2worlds04





Dwa światy 4

a:link { text-decoration: none; font-size: 11; font-family: Verdana; color: #FDC336 }
a:visited { text-decoration: none; font-size: 11; font-family: Verdana; color: #FDC336 }
a:hover { text-decoration: none; font-size: 11; font-family: Verdana; color: #FFFF00 }
body { font-family: Tahoma; font-size: 12pt; letter-spacing: 1; vertical-align: 0;
color: #FFFFCC; text-align: Left; line-height: 120%;
text-indent: 60; word-spacing: 1; margin-left: 20;
margin-right: 20; margin-top: 0 }
.cdn { font-family: Verdana; font-size: 14pt; color: #FFCC66; letter-spacing: 1;
text-align: Right; vertical-align: 8; font-style: italic;
font-weight: bold }
.part { font-family: Verdana; color: #FFCC66; font-size: 14pt; letter-spacing: 1;
text-indent: 20; font-style: italic; font-weight: bold }
.author { font-family: Verdana; font-size: 15pt; color: #F58220; letter-spacing: 2;
text-align: center; vertical-align: 8 }
.title { font-family: Verdana; font-size: 17pt; color: #FDC336; line-height: 2;
text-align: center; letter-spacing: 4; font-weight: bold }
table { font-family: Verdana; font-size: 11; color: #FFFFCC }




Dwa światy
Autor: Matrox
Część IV
- Czy zanalizowano dane zebrane od sojuszników? - zapytał Ernest wchodząc do sali odpraw, gdzie czekali na niego oficerowie z Entrapment oraz dowódcy innych okrętów.
- Tak kapitanie. - odparł Lafetein - przeanalizowaliśmy również dane z obcej mega-bazy. Z tych danych wynika, że Hexatron to ogromny okręt wroga. Stanowi regionalną bazę, z której kontrolowane są podbite rasy. Plotki mówią, że ten okręt jest w stanie wytworzyć tunele podprzestrzenne, które ułatwiają komunikację między dwoma Hexatronami oraz, że to źródło niesamowitej broni. Ale nikt tego nie mógł poświadczyć.
- Czy wiemy, gdzie taki okręt się znajduje? - zapytał kapitan.
- Możemy się domyślać, ale mamy zbyt dużo możliwości i przeszukiwanie wszystkim jest ryzykowne. - dodała Savona.
- Mamy taki pomysł...
- Jaki? - zapytał ze zdziwieniem Ernest.
- Od jednego z Kolpanków, odpowiadającego za bezpieczeństwo, dowiedziałem się, że kilka parseków stąd jest planeta, coś w stylu międzygalaktycznego rynku. Ujarzmione nacje muszę się wymieniać towarami między sobą, by zaspokoić zachcianki okupantów.
- Odpowiednik stacji handlowej. Co dalej? - zapytał Ernest.
- Moglibyśmy wysłać naszego szpiega do tego systemu. Na pewno się czegoś dowie.
- Ale... - zamyślił się kapitan - wszystkie rasy z tego wymiaru żyją w innym środowisku niż my. Jak pan sobie to wyobraża, przecież człowiek będący w kombinezonie od razu zostanie rozpoznany.
- Niezupełnie... Konsultowałem się z doktorem. Kilka ras, które zbadaliśmy, żyją w nieprzyjaznych środowiskach. Ale wszystkie oddychają nie żrącą substancją. Ponadto na tej planecie... nazywa się Sherant Kahr, wszystkie spotykają się twarzą w twarz. Większość z nich oddycha poprzez specjalne maski, które dostarczają im niezbędnej substancji.
- No tak... wyjaśnił mi pan to... ale co dalej?
- Możemy wysłać naszego szpiega z podobną maską, dostosowana do człowieka i z zapasem tlenu. Obcy pomyślą, że to jeden z ujarzmionych...
- To jest ciekawe... A kogo pan poleca?
- Porucznika Altora. Jest El-Aurianinem. Wyciągnie każdą informację od każdego. Poza tym był w Marines. Poradzi sobie. - uśmiechną się Lafetein.
Ernest popatrzył na niego z gorzką miną. Przecież proponuje człowieka, który naraził mu się od pierwszego spotkania. Ale komandor nie wiedział o jego zatargach.
- Zastanowię się. Dam panu znać. Tymczasem proszę zająć się skonstruowaniem odpowiedniego stroju.
- Tak jest, kapitanie... Już to zrobiłem! - dodał zadowolony Lafetein.
- Ernest zerknął na niego i uśmiechnął z szacunkiem. - dobrze jest mieć zgraną załogę - pomyślał.
Martin Ernest wypił ostatni łyk herbaty i udał się do pokoju córki.
- Kochanie? - zapukał do drzwi. - Kochanie, jesteś tam?
Dobrze wiedział, że jest. Ciągle słyszał jej płacz. Kapitan otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Skarbie, dlaczego płaczesz? - zapytał.
- Jakbyś nie wiedział. - odpowiedziała zapłakana Margaret.
- Skarbie... - zbliżył się do córki.
- Nie dotykaj mnie! - Margaret wybiegła z pokoju przebiegając przez salon do drugiego pomieszczenia. Tam też się zamknęła.
Ernest zrozumiał, że traci córkę, o ile już jej nie stracił. Usiadł na łóżku i zastanawiał się nad swoim życiem, nad życiem córki. Zaczął postrzegać swój błąd - za wszelką cenę pragnął odizolować swoją jedyną pociechę od reszty świata. "Może już faktycznie nadszedł czas..." - pomyślał. "Może pozwolić jej na samodzielność". Przerwał swoje rozmyślenia z wypiciem ostatniego łyku herbaty. Wstał i udał się na obchód.
Kapitan pojawił się w przesyłowni numer dwa:
- Kapitanie, jesteśmy gotowi. - powiedział Lowel.
- Dobrze. - Ernest popatrzył na Altora i jego "strój nie z tej ziemi". - życzę powodzenia. Chyba nie muszę wam przypominać, jak ważna jest ta misja.
- Oczywiście, że wiemy. - odpowiedział Altor, trochę w lekceważącym tonie pewny, że jest najlepszą osobą do tego zadania - postaram się wrócić cało. - dodał.
"Tego się właśnie obawiam" - pomyślał kapitan. Skinął głową i wyszedł. Teraz udał się na mostek.
- Porucznik Altor dotarł cały do systemu Sherant Kahr. Ostatni komunikat to potwierdza. - powiedział Lafetein.
- Tak... - zamyślił się Ernest - utrzymać stan pogotowia dla całej floty. Na razie to wszystko. Aha... poruczniku Lowel... wyznaczam pana na mojego pierwszego oficera.
- Tak jest kapitanie! - odpowiedział zadowolony oficer taktyczny.
- Margaret, gdzie jesteś? - Kapitan wszedł do kwatery po skończonym obchodzie.
- Tutaj!
- Kochanie... mam dla ciebie dobrą wiadomość... Kwatera C-14 na pokładzie 8 jest wolna.
- Czy to oznacza, że mogę...
- Tak, ale pamiętaj, mieszkasz tam sama.
- Och! Dziękuję tato!
Margaret pocałowała ojca i udała się do pokoju, by spakować swoje rzeczy.
Ernest przyglądał się jej przez chwilę. Wiedział, że traci coś z obecnego życia, ale przecież będą nadal na tym samym statku.
Tymczasem kontakt z Altorem został zerwany. Ernest dowiedział się o tym i niezwłocznie udał się do swojej kwatery skąd zabrał podłużny kuferek. Następnie zawiadomił Lowela, by spotkał się z nim w przesyłowni nr 4.
- Poruczniku Lowel proszę ze mną na USS Hektor.
- Tak jest kapitanie.
Razem ze swoim pierwszym wybrał się na okręt klasy Defiant. Po przesłaniu udał się do maszynowni i wydał rozkaz:
- Ustawić kurs na Sherant Kahr, warp 6.
Okręt ruszył z pełną parą.
- I zamontujcie to... - wskazał na kuferek. Mechanik USS Hektor otworzył go. W środku znajdowało się coś... jakieś urządzenie, którego nigdy przedtem nie widział... Ale romulańskie znaczki wszystko wyjaśniły. To był kamuflaż. Ernest jeszcze raz powiedział "wykonać". Mechanik natychmiast zabrał się do pracy i już po kwadransie Defiant ukrył się "wśród gwiazd".
Cztery godziny później byli już na miejscu. Ernest, Lowel i dowódca Hektora - Lennington, byli ubrani w śmieszne kostiumiki z maską na twarzy. Takie same w jaki był ubrany Altor. Przyniósł się w okolice baru, skąd udał się pieszo do środka w asyście dwóch oficerów. Tam spotkał wiele dziwnych ras. W rogu siedział jakiś obcy, bez maski. Chyba jako jedyny w barze. Przyglądał się wszystkim dookoła. Kapitan postanowił porozmawiać z nim.
- Mogę o coś zapytać?
- To będzie kosztować - odpowiedział obcy.
- Ile - odpowiedział Ernest i od razu przypomniał mu się Yridianin, którego spotkał ostatniego lata.
- Jesteś samcem jakiego gatunku? - zapytał obcy.
- To ja miałem zadawać pytania...
- No tak... Pytaj...
- Czy widziałeś kogoś mojego rodzaju?
- Tak był tu kilka dni wcześniej...
- A gdzie jest teraz?
- Zaprowadzę cię. Ale potrzebuję czegoś w zamian.
- A czego to potrzebujesz?
- Broni. Może być ta, którą masz przy pasie.
Ernest zastanawiał się przez chwilę, czy spełnić jego życzenie, ale wydawało mu się, że wie co robi. Dał mu swój fazer. Obcy zabrał go, ale samego do drugiego pomieszczenia. Tam z kolei wszedł do podziemnego tunelu, którym szli razem ponad godzinę. Obcy w tym czasie nie powiedział ani słowa. Gdy doszli do nowego światła przewodnik wskazał na właz w suficie.
- Tędy.
Kapitan wszedł pierwszy. Na górze znalazł szklany pojemnik, a w nim nagie, poobijane ciało Altora, z licznymi siniakami i zadrapaniami. Przeląkł się, ale po krótkiej chwili przywrócił równowagę i zaatakował stojącego za nim obcego. On jednak był szybszy i obezwładnił kapitana z jego własnej broni. Ernest upadł na kolana krzycząc z bólu. Agresor stanął przy szklanym pojemniku. Za nim stanęło kilku innych.
- Dlaczego najechaliście nasze imperium? - zapytał drugi obcy.
- To wy jesteście Tarinkami? - zapytał Ernest.
- Jesteśmy panami. - spojrzał na pojemnik z Altorem - Wasza budowa znacznie różni się od naszej i innych ras... Jednak jesteście słabi fizycznie. Co jednak wynagradzacie sobie technologią...
Obcy rozmówca dokonywał psychoanalizy Federacyjnych sił. Obszedł dookoła szklany pojemnik.
- Wiem, że lubicie się dogadywać - dodał - możemy zawrzeć, jak wy to mówicie... umowę. Oddacie nam swoją technologię, a my pozwolimy wam zamieszkać na planecie zdatnej do podtrzymania waszego życia. Co ty na to???
- Ja mam lepszy pomysł... Może pozwolicie nam wrócić do naszego wymiaru i opuścicie ten rejon galaktyki? - zaproponował Ernest z lekkim uśmiechem na twarzy, maskując ból. Drugi obcy nadział go na kikuta w okolicy ramienia i podniósł do góry. Ernest wrzasnął z przeszywającego jego ciało bólu.
- A... więc o to wam chodzi... Widzisz... on potrafił sprowokować nas do mówienia... ale sam niczego do rozmowy nie wnosił. Z tobą jest inaczej... sam mówisz to czego chcemy się dowiedzieć. Tak więc, chodzi wam o tunele... Bo przecież przez niego się dostaliście... To wy jesteście tymi, których straciliśmy podczas procesu przenoszenia... Było was za dużo...- podszedł do Ernesta i posmakował krwi z jego rany na ramieniu. Wyraźnie usatysfakcjonowany kontynuował - Najpierw skieruj swoje okręty do niedalekiego pulsara, a później porozmawiamy dalej. Jeżeli poddasz swoją załogę, to ci, których oszczędzimy wrócą do domu...
- A jeżeli się nie zgodzę? - zapytał kapitan.
- To z chęcią zatopię kły w twoim mięsie.
Niespodziewanie pojawiły się cztery cylindry białego światła, które w ciągu chwili zmieniły się w oficerów ochrony z Lowelem na czele. Obcy nawet nie stawiali oporu. Widać ta technologia zrobiła na ich piorunujące wrażenie. Kapitan wstał, popatrzył na agresorów i kazał ich zabrać do aresztu. Podszedł do niego Lowel. Zawiesił na sobie.
- Dobrze, że zabrał pan tą pluskwę. Swoją drogą dziwię, się, że jej nie wykryli. Nadaje taki mocny sygnał...
Kapitan, otumaniony z bólu skinął głową i rozkazał przesłać wszystkich na okręt. Defiant założył kamuflaż i wszedł w warp. Ernest pojawił się w niby-ambulatorium i zaczął wypytywać oficera medycznego o stan porucznika. Ten, udzielając mu odpowiedzi zaczął opatrywać jego przekłute na wylot ramię.
- Wszystko będzie w porządku. To tylko zadrapania i sińce. Nic poza tym... Otumanili go jakimś związkiem, nie znam pochodzenia.
- To dobrze. - popatrzył na Altora - nie odchodź draniu... Nie uciekniesz tak szybko...
Potem udał się na mostek.
USS Hektor wszedł do systemu Omega-13. Ernest kazał przeanalizować dane skompletowane przez Altora i jego ekspedycję. Sam udał się do ambulatorium na Entrapment, gdzie właśnie był badany, nieprzytomny Altor. Jego sytuacja była krytyczna. W pomieszczeniu znajdowała się już Margaret. Kapitan spojrzał na córkę trzymającą rękę swojego wybrańca. "Oni są dla siebie stworzeni" - pomyślał. Później podszedł do doktora i wypytał o szczegóły.
Margaret obserwowała swojego ojca, który przez chwilę rozmawiał z doktorem. Gdy wychodził na chwilę spojrzał na nią. Była wściekła. Nienawidziła go. Ale teraz nienawiść trzeba odłożyć na bok. Jej ukochany był ważniejszy. Altor odzyskiwał przytomność. Dziewczyna trzymała go za rękę z całych sił. Gdy wszyscy wyszli z ambulatorium zaczęła wspominać ich pierwsze, wspólnie spędzone chwile.
Po przejrzeniu danych z misji okazało się, że w systemie Sherant Kahr była mobilizowana flota, której celem była lokalizacja 123,4 na 34,4. Wszyscy zdawali sobie sprawę, iż jest to najlepsze miejsce do inwazji na świat Astarandów. Inne okręty znajdowały się w pobliżu pulsara, gdzie uzupełniały energię. Kapitan rozkazał USS Hektor dokonać zwiadu, mając nadzieję, że obcy nie spenetrują kamuflażu. Tak też się stało. Operacja powiodła się w 100%. Defiant nie tylko dostarczył niezbędne dane o flocie, przetestował kamuflaż, ale także, na co najbardziej liczył Ernest, zanotował obecność ogromnego walcowatego okrętu "pustego" w środku. Bardzo podobnego do rurki z wieloma szparkami po bokach. Kapitan liczył, iż przechwycenie tego okrętu pozwoli uzyskać przewagę sojuszowi w tym sektorze i, co najważniejsze, powrócić Federacji do domu.
Flota przygotowała się na spotkanie bardzo dokładnie. Kapitan postanowił wykorzystać sztuczkę z orbitującą mgławicą i zgromadzić tam flotę kilkuset myśliwców sojuszników oraz mniejsze okręty Federacji. Podczas ustalania strategii w sali odpraw Ernest został wezwany przez ambasadora Kolpanków.
- Witam panie ambasadorze... Co mogę dla pana zrobić?
- Słyszeliśmy, że macie na swoim okręcie czterech Tarinków. Czy to prawda?
- Tak, zgadza się. - odparł dumnie kapitan.
- Co z nimi zrobiliście?
- Przeprowadziliśmy dokładne testy, badania i pozostałe czynności związane z protokołem...
- Czyli rozumiem, że teraz już nie są wam potrzebni? - zapytał ambasador.
- Tak...
- Więc przygotujcie ich do transportu. Podzielimy się z Astarandami.
- Co zamierzacie z nimi zrobić.
- To oczywiste... Odpłacić im za to, co z nami robili przez tyle lat.
- Ależ panie ambasadorze... - Ernest wstał - to niehumanitarne...
- Ale pomoże naszym ludom odzyskać wiarę w siebie, a poza tym... i tak zginą.
- To nie jest... tego nie było w umowie... Nie pomożemy wam zabijać.
- Kapitanie... Sami nie wygracie. Potrzebujecie naszej pomocy. Jeżeli odmówicie... Sojusz zostanie zerwany.
Ambasador zakończył transmisję. Kapitan Ernest był teraz w nie lada opałach. Długo się zastanawiał, czy powinien ich zwrócić. Ponieważ podczas rozmowy w pomieszczeniu byli: Lafetein, Lowel, Savona i Elanii. Kapitan nie miał problemów z podjęciem decyzji. Wszyscy przede wszystkim ślubowali chronić życie. Gdy już się wydawało, że wszystko jest ustalone, flota uda się sama na przechwycenie wroga, Ernest zmienił zdanie.
- Przygotujcie Tarinków do transportu.
- Ależ kapitanie, dyrektywy jasno określają... - włączyła się Savona.
- Tak wiem - przerwał Ernest - jednak sami możemy mieć problemy. Musimy stworzyć małą dywersję, które będzie możliwe jedynie przy pomocy sojuszników... Wiem, że... nie mieści wam się to w głowie, ale... jesteśmy w innych realiach. Odnotuję wasz sprzeciw w dzienniku pokładowym. Konsekwencjami tego rozkazu zajmiemy się później. Wykonać rozkaz!
Oficerowie pogodzili się z decyzją kapitana nie zgłaszać sprzeciwów, choć wyraźni byli niezadowoleni. Odprawa się zakończyła.
Ernest siedział w swoim fotelu, na mostku Entrapment. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zasiadł w nim popijając herbatę. Nagle otworzyły się drzwi turbowindy. Na mostek weszli Lafetein i Altor. Komandor udał się na stanowisko naukowe, gdzie właśnie Elanii dokonywała pewnych obliczeń. Natomiast Altor podszedł do kapitana i zgłosił swoją gotowość do służby. Kapitan potwierdził i rozkazał mu objąć stanowisko. Porucznik usiadł za sterami. Lowel zameldował o gotowości floty. Kapitan wypił ostatni łyk, wstał i udał się w stronę konsoli, przy której znajdowali się Lafetein i Elanii.
- Obraz systemu. - rozkazał kapitan.
Na monitorze pojawiła się mapa taktyczna systemu Omega-13. Na orbicie planety Astarandów znajdowały się setki myśliwców. Brakowało tylko okrętów Floty. Kapitan Ernest obrał identyczną strategię jak przy poprzedniej inwazji. Okręty ukryły się w mgławicy, skąd będą monitorować sytuację. Taki stan rzeczy ma jeszcze jedną zaletę. Wróg nie spenetruje obłoku skanerami. Zresztą poprzednio tego też nie zrobił. Dlatego mgławica po raz kolejny może przechylić szalę zwycięstwa na stronę sojuszu.
Wkrótce pojawiły się pierwsze odczyty ze stacji nasłuchowych. Jeden potężny okręt, sześć mniejszych i prawie tysiąc myśliwców zbliżały się w stronę systemu. Nadszedł czas na ostateczną rozgrywkę. Martin wydał rozkaz do wszystkich okrętów. "Hexatron ma zostać przechwycony za wszelką cenę". Ale czy to będzie możliwe? Zespół oficerów naukowych i mechaników zanalizował dane dotyczące Hexatrona. Jest to ogromny okręt, jednak jego uzbrojenie stanowią wysunięte, słabo chronione wieżyczki. Gdyby udało się je wyeliminować i dodatkowo uszkodzić napęd, okręt matka nigdzie nie ucieknie.
Już tylko minuty dzieliły Flotę wroga do wkroczenia do systemu. Jednak niespodziewanie coś się zmieniło. Hexatron zatrzymał się przy zewnętrznej planecie, a pozostałe okręty udały się w stronę planety.
- Co oni robią? - zapytał kapitan.
- Okręt matka został w towarzystwie stu myśliwców z dala od pola walki. - zameldował Lowel.
Kapitan zastanawiał się przez chwilę.
- Kapitanie - zawołał Lafetein - musimy wyjść im naprzeciw. Efekt zaskoczenia został stracony. - kapitan nie odpowiadał - Martin... musisz podjąć decyzję... teraz!
- Zmiana planów - krzyknął Ernest - wyprowadzić flotę z mgławicy w stronę zbliżających się okrętów. Alarm czerwony, stanowiska bojowe. Rozkazać flocie sojuszników przechwycić wrogie jednostki.
Kilka białych kadłubów, pokrytych pancerzem zabezpieczającym wyłoniło się z różowej mgły. Myśliwce sojuszu dołączyły do nich i razem udały się w stronę nadciągających jednostek. Wróg wydawał się być zaskoczony pojawieniem się Federacji. Wykonał korektę kursu, udając się na przechwycenie.
Obce floty zmieszały się w połowie drogi między Hexatronem, a planetą Astarandów. Galaxy i Nebula atakowały w parze mega-bazy, podobnie jak Akiry, które w swoich atakach przypominały skaczące żaby, gdy strzelały salwami torped. Podczas wystrzału z górnej wyrzutni torped nurkowały dziobem, a gdy strzelały z dolnych podnosiły talerz do góry. Cała akcja została przeprowadzona sprawnie i wkrótce Akiry w towarzystwie Intrepida zniszczyły pierwszą mega-bazę. Defianty i podzielony Prometheus dołączyły do myśliwców i pomagały im eliminować przeważającego na tym polu wroga. Entrapment odłączył się od Nebuli i skierował swój talerz w stronę dwóch mega-baz, które niszczyły najwięcej myśliwców sojuszu. Posuwając się przed siebie Ernest zdecydował przelecieć przez mgławicę statków. Po raz kolejny pancerz ochronny kadłuby zadziałał jak łapka na muchy, na której rozbijały się owady. Małe myśliwce bez przerwy rozbijały się o powłokę statku. Tworząc przy tym małe kłębki ognia.
- Przygotować się do salwy, zastosować unik Omega-2. - rozkazał Ernest.
- Tak jest! - potwierdził Altor.
- Kapitanie, USS Falcon poważnie oberwał. - zameldował Lowel.
Niespodziewany wstrząs wywołał eksplozję na mostku.
- Uszkodzenia na pokładzie 12, 14 i 15.
- Maszynownia do mostka - odezwał się głos - komandorze Lafetein, potrzebujemy pomocy...
- Już idę - przerwał Lafetein.
Kapitan obejrzał się za komandorem, potem spojrzał na Lowela.
- Status USS Falcon.
- Wycofuje się, by dokonać niezbędnych napraw, ale flota wroga podążą za nim. - zameldował Lafetein.
- Niech USS Monitor mu towarzyszy, za wszelką cenę musimy go chronić - dodał kapitan - ma coś co nam się przyda później.
- Tak jest - odparł Lowel.
- Kontynuować kurs, przygotować niespodziankę.
Entrapment dalej leciał w stronę mega-baz ustawionych do niego dziobem i okładających go ze wszystkiego. Galaxy niespodziewanie poderwał dziób tuż przed obcymi okrętami i wypuścił z ładowni duży ładunek osłaniając go ogniem z fazerów. Gdy Entrapmnet odsunął się na bezpieczną odległość, podążający za nim myśliwiec sojuszniczy zdetonował ładunek, który wywołał potężną eksplozję niszczącą wrogie jednostki.
- Co to było? - zapytał Altor.
- To tylko gaz, jaki USS Hektor zebrał z pulsara. Obcy używają go do napędzania swoich jednostek. My wykorzystaliśmy go w inny sposób.
- Wyjaśnienia później, panowie. - wtrącił się kapitan - Obrać kurs na ostatnią mega bazę.
Akiry i Galaxy skierowały się w stronę poważnie uszkodzonej bazy wroga. Natomiast myśliwce sojuszu i inne okręty właśnie uzyskały przewagę wśród małych jednostek.
Gdy atak floty Tarinków zamienił się w pogrom ich sił, Grikkarrat Aberten przeraził się potęgą Federacji. Ale uznał, że jeszcze nie wszystko stracone. Najważniejsze to złamać wroga.
- Rozpocząć proces anihilacji. - wrzasnął szef obcych.
- Co ma być celem. - zapytał podwładny.
- Beeeeeee... Świat Astarandów! Rozpocząć przygotowania.
Zielone światło wewnątrz walca zostało powoli zastąpione czerwonym. Hexatron ruszył w stronę planety.
- Kapitanie, odbieram wzrost aktywności dużego okrętu. Wydziela jakaś energie nieznanego... to jakieś źródło... - przerwał zdumiony Lowel.
- Gdzie jest teraz?
- Za pięć minut schowa się za planetą. Jeżeli utrzyma ten kurs, zostanie za nią przez 28 minut.
- Chowają się... Pewnie chcą otworzyć potężny tunel i uciec stąd... Niech flota uda się za nami.
Galaxy i kilka innych "wolnych" od walki okrętów udało się w stronę planety, za którą schował się Hexatron. Jednak niespodziewanie planeta eksplodowała znikając w czerwonej mgle. Szczątki planety, grudki ziemi, chmury pyłów. Wszystko to zdominowało przestrzeń na obszarze kilku tysięcy kilometrów. Widok, choć napawał załogę strachem był piękny. Okręty Federacji zaczęły wycofywać się z obłoku pyłu. Zaraz za nimi wyłonił się potężny kadłub Hexatronu. Piaskowy kolor kadłuba powstał na skutek osiadania pyłów ze zniszczonej planety. Wkrótce wewnątrz okrętu zaczęło pojawiać się nowe, zielone światło.
- Co to było?
- Potężne wyładowanie... tej obcej energii. - odparł Lowel.
- Co z planetą?
- Planeta została zniszczona.
- Oni kierują się w stronę rodzinnego świata Astarandów. Chcą go zniszczyć.
- Musimy mu przerwać. Przyspieszyć operację "ekektorn". - krzyknął kapitan.
Chmura pyłów zaczęła powoli rozpływać się w przestrzeni. Ciągle wyłaniał się z niej potężny okręt wroga. Wyglądało to tak, jakby uciekał od chmury, która go goniła. USS Falcon pojawił się w pobliżu w towarzystwie Nebuli. Entrapment wydał rozkaz. Falcon wystrzelił torpedę w stronę wrogiego okrętu. Potężna kula białego światła leciał w stronę Hexatrona przez kilkanaście sekund. Wydawało się, że wszyscy przestali oddychać. Ta chwila trwała wieczność. Załogi wszystkich okrętów skupiły wzrok na monitorze, gdzie właśnie kula dotarła do wrogiej jednostki i w kolizji wydzieliła potężne wyładowanie elektryczne, które spowodowało poważnie uszkodzenia okrętu.
- Status? - zapytał Ernest.
- Wykrywam wahania mocy. Okręt chwilowo obezwładniony.
- Przystąpić do ataku.
Setki myśliwców sojuszu w towarzystwie 'białych kadłubów' udały się w stronę Hexatronu. Defianty i Astachar regularnie niszczyły wieżyczki okręgu. Myśliwce ostrzeliwały okręt lub niszczył resztki floty wroga. Entrapment, Monitor i Falcon obserwowały to z daleka. Wszystko szło zgodnie z planem. "Po przejęciu okrętu zbadamy technologię i powrócimy do domu" - pomyślał Ernest. Wszystko było dobrze. Do czasu, gdy wnętrze Hexatronu znów wypełniło się czerwonym światłem.
- Kapitanie, tu Savona. - w głośnikach pojawił się głos dowódcy USS Astachar - Odczytujemy aktywność obcego okrętu.
- Dziękuję komandorze. - do swojego pierwszego - Poruczniku Lowel. - Kapitan obrócił się w jego stronę.
- To są te same odczyty jak przed zniszczeniem planety. Tym razem statek kieruje się w stronę planety Omega-13.
- Ernest do floty... przygotować się do ataku na Hexatron. Przygotować cały arsenał.
- Kapitanie! Jeżeli pan zniszczy ten okręt nigdy nie wrócimy do domu. - zaprotestował Lowel.
- Albo Tarinkowie, albo Astarandowie. Wywiążę się z umowy z sojusznikami.
- Ależ, kapitanie!!! Uda nam się obezwładnić tek okręt.
- Zapewne, ale po tym jak zniszczą kolejną planetę. Nie pozwolę na to - ryknął kapitan. - Ernest do floty. Zniszczyć okręt wroga.
Zapadła cisza. Żadnych komunikatów, żadnych potwierdzeń, żadnych sprzeciwów. Po chwili pierwsza zgłosiła się Savona. Jej okręt (już po reintegracji) udał się w stronę Hexatronu okładając go torpedami kwantowymi wywołując liczne eksplozje w centralnej części, czyli tam, gdzie w planie unieruchomienia nie wolno było strzelać. Do akcji przyłączył się Defiant i dwie Akiry, które atakowały w wypróbowany już sposób. Niczym żabki wyrzucały dziesiątki torped w stronę okrętu. Pozostałe jednostki uderzyły do ataku. Załoga USS Entrapment powróciła do stanowisk i jako ostania dołączył do reszty, by razem z Flotą i w towarzystwie sojuszników oddalić zagrożenie. Hexatron nie wytrzymał naporu energii. Jego kadłub zaczął pękać pod żółtym i czerwonym światłem eksplozji. Pojedyncze końcówki okrętu rozrywane były przez torpedy. Wybuchy na powierzchni stawały się coraz silniejsze. W centralnej części spory płat metalu oderwał się od stabilnej konstrukcji, niczym gałąź suchego drzewa. Przestrzeń zapełniała się odłamkami metalu z kadłuba. Wreszcie potężna eksplozja rozerwał okręt na trzy części, z których każda poszybowała w inną stronę.
Po zakończonej misji załoga spojrzała na szczątki potężnego okrętu. To był koniec ich marzeń. Wszyscy obserwowali dryfujące w przestrzeni elementy okrętu stale się od siebie oddalające. Powrót do domu stał się nierealny. Zaczęły napływać raporty z poszczególnych okrętów. Pierwszy pochodził z USS Falcon, drugi z USS Astachar. Ernest wsłuchiwał się w słowa Savony. Nikt poza nim jej nie słuchał. Wolkanka meldowała o uszkodzeniach i odczytach w taki sposób jakby nie było to nic poważnego, jakby opowiadała o przyrządzaniu wolkańskiej herbaty. Z innych raportów również nie można było wywnioskować złości czy niezadowolenia. A przecież stało się jasne, że oni wszyscy coś stracili. Myśli o powrocie do domu znikały tak jak Hexatron gdzieś w przestrzeni...
Dziewięć okrętów floty zebrało się w jednym miejscu, dookoła nich orbitowały małe, ocalałe stareczki sojuszników. Najważniejszy punkt umowy - wyzwolenie ujarzmionych nacji spod panowania Tarinków - został wypełniony.


 

 Opowiadania
| Star Trek | Dwa Światy IV


Dalej
 





Wyszukiwarka