66597 IMGW46 (3)

66597 IMGW46 (3)



272 WACŁAW BERENT

j co mi w piersiach Żary roznieca,

Co mi się do krwi Płomieniem wświeca,

Jak pierwsze świty W duszy mi dnieje,

Wolę rozgrzewa,

Dumą się śmieje...

Urwała. Umyślnie jakby: — nie wytrzymała nuty końcowej. Echa ją zmieszały: po sąsiednich komnatach tłuką się echa.

Zatrzymała się na drugim końcu sali. Tylem do mnie zwrócona i zajęta jakby hełmem na złoconej zbroi, odezwała się nagle głębokim recitativem44:

Marzanna chce:

„Niech będzie noc!”

A z sąsiednich pokoi przyniosło nagle echo w głuchym po-huku:

Niech — będzie — nooc!

Zadrżałem mimo woli. A ona, jakby na przekór tym sowim pohukom z pustego zamku, dobyła z piersi w całej sile namiętnego wybuchu:

Wschodzące życia słońce me!

A echo przyniosło wraz z głębokim przydechem organowego hymnu to najwyżej wzięte słowo:

Życia!

Tam, poza drzwiami, skłóciły się na chwilę echa i pogwary; a potem nagle, z obu stron, tam, w dalekich komnatach, zadrgały, zda się, spazmem wiolonczelowe struny, zapłakał

44 recitałiuo (wł.) — śpiew o charakterze deklamacyjnym.

wysoko żałośliwy flet; a wraz z nimi wpadł do nas i załopotał skrzydłami ranionego ptaka ten okrzyk dziwny:

Życia!... Życia!...

A gdy i te echa zamarły w westchnieniu, przytłoczyła nam serce taka ciężka i głucha zaduma, że zasłuchani, czy echo czegoś więcej nie przyniesie, słyszeliśmy tylko głębokie oddechy wzajemne...

—    Wstań! na miłość Boską, wstań z kolan!

Te jej usta, zwykle surowe, prawie twarde w rysunku, stały się nagle takie łagodne w miękkim kolistym układzie: ogromnie dużo kobiety było w niej w tej chwili. Ręce, które starały się uparcie podnieść mnie z kolan, obwisły bezwładnie.

—    Wstań, dziecko — szeptała tylko raz po raz — wstań!... Po coś ty mnie wciągał w tę czarną otchłań twej wyobraźni!?... To gorsze jest od grzechu.

I zaśmiała się tak dziwnie, że z ciemnych pokoi przyniosło echo jakiś okrzyk zranionej miłości własnej, co złamał się nagle w spazmatycznym łkaniu. Wyrwała świecę z lichtarza i szarpnąwszy drzwi, wybiegła w ciemne pokoje, naprzeciw tego echa.

—    Hilda! — krzyknę za nią.

I tak, poprzez te ciemne gmachy, w słabym połysku świecy, wśród głuchych uderzeń naszych pośpiesznych kroków w płyty kamienne. A w ślad za nami, ze wszystkich, zda się, komnat, wnęk, nyż i korytarzy tych murów niemych wypadła, zda się, nagle dzika sfora faunów: biła kopytami w posadzki, goniła wołaniem, szczuła dzikimi świsty, sowim po-hukiem i śmiechem szalonym.

Nagle wydało mi się, że tuż ponad naszymi głowami zary-wa się z łoskotem sklepienie całe. Porwał się huk tak przeraźliwy, że oboje stanęliśmy na miejscu. Ona tam dalej, pod kolumną: biała, dysząca, nieżywa prawie, drżącą ręką zagarniająca ten ciemny płaszcz rozplecionych w biegu włosów.

Oprzytomniałem nagle.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IMGW10 (2) 200 WACŁAW BERENT P suwały mi się jakieś pstre kulisy, pozapalały się jakieś I! sztuczne,
8 9 (5) To wszystko, co odnosiło się do „naukowości” w sensie ogólnym, jak na to już wskazywaliśmy,
IMGV56 (2) 92 WACŁAW BERENT —    Co takiego? — zainteresował się Jelsky. —
IMGW67 (3) 314 WACŁAW BERENT tęsknot wzloty, co rwą się do słowa, do barwy, do kształtu, do dźwięku
IMGV14 (3) 8 WACŁAW BERENT Czyś nie przeczuła, że z twym synem stać się może rzecz straszna? Ja żyć,
IMGW19 (2) 18 WACŁAW BERENT Muza jego w ciepłym objęciu ubóstwianej żony pozbyła się dziwactw młodoś
IMGW60 (2) WACŁAW BERENT Muller spłonął w jednej chwili, bąknął coś, ukłonił się i cofnął się czym p
IMGW41 (2) 262 WACŁAW BERENT dziś dzień w godzinę śmierci pieśnią takową zbawiać się rade. Między
301 (31) Opowiem wam, co mi się przydarzyło w centrum miasta. Kiedyś, jak większość panienek, byłam

więcej podobnych podstron