skanowanie0096

skanowanie0096



IDYLLA

Kochał się obłok w topoli.

Topola rosła samotna, przed domem z zamkniętymi oknami, u krawędzi zachwaszczonego trawnika, pełnego fiołkowych dzwonków i rudego szczawiu. — Była jak wieża gotycka wysoka, prosta jak słup dymu w dni jasne i bezwietrzne, — cała zielona, bez jednej gałęzi suchej, bez jednej rany w korze. Miała liście migotliwe, jasne w maju i ciemniejsze latem. Śpiewała szumem w chmurne noce przed burzą i gardłami ptaków o świcie. Kochały ją szczególnie motyle czerwone i białe: w gorące popołudnia letnie polaty-wały chmurami dokoła, jak w krąg filaru — i siadały, zmęczone, na mgnienie, w jej liściach.

Topola patrzała daleko naokół w marzeniu strzelistym i bezświadomym.

Prawie codziennie, w skwarne popołudnia letnie, gdy niebo się pali ogniem granatowym, podnosił się zza ziemi wielki srebrny obłok. — Topola widziała go z daleka, jak wzbijał się z głębiny nad linię widnokręgu — i dreszczem powitalnym migotały jej listki misterne. Obłok podnosił się z wolna nad wężem rzeki, nad szeregiem chat, tonących w słonecznikach i jarzębinie, nad płotami pełnymi powoju — 192

i stawał nieruchomy, witając topolę błyskiem posępnej radości.

—    Bywaj mi, topolo — moja topolo śliczna! Szukałem po całym świecie takiej drugiej — i wracam, boś jedna od samej siebie piękniejsza. — Od wczoraj urosłaś jeszcze. Czego chcesz w niebie, że się do niego tak wyciągasz?

—    Ogród samotny, dom pusty — wyglądam na świat szeroki — patrzę na dymy wiejskie, na łanie pasące się w zbożu, w mrok boru...

—    O topolo, drzewo zielone, próżno w górę lecisz gałęziami, nie rozweseli cię świat nizinny. Zapuściłaś korzenie w smutnej ziemi — i w niej zostaniesz. Trzeba ci smukłe nogi wyrwać z gruntu — trzeba liście rozpuścić jak pióra, lecieć ze mną...

—    O srebrny obłoku, gdybyś wiedział, jak mocno

mnie trzyma ziemia. Ma wielką czarną rękę — żywi mnie nią i dławi. Gdybym się wyrwać chciała — musiałabym umrzeć--

—    Czemu się lękasz śmierci? Patrz na mnie. — Ja co dzień ginę i co dzień się odradzam. Każdy wiatr rwie mnie na strzępy i każde słońce mnie gromadzi. Rozpraszam się i skupiam, jestem wciąż nowy — a ten sam, i ty mnie nawet poznajesz.

—    Jakże cię poznać nie mam, obłoku srebrny, jakże nie mam poznać twej dziwnej, tajemniczej twarzy i twego smutku?

Odkąd pamiętam, widzę cię co dzień o zachodzie, jak idziesz naprzeciw słońca — odkąd pamiętam,

193


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanowanie0022 (43) ły się na równe nogi i mówiły nauczycielowi to, co chciał usłyszę® Te dzieci sie
skanowanie0023 2 A kupiec? Staje się postacią prowadzącą złożone i rozległe operacje na obszarze han
skanowanie0059 (3) —    Niech pan się rozgości, drogi przyjacielu, niech pan się 
skanowanie0086 No i tu się zaczęły schody: Hassan, jego dwie żony i wszystkie dzieci, to dzisiaj peł
skanowanie0124 —    Więc tyś się zjawił, gdy to myślałam! — rzekłam. — I odtąd pójdzi
skanowanie0002 !l. Z czego składa się sprawozdanie finansowe zagadnienia na egzamin z finansów P OcJ
skanowanie0008 pozycji, składających się na jego osobowość. O stanie rozwoju tych dyspozycji decyduj
skanowanie0015 (41) toczyły się czasem pod moje nogi... jedna spojrzała na mnie” (.Horsztyński, DW V
skanowanie0192 NIE SPIESZ SIĘ! III Nie spiesz się!... BÓG jest wszędzie, a Ty mały — maleńki. Czyż m
skanowanie0008 (110) wanie się tym kryterium służy więc raczej wykrywaniu emocjonalnej głupoty niż e
skanowanie0008 (54) zamyita Się i uuz.ymujc; puu uai lici lici i i u,<ri,^ ivira. naunuai ^ymujr

więcej podobnych podstron