Skoro tylko Genowefa przyszła do siebie, oparta na ramieniu baronowej zawlekła się do swego pokoju.
Baronowej pierwsze słowa, gdy weszła do pokoju były:
— Niedaleki już zatem termin, gdy pozbędziemy się na zawsze tego zepsutego i chytrego stworzenia. Dotąd sądziłam, że z nilj jest uczciwa dziewczyna, od tej jednakowoż cŁwili, powzięłam o niśj inne wyobrażenie.
— Jakto? A więc nią nie jest.
— Stanowczo nie 1 Mam dowód na to, że w no-cy, gdy ja zasypiam, przyjmuje u siebie w pokoju kochanka ?
I baronowa szczegółowo opowiedziała Filipowi zajście ubiegłój nocy. i
— Ależ matko! jeśli, rzeczywiści^ człowiek za- ' kradał się do pałacu w npcy, nie możesz z tego wprost zaraz wnosić, żeby to był kochanek Genowefy i żeby go w ogóle Genowefa przyjmowała ? Mógł być to pospolity złodzićj.
— Otóż masz dowód, że Genowefa kochanka przyjęła i że już poprzednio oboje się umówili ze sobą o miejsce i czas schadzki.
Tu wyjęła z kieszeni bilet Raula, pisany do Genowefy i pokazała go Filipowi.
Filip czytając go, zmarszczył czoło.
— Przekonuję się, że rzeczywiście przyjmowała kochanka. Zatem istnieje dla nas niebezpieczeństwo.
— Cóż zamyślasz zrdbić teraz? Najprzód poznajesz ty to pismo?
— Nie.
— Nie pisał czasem Raul tego?
— Matko, przeczytaj ten bilet uważnie. Musi
ci podpaść nadzwyczajna poufałość tego człowieka, Raul zaś zna się z Genowefą dopiero od kilku dni, niepodobna zatem przypuścić, żeby w tak poufały sposób mógł się odzywać do mój. To nie jest Raul stanowczo. A teraz słuchaj matko. Mówiłaś ty już komu o tym wypadku ?
— Tylko ogrodnikowi i jego zobowiązałam, żeby nikomu o tem nie wspominał.
— To dobrze. Otóż kochanek Genowefy nie przybył tu z pewnością po raź pierwszy i ostatni. Będzie chciał niezawodnie popróbować szczęścia częściej. Otóż użyjemy środka, przez prawo w takim razie nam dozwolonego i pozbędziemy go się na zawsze. A wiesz matko jak to się ipa stać? Otóż każemy ogrodnikowi posłać mu kulkę w serce. A teraz chodźmy do ogrodnika.
— Hieronimie — rzekł Filip do niego — słyszałeś od mojój matki, że w ciągu ostatnićj nocy zakradał się ktoś do ogrodu.
• — Tak panie baronie, widziałem naocznie śla
dy tego łotra.
— Hieronimie, masz ty dubeltówkę ?
— Mam.
— Otóż począwszy od godziny dziesiątej wie-. czora do drugiśj w nocy będziesz stał na czatach.
Nabijesz dubeltówkę dobrze kulami i bez skrupułu strzelisz do tego łotra, który się będzie do ogrodu zakradał, ktokolwiek by on był. Rozumiesz ? Ale ani słowa komukolwiek, żeby nikogo nie przestraszać.
— Już pani baronowćj przyrzekłem milczeć jak ściana... ale łotra uprzątnę, niechby mi się tylko pokazał Mam oko dobre i jeśli się Panu Bogu spodoba, położę go jak królika. ,
I