0013901

0013901



270

dobrego duhaca, coby mi wse dobrze duhnon, to hociaż-by ja, prosem pieknie, i źle grał, to jak on wse dobrze du-chnie, to ono i ta pudzie syćko ładnie, syćko pieknie, haj. Ududkowali mi, z,e je dobry, toz to ja sie niedługo namyślał, myśliwskie prawo krótkie,.i nie wielo myślący, po-łozyłek na te deske, ka to trza było przyciskać palcami, po-łozyłek ciupagę, a na dole na te więkse, tok se sam lóg. Przewracom się przewracom, coby ino sićko na jednyk nie grać, haj, a tu gróbarz, co duhał, nijakim świate ni może pary hycić. Co jom hyci, to ja mu jom wypiskam -do imentu. Piskam, piskam, jazek ukwalił, ze i ksiądz tez musi cosi przepedzieć, nie ino ja bedem grał wse ten wynikrat. Toz to wstałek, coby ciupagę zjąć, patrzem, a przy ołtarzu juz nie było nikogo. E, bo ta juz, djasków zjadło, aj zjadło; ja brzyćko grał, haj. I zjonek ciupagę i uciok pote, bo ja ta i brzyćko grał.,Po pięć sóstek, za wynikrat ja ta nie seł, haj, ani na wesele, bok sie straśnie hańbił, bo ja ta i brzyćko grał, haj.

XII.

Za to na swych gęślikach grał bardzo „pieknie", jak mistrz, a jako znakomity skrzypek miał sławę na całem Podhalu. W tej sztuce nie miał nawet rywala, przynajmniej w o-statnich czasach, gdy Bartek Obrochta był skrzypkiem w zupełnie innym, mianowicie nowocześniejszym rodzaju. Tymczasem gra Sabały była nawskróś staroświecka, podobnie, jak i jego instrument.

O tej jego muzyce tak pisze Witkiewicz:

Sabała gra na małych, bardzo starodawnych gęślikach. Nie jestem dość muzykalnym, żeby ocenić, co to skrzypienie jego g*ęślików jest warte pod względem muzycznym; ludzie zamiłowani w starodawnych melodjach góralskich i znający się na nich, jak np. ksiądz Stolarczyk albo prof. Chałubiński, twierdzą, że są one nieporównane pod względem charakteru. Dla mnie widocznem jest, iż muzyka ta stanowi jeden ze sposobów jego mówienia. Są w człowieku- takie przeczucia, takie nieokreślone myśli, które tylko dźwięk bezsłowny wyrazić potrafi. Takim wyrazem jakichś stanów psychicznych są dla Sabały dźwięki jego gęślików. Smutek, malujący się przy tej muzyce na jego twarzy, jest dziwny i przejmujący. Gdzie są wtedy jego myśli, do czego lub po czem tęskni jego dusza, nie wiem; ale on wygląda wtedy tak, jak gdyby największy żal po czemś straconem ściskał jego serce. Ten Sabała, który mówi, że nigdy w życiu smutnym nie był, że „smutkiem się żyć nie opłaci”, że Pan Bóg nawet, jak widzi człowieka smutnego, to „banuje, co takiego stworzył”, ten Sabała przy swojej muzyce wygląda tak, jak gdyby się gwałtem wstrzymywał od. płaczu. Gęśliki przytem jęczą przeraźliwie. Nagle wchodzi mały Jędrek i poprzez smutek i bolesne drgania ust Sabały przebiega jakiś weselszy uśmiech, czoło się wygładza łagodnie, gęśliki zaczynają dreptać coś wesołego: Sabała rozmawia muzyką z Jędrkiem (swym wnuczkiem), który stoi przed nim zachwycony i mruczy: O! Sabala gla!”

Skrzypki Sabały, podłużne, w formie jakby czółenka, zwane u górali, jak zresztą każde skrzypce „gęślami”, „gę-ślikami” albo wreszcie „złóbcokami”, o czterech strunach, nastrojonych kwintami, miały 67 ctm. długości, a 12 szerokości, a były wyrobem domowym, dawniej rozpowszechnionym na eałem Podhalu. Ton wydawały ostry i szorstki, mało donośny.

Podczas śpiewania, opowiada Stopka, pochmurniał Sabała w dziwny sposób, cała postać jego, już i tak zgarbiona, kuliła się coraz bardziej, czoło marszczył raz po raz, przyczem ruszał wargami, jakby w myśli wymawiał odpowiednie słowa do pieśni. To, co śpiewał, czuł doskonale, a jeżeli swych wszystkich myśli nie mógł oddać na lichym instrumencie,


Wyszukiwarka