87
Wyczekawszy jeszcze chwilę, Bouchomel pomyślał, że strzał musiał zabić zwierza.
Powoli więc, trzymając strzelbę na ramieniu, krok za krokiem zaczął się posuwać do miejsca, gdzie, jak mu się zdawało, widział dwoje zwierząt leżących bez ruchu.
Wtem jedno z nich podniosło się, bez wydania głosu i Bouchomel był pewien, że ma przed sobą rozwścieczonego lamparta.
Strzelił na oślep, chybił i w tej chwili straszny zwierz przewrócił go na ziemię i groźnie mrucząc, zaczął szarpać zębami sukienną czapkę i kołnierz, zasłaniający szyję nieszczęśliwego myśliwego.
Wytężając wszystkie siły, aby lewą ręką utrzymać napastnika na długość ramienia, Francuz prawą ręką sięgnął po nóż myśliwski, leżący pod nim. Ale pazury lamparta raniły go, ostre zęby wpijały się w barki ofiary.
Bouchomel postanowił bronić się rozpaczliwie, ale po chwili krew w żyłach mrożącej przerwy, uczuł przy swojej twarzy gorący smrodliwy oddech zwierzęcia.
Francuz widział, że jeżeli nie wynajdzie jakiejś dla obrony, za chwilę żyć przestanie.
Nieczuły na straszliwy ból ręki i palców, który w innym czasie doprowadzałby go do szaleństwa, schwycił zwierza za gruby, mu-