przemożne zsunęły warunki”. Mohort jej bohaterem, Pol „ukochanym w narodzie wieszczem” i „drwić sobie z szlachcica nie wolno!”
Ma szlachta swój święty Zakon. Zakon ten — to Religia, Ojczyzna, Ród, Obyczaj Tmo bronić. „Wyobraźmy sobie naród jako twierdzę, u Jeżeli do twierdzy tej wpuściliśmy niebacznie obcego, obcego krwią, obyczajem, baczność! Obcy ten słabe strony twierdzy przepatrzy, zewnętrznemu wrogowi je wskaże, a twierdzę wraz z załogą na zniszczenie wyda.” Ten obcy to pozytywizm, materializm, ateizm, Hegel, Darwin, demokracja i Szmule. W twierdzy trzeba się trzymać Boga i ducha narodowego i „po staremu zakon chować”. I tradycję.
„Szlachcic na zagrodzie” czcił więc tradycję, za to nienawidził całej prawie historii od czasu rycerskiej konfederacji barskiej. Nienawidził Stanisława Augusta i całego Oświecenia, w którym modą stało się wyszukiwanie narodowych przywar i „godzenie na szlachtę”. Osobliwie nienawidził emigracji polistopadowej, gdyż ta „pod wpływem pojętych we Francji i tamże stosowanych tak zwanych praw 'człowieka” nauczyła, jego zdaniem, Polaków uznawać każdego posiadacza i prócederzystę za obywatela kraju, które to miano zaszczytne dawniej służyło tylko dziedzicom ziemi. Gromił dalej „filozofię niemiecką” z Trentowskim włącznie, ale i ideę „moskiewsko--słowianofilską” Rzewuskiego, i oczywiście demokrację, która złączywszy się z żydowską masonerią podburzyła w roku 1846 niewinny dotąd, chrześcijański lud Galicji, a potem wyrywać zaczęła słabszych duchem ' że szlacheckiego zakonu i czynić z nich „ludzi przewrotu”, narzędzia tej samej „rewolucji kosmopolitycznej”, za którą apostołował „Kała-koł” i moskiewscy studenci. Tak się zrodził najpotworniejszy sojusz katolików z prawosławnymi, a z tego sojuszu właśnie narodziła się partia czerwonych, których głównym celem było nie dopuścić do zbliżenia się szlachty z ludem przez dobrowolną ofiarę uwłaszczenia. Dostało się i Wielopolskiemu za ugodę z Rosją i za to także, że polityką swoją popchnął księży w objęcia czerwonych. Z całej nowszej tradycji polskiej obronną ręką wyszli jeno zmartwychwstańcy, Pol z Krasińskim i Dyrekcja Białych. Ta ostatnia nie zdołała niestety powstrzymać dużej części szlachty od udziału w nienarodowej „rewolucji”, ale mimo to jej tylko szlachta Królestwa zawdzięcza, że ^iie podzieliła losu litewskiej i zachowała swe zagony i religię.
Dziś szlachta, rodowa i narodowa, ze wszystkich stron narażona na obelgi, nie ma prawa niczego zmienić w swym zakonie. Ma chronić
obyczaj, modlić się i trwać, aż Bóg pozwoli na nowy cud Kordeckiego i „z wiary naszej stanie się dla nas cud zjednoczenia”, a potem
„Ani kupcy, ni Żydowie,
Ani mieszczan też synowie,
Jeden tylko, jeden cud
Polska szlachta z Bogiem, z ludem Kraj z niewoli dźwignie cudem,
Z polską szlachtą ksiądz i lud”.
Takie były poprawione psalmy przyszłości. A za program na teraz starczyć miały dwa przykazania „służby narodowej”: pierwsze, żeby ani z Moskalem, ani z rewolucją w żadne konszachty nie wchodzić; i drugie: „Strzeżmy, brońmy i nie oddajmy ojcowizn naszych”, bowiem „jak pieprzem, jak tasiemkami nie handluje się ziemią (...) Pamiętajmy, że broniąc ojcowizny, bronimy Ojczyzny!”30
Nietypowy to tekst, we wszystkich kierunkach wyjaskrawiony, ale właśnie dlatego ukazujący najdalszy kraniec pewnej mentalności. Konsekwencji autorowi odmówić nie można. Ale jeśli trudno znaleźć drugi tekst dorównujący temu stanowo-tradycjonalistycznym fanatyzmem, to przecież wszystkie składowe elementy tej ortodoksji były jeszcze w tej epoce szeroko rozsiane po konserwatywnych czasopismach i aktywniej wpływały na świadomość społeczną niż nowoczesny toryzm Michała Bobrzyńskiego.
Oto więc tło, bez któregojjojąć niemożna znaczenia „pozytywisty-czneTnegacjP'** zasadniczą cechą młodej awangardy była postawa, t}' którą nazwać' by można inżynieryjną: chcieli przede *wśżys't kim wiedzieć, co jest do zrobienia, i jak. Stąd fa niewątpliwa przecież redukcja treści narodowych kurto w: szło bowiem o zniesienie tego rozdwojenia świadomości na warstwę głęboką, w której przechowywa-ńeHSyły święte wiary i nadzieje, i nie komunikującą się z nią warstwę adaptacyjną, motywującą zachowania codzienne. To co należało czcić,V chpieli mocniej związać z tym, co należało robić. Operacja musiała być'' dwustronna: program działań praktycznych trzeba było podporządkować wyraźnie zartykułowanym wartościom idealnym, ale zarazem jakby poza nawias pragmatycznego myślenia wyłączyć te aksjomaty, które w aktualnym stanie rzeczy nie dawały się w rzetelny sposób
30 Glos szlachcica polskiego (Ji /. Kraszewski a zakon szlacheckiI, Lwów 1880) passim. 287