60437 kok0

60437 kok0




Wymknęłam się z domu i poszłam na bota, I Sprawdzę tylko, czy Mark Wielka Japa mczelność stawić się no naszą „randkę". I powiem m, żeby się odwalił


Nie ma go. Boże, wystawił mnie do wio ktoś, kogo ja miałam wystawić, jeszcze ior^-zdążyłam to zrobić.


Mark Wielka Japa wyłonił się z cienia, poty peta. Słowo daję, on ma największą japę, k

kq widziało ludzkie oko.

-    Lec/sz no mnie - powiedział.

Wkurzyłam się. Już miałam wyjaśnić: „Przyszłam tyfi?0

po to, żeby ci powiedzieć, żebyś się odwalił", kiedy spytał

-    Masz ochotę na fajkę?

Yyy...

-    Nie, dzięki. Palę tylko cygara.

Co ja gadam?

Wyciągnął do mnie rękę.

-    No to chodź.

Sławo daję, chyba nie mam żadnej kontroli nad żadną częścią własnego ciała, bo chociaż nie chciałam tego zrobić, to wzięłam go za rękę. Błąd pod wieloma względami. Głównie dlatego, że zapomniałam, że jestem wyższa od Marka i mam długie ręce, więc musiałam ugiąć nogi jak orongutan, żeby zniżyć się do jego | wysokości.

Zaczęliśmy się wspinać na wzgórze. Panowały egty i skie ciemności i była okropna lodówa. Miałam no sobie I gruby sweter, ałe i tak marzłam, bo zapięłam go tyflca I do połowy. Mark nie należy do gaduł, a i mnie nic nie (

I ^chodziło do głowy. Stanęliśmy na szczycie, w miej-I jcu, które nazywamy Kwaterą Główną Całowania. Te-1 go dnia było tam zupełnie pusto. Mark puścił moją rę-r . i wyjął peta z ust. Potem przestraszył mnie, nagle obejmując mnie za szyję i gwałtownie do siebie przycią-i gojąc. Kurczę. Właśnie kiedy rozmyślałam, co zrobić, I włożył mi język do ust. Żadnych komplementów, żadne-s go. .Jaką masz gładką skórę" czy: „Jaka śliczna bluz-I ko'. Zupełnie pominął pierwsze cztery punkty no skali [. całowania.

Prawdę mówiąc, nie było zbyt milo. Jego język zatrważajqa> przypomina mi język Anguśa. Nie, żebym kiedykolwiek się całowała z własnym kotem, ale raz zdarzyło się, że lizał mnie po twarzy i niechcący wsuną! języczek do mojej buzi. Teraz nie wiedziałam, co mam robić z zębami ay z własnym językiem. Musiałam go cofnąć, żeby zrobić miejsce no język Marka. Przez jedną straszliwą chwilę zastanawiałam się, czy istnieje coś takiego jak „pieszczoty módafków", o których nikt mi nie powiedział. Mark jednak najwyraźniej świetnie się bawił. Pojękiwał i mocno mnie do siebie przyciskał. Właśnie się zastanawiałam, czy udo mi się uwolnić ręce (uwięzły między nami), kiedy Mark zrobi! następującą rzecz: włożył rękę (lodowatą) pod mój T-shirt i dyndakonosz. Numer ósmy, pieszczoty górnej część dala! Byłam tak wstrząśnięta, że odskoczyłam do tyłu, i Mark stracił równowagę. Poleciał w krzaki. Chwilę później wyszedł z nich, cały w mołych gałązkach. Nie wyglądał na zadowolonego.

-Dlaczego to zrobiłaś? - spytał,

-Yyy... noo... Nie wiem, czy chcę, żebyś...

Zapalił papierosa i powiedział:

-Tb po co tu przyszłaś? Żeby pogadać?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kok0 Kek prayjeMżMją na koncerty w sfayjonych ubraniach i wv saq s1 neć njpełnie nietucłramo, bo si
kok0 Angus przechadza! się po domu, ściskając w pyszczkj mysi ogon, który chciał dać Muttł w prezen
page0109 — 108 - się domu, towarzysz z daleka tylko szedł za nim, a położywszy się na pagórku, był&n

więcej podobnych podstron