77330 skanuj0013

77330 skanuj0013



210


Krukowskie, inscenizacje

figury menueta, śpiewają „Ąhquęlle_beaute, ąuelle grace!” skrzecząc po francusku. W—tańcu. podsuwają Senatorowi swoje córki. Konwersują — tyle że pijani coraz trudniej trzymają się na nogach, Kolleski Regestrator zwali się na broniącego swojej czci, czyli czynu Sowietnika. Pijana So-wietnikowa II, nieco leciwa dama, coraz bardziej rozochocona popiskuje na scenie. Pułkownik, Sowietnik i Kolleski Regestrator wężem przesuwają się w stronę Senatora z rozdziawionymi w przymilnym uśmiechu gębami. Baj-kow daje solowy popis, już „się rucha”, wypycha wielki brzuch, podryguje i porykuje. Dokładnie tak jak o tym mówi Student.

Jedna jest tonacja tego fresku, ale składa się na niego wiole odcieni. Z różnych powodów goście /.jawili się na tym balu. Urzędnicy kłócą się i konsolidują w hołdach składanych Senatorowi. Preyszlitu po to, żeby mu się przypochlebić. Matki szukają dobrych partii dla swoich córek. Dla jednej z panienek, młodziutkiej bardzo, jest to pierwszy w życiu bal. Chciałaby się nim cieszyć. Inna panna, przepasana biało-czerwoną wstążeczką Narzeczona Bajkowa, już doskonale zna reguły gry. Wie, że Senator, a nie Bajkow, jest najważniejszą tutaj osobą i jemu pragnie się przypodobać. Pozwala nawet na pocałunek. Bajkow w rewanżu emabluje Księżną — rudowłosą, tłustą piękność bez wyrazu. Gubernatorostwo chcieliby w najlepszej wierze pogodzić obie strony towarzystwa. Nikt, lub prawie nikt, nie przyszedł tutaj tylko dla zabawy. Rozwijają się mniejsze i większe intrygi towarzyskie.

Ale bal nie może się swobodnie rozwinąć bezustannie atakowany wydarzeniami z zewnątrz. Jeszcze silniej niż w dramacie Mickiewicza. Ledwie pary stanęły na podeście, z tyłu wybiega skrwawiony Rollison. Rozstępu ją się pary, Rollison biegnie przed siebie na oślep, wzdłuż podestu, do okna. Żołnierz je otwiera, Rollison wyskakuje przez okno. Dźwięk tłuczonego szkła, już go nie ma. Młoda panienka patrząc w stronę pustego okna nie może opanować przeraźliwego krzyku. Pary tańczą, konwersują. Złowieszczo plącze się melodia. Jeszcze Senator przyzywa do porządku muzykantów. Pary tańczą, tańczy już „czarna” Panna; z przodu podestu — intrygi, z tyłu szyderstwa. JKpada RQllisonowa,.„oszalała,..jak.Euria. Przedziera się przez kordon Lokai. „Opętana!”- krzyczy lokaj-Belzebub, krzyczy Kmitowa, Senator kryje się na scenie. A ona, nie bacząc na nic, biegnie przez podest, upada, czołga się, podnosi,

Dziady

211


prze przed siebie niepowstrzymana. „Gdzie ty! — Znajdę cię, mózgi na bruku rozbiję.” Umyka przed nią Senator. Ona zatrzymuje się w gniewie nabrzmiałym nie mściwością, ale bezdenną rozpaczą — „Syn mój, syn nie żyje”. Rozpaczą, która prowadzi aż do straszliwego — „A ten żyje, I Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel.” Bluźniącą ukoi Ksiądz Piotr, jemu rozgorączkowana wypłacze swoje cierpienie. I znowu poderwie się, żeby węszyć zbrodniarza, żeby w histerii oskarżać: „Tu jest ktoś krwią zbryzgany — tu, tu jest kat jego.” Aż padnie zemdlona u stóp Księdza.

^Wydarzenia toczą się teraz w„ niebywałym tempie, spiętrzają się, zagęszczają, wybuchają z niepowstrzymaną siłą, atakują na najwyższym diapazonie krzyku i rozwibrowanych emocji. Z_góry, z grzmotom, z błyskiem walą. pioruny. Wpada z krzykiem przerażony Pelikan — „Zabity...” Już wszyscy są przerażeni, rozbiegają się kobiety, Sowiet-nikowa wrzeszczy: „Pókiś knutował Żydów, chociaż niewinnych, Milczałam — ale dzieci...!” i wali po gębie męża. Panna „biało-czerwona” wyrywa się Bajkowowi i razem z innymi kobietami wyprowadza Rollisonową. Z przeraźliwym piskiem, zataczając się, wybiega Sowietnikowa II. Z boku z wolna nacierają wieśniacy ze swoim obrzędowym zaśpiewem. Wydarzenia atakują wszystkich z jednakową siłą i mocą, obie strony balu, widzów. Uderzają z przodu, z boku, z góry, zagarniają jak lawina, gwałtowna i niepowstrzymana. Burzą wszystkie przedziały, łamią wszystkie granice, cały ten świat salonu pogrąża, się w chaosie, zmieszany ze światem więzienia, chłopów, obrzędu.

§ą pustym już podeście spotykają się Konrad i Ksiądz Piotr. Rozpoznają się. Konrad daje Księdzu pierścionek — „Weź, proszę, ten pierścionek, przędąj! Daj połowę ubogim, drugą na mszę, za dusze czyścowe! Wiem, co cierpią, jeżeli czyściec jest niewolą...” Konrad cierpi, jedzie na Sybir, za chwilę tętent kibitek okrąży...sąlę^ale już wie, że „czyściec, jest niewolą”, a więc wie, żę niewola jest czyśćcem. Już zna sens cierpienia. Pośrednio odwołuje się do obrzędu Dziadów! do przestróg Widm, do wiary w konieczność spełnienia, bez cierpienia niemożliwą. Konrad i Ksiądz Piotr rozchodzą się. „Każdy w swoją drogę.” Rozchodzą się drogi tego, który będzie pomagał ludziom kojąc rany, i tego, który w tym samym celu będzie je rozdrażniał, o czym najwyraźniej mówi ostatni monolog Konrada.

Ale. wcześniej jeszcze raz...powęóci na ..salę, obrzęd,.w...,Nocy Dziadów. Jest to już inny obrzęd, indywidualne gusła,

14*


Wyszukiwarka