tłumaczyć szkód społecznych i bezsensow-
ności rozwiązywania problemów dojrzewania w naszej cywilizacji.
Nic nie wskazuje na to, by rozziew między biologicznymi komponen-
tami dojrzałości a jej komponentami psychospołecznymi miał zani-
kać. Raczej jest tendencja odwrotna. I to stanowi wielki problem.
Tu jako biolog muszę, niestety, zmartwić psychologów i pedagogów-
dojrzewania biologicznego opóźnić się nie da, dojrzewania seksual-
nego też. Jeżeli chcielibyśmy sytuację poprawić, to trzeba by doko-
nać głębokich reform systemu wychowania i struktury naszego
społeczeństwa.
A że nasze społeczeństwo, bardziej może nieświadomie, napraw*

92

dę nie ma żadnej koncepcji w odniesieniu do dojrzewania, obrazuje
brak konsekwencji w wydawanych cząstkowych przepisach.
Mając lat 15, młody człowiek nie podlega już ochronie prawnej
w zakresie aktywności seksualnej i może bezkarnie, z akceptacji
p*awa, być uczestnikiem współżycia płciowego. Ale ożenić się bez
*zwolenia sądu może dopiero mężczyzna 21-letni (nawet prawnie
pełnoletni nie ma prawa zawrzeć małżeństwa wcześniej). Kobiecie
Wystarczy 18 lat. Ale siedemnastolatek (czyli 4 lata przed możliwo-
ścią ożenku) jest sądzony w sądzie dla dorosłych, podlega przepisom
prawnym jak dorosły (nie będąc pełnoletnim. . .) i jako karę otrzy-
muje pobyt w więzieniu. Jeżeli zaś dokona przestępstwa przed ukoń-
"eniem 17 lat, może być sądzony tylko w sądzie dla nieletnich i ukara-
n* umieszczeniem w zakładzie poprawczym. Tam będzie przebywać
do ukończenia 21 lat.
Ten prawny galimatias jest wynikiem miotania się ustawodawcy
wśród różnych sprzeczności i tendencji. Rzecz jest tak skomplikowa-
ń***że zawsze można znaleźć uzasadnienie dla takich absurdalnych,
cżastkowych rozwiązań.
' Jakie jest wyjście?
' 7edno, ale trudne. Trzeba znacznie skrócić czas przygotowania
dó śamodzielnego życia, skrócić czas zdobywania zawodu, ludzi wy-
chtiwywać do szybkiej i pełnej dorosłości, dojrzałości psychicznej
r**ołecznej. To jest możliwe i jestem przekonany, że kiedyś do
tG* dojdziemy.


*tywność seksualna w okresie dojrzewania

I*częstszą formą aktywności seksualnej młodzieży jest onanizm.
*którzy autorzy sugeruj ą powszechność tego zj awiska wśród
pców. Nie jest to prawda. Wprawdzie dużo młodych podaje,
ż**w okresie dojrzewania uprawiali onanizm, ale trudno mówić
o'**vszechności. Zresztą takie określenie mogłoby działać trochę
cająco czy wprost przymuszająco: "Jeżeli robią to wszyscy,
jćst to powszechne, to jeżeli ja tego nie robię, to może jestem nie-
*rmalny?" Takie rozumowanie mogłoby wpływać na podjęcie ona-
mzówania się bez potrzeby wewnętrznej.
Znacznie częściej i wcześniej onanizują się chłopcy, ale i wśród
*h jest pewien procent takich, którzy nigdy nie czuli takiej potrze-

93


by i tego nie robili. W badaniach Z. Izdebskiego do uprawiania ona.
nizmu przyznało się 70% chłopców. Dziewczęta, jako że dojrzewają
seksualnie później i ich napięcie seksualne jest na ogół mniejsze niż
chłopców, onanizuj ą się rzadziej (te same źródła podaj ą 31 % ). Wiek
krytyczny u chłopców to 12 -15 lat. Rozkład wiekowy u dziewcząt
jest mniej znaczący (w wieku od 10. roku życia rozpoczynała onani-
zowanie się mniej więcej podobna liczba, jedynie w przedziale wieku
12 -13 lat stwierdzono pewien, zresztą niewielki, wzrost tej inicja-
cji).
Młodzież najczęściej dokonuje pobudzenia seksualnego ręką, by.
wają jednak przypadki znane lekarzom (a wiele i nie znanych) dość
wymyślnych sposobów - używania przedmiotów, dokonywania
jakichś prawie ćwiczeń gimnastycznych itp. Jeżeli nie kończy się to
koniecznością interwencji chirurgicznej, to pół biedy.
Częstotliwość dokonywania aktu onanistycznego jest bardzo róż-
na. Niektórzy chłopcy (rzadziej dziewczęta) dokonują tego parę razy
na dzień. Na ogół tak intensywny onanizm u normalnych psychicznie
chłopców jest przejściowy, wskazuje na bardzo silny popęd - i mija
bez następstw. Bardzo intensywne onanizowanie się obserwujemy
u osób chorych psychicznie, upośledzonych umysłowo itp. W tych
przypadkach onanizm j est tylko j ednym z obj awów zaburzeń.
Obserwacje nie wykazują, by ci, którzy onanizują się często, byli
mniej aktywni na innych polach działania. Są to często chłopcy upra-
wiający sport, mający szerokie zainteresowania itp. Twierdzenie,
jakoby intensywny onanizm miał prowadzić do osłabienia i zaniku
innej aktywności, nie znajduje potwierdzenia.
Usiłowano badać, jaki jest wpływ onanizmu na dalsze życie
seksualne. Jak dotąd, brakuje przekonywających wyników, które
upoważniałyby do przyjęcia poglądu o szkodliwości onanizmu, przy-
najmniej w skali masowej.
Kiedyś panował pogląd o znacznej szkodliwości uprawiania onał
nizmu. W starych podręcznikach można znaleźć rysunki swoistych
"pasów cnoty", których zastosowanie miało uniemożliwiać sięganie
do swych genitalii. Stąd zresztą także zalecenia spania z rękami na
kołdrze. Wielu wychowawców, szczególnie w internatach i zakła-
dach wychowawczych, poświęcało wiele aktywności zwalczaniu ona-
nizmu. Dokonywano całych śledztw; tropiono, podpatrywano itp.

94

Sugerowano też, że onanizm może być przyczyną wielu schorzeń.
poglądy te są nieaktualne i mają wartość tylko historyczną.
Obecnie seksuolodzy sądzą, że onanizm jest pierwszą, wstępną

f*a rozładowywania napięcia, stanowiąc zjawisko normalne. Nie
prbbują go leczyć. Wydaje się, że młodzi naturalnie traktujący spra-
wy seksu nie mają z tym problemów. Gorzej, jeżeli podlegają stra-
szeniu lub oddziaływaniom represyjnym. Wtedy mogą nawet poja-
wiać się objawy nerwicowe.
Onanizm mija zazwyczaj, kiedy młodzi ludzie mają warunki, by
**jąć aktywność seksualną w formie dojrzałej. Niekiedy jednak
pozostaje zasadniczą formą w sytuacjach przymusowych - w więzie-
ni"ch, w wojsku czy w czasie długotrwałych rejsów morskich. Nie-
którzy uprawiają onanizm przez całe życie, prowadząc przy tym nor-
malne współżycie seksualne. Inni pozostają w izolacji seksualnej-
wdowy, osoby samotne, często nawet tacy, którzy bez trudu mogliby
inatćzej regulować swe potrzeby. Wydaje się, że część z nich podlega
*m zahamowaniom psychicznym, nie mogąc przełamać swych
* ** ów, wstydliwości itp. Inni być może mają skłonności dewiacyj-
ń ;'których nie akceptują i nie starają się realizować. Mówi się
ni*kiedy, że onanizm zuboża doświadczenia, że jest aktywnością
p itywną i niepelnowartościową. Trudno tu nie wspomnieć, że-
j * głoszą legendy, ale i dane naukowe z poważnych dzieł seksuolo-
giĆźnych - taki tryb życia prowadziło wielu znanych ludzi. Może to
by* przyczynek do wartościowania zachowań skłaniający do więk-
sźej: tolerancji.
Czy onanizm nigdy nie może być szkodliwy? Mówi si* o roli
*eń towarzyszących, które w fantazjach wyobrażeniowych mają
*yć za uzupełnienie, za podniesienie atrakcyjności banalnej
w;*ońcu czynności fizycznej. W fantazjach tych niektórzy autorzy
dó**trują się niebezpieczeństwa tworzenia skojarzeń, kształtowania
**jrków i upodobań dewiacyjnych. Takiej możliwości wykluczyć
ni* sposób. Mało jednak wiemy o powstawaniu dewiacji (właściwie
to aluszniej byłoby powiedzieć, że nie wiemy prawie nic. . .), można
p-*y*ąć, że fantazje o treściach dewiacyjnych tworzą sobie ludzie
dę**inowani dewiacyjnie innymi czynnikami. Sprawa jest więc
o*atta, choć wątpliwości co do roli fantazji w ewentualnym powsta-
*'a*u dewiacji nie wolno lekceważyć.

95


Kiedy już uznano, że onanizm nie prowadzi do zgubnych skutł
ków u mężczyzn, jeszcze przez dłuższy czas sugerowano jego szko.
dliwość u dziewcząt. Uprawianie onanizmu przez drażnienie przed-
sionka i łechtaczki miało powodować ufiksowanie wrażliwości na
tych właśnie okolicach i utrudniać osiąganie orgazmu pochwowego
w czasie normalnego współżycia płciowego. Otóż okazało się, że
wśród kobiet oziębłych płciowo nie ma takich, które by w okresie
młodości uprawiały onanizm. Mechanizm orgazmu kobiecego jesl
tak złożony, że nie można przyjmować tak prymitywnych mechanizł
mów jako typowych. Oziębłość płciową kobiet wielu seksuologów
skutecznie leczy przez wyuczenie reaktywności w czasie aktu mastur-
bacji. Tak więc i onanizm dziewcząt należy uznać za coś normalnego
i wolnego od zgubnych następstw.
Czy onanizm zbiorowy, wzajemny, uprawiany przez osoby tej
samej płci może prowadzić do homoseksualizmu? Trudno ocenić
Fakt, że jest to już samo w sobie uprawianie homoseksualizmu
W znacznej większości przypadków tego typu praktyki mij aj ą i nie
pozostawiają trwałych następstw. Czy zawsze? Nie. Ale może to
właśnie dotyczy tych, którzy w inny sposób zostali zaprogramowani
jako osoby homoseksualne? Znane są liczne przypadki długotrwałe-
go uprawiania wzajemnego onanizmu i po tym przejścia do zupełnie
normalnego życia seksualnego w układach hetero. Liczne obserwa-
cje kliniczne oraz statystyczne wyniki (J. Radomski i A. Jaczewski,
Z. Izdebski) nasuwają poważną wątpliwość, czy taka droga jes*
możliwa, a tym bardziej częsta. Ale o tym szerzej pomówimy w czę*
ści dotyczącej homoseksualizmu.


Kontakty heteroseksualne

Od lat wiek rozpoczynania współżycia seksualnego budził szerokic
zainteresowanie. Panuje pogląd powtarzany przez wielu autorów, że
wiek ten ulega obniżeniu. Nie byłoby to dziwne, jeżeli wziąć pod
uwagę kilka czynników.
Po pierwsze - wspomniana już akceleracja rozwoju.
Po drugie - nastąpiła znaczna laicyzacja, zanikł wpływ restryk*
cyjny obyczajowości, opartej albo na ortodoksyjnej relig (w Euro*
pie - katolickiej przede wszystkim), albo wiktoriańsko-drobno*
mieszczańskiej. Przemiany w stosunku do spraw płci, które zapocząt*

96

*wał Z. Freud - bardziej jako filozof niż lekarz, choć jako lekarz
t* - dokonały rehabilitacji seksu i erotyki.
-='*o trzecie - antykoncepcja. Opracowano wiele metod zapobiega-
*; *ąży, tak że groźba nie planowanej, nie chcianej ciąży jest znacznie
*ejsza. Czy jest tak i w Polsce, jaka jest praktyka w zakresie pla-
**śania rodziny - to inna sprawa. Obyczajowość, mimo że silnie
* łana w kulturę i tradycje danego kraju, przenika granice. To,
* nazwano rewolucją seksualną, przychodzi do nas także z Zachodu
i tixa na pewno wpływ na zachowania seksualne. Pewne przemiany
**pozytywne, inne budzą wątpliwości. Tak czy inaczej, można by
*dziewać się przyspieszenia współżycia, inicjacji. Okazuje się
ja"nak, że w Polsce nie jest to wcale oczywiste.
*'"W sprawach zachowań seksualnych, w sprawach związanych
z~*6ychowaniem seksualnym każdy ma jakieś własne poglądy, które-
*jr to oparte na rzeczowych przesłankach, czy też na wyobrażeniu
obserwacjach cząstkowych, incydentalnych) - prezentuje i usi-
ł** narzucić innym. Bardzo trudno dokonać badań obiektywnych
i** rezentatywnych. Już dobór grupy badanej może być trudny lub
`ożliwy.
:*"*Dt6ż pierwsze badania w Polsce wykonał w roku 1898 Z. Kowal-
*;* wówczas student medycynyl. Opublikował on raport z tych
badati i okazało się, że wśród studentów medycyny Uniwersytetu
awskiego przed rozpoczęciem studiów pierwszy stosunek
p**aii*y miało 86% badanych. Grupa objęta badaniami była zresztą


a.
W 60 lat później przeprowadziłem analogiczne badania. Okazało
*; że liczba takich studentów medycyny w Warszawie sięgała 46%.
**wiście w sytuacji, kiedy to powszechnie głoszono tezę o znacz-
przyspieszeniu inicjacji, taki wynik musiał budzić zainteresowa-
- i wątpliwości. Sięgnęliśmy po dane na temat pochodzenia stu-
tów medycyny w końcu XIX w. Okazało się, że wywodzili się oni
łe ze sfer mieszczańsko-kupieckich, wolnych zawodów i w nie-
*kim stopniu ziemian. Chłopskiej młodzieży było niewiele. Otóż
*:*60 łat później takiego środowiska w ogóle nie było.
* " ' Po prostu analogicznej grupy znaleźć nie sposób. Jednak różnica


1 Wyniki badań opublikował w czasopiśmie "Zdrowie" w 1898 r.


* * Biologiczne i medyczne. . .

97


wyników jest tak duża, że nie można mówić o przyspieszeniu inicja-
cji, ale raczej o jej opóźnieniu.
Jak ocenić fakt wczesnej, przedmałżeńskiej inicjacji seksualnej
młodzieży? Sprawa nie jest prosta. Nie mają wątpliwości ortodok-
syjni autorzy katoliccy (K. Wiśniewska-Roszkowska: Eros zbłąka-
ny), których argumenty opierają się na przesłankach filozoficzno-
-religijnych. Dla nich aktywność seksualna przed małżeństwem jest
nie do zaakceptowania i musi być zwalczana.
Stojąc na stanowisku laickim, trzeba stwierdzić, że zjawisko jest
tak częste, że nie można skwitować go tylko prostym zakazem.
Zresztą w tym zakresie zakazy nie działają. Oczywiście, czym innym
jest przedmałżeńskie współżycie seksualne ludzi już dojrzałych, ma-
jących przy tym często plany rodzinne, czym innym - współżycie
seksualne ludzi naprawdę bardzo młodych, niedojrzałych, nieuświa-
domionych. To już poważny problem pedagogiczny.
Oczywiście, każdy pedagog będzie kierował się w swej pracy tak-
że przesłankami filozoficznymi i własnym przekonaniem opartym na
stosunku do relig. I to jest prawo każdego wychowawcy, zwłaszcza
jeżeli ujawnia on dość otwarcie źródła inspiracji swoich poglądów.
Pedagodzy laiccy nie mają takiej łatwości, muszą kierować się racjo-
nalnymi przesłankami i przytaczać w rozmowach z młodzieżą rzeczo-
we argumenty.
Myślę, że wszyscy są przekonani, że na inicjację powinien przyjść
właściwy czas. Tylko nikt nie wie, kiedy jest ten właściwy czas. Na
pewno nie jest dobrze, jeżeli współżycie rozpoczyna się zbyt wcześ-
nie. Ale czy nie jest źle, jeżeli zbyt późno?
Czym ryzykują młodzi ludzie rozpoczynający współżycie w wieku
poniżej 18 lat? W naszym kraju 18 lat to wiek pełnoletności i-
słusznie czy nie - ludzi tych powinniśmy traktować już jako doro-
słych.
Najpoważniejszym powikłaniem współżycia seksualnego osób
młodych jest niewątpliwie ciąża. Istnieje co prawda jakby samo-
obrona natury w postaci niepłodności okresu dojrzewania, przynaj*
mniej stwierdzona u dziewcząt, ale i tak przypadków ciąży nieletnicb
jest dostatecznie dużo, by uznać to za poważny problem. Każde roz-
wiązanie - urodzenie dziecka nie chcianego, dziecka, dla którego
nie ma miejsca na świecie, ezy też przerwanie ciąży - jest wyjściem
złym, niedopuszczalnym. Oczywiście takie stwierdzenie jest tylka

'ękną figurą retoryczną, bo jakieś rozwiązanie problemu musi
tąpić. I następuje. Jednak zawsze złe. Nawet na Zachodzie,
*r krajach, w których trudno mówić o zaniedbaniach w tym zakresie,
'e nieletnich - nie chciane i nie planowane nie należą do wyda-
ń wyjątkowych. Jeżeli pierwszy stosunek jest wielkim wydarze-
,*em, jest czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym, to trudno oczeki-
*r*ć, by młodzi myśleli o tym, by zabezpieczyć się, by kupić prezer-
,*vatywę itp.
Nic jednak nie zwalnia wychowawców od mądrego propagowania
*zttykoncepcji.



:y
Kolejnym niebezpieczeństwem niedojrzałych inicjacji jest możli-
*ość przeżycia negatywnych odczuć, co może prowadzić niekiedy
.*rost do szoku, a kiedy indziej zaciążyć na dalszej przyszłości
tycznej. To niebezpieczeństwo zasadniczo dotyczy dziewcząt.
łopcy rzadko pierwszy stosunek przeżywają jako coś negatywne-
*Ó, najczęściej zresztą to oni są inicjatorami. Ale jeżeli chłopak
*est uwiedziony przez starszą kobietę, to takie uczucia, jak niesmak,
zawód, a także awersja, mogą powstać. Czy często? Nie wiem. Ale
ń1e jest to wykluczone.
Dziewczęta pierwszy stosunek traktują z reguły znacznie głębiej
**v*r związku z nim przeżywają wiele wątpliwości, lęków itp. I znów
*"badań Z. Izdebskiego wynika, że tylko 19% dziewcząt w czasie
***rwszego stosunku nie bałó się. Pozostałe przeżywały jakieś lęki.
**śt to i tak poprawa, bo w badaniach sprzed 12 lat w ogóle nie było
*tEwcząt, które niczego by się nie bały.
Czego boj ą się dziewczyny? Kolej no : ciąży (ponad 50%a ), tego,
śię niewłaściwie zachowa, że się skompromituje przed partnerem
(*6,5"%), chorób wenerycznych (tylko 1,2%, co akurat nie świadczy
* - chorobą można zarazić się zasadniczo tylko od partnera nie-
ego), że popełnia grzech (13%), rodziców (13%). Myślę, że
*e ostatnie grupy można potraktować jako wspólną kategorię-
*'tadomość naruszania norm, działania wbrew uznawanym zasa-
. Do tego dochodzi lęk przed defloracj ą, j ako czymś nieodwra-
*lnym, stygmatyzującym, a także niekiedy przed bólem. U wielu
:ewcząt także widok nagiego mężczyzny w stanie podniecenia
seksualanego budził przerażenie.
Większość dziewcząt w czasie pierwszego stosunku nie doznaje
*y*fakcji seksualnej, a już orgazm należy do rzadkości. W ogóle

98 99


młode dziewczęta nie są dojrzałe do orgazmu, a technika współżycia
seksualnego stosowana przez młodych, nieopanowanych i nie dou-
czonych chłopaków także nie stwarza nadziei na sukces.
Pierwszy stosunek jest więc dla dziewczyny czymś bardzo znaczą-
cym, ale - niestety - raczej w sensie negatywnym. Jeżeli dziewczy-
na kocha chłopaka, to po prostu spełnia ofiarę na jego rzecz-
i to może być dla niej źródłem niekłamanej satysfakcji. Ale jeżeli
nie kocha naprawdę, a ulega tylko modzie, namowie lub presji
otoczenia?
H. Malewska stwierdziła, że dziewczyna, która odbywa pierwszy
stosunek płciowy z nie kochanym mężczyzną, ryzykuje oziębłością
płciową. To wydaje się przekonywające i oczywiste. Jednakże bada-
nia Grodzkiego (powtórzone po 25 latach badania Malewskiej)
wykazały, że praktycznie kobiet oziębłych nie ma. Albo więc dziew-
częta rozpoczynają życie seksualne z chłopakami, których kochają
(czy zawsze - to wątpliwe), albo są znacznie lepiej przygotowane
"teoretycznie" do swej inicjacji i nie ulegają głębokim urazom.
Jednak jeszcze jedno niebezpieczeństwo grozi dziewczętom.
Otóż po pierwszym stosunku dziewczęta z reguły do chłopaka jesz-
cze bardziej się przywiązują, można by rzec, że miłość okupiona
taką ofiarą jest głębsza i bardziej ugruntowana. Niestety, z chłopca-
mi jest często inaczej. Pojęcie miłości, kochania rozumieją oni
inaczej. Dla chłopca kochać, to znaczy być zafascynowanym ciałem,
jeżeli nie wyłącznie, to przede wszystkim, mniej intelektem, osobo-
wością. Chłopak dąży do inicjacji, bo ma silny popęd płciowy, ale
także dlatego, że chce się sprawdzić, upewnić, że nie jest impoten-
tem, wreszcie pragnie zaspokoić ciekawość. Wszystkie te motywy są
dość płytkie. Nie jest wyjątkiem, że chłopak po pierwszym stosunku
od dziewczyny odchodzi. I nie tylko w przypadku, kiedy sprawę
traktował przygodowo, a dziewczynę instrumentalnie. Jest tak czę-
sto nawet wtedy, kiedy wydawało mu się, że kocha, był o tym prze-
świadczony. Pierwszy kontakt był tak bardzo inny niż wyobrażenie,
że po prostu chłopak doznaje uczucia zawodu. I odchodzi. Dla
dziewczyny jest to zazwyczaj wielkie upokorzenie i głęboki uraZ
psychiczny.
Zatem chłopcy ryzykują znacznie mniej niż dziewczęta. Pierwszy
stosunek jest dla nich jakby nobilitacją, upewnieniem się o pełno-
;**z'tościowości mężczyzny, przynajmniej pod względem seksual-
gynt. Ale takie przeświadczenie nie jest typowe dla wszystkich.
:* Chłopcy ryzykują niepowodzeniem inicjacji - poczuciem kom-
*mitacji i przekonaniem, że są impotentami. To dziwne zjawisko,
*ile na pewno bardzo ważne z punktu widzenia higieny psychicznej.
adkąd ten problem jest badany, stale notuje się niepowodzenia
*Vr*okresie inicjacji. Są to zasadnicze dwa typy zaburzeń: zanik wzwodu
w momencie krytycznym oraz wytrysk przedwczesny. Przypadki te
*óżnią się zasadniczo także w zakresie rokowania, ale oba prowadzą
poczucia kompromitacji i często ciążą tragicznie na przyszłości,
nie tylko erotycznej, chłopaka. Nie jest to problem mały, dotyczy
*iem prawie połowy badanych przez Z. Izdebskiego mężczyzn.
je się przy tym, że zjawisko częściej występuje wśród żołnierzy
(t*b,2"%) niż wśród przyszłych studentów (47,4%). W 1963 r. przy-
*lków takich stwierdzono 23,3% (A. Jaczewski), w 1975 - 44,3%
E*.bE: Jaczewski, J. Radomski). Zatem problem narasta. Charaktery-
e jest przy tym, że wzrost dotyczy przede wszystkim przyszłych
tołnierzy, a więc chłopców gorzej wykształconych i zapewne gorzej
*iadomionych seksualnie (w odniesieniu do techniki spółkowania
*twierdzenie nie musi być trafne). Każdy, kto miał do czynienia
*,młodym pacjentem, który zgłasza się z tego typu dolegliwością,
** jak głębokie są to urazy i jak trudno je leczyć.
:*e::r*;Oczywiście znaczny procent (ile?) chłopców po nieudanej pierw-
* próbie ponawia ją i osiąga sukces. Inni przeżywają swą tragedię
'*:w * otności i nikt nie domyśla się przyczyny depresji, załamania
)*ehicznego czy wprost nerwicy. Niewielu jednak trafia do lekarza.
se* szkoda. Ci, którzy mają wytrysk przedwczesny, nie wymagają
1.*enia. Jest to objaw dużej pobudliwości, silnego popędu seksual-
*o. Pouczeni o istocie sprawy, o tym, jak mają się zachować na
szłość, łatwo stają się "zdrowi". Gorzej z tymi, u których nastę-
p*e zanik wzwodu. Jest to najczęściej wynik silnych emocji, napię-
*lly lęku. Po prostu nerwica seksualna. Leczenie w tych przypadkach
)*t bardziej złożone i niekiedy długotrwałe.
: Widzimy więc, że inicjacja w wieku zbyt młodym jest najeżona
. ościami, może prowadzić na manowce lub stwarzać poważne
lemy. W dużym stopniu zależy to od właściwego uświadomienia
sualnego, przy czym nie jest to sprawa uświadomienia w ogóle.
*dzi o informacje dotyczące techniki współżycia seksualnego, bo

100 101


taka istnieje i trzeba się jej nauczyć. Najczęściej uczy tego partner-
bardziej doświadczony, lepiej przygotowany, dojrzalszy. Mówiąc
"partner", nie sugeruję, że musi to akurat być mężczyzna, choć tak
zwykle bywa. Może być i tak, że uczy bardziej doświadczona kobie-
ta, trzeba tu jednak pamiętać o ambicji chłopaka, o głupiej może,
ale istniejącej dumie mężczyzny, który niechętnie poddaje się takiej
terapii. Chyba że partnerka jest aż tak doświadczona, że nie da od-
czuć chłopakowi swej wyższości.
Nie ma wątpliwości, że istnieje jeszcze wiele innych niebezpie-
czeństw, które powinny wpłynąć na rozwagę. Tylko że moment za-
kochania, moment silnych emocji nie jest najlepszy dla tej cechy
intelektu. Mimo wszystko trzeba apelować o rozwagę, trzeba prze-
strzegać, uzasadniać, dlaczego nie wolno tu postępować lekkomyśl-
nie. Nie ma tylko potrzeby przytaczać argumentów wątpliwych:
o szkodzie dla zdrowia fizycznego, o złym wpływie silnych emocji na
procesy intelektualne, na możliwości uczenia się, o silnych wstrzą-
sach psychicznych, o wydatkowaniu "energii". Jest dość argumentów
rzeczowych i udowodnionych, by tylko nimi się posługiwać.
Pozostaje oczywiście sprawa religii i wyznawanych zasad moralno-
-filozoficznych, ale to nie należy do przedmiotu niniejszych rozważań.

Petting to technika współżycia seksualnego oparta na wzajem-
nych pieszczotach doprowadzających partnerów do orgazmu bez
wprowadzenia penisa do pochwy. Niestety, ten angielski termin,
rozpropagowany przez Kinseya, nie ma dobrego polskiego odpowied-
nika. Młodzież oczywiście ma swoje określenia gwarowe, nie należą
one jednak do zbyt eleganckich; odnoszę wrażenie, że choć obcy-
wyraz "petting" jest najczęściej używany.
Seksuolodzy zastanawiali się dość długo nad znaczeniem pettingu.
Oczywiście byli i są, choć nieliczni, przeciwnicy tej techniki. Wychodzą
oni jednak jawnie z przesłanek ideologiczno-filozoficznych, a tylko
dorabiają argumenty pseudonaukowe, nieprzekonywające zresztą.
Oczywiście, jeżeli ktoś uznaje w ogóle zbliżenie fizyczne za szkodli-
we i niedopuszczalne, to i petting do tej kategorii musi zaliczać.
Petting ma zalety. Po pierwsze - wyklucza możliwość zajścia
w ciążę. To już bardzo wiele i wystarczy, by propagować tę formę
aktywności seksualnej zamiast pełnych stosunków płciowych. Po
drugie - petting uczy seksu, uczy wrażliwości ciała płci przeciwnej,

102

u*y reakcji seksualnej. Większość młodych mężczyzn nie zna po
prostu reakcji dziewczyn i, prawdę mówiąc, nie bardzo się tym inte-
resuje. Pettting oswaja z ciałem partnerki czy partnera. U dziewczy-
* prowadzi do wyrobienia odruchów seksualnych, uczy orgazmu.
To wreszcie technika, w której istotny jest altruizm. Stosunek może
być egoistyczny i często takim ze strony chłopaka jest. Petting-
nie.
Petting wyłącza większość zagrożeń współżycia pełnego. Jest
d*brym wstępem do współżycia dla chłopaków zagrożonych nie-
powodzeniami, a także techniką terapeutyczną w przypadkach tzw.
i*potencji okresu inicjacji.
Oczywiście nie chodzi o to, by namawiać młodzież do uprawiania
pe*tingu. Ale warto nakłaniać, by zamiast pełnych stosunków płcio-
wych młodzi, może nawet przez dłuższy czas, stosowali tę formę.


Rozwój motoryczny

Układ ruchowy człowieka składa się z aparatu kostnego, stawów
i*ęzadeł oraz mięśni. Rozwija się już w pierwszych tygodniach życia
*mdkowego. W okresie płodowym zostaje ukształtowane 90% komó-
*k* Dalszy rozwój masy mięśni polega już na ich rozroście, zmianach
stttr*tury oraz tylko nieznacznie na przyroście ilości (ok.10%).
**.Kości także kształtują się w okresie płodowym, w pierwszym
jćdn"k okresie rozwoju składają się z tkanki chrzęstnej. Choć mają
one kształt zbliżony do późniejszych kości, choć pełnią podobne
**kcje, w chwili urodzenia dziecka są to właściwie wyłącznie struk-
* chrzęstne. W określonych miejscach tych struktur pojawiają się
*ska mineralizacji - odkładają się sole mineralne i na zdjęciach
**tgenowskich uwidaczniają się kolejno tzw. jądra kostnienia. Ich
*ótejność oraz wielkość badana radiologicznie pozwala na ustalenie
tzw. wieku kostnego oraz na ocenę tempa rozwoju fizycznego.
* Mięśnie pracują już w okresie płodowym. Płód wykonuje ruchy,
następują skurcze mięśniowe. Pierwotnie wydaje się, że są to skur-
*e nieskoordynowane i bezcelowe. W dalszym okresie rozwoju
Pł*d wykonuje już ruchy bardziej skoordynowane, przemieszcza się
*'jaju płodowym, "pływa", a pod koniec ciąży matka odczuwa
uderzenia w ścianki macicy - "dziecko kopie". Niekiedy ruchy

103


te są dość energiczne; trwały zanik ruchów płodu wskazuje na jego
śmierć wewnątrzmaciczną.
Ruchy płodu spełniają szereg ważnych funkcji. Otóż wszystkie
skurcze mięśni wspomagają krążenie: kurcząc się mięsień wypycha
jakby krew w kierunku serca w naczyniach żylnych, co wspomaga
pracę serca. Praca mięśni ma wpływ na rozwój ruchowej części układu
nerwowego - bez funkcji, bez treningu ruchowego ośrodki ruchowe
centralnego układu nerwowego nie rozwijają się, a w przypadku długo-
trwałego bezruchu (stany chorobowe, stany po urazie, opatrunek
gipsowy itp.) już rozwinięte ulegają zanikowi. Ruch jest więc stymula-
cją dla układu nerwowego. Poza tym ruchy są treningiem ważnym
dla sprawności w dalszych okresach rozwoju. Na przykład płód wy-
konuje ruchy oddechowe, ćwicząc przeponę i mięśnie klatki piersio-
wej. W okresie płodowym ruchy te nie mają zasadniczego znaczenia
- nie następuje wentylacja płuc, dziecko tylko inhaluje płyny
(wody) płodowe. Natomiast umiejętność ta jest niezbędna po uro-
dzeniu i po wykonaniu pierwszego wdechu. Otóż bez tego treningu
nie byłyby sprawne ruchy oddechowe, od czego przecież zależy
zdolność do życia.
Mięśnie poza czynnościami ruchowymi odgrywają ważną rolę
w gospodarce biochemicznej. Są magazynem glikogenu, którego za-
pasy umożliwiają wysiłek fizyczny. Poza tym praca mięśni wpływa
na gospodarkę cieplną: kurcząc się, mięśnie spalają cukry proste,
a wyzwala się przy tym ciepło (np. człowiek zmarznięty, odczuwają-
cy zimno wykonuje ruchy, które zapewniają mu poczucie ciepła; jest
to efekt spalania, ale także poprawiania warunków krążenia).
Jak widać, ruch pełni różne funkcje i jest bardzo ważny - nie
tylko ze względu na sprawność ruchową (praca, przemieszczanie się,
ucieczka czy walka), ale także j ako element stymuluj ący funkcje
fizjologiczne. Zostało to docenione w praktyce profilaktycznej
i terapeutycznej. Pedagogika zdrowia m.in. postuluje konieczność
wyrabiania nawyku ruchu.
Celowy ruch jest zjawiskiem złożonym. Bardzo ogólnie i w spo-
sób uproszczony można powiedzieć, że jest to złożona interakcja
układu nerwowego i mięśniowego, przy biernym udziale aparatu
kostnego. Towarzyszą temu przemiany biochemiczne.
Ruch świadomy musi być "zaprogramowany" i oparty na znajo-
mości zarówno sytuacji, w jakiej znajduje się osobnik (np. położenie

104

ła), jak i celu, jakiemu ma służyć. To funkcja receptorów, anali-
orów oraz wyższych pięter ośrodkowego układu nerwowego. Jed-
by ruch był celowy, najczęściej wymaga koordynacji ruchowo-
* zrokowej oraz współdziałania całych grup mięśniowych. Jak więc
"dzimy, jest on zjawiskiem bardzo złożonym.
* Noworodek w chwili urodzenia ma wykształcony cały aparat
howy. Jednak bardzo niedojrzały strukturalnie (brak mieliniza-
") i funkcjonalnie jest układ ruchowy. Brakuje koordynacji rucho-
wzrokowej i tego w pierwszym okresie rozwoju noworodek,
**óźniej niemowlę uczy się. Do nauki tej niezbędne są bodźce, któ-
*pobudzają dziecko do ćwiczeń. Dlatego w pierwszym okresie tak
ne jest dostarczanie podniet wzrokowych - wieszanie w zasięgu
oku, a potem ręki kolorowych przedmiotów itp. Dziecko naj-
p*erw uczy się je dostrzegać, a następnie dotykać. Jest to właśnie
*iczenie koordynacji wzrokowo-ruchowej.
*: Noworodek wykazuje wzmożone napięcie mięśniowe i charaktery-
czny układ ciała - z przywiedzionymi kończynami. Jest to wynik
in. przebywania w ograniczonej przestrzeni, która wymaga eko-
*cznego układu ciała.
.;*: Noworodek nie wykonuje ruchów (poza odruchami bezwarunko-
*) celowych, jego ruchy mają charakter uogólnionych skurczów
: p mięśniowych, najczęściej rozległych. Występuje w tym okresie
a liczba odruchów bezwarunkowych, tzw. odruchów atawisty-
ł ch.
***. Kolejność opanowywania poszczególnych ruchów jest względnie
a. Niemowlę najpierw unosi główkę, wykonuje ruchy grzbietu-
*erunku lordozy. Mniej więcej w 6.-8. miesiącu życia niemowlę
*a. Około roku staje, początkowo przy pomocy ludzi lub przyrzą-
;, a następnie samodzielnie. W 2. roku dziecko zaczyna chodzić.
:*,W kolejnym okresie rozwoju ruchy stają się coraz bardziej pre-
; ;jne, ekonomiczne i celowe. Nauka sprawnego posługiwania się
;*snym aparatem ruchowym jest żmudna i długa, trwa wiele lat.
*iecko z trudem doskonali swe ruchy. Niezmiernie ważna jest tu
*tywacja. Szczęśliwie w warunkach wychowania rodzinnego motywa-
G)* nie brakuje. Dzieci pozbawione rodziny, wychowywane w do-
*i'uchowego.

105


W wieku przedszkolnym rozwój ruchowy jest już znacznie za-
awansowany - dziecko może wykonywać bez trudu nawet zlożone
czynności. Jednak jego wytrzymałość na wysiłki jest ograniczona.
Wiąże się to m.in. z niewielką masą mięśniową, a więc i ograniczo-
nymi rezerwami glikogenu.
W okresie poprzedzającym dojrzewanie dziecko znajduje się
w tzw. złotym okresie motoryki. Ruchy są precyzyjne, celowe, eko-
nomiczne, a patrząc na dziecko poruszające się, stwierdzamy ponad-
to dużą estetykę motoryki. W tym czasie dzieci osiągają znaczne
rezultaty w sporcie - w tych dyscyplinach, które nie wymagają
dużej siły. Wytrzymałość na wysiłek jest bardzo duża i niekiedy
wprost zdumiewająca. W wieku ok. 10 lat chłopcy urządzają biegi
na wytrzymałość, a wyniki, jakie osiągają, są nie do uzyskania ani
przez młodszych, ani przez starszych.
W okresie dojrzewania (patrz właściwy rozdział) następuje
u chłopców znaczny rozwój muskulatury, spowodowany działaniem
androgenów. Dziewczęta nie podlegają tak wielkiemu rozwojowi
w tym zakresie. Chłopcy stają się silni, co przy zwiększonej agresyw-
ności (także działanie m.in. androgenów) prowadzi do chęci walki
i współzawodnictwa. Zmieniają się proporcje ciała i, niestety, zmie-
nia się także motoryka. Ruchy stają się mniej precyzyjne, niezgrab-
ne, a często niecelowe. Chłopcy wykonują wiele tzw. przyruchów,
co powoduje nieekonomiczność ich wysiłków ruchowych. Taka sytua-
cja u dziewcząt także daje się zauważyć, jednak w znacznie mniej-
szym stopniu (słabsze działanie androgenów). Dopiero po okresie
dojrzewania, w okresie młodzieńczym ruchy stają się celowe, znów
ekonomiczne i estetyczne. W tym czasie następuje szczyt możliwości
motorycznych. Odtąd pojawia się już regres, zależny jednak od tre-
ningu. Osoby trenujące mogą zachować zdolności motoryczne jesz-
cze przez długie lata. Zanik treningu, ociężałość ruchowa wiodą jed-
nak do szybkiej i nieodwracalnej degeneracji ruchowej. Dlatego tak
ważne jest wytworzenie optymalnych możliwości (siła, wytrzyma-
łość, precyzja ruchów) do okresu młodzieńczego. Chodzi o to, by
spadek - niestety nieunikniony - zaczął się od wysokiego pułapu
i zachował powolne tempo. To drugie zależy od treningu. Dlatego
ruch, jego nawyk jest tak ważny i powinien być przedmiotem troski
pedagogów.

106

Ruch utrzymuje w sprawności nie tylko aparat mięśniowo-nerwo-
*;y, ale także układ krążenia i oddychania, a także wszystkie mecha-
y regulujące fizjologiczne funkcje ustroju.














































';f































5*'


III.

UKŁADY REGULUJĄCE I INTEGRUJ*CE








Im wyższe miejsce organizmu żywego w ewolucji, tym coraz bardziej
skomplikowany jego system budowy. Człowiek składa się z astrono-
micznej wprost liczby różnych komórek. Są one wyspecjalizowane
i pełnią bardzo różne funkcje. Komórki tworzą tkanki, a z tkanek
zbudowane są narządy.
Jeżeli ten gigantyczny zbiór komórek funkcjonuje jako całość,
i to zazwyczaj całość wysoce sprawna oraz doskonała czynnościowo,
to musi istnieć system integrujący. Bez tego systemu zwierzę nie
byłoby zwierzęciem, ale niezorganizowaną kolonią samodzielnych
komórek.
Ten szczególny układ integrujący składa się z dwu części:
- układu nerwowego,
- układu hormonalnego.
Podział na dwa układy ma charakter historyczny, obecnie-
także jeszcze walor dydaktyczny. Brak bowiem między tymi układa-
mi takich granic, które stanowiłyby o ich odrębnej jakości. Mówimy
zazwyczaj, że układ nerwowy pracuje na zasadzie współdziałania reak-
cji fizycznych i chemicznych, jakby na wzór sieci przewodów elektrycz-
nych łączących ustrój w gigantyczny system łączności przewodowej.
I to prawda. Tyle tylko, że u podstaw reakcji fizycznych, przewodze-
nia bodźców elektrycznych leżą procesy chemiczne. Komórki nerwo-
we mają swoistą budowę i różnią się znacznie od innych komórek,
Nawet jednak te swoiste i tak bardzo charakterystyczne komórki
obok swej podstawowej funkcji, jaką jest przewodzenie bodźców,
wykazują cechy wydzielnicze - np. w synapsach, gdzie następuje
przekazanie pobudzenia z jednej komórki do drugiej właśnie na za-
sadzie wydzielania substancji chemicznej. Poza tym, jak się prze*
konamy z dalszych rozważań, niektóre ośrodki nerwowe, np. pod-

108

irze, obok funkcji nerwowych pełnią rolę ośrodka wydzielnicze-
produkując substancje całkowicie odpowiadające kryteriom

Układ hormonalny, czyli wydzielania wewnętrznego, jest drugą
ścią układu integrującego: działa jednak wyłącznie na zasadzie
dzielania substancji chemicznych - hormonów - i poprzez nie
warza określone środowisko wewnętrzne o wysokiej swoistości,
alające na oddziaływanie na wszystkie tkanki i komórki ustroju.
wiadomo, między tymi dwoma układami istnieje nie tylko wy-
*ieniony związek. Oba właściwie można by nazwać jednym syste-
em integrującym ustrój - systemem neurohormonalnym.


*, UKŁAD NERWOWY
6at

ad nerwowy jest najbardziej złożony u człowieka, czyli na naj-
*szym szczeblu rozwoju filogenetycznego. Można stwierdzić, że
t *:
*pzycja gatunku na drabinie rozwoju filogenetycznego zależy od
pnia rozwoju i złożoności oraz doskonałości funkcjonalnej ukła-
nerwowego. Właśnie u człowieka rozwój układu nerwowego
*ągnął nie spotykane u innych istot cechy. Prawda, że mózg ludzki
ś jest ani największy, ani najcięższy wśród mózgów istot żywych,
owi wagowo tylko 1/50 część ciała, a na przykład mózg nie-
rych małp -1/20. Nie na wielkości mózgu jednak polega jego
ość. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie ani anatomicznie, ani
ologicznie wytłumaczyć pozycji człowieka wśród istot żywych.
* umiemy uzasadnić rzeczowo wyższości ludzkiego układu nerwo-
o nad mózgami innych zwierząt. Wyższość ta jest jednak faktem
istym. A że nie wiemy do końca, co stanowi podstawę tej
onałości, to jedna z wielu tajemnic natury.
-*ł*ZTkład nerwówy składa się z komórek nerwowych. Ich odrębność
_ *nnych komórek tkanek ustroju polega na specyficznej budowie,
. *g jest związana z funkcją. Komórka nerwowa - neuron - składa
* * ciała komórkowego, wyposażonego we wszystkie elementy
óFkowe (błonę, plazmę, jądro itp.) oraz z wypustek zwanych
tami i dendrytami. Wypustki te, różnej długości i różnie liczne,
***by przewodami przenoszącymi bodźce.

109


Dendryty

Kolce jarzenie, selekcja bodźców oraz tworzenie tego wszystkiego, co
*emy wyższą czynnością nerwową. Wiąże się to z przejawami życia
chiczne o - i tu właśnie sta*em wobec zaskakuł c ch tałemnic
J y






Ziamistości IVissla


Ciało komórki
Jądro
Jąderko


Bezmielinowa część neuronu
Mielina Przewężenia Ranviera



Akson










Rys. 8. Budowa neuronu



Komórki nerwowe w znakomitej większości stanowią skupiska,
zwane zwykle ośrodkami nerwowymi. Z tych skupisk wychodzą
wypustki, które wnikają między tkanki. Niekiedy długość neurytów
jest bardzo znaczna i może przekraczać nawet metr. Biorąc pod
uwagę w ogóle rząd wielkości komórek ludzkiego ciała, nawet tych
największych, powstaje obraz jakby nieco karykaturalny: wielka
i nieprawdopodobnie długa wypustka (przewód) i na jej końcu nie-
proporcjonalnie małe ciało komórkowe. Długi neuryt jest stosunko-
wo prosto zbudowany i działa także zaskakująco prosto. Proces
przewodzenia bodźców nie jest ani tajemniczy, ani skomplikowany.
Dopiero ta drobniutka cząstka, centralna część komórki, jej ciało
stanowi doskonałość funkcjonalną dla nas niepojętą. W ciele komórki
zachodzą co prawda stosunkowo proste czynności, jak przetwarzanie
bodźca i podawanie go we właściwym kierunku poprzez wypustki do
innych komórek lub tkanek; tam także następują zapamiętywanie,

110

*anim jednak dotkniemy biologicznych podstaw funkcji zwanych
* ższymi czynnościami nerwowymi, zajmijmy się wypustkami.
; Komórka nerwowa ma jeden długi neuryt i kilka, kilkanaście,
adziesiąt czy kilkaset dendrytów, gęsto rozgałęzionych, ale za to
*_ ótkich, stanowiących jakby drzewka o wielu odnogach.
**'; Komórki nerwowe czynnościowo dzielą się na czuciowe i rucho-
* *e: Podział ten jest uzależniony od kierunku przewodzenia bodźców
t* ':*eurycie. Otóż wypustka przewodząca bodźce z obwodu do ciała
órki to dendryt. Jego funkcja polega na informowaniu ośrodka
* *wowego o stanie, jaki istnieje na jego końcu, a więc gdzieś na
Wodzie, w tkankach. Zakończenie wypustki też zresztą stanowi
wko rozgałęziające się, przeto pole, z jakiego docierają informacje
**ygnały z obwodu do komórki, jest dość duże (oczywiście stosunko-
, przyjmując ogólne układy wielkości).
"`*; Analogicznie - włókna komórek ruchowych unerwiają wrażliwe
* nki, czego klasycznym przykładem może być działanie na komór-
* mięśniowe. Z ciała neuronu wychodzi wypustka przewodząca
, źce na obwód. Jej zakończenie, także w postaci pewnego roz-
ęzienia włókien, dochodzi do tkanki mięśniowej. Impuls przeka-
any "z centrali" powoduje kurczenie się włókna mięśniowego,
, go efektem może być ruch, a zawsze jest skurcz komórki mięśnio-
*****: :; Neuryty skupiają się w pęczki i stanowią bardzo rozgałęzioną sieć
,rwów. Mamy więc - w zależności od kierunku przekazywania
dźca - albo nerwy czuciowe, albo ruchowe, albo mieszane. Sta-
wią one część obwodową układu nerwowego.
*;śt. Istotą przewodzenia impulsów jest zmiana potencjału elektrycz-
! go, jaka dokonuje się na błonie neurytu. Zmiana tego potencjału
*.*ebiega jak fala wzdłuż wypustki i słusznie bywa niekiedy porówny-
*ana do powstającego w przewodzie prądu elektrycznego. Jest to,
;::* prawda, swoisty prąd, zwany czynnościowym. Przewodzenie ner-
=*owe jest niezwykle powolne, jego szybkość wynosi niewiele ponad
**0 m na sek. Wiemy, że przewodzenie prądu elektrycznego odbywa
*>ię z szybkością zbliżoną do szybkości światła. Są to więc wielkości

111


nieporównywalne. Po każdym przejściu pobudzenia następuje okres
spoczynku, a następny bodziec może być przekazany dopiero po
pewnym czasie. Częstość przewodzenia impulsów nerwowych u czło-
wieka jest ograniczona do ok. 100 na sek. Nie jest to mało, ale-
jak widzimy = przewodzenie nerwowe regulują biologiczne mecha-
które w stosunku do modelu przewodu elektrycznego wyka-
nizmy,
zują tendencje oszczędzające. Nic dziwnego - włókna nerwowe
muszą skutecznie działać bez większych "remontów" przez całe ży-
cie, jest to przecież wiele lat.
Włókna nerwowe są uzależnione od ciała komórki. Odcięte i izolo-
wane od neuronu - zanikają. Ma to szczególne znaczenie kliniczne-
urazowe przecięcie nerwu zawsze wymaga ostrożnego rokowania.
Im wyżej jest zorganizowana tkanka, tym ma mniejszą zdolność
regeneracji. Po przecięciu nerwu następuje także zanik funkcji neu-
ronu, a w efekcie i całej komórki. Istnieje co prawda niewielka
możliwość regeneracji: komórka nerwowa niekiedy zaczyna wypusz-
czać włókno neurytu i wrasta ono bezbłędnie w tę okolicę tkanek,
której unerwienie jest funkcją tej właśnie komórki. Wrastanie to

g y , y
jest jednak rocesem żmudn m i dłu otrwał U tJ ono że w no-
si to około 3 - 4 mm na dobę. Dużo to czy k zawsze, j est
to względne. Dla mikroskopijnej komórki jest to szybkość zawrotna,
czubek wrastającego neuronu przebywa bowiem na dobę odległość
wielokrotnie większą od wymiaru ciała komórki. Dla pacjenta jest
to jednak bardzo wolno, bo jak łatwo obliczyć - hipotetyczna rege-
nerac a nerwu o długości zbliżonej do metra trwałaby blisko rok...

* powyżej określenia "nerw". Otóż pojedyncze włókna
Użyłem
neurytów, zmierzające do określonej okolicy i współdziałające ze
sobą, łączą się w pęczki niekiedy nawet znacznych rozmiarów. Prze-
biegają w ciele najpierw łącznie, właśnie jako nerw, potem obwodo-
wo dzielą się i rozchodzą, tworząc podobne do drzewka czy korzeni
rozgał zienia. Jak już wspomniałem, niektóre nerwy mają dość duże
wymi y, np. nerw kulszowy, jeden z największych i najdłuższych
nerwów w ustroju człowieka, ma w okolicy pachwiny i uda grubość
zbliżoną do ołówka.

Włókna nerwowe przewodzą impulsy elektryczne. Bodźce te e
wzgl dów funkc onalnych powinny rozchodzić się tylko wzdłuż neu-
rytu nie powinny przekazywać pobudzenia włóknom znajdującym
się obok. Potrzebna jest więc izolacja przewodu elektrycznego. Taką

112

*ję stanowią osłonki mielinowe. Są one wytwarzane przez wy-
alizowane komórki, zwane komórkami Schwanna. Komórki te
iaj ą się wzdłuż wypustek nerwowych, są j akby przyczepione do
W trakcie rozwoju wytwarzają blaszki z substancji tłuszczowa-
; zwanej właśnie mieliną. Osłonki te otaczają włókno coraz licz-
* ejszymi warstwami białawej substancji. One właśnie oraz komórki
*'"cierzyste - komórki Schwanna - spełniają kilka doniosłych ról.
***łnią funkcję odżywczą w stosunku do wypustki, która ze względu
** swą długość nie mogłaby być skutecznie odżywiana przez neuron.
p*za tym pełnią wspomnianą już funkcję izolacji, umożliwiając,
*nawet doskonaląc przewodzenie, ale tylko wzdłuż neurytu. Tak
* yć nie grozi włóknom okrytym mieliną pobudzanie w innych

xunkach niż tylko wzdłuż neurytu. Włókna zmielinizowane prze-
**lzą bodźce dziesięciokrotnie szybciej niż włókna pozbawione


*liny.
** LI noworodka tkanka nerwowa jest praktycznie niezmielinizowa-
* rozwój jej polega m.in. właśnie na mielinizacji. Szerzej pomówi-
n* o tym w części dotyczącej rozwoju układu nerwowego.
ł**Zajęliśmy się dość szczegółowo budową i funkcją neurytu, nie
minajmy jednak, że komórka nerwowa ma też dendryty. Nie-
*e neurony mają ich po kilkadziesiąt. Dendryty łączą się z reguły
ymi komórkami nerwowymi i od nich przewodzą informacje,
1Ce dotarły do komórki drogą dośrodkową przez neuryt. Przeka-
z anie tej informacji nie jest funkcją bierną - w komórce zacho-
;.bardzo złożony proces przetwarzania bodźca, eliminowania
ów "nieważnych" oraz ukierunkowania informacji tam, gdzie

j* to potrzebne. Neuron nie jest więc tylko mechanicznym zbiera-
q*m bodźców z obwodu i stacją przekaźnikową. Jest elementem
cji znacznie bardziej złożonej.
t** f Jd liczby włókien dendrytowych zależy sprawność funkcji ukła-
**nerwowego. Włókna te nazywamy niekiedy włóknami kojarze-
i, w ostatecznym bowiem efekcie ich rola sprowadza się
de wszystkim do wytwarzania skojarzeń, uogólnień - jest to
*'.'óga od prostego bodźca przewodzonego przez neuryt do wyższych
**ności nerwowych i psychicznych.
""**złowiek nie jest abstrakcyjnym tworem natury. Znajduje się
*kó na szczeblu rozwoj u gatunkowego, j ak sobie wyobrażamy (nie


8 * Biologiczne i medyczne. . .

113


bez uzasadnienia przy obecnym stanie wiedzy) - na najwyższym
etapie rozwoju.
Istoty niższe, te, które już wykształciły prymitywne i pierwotne
formy układu nerwowego, charakteryzują się segmentową budową
ciała. Jest więc tak (np. u lancetnika czy dżdżownicy), że ciało skła-
da się z identycznych segmentów, które są j akby multiplikacj ą ele-
mentu jego budowy. Wzdłuż grzbietu przebiega pierwotny element
centralizacji układu nerwowego - cewka grzbietowa. Od niej
odchodzą na obwód nerwy, które unerwiają określony segmenl
ciała.
Co z tego pozostało u człowieka?
Wzdłuż grzbietu, w kanale kręgowym znajduje się podłużny
walcowaty twór zbudowany z tkanki nerwowej - rdzeń kręgowy.
Od rdzenia odchodzą - analogicznie do nerwów segmentowych-
pary nerwów unerwiające określone okolice ciała. Jest tak, że kolej-
ne pary nerwów wychodzą z kanału kręgowego w kolejnych prze-
strzeniach międzykręgowych. Zresztą budowa kośćca w postaci
kręgosłupa, wygodna dla użytkownika, także jest elementem seg-
mentowej budowy ciała.
Kolejne pary nerwów wychodzących w przestrzeniach między-
kręgowych unerwiają kolejno okolice ciała. Pary leżące dogłowowo
unerwiają okolice górnej części ciała, a leżące kaudalnie (czyli do-
ogonowo...) - coraz niższe jego regiony. Z rdzenia wychodzi łącz-
nie 31 par nerwów, zachowując symetryczną zasadę budowy ciała-
nerw lewy i prawy są jakby odbiciem lustrzanym siebie.
Uszkodzenie rdzenia kręgowego na określonej wysokości powo-
duje porażenie niżej leżących okolic ciała. Jest to konsekwencja
przerwania ciągłości centralnego układu nerwowego.


Centralny układ nerwowy

Do centralnego układu nerwowego zaliczamy mózgowie i rdzeń
kręgowy.
Rdzeń kręgowy, jak cały centralny układ nerwowy, składa się
z komórek nerwowych i ich wypustek. Na przekroju elementy tkanki
nerwowej wykazują zróżnicowanie budowy. Składa się ona z miejsc
o szarawym zabarwieniu (choć szarość jest tu pojęciem trochę nie-
słym, mnie barwa ta przypomina raczej słabą kawę z mlekiem)-
to skupienia samych ciał komórek. Oczywiście pod mikroskopem
*erdzi się tam obecność nie tylko ciał komórek nerwowych. Są
n także liczne włókna nerwowe, komórki towarzvszace oraz na-
nia krwionośne.
** Drugim elementem jest substancja o białym zabarwieniu - sub-
"*ancja biała. Ta część składa się głównie ze zmielinizowanych włó-
*b,en nerwowych, które stanowią gęstą sieć pasm, zwanych szłakami
ózgowymi (czy rdzeniowymi). Rdzeń kręgowy składa się właśnie
*.tych dwu elementów, charakterystycznie zlokalizowanych. Jest on
tulony jakby w woreczku składającym się z trzech warstw - opon.
ony są to twory błoniaste, które jakby okrywają cały centralny
ad nerwowy.
*. Najbardziej na zewnątrz znajduje się dość masywnie zbudowany
; ór zwany oponą twardą. Jest ona często zrośnięta z okostną. Dru-
jakby warstwę stanowi już bardzo cienka i bogato unaczyniona
na pajęcza. Z niej wnikają do tkanki nerwowej liczne naczynia
*onośne. Głębiej znajduje się opona miękka, która jest tworem
dzo delikatnym i przylega ściśle do tkanki nerwowej.
; Między oponą pajęczą i miękką znajduje się przestrzeń podpaję-
**nowa, wypełniona jasnym płynem mającym cechy przesącza oso-
krwi. Cały mózg i rdzeń jakby kąpią się w płynie mózgowo-rdze-
* łwym. Funkcja jego jest bardzo ważna. Taka właśnie struktura,
*'*której centralny układ znajduje się w worku oponowym wypełnio-
**rtn płynem, jest - poza oddziaływaniami chemicznymi, udziałem
*przemianie materii - korzystna ze względów mechanicznych,
o ochrona przed urazami. Tkanka nerwowa jest bardzo wrażliwa
wszystkie oddziaływania zewnętrzne, także na urazy. Otóż twór
łejscowiony w środowisku wodnym jest znakomicie chroniony
*ed urazami, j eżeli oczywiście nie są one zbyt silne. Wszystko to
ajduje się jakby w puszce kostnej: dla mózgu jest to czaszka, dla
enia - kanał kręgowy. Przyroda uczyniła w trakcie ewolucji wiele
*ysiłku, by swój najcenniejszy twór - układ nerwowy - chronić
najlepiej.
**=. Płyn mózgowy jest wytwarzany w naczyniówce. Tworzy ona także
*specjalizowane, jakby gąbczaste twory, które głównie zajmują się
p*odukcją tego właśnie płynu. Analiza składu chemicznego płynu
`*ózgowego wykazuj e, że produkcj a ta to nie tylko bierna filtracj a

114 115


płynu osoczowego krwi; stężenie niektórych składników różni się
znacznie od stężenia w osoczu.
W środku rdzenia przebiega kanał, także wypełniony płynem
mózgowo-rdzeniowym. Płyn ten bowiem nie tylko opłukuje z zewnątrz
struktury centralnego układu, ale krąży w jego przestrzeniach utworzo-
nych wewnątrz. W środku centralnego układu nerwowego (w przy-
padku rdzenia dokładnie właśnie tak!) znajdują się przestrzenie
wypełnione płynem. W przypadku mózgu noszą one nazwę komór,
bo ich istnienie i kształt to wynik skomplikowania się stosunkowo
prostej budowy rdzenia, co nastąpiło w trakcie rozwoju filogenetycz-
nego.
Podstawą funkcjonalną układu nerwowego jest odruch. Jego
odpowiednikiem strukturalnym jest łuk odruchowy. Działanie rdze-
nia kręgowego w swej podstawowej funkcji to właśnie wiązanie od-
ruchu.
Bodziec, czyli zmiana sytuacji na obwodzie, jest rejestrowany
przez zakończenie czuciowe neurytu, najczęściej przy udziale wy-
specjalizowanego elementu komórki nerwowej - zmysłów. Gdy
pojawi się taki bodziec (np. dotyk, zmiana sytuacji fizyko-chemicz-
nej itp.), zostaje on przekazany do neuronu przez dendryt. W naj-
prostszym, bezwarunkowym odruchu komórka reaguje, przekazując
do centrum ruchowego innej komórki informację oraz polecenie
wykonania określonej i celowej reakcji. Drogą nerwu ruchowego
idzie więc impuls zlecający określoną reakcję.
Podajmy przykład: Na powierzchnię skóry działa nadmierne cie-
pło. Receptor czuciowy w skórze przekazuje bodziec-sygnał do den-
drytu. Teraz kolejno drogą przewodzenia bodziec czuciowy, czyli
meldunek o zdecydowanie niekorzystnej sytuacji, dociera do komór-
ki nerwowej w rdzeniu kręgowym. Komórka nie zwlekając prze-
kazuje sygnał do części ruchowej rdzenia. Sygnał jest jednoznaczny
i komórka nerwowa ośrodka ruchowego przekazuje bodziec drogą
nerwu ruchowego do mięśnia. Skurcz mięśnia spowoduje cofnięcie
części ciała narażonej na nadmierne działanie ciepła.
Jeżeli to wszystko dzieje się poza świadomością, jest to odruch
bardzo prosty, podstawowy. Zamyka się on w obrębie jednego
poziomu w rdzeniu. Takie odruchy jednak zdarzają się stosunkowo
rzadko, istotne jest bowiem dla funkcjonowania ustroju, by o wy-
darzeniu była powiadomiona świadomość. W tym celu drogą wstę-
116

jącą - włóknami nerwowymi tworzącymi istotę białą w rdzeniu-
*gnał wędruje do "góry", do mózgu. Centrala, jaką jest mózg, zo-
a powiadomiona i być może, jeżeli sygnał ma dość duże znacze-
' ; poza prostym odruchem zostaną podjęte inne działania. Może
zi się odruch warunkowy, jeżeli wystąpią konieczność i sprzyja-
* okoliczności. Dzieje się tak, kiedy sytuacja się powtarza.
.* Odruch warunkowy jest znacznie bardziej złożony i w jego me-
ohanizmie uczestniczy najczęściej kora mózgowa, a w każdym razie
wyższe od rdzenia piętra centralnego układu nerwowego.
* 5* * Jest to zasadniczo taki sam odruch j ak odruch bezwarunkowy,
t*e że znacznie bardziej złożony. Otóż uczestniczy w nim świado-
o*ść (kora mózgowa) i następuje zjawisko kojarzenia.
~* Wyżej zostało opisane działanie ciepła. Oparzenie następuje
p*z kontakt z błyszczącym i świecącym płomieniem. Po pierwszym
takcie powstanie odruch bezwarunkowy cofnięcia palca pod
ływem oparzenia. Ale do świadomości dotarł także meldunek
*:*eceptora wzrokowego (z siatkówki) poprzez drogi przewodzące
(*rw wzrokowy) do analizatora w korze mózgowej. Jedność czaso-
* obu bodźców, które dotarły do świadomości, powoduje, że na-
puje skojarzenie tych dwu informacji: świecący płomień i parzą-
om* wywołujące ból działanie cieplne. Teraz już - jeżeli bodziec był
d*o silny (silne oparzenie, duży ból) albo będzie powtarzany-
orzy się odruch warunkowy. Zawsze będzie następowało cofa-
palca od przedmiotu podejrzanie błyszczącego i świecącego.
*ż:: Odruchy warunkowe są podstawą uczenia się, zdobywania do-
*iadczenia życiowego, lepszego przystosowania się do otaczającego
śtiti alsze, tym lepiej będą mogły funkcjonować ustroje. Ale to już
t*rmena psychologii.



jdalej "dogłowowo" znajdująca się część centralnego układu ner-
*wego to mózg. Część ta jest u człowieka najbardziej rozwinięta.
:rr Mózg ludzki znajduje się w puszce złożonej z kości czaszki. Jest
*lokalizacja zapewniająca duże bezpieczeństwo.
`** ł Mózg jest tworem bardzo złożonym. Nie mówię tu jeszcze o jego
*kcji. Już budowa anatomiczna jest skomplikowana. Podaje się

117


*Y* ;hhiu

różne podziały budowy mózgu. Tu, chcąc oszczędzić humanistom
zbędnych szczegółów, omówię to jak najprościej.
Rdzeń kręgowy na wysokości kręgów szyjnych przechodzi w twór
zwany rdzeniem przedłużonym - funkcje tej części rdzenia są znacz-
nie bardziej złożone niż odcinka niższego. Kanał przebiegający
w środku rdzenia staje się szerszy i większy, wychodzi jakby pod
powierzchnię rdzenia, teraz już rdzenia przedłużonego. To rozszerze-
nie nazywa się komorą mózgową. Jako że komory są ponumerowa-
ne, ta właśnie jest komorą czwartą.
Rdzeń przedłużony jest nie tylko dalszą drogą wstępujących szla-
ków nerwowych, jest także siedzibą skupisk substancji szarej, zwa-
nych jądrami mózgowymi. Tu właśnie, w dnie czwartej komory znaj-
dują się jądra ośrodków szczególnie ważnych dla życia biologiczne-
go. Są tam m.in. ośrodek oddechowy i ośrodek naczynioruchowy.
Te ośrodki regulują czynności, bez których życie jest możliwe zaledwie
przez znikomą liczbę sekund. Ich porażenie powoduje natychmiastową
śmierć. Taki jest mechanizm zgonu przy wylewie krwi do czwartej
komory; taki jest mechanizm śmierci przez powieszenie - części
kostne kręgów uderzają właśnie w dno czwartej komory. Strzałem
w potylicę, czyli niszczącym jądra dna czwartej komory, dokonywa-
no mordów w czasie ostatniej wojny światowej.
Rdzeń przedłużony przechodzi w dalszą, bardziej złożoną struk-
turę - pień mózgu. Jest to część jeszcze bardziej rozszerzona, spła-
szczona. Zawiera na przekroju istotę białą, czyli szlaki nerwowe,
oraz liczne jądra substancji szarej. Z góry - w okolicy, gdzie rdzeń
przechodzi w pień - jakby okrakiem na rdzeniu siedzi zbliżony do
kuli twór, móżdżek. To zdrobnienie nazwy wskazuje, że jest on
mniej znaczącą częścią tej fascynującej całości.
Proponuję teraz na chwilę przerwać lekturę i popatrzeć na rysu-
nek przedstawiający schemat budowy mózgu.
Patrząc na mózg, widzimy przede wszystkim półkule. Stanowią
one aż 90% całości mózgu. Teraz jednak zapoznajmy się z budową
i funkcją tych części, które leżą pod nimi.
Móżdżek jest mozaiką substancji białej i szarej. Ma on rozległe
możliwości i zadania funkcjonalne - jest ośrodkiem koordynującym
ruchy i doskonalącym funkcje ruchowe człowieka. Przy amputacji,
przy uszkodzeniu móżdżku ruchy stają się nieelastyczne, następuje
napięcie mięśniowe, a ruchy precyzyjne stają się niemożliwe. Poza

118

,;*ł,

Krecomózgowie


,4












Wzgórze (i podwzgóne)



~;






'9*

Spoidło wielkie





















*:9. Przekrój przez linię środkową mózgowia człowieka

** Y

t*E móżdżek jest ośrodkiem koordynującym funkcje integracyjne
ezi - wzroku, słuchu i dotyku. Oczywiście nie jest on dla tych
frz*cji najwyższym piętrem rejestrującym wrażenia, takie funkcje
*ą bowiem określone okolice kory mózgowej.
`eń mózgu jest dalszym elementem mózgowia i jakby łączy
, móżdżek oraz część wysuniętą najbardziej ku przodowi, zwa-
lcresomózgowiem. Już ta lokalizacja jest wskaźnikiem, jaką rolę
ień mózgu. Przede wszystkim jest on właśnie wielkim szlakiem
ości. Znajdują się tu także jądra substancji szarej. Pełnią one
cje koordynacyjne i ściśle współpracują z móżdżkiem, uczestni-
** przetwarzaniu odruchów wzrokowych i słuchowych.
wyżej pnia mózgu znajdują się dwa ważne ośrodki, zwane
m i podwzgórzem. Nazwy te należą do całej wielkiej serii
różnych części mózgu, które po prostu nic nie oznaczają, poza
;'łże skojarzyły się badaczowi z wyglądem takiego czy innego
ł W jednym z tych ośrodków dostrzeżono więc kształt wzgó-
*;' a drugi, leżący poniżej, nazwano z tytułu lokalizacji podwzgó-
.` Anatomowie mózgu, j ak zresztą i studenci medycyny znaj ą
* takich nazw. Jądra mózgowe mają swoje nazwy, często malow-
i łatwe do zapamiętania.

119

Rdzeń przedtużony


Wzgórze leży nad częścią zwaną podwzgórzem. Tak już jest, że
zazwyczaj w mózgowiu w części dolnej (czy "brzusznej") znajdują
się ośrodki pełniące niższe funkcje, natomiast ośrodki leżące grzbie.
towo mają zadania bardziej skomplikowane, złożone i stojące bliżej
tego, co nazywamy wyższymi czynnościami nerwowymi.
Tak więc podwzgórze bywa niekiedy nazywane mózgiem trzew-
nym i pełni bardzo ważną, wprost zasadniczą funkcję regulacji czyn-
ności narządów wewnętrznych. Nadzoruje jakby funkcje układu
hormonalnego, reguluje środowisko wewnętrzne. Wszystko to są
zadania doniosłe. Bez nich nie byłoby wyższych czynności nerwo-
wych, nie byłoby bowiem życia.
W podwzgórzu znajdują się także ośrodki uczestniczące w regulacji
funkcji seksualnych oraz regulujące agresję, strach, czyli zjawiska
związane ze stresem.
Ustawiwszy w ten sposób hierarchię pełnionych ról, możemy
zająć się bliżej podwzgórzem. Jądra substancji szarej, jakie tu się
znajdują, regulują takie zjawiska, jak: głód i sytość, ciepłota ciała,
ciśnienie krwi, gospodarka wodna i elektrolitowa, pragnienie, napię-
cie mięśni gładkich, a więc funkcje narządów trzewnych; wreszcie
wiele wskazuje, że tu właśnie jest regulowany metabolizm węglowo-
danów i tłuszczów.
Jaki jest mechanizm działania tych ośrodków?
Zapewne bardzo złożony. By jednak tylko w przybliżeniu zrozu-
mieć prawdopodobne mechanizmy, prześledźmy problem regulacji
ciepłoty.
Jak wiadomo, człowiek należy do zwierząt stałocieplnych i waha-
nia ciepłoty ciała są u niego nieznaczne, normalnie nie przekraczają
1oC. Otóż utrzymanie tej ciepłoty nie jest wcale proste. Każdy wie
że istotne jest działanie ochraniające skóry, ale przecież nie tylko to.
Również ważne jest jej działanie regulujące poprzez skurcze mięśni
("gęsia skórka"), poprzez zaczerwienienie skóry, które jest niczym
innym, jak zwiększonym ukrwieniem skóry i przez to zwiększonym
traceniem ciepła. Skóra wydziela również pot. Wilgotna, przez paro-
wanie traci wiele ciepła. Tak więc skóra reguluje w jakimś stopniu
zwiększoną utratę ciepła lub chroni przed jego utratą.
To jest jeden z wielu mechanizmów działania ośrodków pod-
wzgórza. Następny to oddech. Przyspieszony oddech to utrata cie-
płej pary, to ochłodzenie. Można obserwować to u psów, które, nie

120

pa,ając gruczołów potowych, muszą ograniczyć się do "ziajania" z wy-
*eszonym językiem. I to im starcza.
Gorzej, gdy brakuje ciepła. Skóra, oczywiście, może trochę zwięk-
*yć jego oszczędzanie, ale nie wytwarzanie. Jest wtedy potrzebne uru-
mienie zwiększonego spalania (węglowodanów i tłuszczów przede
*zystkim!) - dzięki wytworzonej przy tym energii można podnieść
*emperaturę ciała. Jest jeszcze mechanizm głodu, który sprawia, że za-
y "paliwa" zostają uzupełnione. U żeglarzy, którzy po wywrotce ło-
*Zi przebywali dłuższy czas w wodzie i ulegli ochłodzeniu, obserwowa-
*nt wielokrotnie wystąpienie "wilczego głodu". Ludzie ci łapczywie
pQchłaniali znaczne ilości chleba, nie krojąc go, nie smarując. Ich głód
b*ł tak wielki, że nie zezwalał na takie przygotowania.
;- Badacze, którzy dokonywali inplantacji elektrod w rejon ośrodka
**du i sytości, stwierdzali, że drażnienie prądem elektrycznym tych
ukolic wywoływało niekiedy właśnie napady niekontrolowanego gło-
,:du., Taka metoda badań jest dość szeroko stosowana nie tylko w tej
o*olicy mózgowia, dzięki niej można było dość dokładnie ustalić
:7**ografię różnych funkcji.
*; Powracając do naszego przykładu, zastanówmy się, skąd ośrodek
t,*noregulacji "wie" o zaburzeniu ciepłoty. Otóż istnieją receptory
*a2liwe na zmiany ciepłoty i one właśnie informują ośrodek o aktual-
:**Zn stanie. Jeżeli ciepłota spada poniżej dopuszczalnych granic, to
*rede wszystkim spada ona we krwi. Receptory termoregulacji pobu-
:*ają podwzgórze i zaczyna się całe intensywne, złożone działanie.
,*:*r: Podwzgórze reguluje funkcje trzewne, m.in. służącą nam za przy-
, termoregulację, również poprzez wpływ na hormony. Ta funkcja
* wzgórza jest szczególnie ważna i ciekawa. Otóż podwzgórze jest
turą nerwową. Składa się z komórek tkanki nerwowej. Wydzie-
jednak substancję chemiczną, która reguluje - na zasadzie dzia-
* *a hormonu - działanie przysadki mózgowej (przysadka jest naj-
łniejszym gruczołem hormonalnym, działanie jej omówimy da-
j). Właśnie w podwzgórzu spotykamy się z istotnym zjawiskiem,
*m jest związek układu nerwowego i hormonalnego. Podwzgórze
o tkanka nerwowa wydziela "czynniki uwalniające", czyli hormo-
:*'.':przysadko-tropowe. I tu zaczyna się regulacja nerwowa czynności
h*zmonalnych. Podwzgórze jest pierwszym znanym i zbadanym regula-
**.'em funkcji hormonalnych. Jest pomostem między dwoma układami
*ntegrującymi ustrój - układem nerwowym i hormonalnym.

121


.. iLii,*mls*,


Poza wymienionymi są znane jeszcze inne funkcje podwzgórza.
Dla wychowawców szczególnie ciekawe może być stwierdzenie o ist-
nieniu i działaniu ośrodka agresji.
Drażnienie elektrodami tego ośrodka wywołuje stan nieuzasad-
nionej, a nawet groźnej dla delikwenta w skutkach agresywności.
Otóż zwierzę potulne i podporządkowane, np. mysz w laboratorium,
staje się agresywne, przyjmuje postawę bojową. Agresywność jest
tak wielka i niekontrolowana, że znikają poczucie zagrożenia i in-
stynkt zachowania życia.
Wyłączenie drażnienia wywołuje "opamiętanie" i zwierzę zaczy-
na zachowywać się normalnie, nawet robi wrażenie zdziwionego sy-
tuacją i natychmiast rozpoczyna (i słusznie!) ucieczkę. Jest to cieka-
wa obserwacja i może niekiedy trochę tłumaczyć nierozsądne agre-
sywne zachowanie niektórych młodych ludzi, np. głodnych (bliskie
sąsiedztwo tych ośrodków w podwzgórzu).
Podwzgórze reguluje proces snu i czuwania, a także - co jest
szczególnie ważne, ale także bardzo złożone - zachowanie seksual-
ne ludzi. Zapewne tu we wczesnym okresie rozwoju następuje styg-
matyzacja ośrodków nerwowych, decydująca potem o cykliczności
reakcji seksualnych u kobiet. Kto wie, czy i nie tu jest zakodowany
kierunek popędu płciowego w tych przypadkach zaburzeń identyfi-
kacji, które nie dają się leczyć za pomocą psychoterapii.


Podwyższona ciepłota - "gorączka"

Omawianie tego zagadnienia właśnie w tej części książki może wydać
się nieporozumieniem. Jest to na pewno dygresja daleko odbiegająca
od problematyki funkcji centralnego układu nerwowego. Czy jednak
tak daleko?
Nasze rozważania mają, jak wiadomo, dwa cele. Oba są ważne
i trudno któremuś udzielać priorytetu. Chodzi o dostarczenie wiedzy
o człowieku, a także o rozumienie mechanizmów nim kierujących, zro-
zumienie, co jest dla niego dobre, a co szkodliwe. To wiedza praktycz-
na. Oczywiście pedagog, który oddziałuje na człowieka - często
kształtuje środowisko, stawia wymagania, wpaja nawyki - powinien
wiedzieć, co jest dla jego wychowanka dobre, a co złe (z biologicznego
punktu widzenia), co możliwe, a co mrzonką i wymaganiem ponad mo-
żliwości, wreszcie czego można wymagać i oczekiwać.

*a,'Otóż podręcznik, jak i cały program przedmiotu ma służyć tym
*vóm celom. Rozważania na temat termoregulacji byłyby może
*ekawe same w sobie, warte przytoczenia z pierwszego wymienio-
go powodu, okazałyby się jednak niepełne, gdyby nie wynikały
**ich jakieś praktyczne wskazówki, sugestie do codziennego życia.
." Jak wiadomo, człowiek zdrowy ma ciepłotę stałą, wahającą się
w *ranicach loC. Utrzymanie tej ciepłoty zawdzięczamy mechaniz-
*rn regulującym oraz regulacyjnej funkcji ośrodka termoregulują-
*go w podwzgórzu.
*s* W czasie choroby - najprościej przedstawić to na przykładzie
*cażenia bakteryjnego - dochodzi do zaburzeń tej regulacji. Praw-
*podobnie jest to wynik działania toksyn bakteryjnych na ośrodki
*dwzgórza.
Podwyższona ciepłota, "gorączka" ma rozległe działanie. Jest
sygnałem o chorobie - sygnałem, do którego przywiązuje się dużą
w8gę, niekiedy zbyt dużą. Na przykład uznaje się często, że brak
pOdwyższonej ciepłoty jest dowodem zdrowia. Błąd w rozumowa-
nia. Bywają przypadki zgonu przy ciepłocie zupełnie normalnej (np.
rzenia serca i układu krążenia).
-s*:Podwyższona ciepłota - jako sygnał alarmowy - pełni pozytywną
**, Niekiedy jest to także odruch obronny. Wiadomo, że niektóre
dr%nbnoustroje źle znoszą wysoką ciepłotę. Klasycznym przykładem,
c* dość przecież wyjątkowym, jest krętek blady, wywołujący kiłę.
ż ginie on w ciepłocie powyżej 40oC i ta jego
*liwość była wykorzystywana w leczeniu kiły przez zakażenie
m*larią. W czasie okresowych stanów bardzo silnej gorączki docho-
do niszczenia krętków.
-*r Tak cudowne działanie ciepłoty przy innych infekcjach nie jest zna-
* raczej dążymy do jej obniżenia. Dla wielu chorych gorączka jest
l*o sygnałem alarmowym, ale zjawiskiem szkodliwym czy wprost
ym. Tak jest w przypadku niemowląt, u których ośrodek termo-
acji i mechanizmy regulujące są niezbyt sprawne, dochodzi więc
do przegrzania. Trzeba sobie zdawać sprawę, że zbyt wysoka cie-
sama w sobie może być zjawiskiem szkodliwym, prowadząc na
*ład do częściowej koagulacji niektórych ważnych białek ustroju.
ł(..Istnieje przeto potrzeba ograniczania gorączki. Tak jakoś się
je, że dla wielu ludzi całe leczenie sprowadza się do walki z gorą-
: Nie ma gorączki - dobrze, jest - źle. Otóż źle może być i bez

122 123


gorączki, i o tym trzeba pamiętać, szczególnie w okresie rekonwale-
scencj i.
Obniżenie nadmiernej ciepłoty jest niekiedy zadaniem ważnyrr)
i pilnym na miarę działania ratującego życie. Tak jest przede wszy-
stkim u niemowląt. Istnieje bogaty zestaw leków objawowych, czyli
działających nie na istotę schorzenia, ale właśnie na ośrodek termo-
regulacji. Niekiedy jednak działanie tych środków jest zbyt wolne
lub wprost niewystarczające i powstaje potrzeba interwencji doraź-
nej, zmierzającej do szybkiego obniżenia ciepłoty. Stosuje się wtedy
środki równie proste co drastyczne: kąpiel całego ciała w wodzie o cie-
płocie 3Er-37oC, a nawet wlewki doodbytnicze (lewatywy) z takiej
wody. Takie działanie ma oczywiście charakter czysto objawowy, może
jednak niekiedy ratować życie poprzez doraźną poprawę i zapewnienie
czasu na zastosowanie innych, przyczynowo działających leków.


Nerwy czaszkowe

Omawiając budowę rdzenia kręgowego, wspomniałem o reliktach
segmentowej budowy ciała. Jeden z najlepiej zachowanych jej ele-
mentów to nerwy wychodzące w regularnych odstępach z rdzenia-
w każdej kolejnej przestrzeni międzykręgowej.
Mózg w swym rozwoju, zarówno filogenetycznym, jak i onto-
genetycznym, j est wytworem pierwotnej cewki grzbietowej. U czło-
wieka cewka ta w części głowowej ulega znacznemu rozwojowi. Bu-
dowa tej części mózgowia jest szczególnie skomplikowana.
Czasem, w celach dydaktycznych, są usprawiedliwione pewne
przenośnie, skojarzenia, odległe przykłady, mogące znacznie upro-
ścić zrozumienie istoty rzeczy. Pozwolę sobie na takie porównanie.
Otóż centralny uklad nerwowy chciałbym porównać do. . . chałki ;
drożdżowej. Przed upieczeniem jest ona podłużna, zbudowana seg-
mentowo. Pod wpływem ciepła chałka rozrasta się, ale znajduje się
w formie. Jest jej ciasno. Chałka nie t lko rozrasta si ale zawi*a,
ę, J
skręca, tworzy maczugowate zakończenie. Struktura, która w całej ;
chałce była prosta - teraz ulega skomplikowaniu. W środku chałki :
znajduje się nadzienie (to jest porównanie kanału rdzeniowego...).
W części rozdętej, pogmatwanej kanał ten tworzy już nie prostą

;f.*: Z chałki wychodziły wypustki - symetryczne i regularnie rozłożo-
nerwy. W części, która uległa tak wielkiemu pogmatwaniu, segmen-
*pwa budowa została praktycznie zamazana. Wypustki jednak były
i 5ą. Nie stanowią one już takiej regularnej stnzktury, wychodzą z ma-
*ugowatej części - gdzie i jak mogą. To są właśnie nerwy czaszkowe.


























*








: s**f ;

N. żwaczowy






















ś *ł N. btędny (X) Q.t-
rr-*

j** N. podjęzykowy




,l:i





:10. Rozmieszczenie nerwów czaszkowych (grubą linią zaznaczono nerwy rucho-
*enką - nerwy czuciowe)


1Z5

Nn. węchowe (I) N. okoruchowy (III)


Jest 12 par nerwów czaszkowych. Są odpowiedniki nerwów wy.
chodzących z przestrzeni międzykręgowych, są i związane z różnymi
ośrodkami mózgowia, przeto przynajmniej część z nich przyjmuje
funkcje wyj ątkowo ważne.
Nerwy czaszkowe:
I. Nerw węchowy. Łącząc się ze śluzówką nosa, zapewnia prze.
wodzenie i zdolność rejestrowania wrażeń węchowych.
II. Nerw wzrokowy. Łączy siatkówkę z ośrodkiem analizatora
wrażeń wzrokowych. Już w obrębie czaszki tworzy skrzyżowanie
dwu nerwów, gdzie następuje częściowe przekazanie włókien z ner-
wu lewego do prawego i odwrotnie.
III. Nerw okoruchowy. Jak sama nazwa wskazuje, zapewnia ru-
chowe unerwienie mięśni poruszających gałką oczną.
IV. Nerw błoczkowy. Także reguluje ruch gałki ocznej.
V. Nerw trójdziełny. Jest nerwem mieszanym, rozszerzającym
się na rozległe pola czaszki. Czuciowo unerwia rozległe obszary skó-
ry twarzy, nosa, błony śluzowej jamy ustnej i nosowej, zatok bocz-
nych, opony mózgowe i zębodoły. Jest odpowiedzialny za liczne
dolegliwości - migreny, bóle głowy, zębów i zatok. Część ruchowa
zawiaduj e funkcj ą żucia pokarmów.
VI. Nerw odwodzący. Uczestniczy w zapewnieniu ruchomości
gałki w oczodole.
VII. Nerw twarzowy. Zapewnia ruchy mimiczne twarzy.
VIII. Nerw statyczno-słuchowy. Ma podwójną funkcję: zapewnia
przenoszenie bodźców akustycznych z ucha środkowego oraz poczucie
położenia ciała i jego zmiany, przewodząc bodźce z ucha wewnętrzne-
go.
IX. Nerw językowo-gardłowy. Podobnie jak dwa kolejne nerwy,
ma bardzo złożony zakres czynności. Czynności tych trzech nerwów
wiążą się dość ściśle ze sobą. Są to czynności czuciowe i ruchowe
związane z funkcjami somatycznymi, trzewno-ruchowe oraz wydzie-
lnicze.
X. Nerw btędny. Jeden z najważniejszych nerwów czaszkowych.
Jego penetracji i czynnościom regulacyjnym podlegają prawie wszy-
stkie narządy wewnętrzne, z jamą brzuszną włącznie. Nerw ten jes*
ściśle związany z układem wegetatywnym.
XI. Nerw dodatkowy. Jest jednym z triady nerwów wymienio-
nych wyżej.

XII. Nerw podjęzykowy. Jakby wraca do obrębu czaszki i ograni-
a swe działanie do ruchowej regulacji czynności języka. Jak wiado-
o, język jest prymitywnym mieszadłem pokarmów w jamie ustnej.
t także jednak złożonym i precyzyjnym elementem aparatu arty-
lacyjnego. Precyzyjne ruchy języka umożliwiają ludzką mowę.
Wszystkie nerwy czaszkowe opuszczają puszkę czaszki właściwy-
*;*. sobie otworami i poza nerwami IX-XI ich funkcje ograniczają
do obszaru głowy. Czynnościowo są one jednak bardzo ważne-
gulują szereg zasadniczych funkcji ustroju, zapewniając wysoki
pień rozwoju człowieka i tworząc bazę do rozwoju wyższych czyn-
* ości nerwowych.



',:

esomózgowie - półkułe i kora mózgowa

w*d*
trząc na mózg, widzimy właściwie tylko dwie duże półkule mózgo-
: Powierzchnia ich jest pofałdowana i niektórym anatomom przy-
mina obraz orzecha włoskiego.
s**: Półkule mózgowe wraz z tym, co je łączy (spoidło wielkie), są
**złowieka największą częścią mózgowia (80% całości mózgowia).
_ t to jednocześnie najdalej do przodu wysunięta część mózgowia,
d nazwa kresomózgowie. Jest to zarazem najmłodsza, filogenety-
*e rzecz ujmując, część mózgowia i jej rozwój odpowiada w ja-
, ś sensie pozycji osobnika czy gatunku w świecie zwierząt.
*.Kresomózgowie najlepiej jest rozwinięte u człowieka, podobnie
soki rozwój stwierdza się u niektórych małp człekokształtnych.
Na przekroju strzałkowym kresomózgowia widzimy charaktery-
i Ezną strukturę. Otóż powierzchnia składa się z warstwy istoty sza-
j, zwanej korą mózgową. Tej strukturze byliśmy skłonni przyzna-
'*ać szczególną rolę i zapewne nawet dziś, kiedy to fizjologia doko-
*ta pewnej "detronizacji" kory i okazało się, że są struktury od niej
łniejsze, nie sposób jej nie docenić. ł jest chyba kora częścią
gu najlepiej poznaną.
* Pod korą, której grubość wynosi 3 - 8 mm, znajduje się istota
a. Składa się ona z licznych szlaków nerwowych, czyli z gęstej
*t*ci włókien idących z niższych odcinków centralnego układu do
fy, oraz z włókien kojarzeniowych, czyli łączących poszczególne
P*ntórki nerwowe między sobą. Mikroskopowo jest to biała, sero-
126 127


wata masa; przy szczególnych metodach barwienia preparatu widać
tu określony porządek.
W obrębie istoty białej znajdują się jakby wyspy istoty szarej.
Tworzą one skupiska ciał komórkowych i noszą miano jąder podko-
rowych. Obie półkule łączy spoidło wielkie - szerokie pasmo istoty
białej zawierającej szlaki nerwowe. Wewnątrz półkul są dwie symetry-
czne komory wypełnione płynem mózgowym, tzw. komory boczne.
W komorach tych znajduje się gąbczasto rozrośnięta struktura wywo-
dząca się z opony pajęczej - są to sploty naczyniowe wytwarzające
płyn mózgowo-rdzeniowy, krążący wewnątrz systemu komór i kana-
łu w rdzeniu. Komory boczne łączą się z pozostałymi przestrzeniami
za pomocą kanałów. Płyn mózgowy wytwarzany w komorach bocz-
nych jest rozprowadzany po całym systemie i - w jego dolnych od-
cinkach - wchłaniany do krwi. Brak łączności między komorami
a dalszą częścią tej swoistej kanalizacji powoduje nadmierne groma-
dzenie się płynu w obrębie komór, ich rozpychanie, a ponieważ po-
jemność puszki czaszki jest ograniczona i niezmienna, przeto nastę-
puje ucisk na substancję mózgu. Ucisk ten powoduje zaburzenia
czynnościowe, a w razie trwania i narastania prowadzi do scieńczenia
mózgu, którego półkule stanowią już tylko jakby cienkościenny po-
jemnik na płyn. Jeżeli takie zjawisko - zwane klinicznie wodogło-
wiem wewnętrznym - pojawia się w okresie przed skostnieniem
czaszki, następuje także rozrost części mózgowej i czaszka przyjmu-
je karykaturalnie wielkie wymiary. Nie zmienia to stanu rzeczy, że
tkanka mózgowa stanowi w tych przypadkach tylko znikomą część
zawartości czaszki.
Wróćmy jednak do stanu prawidłowego. Kora mózgowa ma,
dzięki pofałdowaniu, dużą powierzchnię, wynoszącą ok. 1 m2. Two-
rząc fałdy i bruzdy, powierzchnia kory stwarza dogodne warunki do
jej podziału, opisu i topografii.
Zgodnie więc z podziałem czaszki mamy płaty: czołowy, skronio-
we, potyliczne i ciemieniowe. Płaty te dzielą się kolejno na szereg
zwojów. Badania fizjologów umożliwiły dokonanie dokładnej reje-
stracji funkcji poszczególnych zwojów i płatów. Stworzono mapę
ośrodków "dyspozycyjnych" w korze. Okazało się, że jest kora czucio-
wa - odpowiedzialna za rejestrację wrażeń pochodzących z określo-
nych okolic, i jest kora ruchowa, która reguluje czynności ruchowe
różnych grup mięśni. Stworzono mapę kory, wskazującą na nie-

128

nakową reprezentację różnych funkcji. Okazuje się, że większą
wierzchnię w korze ma reprezentacja narządów bardziej precyzyj-
g*ch. Nie jest tak, by na przykład noga - ze zrozumiałych wzglę-
w duża - miała równie dużą reprezentację; stosunkowo mała
oń, ze złożonymi funkcjami chwytnymi i manipulacyjnymi palców,
*a znacznie rozleglejsze pole.
Jak ustalono tę mapę?
Są dwie zasadnicze metody. Jedna to drażnienie elektrodami od-
*'ytej powierzchni kory w czasie zabiegów operacyjnych i wywoły-
*anie określonych efektów. Operacje takie odbywają się niekiedy
*: znieczuleniu miej scowym i wtedy można uzyskać od pacj enta in-
acje, co czuje on w chwili drażnienia określonej okolicy. Bada-
** laboratoryjne z implantowaniem elektrod są modyfikacją tej
tody.
"***; Inna metoda polega na obserwowaniu określonej korelacji mię-
klinicznymi objawami urazów, wylewów czy guzów nowotworo-
sh pewnych okolic mózgu a lokalizacją zmian chorobowych. Poz-
*ło to na dość precyzyjne określenie lokalizacji różnych funkcji.
* Obok określonych i wyraźnie wyspecjalizowanych okolic kory
zgowej istnieją okolice stanowiące nadal nie odgadnioną zagadkę.
*to tzw. okolice nieme. Zarówno zmiany patologiczne (guzy, urazy),
*'* i zabiegi operacyjne na tych właśnie "niemych" okolicach nie
żadnych swoistych objawów klinicznych. Istnienie tych "białych
" jest fascynującą zagadką. Okazuje się, że obok bardzo wy-
jalizowanych okolic kory są także takie, których funkcje mają
akter bardzo złożony i być może w większym stopniu mogą być
jęte przez inne, nie uszkodzone okolice. A może są to po prostu
dki takich czynności, które nie dają się określić w sposób tak
ty, jak na przykład motoryka jakiejś określonej grupy mięśni?
Jedną z takich "niemych" okolic są płaty czołowe. Do dziś nie
*t:*jasności, jaką spełniają one rolę, choć już istnieją w tym zakresie
adnione sugestie. W latach czterdziestych praktykowano doko-
anie zabiegu zwanego leukotomią czołową, który polegał na od-
*u płata czołowego od reszty mózgowia. Tak chciano leczyć nie-
re zaburzenia psychiczne, ale także zachowania aspołeczne, nad-
rną agresywność, wzmożony popęd płciowy prowadzący do kon-
tów społecznych, a nawet dewiacje seksualne, np. homoseksua-
. Zabieg ten został ostatecznie potępiony, jako nie uzasadniony


'*- Biologiczne i medyczne. . .
''*s

129


naukowo i nieludzki, ale zanim nastąpiło opamiętanie, okaleczono
tysiące osób. Nie stwierdzono określonych "ogniskowych" efektów,
tylko ogólne zaburzenia charakterologiczne, zanik napędu, narasta-
nie apatii, otępienie emocjonalne. Oczywiście czasem jakby "po
drodze" uzyskiwano także zaniki jakichś cech psychicznych, które
były powodem dokonania operacji.


Symetria-asymetria - dominacja i lateralizacja

Człowiek jest zbudowany symetrycznie. Dwie ludzkie połowy są
prawie jednakowe, a większość narządów jest także parzysta. Od tej
prawidłowości istnieje jednak wiele mniejszych i większych odchyleń.
Otóż obok narządów parzystych są narządy pojedyncze, zajmujące
miejsce z dala od osi symetr. Do narządów takich zaliczamy serce
(choć jest ono zbudowane prawie symetrycznie, jednak leży zdecy-
dowanie bardziej po stronie lewej). Wielkie naczynia wychodzące
z serca także mają układ asymetryczny. Mamy jedną wątrobę, jedną
śledzionę i trzustkę. Asymetria dotyczy także narządów parzystych-
jedna nerka jest zazwyczaj nieco większa, także prawe płuco składa
się z trzech płatów, lewe z dwu, jądra są zazwyczaj ułożone jedno
wyżej, drugie niżej.
Mózg występuje pojedynczo i anatomicznie jest prawie symetry- :
czny. Szczegółowe badania wykazują pewne odchylenia od symetr, *
są one jednak niewielkie. Natomiast dwie półkule mózgowe czynno- *
ściowo znacznie się od siebie różnią. W zakresie funkcji półkul zasadni-
czo istnieje skrzyżowanie ich kompetencji: półkula lewa zawiaduje
prawą częścią ciała, półkula prawa - lewą. Mimo prawie symetrycz-
nego wyglądu półkul ich funkcje są bardzo różne. Podstawowa róż-
nica polega na dominacji jednej półkuli. Zazwyczaj dominującą jest
półkula lewa.
Wiadomo, że większość ludzi bardziej precyzyjnie posługuje się
prawą ręką. Tak złożona czynność, jak pisanie, jest zwykle praworę-
czna. Jeżeli człowiek "wybiera" prawą rękę do wykonywania precy-
zyjnej pracy, to muszą istnieć po temu ważne przyczyny.
Zdolność pisania jest przykładem złożonej czynności, której
człowiek się uczy. Ale przecież praworęczność w pisaniu nie jest
wynikiem wyuczenia: dzieci od początku są nakłaniane do pisania
ręką prawą i tak zresztą postępują spontanicznie. Jednak pewna licz* *

130

*a ludzi, statystycznie niewielka, preferuje stronę lewą, jest leworę-
*a. Dominacja i preferencja ręki kształtuje się około 5. roku ży-
*a, a proces ten wydaje się być zakończony w wieku około lat 10.
r: przewaga jednej strony nie musi dotyczyć tylko ręki i czynności
*nualnych. Dotyczy oka (patrząc przez dziurkę od klucza, ludzie
*ybierają zawsze jedno oko), a także czynności nogi: piłkarze, któ-
*y równie sprawnie posługują się obiema nogami, są wysoko cenie-
j*" Może być tak, że człowiek jest co prawda praworęczny, ale lewo-
*ny lub lewonożny.
-;*ra Czy przewaga jednej strony jest tylko wynikiem treningu? Należy
*to wątpić. Już u płodu przed urodzeniem widać różnice - prawa
ć ramieniowa jest większa i cięższa. Wydaje się to sugerować, że
woręczność jest determinowana przed urodzeniem.
:*`* Prawdopodobnie jest to związane z dominacją jednej półkuli
*odomózgowia. Otóż półkule mózgowe znacznie się od siebie róż-
. Jedna jest jakby sprawniejsza i dominująca. Uszkodzenie tej
*iaśnie półkuli może dać konsekwencje znacznie głębsze niż uszko-
*enie drugiej: nawet rozległe uszkodzenie półkuli niedominującej
musi powodować śmierci, a kalectwo może być nieznaczne.
*W literaturze przytacza się przykład L. Pasteura, który dokonał
*ych największych odkryć po ciężkim urazie mózgu (po jego śmier-
*stwierdzono, że jedna półkula była praktycznie prawie całkowicie
*szczona).
;*:Zazwyczaj dominującą jest półkula lewa, co wiąże się z prawo-
nością. U osób leworęcznych dominuje półkula prawa.
Z asymetrią funkcjonalną półkul mózgowych wiąże się jeszcze
blem ośrodka mowy. Otóż mowa jest "zawiadywana" przez ośro-
występujący pojedynczo i zlokalizowany w półkuli prawej,
okolicy skroniowej kory.
*'.Czy preferencja jednej strony jest zjawiskiem szkodliwym?
**Ezywiście, człowiek może równie sprawnie posługiwać się ręką
Wą, jak lewą. Nieszczęście jednak polega na tym, że znaczna
kszość ludzi jest praworęczna i praktycznie dla nich jest wszystko
yślane. Wszystkie aparaty, narzędzia są przystosowane do prawo-
ości i leworęcznym stwarzają trudności. Leworęczność jest deter-
owana biologicznie, i to na wczesnym etapie rozwoju. Zmuszanie
*ci leworęcznych do "przestawiania" się na praworęczność jest nie-
kazane. Zagadnieniem tym zajmują się psycholodzy.

131


Układ autonomiczny

Układ autonomiczny reguluje stale i zazwyczaj doskonale funkcje
wszystkich narządów wewnętrznych, a także naczyń krwionośnych,
gruczołów potowych itp. Jego wpływ możemy obserwować w pracy
narządów zmysłów, a szczególnie w reakcjach źrenic.
Układ autonomiczny poza naszą wolą i świadomością utrzymuje
sprawność ustroju. Zapewnia poprawność takich czynności, jak
oddychanie, krążenie, trawienie, wydalanie i wydzielanie. Jakby
samoczynnie, z "własnej inicjatywy" reaguje na bodźce, przystoso-
wując ustrój do aktualnych potrzeb. I czyni to w sposób sprawny
oraz bezbłędny. Musimy być wdzięczni naturze, że dzieje się to poza
naszą świadomością, nie jesteśmy bowiem absorbowani tymi czynno-
ściami, które określa się niekiedy jako trzewne, roślinne, a bez któ- :
rych nie moglibyśmy sprawnie funkcjonować. !
Istnieje pogląd, że długotrwałymi treningami można osiągnąć
umiejętność wpływania na układ autonomiczny. Tak przynajmniej
głoszą zwolennicy hatha-jogi czy innych technik medytacyjnych
Dalekiego Wschodu. Nauka jednak - rejestrując zjawiska obiektyw-
nie niekiedy nie wytłumaczone - zachowuje tu powściągliwość.


Budowa układu autonomicznego

Niezależnie od swojej autonomii układ ten jest oczywiście ściśle
powiązany z innymi elementami układu centralnego. Szczególnie
znany jest jego związek z podwzgórzem. Podwzgórze jest jakby cen-
trum dyspozycyjnym dla układu autonomicznego. Tu także jest oś-
rodek powiązania układu autonomicznego z gruczołami wydzielania
wewnętrznego.
Komórki nerwowe układu autonomicznego znajdują się w rdze-
niu kręgowym, a także poza jamą czaszki i kanałem kręgowym. Ich
j aksony (neuryty) wychodzące z rdzenia kręgowego docierają do
*I zwojów nerwowych znajdujących się wzdłuż kręgosłupa, w jamie
ciała. Komórki te tworzą zwoje, a zwoje te, łącząc się, składają się
na pnie współczulne biegnące wzdłuż kręgosłupa, po obu jego stro-
nach. Inne włókna wychodzące z ośrodków autonomicznych rdzenia
",' I są dłuższe i docieraj ą do zwoj ów nerwowych znaj duj ących się albo
w bezpośrednim sąsiedztwie narządów, albo w nich samych.

132

-4*Ce

Pnodombzgowie
A $rdmózgowie



Rdzeń
pnedłużony




Szyjny


Wtbkna pozazwojowe








Piersiowy







Lędźwiowy





Krzyżowy

Wtókna przedzwojowe


Oko

Gruczoty Izowe
$luzówki nosa i podniebienia
$linianka podiuchwowa
$linianka podjęzykowa
$liniankajamy ustnej
$linianka przyuszna
Serce
Krtań
Tchawica
Piuca
Pnetyk
7ołądek
Naczynia krwiooośne
jamy bnusznej
Wątroba i przewody
Tnustka
lelito cieokie
lelito grube
Nadnercze
Odbytnica

Nerki
Pęcherz moczowy
Narządy plciowe
* Narządy plciowe
zewnętrz*e




Autonomiczny układ nerwowy



ókna nerwowe, które łączą narządy wewnętrzne ze zwojami
i autonomicznego, nie maj ą otoczek mielinowych. Przewodze-
tych włóknach jest przeto wolniejsze niż w innych nerwach.
autonomiczny składa się z dwóch części, czynnościowo w sto-
do siebie antagonistycznych: z układu współczulnego (sympa-
go, adrenergicznego) oraz układu przywspółczulnego (para-
tycznego, cholinergicznego).

133

Rdzeń kręgowy


Jeżeli dla jakiegoś narządu czy czynności jeden układ stanow;
przyspieszacz, działa mobilizująco, to równocześnie drugi stanowi
hamulec, czynnik demobilizujący. Aktualna funkcja narządu będzie
więc jakby wypadkową napięcia obu tych układów. Kiedy pożądana
celowa jest jakaś określona reakcja narządu, wzmaga się napięcie
(funkcja) odpowiedniego układu, a zmniejsza się funkcja układu
antagonistycznego.
Układ współczulny ma swoje zwoje w pniu zwojowym przykręgo-
słupowym, zwoje układu przywspółczulnego są zlokalizowane blisko
narządu. Układ przywspółczulny posiada swe ośrodki w części czasz-
kowej i krzyżowej rdzenia, układ współczulny - w rdzeniu kręgo-
wym, jego odcinku piersiowym i lędźwiowym.
Układ współczulny wydziela substancje o silnym działaniu biolo-
gicznym, zwane adrenaliną i noradrenaliną. Stąd jego nazwa-
układ adrenergiczny. Analogiczne substancje czynne wydziela gru-
czoł rdzenia nadnerczy, stąd ścisłe powiązanie układu współczulne-
go i układu hormonalnego. Układ przywspółczulny wydziela substa-
ncję zwaną acetylocholiną. Stąd jego nazwa - układ cholinergiczny.
Układ współczulny jest układem szybkiego reagowania na nie-
bezpieczeństwa, stwarzającym warunki do walki lub ucieczki, czyli
dużego wysiłku ustroju - poprawia widzenie, odnosi ciśnienie
krwi, przyspiesza pracę serca, a więc polepsza ukrwienie. Ukrwienie
to dotyczy przede wszystkim mięśni, równocześnie bowiem następuje
zwężenie naczyń krwionośnych skóry. W ten sposób krew ze skóry
jest mobilizowana na odcinki "frontu" najważniejsze - do mięśni.
Anemizacja skóry stwarza także szansę na mniejsze krwawienie
w przypadku skaleczenia, zranienia.
Zwiększa się pocenie, a więc jakby wzrasta zdolność chłodzenia
ustroju wykonującego dużą pracę. Zostają zahamowane funkcje
trawienne - wydzielanie soków, perystaltyka jelit. To jasne, teraz
nie czas marnować siły na trawienie. Tym bardziej, że pod wpływem
adrenaliny, co jest szczególnie ważne, dochodzi do uwolnienia glu-
kozy z wielocukru stanowiącego zapasy nagromadzone w tkankach.
Zapasy te w formie glikogenu są w normalnych warunkach żywienia
znaczne, a więc wystarczą na duży nawet i długo trwający wysiłek.
Ciekawa jest reakcja mięśni gładkich skóry. Otóż pod wpływem
układu współczulnego dochodzi do stroszenia włosów. Znamy to
*' z popularnego powiedzenia: "włosy stanęły mu na głowie". Czy taka

134

ja daje się tłumaczyć jakąś celowością? Oczywiście. Zwierzę,
szykuje się do walki, stara się najpierw wygrać rundę "przygo-
a propagandowego", stara się nastraszyć przeciwnika, nadać
jak najgroźniejszy wygląd. I temu - zwiększeniu wymiarów-
stroszenie sierści. Znamy to przecież dobrze z obserwacji psów
wvch !
Układ współczulny nazywa się też adrenergicznym. Jest bowiem
:, że równocześnie z opisanymi reakcjami (jest ich oczywiście wię-
, tu przytoczyłem tylko najważniejsze, najbardziej spektakularne)
ctępuje zwiększone wyrzucenie adrenaliny do krwi z gruczołu hor-
nalnego - rdzenia nadnerczy.
Opisane reakcje mogą być także wywołane przez ten hormon po-
iy poza układem współczulnym. Zwrócono uwagę na rolę takiej
kcji, zwanej reakcją stresu, także u człowieka. Zwierzę w poczu-
zagrożenia walczy lub ucieka. Wyzwalają się przy tym emocje
nagające możliwości mobilizacji psychicznej - agresja, wściek-
ć, lęk. Cały nagromadzony potencjał fizjologiczny zostaje zużyty
y wysiłku fizycznym - ucieczce czy walce.
Warunki zycia człowleka uległy zmianie. Ale *ego natura *est
dnak naturą zwierzęcia. Człowiek w procesie filogenezy zmienił
*arunki życia, ale nie zmienił reakcji fizjologicznych. Dziś na zagroże-
na ogół nie reaguje walką ani fizyczną ucieczką. Walka człowieka
wysiłek intelektualny, najwyżej wzmożona praca aparatu mowy,
' óry jednak nie jest w stanie spożytkować wszystkich uruchomionych
' *erzęcych" mechanizmów. Przykładem najbardziej spektakularnym
" że być przeżycie kibica sportowego. Często emocje kibiców są może
wet większe niż sportowców (np. zawodowców). W stanie podniece-
a kibic reaguje wielością objawów fizjologicznego pobudzenia układu
półczulnego. Cały ten potencjał nie zostaje zużyty. I takie powtarza-
e seanse mogą być szczególnie szkodliwe nie tylko dla chwilowego
r opoczucia, ale także dla zdrowia. Wiedzą więc kibice, co robią
, *hoc robią to nieświadomie), kiedy po meczu maszerują przez miasto
chorągwiami klubowymi, a nawet wszczynaj ą walki uliczne, awantury
pohcją, burdy i akty wandalizmu. Przykro to powiedzieć, ale reakcja
*h *est celowa i, choć społecznie nie akceptowana, z punktu widzenia
h zdrowia - słuszna. Ktoś powiedział, że po każdej awanturze z in-
*ł*eresantem w pracy czy z szefem bądź współpracownikiem należy po-
*iegać dokoła budynku lub kilkakrotnie zbiec i wbiec po schodach. . .

135


Myślę, że znając fizjologię reakcji na stres, można często lepiej
zrozumieć reakcje uczniów w szkole.
Użyłem określenia stres. Otóż w 1960 r. amerykański badacz
H. Selye opisał reakcję ustroju na silny bodziec i nazwał ją stresem.
We współczesnej psychologii i psychiatrii używa się tej samej nazwy
na nieco inne zjawisko - na zespół bodźców niekorzystnych pocho-
dzących z otoczenia (ze środowiska) i oddziałujących na człowieka.
Stres w tym rozumieniu byłoby to jakieś zagrożenie, niebezpieczeń-
stwo itp. Oczywiście oba pojęcia są pokrewne - na stres w pojęciu
psychologicznym organizm reaguje stresem fizjologicznym. Ale
mimo pokrewieństwa zjawisk nazwa ta jest używana w innym zna-
czeniu.
Układ przywspółczulny jest układem regeneracji sił. Po ustaniu
zagrożenia trzeba odbudować siły, zregenerować tkanki, uzupełnić
zapasy, wypocząć. I właśnie takie zachowanie ustroju jest determi-
nowane napięciem układu przywspółczulnego. Nastąpi więc popra-
wa warunków trawienia i przyswajania. Glukoza z krwi będzie od-
prowadzana do tkanek i tam składowana w postaci wielocukru. Ciś-
nienie krwi spadnie, zwolni się praca serca. Organizm uspokoi się,
znikną silne emocje w postaci agresji i wściekłości.
W normalnych warunkach układ autonomiczny funkcjonuje
sprawnie. W stanach chorobowych, a także w pewnych okresach
rozwojowych (dojrzewanie) dochodzi do zaburzeń, zwanych dyshar-
monią tego układu. Dysharmonia taka charakteryzuje się wielością
objawów, układ autonomiczny ma bowiem niezwykle szeroki zakres
oddziaływań.


Rozwój układu nerwowego

Układ nerwowy rozwija się z zarodkowego listka ektodermy. Zróż-
nicowany i niezwykle istotny rozwój układu nerwowego odbywa się
w okresie płodowym. W tym czasie zachodzą nie tylko procesy mor-
fotyczne, a więc nie tylko znacznie oraz bardzo szybko zwiększa się
wymiar tkanki nerwowej, ale i procesy dojrzewania czynnościowego.
W chwili urodzenia się dziecka jego układ nerwowy wykazuje co
prawda niższy poziom dojrzałości niż innych ssaków, dostateczny
jednak, by przy opiece z zewnątrz noworodek mógł samodzielnie

mać się przy życiu. Donoszony noworodek może regulować ta-
czynności, j ak oddychanie, krążenie, trawienie, może reagować
chami bezwarunkowymi na bodźce zewnętrzne. Ale już takie
ności ustroju, jak regulacja cieplna, nie są doskonałe. Choć no-
rodek może regulować swą ciepłotę, jednak wymaga to właściwe-
;zabezpieczenia przed nadmierną utratą ciepła.
: W chwili narodzenia mózgowie noworodka jest stosunkowo
'e. Stanowi około 25% wielkości mózgu dorosłego człowieka (a
ecież całe ciało noworodka stanowi zaledwie około 5% wymia-
yv dorosłego). Tak więc można przyjąć, że rozwój mózgowia, przy-
`*mniej mierzony wagą (co jest oczywiście metodą prymitywną
wnie spektakularną co mylącą), w chwili urodzenia dziecka zna-
*e wyprzedza rozwój innych tkanek.
*; U innych Naczelnych wskaźnik ten jest jeszcze większy, np.
' zg noworodka małpy stanowi aż 50% wielkości mózgu osobnika
rosłego. Ale też inne wskaźniki upewniają nas, że małpi noworo-
k rodzi się znacznie dojrzalszy niż ludzki.
; * Rozwój mózgu możemy oceniać dostępnymi nam metodami. Na-
y żałować, że metody te są tak bardzo prymitywne, a nasza wie-
- wciąż powierzchowna.
ł
* A więc jak następuje rozwój masy mózgowia? Otóż tempo roz-
ju jest tu wyjątkowo duże, największe w ciągu pierwszych lat ży-
. W pierwszych 3 latach mózg dziecka osiąga wymiary prawie ta-
jak u dorosłego. Najszybciej, szybciej niż całe ciało (mierzone
w tym "hodowlanym wskaźnikiem", jakim jest masa ciała) rośnie
aśnie mózgowie. Wskazuje to na fakt, że pierwsze lata życia są
resem wyjątkowo intensywnego rozwoju układu nerwowego.
*eli nawet masa mózgu nie jest tu najważniejszym wskaźnikiem
konalenia się struktur, to jednak nawet ten wskaźnik zwraca
agę na wyjątkowość tego okresu.
* " Drugim elementem rozwoju tkanki nerwowej jest jej mieliniza-
"*. Otóż w chwili urodzenia się dziecka bardzo nieliczne włókna
owe są wyposażone w osłonki mielinowe. Osłonki te są wytwo-
:* komórek Schwanna, a biochemicznie mają charakter substancji
*f szczowatej. W miarę rozwoju, w pierwszych latach życia komórki
łelinowe obok funkcji odżywczych w stosunku do włókien nerwo-
ch wytwarzają błony, które jakby owijają włókno. Błony te to
= *akby izolacja w przewodach elektrycznych - zapobiegają one prze-
136 137


I I






1' I 'I

nikaniu pobudzenia elektrycznego z jednego włókna na drugie.
Przewodzenie w komórkach zmielinizowanych może odbywać się
tylko wzdłuż włókna. Ciekawe, że sprawność przewodząca włókien
posiadających osłonki jest wyższa niż włókien niezmielinizowanych.
Centralny układ nerwowy noworodka wykazuje szereg swoistych
cech. Cechy te zanikają w pierwszych miesiącach życia. Do nich na-
leży niewątpliwie skłonność do uogólnionych reakcji. Pobudzenie
u noworodka jest na ogół pobudzeniem rozległym. Silny bodziec,
który u ludzi dojrzałych wywołuje reakcje miejscowe (np. wylew
śródczaszkowy - krwiak podoponowy), u noworodka wywołuje ob-
jawy o charakterze uogólnionym. Brak przy tym objawów ognisko-
wych. Jeżeli wylew w odpowiedniej okolicy kory mózgowej u doro-
słego powoduje na przykład porażenia (paraliż) jakiejś grupy mięś-
ni, to analogiczny pod względem lokalizacji wylew i krwiak u nowo-
rodka wywoła reakcję uogólnioną, a więc brak łaknienia, zanik od-
ruchu ssania, zaburzenia oddychania, zmienione napięcie mięśnio-
we. Nie zaobserwuje się zmian miejscowych, ogniskowych, ponie-
waż mózgowie noworodka i niemowlęcia reaguje w znacznym stop-
niu całością. Stąd - między innymi - rzadkość występowania u no-
worodka schorzeń umiejscowionych. Najczęściej noworodki chorują
na ogólne zakażenie, a jeżeli nawet stwierdzamy u nich zmiany na
przykład w postaci zapalenia płuc, są to tylko znaczące objawy
uogólnionego schorzenia.
Brak mielinizacji uniemożliwia rozwój precyzyjnych ruchów. Do-
skonalenie czynnościowe układu nerwowego noworodka, a potem
niemowlęcia charakteryzuje się właśnie nabywaniem kolejno umie-
jętności wykonywania coraz bardziej precyzyjnych ruchów - reakcji
celowych na bodziec. Ukłute w piętę, niemowlę zareaguje całościo-
wo pobudzeniem ruchowym - wykona uogólnione skurcze wielu
grup mięśniowych. Dziecko starsze już tylko cofnie ukłutą kończy-
nę. Takie skomplikowane czynności, jak koordynacja wzrokowo-ru-
chowa, umiejętność chwytania (jest to bardzo skomplikowana czyn-
ność, którą w sposób doskonały opanował tylko człowiek!), rozwija-
ją się na podłożu mielinizacji. Dopiero wtedy, kiedy powstają wa-
runki anatomiczne, czyli mielinizacja szlaków nerwowych, na tej
biologicznej, materialnej podstawie może następować doskonalenie
funkcji, uczenie się jej.

138

*, Oczywiście byłoby bezzasadnym zarozumialstwem, gdybyśmy
*yjęli, że wiemy już, uzbrojeni w wiedzę o mielinizacji, jakie są
j*ebieg i istota strukturalnego rozwoju układu nerwowego. O mie-
*zacji po prostu wiemy. Ale na pewno jest to proces bardziej zło-
**y, sterowany przez układ genetyczny. Komórki nerwowe mają
*ąś genetyczną informację, która determinuje kolejność, czas mie-
*tzacji różnych struktur mózgowia. Ale poza mielinizacją dojrze-
*"nie komórek nerwowych jest na pewno związane z jakimiś złożo-
*ni reakcjami biochemicznymi, być może na poziomie reakcji mo-
*kularnych.
Mielinizacja postępuje zawsze wedle określonego porządku
;>r* normalnych warunkach w określonym czasie. Jej tempo jest po-
Irątkowo bardzo szybkie, potem spada. Dlatego być może różni au-
*rzy podaj ą różny wiek j ako granicę, kiedy proces mielinizacj i ma
* kończyć - jedni określają ją na 3. rok życia, a inni dopiero na
':`Pewnie jest to kwestia, co uznajemy za zakończenie procesu. Po
*;roku życia na pewno jest on już znacznie wolniejszy.
*;:t* Trzecim znanym nam elementem rozwoju tkanki nerwowej jest
*skonalenie się samej komórki polegające na zwiększaniu liczby
j**czeń z innymi komórkami. Doskonałość funkcjonalna mózgowia
* eży właśnie od liczby tych połączeń, będącej m. in. podstawą
*olności uczenia się, czyli przyswajania nowych umiejętności.
*;:, W tym zakresie możemy komórki nerwowe - neurony - po-
*elić na trzy grupy. Grupę pierwszą - typu A - stanowią ko-
rki nieplastyczne, których rozwój jest praktycznie zakończony
*:okresie płodowym. Rozwój ten jest warunkowany informacją ge-
jlNtyczną i odbywa się w okresie braku bodźców zewnętrznych, kiedy
* cko znajduje się w macicy. Komórki nieplastyczne nie reagują
* bodźce zewnętrzne i praktycznie po urodzeniu się dziecka nie
I*ieniaj ą się.
**; Dr*ga grupa - typ B - to komórki o wielkiej plastyczności, ale
aniczonej do pewnych okresów życia. To także jest zaprogramo-
e genetycznie, ale komórki typu B reagują na bodźce zewnętrz-
tylko w pewnych okresach, które nazywamy okresami krytyczny-
. Jeżeli w danym okresie, krytycznym dla określonych ośrodków
*x'wowych, nie będzie dostatecznie dużo bodźców swoistych, ocze-
, -anych jakby przez ten ośrodek, to szansa rozwoju zanika. Roz-
!vój komórek typu B odbywa się pod wpływem świata zewnętrznego

139


i polega na tworzeniu nowych połączeń, zwykle zwanych kojarzenio-
wymi. Jest rzeczą niezwykle frapującą poznać te krytyczne okresy
dla różnych funkcji, których byśmy chcieli dziecko nauczyć czy które
chcielibyśmy doskonalić. Nauczyciele i trenerzy sportowi wiedzą, że
istnieją takie krytyczne okresy. Jeżeli na przykład dziecko nie zacz-
nie się uczyć pływania w określonym wieku lub nie zacznie ćwiczyć
gry na pianinie, to nigdy już nie dojdzie do prawdziwej maestrii
w wykonywaniu tej czynności.
Trzecia grupa - typ C - to komórki plastyczne przez całe życie.
Ich zdolność do tworzenia nowych połączeń (synaps na dendrytach)
jest mniejsza niż komórek B, za to nie przemija. Są to może komór-
ki nie genialnych sportowców czy twórców, ale szarego człowieka,
który nie wybuchowo i nie z taką doskonałością, ale przecież może
nauczyć się na przykład grać na pianinie w każdym wieku. Tyle że
nie przyjdzie mu to tak łatwo i nigdy nie będzie uczestnikiem w kon-
kursie chopinowskim.
Z powyższych rozważań wynikają co najmniej dwa ważne wnio-
ski dla pedagogów. Po pierwsze - znaczenie pierwszych lat życia.
Jest to okres nieprawdopodobnego tempa rozwoju, a rozwój ten jest
determinowany biologicznymi możliwościami, które już się nie po-
wtórzą. Dlatego edukacja człowieka zaczyna się od urodzenia i to,
co dzieje się w pierwszych 3 latach, są to zjawiska równie fascynują-
ce, jak budzące zdumienie. Ale i głęboką zadumę. Na dzieci przy-
zwyczailiśmy się patrzeć bez podziwu. Tylko mama i babcia każe każ-
demu zachwycać się postępami w rozwoju dziecka, ale tak naprawdę
- postęp ten jest tak wielki, że przyprawia badacza o zawrót głowy. . .
Po drugie - rola bodźców w rozwoju. Niby jest to wiadome,
niby nikt nie ma wątpliwości, że bodźce nerwowe (bodźce ze świata
zewnętrznego) są istotnym stymulatorem rozwoju. Teraz już wiemy,
jaka jest biologiczna podstawa tego zjawiska. Ale jeżeli tak, jeżeli
komórki typu B mogą wykorzystać lub zmarnować swą jedyną i nie-
powtarzalną szansę, to zaczynamy mieć wątpliwości, czy ludzie na-
szej cywilizacji ją wykorzystują. Czy szansę taką tworzy pobyt
w żłobku? Czy brak pedagogiki małego dziecka, brak dostatecznie
rozwiniętej i aktywnej psychologii niemowlęcia i małego dziecka nie
sprzyja temu marnotrawstwu? Tragiczną pomyłką jest brak zrozu-
mienia roli pierwszych 3 lat życia jako okresu niepowtarzalnego,
wielkiej szansy osobniczego rozwoju.

140

:*razy mózgu



'*;
*k wykazują statystyki, co trzecie dziecko w swej biografii ma
*:*Ziej lub bardziej poważny uraz głowy z objawami uszkodzenia cen-
alnego układu nerwowego. Co dziesiąte z tego powodu przebywa-
*O na - krótszym lub dłuższym - leczeniu szpitalnym. Urazy móz-
*it są więc poważnym problemem społecznym.
Przyczyny urazów są oczywiście różne. U małych dzieci są to prze-
*rażnie skutki braku dostatecznego dozoru ze strony dorosłych.
'*)zieci nieco starsze, w wieku przedszkolnym trudno stale pilnować,
* ich urazy są wynikiem braku wyobraźni, doświadczenia. U dzieci
* wieku szkolnym wzrasta liczba urazów komunikacyjnych. Są one
*Stępstwem braku właściwego wychowania - jeżeli nie braku lęku,
" przynajmniej braku należytego szacunku dla techniki. Technika
ł'atwia życie, ale poruszaj ący się po drodze poj azd ma ograniczone
i.:
ożliwości manewrowania. Dziecko przyzwyczajone, że każdy ustę-
je mu drogi, może błędnie liczyć, że dotyczy to także pojazdów.
: ; W wieku szkolnym wzrasta liczba urazów szkolnych. Na pauzach
*eci ulegają znacznemu pobudzeniu ruchowemu. Nauczyciele mó-
ą: "one szaleją". I to prawda. Każdy doświadczony pedagog stwie-
ł, że są takie przerwy, kiedy ruchliwość uczniów jest wzmożona.
*tem nastąpią przerwy pełne apatii - kiedy to zmęczenie i znuże-
e przekroczy już próg wytrzymałości. Ale w czasie tych przerw
;*obudzeniem, w wąskich korytarzach kłębiąca się masa uczniów
;przepełnionej szkole stanowi poważne zagrożenie. W tej sytuacji
*vstają urazy. Przyczyniają się do nich jeszcze wybłyszczone i śli-
=*;ie posadzki oraz "kapcie", w których można się z powodzeniem
**.gać.
Na wsi urazy powstają w kontakcie z maszynami rolniczymi, zwy-
"jednak nie są to izolowane urazy głowy.
"
*;*; Jeżeli co trzeci uczeń ulega wypadkowi z urazem głowy, jest to
*rażny problem wychowawczy. Trzeba podjąć działania profilak-
ne. Mają one polegać na właściwym przygotowaniu rodziców do
zadań wychowawczych, także w zakresie chronienia dziecka
ed urazem. Są także potrzebne działania czysto techniczne - wy-
dzenie ruchliwych ulic, wyznaczenie terenów do zabaw, zabezpie-
te elementów wyposażenia itp.

141


' *'1 I *

Wśród dzieci starszych należy prowadzić działania wychowawcze
zmierzające do wyrobienia właściwych nawyków. Nie bez znaczenia
jest nauka przepisów ruchu drogowego, uświadomienie zagrożeń.
W szkole poza ochroną ostrych kaloryferów itp. (co zresztą na
ogół jest zrobione) trzeba tak organizować zajęcia, by uwzględnić
potrzeby ruchowe ucznia. Należy umożliwić wychodzenie na szkolny
dziedziniec, a rozkład zajęć (przecież nie tylko z tych powodów!) tak
skonstruować, by uwzględniać możliwości ucznia. Dostatecznie dłu-
gie przerwy uchronią przed kumulowaniem się zmęczenia z kolej-
nych lekcji.
Im dziecko młodsze, tym jego mózgowie zawiera więcej wody,
jest więc bardziej galaretowate. Wymiary mózgowia w stosunku do
puszki kostnej są mniejsze niż u dorosłego. W przestrzeni śródczasz-
kowej ma ono większą swobodę - uderzenie w czaszkę może pro-
wadzić do większych zmian anatomicznych. Tkanka o mniejszej
konsystencji łatwiej ulega mechanicznemu uszkodzeniu.
Mechaniczne uszkodzenie mózgowia może powodować skutki
natychmiastowe lub odległe. Mogą być równocześnie jedne i drugie.
Poza bezpośrednim uszkodzeniem mechanicznym tkanki nerwo-
wej powikłaniem urazu może być krwiak wewnątrzczaszkowy, który
wystąpi w konsekwencji przerwania naczynia krwionośnego i wydo-
bywania się znacznej ilości krwi. Krwiak taki, jeżeli jego lokalizacja
znajduje się pomiędzy oponami, powoduje ucisk na powierzchnię
mózgu (kory mózgowej lub innych okolic). Wylew w tkance mózgu
także może powodować poważne następstwa, ze śmiercią włącznie.
Następstwa urazu mózgu zależą od rozległości uszkodzenia, od
jego lokalizacji, a także od wieku dziecka. Im dziecko młodsze, tym
groźniejsze w skutkach są urazy mózgu.
Po urazie mózgu najczęściej występuje utrata świadomości. Czas
trwania tego stanu jest także wskaźnikiem w rokowaniu. Im dłuższa
utrata świadomości, tym gorsze rokowanie. Po odzyskaniu świado-
mości może wystąpić amnezj a - zanik pamięci wydarzeń bezpośred-
nio poprzedzających uraz. Źle rokuje występowanie zaburzeń jakoś-
ciowych świadomości: zespół majaczenia, splątania, stany pomrocz-
ne oraz snopodobne. Nasilenie tych objawów może być różne.
Łatwym do stwierdzenia w przypadkach urazów obj awem, który
sugeruje uszkodzenie (wstrząs) mózgu, są wymioty. W tych przypad-
kach, w których wystąpią przytoczone objawy lub nawet tylko ich

142

dejrzenie, należy dziecko jak najszybciej przekazać pod opiekę
arza (wezwać pogotowie, a do czasu jego przybycia dziecko unieru-
omić). Trzeba pamiętać, że w przypadku krwiaka, kiedy to krew na-
wydobywa się z uszkodzonego naczynia, zanim wytworzy się
ep, wszelkie ruchy, nie*okoje mechaniczne mogą pogorszyć stan.
*:* Urazy czaszki należy zawsze traktować z wielką powagą, nawet
*eco przesadnie, bo ich następstwa są bardzo groźne.
**: Odległe skutki nie muszą być adekwatne do urazu. Po ciężkim
azie z burzliwymi objawami ostrymi bezpośrednio po incydencie
gą one być nikłe lub nawet żadne. Kiedy indziej po urazie nie
strzeżonym i zlekceważonym, którego ostry przebieg był słabo za-
czony, następstwa odległe mogą być bardzo groźne.
*; Odległe skutki urazu polegają na zespole przewlekłych zaburzeń
* ychicznych pourazowych. Tego typu zespół stwierdza się u ok.
"% dzieci z przebytym zamkniętym urazem czaszki. Następstwa
*ą poj awić się w różnym okresie. Nasilenie obj awów może być
pniowe, dla rodziny nawet niedostrzegalne. U dzieci małych
że nastąpić zaburzenie rozwoju psychoruchowego. W wielu przy-
kach brak jest zaburzeń rozwoju, stwierdza się jednak zmiany
*cjonalne, niską odporność psychiczną, nadpobudliwość, trudno-
w hamowaniu. Objawy te mogą nasilać się w okresie dojrzewania
z w okresach dla ustroju trudnych, wymagających wysiłku, jak
iy chorobowe, długotrwałe stresy itp.
Zaburzenia rozwoju umysłowego nie są częste ani typowe. Jeżeli
;ci mają trudności w nauce, to z powodu zaburzeń emocjonal-
h i trudności charakterologicznych, powodujących konfliktowe
tacje w szkole. Poza tym zdarzają się przypadki tzw. mikroura-
r mózgu, które w zależności od lokalizacji mogą upośledzać takie
Q.ności, jak: analiza wzrokowa czy słuchowa, wyobraźnia prze-
ienna, poczucie rytmu itp. Objawy te, znane w psychologii kli-
tnej, prowadzą do zespołów legastenii, czyli fragmentarycznych
'tków zdolności uczenia się (dysleksja i dysgrafia, dyskalkulia).
Opisując zespoły zaburzeń psychicznych pourazowych, proponu-
*ię dla nich nazwę charakteropatii pourazowej. Kiedy indziej na-
ra się te zespoły encefalopatią pourazową. Ciężkie przypadki tego
u zespołów są raczej rzadkie, natomiast dość często psychiatrzy
ierdzają zmiany psychiczne niewielkiego stopnia. Niekiedy obja-
*nogą przypominać zespoły nerwicowe.

143


Z licznych badań i obserwacji wynika niezbicie, że na stopień wy-
stępowania obj awów pourazowych maj ą wpływ warunki, w j akich
dziecko jest wychowywane. Jeżeli na tło organiczne nałożą się błędy
wychowawcze i deficyty środowiska, to rokowanie jest znacznie gor-
sze. Nawet ciężki uraz może dać stosunkowo niewielkie konsekwen-
cje w przypadku właściwej atmosfery wychowawczej, natomiast na-
wet lekki uraz u dziecka ze złych warunków środowiskowych może
zakończyć się tragicznie. Toteż "deterministyczne" poglądy, jakie
spotyka się niekiedy wśród wychowawców ("on jest uszkodzony, po
ciężkim urazie mózgu - tu i tak nic się nie da osiągnąć"), są głębo-
ko niesłuszne, niehumanitarne i szkodliwe. Właśnie osoby z ze-
społami encefalopatii wymagają starannego i mądrego wychowania,
co j est nawet ważniej sze niż leczenie.
W pewnym procencie przypadków j ako konsekwencj a urazu mó-
zgu może wystąpić padaczka pourazowa. Trzeba wyraźnie zazna-
czyć, że ryzyko wystąpienia padaczki zwiększa się, jeżeli niewłaściwe
było postępowanie po urazie. Stosowne leczenie, badania diagnosty-
czne (elektroencefalografia), niekiedy nawet leczenie przeciwpa-
daczkowe przed wystąpieniem pierwszych napadów padaczkowych
mogą znacznie poprawić rokowanie.
Podsumujmy: co trzeci uczeń ma uraz czaszki, co dziesiąty z tego
powodu przebywał na leczeniu. Czy wszyscy oni mieli zapewnione
właściwe warunki leczenia i wychowania, które zmniejszyłyby ryzy-
ko nieodwracalnych często następstw?


Narządy zmysłów

'; Człowiek, podobnie zresztą jak zwierzęta, utrzymuje kontakt ze
i światem zewnętrznym za pomocą narządów zwanych narządami
zmysłów. Układ ten, będący integralną częścią układu nerwowego,
jest wyspecjalizowany na odbieranie określonych i tylko jednorod-
* nych sygnałów z otoczenia poprzez receptory. Bez narządów zmy-
słów, ale także bez sprawnego działania analizatorów w mózgu
I, orientacja w środowisku byłaby niemożliwa, a pewnie i mało praw-
dopodobna.
Arystoteles wyróżniał 5 zmysłów: widzenie, słyszenie, odczuwa-
nie smaku, dotyku i zapachów (węch). Nie jest to koniec układów
! 144

iżących orientacji. Przede wszystkim należy tu odnotować jeszcze
ucie głębokie, które daje nam pojęcie o stanie naszego ciała
rientacj a przestrzenna naszych kończyn itp. ). Należy także wy-
.rębnić zmysł równowagi, który odpowiada ściśle innym zmysłom.
przecież nie bez znaczenia jest odczuwanie bólu, którego nie moż-
chyba wiązać tylko z dotykiem (np. ból w narządach wewnętrznych,
5rych nikt akurat nie "dotyka").
Narządy zmysłów składają się zasadniczo z trzech elementów.
*rwszym jest receptor, czyli odcinek wyspecjalizowany na odbiór
reślonych bodźców. Receptor jest niewątpliwie ważną częścią na-
*du zmysłu - bez niego trudno byłoby odbierać jakiekolwiek syg-
ty z otoczenia. Ale nie przeceniajmy receptorów: ich budowa jest
ogół dość prosta, a choć działanie nie jest już tak łatwe do zrozu-
enia, to w jakimś uproszczeniu też nie przedstawia większych

Receptor jest połączony drogami przewodzenia - nerwami-
ajważniejszym i tajemniczym elementem w ośrodku mózgowym,
li analizatorem. Analizator to nic innego, jak wyspecjalizowana
pa komórek nerwowych, czyli neuronów. Ale ani drogi przewo-
nia, ani budowa i powiązania czynnościowe analizatora nie są
*te, a i nasz stan wiedzy na ten temat jest raczej niski. Dopiero
*środkach mózgowych dochodzi do przedziwnego i tajemniczego
*iska: odbioru bodźca, jego selekcji, odtworzenia rzeczywistości
* tylko?); następuje też wartościowanie i uświadomienie wrażeń.
*my, że do świadomości dochodzi tylko część informacji. Czło-
k jest otoczony światem pełnym przedziwnych zjawisk. Już re-
tor dokonuje selekcji bodźców, np. ma znacznie ograniczoną
*liwość na wąskie pasmo tonów. Świat tonie w nieprawdopodob-
n "hałasie" fal o różnej częstotliwości. Człowiek, a ściśle jego
o, odbiera tylko nieznaczną część z tej powodzi informacji. I tyl-
część z tego, co dochodzi i na co jest jakby wyskalowany recep-
przechodzi drogami nerwowymi jako impuls do ośrodków czu-
*vych w korze. Ale i z tej części człowiek*korzysta wybiórczo. Na-
dźwięki słyszalne i słyszane ulegają eliminacji w świadomości.
rafimy skupić się na tym, co ważne, a rzeczy nieważnych jakby
* słyszeć". Takie określenie potoczne nie jest słuszne. My słyszy-
(czy widzimy, czujemy), ale informacje niepotrzebne eliminuje-
podświadomie, skupiając się tylko na ważnych.

Biologiczne i me*yczne... 145


Dzięki narządom zmysłów człowiek jest zorientowany w rzeczy.
wistości. Już wiemy, że jest to tylko mała, mikroskopijna część rze-
czywistości. Człowiek nie reaguje, nie odbiera wielu sygnałów-
i dobrze, bo inaczej zatonąłby w powodzi niepotrzebnych informa-
cji. Ale nie jest zupełnie pewne, czy odczuwamy rzeczywiście to, co
realnie nas otacza. Mamy jakiś swój pogląd na świat - na barwy,
na dźwięki, zapachy, smak itp., ale czy jest to rzeczywistość obiek-
tywna? Na to pytanie nie umiemy odpowiedzieć, a i odpowiedź nie
jest nam chyba niezbędna.
Receptor odbiera sygnał - fizyczny lub chemiczny. Przetwarza
go na szereg impulsów nerwowych, które - zgodnie z naszą wiedzą
o przewodzeniu - drogą nerwową docierają do ośrodków koro-
wych. Wydaje się, że każdy rodzaj odczucia, np. każda barwa czy
każdy dźwięk, jest rozłożony na "czynniki pierwsze" i te, osobnymi
drogami nerwowymi, czyli poprzez szczególne włókna nerwowe, do-
cierają do jakichś elementów analizatora korowego. Analizator ko-
rowy otrzymuje więc jakąś liczbę informacji prostych. I dopiero tam
następuje cudowne zjawisko: ta zbitka informacji zaczyna tworzyć
całość, to, co w naszym rozumieniu jest odbiciem rzeczywistości. To
tworzenie całości, przekazywanie jej do świadomości, a przecież
i magazynowanie w pamięci jest zjawiskiem niebywale skompliko-
wanym, ale przecież dla nas zasadniczo ważnym. Prawda, że bez re-
ceptora nic by z tego nie wyszło - brakowałoby "surowca" do pro-
dukcji wrażeń. Bez dróg nerwowych także byłoby niewiele - prawi-
dłowo odebrany sygnał musi być prawidłowo przekazany do analiza-
tora korowego. I właśnie analizator jest jakby istotą zagadnienia.
Mówimy o tym, że zmysły pozwalają nam na orientację w rzeczy-
wistości. Nie jest to zupełnie pewne. Wiadomo, że i bez bodźców
zewnętrznych, bez udziału receptora doznajemy wrażeń, które nie-
kiedy są tak podobne do wrażeń rzeczywistych, że wprost tworzą
złudzenia. Przykładem może być fizjologiczny sen, który przecież
wszyscy znamy, a któremu towarzyszą marzenia senne. Niekiedy
marzenia senne są tak sugestywne, że po przebudzeniu zastanawia-
my się, czy był to aby sen, czy rzeczywistość. Doznania zmysłowc,
którym nie towarzyszą adekwatne bodźce zewnętrzne, występują
w postaci omamów i iluzji w chorobach psychicznych. Świat nierze-
czywistych doznań psychotyków może być niekiedy bardzo bogatył
Są także prostsze zjawiska, jak przywidzenia, złudzenia słuchowe

146

Ale najciekawsze są bóle (czy świąd) zwane fantomowymi.
;cz polega na odczuwaniu bólu w kończynie, której nie ma. Jest
;jawisko znane w chirurg.
Widzimy więc, że doznania zmysłowe nie zawsze muszą mieć po-
*e rzeczywiste, nie zawsze muszą być wywołane podbudzeniem
eptora. Niekiedy w analizatorze korowym powstają wrażenia
*słowe, które są ograniczone jakby tylko do tego piętra narządu
jrsłów. Jest to zagadnienie bardziej chyba dla filozofów niż dla fi-
logów, choć tych ostatnich może także interesować, w jakim
pniu nasze odczucia, wyobrażenia odpowiadają rzeczywistości.
r to, co nazywamy na przykład czerwonym, jest rzeczywiście czer-
ae i czy to czerwone wszyscy widzą jednakowo?
Choć znaczenia zmysłów i prawidłowej funkcji ich narządów nie
się przecenić, nasza wiedza na ten temat jest jeszcze bardzo po-
;rzchowna i niepełna.

i*Vzrok jest u człowieka najważniejszym zmysłem. Oczywiście,
;ą egzystować także ludzie niewidomi, mogą nawet mieć poważ-
isiągnięcia (intelektualne czy artystyczne, np. w zakresie muzyki),
aje się jednak, że postęp cywilizacyjny, że panowanie (nie najle-
, niestety, realizowane - co już jest inną sprawą) nad światem
ami przyrody bez widzenia nie byłyby możliwe.
Varząd wzroku - oko - jest dość prosto zbudowany. Porównu-
ię gałkę oczną do kamery fotograficznej, i jest to uzasadnione.
iściwie dopiero w analizatorze następują zjawiska, których nie
ćśmy w stanie zrozumieć: budzą podziw, a powinny także budzić
órę wobec natury.
Pole widzenia człowieka jest teoretycznie dość duże. Nieostro
jmujemy dość znaczny kąt widzenia. Widzenie ostre, ze szczegó-
i jest jednak znacznie mniejsze. Można się o tym przekonać, pat-
; na stronę zadrukowaną: fiksując wzrok na jednym wyrazie,
udem możemy odczytać jeszcze kilka wyrazów z najbliższego są-
lztwa, przy czym ostrość widzenia w miarę oddalania się ku
rodowi maleje. Jest więc tak, że mamy świadomość widzenia ca-
książki i tego, że cała strona jest zadrukowana. Ba, możemy na-
widzieć, gdzie książka się znajduje, a nawet mieć wyobrażenie
*mieszczeniu, w którym przebywamy. Pełne ostre widzenie ogra-
:a się jednak do drobnych elementów rzeczywistości. Z tych po-
147


wodów gałka oczna wykonuje ustawiczne ruchy. Są to ruchy skoko-
we, a uwaga patrzącego skupia się tylko przez krótką chwilę na ob-
serwowanym przedmiocie. Dzięki ruchom gałek ocznych wzrokiezn
jakby omiatamy obraz, a celowość ruchów gałki ocznej jest regulo-
wana przez analizator korowy. Na podstawie innych wrażeń (słuch,
zapach itp.) oraz na podstawie pamięci i doświadczenia analizator
jakby wyprzedza zjawisko widzenia. Wzrok jest nakierowany na
przedmiot, na kierunek, z którego oczekujemy istotnego, znaczące-
go obrazu. Wzrok w tej sytuacji spełnia rolę jakby kontrolera - pa-
trzymy tam, gdzie spodziewamy się coś widzieć.
Ostry obraz powstaje w plamce żółtej na siatkówce - im bar-
dziej na zewnątrz od plamki żółtej, tym mniejsze skupienie elemen-
tów wrażliwych. Plamka żółta składa się prawie wyłącznie z czop-
ków, odbierających nie tylko wrażenia świetlne, ale także barwę. Im
bliżej obwodu, coraz więcej jest pręcików, które - jak wiadomo-
reagują na światło, a nie "widzą" barwy. Za to światło pręciki odbie-
rają lepiej niż czopki. W zmroku, przy słabym oświetleniu widzimy
raczej obwodową częścią siatkówki - w procesie widzenia w słabym
oświetleniu nie uczestniczy plamka żółta.
Obraz *
, *aki widzi człowiek, *est nie tylko barwny, *est także pre-
cyzyjny - i wspaniały. Nieważne, jak ma się on do oglądanej rze-
czywistości: jest sam w sobie fascynujący i piękny. Nasz wzrok jest
dość uniwersalny. To prawda, że niektóre zwierzęta, zwłaszcza dra-
pieżniki, widzą znacznie "lepiej" - ze znacznej odległości mogą do-
strzegać poruszaj ącą się ofiarę. Ale one rej estruj ą raczej ruch. Nie-
ruchomy przedmiot umyka ich widzeniu. Człowiek nie widzi co pra-
wda z tak znacznej odległości, ale za to na zwykłą dla nas odległość
spostrzega znacznie więcej szczegółów. Mysz w trawie widzimy nie
z takiej odległości, jak sokół, za to widzimy ją także wtedy, gdy jest
nieruchoma.
Wrażliwość i precyzja widzenia zależą od oświetlenia. W mroku
widzimy nie najlepiej (tu znów "bije nas na głowę" zwykły domowy
kot), a sprawność widzenia poprawia się w miarę przebywania w ta-
kich warunkach. Mówimy o adaptacji wzroku. Otóż przechodząc
z pomieszczenia dobrze oświetlonego do mrocznego, dopiero po
kilkudziesięciu minutach adaptacji zaczynamy dobrze widzieć. Mó-
wimy, że wzrok "się przyzwyczaił".

* F



N. wzrokowy



Skrzyżowanie nn. wzrokowych


Pasmo wzrokowe



*k
Ramię wzgórka górnego





Wzgórki górne blaszki pokrywy

Promienistość
Jądro n. okoruchowego wzrokowa

^

lądro n. bLoczkowego



lądro n. odwodzącego






* ć


Okolica wzrokowa kory mózgowej


.12. Schemat dróg wzrokowych













".
.* Sytuacja, kiedy ostry obraz jest stosunkowo niewielki, okazuje
l** dla człowieka korzystna. W ten sposób - nie rozpraszając zbyt-
**Ó uwagi zbędnymi szczegółami - możemy lepiej skupić się na
edmiótach znaczących. Stale odnosi się wrażenie, że przyroda, że
l*ttra (ewolucja?) uczyniła wiele, by uwolnić nas z nadmiaru infor-
ji, umożliwiając przez to bardziej selektywne, ale i celowe od-
*ćranie bodźców zewnętrznych.
**:-:istnieje kilka ważnych i ciekawych zjawisk, o których powinni-
., y wiedzieć. Jednym jest sprawność gałki ocznej w kształtowaniu

148 149


*ldi**l,.:* i. *

obrazu. Otóż gałka oczna w swym układzie optycznym jest dość do-
skonała i ma to, czego nie ma kamera fotograficzna - soczewkę ze
zmienną ogniskową. Poprzez skurcze mięśni rzęskowych soczewka
może być uwypuklona bardziej lub mniej. Jest to ważna cecha. Dzię-
ki tej zdolności możemy ostro widzieć nawet wtedy, kiedy gałka oc*-
na zmienia niekorzystnie dla nas swe wymiary. Jest to jednak także
niebezpieczne. Człowiek widzący źle nadużywa pracy mięśni i może
doprowadzać do ich zmęczenia - towarzyszą temu niekiedy nawet
odległe dolegliwości, takie jak bóle głowy, niechęć do pracy umysło-
wej itp. Trzeba o tym pamiętać szczególnie w przypadku dzieci z wa-
dami wzroku. Wady należy starać się wykrywać i korygować. Nie
wystarczy badanie wzroku (ostrości) w gabinecie higieny szkolnej.
Niekiedy jest potrzebne badanie specjalistyczne. Jeżeli lekarz zaleci
noszenie szkieł korekcyjnych, trzeba ucznia nakłaniać do ich używa-
nia. Niestety, okulary noszone w teczce czy leżące w szufladzie nie
działają. Niektóre wady wzroku mają tendencję do samowyleczenia,
inne ulegają pogorszeniu wraz z rośnięciem czy wprost starzeniem
się. Właściwe szkła trzeba więc wymieniać i dobierać okresowo.
Człowiek ma dwie gałki oczne, dzięki którym odbiera dwa obra-
zy, ale z powodu pewnej odległości między gałkami nie są one iden-
tyczne. Nerw wzrokowy jest bardzo złożony i wcale nie podąża do
ośrodków mózgowych drogą najkrótszą. Wykonuje on po mózgowiu
dość osobliwą wędrówkę, której celowości nie znamy. Na pewno
jednak ma ona jakieś istotne znaczenie. W nerwie wzrokowym na-
stępuje częściowe skrzyżowanie: część włókien z oka prawego podąża
do analizatora korowego bezpośrednio, część ulega skrzyżowaniu
i łączy się z włóknami z oka lewego. Tak więc analizator korowy
otrzymuje dość złożony materiał do analizy i przetworzenia.
Dzięki nakładaniu się dwu obrazów nieidentycznych człowiek ma
zdolność widzenia stereoskopowego, czyli widzi nie tylko sylwetkę
przedmiotów, ale i ich kształt trójwymiarowy. Widzenie dwuoczne
służy także poczuciu odległości przedmiotu obserwowanego. Wyda-
je się, że jest to rola czucia głębokiego mięśni nastawiających gałkę
oczną. Normalnie człowiek ocenia prawidłowo odległość, gdy patrzy
obu oczami. Jeżeli jedno oko przysłonimy, a odległość przedmiotu
staramy się ocenić tylko drugim okiem, to ocena taka jest trudna.
Inna sprawa, że niektórzy ludzie jednooczni nie mają takich proble-
mów. Czy jest to wynik długich doświadczeń, czy też ocena polega

150

czymś innym niż widzenie dwuoczne, czy może nie tylko od tego
;ży? Trudno ocenić.
Widzenie barw także nie jest sprawą prostą. Są ludzie, którzy
ją z tym poważne trudności. Zaburzenie widzenia barw nosi naz-
daltonizmu, jako że historyczny Dalton na tę dolegliwość cier-
t. Znacznie częściej daltonizmem dotknięci są mężczyźni (ok. 8%
ałej populacji), choć przekonanie, że kobietom się to nie trafia,
jest słuszne. Daltonizm dziedziczy się zgodnie z prawami Mend-
jest to dolegliwość genetycznie uwarunkowana. Nie podlega le-
= Jako najważniejsze w naszej cywilizacji uznano kolory czerwony
j ! - niebezpieczeństwo) i zielony (idź ! - droga wolna), a właś-
te barwy najczęściej są dla daltonistów nierozpoznawalne. Dalto-
i widzą barwę, której dotyczy wada, jako szarą.
* *Są zawody, w których prawidłowe rozpoznanie barw jest sprawą
adniczą, trzeba więc dość wcześnie - ze względu na preorienta-
zawodową - poddać dzieci badaniu.
tOmawiając zaburzenia widzenia, nie sposób nie wspomnieć
ażnym dla pedagogów, a jeszcze bardziej dla uczniów, zaburze-
będącym podstawą zjawiska dysleksji. Otóż zaburzenie to doty-
analizatora korowego. Receptor - oko - j est zupełnie prawi-
wy. Ostrość widzenia także. Obniżona jest zdolność właściwego
ioru, uświadamiania sobie widzianego znaku i jego znaczenia.
jest podłożem zaburzeń funkcji analizatora, czyli w tym przypad-
! chyba ośrodków w obrębie kory czuciowej - nie wiadomo.
wi się, że są to następstwa mikrourazów, jednak takie tłumacze-
: niczego nie wyjaśnia. Bezspornie, pewna liczba uczniów ma wy-
; e trudności z czytaniem. Mało różniące się kształtem lub podob-
*litery nie są rozróżniane. Także czytanie pojedynczych słów za-
czaj odbywa się na zasadzie zapamiętywania kształtu jakiegoś
istego zygzaka, ponieważ niektórzy z dyslektyków nie są w stanie
adać liter". Mylą oni litery m. i n, b i p (tu i tam są brzuszek
łeczka...) w i n itp. Oczywiście nauka czytania trwa u tych dzieci
cznie dłużej, a także nauka pisania stwarza określone trudności.
f Istnienie dysleksji jest już faktem powszechnie uznanym, jednak
dza o tym zjawisku nie jest w pełni wykorzystywana w praktyce.
* niowie dyslektyczni muszą być objęci specjalnymi metodami
czania, ich postępy są powolne, a często ograniczone. I nie było-
151


by żadną tragedią, gdyby dzieci dyslektyczne mogły zrobić karierę
szkolną tak jak pozostałe. Szczególnie że wiele z nich ma wysoki ilo-
raz inteligencji, często duże zdolności humanistyczne, natomiast wy-
kazuje także inne zaburzenia psychoruchowe, np. leworęczność.
Jeżeli istnieje pewność co do uwarunkowań biologicznych dyslek-
sji, to istnieje także uzasadnione przypuszczenie, że jest także zabu-
rzenie dotyczące wyobraźni przestrzennej. Wyobraźnia przestrzenna
jest niezbędna do nauki matematyki. Bez niej trudno opanować na-
wet proste działania arytmetyczne, nie mówiąc o geometrii czy alge-
brze. Niestety, istnienie dyskalkulii jest jeszcze stale w stadium hipo-
tezy (choć praktyka szkolna w całej pelni potwierdza istnienie ucz-
niów wybiórczo "niezdolnych do matematyki") i w praktyce szkolnej
nie ma to znaczenia. Nie znam przypadku, by ucznia zwolniono
w ogóle z nauki matematyki (na podstawie stwierdzenia dyskalkul)
i by, zaopatrzywszy go w kalkulator, oszczędzono mu upokorzeń,
udręki oraz szykan.
Czytelnik zapewne zauważył, że nie omawiam tu anatomii oka,
nie przytaczam klasycznych i uświęconych tradycją schematów wad
widzenia itp. Jest to program nauki biolog szkoły podstawowej
i nie sądzę, by było tu potrzebne powtarzanie tych wiadomości. Nie
wątpię, że Czytelnik, zwłaszcza przygotowujący się do egzaminu,
sięgnie do tamtych podręczników. Zakres podanych tam informacji
z anatom w zupełności wystarczy.

Słuch. Istotą słyszenia jest wychwytywanie pewnych drgań po-
wietrza, zwanych akustycznymi, i tych, których swoistość odpowiada
możliwości ucha ludzkiego - przekazane do aparatu słuchowego,
drgania te są przetworzone w impulsy neuroelektryczne. Impulsy te
przeniesione do analizatora - ośrodków słyszenia w korze okolicy
skroniowej - zostają uświadomione jako dźwięk. Zostają tam za-
kwalifikowane w sensie ich znaczenia i w pewnych sytuacjach mody-
fikują zachowania słyszącego.
Człowiek ma słuch słaby. Pod tym względem jesteśmy daleko za
wieloma zwierzętami, choćby kotem. Kot dobrze słyszy dźwięki wy-
dawane przez mysz i choć teoretycznie mieszczą się one w paśmie
przez człowieka zasadniczo słyszalnym, to jednak uchodzą naszej
uwadze. Człowiek może słyszeć stosunkowo wąskie pasmo, od 20 do
20 tys. cykli na sekundę. Jednak tak naprawdę użytek robimy

dźwięków od 1000 do 2000 cykli. Świat tętni dźwiękami, szczęśli-
ie znaczna ich większość jest nam niedostępna, a można raczej po-
iedzieć, że jest nam oszczędzone życie w tak strasznym hałasie. . .
Człowiek słyszy selektywnie nawet w zakresie słyszalnego pa-
ta. Można skutecznie "wyłączyć się" i słyszeć tylko to, co jest dla
is ważne i pożyteczne. Długotrwały monotonny dźwięk umyka na-
ej świadomości, choć często podświadomie nas męczy.
Najlepszy słuch mają ludzie młodzi, w wieku ok. 15 lat. Potem
ż następuje stopniowe stępienie słuchu (zawężenie pasma), a na
arość głuchota jest jednym z częstszych zjawisk. Ludzie przebywa-
cy w hałasie (robotnicy w niektórych fabrykach, artylerzyści, a tak-
: ostatnio uczestnicy dyskotek, w których próg słyszalności jest dra-
ycznie przekraczany) tracą bardzo szybko zdolność słyszenia nie-
órych dźwięków lub w ogóle głuchną. Ciekawe, jak funkcjonują
w. muzycy z zespołów disco - słuch dla muzyka jest narzędziem,
:óry powinien być szczególnie chroniony. Nie każdy może być
eethovenem, który ogłuchł już w okresie pisania V syrrlfon,
symfonii IX (jak dla ironii, do słów Ody do radości!) czy swej
*szy Solennej nigdy nie słyszał. Warto może zastanowić się nad hi-
eną słuchu u nauczycieli, którzy w czasie przerw lekcyjnych są
iddawani hałasowi o znacznym nasileniu.
Przykład Beethovena wskazuje, że nawet przy braku sprawnego
;ceptora czy przy uszkodzeniu nerwu słuchowego analizator pozo-
aje zdolny do tworzenia wyobrażeń dźwięków. Także halucynacje
uchowe, omamy czy wreszcie zwykły sen - to przykłady reagowa-
a świadomości na sytuacje, w których ucho w rzeczywistości nie
*biera żadnych dźwięków.
W warunkach naszej cywilizacji wzrasta hałas i jego znaczenie
,a samopoczucia i zdrowia. Wiadomo, że zbyt intensywny hałas,
wający wiele godzin, miesięcy, lat powoduje stany rozdrażnienia,
może nawet wyzwalać agresję. Wpływ dźwięków na stan psychicz-
*, a przez to także na stan psychosomatyczny wykorzystuje się od
*wna. Pełne piszczałek i bębnów kapele wojenne, rytmiczne
y,dziarskie" marsze wojskowe wzmagają samopoczucie, wywołują
an pobudzenia, agresję. Muzyka rytmiczna, cicha, monotonna
tiała jak kołysanka. Muzykę i dźwięki wykorzystuje się także do te-
ipii. Jest cały dział psychoterapii zwany muzykoterapią. Wiado-
6o, że w stanach depresyjnych dobrze oddziałuje muzyka pogodna,

152 153


dość głośna, rytmiczna i skoczna (walce Straussa, symfonie Men-
delssohna, niektóre utwory Mozarta czy Beethovena), a w stanach
pobudzenia, hipomaniakalnych i zbliżonych - muzyka spokojna,
melodyjna (Chopin, niektóre utwory Bacha).
Myślę, że w praktyce pedagogicznej zbyt mało uwagi przywiązu-
je się do roli muzyki. Zbyt pasywnie reaguje się na hałaśliwą i szko-
dliwą muzykę "młodzieżową", zbyt słabo propaguje się muzykę jako
czynnik wpływający na samopoczucie. Zapominamy, że "muzyka la-
godzi obyczaje".
Istnieją normy dopuszczalności hałasu. Pomiaru dokonuje się za
pomocą specjalnej aparatury, a jednostką natężenia hałasu jest bel.
Górna granica dopuszczalnego hałasu, i to nie trwającego długo, wy-
nosi 8*100 decybeli. Dalsze zwiększanie natężenia hałasu męczy,
potem wywołuje po prostu ból. Hałas może w szczególnych przypad-
kach działać dosłownie zabójczo.
Głuchota - to zaburzenie słyszenia. Jest znacznie więcej ucz-
niów z różnym stopniem upośledzenia słuchu, niż się sądzi powsze-
chnie. Uczniowie na równi z badaniem ostrości widzenia powinni
być badani w zakresie słuchu. Pomiar jest prosty - bada się słyszal-
ność szeptu z odległości kilku metrów. Uczeń powinien być odwró-
cony do szepczącego tyłem, gdyż niedosłyszący bardzo często kom-
pensują brak słyszenia odczytywaniem ruchów ust mówiących. Przy-
padki zaburzeń należy poddać badaniu za pomocą audiometru.
Trzeba pamiętać, że upośledzenie słuchu może być - szczęśliwie-
przejściowe, spowodowane czy to niedrożnością przewodu słucho-
wego (zanieczyszczenie, odkładanie się obfitej woskowiny), czy prze-
wlekłymi stanami zapalnymi jamy nosowo-gardłowej, w tym obrzę-
kiem trąbki Eustachiusza. Także przerosty migdałków podniebien-
nych mogą upośledzać słuch. Nerw słuchowy jest wybiórczo wrażli-
wy na działanie toksyczne wielu chemikaliów, w tym leków. Znane *ą
przypadki upośledzenia słuchu jako konsekwencja kuracji antybioty-
kowej.
Uczniowie z prawdziwym i trwałym ubytkiem słuchu muszą być
traktowani w sposób szczególny. Powinni siedzieć w pierwszych ław-
kach, powinno się do nich wyraźnie i głośno mówić. Mogą być wska-
zania do stosowania aparatów korekcyjnych, choć nie wszyscy chęt-
nie z nich korzystają.
Głuchota lub dysfunkcja słyszenia mogą być także wynikiem usz-
izenia analizatora, czyli ośrodków w korze mózgowej. Do tej ka-
orii tzw. mikrourazów zalicza się - analogicznie do widzenia
(ysleksji - wady słyszenia w dysgrafii. Oczywiście zaburzenia pi-
są tu konsekwencją wady słyszenia. Jeżeli dziecko nie rozróż-
dźwięków oznaczonych umownie literą t od d lub p od b czy
*d n, to nie ma sposobu, by nauczyło się prawidłowo pisać. Musi
!prostu nauczyć się na pamięć, że taki akurat wyraz pisze się tak,
ie inaczej. Taki uczeń obok bezsensownego u i ó, ż i rz, wreszcie
i h musi nauczyć się znacznie więcej reguł. To oczywiście bardzo
udnia naukę i naraża uczniów na represje ze strony niedostatecz-
przygotowanych nauczycieli.

;nak. Człowiek rozróżnia 4 podstawowe smaki, a to, że potrawy
nieprzebraną ilość "smaków", jest wynikiem kombinacji tych
mentów oraz zapachu. Otóż rzadko kiedy odczuwamy czysty
. W normalnych warunkach kojarzy się on zawsze z zapachem.
rak poczucia smaku jest bardzo dolegliwą przypadłością, na
ście występuje rzadko. Ma zresztą swoją nazwę - ageuzja. Na
;ie istnieją ośrodki zajmujące się leczeniem zaburzeń smaku, łą-
z zaburzeniami węchu. Istnieją podstawy, by sądzić, że w pew-
procencie przypadków zaburzenia w odczuwaniu smaku są spo-
iwane deficytem związków cynku w diecie.

*.Węch. Zdolność odczuwania zapachów jest zjawiskiem równie
menalnym co tajemniczym. By komórki receptora czuciowego
nęły się z substancją zapachową, musi ona ulec rozpuszczeniu
uzowej cieczy, która pokrywa nabłonek czuciowy nosa. Jaka jest
ota recepcji: czy dochodzi do jakichś reakcji chemicznych, czy jest
y rodzaj odbioru, nie wiemy. Zapachów jest nieprzebrana ilość
_ -ale nie ulegają one jakimś redukcjom, wedle budowy chemicznej
_ tki. Jeżeli więc jest to reakcja chemiczna, to komórki zmysłowe
łą nieprawdopodobną zdolność reagowania i przekazywania syg-
; Y
bw do ośrodków węchowych kory. Na przykład smak: mamy
: dzaje smaku, 4 wyspecjalizowane typy komórek, 4 rodzaje włó-
n nerwowych i tyleż wrażliwych specyficznie komórek w korze
zgowej. Jeżeli jednak rejestrujemy tysiące zapachów, a wykazu-
y w tym wielką selektywność, wrażliwość, to przecież nie mamy

154 155


* h

dla każdego zapachu swoistych komórek itp. Węch jest więc chyba
najbardziej tajemniczym zmysłem.
W świecie zwierząt węch odgrywa wielką rolę, tym większą, im
słabiej funkcjonuje wzrok. Największym znanym nam fenomenem
są niektóre ryby - odbywają one tysiące kilometrów wędrówek,
kierując się węchem (czy innym receptorem chemicznym?) i dociera-
ją bezbłędnie na tarło do maleńkich potoków, w miejsce swego uro-
dzenia.
Ale i inne zwierzęta mają imponujący węch. Najbliższy nasz
przyjaciel - pies - wykazuje milion razy większą wrażliwość na za-
pachy niż człowiek.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że człowiek zagubił gdzieś w proce-
sie ewolucji wrażliwość węchową. Nie jest ona i dziś mała, ale chyba
kiedyś odgrywała znacznie większą rolę. Dość wspomnieć o roli za-
pachów w procesie kojarzenia par seksualnych. W okresie dojrzewa-
nia pot młodzieży jest wyjątkowo "wonny" - to niewątpliwie syg-
nał, że oto tu znajduje się kandydat na partnera seksualnego. Dzieci
takich zapachów nie wydzielają. Także ostrość węchu w okresie doj-
rzewania wzrasta, być może pod wpływem androgenów. Jest więc
zapach sygnałem ważnym i niewątpliwie w przeszłości był on odbie-
rany jednoznacznie, odgrywał istotną rolę. Dziś zapach naturalny
ciała stał się dla większości ludzi nieprzyjemny, usuwa się go za po-
mocą - zawierających przecież też silne zapachy, ale inne - mydeł.
Perfumy, pachnidła itp. nie są niczym innym, jak zmienioną formą
wabika.
Także indywidualny zapach człowieka przestał być dla nas sygna-
łem jednoznacznie odbieranym. Jeszcze tylko włosy zachowały indy-
widualny zapach, który jednak możemy odczuć przy dużej bliskości.
Ten relikt nie ma u człowieka żadnego praktycznie znaczenia.
Niektóre zwierzęta wydzielają substancje wonne zwane fermona-
mi. Czasem jest to produkt specjalnych gruczołów (ćmy, inne owa-
dy), czasem - zapach, substancja lotna wydzielana przez narządy
rodne w okresie godowym. Zapachy te działają na wielkie odległo-
ści, są wyczuwane przez inne osobniki i wpływają na zachowanie.
Pod wpływem zapachu (czy reakcji chemicznej z fermonem) osobni-
ki podlegają przymusowemu zachowaniu podążania do źródła wy-
dzielania. Jest to tropizm tak imperatywny, że nie ma sposobu mu
się oprzeć. Pod wpływem tej reakcji zwierzęta (częściej owady) tra-
zdolność na przykład celowego działania w zakresie instynktu sa-
*zachowawczego. Podążają do celu, nawet płacąc za to życiem.
rkorzystano to, tępiąc niektóre szkodniki.
?*nomen wpływu zapachu na psychikę jest mało zbadany. Już po-
zne obserwacje wskazują, że jest to wpływ potężny. Łatwo do-
*dzi do wytworzenia odruchów warunkowych - pozytywnych czy
negatywnych - na różne zapachy. Uświadamianie sobie zapa-
5w też jest godne uwagi: człowiek nawet pierwszy raz czując jakiś
*ach, na ogół klasyfikuje go trafnie - jako przyjemny i pożytecz-
czy, niekiedy, szkodliwy i sygnalizujący coś groźnego. Skąd ta
entacj a?
Człowiek, jak już wspomnieliśmy, zatracił wiele ze swych zdol-
;ci posługiwania się zapachem, wonią. W miejsce węchomózgo-
t, które u zwierząt zajmuje krańcowe położenie w centralnym
Eadzie nerwowym, wykształcił sobie kresomózgowie, czyli pół-
le pokryte korą mózgową. Być może jest to powód zaniku węchu
pola węchowe niższych zwierząt zajmują nieproporcjonalnie wiel-
część centralnego układu nerwowego. Ale może zyskując inteli-
icję, rozwój emocji, warto było zapłacić za to częścią węcho-
izgowia?

Dotyk - odczuwanie stanu środowiska zewnętrznego poprzez re-
*tory skórne. W skórze znajdują się liczne receptory, które reagu-
specyficznie na różne czynniki fizyczne. Skóra jest wielkim narzą-
;m (największym), który kontaktuje nas ze światem zewnętrz-
rxn. Trzeba jednak pamiętać, że bez wzroku, słuchu i węchu orien-
cja ta byłaby bardzo niepełna.
* Receptory skórne to wyspecjalizowane zakończenia nerwów czu-
Qwych. Istniej e tu specj alizacj a - inne receptory reaguj ą na do-
k, inne na ucisk, termoreceptory są specyficzne dla zimna i dla cie-
a. Receptory dotykowe mają swe zakończenia usytuowane bardzo
)wierzchownie w warstwach skóry właściwej. Receptory rejestrują-
; ciśnienie, ucisk są położone głębiej, znajdują się także w tkazi-
tch ścięgien, powięzi, błon surowiczych mięśni, torebek stawowych
*. Odgrywają one zasadniczą rolę w zmyśle czucia głębokiego i in-
*rmują nas w jakiś sposób o położeniu ciała, o układzie stawów,
tpięciu mięśni itp.

' 156 157



I*l*l li I I


Receptory czuciowe są rozmieszczone nieregularnie. W pewnych
okolicach ich gęstość jest duża. Na przykład wargi, wejście do jamy
nosowej, wejście do przewodu słuchowego, wewnętrzna po-
wierzchnia dłoni i opuszki palców - to okolice szczególnie dobrze
wyposażone w receptory dotyku. Taka sytuacja wydaje się w sposób
oczywisty celowa.
Receptory dotykowe są ściśle związane z ludzkim erotyzmem,
drażnienie ich w pewnych szczególnych okolicach ciała (tzw. okolice
erogenne) daje doznania erotyczne. Wydaje się, że tak jak u męż-
czyzn bodaj najważniejszą rolę czynnika erotyzującego odgrywa
wzrok, tak u kobiet właśnie dotyk.
Receptory bólowe są to odsłonięte zakończenia dendrytów neu-
ronów czuciowych. Reagują na wszystkie pobudzenia uczuciem
bólu. Są rozmieszczone we wszystkich narządach wewnętrznych, nie
tylko w skórze. Brak ich tylko w mózgu, który "nie boli" - jest nie-
wrażliwy na ból. Tak zwany ból głowy - to na ogół wzmożone ci-
śnienie płynu mózgowo-rdzeniowego i pobudzenia czuciowe (bólo-
, we), przede wszystkim opon mózgowych.
Podrażnienie receptorów bólowych, przewodzenie tych bodźców
do kory mózgowej wydaje się dość proste. Natomiast odczuwanie
bólu, jego uświadamianie jest zjawiskiem szczególnie złożonym. Są
tu niewątpliwe i ciekawe związki ze stanem psychicznym, a więc-
jakby powiedział fizjolog - związki z wyższymi czynnościami ner-
wowymi. Nie ma sposobu ustalenia jakiejś "skali bólu". Takie próby
były podejmowane, ból jest jednak odbierany subiektywnie.
Na odczucie bólu wpływa stan psychiczny człowieka. W sytuacji
nagłego zaskoczenia (niespodziewany atak, gwałtowny uraz) ból
w pierwszej chwili nie jest w ogóle odczuwany. Świadomość bólu po-
jawia się dopiero po pewnym czasie. Jest to więc jakby hamowanie
bólu, jego odczuwania. Ale na jakiej drodze? Innym razem - kiedy
człowiek oczekuje bólu i jest do tego negatywnie usposobiony, kiedy
się po prostu boi - najmniejszy bodziec oddziałuje gwałtownie
i wywołuje reakcję neurotyczną. Dość wspomnieć o odczuciach pac-
jenta siadającego na fotelu dentystycznym. Ale okazuje się, że po-
przez oddziaływania psychiczne, poprzez - chciałoby się powie-
dzieć - propagandę można znacznie poprawić odbiór bólu. Otóż
niektórzy stomatologowie zainstalowali w oparciu fotela dentystycz-
nego wyłącznik do dyspozycji pacjenta. Pacjent ma więc wpływ na

158

co się dzieje - gdy chce, może maszynę do wiercenia w zębie wy-
zyć. I co się okazało? Ci stomatolodzy, którzy zastosowali to urzą-
;nie, cieszą się znacznie większym powodzeniem. I co najciekawsze-
:jenci bardzo rzadko, prawie nigdy nie kor2ystają z tego urządzenia.
W latach siedemdziesiątych wykryto w organizmie ludzkim substan-
. chemiczne bardzo zbliżone do silnie oddziałujących środków
:eciwbólowych - endorfiny. Ich budowa i działanie są identyczne,
; morfiny i jej pochodnych. Tak więc okazuje się, że człowiek sam
idukuje silne środki przeciwbólowe. Badania nad fizjologicznym
.ałaniem endorfin są w toku i po ich rezultatach uczeni oczekują
;łu ciekawych odkryć. Być może poznamy głębiej tajemnice bólu
;go uśmierzania, a co szczególnie ciekawe - mechanizm uzależ-
;xi od narkotyków, pochodnych opium (morfina, heroina itp.).
Być może endorfiny wyjaśnią nam indywidualną wrażliwość na ból
y to jest wrażliwość rzeczywiście, czy też labilność psychiczna i brak
porności na tnzdności życiowe, wynikające z wadliwego wychowa-
*?), fizjologiczne podstawy tej wrażliwości itp. Trzeba wspomnieć, że
*wój cywilizacji wpływa na zwiększoną wrażliwość bólową. Przed nie
; wielu laty operacji dokonywano "na żywo", bez znieczuleń i ludzie
ddawali się im dobrowolnie. Amputowano kończyny, krajano ciało
nawet najwrażliwsze na ból narządy. Jan Sebastian Bach był pod
niec swego życia poddany (bez znieczulenia!) operacji gałki ocznej
zdjęciu tzw. katarakty. Kto dziś zgodziłby się na taki zabieg? Kobie-
domagają się znieczulenia przy porodzie, niejeden człowiek naszej
>vilizacji pochłania kilogramy środków przeciwbólowych.
Wydaje się, że współżycie człowieka z bólem, który jest czymś
turalnym, pożytecznym jako sygnał niebezpieczeństwa, zostało

Ciekawe obserwacje na temat percepcji bólu można zasygnalizo-
:ć w związku z hipnozą, psychoterapią itp.
: Pozostało nam jeszcze zjawisko złożone i tradycyjnie ujmowane
*o wynik dwu elementów. Chodzi o orientacjg przestrzenną. Oczy-
*cie, w orientacji pomagają nam wzrok i słuch, a niekiedy węch.
e chodzi tu o sytuację, kiedy te zmysły nie funkcjonują (niewido-
, ciemna noc itp.), a jednak człowiek doskonale orientuje się
położeniu własnego ciała. Zawdzięcza to zmysłowi równowagi,
Srego narząd mieści się w uchu wewnętrznym, oraz tzw. czuciu
*.bokiemu, czyli proprioreceptywnemu.

159


2. UKŁAD HORMONALNY


Układ hormonalny jest jednym z dwu układów integrujących ustrój
w całość. Zapewnia on stałość środowiska wewnętrznego, a również
poziom cukru we krwi, równowagę kwasowo-zasadową oraz wiele
innych złożonych procesów biologicznych. Hormony regulują także
wiele życiowo ważnych procesów biologicznych: przyswajanie pokar-
mów, wzrastanie, rozwój (dojrzewanie), czynności płciowe, prokre-
acja, odporność na infekcje, praca wielu narządów wewnętrz-
nych itd. W przeciwieństwie do układu nerwowego hormony oddzia-
łują nie poprzez kontakt komórek gruczołów hormonalnych z tkan-
kami, ale poprzez pośrednictwo krwi. Gruczoły hormonalne oddają
swe produkty do krwi, a te krążąc w niej docierają do wszystkich
tkanek i komórek. Jest to więc oddziaływanie chemiczne.
Układ hormonalny jest filogenetycznie starszy niż układ nerwo-
wy, przeto powinien być omawiany jako pierwszy. Omawianie w ta-
kiej kolejności, jaką zastosowałem w tym podręczniku, jest uzasad-
nione względami dydaktycznymi. Łatwiej zrozumieć funkcje układu
hormonalnego, działanie różnych hormonów, znając już podstawy
neurofizjologii.
Układ nerwowy i układ hormonalny są ze sobą ściśle powiązane.
Układ hormonalny składa się z szeregu gruczołów. Gruczoły te
wydzielają substancje chemiczne, zwane hormonami. Niektóre
z hormonów zostały sztucznie zsyntetyzowane. Substancje te cechu-
je oczywiście duża różnorodność, łączy je jednak jedna wspólna ce-
cha: są to związki chemiczne o bardzo dużej sile biologicznego wpły-
wu. Nie ma wiele przykładów substancji chemicznych, które w tak
małych stężeniach wywierałyby tak rozległe i silne skutki. Cechą
hormonów - w przeciwieństwie do układu nerwowego - jest raczej
wolniejsze i bardziej długotrwałe oddziaływanie. Oczywiście jest to
zjawisko relatywne. Na przykład wstrzyknięcie adrenaliny daje szyb-
kie - żeby nie powiedzieć gwałtowne - działanie (pobudzenie mię-
śnia sercowego, podniesienie ciśnienia krwi itp. ). W stosunku do
reakcji nerwowych, gdzie pobudzenie następuje w ciągu milisekund
i odpowiada prawu: "wszystko albo nic", oddziaływanie hormonów
jest jakby bardziej "stateczne".
Sposób oddziaływania hormonów nie jest zawsze i całkowicie ja-
sny. Wiemy, jakie są efekty, w niektórych przypadkach wiadomo, na

160

Regulacja hormonalna

Regulacja nerwowa







































Narząd

ar


.13. Różnice między regulacją nerwową i hormonalną




;**.
łe komórki hormon wpływa i jakie wywołuje reakcje. Substancje
rntonalne można przyrównać do katalizatorów przyspieszających
*akcje. Często jest tak, że jakaś reakcja wywoływana przez okre-
;:'*ony hormon i bez niego by zaszła, tyle że trwałoby to bardzo długo
=*.b wymagałoby waxunków fizycznych trudnych do spełnienia.
*;* Próbą wyjaśnienia mechanizmu oddziaływania hormonów zaj-
je się chemia molekularna i należy mieć nadzieję, że wyjaśnienie
' Ch tajemnic jest tylko kwestią czasu. Pewnie, że wtedy pojawią się
:;**olejne pytania wymagające rozwiązania i wyjaśnienia, będzie to je-
:*;*tak dalszy, doskonalszy poziom poznania.
~ * Układ hormonalny, choć zbudowany z szeregu gruczołów rozrzu-
*onych po całym prawie organizmie, jest funkcjonalnie bardzo zinte-
;growany. Każdy gruczoł działa jakby oddzielnie, ale wydzielanie
*ażdego ma jakieś określone reperkusje w innych gruczołach. W je-
dnych większe, zasadnicze, w innych mniejsze, ale przecież też waż-


* *2 - Biologiczne i medyczne. . . 161


ne. Można układ hormonalny porównać z zespołem sprężyn w siatce
materaca. Pobudzenie jednej ze sprężyn wywołuje zawsze bardziej
lub mniej odczuwalne drgania innych sprężyn. Tak jest z gruczołami
hormonalnymi. Wydzielanie jednego gruczołu powoduje reakcje
w innych - czasem duże, czasem śladowe. Jedna i ta sama reakeja
fizjologiczna może być wynikiem działania kilku hormonów. Na
przykład proces wzrastania jest regulowany przez hormon wzrostu,
ale także hormony płciowe, kory nadnerczy, tarczycy. Poziom cukru
we krwi jest regulowany przez układ insulina - glukagon, wydzic-
lane przez trzustkę, a jednak zależy także od adrenaliny, wydzie-
lanej głównie przez rdzeń nadnerczy (patrz uklad współezulny),
ale i przez hormony kory nadnerczy, a nawet hormon wzrostu przy-
sadki.
Związek czynnościowy poszczególnych gruczołów jest znacznie
głębszy: czasem pobudzają do wydzielania inne, czasem pełnią rolę
hamującą. Taka zależność jest przede wszystkim znana w stosunku
do przysadki i jej oddziaływania na inne gruczoły.
, Układ hormonalny jest ściśle powiązany z układem nerwowym.
Ośrodkiem regulującym działanie gruczolów hormonalnych jest
podwzgórze. Podwzgórze niekiedy jest nazywane mózgiem trzew-
nym, gdyż przez gruczoły hormonalne reguluje wiele funkcji narzą-
*,* '* dów wewnętrznych. Jest tą strukturą, która stanowi pomost między
'I układem hormonalnym i nerwowym, bo neurony podwzgórza wy-
I dzielają substancje czysto hormonalne - Realasingfactor (RF), czy-
;i j li czynniki uwalniające. Są to substancje chemiczne, które oddziału-
! ją na przysadkę mózgową, pobudzając ją do wydzielania hormonów

Ii;,
, i tropowych. Tak więc podwzgórze jest strukturalnie i anatomicznie
; na pewno częścią układu nerwowego, ze wszystkimi cechami charak-
'I ****, terystycznymi dla neuronów, a jednocześnie par excellence gruczo-
ł' łem wydzielania wewnętrznego i odpowiada definicji gruczołu hor-
i monalnego. Zatem w wysoce zorganizowanym ustroju zwierzęeym
'; mamy jakby trzy piętra układu hormonalnego.
Pierwsze piętro - to podwzgórze.
Drugie piętro - to przysadka mózgowa. Jej wyjątkowe znacze-
* * ' nie polega na wpływie hormonów tropowych na inne gruczoły.
Trzecie piętro - to znane nam gruczoły hormonalne:
- przysadka mózgowa (w części wydzielania hormonów nie-tro-
i I, 9
powych),

Podwzgórze -**
Pnysadka




Tarczyca i przytarczyce


Grasica






Nadnercza
i,
Wysepki
Langerhansa (w trzustce) r




Gonady (jajniki)
Gonady (jądra)





14. Rozmieszczenie gruczołów hormonalnych



' - szyszynka mózgowa,
- gruczoł tarezowy (tarczyca),
- gruczoły przytarczyczne,
- grasica,
- trzustka
- nadnercza - część korowa,
*' - nadnercza - część rdzenna,
- gonady: jajniki u kobiet i jądra u mężczyzn.


móz owa


*iedyś uznawano przysadkę za gruczoł nadrzędny w stosunku do in-
*ych. Dziś rola przysadki została nieco zdegradowana: jest ona pię-
ł*'em pośrednim między podwzgórzem a innymi gruczołami. Niekie-
162 163


ne. Można układ hormonalny porównać z zespołem sprężyn w siatce
materaca. Pobudzenie jednej ze sprężyn wywołuje zawsze bardziej
lub mniej odczuwalne drgania innych sprężyn. Tak jest z gruczołami
hormonalnymi. Wydzielanie jednego gruczołu powoduje reakcje
w innych - czasem duże, czasem śladowe. Jedna i ta sama reakej
fizjologiczna może być wynikiem działania kilku hormonów. Na
przykład proces wzrastania jest regulowany przez hormon wzrostu,
ale także hormony płciowe, kory nadnerczy, tarezycy. Poziom cukru
we krwi jest regulowany przez układ insulina - glukagon, wydzie-
lane przez trzustkę, a jednak zależy także od adrenaliny, wydzie-
lanej głównie przez rdzeń nadnerezy (patrz układ współczulny),





L*Wl*LGlt l**.y111lUJl*lVWy *lVJLl,Lt**Vllly*tl *lu*,c,vrvrv *vo
głębszy: czasem pobudzają do wydzielania inne, czasem pełnią rolę
hamującą. Taka zależność jest przede wszystkim znana w stosunku
do przysadki i jej oddziaływania na inne gruczoły.
Układ hormonalny jest ściśle powiązany z układem nerwowym.
Ośrodkiem regulującym działanie gruczołów hormonalnych jest
podwzgórze. Podwzgórze niekiedy jest nazywane mózgiem trzew-
nym, gdyż przez gruczoły hormonalne reguluje wiele funkcji narzą-
dów wewnętrznych. Jest tą strukturą, która stanowi pomost między
układem hormonalnym i nerwowym, bo neurony podwzgórza wy-
dzielają substaneje czysto hormonalne - Realasingfactor (RF), czy-
li czynniki uwalniające. Są to substancje chemiczne, które oddziału-
ją na przysadkę mózgową, pobudzając ją do wydzielania hormonów
tropowych. Tak więc podwzgórze jest strukturalnie i anatomicznie
na pewno częścią układu nerwowego, ze wszystkimi cechami charak-
I terystycznymi dla neuronów, a jednocześnie par excellence gruczo-
i ' łem wydzielania wewnętrznego i odpowiada definicji gruczołu hor-
I monalne o. Zatem w w soce zor anizowanym ustroju zwierzęcym
!, mamy jakby trzy piętra układu hormonalnego.
Pierwsze piętro - to podwzgórze.
Drugie piętro - to przysadka mózgowa. Jej wyjątkowe znacze-
I nie polega na wpływie hormonów tropowych na inne gruczoły.
Trzecie piętro - to znane nam gruczoły hormonalne:
- przysadka mózgowa (w części wydzielania hormonów nie-tro-
, powych),


! : 'I 162

Podwzgórze
*z'
Pnysadka




Tarcvyca i przytarczyce


Grasica






Nadnercza
Wysepki-
Langerhansa lw trvustce)




Gonady (jajniki)



Gonady (jądra)





14. Rozmieszczenie gruczołów hormonalnych



- szyszynka mózgowa,
- gruczoł tarczowy (tarczyca),
- gruczoły przytarczyczne,
- grasica,
- trzustka,
- nadnercza - część korowa,
- nadnercza - część rdzenna,
- gonady: jajniki u kobiet i jądra u mężczyzn.


mózgowa

rś uznawano przysadkę za gruczoł nadrzędny w stosunku do in-
Dziś rola przysadki została nieco zdegradowana: jest ona pię-
pośrednim między podwzgórzem a innymi gruczołami. Niekie-

163


dy w literaturze mówi się, że jest ona "primus inter pares". Myślę
jednak, że wyjątkowość przysadki w gronie innych gruczołów jest
niewątpliwa.
Przysadka to pojedynczy gruczoł wielkości ziarna dużej fasoli (le-
karze lubią takie "botaniczne" określenia). Jest ona ważna, więć
i lokalizację ma szczególną. Przysadka "siedzi" na grubej strukturze
kostnej, zwanej siodełkiem tureckim, u podstawy jamy czaszki. Ta
struktura jest potężnym wałem obronnym od dołu - od części trzew-
nej czaszki. Na przysadce "siedzi" całe mózgowie, a jeszcze wyżej
znajdują się kostne powłoki czaszki. Tak więc przysadka ma uprzy-
wilejowane położenie i uraz jej jest właściwie niemożliwy.
Ujmując rzecz anatomicznie, przysadka składa się z trzech częś-
ci. Czynnościowo składa się z dwu części - wydzielającej hormony
tropowe i wydzielającej hormony oddziałujące już bezpośrednio na
tkanki.
Hormony tropowe wydzielane przez przysadkę pobudzają do wy-
dzielania inne gruczoły. Znamy hormony:
- tyreotropowy ("tarczyco-zwrotny") - pobudzający tarczycę,
- adreno-kortyko-tropowy (ACTH) - pobudzający gruczoł
kory nadnerczy,
- gonadotropowe - pobudzające różne funkcje wydzielnicze
j ąder u mężczyzn i j aj ników u kobiet.
W zakresie hormonów tropowych mamy do czynienia z tzw.
sprzężeniem zwrotnym. Na przykład niski poziom hormonu tarczy-
cowego we krwi powoduje pobudzenie przysadki i w efekcie wyrzu-
cenie do krwi hormonu tyreotropowego. Hormon ten, opłukując ko-
mórki wydalnicze tarczycy, pobudza je do wydzielania hormonu. Je-
żeli tylko jest to możliwe, a w tym przypadku potrzebna jest dostate-
czna ilość jodu, poziom hormonu tarczycy we krwi podnosi się. To
podwyższone wydzielanie powoduje z kolei określoną reperkusję.
Przysadka, poinformowana o tym, że jest już dość hormonu tarczycy
we krwi, przestaje wydzielać hormon tropowy. I w ten sposób zosta-
je utrzymany pożądany poziom. Jest to ustawiczne balansowanie, są
to naprzemienne fazy pobudzenia i hamowania różnych pięter wy-
dzielania. Ale jest to mechanizm na tyle doskonały, że w normal-
nych warunkach ilość hormonu jest utrzymywana na oczekiwanym
i optymalnym poziomie.

164

1








































lądra

Gruczoły sutkowe













i* 0 I




Jajniki




15. Schemat przedstawiający nadrzędną rolę przedniego płata przysadki xnózgo-
i współzależność z innymi gruczołami oraz tkankami wytwarzającymi hormony
* przerywaną zaznaczono działanie związane z ujemnym sprzężeniem zwrotnym:
:szość gruczołów docelowych wytwarza własne hormony, które działają na wy-
anie horrnonów tropowych przez przysadkę)


Sprzężenie zwrotne dotyczy nie tylko układu przysadka-gruczoł
icowy. Przysadka jest tu często tylko piętrem pośrednim w ukła-
:: podwzgórze - przysadka - gruczoł końcowy. Analogicznie
regulacji funkcji tarczycy wygląda regulacja innych hormonów,
których istnieje układ tropowy w przysadce-podwzgórzu.

165


Hormony nie-tropowe przysadki

Jest ich kilka, nas jednak interesuje - z punktu widzenia rozwo-
ju - ważny hormon wzrostu, zwany hormonem somatotropowym.
Ta nazwa sugeruje, że jest to hormon z grupy tropowych. Tak nie
jest. Choć wszystkie gruczoły hormonalne poprzez swoje wydziela-
nie oddziałują na inne gruczoły, to jednak nie jest to układ tropowv
w sensie hormonów przysadki wyżej omawianych.
Hormon wzrostowy stanowi bardzo złożoną strukturę białkową.
Jego budowa jest znana, ale synteza chemiczna bardzo trudna.
W leczeniu jesteśmy skazani ciągle jeszcze na preparaty uzyskiwane
z tkanek organizmów żywych. Kłopot polega na tym, że działanie
hormonu wzrostu jest ograniczone do gatunku.*Hormon wzrostu
otrzymywany z przysadek zwierząt nie działa u człowieka.
Hormon wzrostu jest regulatorem wielu reakcji biochemicznych
zachodzących w ustroju. Między innymi oddziałuje on na tkankę
chrzęstną, pobudzając ją do zwiększonej przemiany mater - przy-
swajania, a przez to pobudza do rozrostu. Fakt rośnięcia jest więc
stymulowany, regulowany przez przysadkę. Na pierwszym etapie ro-
zwoju "kości" są to struktury zbudowane z tkanki chrzęstnej. Ta
właśnie tkanka rozrasta się pod wpływem hormonu wzrostu.
W procesie rozwoju rozrastanie się kości może odbywać się także
inaczej - poprzez odkładanie się zmineralizowanych elementów
kostnych pod błoną okostnową. Ten typ wzrastania jest jednak zna-
cznie powolniejszy i odbywa się poza wpływem hormonu wzrostu.
Rozwój szkieletu polega na jego wzroście, a także na zmianie
jego struktury. W chrząstkach przyszłych kości pojawiają się ogniska
mineralizacji, tzw. jądra kostnienia. W tkance odkładają się sole wa-
pniowo-fosforowe. Przebieg tej mineralizacji można obserwować za
pomocą zdjęć rentgenowskich. Istnieje stały gatunkowy porządek
pojawiania się jąder kostnienia. Jądra te, rozrastając się, powoli
zmieniają całą strukturę chrzęstną w kostną.. Wzrastanie odbywa się
głównie dzięki rozrostowi kości długich. W typowej kości długiej za-
zwyczaj powstają trzy jądra kostnienia, odpowiadające podziałowi
kości na trzy elementy: trzon oraz dwie nasady. Jądra kostnienia
z wiekiem rozrastaj ą się, zaj muj ąc coraz więcej miej sca. W pewnym
wieku kość składa się już ze struktury zmineralizowanej, chociaż na-
dy są jeszcze oddzielone od trzonu warstwą tkanki chrzęstnej-
hrząstkami nasadowymi lub wzrostowymi. Otóż dokąd istnieją te
rząstki, człowiek może jeszcze rosnąć. W późnej fazie dojrzewa-
;qia chrząstki nasadowe zanikają i wtedy wzrastanie staje się prak-
cznie niemożliwe.
Jedna z metod badania rozwoju biologicznego polega na ozna-
aniu jąder kostnienia i obecności chrząstek nasadowych w koś-
*iach długich. Są opracowane atlasy pomagające ocenić "wiek kost-
**y", czyli fazy i stopień zaawansowania procesu kostnienia. Określe-
*e "wieku kostnienia" może być obiektywnym miernikiem rozwoju
**iologicznego, a także metodą diagnozy w zaburzeniach rozwoju,
horzeniach gruczołów hormonalnych itp.
'* Wspomniałem o współzależności czynnościowej poszczególnych
*ormonów. Jej przykładem może być właśnie proces wzrastania. Wie-
*azy, że synergistycznie (współdziałająco) z hormonem wzrostu wpływa
*a rozwój chrząstek nasadowych hormon tarczycy. Jeszcze ciekawszy
st związek hormonu wzrostu i androgenów (patrz - hormony płcio-
e). Otóż androgeny, wydaje się, także działają synergistycznie.
*;*V małym stężeniu pobudzają chrząstki wzrostowe do rozwoju. Tylko
**; równocześnie hormony płciowe wpływają na dojrzewanie kości,
więc ich mineralizację. Zatem kiedy ich działanie jest zmasowane,
; :*owodują przyspieszone zanikanie chrząstek, na rzecz struktur kost-
'*"*ych. Kiedy chrząstki pod wpływem androgenów ulegną mineralizacji,
*' `:;proces wydłużania się kości zostaje już zakończony, a więc i wzrastanie
***;*,A>ostaje zasadniczo zakończone. Może trwać jeszcze jakiś czas wzrasta-
**' *ie uzależnione od okostnej, ale ten proces, jak wspomniano wyżej,
:* łjest mało efektywny i praktycznie trudno liczyć się z przyrostem wy-
`:"*okości ciała mierzonego nie milimetrami, ale centymetrami. . .
**p' Jak wszystkie gruczoły hormonalne, tak i przysadka w swym wy-
m'*zielaniu hormonu wzrostowego może podlegać zaburzeniom choro-
wym. Mamy zazwyczaj dwie możliwości: nadczynność lub niedo-
** *ynność. Objawy są w obu zespołach odwrotne.
* L: A więc niedoczynność w wieku dziecięcym nosi nazwę karłowa-
Itości przysadkowej. Głównym objawem jest mniejsze lub większe
*ahamowanie wzrastania, szczególnie kończyn. Osobnicy z tego typu
*aburzeniami zachowują estetyczne proporcje dziecka, harmonijnie
zbudowanego przed okresem dojrzewania. Twarz jest dziecięca,
o małej żuchwie (szczęce dolnej), szeroka.

166 167


Przypadki nadczynności charakteryzują się wysokim wzrostem,
długimi kończynami przy stosunkowo krótkim tułowiu, dużą częścią
twarzową czaszki, szeroką i dużą żuchwą. Osobnicy ci - oczywiście
jeżeli nie jest to przypadek klasycznie klinicznych zaburzeń - to
przyszli koszykarze, siatkarze, a czasem bokserzy wagi ciężkiej.
Oczywiście, obok postaci klinicznych występują pewne odchyle-
nia indywidualne, może jeszcze nie zaburzenia, ale swoistości rozwo-
jowe. Bywają więc przypadki rodzinnych cech - wysoki wzrost
i duża twarz lub niski wzrost i dziecięce proporcje. Bywa też, że tego
typu budowa jest uzależniona od czasu dojrzewania. Wczesne doj-
rzewanie powoduje szybki rozwój kości, a przez to zahamowanie
wzrastania. I odwrotnie - późne dojrzewanie pozostawia czas na
dłuższe wzrastanie kości długich, przeto determinuje inne proporcje
ciała (jakie? - jest to proste ćwiczenie na zrozumienie istoty niedo-
i nadczynności. . . ).
Istnieje podstawa, by sądzić, że przysadkę, zwłaszcza w jej części
wydzielającej hormon wzrostowy, łatwo uszkodzić przez zatrucie
składnikami dymu tytoniowego. Znane są zjawiska wolniejszego
wzrastania dzieci matek palących w ciąży i opóźnionego wzrastania
dzieci, które czynnie lub biernie ulegają zatruciu dymem.


Szyszynka mózgowa

* Szyszynka najdłużej opierała się badaczom. Długo jej rola nie była
ii poznana. Sądzono nawet, że jest to narząd szczątkowy, relikt przeszło-
i ści z rozwoju filogenetycznego. Taki pogląd jednak nie zgadzał się ze
; stwierdzeniem bardzo dużej aktywności biochemicznej tego narządu.
Obecnie wiemy już sporo. Szyszynka jest na pewno związana ze
' zjawiskiem biorytmów organizmu ludzkiego. Wyodrębniono także
substancję biologicznie czynną - hormon melanotoninę. Jej rola
I* jest dość złożona, wiadomo, że melanotonina uczestniczy w prze-
mianie cukrowej ośrodkowego układu nerwowego. Ciekawe jest
także potwierdzenie dawnych przypuszczeń o roli szyszynki w regu-
lacji procesu dojrzewania płciowego. Wiadomo było, że guzy (no-
wotwory) szyszynki wywierają wpływ na przebieg, a zwłaszcza czas
dojrzewania. Sądzono jednak, że może być to mechaniczny wpływ
ucisku na ośrodki podwzgórzowe. Obecnie jednak przyjmuje się za

168

**wnik, że szyszynka oddziałuje hormonalnie na przebieg dojrzewa-
' *ia - wpływa na jego opóźnienie.


* **ruczoł tarczowy

*ruczoł tarczowy jest stosunkowo dobrze znany. Znajduje się on
w przedniej dolnej części szyi. W warunkach pełnego zdrowia jest
wyczuwalny tylko dotykiem, w chwili przełykania. Gruczoł tarczowy
*rest powiązany z przysadką mózgową przez sprzężenie zwrotne.
** Hormon produkowany przez tarczycę jest substancją stosunkowo
*rostą, charakteryzuje się wysoką zawartością jodu. W żadnych in-
*ych tkankach ustroju jod nie występuje w tak dużym stężeniu. Do
*prawnego działania gruczoł tarczycy potrzebuje określonej podaży
"fódu z pożywieniem. W normalnych warunkach jod występuje w do-
'8*atecznej ilości w wodzie pitnej i właściwe odżywianie się wystarcza.
8* jednak regiony, w których poziom jodu w wodzie jest zbyt niski
f*ludzie chorują na niedoczynność tarczycy. Tarczyca, pobudzana
* zez hormon tropowy przysadki, nie mając dostatecznej ilości bu-
*'rYlca, "nie wywiązuje się" z poleceń przysadki. Na pobudzenie rea-
*uje rozrostem, tworząc w dolnej części szyi charakterystyczną
;*;>7*rukturę, zwaną wolem. Ponieważ wola takie występowały w pew-
;**ch okolicach nagminnie, nazwano je wolami endemicznymi. Obec-
*te zespół ten nie jest już obserwowany. W okolicach występowania
Wola urzędowo, pod nadzorem stacji sanitarno-epidemiologicznych,
;dń soli jest dodawany jod w ilości pokrywającej zapotrzebowanie.
*** Hormon tarczycy ma dość rozległe działanie, m. in. jest nie-
dny do prawidłowego rozwoju, zwłaszcza tkanki nerwowej. Nie-
*>czynność tarczycy u dzieci może powodować określone schorze-
*e, o wyraźnych i typowych objawach. Osobnicy cierpiący na klasy-
y zespół niedoczynności tarczycy odznaczają się opóźnionym
,* zwojem, brakiem lub znacznym opóźnieniem dojrzewania, ob-
oną przemianą materii - małym łaknieniem, niską ciepłotą
;!*ała, sennością i niską aktywnością, a także niską inteligencją,
*ęgającą w drastycznych przypadkach znacznego upośledzenia
*tnysłowego. Cechą charakterystyczną jest nadmierne rogowace-
':*e skóry, która staje się obszerna - pomarszczona, mało spręży-
i sucha. Włosy - rzadkie, słabe, łamliwe. Twarz ma charakte-

169


rystyczny wygląd - szeroko rozstawione oczy, gruby szeroki nos
duży język, jakby nie mieszczący się w ustach. Obecnie przypadki
takie są skutecznie i szybko leczone. Także klasyczne postaci niedo-
czynności tarczycy właściwie należą do wyjątkowo rzadkich. Nato-
miast gdyby dziecko takie nie było leczone, powstaje u niego niedo-
rozwój umysłowy znacznego stopnia, który po pewnym czasie, na-
wet przy właściwym leczeniu, nie cofa się.
Dawniej zespół ten nazywano kretynizmem, a chorych takich-
kretynami. . .
Nadczynność tarczycy jest jakby odwrotnością niedoczynności.
Osobnicy cierpiący na nadczynność tarczycy rozwijają się i dojrzewają
normalnie, niekiedy procesy te są przyspieszone. Przemiana materii-
zwiększona: duże łaknienie, szybkie spalanie, chudość spowodowana
nadmiernym spalaniem. Ciepłota ciała - podwyższona. Przyspieszone
tętno, duża pobudliwość - szybkie reakcje, zmienność nastrojów,
duży napęd do działania, ale także duża drażliwość i wybuchowość.
Łatwe wchodzenie w konflikty. Zaburzenia snu - bezsenność, skóra
dobrze ukrwiona, ciepła i wilgotna. Wzmożona potliwość, w przypad-
kach zaawansowanych - wytrzeszcz oczu. Wysoka inteligencja, ale
efektywność pracy umysłowej umiarkowana z powodu tzw. gonitwy
myśli, czyli trudności skupienia się na jednym zagadnieniu.
Klasyczny obraz nadczynności nosi nazwę zespołu Basedowa.
Leczenie jest możliwe i dostatecznie wcześnie podejmowane okazuje
się skuteczne. Zatem klasyczny zespół objawów należy raczej do
przeszłości.
Jako przyczynę nadczynności tarczycy u dzieci i młodzieży niek-
tórzy autorzy podają długotrwałe stresy psychiczne, złe warunki śro-
dowiskowe - rodziny konfliktowe, alkoholizm rodziców, ciężkie
przeżycia. Niekiedy powiększenie tarczycy obserwuje się u młodzie-
ży w okresie dojrzewania. Jest to wole młodzieńcze - zespół sto-
sunkowo niewinnych zaburzeń, wymagający jednak konsultacji
i ewentualnego leczenia w poradni endokrynologicznej.


Gruczoły przytarczyczne

Kilka parzystych małych gruczołów, które anatomicznie są powiąza-
ne z gruczołem tarczycy, jakby przyklejone do jego powierzchni, re-
luje gospodarkę wapniowo-fosforową. Ich niedoczynność może
wodować niski poziom wapnia we krwi, co z kolei prowadzi do
*ększonej pobudliwości nerwowej, z drgawkami włącznie. U dzie-
zespół ten nosi nazwę tężyczki (są także inne przypadki tężyczki,
; związanej bezpośrednio z przytarczycami).





to duży gruczoł o podwójnym zadaniu. Z jednej strony trzustka
gruczołem trawiennym, wydzielającym sok trzustkowy do jelita
kiego. Inne struktury tego gruczołu wydzielają hormony regulu-
gospodarkę węglowodanową. Insulina - od dawna znany hor-















100 mg/100 ml

























i;







Rys. 16. Efekt obniżenia poziomu glukozy we krwi

171


mon - powoduje przyspieszone znikanie glukozy z surowicy krwi.
Glukoza zostaje zamieniona w wielocukier - glikogen - i w tej for-
mie jest składana w tkankach: mięśniach, wątrobie itp. Glikogen
jest substancją zapasową i w przypadku głodu oraz obniżenia pozio-
mu cukru we krwi poza normę jest z powrotem uruchamiany i zuży-
wany w formie glukozy. Dzieje się tak m. in. w przypadku stresu,
pod wpływem adrenaliny i wzmożonego działania układu współczul-
nego. Podwyższanie poziomu glukozy w surowicy jest m. in. efektem
działania innego hormonu trzustki, antagonisty insuliny - glukago-
nu. Tak więc w zasadniczym zakresie stały poziom cukru we krwi
i jego gospodarka - podaż, magazynowanie itp. - są wynikiem
działania tych dwu hormonów trzustki. Cukrzyca jest zaburzeniem
funkcji trzustki i w swej najczęstszej postaci polega na niedoborze
,, insuliny. Są jednak znane i inne mechanizmy tego schorzenia.


Nadnercza
Gruczoły nadnerczowe - parzyste,o kształcie piramidek,wielkości
i. kasztana - znajdują się w okolicy górnego bieguna nerek.Budowa
anatomiczna nadnerczy jest dość dziwna,każdy gruczoł składa się
I z dwu części: rdzenia i otulającej go ze wszystkich stron części koro-
' wej.Czynnościowo i funkcjonalnie są one niezależne i nie powiąza-
"i ne ze sobą.Dlaczego tak jest? Jakie jest znaczenie tak dużej po-
* i I wierzchni stykania się dwu różnych gruczołów,nie wiemy.
Część rdzeniowa nadnerczy wydziela hormon adrenalinę,znany
' I nam już z opisu funkcji układu współczulnego.Adrenalina reguluje
* ! czynności narządów wewnętrznych, przede wszystkim krążenia.
'* ** Wpływa także na gospodarkę cukrową.Uczestniczy w reakcji streso-
wej ustroju,w sensie mobilizacji do wysiłku i ewentualnej walki lub
I *, ucieczki.
Część korowa nadnerczy stanowi jeden z najbardziej złożonych
'*' czynnościowo gruczołów hormonalnych.Jest to gruczoł bardzo waż-
I ny,a jego działanie jest rozległe; pozornie reguluje on wiele róż-
j:*, nych,wydaje się - nie powiązanych ze sobą czynności.
Kora nadnerczy wydziela zasadniczo dwie grupy hormonów: hor-
* mony androgenowe,uczestniczące w rozwoju,dojrzewaniu płcio-
il ! i wym i czynnościach seksualnych,oraz sterydy metabolizmu i obrony
I 1' : '*
i;Ili * ; 172

;troju. Hormony kory pochodzą chemicznie od cholesterolu i mają
*dobną do siebie budowę, stąd wspólna nazwa sterydy.
Androgeny to hormony męskie. Występują one u obu płci,
tym sensie ich nazwa - hormony męskie - jest niesłuszna.
* okresie dzieciństwa androgeny są wydzielane w niewielkich iloś-
ach i ilości te nie zwiększają się wraz z rozwojem ciała dziecka.
tnieje więc jakby zjawisko relatywnego zmniejszania się wydziela-
ia androgenów aż do okresu dojrzewania. Dopiero wtedy następuje
Hałtowny, skokowy wzrost produkcji tych hormonów. U mężczyzn
tiałają one synergistycznie do hormonów płciowych wydzielanych
rzez j ądra.
Androgeny wpływają na kształtowanie się drugo- i trzeciorzęd-
ych cech płciowych. Oddziałują więc na wzrastanie i powodują,
śpierając wydzielanie hormonu wzrostu, skok pokwitaniowy. Po-
odują rozwój kośćca i jego dojrzewanie - mineralizację i zanik
lementów chrzęstnych w kościach. Wpływają na rozwój muskulatu-
t i doskonalenie czynnościowe aparatu ruchowego, na rozwój
wzrastanie narządów płciowych, przede wszystkim zewnętrznych.
* chłopców wszystkie te procesy są wspomagane przez działanie te-
:osteronu jąder, przeto są znacznie bardziej nasilone. Androgeny
ddziałują także na psychikę - determinują przemiany psychiczne
iarakterystyczne dla okresu dojrzewania. Ponadto wpływają na po-
ęd płciowy, na wrażliwość erotyczną okolic erogennych, uczestni-
cą w wyrabianiu i utrzymywaniu odruchów płciowych, z orgazmem
tącznie, wzmagają porost włosów w okolicach płciowych. Andro-
eny pobudzają gruczoły łojowe skóry do działania, powodują
*zmożoną potliwość w okresie dojrzewania, tłustość cery, zwiększo-
* kwasowość odczynu skóry. Trądzik młodzieńczy jest "zawiniony"
t:zez androgeny.
* Jak więc widać, zakres oddziaływania androgenów jest znaczny

Inne sterydy można podzielić pod względem czynnościowym na
i grupy: regulujące metabolizm węglowodanów i białek, regulu-
* odczyn ustroju na czynniki chorobotwórcze (stany zapalne) i re-
je alergiczne.
Działanie przeciwzapalne oraz przeciwalergiczne sterydów nad-
czowych jest szeroko wykorzystywane w lecznictwie. Jest ono
ktywne i szybkie. Co prawda odczyn zapalny ustroju ma charak-

173


ter obronny, ale w niektórych przypadkach jego wpływ jest tak roz-
legły i długotrwały, że sam w sobie stanowi problem. Oczywiście
usuwanie tylko odczynu zapalnego (czyli obronnego!) bez usuwania
czynnika przyczynowego byłoby błędem. Niekiedy należy równocze-
śnie stosować terapię przyczynową (antybiotyki) i przeciwzapalną,
by przerwać niekorzystny, a niekiedy groźny stan w ustroju. W tych
przypadkach działanie sterydów nadnerczowych jest cenne.
Analogicznie jest w przypadkach reakcji alergicznych. Człowiek
współczesny jest poddawany kontaktowi z różnymi substancjami
chemicznymi, które mogą wywoływać uczulenie. Mamy do czynienia
z wielką liczbą alergenów, a siły obronne, wrażliwość ustroju ludz-
kiego na ich działanie wydaje się sprzyjać częstości i ciężkości prze-
biegu schorzeń alergicznych. Oczywiście, są i alergeny naturalne
(pyłki, produkty zwierzęce itp.).
W tych wszystkich przypadkach sterydy kory nadnerczy są cudo-
wnymi lekami, tyle że jak każdy lek działający istotnie i silnie, oka-
zują się także niebezpieczne. Sterydy są bronią obosieczną: bardzo
korzystną w ręku doświadczonego lekarza i bardzo groźną w ręku
amatorów.


Gruczoły płciowe

Gruczoły płciowe, inaczej zwane gonadami, mają podwójną rolę.
Ich rola wewnątrzwydzielnicza polega na wydzielaniu hormonów
płciowych - androgenów w jądrach, a estrogenów w jajniku. Poza
tym w jajniku rozwijają się i dojrzewają komórki rozrodcze żeńskie
- komórki j aj owe, w j ądrach zaś rozwij aj ą się i doj rzewaj ą komórki
płciowe męskie - plemniki. Obie te funkcje - wewnątrzwydziel-
nicza i produkcja komórek rozrodczych - są ze sobą czynnościowo
związane: hormony płciowe regulują, stymulują produkcję i rozwój
komórek rozrodczych.
Jajnik - gonada żeńska. Jest to parzysty gruczoł wielkości kasz-
tana znajdujący się w jamie brzusznej. Jajnik jako gruczoł hormo-
nalny wydziela dwa rodzaje sterydów płciowych - estrogeny i pro-
gesteron. Hormony te powodują dojrzewanie dziewcząt, stymulują*
rozwój wewnętrznych narządów płciowych. Pobudzają do rozwoju
komórki jajowe, które od okresu embrionalnego znajdują się w lal'

174

niku. Jeszcze ważniejsza jest rola estrogenów pełniona w ścisłym
związku z gonadotropinami przysadki (hormon folikulino-tropowy
i luteino-tropowy) - polega na regulacji cyklu miesięcznego, przy-
gotowaniu śluzówki macicy do przyjęcia i inplantacji zapłodnionego
jaja oraz utrzymaniu ciąży. W przypadku niezapłodnienia następują
zmiana fazy cyklu miesięcznego i krwawienie wraz z usuwaniem nie-
;potrzebnej, przerosłej i przekrwionej - w ten sposób przygotowa-
nej na przyjęcie jaja - błony śluzowej macicy.








Estradiol pikogramy/ml


































17. Schemat cyklu miesiączkowego


175

Najwigksza możliwość zapłodnienia


Cykl płciowy kobiety jest czymś niezwykle doskonałym. Funk-
cjonuje (w zdrowiu) przez wiele dziesiątków lat bezbłędnie i z nie-
bywałą precyzją. Także utrzymanie ciąży nie jest proste i wymaga
regulacji hormonalnej. W normalnych warunkach gra hormonalna,
czyli przemienne zwiększanie i zmniejszanie wydzielania różnych
hormonów płciowych, zapewnia doskonałość funkcjonalną ustroju
kobiety. Znajomość wpływu hormonów płciowych na rozwój jaja
i jego utrzymanie przy życiu pozwoliła na opracowanie hormonalnej
regulacji urodzin. Mówiąc w uproszczony sposób, zostały tu wyko-
rzystane obserwacje gry hormonalnej w okresie ciąży: nie następuje
wtedy kolejne jajeczkowanie, a dojrzewanie i rozwój komórek jajo-
wych zostają zahamowane. Podając "pigułki antykoncepcyjne", wy-
wołujemy podobny efekt - brak jajeczkowania.
jądro - gonada męska. To także parzysty gruczoł o podwójnym
działaniu - produkuje plemniki oraz hormony z grupy androgenów.
Jądra są zlokalizowane na zewnątrz jamy brzusznej, w okolicy zwa-
nej kroczem. Początkowo rozwijają się, tak jak jajnik, wewnątrz
jamy brzusznej. Temperatura, jaka tam panuje, jest jednak dla ją-
der niekorzystna i w związku z tym opuszczają one ok. 7. miesiąca
to zbyt dla nich ciepłe miejsce i wędrują na zewnątrz (tzw. zstępowa-
nie j ąder) do specj alnego worka skórnego, zwanego workiem mosz-
nowym. Ten niby to prymitywny narząd, stanowiący rzeczywiście
worek skórny z warstwą mięśni, jest jednak dość precyzyjny. To ter-
' mostat zapewniający stałą ciepłotę jądrom. O tę właśnie stałą cie-
płotę chodzi - jądra są bowiem bardzo wrażliwe na temperaturę
(już nieznaczne jej podwyższenie, jakie jest w jamie brzusznej, po-
woduje zanik wydzielniczych elementów jąder).
Worek mosznowy poprzez skurcze i pomarszczenie oraz zwięk-
szone ukrwienie zapewnia podwyższenie ciepłoty w przypadku zim-
i' na. Ale - co ważniejsze - w przypadku nadmiernego ogrzania ule-
i* ga ścienieniu i intensywnemu poceniu. Wysychanie powoduje znacz-
;, ną utratę ciepła i w ten sposób jądra znajdują się w pełnym komfor-
li cie cieplnym. Dlatego j ądra niezstąpione powinny być sprowadzone
do worka mosznowego poprzez kurację hormonalną, a w przypad-
''*!, kach opornych - operacyjnie.
Jądra jako gruczoł hormonalny produkują substancje z grupy an-
drogenów. Androgeny jąder, których najważniejszym przedstawicie-
* I,'I lem jest testosteron, są w stosunku do androgenów nadnerczowych

176

synergistyczne, ale także znacznie silniej działają biologicznie. Re-
gulują one powstawanie i dojrzewanie plemników w tzw. kanalikach
nasiennych - w nabłonku płciowym. Zapewniają także możliwość
spełnienia przez plemniki ich funkcji poprzez zapewnienie im możli-
wości ruchu w płynie wydzielanym przez gruczoł krokowy i inne
mniejsze gruczoły.
Testosteron jest hormonem silnie oddziałującym na psychikę.
Popęd płciowy, potrzeba rozładowania napięcia seksualnego, zainte-
resowanie sprawami seksu, zdolność do sprawnego funkcjonowania
seksualnego - to wynik współdziałania androgenów z odpowiedni-
mi ośrodkami w mózgu. Poza tym testosteron wpływa na samopo-
czucie, na agresywność, na chęć i możliwość podejmowania walki,
na niezależność psychiczną, a także na sprawność intelektualną. Pro-
wadzono obserwacje psychicznych różnic, jakie występowały u osob-
ników eunuchoidalnych, czyli takich, którzy przed dojrzewaniem zo-
*stali wykastrowani, w wyniku wypadku czy też celowo, dla zachowa-
*ia pięknego głosu - sopranu chłopięcego. Otóż ci ludzie charakte-
ryzowali się pewnymi cechami psychicznymi, które predestynowały
ich do pełnienia funkcji urzędniczych: byli poszukiwanymi zarządca-
*i, sekretarzami, pełnomocnikami. Cechowała ich uległość i wier-
*ńość dla przełożonych oraz silniejszych, ale drobiazgowe i szczegóło-
*e przestrzeganie wymagań w stosunku do podległych. Mieli skłon-
'*ności do zajmowania się szc_zegółami, nie widzieli szerszych per-
śpektyw. Charakterystyczny był ich wygląd zewnętrzny - wysoka
budowa ciała, długie kończyny, szeroki pas biodrowy (sylwetka ra-
*zej kobieca). Wcześnie odkładała się u nich tkanka tłuszczowa.
Brak owłosienia twarzy stwarzał typowy i charakterystyczny obraz.
Obecnie już przypadki takie nie są spotykane. Leczenie hormo-
b'.alne podjęte w odpowiednim czasie i prowadzone konsekwentnie
'?*oże z powodzeniem uchronić od rozwoju typowego zespołu eunu-
Choidyzmu.





Na wewn trzne* owierzchni mostka a wi c w rzednim śród ier-
*u, znajduje się u dzieci przed okresem dojrzewania duży twór
* utkaniu gruczołowym, zwany grasicą. To dziwne, ale twór ten,



* Biologiczne i mcdyczne. . .


przecież wielokrotnie większy niż przysadka i łatwiej dostępny bada-
niom, bardzo długo bronił swej tajemnicy.
Jest jednym z bardzo niewielu narządów zanikających. U doro-
słych grasica jest już tylko w formie szczątkowej, nieczynnej biologi-
cznie resztki tkanki.
Utkanie grasicy wskazuje na jej związek z procesem odporności.
Odporność dzieci jest w ogóle nieco inna niż dorosłych - większy
jest w niej udział tkanki limfatycznej (gruczoły limfatyczne, migdal-
ki podniebienne itp.). Wyższy niż u dorosłych jest także procent ko-
mórek limfocytarnych we krwi. Wszystko to w okresie dojrzewania
ulega pewnej inwolucji, jednak tylko grasica zanika całkowicie.
Poza związkiem z procesem odporności grasica ma prawdopodo-
bnie do odegrania jakąś rolę w procesie dojrzewania. Być może-
jak sugerowano niekiedy - wydziela jakąś substancję hormonalną,
która miałaby hamować proces dojrzewania. W zasadzie ustrój dzie-
cka jest gotów do dojrzewania już znacznie wcześniej, niż się to nor-
malnie dzieje. Znane są przypadki dojrzewania przedwczesnego (pu-
bertas precox), kiedy to kilkuletnie dziecko osiąga dojrzałość seksu-
alną (bez żadnych uchwytnych negatywnych następstw w przyszłoś-
ci). Czy jest tak, że gotowość dojrzewania jest znacznie wcześniej
obecna niż wykorzystywana? Czy grasica hamuje te zapędy do wcze-
snego dojrzewania, a dopiero gdy ona zaniknie, proces ten może się
rozpocząć bez przeszkód? Są to pytania, na które nie można zdecy-
dowanie odpowiedzieć.

IV.

CZ*,OWIEK
W ŚWIECIE MIKROORGANIZMÓW



l. ODPORNOŚĆ - CHOROBA

Świat jest pełen drobnoustrojów. Niezliczone ilości mikrobów znaj-
dują się wszędzie: w wodzie, glebie, powietrzu, a także w jamie ust-
nej i przewodzie pokarmowym.
Choć przyjęło się uznawać drobnoustroje za groźnego przeciwni-
ka człowieka, znakomita ich większość jest dlań obojętna lub mniej
czy bardziej pożyteczna. Tylko niewiele może mieć działanie choro-
botwórcze, i to zazwyczaj w sprzyjających, niezbyt korzystnych dla
człowieka okolicznościach.
Wirusy. Określa się je czasem jako struktury pośrednie między
istotami żywymi a tworami chemicznymi. Rozmnażają się, więc na-
leży zaliczyć je do istot żywych. Co prawda rozmnażają się najczę-
ściej i prawie wyłącznie w komórkach nosiciela, przez wstrzyknięcie
do jądra komórkowego własnego DNA. W ten sposób wprowadzają
w błąd układ informacyjny komórki i ta, zamiast namnażać swoje
komórki potomne, namnaża wirusy. Wirusy są tak małe, że można
było je zobaczyć dopiero wtedy, kiedy skonstruowano mikroskop
*lektronowy, czyli w połowie XX w. Poprzednio nazywano je hipo-
tetycznymi zarazkami przesączalnymi, przedostawały się bQwiem
przez najdrobniejsze filtry porcelanowe, a przesącz taki miał zdol-
ność wywoływania choroby.
Wirusy mogą rozwij ać się tylko w organizmie żywym. Poza ustro-
fem giną bardzo szybko, z wyjątkiem wirusów wywołujących choro-
bę Heinego-Medina oraz żółtaczkę.
Hodowla wirusów in vitro (w szkle, w probówce) jest możliwa
tylko na żywym materiale - krwinkach, zarodku kurzego jaja itp.
Mikroby, najczęściej zwane bakteriami. Odkrył je w XIX w.
L. Pasteur. Jest ich bardzo wiele. Niektóre są wykorzystywane do
głużby człowiekowi - do fermentacji, do produkcji serów, a także


12' 179


do syntezy witamin w przewodzie pokarmowym (witaminy K i zes-
połu witamin B). Są na ogół pożyteczne. Mikroby chorobotwórcze
poznano dość dokładnie. Większość z nich można hodować in vitro,
a niektóre zostały przez człowieka wykorzystane do produkcji szcze-
pionek przeciw nim samym.
Żywotność bakter i ich odporność są bardzo różne. Niektóre
mikroby są niezwykle odporne na działanie środowiska zewnętrzne-
go. W glebie, a nawet w bliznach pourazowych mogą przetrwać lata-
mi. Przykładem takiej swoistej odporności jest pałeczka tężca. Inne
są bardzo wrażliwe - giną przy nieznacznie nawet podwyższonej
ciepłocie, ulegają zniszczeniu przez powszechnie stosowane środki
odkażające (mydło). Do takich szczęśliwie zalicza się bardzo duży
mikroorganizm o wyglądzie skręconej spiralnie nitki - krętek wy-
wołujący kiłę, zwany bladym (w normalnych warunkach barwienia
jest pod mikroskopem niewidoczny). Ten groźny, ale bardzo wyma-
gający drobnoustrój ginie już w temperaturze około 42oC. Tę właści-
wość wykorzystywano do zwalczania go, zakażając chorych na kiłę
dodatkowo malarią. Malaria charakteryzuje się okresowymi napada-
mi wysokiej gorączki, w której krętki ginęły.
Pierwotniaki. W naszych warunkach klimatycznych schorzeń wy-
wołanych pierwotniakami jest niewiele. Należy do nich na przykład
toksoplazmoza, u kobiet bezobjawowa, o lekkim przebiegu, a u pło-
du wywołuj ąca ciężkie uszkodzenie układu nerwowego.
Grzyby (pleśnie). W szczególnych sytuacjach mogą one odgry-
wać ważną rolę patogenną, np. w sytuacji znaczącego deficytu od-
porności przy zakażeniu wirusem HIV - w przebiegu AIDS - lu-
dzie chorują bardzo ciężko z powodu zakażenia pleśniawkami czy
pierwotniakami Pneumocystis carini, normalnie dla człowieka zdro-
wego niegroźnymi. Ciekawe, że zakażeniu Pneumocystis poza chory-
mi na AIDS ulegają wcześniaki, co także jest wynikiem ich bardzo
niskiej odporności.
Człowiek przed zakażeniem broni się przede wszystkim syste-
mem barier. Taką barierę stanowi skóra. Jej odczyn jest kwaśny
i dla drobnoustrojów niekorzystny. Złuszczające się naskórki oczysz-
czają mechanicznie powierzchnię ciała. Wydzielina gruczołów skóry
jest dla bakterii też szkodliwa. Skóra jest oczywiście barierą mecha-
niczną i musi być uszkodzona, by bakterie przez nią przeniknęłył
Uszkodzenie skóry i wniknięcie drobnoustrojów powoduje od-
czyn tkanek podskórnych i prowadzi zazwyczaj do umiejscowienia
infekcji i zniszczenia drobnoustroju.
b;; Barierę stanowi także błona śluzowa. Śluz jest dla drobnoustro-
jów szkodliwy i stanowi osłonę dla organizmu. W przewodzie pokar-
mowym mamy do czynienia z barierą tkanki limfatycznej (np. mig-
;: dałki podniebienne) oraz barierą chemiczną (np. kwas solny w żo-
łądku). W dwunastnicy bakterie nie występują. Natomiast wiele
Ń bakterii jest w dalszych odcinkach przewodu pokarmowego. Niektó-
i re, jak Escharichia coli, są dla człowieka niezbędnym sojusznikiem
* (produkcja witamin). Bakteryjna flora treści jelitowej jest także ele-
; mentem obrony - eliminuje ona drobnoustroje chorobotwórcze.
* Dzieje się tak na przykład przez konkurencyjne pobieranie składni-
=` ków odżywczych niezbędnych do życia i namnażania drobnoustro-
jów. Obronę przed zakażeniem stanowi także błona śluzowa jelita,
' osłaniana przez warstwę śluzu. Detergenty, które nawet w normal-
h= nych warunkach są trudno usuwalne z naczyń i spożywane z pokar-
mem, przy braku higieny lub przy oszczędności wody dostają się do
** przewodu pokarmowego w znacznych ilościach. Powodują usuwanie
warstwy ochronnej śluzu i umożliwiają wnikanie do kosmków, a po-
* tem do krwiobiegu różnych substancji normalnie nie przenikających.
?:' Moze to ułatwiać zakażenie oraz prowadzić do ciężkich reakcji aler-
* gicznych i toksycznych.
*; W układzie oddechowym funkcje obronne sprawują głównie nos
*:; i błona śluzowa nosa. Różne zanieczyszczenia wdychanego powie-
*;: trza są przylepiane do powierzchni błony śluzowej i wydalane ze ślu-
f zem na zewnątrz. To, co przeniknie do dalszych odcinków, jest wy-
; ; chwytywane przez ich śluz i usuwane przez ruch rzęskowy śluzówki.
*' Reakcjami obronnymi, jakby zmasowanego uwalniania się od zanie-
;*, czyszczeń, są odruch kichania i kaszel. Ich zwalczanie bez zlikwido-
;**;* wania infekcji jest wbrew interesowi ustroju.
* Jeżeli drobnoustrój wniknie do ustroju (do krwi), to rozpoczyna
* się między nimi walka. Ustrój poza barierami ma jeszcze do dyspo-
:: *ycji bardzo precyzyjny aparat odpornościowy. Zajmuje się tym pa-
s*onująca, ale trudna nauka - immunologia. Bez przygotowania
,r; *iochemicznego trudno zrozumieć reakcje ustroju, dlatego mecha-
: nizmy odpornościowe omówimy w sposób znacznie uproszczony.
Zasadniczym elementem układu odpornościowego jest układ
*' limfatyczny. Zaliczamy do niego komórki rozsiane po całym ustroju

180 [ * " 181


i"

(limfocyty), a bardziej skupione w wątrobie, śledzionie i grasicy.
Poza tym utkanie tkanki limfatycznej występuje w migdałkach pod-
niebiennych, w grudkach limfatycznych w ścianie jelit oraz w wę-
złach chłonnych. Układ limfatyczny stanowi także swoistą barierę-
filtrując krew, wychwytuje ciała obce i je inaktywuje. W utkaniu
limfatycznym są produkowane komórki wolno poruszające się we
krwi.
Układ limfatyczny powstaje już u płodu. Jest on jednak niezbyt
rozbudowany, ponieważ środowisko, w jakim przebywa płód, jest
',' jałowe. Brak bodźców w postaci infekcji nie sprzyja rozwojowi ukła-
du limfatycznego. Jest on po prostu płodowi niepotrzebny, a stanowi
element rozwojowy na przyszłość. To zresztą wyjątek, u płodu wiele
narządów nie pracuje na rzecz ustroju (np. nerki), tylko przygoto-
' wuje się do przyszłego samodzielnego życia.
Układ limfatyczny rozwija się szczególnie między 3. a 9. rokiem
życia. W tym okresie śledziona jest wyjątkowo duża, na zdjęciach
rentgenowskich widać także dużą grasicę. Migdałki podniebienne są
* często tak duże, że utrudniają oddychanie. Fakt, że przerosły, dowo-
; dzi ich doniosłej roli. Usunięcie migdałków powoduje likwidację
ważnej bariery obronnej.
W czasie poprzedzającym dojrzewanie układ limfatyczny znacz-
; nie się zmniejsza, a grasica praktycznie zanika. Nie dowodzi to obni-
' żenia odporności. Ma ona jednak już inny charakter. Możliwe, że
' przerost układu limfatycznego u dzieci jest wynikiem częstych w tym
* wieku infekcji. Po każdej infekcji wzrasta odporność, a w stosunku
' do wielu drobnoustrojów powstaje trwała odporność swoista (o tym
* I za chwilę). Może więc kiedy już ta odporność na skutek ustawiczne-
; go "ćwiczenia" zostaje trwale osiągnięta, układ limfatyczny traci na
5; * znaczeniu i zanika. A może powstaje wtedy inny system odporno-
ściowy? Trudno powiedzieć.
Poza układem limfatycznym istotną rolę odgrywa tzw. fagocyto-
i "," i,*ii za, czyli pożeranie przez wyspecjalizowane krwinki drobnoustrojów
które przeniknęły wraz z zakażeniem. Często drobnoustroje przed
pożarciem są specjalnie preparowane - sklejane, oklejane specjal-
i * ** nymi substancjami białkowymi itp. Fagocytoza jest bardzo ważnym
* elementem odporności i walki z drobnoustrojami.
; Wreszcie na odporność ustroju wpływają mechanizmy "humoral-
* ; ne" cz li oddział wanie substanc*i roz uszczon ch we krwi ściśle
J p

- w jej osoczu. Są to przede wszystkim substancje białkowe o dość
dużych cząsteczkach, należące do tzw. frakcji gamma - powszech-
nie znane jako gamma-globuliny. Te frakcje są uzyskiwane z krwi
ludzkiej i wstrzykiwane dzieciom w celu podniesienia ich odporno-
ści. Obecność jeszcze innych licznych substancji, które immunolodzy
dobrze znają, jest sprawą zasadniczą. Mechanizm ich działania jest
różny i złożony.
Do wytwarzania ciał odpornościowych jest potrzebna właściwa
dieta, zawierająca dużo (tyle, ile trzeba) pełnowartościowego białka.
Niedobór białka może prowadzić do obniżenia odporności, i to jest
rnechanizm znany, występujący w czasach głodu. Ciekawe, że nad-
miar składników pokarmowych pozabiałkowych, zwłaszcza węglo-
wodanów, wpływa niekorzystnie na odporność. Ludzie przekarmie-
ni, otyli wykazują niższą odporność przeciwzakaźną. Dotyczy to
również dzieci. Poza względami estetycznymi, ograniczeniem spra-
wności ruchowej, zaburzeniami hormonalnymi (wtórnymi, nie pier-
wotnymi!) niska odporność - to dodatkowy argument przeciw prze-
karmianiu dzieci i za walką z nadwagą.
Wszystkie wymienione mechanizmy zaliczamy do odporności nie-
swoistej. Jest ona ważna - nie przeciw jakiejś jednej, określonej
*chorobie, ale przeciw wszelkim infekcjom. Człowiek z odpornością
. meswoistą choruje rzadziej, a jeżeli już zachoruje, to łagodniej.
**. *W procesie odporności nieswoistej uczestniczy poza układem immu-
nologicznym cały organizm, zwłaszcza układ nerwowy i hormonal-
*.,*y. Wiadomo, że w procesach odporności ważną rolę odgrywają hor-
;*;*ony kory nadnerczy, a także autonomiczny układ nerwowy (patrz
* *zdział III. ).
' e Zajmiemy się teraz ciekawym i praktycznie ważnym zjawiskiem,
;*akim jest hartowanie. Polega ono na oddziaływaniu niskiej tempe-
*"dtury na receptory skóry. Osiąga się to przede wszystkim przez ką-
el lub nacieranie skóry na całej powierzchni wodą o stale obniża-
*J temperaturze. Zaczynając od niewinnej kąpieli w wodzie, której
;ciepłota jest odczuwana jako coś normalnego, stopniowo codziennie
konujemy zabiegu w wodzie o temperaturze coraz niższej. Ostate-
ie dochodzi się do temperatury pokojowej, którą człowiek nie-
* gotowany odczuwa już jako niską i nieprzyjemną. Dzieci harto-
ane konsekwentnie znoszą to bardzo dobrze. Uzupełnieniem może
; yć dodatek soli mineralnych (Iwonicka, Ciechocińska czy Zabłocka,

182 183


ostatecznie zwykła kuchenna), co jest uznawane za ważny element
psychoterapeutyczny. Zdaje się jednak, że zasadniczą rolę odgrywa
nie sól, ale temperatura.
Hartowaniem są również kąpiele słoneczne całego ciała oraz
noszenie odpowiedniego ubrania. Tu popełnia się najwięcej błędów.
Dzieci są z reguły przegrzewane, a to odwrotność hartowania, dla
ustroju szkodliwa. Dzieci powinny być przyzwyczajone do lekkiego
stroju, odpowiedniego do temperatury otoczenia. Bardzo wskazane
jest w lecie noszenie krótkich spodenek, lekkich koszulek bez ręka-
wów, a w zimie też nie należy przesadzać z ciepłą odzieżą.
Wyżej została omówiona odporność nieswoista, teraz zajmiemy
się mechanizmami odporności swoistej.
Zwalczając chorobotwórczy mikroustrój, człowiek wytwarza
przeciwciała. Jest to reakcja biochemiczna na obecność drobnou-
! stroju lub jego produkty. Drobnoustroje wytwarzają swoiste dla sie-
bie toksyny. Najczęściej są one wyspecjalizowane, zaburzają reakcje
enzymatyczne ustroju, atakują niektóre komórki lub ich elementy-
to jest właśnie ich działanie chorobotwórcze.
Przeciwciała neutralizuj ą toksyny lub porażaj ą czy niszczą drob-
noustrój. Jeżeli zostaną wytworzone, to na ogół mają długi żywot,
niekiedy do końca życia. Mówimy wtedy, że przebycie choroby wy-
twarza trwałą odporność i na taką chorobę więcej się nie choruje.
Próba wtargnięcia drobnoustroju ponownie kończy się jego klęską.
" Najbardziej niekorzystne przypadki to odporność bardzo krótko-
` ' i trwała, zanikająca po kilku tygodniach. Niektóre choroby nie dają
I odporności swoistej w ogóle, np. kiłą można się zarazić tylko wów-
'* czas, jeżeli jest się wyleczonym. Złośliwi mówią nawet, że jedy-
', ; nym sposobem, by przekonać się o wyleczeniu jest. . . zarazić się po-
i * * nownie.

i-










Jest więc tak, że odporność swoistą można zdobyć na długo, kie-
dy indziej tylko na kilka miesięcy czy tygodni. Ale bywa też, że
ponowne zachorowanie podnosi jakby poprzeczkę odporności - po
kilku zachorowaniach jest ona wystarczająco duża.
Jeżeli jednak odporność swoista na niektóre choroby (po ich
przebyciu) jest bardzo niska, to może też być tak, jak w przebiegu
grypy: każda prawie epidemia jest wywołana jakimś mutantem wiru-
sa i przebycie infekcji wywołanej jednym mutantem daje tylko czę-
ściową odporność.

Odporność pozakaźną wykorzystano do wielkiego dzieła ludzko-
ści, jakim są szczepienia ochronne, polegające na sztucznym wywo-
ływaniu odporności, niestety swoistej. Ale nie narzekajmy. Szcze-
pienia zmieniły obraz świata.
Dzieje szczepień ochronnych są długie. Szczepiono jeszcze wte-
dy, gdy nikt nie zdawał sobie sprawy, że w ogóle istnieją jakieś mi-
kxoorganizmy.
Najdłuższą i najbardziej chwalebną historię mają szczepienia
pxzeciw ospie prawdziwej. Dziś wiemy, że jest to choroba wywołana
wirusem i nie jest to wirus szczególnie inwazyjny. Otóż już w staro-
*yrtnych Chinach ludzie dostrzegali prawidłowość, że na ospę choru-
)'*e się tylko raz. Wszczepiali więc materiał pobrany z wykwitów os-
*owych ludziom w okresie dla nich szczególnie korzystnym i osiągali
*o prawda zachorowanie, ale o przebiegu łagodniejszym. Dziś wie-
*ny, że wirus wnikający poprzez skórę jest mniej szkodliwy niż taki,
*tóry - jak to jest zazwyczaj - wnika poprzez zakażenie kropelko-
b!*e, przez śluzówkę dróg oddechowych.
I oto w roku 1796 nikomu nie znany lekarz wiejski w Szkocji,
*,. Jenner, zastosował po raz pierwszy szczepienie przeciw ospie.
* Qoszedł on, drogą obserwacji, do wniosku, że wprowadzając z pę-
*>ierzy ospowych z wymion krowy (bo i one na ospę chorują) wysięk
"*,a uszkodzoną skórę, osiąga się miejscowe owrzodzenie ospowe,
*órego przebycie daje trwałą odporność. A był najwyższy czas, by
. *spę opanować - dziesiątkowała ona ludzkość, a tych, którym uda-
" się przeżyć - szpeciła; po owrzodzeniach ospowych pozostawały
głębione blizny, "dzioby", które niszczyły niejedną urodę.
E. Jenner był doskonałym obserwatorem, wyciągał genialne,
,* oc dziś przecież oczywiste wnioski. I był odważny. Przypominam:
** stosował skuteczne szczepienia, nie mając pojęcia o istocie zaka-
ma, na długo przed odkryciem bakterii przez L. Pasteura i prawie
****0 lat przed wykryciem wirusów w ogóle. To wszystko jest wprost
* ł pojęte i budzi ogromny szacunek.
ć* * Szczepienia przeciwospowe są skuteczne, choroba ta praktycznie
**;,
* ł nęła. Niewielu jest dziś lekarzy, którzy by widzieli na własne
ospę. W tej sytuacji właściwie można by ze szczepień zrezygno-
* ac Trzeba bowiem wspomnieć o powikłaniach szczepień. Otóż
et*:**zepienia nie były nigdy zupełnie bezpieczne. Zawsze - i można
*;*yło to wyliczyć statystycznie - pojawiały się powikłania. Nie

184 185


będziemy ich tu omawiać, bo to już historia. Dość, że zawsze po ma-
sowych szczepieniach pewna liczba dzieci po prostu ginęła na po-
szczepienne zapalenie mózgu. Minister zdrowia, podpisując zarzą-
dzenie o masowych i obowiązkowych szczepieniach, podpisywał
równocześnie jakby wyrok śmierci na niektóre dzieci.
Szczepionka przeciwko gruźlicy - BCG - mogła powstać wów-
czas, kiedy po kilku latach intensywnych prac wyhodowano szczep
pałeczki gruźlicy (prątka), który zachował zdolność wytwarzania
odporności, utracił jednak znaczną część swojej zjadliwości w sto-
sunku do człowieka. W roku 1918 w instytucie Pasteura w Paryżu
zastosowano tę szczepionkę po raz pierwszy. Nazywa się ona Bacil-
lus Calmet-Gueren, tzw. szczep dwu uczonych: Calmeta i Guerena.
Dziś już mało kto docenia, jakie to było osiągnięcie. Trzeba
przypomnieć, czym była gruźlica. Otóż była to przewlekła choroba
infekcyjna o dość dużej zaraźliwości, praktycznie nieuleczalna.
Trwała zazwyczaj kilka lat, wyniszczała chorego, a zmiany, choć
najczęściej dotyczyły płuc, mogły dotknąć także inne narządy. Prak-
tycznie wszystkie. Była gruźlica skóry, kości (znacznie zniekształca-
jąca, większość ludzi "garbatych" - to byli ludzie z gruźlicą kręgo-
słupa), gardła i strun głosowych - tak chorował i zmarł m. in.
K. Szymanowski. Najgroźniejszymi postaciami były gruźlica prosów-
kowa - rozsiana w płucach, przebiegająca gwałtownie i nieodwra-
calnie (w Polsce nazywano ją suchotami galopującymi) oraz gruźli-
cze zapalenie opon mózgowych i mózgu, także nieuleczalne.
Podejmowano różne metody leczenia, ale było to tylko działanie
częściowe - przedłużało chorobę, a przez to stanowiło dwuznaczne
skutki z punktu widzenia epidemiologicznego. Dłużej chorując, lu-
dzie więcej zarażali. W Polsce w okresie przedwojennym na gruźlicę
umierało ok. 50 000 ludzi rocznie, czyli tyle, ile liczył... Żyrardów
W tej sytuacji gruźlicę zaliczano do chorób społecznych i była ona
jednym z trudniejszych i smutniejszych problemów. Prawdą jest, że
na gruźlicę w XX w. chorowali przede wszystkim ludzie niedożywie-
ni, przepracowani i żyj ący w złych warunkach higienicznych.
Szczepionka, którą wynaleziono na wiele lat przed streptomycy-
ną (był to pierwszy antybiotyk, który leczył gruźlicę, ale nie wszyst-
kie jej formy), zaczęto stosować, niestety nie bez tragicznych pomy-
łek. Przede wszystkim szczepiono noworodki. I okazało się, że w la-
tach trzydziestych naszego wieku kilkadziesiąt noworodków w Lube-
ce zaszczepiono pomyłkowo zjadliwym szczepem gruźlicy. Dzieci
zginęły, zła wieść poszła w świat i mało kogo przekonało tłumacze-
nie, że to fatalna pomyłka, a nie wina szczepionki.
Były także inne tragiczne przypadki. Na przykład w jednym ze
szpitali pracowała chora na otwartą gruźlicę (jest to forma wysoce
zaraźliwej gruźlicy płuc) położna, która nie wiedząc o tym, zakażała
noworodki. I znów śmierć zbierała żniwo.
Szczepienia napotykały opory. Przeceniano znaczenie wzmożo-
nych odczynów zapalnych w węzłach chłonnych po doustnym poda-
niu szczepionki. Takie odczyny prowadziły do obrzęku węzłów,
a niekiedy nawet do ropienia, przetok itp. Pozostawały blizny, szpe-
cące - to fakt, ale przecież dziecko, które tak reagowało na zakaże-
nie niezjadliwym szczepem BCG, gdyby nie zaszczepione zetknęło
się z prątkiem zjadliwym, zginęłoby na pewno (właśnie dzieci powin-
ńy być przede wszystkim zaszczepione, a reakcja na szczepienie po-
twierdza ich nadwrażliwość).
Także w Polsce szczepienia nie były łatwe. Z własnego doświad-
czenia wiem, że - niestety - niektórzy lekarze właściwie zwalczali
szczepienia. Długie lata nie można było wyegzekwować pełnych po-
wszechnych szczepień, chociaż były one bezpłatne.
. Mimo tych trudności walka z gruźlicą, choć spóźniona, dała po-
zytywne wyniki. Najcięższe postacie gruźlicy, te, wobec których sta-
waliśmy bezradni, zniknęły. Bo nie jest tak, że pod wpływem szcze-
pień osobnik miał być całkowicie odporny. Ale jest tak, że szansa
*akażenia wybitnie maleje i nie grożą, nie znane już dziś z praktyki
lekarskiej, postaci: zapalenie opon i mózgu, zapalenie kości i sta-
wów, rozsiana gruźlica, tzw. prosówka.
; Szczepienia przeciwgruźlicze to wielki sukces nauki - to likwida-
cja jednej z najcięższych chorób XIX i pierwszej połowy XX w.
9* Szczepienie przeciwko błonicy - dyfterytowi. Błonica była cięż-
*ą chorobą, dającą wysoką umieralność. Wyróżniano dwie formy
kliniczne: angina z bardzo silnym odczynem toksycznym, uszkodze-
*.iem mięśnia sercowego, często kończąca się zgonem, oraz tzw.
:*'up. Była to kiedyś groźna choroba i niełatwa do rozpoznania, naj-
"*iększa zmora lekarza. Szczepienia powszechnie zaczęto stosować
'w Europie po drugiej wojnie światowej. W Polsce przyszły z opóź-
tideniem i na początku lat pięćdziesiątych w Łodzi w jednym tylko

186 187


roku na błonicę zmarło więcej dzieci niż w całej Europie łącznie. Na
skutek powszechnego zastosowania szczepień błonica zniknęła.
Znaczne wyniki osiągnięto przez szczepienia przeciwko tężcowi.
Jest to groźna choroba wywołana pałeczką tężca, normalnie saprofi-
tującą w przewodzie pokarmowym koni i krów. W czasie pierwszej
wojny światowej na tężec zmarło więcej ludzi, niż bezpośrednio po-
legło w czasie działań bojowych. Tężec rozwija się po wniknięciu pa-
łeczki do rany - najczęściej gdy rana jest zabrudzona ziemią ogrod-
niczą, nawozem bydlęcym itp. W czasie drugiej wojny światowej nie
zanotowano w armiach zachodnich ani jednego zgonu z powodu tężca
- to wynik powszechnych szczepień, choć nie bez znaczenia jest fakt,
że koń jako zwierzę pociągowe został wyparty przez silniki spali-
nowe. . .
Każde zranienie zanieczyszczonym narzędziem, łopatą, pługiem
itp. przy pracy na roli grozi zakażeniem tężcem. Obowiązują w tych
przypadkach uodpornienie bierne (podanie surowicy odpornościo-
wej) oraz tzw. dawka przypominająca - ponowne zaszczepienie
profilaktyczne.
Jedną z najcięższych postaci był tężec noworodka. Wrotami za-
każenia bywała rana popępowinowa. Zdarzało się to na wsi, gdzie
poród odbierała znachorka. Niestety, przeważme dzieci te umierały.
Lęk i panikę wywoływała groźna choroba Heinego-Medina, za-
każenie wirusem polio (po raz pierwszy opisali ją J. Heine i O. Me-
din). Chorowało na nią sporo dzieci, najczęściej była to jednak for-
ma poronna, bez najgorszych następstw w postaci porażeń mięśnio-
wych. Porażenia takie, jeżeli się pojawiły, miały też tendencje do
cofania. Niekiedy jednak pozostawały trwałe porażenia wiotkie-
i kalectwo. Na wyobraźnię chyba podziałał fakt, że prezydent Sta-
nów Zjednoczonych F.D. Roosevelt był kaleką, po chorobie miał
trwałe porażenie nóg i poruszał się tylko na wózku inwalidzkim.

Po okresie sporadycznych zachorowań pojawiła się na początku
lat pięćdziesiątych epidemia z dość dużą liczbą przypadków, w tym
i porażennych. Właściwie leczenia nie było. Stosowano zabiegi fizy-
koterapeutyczne, prawdopodobnie dawało to jakieś rezultaty, ale
pewna liczba osób pozostawała kalekami. Wtedy wynaleziono szcze-
pionkę. Był to pierwszy przypadek, kiedy rodzice zabiegali o zdoby-
cie szczepionki, kupując ją nawet za dewizy za granicą. Wprowadze-
nie powszechnych bezpłatnych szczepień zostało przez społeczeń-

188

stwo przyjęte z ulgą i aprobatą. Polska była pierwszym na świecie
krajem, w którym zastosowano pełne, powszechne i bezpłatne
szczepienia. Inna sprawa, że szczepionkę tę ówczesny rząd zakupił
ża pieniądze, jakie miał zwrócić Stanom Zjednoczonym (które
z nich zrezygnowały na rzecz zakupu szczepionki).
Poza wymienionymi już stosuje się szczepienia przeciwko ksztuść-
cowi, odrze, a także przeciw wielu egzotycznym choroboni, których
szczęśliwie w Polsce nie ma. Także epidemie duru i czerwonki zosta-
ty wyeliminowane dzięki szczepieniom. Nie wynaleziono jednak do-
`tąd dobrej szczepionki przeciwko grypie - ta, którą mamy, jest sku-
**eczna tylko w odniesieniu do wąskiej grupy wirusa i daje krótko-
'trwałe rezultaty.
" Choroby zakaźne były plagą ludzkości, nawet tej cywilizowanej,
* eszcze przed półwiekiem. Oczywiście, już takie straszne epidemie,
Jak "morowe powietrze" (zapewne dżuma), nie trafiały się. Nawet
ostatnia epidemia cholery z końca XIX w. już się nie powtórzyła.
le dla lekarza, zwłaszcza pediatry, jeszcze przed półwiekiem cho-
`*oby zakaźne były problemem numer jeden. To, że przestały być
: oźne i zbierać żniwo śmierci, jest przede wszystkim zasługą szcze-
5
* ień. Gdyby nie szczepienia, przy wielkiej migracji ludności, jaka
st naszym udziałem, epidemie wybuchałyby stale, a choroby mia-
* by charakter pandemii czy endem.
*' ł Jest jeszcze jeden typ odporności - odporność bierna. W przeci-
*eństwie do szczepienia czy przebycia choroby odporność bierna
wstaje, kiedy podaje się pacjentowi gotowe przeciwciała, które
worzył inny ustrój. Przykładem może być wspomniana wcześniej
porność noworodka. Przez okres ciąży poprzez łożysko matka
_ ekazuje dziecku pewną ilość ciał odpornościowych. Są to prze-
ciała ukierunkowane na choroby, które matka sama przebyła.
_ a odporność nie trwa, niestety, długo - kilka tygodni, najwyżej
ł roku.
r Podobny jest mechanizm uodporniania biernego za pomocą suro-
produkowanych specjalnie, na zwierzętach - najczęściej ko-
h czy baranach. Do organizmu zwierzęcia wprowadza się drob-
troje lub szczepionkę. Gdy zwierzę wytworzy odporność, z jego
* produkuje się surowicę odpornościową. Tę surowicę podaje się


189


Metoda taka jest dość kłopotliwa. Aplikuje się pacjentowi wy-
ciąg obcej krwi, a więc obce białko. Niektóre organizmy reagują na
takie białko alergicznie. Jeżeli nawet za pierwszym razem poda-
nie takiej surowicy jest nieszkodliwe, to jednak powtórne czy kolej-
ne wstrzykiwanie zwiększa ryzyko. No i odporność jest krótkotrwa-
ła. Metoda surowic odpornościowych jest niekiedy koniecznością-
jeżeli nie mamy czasu na wytwarzanie odporności czynnej (szcze-
pienie).
Ciała odpornościowe mieszczą się przeważnie we frakcji gamma-
-globulin surowicy ludzkiej krwi. Laboratoryjnie można otrzymać
preparat zawierający zagęszczone gamma-globuliny. Podanie ich
podnosi odporność przeciwzakaźną. Postępuje się tak w pewnych
przypadkach, kiedy nastąpiło zetknięcie z chorobą zakaźną (odrą,
żółtaczką zakaźną), a nie chcemy, by nastąpiło zachorowanie. Jest
to uodpornienie bierne, ale nieswoiste. Nie ma nic wspólnego ze
szczepionką.


2. ZESPÓŁ NABYTEGO BRAKU ODPORNOŚCI-
AIDS

W roku 1981 na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych zmarł
chory, u którego po raz pierwszy postawiono nową diagnozę - roz-
poznano i opisano nową chorobę. Miała ona przebieg dramatyczny,
mimo prób leczenia nie uzyskano poprawy. Ustalono, że przyczyną
choroby i zgonu był katastrofalny brak odporności przeciwzakaźnej.
W tej sytuacji każda, nawet łagodna infekcja, która normalnie prze-
biega u ludzi bezobjawowo, prowadziła do ciężkiego schorzenia.
Po pierwszym rozpoznaniu pojawiły się kolejne przypadki.
W pierwszym okresie chorobę tę stwierdzano wyłącznie wśród ho-
moseksualistów. Podejrzewano więc, że istnieje jakiś związek mię-
dzy homoseksualizmem a nowym schorzeniem.
Podjęto intensywne badania mające na celu wykrycie czynnika
wywołującego ten zespół chorobowy. Prawie w tym samym czasie
w dwu laboratoriach udało się wyizolować wirusa odpowiedzialnego
za AIDS. Dalsze badania pozwoliły na określenie bliższych cech bio-
logicznych tego wirusa. Dziś jest on jednym z najlepiej poznanych
wirusów chorobotwórczych.

Wirus ten ostatecznie, nie bez dyskusji i sporów, nazwano HIV.
Obecnie są znane dwa jego typy, różniące się dość znacznie między
sobą. Wirus HIV cechuje się dużą zmiennością, ma wiele mutacji.
, Te cechy utrudniają i, jak dotąd, uniemożliwiają produkcję skutecz-
**: nej szczepionki.
Podczas gdy w laboratoriach pracowano intensywnie nad pozna-
* niem wirusa i jego cech biologicznych, niezwykle dynamicznie sze-
* *rzyła się epidemia AIDS. Tak jak pierwszy przypadek, kolejne także
r rozpoznawano na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych i do-
* tyczyły one przede wszystkim homoseksualistów. W pierwszym
** okresie był to swoisty wybuch epidemii: liczba rozpoznań wzrastała
'* w takim tempie, że co 6 miesięcy podwajała się liczba chorych.
*,I choć początkowo chorych tych w liczbach bezwzględnych nie było
:** *tak wielu, to jednak nowość schorzenia oraz całkowita bezbronność
"** *współczesnej medycyny powodowały prawdziwą panikę.
Badania pozwoliły na ustalenie wielu faktów. Otóż okazało się,
*: :ł*e wirus HIV po wniknięciu do krwi powoduje zanik pewnej szcze-
Gfi,
** ;gólnej frakcji białych krwinek, zwanych leukocytami T. Leukocyty
**; *e są w znacznym stopniu, obok innych czynników i mechanizmów,
* eodpowiedzialne za odporność przeciwinfekcyjną organizmu. Nisz-
* ':*ząc odporność, wirus HIV powoduje wrażliwość chorego na wszel-
: *kie, nawet niegroźne w normalnych warunkach infekcje. Praktycznie
* ćhory nie wychodzi z kolejnych infekcji, przebieg ich jest coraz cięż-
"r:szy. Następuje wyniszczenie organizmu i nieuchronna śmierć na sku-
`**tek przygodnego zakażenia - przewlekłych i nawracających zapaleń
: ***łuc czy długotrwałych, wyniszczających biegunek. Jedną z postaci
**fekcji tym wirusem są zmiany skórne w postaci ropni, a także rak
kóry - mięsak Kapotiego.
*t:. Choroba przebiega bardzo powoli. Po zakażeniu następuje okres
**:*iosicielstwa - trwa on od kilku miesięcy do kilku lat. Wydaje się,
;_;* za przeciętny okres wylęgania-nosicielstwa można uznać ok.
* = : lata. Potem poj awiaj ą się obj awy nieswoiste - zmęczenie, uczucie
e abości, stany podgorączkowe, przewlekłe nieżyty, nie gojące się
:*iany skórne i na błonach śluzowych - infekcje są coraz cięższe
**ługotrwałe. Zgon następuje średnio po 2 latach. Przebieg schorze-
*a może być jednak bardzo różny - okres utajony, a więc bezobja-
owy, może trwać kilka lat, a okres objawowy też może być ostrzej-
y i trwać krócej lub łagodniejszy i trwać dłużej.

190 191


Jak dotąd, nie znaleziono skutecznego sposobu leczenia. Są leki,
które mogą łagodzić przebieg choroby, przedłużyć życie. Wyleczenia
jednak, jak dotąd, nie uzyskano.
Pewna liczba nosicieli może w ogóle nie zachorować. Obserwacja
epidemii trwa krótko, zaledwie kilka lat. Nie pozwala to na ustalenic
pewnych danych - nie wiadomo, ile czasu może żyć zakażony. Nie
wiadomo, *aki rocent zakażonych ma szansę na przebieg bezobja-
wowy, czyli nie zachoruje. Szacunkowo podawano kiedyś, że jest to
znaczna większość, że spośród zakażonych tylko niewielu zachoruje
(mówiono na przykład o 20%, czyli zakładano, że 80o/a zakażonych
nie zachoruje). Dłuższy czas obserwacji epidemii nie napawa jednak
aż takim optymizmem.
Wobec braku możliwości leczenia podstawowym zagadnieniem
staje się profilaktyka. Otóż po okresie paniki, który zawsze nie
sprzyja rozsądkowi, ustalono już w sposób pewny drogi zakażenia
i, co ważne, określono, w jaki sposób nie można się zarazić.
Wirus u chorego znajduje się w płynach ustrojowych, a więc we
krwi, w płynie nasiennym oraz w płynie przesiękowym pochwy (w
czasie podniecenia seksualnego gruczoły śluzowe ściany pochwy wy-
dzielają śluz, który ułatwia wprowadzenie penisa - ten właśnie płyn
zawiera wirusy). Poza tym nieznaczne i nie odgrywające roli w epi-
demiologii ilości wirusa można stwierdzić w ślinie, moczu, łzach (po-
przez te płyny zakażenie nie jest możliwe).
Najczęściej materiałem pochodzącym od chorego można się za-
razić z krwią lub w czasie stosunku płciowego.
Zakażenie następuje, jeżeli zakażony płyn ustrojowy dostanie się
do krwiobiegu drugiej osoby. Niestety, w początkowej fazie epide-
m zakażono wiele osób, przetaczając im zakażoną krew. Dotyczyło
to przede wszystkim chorych na hemofilię, którzy byli poddawani
częstym transfuzjom. Poza tym do zakażenia mogło prowadzić sto-
sowanie niesterylizowanych igieł do strzykawek czy innych narzędzi.
Tą drogą AIDS szerzy się wśród narkomanów. Poza tym, oczywiś-
cie, współżycie seksualne, odbywanie stosunków płciowych z osoba-
mi zakażonymi jest drogą szerzenia się infekcji.
Kiedy poznano drogi zakażenia, stało się możliwe zapobieganie.
Bardzo ważnym czynnikiem ułatwiającym opanowanie epidemii
było opracowanie skutecznego testu umożliwiającego rozpoznanie
nosicielstwa (zakażenia). Po zastosowaniu testu można obecnie wy-

192

kryć zakażenie, a więc i możliwość zakażenia innych, na długo przed
pierwszymi objawami choroby.
*rsc, cnoc mezwyKie potrzebny i pożyteczny, ma jednak ograni-
czone znaczenie. Otóż pozytywny wynik testu może pojawić się do-
piero po około 6 tygodniach od chwili zakażenia. Niekiedy pozytyw-
ny wynik pojawia się jednak dopiero po kilku (zazwyczaj 3) miesią-
cach od zakażenia. Tak więc osoba zakażona, nieświadoma tego fak-
tu, może - niestety - przez wiele tygodni zakażać innych.
Człowiek, który ma podstawy sądzić, że mógł się zarazić, a więc
najczęściej amator przygód seksualnych, musi odczekać 6 tygodni
i wykonać test. Jeżeli wynik będzie negatywny, znaczy to wiele dla
`jego samopoczucia, ale, niestety, jeszcze nie koniec sprawy. Decy-
duje powtórzenie testu po około 3 miesiącach: jeżeli wynik będzie
'ponownie ujemny, praktycznie można uznać, że zakażenie nie nastą-
piło.
Swoiste cechy testu wykluczają jego celowe i skuteczne stosowa-
ńie na przykład przy chronieniu obszaru terytorialnego czy stwarza-
*niu poczucia bezpieczeństwa przy korzystaniu z usług prostytutek.
* Jeżeliby nawet wprowadzić zakaz wjazdu do jakiegoś kraju ludziom
*akażonym, to świadectwo negatywnego wyniku testu niczego nie
gwarantuje. Wjechać z pozytywnym zaświadczeniem może ktoś, kto
;!* Go prawda ma jeszcze test negatywny, ale jest zakażony i za kilka
ł*'t*godni będzie miał test pozytywny. . . Prostytutka legitymująca się
;*aświadczeniem, że nie jest zakażona, nie gwarantuje, że tak jest na-
W walce o ograniczenie epidemii podjęto szereg działań. Spraw-
*no banki krwi, zbadano dawców krwi do transfuzji i w ten sposób
ktycznie w krajach cywilizowanych wykluczono zakażenie drogą
etaczania krwi.
Opracowano zasady tzw. bezpiecznego seksu, starając się je sze-
o propagować. Idealną, ale i idealistyczną w ograniczony sposób
lną zasadą jest wyłączność uprawiania seksu w wiernych sobie
adach partnerskich ludzi zdrowych. W takiej sytuacji praktycznie
*S staje się sprawą dla takich dwojga osób bez znaczenia. Nieste-
model seksu uprawianego wyłącznie w wiernych układach part-
skich nie dla wszystkich jest możliwy. Dlatego opracowano zale-
ia, które zmniejszają lub wykluczają możliwość zakażenia.



ł- Biologiczne i medyczne. . .

193


Najważniejszą rolę odgrywa tu prezerwatywa. Ustalono, że za-
stosowanie prezerwatywy zmniejsza szansę zakażenia o 85%. Jest to
bardzo wiele. Dlatego na całym świecie podjęto intensywną propa-
gandę stosowania prezerwatyw. Prezerwatywy są zalecane także
w kontaktach homoseksualnych. I jest to nowa rola tych środków
- do tej pory stosowanych przecież tylko w zapobieganiu ciąży. Za-
lecono unikanie takich form pieszczot, w których partnerzy stykają
się bezpośrednio ze spermą lub płynem przesiękowym pochwy. Za-
kładamy, że zawsze może być w jamie ustnej jakieś skaleczenie, któ-
re staje się wrotami zakażenia.
W początkowym okresie walki z epidemią sądzono, że także po-
całunki, w czasie których następuje przenikanie śliny z ust do ust, są
groźne. Obecnie jednak - wobec braku dowodów czy przykładów
zakażenia tą drogą - sądzi się, że w ślinie ilość wirusów, jeżeli
w ogóle są, jest na tyle ograniczona, iż tą drogą zakażenie nie grozi.
Oczywiście, techniki współżycia, upodobania seksualne są tak róż-
ne, a pomysłowość ludzi tak nieograniczona, że trudno przedstawić
wszelkie niebezpieczeństwa. Można jednak zdecydowanie powie-
dzieć, że każdy kontakt płynów ustrojowych - krwi, spermy i płynu
przesiękowego pochwy - przy nawet drobnym skaleczeniu partnera
może stać się źródłem zakażenia. Wątpliwości należy wyjaśnić w roz-
mowie z osobami kompetentnymi.
Higieniści zalecają - po każdym intymnym kontakcie seksual-
nym, w każdej formie - staranne umycie ciała mydłem, wypłukanie
ust i oddanie moczu. Okazuje się, że już proste zabiegi mogą mieć
tluże znaczenie.
Wirus HIV jest bardzo wrażliwy - praktycznie poza preparatami
krwi ginie szybko poza ustrojem. Niszczy go zarówno wysuszenie,
jak i ciepło. Woda już o temperaturze 60oC jest dla wirusa zabójcza.
Także proste środki higieniczne, już niekoniecznie dezynfekcyjne
(jak chloramina czy sublimat), ale mydło czy "bielinka" do prania
zabijają wirusy HIV bardzo szybko.
Okazuj e się, że zakażenie AIDS nie j est proste i - j ak to sfor-
mułował polski ekspert, prof. A. Stapiński - "żeby zarazić się wiru-
sem HIV, trzeba dobrze się **postarać"".
W świetle podanych faktów głęboko nieuzasadnione są powsze-
chny lęk i niechęć wobec osób chorych i zakażonych. Ludzie ci poza
swymi partnerami seksualnymi są niegroźni. Z zakażonym można

194

mieszkać w jednym mieszkaniu, można pracować w jednym pomie-
szczeniu, można chodzić do jednej klasy - i jest to zupełnie bezpie-
czne. Nie ma żadnych powodów, by rugować zakażonych z ich mie-
szkań, z pracy czy szkoły. Oni powinni normalnie żyć w społeczeń-
stwie i do czasu zachorowania, dokąd tylko są w stanie - normalnie
uczestniczyć w życiu społeczeństwa. Wszelkie restrykcje są nie tylko
nieludzkie i niehumanitarne, są także bezzasadne.
Epidemia AIDS - jak było już nie raz w dziejach chorób za-
kaźnych - wyzwoliła wiele emocji. Jednak emocje te powinny być
poddane kontroli rozsądku. Oczywiście nie jest winą ludzi, że boją
się kontaktu z zakażonymi - nawet bezzasadnie. Epidemia AIDS
przyszła do nas ze znacznym opóźnieniem. Kiedy stała się dla nas
realnym zagrożeniem, o wirusie, jego naturze, o chorobie AIDS
wiedziano już bardzo wiele. Można było poprzez mądrą informację
i działania, przede wszystkim profilaktyczne, uniknąć wielu zakażeń
i kontaktów społecznych. Tego nie zrobiono.
Jednym ze środowisk zagrożenia AIDS są nadal, a w Polsce prze-
de wszystkim, narkomani. Dlatego słusznie intensywne działania in-
śtytucji i organizacji społecznych w walce z AIDS są powiązane
z profilaktyką i leczeniem narkomanów.
* Jaka przyszłość wiąże się z epidemią AmS we współczesnym świecie?
Być może zostanie opracowana i wyprodukowana szczepionka.
8yłoby to jedyne skuteczne w sensie masowym działanie. Czy jed-
*ak szczepionka będzie w czasie możliwym do przewidzenia dostęp-
*a? Nie wiadomo. Bardziej prawdopodobne jest wynalezienie le-
łk.u, który już jeżeli nie leczyłby, to przynajmniej znacznie łagodził
*rzebieg schorzenia. Stan świadomości społecznej będzie ulegał po-
*rawie i to może ograniczyć liczbę zakażeń. A poza tym nauczymy
*ię żyć obok i razem z ludźmi dotkniętymi tą straszną chorobą. I to
óstatnie - kto wie, czy nie jest sprawą najważniejszą.


CHOROBY PRZENOSZONE DROGĄ PŁCIOWĄ


'* niedawna choroby te nazywano wenerycznymi. Ale j ak to często
nazwami medycznymi bywa, określenie "weneryk" jest pejoratyw-
*. Tak jak "kretyn" (niedobór hormonu tarczycy) czy "idiota" (sto-
195


pień upośledzenia psychicznego). By uniknąć etykietkowania, a co
ważniejsze - wartościowania, Światowa Organizacja Zdrowia zale-
ciła zmianę nazwy; niestety, po polsku brzmi ona nieco pretensjonal-
nie i niewygodnie. Do chorób tych zasadniczo zaliczamy dwie: kiłę
i rzeżączkę. Są to bardzo różne schorzenia, o różnym przebiegu. Łą-
czy je jedno - najczęściej zakażenie następuje w czasie stosunku
płciowego.
W pewnym sensie do tej grupy należy zaliczyć także AIDS.
Kiła - inaczej syfilis lub, w języku staropolskim, "przymiot"-
jest groźną chorobą zakaźną, wywołaną bakterią o dość dużych wy-
miarach i skomplikowanej budowie. "Krętek blady" jest długą nicią,
spiralnie zwiniętą, wykonującą nieustanne ruchy obrotowe (nie-
barwliwy normalnymi metodami, stąd "blady"). Zarazek ten jest
bardzo wrażliwy na działanie środowiska, ginie przy ciepłocie ok.
42oC, na skutek wysychania, a skutecznie niszczą go już nie tylko
znane środki dezynfekcyjne, ale także proste środki higieniczne,
z mydłem włącznie. Poza ustrojem krętek ginie bardzo szybko.
Kiła pojawiła się w Europie w czasach Kolumba. Toczy się spór
uczonych, czy kiłę zawlekli marynarze Kolumba do Ameryki, czy też
odwrotnie - stamtąd ją przywlekli. W pierwszym okresie była bar-
dzo groźna i dawała wiele zgonów. Dość szybko skojarzono zakaże-
nia z kontaktami płciowymi.
Zakażenie kiłą może nastąpić tylko przez bezpośredni kontakt,
kiedy to zakażony materiał (najczęściej krew) dostanie się do krwi
osoby zdrowej. Najczęściej następuje to w czasie stosunku płciowe-
go - przy otarciu naskórka, śluzówki itp. Dlatego stosowanie pre-
zerwatyw zmniejsza niebezpieczeństwo zakażenia. Mogą być jednak
i inne drogi zakażenia, np. przy pocałunku, zwłaszcza brutalnym
i namiętnym. Zdarza się zakażenie lekarza badającego pacjenta
(częściej ginekologa badającego pacjentkę "per vaginam"). Teorety-
cznie można zarazić się u fryzjera, kiedy to narzędziem przenoszą-
cym zakażenie jest brzytwa itp.
Przez pierwsze 3 tygodnie zakażony nie ma żadnych objawów.
W tym czasie jednak może zarażać. Pierwsze objawy to owrzodzenie
w miejscu zakażenia, a więc na narządach płciowych czy w jamie
ustnej. Owrzodzenie to, zwane objawem pierwotnym, charakteryzu-
je się dużym naciekiem - występuje jakby na szczycie guzowatego
tworu, jest przy tym niebolesne. Charakterystyczną cechą jest także

znaczny odczyn węzłów chłonnych okolicy owrzodzenia - są one
powiększone, ale też niezbyt bolesne.
Jeżeli objaw pierwotny nie zostanie w sposób właściwy rozpozna-
ny, goi się samoistnie i bez leczenia. Znika miejscowy obrzęk wę-
złów. Chory cieszy się, sądząc, że była to jakaś banalna sprawa,
praktycznie bez znaczenia. Niestety, myli się. Przychodzi teraz drugi
okres kiły - kiły uogólnionej. Pojawiają się dolegliwości niezbyt
swoiste, najczęściej rozpoznawane jako grypa, przeziębienie. Wystę-
pują bóle mięśni, bóle stawów, nieżyt nosa, stan podgorączkowy
i gorączkowy, złe samopoczucie. Najważniejsze jest w tym okresie
zauważenie wysypki na skórze. Wyglądem zbliżona do szkarlatyny,
może być ona jednak łatwo przeoczona. To bardzo ważne, gdyż cho-
roba nie rozpoznana wtedy trwa, a po pewnym czasie pojawia się
kiła trzeciego okresu. Tę jednak znamy już z opisów historycznych.
Od czasu wynalezienia penicyliny kiły trzeciego okresu nie spotyka
':,:* się. Ten trzeci okres charakteryzuje się owrzodzeniami swoistymi-
kilakami, które w postaci guzów zapalnych lokalizują się w różnych
** narządach wewnętrznych. W zależności od lokalizacji dochodzi do
;*" ciężkich uszkodzeń narządów - mózgu, mięśnia sercowego, ściany
ł aorty, wątroby (praktycznie kilaki lokalizowały się we wszystkich
* narządach).
Nie leczona kiła dawała jeszcze postać tzw. kiły późnej. Były to
*** dwie choroby: paraliż postępowy i wiąd rdzenia. Zwłaszcza paraliż
postępowy był ciężkim schorzeniem psychicznym, z utratą samokon-
*m, Iroli, krytycyzmu, z urojeniami, w tym często wielkościowymi.
* Poszukiwania skutecznych metod leczenia i w ogóle walki z kiłą
; były żmudne i długo mało owocne. Pierwszym sukcesem stało się
E*: Opracowanie testu-próby, który pozwalał na ustalenie zakażenia
*'" (test opisany przez A. Wassermana, stąd nazwa). Dziś nie stosuje się
; już klasycznego testu Wr. Test ten pozwolił na masowe badania epi-
*** demiologiczne, a przez to nieco ograniczył rozwój epidemii.
Drugim niezwykle ważnym wydarzeniem było zastosowanie peni-
* :cyliny (odkryta przez bakteriologa A. Fleminga w latach czterdzie-
` stych naszego stulecia), pierwszego antybiotyku, od którego zaczął
" się wielki triumf medycyny. Penicylina okazała się wprost rewelacyj-
me skuteczna. Kilkudniowe leczenie dawało pełne wyleczenie. Znik-
'I *' ęły powikłania.

196 197


,.II Ił

Przykrą, bo niezawinioną postacią choroby jest kiła wrodzona.
Otóż krętek, mimo swego dużego wymiaru, przechodzi przez łoży-
sko, i to nawet nie uszkodzone. Rozwij a się w płodzie i daj e swoiste
objawy ciężkiego schorzenia wrodzonego. Płody kiłowe w pierw-
szych ciążach giną dość szybko, matka roni lub następuje poród nie-
wczesny dziecka niezdolnego do życia. Jednak im więcej tych ciąż,
tym ich przebieg łagodniejszy; w końcu matka mogła rodzić, nawet
przed erą antybiotyków, płody zdrowe. "Po drodze" niejako jednak
rodziła dzieci uszkodzone, z wadami budowy, charakterystycznymi
uszkodzeniami kośćca itp. Tu trzeba wyraźnie podkreślić, że istnie-
jąca niekiedy wiara, że wady wrodzone to wynik kiły, są nieuzasad-
nione. Kiła dawała bardzo wyraźny i jednoznaczny obraz. Wszelkie
wady w postaci rozszczepu wargi, podniebienia itp. nie mają nic
wspólnego z kiłą.
Rzeżączka jest chorobą nieporównanie łagodniejszą niż kiła. Co
prawda zarazić się nią znacznie łatwiej, jednak przebieg i leczenie są
mniej skomplikowane.
Rzeżączka jest wywołana przez bakterię zwaną dwoinką, gono-
kokiem (bakteria występuje parami - wygląda pod mikroskopem
jak dwa ziarnka kawy przyklejone do siebie). Dwoinka jest odporna
- na wysychanie, na środki higieniczne, może przetrwać na bieliź-
nie, w piasku itp. W normalnych warunkach zakażenie następuje
najczęściej w czasie bliskiego, intymnego kontaktu.
Po zakażeniu następuje swoiste, rzeżączkowe zapalenie na przy-
kład błony śluzowej pochwy czy cewki moczowej. Pojawia się ropie-
nie. Ropa, o dość rzadkiej konsystencji, zawiera wiele zarazków
i jest właśnie materiałem zakaźnym. Stanom zapalnym towarzyszą
pieczenie, swędzenie, obrzęk węzłów chłonnych, a w dalszym prze-
biegu - niezbyt nasilone objawy ogólne. U mężczyzn zakażenie
dwoinką najczęściej manifestuje się dolegliwościami w czasie odda-
wania moczu oraz, w czasie ucisku, nieznaczną ilością wydzieliny
ropnej z cewki. Mogą też poj awić się plamy na bieliźnie.
Leczenie trwa kilka dni i daje szybkie wyniki. Należy jednak
przestrzec przed leczeniem "na własną rękę". Źle leczona rzeżącz-
ka może przejść w stan chroniczny, a bakterie mogą stać się leko-
oporne.
Przed wielu dziesiątkami lat rzeżączka była najczęstszą przyczyną
ślepoty już u małych dzieci. W czasie porodu, gdy w drogach rod-
198

nych znajdowała się wydzielina zawierająca dwoinki, dochodziło do
zakażenia spojówek oczu, co prowadziło do ślepoty. Prosty zabieg,
który wymyślił lekarz francuski K. Crede, polegał na przemyciu spo-
jówek roztworem azotanu srebra. Obecnie używa się środków bar-
dziej subtelnych, a równie skutecznych. Istnieje ustawowy obowią-
zek dokonania przy każdym porodzie zabiegu Credego.


4. WYCHOWANIE ZDROWOTNE


Jednym z dylematów współczesności jest rozziew między możliwo-
ściami "wielkiej medycyny" (zabiegi na sercu, przeszczepy, diagno-
styka ultradźwiękami itp.) a praktyką dnia codziennego. Nawet
ludzie światli nie wykorzystują wiedzy, szansy, jaką daje im współ-
czesna medycyna profilaktyczna. A zawsze jest lepiej (taniej i skute-
czniej) zapobiegać, niż leczyć.
Przykładów można by cytować wiele. Może posłużmy się naj-
prostszym i najbardziej znanym. Otóż - szkodliwość palenia tyto-
niu. Jest to truizm, każdy (no, prawie każdy) wie, że palenie szko-
dzi, skraca życie, niesie ryzyko choroby nowotworowej, jest przyczy-
= ną schorzeń serca, z chorobą wieńcową włącznie itp. itd. - i co
z tego? Ano nic. Ludzie, którzy sami wygłaszają odczyty o szkodli-
wości palenia, po ukończeniu tego chwalebnego działania - zapala-
ją papierosa i smakowicie zaciągają się dymem...
Zatem nie wystarczy wiedzieć. Ludzie wiedzą bardzo dużo, zna-
ją i zasady żywienia, i zasady racjonalnego trybu życia, i wiele in-
nych - tylko że wiedzy tej nie wykorzystują praktycznie.
Jeżeli stan zdrowia ludności krajów cywilizowanych jest zły,
a w Polsce jest zdecydowanie zły, to w znacznym stopniu jest to wy-
nik zaniedbań osobistych, dopiero potem wpływu warunków ze-
wnętrznych i braku wiedzy.
" Wychowanie zdrowotne to działanie w kierunku wyrobienia
określonych nawyków. Chodzi o to, by ludzie chcieli dbać o własne
zdrowie i by z tego "chcenia" wynikało praktyczne, konsekwentne
działanie. Jak się okazuje, nie jest to proste. Znacznie łatwiej ludzi
' nauczyć, dostarczyć im określonej wiedzy, znacznie trudniej kształ-
tować ich zachowania. Jest to właśnie domena wychowania zdrowot-
nego.

199


Wychowanie zdrowotne jest częścią wychowania i, jak różne "ro-
dzaje wychowania" (wychowanie estetyczne, seksualne, patriotyczne
itp.), jest częścią pewnej całości. Powinno być stałą troską pedago-
gów i przedmiotem konsekwentnego działania. W wielu krajach
opracowano programy wychowania zdrowotnego, które realizuje się
w szkołach i systemach edukacji. W Polsce mamy dobrą tradycję
i teorię. Wychowaniem zdrowotnym zajmowało się wielu lekarzy-
-pedagogów. Klasykiem tego typu działań jest niewątpliwie M. De-
mel - w jednej osobie "wuefowiec", lekarz i pedagog. Mamy wiele
publikacji, w tym książkowych.
I co?
Niestety, niewiele. Normalna szkoła nie oddziałuje w kierunku
wychowania zdrowotnego, a często wprost wpaja złe nawyki, elimi-
nuje potrzeby rozbudzone w niektórych domach rodzinnych i przed-
szkolach. Przykład: potrzeba czystości ciała. Zwłaszcza w przeds-
zkolu dziecko uczy się utrzymywać czystość. Potem idzie do szkoły.
W sali gimnastycznej zmęczy się i spoci - to dobrze, ale po lekcji
brudne i spocone ubiera się i pozostaje w szkole jeszcze kilka go-
dzin... Każdy człowiek w takiej sytuacji czuje się źle - chce się
umyć, wziąć prysznic. Ale nie uczeń. On ma przyzwyczaić się do ta-
kiego niehigienicznego trybu życia.
Nie będę mnożyć przykładów - każdy z Czytelników mógłby
zrobić to z powodzeniem nie gorzej.
Wydaje się, że wychowanie zdrowotne jest jednym z palących za-
gadnień współczesnego wychowania. Na pewno pedagodzy powinni
poświęcić mu znacznie więcej uwagi.

V.

ŻYWIENIE I CHOROBY
ZWI*ZANE
Z WADLIWYM ODŻYWIANIEM































* wiedzy, ale właśnie nawyki.
Polski tradycyjny sposób odżywiania się jest zły. Polska kuch-
- smażone mięso z przewagą wieprzowiny, nadmiar już nie tyl-
tłuszczów zwierzęcych, ale i węglowodanów, w tym słodyczy, nie-
Każdy organizm żywy musi przyjmować i przyswajać pokarmy.
I człowiek, by żyć, musi jeść. Tylko że we współczesnym świecie za-
gadnienie odżywiania uległo poważnym komplikacjom.
Wielu ludzi żyje po to, by jeść. Jedzenie u człowieka stało się
rytuałem. Sprawia mu ono przyjemność, już nie tylko biologiczną
w postaci zaspokajania głodu. Jest nie tylko realizacją instynktu za-
chowania życia, jest to także obrządek, również towarzyski.
Rzecz paradoksalna. Podczas gdy jedzenie stało się rytuałem,
elementem zbytku, a brak umiaru w jedzeniu - przyczyną poważ-
nych zaburzeń zdrowia i wzrostu chorób, w tym samym świecie mi-
liony ludzi umierają z głodu. Jest to jeden z tych niepokojących sym-
ptomów ciężkiej choroby współczesnego świata. Trudno oprzeć się
wrażeniu, że zgodnie z prawem fizyki zbyt wielkie różnice w pozio-
mie życia wytwarzaj ą ciśnienie, które może przekroczyć stan kryty-
czny, i głodne ludy Trzeciego Świata mogą kiedyś zniszczyć tę cywi-
;lizację. Przy tym raz najedzą się do syta...
Żyjemy w dziwnym kraju. Z jednej strony poziom ekonomiczny
: i rozwój cywilizacyjny stawia nas bliżej krajów Trzeciego Świata niż
*; *Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, z drugiej i u nas scho-
*' *,tzenia z przesytu, nieumiarkowania są częste. Może nawet częstsze
jj *:ziz w niejednym kraju o wysokim poziomie ekonomicznym. Jest tak,
:*;pomeważ w żywieniu wielką rolę odgrywają tradycja, nawyki kultu-
*; rowe, upodobania zbiorowe. To wszystko decyduje o złym modelu
*:*olskiego odżywiania. Nie niedobory - one nie są tak wielkie, nie
* k




201


IIIrI'

dobór jarzyn, owoców, zwłaszcza spożywanych w formie surowej-
decyduje o tym, że Polak odżywia się źle, a wielu płaci za to najwyż-
szą cenę: zdrowiem i skróceniem życia.
Przeciętny Polak wie, że to mu skraca życie, sięga jednak po tra-
dycyjnego "schaboszczaka z ziemniakami i kapustą". . . Jest niewąt-
pliwe, że więcej niż poprawą sytuacji w służbie zdrowia, więcej niż
poprawą wyposażenia szpitali itp. - można osiągnąć, zmieniając
tradycyjny sposób żywienia. Gdyby udało się zmienić nawyki żywie-
niowe, moglibyśmy naprawdę ograniczyć wiele schorzeń, które nazy-
wamy cywilizacyjnymi, znacznie wydłużyć czas życia. A czy zapłaci-
libyśmy za to wielkimi wyrzeczeniami? Nie sądzę. Nawyki żywienio-
we są bardzo silnie zakorzenione w tradycji, trudno je zmieniać. Ale
istnie*e możliwość zaoferowania także smacznych potraw, które od-
powiadałyby potrzebom człowieka. Nawet Polacy, gdy jeżdżą za
granicę, chętnie sięgaj ą do kuchni narodowych i dostrzegaj ą ich uro-
ki. Po prostu wychowanie zdrowotne musi uwzględniać także wpaja-
nie mądrych nawyków żywieniowych. Jest po temu okazja w żywie-
niu zbiorowym na koloniach letnich i obozach, w stołówkach szkol-
nych i pracowniczych itp.
Wiele mają do zrobienia pedagodzy. Trzeba na przykład zajrzeć
do sklepików spółdzielni uczniowskich. Czy nie można by zamiast
"drożdżówek" sprzedawać tam kanapek z twarogiem czy koktajli jo-
gurtowo-owocowych? Czy jadłospis stołówki szkolnej jest kontrolo-
wany i czy kucharki przypadkiem nie odżywiają uczniów zgodnie
z własnymi wyobrażeniami o dobrym jedzeniu, ale za to wbrew wie-
dzy żywieniowców?
Trzeba na koniec zająć się sprawą możliwości. Otóż nas poraża
pogląd o niemożności racjonalnego żywienia z racji ekonomicznych.
Takie tłumaczenie jest popularne i chwytliwe, ale nie odpowiada
prawdzie. Otóż człowiek w Polsce może odżywiać się (poza margine-
sem prawdziwej nędzy) zgodnie z zasadami, tyle że musi chcieć. Tra-
dycyjna polska kuchnia jest droga - droższa od żywienia racjonal-
nego. Wydajemy wiele pieniędzy na żywienie i z powodzeniem mo-
glibyśmy tu wiele zaoszczędzić. A i zaopatrzenie jest dobre. Wyraź-
nie zwiększyła się na przykład podaż wołowiny, tańszej od wieprzo-
winy. W wielu rejonach można by hodować znacznie więcej owiec.
Ale baranina leży i nie jest kupowana... Popyt mógłby jednak wy-

202

muszać zmiany struktury podaży, produkcji. To jest już zagadnienie bar-
dzo poważne, problem gospodarki krajowej, nawet polityki społecznej.
Może warto sięgnąć do przykładu. Jest w Polsce człowiek, który
- według mnie - powinien mieć pomniki w każdym większym mie-
ście. To profesor Sz. Pieniążek. Niestrudzony propagator sadowni-
ctwa, nowych gatunków drzew owocowych. Jeżeli Polska stała się
zagłębiem jabłkowym, jeżeli jabłko jest dostępne cały rok, to dzięki
Sz. Pieniążkowi i jego współpracownikom.
Potrzeba nam zapaleńców - na makroskalę kraju (jak profesor
Sz. Pieniążek) i na mikroskalę, na miarę stołówki szkolnej czy inter-
natu. I to jest w zasięgu naszych możliwości.
Podręcznik ten jest pisany w sposób osobisty, pozwolę sobie więc
na dwie refleksj e.
Otóż gdy do Polski przyjeżdża smakosz z Francji - popada
w zachwyt. Takiej ilości mlecza, pokrzyw i innych zielsk we Francji
już nie uświadczy; wszystko to można kupić, ale już hodowane,
uprzemysłowione". I Francuzi mówią, że przeciętny polski trawnik
mógłby wyżywić - i to jak! - polską rodzinę. No, może przesada,
ale uzupełnienie znakomite.
Francuzi są wirtuozami w jedzeniu. A nauczyli się jeść "zielska"
w czasie Wielkiej Rewolucji. Głód, jaki niosła ze sobą rewolucja,
był wielką nauką innego żywienia. Wtedy to Francuzi poznali uroki

"
zielsk" i zostali im wierni. To była ta wielka radość, jaka w sposób
*rwały zakorzeniła się w czasach konieczności.
Gdy w roku 1982 wraz ze stanem wojennym zajrzał nam w oczy
*ód, powstał żywiołowy ruch zagospodarowywania każdego skraw-
[ka ziemi. Spontanicznie, wbrew władzom, ludzie kopali nieużytki
f zakładali tam ogródki działkowe. Wydawało się, że może coś się
it*szy w naszej obyczajowości. Może w krew wejdzie Polakom upra-
*a ziemi (wspaniały relaks i ewidentne korzyści dla zdrowia!), może
*olacy nauczą się gospodarować ziemią i korzystać z darów własnej
*iałki. Niestety, był to chwilowy zryw i niewiele po nim zostało. . .
* I druga refleksja. Osobiście znam dobrze Zachód, zwłaszcza
*iemcy. Od kilkunastu lat regularnie bywam w tym kraju, mam
m wiele osób zaprzyjaźnionych, mogę oceniać przemiany, jakie
*achodzą w zwykłych rodzinach, ich zwyczaj ach, także w zakresie
ienia. Od kilku lat obserwuję znaczne wzmożenie zaintere-
I*wania "zdrowym żywieniem". Chwilami wydaje mi się to tro-

203


chę karykaturalne, uważam, że przesadzają. Może to kłopoty boga-
czy, może to emocje ludzi, którzy nie mają innych trosk?
Ale faktem jest, że rozwój wiedzy o racjonalnym żywieniu jest
przez przeciętnych inteligentów śledzony, a najnowsze poglądy są
przyjmowane i mody wdrażane. Dla nas, Polaków, przeciętny nie-
miecki inteligent to człowiek pozbawiony ważnych uroków życia,
sterroryzowany przez żywieniowców. Owszem, wiele z zasad, jakim
oni hołdują, wydaje mi się nieuzasadnionych, często zresztą propa-
gowaniem jakichś dziwacznych "zdrowych diet" zajmują się ludzie
o profesjach innych niż żywieniowiec; ale popyt na ich usługi jest
zastanawiający i symptomatyczny.
Każdy mój kolejny przyjazd to kolejne odkrycie i bolesna prak-
tyka. Tam się już dawno nie je wieprzowiny ani tłuszczów zwierzę-
cych. Nie je się i wędlin. . . Nie je się cukru pod żadną postacią, oczy-
wiście białego pieczywa, ciastek, klusek itp... Prawie nie soli się po-
traw. Unika się mleka (?) i jego przetworów, poza chudym twarogiem.
Co więc się je? Jarzyny surowe i gotowane bez tłuszczu i bez soli
(obrzydliwe!). Twaróg z makrelą. Otręby i kiełki zbóż. Owoce-
ostatnio (strach to pisać) odkryto jakieś wielkie zalety ananasa. Pije
się jakieś ziółka, bo herbata i kawa są odrzucane. . .
Prawda, że od czasu do czasu uczestniczy się w obfitej uczcie,
gdzie nie brak smakołyków. Ale nawet w czasie takich "dyspens" nie
jada się smażonej i pieczonej wieprzowiny. Ryby, drób, cielęcinę czy
baraninę, owszem, ale nie świninę.
Myślę, że pewne środowiska inteligencji niemieckiej przesadzają.
Uważam, że nie wszystkie wyrzeczenia są konieczne, uzasadnione
naukowo. Ale jest to tak wielki kontrast z naszą rzeczywistością.
Gdy moi przyjaciele przyjeżdżają do Polski na kilkudniowe po-
byty, to naprawdę ich żywienie nie stanowi problemu ekonomiczne-
go. Może kłopotliwe jest zdobywanie różnych warzyw. Może tylko
trudno towarzyszyć w tych dziwacznych dietach.
Przejdźmy teraz do zasad żywienia.


1. SKŁADNIKI POKARMOWE


Białko jest najważniejszym składnikiem pokarmowym człowieka.
Stanowi budulec tkanek ciała. Poza tym wchodzi w skład ważnych

związków - enzymów, hormonów, ciał odpornościowych itp. Roli
białka nie sposób przecenić.
Zapotrzebowanie na białko jest szczególnie duże w okresie wzra-
stania. Niedobór białka powoduje wolniejsze tempo wzrastania, dłu-
gotrwały deficyt decyduje o niższym wzroście. Po prostu dziecko nie
realizuje zaprogramowanego genetycznie rozwoju, nie osiąga ta-
kich parametrów, jakie uzyskałoby, gdyby było żywione w sposób
właściwy.
Niedobór białka wpływa znacząco na odporność. Osoby, które
otrzymują pożywienie ubogie w białko, często zapadają na najróż-
niejsze infekcje, nieraz o przebiegu ciężkim i długotrwałym.
Białko otrzymujemy z pożywieniem z produktów pochodzenia
zwierzęcego - mięsa, mleka i jego przetworów, ryb, jajek. Poza
tym białko występuje w niektórych roślinach, przeważnie jednak
jest to tzw. białko niepełnowartościowe.
Białko składa się z aminokwasów. W procesie trawienia jest roz-
bijane na aminokwasy i dopiero one, jakby cegły czy cząstki elemen-
tarne, są wykorzystywane do budowy własnego białka organizmu.
Białko każdego ustroju różni się nieco budową, strukturą i, choć
zbudowane ze wspólnych nam wszystkim aminokwasów, jest swoiste
dla tego tylko ustroju. Dlatego przez ustrój mogą być wykorzystane
jedynie aminokwasy, a podawanie obcego białka pozajelitowo, czyli
w sposób uniemożliwiający trawienie, powoduje reakcje szkodliwe
dla organizmu. Na tej zasadzie następuje odrzucenie przeszczepów
tkanek zbudowanych z obcego białka. Tylko krew właściwej grupy
oraz preparaty otrzymywane z surowicy krwi można podawać poza-
jelitowo z pełną korzyścią dla ustroju.
By organizm mógł wykorzystać spożyte białko na własny budu-
*lec, musi ono dostarczać wszystkich niezbędnych do tego amino-
kwasów. Białko zwierzęce zawiera pełny zestaw aminokwasów.
Białko roślinne, poza pochodzącym z roślin strączkowych i soi, jest
t*iepełnowartościowe, ponieważ właśnie brak w nim niektórych ami-
nokwasów.
Białko może być w ustroju także spalane i w ten sposób stać się
*ródłem energii. Wartość energetyczna białka jest mniej więcej taka
jak węglowodanów - ok. 4 Kcl. Zużywanie białka do celów energe-
:tycznych jest jednak po prostu nieekonomiczne. Profesorf Szenajch
łmawiał: Można białkiem żywić dzieci tak, że będą zużywały je jako

204 205


źródło energii. Będzie to jednak marnotrawstwo, to tak, jakby
w piecu palić meblami w stylu Ludwika XVI.
Niekiedy spotykamy przypadki uczulenia, alergii na niektóre po-
karmy białkowe, nawet na mleko krowie. Jest to zaburzenie stosun-
kowo rzadkie i wymaga stosowania długotrwałej diety wolnej od
tego białka, na które dziecko jest uczulone.
Węgłowodany są źródłem energii, a także wchodzą w skład tka-
nek jako budulec. W przyrodzie występuje bardzo wiele różnych wę-
glowodanów - w formie cukrów prostych (takich, które mogą być
już rozłożone na wodę, dwutlenek węgla oraz dostarczać energii),
dwucukrów, czyli związków, które po trawieniu rozpadają się na
dwie cząstki cukru prostego, oraz wielocukrów. Dla organizmu waż-
ne są takie węglowodany, które w przewodzie pokarmowym ulegają
rozkładowi na cukry proste.
Podstawowym nośnikiem energii w tkankach jest cukier prosty
glukoza. W normalnych warunkach ustrój może wykorzystywać tak-
że cukier prosty galaktozę, jednak zdarzają się przypadki zaburzeń
enzymatycznych, które to uniemożliwiają (występuje to u małych
dzieci i nosi nazwę galaktozem). Galaktoza nie zmieniona i nie
przyswojona ma właściwości toksyczne.
W produktach roślinnych, a te są głównym dostarczycielem wę-
glowodanów, występują zarówno cukry proste, jak i dwucukry,
a także, w największej ilości, wielocukry. Podstawowym źródłem
wielocukrów jest skrobia roślinna. Występuje ona w nasionach zbóż,
ale także w innych elementach roślin. Skrobia jest w normalnych wa-
runkach bez trudu trawiona. Przyswojone węglowodany utrzymują sta-
ły poziom w formie glukozy w surowicy krwi. Poziom ten jest regulo-
wany przez hormony - insulinę (zmniejsza poziom glukozy, powoduje
odkładanie się cukrów w tkankach) oraz glukagon i adrenalinę (które
poziom glukozy podnoszą, wpływając na uwalnianie jej z tkanek).
Substancja zapasowa w tkankach to glikogen. Jest to wielocukier swo-
isty dla organizmów zwierzęcych, odkładany w formie zapasów w tka-
nkach, głównie w mięśniach, ale także wątrobie i innych narządach.
Ludzie ciężko pracujący powinni w pokarmie otrzymywać do-
stateczną ilość węglowodanów (wartość energetyczna węglowoda-
nów - ok. 4 Kcl).

Poza węglowodanami, które organizm ludzki przyswaja i trawi,
w pokarmach roślinnych występuje także wielocukier zwany błon'

nikiem, w przewodzie pokarmowym człowieka nie ulegający trawie-
niu. Do niedawna sądzono, że jest to element zbędny w diecie. Obe-
cnie do obecności błonnika w pokarmach przywiązuje się coraz
większą wagę. Jest to substancja co prawda wydalana z kałem w po-
* staci nie zmienionej chemicznie, ułatwia ona jednak trawienie, po-
woduje wolniejsze przyswajanie cukrów prostych, działa pobudzająco
na ruchy robaczkowe jelit. Błonnik występuje we wszystkich produk-
tach roślinnych w różnych ilościach, w diecie głównie korzystamy
z otrąb zboża - w postaci chleba razowego, grahama itp. ; ten rodzaj
pieczywa jest uznawany za najzdrowszy, nieporównanie bardziej war-
tościowy niż białe pieczywo z dobrze mielonej mąki pszennej.
Tłuszcze to trzeci podstawowy składnik pokarmowy. Składają się
one z kwasów tłuszczowych i glicerolu. W trakcie trawienia są roz-
kładane na formy proste i jako takie wchłaniane do krwiobiegu.
Tłuszcze są głównym składnikiem energetycznym. Ich wartość
energetyczna jest dwukrotnie większa niż węglowodanów i białek.
Tłuszcz spożywany w nadmiarze jest odkładany w komórkach tłusz-
czowych, składających się w znacznej części z pęcherzyka wypełnio-
" nego tłuszczem zsyntetyzowanym w organizmie. Liczba komórek
* tłuszczowych jest stała - namnażają się one w razie potrzeby
:r; w dzieciństwie, potem już ulegają tylko powiększaniu poprzez
*`* zwiększone odkładanie tłuszczu. Komórki tłuszczowe odkładają się
:* głównie w tkance podskórnej, tworząc warstwę izolacyjno-ochron-
* *ną Jeżeli tłuszczu jest zbyt wiele, odkłada się on nie tylko w tkance
**,podskórnej, ale także w jamach ciała - w krezce, pod otrzewną,
**a także pod nasierdziem i w innych narządach wewnętrznych. Te
*~złogi tłuszczu są ważne jako zapas energetyczny, jednak gdy wystę-
****;*pują w nadmiarze, stanowią znaczne obciążenie, utrudniając pracę
. itarządów wewnętrznych. U dorosłego, jak już wspomniałem, nie
"*tastępuje tworzenie nowych komórek. Dzieje się to w dzieciństwie,
* *llatego przekarmianie i otyłość dzieci są w swych konsekwencjach
acznie poważniejsze niż u dorosłych. Duża liczba komórek tłusz-
owych zwiększa niebezpieczeństwo otyłości.
Tłuszcz poza tym, że jest nośnikiem energii, spełnia ważną rolę
żywczą. W tłuszczu są rozpuszczane niektóre witaminy i tylko
postaci tłuszczowych roztworów mogą być przyswajane. Niektóre
uszcze zawierają kwasy tłuszczowe bardzo ważne w ludzkim meta-
*olizmie. Są to tzw. niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe. Wy-

206 I ' 207


stępują one przede wszystkim w tłuszczach pochodzenia roślinnego
- w olejach: słonecznikowym, sojowym, oliwkowym. Tłuszcze po-
chodzenia zwierzęcego praktycznie tych kwasów nie mają. Kwasy
tłuszczowe niezbędne dla zdrowia znajdują się w niektórych marga-
rynach, będących utwardzonymi chemicznie olejami.
Bardzo korzystne z punktu widzenia zdrowia są oleje i tłuszcze
pochodzenia rybiego. Tran jest znany od dawna jako nośnik witami-
ny A i D. Poza tym zawiera on owe ważne kwasy nienasycone. Nale-
ży ubolewać, że spożywamy tak mało ryb, zwłaszcza morskich.
Tłuszcze przegrzewane (w procesie smażenia i gotowania) są
praktycznie pozbawione wartości, a mogą zawierać także substancj e
toksyczne. Dlatego należy unikać wysmażania pokarmów, a tłuszcz już
raz użyty, np. do smażenia frytek, wyrzucić. Najlepiej spożywać tłusz-
cze w postaci olejów - w surówkach, sałatkach, majonezach itp.
Tłuszcze odgrywaj ą w organizmie dużą rolę. Z nich powstaj ą ste-
rydy, które są produktem wyjściowym do syntezy hormonów, wita-
min i innych ważnych substancji, także cholesterolu.
Jedną z plag naszej cywilizacji jest miażdżyca naczyń krwiono-
śnych, która polega na odkładaniu się w naczyniach złogów choleste-
rolu. Tak uszkodzone naczynia nie są dość elastyczne, szybko ulega-
j ą stwardnieniu poprzez zwapnienie i powoduj ą anemizacj ę narzą-
dów, które są przez te naczynia ukrwione. Dotyczy to przede wszy-
stkim naczyń wieńcowych mięśnia sercowego oraz naczyń mózgu.
Choroba wieńcowa i jej następstwo - zawał mięśnia sercowego
są wynikiem nadmiaru cholesterolu, wadliwej przemiany tłuszczów,
ale najczęściej następstwem niewłaściwej diety. Należy unikać tych
pokarmów, które zawierają znaczne ilości cholesterolu, a więc tłusz-
czu zwierzęcego, zwłaszcza wieprzowiny, masła i żółtek jaj. Te skła-
dniki oczywiście nie powinny być zupełnie wyeliminowane. Trudno
wyobrazić sobie na przykład dietę bez jaj. Żółtka poza cholestero-
lem zawierają przecież bardzo wartościowe składniki - witaminy
A i D, witaminę H, wiele żelaza i mikroelementów. Chodzi jednak
o ograniczenie spożywania jajek. A tłustej wieprzowiny można się
wyrzec. Zamiast masła wskazane jest jadanie majonezów.
Ostatnio nie tylko zaleca się dietę przeciwmiażdżycową, ale także
formułuje się wskazania bardziej ogólne. A więc zwalczanie nadciś-
nienia. Okazuje się, że znaczna część społeczeństwa wykazuje nadci-
śnienie. Wiąże się to z nadmiernym spożywaniem soli kuchennejł

Sól występuje w wielu składnikach pożywienia, w mięsie, a nasze za-
potrzebowanie na nią jest niewielkie. Soli spożywamy wielokrotnie
za dużo. To przyzwyczajenie, ale wydaje się, że dążenie do znaczne-
go ograniczenia spożywania soli jest wskazaniem słusznym i nie ma
charakteru mody. W przypadku utrzymującego się nadciśnienia na-
leży korzystać z porady lekarzy.
Jako profilaktykę miażdżycy, choroby wieńcowej i ich następstw
zaleca się nie tylko dietę, ale i rozsądny tryb życia. Chodzi o higienę
psychiczną, a także o ruch, który zapobiega i otyłości. Należy jednak
przestrzec przed poglądem, że uprawiając ruch, można już swobod-
nie i bez ograniczeń jeść. Niestety, spalanie obfitych posiłków po-
przez wzmożony ruch jest nierealne. Odchudzając się czy nie dopu-
szczając do otyłości, musimy kontrolować spożywanie pokarmów.
Na marginesie - pewna przypowiastka. Rzecz dotyczy domowej
świni i jej przodka, najbliższego kuzyna - dzika. Otóż świnia, choć
jest dostarczycielką ulubionego mięsa Polaków - nie zażywa więk-
szej estymy. Nie jest szanowana ani lubiana. Jej nazwa jest dość po-
spolitym przezwiskiem, nazwanie kogoś świnią j est ubliżaj ące. .I świ-
nia jest zwierzęciem zdegenerowanym. Ma ogromne ilości tłuszczu,
słoniny, jest niezgrabna, niezręczna, ruchowo niesprawna.
A dzik? Dzik to król naszych lasów. Jest sprawny, waleczny
i wszyscy się go boją. Jest silny - biega szybko. Jest czujny i wspa-
niale przystosowany do środowiska. Jego mięso, też smaczne, jest
pozbawione tłuszczu. Dzik nie wie, co to słonina. Jego szynka jest
wspaniała.
Otóż co to jest świnia? To dzik udomowiony. To dzik, który-
może nie z własnej chęci - zadał się z człowiekiem. . . Jest zdany na
jego żywienie, jest ograniczany w ruchu tak, że wytworzył tę strasz-
ną warstwę słoniny. I utracił swe walory.
Otyłość jest jedną z klęsk naszej cywilizacji. Niestety, dotyczy
*akże znacznej części dzieci. Dla nich jest szczególnie groźna. Dzieci
*tyłe wykazują mniejszą odporność przeciwzakaźną, są mniej spraw-
ne ruchowo i takimi już pozostają. Ludzie otyli żyją znacznie krócej
* częściej chorują na cukrzycę. Chłopcy otyli dojrzewają później
* częściej maj ą problemy seksualne - zarówno wynikaj ące z zabu-
*zeń hormonalnych, jak i ze względów psychologiczno-obyczajo-
wych. Są po prostu mniej atrakcyjni, mają wiele kompleksów i trud-
niej przełamują wewnętrzne opory w kontaktach z dziewczętami.

208 * u--Biologiczne i medycznc... 209


Tkanka tłuszczowa działa jak gąbka wchłaniająca sterydy płciowe.
By zapewnić ich dostateczną ilość i zapewnić ich funkcje, chłopiec
otyły musi wyprodukować znacznie więcej hormonów niż szczupły.
Z otyłością należy energicznie walczyć. Walka ta polega przede
wszystkim na diecie. Trzeba unikać przekarmiania, ale przede wszy-
stkim węglowodanami (kluski, pieczywo, słodycze, ciasta) oraz tłu-
szczami. Dzieci przekarmiane mają tak przestrojoną przemianę ma-
terii, tak zwiększoną produkcję soków trawiennych, że po prostu
ograniczenie diety odczuwają boleśnie. Błędy wychowawczo-higieni-
czne matek to krzywda wyrządzona dziecku. Odchudzanie dzieci jest
często kłopotliwe i wymaga także psychoterapii. Ważne jest uzyska-
nie współpracy dziecka i wyrobienie u niego motywacji - bez tego
kuracja odchudzająca nie ma szans powodzenia.
Niekiedy matki mówią, że otyłość jest u nich genetycznie uwa-
runkowana, że występuj e rodzinnie. W przeważaj ącej liczbie przy-
padków tak nie jest, winne są obyczaje żywieniowe. Niekiedy mówi
się, że otyłość to wynik "zaburzeń przemiany materii". Takie twier-
dzenie jest odwróceniem zagadnienia - to zaburzenia przemiany
materii są skutkiem przekarmiania.
Dla ścisłości trzeba powiedzieć, że niekiedy, ale to bardzo rzad-
ko, otyłość bywa uwarunkowana biologicznie. Może być nawet wy-
nikiem zaburzenia ośrodka głodu i sytości w podwzgórzu.
Omawiając otyłość, warto wspomnieć o patologicznym braku ła-
knienia i w jego wyniku chudości aż do wyniszczenia biologicznego
włącznie. Zespół taki to Anorexia nervosa. Jak sama nazwa wskazu-
je, jest to zaburzenie pochodzenia nerwowego, a ściśle - psychicz-
nego. Częściej występuje u dziewcząt. Niekiedy jest to także zabu-
rzenie pochodzenia mózgowego - jakby odwrotność wspomnianego
wyżej zaburzenia funkcji ośrodka głodu i sytości w podwzgórzu.
Woda. Jest najważniejszym składnikiem odżywczym. Bez pokar-
mu człowiek może żyć nawet kilkadziesiąt dni, ale bez wody ginie
w męczarniach po niewielu dniach. Oczywiście zależy to także od
temperatury otoczenia. Woda j est rozpuszczalnikiem wszelkich sub-
stancji chemicznych i bez niej w organizmie nic by się nie działo.
Stanowi także podstawowy, choć malejący z wiekiem, składnik ciala
ludzkiego. Starzenie się to wysychanie ustroju, przy czym nie jest
to kwestia dostawy wody, ale zdolności do jej wiązania przez ko-
lidy białkowe. Oczywiście woda czysta, nieskażona jest podstawo-
wym warunkiem życia. Z wodą otrzymujemy wiele składników mi-
neralnych.
Sole mineralne. Organizm ludzki zawiera znaczne ilości soli mi-
neralnych - wapnia, fosforu, sodu, głównie w postaci chlorku sodu
(soli kuchennej) i żelaza. Żelazo jest uznane za składnik, którego
ilość ma umowne granice. Te minerały, które występują w mniej-
szych ilościach niż żelazo, noszą nazwę mikroelementów.
Wapń i fosfor występują przede wszystkim w kościach. Minerali-
zacja aparatu kostnego polega na odkładaniu się w tkance chrzęstnej
właśnie soli wapnia i fosforu. Wapń występuj e też w innych tkan-
kach i w surowicy krwi. Poza tym, że jest budulcem, reguluje prze-
wodzenie nerwowe. Brak wapnia czy jego niedostatek prowadzi do
wzmożonej pobudliwości nerwowej, a w efekcie utrzymywania się
tego stanu - do drgawek (tężyczka).
W normalnych warunkach człowiek ma dostatecznie dużo wap-
nia w pokarmach, szczególnie w mleku i jego przetworach, ale roz-
puszczalnych. Ser zawiera dużo wapnia, ale nie więcej niż serwatka.
Poza tym wapń występuje często w wodzie, w jarzynach i owocach.
Problem gospodarki wapniowej to nie podaż, ale przyswojenie wap-
nia. Otóż przy braku witaminy D wapń nie jest przyswajany i struk-
tury, które go potrzebują, wykazują zły rozwój (krzywica). Niektóre
składniki pokarmowe łączą się z wapniem, tworząc nierozpuszczalne
sole - mydła. Tak działa kwas szczawiowy, a także kwasy inozyto-
fosforowe, tworzące nierozpuszczalne fityny z wapniem. Dlatego
nadmierne spożywanie rabarbaru czy szczawiu oraz płatków owsia-
nych (zawieraj ą owe kwasy inozytofosforowe ! ) może - nawet przy
normalnej podaży wapnia - prowadzić do jego deficytów.
Deficyt wapnia może wystąpić u kobiet w ciąży i u matek karmią-
cych, jeżeli nie są one właściwie odżywiane. Dochodzi wtedy do od-
wapnienia (demineralizacji) kości oraz do próchnicy zębów. Także
u ludzi starych na skutek złego przyswajania wapnia pojawiają się
kłopoty - częste złamania kości, złe ich zrastanie się itp.
Potas - obok sodu - uczestniczy w przewodzeniu nerwowym.
Brak tego ważnego składnika mineralnego może prowadzić do zabu-
rzeń w pracy mięśni, a nawet do zgonu spowodowanego zatrzymaniem
akcji serca. Potas występuje w owocach i jarzynach, a.także w mięsie.
Żelazo wchodzi w skład hemoglobiny. Jego niedobór prowadzi
do niedokrwistości niedobarwliwej. Stan taki wiąże się zazwyczaj

210 * la' 211


z obniżoną odpornością. Żelazo występuje w dużych ilościach w nor-
malnym pożywieniu, nie zawsze jest jednak dobrze wchłaniane. Naj-
więcej żelaza zawierają podroby mięsne, krew, a także owoce i ja-
rzyny. Tradycyjnie za dobre źródło żelaza uznaje się szpinak, ale
choć jak wszystkie warzywa zielone rzeczywiście zawiera go sporo,
to nie więcej niż zwykła pokrzywa czy sałata.
W pewnych przypadkach, zwłaszcza małym dzieciom, należy po-
dawać preparaty farmaceutyczne zawierające żelazo przyswajalne.
Pozostałe minerały to tzw. mikroelementy. Występują one
w niewielkich ilościach, niekiedy śladowych, ale wchodzą w skład
enzymów oraz hormonów i przez to odgrywają zasadniczą rolę.
Jod występuje w normalnych warunkach w wodzie gleby. Jednak
w pewnych okolicach woda nie zawiera dostatecznej ilości jodu, do-
daje się więc jod do soli kuchennej. Endemiczny brak jodu i jego
następstwa zdrowotne w warunkach krajów cywilizowanych właści-
wie nie występują.
Jod jest gromadzony przede wszystkim w tarczycy. Wchodzi
w skład hormonu tarczycy, który - jak wiadomo - reguluje wiele
czynności ustroju, a także wpływa na sprawność umysłową.
I znów wypada wygłosić pochwałę ryb morskich. Są one wspania-
łym źródłem jodu. Mikroelement ten występuje także w roślinach,
jednak muszą one być hodowane w okolicach, gdzie w glebie jest
jodu wystarczająco dużo.
Kobalt wchodzi w skład witaminy B12ł
Selen wchodzi w skład enzymu, który rozkłada pewne szkodliwe
substancje (nadtlenki kwasów tłuszczowych). Przypisuje mu się dzia-
łanie przeciwnowotworowe.
Fluor to pierwiastek, którego znaczenie dla zdrowia jest znane
od kilkudziesięciu lat. Sądzi się, że jest on związany z istotną plagą
naszej cywilizacji - próchnicą zębów. Faktem jest, że fluor wystę-
puje w szkliwie zębów oraz że w okolicach, gdzie poziom fluoru
w wodzie jest wysoki, próchnica jest rzadsza. Jak dotąd, nadzieje
związane ze stosowaniem fluoru spełniły się tylko częściowo. Fluory-
zacj a zębów, a w niektórych rej onach i fluoryzacj a wody pitnej daj ą
wyniki tylko u dzieci (fluoryzacj a budzi spory rzeczoznawców).
Ostatnio dużą rolę przypisuje się magnezowi. Magnez występuje
w organizmie ludzkim w dość dużej (stosunkowo) ilości. Jest głów-
nie w kościach, stanowiących jakby spiżarnię tego pierwiastka. Mag-
nez budzi zainteresowanie lekarzy, gdyż istnieją podstawy, by przyjąć
pogląd, że w jakiś, dziś jeszcze nie wyjaśniony, sposób ten pierwiastek
wiąże się z procesem odporności, a także wpływa na funkcje układu
nerwowego. Sądzi się, że niedostateczna ilość magnezu powoduje
zwiększoną agresywność, wpływa na zmęczenie, osłabienie pamięci itp.
Badania wykazują, że niedobory magnezu są dość częste i wiążą się ze
zmianami środowiska. Magnez występuje w produktach zbożowych,
w warzywach, ale szczególnie dużo jest go w kukurydzy, orzechach,
kakao i czekoladzie. Badania nad rolą niedoborów magnezu u człowie-
ka trwają, a niektórzy lekarze zalecają zażywanie preparatów magne-
zu, np. w formie tabletek dolomitowych. Ludzie żywiący się produkta-
mi zawierającymi dużo magnezu rzadziej umierają na zawały serca.
Inne minerały śladowe to cynk, miedź, molibden, mangan i chrom.
Witaminy odkrył Polak, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza
we Lwowie, K. Funk. Nazwał je życianami, ale nazwa ta nie przy-
jęła się.
Witaminy to biologicznie czynne substancje, które regulują waż-
ne życiowo funkcje organizmu. Działanie ich ma charakter katali-
zatorów. Ustrój człowieka nie produkuje witamin (z wyjątkiem
przetwarzania prowitaminy A i D) i muszą być one dostarczane
z pokarmem.
Witaminy dzielimy na rozpuszczalne w tłuszczach i rozpuszczalne
w wodzie. Do rozpuszczalnych w tłuszczach zaliczamy witaminy: A,
D, K i E, do grupy rozpuszczalnych w wodzie - zespół witamin B,
witaminę C, kwas foliowy i witaminę PP.
Najkorzystniejsze jest spożywanie witamin w stanie naturalnym.
Preparaty mają jednak tę wyższość, że wiadomo dokładnie, ile wita-
min zawierają. Niektóre witaminy mogą być przedawkowane i wtedy
dochodzi do zmian toksycznych (witaminy A i D).

Jedzenie jest dużą przyjemnością i tak powinno zostać. Myślę
jednak, że skoro wiemy dziś dużo o wartości odżywczej różnych
składników, wiedzę tę warto praktycznie wykorzystać.
Najważniejsze jest urozmaicenie diety. Niektórzy ludzie odży-
wiają się wyjątkowo jednostronnie. Dotyczy to także wegetarian,
którzy narażają się na deficyty niektórych ważnych składników
odżywczych. Jest więc najkorzystniejsze, gdy ludzie świadomie regu-
lują swe odżywianie i stosują przy tym wiedzę naukową.

212 I 213


Posiłki powinny być przyjmowane regularnie. Człowiek nie nale-
ży do drapieżników, które mogą z korzyścią dla swego zdrowia raz
naj adać się bez umiaru (j ak coś upoluj ą), a potem głodować czy
wprost pościć wiele dni. Roślinożercy muszą jeść stale po trochu.
Człowiek nie jest jednak ani drapieżnikiem, ani roślinożercą. Jest
i chyba zawsze był wszystkożercą. To i wygodne, i nie. Konsekwen-
cją tego jest potrzeba w miarę regularnego odżywiania się.
Szczególnie ważne jest jadanie obfitych śniadań. Poziom glukozy
we krwi jest na czczo niski i pojawia się hypoglikemia (niedocukrze-
nie krwi). Wpływa to na samopoczucie - ludzie są rozdrażnieni, po-
budliwi, agresywni. Stąd być może tak smutny widok Polaków ja-
dących rano do pracy. . .

Natomiast kolacja nie powinna być zbyt obfita. Wskazany jest
lekko strawny posiłek na 2 godziny przed snem.
Coraz częściej stosuje się różnego rodzaju konserwację produk-
tów odżywczych. Oczywiście najbardziej szkodliwe środki konserwu-
jące już wyeliminowano. Ale trzeba pamiętać, że tylko świeże po-
karmy mają pełną i niewątpliwą wartość. Z metod konserwacji naj-
lepsze są zamrażanie i liofilizacja, polegająca na przeprowadzaniu
produktu bezpośrednio ze stanu zamrożenia w stan suchy. Konser-
wami lepiej się nie odżywiać. Chyba że postąpimy jak ze wszystkim:
z umiarem i tylko od czasu do czasu.

VI.

ZDROWIE PSYCHICZNE








Stan zdrowia psychicznego współczesnych społeczeństw jest jednym
z najważniejszych zagadnień, wykraczających zresztą poza zaintere-
sowania służby zdrowia. Mówi się dość powszechnie, że zdrowie psy-
chiczne ludności ulega pogorszeniu. Istnieje szereg zjawisk niepoko-
jących, np. szerzą się drastyczne formy nieprzystosowania społecz-
nego - uzależnienia, wzrasta liczba samobójstw, nerwic itp. Można
zaryzykować twierdzenie, iż cywilizacja nasza nie wpłynęła zbyt ko-
rzystnie na stan zdrowia psychicznego społeczeństwa, a także nie za-
pewnia komfortu psychicznego jednostce.
Czy rzeczywiście stan zdrowia psychicznego ulega pogorszeniu?
Opinie badaczy nie są tu zgodne. Jedni twierdzą, że poprawiło się
tylko rozpoznawanie, że po prostu większa liczba psychiatrów i psy-
chologów zwiększa szansę na stawianie prawidłowej diagnozy. Mówi
się także o tym, że wzrosły oczekiwania ludzi. Dziś znacznie częściej
**udzie nawet w błahych przypadkach oczekują pomocy, ulgi. Nie
**; chcą cierpieć, nie są do cierpienia przyzwyczajeni i uznali, że każdy,
nawet niewielki stan niepokoju musi być eliminowany przez terapię
*t specjalistyczną, a także przez farmakoterapię. Jakby zapomnieli, że
* bol i cierpienie są immanentnym elementem ludzkiego życia i-
* *r określonych granicach - powinny nam towarzyszyć. Zderzenie
w*rięc oczekiwań i możliwości powoduje poczucie zawodu i może
ywać na kształtowanie się opinii o pogarszającym się stanie zdro-
psychicznego.
Są jednak także niewątpliwe dowody na faktyczne obniżanie się
idycji psychicznej ludzi. Do tej kategorii zjawisk zaliczamy
ost liczby osób z trwałymi i mniej lub bardziej ewidentnymi na-
*stwami psychiatrycznymi. Warunki życia w naszej cywilizacji
wodowały wzrost zagrożeń zdrowia, w tym - wzrost liczby czyn-

215


ników uszkadzających płód. Zatrucie środowisk", praca zawodowa
kobiet, nikotynizm, a w niektórych środowiskach także alkoholizm
i nadmierne zażywanie leków - poza innymi przyczynami (często
nieznanymi) - powodują wzrost liczby przypadków uszkodzenia
mózgu. Postępy w medycynie, utrzymywanie przy życiu osobników
niepełnosprawnych biologieznie, wcześniactwo, przypadki urazów
porodowych, encefalopatie tzw. ciążowe itp. powodują, że w ostat-
nich dziesiątkach lat w naszej cywilizacji człowiek wyeliminował pra-
wo naturalnej selekcji. Jest to być może wspaniałe osiągnięcie. Ra-
tując życie praktycznie prawie każdemu nowo narodzonemu, powo-
dujemy rozszerzenie się grupy osób niepełnosprawnych psychicznie.
Takie działania społeczeństwa mogą stać się przyczyną dumy - jest
to wielki postęp humanizmu. Ale za postęp ten trzeba płacić. Wzra-
sta liczba ludzi wymagających szczególnej troski, wykazujących trud-
ności w adaptacji.
Niestety, ratując życie jednostkom niepełnosprawnym, zaniedba-
no zorganizowanie dla nich właściwych warunków rozwoju. Dzieci
po wylewach śródczaszkowych, dzieci z encefalopatiami itp. nie są
otaczane właściwą i kwalifikowaną opieką. Rodziny nie zawsze są
przygotowane do ich wychowywania. Powstaje sytuacja, w której
bardzo humanitarne społeczeństwo uratowało życie, ale nie stworzy-
ło niezbędnych warunków do funkcjonowania osób uratowanych.
A wiadomo, że dzieci uszkodzone, nawet w stopniu niewielkim,
jak na przykład dyslektycy - wymagają specjalnych warunków roz-
woju i wychowania. Tych warunków się nie stwarza. Ludzie niepeł-
nosprawni stawiani wobec wymogów przekraczających ich możliwo-
ści stają się nieszczęśliwi lub wcliodzą w ostre konflikty ze społeczeń-
stwem.
Na stan zdrowia psychicznego wpływają także warunki wychowa-
nia. Kryzys współczesnej rodziny, praca zawodowa kobiet, niskie
(lub żadne) kwalifikacje pedagogiczne przeciętnych rodziców powo-
dują, że wiele dzieci i młodzieży ulega znerwicowaniu, a niekiedy
wykazuje objawy nieprzystosowania społecznego. Do tej kategorii
przyczyn należy zaliczyć także fatalny stan szkoły - administra-
cyjnie narzucane wymogi, złe warunki realizacji obowiązku szkolne-
go, niski poziom kultury pedagogicznej nauczycieli, frustrację tego
środowiska, powszechne błędy w zakresie higieny fizycznej i psy-
chicznej.

Jeżeli do tego obrazu dodamy frustracje człowieka naszej cywili-
zacji, zagrożonego najpierw globalną wojną nuklearną (której groź-
ba co prawda ostatnio nieco maleje), a w coraz większym stopniu
zniszczeniem ekologicznym, jeżeli dodamy nasze wewnętrzne i spe-
cyficzne dla naszego kraju problemy, to wydaje się, że przyczyn fru-
stracji i pogarszania się stanu zdrowia psychicznego jest dostatecznie
dużo.
Mają więc chyba rację autorzy, którzy sugerują, że w miejsce
chorób infekcyjnych (zakaźnych) pojawia się nowe zagrożenie, a jest
nim przede wszystkim stan zdrowia psychicznego.
" Każdy człowiek ma prawo być szczęśliwy. Jest to co prawda od-
" czucie subiektywne i być może nie zawsze możliwe do pełnego osią-
*; gnięcia, ale na pewno należy zrobić wszystko, by ludzi nieszczęśli-
*= wych było jak najmniej. A przynajmniej jak najmniej obiektywnych
przyczyn nieszczęścia i frustracji.
Program poprawy stanu zdrowia psychicznego nie może być tyl-
ko zagadnieniem służby zdrowia. Znacznie więcej można by oczeki-
wać od pedagogów, od nauczycieli i szkoły. By jednak ten program
mógł powstać i być - co ważniejsze - realizowany, właśnie peda-
. godzy i nauczyciele muszą być dobrze przygotowani do swej pracy.
Studia pedagogiczne i nauczycielskie stwarzają takie możliwości.
' Biomedyczne podstawy wychowania i rozwoju mają dać tylko pod-
r: stawowe wiadomości z zakresu biologii człowieka i medycyny.
*` W dalszym przebiegu studiów problematyka ta pojawi się w psycho-
` logii, a także przedmiotach już czysto pedagogicznych. Trzeba obalić
mit, że problemy zdrowia psychicznego są zagadnieniem wąsko po-
jętej służby zdrowia.


l. ZABURZENIA PSYCHICZNE


*Zaburzenia psychiczne, będące przedmiotem zainteresowania psy-
,śhiatrii i częściowo psychologii, są bardzo złożone i trudne do diag-
*nozowania. Także podziały i klasyfikacje spotykane w literaturze
**óżnią się od siebie dość znacznie. W przygotowaniu zawodowym
pedagogów pewne niuanse i szczegółowe rozważania są mało istot-
*e. Przedstawię więc najczęściej spotykane poglądy, które zresztą
e uznaję za zasadne. Należy jednak pamiętać, że jest to

216 217


tylko jedna z możliwych propozycji i nawet student na egzaminie ma
prawo mieć poglądy inne, odbiegające od sformułowań w podręczni-
ku. Musi jednak wtedy umieć uzasadnić swe zdanie i powołać się na
odpowiednią literaturę.
W tym rozdziale omówię wszystkie typy zaburzeń, a więc:
- zaburzenia nerwicowe,
choroby psychosomatyczne,
zaburzenia rozwoju,
- psychozy,
- zaburzenia wynikające z organicznych uszkodzeń mózgu.
Zagadnieniem nieco odmiennym, wybiegającym poza klasyczną
psychiatrię, są zaburzenia zachowania, zwane zaburzeniami przysto-
sowania społecznego, oraz uzależnienia, a więc nikotynizm, alkoho-
lizm i toksykomania (narkomania). Ta problematyka będzie szeroko
potraktowana, bo choć stanowi przedmiot rozważań psychologii,
a także pedagogiki społecznej, powinna być szczególnie dobrze zna-
na pedagogom.


Nerwice


Nerwice stanowią jeden z najważniejszych - ilościowo - proble-
mów współczesnej medycyny. Liczby, jakie podają poszczególni au-
torzy, są bardzo różne. Wynika to przede wszystkim z przyjęcia róż-
nych kryteriów diagnostycznych, a także z różnych metod badaw-
czych.
Ogólnie sądzi się, że kilkadziesiąt procent ludzi zasięgających po-
rady lekarskiej to ci, którzy cierpią z powodu zaburzeń nerwico-
wych. Należy przy tym pamiętać, że nie wszyscy nerwicowcy zwraca-
ją się ze swymi problemami do lekarzy.
W pewnych grupach ludności, w tym młodzieży, przejściowo za-
burzenia nerwicowe są czymś prawie powszechnym. Do takich grup
należą uczniowie klas maturalnych (przyczyną jest lęk przed maturą,
a może jeszcze bardziej poczucie niepewności z powodu starań
o miejsce na uczelni), uczniowie klas ósmych - z przyczyn analogi-
cznych, studenci w okresie sesji egzaminacyjnej itp.
Nerwice to dziwne zjawisko. Nie mówimy, że jest to choroba,

" p
używa się określeń: "zaburzenia nerwicowe, "zes ół nerwicowy",

"
reakcja nerwicowa". W takim ujęciu jest coś niezbyt konsekwent-
nego, bo nerwice często zespołem swych objawów odpowiadają do-
kładnie innym zaburzeniom, zwanym chorobami. Ale tak już jest
przyjęte w literaturze.
Nerwice to zaburzenia, u podstaw których tkwią czynniki psychi-
czne. Podkreśla się rolę lęku: prawie zawsze podłożem nerwicy jest
lęk, poczucie zagrożenia, frustracja. Na podstawie takich zjawisk
czysto psychologicznych rozwij aj ą się zaburzenia czynnościowe,
a więc takie, którym przy zachwianiu funkcji ustroju nie towarzyszą
wykrywalne zmiany anatomiczne. Nerwice mogą przejawiać się tak-
że zaburzeniami nie funkcji ustroju, ale zachowania.
Każdy człowiek przeżywa frustracje, stany większych lub mniej-
szych lęków, obaw. Nie każdy jednak zachowuje się nerwicowo.
Bywa tak, że w tej samej czy takiej samej sytuacji niekorzystnej je-
den człowiek reaguje nerwicowo, drugi nie. Mówimy wtedy o tzw.
progu wytrzymałości czy progu odporności psychicznej. Ten próg
może być różny. Jest to zagadnienie szczególnie ważne z punktu wi-
dzenia pedagogiki. Próg odporności psychicznej można kształtować.
Znacznie łatwiej wychować człowieka odpornego psychicznie, niż
pozbawić go zagrożeń, "schować pod kloszem" przed wszelkimi
przeciwnościami. Do zagadnienia tego powrócimy, omawiając profi-
laktykę nerwic.
Może więc być tak, że człowiek znajduje się w trudnej sytuacji,
która napawa go lękiem, powoduje poczucie zagrożenia, stan fru-
stracji i niezadowolenia. Jeżeli taka sytuacja trwa długo lub gdy siła
bodźca nerwicującego jest bardzo duża, człowiek może zareagować
nerwicowo. Oto przykłady takich sytuacji:
l. Uczeń niezdolny, ale ambitny. Rodzina oczekuje sukcesu
szkolnego, sukces ten jest jednak niemożliwy do osiągnięcia z powo-
*dów obiektywnych. Poczucie nie spełnionych nadziei, lęk przed
odrzuceniem, a może przed karami powodują, że uczeń nie jest
w stanie wywiązać się z zadań. Trudności, w j akich się znalazł, prze-
kroczyły próg jego odporności - reaguje nerwicowo.
2. Dziecko zostaje czymś gwałtownie przestraszone. Może to
-być śmierć osoby bliskiej, oddanie do obcego środowiska, katastrofa
**olejowa lub klęska żywiołowa. Jednorazowy stres może przekro-
czyć próg wytrzymałości dziecka i spowodować wystąpienie zabu-
*rzeń zachowania, które rozpoznamy jako nerwicę.

218 I 219


Objawy nerwic mogą być bardzo różne. Jak wspomniałem, diag-
nostyka nerwic należy do zadań bardzo trudnych. Kazuistyka medy-
czna obfituje tu w przykłady błędów i pomyłek. Uznaje się niekiedy
nerwicę tam, gdzie jej nie ma, niekiedy nie rozpoznając istotnych,
ciężkich i poważnych schorzeń organicznych. Innym razem przypa-
dek kwalifikuje się jako zaburzenie zachowania wynikające ze złej
woli czy braków wychowania, a jest to po prostu nerwica. Niekiedy
wreszcie są rozpoznawane schorzenia organiczne, a mamy do czynie-
nia z nerwicą.
Rozróżniamy kilka pojęć:

1. Reakcja nerwicowa. Jest to reakcja jakby jednorazowa, krót-
kotrwała, nieadekwatna do bodźca, który ją wywołał. Może to być
"eksces", któremu nie towarzyszy dalszy rozwój zachowań nerwi-
cowych.
Przykład: Człowiek ogólnie sfrustrowany, zmęczony, niezadowo-
lony ze swego życia, obawiający się dalszego rozwoju trudności ży-
ciowych jedzie tramwajem. W pewnym momencie ktoś ze współpa-
sażerów boleśnie nastąpił mu na stopę. Oczywiście - nie ma powo-
du do zadowolenia, trudno nawet zdobyć się na zwrot: "nie szko-
dzi". . . Ale j eżeli osoba pokrzywdzona wszczyna wielką awanturę,
wali parasolką w głowę niefortunnego winowajcę, jeżeli jeszcze po
powrocie do domu stale wraca do incydentu - to mamy prawo
uznać, że reakcja była nieadekwatna do bodźca i mogła mieć cha-
rakter nerwicowy.
2. Nerwicowe zaburzenia zachowania. Istnieje kilkanaście opisa-
nych postaci jakby klasycznych form zaburzeń zachowania, które
określamy jako nerwicowe. Kilka z nich, najbardziej typowych, po-
dam niżej. Są to długotrwałe zaburzenia zachowania, sposobu bycia,
dolegliwości w zakresie samopoczucia, których podłożem są frustra-
cje, lęki. Granice między tego typu zaburzeniami a tylko pewnymi
dziwactwami, cechami osobowości, nawykami - są niekiedy trudne
do ustalenia. Te jakby klasyczne formy nerwic częściej są rozpozna-
wane u dorosłych. U dzieci występują zespoły raczej jednoobjawo-
we, mniej złożone.
3. Nerwice narządowe. Są to zespoły objawów dotyczących zabu-
rzeń jednego lub kilku układów czy narządów. Dolegliwości czy za-
burzenia mogą być długotrwałe i nękające. Badania dostępnymi me-
todami nie pozwalają na ustalenie rozpoznania istotnej choroby

organicznej. Mówiąc inaczej, nie możemy doszukać się zmian anato-
micznych, organicznych, a zaburzenie funkcji występuje. Cechą uła-
twiającą rozpoznanie jest niestałość występowania dolegliwości. Na
przykład dziewczyna z porażeniem jednej ręki, którą właściwie nie
włada, w chwili silnej emocji, kiedy uwaga zostaje odwrócona-
wykonuje bezwiednie prawidłowe ruchy tą kończyną.
Nerwice narządowe mogą dotyczyć różnych układów i narządów
i mogą stwarzać istotną trudność diagnostyczną.


Postacie kliniczne nerwic

Nerwicowe zaburzenia zachowania

Zaburzenia zachowania są przedmiotem zainteresowania psychia-
trów stosunkowo niedługo. Istnieje wiele podziałów, definicji i kon-
cepcji teoretycznych. Wiedza ta znajduje się w stanie ustawicznego
rozwoju, a wielu autorów ogłasza własne koncepcje podziałów, ter-
minologii itp. Są to jednak rozważania teoretyczne i dość skompliko-
wane. W tej książce nie będziemy się zajmować analizą różnorod-
nych koncepcji. Przedstawiony podział jest umowny - i dyskusyjny.
Może być odrzucony przez niektóre szkoły psychiatryczne. Ujęcie,
jakie tu prezentuję, ma przede wszystkim walor dydaktyczny i prak-
tyczny.
Objawy nerwicowych zaburzeń zachowania mogą być różne.
U uczniów najczęściej możemy dopatrzyć się jakby dwu krańcowo
różnych zachowań. Jedne to zachowania agresywne, często mające
wyraźny charakter reakcji nieadekwatnych, bezsensownych. Uczeń,
który niszczy wyposażenie szkolne, niszczy przy tym także własne
ćlobro; bije kolegów i jest agresywny w stosunku do nauczycieli. Po-
śtępuje często tak nie dlatego, że jest źle wychowany, ale dlatego,
fe reaguje nerwicowo na ustawiczne upokorzenie, na stałe niepowo-
dzenia, na sytuację, z której - przy najlepszej woli - nie jest
'*v stanie wyjść.
* Drugim biegunem zaburzeń zachowania jest apatia. Uczeń, któ-
iego spotykają tylko niepowodzenia, który zawsze otrzymuje nega-
*ywne oceny, po prostu przestaje uczestniczyć w zajęciach klasy.
*Tauczyciela niekiedy doprowadza do skrajnego rozdrażnienia, gdy
*czeń, któremu "usiłuje dać szansę", z szansy tej nie korzysta. Wy-
220 221


wołany do odpowiedzi, nie odpowiada nawet na najprostsze pytania.
Po prostu nie jest w stanie wykonać nawet takiego wysiłku, choć być
może wie, że gdyby odpowiedział - uzyskałby promocję do następ-
nej klasy. Jego reakcja wyłączenia jest bezsensowna, nieadekwatna
do sytuacji, ma więc charakter nerwicowy.
Zaburzenia zachowania mogą przejawiać się trudnościami w za-
sypianiu lub ustawiczną sennością (ta postać występuje rzadziej).
Sen może być powierzchowny - sny męczące, a dziecko skarży się,
"
że całą noc nie śpi". Oczywiście możemy mówić o nerwicy, kiedy
obserwacje nie potwierdzą bezsenności. Jest to odczucie subiektyw-
ne. Zaburzenia mogą dotyczyć łaknienia - nieuzasadnionego wstrę-
tu do jakichś potraw czy jedzenia w ogóle. Zaburzenia zachowania
mogą uzewnętrzniać się w czynnościach o charakterze przymusowym
- uczeń wykonuje bezustannie czynności, których wyrzec się nie
jest w stanie; może być to dłubanie w nosie, obgryzanie paznokci lub
długopisu, tarcie oka, skubanie jakiejś ranki czy kurzajki itp. Każ-
de zachowanie, którego sensu nie jesteśmy w stanie pojąć, a które
wykazuje określone nasilenie, możemy podejrzewać o charakter
nerwicowy.
Do tej grupy - w pewnym sensie - można zaliczyć także nie-
które klasyczne formy nerwic (dlatego zostały opisane osobno).

Nerwica lękowa

Nazwa ta jest nieco myląca, ponieważ we wszystkich nerwicach wy-
stępują stany lękowe. W tym przypadku jednak lęk jest objawem
dominującym.
Lęk jest czymś normalnym - każdy zdrowy człowiek powinien
umieć właściwie oceniać sytuację, a kiedy jest to zasadne, odczuwać
lęk. Ta świadomość zagrożenia oraz lęk są czynnikami zabezpiecza-
j ącymi, ułatwiaj ą przetrwanie.
Jeżeli jednak lęk jest nadmierny, a obiektem wyzwalającym lęk
- sytuacja zupełnie normalna to mówi
-- -T** *-*** =*=*uu*nwuiu*
do sytuacji. Jeżeli na przykład ktoś boi się jadowitej żm - ma ra-
cję. Ale jeżeli atak panicznego lęku wyzwala mysz, która naprawdę
człowiekowi nie może niczym zagrozić, to mamy tu przykład reakcji
nerwicowej.

222

W psychiatrii znane są różne postaci nerwicy lękowej. Jest lęk
przestrzeni, lęk przed pomieszczeniem zamkniętym, lęk przed wyso-
kością. Może występować lęk przed ciemnością, przed wchodzeniem
do nie znanych pomieszczeń. Istotnym elementem w roz oznawaniu
nerwicy lękowej jest świadomość towarzysząca osobie nipdotkni te
o bezsensie przeżywanego lęku. Człowiek, który boi się myszy, da*
je s* bie sprawę, że mysz nic mu nie zrobi. Wie o tym, a jednak lęku
nie est w stanie opanować. Jeśli jednak ktoś jest rzecz wiście rze-
konany o tym, że właśnie owa mysz może mu za rozy mamy do
czynienia z zaburzeniami innego rodzaju. To już ng jest nerwica.
Nerwica natręctw

Natręctwo to sytuacja, której nie akceptuje nawet osoba nią do-
tkni t * ce p wyk W ęi" niej wyzwolić. Może to być natręctwo
zmu y jakichś bezsensownych ruchów, używa-
nia określonych wyrażeń, podejmowania pewnych działań (np
dzo częye i dokładne mycie rąk). Pojawiają się niekiedy ł bar-
natrętne
myśli, obrażenia, których nie można się pozbyć. Często natręctwo
est zwi zane z lękiem, np. obawiając się choroby, człowiek wyko-
nuje bezsensowne czynności dezynfekcyjne, unika normalnych sytu-
acji (witania się przez podawanie ręki) itp. W przypadkach rozwinię-
tych natręctwo może utrudniać normalne funkcjonowanie w społe-
czeństwie, a zwłaszcza wywoływać nieprzychylne i agresywne reak-
c*e otoczenia.
Hipochondria

To ciekawa postać nerwicy,
*yśli odnosi się do st pokrewna nerwic natręctw. Natrętne
ę w każd m zdrowia
. Osoba dotkni ta hi ochondrią
'dopatruje si najmniejszym nawet objawie poważnej
e się leczyć, poddaje się boles *1* *ulluszą skutku. Hipochondryk
Chc y y
n m badaniom zabie om o eracyj-
*ym, w kon wanym często tylko na jego usilne i kategoryczne ż da-
*e. Jest przekonany o swojej szczególnej sytuac i obawia się,
długo żyć, ż że nie
yędzie e stanie się kaleką, inwalid * p. Jeżeli lekarz od-
*ówi leczenia domniemanej choroby, tłumacząc to brakiem takiej

223


potrzeby, hipochondryk uda się do innego lekarza, potem do kolej-
nego, aż uzyska pożądane rozpoznanie i leczenie. Często trafia do
znachorów, radiestetów, kręgarzy itp. W czasie kuracji przeprowa-
dzanych w sposób rytualny, malowniczy i teatralny doznaje ulgi.
Niestety, także nie na długo. . .
Niekiedy rodzice cierpiący z powodu takiej nerwicy zamęczają
własne dzieci, poddając je najróżniejszym nieuzasadnionym kura-
cjom, domagając się szczególnego reżimu zdrowotnego, zabiegów
profilaktycznych itp. Mogą wpajać dzieciom przesadny lęk o zdro-
wie, a w ten sposób sprzyjać jakby przekazywaniu hipochondrii (je-
żeli dziecko będzie miało do tego określone predyspozycje).


Neurastenia

To nerwica często występująca u*mężczyzn, często u twórców, arty-
stów itp. Polega ona na nadmiernej wrażliwości na wszelkie niepo-
wodzenia. Neurastenik nigdy nie jest pewny siebie - swego sukce-
su, swych możliwości. Zraża się byle niepowodzeniem. Ma poczucie
stałej niemożności. Wydaje mu się, że nie jest w stanie niczego do-
konać. Jest często ustawicznie zmęczony, mimo że nie wykonuje
żadnych ciężkich prac. Już rano wstaje niewyspany, senny i wydaje
mu się, że całą noc się męczył, nie spał. Ma poczucie zagrożenia-
zdaje mu się, że wszyscy się z niego wyśmiewają. Torturą dla niego
jest występowanie publiczne. Zdaje mu się, że jest śmieszny, że
ma niewłaściwe ubranie, że coś nie jest w porządku w jego wyglą-
dzie itp. Ustawiczne poczucie mniejszej wartości, brak wiary w sie-
bie i swoje możliwości może niekiedy znacznie utrudniać pracę za-
wodową.
Neurastenicy są trudnymi towarzyszami pracy i członkami rodzi-
ny. Nie mogą opanować swych uczuć, zdają sobie jednak sprawę
z ich niezasadności i bezsensu.


Histeria

To najciekawsza forma nerwicy, mająca wielką tradycję. Wielkie
"epidemie" hister obserwowano w średniowieczu. Nie czym innym
jak histerią były "opętania przez złego ducha", czarownictwo, nie-
które formy ekstazy religijnej itp. W wielu działaniach średniowiecz-
ńych można dopatrzyć się zbiorowej histerii. Taki charakter miały
pochody biczowników, taneczników, nawiedzonych. Jak sądzą nie-
którzy historycy, wyprawy krzyżowe także można zaliczyć do tego
typu zjawisk. Na pewno odnosi się to do wypraw krzyżowych dzieci.
Histeria to genialna naśladowczyni. Histeryk naśladuje obserwo-
wane przez siebie schorzenia, przy czym preferuje takie, których
przebieg jest dramatyczny, teatralny, widowiskowy. Histeryk potrze-
buje publiczności. Napady histerii nigdy nie występują w samotności
- najczęściej obserwujemy je w czasie uroczystości szkolnych, reli-
gijnych, zjazdów rodzinnych itp. Naśladownictwo niekiedy jest tak
dokładne i perfekcyjne, że i doświadczeni lekarze zostają wprowa-
dzeni w błąd. Histeryk miewa czasem napady podobne do padaczki,
przy czym chodzi tu o napady "grand mal". Traci przytomność, ule-
ga paraliżowi, ma drgawki itp. Jest przy tym charakterystyczne, że
w czasie tych napadów rzadko kiedy kaleczy się (np. upadając) czy
nawet brudzi. Gdy traci przytomność, to raczej w warunkach pełne-
go komfortu - pada na miękkie meble, czystą podłogę, a nie na
błoto czy miejsca niewygodne.
Histeria ma wiele objawów; mogą one stanowić swoistą eklekty-
?%* kę różnych obserwowanych chorób i autentycznych objawów. Bo-
*** gactwo objawów i ich niezborność mogą niekiedy ułatwiać rozpo-
znanie.
Histeryk może naśladować praktycznie każdą chorobę. Opisywa-
no także ciąże histeryczne - z zanikaniem miesiączkowania, po-
większaniem się brzucha itp.
"* Mimo że histerycy są często uciążliwi, sprawiają sobą wiele kło-
potów, mimo że, jak potem się okazuje, są obiektywnie somatycznie
*. zdrowi - to jednak trzeba bronić się przed chęcią deprecjonowania
* hister. Nie jest to schorzenie, które się symuluje, ale zaburzenie
; psychiczne czasem głębokie, wymagające leczenia i pomocy. Oto-
* czenie i lekarze niekiedy mają tendencje do bagatelizowania tego
*:; zjawiska (jako niezagrażającego zdrowiu), do traktowania histery-
ków jako ludzi złej woli. Nic błędniejszego. Określenie histerii jako
; zjawiska pejoratywnego, używanie określenia "histeryk" jako
inwektywy jest nieporozumieniem. Histeria jest dramatycznym
* wołaniem o pomoc. Tylko pomoc musi być sensowna. Trzeba le-


224 15 - g;ologiczne i medyczne... 225


czyć nerwicę, a nie objawy schorzenia, które ona przypomina swym
obrazem.
Histeria i dziś niekiedy przyjmuje postać epidem - w interna-
tach, domach dziecka itp. Częściej na histerię zapadają dziewczęta.


Nerwice w różnym wieku

Obraz nerwic wraz z rozwojem dzieci zmienia się. Nerwice można
rozpoznać już u niemowląt. Niektóre zaburzenia, np. uporczywe wy-
mioty niemowląt, można wiązać z czynnikiem nerwicowym. Nerwice
niemowląt i małych dzieci mają obraz złożony - są wieloobjawowe.
Często zaburzenia dotyczą rozwoju - dziecko wykazuje jakby inwo-
lucję, traci umiejętności już nabyte, nie opanowuje funkcji, które
z racji wieku powinno opanować. Dopiero wraz z wiekiem - u dzie-
ci przedszkolnych, a zwłaszcza szkolnych - nerwice stopniowo stają
się bardziej monosymptomatyczne i ich obraz zbliża się do obrazu
nerwic osób dorosłych.
Jednym z zaburzeń o charakterze nerwicowym jest niewątpliwie
hospitalizm, zwany po polsku chorobą sierocą. Ten zespół poważ-
nych zaburzeń psychicznych występuj e j ako konsekwencj a izolacj i
dziecka od matki (czy w ogóle rodziny). Dziecko kilkumiesięczne
(około 6. miesiąca życia) jest bardzo silnie przywiązane do matki.
Jest to pierwszy etap rozwoj u emocj onalnego, a nawet erotycznego,
o czym już wspominałem w rozdziale o rozwoju fizycznym. Kiedy
ta więź zostaje już wytworzona, izolacja dziecka - na skutek choro-
by, śmierci czy po prostu umieszczenia w domu dziecka - powoduje
gwałtowny rozwój wieloobjawowej nerwicy. Dziecko wykazuje za-
burzenia, które układają się w kilka faz:
Najpierw występuje faza protestu. Dziecko gwałtownie protestu-
je przeciw izolacji, odrzuca osoby obce, które usiłują je zająć, uspo-
koić (w szpitalach nie dzieje się to często...), rzuca zabawkami, od-
mawia jedzenia, głośno płacze, rzuca się w łóżku, wykazuje pobu-
dzenie ruchowe. Jest to etap wyjątkowo gwałtownych reakcji. Po-
tem następuje etap rozpaczy i - później - apatii. Dziecko, przeko-
nane, że protest jest bezskuteczny, zamyka się w sobie, przestaje
reagować na otoczenie, jest ciche, bierne, wyłączone. Na tym etapie
poj awiaj ą się obj awy inwolucji - dziecko, które j uż mówiło, prze-
staje mówić, takie, które już miało opanowane zwieracze, zaczyna
się ponownie brudzić, wykazuje regres rozwoju ruchowego. Poja-
wiają się zachowania stereotypowe - dziecko wykonuje rytmiczne
bezcelowe ruchy: kołysze się, kiwa. Niekiedy ssie palec, dłubie
w nosie lub intensywnie się onanizuje. Ten etap ma tendencje do
przechodzenia w stan chroniczny. Dalsze przebywanie dziecka w wa-
runkach, które doprowadziły do tej formy nerwicy, może być groźne
dla jego rozwoju, przede wszystkim emocjonalnego.
Czy epizod choroby sierocej, który wystąpi w wyniku hospitaliza-
cji dziecka w związku z ciężką chorobą, trwający kilka dni czy tygo-
dni, może pozostawić trwałe następstwa? Trudno orzec z pewnością.
Jednak nawet jeżeli nie możemy dopatrzyć się w dalszym rozwoju
trwałych śladów tego drastycznego przeżycia, wydaje się, że nie
zmienia to naszej oceny. Hospitalizm jest dla dziecka ciężkim prze-
życiem, jest szokiem, jest jego cierpieniem i trzeba zrobić wszystko,
by tego typu doznań oszczędzić.
Czy możliwe jest zupełne wyeliminowanie hospitalizacji małych
dzieci? Pewnie nie. Możliwe jest jednak - przynajmniej teoretycz-
nie w naszych warunkach - organizowanie oddziałów szpitalnych,
gdzie małe dzieci byłyby wraz z matkami. Możliwe jest częstsze
leczenie nawet ciężkich chorób w domu rodzinnym, trzeba jednak
wtedy organizować pomoc pielęgniarską. Szok, jaki przeżywa dziec-
ko hospitalizowane, nie może nie wywierać wpływu na jego pod-
stawowe schorzenie. O wpływie stanu psychicznego na przebieg le-
czenia schorzeń somatycznych wiadomo powszechnie dostatecznie
dużo.
! Nie jest jasne, jak wpływa umieszczenie małego dziecka w żłob-
kul. Dzieci przeżywają rozłąkę codziennie, i choć trwa ona tylko
kilka godzin, wiele z nich odczuwa to boleśnie i ostro protestuje.
Czy taki "trening" szoków emocjonalnych jest obojętny dla roz-
1: woju? Wątpię. Brak jednak, jak dotąd, przekonywających wyników
badań na ten temat. Natomiast żłobki tygodniowe nie są niczym
innym, jak trochę złagodzoną formą hospitalizacji w domu dziec-
ka.


' Niektórzy poważni autorzy uważają, że dobry żłobek może nie być zagrożeniem.
Osobiście nie zgadzam się z tym poglądem.

226 * ls* 227


W wieku szkolnym występuje swoista forma nerwicy, zwana fo-
bią szkolną. Polega ona na obiektywnie nieuzasadnionym lęku przed
szkołą. Dziecko poszukuje rozpaczliwie jakiegokolwiek pozoru, by
do szkoły nie iść. Nie pomagają zachęty, kary, zawstyclzenie. Niekie-
dy dziecko przed wyjściem do szkoły ma podwyższoną ciepłotę cia-
ła, kiedy indziej gwałtowne bóle głowy, brzucha - wymioty, bie-
gunki itp. Pozornie zachowanie dziecka ma charakter irracjonalny.
Niby to nauczyciele i koledzy zachęcają, jakby wyciągają rękę, a je-
dnak fobia jest silniejsza. Czasem występuje fobia wobec jednego
przedmiotu czy wręcz jednego nauczyciela. Każdy psycholog dzielni-
cowy i wielu psychiatrów znają takich "pedagogów", którzy są już
w swym środowisku znani jako "producenci" nerwic, w tym fobii.
Jest przerażające, że bardzo rzadko tacy nauczyciele z tego właśnie
powodu bywają eliminowani z zawodu.
Dziecko z fobią szkolną wymaga leczenia psychologicznego,
a czasem psychiatrycznego. Nie zawsze daje się osiągnąć właściwe
wyniki. Niekiedy jako jedyne wyjście pozostaje nauka indywidual-
na, ale takie rozwiązanie jest i kosztowne, i nie do końca słuszne.
Dziecko powinno odbywać trening bycia w grupie rówieśniczej,
a jego opory trzeba stopniowo przełamywać.


Nerwice narządowe

Nazwa ta budzi niekiedy zastrzeżenia, sugeruje bowiem, że nerwica
może być ograniczona do jakiegoś jednego narządu czy układu. Tak
nie jest nigdy. Każda nerwica jest zaburzeniem całego ustroju, a je-
dynie manifestacja zaburzeń może dotyczyć jakiegoś układu czy na-
rządu. Zresztą w każdej nerwicy narządowej dominują objawy ze
strony układu współczulnego, wegetatywnego.
Dlaczego u danego osobnika jako manifestacja ogólnego zaburze-
nia występuje dysfunkcja tego właśnie, a nie innego narządu? Pewnie
da się to wytłumaczyć teorią miejsca zmniejszonej odporności. Taką
właśnie zmniejszoną odporność wykazuje określony narząd. Dlaczego,
to już inna sprawa, i na to pytanie na razie trudno odpowiedzieć.
Nerwice narządowe mogą manifestować się praktycznie we
wszystkich narządach. Najczęściej są rozpoznawane w obrębie ukla-
du naczyniowo-sercowego. Tak zwana nerwica serca należy do dość
"eleganckich" chorób i jest chętnie akceptowana przez nerwicowców

o skłonnościach histerycznych. Chorzy skarżą się na bóle w okolicy
serca, na uczucie kołatania, "zamierania" serca itp. Bywają zaburze-
nia w akcji serca - przyspieszenie, zwolnienie, nawet arytmia.
Oczywiście, towarzyszy temu subiektywne uczucie niewydolności-
zmęczenie, niemożność wykonywania pracy bez wysiłku. Młodzież
z tego typu nerwicą, szczególnie po omdleniu, chętnie żąda zwolnie-
nia z wf. Takie żądanie wysuwają też matki, które o zdrowiu dojrzewa-
jącej młodzieży wiedzą tyle, że "jest to okres przejściowy i że serce jest
wtedy słabe". To prowadzi do zasadniczego błędu - zamiast przez
ćwiczenia, sport, hartowanie pokonywać nerwicowe nastawienie mło-
dych, zwłaszcza dziewcząt, powoduje się zanik sprawności fizycznej.
Nerwica układu krążenia powinna być leczona wzmożonym wy-
siłkiem fizycznym, inaczej niż w istotnych organicznych schorzeniach
mięśnia sercowego czy zaburzeniach ukrwienia (choroba wieńcowa).
Ćwiczenie niczym złym tu nie grozi.
Nerwica ukladu pokarmowego to druga, stosunkowo częsta po-
stać nerwicy narządowej. Przejawia się zaburzeniami trawienia,
skłonnością do wymiotów, bólami w okolicy nadbrzusza (żołądka),
niekiedy zaburzeniami oddawania stolca. Zdarza się, że osobnik
cierpiący na taką postać nerwicy odczuwa na przykład parcie na sto-
lec. Z reguły jest tak, gdy zaczyna jeść posiłek z rodziną przy stole. . .
Mogą być nerwicowe zaparcia, niekiedy nawet długotrwałe, kil-
kudniowe; mogą być nerwicowe biegunki. Badania lekarskie wspar-
te badaniami dodatkowymi nie wykazują w tych przypadkach od-
chyleń od stanu prawidłowego. Dolegliwości mają charakter czynno-
ściowy i subiektywny.
Nerwice plciowe to dość częsta postać nerwic. U mężczyzn polegają
na niezdolności odbywania satysfakcjonujących stosunków płcio-
* wych. Może to być zaburzenie wzwodu, to znaczy zupełny brak
** wzwodu w sytuacjach erotycznych czy też zanik wzwodu w chwili
` r próby wprowadzenia członka do pochwy. Może to być wytrysk
:* przedwczesny, polegający na doznaniu orgazmu (często nasilonego
;* ńiedostatecznie) wkrótce po rozpoczęciu stosunku. Objawem nerwi-
cy może być tzw. półwzwód, czyli wzwód częściowy, charakteryzują-
*y się tylko niewielką sztywnością członka.
` U kobiet nerwica płciowa może przejawiać się brakiem orgazmu
:;lub - co jest dość rzadkie - skurczem mięśni okolicy krocza, po-
* 'rvodującym jakby uwięzienie członka w pochwie. Ten drugi objaw to

228 229


tzw. pochwica, przypadłość u ludzi bardzo rzadka, ale mająca swoi-
stą sławę i będąca przedmiotem wielu opowieści. Otóż rzeczywiście,
zwłaszcza u kobiet nie do końca akceptujących współżycie płciowe,
taki skurcz jest możliwy. Może wystąpić trudność w przerwaniu kon-
taktu. Niekiedy trzeba tylko spokojnie odczekać jakiś czas, kiedy in-
dziej - sięgnąć do środków psychotropowych i rozkurczowych. Opi-
sywano przypadki, w których dopiero zastosowanie powierzchownej
narkozy dało efekt. Zdaje się (bo literatura przedmiotu jest bardzo
uboga), że takie formy nerwicy płciowej kobiet występują tylko
u młodych, niedoświadczonych dziewcząt.
Nerwica układu rodnego kobiety może przejawiać się zaburzenia-
mi miesiączkowania w określonych, niekorzystnych psychicznie sytu-
acjach, całkowitym zanikiem miesiączkowania, trwającym nawet
wiele miesięcy czy kilka lat. Zespół napięcia przedmiesiączkowego
i znaczne nasilenie bolesności w czasie miesiączkowania też czasem
może mieć charakter nerwicowy.
Omówiłem najczęstsze nerwice narządowe. Zaburzenie nerwicowe
może spowodować dysfunkcję każdego prawie układu. Przykłady: ner-
wicowa chrypka, a nawet bezgłos, zaburzenia widzenia, słyszenia, za-
burzenia oddawania moczu czy bóle w okolicy pęcherza; u niektórych
osób występują zmiany w skórze - pojawiają się żywo czerwone pla-
my, tzw. dermografizm, nadmierne pocenie, "gęsia skórka".


Leczenie nerwic

Leczenie nerwic może być przyczynowe i takie jest oczywiście naj-
skuteczniejsze. Może być objawowe, przynosząc ulgę. Leczenie
przyczynowe nie jest proste, niełatwo odkryć istotne źródła lęku,
frustracji, konfliktów motywacyjnych. Często wymaga to stosowania
metod zbliżonych do psychoanalizy czy - choć jest to dyskusyjne
- nawet hipnozy. Metody takiego postępowania są bardzo złożone,
wymagają wiele czasu i zaangażowania terapeuty. Znakomita więk-
szość lekarzy nie chce się tym zajmować, nie jest też do stosowania
tych technik dostatecznie przygotowana.
Niekiedy stosuje się metody oddziaływań grupowych. Wtedy
zbiera się zespół pacjentów oraz terapeutów i razem, na specjalnych
seansach, dokonuje się analizy problemów poszczególnych osób. Już
ujawnienie źródeł nerwicy często pomaga. Niekiedy są potrzebne

oddziaływania terapeutyczne na rodzinę, czasem zmiana środowi-
ska, zawodu, szkoły. Ludzi wykazujących szczególną wiotkość i wy-
jątkowo niski próg odporności psychicznej trzeba niekiedy podda-
wać treningowi społecznemu (socjoterapia) poprzez tworzenie grup
wsparcia. Taką socjoterapię można stosować także przez wprowa-
dzenie osobnika znerwicowanego do dobrej grupy młodzieżowej,
w której znajdzie realizację swych potrzeb psychicznych - oparcia,
przyjaźni, akceptacji, sukcesu. 'Takimi grupami mogą być dobre dru-
żyny harcerskie i grupy oazowe, pod warunkiem, że mają kadrę na
odpowiednim poziomie, a wartościowe środowisko młodzieży wyka-
zuje dużo dobrej woli.
W niektórych przypadkach pacjenci są kierowani do sanatoriów
psychoneurologicznych. Sanatoria te jednak, na ogół duże, mają
umiarkowane możliwości tworzenia środowisk terapeutycznych. Ide-
ałem wydają się małe - kilku-, najwyżej kilkunastoosobowe grupy
terapeutyczne.
Lekarze w przypadkach nerwić prowadzą leczenie farmakologicz-
ne. Czasem jest to konieczne, czasem - tylko możliwe. Leczenie to
ma charakter wybitnie objawowy. Stosuje się środki nasenne, uspo-
kajające, psychotropowe, a także swoistą psychoterapię - pacjent
oczekuje leku, otrzymuje go i wierzy w jego działanie; taka sugestia
często skutkuje, jest jednak niebezpieczna, może bowiem sprzyjać
lekozależności psychicznej. Trzeba stwierdzić, że farmakoterapia
stanowi w przypadku nerwic bardzo cenną metodę wspomagania le-
czenia przyczynowego i w takim ujęciu jest w pełni zasadna.
Niekiedy pacjenci korzystnie reagują na różne formy zabiegów
paramedycznych: radiestetyczne, znachorskie, zielarskie (typu znachor-
skiego) itp. Zioła mają oczywiście właściwości lecznicze; trzeba pamię-
tać, że znaczna część skutecznie działających leków to przetwory ziół.


Profilaktyka nerwic

Jeżeli przyjmiemy, że nerwica jest wynikiem życia w trudnych wa-
runkach, które przekroczyły próg odporności psychicznej człowieka,
to profilaktyka musi sprowadzić się do jednego z dwu działań:
1. Stworzenie warunków życia, w których człowiek nie dozna-
wałby ciężkich stresów, nie podlegałby frustracjom i nie odczuwał
lęków.

230 231


2. Takie wychowanie, by człowiek, który podlega niekorzystnym
wpływom warunków życia, miał tak wysoką odporność psychiczną,
że nie reagowałby nerwicą przynajmniej na sytuacje o przeciętnym
nasileniu frustracyjnym.
Pierwsze działanie jest bardzo trudne. Nie potrafiliśmy stworzyć sy-
stemu szczęśliwości społecznej, poczucia bezpieczeństwa globalnego.
Nie umieliśmy nawet rozbudować przemysłu tak, by nie wynikało
z tego więcej szkód (licząc szkody ekologiczne) niż wątpliwych korz ści
produkcyjnych. Są to czynniki globalne
- makroczynniki, stwarzające
ludziom myślącym poczucie zagrożenia, na które nie mamy wpływu.
Tych czynników oraz innych, które może w mniejszym stopniu, ale
wołują uczucie niepokoju i lęk, jest na pewno więcej.
Drugi rodzaj działania odnosi się do najbliższego środowiska-
szkoły i rodziny. Otóż nie potrafiliśmy zbudować systemu szkolnego
na miarę naszych czasów, takiego, by dziecko szło do szkoł ch tnie
i ni __
mów - przeładow *lll**llcmu niszczeniu. Jest to i roblem progra-
anych, nieodpowiednich a często wprost bezsen-
sownych. Przeciążenie pracą musi spowodować pogorszenie stanu
zdrowia psychicznego (jak zresztą i fizycznego). Jeżeli do tego dołą-
czymy ubóstwo szkoły, jej przepełnienie, wielozmianowość i niskie
kwalifikacje części nauczycieli, to mamy obraz środowiska, które już
na progu życia społecznego stwarza warunki niekiedy wprost nie-
ludzkie. Trudno dziwić się, że szkoła przeważnie jest środowiskiem
nerwieującym. Całe zjawisko nieprzystosowania społecznego jest
warunkowane tymi samymi czynnikami.
I rodzina. Środowisko, które powinno stwarzać azyl, chronić
dziecko przed frustracjami, przed stresami szkolnymi - jakże często
est także środowiskiem nerwicującym. Napięcia między rodzicami
ich sfrustrowanie, niecierpliwość i przepracowanie nie sprzyjają two-
rzeniu właściwej atmosfery w rodzinie - pełnego poczucia bezpie-
czeństwa. Znaczny procent rodzin jest w stanie formalnego lub nie-
formalnego, ale rzeczywistego rozkładu.
Niepokoje potęguje forma współdziałania szkoły i domu. Jeżeli
dziecko nie ma sukcesów w szkole, to i w domu nie zazna spokoju.
Nikt mu nie powie, by się nie przejmowało, że jeżeli nie idzie mu
w szkole, to przecież jeszcze nie katastrofa. Może trzeba szkołę
* Miejmy nadzieję, że reforma programów zmieni tę sytuację.

232

zmienić, może trzeba w ogóle zmienić program edukacji
- iść do
pracy i tam uczyć się zawodu? Możliwości jest wiele, tylko trzeba
o tym pomyśleć.

mierzonyk ątph wyml ó d w stą siecią. Ma mieć sukcęs szkolny
, jakie stanowi ocena szkolna. Jeże-
li tego sukcesu nie ma - nie ma dla niego miejsca na świecie. Jest
ze wszystkich stron nękane.
Żeby obraz był pełniejszy, trzeba jeszcze wspomnieć o kwalifi-
kacjach pedagogicznych rodziców. Rodzice zatracili zdolności eda-
gogiczne, które posiadali - jakoś spontanicznie nabyte - r pzice
dawnych pokoleń. Dziś przygotowanie pedagogiczne rodziców jest
znikome, a błędy wychowawcze - p p
m psyeholodzy z poradni w o ełniane na minnie. Wiedzą
a także s chiatrz, ychowawczych, pedagodzy szkolni,

- ri wultll V L
* *===.r r=*y,*osotileme do życia w rodzinie, ani różne form
ziny. J eda-
gogizacji rod est to bardzo trudne zagadnienie. y p
W takich warunkach wzrasta współczesne dziecko. Ocz iście
czynników frustracyjnych, nerwicujących można b
więcej. y *'ymienić znacznie
. W tej sytuacji pozostaje wyrabianie u dzieci od orności s chicz-
nej. p p y
Jednak takie wychowanie, aby dziecko miało zaakceptować ew-
ne trudności, pokonywać je, przyjąć
cia społecznego pewne wyrzeczenia i reguły ży-
bić? R - to program równie piękny co trudny. Kto to ma
ro odzice, szkoła?
* Myślę, że w imię przyszłości problemy te powinny być przedmio-
* tem rozważań, a co ważniejsze - działań szerokich kręgów społeczeń-
e stwa. Profilaktyka nerwic to w żadn m razie re jest zadanie dla służby
,:
zdr Ś dzę że ded e całego społeczeństwa - władzy, szkoły, rodziców.
ność ps chicz nym z czynników, które mogą kształtować odpor-
y ą, są autentyczne organizacje młodzieżowe zwłaszcza
* prawdziwe harcerstwo oraz środowisko sportu młodzieżowego, tur-
styki itp. Właśnie w tych środowiskach uczeń może hartować s y
* psychikę, przeżywać trudności, które nie frustrują,
ale wychowują,
może realizować potrzeby przyjaźni, akceptacji, sukcesu.
Wszystko oczywiście zależy od osób, które organizują środowis-
ko wychowawcze. Na pierwszym miejscu należy wymienić tu naucz-
ciela i pedagoga. Oni w znacznym stopniu odpowiadają za to, y

233


dzieje się w szkole. Oni wpływają na atmosferę rodzinną poprzez
przekazywanie rodzicom opinii na temat dziecka. Stąd ważność
przygotowania zawodowego nauczycieli i pedagogów - zgłębiania
biomedycznych podstaw rozwoju i wychowania, a także psychologii
wychowawczej i rozwoj owej.


Choroby psychosomatyczne

Choroba wpływa na samopoczucie człowieka. Choremu często towa-
rzyszy lęk przed powikłaniami, a nierzadko - przed śmiercią.
Zły stan psychiczny, silne negatywne przeżycia - stres, emocje
- mogą także powodować zaburzenia stanu zdrowia, pogarszać już
istniejące schorzenia, ułatwiać rozwój innych chorób. Przykładem
zaburzeń w przypadku ciężkich przeżyć psychicznych - nie mówimy
tu jeszcze o chorobie - mogą być nerwice. W nerwicach jednak nie
stwierdzamy zmian anatomicznych, a objawy, niekiedy ciężkie i bu-
rzliwe, są wynikiem zaburzeń czynnościowych.
Choroby psychosomatyćzne to jakby dalszy ciąg nerwic. Jest to
stan wywołany najczęściej tymi samymi czynnikami, które spowodo-
wały nerwicę, jednak stwierdza się już poważne zaburzenia, a często
także zmiany anatomiczne.
Istnieje spora grupa schorzeń, u podłoża których, jak sądzimy, wy-
stępuje - przynajmniej jako współczynnik, jako jeden z elementów
etiologicznych - stres czy frustracja. Niektóre schorzenia są jakby
z pogranicza - wiemy, że w ich powstawaniu istotną rolę odgrywa nie
tylko czynrk psychologiczny, ale i inne, np. wadliwa dieta czy alergia.
Lekarze do niedawna nie doceniali psychosomatycznej istoty wielu
schorzeń. A liczba schorzeń psychosoanatycznych wyraźnie wzrasta.
Choroba wrzodowa żolądka i dwunastnicy to schorzenia przewle-
kłe, charakteryzujące się okresami poprawy i nawrotu, zaostrzenia.
Fizjologicznie polegają na zwiększonym wydzielaniu soku trawien-
nego - w następstwie zmniejszonej odporności śluzówki żołądka
czy dwunastnicy dochodzi do nadżerek, do trawienia własnej tkanki;
powstaje ubytek śluzówki, zwany owrzodzeniem. W rozwoju choro-
by dochodzi do uszkodzenia naczyń krwionośnych i krwawień do
przewodu pokarmowego. Krwawienia te mogą doprowadzić do ane-
mizacji ustroju, a w przypadku przeżarcia ściany większego naczy-
234

nia - do poważnych krwotoków wewnętrznych. Perforacja ściany jeli-
ta czy żołądka polega na pęknięciu owrzodzonej okolicy i przedostaniu
się treści pokarmowej do jamy otrzewnej. Jest to najgroźniejsze powi-
kłanie, wymagające natychmiastowej interwencji operacyjnej.
Choroba wrzodowa ma tendencje do zaostrzania się na wiosnę
i na jesieni. Stałym symptomem są bóle okolicy nadbrzusza, nasila-
jące się - w przypadku owrzodzenia żołądka - na czczo (tzw. bóle
głodowe).
Związek choroby wrzodowej ze stanem psychicznym jest znany
od dawna. Poprawa warunków życia, zmiana pracy, rozwiązanie
konfliktów, które stanowią podłoże długotrwałego dyskomfortu psy-
chicznego, prowadzą do poprawy, a nawet wyleczenia.
Choroba wieńcowa z zawalem serca również ma związek z napię-
ciami psychicznymi. Czynnikami sprzyjającymi są także inne ele-
menty: wadliwa dieta (nadmiar cholesterolu), niehigieniczny tryb ży-
cia (brak ruchu, ćwiczeń fizycznych), palenie papierosów.
Choroba wieńcowa polega na okresowym niedokrwieniu naczyń
wieńcowych mięśnia sercowego. Naczynia te mają między sobą mało
połączeń (tzw. anastomoz), przeto skurcz czy niedrożność jednego
z nich może prowadzić do przewlekłej lub ostrej anemizacji, a w wy-
niku tego do niedokrwienia określonego wycinka mięśnia sercowe-
go. Jeżeli dojdzie do ostrego niedotlenienia i jeżeli trwa ono jakiś
czas, może nastąpić martwica odcinka mięśnia. Ostre niedokrwienie
i martwica - to właśnie zawał sercowy.
Choroba wieńcowa jest w naszej cywilizacji jedną z najczęstszych
przyczyn zgonów, zwłaszcza mężczyzn w sile wieku. To jedna z cho-
rób społecznych. Profilaktyka - odpowiednia dieta, właściwy tryb
życia i niepalenie, a także higiena psychiczna - może zapobiec cho-
robie wieńcowej.
Astma oskrzelowa jest częstą chorobą, także dzieci. Schorzenie
to polega na występowaniu napadów duszności na skutek skurczu
oskrzelików. Napady duszności mają dramatyczny przebieg, towa-
rzyszy im lęk, chory wywołuje panikę w otoczeniu. Najczęściej poja-
wiają się w nocy.
Znany i niewątpliwy jest czynnik alergiczny, który leży u podłoża
astmy. Uczulenie może dotyczyć jednego alergenu, ale duszność
może także występować na skutek kontaktu z kilkoma alergenami.
Najczęstsze alergeny to pyłki kwiatowe, kurz, sierść zwierząt, ale

235


także chemiczne zanieczyszczenia atmosfery. Wydaje się, że na ast-
mę, niezależnie od jej alergicznego charakteru, wpływa także stres,
lęk, napięcie nerwowe.
Leczenie astmy w czasie napadów jest objawowe, stosuje się tak-
że długotrwałe leczenie odczulające, jeśli jest ustalony alergen. Ale
zwraca się uwagę na rolę czynnika psychicznego. Poprawa warun-
ków życiowych, psychoterapia, rozwiązanie konfliktów prowadzą do
rzadszego występowania napadów i ich łagodniejszego przebiegu.
Jaka jest rola czynników psychicznych w poszczególnych przypad-
kach - nie wiadomo. Wydaje się, że niejednakowa. Są pacjenci,
u których psychosomatyczne tło jest uderzające i pewne, u innych
takiego związku nie sposób się dopatrzyć.
Moczenie mimowołne i nietrzymanie stolca to niewątpliwie scho-
rzenia psychosomatyczne, często właściwie odpowiadające definicji
nerwicy. Myślę, że można by z powodzeniem zaburzenia te zaliczyć
także do nerwic.
Zaburzenie polega na oddawaniu moczu w czasie snu. Oczywiście
niemowlęta moczą się w pieluchy i jest to normalne. Proces uczenia
czystości trwa i w ciągu kilku pierwszych lat życia dzieci mogą - mniej
lub bardziej sporadycznie - oddawać mocz w sposób niekontrolowa-
ny. Niektórzy autorzy są zdania, że nawet dość długo może trwać okres
opanowywania zwieraczy i pęcherza - wymienia się niekiedy jako
górną granicę dopuszczalności takich incydentów aż 7.- 8. rok życia.
W literaturze przedmiotu podawano wiele teorii mających tłuma-
czyć to zjawisko - począwszy od psychoanalitycznych teorii freudy-
stów, aż do poszukiwań uwarunkowań w zmianach organicznych.
Najpospolitszy jest pogląd poszukujący przyczyny w wadach budowy
kręgosłupa lędźwiowego i rdzenia kręgowego. Są też próby wyja-
śniania przyczyny dystonią ściany pęcherza, zwężeniem ujścia cewki
moczowej itp. Istnieją też bardziej zbliżone do teorii "nerwicowej,*
poglądy, dopatrujące się przyczyny moczenia nocnego w zaburzeniu
snu, w jego nadmiernej głębokości itp.
Zwykle gdy występuje mnogość poglądów na jakieś zjawisko, na-
suwa się podejrzenie, że żaden z nich nie jest dostatecznie uzasad-
niony. Tak też jest z moczeniem mimowolnym. Wydaje się, że żadna
teoria nie wyjaśnia sprawy. Najbardziej uzasadniony wydaje się po-
gląd mówiący o uwarunkowaniu neurotycznym (nerwicowym). Dzie-
ci moczące się pochodzą z reguły ze środowisk psychicznie nieko-
236

rzystnych. W znacznym procencie są to dzieci alkoholików, z rodzin
rozbitych, konfliktowych. Zmiana warunków, atmosfery domowej
często znacząco poprawia stan dziecka. I odwrotnie - zaostrzenie
sytuacji powoduje nawrót moczenia.
Dla dzieci fakt moczenia nocnego jest czymś wstydliwym i upo-
karzającym. Swą dolegliwość odbierają jako coś kompromitującego,
a rodzina często jeszcze pogłębia poczucie winy. Tak więc pojawia
się błędne koło: moczenie nocne wywołuje stan napięcia, frustrację
i lęk, a taki stan psychiczny pogłębia zaburzenie i powoduje częstsze
moczenie. . .
Leczenie jest wieloczynnikowe. Wykorzystuje się tyle metod, że
należy wątpić w ich skuteczność. Niekiedy proponuje się najróżniej-
sze zabiegi - dietę, ograniczenie picia, budzenie dziecka zaraz po
zaśnięciu w celu oddania moczu itp. Bywały i inne zalecenia, niekie-
dy fantastyczne. Jeden autor (przed kilkudziesięciu laty) propono-
wał zakładać na noc cewnik do cewki moczowej, pęcherz sztucznie
wypełniać, a cewnik usuwać po oddaniu moczu. . . Kłopotliwy to za-
;*: bieg, grożący zakażeniem i nieobojętny dla psychiki dziecka.
*; Odnosi się wrażenie, że skuteczność wielu zabiegów może mieć
* wspólne podłoże: rodzice poświęcają dziecku wiele czasu, pilnują
wskazań - dziecko staje w centrum uwagi rodziny i czuje się kimś
dostrzeżonym, ważnym, o kogo rodzina dba, troszczy się. Być może
; w tym właśnie tkwi tajemnica skutecznych oddziaływań.
Podstawą leczenia będzie więc próba analizy sytuacji rodzinnej
* dziecka, poszukiwanie czynników nerwicujących. W tych przypad-
kach przeważają uwarunkowania domowe nad szkolnymi. Następnie
trzeba podjąć próbę rehabilitacji środowiska, zmiany sytuacji ro-
* dzinnej. Nie zawsze jest to proste, a nawet w ogóle możliwe. Na dal-
szym etapie należy dziecko poddać badaniom lekarskim - w tym
urologicznym i neurologicznym, bo choć rzadko, zdarza się, że istota
schorzenia polega nie na wpływach psychicznych, ale ma podłoże or-
; ganiczne. Wtedy oczywiście trzeba leczyć schorzenie podstawowe.
Bywa jednak i tak, że na przykład badaniem rentgenologicznym od-
najduje się czynnik, który wydaje się być przyczynowym - rozszcze-
: pienie kręgów odcinka lędźwiowego. Nie ma jednak pewności, że
nie współistnieją dwa czynniki, z których jeden ma decydujące zna-
czenie - na przykład właśnie czynnik psychiczny. A wada kręgosłu-
: pa może być czymś nieznaczącym, wykrytym przypadkowo.

237


Moczenie nocne ma tendencje do zanikania w okresie dojrzewa-
nia płciowego. W znacznym procencie przypadków następuje wtedy
jakby samoistna poprawa. Problem moczenia mimowolnego jest tak-
że dobrze znany w wojsku.
Znaczny procent wychowanków domów dziecka mniej lub bardziej
intensywnie moczy się. Jest to tym razem zupełnie zrozumiałe: nawet
najlepszy dom dziecka nie okazuje się właściwym środowiskiem wy-
chowawczym, a dzieci, które tam trafiają, są najczęściej obciążone
przeszłością, poza tym ich teraźniejszość też jest daleka od ideału.
Nietrzymanie stolca jest zagadnieniem pokrewnym, ale - wyda-
je się - ma swoją specyfikę. Przypadki zanieczyszczania się dzieci
kilku- lub kil*unastoletnich są znacznie rzadsze niż moczenie mimo-
wolne. Często stwierdza się zaburzenia czynnościowe (a więc także
organiczne?) przewodu pokarmowego. Trudno przy tym wykluczyć
tło nerwicowe. Nie należy jednak traktować sprawy jednostronnie,
to znaczy sugerować się nerwicowymi uwarunkowaniami. Trzeba
starannie, w sposób kompetentny przeprowadzić badania specjalisty-
czne i dopiero gdy tło organiczne zostanie z całą pewnością wyklu-
czone, można przyjąć nerwicowe podłoże schorzenia.
Nietrzymanie stolca jest znacznie dokuczliwsze, także dla otocze-
nia. Utrzymanie właściwej higieny wymaga wiele wysiłku. Ciekawe,
że często pacjenci ci wykazują wysoki poziom intelektu, niekiedy po-
wyżej normy.
Zjawisko nietrzymania stolca niektórzy autorzy próbowali tłuma-
czyć zgodnie z teoriami Freuda. Okazuje się, że istnieje wiele - nie-
kiedy dość "karkołomnych" - teorii psychologicznych, których
przydatność praktyczna jest jednak bardzo ograniczona.
Schorzenia psychosomatyczne przykuwają coraz większą uwagę
lekarzy. Liczni autorzy tego typu tła dopatrują się w bardzo wielu
schorzeniach. Niekiedy wydaje się to trochę przesadzone. Bo choć
niewątpliwy jest związek między alergią i stresem psychicznym, mię-
dzy zjawiskami odporności na czynniki bakteryjne i wirusowe itp.,
to jednak trzeba pamiętać, że teoria psychosomatyczna nie wyjaśnia
wszystkich problemów medycyny, ale nieznaczną ich część.
Optymistyczne jest jednak to, że w ogóle lekarze zaczynają przy-
wiązywać wagę do tej problematyki. Ludziom bardzo już dokuczył
,techniczny" stosunek lekarzy do pacjenta, wynikający z zachłyśnię-
cia się wiedzą, biochemią, techniką diagnostyczną itp., traktowa-
238

nie pacjenta jako przypadku, niedostrzeganie emocji chorego, brak
zrozumienia jego potrzeb psychicznych. Cieszy - choć jest to jesz-
cze margines działania współczesnej medycyny - zwrot w kierunku
psychologicznym.
Lekarze, by rozwiązywać problemy pacjentów z nerwicami i scho-
rzeniami psychosomatycznymi, muszą współpracować z psychologami,
a także pedagogami. Wymaga to lepszego przygotowania tych ostat-
nich. Przyszłość rysuje się tak, że każdy pedagog będzie musiał mieć
podstawowe wiadomości z określonych dziedzin medycyny, nie uniknie
bowiem kontaktu z ludźmi, którzy przedstawiają sobą problemy z po-
granicza rnedycyny i psycholog. W miarę podnoszenia kwalifikacji co-
raz więcej pedagogów będzie patrzeć na trudnego ucznia nie jako na
przypadek "demoralizacji", złej woli itp. Coraz częściej trzeba będzie
widzieć przyczyny, które tkwią poza uczniem. Być może nauczyciel
i pedagog w przyszłości będą mieli do czynienia prawie wyłącznie
z dziećmi niezupełnie "zdrowymi" i "normalnymi".
Zakłady lecznicze będą częściej sięgać po pomoc psychologów
i pedagogów. Psycholodzy już dziś są codziennymi partnerami w pra-
cy wielu lekarzy. Pedagodzy, jako ci, którzy powinni organizować
środowisko wychowawcze, niekiedy rehabilitujące i wprost leczni-
cze, będą odgrywać coraz większą rolę także w tradycyjnej pracy
służby zdrowia. Tego trzeba się po prostu nauczyć. *


Upośledzenie umysłowe

Upośledzenie umysłowe jest stanem wynikającym z trwałego uszko-
dzenia układu nerwowego. Charakteryzuje się obniżeniem sprawno-
ści intelektualnej, które pojawia się zazwyczaj we wczesnym dzieciń-
stwie. Często upośledzeniu umysłowemu towarzyszą inne wady roz-
wojowe, a stan psychiczny jest tylko jednym z objawów, niekoniecz-
nie nawet dominuj ącym.
W statystykach większości krajów cywilizowanych podaje się,
*; że upośledzenie dotyczy ok. 3% całej populacji, przy czym 3/4 tej
liczby to przypadki upośledzeń lekkich o różnym stopniu, a tylko
1/4 to upośledzenia ciężkie. Niezmienność liczby tych przypadków
* jest nieco zaskakująca. Wiemy, że czynników, które mogą powodo-
':;* wać uszkodzenie mózgu, jest coraz więcej. Dotyczy to zwłaszcza

239


czynników tokśycznych (zatrucie środowiska), zwiększonej ekspozycji
na promieniowanie itp. Wydaje się jednak, że wzrost tego zagrożenia
jest kompensowany skuteczniejszą profilaktyką na innych terenach za-
grożenia (szczepienia, mniejsza liczba powikłań pozakaźnych, wyle-
czalność wielu schorzeń, które kiedyś powodowały upośledzenia itp.).
Upośledzenie umysłowe jest dużym problemem społecznym. Lu-
dzie niepełnosprawni umysłowo często wymagają opieki, a w przy-
padkach ciężkich - tworzenia specjalnych, kosztownych zakładów
opiekuńczo-rehabilitacyjnych. Nie wolno przy tym zapominać o psy-
chologicznych problemach jednostkowych: dziecko upośledzone jest
dla rodziny często poważnym problemem emocjonalnym. Wpraw-
dzie w środowiskach ludzi kulturalnych upośledzeni cieszą się zazwy-
czaj pełną akceptacją i mają właściwe warunki. Jest jednak tak, że
przynajmniej w pierwszym okresie, kiedy trzeba przyzwyczaić się do
nowej sytuacji, rodziny przeżywają swoistą tragedię. Czy sami upo-
śledzeni cierpią z powodu swego stanu - trudno odpowiedzieć jed-
noznacznie.
Wspominając o problemach psychologicznych dotyczących upo-
śledzenia - choć to domena psychologii i pedagogiki specjalnej-
nie sposób nie wspomnieć o obciążeniach historycznych. Dzieci upo-
śledzone i niepełnosprawne bywały w przeszłości eliminowane ze
społeczeństwa, czego symbolicznym przykładem była niewątpliwie
Skała Tarpejska. W Niemczech hitlerowskich ludzie upośledzeni byli
poddawani eutanazji - bez względu na sytuację rodzinną, na wolę ro-
dziny. Jest to przykład współczesnego barbarzyństwa. Stosunek do
upośledzonych, jak zresztą w ogóle do psychicznie niepełnosprawnych,
jest miernikiem humanizmu i kultury społeczeństwa.
Rozważania te, zmierzaj ące do wytworzenia akceptuj ącego sta-
nowiska wobec upośledzenia, w niczym nie zmieniają naszych dążeń
do ich ograniczenia poprzez profilaktykę. Nie zawsze jest to proste,
ale oczywiście pozostaje bardzo ważne.
Przyczyny upośledzeń są bardzo różne i złożone. Nie zawsze ła-
two ustalić jedną czy nawet kilka przyczyn uszkodzenia mózgu.
Czynniki uszkadzające działają często we wczesnych okresach roz-
woju, a upośledzenie można podejrzewać, a następnie stwierdzać
najwcześniej w wieku kilku miesięcy. W tym przedziale czasu działa-
ło na dziecko wiele różnych czynników, które mogłyby być z pew-
nym prawdopodobieństwem podejrzewane o działanie sprawcze.

Który z czynników był decydujący? Kiedy on zadziałał? Czy był je-
dynym, czy choćby głównym? To są pytania, na które często nie ma
odpowiedzi.
Najczęściej przyczyny upośledzeń umysłowych dzieli się na:
1. Wrodzone :
- uwarunkowane genetycznie,
- wcześnie nabyte - w okresie płodowym.
2. Nabyte:
- w okresie okołoporodowym,
- w dalszym okresie życia (przy czym najwcześniej uszkodze-
nie mózgu następuje we wczesnym okresie niemowlęctwa).
Z punktu widzenia czynników wywołuj ących można przyj ąć na-
stępującą klasyfikację:
1. Wady pochodzenia endogennego, uwarunkowane uszkodze-
niem komórek rozrodczych.
2. Wady pochodzenia egzogennego, czyli wynikające z działania
czynników środowiskowych szeroko pojętych.


Czynniki wrodzone wcześnie nabyte
Przykładem takich czynników powodujących upośledzenie umysło-
*ł we jest uszkodzenie chromosomów w zespole Downa (dawniej zwa-
nym mongolizmem). Upośledzenie występuje wespół z wieloma wa-
dami rozwojowymi. Nazwa "mongolizm" została uznana za niesłusz-
ną, ponieważ wiąże obraz zewnętrzny tych chorych z cechami rasy
mongolskiej. I choć rzeczywiście antropologicznie można się dopa-
trzyć pewnych cech wspólnych, są one jednak absolutnie zewnętrzne
i przypadkowe. Używanie nazwy "mongolizm" nasuwa niechlubne
skojarzenia z rasizmem i pewną pogardą dla innych ras niż biała.
*r* Ustalono z całą pewnością, że liczba dzieci z zespołem Downa
~* wzrasta wraz z wiekiem matki. Im starsza matka, tym większe prawdo-
podobieństwo tej wady. Krytyczny jest 40. rok życia matki. Zespół
Downa jest spowodowany wadą budowy 21. pary chromosomów-
występuje tam deformacja zwana trisomią. To odchylenie można stwier-
dzić już w czasie ciąży, badając komórki pobrane z płynu owodniowego.
Różne bywa nasilenie zaburzeń w zespole Downa. Niekiedy
** rnożna dopatrzyć się tylko niektórych, i to słabo nasilonych odchy-
*; leń charakterystycznych dla tego zespołu. Innym znów razem obja-
240 * : * 16 - Biologiczne i medyczne... 241


wy mogą być wyrażone tak silnie, że rozpoznanie już na pierwszy
rzut oka jest oczywiste.
Klasyczny zespół Downa charakteryzuje się wadami budowy.
Dzieci te mają duży tułów przy krótkich kończynach. Głowa jest
krótka i szeroka. Charakterystyczna budowa twarzy - szeroki roz-
stęp między szparami ocznymi, oczy nieco skośne, fałd powiekowy.
Nos często siodełkowaty - szeroki. Małe małżowiny uszne. Duży
język, jakby nie mieszczący się w jamie ustnej. Na dłoni dodatkowy
fałd. Paluch stopy w pozycji odwiedzionej. Wiotkość mięśni.
Dzieci z zespołem Downa wykazują różny, zazwyczaj znaczny
stopień upośledzenia umysłowego. Mają pogodne usposobienie, są
beztroskie, przymilne, lepkie. Dojrzewanie płciowe jest znacznie
opóźnione, ale dość silnie wyraża się popęd płciowy, przy całkowi-
tym braku kontroli i krytycyzmu. Osoby upośledzone często stają się
obiektami nadużyć seksualnych ludzi o wątpliwej moralności. Po
prostu są łatwymi ofiarami, chętnie poddającymi się pieszczotom
i czynnościom seksualnym. Trzeba pamiętać, że mogą mieć dzieci,
i to nawet zdrowe (50%).
Zespołowi Downa towarzyszą często wady rozwojowe serca,
układu naczyniowego, przepukliny, a także inne.


Niedorozwój w wyniku kontliktu serologicznego czynnika Rh

Konflikt serologiczny może być przyczyną poważnych uszkodzeń, m.in.
układu nerwowego, a więc powodować upośledzenie umysłowe.
Jak wiadomo, ludzie dzielą się na kilka grup w zależności od wła-
ściwości serologicznych krwinek czerwonych. Krwinki te należą do
tzw. grup głównych, zwanych A, B, AB, 0, a dodatkowo każdy czło-
wiek charakteryzuje się czynnikiem Rh( + ) dodatnim lub RH ( - )
ujemnym. Jeżeli między rodzicami istnieje niezgodność w zakresie
czynnika Rh, to w pewnych układach może dojść do konfliktu.
Układ niekorzystny to taki, kiedy ojciec posiada czynnik Rh dodat-
ni, a matka Rh ujemny. Jeżeli dziecko odziedziczy czynnik po ojcu,
to pewna liczba krwinek dziecka może przedostać się poprzez barie-
rę łożyska do krwiobiegu matki. Bywa, że krwinki Rh(+) wywołują
reakcję ustroju matki - wytworzenie przeciwciał anty- Rh (obce
białko wprowadzone do krwiobiegu może wywołać taką reakcję).
O ile krwinki, jako elementy upostaciowione, w normalnych wa-
runkach nie przechodzą poprzez barierę łożyska, to przeciwciała,
jako substancje białkowe, rozpuszczalne praktycznie w osoczu krwi
matki, kiedy już zostaną wytworzone, przedostają się także do
krwiobiegu płodu. Przeciwciała te powodują uszkodzenie krwinek
- ich rozpad, zlepianie itp. Tego typu reakcja prowadzi do anemi-
zacji płodu oraz do podwyższenia w surowicy jego krwi poziomu
produktów rozpadu hemoglobiny, co powoduje uszkodzenie tkanki
nerwowej. Jest ciekawe, że pewne struktury mózgowe wykazują
szczególną wrażliwość na ten czynnik uszkadzający. Do takich struk-
tur należą jądra substancji szarej znajdujące się pod korą mózgową
- zwane jądrami podkorowymi. Dzieci, jeżeli nie są leczone i prze-
żyją, to wykazują przede wszystkim uszkodzenie układu ruchowego
w postaci sztywnych porażeń kończyn (choroba Littla), ale także
różny stopień upośledzenia umysłowego.
Opisany zespół chorobowy jest obecnie dość rzadki, dość po-
wszechnie stosuje się bowiem profilaktykę, a w najgorszych przy-
padkach - leczenie. Rzecz w tym, by nie działać zbyt późno.
Profilaktyka polega na badaniu grup krwi małżonków przed po-
częciem dziecka. Oczywiście nie sądzę, by niezgodność czynnika Rh
miała być powodem niezawierania małżeństwa. . . Jeżeli ludzie się
kochają, tego typu przeszkoda wydaje się niezbyt ważna. Trzeba
jednak pamiętać, że "uczulenie" matki na krwinki płodu następuje
zazwyczaj pod koniec pierwszej ciąży, więc pierwsza ciąża może być
- choć nie musi - ostatnią zdrową. Dlatego w układzie: ona
Rh(-), mąż Rh(+) kobieta nigdy nie powinna przerywać pierwszej
ciąży.
W czasie ciąży matka powinna być pod stałą opieką lekarską.
Regularne badanie jej surowicy krwi na obecność przeciwciał anty-
-Rh informuje o sytuacji. W przypadku pojawiania się przeciwciał
mogą istnieć wskazania do leczenia. W sytuacjach krańcowych wy-
konuje się tzw. transfuzję wymienną zaraz po urodzeniu dziecka-
co poprzez usunięcie przeciwciał anty-Rh i podanie dostatecznej ilo-
ści krwi wraz z krwinkami, których w przypadku choroby hemolity-
cznej brak, prowadzi do wyleczenia.
Wprawdzie istnieje możliwość analogicznego konfliktu także
w zakresie grup głównych - A, B, AB, 0, ale praktycznie jest ona
wyj ątkowo mała.

242 * ; ,6* 243


Upośledzenia wynikające z zaburzeń metabolicznych
o charakterze wrodzonym

Istnieje grupa upośledzeń rozwoju uwarunkowanych poważnymi za-
burzeniami metabolizmu. Są to zaburzenia wrodzone, prawdopodo-
bnie zdeterminowane wadą budowy genów. Brak jakiegoś enzymu
("blok enzymatyczny") powoduje, że cykl przemian jakiegoś związ-
ku chemicznego zostaje przerwany (zablokowany) na pośrednim eta-
pie. Zamiast dalszej przemiany jest produkowany jakiś związek che-
miczny - w normalnych warunkach będący tylko etapem przemian.
Związek ten ma właściwości toksyczne, najczęściej powoduje zmia-
ny w komórkach nerwowych. Leczenie jest właściwie niemożliwe:
przyczynowo należałoby dokonać zmiany w budowie genu. Pozosta-
je działanie pośrednie. Można stosować dietę z wyeliminowaniem
niepożądanego związku chemicznego, cykl przemiany którego jest
zaburzony. Jeżeli toksyczność jakiegoś związku dotyczy tylko wieku
intensywnego rozwoju, to można dietę ograniczyć do tego okresu.
Do takich wrodzonych zaburzeń metabolicznych prowadzących
do upośledzenia umysłowego (zresztą nie tylko, często występują
także wady budowy somatycznej) należą m. in. fenylketonuria, ga-
laktozemia, zwyrodnienie plamkowo-mózgowe.
Fenylketonuria polega na zaburzeniu przemiany enzymatycznej
w wątrobie. Rozpoznanie jest stosunkowo proste. W moczu chorego
można wykryć aminokwas - fenyloalaninę. Właściwe postępowanie
dietetyczne może uchronić od szkodliwych następstw. Częstość wy-
stępowania tego zaburzenia ocenia się jako 4 przypadki na 100 000
urodzeń.
Galaktozemia powstaje w wyniku braku enzymu, który pozwala
na przekształcenie cukru galaktozy w glukozę. Galaktoza w nie
zmienionej formie jest substancją mogącą działać toksycznie. Dzieci
cierpiące na to schorzenie mogą być stosunkowo łatwo leczone die-
tą, z której eliminuje się galaktozę (w normalnych warunkach galak-
toza występuje obficie w mleku).
Zwyrodnienie plamkowo-mózgowe polega na bloku przemiany
enzymatycznej lipidów. Lipidy odkładają się w komórkach nerwo-
wych i w siatkówce oka. Noworodek rodzi się pozornie zdrowy,
szybko pojawiają się objawy chorobowe, które, jak dotychczas, są
nieuleczalne.

Schorzeń uwarunkowanych genetycznie jest więcej. Wspomnę tu
jeszcze: stwardnienie guzowate (choroba Bourneville), nerwiakowłók-
niakowatość (choroba Recklinghausena), naczyniaki w mózgu, często
współistniejące z naczy*akami skóry czaszki (choroba Sturge-Webera).


Zaburzenia psychiczne związane z nieprawidłowościami
budowy w zakresie chromosomów płciowych

Jak wiemy z rozdziału o dziedziczeniu płci, zapłodniona komórka
płciowa (zygota) posiada w swym garniturze chromosomalnym parę
chromosomów decydujących o płci. Jest to układ XX- decydujący
o płci żeńskiej, oraz układ XY- determinujący płeć męską. W za-
kresie tych chromosomów spotyka się nieprawidłowości, które nie-
kiedy prowadzą do zaburzeń rozwoju cielesno-płciowego, a także
wiążą się z zaburzeniami rozwoju psychicznego.


Zespól Klinefeltera

Jest to zespół odchyleń od stanu prawidłowego polegający na zwięk-
szonej liczbie chromosomów X, a więc będzie to kariotyp YXX lub
YXXX itp. Chłopiec z tego typu zaburzeniem wykazuje do okresu
;; dojrzewania rozwój prawidłowy, w niektórych przypadkach wystę-
* puje jednak wyraźne, różnie nasilone u różnych pacjentów upośle-
' dzenie psychiczne. Jest zasadniczo cechą charakterystyczną, że im
więcej chromosomów X, tym głębszy stopień upośledzenia.
*** Osobnicy z zespołem Klinefeltera charakteryzują się zaburzenia-
*;; mi budowy płciowej. Nieliczni mają małe jądra, przy czym badanie
mikroskopowe próbek pobranych metodą biopsji wykazuje zanik
tkanki gruczołowej. Narządy płciowe są małe, budowa podobna jak
u eunucha - długie kończyny, szeroka miednica biodrowa. Brak lub
słabe, typu kobiecego, owłosienie na podbrzuszu. Chłopcy wykazują
znaczne zaburzenia dojrzewania płciowego. Jako mężczyźni nie pro-
dukują plemników, a w wielu przypadkach w ogóle nie stwierdza się
u nich wytrysków płynu nasiennego.
Popęd płciowy osobników z zespołem Klinefeltera jest obniżony,
zmniejszone są możliwości odbywania stosunków płciowych. Są oni
niepłodni.

244 245


Podjęte we właściwym czasie i prawidłowo prowadzone przez
doświadczonego lekarza leczenie hormonalne (za pomocą różnych
preparatów testosteronu, to znaczy hormonu męskiego) może wy-
równać niedobory oraz zapewnić w miarę prawidłowy rozwój fizycz-
ny i wykształcenie prawidłowych narządów płciowych. Zaburzenia
psychiczne wymagają również leczenia i właściwej opieki wycho-
wawczo-psychologicznej.
Nawet u chłopców zupełnie normalnych pod względem rozwoju
psychicznego istnieje poważny problem wychowania seksualnego. Mu-
szą oni zdawać sobie sprawę ze swych odrębności. Powinni uczestni-
czyć w leczeniu, otrzymując od lekarza leczącego właściwą informację
o przebiegu dojrzewania - o ograniczeniu popędu płciowego
i możliwości seksualnych, o przyszłej bezpłodności. Jeżeli wykazują
ociężałość psychiczną, właściwe wytłumaczenie im tego wszystkiego
może być trudne. Trudności te są tym większe, że właściwie nie daje
się przewidzieć, jaki obraz popędu i możliwości zachowań seksualnych
będzie przedstawiał sobą chłopiec z zespołem Klinefeltera. Nie zawsze
również lekarze endokrynolodzy - zafascynowani biochemią i możli-
wościami hormonów - interesują się psychologią. Wydaje się, że ist-
nieje potrzeba organizowania poradnictwa dla pacjentów z zespołem
Klinefeltera: sprzężonego poradnictwa endokrynologicznego i wycho-
wawczo-psychologicznego. Być może są potrzebne także oddziaływa-
nia środowiskowe - poprzez swoiste formy socjoterapii.
Częstość występowania zaburzeń chromosomalnych typu zespołu
Klinefeltera jest dość znaczna i określa się ją na ok. 0,2% populacji.
Nie wszystkie przypadki manifestują się klinicznie i niekiedy stwier-
dza się - badaniem przypadkowym - zaburzenia typu YXX lub na-
wet YXXX u osobników zupełnie nie wykazujących zaburzeń roz-
woj owych.


Inne zaburzenia kariotypu męskiego

Od połowy lat sześćdziesiątych naszego stulecia zarówno uczonych,
jak i praktyków fascynuje zagadnienie odwrotnego niż w zespole
Klinefeltera zaburzenia konfiguracji chromosomów: chodzi o odkry-
te kariotypy YYX czy YYYX. Wiadomo, że ci tzw. supermeni
odznaczają się charakterystycznymi objawami fizycznymi i - jak są-
dzą niektórzy - psychicznymi. Są bardzo wysocy, sprawni fizycznie.

246

Jak stwierdzają niektórzy autorzy, cechuje ich wysoka inteligencja,
wzmożona agresywność, przy niskiej odporności psychicznej na tru-
dności i stresy. Opisywano także pewien infantylizm psychiczny i za-
burzenia emocj onalne.
Odkrycia tego zjawiska dokonali badacze w latach 1965-1966 na
terenie zakładów karnych. Powstała teoria, że taki typ zaburzeń de-
terminuje skłonności przestępcze i że między przestępcami, których
czyny znamionuje wysoka agresywność, jest znacznie więcej osób
o tym typie kariotypu. Oczywiście, stwarza to ciekawe prze-
słanki do tłumaczenia zjawiska agresji, przestępczości, a przez to
jest to atrakcyjna hipoteza także dla kryminologów, prawników,
także pedagogów.
Spór, czy rzeczywiście tak jest, że kariotyp YYX determinuje
przestępczość typu agresywnego lub choćby jej sprzyja, trwa. Wyni-
ki badań podawane w literaturze zarówno przez zwolenników, jak
i przeciwników tej hipotezy różnią się dość znacznie.
Wydaje się, że choć może nie jest to zjawisko masowe i nie ma
tu determinacji niemożliwej do korektywy, jednak wpływ dodatko-
wego chromosomu Y istnieje. Czy agresywność musi prowadzić do
przestępczości? Może warto by zbadać także pod tym względem po-
licjantów, dozór więzienny, bokserów, zapaśników itp. Może okaza-
łoby się, że same skłonności agresywne niekoniecznie sprzyjają
przestępczości. Istnieją zawody i stanowiska pracy, a także pozaza-
wodowe możliwości rozładowywania agresji w sposób społecznie ak-
ceptowany. Możliwe, że jest także potrzeba pedagogicznej profilak-
tyki. Może chłopcy z tym typem zaburzeń powinni być poddawani
specjalnym zabiegom wychowawczym?
Obecnie trudno jeszcze przesądzać, czy jest to zagadnienie o znacz-
nym zasięgu i znaczeniu społecznym, czy też naukowa ciekawostka.
Lekceważyć zj awiska j ednak nie sposób, j eżeli autorzy niektórych ba-
dań podają, że częstość występowania zespołu YYX wśród kryminali-
stów jest aż piętnastokrotnie wyższa niż wśród normalnych osób.


Zespół Turnera

Jest to zaburzenie w budowie kariotypu płciowego u osobników
o kobiecej budowie. Charakteryzuje się brakiem jednego chromoso-
mu i wzór wygląda następująco: X(0). Kobiety o tym typie zaburzeń

247


wykazują brak drugorzędnych cech płciowych i brak miesiączkowa-
nia. Ich budowa fizyczna jest nieprawidłowa, wykazują wiele cech
patologicznych. Stałym objawem jest ociężałość umysłowa lub głęb-
sze upośledzenie. Kobiety te są oczywiście niepłodne.


Choroby psychiczne - psychozy

Przystępujemy obecnie do najtrudniejszej części tego podręcznika.
Nie jest przypadkiem, że w poprzednim podręcznikul tego rozdziału
nie było. Mimo wielu dyskusji, nawet specjalnie zwołanego swego
czasu seminarium na ten temat - nie wiedzieliśmy, co na ten temat
pisać i jak pisać. Długie rozmyślania i narady nie dały wyniku. Wo-
lałem nie pisać nic, niż napisać tekst, który byłby szkodliwy.
Tak naprawdę bowiem mówienie o sprawach psychiatrii, nie tej
zajmującej się nerwicami czy niedorozwojem, ale tej zajmującej
się psychozami, mówienie ogólnie i powierzchownie - może być
groźne.
Tak więc do napisania tych kilku stron przygotowywałem się wie-
le lat. Czy tekst ten jest poprawny (nie merytorycznie - to jest pro-
ste), pedagogicznie i propagandowo (rzec można. . . ), ocenią recen-
zenci i wykaże czas.
Trzeba zacząć od definicji. I tu już napotykamy trudności: nie
wiemy właściwie, jak zdefiniować "chorobę psychiczną". Jeżeli coś
jest niełatwe, tworzy się wiele definicji, a właśnie ta mnogość świad-
czy o ich małej użyteczności.
Jesteśmy w szczęśliwej sytuacji. Istnieje agenda Organizacji Na-
rodów Zjednoczonych - Światowa Organizacja Zdrowia (WHO),
która skupia naj poważniej sze autorytety medyczne. Ta organizacj a
stara się unifikować, porządkować pewne poglądy, tworzyć defini-
cje. Tylko wspólne definicje bowiem pozwalają na sporządzanie na
przykład porównywalnych statystyk. Tak więc jest też definicja
WHO, po prostu obowiązująca urzędowo na całym świecie:
"Stan zdrowia psychicznego istnieje wtedy, kiedy nie ma obja-
wów chorobowych oraz kiedy zachowana jest umiejętność rozwiązy-


1 Mowa o podręczniku pod red. N. Wolańskiego Biomedyczne podstawy rozwo-
ju i wychowania. Warszawa PWN 1989.

wania trudnych sytuacji w sposób adekwatny do realnej rzeczywisto-
ści i z poczuciem dobrostanu".
Jeżeli któregoś z elementów tej definicji zabraknie trwale w spo-
sób mniej lub bardziej intensywny, to możemy mówić o braku zdro-
wia psychicznego, a więc o chorobie.
Chorobami psychicznymi zajmuje się psychiatria. Jest to dość dziw-
na dyscyplina medycyny, mająca niewiele wspólnego z innymi specjal-
nościami. Psychiatra musi poza wiedzą medyczną wiele się nauczyć, da-
leko wyjść poza tradycyjną medycynę. Musi korzystać fachowo z do-
robku innych gałęzi wiedzy. Przede wszystkim psychologii (która przy-
dałaby się i innym lekarzom mającym kontakt z człowiekiem), socjolo-
g, filozofii, nauki o kulturze itp. Tak więc psychiatra to lekarz dozbro-
jony, lekarz o bardzo szerokim zakresie wiedzy ogólnej, zwłaszcza hu-
manistycznej. Dziś trudno sobie wyobrazić pracę psychiatry bez pomo-
cy psychologa, ale chyba i pedagoga. Myślę, że na tej linii właśnie, na
styku psychiatr i pedagogiki, jest szczególnie wiele do zrobienia. Stąd
ważne jest przygotowanie pedagogów do dialogu, do wspólnego zrozu-
mienia, do współpracy z psychiatrami. Psycholodzy nauczyli się tego
już w znacznym stopniu. Zresztą było to łatwiejsze - studia psycholo-
giczne ostatnio bardzo zbliżyły się do medycyny, fizjolog, a także psy-
chiatrii. Pedagogów ten wysiłek czeka.
Czym zajmuje się psychiatria? Kiedyś zajmowała się wyłącznie
chorymi psychicznie. Nie piszę - leczeniem chorób psychicznych,
gdyż efektywne leczenie jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Daw-
niej możliwości lecznicze były bardzo ograniczone - psychiatria zaj-
mowała się raczej diagnostyką (co było w znacznej mierze czynno-
ścią typu "sztuka dla sztuki") oraz opieką nad chorymi. Opieka ta
wyglądała różnie. Nie można mówić o tym bez zażenowania, bo aż
do czasu Wielkiej Rewolucji Francuskiej psychotycy byli przetrzy-
mywani wraz ze zbrodniarzami w więzieniach. Ta straszna, nieludz-
ka rewolucja, która też chyba była jakimś zjawiskiem masowej psy-
chozy, przyniosła także - jako produkty uboczne - pewne zjawis-
ka humanitarne. To paradoks: mordując niewinnych tysiącami, re-
wolucja uwolniła psychotyków z więzień. Właściwie od tego czasu
zaczęła się psychiatria.
A przedtem? Przedtem płonęły stosy, a los psychotyków był rów-
nie niepewny co groźny. Nielicznym udawało się zakwalifikować do
grupy "bogobojnych mężów", wędrownych, obłąkanych "ludzi bo-
248 249


żych". Z*acznie więcej ginęło z okrucieństw i jakże charakterystycz-
nej dla ludzi nietolerancji dla innych, których się nie rozumie.
O tym wszystkim piszę z zażenowaniem. Dość zapoznać się z wa-
runkami, w jakich leczy się w naszym kraju ludzi psychicznie chorych,
by zrozumieć, że nawet ustrój realnego socjalizmu, mxeniący się naj-
wyższym wytworem humanizmu, niewiele różnił się od czasów sprzed
Wielkiej Rewolucji... A przecież do niedawna w niektórych krajach w
zakładach psychiatrycznych zamykano dysydentów - sądząc, że prze-
ciwstawienie się totalitarnej machinie państwa świadczy o chorobie psy-
chicznej. Jakże niedawno ludzie psychicznie chorzy i upośledzeni umy-
słowo byli po prostu mordowani, a nauka zwie to eutanazją. I działo
się to masowo w połowie XX w. w środku Europy. Mówię tu o słyn-
nych zarządzeniach rządów hitlerowskich, które zresztą stanowiły także
o zamykaniu homoseksualistów w obozach koncentracyjnych.
Obecnie w krajach o wysokiej cywilizacji psychiatria ma rozległe
zadania i spełnia doniosłą rolę. Kilkadziesiąt lat temu odkryto leki psy-
chotropowe, które naprawdę działają i leczą. Leków tych jest coraz
więcej. Są coraz skuteczniejsze. Psychiatrzy w wielu krajach rozszerzyli
swoje zainteresowania, pomagają dziś już nie tylko tym, którzy są isto-
tnie psychicznie chorzy, ale także tym, którzy po prostu źle się czują,
mają ze sobą kłopoty lub sprawiają kłopoty otoczeniu. Kiedyś wizyta
u psychiatry była czymś przerażającym, a etykieta "wariat" była wyz-
nacznikiem człowieka poza nawiasem społeczeństwa. Dziś do psychia-
try chodzą ludzie, którym życie się nie układa; tacy, którzy chcieliby
siebie zmienić lub lepiej zrozumieć źródła swych niepowodzeń.
W tym miejscu nasuwa się ciekawa dygresja. Jak wiadomo z hi-
stor, w tym historii medycyny, okresem złego stanu zdrowia psychi-
cznego ludzkości było średniowiecze. "Opętania", czary, zachowa-
nia, które dziś bez wątpienia kwalifikujemy jako zaburzenia psychi-
czne, występowały nagminnie. Wiele zachowań, które stały się na-
wet źródłem chwały, a niekiedy przysporzyły aureoli świętym - to
zachowania psychotyczne.
Po okresie średniowiecza sytuacja uległa znacznej poprawie. Właści-
wie dopiero czasy współczesne są okresem znacznego pogorszenia zdro-
wia psychicznego ludzkości. Takie porównanie wydaje się zaskakujące:
jakie analogie istnieją między średniowieczem a drugą połową XX w.?
Jeżeli jednak sięgniemy do prób wyjaśnienia podłoża tych
wszystkich zjawisk w zakresie zdrowia psychicznego w średniowie-
czu, okaże się, że było to permanentne poczucie zagrożenia bytu
przy braku realnego wpływu na swoją sytuację. Dotyczy to na przy-
kład wielkich epidemii, zwłaszcza dżumy czy trądu. Dotyczy poczu-
cia zależności od sił przyrody - przecież też niej asnych, ale sił, któ-
re, jak klęski żywiołowe, prowadziły do nieurodzaju, a więc głodu
i śmierci głodowej znacznej niekiedy części ludności. To zagrożenie,
ta zależność od niepojętych sił przyrody i zjawisk niezależnych od
człowieka prowadziły do bezkrytycznej, ślepej pobożności, do fana-
tyzmu, do zbiorowych nerwic, a może i psychoz.
A druga połowa XX w.? Poczucie zagrożenia nieludzkimi warunka-
mi życia w rozwijającej się cywilizacji technicznej. Brak możliwości za-
chowania własnej, indywidualnej twarzy. Poczucie zagrożenia w tłu-
mie, zagrożenia konfliktem globalnym z użyciem broni termojądrowej.
A potem - już nie tylko zagrożenie, ale poczucie utraty szansy godzi-
wego życia w zniszczonej, zatrutej przez nieludzki "przemysł" przyro-
dzie. Martwe lasy i rzeki to nie wymysł. Jeżeli do tego dodać wyjątko-
wo brutalny totalitaryzm wielu reżimów - to mamy obraz sytuacji.
Musi ona przerażać i napawać lękiem, tak jak lękiem napawały dżuma
i widmo głodu. Aż prosi się tu wspomnieć o pojawieniu się AIDS - to
takie efektowne stwierdzenie, ale przecież też nie pozbawione sensu,
tyle że u nas jeszcze ciągle w sferze mało wyobrażalnej przyszłości.
Czy liczba chorych psychicznie wzrasta i w jakim stopniu, trudno
twierdzić zdecydowanie, gdyż opieka psychiatryczna nie jest jeszcze
powszechna, a na pewno była tylko elitarną przed kilkudziesięciu laty.
Tak więc pewne rozpoznania psychiatryczne, które mogą służyć
porównaniom i stwierdzaniu trendów, tendencji, nie były na tyle
powszechne, by można było na nich budować zasadne teorie epide-
miologiczne.
Natomiast nie ma wątpliwości, że wzrasta liczba ludzi oczekujących
pomocy psychiatrycznej i wzrasta zapotrzebowanie na lecznictwo psy-
chiatryczne, w tym - co jest dla nas tragiczne - na miejsca szpitalne
i sanatoryjne. Problem nabiera coraz większego społecznego znaczenia.
Diagnostyka psychiatryczna jest wyjątkowo trudna. Nawet kiep-
ski chirurg czy internista ma szanse nauczyć się czegoś dzięki bada-
niom dodatkowym czy - niestety - sekcjom zwłok. W ogromnej
większości schorzeń somatycznych są obiektywne metody diagnozy.
Niestety, niczego takiego nie ma w psychiatrii. Większość rozpoznań
opiera się na subiektywnej ocenie i wnikliwej obserwacji zachowań

250 251


pacjentów. Jest tu wyjątkowo dużo miejsca na pomyłki, z których
wiele nigdy nie będzie wyjaśnionych. Nie bez przyczyny ktoś kiedyś
powiedział, że każdy szarlatan, niedouczony lekarz dąży do psychia-
trii, tam bowiem może czuć się bezpiecznie. . . Oczywiście, nie jest to
żadna ocena psychiatrów jako fachowców. To tylko sygnał. Jaskra-
wym przykładem tego, jak trudną sprawą jest diagnoza psychiatrycz-
na, mogą być dzieje ekspertyz sądowych w wielkich procesach. Wiel-
kich procesach, bo o nich informuje się szczegółowo. Otóż bywa, że
ekspertyzy dobrych przecież specjalistów różnią się między sobą
dość zasadniczo, że kilku utytułowanych psychiatrów nie jest w sta-
nie postawić jednego rozpoznania. A często idzie o sprawy najważ-
niejsze - o zagrożenie wyrokiem śmierci.
Czasami lekarze dłuższy czas wahają się z postawieniem diagno-
zy. Sam pamiętam przypadek dobrze obserwowanego pacjenta
w okresie dojrzewania, u którego przez kilka lat nie można było zde-
cydować się - czy mamy do czynienia z ciężką postacią nerwicy, czy
też z młodzieńczą formą schizofrenii.
Rozpoznanie psychiatryczne musi być stawiane przez doświad-
czonego specjalistę, wyposażonego w pomocnicze badania, na pod-
stawie obserwacji, niekiedy długotrwałej. I tak pomyłki będą się
jeszcze pojawiały.
Odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z nowotworem,
czy nie, wcześniej czy później przyj dzie. Rozpoznanie psychiatrycz-
ne może się potwierdzić, ale często pozostanie wątpliwe.
Piszę o tym, by zwrócić uwagę na relatywność rozpoznań psychia-
trycznych. Nigdy rozpoznanie, poza przypadkami ostrymi, niewątpli-
wymi, nie jest oczywiste ani pewne. Tym bardziej nie stanowi ono upo-
ważnienia do jakichś ocen - działań ze strony bliższego czy dalszego
otoczenia. Nikogo nie wolno wyłączać z życia społecznego tylko dlate-
go, że istnieje podejrzenie choroby psychicznej. Nie wolno takich roz-
poznań kolportować, rozgłaszać, gdyż w naszym społeczeństwie nadal
jeszcze stosunek do psychotyków jest prymitywny i po prostu zły.
I jeszcze jedno. W żadnym przypadku nie wolno stawiać rozpoz-
nania, nie będąc psychiatrą. Nikt nawet na podstawie specjalistycz-
nych lektur nie ma prawa rozpoznawać schorzeń psychicznych. Moż-
na je podejrzewać, można nawet niekiedy spowodować zasięgnięcie
porady u psychiatry, ale żadnemu pedagogowi nie wolno stawiać dia-
gnozy i wyciągać z niej j akichkolwiek wniosków dla praktyki. Jest to
sprawa zasadnicza.
Na temat chorób psychicznych jest w naszym społeczeństwie wiele
przesądów. Na ogół ludzie boją się psychicznie chorych. Człowiek,
z którym nie sposób nawiązać kontaktu, porozumieć się - budzi lęk.


Schizofrenia

Niewątpliwie największą rolę w praktyce psychiatrycznej odgrywa
psychoza zwana schizofrenią. Nazwa wywodzi się z greki: schiso-
rozszczepienie, phren - rozum, serce. Istnieje wątpliwość, czy schi-
zofrenia j est j ednym schorzeniem w sensie przyczynowym ; j ak do-
tąd, nie ustalono czynnika sprawczego.
Schizofrenia jest poważnym problemem społecznym. Choruje na
nią blisko 1% ludności. Szansę trwałego wyleczenia ma ok.1/3 osób,
u których postawiono właściwe rozpoznanie,1/3 chorych ma złą pro-
gnozę, czyli praktycznie brak szansy na wyleczenie - choroba pro-
wadzi do trwałych defektów psychicznych. U pozostałej części, też
1/3, rokowanie jest lepsze. Pod wpływem leczenia uzyskuje się po-
prawę, niekiedy znaczną, pozostają jednak mniej lub bardziej zazna-
czone objawy zaburzeń psychicznych. Schizofrenia trwa długo, może
przebiegać ostro, z gwałtownym nasileniem objawów, albo powoli,
ze stopniowym narastaniem objawów.
Jak już wspomniałem, przyczyny schizofrenii nie są jasne. Istnie-
je głębokie przekonanie o tym, że podstawowe uwarunkowania
mają podłoże biologiczne. Przeprowadzono wiele badań - anato-
mopatologicznych (badanie mózgu po zgonie chorych), biochemicz-
nych, hormonalnych itp. W części przypadków stwierdzono pewne
objawy, które występowały w grupie schizofreników częściej niż
u osób zdrowych. Do dziś jednak nie udało się znaleźć takich, które
byłyby charakterystyczne dla schizofrenii.
Iśtnieje teoria o związkach schizofren z dziedzicznymi, czyli ge-
netycznie uwarunkowanymi czynnikami. Przekonanie o rodzinnej
skłonności jest dość powszechne w poglądach niefachowców. A ja-
ka jest prawda? Otóż jeżeli jedno z rodziców było chore na schizo-
frenię, to schorzenie to występowało u ok. 6-15"% dzieci (według
różnych badaczy). Jest to niewątpliwie wyższy stopień prawdopodo-
bieństwa niż w całej populacji, gdzie stopień ryzyka zachorowania

252 253


wynosi ok. l%. Jeżeli oboje rodzice byli schizofrenikami, to na schi- Otóż jak zawsze - skrajności są szkodliwe. Szkodliwy jest po-
zofrenię zapadało już około 40% dzieci. To już jest wielkie ryzyko. gląd o wszechmożności i potędze leczenia farmakologicznego. Tysią-
Czy jednak jest to uwarunkowane genetycznie? Środowisko, w któ- ce ton leków psychotropowych zjadane w krajach naszej cywilizacji
rym oboje rodzice są psychotykami, jest na pewno traumatyzujące, może niekiedy poprawiają samopoczucie, ale na pewno także szko-
a przyczyny zachorowania dzieci mogą być różne. dzą. Działania uboczne są oczywiste i nie mogą budzić wątpliwości.
Ciekawe, że nawet przypadkowi zachorowania na schizofrenię Ludzie kochający popadanie w skrajności dzielą się na dwie grupy.
jednego z bliźniąt jednojajowych towarzyszy pełne zdrowie psychi- Do pierwszej należą entuzjaści cudownych leków, zjadający je bez
czne drugiego w ponad 14% przypadków. Tak więc trzeba powie- potrzeby i umiaru. Niestety, w znacznej części w ogóle bez wskazań
dzieć, że związki rodzinne są tu wyraźnie obserwowane, nie jest to i wiedzy lekarzy. Drudzy przesadnie obawiają się leków i w ogóle ich
jednak determinacja absolutna. Być może dziedziczy się tylko jakąś nie zażywają. Ci przyjęli chętnie i z entuzjazmem koncepcje psychia-
skłonność do tego typu schorzenia, która pod wpływem innych, nie tr humanistycznej i negują potrzebę leków. I taki pogląd jest błęd-
znanych nam czynników rozwija się w obraz chorobowy lub też nie. ny. Oczywiście, cenne jest zwrócenie uwagi na warunki, w jakich
Ponieważ poszukiwania czynnika biologicznego - jak dotąd - przebywa chory, w jakich się go leczy. Dziewiętnastowieczny szpital
nie dały wyraźnych wyników, część psychiatrów przyjmuje uwarun- psychiatryczny "bez klamek w drzwiach" przypominał niekiedy bar-
kowania środowiskowo-psychologiczne. Tak też widzą przyczyny dziej więzienie niż miejsce leczenia. Nawet człowiek zdrowy umiesz-
schizofrenii niektórzy psychoanalitycy. Sądzi się, że złe warunki czony w takiej izolacji, pozbawiony wpływu na swoje sprawy, całko-
rodzinne, zwłaszcza autorytatywne wychowanie, chłód uczuciowy wicie uzależniony od personelu i odsunięty od społeczeństwa musiał
rodziców, brak komfortu emocjonalnego mogą prowadzić do rozwo- ulec degradacji psychicznej. Tak traktować chorego nie wolno.
ju schizofrenii. W Polsce przed laty teorię psychogennego uwarun- Do czasu, kiedy przedstawiciele kierunku humanistycznego wal-
kowania schizofrenii prezentował zwłaszcza K. Jankowski, główny czyli o tworzenie optymalnych warunków środowiska leczniczego,
reprezentant tzw. psychiatrii humanistycznej. Prowadził on wraz mieli absolutną rację i należy im się za to uznanie. Czy wywalczyli
z współpracownikami klinikę, w której schizofreników leczono tylko oni swoje postulaty? W Polsce chyba nie. Ale to nie ich wina.
metodami psychoterapeutycznymi i socjoterapeutycznymi. Wyniki Natomiast zaniechanie leczenia farmakologicznego jako części
nie były jednoznaczne. Jednak zarówno badania K. Jankowskiego, programu jest błędem. Tylko sprzężone leczenie - farmakologiczne
jak i w ogóle wpływ tego kierunku myślenia wniosły wiele ożyw- i psychologiczno-środowiskowe (w takiej właśnie kolejności) - jest
czych prądów do psychiatrii i przyczyniły się do szerszego uwzględ- w obecnym stanie wiedzy uzasadnione. Niechęć do leków trzeba ska-
nienia (przynajmniej teoretycznie) czynników psychologicznego nalizować na inne zjawiska (bezkrytyczne "żarcie" proszków od bólu
oddziaływania na chorych. Niebezpieczeństwo "humanistycznego" głowy, pabialginy, elenium, relanium itp.). Chorych psychicznie
myślenia, z odrzuc*niem leczenia farmakologicznego, jest jednak trzeba leczyć zgodnie z osiągnięciami wiedzy i sztuki - i tu trzeba
duże i po prostu błędne. Wyprodukowano wiele leków psychotropo- zawierzyć psychiatrom.
wych, które skutecznie pozwalają leczyć lub przynajmniej łagodzić Należy zaznaczyć, że prognoza wyleczenia lub przynajmniej znacz-
przebieg schorzenia. Mądre stosowanie tych leków przez doświad- nej poprawy wzrasta wraz z wczesnym i fachowym leczeniem. Jest to
czonych psychiatrów jest nie tylko szansą, jest obowiązkiem w stosun- bardzo ważne, bo na tym etapie opieki nad chorym właściwe jego trak-
ku do chorego. Warto zresztą zaznaczyć, że faktycznie skuteczne towanie (a więc szybkie zasięganie porady lekarskiej i konsekwentne
leki psychiatryczne mają bardzo krótką historię, pojawiły się w pięć- przestrzeganie wskazań!) zależy od "szerokich mas". Do nich trzeba
dziesiątych latach naszego stulecia. zaliczyć pedagogów i środowiska, na które oni oddziałują.
Ponieważ leczenie i nieporozumienia z tym związane to ważny Objawy schizofrenii mogą być bardzo różne i - ze względów
problem psychiatryczny, a także społeczny, poświęcę mu kilka zdań. zrozumiałych - nie będą przedmiotem naszych rozważań. Rozpo-
254 255


znanie należy do lekarzy specjalistów. Tu, dla pewnego uzupełnie-
nia, wspomnę, że są trzy klasyczne objawy zaburzeń psychicznych,
które w różnym nasileniu, różnych proporcjach i konstelacjach wy-
stępują zazwyczaj u schizofreników.
Autyzm, czyli unikanie świata zewnętrznego na rzecz wewnętrz-
nych przeżyć, niedostępnych otoczeniu. Osobnik autystyczny traci
kontakt z otoczeniem, ma natomiast czasem bogate życie wewnętrz-
ne, niewiele związane z rzeczywistością. Osobnicy autystyczni
w miarę upływu czasu są coraz bardziej obojętni na otoczenie, nie
dbają o nie i coraz trudniej nawiązywać z nimi kontakt.
Drugim objawem są zmiany w sferze uczuć. Wiąże się to z auty-
zmem, gdyż ten pierwszy objaw prowadzi do wyizolowania się ze
środowiska - trudno więc oczekiwać w tych przypadkach więzi
emocjonalnej z otoczeniem. Nie jest to jednak jedyna przyczyna.
Schizofrenicy wykazują narastającą obojętność i chłód uczuciowy.
Stają się niewrażliwi na losy i przeżycia otoczenia, a stosunek do
osób do tej pory bliskich staje się nawet wrogi. Niekiedy jednak po-
zostaj ą fragmentaryczne wyj ątki, j akby utrzymuj e się więź emocj o-
nalna z pojedynczymi osobami. Nie musi więc być to totalny zanik
wrażliwości emocj onalnej.
Trzecim objawem jest owo rozszczepienie osobowości, które legło
u podstaw nadania zespołowi nazwy. Polega to na rozluźnieniu
w różnym stopniu (aż do destrukcji) prawidłowych związków między
poszczególnymi sferami czynności psychicznych, j ak też w obrębie
ich samych. Dotyczy to myślenia (zaburzenia logicznego kojarzenia
- rozkojarzenie), reakcji uczuciowych na zjawiska (emocje stają się


"
sztywne" albo nieadekwatne), kontaktu z rzeczywistością (tzw. de-
reizm). Nasilenie objawów rozszczepiennych może być różne: od ni-
kłych - mówi się o człowieku "ekscentryk" lub "dziwak", do głębo-
kich, prowadzących do inwalidztwa.
Schizofrenia u dzieci jest stosunkowo rzadka. Najczęściej zacho-
rowanie następuje w wieku 20-25 lat. Rzadko też pojawia się po
45. roku życia. Schizofrenią dziecięcą nazywamy zespół rozpoznawa-
ny pomiędzy 3. a 13. rokiem życia. Następnie mamy do czynienia ze
schizofrenią młodzieńczą. Szczególnie w okresie dojrzewania należy
być bardzo ostrożnym z rozpoznawaniem tej psychozy. Typowe ob-
jawy przemian psychicznych okresu dojrzewania (zmiennóść nastro-
ju, agresywność, ostrość ocen otoczenia) są często zbieżne z objawa-
mi schizofrenii i tylko dłuższa obserwacja pozwala na właściwe roz-
poznanie. Oczywiście, zarówno brak rozpoznania w przypadkach
wystąpienia psychozy, jak i niewłaściwe oraz pochopne rozpoznanie
są szkodliwe.
Objawy schizofren u małych dzieci (3-5 lat) są mało typowe
i trudne do uchwycenia, według niektórych psychiatrów - w ogóle
niemożliwe do rozpoznania. Dzieci "dziwne" wymagają długotrwa-
łej obserwacji. Trzeba wyłączyć zaburzenia rozwojowe, wpływy śro-
dowiska, nerwice. Należy żałować, że w Polsce jest jeszcze ciągle
mało psychiatrów dziecięcych, przeto szansa na wczesne i trafne roz-
poznanie staje się niewielka.
Nasuwa się tu jeszcze jedna dygresja. Otóż chodzi o uznanie wła-
ściwej roli i kompetencji lekarza. Jest tak, że niekiedy z trudnościa-
mi wychowawczymi pedagodzy postanawiają zwrócić się do lekarza.
Nie ma w tym nic złego, jeżeli lekarz okaże się dostatecznie przygo-
towany do udzielenia porady. Najczęściej rzecz polega na potrzebie
wykluczenia zespołu organicznego czy psychotycznego. Ale jeżeli
już owo wykluczenie zostanie dokonane, lekarz nie ma kompetencji
do udzielania porad wychowawczych. W tym zakresie kompetentni
są (lub powinni być) inni specjaliści.
Istnieje również jakby drugi biegun nonsensu. Otóż wiele poradni
wychowawczych i psychologicznych nie zasięga konsultacji psychiatry-
cznych. Niekiedy ewidentny psychotyk jest traktowany jako dziecko
z zaburzeniami zachowania (tylko!) i poddawany oddziaływaniom pe-
dagogicznym bez właściwego leczenia. W moim przekonaniu jest to ka-
rygodny błąd, jeszcze większy niż wiara w omnipotencję lekarza. Tu
trzeba postulować konieczność korzystania z konsultacji psychiatrycz-
nych. Wszystkie przypadki leczone w poradniach wychowawczych, je-
śli tego wymagają, powinny być konsultowane z psychiatrą, a oddziały-
wania wychowawcze jako jedyna metoda mogą być stosowane tylko po
wykluczeniu psychiatrycznego tła zaburzeń.


Paranoja

Ta nazwa, jak wiele rozpoznań lekarskich, przeszła do powszechne-
go użytku, najczęściej bez zrozumienia istoty określenia. Paranoja
jest psychozą dość rzadko rozpoznawaną. Ocenia się, że tylko ok.
1% chorych przyjętych do leczenia psychiatrycznego cierpi na para-


256 17 - Biokigiezne i medyezne... 257


noję. Jest to tzw. psychoza endogenna, czyli jej przyczyny - co pra-
wda nie rozpoznane do tej pory - tkwią w nieprawidłowym funk-
cjonowaniu struktur czy układów somatycznych.
Paranoja polega na występowaniu urojeń, to jest sądów nie ma-
jących uzasadnienia w sytuacji rzeczywistej. Poza tym paranoik nie
wykazuje odchyleń od normy. Często przejawia dużą inteligencję,
wysoki poziom intelektualny, prawidłowy sposób rozumowania.
Rzecz polega tylko na urojeniu, któremu są podporządkowane wszy-
stkie prawidłowe funkcje psychiczne.
Paranoicy wykazują zupełny zanik krytycyzmu w stosunku do
swych urojeń. Są niezachwiani w swej wierze i mają często wyjątko-
wą moc przekonywania. Bywają przywódcami, inspiratorami działań
nawet zupełnie zdrowego otoczenia, które zostało "przekonane"
o słuszności poglądów paranoika. W dążeniu do realizacji swych
urojeniowych działań paranoicy są nieprawdopodobnie konsekwent-
ni, wytrwali i, niestety, niekiedy skuteczni.
Paranoja reformatorska polega na tworzeniu ideologii, teorii, które
mają zbawić świat lub tylko załatwić jakieś "zaniedbane" sprawy. Taki
psychotyk rozwija działalność propagandową, misyjną, ideologiczną,
itp. Skupia wokół siebie wyznawców czy zwolenników, wśród których
są albo przekonani argumentacją, albo jakby "zarażeni", czyli zaindu-
kowani psychotycznie. Takie oddziaływanie środowiskowe jest stosun-
kowo niegroźne - po izolacji do paranoika wraca krytycyzm.
Paranoja prześladowcza - to postać, w której chory podlega uroje-
niom prześladowczym, uznając, że jest przez otoczenie źle traktowany,
dyskryminowany itp. Niekiedy ma poczucie odrzucenia - jego kwalifi-
kacje, jego słuszne poglądy są odrzucane przez "prześladowców", któ-
rzy ze względów osobistych (zazdrość - różnice rasowe - Żydzi)
"niszczą" genialnego paranoika. Zdarzają się urojenia niewierności
małżeńskiej czy w ogóle partnera seksualnego, a także urojenia polity-
czne - prześladowanie przez służby specjalne itp. Niekiedy w takich
przypadkach może dojść do tragicznych następstw - "obrony" przed
"prześladowaniem" z użyciem siły, ucieczki przed "prześladowcami",
aż do uszkodzeń ciała, samobójstwa; aż do zabójstwa w przypadku


"
niewierności" i zazdrości w związkach seksualnych.
Paranoja pieniacza jest znana sądom, adwokatom, a także biu-
rom skarg i zażaleń. Pieniacze są przekonani o swych racj ach i bez
końca toczą dochodzenie, niezależnie od niepowodzeń. Brak efektu,

oddalanie skarg zwiększa tylko liczbę "wrogów". "Sprzysiężenie
wrogów" rozrasta się, ale nie zniechęca, tylko mobilizuje do dalsze-
go, wzmożonego działania.
Paranoja wynalazcza polega na urojeniu wielkich odkryć, które
są co prawda nie doceniane przez fachowców, ale także zagrożone
kradzieżą, plagiatem itp. Paranoik przedstawia swe wynalazki, ale
gdy zostają odrzucone, nie traci przekonania, że to właśnie on ma
rację. Wtedy zaczyna często podejrzewać, że fachowcy nie akceptują
wynalazku, bo chcą go ukraść, pozbawić laurów.
Paranoja często poddaje się leczeniu psychotropowemu, co wpływa
na rokowanie, ale także podkreśla zasadność etiolog endogennej.
Przy rozpoznaniu paranoi trzeba zachować dużą ostrożność, ale
to już problem psychiatrów. Bywają, o czym trzeba pamiętać, praw-
dziwi geniusze - nie doceniani i nie rozpoznawani, którym czasem
rację przyzna historia albo którzy po prostu zostaną zapomniani. Pe-
wnie i Kopernik, i Galileusz czy Giordano Bruno mogliby być z po-
wodzeniem rozpoznani jako paranoicy.
I choć historia roi się od przywódców, którzy chyba byli parano-
ikami (Hitler, Stalin - żeby sięgnąć tylko do najnowszych), to jed-
nak oceniając działania innych, dziwnych, o cechach może i parano-
idalnych, należy zachować dużo umiaru i wielką rezerwę.


Psychoza maniakalno-depresyjna - cyklofrenia

Jest to psychoza endogenna, a więc jej przyczyny poszukuje się w funk-
cjonowaniu ustroju. Jak zresztą we wszystkich psychozach, podkreśla
się także możliwość występowania czynnika środowiskowego.
Psychoza maniakalno-depresyjna polega na zaburzeniach nastro-
ju. W stanie maniakalnym chory wykazuje wzmożone dobre samo-
poczucie - nieuzasadnione zadowolenie, pobudzenie, wesołkowa-
tość. W zachowaniu swym chorzy często przekraczają dobre obycza-
je - są chełpliwi, narzucają się, dopuszczają się ekscesów. Mają za-
wężone poczucie swej wartości, przeceniają swe możliwości.
W stanie depresyjnym chorzy cierpią z powodu poczucia winy, za-
grożenia, niemożności. Są jakby senni, osłabieni, niezdolni do wysiłku.
Obraz z fazie depresyjnej jest przeciwnością stanu maniakalnego.
Zazwyczaj okres remisji, kiedy to chory w swym zachowaniu nie
odbiega od normy, przedziela fazy zaostrzenia. Nasilenie poszcze-
258 **: 1,. 259


gólnych faz bywa niejednakowe. Rzadko fazy następują bezpośred-
nio jedna po drugiej.
Poza psychozą maniakalno-depresyjną spotyka się zaburzenia
psychotyczne afektu ograniczone do jednej tylko formy. Częściej
występują jako zjawisko jednobiegunowe - depresja endogenna.
Czy jest to tylko forma tej samej psychozy, nie rozstrzygnięto. De-
presje endogenne nie należą do rzadkości. Zdaje się - wykazują to
także badania polskie - że w postaci subklinicznej są mniej nasilo-
ne. Statystyki wykazują, że zarówno liczba przypadków psychozy
maniakalno-depresyjnej, jak i depresji endogennej wzrasta. Czy jest
to tylko poprawa warunków rozpoznania? Są sugestie, że warunki
życia mogą prowadzić do zwiększania się liczby psychozy tego typu.
Psychozy maniakalno-depresyjne mają rokowania dobre. W okre-
sach między zaostrzeniem - jak wspomniano - chorzy mogą dobrze
funkcjonować w społeczeństwie. Niestety, zwykle następują kolejne
zaostrzenia. W niektórych przypadkach w miarę trwania choroby, tak-
że w fazach remisji, chorzy napotykają trudności w adaptacji społecz-
nej. W fazie depresyjnej zdarzają się przypadki samobójstw.


Psychozy zakaźne, psychozy toksyczne

W przebiegu niektórych ostrych chorób gorączkowych, a także
w przypadkach zatruć chemicznych czy też roślinami trującymi mogą
występować objawy, które w normalnych warunkach sugerowałyby
rozpoznanie psychozy. Usunięcie zasadniczej przyczyny oraz właści-
we leczenie dają dobre rokowanie.


2. UZALEZNIENIA


Uzależnienia to ważny problem społeczny, z pogranicza medycyny,
socjologii, psychologii i pedagogiki. Ponieważ zjawisko to łączy się
często z przestępczością, zainteresowanie nim wykazują także krymi-
nolodzy, prawnicy i policja.
Zjawisko uzależnień w wielu krajach ma długą tradycję. W Pol-
sce przez bardzo długie lata spotykano tylko sporadycznie uzależnie-
nie od preparatów makowca - najczęściej opium i morfiny, przy
czym były to przypadki w znakomitej większości związane ze służbą

zdrowia. Morfiniści rekrutowali się spośród ludzi mających zawodo-
wą łatwość dostępu do leków uzależniających. Poza tym - też zre-
sztą sporadycznie - spotykano morfinistów pośród pacjentów wyle-
czonych z ciężkich schorzeń, w przebiegu których leczniczo stosowa-
no na przykład morfinę. Byli także ekscentryczni twórcy, artyści-dzi-
wacy i dekadenci, dla których autentyczna zależność lub jej udawa-
nie były źródłem dodatkowej reklamy przysparzającej popularności.
W latach powojennych - pod koniec lat sześćdziesiątych - po-
jawiła się w naszym kraju podkultura hipisowska. Było to naślado-
wanie wzorów zachowań młodzieży amerykańskiej. W jakimś związ-
ku z tą podkulturą było zażywanie różnych środków mających wy-
woływać określone sensacje psychiczne. W tym czasie autentyczna
zależność od klasycznych środków uzależniających była raczej rzad-
kością. Młodzi, ulegając modzie, zażywali różne środki, takie, jaki-
mi dysponowali. Przeprowadzali przy tym najróżniejsze ekspery-
menty, równie nieodpowiedzialne co groźne. Pośród leków, ziół,
preparatów chem gospodarczej itp. poszukiwali zamienników. Wie-
le z tych - odkrytych przez nich - preparatów miało wyjątkowo
silne działanie toksyczne. Tak było na przykład z rozpuszczalnikami
syntetycznymi. Stosowanie ich prowadziło do zmian degenerujących
w obrębie tkanki nerwowej.
Użyłem określenia "uleganie modzie". Wymaga to szerszego
omówienia. Otóż tłumaczenie zjawiska "modą młodzieżową" było
bardzo popularne w końcu lat sześćdziesiątych. Miało to jednak gro-
źne następstwa: bagatelizowano problem i unikano głębszej jego
analizy przyczynowej. Była to oficjalna wykładnia stosunku do ro-
dzącego się zjawiska. Głoszono oficjalnie pogląd, iż zjawisko zależ-
ności - jako zaawansowana forma nieprzystosowania społecznego
- jest typowe dla krajów kapitalistycznych, gdzie młodzież żyje na
marginesie społeczeństwa i ze względów polityczno-społecznych oraz
ustrojowych nie ma przed sobą przyszłości. Głoszono, że uzależnie-
nia u nas są marginesem, nie mają społecznych podstaw rozwoju
i szerzenia się, są tylko modą, naśladownictwem Zachodu. Naszą
młodzież przed tą formą nieprzystosowania miało chronić poczucie
świetlanej przyszłości związanej z ustrojem socjalistycznym...
Niestety, przyszłość wykazała, że klęska uzależnień nas nie minę-
ła, a można było i należało znacznie wcześniej podjąć działania pro-
filaktyczne.

260 261


Odurzanie się jest zjawiskiem bardzo starym. Już w Odysei Homer
opisuje stosowanie czegoś na wzór narkotyków. W różnych kulturach
do odurzania stosuje się różne środki. W kulturze europejskiej naj-
większą rolę odgrywał zawsze alkohol. I choć ze względów praktycz-
nych i dydaktycznych omawia się zazwyczaj alkoholizm osobno, trzeba
zdawać sobie sprawę, że alkohol ściśle odpowiada kryterium środków
odurzających i uzależniających, a alkoholizm jest szczególną formą
uzależnienia. W krajach Dalekiego Wschodu od dawna znano prepara-
ty pochodzące z konopi indyjskich, które to środki obecnie są dość sze-
roko rozpowszechnione zarówno w Europie, jak i w Ameryce Północ-
nej. W Ameryce Południowej Indianie od dawien dawna żuli liście
coca, a Indianie meksykańscy używali szczególnego kaktusa. Jak już
wspomniałem, w Europie i Stanach Zjednoczonych najbardziej rozpo-
wszechnione były opium, morfina i heroina.
Ilu ludzi jest uzależnionych od różnych preparatów, nie wiadomo.
Wiadomo, ilu poddaje się leczeniu, ilu wchodzi w konflikt z prawem.


"
Liczba ciemna" jest tu szczególnie wysoka. Przyjmuje się jednak jako
pewnik, że liczba osób uzależnionych wzrasta, szczególnie w naszej cy-
wilizacji, a szacunkowo zakłada się, że - nie licząc alkoholu - uzale-
żnienie obejmuje 1-2% ludności. Problem jest tym bardziej społecz-
nie niepokojący, że - jak sugerują wszystkie statystyki - uzależnienie
dotyczy zwłaszcza ludzi młodych, a jego skutkiem jest degradacja spo-
łeczna, psychiczna i biologiczna. W Polsce jest to przede wszystkim
problem młodzieży w wieku szkoły średniej, choć pierwsze kontakty ze
środkami odurzającymi deklaruje już spory procent uczniów szkół pod-
stawowych, zwłaszcza w wielkich miastach.
Środków mogących wywierać silny wpływ psychiczny - dających
stan euforii lub halucynacje - jest bardzo wiele. Usiłowano sporządzić
ich wykaz, ich obrót objęto kontrolą państwową. Ilość substancji mo-
gących znaleźć takie zastosowanie jest jednak tak duża, że ujęcie ich
w jakieś wykazy mija się z celem. Halucynogennie może działać także
wiele roślin. Działanie niektórych jest znane ziołolecznikom, ale wiele
odkrywa się przypadkowo. W tej sytuacji walka ze zjawiskiem zależno-
ści poprzez likwidowanie hodowli, produkcji i obrotu środkami uzależ-
niającymi wydaje się beznadziejna. Trzeba szukać innych metod, choć
na pewno znacznie trudniejszych, kłopotliwszych i mniej efektywnych.
Do najczęśćiej używanych środków psychotropowych dających
uzależnienie należą:

1. Pochodne makowca - opium, morfina, heroina.
2. Pochodne konopi indyjskich - marihuana, haszysz.
3. Leki psychotropowe z grupy amfetaminy.
4. Preparaty kokainowe - pochodne liści coca, kokaina.
5. Środki halucynogenne - LSD, meskalina itp.
6. Pochodne barbituranów - środki nasenne i uspokajające
(szeroko stosowane w medycynie).
7. Środki wziewne - naj częściej rozpuszczalniki organiczne,
kleje, lakiery, preparaty chemii gospodarczej.
8. Alkohol (będzie omawiany osobno).

Wiele preparatów wykorzystywanych obecnie do odurzania się to,
jak na przykład morfina, leki mające bardzo silne działanie przeciw-
bólowe i uspokajające. Morfina (i jej podobne preparaty) są dobro-
dziejstwem ludzkości. Pozwalają uśmierzać bóle, których nasilenie nie-
kiedy przekracza próg wytrzymałości chorych, pozwalają także godnie
umierać. Stosuje się je także przy opanowywaniu szoku pourazowego,
w przypadku szoku poparzeniowego itp. I to jest dobrodziejstwo zwią-
zane z tymi preparatami. Trzeba powiedzieć szczerze, że nie można so-
bie wyobrazić pomocy lekarskiej bez leków tej grupy.
Leki te dają jednak także uczucie euforii, nie tylko związanej
z ustaniem bólu. Działanie ich powoduje efekt psychiczny. Człowiek
zapomina o troskach, doznaje przyjemnych odczuć. Jednakże leki te
powodują uzależnienie pacjentów. Początkowo odczuwa się chęć po-
nownego przeżycia stanu euforii, ale po kilkakrotnym zażyciu
i ukształtowaniu się zależności jest to stan pewnej imperatywności.
Niezażycie powoduje reakcje początkowo psychiczne, a potem i bio-
logiczne, zwane głodem narkotycznym. Zespół objawów głodu
może prowadzić nie tylko do złego samopoczucia, ale wprost do głę-
bokich zaburzeń wielu funkcji ustroju. Lek staje się niezbędny już
nie tylko do dobrego samopoczucia, ale także wprost do życia.
Różne mogą być drogi do uzależnienia. Jak już wspomniałem,
uzależnienie może nastąpić w wyniku leczenia, np. choroby nowo-
tworowej. Najczęściej jednak jest inaczej.
Prześledzimy teraz najbardziej typowy, ale i najważniejszy ze
względów psychologicznych i pedagogicznych mechanizm rozwoju
zależności.
Najpierw więc - osobowość przyszłego toksykomana. Jak wska-
262 263


zują badania i obserwacje, są to najczęściej młodzi ludzie o pewnych
cechach infantylizmu emocjonalnego, o słabej strukturze psychicz-
nej. Być może na skutek wadliwego wychowania wykazują oni małą
odporność na trudności życiowe, często mają luźne związki emocjo-
nalne z rodziną (bardzo często z winy tej rodziny, choć nie zawsze
daje się to stwierdzić!). Ci młodzi ludzie nie potrafią pokonywać na-
wet niewielkich trudności życiowych - najczęściej załamują się nie-
powodzeniami szkolnymi. W rodzinie nie mają zbyt silnego oparcia,
poszukują więc jakby azylu w środowisku rówieśniczym, najczęściej
ludzi o podobnym pokroj u i znaj duj ących się w podobnej sytuacj i
życiowej. Jeżeli trafiają do grupy rówieśniczej, w której istnieje zwy-
czaj zażywania środków odurzaj ących, sięgaj ą po te środki z dwu
przynajmniej powodów. Po pierwsze - jest to sposób na utrwalenie
związku z grupą; zażywanie ma często charakter rytuału. Po drugie
- środki te ułatwiają pokonywanie trudności życiowych. Pokonywa-
nie to jest pozorne, zażywanie środków psychotropowych daje jed-
nak chwilową poprawę samopoczucia, zapomnienia, euforię.
Początkowo jest to więc zależność sytuacyjna, społeczna. Na tym
etapie niebezpieczeństwo tkwi w sytuacji życiowej i strukturze psy-
chicznej. Grupa pełni jakby rolę "zakażającą".
Na następnym etapie środek staje się panaceum na złe samopoczu-
cie wynikające z sytuacji życiowej. Zażywa się go, bo stanowi to przy-
jemność samą w sobie, pozwala zapomnieć o kłopotach. Potem przy-
chodzi okres uzależnienia biologicznego - kiedy to właściwie już gru-
pa nie jest potrzebna, a jeżeli - to po to, by łatwiej osiągać lek.
W ostatnich latach w badaniach na dość dużych populacjach mło-
dzieży stwierdzono, że znaczny jej procent wykazuje stany depresyj-
ne rozpoznawane jako depresja endogenna (pochodzenia wewnętrz-
nego, często niezależna od sytuacj i życiowej ). Wydaj e się, że to zj a-
wisko także leży u podstaw częstszego sięgania po lek psychotropowy,
w tym po narkotyki. Być może przyczyn społecznych, psychologicz-
nych jest znacznie więcej, a odpowiedź na pytanie, dlaczego młodzi
zażywają leki, jest bardziej złożona, niż wynikałoby to z powszechnych
opinii.
Niestety, leczenie osobników uzależnionych jest bardzo trudne
i daje niezadowalające wyniki. Przypadki ostrego zatrucia, zależno-
ści biologicznej muszą być leczone w szpitalach na specjalnych od-
działach detoksykacji (odtruwania). Ten etap jest stosunkowo pro-
sty, oczywiście jeżeli osobnik nie jest krańcowo wyniszczony i nie ma
bardzo niskiej odporności immunologicznej. Po tym etapie musi na-
stąpić drugi - znacznie bardziej złożony. Polega on na próbie doko-
nania zmiany hierarchii wartości, na próbie nauczenia innego życia,
na rozbudzeniu zainteresowań, na wprowadzeniu do nowego środo-
wiska - wolnego od narkotyku. Istnieje bardzo wiele prób osiąga-
nia tych celów.
Metody niekiedy krańcowo się różnią - od autorytarnych, ze
stosowaniem kar, przymusu itp., po bardzo pracochłonne, wymaga-
jące zakładów zamkniętych oraz ofiarnego personelu. Inaczej trud-
no spodziewać się rezultatów. We wszystkich jednak systemach
efekty są niewspółmierne do nakładu pracy. Ludzie, którzy zajmują
się leczeniem odwykowym i rehabilitacją byłych narkomanów, to
często - chciałoby się powiedzieć - "święci". Oczywiście, wczesne
etapy zależności (zależność społeczna i psychiczna), szczególnie osób
bardzo młodych, są dużo prostsze do leczenia i rehabilitacji. Łatwiej
uporać się z trudnościami życiowymi tych ludzi, łatwiej też o zorga-
nizowanie im środowiska terapeutycznego. Największa trudność
tkwi w systemie szkolnym: typowa szkoła nie sprzyja powrotowi do
społeczeństwa, zresztą zwykle ma swój poważny udział w zepchnię-
ciu młodego człowieka na jego margines. Bardzo ważne jest więc na
tym etapie nieprzystosowania tworzenie specjalnych szkół terapeuty-
cznych. Takie próby - z niespodziewanie dobrymi efektami - były
podejmowane także w Polsce. Niestety, organizatorzy tych placówek
z reguły napotykali trudności i brak zrozumienia ze strony władz
oświatowych. . .
Osobnym zagadnieniem jest profilaktyka. Sprowadza się ona do
powszechnie znanych zasad właściwego traktowania dzieci i mło-
dzieży w domu i w szkole. Postulaty są takie same jak przy profilak-
tyce nerwic, alkoholizmu, nieprzystosowania społecznego.
Niebagatelna jest rola wiedzy na temat narkotyku i uzależnień.
Już starsi uczniowie szkoły podstawowej powinni być dokładnie in-
formowani o zjawisku zależności, stąd potrzeba odpowiedniego
miejsca na tę tematykę w programach szkolnych, telewizyjnych, ra-
diowych itp.
Wszystko to jest ważne i konieczne, jednak szerzenie się zależno-
ści to problem bardzo złożony i trzeba z nim walczyć metodami ade-
kwatnymi, czyli również złożonymi i uroźmaiconymi.

264 265


Nadużywanie alkoholu

Nadużywanie alkoholu jest w Polsce jednym z ważniejszych proble-
mów społecznych. Stwierdzenie powyższe jest tak oczywiste, że aż
żenujące. Niestety, powstała sytuacja, gdy mówienie o alkoholu
jako źródle klęski społecznej niczego już nie wnosi. Pozorna walka
ze skutkami nadużywania alkoholu jest nieskuteczna, a mówienie na
ten temat wywołuje często niechęć słuchacza i znużenie.
Polska jest krajem uwikłanym w problem alkoholu. Przyczyny
takiej sytuacji są przedmiotem rozważań i spekulacji. Można widzieć
tu i uwarunkowania historyczne (rozpijanie społeczeństwa przez za-
borcę, później okupanta), i niekonsekwencje władz. Mówi się
o wielkich dochodach z produkcji i sprzedaży alkoholu, jakie czerpie
administracja państwa. Mówi się również o wielkich stratach spo-
łecznych - absencji w pracy, wypadkach, przestępstwach itp. Wia-
domo, że znaczna liczba poważnych przestępstw drogowych (80%)
oraz przestępstw kryminalnych następuje po spożyciu alkoholu.
Ludzi trwale uwikłanych w problem alkoholowy jest w Polsce
niepokoj ąco wiele ; licząc alkoholików i ich rodziny - są to miliony.
Szczególnie należy podkreślić problem dzieci pochodzących z rodzin
alkoholiczych. Dzieci te w sposób niezawiniony cierpią, ale w nie-
wydolnym systemie powszechnej edukacji bardzo łatwo schodzą
na margines społeczny (schodzą - czy są spychane?!).
Ludzie uwikłani w problem alkoholowy wymagają świadczeń
socjalnych - leczenia, rehabilitacji, zasiłków chorobowych, odszko-
dowań i rent. To wszystko kosztuje. Nie bez znaczenia jest samo-
poczucie społeczeństwa, które - mamione wzorcowymi w skali
światowej ustawami o wychowaniu w trzeźwości itp. - widzi brak
konsekwencji w działaniu władz państwa. Fundusz na walkę z alko-
holem (to przysłowiowe "korkowe") przepada gdzieś, a państwo nie
gwarantuje na przykład wczesnego leczenia zagrożonych dzieci
i młodzieży czy wprost klinicznego leczenia alkoholików, którzy
takiego leczenia chcą i oczekują. Taka sytuacja budzi społeczną fru-
stracj ę.
Alkoholizm jest wielkim problemem społecznym, gdyż w naszej
- i tak nie najlepszej - sytuacji materialnej rodzin znaczne części
dochodu są przeznaczane na wódkę. W żadnym związku z wydatka-
mi na alkohol nie pozostaj ą w budżecie rodzin wydatki na kulturę,

turystykę czy rekreację. Można z całą odpowiedzialnością powie-
dzieć, że alkohol w naszych warunkach to moloch niszczący nasz na-
ród. I choć brzmi to patetycznie i egzaltowanie, trudno znaleźć inne,
trafniejsze określenie.
Problem alkoholu w Polsce narasta. Można zasadnie zarzucić ad-
ministracji państwowej zaniedbania, ale nasuwa się także inna go-
rzka refleksj a. Polacy w znakomitej większości deklaruj ą się j ako
mniej lub bardziej gorliwi katolicy. Chyba i Kościół nie działa skute-
cznie w walce z tą klęską.
Walkę z alkoholizmem w Polsce pozostawiono pewnym grupom
społeczeństwa, których działanie jednak nie cieszy się zbyt wielkim au-
torytetem społecznym ani skutecznością. Nawet organizacja młodzie-
żowa, jaką jest harcerstwo, które kiedyś miało wielki dorgbek w sze-
rzeniu abstynenckich postaw wśród swych członków, zaniechała od-
działywań wychowawczych w tym zakresie, a urzędnicy delegowani do
harcerstwa j ako instruktorzy często sami pij ą (na obozach też) 1.
Jawi się więc obraz równie tragiczny co beznadziejny. Trzeba zda-
wać sobie sprawę, że alkohol przyczynił się walnie do upadku różnych
kultur i wyniszczenia biologicznego grup społecznych. Dość wspomnieć
o eksterminacji Indian północnoamerykańskich i roli alkoholu w tym
procesie. Myślę, że pedagodzy muszą zdawać sobie sprawę z sytuacji
i do indywidualnego programu działania włączyć także - na miarę
możliwości, dostępnymi środkami i zgodnie z wewnętrznym przeświad-
czeniem o celowości działania - walkę z alkoholizmem.
Spożywanie alkoholu jest powszechne w wielu kulturach. Ciekawe,
że są także grupy narodowościowe, w których problem alkoholizmu
albo nie istnieje, albo jest znacznie ograniczony. Do takich grup etnicz-
nych należą na przykład Żydzi i Chińczycy. Ci ostatni jako obywatele
Stanów Zjednoczonych charakteryzują się wysoką abstynencją-
w przeciwieństwie na przykład do Amerykanów pochodzenia irlandz-
kiego. Jest to ciekawe zjawisko, warte bliższych studiów.
Mówiąc o nadużywaniu alkoholu, należy dokonać pewnych usta-
leń definicyjnych. Możemy mówić o piciu alkoholu, co już samo
w sobie zawiera pewne ryzyko społeczne. Picie umiarkowane nie
musi mieć jednak groźnych następstw społecznych. Przykładem
mogą być Żydzi - tradycyjnie zgodnie z obrzędowością ortodoksyj-


I Mowa tu o sytuacji sprzed lat.

266 267


ną już od 13. roku życia piją. Każdy Żyd ma prawo do porcji wina
w dniu sabatu, a jeżeli jest ubogi, to gmina żydowska ma obowiązek
mu to wino dostarczyć. A jednak nadużywanie alkoholu wśród Ży-
dów j est zj awiskiem bardzo rzadkim. Picie alkoholu w postaci nisko-
procentowych win w krajach śródziemnomorskich jest powszechne,
alkoholizm nie stanowi tam jednak problemu społecznego.
Nadużywanie alkoholu jest stanem chorobowym. Polega albo na
piciu zbyt częstym, albo zbyt obfitym czy długim. Bo jest tak, że niek-
tórzy ludzie miewają okresy picia trwające często kilka dni, tygodni.
Alkoholizm nazywamy chorobą alkoholową. Jest to zaburzenie
psychofizyczne polegające na uzależnieniu i nadmiernym spożywa-
niu alkoholu. Uzależnienie to jest analogiczne do innych - leko-
wych, zwanych potocznie narkomanią. Picie alkoholu jest w tych
przypadkach imperatywne, a brak alkoholu prowadzi do zaburzeń
typowych dla zespołu abstynencyjnego.
Nie każdy pijący musi przejść na dalszy etap - nadużywania,
a nie każdy nadużywający musi ostatecznie zapaść na chorobę alko-
holową.
Istnieje wiele prób wyjaśnienia przyczyn uzależnień. Zasadniczo
można wyróżnić trzy czynniki, które mogą decydować o skłonności
do alkoholizmu :
psychologiczno-społeczne,
biologiczno-rodzinne,
- biologiczne, ściśle - biochemiczne i fizjologiczne.
Czynniki psychologiczne i społeczne są w głównych zarysach ana-
logiczne do tych, które wymienia się przy uzależnieniach lekowych.
Różnica polega na tym, że naj częściej po narkotyk sięgaj ą ludzie
bardzo młodzi, a alkoholu nadużywają co prawda także młodzi, ale
raczej już nie w wieku szkolnym. Mówię tu o nadużywaniu, a nie
o piciu w ogóle (pierwszy kontakt z alkoholem ma w Polsce znaczny
procent uczniów szkół podstawowych). Jednak o ile uzależnienie od
narkotyku występuje już po kilku pojedynczych epizodach zażycia,
o tyle uzależnienie alkoholowe rozwij a się wolniej i trwa dłużej.
Jako uwarunkowania alkoholizmu wymienia się pewną strukturę
psychiczną, przejawiającą niską odporność na trudności życiowe, pe-
wne cechy psychopatyczne, niechęć do innych ludzi, kompleks obni-
żonej wartości, nieumiejętność rozładowywania napięć i stresów.
Niektórzy psychiatrzy sądzą, że istnieje typ ludzi o pewnych zabu-
rzeniach psychicznych, którzy mają jakby "do wyboru": nerwicę de-
presyjną, a nawet głębsze zaburzenia natury psychotycznej, lub picie
alkoholu. Grozi im wtedy nadużywanie alkoholu, które samo w so-
bie jest problemem, nawet jeżeli nie musi prowadzić do choroby al-
koholowej ; łagodzi jednak objawy zaburzeń psychicznych. Oczywiś-
cie trudno ustalić, jak często spotykamy się z tego typu problemami.
Mówi się o wpływach kulturowych picia. W pewnych środowi-
skach niepicie jest wprost niemożliwe. W Polsce dotyczy to zwłasz-
cza uczniów zawodu i młodych robotników. Taka zależność jest
szczególnie ciężkim oskarżeniem systemu i osobiście pedagogów
związanych z tym typem zakładów nauczania. Dotyczy to także ho-
teli robotniczych, internatów przyzakładowych itp.
Jest faktem, że nawet w tych samych niesprzyj aj ących sytuacj ach
jedni ludzie nadużywają alkoholu, inni piją w miarę umiarkowanie.
I dalej - jedni z nadużywających osiągają etap choroby alkoholowej,
inni nie. I tu jest miejsce dla rozważań o innych uwarunkowaniach.
Atrakcyjna jest teoria o skłonnościach dziedzicznych. Oczywiście
fakt, że alkoholicy częściej wywodzą się z rodzin alkoholicznych, ni-
czego nie rozstrzyga. Mamy tu bowiem do czynienia nie tylko
z ewentualną skłonnością odziedziczoną, ale może bardziej z niode-
lem kulturowym. Bardziej przekonywające - choć nie rozstrzygają-
ce - wyniki uzyskano, analizując przypadki dzieci adoptowanych.
Otóż dzieci adoptowane urodzone w rodzinach alkoholików nieco
częściej wykazuj ą skłonność do choroby alkoholowej, choć rzadziej
- skłonność do nadużywania alkoholu. Tak więc i tu nie uzyskano
rozstrzygających wyników, upoważniających do wnioskowania. Jesz-
cze ciekawsze były wyniki badania bliźniąt. Wydają się one wskazy-
wać na pewne skłonności genetycznie uwarunkowane, ich statystycz-
na z*rienność nie jest jednak zbyt duża. Tak więc chyba musimy po-
zostać przy poglądzie optymistycznym i - z punktu widzenia peda-
goga - poprawnym, że determinacja biologiczna, w sensie dziedzi-
czenia skłonności, jest wątpliwa.
Poszukując uwarunkowań biologicznych, ale już osobniczych,
wykonano wiele badań biochemicznych, które wydają się wskazywać
na pewne wspólne cechy osób z chorobą alkoholową. Do stwierdzeń
takich można zaliczyć obniżoną tolerancję na zaburzenia metabolicz-
ne. Biochemia jest nauką bardzo złożoną, bez sensu byłoby przy-
swajanie sobie nazw enzymów czy metabolitów, których działanie

268 269


wiąże się z przemianą alkoholu w ustroju. Myślę, że humaniście wy-
starcza wiedzieć, iż badania na ten temat są prowadzone i istnieją
podstawy, by sądzić, że skłonność do nadużywania alkoholu jest za-
leżna od czynników fizjologicznych.
Na koniec kilka stwierdzeń z zakresu fizjologii i mechanizmów
działania alkohol* na ustrój człowieka. Otóż tolerancja na alkohol
we krwi jest cechą indywidualną. Istnieje także, zresztą osobnicza,
zmienność w tym zakresie: zarówno zmienność na przestrzeni dłu-
gich lat, jak i zmienność sytuacyjna.
Szkodliwe dzialanie alkoholu zależy od jego stężenia we krwi,
a ono z kolei - od wchłaniania. Istotne znaczenie ma tu związek
wchłaniania alkoholu z innymi spożywanymi pokarmami. Jeżeli al-
kohol pije osobnik głodny, wchłanianie jest szybkie. Jeżeli piciu to-
warzyszy spożywanie pokarmów tłustych, oleistych, obfitych, to
wchłanianie alkoholu w przewodzie pokarmowym jest zwolnione.
Niewielka ilość alkoholu wchłania się z jamy ustnej i żołądka. Naj-
więcej - i to szybko - wchłania się w jelitach cienkich. Ze względu
na to, że zarówno dezaktywacj a alkoholu, j ak i j ego wydalanie za-
czyna się od chwili wchłonięcia, przy piciu powolnym, obficie zaką-
szanym wchłanianie jest opóźnione, a przez to osiągnięcie wysokie-
go stężenia mniej groźne. To, co zostaje wchłonięte, przynajmniej
częściowo wydala się. Znaczną rolę odgrywa tu także odźwiernik żo-
łądka. Skurcz odźwiernika powoduje zaleganie alkoholu w żołądku,
a nawet sprzyja wymiotom i usuwaniu już spożytego alkoholu poza
ustrój.
Jeżeli szybkość wchłaniania jest duża, możliwości neutralizacji są
przekroczone, to wzrasta poziom alkoholu we krwi. Następuje stan za-
trucia układu nerwowego, przy czym kolejność uszkadzanych ośrod-
ków mózgowych odpowiada filogenetycznemu porządkowi rozwoju.
Najwcześniej uszkodzeniu ulegają ośrodki filogenetycznie naj-
młodsze, a więc kora mózgowa wraz z wyższymi czynnościami ner-
wowymi - z funkcjami psychicznymi. Następuje zahamowanie
funkcji, a ponieważ ośrodki korowe same działają hamująco na lu-
dzkie emocje, przeto "hamowanie hamowania" sprowadza się do
pobudzenia. Na pierwszym etapie upojenia człowiek odczuwa przy-
jemny stan pobudzenia, staje się aktywny, łatwo przełamuje opory,
jest bezkrytyczny.
Kolejnym etapem zatrucia jest zaburzenie funkcji móżdżku.

Dochodzi do zaburzeń koordynacji ruchowo-wzrokowej, trudności
w wykonywaniu precyzyjnych ruchów (m. in. artykulacji - mięśnie
uczestniczące w procesie mówienia). Wreszcie poj awiaj ą się trudno-
ści z utrzymaniem równowagi, co znajduje wyraz w typowym "zata-
czaniu się". Kolejno dochodzi do rozległego zaburzenia układu siat-
kowego, co przejawia się w senności i śpiączce. Na koniec zostaje
zaburzona funkcja najstarszego filogenetycznie układu - pnia móz-
gu, a wraz z tym następują zaburzenia fizjologiczne układu współ-
czulnego oraz zaburzenia ze strony ośrodka oddechowego i naczy-
nioruchowego. To jest zresztą mechanizm śmierci - człowiek znaj-
dujący się w stanie glębokiego upojenia ginie w czasie snu na skutek
porażenia oddychania i krążenia.
Picie alkoholu przez człowieka niedoświadczonego jest przyjmo-
waniem bomby z opóźnionym zapłonem. Pijąc szybko, w okresie
wstępnego działania alkoholu człowiek staje się bezkrytyczny-
czuje się dobrze, więc pije dalej. Niestety, działanie alkoholu wystę-
puje później, nasila się i wtedy, kiedy pijący czuje się już źle (i pew-
nie by już nie pił), podlega potęgującemu się działaniu już uprzed-
nio wypitego alkoholu, który stale jeszcze wchłania się i podnosi po-
ziom trucizny we krwi.
Groźba zatrucia alkoholowego zależy więc od:
- ilości wypitego alkoholu,
- tempa picia, czyli czasu, w jakim alkohol spożyto,
- okoliczności towarzyszących - jakości i ilości jedzenia,
- masy osobnika (osoba duża, tęga, wypijając taką samą ilość
alkoholu jak osoba drobna i lekka, osiąga proporcjonalnie mniejsze
stężenie alkoholu we krwi),
- stanu narządów wewnętrznych - przede wszystkim wątroby,
która jest głównym narządem odtruwającym.
Stałe nadużywanie alkoholu prowadzi do szeregu poważnych za-
burzeń ustroju. Do typowych schorzeń alkoholików zaliczamy nieżyt
żołądka, marskość wątroby lub jej stłuszczenie, zmiany zapalne
w układzie nerwowym, schorzenia trzustki.
Niestety, najpoważniejsze są następstwa psychiczne. Ludzie
przewlekle pijący ulegają degradacji psychicznej. Następuje u nich
zanik wyższych uczuć. Stają się agresywni i nieobliczalni. Długie pi-
cie prowadzi do demencji alkoholowej, która wiąże się z krańcową
degradacją psychiczną i społeczną.

270 271


Do bardzo dramatycznych objawów ostrego zatrucia alkoholowe-
go zalicza się stan tzw. upojenia patologicznego. Chory taki, nie wy-
kazując niekiedy nawet typowych objawów upojenia, jak trudności
poruszania się, bełkotliwa mowa itp. , robi wrażenie, j akby nagle wy-
trzeźwiał. Jego postępowanie i zachowanie pozornie wydaj ą się nor-
malne. Można jednak zauważyć stan silnego pobudzenia emocjonal-
nego - osobnik znajduje się "w afekcie". Przeżywa lęk, poczucie
zagrożenia, niekiedy niepohamowaną nienawiść i agresję. W takich
stanach jest szczególnie groźny dla otoczenia.
Niekiedy stany upojenia u alkoholika wywołują objawy zbliżone
do obrazu padaczki.
Leczenie alkoholika jest trudne, ale możliwe. Stosunkowo proste
jest leczenie odtruwające i ogólnie wzmacniające. Trudniej o stan
trwałej abstynencji.
Abstynencję osiąga się albo metodami awersyjnymi, albo rehabili-
tacją psychiczną i środowiskową. Leczenie awersyjne zmierza do wy-
wołania stanu wrażliwości na alkohol - sytuacji, kiedy to spożycie al-
koholu w bardzo małych nawet dawkach prowadzi do gwałtownych
i bardzo dotkliwych dolegliwości. W tym celu podaje się odpowiednie
preparaty, wywołuje odruch wanznkowy czy stosuje się metodę hipnozy.
Znacznie trudniejsze jest oddziaływanie psychologiczne i środo-
wiskowe. Polega ono na tworzeniu zainteresowań - zachęcaniu do
aktywności społecznie pozytywnej (twórczość zawodowa, artystycz-
na, hobby itp.). W tym okresie ważne jest izolowanie chorego od
ewentualnych wpływów kolegów "po kieliszku".
W ostatnich dziesiątkach lat na Zachodzie, a także u nas rozwija się
bardzo ciekawy społeczny ruch, tzw. Anonimowych Alkoholików. Jest
to działanie samopomocowe ze strony byłych alkoholików, którzy wy-
leczyli się. Okazuje się, że ci ludzie najłatwiej nawiązują kontakt z pa-
cjentami i potrafią znaleźć argumentację, która trafia do przekonania;
tworzą oni grupy koleżeńskie organizujące wspólnie czas wolny, ale
także dające oparcie pacjentowi w chwili zwątpienia i załamania. Dzia-
łalność Anonimowych Alkoholików powinna znaleźć pełne poparcie
społeczne i bazę materialną ze strony państwa.
Na koniec wypadałoby powiedzieć coś o profilaktyce. Pewne
wskazania i postulaty wynikają z powyższych rozważań. Wydaje się,
że w naszym kraju działania profilaktyczne są niedostateczne i nie-
skuteczne. Jest to problem przede wszystkim psycholog i pedago-
272

giki społecznej. Chyba zbyt wiele oczekuje się od służby zdrowia,
skoro jest niewydolna w działaniach terapeutycznych, które mogą
być tylko przez nią realizowane.
Myślę, że problem wymaga szerokiej polityki społecznej, a idea-
łem byłoby, aby do działania zwalczającego alkoholizm włączyły się
poważnie wszystkie znaczące siły społeczne, w tym Kościół, organi-
zacje społeczne i młodzieżowe, szkoły.


Nikotynizm

Jednym z najpoważniejszych i trudnych problemów współczesnej cy-
wilizacji jest palenie tytoniu, czyli nikotynizm. Dym, jaki powstaje
w czasie palenia, zawiera wiele składników chemicznych, w tym
część biologicznie czynnych. Przede wszystkim zaliczamy do nich tle-
nek węgla, czyli czad - znaną truciznę, która w wysokim stężeniu
może prowadzić do śmiertelnego zatrucia. Cała grupa składników
dymu stanowi związki smołopodobne. Są to substancje powstające
w procesie spalania, mające m. in. działanie rakotwórcze. Do naj-
bardziej znanych składników dymu zaliczamy nikotynę, którą uznaje
się za odpowiedzialną za przyzwyczajenie i uzależnienie. Ponadto
w składzie dymu znaj duj ą się pochodne kwasu cj anowego. I ten
kwas jest znany dość powszechnie - jako substancja toksyczna.
Kilkadziesiąt biologicznie czynnych i toksycznych składników
dymu tytoniowego ma bardzo silny negatywny wpływ na zdrowie.
Człowiek nie przyzwyczajony ulega zatruciu już po wypaleniu nawet
jednego papierosa - przejawia się to mdłościami, bólami i zawrota-
mi głowy, a często także wymiotami. Fizjologicznie można stwier-
dzić szereg zmian (ciśnienie krwi, szybkość skurczów serca), które
wskazują na poważne zaburzenia układu wegetatywnego.
Człowiek palący nałogowo ulega zatruciu przewlekłemu. Nie rea-
guje na wpływ toksyczny tak ostro. Przyzwyczajenie może doprowa-
dzić do stanu, kiedy to palacz wielokrotnie przekracza nawet śmiertel-
ną dawkę toksyn. Powoduje ona zmniejszenie reakcji ostrych, palacz
nie podlega tak gwałtownym zaburzeniom, jak człowiek nie przyzwy-
czajony. Szkodliwość jednak pozostaje, zmienia się tylko jej obraz.
Ludzie palący nałogowo żyją statystycznie znacznie krócej niż
osoby niepalące. Wiele schorzeń występuje nieporównanie częściej


18 - Biologiczne i medyczne... 273


wśród palaczy niż u abstynentów. Do grupy tych schorzeń należy za-
liczyć przede wszystkim nowotwory złośliwe płuc i dróg oddecho-
wych. W tym zakresie zależność między schorzeniem i paleniem jest
wyjątkowo wysoka.
Rak płuc nie jest jedynym schorzeniem silnie związanym przy-
czynowo z nikotynizmem. Należą tu również choroba wieńcowa (za-
wały serca), nadciśnienie tętnicze, zaburzenia ze strony przewodu
pokarmowego, zaburzenia hormonalne i wiele innych.
Zaburzenia hormonalne wiążą się m. in. ze wzrastaniem. Bada-
nia wykazały, że dzieci matek palących w czasie ciąży rodzą się za-
zwycżaj mniejsze niż dzieci matek niepalących. Także wśród przy-
czyn wcześniactwa wymienia się zatrucie nikotyną. Jak silny jest
wpływ nikotyny (i innych substancji toksycznych) na układ hormo-
nalny, świadczy fakt, że dzieci matek palących są nie tylko niższe
i lżejsze w chwili urodzenia, ale różnią się parametrami rozwoju so-
matycznego aż do wieku szkolnego. Jak więc widać, przewlekłe za-
trucie w okresie płodowym ma długotrwałe konsekwencje.
Palenie jest czynnością przedziwną. Ludzie na ogół doskonale
zdają sobie sprawę ze szkodliwości palenia. Lekarze często prze-
strzegają pacjentów przed skutkami palenia. Nałóg jest jednak tak
silny i trudny do zwalczenia, że pali, jak wiadomo, znaczna część
społeczeństwa.
Dla ludzi szkodliwe jest nie tylko palenie czynne, "indywidual-
ne", ale także wdychanie dymu (tzw. nikotynizm bierny). Ludzie
niepalący są ostatnio coraz skuteczniej chronieni przed zatruciami.
Państwa cywilizowane wprowadzają powszechnie zakazy palenia
w miejscach publicznych, w pracy, w środkach komunikacji masowej
itp. Jest to bardzo ważne ze względu na możliwość unikania nikoty-
nizmu biernego.
Z paleniem walczą na Zachodzie pracodawcy - preferując przy
obsadzie miejsc pracy niepalących, walczą ubezpieczenia społeczne
- wyznaczając wyższe opłaty dla palaczy jako ludzi zwiększonego
ryzyka. Zabrania się propagowania palenia, a reklamy papierosów
muszą zawierać informację o szkodliwości nikotynizmu. Taką infor-
mację powinny zawierać także opakowania papierosów.
Wszystkie działania administracyjne i legislacyjne nie dają jed-
nak pożądanych efektów. Wydaje się konieczne poszukiwanie in-
nych, skuteczniejszych dróg oddziaływania, zwłaszcza na dzieci

i młodzież. Jest to poważne zadanie wychowania zdrowotnego i pe-
dagogiki.
Walka z paleniem tytoniu jest bardzo trudna. Już młodzi ludzie
(uczniowie), nieświadomi skutków, lekceważąc przestrogi i zakazy,
wciągają się w nałóg. A kiedy nastąpi uzależnienie, walka z nało-
giem jest bardzo trudna.
Znane są preparaty, które ułatwiają opanowanie nałogu. Nie za-
wsze są one jednak skuteczne. Niekiedy dobre rezultaty odnosi psy-
choterapia, a nawet hipnoza.

































274 * ,**


PIŚMIENNICTWO PODSTAWOWE

Demel M. O wychowaniu zdrowotnym. Warszawa WSiP 1980.
Imieliński K. (red.) AIDS - wyzwanie dla człowieka. Sfinks 1990.
Imieliński K. Seksuologia. Warszawa PWN 1989.
Jarosz M. Cwynar S. Podstawy psychiatr. Warszawa PZWL 1983.
Malinowski A., Strzałka J. Antropologia. Warszawa PWN 1985.
Nason A., Dehaan R.L. *wiat biologii. Warszawa PWRiL 1981.
Obuchowska I., Jaczewski A. Rozwój erotyczny. Warszawa WSiP 1992.
Przewęda R. Rozwój somatyczny i motoryczny. Warszawa PZWS 1973.
Sadowski B., Chmurzyński J.A. Biologiczne mechanizmy zachowania. Warszawa
PWN 1989.
Walczak M. (red.) Zarys pediatrii. Warszawa PZWL 1991.
Wolański N. (red.) Biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania. Warszawa PWN
1989.


LEKTURA UZUPEŁNIAJĄCA

ABC alkoholu. Warszawa PZWL 1985.
Boczkowski K. (red.) Zarys genetyki medycznej. Warszawa PZWL 1985.
Demel M. Pedagogika zdrowia. Warszawa WSiP 1980.
Demel M., Skład A. Teoria wychowaniafizycznego. Warszawa PWN 1989.
Frazer A. Biologiczne podstawy zaburzeri psychicznych. Warszawa PZWL 1982.
Horney K. Nerwice a rozwój człowieka. Warszawa PWN 1980.
Jaczewski A. Wstęp do dorosłości. Warszawa WSiP 1991.
Jaczewski A., Radomski J. Wychowanie seksualne i problemy seksuologiczne wieku
rozwojowego. Warszawa PZWL 1986.
Jaczewski A. , Korczak Z. , Popielarska A. Rozwój i zdrowie ucznia. Warszawa WSiP
1985.
Jaczewski A. Woynarowska B. (red.) Dojrzewanie. Warszawa WSiP 1982.
Kazimierska E.M. Równi, ale nie jednakowi. Warszawa PZWL 1982.
Kozakiewicz M. (red.) Pro i contra. Towarzystwo Rozwoju Rodziny Warszawa 1989.
Markiewicz I. , Walawska-Paprocka M. , Zdunkiewicz L. Problemy zdrowotne mło-
dzieży podejmującej naukę zawodu. Warszawa WSiP 1982.
Morris D. Naga mafpa. Warszawa Wiedza Powszechna 1974.
Obuchowska I. Dynamika rozwoju nerwic. Warszawa PWN 1983.
Papierkowski A. Choroby wieku rozwojowego. Warszawa PZWL 1982.
Popielarska A. (red.) Psychiatria wieku rozwojowego. Warszawa PZWL 1989.
Różycka J. Badania nad wspófzależnością między rozwojem umysłowym a fizycz- *
nym dziecka. Warszawa Ossolineum 1988.
Smith A. Ciało. Warszawa PZWL 1983.
Smith A. Umysł. Warszawa PZWL 1989.
Stapiński A. (red.) Wybrane problemy seksuolog i chorób wenerycznych. Warszawa
PZWL 1980.

Wolański N. (red.) Czynniki rozwoju człowieka. Warszawa PWN 1981.
Zgierski L. Toksykomania w praktyce lekarskiej. Warszawa PZWL 1988.
Życie i zdrowie czfowieka. Warszawa PWN 1977.







































276


WYDAWNICTWA SZKOLNE I PEDAGOGICZNE
00-950 Warszawa, pl. Dąbrowskiego 8
tel. c. 26-54-51 (5)
fax 27-92-80


Warto przeczytać:



Z. Gaś - Profilaktyka uzależnierć. WSiP 1992
I. Obuchowska, A. Jaczewski - Rozwój erotyczny.
WSiP 1992

Z. Skorny - Psychologia wychowawcza dla nauczycieli.
WSiP 1992

Dział Handlowy
Warszawa, Pankiewicza 3; fax 628-33-04
telex (81) 61-32; tel. c. 628-24-91; 21-26-39


Zespół Sprzedaży
Warszawa, Pankiewicza 3
tel. c. 628-24-91 w. 230; 628-95-73

Z. Włodarski - Wprowadzenie do psychologii. WSiP
1992

Dział Reklamy
Warszawa, pl. Dąbrowskiego 8
tel. 26-54-51 (5) w. 10; 26-42-77


Zespół Ksiggarń
Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych
Warszawa, pl. Dąbrowskiego 8, Kredytowa 9
tel. 26-54-51 w. 83; 26-75-70; 27-90-05; 26-01-76


Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
Warszawa 1993
Wydanie pierwsze
Ark. druk. 17,5
Papier offset. kl. III. 70 g, rola 61 cm.
Wrocławskie Zaklady Graficzne
Wroclaw, ul. Olawska 11
Zam. 151/1100/93/00



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BIOLOGICZNE I MEDYCZNE PODSTAWY ROZWOJU i WYCHOWANIA
Biologiczne i medyczne podstawy rozwoju i wychowania 1
Jaczewski Podstawy rozwoju i wychowania
ściąga biemedyczne podstawy rozwoju człowieka
Biologia Medyczna cz 2
Maj 2008 Biologia poziom podstawowy
biologia matura arkusze maturalne Maj 2008 Biologia poziom podstawowy przykładowe rozwiązanie(1)

więcej podobnych podstron