0011901

0011901



113

I dalej toczy się dzika gonitwa, aż rozwścieczonego wycinka znowu psy ostanawiają, tym razem w rzadkim lesie, w pobliżu stanowiska Frankowskiego i kolegi tegoż, Trenczyńskiego.

Obaj biegną oczywiście w stronę oszczeku, by zabić dzika. Zaledwie jednak wycinek usłyszał zbliżających się strzelców, już na nich się ciska. Frankowski strzela — pudłuje — dzik idzie na dym, rozpruwa strzelcowi nogę, stawa nad nim — Frankowski usiłuje chwycić dolną szczękę wycinka, by gwizd jego podtrzymać w górę — lecz wściekły zwierz przecina mu rękę i rozpruwa dłoń aż do palców. Teraz strzela Trenczyński dwa razy — pudłuje — ucieka i woła o pomoc. Gdy nadbiegli strzelcy, dzika nie było. Machnik za nim. Wycinek zaszył się w kupę wiatrem i śniegiem odłamanych gałęzi, z której jak z fortecy wypada, gdy psy zbytnio nacierają, i odpędza je, by natychmiast znowu zniknąć w swojem zaszyciu. Machnik przyklęka, mierzy w otwór, kędy wypadał zwierz; gdy tenże ponownie wytyka gwizd, Machnik strzela. Po ulotnieniu się dymu borowy widzi psy zawieszone jak pijawki u gwizdu wycinka, szamocące martwym jego łbem to w tę, to w ową stronę.

Nauka z tego zdarzenia więc taka, że nie mając zgrai1) większej, lub nie umiejąc oszczepem skłuć dzika, nie należy go ścigać zaraz po strzale; trzeba mu dać czas do rozchorowania się, a nie narażać zuchwale zdrowia i życia swego na poważne niebezpieczeństwo. —

Elew z nadzwyczajnem zajęciem słuchał opowiadania stryja, nie przerywając mu.

—    Dziwię się — rzekł, gdy stryj skończył — że tak nędznie strzelano: z pięciu kul jedna tylko ugodziła, i w dodatku licho, zadając dzikowi ranę lekką bez naruszenia kości.

—    A tobie się zdaje, że po pierwszej dzisiejszej próbie, z której

zwycięsko wyszedłeś, nie byłbyś zdolen spudłować dzika? No, życzę ci takiej nadzwyczajnej wprawy i celności, mój chłopcze, lecz wiedz, że twarda szkoła praktyki myśliwskiej niejedną i dla ciebie chowa niespodziankę, przygotuj się na to i wiedz, że wielką zdradza mądrość, kto nie przecenia siebie, ani nie pozwoli się oszołomić rzeczywistem, a tem mniej urojonem powodzeniem. Lecz oto widać stary buk, a tu są tropy jelenie; ja stanę teraz za jałowcem, ty idź za tropami; gdy dojdziesz do miejsca, gdzie stał jeleń w chwili strzału, zawołam.---

—    Hop!

Elew rzuca wzrokiem przed siebie, i daje stryjowi jakieś znaki. Nadleśniczy, licząc kroki, zbliża się.

—    Siedmdziesiąt pięć — sześć — siedmdziesiąt siedm.

') gromada psów gończych. Z łowisk wielkopolskich.

8


Wyszukiwarka