zapolska moralnosc pani dulskiej


锱糀kt I
SCENA przedstawia salon w bur偶uazyjnym domu. Dywany, meble solidne, na 艣cianach w z艂oconych ramach premia i B贸g wie jakie obrazy. Rogi obfito艣ci, sztuczne palmy, landszaft haftowany za szk艂em. Pomi臋dzy tym stara pi臋kna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik. Lampa z aba偶urem z bibu艂y, stoliki, a na nich fotografie. Rolety pospuszczane, na scenie ciemno. Gdy zas艂ona si臋 podnosi, zegar w jadalni bije godzin臋 sz贸st膮. W czasie pierwszych scen powoli rozwidnia si臋, wreszcie rozwidnia si臋 zupe艂nie, gdy story podnios膮.

SCENA PIERWSZA
Chwil臋 scena pozostaje pusta. S艂ycha膰 za kulisami cz艂apanie pantofli. Z lewej (sypialnia ma艂偶e艅ska) wchodzi Dulska w stroju niedba艂ym. Papiloty, z ty艂u cienki kosmyk, kaftanik bia艂y w膮tpliwej czysto艣ci, halka w艂贸czkowa kr贸tka, poddarta na brzuchu. Idzie mrucz膮c, 艣wieca w r臋ku. Stawia 艣wiec臋 na stole, idzie do kuchni.

DULSKA
Kucharka! Hanka! wstawa膰!... (mruczenie w kuchni) Co? jeszcze czas? Ksi臋偶niczki! Nie z waszym nosem, a ju偶 wsta艂am... Cicho, kucharka, nie rezonowa膰. Pali膰 pod kuchni膮. Hanka! chod藕 pali膰 w piecu w salonie. A 偶ywo!... (idzie ku drzwiom na prawo) He艣ka! Mela! wstawa膰! lekcje przepowiedzie膰, gamy do grania... pr臋dzej... nie gni膰 w 艂贸偶kach!...
Chwil臋 chodzi po scenie, mrucz膮c. Idzie do pierwszych drzwi na prawo, zagl膮da, 艂amie r臋ce, wchodzi do pokoju ze 艣wiec膮.

SCENA DRUGA
Dulska, Hanka.
Hanka bosa, sp贸dnica ledwo zawi膮zana, koszula, kaftanik藝narzucony, niesie smolaki i troch臋 w臋gli. Przykuca przy piecu, rozpala, poci膮ga nosem, wzdycha. Wchodzi Dulska, z艂a.

DULSKA
Jak palisz? jak palisz? skaranie bo偶e z tym t艂umokiem. Do kr贸w, do kr贸w, nie do pa艅skich piec贸w. Czego niszczysz tyle smolak贸w! Czekaj, ust膮p si臋, ty do niczego, ja ci poka偶臋 (przykuca sama i pali w piecu) Ruszaj zbudzi膰 panienki, a jak nie zechc膮 wsta膰, to po艣ci膮gaj ko艂dry.
Hanka idzie do pokoju dziewcz膮t, Dulska pali w piecu i dmucha, jaskrawy p艂omie艅 o艣wietla jej twarz t艂ust膮 i nalan膮. Wraca Hanka.
C贸偶 panny? wstaj膮?

HANKA
Po艣ci膮ga艂am ko艂dry. Panna Hesia kopn臋艂a mnie w brzucho.

DULSKA
Wielka afera, zgoi si臋 do wesela.
Chwila milczenia.

HANKA
Prosz臋 wielmo偶nej pani...

DULSKA
Widzisz, jak si臋 w piecu pali...

HANKA
Prosz臋 wielmo偶nej pani...

DULSKA
Ja o wszystkim my艣le膰 musz臋. Nied艂ugo przez was to zejd臋 do grobu.

HANKA
ca艂uje j膮 w r臋k臋
Prosz臋 wielmo偶nej pani! Ja chcia艂am prosi膰, 偶e ja ju偶 od pierwszego p贸jd臋 sobie.

DULSKA
Co? Jak?

HANKA
ciszej
P贸jd臋 sobie.

DULSKA
Ani mi si臋 wa偶. Ja za ciebie zap艂aci艂am w kantorze. Musisz dalej s艂u偶y膰. A to mi si臋 podoba.

HANKA
Ja dam na swoje miejsce.

DULSKA
Patrzcie j膮, jak si臋 odgryz艂a. Ju偶 jej si臋 w g艂owie przewr贸ci艂o. O! ju偶 miasto na ni膮 dzia艂a. Mo偶e na pann臋 s艂u偶膮c膮 si臋 艣pieszy? co?

HANKA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, to... przez panicza.

DULSKA
A...

HANKA
Tak... ja nie chc臋... bo to...

DULSKA
Znowu?

HANKA
Ci膮gle... a to to, a to tak, a ja przecie偶...

DULSKA
nie patrz膮c na ni膮
No dobrze, ja mu powiem.

HANKA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, to na nic. Przecie wielmo偶na pani ju偶 nie raz, nie dwa m贸wi艂a, 偶e m贸wi艂a...

DULSKA
No - ale teraz to pomo偶e.

HANKA
Bo ksi膮dz m贸wi艂, 偶eby odej艣膰.

DULSKA
Czy ty u ksi臋dza s艂u偶ysz, czy u mnie?

HANKA
Ale ja ksi臋dza musz臋 s艂ucha膰.

DULSKA
Id藕 po mleko i po bu艂ki.

HANKA
Id臋, prosz臋 wielmo偶nej pani.
Wychodzi.

DULSKA
idzie ku drzwiom sypialni ma艂偶e艅skiej
Felicjanie! Felicjanie! wstawaj!... sp贸藕nisz si臋 do biura! (idzie do drzwi sypialni c贸rek) Hesia! Mela! sp贸藕nicie si臋 na pensj臋...

G艁OS HESI
Mamu艅ciu, tak zimno! troszk臋 ciep艂ej wody...

DULSKA
Jeszcze czego! Hartujcie si臋... Felicjan! Wstajesz? Wiesz? ten b艂azen, tw贸j syn, nie wr贸ci艂 jeszcze do domu! Co? nic nie m贸wisz? naturalnie! Ojciec toleruje. Niedaleko pad艂o jab艂ko od jab艂oni. Ale jak b臋d膮 d艂u偶ki ma艂e - nie zap艂ac臋.

HANKA
uchyla drzwi od kuchni
Prosz臋 wielmo偶nej pani, str贸偶 przyszed艂 o meldunki tych pa艅stwa, co si臋 sprowadzili.

DULSKA
Id臋! Hesia! Mela! Felicjan! A to 艣pi膮ca familia. No! no! z torbami poszliby艣my, 偶eby nie ja... (wchodz膮c do kuchni) Dlaczego str贸偶 zostawia na dziedzi艅cu now膮 miot艂臋? Deszcz leje...
Zamyka drzwi. G艂os ginie.

SCENA TRZECIA
Hesia, Mela
Hesia, Mela wybiegaj膮 ze swojego pokoju, kr贸tkie sp贸dniczki jednakowe, barchanowe kaftaniki, w艂osy rozpuszczone, biegn膮 do pieca, przykucaj膮 przed drzwiczkami.

HESIA
Chod藕! chod藕!

MELA
Nie ma jej?

HESIA
Nie ma, s艂yszysz przecie偶, jak myje g艂ow臋 str贸偶owi. Ha! jak mi艂o ogrza膰 si臋 troch臋.

MELA
No! nie pchaj si臋, ja tak偶e...

HESIA
Czekaj, poprawi臋. A teraz daj grzebie艅, to ci臋 uczesz臋.

MELA
Daj spok贸j! Jak zobaczy, b臋dzie krzyk.

HESIA
Niech krzyczy. Ja si臋 nie boj臋.

MELA
Ale ja si臋 boj臋. To tak nieprzyjemnie, jak kto艣 g艂o艣no krzyczy.

HESIA
Bo ty jeste艣 sentymentalna. Ty si臋 wda艂a艣 w ojca. Lelum polelum...

MELA
Sk膮d ty wiesz, jaki jest ojciec? przecie偶 ojciec nic nie m贸wi.

HESIA
E! ju偶 ja wiem. Zreszt膮 masz jego nos.

MELA
To dziwne.

HESIA
czesze j膮
Co?

MELA
Niby, 偶e dziecko podobne do ojca albo do matki. Jak to si臋 dzieje?

HESIA
A ja wiem! a ja wiem...

MELA
nie艣mia艂o
Wiesz?... powiedz!

HESIA
Nie ma g艂upich, nie powiem, ale wiem.

MELA
Kto ci powiedzia艂?

HESIA
Kucharka.

MELA
O! kiedy?

HESIA
Wczoraj, jak mama posz艂a do teatru, a nas nie wzi臋艂a, bo to niemoralna sztuka. Posz艂am do kuchni i tam Anna mi powiedzia艂a! Och! Melu!... Och, Melu!
Tarza si臋 po dywanie 艣miej膮c si臋.

MELA
Hesia! Ja my艣l臋, 偶e to grzech.

HESIA
Co?

MELA
M贸wi膰 z kuchark膮 o takich rzeczach.

HESIA
Kiedy to prawda. Tak jest naprawd臋.

MELA
Gdyby to mama wiedzia艂a!

HESIA
No to co? Krzycza艂aby, ona wiecznie krzyczy.

MELA
po chwili
A mnie nie powiesz?

HESIA
Nie. Nie chc臋 ci臋 bra膰 na swe sumienie. Nie gorsz malutkich!...
Chwil臋 milcz膮. Hesia wstaje i na palcach idzie do sypialni Zbyszka, zagl膮da i wraca do pieca, w p贸艂 drogi spotyka j膮 Mela, siadaj膮. Hesia na fotelu, a Mela zaplata jej w艂osy w warkocze.
No, zr贸b teraz ze mnie dziewcz臋 z czarn膮 kos膮, spod wiejskiej strzechy.

MELA
To nie kr臋膰 si臋.

HESIA
Wiesz, Zbyszko zn贸w poszed艂 na lumpk臋.

MELA
Nie ma go?

HESIA
Nie ma. Co艣 bym ci powiedzia艂a, ale przysi臋gnij si臋, 偶e nikomu nie powiesz. Nachyl si臋... Zbyszko lata za Hank膮.

MELA
Po co?

HESIA
E... bo ty... co z tob膮 gada膰!... No powiedz sama, czy mo偶na z tob膮 gada膰?

MELA
No, bo m贸wisz, 偶e lata...

HESIA
No, lata czy zaczepia, czy kocha si臋, czy jak?

MELA
Och, Hesiu! Zbyszko?

HESIA
No co? Nie by艂a艣 na Halce? Nie wiesz, jak to si臋 dzieje? Panicz, no i 聯nieszcz臋sna Halka gwa艂tem tu idzie..."
艢mieje si臋 serdecznie.

MELA
Ale to na scenie... potem, to by艂o wtedy, jak takie kontusze nosili, ale Zbyszko... och, Hesiu!...
Wchodzi Hanka, kl臋ka przy piecu.

HESIA
O, Hanka! Ja si臋 jej zapytam. Zobaczysz, czy ja k艂ami臋.

MELA
ze strachem
Hesiu, nie pytaj si臋, ja prosz臋!...

HESIA
Dlaczego? to swoja rzecz... Zreszt膮 mama nie s艂yszy.

MELA
Hesiu, mnie czego艣 przed Hank膮 wstyd.
Milczenie.

HESIA
cicho
No, to si臋 nie b臋d臋 pyta膰, ale ja widzia艂am wczoraj, jak on j膮 tu a tu szczypa艂.

MELA
A m贸wisz, 偶e si臋 w niej kocha.

HESIA
No... no w艂a艣nie.

MELA
Przecie偶, gdyby si臋 w niej kocha艂, to by j膮 nie szczypa艂.

HESIA
Wiesz co - ciebie pod klosz... no, no!...

MELA
Za co, Hesiu, pod klosz?

HESIA
Za twoj膮 g艂upot臋! (Chwila. Nagle:) Ach! chcia艂abym wiedzie膰, gdzie ten Zbyszko tak nocami chodzi?

MELA
Mo偶e do parku na spacer, teraz tak 艂adnie.

HESIA
G艂upia jeste艣! (nagle do Hanki) Hanka, nie wiesz ty, gdzie tak panowie po nocach chodz膮?

HANKA
Sk膮d偶e ja?...

HESIA
No, tak jak pan Zbyszko, do rana, prawie co dzie艅.

HANKA
Ano musi gdzie艣ci...

HESIA
Pyta艂am si臋 go, m贸wi艂 - na lumpk臋, a kucharka 艣mia艂a si臋 tak偶e i m贸wi艂媚, 偶e to do nocnych kawiarni. Ach, Bo偶e, kiedy ja si臋 ju偶 naprawd臋 czego艣 porz膮dnie dowiem!! Kiedy ja ju偶 b臋d臋 du偶a! Kiedy nie b臋dzie przede mn膮 tajemnic!

MELA
A ja tak wol臋.

HESIA
Co?

MELA
Nie wiedzie膰 o niczym. To tak jako艣 mi艂o. Ja wol臋 nic nie wiedzie膰.

HESIA
Tuman!

SCENA CZWARTA
Te偶 same, Dulska.

DULSKA
przez scen臋 jak huragan przelatuje
Czego wy tu? Co to? Ubiera膰 si臋! Hanka, sprz膮ta膰! Mela, gamy! Felicjanie!...
Wpada do sypialni ma艂偶e艅skiej.

HESIA
do Meli
Zosta艅 jeszcze, ju偶 wicher przelecia艂. 聯Felicjanie!"

MELA
Hesiu!.:.

HESIA
Co? rodzicielka! E... przes膮dy!

MELA
zgorszona
Hesiu, patrz, Hanka si臋 艣mieje.

HESIA
No to co? Niech si臋 艣mieje! C贸偶 to, ja nie mam w艂asnego s膮du? (do Hanki) Czego si臋 艣miejesz, idiotko? Sprz膮taj! Albo czekaj, by艂a艣 kiedy w nocnej kawiarni?

HANKA
Hi! hi! Panienka te偶... Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.

HESIA
Bo艣 g艂upia. Kucharka by艂a, jak by艂a m艂oda. M贸wi, 偶e tam panowie siedz膮, pij膮 likiery i 偶e tam bardzo weso艂o. Kucharka m贸wi艂a, 偶e tam s膮 m艂ode, 艂adne panny i 偶e...

MELA
Cicho, Hesia! Jeszcze mama us艂yszy.
Hanka wychodzi.

HESIA
Id藕, id藕! to nie dlatego, 偶e mama, tylko 偶e ty nie chcesz, 偶eby ci si臋 w g艂owie roz艣wietli艂o.

MELA
M贸wi艂am ci - wol臋 nie wiedzie膰.

HESIA
Przed chwil膮 si臋 sama pyta艂a艣.

MELA
O co?

HESIA
O te... dzieci...

MELA
To co innego.

HESIA
Dlaczego?

MELA
Bo tamto o dzieciach to ciekawe, a to brzydkie.

HESIA
Wcale nie, to jeszcze ciekawsze.

MELA
Mo偶e by膰, ale mnie to zaraz potem smutno.

HESIA
O!... idzie lump!

SCENA PI膭TA
Hesia, Mela, Zbyszko. Zbyszko - ko艂nierz podniesiony, twarz zmi臋ta, zmarzni臋ty, skrzywiony. M艂ode to, a ju偶 niemo偶liwe; cho膰 chwilami co艣 w g艂臋bi 藕renic si臋 przewija.

HESIA
Gdzie by艂e艣, gdzie by艂e艣?

ZBYSZKO
odsuwa j膮 lask膮
Posz艂a!

HESIA
Gdzie by艂e艣? Lumpowa艂e艣 si臋? M贸j z艂oty, powiedz, powiedz... Ja nic nie powiem mamie.

ZBYSZKO
Posz艂a!

HESIA
艁adnie si臋 wyra偶asz! Nie powiesz? A ja wiem! W nocnej kawiarni by艂e艣, likiery pi艂e艣, 艂adne panny by艂y... tak 艂adnie 艣mierdzisz cygarami... u, u!... jak ja to lubi臋...

ZBYSZKO
M贸wi臋 ci, posz艂a!

MELA
Hesiu, daj spok贸j!

HESIA
Tak? To tak ze mn膮? Poczekaj, ja te偶 dorosn臋, ja te偶 p贸jd臋 na lump臋, ja te偶 b臋d臋 chodzi艂a po kawiarniach i b臋d臋 pi膰 likiery... po nocnych kawiarniach, jak ty, jak ty!
Skacze przed nim na jednej nodze.

ZBYSZKO
艁adna edukacja, 艣licznie si臋 zapowiadasz.

HESIA
A teraz, 偶eby ci臋 nauczy膰 grzeczno艣ci w kole rodzinnym...(wo艂a) Mamciu! Mamciu! Zbyszko powr贸ci艂!

ZBYSZKO
Cicho b膮d藕!

DULSKA
wpada jak bomba
Jeste艣?

ZBYSZKO
Jestem i znikam! Id臋 si臋 przespa膰 przed biurem.

DULSKA
Nie! Zostaniesz tu! Mam z tob膮 do pom贸wienia.

ZBYSZKO
A!... lec臋 z n贸g.

DULSKA
surowo
Wierz臋!... (do dziewcz膮t) Prosz臋 i艣膰 si臋 ubra膰. Mela, do gam!

MELA
Ju偶 nie mam czasu.

DULSKA
Pi臋ciopalc贸wki, na to starczy. Hesia zn贸w podar艂a kalosze.

ZBYSZKO
Nie ma tu gdzie czarnej kawy?

DULSKA
Nie ma, m贸j panie! Hesia nic nie szanuje. Nigdy z ciebie nie b臋dzie kobieta jak nale偶y.
Dziewcz臋ta wybiegaj膮.

ZBYSZKO
Nie ma czarnej kawy w tym zak艂adzie?

DULSKA
Gdzie by艂e艣?

ZBYSZKO
He?

DULSKA
Gdzie by艂e艣 do tej pory?

ZBYSZKO
Gdybym mamci powiedzia艂, toby mamcia tak skaka艂a.

DULSKA
O!...

ZBYSZKO
Najlepiej wi臋c nie pyta膰.

DULSKA
Jestem matk膮.

ZBYSZKO
W艂a艣nie dlatego.

DULSKA
Musz臋 wiedzie膰, na czym trawisz czas i zdrowie.

ZBYSZKO
Widzi mamcia, co mam pod nosem? W膮sy, a nie mleko, a wi臋c...

DULSKA
艂ami膮c r臋ce
Jak ty wygl膮dasz!

ZBYSZKO
E!

DULSKA
Jeste艣 zielony.

ZBYSZKO
To modny kolor. Mamcia kaza艂a tak偶e balkony i okna pomalowa膰 na zielono.

DULSKA
Kt贸ra panna ci臋 we藕mie, jak b臋dziesz tak wygl膮da艂.

ZBYSZKO
Jeszcze gorszych bior膮. Nie ma czarnej kawy w tym zak艂adzie?

DULSKA
Wyra偶aj si臋 inaczej. Ci膮gle my艣lisz, 偶e jeste艣 w towarzystwie kokocic.

ZBYSZKO
Takie dobre towarzystwo jak i inne. A potem, co mamcia wydziwia na kokotki. Niby to i u nas nie ma kokot w kamienicy. Sama mamcia wynajmowa艂a tej z pierwszego pi臋tra.

DULSKA
z godno艣ci膮
Ale si臋 jej nie k艂aniam.

ZBYSZKO
Ale pieni膮偶ki za czynsz mamcia bierze od niej, 偶e a偶 ha!

DULSKA
Przepraszam, to ja takich pieni臋dzy dla siebie nie bior臋.

ZBYSZKO
A co mamcia z nimi robi?

DULSKA
majestatycznie
Podatki nimi p艂ac臋.

ZBYSZKO
Ha! No... A ja id臋 spa膰

DULSKA
Czy ty si臋 przestaniesz lampartowa膰?

ZBYSZKO
Jamais!

DULSKA
Ja d艂ug贸w p艂aci膰 nie b臋d臋.

ZBYSZKO
E!... to ju偶 o tym p贸藕niej.

DULSKA
Zbyszko! Zbyszko! na tom ci臋 mlekiem swym karmi艂a, 偶eby艣 nasze uczciwe i szanowane nazwisko po kawiarniach i spelunkach w艂贸czy艂.

ZBYSZKO
By艂o mnie chowa膰 m膮czk膮 Nestle`a - podobno doskona艂a.
Dulska siada przy stole, zgn臋biona. Zbyszko podchodzi, siada na stole i m贸wi do niej poufale.
No, nie martwiuchny si臋, pani Dulska. Ale co mamcia chce, 偶ebym ja tu z wami w domu robi艂? Nikt nie bywa, 偶yjemy jak ostatnie sobki.

DULSKA
Ci臋偶kie czasy, nie ma na przyj臋cia.

ZBYSZKO
E! cz艂owiek jest zwierz臋ciem towarzyskim. Musi od czasu do czasu my艣l wymieni膰. O! widzi mamcia, 聯my艣l" - to wielkie s艂owo. Cho膰 ono si臋 st膮d gna, to przecie偶 tu i 贸wdzie si臋 jeszcze kr臋ci...

DULSKA
Ja tam nie mam czasu my艣le膰.

ZBYSZKO
W艂a艣nie, w艂a艣nie! Wi臋c te偶 ja myk z domu, bo w domu w艂a艣ciwie cmentarz. A czego? My艣li - swobodnej, szerokiej my艣li...

DULSKA
A wi臋c do kawiarni, do...

ZBYSZKO
Tak, tak! do... Co mamcia mo偶e wiedzie膰, kt贸rymi to drogami chadza ludzka my艣l, nawet takiego jak ja ko艂tuna.

DULSKA
Jeste艣 g艂upi. Ty i tw贸j ojciec to jedna dusza. On co dzie艅 w cukierni, a ty B贸g wie gdzie...

SCENA SZ脫STA
Dulska, Dulski, Zbyszko.
Dulski, zasuszony urz臋dnik, wchodzi ubrany bardzo porz膮dnie, do wyj艣cia; czy艣ci kapelusz.

DULSKA
No, wreszcie!
Dulski poprawia ko艂nierzyk przed lustrem.

ZBYSZKO
Dzie艅 dobry ojcu!
Dulski gestem wita syna.

DULSKA
do m臋偶a
Dzi艣 fasujesz?
Dulski kiwa g艂ow膮.
A uwa偶aj, 偶eby艣 nie zgubi艂. Na co czekasz? A! cygaro... Zbyszko, daj cygaro ojcu znad pieca.
Dulski bierze cygaro, kt贸re Zbyszko zdj膮艂 znad pieca, pr贸buje je.
A czy wisz, o kt贸rej tw贸j synek do domu wr贸ci艂?
Dulski wzrusza ramionami, 偶e mu to oboj臋tne, i wychodzi 艣rodkowymi drzwiami.
Zwariowa膰 mo偶na z tym cz艂owiekiem.

ZBYSZKO
Tak go mama wychowa艂a.

DULSKA
Nie, to ju偶 zanadto!

ZBYSZKO
Dobranoc! Id臋 si臋 zdrzemn膮膰.

DULSKA
A biuro?

ZBYSZKO
ziewaj膮c
Nie ucieknie.

DULSKA
zatrzymuj膮c go
Zbyszko! przyrzeknij mi, 偶e si臋 poprawisz.

ZBYSZKO
Nigdy! Wol臋 raczej zda膰 egzamin pa艅stwowy.
Wychodzi do swego pokoju.

SCENA SI脫DMA
Dulska, Hanka, potem Zbyszko.

DULSKA
Zetrzyj fortepian, popraw w piecu. Czy kucharka ubrana do miasta?

HANKA
Tak, prosz臋 pani.
Dulska wchodzi do kuchni.
Hanka chwil臋 sprz膮ta. Zbyszko wychyla si臋 ze drzwi.

ZBYSZKO
Hanka? jeste艣 sama?

HANKA
Daj mi pan spok贸j!

ZBYSZKO
C贸偶 ci za mucha na nos siad艂a!
Hanka milczy.
Chod藕 tu, poka偶 mordeczk臋. Czego艣 z艂a!...
Hanka milczy, tylko coraz energiczniej sprz膮ta, wida膰 w niej walk臋 wewn臋trzn膮.
Taka jeste艣 brzydka, jak si臋 nadmiesz.

HANKA
nagle
Pewnie... te panny, co pan od nich wraca, to 艂adniejsze.

ZBYSZKO
A... t臋dy ci臋 wiedli... O to ci chodzi?

HANKA
Mnie o nic nie chodzi, tylko nie chc臋, 偶eby mnie pan sekowa艂.

ZBYSZKO
Jak b臋dziesz dla mnie lepsza, to b臋d臋 w domu siedzia艂.

HANKA
Ja ta nie potrzebuj臋. Mo偶e se pan i艣膰 do tych pann贸w.

ZBYSZKO
Albo to prawda! A偶 si臋 za mn膮 trz臋siesz.

HANKA
Niech pan idzie, bo jeszcze starsza pani wejdzie.

ZBYSZKO
Ale o! Poca艂uj pana w r臋k臋 za to, 偶e艣 go rozgniewa艂a.

HANKA
艣miej膮c si臋
Figa!
Uderza go po 艂apie.

ZBYSZKO
A ty szelmo!
Chce j膮 obj膮膰. Wchodzi Mela, kt贸ra wydaje lekki okrzyk, potem zaczerwieniona, z oczyma spuszczonymi idzie do fortepianu. Hanka ucieka. Mela siada i gra 膰wiczenia pi臋ciopalcowe. Gdy Mela zostaje sam膮, chwilk臋 gra, potem wstaje, idzie do pokoju Zbyszka i puka.

MELA
Zbyszko!

ZBYSZKO
wychyla g艂ow臋 ze drzwi, nie ubrany
Czego?

MELA
tajemniczo
Nie b贸jcie si臋... ja nic mamci nie powiem.

ZBYSZKO
Na czysto zwariowa艂a.

MELA
Bo przecie偶 to nie wasza wina.

ZBYSZKO
Co?

MELA
nie艣mia艂o
No... Hanka i ty... je偶eli wy...

ZBYSZKO
A fe! M贸wi膰 o takich rzeczach! Wstyd藕 si臋... majtki wida膰, a taka zepsuta!

MELA
Ja? Ale偶, Zbyszko, ja w艂a艣nie my艣l臋 przeciwnie... ja...

ZBYSZKO
Daj mi spok贸j!
Chowa si臋. Mela stoi smutna i zamy艣lona, podchodzi do fortepianu i zaczyna gra膰. W tej chwili wpada Hesia w p艂aszczyku i kapeluszu. Taki sam p艂aszcz i kapelusz ma w r臋ku dla Meli. Na ziemi臋 rzuca ksi膮偶ki w paskach.

SCENA 脫SMA
Mela, Hesia, Dulska, Hanka

HESIA
Ubieraj si臋, Ofelio! 呕ywo! Ju偶 ch艂opcy id膮 do szko艂y.

MELA
wstaje, k艂adzie p艂aszczyk i kapelusz
Hesiu, ty nie b臋dziesz tak strzela艂a oczami na tego wysokiego studenta?

HESIA
B臋d臋 robi艂a, co mi si臋 podoba.

MELA
Mnie za ciebie wstyd.

HESIA
To si臋 wstyd藕! A spr贸buj co powiedzie膰 przed mam膮, to ja zaraz powiem, 偶e ty zamiast spa膰 w nocy - wzdychasz. Mama si臋 b臋dzie za to wi臋cej gniewa艂a jak za studenta.

MELA
To w膮tpi臋.

HESIA
Ale ja nie. Mama mnie zna i wie, 偶e ja znam granice i 偶e 聯ja si臋 nie zapomn臋".

MELA
Jak ty to rozumiesz?

HESIA
Ja ju偶 wiem, co m贸wi臋, o lelijo z p贸l rodzinnych!

DULSKA
Hanka! Chod藕 odprowadzi膰 panienki!

HANKA
w kuchni
Id臋!

DULSKA
Macie parasol? I艣膰 prosto, nie ogl膮da膰 si臋. Pami臋ta膰: skromno艣膰 - skarb dziewcz臋cia. (do Hesi) Nie garb si臋!
Hanka wchodzi w chustce

HESIA
rzuca jej ksi膮偶ki
Bierz, ciu膰mo pokr臋cona. Do widzenia mamci!
Dziewcz臋ta wychodz膮 z Hank膮. Dulska chodzi, 艣ciera prochy, wzdycha. Dzwonek w przedpokoju. Dulska idzie otwiera膰 ostro偶nie, zobaczywszy Lokatork臋 cofa si臋.

SCENA DZIEWI膭TA
Lokatorka, Dulska

DULSKA
Przepraszam... jestem nie ubrana. Prosz臋 pani膮 - zaraz wr贸c臋.

LOKATORKA
Ja tylko na chwilk臋. Niech si臋 pani gospodyni nie kr臋puje.

DULSKA
Tak, tak, wrzuc臋 tylko co na siebie.
Biegnie do swego pokoju.
Lokatorka wchodzi powoli. Jest bardzo blada i smutna. Widocznie przesz艂a jak膮艣 ci臋偶k膮 chorob臋 i moralne zmartwienie. Siada na najbli偶szym krze艣le, patrzy w ziemi臋 i siedzi nieruchoma. Po chwili wchodzi Dulska, odziana w barchanowy, dostatni szlafrok.
Prosz臋 pani膮 na kanap臋.

LOKATORKA
Dzi臋kuj臋. Tylko par臋 s艂贸w. Dosta艂am list pani...
Urywa. Milczenie.

DULSKA
Pani ju偶 zupe艂nie wysz艂a ze szpitala?

LOKATORKA
Tak. Pozawczoraj mnie mama przywioz艂a.

DULSKA
Widz臋, 偶e pani zdrowa.

LOKATORKA
ze smutnym u艣miechem
O, jeszcze daleko!

DULSKA
Och! w domeczku swoim wr贸ci pani szybko do si艂. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja zawsze to powtarzam.

LOKATORKA
Tak, skoro kto艣 ma ten dom.

DULSKA
Wszak偶e pani ma m臋偶a, stanowisko.

LOKATORKA
Tak... ale...
Milczenie. Z wysi艂kiem.
Prosz臋 pani, czy to rzeczywi艣cie konieczne, a偶ebym na przysz艂ego pierwszego si臋 wyprowadzi艂a?

DULSKA
Prosz臋 pani... ja mieszkania pani koniecznie potrzebuj臋 dla krewnych.

LOKATORKA
Wola艂abym pozosta膰. Trudno b臋dzie znale藕膰 w zimie.

DULSKA
Ach, to niemo偶liwe! Powtarzam pani: niemo偶liwe.

LOKATORKA
Przecie偶 przy dobrej woli... Wiem, 偶e pani kaza艂a kart臋 na mieszkanie wywiesi膰, a wi臋c krewni pani si臋 nie sprowadzaj膮.

DULSKA
sznuruj膮c usta
Ach! niech pani nie zmusza mnie do sprawienia jej przykro艣ci.

LOKATORKA
Czy pani ma mi co do zarzucenia?

DULSKA
z wybuchem
A, prosz臋 pani, to ju偶 przechodzi granice! A skandal, kt贸ry pani przez swe otrucie wywo艂a艂a!

LOKATORKA
A wi臋c o to chodzi?

DULSKA
A o c贸偶 innego? P艂acili mi pa艅stwo czynsz, dzieci i ps贸w nie mieli, ostatecznie tyle, co o te ranne trzepanie dywan贸w si臋 rozchodzi艂o. I mogliby pa艅stwo mieszka膰 nadal, a偶 tu... skoro o tym pomy艣l臋, p膮sy na mnie bij膮. Pogotowie ratunkowe przed moj膮 kamienic膮! Pogotowie! Jak przed szynkiem, gdzie si臋 bij膮!

LOKATORKA
Ale偶, prosz臋 pani, wypadek mo偶e si臋 zdarzy膰 wsz臋dzie.

DULSKA
W porz膮dnej kamienicy wypadki si臋 nie trafiaj膮. Czy pani widzia艂a kiedy przed hrabsk膮 kamienic膮 Pogotowie? Nie! A potem ta publika w gazetach! Trzy razy wymieniano nazwisko Dulskiej, nazwisko moich c贸rek przy takim skandalu...

LOKATORKA
Ale偶, prosz臋 pani, chyba pani zna przyczyny i...

DULSKA
Wielka afera, 偶e pani m膮偶, no i ta dziewczyna... To swoja rzecz...

LOKATORKA
Ale偶 to by艂a moja s艂uga. To szkaradztwo! Ja tego znie艣膰 nie mog艂am. Skoro si臋 przekona艂am...

DULSKA
Za偶y艂a pani zapa艂ek. Taka trywialna trucizna!... Ludzie si臋 艣mieli. I jeszcze jak si臋 to sko艅czy艂o! Ca艂a komedia! Gdyby pani by艂a umar艂a... no!

LOKATORKA
Sama 偶a艂uj臋.

DULSKA
Nie m贸wi臋 dlatego, tylko 偶e to niby 艣mier膰, to zawsze co艣 niby... ale tak... no, powiadam pani, 艣mieli si臋. Kiedy艣 jad臋 tramwajem, przeje偶d偶amy ko艂o mej kamienicy, bo przystanek troch臋 dalej, a jacy艣 dwaj panowie pokazuj膮 na m贸j dom i m贸wi膮: 聯Patrz, to ten dom, co si臋 ta zazdrosna 偶ona tru艂a" - i zacz臋li si臋 艣mia膰. My艣la艂am, 偶e tam na miejscu zostan臋 w tym tramwaju.

LOKATORKA
pokornie
Ja pani膮 bardzo przepraszam za te nieprzyjemno艣ci.

DULSKA
E! moja pani - publika zosta艂a publik膮...

LOKATORKA
Ja bardzo to przechorowa艂am. Zreszt膮 ja nie wiedzia艂am, co robi臋. Ja by艂am wtedy jak szalona...
P艂acze cicho.

DULSKA
Pewnie, moja pani. Ka偶dy samob贸jca musi by膰 szalony i straci膰 poczucie moralno艣ci i wiary w obecno艣膰 Boga. Tak to jest tch贸rzostwo. Tak jest - tch贸rzostwo. A potem zag艂ada w艂asnej duszy. Dobrze, 偶e samob贸jc贸w chowaj膮 osobno. Niech si臋 nie pchaj膮 mi臋dzy porz膮dnych ludzi. Zabija膰 si臋!... I dla kogo? Dla m臋偶czyzny. A 偶aden m臋偶czyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego i艣膰 na pot臋pienie wieczne.

LOKATORKA
Prosz臋 pani, to nie chodzi o m臋偶czyzn臋, ale o m臋偶a.

DULSKA
E!

LOKATORKA
Nie mog艂am 艣cierpie膰 tego pod moim dachem.

DULSKA
Lepiej pod swoim ni偶 pod cudzym. Mniejsza publika. Nikt nie wie:

LOKATORKA
Ale ja wiem.

DULSKA
Moja pani! Na to mamy cztery 艣ciany i sufit, aby brudy swoje pra膰 w domu i aby nikt o nich nie wiedzia艂. Rozw艂贸czy膰 je po 艣wiecie to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak 偶y艂am, a偶eby nikt nie m贸g艂 powiedzie膰, i偶 by艂am powodem skandalu. Kobieta powinna przej艣膰 przez 偶ycie cicho i spokojnie. Ta ju偶 to jest tak i 偶adne nic nie pomo偶e.

LOKATORKA
Gdyby jednak pan Dulski zapomnia艂 si臋 ze s艂ug膮...

DULSKA
Felicjan? To niemo偶liwe! Pani go nie zna. A potem... to ju偶 pani rzecz. Ja musz臋 strzec siebie i swoich od publiki. Pani mo偶e zn贸w tak膮 bezbo偶no艣膰 pope艂ni膰, bo to podobno taki sza艂 to wraca. Wi臋c...

LOKATORKA
wstaj膮c
Rozumiem. Wyprowadz臋 si臋. Chcia艂am pani jednak powiedzie膰, 偶e kaza膰 mi teraz szuka膰 mieszkania to ani dobre, ani uczciwe. Jestem taka os艂abiona...

DULSKA
obra偶ona, wstaje
Uczciwo艣ci mnie pani nie nauczy! Ja wiem, co uczciwo艣膰. Pochodz臋 z zacnej, zasiedzia艂ej rodziny i ja publiki nie wywo艂uj臋.

LOKATORKA
hamuj膮c si臋
Nie w膮tpi臋. Jednak mo偶e si臋 pani nie obawia膰. Drugi raz tru膰 si臋 nie b臋d臋. Na to trzeba wiele odwagi, pomimo tego, 偶e pani to nazywa tch贸rzostwem. A potem trzeba wiele cierpie膰. Na to ju偶 nie mam si艂 i... ju偶 bym tak nie potrafi艂a cierpie膰 raz jeszcze. Zreszt膮 - rozstaj臋 si臋 z m臋偶em, wi臋c to najlepsza gwarancja, 偶e ju偶 zazdrosna nie b臋d臋.
U艣miecha si臋 smutnie.

DULSKA
Rozstaje si臋 pani z m臋偶em? Bardzo pani 藕le robi. To nowa publika i nikt pani racji nie przyzna. Nawet z tej przyczyny nie mog艂abym pani d艂u偶ej wynajmowa膰 mieszkania w mej kamienicy. Kobiety samotne to nie tego... to... no, pani rozumie.

LOKATORKA
ironicznie
Tak, rozumiem. Jednak ta pani z pierwszego pi臋tra, kt贸ra po nocach wraca...

DULSKA
z godno艣ci膮
To jest osoba 偶yj膮ca z w艂asnych fundusz贸w i zachowuj膮ca si臋 nadzwyczaj skromnie. Ta mi jeszcze Pogotowia przed dom nie sprowadzi艂a.

LOKATORKA
ironicznie
Tylko gumy i automobile.

DULSKA
Staj膮 zawsze kilka kamienic dalej. A potem zdaje si臋, i偶 ja nie mam obowi膮zku zdawa膰 sprawy z mego post臋powania przed pani膮.

LOKATORKA
Zapewne, zawiod艂oby nas to za daleko. 呕egnam pani膮.

DULSKA
A prosz臋 tych, co b臋d膮 ogl膮da膰 mieszkanie, nie zra偶a膰.

LOKATORKA
wychodz膮c
Powiem, 偶e jest wilgo膰, bo rzeczywi艣cie jest wilgo膰.

DULSKA
Na to jest s膮d, 艂askawa pani.

LOKATORKA
Tak mi ka偶e moje sumienie. 呕egnam pani膮.
We drzwiach staje Juliasiewiczowa.

DULSKA
wzburzona
Maniu, s艂yszysz? - b臋dziesz 艣wiadkiem. Pani m贸wi, 偶e...

LOKATORKA
呕egnam pani膮!
Wychodzi.

SCENA DZIESI膭TA
Dulska, Juliasiewiczowa.

DULSKA
w艣ciek艂a
A to!... a to... takie co艣, takie...

JULIASIEWICZOWA
Niech偶e si臋 ciocia uspokoi.

DULSKA
Jak tak dalej p贸jdzie, to b臋d臋 musia艂a w lecie jecha膰 do Karlsbadu i tam sztrudel pi膰!

JULIASIEWICZOWA
Ja z cioci膮 pojad臋.

DULSKA
Obejdzie si臋.

JULIASIEWICZOWA
O c贸偶 posz艂o? Zdaje mi si臋, 偶e to lokatorka z parteru, ta co si臋 tru艂a.

DULSKA
Tak, tak... ta sama. Wysz艂a ze szpitala. Skandal! Przecie偶 po czym艣 podobnym trzyma膰 j膮 w kamienicy nie mog臋. Sama by艂a艣 艣wiadkiem. Jak j膮 wynosili, to by艂a prawie naga. Horrendum! Wym贸wi艂am jej mieszkanie.

JULIASIEWICZOWA
Tak? A to si臋 dobrze sk艂ada. Nam w艂a艣nie podwy偶szyli. My ch臋tnie to mieszkanie we藕miemy.

DULSKA
Obejdzie si臋!

JULIASIEWICZOWA
Przecie偶 mog艂aby to ciocia zrobi膰 dla nas, jako dla krewnych.

DULSKA
Za ci臋偶kie czasy na zbytki.

JULIASIEWICZOWA
Rozumiem. Ciocia przypuszcza, 偶e nie b臋dziemy p艂acili.

DULSKA
Ja tam nic nie przypuszczam. Tylko wiem, 偶e 偶yjecie nad stan.

JULIASIEWICZOWA
No, no!

DULSKA
Chodzicie do teatru. (surowo) I to na same masowe sztuki.

JULIASIEWICZOWA
Trudno przecie偶...

DULSKA
Prenumerujecie pisma...

JULIASIEWICZOWA
To ju偶 ciocia daruje, ale...

DULSKA
Ja zawsze po偶ycz臋 i wystarcza. Nie po偶ycz臋, to si臋 艣wiat nie zawali, 偶e tam drukowanych bajd nie b臋d臋 czyta艂a. Przyjmujecie gor膮c膮 kolacj膮...

JULIASIEWICZOWA
To konieczne.

DULSKA
Ha! No, jak konieczne, to si臋 nie skar偶, 偶e ci nie wystarcza.

JULIASIEWICZOWA
Nie mo偶emy 偶y膰 jak...

DULSKA
ironicznie
Jak my? Zobaczymy, jak b臋dziecie 艣piewali na staro艣膰. Ja i Felicjan mamy inne pod tym wzgl臋dem zasady.

JULIASIEWICZOWA
M贸j m膮偶 nie umie si臋 oszcz臋dza膰, ja tak偶e.

DULSKA
Skoro mia艂a艣 takie usposobienie, trzeba by艂o i艣膰 za tego aptekarza z B贸brki, co si臋 o ciebie stara艂. Namawia艂am ci臋.

JULIASIEWICZOWA
Przecie偶 on rok temu umar艂 na suchoty.

DULSKA
W艂a艣nie! Mia艂aby艣 kamienic臋 i by艂aby艣 wdow膮.

JULIASIEWICZOWA
O!...

DULSKA
Nie ma co: 聯o!...", byt zabezpieczony to podstawa 偶ycia. A co do m臋偶a, mo偶na go uchodzi膰. Pensj臋 zabiera膰, gdy zafasuje - co dzie艅 dwie sz贸stki na kaw臋 do 艂apy, a cygara samej kupowa膰 i suszy膰 na piecu. Inaczej taki pan mo偶e ci臋 zrujnowa膰.

SCENA JEDENASTA
Zbyszko, Dulska, Juliasiewiczowa

ZBYSZKO
Taki terkot, 偶e spa膰 nie mo偶na.

DULSKA
Tym lepiej. P贸jdziesz mo偶e do biura.

ZBYSZKO
E!... (do Juliasiewiczowej) Jak si臋 masz, stara?

JULIASIEWICZOWA
Jak si臋 masz, pokrako!

ZBYSZKO
patrzy w lustro, potem do Juliasiewiczowej
Bardzom zielony?

JULIASIEWICZOWA
C贸偶 to, o艣wiadczasz si臋 dzisiaj?

ZBYSZKO
Tak偶e! Tylko ten stary, no wiesz, radca, b臋dzie zn贸w na mnie zgni艂ym okiem patrza艂. A tam fury kawa艂k贸w, fury!

DULSKA
Zalegaj! zalegaj!

ZBYSZKO
To nie ja zalegam, ale strony.
Opiera si臋 o piec i grzeje.

DULSKA
zdejmuje szlafrok i zostaje w sp贸dnicy i kaftanie
Darujesz, moja droga, ale b臋d臋 艣ciera膰 kurze, wi臋c musz臋 oszcz臋dza膰 szlafroka.

JULIASIEWICZOWA
Ale prosz臋, niech si臋 ciocia nie kr臋puje.
Dulska 艣ciera kurze i z furi膮 od czasu do czasu patrzy na Zbyszka.

ZBYSZKO
To mama naprawd臋 wyrzuca t臋, co si臋 otru艂a, z kamienicy?

DULSKA
A tobie co do tego?

ZBYSZKO
Tak s艂ysza艂em pi膮te przez dziesi膮te. By艂em zbudowany mamusinym serduszkiem... Potem... ona mi jest bardzo sympatyczna, ta kobieta.

DULSKA
Zupe艂nie wierze. Szkandalistka.

ZBYSZKO
Zrobi艂a to z mi艂o艣ci dla m臋偶a. To w gu艣cie mamy. Mi艂o艣膰 ma艂偶e艅ska.

DULSKA
Aha, prawda by艂a - za tym m臋偶em. Ja tam w t臋 mi艂o艣膰 nie wierz臋. Szumi jedwabiami pod spodem.

ZBYSZKO
C贸偶 to dowodzi?

DULSKA
To, 偶e nie jest uczciwa kobieta. Dla m臋偶a, m贸j panie, kobieta si臋 nie potrzebuje pod spodem stroi膰. A takie, co szumi膮, to...

ZBYSZKO
do Juliasiewiczowej
Sied藕偶e spokojnie, bo i ty szumisz. A zreszt膮 co do tej z parteru, to ja r臋cz臋, 偶e uczciwa.

DULSKA
A ty sk膮d wiesz?

ZBYSZKO
oboj臋tnie
Bom si臋 do niej bra艂 i dosta艂em po nosie.

DULSKA
M贸g艂by艣 te偶 zostawi膰 cho膰by lokatorki w spokoju. Usu艅 si臋! jak d艂ugo b臋dziesz stercza艂 tu pod piecem! (z pasj膮) Gdy patrz臋 na ciebie, to chwilami wierzy膰 mi si臋 nie chce, 偶e jeste艣 moim dzieckiem.

ZBYSZKO
No, je艣li mama ma w膮tpliwo艣ci...

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Powiadam ci, nie miej nigdy dzieci.

JULIASIEWICZOWA
O, my si臋 nie staramy o to.

DULSKA
do Zbyszka
Nie, ty jeste艣 wyrodek, ty nie jeste艣 moim synem.

ZBYSZKO
Jestem, mamciu! Jestem, niestety, i to w艂a艣nie ca艂a moja tragedia...
Idzie do fortepianu i stoj膮c zaczyna gra膰 bardzo wprawnie.

DULSKA
S艂ysza艂a艣? M贸wi: 聯niestety".

ZBYSZKO
Spodziewam si臋. By膰 Dulskim - to katastrofa.

JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, Zbyszko, zanadto sobie pozwalasz.

ZBYSZKO
Daj ty mi spok贸j!

DULSKA
do Juliasiewiczowej
呕adnej moralno艣ci, 偶adnych zasad...

ZBYSZKO
呕adnego p艂aszczyka teoretycznego - jak mamcia.

DULSKA
To si臋 na tym sko艅czy, 偶e jeszcze do socjalist贸w przystanie.

ZBYSZKO
zamykaj膮c fortepian
Za g艂upi jestem na to.

JULIASIEWICZOWA
艣miej膮c si臋.
Na socjalist臋 nie trzeba zdawa膰 egzaminu.

ZBYSZKO
W艂a艣nie, 偶e trzeba, i to najtrudniejszy egzamin.

JULIASIEWICZOWA
Przed kim?

ZBYSZKO
Przed swym sumieniem i w艂asn膮 dusz膮, s艂odki aniele.

DULSKA
Na socjalist臋 nie trzeba mie膰 przede wszystkim Boga w sercu.

ZBYSZKO
Jest!... Dawno nie by艂o mowy o Bogu w tym domu.

SCENA DWUNASTA
Ci偶 sami, Hanka.

HANKA
z kuchni
Prosz臋 wielmo偶nej pani, parasol.

DULSKA
Postaw w przedpokoju, a potem id藕, zamie膰 przedpok贸j. Czy kucharka wr贸ci艂a?

HANKA
wraca z przedpokoju, idzie do kuchni
Ju偶.

DULSKA
Ja tylko na chwileczk臋...
Wybiega do kuchni.

JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Rzeczywi艣cie ciocia ma racj臋. M贸g艂by艣 si臋 troch臋 ustatkowa膰. Wygl膮dasz jak 艣mier膰 angielska.

ZBYSZKO
Ty tak偶e 艂adnie wygl膮dasz.

JULIASIEWICZOWA
Ja? Ja wczoraj z domu nie wychodzi艂am.

ZBYSZKO
To znaczy, 偶e ja si臋 lumpowa艂em za domem, a ty w domu.

JULIASIEWICZOWA
艣miej膮c si臋
Jeste艣 niemo偶liwy.

ZBYSZKO
Jak kiedy.
Hanka przechodzi przez pok贸j z 艂opatk膮 i ze szczotk膮. Zbyszko patrzy za ni膮.

JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
C贸偶 tak patrzysz za Hank膮?

ZBYSZKO
Bo mi si臋 podoba.

JULIASIEWICZOWA
S艂uga?

ZBYSZKO
A c贸偶 to, nie kobieta? Zar臋czam ci, 偶e nawet bardzo...

JULIASIEWICZOWA
Wiesz ju偶 co艣 o tym?

ZBYSZKO
Co ci do tego.

JULIASIEWICZOWA
My艣la艂am, 偶e masz gust wykwintniejszy.

ZBYSZKO
G艂upia jeste艣 z twoj膮 ko艂tu艅sk膮 estetyk膮. A zreszt膮, ja jestem jak pianista: gdy zobaczy fortepian, musi zaraz pasa偶...

JULIASIEWICZOWA
Tak, ale fortepianu nie...

ZBYSZKO
Moja droga, ka偶da kobieta to fortepian - tylko trzeba umie膰 gra膰. Ach! Jaki ja 艣pi膮cy...

JULIASIEWICZOWA
Czego ty po tych knajpach si臋 w艂贸czysz?

ZBYSZKO
A gdzie偶 si臋 b臋d臋 w艂贸czy艂? Gdzie艣 musz臋.

JULIASIEWICZOWA
Ja na twoim miejscu stara艂abym si臋 o jak膮 znajomo艣膰... solidn膮... No... tyle m臋偶atek... co? Bo偶e!

ZBYSZKO
Dzi臋kuj臋. Mam dosy膰 ko艂tunerii w domu i w... samym sobie.

JULIASIEWICZOWA
Dlaczeg贸偶 jeste艣 ko艂tunem?

ZBYSZKO
Bom si臋 urodzi艂 po ko艂tu艅sku, aniele! Bo w 艂onie matki ju偶 nim by艂em, bo 偶ebym sk贸r臋 zdar艂 z siebie, mam tam pod spodem w duszy ca艂膮 warstw臋 ko艂tunerii, kt贸rej nic wypleni膰 nie zdo艂a. Co艣, taki nowy, taki inny, walczy z tym podstawowym, szarpie si臋, ciska. Ale ja wiem, 偶e to do czasu, 偶e ten ko艂tun rodzinny we藕mie mnie za 艂eb, 偶e przyjdzie czas, gdy ja b臋d臋 Felicjanem, b臋d臋 odbiera艂 czynsze, b臋d臋... no... Dulskim, pra-Dulskim, ober-Dulskim, 偶e b臋d臋 rodzi艂 Dulskich, ca艂e legiony Dulskich, b臋d臋 mia艂 srebrne wesele i porz膮dny nagrobek, z dala od samob贸jc贸w. I nie b臋d臋 zielony, ale nalany t艂uszczem i nalany teoriami, i b臋d臋 m贸wi艂 du偶o o Bogu.
Urywa, idzie do fortepianu i gra nerwowo.

JULIASIEWICZOWA
podchodzi za nim
Z ko艂tu艅stwa mo偶na si臋 wyswobodzi膰.

ZBYSZKO
Nieprawda! Tobie si臋 zdaje, 偶e jeste艣 wyzwolona, bo masz troch臋 politury po wierzchu. Ale ty jeste艣 tylko zrobiona na maho艅, jak twoje secesyjne meble i twoje malowane w艂osy. To jest pi臋tno... pani radczyni... pi臋tno!

JULIASIEWICZOWA
graj膮c z nim jedn膮 r臋k膮
Czy ty si臋 uczy艂e艣 gra膰?

ZBYSZKO
Ja? Nie znam ani jednej nuty. To tak we mnie co艣 gra, we mnie t艂ucze si臋 takie co艣... ale to si臋 wszystko z czasem zat艂ucze, e... co tam! (obejmuje j膮) Wiesz co... jeste艣 wcale... wcale...

JULIASIEWICZOWA
艣miej膮c si臋
Daj偶e mnie spok贸j!

ZBYSZKO
艣mieje si臋
Pasa偶e, moja droga... pasa偶e...
Hanka przechodzi przez pok贸j i rzuca ponure spojrzenie nich oboje, wchodzi do kuchni.

JULIASIEWICZOWA
patrzy za ni膮 uwa偶nie
A wiesz, to ciekawe.

ZBYSZKO
Co takiego?

JULIASIEWICZOWA
Ta dziewczyna. Gdyby艣 widzia艂, jak ona na nas popatrzy艂a! Ja na twoim miejscu...

ZBYSZKO
Ja te偶, jak b臋d臋 mia艂 czas...

JULIASIEWICZOWA
Nie rozumiesz mnie. Ja bym si臋 w艂a艣nie daleko od niej trzyma艂a.

ZBYSZKO
E!

JULIASIEWICZOWA
Jest zazdrosna, b臋dzie ci robi膰 awantury.

ZBYSZKO
To by by艂o kapitalne!

SCENA TRZYNASTA
Ci偶 sami, Dulska.

DULSKA
do Zbyszka
Jeszcze jeste艣 tutaj? Czy ci nie wstyd? Ojciec tw贸j pracuje, ja pracuj臋, siostry...

ZBYSZKO
idzie do przedpokoju, bierze palto, kapelusz; wraca i ubiera si臋
Mamciu, mamciu, czy si臋 pracuje, czy nie, to wszystko idzie do jednego celu...

DULSKA
Nieprawda, my ludzie pracy, a pr贸偶niacy... to..

ZBYSZKO
A przecie偶 i my, i wy jednako...

DULSKA
Co? co?

ZBYSZKO
Wyci膮gniemy kopytka... Pa! (do Juliasiewiczowej) Pa, lalu!
Wychodzi.

SCENA CZTERNASTA
Dulska, Juliasiewiczowa, Hanka.

DULSKA
Straszne rzeczy, straszne... S艂ysza艂a艣, jak on m贸wi! A to najgorsze, 偶e taki zdolny, taki utalentowany! Ta 偶eby chcia艂, to przed nim kariera - no... ale nie chce, nie chce... Zaraz dadz膮 drugie 艣niadanie! Nie chce, m贸wi臋 ci... nie, nie. Tylko lumpuje i lumpuje. Jak we藕mie te par臋 re艅skich w biurze, tak ginie. I jak to wygl膮da!... Nic, tylko kawiarnie i sp贸dnice.
Hanka wnosi tac臋 z w贸dk膮, serem i zak膮sk膮.
Prosz臋 ci臋, moja droga!

JULIASIEWICZOWA
Dzi臋kuj臋 cioci (Siadaj膮 do jedzenia.) On jest jaki艣 podra偶niony, niezadowolniony...

DULSKA
z wybuchem
Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dzi臋kowa膰, prosty, zdr贸w... Za twoje... (pije kieliszeczek) Hanka, id藕 posprz膮taj u panicza.
Hanka wychodzi.

JULIASIEWICZOWA
patrzy za ni膮
Kontenta ciocia z Hanki?

DULSKA
Tak sobie.

JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech j膮 ciocia odprawi.

DULSKA
A to... czemu?

JULIASIEWICZOWA
Ja co艣 dostrzeg艂am.

DULSKA
Kradnie?

JULIASIEWICZOWA
Nie, gorzej...

DULSKA
No, no!

JULIASIEWICZOWA
Zdaje mi si臋, 偶e Zbyszko si臋 do niej bierze.

DULSKA
niech臋tnie
E... to...

JULIASIEWICZOWA
Wiem, co m贸wi臋. Niech ciocia j膮 odprawi, p贸ki czas.

DULSKA
Moja kochana, pewnie ci si臋 zdawa艂o... A potem... (patrz膮c w bok) wobec tego, co si臋 dzieje, 偶e niby... no... rozumiesz... to piwo, co szumi.

JULIASIEWICZOWA
A!

DULSKA
S艂owem, 偶e rozumiesz...

JULIASIEWICZOWA
Lepiej w domu?

DULSKA
Ja nie m贸wi臋... ale...

JULIASIEWICZOWA
A wie ciocia, mo偶e ciocia ma racj臋...
Chwila milczenia. Przez scen臋 przechodzi w milczeniu Hanka i znika w kuchni. Obie panie patrz膮 za ni膮.
Trzeba jednak przyzna膰, 偶e m臋偶czy藕ni maj膮 szczeg贸lny gust.

DULSKA
A, niech tam! Byle si臋 nie w艂贸czy艂 i nie traci艂 zdrowia... Trzeba by膰 matk膮, aby zrozumie膰, jaki to b贸l patrze膰, jak syn marnieje.

JULIASIEWICZOWA
Dzi臋kuj臋! Ale 偶eby ona potem...

DULSKA
Ona? Tak偶e! B臋dzie kontenta... to takie wszystko bez czci i wiary. Poka偶臋 ci tok, co sobie kaza艂am przerobi膰.
Idzie do przedpokoju, wraca z tokiem z fio艂k贸w i bia艂ych pi贸r, k艂adzie go na g艂ow臋, co przy kaftanie barchanowym i halce wywo艂uje dziwny efekt.
Dobrze?

JULIASIEWICZOWA
Wcale! Wcale...

DULSKA
w toku
Musz臋 si臋 oszcz臋dza膰... przerabiam stare 艂achy.

JULIASIEWICZOWA
No, na cioci wszystko si臋 dobrze wyda. Czy ciocia w tym roku podwy偶sza?

DULSKA
Spodziewam si臋! Musz臋! Wszyscy podwy偶szaj膮. Poka偶臋 ci szpeiscetel.

JULIASIEWICZOWA
No, no!...

DULSKA
Wydobywa z szufladki papier, opiera si臋 o st贸艂, obie z zaj臋ciem pochylaj膮 si臋 nad papierem.
Suteryny ca艂e w rumel o dwadzie艣cia. Do sieni wstawi臋 magle.

JULIASIEWICZOWA
Ciasno... Z臋by sobie powybijaj膮.

DULSKA
To mi wszystko jedno. Ja tamt臋dy nigdy nie chodz臋. Oba partery po pi臋膰, pierwsze pi臋tro, kokocica, o dziesi臋膰...

JULIASIEWICZOWA
Kokocica? To za ma艂o. Ja bym podwy偶szy艂a co najmniej o dwadzie艣cia.

DULSKA
Tak my艣lisz?

JULIASIEWICZOWA
艣mieje si臋
Naturalnie... ma pieni膮dze, lekko jej przychodz膮... niech p艂aci.

DULSKA
rozja艣niona
Niech p艂aci...

JULIASIEWICZOWA
艣miej膮c si臋
Niech p艂aci!

DULSKA
A wi臋c - kokotka o dwadzie艣cia, radca o dziesi臋膰... drugie pi臋tro...
Obie zacietrzewione, pochylone nad sto艂em, czytaj膮. Kurtyna wolno spada.
Akt II
Ta sama dekoracja, co w akcie poprzednim. 艢ciemnia si臋 powoli, d艂ugie cienie liliowoszare padaj膮 przez zamarz艂e szyby. Po scenie, jak zwierz w klatce, tam i z powrotem automatycznym ruchem chodzi Dulski w szlafroku z zegarkiem w r臋ku. Zamyka oczy i chodzi tak jak lalka drewniana. Wreszcie ustaje. Zaraz otwieraj膮 si臋 drzwi sypialni ma艂偶e艅skiej i ukazuje si臋 Dulska w gorsecie i sp贸dnicy.

SCENA PIERWSZA
Dulska, Dulski, Hesia.

DULSKA
Felicjan! Felicjan!
Dulski budzi si臋 i patrzy na ni膮.
Chod藕! Czemu nie chodzisz? Jeszcze nie ma dw贸ch kilometr贸w. Ja tam rachuj臋!
Dulski pokazuje jej zegarek.
Co mi zawracasz g艂ow臋 zegarkiem! Ja mam najlepszy zegar w g艂owie. Nie chod藕! Nie chod藕! Dobrze - powiem doktorowi. Umy艣lnie ci ka偶臋 w pokoju chodzi膰 na Wysoki Zamek, a nie po ulicy, 偶eby mie膰 nad tob膮 oko, czy nie szachrujesz, a ty... zreszt膮 to twoja rzecz.
Chowa si臋 za drzwi. Dulski zaczyna zn贸w automatycznie chodzi膰. Wpada Hesia, ubrana strojnie, jasnoniebiesko, pantofelki, b艂臋kitne po艅czoszki. Ca艂uje ojca w mankiet.

HESIA
Ojciec idzie na Wysoki Zamek?
Dulski kiwa g艂ow膮.
A jeszcze ma ojciec daleko?
Dulski pokazuje pi臋膰 palc贸w.
Pi臋膰set?
Dulski kiwa g艂ow膮.
To ojciec ju偶 ko艂o Teaty艅skiej?
Dulski mruczy. Hesia 艣mieje si臋.
Ale tak! Ale tak! A niech ojciec pr臋dko idzie, bo tunel rozbijaj膮.
Dulski patrzy na ni膮 surowo i wzrusza ramionami. Hesia wskazuje na kanap臋 i przegl膮da si臋 w lustrze, Dulski podchodzi do niej i 艣ci膮ga j膮 z kanapy.
Mama nie widzi! (biegnie do drzwi pokoju dziewcz膮t) Mela! Mela!
G艁OS DULSKIEJ
Hesiu! Czy Mela ubrana?

HESIA
Jeszcze si臋 pichci.
Dulski staje, zgorszony, i mruczy co艣.
Ojciec nie rozumie? No... stroi si臋. Za ojca czas贸w tak nie m贸wiono? No to co? Teraz m贸wi膮.

DULSKA
wychyla si臋, ubrana od艣wi臋tnie
Felicjan, przesta艅 chodzi膰, ju偶 jeste艣 na Wysokim Zamku. Jutro p贸jdziesz do Kaiserwaldu.
Znika.

HESIA
idzie do okna i chucha na szyb臋, 艣piewa
Pozamarza艂o jakby w jakim zlewie.
Dulski ogl膮da si臋 i cicho idzie do pieca, w艂azi na krzes艂o i kradnie cygaro, w tej samej chwili Hesia si臋 odwraca i widzi to. Dulski chrz膮ka, idzie do przedpokoju, odziewa si臋, wraca, podchodzi do drzwi Dulskiej, stuka, ona wychyla si臋.

DULSKA
Ju偶 ci臋 niesie do kawiarni. No, masz, swoje dwadzie艣cia cent贸w. Teraz b臋d臋 co dzie艅 dawa膰 po dwadzie艣cia cent贸w. Tygodniowo nie... na nic. Zaraz wszystko przetracasz z kole偶kami! A wracaj na kolacj臋!
Znika.
Dulski chwil臋 stroi si臋 przed lustrem, wreszcie wychodzi. Hesia biegnie natychmiast do pieca, w艂azi na krzes艂o i kradnie cygaro.

SCENA DRUGA
Wchodzi Mela, ubrana jak Hesia, jest blada i chora. Zatrzymuje si臋 we drzwiach, po czym biegnie ku Hesi, kt贸ra pokazuje jej j臋zyk i ucieka ku kanapie.

MELA
Hesiu! Poka偶, co艣 ty wzi臋艂a?

HESIA
No, cygara... Wielka afera!

MELA
Ukrad艂a艣?

HESIA
Och!... Przed chwil膮 ojciec krad艂 tak偶e. Jak taki kamienicznik mo偶e to robi膰, czemu ja nie mog臋?

MELA
Po co tobie cygara?

HESIA
Po co? Wy-pa-l臋.

MELA
Och! Kiedy?

HESIA
Jak b臋dzie gal贸wka. A potem pojad臋!

MELA
Gdzie?

HESIA
Nad Ba艂tyk. Albo nie, dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci, widzia艂am go. Jest pucerem. No, rozumiesz, u lejtnanta... bardzo, bardzo...

MELA
Jak ty mo偶esz si臋 przygl膮da膰 takim?

HESIA
Czemu, czemu?... C贸偶e艣 taka blada?

MELA
G艂owa mnie strasznie boli.

HESIA
Mo偶e i ty buchn臋艂a艣 cygaro?

MELA
Och, nie!... Ja ci膮gle jestem taka s艂aba, tylko bym spa艂a.

HESIA
Lepiej spr贸buj ze mn膮 chass茅s, moja z艂ota, ja ci膮gle zapominam, z kt贸rej nogi, moja droga, zn贸w ten nauczyciel b臋dzie mnie wstydzi艂... Masz, rozwi膮za艂 mi si臋 pantofel... Hanka! Hanka!
Wchodzi Hanka, blada, zmieniona.

SCENA TRZECIA
Mela, Hesia, Hanka.

HESIA
Zawi膮偶 trzewik! C贸偶 zn贸w, i ty jeste艣 chora? Patrz, Mela, jak ta wygl膮da.

HANKA
Panience si臋 tylko zdaje.

HESIA
Ale - ledwo si臋 w艂贸czysz... A teraz mo偶esz i艣膰!
Hanka wychodzi. Hesia kr臋ci g艂ow膮.

MELA
To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.

HESIA
Wiesz? Powiedz!

MELA
Nie, Hesiu! to tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzie膰, przynajmniej do czasu.

HESIA
Jak chcesz, taka tam ma tajemnice... No, no... daj 艂ap臋! Jak to chass茅s? Un, deux - un, deux...
Gwi偶d偶e.

MELA
Hesiu, nie gwi偶d偶!

HESIA
Aha! Ziemia si臋 trz臋sie, co? No, a teraz walca, moja brylantowa.
Obejmuje j膮, walcuj膮.

MELA
Dlaczego mnie tak 艣ciskasz?

HESIA
Bo ja jestem m臋偶czyzn膮.

MELA
Ale ja nie mog臋 oddycha膰.

HESIA
W艂a艣nie... a jak za kobiet臋, to tak, o! (przerzuca si臋 na r臋k臋 Meli) Omdlewaj膮co, omdlewaj膮co, a potem w oczy... w oczy... Ja tak zawsze robi臋.

MELA
Ty?

HESIA
Ja! powiadam ci, studenty czerwieni膮 si臋 jak buraki.

MELA
Pu艣膰 mnie...

HESIA
Co tobie?

MELA
Nie wiem, ale...

HESIA
No, to zagraj - cichutko, 偶eby mama nie przysz艂a. Ja nie mog臋 wpa艣膰 w tempo. (popycha Mel臋 do fortepianu)
Walca!
Mela gra cichutko. Hesia chce ta艅czy膰, robi pas, 艣mieje si臋, wpada w cake-walka.
Mela, cake-walka!
Mela gra cake-walka cichutko, Hesia skacze.
Wchodzi Zbyszko.

SCENA CZWARTA
Te偶 same, Zbyszko.

ZBYSZKO
A to co?

HESIA
ta艅cz膮c
Cake-walk! Cake-walk! Cake-walk! A co, 藕le? Prawda, 偶e jest we mnie materia艂 na szans臋?

ZBYSZKO
Na dwie, nie na jedn膮.

HESIA
tryumfuj膮co
A co?

ZBYSZKO
Sk膮d ty to umiesz?

HESIA
Ignania mnie nauczy艂a. No wiesz, Ignania Olbrzycka. Jej brat Ci膮gle w tinglach siedzi, wi臋c j膮 nauczy艂, a ona mnie.

ZBYSZKO
ironicznie
My艣la艂em, 偶e ci臋 twoja kucharka nauczy艂a.

HESIA
Ona?

ZBYSZKO
Przecie偶 dope艂nia twojej edukacji.

HESIA
Co znowu? Jak Bozi臋 kocham - nie!

ZBYSZKO
z pasj膮
Jak to k艂amie! Ech, tu wszyscy k艂ami膮. Ale Boga to cho膰 zostaw w spokoju, ty przynajmniej.

HESIA
Zn贸w si臋 z艂o艣cisz! A by艂e艣 ju偶 jaki艣 lepszy. No, Mela, jeszcze troch臋. Powiedz, Zbyszko, czy dobrze, m贸j kr贸lu! Tak?
Ta艅czy.

ZBYSZKO
Ale偶 nie, przegnij si臋 troch臋 jeszcze!

HESIA
Jak? jak?... (ta艅cz膮 oboje) Jak dobrze, jak mi艂o, jakby po powietrzu si臋 lata艂o!

SCENA PI膭TA
Ci偶 sami, Dulska.

DULSKA
wpada
Co si臋 tu dzieje? Co to za balet?

ZBYSZKO
Dope艂niam edukacji mej siostry.

DULSKA
Hesia! Jak mo偶esz tak? Co to? (do Zbyszka) Z tob膮 to te偶 jest krzy偶 pa艅ski. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wci膮gasz.

ZBYSZKO
Dobrze ju偶, dobrze. Po co tyle s艂贸w! Gdzie偶 to was niesie w takiej paradzie?

DULSKA
Przede wszystkim nie niesie.

ZBYSZKO
Nogi was nie nios膮?

DULSKA
To jest nieprzyzwoite i o tym si臋 nie m贸wi.

ZBYSZKO
A to przyzwoite ubra膰 dziewcz臋ta jak baletniczki? O! Jakie a偶ury!

DULSKA
To s膮 dzieci, im wolno.

ZBYSZKO
艁adne dzieci! Pannice, a偶 ha!

DULSKA
Wszystkie panienki z dobrych dom贸w tak na lekcje ta艅ca chodz膮.

ZBYSZKO
Niech si臋 zaprawiaj膮, niech si臋 zaprawiaj膮...

HESIA
Do czego? Do czego?

ZBYSZKO
Jak doro艣niesz, b臋dziesz si臋 dekoltowa膰 na bal od g贸ry, a teraz, jako dzieci臋 naiwne, od do艂u.

DULSKA
Zbyszko! Milcz! Jak 艣miesz?! (do Meli) C贸偶e艣 taka blada?

ZBYSZKO
C贸偶 dziwnego - zmarz艂a!
艢ciemnia si臋.

MELA
G艂owa mnie strasznie boli. Mamusiu, ja bym nie posz艂a...

DULSKA
Poka偶 j臋zyk! Bia艂y. Zn贸w co艣 zjad艂a艣! (przyk艂ada jej r臋k臋 do g艂owy) Rozpalona. No, z tob膮... to te偶! Mo偶e ci臋 k艂uje, co?

MELA
Tu mnie boli.

DULSKA
W lewej 艂opatce? Po艂贸偶 sobie regolo. Jest tam u偶ywane, takie, co ojciec przyk艂ada艂. I rozbierz si臋!

ZBYSZKO
Z czego? Ona ju偶 rozebrana. Niech si臋 raczej ubierze.

DULSKA
Hesia! P艂aszczyk, r臋kawiczki!

ZBYSZKO
Piechot膮 idziecie? Ona - tak? Jeszcze was zaaresztuj膮.

DULSKA
Rany boskie, nie wytrzymam! A lampy jeszcze nie zapala膰 (do Zbyszka) Wychodzisz?

ZBYSZKO
Nie.

DULSKA
To przypilnuj pieca. My wr贸cimy za godzin臋. Mela, id藕 si臋 przebra膰!
Hesia i Dulska wychodz膮. Mela do swego pokoju.

SCENA SZ脫STA
Zbyszko sam, p贸藕niej Hanka.
Zbyszko chwil臋 stoi nieruchomy, potem wyci膮ga r臋ce leniwym, znu偶onym ruchem przed siebie, zwraca si臋 do pieca, otwiera drzwiczki kopni臋ciem nogi, przysuwa sobie fotel, siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgni臋tym do ust, z r臋k膮 opuszczon膮 na d贸艂. 艢wiat艂o czerwonawe go o艣wietli艂o. Jest znu偶ony i smutny. Drzwi si臋 otwieraj膮 cicho, wsuwa si臋 Hanka, widzi go, przybli偶a si臋, przykl臋ka i delikatnie, z jak膮艣 psi膮 pokor膮 ca艂uje go w r臋k臋. On g艂aszcze j膮 po g艂owie, czyni to machinalnie, nie patrz膮c na ni膮.

ZBYSZKO
No, ju偶 dobrze... dobrze...

HANKA
Prosz臋 pana... ja...

ZBYSZKO
Co? Czego?

HANKA
Ja id臋 tam, gdzie pan kaza艂...

ZBYSZKO
A... tak! Id藕! id藕! A nie b贸j si臋, tylko m贸w 艣mia艂o i wyra藕nie, jak i co.
Hanka kl臋czy, nieruchoma, otulona w fa艂dy chustki.
No, czemu nie idziesz?

HANKA
A bo ja wiem, tak mi jako艣...

ZBYSZKO
Ach, nie marud藕... Id藕, bo wr贸c膮!

HANKA
wstaj膮c
P贸jd臋...
Wychodzi powoli, s艂ycha膰, jak zatrzaskuje za sob膮 ci臋偶ko drzwi.

SCENA SI脫DMA
Zbyszko, Mela.
Mela w kaftaniczku, g艂owa zwi膮zana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na ma艂ym sto艂eczku naprzeciw niego.

MELA
nie艣mia艂o
Zbyszko!

ZBYSZKO
Nie po艂o偶y艂a艣 si臋?

MELA
Nie mog臋. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?

ZBYSZKO
Nie. Ty jeszcze z ca艂ej familii jeste艣 najmo偶liwsza. Mo偶e dlatego, 偶e jeste艣 chora, wi臋c jest w tobie co艣 milszego, co艣 innego jak u tamtych.

MELA
Co艣 innego? I czy my艣lisz, 偶e dlatego, 偶e jestem chora?

ZBYSZKO
Tak. Nie masz du偶o si艂 偶yciowych, wi臋c nie idziesz rozbijaj膮c 艂okciami przez 偶ycie, ale si臋... skradasz. Rozumiesz, co?

MELA
Tak. Mnie si臋 tak偶e zdaje, 偶e ja si臋 wszystkim usuwam, 偶e mnie lada chwila kto艣 potr膮ci, 偶e...

ZBYSZKO
To 藕le. Panna Dulska powinna i艣膰 naprz贸d tak... rozumiesz? Kto艣 potr膮ci, ty jego... To powinna by膰 nasza zasada. Jak najwi臋cej miejsca. F门簉 die obere zehn tausend milionen ko艂tunen!

MELA
patrzy na niego chwil臋
Zbyszko, dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?

ZBYSZKO
Za ma艂o: 聯nie lubisz"! Ja was wszystkich nienawidz臋 i siebie razem z wami.

MELA
Siebie nienawidzisz tak偶e? A ja to znowu... Pozw贸l mi troch臋 z tob膮 porozmawia膰. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja da艂abym wszystko, 偶eby m贸c z kim艣 dobrze, cicho, spokojnie porozmawia膰. Tylko 偶e u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama m贸wi, 偶e si臋 pracuje, ale przecie偶 mo偶na i my艣l膮 popracowa膰, prawda, Zbyszku?
Osuwa si臋 przed nim tak, 偶e 艣wiat艂o z pieca o艣wietla grup臋 tych dwojga smutnych i zagn臋bionych.

ZBYSZKO
M贸w... m贸w...

MELA
Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie 偶a艂uj臋. Strasznie. Nie dzieje mi si臋 nic z艂ego; mam ojca, mamci臋, was, chodz臋 na pensj臋, jestem prosta, dbaj膮 o mnie, daj膮 mi 偶elazo, nacieraj膮 wod膮, ucz臋 si臋 wszystkiego... a przecie偶, przecie偶, Zbyszko, mnie si臋 zdaje, 偶e mi si臋 dzieje jaka艣 krzywda, 偶e mnie kto艣 wi臋zi, 偶e mi 艣ci艣ni臋to gard艂o, 偶e... Ja ci tego opowiedzie膰 nie mog臋, ale...

ZBYSZKO
To 藕le, Melo, 偶e ty tak czujesz, 藕le! Najlepiej pozb膮d藕 si臋 tych sensacji. Nied艂ugo wyro艣niesz, p贸jdziesz dobrze za m膮偶 i b臋dziesz 艣wiat rozbija膰 艂okciami.

MELA
Nie, p贸jd臋 do klasztoru.

ZBYSZKO
Gadanie! G艂臋bsza warstwa we藕mie g贸r臋, b臋dziesz taka jak mama.

MELA
Ojciec przecie偶 艂okciami ludzi nie roztr膮ca.

ZBYSZKO
Bo ojciec wybra艂 dogodniejsz膮 drog臋: mama za niego 艂okciami si臋 przez 艣wiat przepycha, a on za ni膮.

MELA
po chwili
To wszystko bardzo jakie艣 smutne.

ZBYSZKO
Ko艅 by zap艂aka艂.

MELA
Ty ze wszystkiego si臋 艣miejesz.

ZBYSZKO
Tak 艣miej膮 si臋 wisielce.
Chwila milczenia

MELA
nie艣mia艂o
Zbyszko!

ZBYSZKO
Co jeszcze?

MELA
Chcia艂am ci co艣 powiedzie膰, ale... nie b臋dziesz krzycza艂? To, widzisz, z najlepszego serca. Bo... wtedy... jak ja widzia艂am...

ZBYSZKO
Co?

MELA
ciszej
Ciebie i Hank臋. Tak mnie skrzycza艂e艣 strasznie, a ja w艂a艣nie...

ZBYSZKO
Czego ty o tym m贸wisz?

MELA
Bo mi 偶al i ciebie, i Hanki. Ja ci膮gle o was my艣l臋. Ja si臋 nawet za was modl臋. Bo wy musicie by膰 bardzo nieszcz臋艣liwi.

ZBYSZKO
My? Dlaczego?

MELA
Jak偶e? Ona prosta s艂uga, ty urz臋dnik z prokuratorii skarbu... Jak偶e... i kochacie si臋... To bardzo smutne. Mamcia b臋dzie si臋 bardzo sprzeciwia膰.

ZBYSZKO
Sprzeciwia膰?

MELA
No, jak si臋 b臋dziecie pobiera膰.

ZBYSZKO
Czy艣 ty oszala艂a? Ja z Hank膮?

MELA
C贸偶 z tego, 偶e ona niby ni偶ej. Przecie偶 Zygmunt August i Barbara...

ZBYSZKO
Ty jeste艣 jeszcze g艂upsza, jak my艣la艂em.

MELA
Prosz臋 ci臋... Tylko mi nie wymy艣laj. Ja b臋d臋 po waszej stronie. Ja naucz臋 Hank臋 m贸wi膰 po ludzku i je艣膰 widelcem, i b臋d臋 j膮 uczy膰 tego, co umiem, a偶 ona b臋dzie taka jak my. Ja wam dopomog臋.

ZBYSZKO
Ty jeste艣 okaz!

MELA
Tylko jest co艣, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzie膰...

ZBYSZKO
No, wydu艣!

MELA
Tylko ty Hance tego nie m贸w! Daj s艂owo. Oto... Hanka ma na wsi... narzeczonego. Tak, tak. Ale si臋 nie martw. Ona go nie kocha. To finanzwach. Ja znalaz艂am korespondentk臋 od niego do Hanki. Tam by艂o 艣licznie napisane: 聯Panno Haniu! Szanowna Pani! Go艂臋biem 艣l臋 t臋 kart臋 pod n贸偶ki panny i pytam, czemu pisanie od niej takie rzadkie..." Tak by艂o. O, 聯go艂臋biem..." - to 艂adnie. Cho膰 na tej kartce nie by艂o go艂臋bia, tylko by艂a r贸偶owa 艣winka i cztery prosi臋ta, ale on zawsze tak z serca to napisa艂. I on j膮 musi kocha膰. Tylko 偶e ona mu nie odpisuje, i to 藕le z jej strony, bo on tam pisze...

ZBYSZKO
Prosz臋 ci臋 o jedno: nie wtr膮caj ty si臋 w te sprawy! G艂owa ci臋 boli. Id藕, po艂贸偶 si臋!

MELA
Ja tylko tak z dobrego serca.

ZBYSZKO
Ja wiem.

MELA
wstaje, nie艣mia艂o
I... nie gniewasz si臋?

ZBYSZKO
Nie! Chod藕, poca艂uj mnie!

MELA
ca艂uje go
To... ty mnie nie nienawidzisz?

ZBYSZKO
g艂aszcze j膮
Nie. Teraz nie.

MELA
Dzi臋kuj臋 ci. Tak mi艂o, kiedy kto艣 艂agodnie m贸wi... Dzi臋kuj臋 ci, Zbyszko.
Wychodzi cichutko do swego pokoju. Zbyszko wstaje, idzie do okna, sk膮d pada 艣wiat艂o zapalonej latarni, opiera czo艂o o szyby i tak zostaje. Wchodzi Hanka sp艂akana, otulona chustk膮, przyst臋puje do Zbyszka i m贸wi cicho.

SCENA 脫SMA
Zbyszko, Hanka.

HANKA
Prosz臋 pana...

ZBYSZKO
I co? I co?

HANKA
Tak jest, jak ja m贸wi艂am.
Zanosi si臋 cicho od p艂aczu.

ZBYSZKO
艁adna historia! A to pech!
Zaczyna chodzi膰 po pokoju. Hanka pozostaje przy oknie w smudze 艣wiat艂a, tragiczna w fa艂dach swej czarnej chustki.

HANKA
Co ja teraz zrobi臋!

ZBYSZKO
Jed藕 do domu.

HANKA
Ale! 呕eby mnie tatko sk贸r臋 zdarli. Nie pojad臋!

ZBYSZKO
Zreszt膮 nie becz. Jeszcze daleko, mo偶e si臋 jeszcze co zmieni.

HANKA
Ale!... Takim jak ja - to Cygany los wykln膮. Mnie zawsze najgorsze: si臋 trafi. Potrzebne mi to by艂o! Bo偶e! Bo偶e! To chyba si臋 utopi膰.

ZBYSZKO
Du偶o by ci pomog艂o!

HANKA
艢mier膰 na wszystko pomo偶e.

ZBYSZKO
G艂upia jeste艣!

HANKA
Ale!...
P艂acze

ZBYSZKO
Cicho b膮d藕! Nie p艂acz, bo mnie diabli wezm膮...

HANKA
zakrywa si臋 chustk膮 i stara si臋 st艂umi膰 艂kanie. D艂uga chwila milczenia.
Prosz臋 pana, co ja teraz zrobi臋?

ZBYSZKO
patrzy na ni膮 przez chwil臋, potem wychodzi do swego pokoju
A to pech! A to pech!
Hanka wybucha spazmatycznym p艂aczem tul膮c si臋 do 艣ciany. Na palcach ze swego pokoju wysuwa si臋 Mela.

SCENA DZIEWI膭TA
Mela, Hanka.

MELA
podchodzi do Hanki i staje przed ni膮 zafrasowana
Hanka! Ja s艂ysza艂am, 偶e si臋 Zbyszko o co艣 na ciebie gniewa艂. Prawda?

HANKA
Nie.

MELA
Ale s艂ysza艂am. I boj臋 si臋, 偶e to przeze mnie. Pewnie o tego narzeczonego, co go masz na wsi. Ale dlaczego Hanka si臋 z tym kry艂a? Tylko teraz to ju偶 trzeba przesta膰 do niego pisa膰. Co si臋 tak na mnie patrzysz. Ja wszystko wiem...
Hanka patrzy na ni膮 przera偶ona.
No, wszystko, co si臋 ciebie i Zbyszka dotyczy, rozumiesz?
Hanka zakrywa twarz chustk膮.
I nie trzeba si臋 ba膰. Ja b臋d臋 z wami. Ojca te偶 na wasz膮 stron臋 przekabac臋. Wszystko si臋 zmieni - i gdy ju偶 艣lub si臋 odb臋dzie...

HANKA
Ta co panienka m贸wi! Kt贸偶 by si臋 ze mn膮 teraz o偶eni艂?

MELA
Jak to kto?

HANKA
Ano kt贸偶 by cudze dziecko wzi膮艂?

MELA
zdziwiona
Cudze dziecko? O czym ty m贸wisz, Hanka? A mo偶e ty ju偶 wdowa, 偶e masz dziecko? I tego Zbyszkowi nie m贸wisz...

HANKA
po chwili
C贸偶 panienka m贸wi, 偶e wszystko wie!

MELA
No... niby ty i Zbyszko. To b臋dzie mezalians, ale trudno...
Hanka milczy, gryzie r贸g chustki i patrzy w ziemi臋.
Dlaczego nic nie m贸wisz, Hanka? Dlaczego ci膮gle p艂aczesz? Przecie偶 ja do ciebie z najlepsz膮 intencj膮. Nie p艂acz, to si臋 jako艣 u艂o偶y.

HANKA
rycz膮c
Nic si臋 nie u艂o偶y... pomsta na mnie, nieszcz臋艣cie... Och, czemu si臋 ja rodzi艂am!

MELA
Bo偶e! Nie p艂acz, Hanka...

HANKA
A偶ebym nogi po艂ama艂a, nimem tu nasta艂a!

MELA
Hanka, nie p艂acz, bo mnie serce p臋knie.
Pochyla si臋 nad ni膮

HANKA
Niech mnie panienka pu艣ci!

SCENA DZIESI膭TA
Mela, Hanka, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
Jest tu kto? W kuchni drzwi otwarte... (spostrzega Mel臋 i Hank臋) C贸偶 wy tu robicie po ciemku?
Hanka ucieka.
Co Mela ma za konszachty ze s艂ug膮?

MELA
podniecona
To nie 偶adne konszachty, tylko to ca艂kiem co innego. Hanka jest bardzo nieszcz臋艣liwa, a ja j膮 pocieszam.

JULIASIEWICZOWA
Najlepiej zapal lamp臋.
Mela zapala lamp臋.
I dlaczeg贸偶 to Hanka taka nieszcz臋艣liwa?

MELA
Och! To straszna historia!

JULIASIEWICZOWA
Niech mi j膮 Mela powie.

MELA
Nie mog臋, ciociu... nie mog臋, ale to jest okropne - to mo偶e si臋 strasznie sko艅czy膰!

JULIASIEWICZOWA
Najlepiej mi powiedzie膰, mo偶e ja znajd臋 jak膮 rad臋.

MELA
To prawda. Ciocia taka m膮dra, to najlepiej potrafi z mamci膮 sobie poradzi膰.
Siadaj膮 przy stole pod lamp膮.

JULIASIEWICZOWA
A c贸偶 tu mama b臋dzie mie膰 do czynienia?

MELA
Jak to? Ona g艂贸wnie! (po chwili) Ja cioci powiem wszystko jak na spowiedzi. Ale, ciociu, jak ciocia mnie zdradzi, 偶e to ja... to... ju偶 nie wiem co. Ciociu, ciociu! Tu sta艂o si臋 nieszcz臋艣cie. Zbyszko zakocha艂 si臋 w Hance.

JULIASIEWICZOWA
parska 艣miechem
Tylko tyle?

MELA
Ciociu, niech si臋 ciocia nie 艣mieje! To B贸g wie co z tego mo偶e by膰, bo mama nie pozwoli na to ma艂偶e艅stwo. Zobaczy ciocia!

JULIASIEWICZOWA
Najprz贸d, sk膮d to wiesz?

MELA
Ja... podpatrzy艂am. Niechc膮cy! Jak Bozi臋 kocham. Ja zaraz potem oczy zamkn臋艂am.

JULIASIEWICZOWA
Lepiej by艂o przedtem. C贸偶e艣 widzia艂a?

MELA
Ciociu, oni si臋 musz膮 pobra膰! Oni si臋 ju偶 ca艂uj膮!

JULIASIEWICZOWA
艣mieje si臋
No, skoro si臋 ju偶 ca艂uj膮...

MELA
Tak, tak. Ja, odk膮d to zobaczy艂am, to sypia膰 nie mog臋 ju偶 zupe艂nie. Co sobie przypomn臋, to mn膮 co艣 tak dziwnie zatarga. I p艂aka膰 mi si臋 chce, i smutno, i mi艂o... Ale to ja - a mama to z pewno艣ci膮 Zbyszka przeklnie.

JULIASIEWICZOWA
Nie b贸j si臋, ciel膮tko. Mama Zbyszka za to nie przeklnie.

MELA
呕eby to jeszcze tylko, ale jest jeszcze dziecko, du偶o komplikacji. Jest jeszcze finanzwach tam na wsi - i potem to ju偶 nie wiem... jest jeszcze cudze dziecko.

JULIASIEWICZOWA
Cudze dziecko?

MELA
No, tak! Hanka m贸wi艂a.

JULIASIEWICZOWA
zainteresowana
No... no... jak m贸wi艂a?

MELA
Ja jej m贸wi臋, p贸jdziesz za m膮偶, niby za Zbyszka, ja ci膮gle my艣la艂am. A ona nie p艂acze, ale ryczy, i wo艂a: 聯A kto mnie teraz z cudzym dzieckiem we藕mie!"

JULIASIEWICZOWA
Tak powiedzia艂a?

MELA
Ciociu, ja nigdy nie k艂ami臋. Tylko... ja tego wszystkiego, ani we藕, pokombinowa膰 nie mog臋. A ciocia co rozumie?

JULIASIEWICZOWA
Rozumiem! Rozumiem!

MELA
opieraj膮c si臋 o st贸艂
Niech mi ciocia wyt艂umaczy, moja najdro偶sza!

JULIASIEWICZOWA
Nie, panienko. Ja ci tego nie wyt艂umacz臋. Tylko niech Mela pami臋ta: trzyma膰 j臋zyczek za z臋bami. Ani s艂owa o tym do nikogo! Ani s艂owa! I dalej nie podpatrywa膰! Jakby si臋 co zn贸w zobaczy艂o, oczy zamkn膮膰.

MELA
A ciocia si臋 tym zajmie?

JULIASIEWICZOWA
Mo偶e...

MELA
Moja ciociu 艣wi臋ta, oni si臋 jeszcze wykradn膮 albo zabij膮! Tak by艂o w Kijowie... Cicho... Zbyszko!

SCENA JEDENASTA
Te偶 same, Zbyszko.
Zbyszko ubrany jak do wyj艣cia.

JULIASIEWICZOWA
Jak si臋 masz? Wychodzisz?

ZBYSZKO
Tak.

JULIASIEWICZOWA
Zn贸w si臋 puszczasz?

ZBYSZKO
Zn贸w.

JULIASIEWICZOWA
Siedzia艂e艣 przecie偶 cz臋艣ciej ju偶 w domu.

ZBYSZKO
Widocznie mam ju偶 dosy膰.

JULIASIEWICZOWA
Szkoda, lepiej wygl膮dasz. Uty艂e艣 troch臋.

MELA
Zbyszko, zaraz wr贸c膮 wszyscy, b臋dzie herbata.

ZBYSZKO
Nie czekajcie na mnie.

MELA
Mama b臋dzie zn贸w z艂a.

ZBYSZKO
Dajcie mi spok贸j!

JULIASIEWICZOWA
M贸g艂by艣 by膰 grzeczniejszy!

ZBYSZKO
Po co?

JULIASIEWICZOWA
Cho膰by ze mn膮... Tak si臋 zachowujesz...

ZBYSZKO
Moja droga, raz chcesz, aby ci uchybia膰, i a偶 prosisz si臋 o to, to zn贸w, aby ci臋 szanowa膰. Wybierz ju偶 raz: matrona czy kokota.

JULIASIEWICZOWA
w艣ciek艂a
Najlepiej zrobi臋, je艣li z takim brutalem m贸wi膰 nie b臋d臋.

ZBYSZKO
Najlepiej. A przesta艅 si臋 malowa膰, bo wygl膮dasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza. B膮d藕 zdrowa!

JULIASIEWICZOWA
Tak! Ej, 偶eby艣 nie po偶a艂owa艂 twojej brutalno艣ci!

ZBYSZKO
Ja nigdy niczego nie 偶a艂uj臋.
Wychodzi.

MELA
On zn贸w taki z艂y jak dawniej. I z Hank膮 si臋 tak k艂贸cili! Tak k艂贸cili! O, mamcia idzie przez kuchni臋.

SCENA DWUNASTA
Dulska, Hesia, Juliasiewiczowa, Mela, p贸藕niej Dulski.

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Jak si臋 masz! Ca艂a jestem wzburzona.

JULIASIEWICZOWA
O c贸偶 chodzi?

DULSKA
W tramwaju zn贸w awantura. Jak Hesia siedzi, to przecie偶 wygl膮da na dziecko, co nie ma metra wysoko艣ci. M贸wi臋 jej: Skurcz si臋...

HESIA
E, prosz臋 mamy!

DULSKA
Ona na z艂o艣膰 si臋 wyci膮ga i zaraz potem z konduktorem secesja, wszyscy si臋 patrz膮...

JULIASIEWICZOWA
Ach, bo o ten cent czy dwa...

DULSKA
Kto nie szanuje grosza, ten niewart... Hanka, nakrywaj! My tu pijemy herbat臋 teraz, bo piec w jadalni coraz gorszy.

JULIASIEWICZOWA
Czemu go ciocia nie poprawi?

DULSKA
Albom ja g艂upia? I tak na przysz艂y rok nie b臋d臋 tu mieszka膰, tylko wynajm臋. Wtedy mi lokator piec poprawi. Id臋 w艂o偶y膰 szlafrok. Hesia, przebra膰 si臋! Mela, zajmij si臋 herbat膮.
Wychodzi.
Hanka nakrywa.
Juliasiewiczowa obserwuje Hank臋.

HESIA
Dzi艣 by艂a marna lekcja - dobrze zrobi艂a艣, 偶e ci臋 nie by艂o. Same sztubaki...
Wybiega.

JULIASIEWICZOWA
Hanka! C贸偶e艣 tak zmizernia艂a?

HANKA
Z臋by mnie bol膮.

JULIASIEWICZOWA
Z臋by?
Wchodzi Dulska.

DULSKA
w szlafroku
呕ywo! Samowar, bu艂ki... Wypijesz z nami herbat臋?

JULIASIEWICZOWA
Dobrze.
Wchodzi Mela, niesie ksi膮偶k臋 i koszyk z robot膮, p贸藕niej Hesia z zeszytami i ksi膮偶kami; siadaj膮 przy stole. Dulska i Juliasiewiczowa siadaj膮 tak偶e przy frontowej stronie sto艂u.

DULSKA
Szcz臋艣liwa jestem, 偶e ju偶 jestem w domu. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja to zawsze powtarza膰 b臋d臋. Zawo艂ajcie Zbyszka!

MELA
Zbyszko wyszed艂.

DULSKA
Wyszed艂?

MELA
Ale pewnie zaraz wr贸ci.

JULIASIEWICZOWA
A m贸wi艂a ciocia, 偶e si臋 poprawi艂.

DULSKA
Bo te偶 tak jest. Przekona艂 si臋, 偶e nie ma jak dom i rodzina. Musia艂o mu co艣 wypa艣膰.

JULIASIEWICZOWA
Wcale nie. M贸wi艂, 偶e mu ju偶 zbrzyd艂 ten dom i ta rodzina.

DULSKA
M贸wi艂?

JULIASIEWICZOWA
Tak. Przed chwil膮. Zreszt膮 nie m贸wi艂 tak wyra藕nie. Co mu tam zbrzyd艂o, nie wiem... Do艣膰, 偶e poszed艂.

HESIA
B臋dzie si臋 zn贸w lumpowa艂.

DULSKA
Patrz swego nosa! Z tym ch艂opcem ju偶 nie ma rady. Ju偶 mu tak dogadzam, 偶eby go tylko w domu przytrzyma膰.

JULIASIEWICZOWA
znacz膮co
E, prosz臋 cioci, mo偶e w艂a艣nie to dogadzanie osi膮ga przeciwny cel.

DULSKA
Nie rozumiem. Przecie偶 gdzie mo偶e by膰 mu lepiej jak w rodzinnym kole?

JULIASIEWICZOWA
Hm!

DULSKA
do Meli
Co ty za miny do ciotki wyprawiasz?

JULIASIEWICZOWA
Do mnie? Zdaje si臋 cioci. A co do tego rodzinnego ko艂a...

DULSKA
Co ty wiedzie膰 mo偶esz o tym. Wiecznie tylko gdzie艣 latasz. I przyznam ci si臋 nawet, 偶e zaczynaj膮 co艣 o tobie m贸wi膰.

JULIASIEWICZOWA
O ka偶dym m贸wi膮.

DULSKA
O tobie m贸wi膮 to, co sama chcesz, aby m贸wili.

JULIASIEWICZOWA
Na przyk艂ad?

DULSKA
呕e jeste艣 kokietka.

JULIASIEWICZOWA
E!

DULSKA
Wywo艂ujesz tak膮 opini臋. Dlaczego o mnie tego nikt nie powie!

JULIASIEWICZOWA
podra偶niona
Mog艂aby ciocia przy dziewczynkach nauk mi nie dawa膰.

DULSKA
To s膮 dzieci, wi臋c nie rozumiej膮. A potem, niech nawet s艂ysz膮, to b臋dzie dla nich nauk膮 na przysz艂o艣膰, to ich nauczy, gdzie zaprowadzi膰 mo偶e lekkomy艣lno艣膰 i ch臋膰 przypodobania si臋.
Wchodzi Dulski, wita si臋 z Juliasiewiczow膮 skinieniem r臋ki, wyjmuje z kieszeni gazet臋 i siada ko艂o sto艂u. Zaczyna czyta膰.

JULIASIEWICZOWA
coraz wi臋cej podra偶niona
Doprawdy, 偶e ciocia dziwnie pojmuje go艣cinno艣膰...

DULSKA
Moja droga. Ja przede wszystkim pojmuj臋 moralno艣膰 i t臋 mam na wzgl臋dzie, czy tu w domu, czy...

JULIASIEWICZOWA
To znaczy, 偶e moje 偶ycie jest niemoralne?

DULSKA
Na zewn膮trz! Ci膮gle ci臋 widz膮 na ulicy.

JULIASIEWICZOWA
Nie mog臋 chodzi膰 po dachach.

DULSKA
Ufarbowa艂a艣 w艂osy na rudo. Gdzie widzia艂a艣 uczciw膮 kobiet臋 z rudymi w艂osami?

JULIASIEWICZOWA
No, tego ju偶 nadto!

DULSKA
Wczoraj na przyk艂ad Kr臋偶lowa m贸wi艂a...

JULIASIEWICZOWA
wstaj膮c
E, ju偶 dosy膰 tego! Doprawdy, ciocia uwzi臋艂a si臋, aby mnie denerwowa膰. Ja do cioci spraw nie zagl膮dam. A mo偶e tak偶e niejedno da艂oby si臋 powiedzie膰.

DULSKA
Prosz臋, prosz臋! Moje sumienie jest czyste i nie boj臋 si臋 dnia bia艂ego.

JULIASIEWICZOWA
No... ju偶 lepiej tu w bia艂y dzie艅 nie zagl膮da膰! Dopatrzy膰 by si臋 tu mo偶na niejednego. A zreszt膮 niech mnie ciocia nie wyzywa, bo doprawdy...

DULSKA
wyzywaj膮co
Prosz臋, prosz臋 powiedzie膰, prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰.

JULIASIEWICZOWA
Mam wzgl膮d na dzieci.

DULSKA
Hesia, Mela, prosz臋 wyj艣膰! Felicjan, i ty zabieraj si臋 tak偶e...
Hesia, Mela wychodz膮. Dulski bierze gazet臋, idzie do sypialni.
Prosz臋 ci臋, jeste艣my same. M贸w, co mi masz powiedzie膰.

JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, 偶e ciocia zas艂uguje na to, a偶eby si臋 dowiedzia艂a. I to cioci powiem, 偶e je偶eli ciocia do mego domu zagl膮da, to przede wszystkim ciocia powinna sw贸j z brud贸w oczy艣ci膰.

DULSKA
U mnie nic brudnego si臋 nie dzieje. A przynajmniej po ulicach m贸j dom nie jest g艂o艣ny.

JULIASIEWICZOWA
B臋dzie, b臋dzie... jak si臋 porz膮dnie rozkrzyczy w swoim czasie.

DULSKA
C贸偶 to za iluzje?

JULIASIEWICZOWA
Wyt艂umacz臋, jak mnie ciocia na chrzciny poprosi.

DULSKA
Moja pani, niesmaczne 偶arty! Ja i Felicjan dawno ju偶 g艂upstwa wybili艣my sobie z g艂owy.

JULIASIEWICZOWA
Ja te偶 nie m贸wi臋, 偶e ciocia b臋dzie matk膮, ale babk膮!

DULSKA
Co? Jak?

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko si臋 o to postara艂.

DULSKA
Zbyszko? Zbyszko?

JULIASIEWICZOWA
I... Hanka!

DULSKA
Jezus, Maria! Co, jak? K艂amiesz! K艂amiesz! Chcesz mnie chyba zabi膰! Strach! Nie do艣膰, 偶e mnie delo偶owali str贸偶a jeszcze takie co艣 wymy艣laj膮.

JULIASIEWICZOWA
Ja k艂ami臋? Najlepiej niech ciocia sama si臋 Hanki zapyta.

DULSKA
Skandal! Hanka! Hanka! chod藕 tu w tej chwili!

JULIASIEWICZOWA
Ja wol臋 tego nie s艂ysze膰. Id臋 do dziewcz膮t. A jak ciocia si臋 przekona, 偶e nie sk艂ama艂am, to mnie ciocia przeprosi.

DULSKA
Jutro rano! 藝Hanka! Hanka!
Juliasiewiczowa wychodzi szybko. Wpada Hanka z bielizn膮 da magla.

SCENA TRZYNASTA
Dulska, Hanka

HANKA
Wielmo偶na pani wo艂a艂a? Ja do magla...

DULSKA
Hanka! Odpowiadaj, ale tak jak przed ksi臋dzem, czy to prawda, 偶e ty... 偶e ty jeste艣... 偶e...
Hanka cofa si臋 pod 艣cian臋 i stoi nieruchoma, z oczyma szeroko otwartymi. Dulska naprzeciw niej, gro藕nie w ni膮 wpatrzona.
Odpowiadaj!

HANKA
z wysi艂kiem
Tak, prosz臋 wielmo偶nej pani.

DULSKA
Mo偶e k艂amiesz? Mo偶e chcesz naci膮gn膮膰?

HANKA
Nie k艂ami臋!

DULSKA
Jak Boga chcesz mie膰 przy skonaniu?

HANKA
Jak Boga chc臋 mie膰 przy skonaniu!
D艂uga chwila milczenia. Hanka stoi nieruchoma, oparta plecami o 艣cian臋. Po jej twarzy p艂yn膮 du偶e, ci臋偶kie 艂zy.

DULSKA
po chwili
Oddam ci ksi膮偶eczk臋, zap艂ac臋 do pierwszego i wyno艣 si臋.

HANKA
Ja wol臋 p贸j艣膰 zaraz.

DULSKA
opami臋tywuje si臋.
Tak b臋dzie lepiej. Pakuj si臋. Po艂贸偶 bielizn臋. Ja takich dziewczyn, co o swoj膮 dobr膮 s艂aw臋 nie dbaj膮, nie mog臋 u siebie trzyma膰. Wyniesiesz si臋 zaraz... Id臋 po ksi膮偶eczk臋.
Wychodzi do sypialni.
Hanka stoi nieruchoma chwil臋, wreszcie ociera twarz i kieruje si臋 do kuchni. Juliasiewiczowa wychodzi z pokoju dziewcz膮t.

SCENA CZTERNASTA
Juliasiewiczowa, Hanka, p贸藕niej Mela, Zbyszko.

JULIASIEWICZOWA
Hanka!

HANKA
Co?

JULIASIEWICZOWA
Co si臋 sta艂o?

HANKA
z wybuchem p艂aczu
Wielmo偶na pani wyrzuca mnie.

JULIASIEWICZOWA
Zobacz si臋 z panem Zbyszkiem.

HANKA
Ale... co mi tam! Niech ich za moj膮 krzywd臋!
Wypada do kuchni.

MELA
Ciociu! Ciociu, i co, i co? Ja si臋 tak boj臋!

JULIASIEWICZOWA
Id藕 do siebie! Nie pokazuj si臋.

MELA
Bo偶e m贸j! Ciociu, niech ich ciocia nie opuszcza.
Juliasiewiczowa wpycha j膮 do pokoju dziewcz膮t. Wchodzi Zbyszko.

ZBYSZKO
do Juliasiewiczowej
Ty tutaj? To dziwne... Tam tw贸j oficer spaceruje przed bram膮 i czeka.

JULIASIEWICZOWA
A tobie co do tego? Patrz lepiej, 偶eby艣 ty nie mia艂 to, na co艣 zas艂u偶y艂.

ZBYSZKO
C贸偶 to za ton?

JULIASIEWICZOWA
To ty zmie艅 tw贸j ton. B臋dziesz ty inaczej za chwil臋 艣piewa艂! Wyda艂y si臋 twoje sprawki z Hank膮.

ZBYSZKO
A... psiakrew!

JULIASIEWICZOWA
Aha, klnij! Du偶o ci pomo偶e! Matka Hank臋 teraz wyp臋dza. Ciekawa jestem, co tw贸j honor uwodziciela ka偶e ci teraz zrobi膰 dla twej... ofiary!
艢mieje si臋 ironicznie

ZBYSZKO
chwyta za kapelusz
呕mija!

JULIASIEWICZOWA
By艂am pewna. Kapelusz w r臋k臋 i fiut! Najlepszy punkt wyj艣cia.

ZBYSZKO
Milcz! Nie doprowadzaj mnie do pasji.

SCENA PI臉TNASTA
Dulska, Juliasiewiczowa, Zbyszko.

DULSKA
w r臋ku ksi膮偶eczka
Hanka! A, ty tu? Nie wychod藕!... Mam z tob膮 porachunek.

ZBYSZKO
Tak, tak. Wiem ju偶, o co chodzi. I... pokaza艂aby mama wiele taktu, gdyby o tym nie m贸wi艂a.

DULSKA
Taktu! Taktu! Ty 艣miesz m贸wi膰 o takcie? Ty, kt贸ry taki skandal wywo艂a艂e艣 pod rodzicielskim dachem! Jak si臋 to rozniesie po ulicy, to chyba dom sprzeda膰 i wynie艣膰 si臋 do Brzuchowic czy na Zamarstyn贸w.

ZBYSZKO
To moja rzecz.

DULSKA
Bezwstydnik! Do tego doprowadzi膰, 偶eby mi potem byle kto oczy tym wykala艂.

JULIASIEWICZOWA
O, przepraszam! Tym 聯byle kto" to mam by膰 ja? Tego ju偶 zanadto. I ciocia tak m贸wi? A czy wie ciocia, 偶e ja potrzebuj臋 tylko dwa s艂owa powiedzie膰, aby ta 艣liczna historia inaczej wygl膮da艂a?

DULSKA
Co powiesz, to b臋dzie k艂amstwo. Takiej jak ty nikt nie uwierzy.

JULIASIEWICZOWA
Jaka ja jestem, to jestem, ale nigdy nie dopu艣ci艂abym si臋 tego, czego si臋 tu dopuszczono. (do Zbyszka) Wiedz o tym, 偶e ciocia o Hance od pocz膮tku wiedzia艂a.

DULSKA
Nieprawda!

JULIASIEWICZOWA
Aha! Nieprawda! Przez palce si臋 patrzy艂o, przez palce. Dopiero teraz, jak grozi g艂o艣ny skandal, to na Zbyszka, na Hank臋...

ZBYSZKO
A to 艂adna historia! I w jakim celu?

JULIASIEWICZOWA
呕eby艣 w domu siedzia艂...

ZBYSZKO
A... rozumiem!

DULSKA
Ona k艂amie!

ZBYSZKO
Ona prawd臋 m贸wi. To bardzo na mamin膮 moralno艣膰 patrzy.

DULSKA
bije pi臋艣ci膮 w st贸艂
K艂amie!

JULIASIEWICZOWA
tak samo
Nie k艂ami臋!

ZBYSZKO
tak samo
Prawd臋 m贸wi! Ja to czuj臋, ja to wiem! To jest to, co tu pe艂za tak brudno, tak ohydnie - co to za 艣cian臋 byle nie wysz艂o. Ale kto wiatr sieje, ten burz臋 zbiera! Hanka!
Biegnie do kuchni.
Mela i Hesia ukazuj膮 si臋 na progu.

DULSKA
Zbyszek!

ZBYSZKO
A chce mama wiedzie膰, co zrobi臋? Chce mama wiedzie膰? Ja si臋 z Hank膮 o偶eni臋!

DULSKA
Jezus, Maria! Szlag mnie trafi!

MELA
Mamo, przebacz im! B艂ogos艂aw!

DULSKA
Odczep si臋!
Zbyszko wci膮ga Hank臋.
Hanka, rzu膰 te 艂achy! Zostaniesz tutaj na zawsze.

HANKA
Kiedy mi pani wypowiedzia艂a.

ZBYSZKO
Zostaniesz! Ja si臋 z tob膮 o偶eni臋.

HANKA
Rany boskie!

DULSKA
Ja nie pozwol臋.

ZBYSZKO
To si臋 na nic nie zda.

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko, upami臋taj si臋!

DULSKA
do Dulskiego, kt贸ry wszed艂 i patrzy zdumiony
Felicjan, widzisz, jak膮 tw贸j syn daje nam synow膮?..
Dulski zainteresowany podchodzi.
No, rusz偶e si臋, ty ojciec... Przeklnij go czy co, mo偶e si臋 upami臋ta.

ZBYSZKO
To na nic. Tak b臋dzie! Niech raz taka szpetota unurza si臋 we w艂asnym b艂ocie.

DULSKA
Rany boskie! Jak mi si臋 kto spyta, jak moja synowa z domu...

ZBYSZKO
To powie mama, 偶e nie z domu, ale z cha艂upy. To b臋dzie najgorsza kara. Hanka, padnij do n贸g i pro艣 o b艂ogos艂awie艅stwo...

HANKA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, ja przecie偶...

DULSKA
Id藕 precz! Felicjan, odezwij si臋!
DULSKI
A niech was wszyscy diabli!!!
Odchodzi do sypialni.

DULSKA
pada na kanap臋
Nie wytrzymam, daj臋 s艂awo, nie wytrzymam...

ZBYSZKO
Siadaj, Hanka, siadaj rz臋dem obok mamy! Teraz tu twoje miejsce.
Sadza gwa艂tem Hank臋 na kanap臋.

JULIASIEWICZOWA
Zbyszko!
Dzwonek, Hanka si臋 zrywa i chce biegn膮膰 otworzy膰.

ZBYSZKO
Sied藕! Nie ruszaj si臋!

HANKA
Ja chc臋 otworzy膰...

HESIA
Kto艣 idzie.

ZBYSZKO
sadza gwa艂tem Hank臋 i staj膮c na progu przedpokoju m贸wi
Niech kucharka idzie otworzy膰 i powie, 偶e obie panie Dulskie przyjmuj膮!
Zas艂ona spada.
Akt III

SCENA przedstawia ten sam pok贸j. Ranek, story podniesione, szare 艣wiat艂o dnia zimowego, pod nie rozpalonym piecem drzemie na sto艂eczku niskim Hanka, owini臋ta w chustk臋 czarn膮. Za podniesieniem zas艂ony s艂ycha膰 wicher 艂opocz膮cy o szyby. Chwila milczenia. S艂ycha膰 tylko, jak Hanka oddycha ci臋偶ko i od czasu do czasu j臋czy: 聯Jezus!" Drzwi otwieraj膮 si臋, wchodzi cichutko Mela w barchanowej sp贸dniczce bia艂ej, koszulce i narzuconym na plecy barchanowym kaftaniku. W艂osy ma rozpuszczone. W r臋kach bu艂ka i garnuszek z kaw膮. Chwil臋 waha si臋. Biegnie do drzwi sypialni ma艂偶e艅skiej, s艂ucha, wreszcie wraca, pochyla si臋 nad Hank膮 i delikatnie, ostro偶nie budzi j膮.

SCENA PIERWSZA
Mela, Hanka, p贸藕niej Hesia.

MELA
Andziu, Andziu! Zbud藕 si臋!

HANKA
Ha? co?...

MELA
Zbud藕 si臋, moja biedna Andziu!

HANKA
A!... to wielmo偶na panienka... ja zaraz... po mleko...
Trze oczy.

MELA
Nie, nie. Ty ju偶 teraz nie p贸jdziesz po mleko. Ju偶 kucharka przynios艂a. Ja si臋 艣niadaniem zaj臋艂am.

HANKA
A wielmo偶na pani?

MELA
Mama s艂aba, le偶y... Masz troch臋 kawy. Napij si臋! I bu艂k臋 zjedz.

HANKA
przypomina sobie
A... tak, tak... Zapomnia艂am, teraz ju偶 wiem (zaczyna p艂aka膰). O Jezu! Jezusiczku!

MELA
Czego p艂aczesz? Teraz wszystko na najlepszej drodze. Najgorsze przesz艂o. Ju偶 mamcia wie o wszystkim. Nie chce pozwoli膰, ale musi. Tylko teraz ty i Zbyszko musicie by膰 sta艂ymi i przem贸c wszystko swoj膮 mi艂o艣ci膮. Mama sama b臋dzie wzruszona...

HANKA
Ja p贸jd臋 w piecach pali膰...

MELA
Nie, nie! Daj spok贸j. Lepiej, 偶eby艣 ju偶 si臋 do niczego nie miesza艂a. Bo jak zaczniesz zn贸w by膰 s艂u偶膮c膮, to b臋dzie jeszcze gorzej. Sied藕 tu spokojnie i czekaj, co b臋dzie.

HANKA
A bielizna nie zmaglowana...

MELA
Nie turbuj si臋. Teraz si臋 przyjmie pokojow膮 i ona ju偶 za ciebie to wszystko zrobi. Ty teraz jeste艣 narzeczona Zbyszka, to przecie偶 nie mo偶esz chodzi膰 do magla ani w piecach pali膰. Pij kaw臋... moja z艂ota...

HANKA
Dzi臋kuj臋 panience, nie mog臋. Mnie tak od tego wczorajszego, 偶e a偶 no... ha... (obciera nos) O Jezu!

MELA
przykuca przed ni膮
Moja Andziu, ja wiem, 偶e to przykre przej艣cie, ale to trudno. Zobaczysz, 偶e jeszcze b臋dziesz bardzo szcz臋艣liwa ze Zbyszkiem. Ubierzesz si臋 inaczej, natr臋 ci r臋ce gliceryn膮, naucz臋 ci臋 艂adnie pisa膰, nie b臋dziesz nic robi膰.

HANKA
E! Gni膰 bez roboty...

MELA
Ha, b臋dziesz mie膰 inne zaj臋cie. Potem ja b臋d臋 zawsze z tob膮 i przy tobie. Ja za m膮偶 nie p贸jd臋, bo ja nie mam zdrowia, a mamcia m贸wi, 偶e do zam膮偶p贸j艣cia to trzeba mie膰 ko艅skie zdrowie. I w艂a艣nie chcia艂am ci powiedzie膰, 偶e... co do tego jakiego艣 dziecka, co艣 ty m贸wi艂a, a co ja nie rozumiem, to je偶eli ty ju偶 by艂a艣 zam臋偶na i boisz si臋, 偶e niby podobno m臋偶czy藕ni niech臋tnie si臋 偶eni膮 z wdowami, co maj膮 dzieci... to nie b贸j si臋. Ja si臋 tym dzieckiem zajm臋, wychowam. A co by mi mamcia da艂a na wypraw臋 czy na posag, to dla dziecka oddam. Ja sobie tak umy艣li艂am dzi艣 w nocy. Ja chcia艂am i艣膰 do klasztoru, bo tam cicho i tak mi艂o musi by膰 za murami, jak dzwonek rano dzwoni w maju. Ale przecie偶 i na 艣wiecie mo偶na mie膰 cisz臋. I wol臋 si臋 dla ciebie po艣wi臋ci膰. No... jedz bu艂k臋... jedz... A ty za to musisz by膰 dla mnie bardzo dobra i m贸wi膰 do mnie: 聯Moja z艂ota, dobra, kochana Melu...", no... powt贸rz...

HANKA
Co te偶 panienka... co te偶 panienka...

MELA
M贸w mi Melu, a ja tobie Andziu.

HANKA
Kiedy ja Hanka.

MELA
Nie, jak Zbyszkowa 偶ona, to Andzia.

HESIA
wpada w jednej po艅czoszce, skacze na jednej nodze
Pycha... dziewi膮ta blisko, w domu cisza... pensja si臋 w艣ciek艂a na dzi艣... pycha!

MELA
Cicho! Mamcia chora.

HESIA
Dzi艣 ca艂y dom chory. Nikt nie idzie do roboty, tylko tatko, naturalnie. (do Hanki) C贸偶 ty? Belle soeur! a!... hi... hi... Serwus, czupirad艂o!

MELA
Hesiu, jak偶e tak mo偶na.

HESIA
C贸偶 ty to na serio bierzesz? Przecie偶 to ca艂a komedia. Gzy, nic wi臋cej. Hu!... zimno tu. W piecu nie pal膮. Co to s膮 zaburzenia familijne! (nagle siada przy Hance) Powiedz, czy ty pierwsza zaczepia艂a艣 Zbyszka, czy on ciebie?

HANKA
呕e te偶 si臋 panienka Boga nie boi...

HESIA
O! ju偶 si臋 nauczy艂a艣 Boga wzywa膰 nadaremno. Jeszcze do naszej familii nie nale偶ysz. Hi! hi! Czy ty sobie wyobra偶asz, ciu膰mo jedna, 偶e si臋 Zbyszko z tob膮 naprawd臋 o偶eni?
Hanka p艂acze.

MELA
Hesia, nie r贸b jej przykro艣ci.

HESIA
Ale nie, nie. Przyobiecuj臋 by膰 nawet dru偶k膮 i powie艣膰 do o艂tarza urocz膮 oblubienic臋. Patrz, Mela, jak mi nogi uros艂y od wczoraj.

MELA
Zazi臋bisz si臋.

SCENA DRUGA
Te偶 same, Dulska.

DULSKA
blada, w szlafroku, g艂owa zwi膮zana
Co si臋 tu dzieje? Wy tutaj? Nie na pensji?

HESIA
Nie ma nas kto odprowadzi膰.

HANKA
Ja p贸jd臋.

DULSKA
Ty? odprowadza膰 panienki? no! no!... Id藕cie si臋 ubiera膰.

HESIA
Ale z pensji nici, mamciu.

DULSKA
Naturalnie. Wszystko tak i to przez... (Mela ca艂uje matk臋 w r臋k臋) Czego chcesz?

MELA
Mamciu z艂ota, daruj im! nie gniewaj si臋! Ju偶 ona ci ca艂e 偶ycie...

DULSKA
Prosz臋 si臋 do tego nie miesza膰.
Mela odchodzi do swego pokoju ze spuszczon膮 g艂ow膮. (do Hanki)
Ty id藕 do pokoiku, gdzie si臋 sk艂ada brudn膮 bielizn臋. Tam sied藕, nie ruszaj si臋, a偶 ci臋 zawo艂am. Z kuchark膮 ani s艂owa, ani z nikim. Rozumiesz? Twoja matka chrzestna, ta Tadrachowa, co pra艂a dwa razy, zawsze mieszka na 艢w. J贸zefa?

HANKA
Tak, prosz臋 wielmo偶nej pani.

DULSKA
Dobrze, a teraz id藕!
Hanka odchodzi do sypialni ma艂偶e艅skiej.
(do Hesi)
Pos艂a艂a艣 list do ciotki?

HESIA
Pos艂a艂am. I powiedzia艂am, 偶eby str贸偶 prosi艂, 偶e mamcia prosi, 偶eby ciocia zaraz przysz艂a. (Dulska siada, zgn臋biona.) Prosz臋 mamci, mo偶e prochy po艣ciera膰? (Dulska robi gest, 偶e jej wszystko jedno. Chwila milczenia.) Prosz臋 mamci, czy Zbyszko naprawd臋 si臋 z tym czym艣 o偶eni?

DULSKA
Daj ty mi spok贸j.

HESIA
Ja te偶 my艣la艂am, 偶e to niemo偶liwe. Cho膰by ze wzgl臋du na nas. Czy kto porz膮dny p贸藕niej stara艂by si臋 o mnie albo o Mel臋?

DULSKA
Daj ty mi spok贸j!

HESIA
Zreszt膮 Mela to mniejsza, bo ona i tak idzie na star膮 pann臋, ale ja...

DULSKA
A ja ci m贸wi臋, daj ty mi spok贸j, bo si臋 na tobie skrupi:

HESIA
Tylko prosz臋 mamy... ja nie rozumiem, jak mamcia tego nie widzia艂a. Ja to ju偶 od dawna wypenetrowa艂am! Ja...

SCENA TRZECIA
Dulska, Hesia, Zbyszko

ZBYSZKO
ubrany jak do wyj艣cia, kr臋ci si臋 chwil臋 po pokoju
Gdzie Hanka?
Milczenie.
Pytam si臋: gdzie Hanka?

HESIA
Oblubienica z Lammermooru rondle myje.

ZBYSZKO
Prosz臋 wi臋cej jej nie u偶ywa膰 do kuchennych pos艂ug. Gdzie Hanka dzi艣 spa艂a? (milczenie) Pytam si臋, gdzie Hanka dzi艣 spa艂a?

HESIA
Na sto艂eczku pod piecem, r臋ce w ma艂drzyk, a buzia w ciup.

ZBYSZKO
Trzeba inaczej si臋 ni膮 zaj膮膰. (milczenie) Bo... je偶eli... no... zreszt膮, ja wychodz臋, za chwil臋 wr贸c臋. Musz臋 jaki艣 porz膮dek zrobi膰.

HESIA
艣mieje si臋
Postaw 艂o偶e pod baldachimem w salonie...

ZBYSZKO
Milcz!

HESIA
Nie chce mi si臋! Nie chce mi si臋... Cake-walk! Cake-walk! (robi kilka pas) Hanu艣, s艂odka narzeczona... dziewcz臋 z buzi膮 jak malina...

ZBYSZKO
Id藕, ty...
Wychodzi szybko.

HESIA
Strach! jeszcze czego艣 podobnego, jak d艂ugo 偶yj臋, nie widzia艂am. (nads艂uchuje) Str贸偶 jest w kuchni. Dowiem si臋. Tylko, wie mamcia, ja w膮tpi臋, czy ciocia przyjdzie, bo strasznie by艂a wczoraj naindyczona.

DULSKA
Id藕 no, id藕...
Wychodzi Hesia, Dulska zawi膮zuje mocniej g艂ow臋, s艂yszy trzepanie dywan贸w, nads艂uchuje, porywa si臋, biegnie do okna, otwiera i krzyczy ca艂kiem innym g艂osem:
Nie wolno!... Na dziedzi艅cu si臋 trzepie... nie wolno!...(wraca)

HESIA
Ciocia powiedzia艂a, 偶e przyjdzie zaraz.

DULSKA
Teraz id藕, ubierz si臋.

HESIA
A potem, 偶eby troch臋 na spacer, co?

DULSKA
Co ci w g艂owie? tu taki szkanda艂 za pasem, a ona na spacer!

HESIA
No dobrze... dobrze... ju偶 id臋!
Wybiega do siebie.

SCENA CZWARTA
Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
w p艂aszczu na matince; z godno艣ci膮
Ciocia mnie wezwa艂a?

DULSKA
Tak.

JULIASIEWICZOWA
W艂a艣ciwie nie powinnam przyj艣膰 po tak dotkliwej obrazie, ale w nieszcz臋艣ciu powinno darowa膰 si臋 winy. C贸偶 zatem ciocia sobie 偶yczy?

DULSKA
z nag艂ym wybuchem
Zlituj si臋! Ratuj!... Wybaw mnie z tego po艂o偶enia. Przecie偶 taki o偶enek dla Zbyszka to ostatnia zguba. Jak ja ludziom w oczy spojrz臋!

JULIASIEWICZOWA
Moja ciociu... sama ciocia piwa nawarzy艂a. Ja radzi艂am: odprawi膰 Hank臋.

DULSKA
Ale kiedy ci wyt艂umaczy艂am, dlaczego j膮 trzymam, sama si臋 zgodzi艂a艣, 偶e tak lepiej. Ja to przecie偶 zrobi艂am dla jego dobra. Patrze膰 ju偶 nie mog艂am, jak mi si臋 wisusowa艂. To si臋 nieraz robi. Ja nie pierwsza i nie ostatnia.

JULIASIEWICZOWA
Tak, zapewne...

DULSKA
Rad藕! Ratuj! Ty masz doskona艂y z艂odziejski spryt, ty co艣 wymy艣lisz. Przede wszystkim - we藕 t臋, t臋 Hank臋 do siebie. Wyrzuci膰 jej nie mog臋, bo obniesie nas po mie艣cie. U ciebie b臋dziesz j膮 pilnowa膰, 偶eby z nikim nie pyskowa艂a.

JULIASIEWICZOWA
A ju偶 co to, to nie... Dzi臋ki za taki mebel! Nigdy nie wiadomo z takimi, co w trawie piszczy. Ale trzeba rzeczywi艣cie co艣 zrobi膰, bo i dla nas samych to bardzo nieprzyjemne. M贸j m膮偶 a偶 je艣膰 kolacji nie m贸g艂, jak si臋 o tym dowiedzia艂. Czy ona ma jak膮 rodzin臋?

DULSKA
Ma tu tylko matk臋 chrzestn膮 - praczk臋.

JULIASIEWICZOWA
Trzeba j膮 tu sprowadzi膰.

DULSKA
Pos艂a艂am po ni膮 kuchark臋.

JULIASIEWICZOWA
Mo偶e si臋 wyda co艣 o tej Hance... Mo偶e ona ju偶 dobrze tam na wsi si臋 bawi艂a. Je偶eli si臋 Zbyszko dowie... Cho膰, wed艂ug mego przekonania, Zbyszko jedynie tylko na z艂o艣膰 cioci to wszystko zrobi艂.

DULSKA
z wybuchem
Na z艂o艣膰 mnie, matce?! I miej tu dzieci! Takem go chowa艂a! Wozi艂am si臋 z nim do Rabki... Jak by艂a ta matura, to niby... no... pokierowa艂am go do prokuratorii skarbu... a tu... a tu...
P艂acze.

JULIASIEWICZOWA
Prosz臋 cioci si臋 uspokoi膰. To nic nie pomo偶e. Tu trzeba radzi膰 energicznie. Co ona m贸wi?

DULSKA
A c贸偶 ona mo偶e m贸wi膰? Nic.

JULIASIEWICZOWA
To jeszcze ca艂e szcz臋艣cie, 偶e ona, zdaje si臋, g艂upia, bo jakby tak wzi臋艂a na kie艂... Niech jej ciocia da w贸dki i chleba z mas艂em.

DULSKA
Co?

JULIASIEWICZOWA
Ju偶 ja wiem, co m贸wi臋! Miodem si臋 muchy bierze, nie octem.

SCENA PI膭TA
Dulska, Juliasiewiczowa, Tadrachowa.

TADRACHOWA
Niech b臋dzie pochwalony Jezus Chrystus!

DULSKA
A, to wy! (do Juliasiewiczowej) Ta praczka.

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋 wielmo偶nej pani gospodyni. A c贸偶 to, b臋dzie zn贸w du偶e pranie?

JULIASIEWICZOWA
Niech mnie ciocia pozwoli! (do Tadrachowej) Nie, moja dobra kobieto. My tu was zawezwali ca艂kiem o co innego.

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋...

JULIASIEWICZOWA
Tu chodzi o Hank臋.

TADRACHOWA
A...

JULIASIEWICZOWA
Widzicie, tak si臋 sta艂o. Hance trafia si臋 doskona艂y m膮偶.

DULSKA
C贸偶 ty...

JULIASIEWICZOWA
Zaraz, ciociu... doskona艂y m膮偶. Ot贸偶, poniewa偶 to jest poczciwy rzemie艣lnik, wychowanek cioci, wi臋c my chcemy naprz贸d wiedzie膰, jaka te偶 to uczciwo艣膰 Hanczyna. Bo w takiej ma艂ej mie艣cinie to rozmaicie, jak to pani Tadrachowa wie...

TADRACHOWA
No, no... tak, wielmo偶na pani... niby... to swoja rzecz.

JULIASIEWICZOWA
W艂a艣nie... wi臋c co do Hanki. Jak si臋 ona tam sprawia艂a w domu. Tylko niech Tadrachowa powie pod przysi臋g膮, jak na spowiedzi, bo to wa偶na sprawa.

TADRACHOWA
Niby... co do Hanki? A, wielmo偶na pani, to dziewczyna by艂a jak szklanka. Nawet rysy nie by艂o.

JULIASIEWICZOWA
Mogliby艣cie na to przysi膮c?

TADRACHOWA
Przed Przenaj艣wi臋tszym Sakramentem. Za ni膮 - jak za siebie!

JULIASIEWICZOWA
No, a ten finanzwach?

TADRACHOWA
To insza inszo艣膰. On si臋 z ni膮 zar臋czy艂. Ale co do tamtego, to o!... tylko 偶e nie by艂o pieni臋dzy, niby na gospodarstwo, wi臋c bez to si臋 to 艣limaczy. Ale to ca艂kiem uczciwie i honorowo, to sam ksi膮dz proboszcz mo偶e po艣wiadczy膰.

JULIASIEWICZOWA
No, a tu, w mie艣cie?

TADRACHOWA
A to ju偶... chyba wielmo偶na pani gospodyni wie, bo przecie dziewczyna niby tu... jakby pod opiek膮.
Chwila milczenia.

JULIASIEWICZOWA
Mo偶e si臋 pani Tadrachowa w贸dki napije?

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋 wielmo偶nej pani, ja przysi臋g艂am od w贸dki.
艢mieje si臋.

JULIASIEWICZOWA
艣miej膮c si臋
Ale od likierku?

TADRACHOWA
No, chyba...

JULIASIEWICZOWA
Do Dulskiej
Daj, Anielko, co艣 s艂odkiego.
Dulska wychodzi.
Pani Tadrachowa my艣li, 偶e Hanka mo偶e z czystym sumieniem i艣膰 za niego, co si臋 jej trafia?

TADRACHOWA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, jak si臋 jemu podoba, to chyba nie b臋dzie taki skrupulant. To u pa艅stwa takie wymys艂y. A potem... czy ja wiem?
Dulska wraca z kieliszkiem likieru i stawia przed Tadrachow膮.

JULIASIEWICZOWA
Pijcie!

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋, r膮czki ca艂uj臋! (pije) Hi, hi, hi!...

JULIASIEWICZOWA
Dobre?

TADRACHOWA
A偶 mgli, takie dobre.

JULIASIEWICZOWA
Wi臋c...

SCENA SZ脫STA
Te偶 same, Zbyszko.

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋 wielmo偶nemu m艂odemu panu gospodarzowi, r膮czki ca艂uj臋...

ZBYSZKO
Czekajcie no... To wy艣cie mi kiedy艣 nosili ubranie do krawca?

TADRACHOWA
Ja, wielmo偶ny panie, po ostatnim praniu.

ZBYSZKO
Wy jeste艣cie krewna Hanki?

TADRACHOWA
Matka chrzestna.

ZBYSZKO
A to si臋 doskonale sk艂ada! Musz臋 was zawiadomi膰, 偶e ja si臋 z Hank膮 偶eni臋.

TADRACHOWA
Wielmo偶ny pan ze mnie g艂upi膮 robi.

ZBYSZKO
呕eni臋 si臋! (patrzy na Dulsk膮) 偶eni臋 si臋, i to bardzo pr臋dko. Chodzi艂em si臋 dowiedzie膰, jakie formalno艣ci. Gdzie Hanka chrzczona? Trzeba pr臋dko jej metryk臋. Rozumiecie? Zreszt膮 przyjd藕cie jutro, to si臋 wszystko u艂o偶y.
Wychodzi do siebie.

TADRACHOWA
W imi臋 Ojca i Syna... Chyba wielmo偶ny m艂ody gospodarz jest pomylony albo bardzo na honorze delikatny.

JULIASIEWICZOWA
Jak wy to rozumiecie?

TADRACHOWA
Ano... prosz臋 wielmo偶nych pa艅, ta ja 艣lepa nie jestem. Ja przecie wiedzia艂am, co i jak jest. Do艣膰 by艂o popatrze膰, jak to Hanka przymizernia艂a. A beczy po k膮tach, a do mnie wpada艂a... Ja jej zawsze m贸wi艂am: 聯Nie becz, pan jest godny, z rodzic贸w 艣wi臋tych, pan ci臋 zabezpieczy." Ale 偶eby si臋 a偶 偶eni艂...

DULSKA
A c贸偶 wy my艣licie, 偶e ja pozwol臋 na to ma艂偶e艅stwo?

TADRACHOWA
A, bro艅 mnie Bo偶e! Bez b艂ogos艂awie艅stwa mamusi my ta do o艂tarza nie p贸jdziemy. Ale chyba wielmo偶na pani gospodyni nie b臋dzie d臋ba stawa膰, 偶eby si臋 uczciwa rzecz nie sta艂a... Skoro m艂ody pan tak chce, to ju偶 od Boga natchniony, aby sierocie krzywdy nie robi膰. Ca艂e jej wiano by艂a ta uczciwo艣膰, a dzi艣 nikt jej nie we藕mie, bo bogactwem swego poha艅bienia nie przykryje, a jeno jeszcze pieni膮dzami ludziom oczy mydli膰 mo偶na...

JULIASIEWICZOWA
Tak, macie racj臋... pieni臋dzmi... Mo偶e jeszcze kieliszeczek? Anielciu!

DULSKA
Nie mam wi臋cej.

JULIASIEWICZOWA
odprowadza Dulsk膮
Ciociu, mo偶e ofiarowa膰 pewn膮 sum臋...

DULSKA
Jezus, Maria! Tylko si臋 za kiesze艅 trzymaj!

JULIASIEWICZOWA
Trudno!

DULSKA
Pom贸w ty jeszcze ze Zbyszkiem, moja droga, mo偶e on ciebie us艂ucha. B贸j si臋 Boga, p艂aci膰... Jak on powie, 偶e nie chce, to wszystko si臋 u艂o偶y. Pom贸w z nim!

JULIASIEWICZOWA
Dobrze. Ale wie ciocia, 偶e to b臋dzie twardo. (do Tadrachowej) Wi臋c powiadacie, 偶e pieni膮dze...

TADRACHOWA
To grunt, wielmo偶na pani. Taki ju偶 teraz 艣wiat. Jeden Judasz drugiego za pieni膮dze sprzeda. Oj, czasy, czasy nasta艂y! Ani paszy dla byd艂a, ani uczciwo艣ci ludzkiej.
JULIASIEWICZOW膭
Macie racj臋. My tu jeszcze z pani膮 gospodyni膮 chcemy si臋 naradzi膰.

TADRACHOWA
Co do Hanki? Jaka偶 tu rada? M艂odzi chc膮 jedno drugie. Wielmo偶na pani nie b臋dzie twarda. Przecie dzieje si臋 to i po hrabskich domach, 偶e si臋 z ni偶szymi 偶eni膮, a Hanka zn贸w jest i 艣lubna, i znowu nie takie tam co, bo te偶 z familii zasiedzia艂ej, cho膰 stanu murarskiego.

DULSKA
Id藕cie no tylko do jadalni i czekajcie, a偶 was zawo艂amy.

TADRACHOWA
Ca艂uj臋 r膮czki pani gospodyni. Id臋 ju偶, Panu Jezusowi oddaj臋. Ca艂uj臋 r膮czki. A niech mamusia nie b臋dzie twarda...
Wychodzi.

SCENA SI脫DMA
Dulska, Juliasiewiczowa, Mela.

DULSKA
S艂ysza艂a艣? 聯Mamusia!" Jak to sobie pr臋dko taka pani pozwala... Dusi mnie formalnie. No, no!...

JULIASIEWICZOWA
B臋d臋 m贸wi膰 ze Zbyszkiem. Niech偶e ciocia idzie do swego pokoju, prosz臋 cioci.

DULSKA
Zlituj si臋! R贸b wszystko, co mo偶na... powiedz, 偶e ja i Felicjan tego nie prze偶yjemy, 偶e si臋 go wydziedziczy, 偶e z艂amanego centa nie dostanie nigdy, 偶e...

JULIASIEWICZOWA
Dobrze, dobrze, ju偶 wiem. Tylko niech ciocia mnie zostawi sam膮.

DULSKA
Id臋, id臋... Moja艣 ty, zr贸b wszystko... ja ju偶 z si艂 opadam!
Wychodzi.

MELA
we drzwiach
Pst, pst!... Ciociu!

JULIASIEWICZOWA
A czego chcesz?

MELA
C贸偶 mama? Pozwala?

JULIASIEWICZOWA
Prosz臋 Meli i艣膰 do siebie i nie pokazywa膰 si臋 tutaj.

MELA
Ach, Bo偶e! Bo偶e! Co to b臋dzie?
Znika

SCENA 脫SMA
Juliasiewiczowa, Zbyszko.

JULIASIEWICZOWA
chwil臋 si臋 waha, potem podchodzi do drzwi Zbyszka
Zbyszko! Prosz臋 ci臋 tu na chwil臋.

ZBYSZKO
O co chodzi?

JULIASIEWICZOWA
No, wejd藕偶e tu! Trudno, a偶ebym ja do ciebie wchodzi艂a. Jestem na to i za stara, i... za m艂oda.

ZBYSZKO
we drzwiach
W艂a艣ciwie czego chcesz?

JULIASIEWICZOWA
Przede wszystkim nie patrz na mnie jak na wroga, bo ja twoim wrogiem nie jestem, mimo twego obchodzenia si臋 ze mn膮. Mnie si臋 zdaje, 偶e ty nawet b臋dziesz rad pom贸wi膰 z kim艣, kto ma zdrowy rozs膮dek i z boku patrzy na twoje post臋powanie. Chod藕 no tu... Nie ciskaj si臋! Przecie偶 o wszystkim mo偶na podyskutowa膰.

ZBYSZKO
wchodz膮c do pokoju
Je偶eli o Hance, to nie ma 偶adnej dyskusji. Tak b臋dzie i basta!

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie! i nie wyobra偶aj sobie, 偶e ja jestem przeciwna twemu projektowi. Owszem. Skoro chcesz 聯naprawia膰", tylko namawia膰 ci臋 na to nale偶y. Ciocia chcia艂a, 偶ebym twoj膮 narzeczon膮 wzi臋艂a do siebie, ale...

ZBYSZKO
No?

JULIASIEWICZOWA
Odm贸wi艂am.

ZBYSZKO
Czemu?

JULIASIEWICZOWA
Mam m臋偶a i... c'est le premier pas qui co煤te - a tam, gdzie nie ma zmys艂u moralnego, jak u takiej dziewczyny, to nigdy nie wiadomo, co i jak...

ZBYSZKO
Czy to mi mia艂a艣 do powiedzenia?

JULIASIEWICZOWA
Ach, czekaj! Co艣 z Hank膮 trzeba zrobi膰. Na now膮 s艂u偶b臋 nie p贸jdzie. Na 聯stancj臋" j膮 oddasz... Bo偶e drogi! Takie milieu to ostatnia zgnilizna i rozpusta, a przy takich instynktach do dnia 艣lubu... Mo偶e na pensj臋, ale w膮tpi臋, czy wezm膮, a potem...

ZBYSZKO
To s膮 wszystko drwiny.

JULIASIEWICZOWA
W膮tpi臋, czy mamcia j膮 b臋dzie mog艂a d艂ugo trzyma膰 w sk艂adziku... C贸偶 wi臋c zrobisz?
Zbyszko chodzi po pokoju i milczy. Juliasiewiczowa patrzy za nim.
Naturalnie ju偶 o jakichkolwiek relacjach ze 艣wiatem mowy by膰 nie mo偶e.

ZBYSZKO
Gwi偶d偶臋 na 艣wiat!

JULIASIEWICZOWA
Masz racj臋. I ja tak偶e. Ale... 偶yjemy w ci膮g艂ym kontakcie.

ZBYSZKO
Pluj臋 na kontakt!

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Tylko... musicie sobie sami wystarczy膰. Nie znam jej, musi mie膰 du偶膮 inteligencj臋 wrodzon膮.
Zbyszko milczy.
Ty to rozwiniesz, wi臋c z moralnej strony nie ma obawy. Tylko materialna.

ZBYSZKO
Mam j膮 w pi臋cie.

JULIASIEWICZOWA
Tak si臋 m贸wi. Ale ty masz pensji 60 z艂otych re艅skich. I pr贸cz tego mas臋 d艂ug贸w. Kondykt w powietrzu. Z tego we troje - to n臋dza. Hanka nie zarobi nic, chyba 偶e b臋dzie u siebie samej s艂ug膮, no, ale i to... A ty przyzwyczajony do puszczania pieni臋dzy swoich i nie swoich...

ZBYSZKO
siada na fotelu
Tak b臋dzie, jak powiedzia艂em!

JULIASIEWICZOWA
Tak, ale g艂贸wnie o te pieni膮dze... Bo niby z czego 偶y膰? Wieczorami mo偶esz pisa膰. M贸j m膮偶 ci da jakie kawa艂ki do odrabiania w domu, ale i to...

ZBYSZKO
Daj ty mi spok贸j!

JULIASIEWICZOWA
B膮d藕my logiczni. Mieszkanie, ju偶 jeden pok贸j z kuchenk膮: 25-30... Na 偶ycie - gulden, co jest n臋dz膮. Ale skoro si臋 kochacie... To ju偶 ca艂a pensja. A gdzie偶 reszta?

ZBYSZKO
B臋d臋 robi艂 d艂ugi.

JULIASIEWICZOWA
Mamcia og艂osi - nikt centa nie da. A rodzice jeszcze 偶y膰 mog膮 i trzydzie艣ci lat. B臋dziesz n臋dzarzem d艂ugo, bardzo d艂ugo, no, ale...

ZBYSZKO
Daj ty mi spok贸j!

JULIASIEWICZOWA
Bo偶e drogi! gdyby to mo偶na tak 偶yciu powiedzie膰: 聯daj mi spok贸j," ale ono w艂azi na kark jak hydra - i zd艂awi. (podchodzi do niego i siada na por臋czy fotela) Zbyszko, popatrz mi w oczy. Ty 偶a艂ujesz tego, co艣 zrobi艂.

ZBYSZKO
Pu艣膰 mnie!

JULIASIEWICZOWA
Nie puszcz臋! Tu si臋 rozchodzi o co艣 wi臋cej jak o g艂upie 聯na z艂o艣膰 matce".

ZBYSZKO
To nie na z艂o艣膰... Ja chcia艂em raz zetrze膰 w proch to pod艂e, to czarne, co tu jest dusz膮 z艂ych czyn贸w w tych 艣cianach. Chcia艂em raz wzi膮膰 si臋 za bary z tym czym艣 nieuchwytnym i...

JULIASIEWICZOWA
I wzi膮艂e艣 si臋 za bary, szamota艂e艣, pokaza艂e艣 k艂y, a teraz musisz ulec.

ZBYSZKO
Nie musz臋, nie ulegn臋!
JUIASIEWICZOWA
Masz si艂y do takiej ci膮g艂ej walki?
Zbyszko milczy
Aha! aha! Nawet nie odpowiadasz. Ty jeste艣 zupe艂nie ju偶 wyczerpany. Ciebie ta jedna noc zmog艂a, a c贸偶 dopiero ca艂e takie 偶ycie...

ZBYSZKO
Ach, ty! Ach, ty!...

JULIASIEWICZOWA
C贸偶 ja? Ciocia powiedzia艂a, 偶e ja mam z艂odziejski spryt. Tak! Bo zgodzi艂am si臋 z 偶yciem i kradn臋 to, co jest najmilszego. To jest szczyt m膮dro艣ci. Walczy膰? Donkiszot! 艢mieszne! Zreszt膮, sam powiedzia艂e艣: wyci膮gniemy kopyta.

ZBYSZKO
Ty umiesz budzi膰 we mnie ko艂tuna.

JULIASIEWICZOWA
Ale偶 on na chwil臋 w tobie nie zasn膮艂! Ty si臋 z nim nie borykaj. To na nic. Wiesz sam. Zreszt膮, co ty od cioci chcesz? Ona ci臋 kocha, da艂a ci 偶ycie...

ZBYSZKO
Cha! Cha!... Ja si臋 na 艣wiat nie prosi艂.

JULIASIEWICZOWA
To komuna艂. Wychowa艂a ci臋, wed艂ug niej, najlepiej.

ZBYSZKO
Najlepiej! To zgroza s艂ucha膰, co ty m贸wisz.

JULIASIEWICZOWA
Wed艂ug niej. Wszystko to zrobi艂a przez mi艂o艣膰 dla ciebie. I teraz ona p艂acze, Zbyszku, ona p艂acze...

ZBYSZKO
E!

JULIASIEWICZOWA
Nie 聯e"... to jest matka...
Zbyszko siada na fotelu, zgn臋biony. Juliasiewiczowa podchodzi.
No... i co b臋dzie, Zbyszko?
Zbyszko milczy.
No, no...

ZBYSZKO
Jest jeszcze czas.

JULIASIEWICZOWA
Nie, nie, takie rzeczy przecina si臋 od razu. Raz, dwa! Zobaczysz, odetchniesz, jak z tym sko艅czysz.

ZBYSZKO
cicho
Ale jak?

JULIASIEWICZOWA
Ju偶 my na to poradzimy.

ZBYSZKO
B臋dzie skandal.

JULIASIEWICZOWA
A widzisz! a m贸wi艂e艣, 偶e ci o 艣wiat nie chodzi!
Chwila milczenia.
Zbyszko milczy.
I przeprosisz matk臋?

ZBYSZKO
Za co?

JULIASIEWICZOWA
Zr贸b to, obrazi艂e艣 j膮 bardzo. Ona chora, ona biedna. (biegnie do drzwi) Ciociu!

ZBYSZKO
Ale... krzywda si臋 jej nie stanie?

JULIASIEWICZOWA
Prosz臋 ci臋, ju偶 ja w tym b臋d臋. Ciociu!

SCENA DZIEWI膭TA
Zbyszko, Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
Ciociu! Zbyszko cofa, co powiedzia艂. Powr贸ci艂 do rozumu... i przeprasza cioci臋.
Dulska p艂acze.

ZBYSZKO
podchodzi ku niej, ca艂uje j膮 w r臋k臋 i m贸wi cicho
Przepraszam mam臋 za to... A psiakrew... psiakrew!

DULSKA
do Juliasiewiczowej
No widzisz... zn贸w klnie.

JULIASIEWICZOWA
Ach, to g艂upstwo! To nie ma znaczenia.

ZBYSZKO
z wybuchem
Ma, ma znaczenie! Ma!

JULIASIEWICZOWA
Cofasz si臋?

ZBYSZKO
Tak... tak... b臋d臋 tym, kim by艂em! A! Mo偶ecie by膰 dumni! (z wybuchem nerwowym) Ach, jak ja si臋 b臋d臋 teraz 艂otrowa艂! Jak ja si臋 b臋d臋 艂otrowa艂!...

JULIASIEWICZOWA
Dop贸ki si臋 nie o偶enisz, dobrze nie o偶enisz... z pann膮 fajn膮, z dobrego domu.

ZBYSZKO
Dop贸ki si臋 dobrze nie o偶eni臋 z posagiem, z kamienic膮, z diab艂em, z czortem...
Wybiega do swego pokoju.

DULSKA
Bo偶e! Bo偶e!

JULIASIEWICZOWA
Niech ciocia pozwoli mu wyburzy膰 si臋. G艂贸wna rzecz zrobiona. Teraz trzeba si臋 wzi膮膰 do niej. Ciocia mi daje carte blanche?

DULSKA
Nie rozumiem.

JULIASIEWICZOWA
dochodzi do drzwi
Tadrachowa!

SCENA DZIESI膭TA
Te偶 same, Tadrachowa.

TADRACHOWA
R膮czki ca艂uj臋! Jestem... jestem...

JULIASIEWICZOWA
Moja Tadrachowa, zasz艂y tu pewne zmiany. M艂ody pan 偶eni膰 si臋 z Hank膮 nie chce.

TADRACHOWA
Jak偶e to? Sam mi to godnie o艣wiadczy艂.

JULIASIEWICZOWA
Ale si臋 namy艣li艂.

TADRACHOWA
Tak niby: mir nichts - dir nichts?

DULSKA
Pod b艂ogos艂awie艅stwem matki.

TADRACHOWA
To du偶e s艂owo. No, ale to krzywda dla Hanki, a ja przecie dziecka, com go do chrztu 艣wi臋tego podawa艂a, ukrzywdzi膰 nie dam!

JULIASIEWICZOWA
Nikt jej ukrzywdzi膰 nie chce. Pani gospodyni jest bardzo zacna osoba i mo偶e tam co艣 nieco艣 Hance da jako odszkodowanie.

DULSKA
cicho
Nie galopuj si臋.
Tadrachowa milczy.
JULIASIEWICCZOWA
No, czy ja wiem, co i jak...

TADRACHOWA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, 艣wi臋ty zwi膮zek ma艂偶e艅ski a pieni膮dze - to ca艂kiem insza inszo艣膰.

JULIASIEWICZOWA
No... tak, ale dobre i to. Ka偶da inna matka to by dziewczyn臋 wygna艂a bez dobrego s艂owa. A tu si臋 jeszcze troszcz膮 i chc膮 co艣 doda膰... No, moja Tadrachowa, przyznajcie, 偶e takich ludzi to ma艂o na 艣wiecie.

TADRACHOWA
Ja zawsze m贸wi艂am, 偶e to 艣wi臋te pa艅stwo. Ale krzywda krzywd膮...

JULIASIEWICZOWA
E, sami艣cie m贸wili, 偶e pieni膮dze wszystko kryj膮. Jak Hanka mie膰 b臋dzie co艣 w Sparkasie, to ani si臋 nikt o reszt臋 nie spyta.

TADRACHOWA
Mo偶e by膰.

JULIASIEWICZOWA
Jak my艣licie, co i jak?

TADRACHOWA
Prosz臋 wielmo偶nej pani, to ju偶 Hanki rzecz. Trzeba mi z ni膮 pogada膰.

JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Zaraz wam Hank臋 przy艣lemy. Chod藕my, ciociu!

TADRACHOWA
Ca艂uj臋 r膮czki wielmo偶nym paniom.
Dulska wychodzi.

JULIASIEWICZOWA
I miejcie rozum! Bo to tylko dobre serce pani, a 偶aden mus. Rozumiecie?

TADRACHOWA
Niby...
Wchodzi Hanka. Juliasiewiczowa wychodzi.

SCENA JEDENASTA
Tadrachowa, Hanka.

TADRACHOWA
ogl膮da si臋
Chod藕 tu, chod藕!

HANKA
Jak si臋 macie.

TADRACHOWA
A to ci dopiero, a to ci dopiero!

HANKA
Wiecie? No!

TADRACHOWA
A jak偶e, chcia艂 si臋 偶eni膰!

HANKA
A!...

TADRACHOWA
A teraz nie chce.

HANKA
A niech go pokr臋ci z jego 偶enieniem! Co mi tam po takim o偶enku. Ja do tego, czy co? Poniewierajom mn膮 ju偶 od wczoraj. My艣leli, 偶e wielki cymes.

TADRACHOWA
Zawsze膰 to honorowo.

HANKA
E!

TADRACHOWA
I by艂aby艣 pani膮 - kamieniczn膮.

HANKA
E!

TADRACHOWA
Lepiej jak za tego twego finansa. Bo cho膰 to niby co艣, ale zawsze trybelulka.

HANKA
To moja rzecz. Ale by mn膮 nikt nie poniewiera艂. Ka偶den ma sw贸j honor.

TADRACHOWA
To ty nie obstajesz, 偶eby si臋 pan z tob膮 偶eni艂?

HANKA
Powiedzia艂am, co mi taki morowicz. Niech ta b臋dzie moja krzywda.

TADRACHOWA
Oni ci臋 ta nie ukrzywdz膮. Chc膮 ci da膰 co艣 na r臋k臋.

HANKA
p艂acze
Daj ta, matka chrzestna, spok贸j, daj ta, matka chrzestna, spok贸j...

TADRACHOWA
Ty jeste艣 durna, durna! M艂oda jeste艣 i nie wiesz, co to 艣wiat. Jak b臋dziesz mie膰 pieni膮dze, to b臋dziesz mocarna... Ta czego beczysz? Ta ju偶 tamto przepad艂o. Teraz jeno, 偶eby ci臋 nie skrzywdzili.

HANKA
jak wy偶ej
Daj ta, matka chrzestna, spok贸j...

TADRACHOWA
Ta to 偶adna 艂aska, ja ju偶 za ciebie b臋d臋 gada膰. Ja ci臋 skrzywdzi膰 nie dam.

HANKA
podra偶niona
Daj ta, matka chrzestna, spok贸j!

SCENA DWUNASTA
Te偶 same, Dulska, Juliasiewiczowa.

JULIASIEWICZOWA
No i c贸偶, naradzi艂y艣cie si臋? Trzeba si臋 spieszy膰, bo ju偶 p贸藕no. Czas i艣膰 do miasta.

TADRACHOWA
z innego tonu
Prosz臋 wielmo偶nych pa艅, to tak: Hanka gada, 偶e wielmo偶ny pan sam obiecywa艂 o偶enek...

JULIASIEWICZOWA
Pan 偶artowa艂. Hanka tego na serio nie my艣li.

TADRACHOWA
Byli 艣wiadkowie, prosz臋 艂aski wielmo偶nej pani.

DULSKA
Kto?

TADRACHOWA
Wielmo偶na pani gospodyni.

DULSKA
To bezczelno艣膰!

JULIASIEWICZOWA
Zaraz, zaraz. Tu ju偶 mowy nie ma o o偶enku. Pan 偶artowa艂, powtarzam wam! Hanka dobrze wiedzia艂a, co robi.

TADRACHOWA
Ja za ni膮 jak za siebie...

JULIASIEWICZOWA
A 偶e ciocia chce co艣 z 艂aski zrobi膰, to powinni艣cie by膰 wdzi臋czni... Wi臋c ja tak my艣l臋, 偶e...

DULSKA
cicho
Nie galopuj si臋.

JULIASIEWICZOWA
No, kilkadziesi膮t koron...
Nagle Hanka podst臋puje do sto艂u i staje zuchwale pomi臋dzy nimi.

HANKA
Ja b臋d臋 gada膰!..

TADRACHOWA
Hanu艣, czekaj, ja...

HANKA
Daj ta, matka chrzestna, spok贸j. Jak chc膮 mi moj膮 krzywd臋 p艂aci膰, niech p艂ac膮!!!

DULSKA
Patrzcie, jak si臋 rozzuchwali艂a!

HANKA
A ino... P艂a膰cie, p艂a膰cie!... A nie, to chod藕, matka chrzestna, i tak zap艂ac膮. S膮 s膮dy i alimenta, a ja przysi臋gn臋.

DULSKA
Jezus, Maria! Tego tylko brakuje!

JULIASIEWICZOWA
Dziewczyno, i ty mia艂aby艣 sumienie?

HANKA
O! A ze mn膮 to mieli sumienie zrobi膰 to, co zrobili? Jak nie mieli sumienia, to niech teraz p艂ac膮!

TADRACHOWA
Hanka, ta nie krzycz!

HANKA
Daj ta, matka chrzestna, spok贸j! Ja si臋 sama za moj膮 krzywd臋 upomn臋. A Jagusia Wajd贸wna nie wyprawowa艂a to u nas aliment贸w, co? Jak kto by艂 bez sumienia nade mn膮, to i ja nad nim sumienia mie膰 nie b臋d臋.

DULSKA
do Juliasiewiczowej
Zlituj si臋, daj jej, co chce, tylko nie dopu艣膰 do skandalu.

JULIASIEWICZOWA
Ile偶 chcesz?

HANKA
Dajcie tysi膮c koron.

DULSKA
Co?

HANKA
Tysi膮c koron.
Chwila milczenia. Kobiety mierz膮 si臋 d艂ugimi spojrzeniami.

JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech ciocia da, bo b臋dzie skandal.

DULSKA
Bo偶e m贸j drogi! (do Hanki) C贸偶 ty, ze sk贸ry mnie chcesz obedrze膰?

HANKA
A mnie tu w tym domu nie obdarli z uczciwo艣ci? Ja prosi艂am si臋, 偶eby mnie pu艣ci膰. Chod藕cie, matko chrzestna.

DULSKA
Czekajcie... Ale musicie si臋 podpisa膰, 偶e nie macie do nas 偶adnego 偶alu i 偶e jeste艣cie za艂agodzeni.

HANKA
ponuro
Podpisz臋.

DULSKA
I nigdy si臋 nas czepia膰 nie b臋dziesz?

HANKA
Ja nigdy. Ale co ta ono zrobi, jak doro艣nie, to ju偶 jego rzecz i Pana Boga.

DULSKA
Do tej pory ja ju偶 偶y膰 nie b臋d臋. Chod藕cie! Wychodz膮 do sypialni.

SCENA TRZYNASTA
Juliasiewiczowa, Mela.

MELA
Ciociu!

JULIASIEWICZOWA
we drzwiach
Czego?

MELA
Ciociu, co si臋 dzieje? Hesia ca艂y czas pods艂uchuje i tak si臋 艣mieje... Co si臋 dzieje?...

JULIASIEWICZOWA
Nic. Wszystko w porz膮dku.

MELA
Chwa艂a Bogu!
Juliasiewiczowa wchodzi do sypialni. Po chwili wychodzi Hanka, Tadrachowa, Dulska.

SCENA CZTERNASTA
Hanka, Tadrachowa, Dulska, Juliasiewiczowa, p贸藕niej Zbyszko, Hesia, Mela.

DULSKA
A teraz kuferek i jazda - 偶eby mi was w minut臋 nie by艂o!

TADRACHOWA
Idziemy, prosz臋 艂aski pani. Ca艂ujemy r膮czki.

HANKA
Ta chod藕cie, matko chrzestna, ta co si臋 k艂aniacie.
Wychodzi z Tadrachow膮.

DULSKA
Ach!... (upada na sof臋) Jezus, Maria! Co za dzie艅!... no!... Ledwo 偶yj臋... przecie偶 to straszne, co ja przej艣膰 musia艂am. Tysi膮c koron!

JULIASIEWICZOWA
Widzia艂a ciocia, 偶e by艂 n贸偶 na gardle.

DULSKA
Tak, tak!

JULIASIEWICZOWA
Do widzenia cioci. Id臋 do siebie. I ja dosta艂am migreny z tego wszystkiego. Ale... mo偶e teraz ciocia mog艂aby nam mieszkanie wynaj膮膰.

DULSKA
Nigdy... u mnie dom spokojny, moja droga... Potem mo偶ecie nie zap艂aci膰, a ja teraz musz臋 odbi膰 to, co mi wydarli.

JULIASIEWICZOWA
Cioci臋 to nic ju偶 nie nauczy...

DULSKA
wynio艣le
A czeg贸偶 to ma mnie uczy膰 i kto? Ja sama, dzi臋ki Bogu, wiem, co i jak si臋 nale偶y.
Juliasiewiczowa wzrusza ramionami i wychodzi. Dulska biegnie do drzwi Zbyszka.
Zbyszko, id藕 do biura! (do dziewcz膮t) Hesia, kurze 艣ciera膰! Mela, gamy... (do sypialni) Felicjan, do biura!...
Wpada Hesia.
呕ywo, Mela! (wchodzi Mela) Otwieraj fortepian... no! B臋dzie zn贸w mo偶na zacz膮膰 偶y膰 po bo偶emu...
Wybiega do kuchni.
W g艂臋bi przez przedpok贸j wida膰, jak Tadrachowa z Hank膮 przenosz膮 kufer.

MELA
biegnie ku nim
Andziu! Andziu, gdzie ty idziesz? Ty idziesz ca艂kiem!

HANKA
Ca艂uj臋 r膮czki panience... jedna panienka tu co warta. Niech si臋 ta panience powodzi... a innym to niech...
Robi gro藕ny gest r臋k膮.

MELA
biegnie do drzwi Zbyszka
Zbyszko! Hanka si臋 wyprowadza!... Zamkn膮艂 si臋... Zbyszko!

HESIA
Mela, zwariowa艂a艣!

MELA
Mama j膮 wyrzuca, Zbyszko!... Ju偶 drzwi si臋 za ni膮 zamkn臋艂y. (biegnie do okna) Nie wida膰 jej... O!... idzie, niesie kuferek... Gdzie ona idzie? Taki 艣nieg! Znik艂a za rogiem. Bo偶e m贸j!
P艂acze.

HESIA
艣miej膮c si臋
A ja wiem, a ja wiem! Wszystko s艂ysza艂am. Co to? 艢wieci si臋 co艣... papierek...
Na czworakach pe艂za pod fortepian.

MELA
stoi przy oknie, oparta o framug臋
Gdzie ona tak posz艂a? Ona by艂a zap艂akana...

HESIA
tarza si臋 po scenie i 艣mieje si臋
A ja wiem! A ja wiem!

MELA
Hesia, nie 艣miej si臋... tu sta艂o si臋 co艣 bardzo z艂ego. Jakby kogo艣 zabili... Hesia! Ona si臋 jeszcze utopi!

HESIA
przewracaj膮c si臋 po pod艂odze
Ona si臋 nie utopi!... Wzi臋艂a tysi膮c koron i p贸jdzie za swojego finanzwacha!

MELA
z jak膮艣 tragiczn膮 rozpacz膮
Cicho, Hesia, cicho! Nie 艣miej si臋, Hesia!

HESIA
jak wy偶ej
Ona wzi臋艂a tysi膮c koron - i p贸jdzie za swego finanzwacha!
Kurtyna zapada.



___________________________________________________________________________
Pobrano z http://my-ebook.pl






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
zapolska moralnosc pani dulskiej
Zapolska Moralno艣膰 Pani Dulskiej
Zapolska Moralno艣膰 pani Dulskiej
Zapolska G , Moralno艣膰 Pani Dulskiej (opracowanie)
Zapolska G , Moralno艣膰 Pani Dulskiej (opracowanie)
moralnosc pani dulskiej gabrieli zapolskiej (4)
Moralno艣膰 pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej
M艂oda Polska Znaczenie Moralno艣ci pani Dulskiej G Zapolskiej w walce z ob艂ud膮 polskiego drobnomie
Moralno艣膰 pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej

wi臋cej podobnych podstron