Kennan7

Kennan7



336


GEORGE F. KENNAN

I jeszcze jedno: powinniśmy również na uniwersytecie zaniechać tak zwanego profesjonalnego podejścia do wyż4>£cgo wykształcenia. Do mego elitarnego uniwersytetu przyjmowałbym studentów pod warunkiem, że nic mają na myśli „profesjonalizmu" tego rodzaju. Wybierałbym ludzi, którzy pragną być wszechstronnie oczytani, ludzi o głębokiej a bezinteresownej ciekawości życia, a inne sprawy pozostawiłbym czasowi. Wielka szkoda, że idea szerokiej edukacji zanika, a studenci są ukierunkowani tak bardzo profesjonalnie. Wyda je się, że brak im tego naturalnego zadziwienia życiem, które jest dobrodziejstwem ich wieku i tajemnicą każdego wartościowego osiągnięcia. Sprawia to, że obco-, wanic z nimi jest tak przeraźliwie nudne.

Bojownik zimnej wojny czy historyk rewizjonistyczny?

Nic całkiem zaspokoił pan moją ciekawość co do lego, czy występujący tv pańskich pismach symbiozą „bojownika zimnej wojny" i „rewizjonistycznego" historyka (obu tych określeń używam, faute de mieux. bardzo niechętnie) można zadowalająco wyjaśnić jako swego rodzaju wysublimowaną reakcję instynktowną z pana strony na konwencjonalną mądrość władz. Wspomniałem już, dla przykładu, rozbieżność zachodzącą między pańskim „długim telegramem" z zimy 1946 roku i napisaną w 1952 roku depeszą ,.Związek Sowiecki a Pakt Atlantycki". Najwyraźniej nic tolerował pan niekompetencji, zwłaszcza niekompetencji swoich zwierzchników. Myślę, iż można powiedzieć, że miał pan temperament „rezygnanta”, Czy te czynniki wszystko tłumaczą?

Nie, nie chciałbym, aby pan sądził, że rozbieżność, na którą zwrócił pan uwagę, ma źródło w jakimś perwersyjnym obstrukcjonizmie czy potrzebie górowania nad innymi z mojej strony. Chcę wyjaśnić, czego dotyczyła la rozbieżność i dlaczego każdy z tych dwóch pozornie niezgodnych wątków mojej argumentacji był całkowicie uzasadniony w kontekście, w którym został wysu nięty.

Za czasów administracji Roosevclta, zarówno przed wojną, jak i podczas wojny, poglądy przedstawicieli naszego rządu na temat Związku Sowieckiego cechowała duża - a dla wielu z nas, pełniących służbę dyplomatyczną w Moskwie, wręcz kłopotliwa - naiwność i powierzchowność. Odczuwaliśmy to jako poważne niebezpieczeństwo, któremu trzeba przeciwdziałać. Stosunki so-wiecko-amerykańskie nic powinny być uprawiane za pomocą tych prostych, a w gruncie rzeczy dziecinnych metod, które wydawały się słuszne FDR; innymi słowy, za pomocą jednostronnych, amerykańskich gestów, po którycli spodziewano się, że wywrą odpowiednie wrażenie na przywódcaclt sowieckich. a zwłaszcza na Stalinie. (Byłem zaszokowany dowiedziawszy się, że Roosevell w pewnym momencie zaprosił Stalina do zaangażowania się w sprawy amerykańskiej polityki wewnętrznej; skierował, mianowicie, do Stalina prywatną prośbę, by ten wyperswadował Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych popieranie go podczas wyborów prezydenckich, poparcie to mogłoby sir; okazać dlań kłopotliwe.)

Bezpośrednio po wojnie, w okresie, w którym napisałem swój „długi telegram”. zależało mi szczególnie na tym. by w Waszyngtonie zrozumiano, że zanim będzie można załatwić pomyślnie z przywództwem sowieckim sprawę

OD POWSTRZYMYWANIA...

337.


przyszłości Europy lub jakąkolwiek inną, trzeba udowodnić, że nie pozwoli się Moskwie na uzyskanie przewagi metodami infiltracji i ukrytej agresji - żc Zachód jest dostatecznie zdecydowany, dostatecznie stanowczy i pewny siebie, by móc zapobiec pokonaniu go tymi metodami. W ostatnim okresie wojny pozwoliliśmy Stalinowi uwierzyć, że Europa Zachodnia została tak dalece osłabiona pod względem militarnym, ekonomicznym i psychologicznym, a Stany Zjednoczone kierowały się tak skrajną naiwnością w stosunkach z władzą sowiecką, że Związek Sowiecki mógłby bez jakichkolwiek dalszych działań wojskowych wyeliminować Stany Zjednoczone z całego obszaru euroazjatyckiego i niemal robić, co zechce, na całym świecie. Było dla mnie oczywiste, że póki Rosjanie żywią takie przekonanie, nic mamy szans załatwienia z nimi jakiejkolwiek sprawy. Dlatego w 1945 i 1946 roku nakłaniałem Waszyngton do usztywnienia stosunków i pozbawienia Moskwy tych złudzeń, byłem bowiem przekonany (i mówiłem to w swoich depeszach), że tylko wtedy, gdy pokażemy Rosjanom, że nic będą mogli robić, co zechcą, bez naszej zgody, staną się oni skłonni do porozumienia.

Moje starania o wyjaśnienie tego Stanom Zjednoczonym okazały się bardziej skuteczne niż przewidywałem. (Oczywiście, nic traktuję tego jako swojego osobistego sukcesu, ponieważ opinia amerykańska przechodziła wówczas proces głębokich przemian, który miał głębsze przyczyny.) Zimą 1947-48 sukces tych starań stal się wyraźnie widoczny, a przypieczętował go triumf Planu Marshalla. Oczekiwałem - a jestem przekonany, że mogę to powiedzieć także w imieniu mego nie żyjącego już kolegi, Chipa Bohlena1 - żc osiągnąwszy to, zasiądziemy z przywódcami sowieckimi do rozmów na temat przyszłości Europy, aby ustalić, czy dojdziemy do porozumienia w kwestii wycofania ich i naszych sil na warunkach, które pozwoliłyby żyć reszcie Europy.

Wtedy jednak zorientowałem się, że niejako przereklamowałem swoją ofertę, żc w Ameryce nabrano tak mocnego przekonania o wrogości sowieckich przywódców, iż nie brano w ogóle pod uwagę porozumiewania się z nimi w jakiejkolwiek sprawie. Było tu wielu ludzi, wśród nich John Foster Dulles, którzy uważali, że jedyną drogą, na której możemy uzyskać pewien postęp w naszych stosunkach z Moskwą, jest radykalna rozbudowa naszych sil militarnych i skłonienie Sowietów, by robili to, czego chcemy, metodami gróźb i nacisku. Jestem przy tym pewny, że broń nuklearną, z której możliwości i niemożliwości tylko Stalin dobrze zdawał sobie sprawę, stanowiła zachętę do tego sposobu myślenia. Waszyngton nabrał obsesyjnego przekonania, żc zimną wojnę należy rozumieć wyłącznie w kategoriach militarnych.

Byłem tym wszystkim przerażony. Nie dostrzegałem żadnych nadziei, które można by wiązać z tym stanowiskiem, i uważałem, żc nic powinniśmy brać udziału w jakiejkolwiek próbie obalenia sowieckiego reżymu. Przede wszystkim przewidywałem, żc próba laka zakończy się niepowodzeniem; nadto zaś byłem zdania, że nawet gdyby się ona powiodła, nie mielibyśmy do zaoferowania nic w zamian. W wojnie na wielką skalę pełne zwycięstwo byłoby absolutnie niemożliwe, i to niezależnie od istnienia broni nuklearnych. Byłem wstrząśnięty prymitywizmem sposobu myślenia, który rozpowszechniał się w tym

1

Ambasador USA Charles I IJohlcn (w Związku Sowieckim w lalach 1953.1957, na Filipinach w latach 1957-1959 i wc Francji w latach 1962-1967), który w czasach administracji Kcnncdy'cgo byt zastępcą Podsekretarza Stanu (1960-1963).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DSC08460 Po pobraniu do badania pozostała cześć próbki powinna być na nowo opakowana tak, 
56 GUSCEL1N; WŁODZrWOJ. 1. 12 a. 12 b. Możliwem byłoby jeszcze jedno przypuszczenie, a mianowicie, ż
56 GUSCEL1N; WŁODZrWOJ. 1. 12 a. 12 b. Możliwem byłoby jeszcze jedno przypuszczenie, a mianowicie, ż


Kennan9 320 GKORGE F. KENNAN ostatniej książce następującą uwagę na lemat amerykańskiej niechęci do
Powinny również kształtować umiejętność prezentowania samodzielnie zbudowanych tez i
164Noty o książkach Marzena Knap0    nowoczesnej szkole raz jeszcze... Jedno z
Rola rodziców w akcji „Bezpieczne Wakacje” ■ Jako rodzice powinniście również •i. Uczcie dzieci i
Untitled 53 Tworzenie rymu, część 6 i 7 Do każdej pary rymujących się słów, które podam, znajdźcie j
wypracowania3 Wypracowania w gimnazjum A. * I jeszcze jedno! Niekiedy temat sformułowany jest wpros
4.15 W    PS,-S1 = k


O nauczaniu matematyki w Polsce 7 Druga połowa lat dziewięćdziesiątych przyniosła nam jeszcze jedno

więcej podobnych podstron