Andersen Hans Christian Historia roku


Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
dacjÄ™ Nowoczesna Polska.
HANS CHRISTIAN ANDERSEN
Historia roku
tłum. cecylia niewiadomska
Był styczeń. Od rana srożyłaą się straszna zadymka, śnieg pęóił przez ulice całymi chmu-
rami, sypał z dachów, uderzał w szyby, bił przechodniów po twarzy, to znowu wirował
w powietrzu, wichrem kręcony. Luóie biegli skuleni, śpiesząc niesłychanie, mrużąc oczy,
wpadając na siebie co chwila i ostrożnie rozchoóąc się w strony przeciwne, aby nie upaść
od zdraóieckich, silnych porywów wiatru. Powozy i konie wyglądały jak cukrem posy-
pane, lokaje odwracali siÄ™ bokiem do wiatru, stangreci² wytężali siÅ‚Ä™ i uwagÄ™, aby kogo
nie przejechać, choć konie posuwały się baróo powoli, tonąc w głębokich zaspach.
Prawóiwa burza śnieżna.
Uspokoiła się wreszcie pod wieczór, odmieciono ścieżki pod ścianami domów, ale tak
wąskie, że jeśli na której spotkało się dwóch luói, to stali dość długo naprzeciw siebie,
gdyż żaden z nich nie miał odwagi wstąpić w śnieg głęboki.
Wieczór był już pogodny, ani cienia wiatru, niebo czyste, jakby kto wymiótł obłoki,
usypane gwiazdami, które świeciły tak jasno, jak gdyby je wyczyszczono świeżo podczas
burzy. Mróz ścinał śnieg, który skrzypiał pod stopami. Nad ranem był tak twardy i ścięty
skorupą lodową, że wróble mogły skakać po nim, szukając pożywienia, którego nie było.
 Pi, pi!  odezwał się jeden żałośnie  to mi piękny Rok Nowy! Stary był daleko
lepszy i mógł sobie zostać jeszcze. Ten mi się wcale nie podoba i mam chyba prawo na
niego narzekać.
 Tak, tak  potwieróił drugi  luóie narobili tyle hałasu, witając go aż wy-
strzałami. Nie wieóieli sami, co robić z radości, że sobie stary poszedł. Ja cieszyłem się
także razem z nimi, bo myślałem, że zaraz nastąpią dni ciepłe  a tymczasem nic z tego!
Zimniej jeszcze, niż było. Luóie widocznie pomylili się w rachunku.
 Naturalnie  pisnął trzeci, stary, mądry, wróbel, nieco siwy na czubku.  Luóie
mylą się baróo często. Zrobili sobie coś takiego, co nazywają kalendarzem i zdaje im
się, że cały świat bęóie stosował się do ich wynalazku. A świat ma swoje prawa. Kiedy
nadejóie Wiosna, wtedy się zacznie Rok Nowy: tego nikt nie odmieni i ja też tak czas
liczÄ™.
 Ale kiedyż ta Wiosna przyjóie?  dopytywały inne.
 Przyjóie ona, kiedy bociany powrócą; na pewno czasu określić nie można, a szcze-
gólniej tu w mieście  tu o tym nikt nic nie wie  na wsi lepiej się znają na tych
rzeczach. Może lepiej tam się udać i zaczekać na nią? Zawsze ona tam bliżej.
 Baróo to pięknie  pisnął inny wróbel, który skakał dokoła, ćwierkając coś sobie,
ale dotąd nie oóywał się wyraznie.  Baróo to piękny pomysł  powtórzył  może
dowiecie się tam czegoś pocieszającego, ale ja nie polecę. Mam tutaj w mieście wiele
dogodności, których bym nie znalazł na wsi. Niedaleko, na przykład, mieszkają tu luóie,
którzy sobie wymyślili baróo rozsądną zabawkę: zawiesili na murze kilka doniczek od
kwiatów w ten sposób, że wielki otwór przylega do ściany, a tylko mały w denku zwrócony
jest na świat. Przez ten mały otworek można się dostać do środka i mieć bezpieczne
schronienie przed śniegiem. Góież na wsi znajdę podobne mieszkanie? Tutaj baróo nam
dobrze i wygodnie z óiećmi, a chociaż wiem, że luóie nie zrobili tego dla nas, tylko dla
ąsro si  tu: wystepować z wielką siłą, gwałtownie, groznie.
²sta r t  wożnica, furman.
własnej przyjemności, pochwalić ich za to muszę. Sypią nam też czasem okruszyny chleba,
gdyż przyjemnie im patrzeć, jak kręcimy się i zajadamy. To wszystko są ważne rzeczy i nie
można ich porzucać lekkomyślnie. Toteż pewna jestem, że mój mąż zostanie w mieście,
więc naturalnie i my zostaniemy.
 A my lecimy na wieś dowieóieć się czegoś o wiośnie  zaszczebiotało chórem
kilka młodych wróbli i odleciały zaraz.
Na wsi mróz był większy, a wiatr ostry i przenikliwy pęóił białe tumany przez pola
śnieżyste. Drogą na wozie jechał chłop w kożuchu i czapce baraniej, b3ąc się po ramio-
nach, aby rozgrzać ręce w grubych, ciepłych rękawicach; bat spokojnie leżał obok; chude
konie biegły w kłębach ciepłej pary.
Śnieg skrzypiał pod kołami, a wróble skakały za wozem, zziębnięte i zmęczone.
 Pi, pi! Kiedyż tam przyjóie znowu Wiosna? Pi, pi! Tak długo już na nią czekamy!
 Długo, długo!  powtórzył jakiś głos przeciągle, który zdawał się płynąć z po-
bliskiego wzgórza, podobnego do góry śnieżnej.
Może to było echo, a może głos starca, sieóącego na wzgórzu mimo wichru i zamieci:
w białej oóieży, cały śniegiem osypany, zdawał się białym królem, który z wysokiego
tronu patrzy na swoje państwo. Białe włosy spadały mu aż na ramiona, biała broda pierś
zasłaniała i tylko jasne oczy świeciły jak gwiazdy lodowe.
 Co to za starzec?  świergotały wróble.
 Ja wiem! Ja wiem!  zakrakał stary kruk na płocie, ptak niezmiernie rozum-
ny, który też nie garóił najdrobniejszym ptaszkiem, bo wieóiał, że wszystkie równe są
w oczach Boga.  Ja go znam  odpowieóiał też wróblom  to Zima. To staruszek
Rok Stary, który nie umarł wcale, chociaż tak napisano w kalendarzu, ale jako opiekun
młodej Wiosny oczekuje tu na nią. Hu! co za mróz. Zimno wam, óieciaki?
 O, zimno! Ale wszyscy świadczcie teraz, że miałem słuszność mówiąc, że kalendarz
to wymysł luói, którzy chcą rząóić Naturą, a naprawdę sami o niczym nie wieóą. My
się z nią lepiej znamy, my, jej óieci.
Upłynął tyóień, drugi, trzy tygodnie. Żadnej zmiany. Staw wielki, zamarznięty, pa-
trzał w niebo martwą zrenicą: w powietrzu unosiły się mgły wilgotne, zimne: ciemne
chmury wron bez krakania, milczące przeciągały ponad białą ziemią. Wszystko spać się
zdawało.
Wtem błysnął promień słońca, przemknął po jeziorze, które zajaśniało, niby żywe
srebro; białość pól pociemniała, wierzchołki pagórków wysunęły się ciekawie spod śnie-
gu. Lecz biała postać starca pozostała wyczekująca na najwyższym wzgórzu, z oczyma
zwróconymi w stronę południową. I patrząc tam, nie wióiał, jak kobierzec Zimy znikał
nieznacznie, cieniał, tonął w ziemi, aż tu i ówóie ukazały się miejsca zielone, na których
zaroiło się zaraz od wróbli.
 Kiwit! kiwit! Czy to Wiosna już przybywa?
 Wiosna!  powtórzyło długie, długie echo, a wiatr niósł je daleko, przez łąki
i pola, przez lasy ciemne, pełne mchów zielonych, które garbiły się na starych drzewach.
Nagle z południa, w jasnych blaskach słońca ukazały się dwa pierwsze bociany; niosły
na skrzydłach dwoje ślicznych óieci: chłopczyka i óiewczynkę. Stanęły na łące, a óieci
zeskoczyły z nich leciuchno i tuląc się do matki-ziemi, ucałowały ją na powitanie.
Potem szły dalej, wziąwszy się za ręce, a góie stąpnęły ich nóżki maleńkie, kwiat
wyrastał spod śniegu. Pełne uśmiechów biegły wesoło do wzgórza, góie sieóiał biały
starzec i radośnie rzuciły się ku niemu.
Ale w tej samej chwili gęsta mgła wilgotna zakryła wszystko: nic nie było widać.
Wtem zahuczał gwałtownie wiatr potężny, uderzył czołem w ciężki płaszcz mgły szarej,
rozerwał go, poszarpał. Zajaśniało słońce ciepłe i jasne; z wysokiego wzgórza zniknął
starzec, Rok Stary, a dwoje ślicznych óieci zajęło jego miejsce.
 To mi Rok Nowy!  zaśpiewały wróble.  To prawóiwy Rok Nowy! Ten nam
zapłaci za wszystkie przykrości, jakie wycierpiałyśmy pod rządami Zimy. To Rok Nowy!
Wszystko dokoła stroiło się i zieleniło; góie zwróciły się oczy ślicznych óieci, tryskały
pączki zielone z gałązek, podnosiła się trawka zielona ku górze, zieleniały pola uprawne.
òiewczynka rozÅ›miaÅ‚a siÄ™ i drobniutkÄ… rÄ…czkÄ… rzuciÅ‚a pierwszÄ… garść kwiatów na ziemiÄ™:
miała ich tyle na lekkiej sukience! Sypała hojnie pełnymi rączkami, a wciąż ich miała
ans c istian ande sen Historia roku 3
mnóstwo nieprzebrane: podniosła się na koniec i obłoki kwiatów rzuciła precz, daleko,
na grusze, jabłonie i drzewa owocowe, które stanęły białe jak pod śniegiem, nawet ich
listków zielonych widać nie było.
òieci klaskaÅ‚y w rÄ™ce. CaÅ‚e stada ptaszÄ…t unosiÅ‚y siÄ™ ponad ich główkami, a wszystkie
szczebiotały: Wiosna! Wiosna! Wiosna!
Ślicznie było na świecie. Z chat wychoóiły siwe staruszki, zgarbione, pomarszczone
i prostowały się na ciepłym słonku, i wygrzewały się w jego promieniach, i z rozkoszą
patrzały na pola i łąki, na żółte kwiatki, rozsiane tak hojnie, jak za dni ich młodości.
Wszystko jak było dawniej, piękne, świeże nowe. Błogosławiona Wiosna!
Las ciemny jeszcze, pączki tylko na gałęziach, ale duch życia i tu już przeniknął,
pachnie w powietrzu.
Niebieskie fiołki wysuwają kępami swoje wonne główki z zielonego ukrycia, a dalej
prymulki, konwalia biała, zawilec gajowy, sasanki, każde zdzbło trawy pełne sił i soków.
Para óieci na wzgórzu rośnie także szybko, śmiejąc się i śpiewając: płyną daleko
wesołe ich głosy.
Ciepły, łagodny deszczyk spadł na ziemię, ożywia na niej wszystko: każda kropelka to
błogosławieństwo; wiele ich pada i na głowy óieci, ale nie czują tego, bo łzy deszczu na
ich twarzy mieszajÄ… siÄ™ ze Å‚zami szczęścia. òieci zÅ‚Ä…czyÅ‚y usta pocaÅ‚unkiem i las zazieleniÅ‚
siÄ™ w tej samej chwili.
òieci wstaÅ‚y z pagórka, wypoczęły i wyrosÅ‚y. Jakie duże! To już para narzeczonych.
Ujęli się za ręce i jak do ślubu idą, strojni w kwiaty, wśród kwiatów. Las rozwiesił nad
nimi zielone sklepienie, na cichej ścieżce tylko promienie słoneczne i plamy cienia igrają
z wietrzykiem. Jaki rozkoszny zapach młodych liści, jakie powietrze czyste i orzezwiające!
Pośród sitowia szemrze po kamieniach strumyk przejrzysty: jak wąż błyszczy łuską, tak on
odb3a promienie słoneczne, gdy się wychyli z gąszczu i przemyka po jaśniejszej polanie.
Wszystko żyje, drga życiem, wszystko się rozw3a, rośnie, rozlewa wonie, jak uśmiechy
szczęścia i czuje w sobie nieśmiertelność.
Skowronek ówoni wysoko nad polem, kukułka woła głośno, zlewają się w cudowną
harmonię radosne glosy wilgi, czyżyka, kosa, pliszki małej. Wiosna, Wiosna! Wierzba
tylko nie zdjęła z pączków rękawiczek z ciepłej, białej bawełny: baróo jest przezorna, ale
to nudne!
Upłynęły dni, tygodnie&
Coraz cieplej: gorące prądy płyną przez łąki i pola, żółkną zboża. Na cichych jeziorach
rozpostarły się szerokie liście wodnych lilii, pod którymi szukają cienia drobne rybki
podczas skwarnego południa. I cisza. Tylko brzęczenie owadów, wytrwale pracujących
koło kwiatów; tylko blask, upał.
Na skraju lasu, skąd widok rozległy na chaty wiejskie, kąpiące się w słońcu, na sady
i ogrody, girlandy róż świeżych jak rumieniec óiewczęcia, na owocowe drzewa i wiśnie
czerwone, soczyste, ciężkie wśród zielonych liści  na skraju lasu sieóiała niewiasta.
Piękna jest, młoda. Znamy ją: to ona przybyła tak niedawno jako óiecię małe, sypiąc
kwiaty. Teraz wzrok jej śmiały zdaje się mierzyć czarne, ciężkie chmury, które się wznoszą
z trzech stron coraz wyżej, wyżej, jak skały, jak góry olbrzymie. Niby wezbrane, czarne,
skamieniałe morze, schylają się nad lasem i ku niemu płyną.
W lesie umilkło wszystko, jak przez czary; wietrzyk nawet swawolny poruszyć się nie
śmie, sieói góieś przyczajony: żaden listek nie drgnie, ucichły świegotliwe ptaki. Cisza,
cisza& W całej naturze cisza i oczekiwanie pełne skupionej, milczącej powagi.
A luóie śpieszą. Na drogach, na ścieżkach pełno jezdnych i pieszych, każdy pod dach
dąży, szuka schronienia.
Rozjaśniło się nagle, jakby słońce pękło i błysnął płomień straszliwy, niszczący, ośle-
piający wszystko& I znowu ciemność, tylko grom potężny ozwał się groznie, głucho.
Woda strumieniem spływa z niebios na ziemię. Światło i ciemność, cisza i grom
znowu. Kwitnąca trzcina chwieje się na ciemnym błocie, jak rozbujane morze, las tonie
w ulewie, mgle, smugach deszczu: światło i ciemność co chwila; cisza i gromy, niby skał
Å‚amanie.
Trawy i zboża przylgnęły do ziemi, jakby przybite, jakby się już nigdy podnieść nie
miały po straszliwej klęsce.
ans c istian ande sen Historia roku 4
Lecz oto strugi wody zmieniają się w krople, błysnęło słońce, niebo uśmiecha się
znowu, na każdym listku perły i diamenty, ptaki śpiewają, rybki wyglądają z wody, mkną
w różne strony z podwójną szybkością, brzęczą komary nad wilgotną łąką.
Nad brzegiem morza, na wielkim kamieniu usiadło Lato, silny, dorodny mężczyzna,
o mokrych włosach po świeżej kąpieli. Woda spływa z niego, lecz słońce go grzeje; czuje
się odmłoóony, pełen siły. I cały świat dokoła czuje się młody i silny, bogaty, piękny,
pełny darów bożych.
Piękne, gorące lato!
Słodki zapach płynie z pola koniczyny, miodowy zapach; roje pszczół brzęczących
uw3ają się nad nim, gromaóą zbiory. Koląca jeżyna kamień ofiarny oplotła zielenią, ka-
mień obmyty deszczem i słońcem oblany. Tu pszczół królowa śpieszy ze swym rojem
złożyć ofiarę z wosku i miodu słodkiego. Lato przyjmuje ją wóięcznie wraz z żoną; oni
lepiej od luói pojmują Naturę i więcej wióą.
Błysnęły złote gwiazdy na wieczornym niebie, zajaśniał promieniami złoty krzyż na
szczycie wieży kościelnej: jasny księżyc świeci mięóy wieczorną zorzą a jutrzenką. To
Lato!
Upłynęły dni znowu, upłynęły tygodnie.
Jasne sierpy żniwiarzy błysnęły po polach, w sadach gałęzie drzew gną się ku ziemi
pod ciężarem owocu, chmiel rozwiesza bogato swe kiście pachnące, pod liśćmi leszczyny
kryją się gniazda orzechów.
Tu zasiadł mąż i żona już nie óieci i nie młoóieńcy, silni, piękni, dojrzali luóie.
Patrzą na świat dokoła, rozmawiają.
 Jakież bogactwo wszęóie!  szepnęła kobieta.  Błogosławieństwo Boże! Do-
statnio, miło, dobrze, a jednak  a jednak  ja sama nie wiem, czemu tęsknię do spo-
czynku, do spokoju, do ciszy. Nie umiem określić dobrze tego óiwnego pragnienia!&
Patrz, tam orzą znowu! Luóiom nigdy nie dosyć, zawsze pożądają więcej. Patrz, bociany
idą z daleka za pługiem, ptaki egipskie, które nas przyniosły tu jako óieci. Czy pamię-
tasz tę chwilę? Nasze przybycie tutaj? Przynieśliśmy blask słońca, zieloność i kwiaty:
i wszystko byÅ‚o takie strojne, Å›wieże. òiÅ› pociemniaÅ‚o, wiatr rozmiata liÅ›cie, sczerniaÅ‚y
lasy, utraciły barwy, nie zdobią ich w tym kraju złociste owoce&
 Chcesz złota i purpury?  zapytało Lato i wyciągnęło ramię ku polom i lasom.
A w tejże chwili bogactwo barw nowych okryło wszystkie drzewa: krzaki róż zajaśniały
głogiem purpurowym, winnice okryły się złotem i szkarłatem, z drzew kasztanowych
spadał deszcz ciemnych owoców, w lasach zakwitły powtórnie fiołki.
A Królowa Roku była blada i milcząca.
 Zimno!  szepnęła.  Wiatr chłodny. Nocami pada mgła wilgotna. Zimno mi,
tęskno  do naszej ojczyzny!&
I smutnymi oczyma żegnała bociany, lecące na południe, żegnała każdego i smutnie
ku nim wyciągała ręce.
Odleciały. Na drzewach, dachach domów gniazda puste; w jednym wyrasta wysoki
kłos żyta, w innym rzepak kwitnący. Wróble krążą ponad nimi.
 Pi, pi! A góież to państwo gospodarze? Niewygodnie im tutaj? Wiatr za chłodny?
Więc kraj ten opuścili? Szczęśliwej podróży!
Las zmienia barwy; żółknie i ciemnieje: liść spada suchym deszczem, wiatr jesienny
świszcze, porywa resztę.
Pózna jesień. Królowa Roku spoczywa znużona na posłaniu z mchu i siana, smutnie
patrzy w gwiazdy. Mąż stoi przy niej. Wiatr ostry przemknął pomięóy drzewami i zabrał
chmurę liści; na gałązce obnażonej usiadł motyl, może ostatni motyl tego roku.
Upłynęły dni i tygodnie.
Mgła wilgotna i chłodna, ow3ała ziemię mokrą chustą, wiatr niósł lodowe igły, noce
stały się długie, ponure. Pan, władca roku, sam stanął wśród pola; biały włos mu opada na
ramiona, ale on nie wie o tem, myśli, że to płatki śniegu, które z chmur spadają i cienką
warstwą okryły już pola.
òwon z koÅ›ciółka ogÅ‚osiÅ‚ wieczór wigil3ny.
 Oto ówon Naroóenia  szepnął do siebie Król Roku.  Za chwilę mój następca
przyjóie na świat, a ja będę mógł odejść, tak jak żona moja. Na spoczynek ku jasnym
gwiazdom!
ans c istian ande sen Historia roku 5
Pod zieloną sosną, na której śnieg leżał, w głębi lasu stał Anioł z białymi skrzydłami
i zwiastował młodym drzewkom wesołą nowinę.
 Radość luóiom i ptakom, i drzewom zielonym, i wszelkiej żyjącej na ziemi istocie!
 wyrzekł starzec na wzgórzu, skąd panował wzrokiem nad całą okolicą. Dla mnie wybiła
goóina spoczynku  nowy Król i Królowa otrzymują berło, właóę nad światem.
 Właóa, przy tobie jeszcze  odpowieóiał Anioł  ona, a nie spoczynek jeszcze
twym uóiałem. Czuwaj, aby śnieg, leżąc na ziemi, ogrzewał młode zasiewy. Spełniaj
obowiązek już nie jako władca, ale jako podwładny. Ucz się żyć nie dla siebie, o sobie
zapomn3! Goóina wyzwolenia dla ciebie wyb3e, kiedy się wiosna zjawi.
 Kiedyż ona przyjóie?  zapytała zima.
 Gdy bociany powrócą.
Na wysokim pagórku sieói starzec pochylony, w białej oóieży; długie białe włosy
spadają mu na plecy, biała broda piersi osłania. Ciężar przebytych dni spoczął na barkach
jego i przygniótł je mocno, lecz właóa jego potężna jak wicher, co burzę niesie śnieżną,
jak lodu okowy.
Sieói na wzgórzu przygarbiony, cichy i patrzy na południe, jak jego poprzednik.
Śnieg skrzypi, a lód trzeszczy pod nogami, łyżwy rysują błyszczącą powierzchnię zamarz-
łego jeziora. Kruki i wrony tworzą plamy czarne na białym śniegu  i cisza. Zima ścisnęła
pięść i lód grubieje, łączy mocno ląd z lądem.
Wtem z miasta przyleciały stadem wróble i zobaczywszy starca, zapytały:
 Kto to?
A kruk na płocie, ten sam albo inny, lecz zupełnie podobny, odpowieóiał znowu:
 To Zima, to Rok Stary: nie umarł on wcale, chociaż tak napisano w kalendarzu,
lecz oczekuje tu na młodą Wiosnę, której jest opiekunem.
 A kiedyż ona przyjóie?  dopytywały się wróble.  I my czekamy na nią, bo
z nią zaczną się lepsze czasy, lepsze panowanie. Stary już do niczego.
Starzec w zadumie patrzał na las poczerniały, ogołocony z liści, na gałęzie nagie, ale
kształtne i silne, pnące się ku górze, i głowa z wolna na pierś mu opadła. A nad lasem
zawisła mgła zimna, lodowa i powoli spuszczała się ku ziemi.
Tymczasem stary władca śnił o dniach młodości, o dniach poczucia siły i dniach szczę-
ścia; a nazajutrz o świcie las stał jak marzenie, biały i czysty, strojny brylantami szronu,
uroczy niby zaklęte królestwo.
To sen zimowy.
Słońce otrząsnęło biały szron z gałęzi.
 A kiedy przyjóie wiosna?  świergotały wróble.
 Wiosna!  powtórzyło echo od pagórka.  Wiosna!  rozlegało się w lasach
bezlistnych.  Wiosna!  mknęło przez pola daleko, bez końca.
Słońce błysnęło cieplej, śnieg pociemniał, ścieniał, ptaki zaświergotały:
 Wiosna! Wiosna! Wiosna!
Wysoko od południa leci pierwszy bocian, drugi tuż za nim; na szerokich skrzydłach
niosą dwoje óieci. Zatrzymały się na szerokiej łące, óieci witają ziemię pocałunkiem,
a potem śpieszą do białego starca. Mgła zasłoniła wszystko. Czy wraz z nią wiatr uniósł
sęóiwego władcę, który sieóiał na pagórku?
Śladu po nim nie pozostało.
 Baróo dobrze, baróo dobrze!  szczebiotały wróble. Wszystko to baróo pięk-
nie, lecz zupełnie nie podług kalendarza, który wszystko przekręca.
ans c istian ande sen Historia roku 6
Ten utwór nie jest objęty majątkowym prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że
możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi
materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały
udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa  Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.
yródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/historia-roku
Tekst opracowany na podstawie: Hans Christian Andersen, Baśnie, tłum. Cecylia Niewiadomska, wyd. 7,
Gebethner i Wolff, Kraków 1925
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyĘîowa
wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochoóącego ze zbiorów BN.
Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekuła, Weronika Trzeciak.
Okładka na podstawie: sullivan_ng@Flickr, CC BY-SA 2.0
s r o ktur
Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska  organizacji pożytku publicznego óiałającej na rzecz
wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publicznej przechoói twórczość kolejnych autorów. òiÄ™ki Twojemu wsparciu bęóiemy
je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
ak o s o
Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur: Fundacja Nowoczesna Polska, KRS 0000070056.
Pomóż uwolnić konkretną książkę, wspierając zbiórkę na stronie wolnelektury.pl.
Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundacji.
ans c istian ande sen Historia roku 7


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Andersen Hans Christian Listek z nieba
Andersen Hans Christian Ropucha
Andersen Hans Christian Z jednego gniazda
Andersen Hans Christian SÅ‚owik
Andersen Hans Christian Bąk i piłka
Andersen Hans Christian Polny kwiatek

więcej podobnych podstron