13461 skanuj0026 (149)

13461 skanuj0026 (149)



44

zyna złapali. Urwał on kawałek koszuli, zrobił opaskę, napisał na niej Ordnungsdienst i na dworcu go puścili. Potem różni ludzie tak robili i Niemcy zażądali pieczątek na opaskach. Gdy „akcja” się skończyła, poszliśmy w nocy do domu. Rozglądałam się po pokoju i nie mogłam zrozumieć, że to mój dom. Czysty, wszystko na swoim miejscu. A ja już przywykłam żyć w tym schronie, gdzie gruz się na nas walił i gdzie było tak ciasno.

Znowu kilka tygodni spokoju. Tatuś prowadził cukiernię, nasze ciastka słynęły jako najlepsze. Ale cóż z tego. Inni mieli mniej, ale im lepiej się wiodło, a na nas nastawał jakiś polski cukiernik, nasyłał nam kary, chciał zabrać maszynę do lodów, tatuś musiał płacić łapówki, by nam ją zostawił, ale w końcu ją zabrał. Przez niego potem wzięli tatusia i jeszcze jednego Żyda cukiernika, Linharda. Teraz ten donosiciel siedzi w więzieniu. Chodziłam codziennie daleko za miasto, naprzeciw chłopkom, by kupić mleko. Pewnego dnia gdy wracałam, zatrzymała mnie jakaś Polka i powiedziała, bym nie szła do miasta, bo łapią. Myślałam, że tylko łapią do robót. Potem spotkałam koleżanki, które uciekały z miasta. Nie chciałyśmy iść wszystkie razem, rozłączyłyśmy się więc, ja przez „Schmelz” (taki plac, na którym walało się żelazo, szyny i różne odpadki), uciekłam do znajomej Żydówki. Potem starsi schowali się na strychu i my poszliśmy tam również. Gdy Niemcy węszyli dookoła, schowaliśmy się w kryjówce od zewnątrz niewidocznej. Wchodziło się tam przez klapę na strychu. Niemcy byli na strychu lecz kryjówki nie znaleźli. Bałam się strasznie, gdyż nie wiedziałam co się dzieje w domu, może tam nie wiedzieli, że jest „akcja” — i wszystkich wzięto. Czwartego dnia była przerwa w „akcji” i mój tatuś przyszedł zobaczyć co się dzieje z dziećmi tej znajomej, gdyż ona u nas pracowała i u nas się chowała. Nie mogę opisać jego radości, gdy mnie zobaczył. Wszyscy byli przekonani, że już jestem w kinie Colosseum, gdzie zbierano ludzi. Tatuś narażał się, chodził na OD, dawał pieniądze by mi kupiono coś do jedzenia, przyrzekł 5 tys. zł jeżeli mnie wyciągną. Poszłam z tatusiem do domu, a raczej na śmietnik, do kryjówki. Wtedy pracujący Żydzi dostawali opaski z pieczątką A i tych nie brano. Ta „akcja” trwała cały miesiąc.

Działo się to w jesieni w 1942 r. Co niedzielę była przerwa. Szliśmy do mieszkania i piekliśmy placki na cały tydzień. ,Akcję” przerywano też zazwyczaj pod wieczór. Tatuś zapłacił pewnemu panu, który miał opaskę z pieczątką i on przychodził i pukał w płot, gdy się „akcja” kończyła. Wtedy tatuś wychodził i gotował nam coś do jedzenia. Ale my nie wychodziliśmy. Siedziało nas tam pięć osób. Tatuś, mamusia, brat, babcia i ja. Było bardzo ciasno, nóg nie było gdzie podziać. Trzymaliśmy jedne na drugich. To trwało cały miesiąc. Tatuś miał wrzód na dziąsłach, który go bardzo bolał i brał ciągle proszki.

Ludzi w kinie morzono głodem przez cały miesiąc. Kuchnia żydowska posyłała im wprawdzie zupę, ale to było kroplą w morzu.

Po tej „akcji” zaczęto mówić o likwidacji Żydów. Tatuś zbudował kryjówkę na podwórzu. Wujek i kuzyn budowali z nim razem, a i kobiety i dzieci pomagały. Był to dół wielkości pokoju, tatuś doprowadził tam powietrze w ten sposób, że zrobił zlewisko, z którego zlewana woda wylewała się przez podwórze, a przez skrzynkę tam umieszczoną miało dochodzić powietrze. Tatuś miał też doprowadzić gaz i zaopatrzyć kryjówkę w prowiant.

Tymczasem ten polski cukiernik przysłał nam niemiecką komisję, a ponieważ tatuś się przyznał, że kupuje towar


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0013 (149) Polilechnika Poznańska Instytut Inżynierii Materiałowej Sprawozdanie z ćwiczenia nr

więcej podobnych podstron