183 05 (3)





B/183: R.Moody, P.Perry
Odwiedziny z zaświatów







Wstecz / Spis
Treści / Dalej
Sposób odkrywania samego siebie
Wydawało mi się jakbym szedł
przez świat duchów
i czuł się cieniem snu.
Aleksy Tołstoj
Współcześnie refleksja i medytacja znalazły się w tyle za techniką. Szybkie
tempo życia spowodowało, że całkiem realnie utraciliśmy kontakt z samymi sobą.
Walka o przetrwanie doprowadziła ludzi do stanu, w którym mają kłopoty z poznaniem
własnych uczuć. Może im w tym dopomóc wpatrywanie się w lustro. Wizje zwierciadlane,
powstające z tego rodzaju dowolnego wpatrywania się (a nie wywoływania zjaw),
czasami prowadzą do wejrzenia w tę głęboką studnię wewnętrzną, znaną jako podświadomość.
Wyczuwałam ogromny strach"

Czterdziestoczteroletnia kobieta, której pokazałem metodę wpatrywania się w lustro, zaczęła samodzielnie eksperymentować. Przez całe lata drogą tradycyjnej psychoterapii szukała klucza do własnego dylematu psychologicznego. Po kilku sesjach wpatrywania się w lustro odkryła wspomnienie, które doprowadziło ją do znaczącego postępu w zrozumieniu samej siebie. Oto jej historia:

"Kiedy próbowałam wpatrywać się w lustro, odkryłam, że narastają we mnie jakieś silne uczucia. Stało się oczywiste, że dostosowywałam się do jakichś uczuć, które blokowałam w świadomości.
Wyczuwałam ogromny strach, ale nie byłam pewna przed czym. Czasami dosłownie przerywałam sesję, ponieważ bałam się tego, co miałam zobaczyć.
Odkryłam wreszcie, że był to strach przed samodzielnością i dbaniem o siebie. A także przeraźliwie bałam się porażki.
Widziałam różne twarze i różne sytuacje. Każda z nich pokazywała, jak bardzo zżera mnie strach.
W czasie jednej z sesji zobaczyłam, w jaki sposób odnoszę się do ludzi. To wszystko zaczęło się w moim dzieciństwie i miało związek z tym, że byłam najstarsza i musiałam opiekować się pozostałym^ dziećmi w rodzinie.
Zobaczyłam siebie przed urodzeniem się moich braci, kiedy byłam oczkiem w głowie dla wszystkich. Potem pojawili się moi bracia i to wszystko się skończyło. Ludzie zaczęli zwracać uwagę na nich, a nie na mnie. Aby pozyskać uwagę ojca i pochwałę z jego ust, stałam się opiekuńcza. W jednym z obrazów widziałam siebie kąpiącą braci, podczas gdy rodzice siedzieli w salonie.
Aby przystosować się, zawsze stawiałam siebie na drugim miejscu w stosunkach z mężczyznami. Gdy trzeba było ratować nasz związek, to ja dokładałam wszelkich starań. Widziałam sytuacje, kiedy robiłam rzeczy, których nie chciałam; robiłam je tylko po to, aby sprawić przyjemność mężczyznom w moim życiu.
A potem zobaczyłam wydarzenie, które miało nadejść w mojej rodzinie. Moja cioteczna babka kończyła dziewięćdziesiąt lat, a matka i brat planowali przyjęcie w weekend dla niej. W zwierciadle zobaczyłam, jak włączam się w to, przejmując odpowiedzialność. Zobaczyłam siebie, jak dzwonię do mamy i taty i mówię im. że przywiozę obiad na piątek.
Te obrazy wywołały uczucie bólu. Zdałam sobie sprawę, że w moich związkach rodzinnych ci tak zwani przyjaciele i krewni nie przychodzili do mnie dla przyjemności; przychodzili, żebym im w czymś pomogła. Dzięki wpatrywaniu się w zwierciadło uświadomiłam sobie, że zostałam zanadto obciążona, że nie czerpałam żadnej radości z życia".

Ta kobieta wiele zmieniła w swoim postępowaniu po przeżyciach wizjonerskich.
Przestała dobrowolnie brać na siebie obowiązki, które nie sprawiały jej przyjemności.
Zamiast obciążać się z własnej woli odpowiedzialnością za zjazdy rodzinne, czerpie
z nich przyjemność i pozwala innym je organizować. To samo nastąpiło w jej stosunkach
z dziećmi, za które wielokrotnie podejmowała decyzje. Obecnie pozwala im popełniać
błędy, nie angażując się nadmiernie.
Teraz zamiast mówić im, co mają zrobić,
po prostu rzucam pewne sugestie i nie wtrącam się więcej
jak powiedziała.
Wizje symboliczne

Ostatnie opisane przeżycie należało do "rzeczywistych", a nie do symbolicznych wyobrażeń. Jest to o wiele łatwiejsze dla doznającej osoby, nie stawia bowiem wymagań w zakresie interpretacji. Symboliczne wizje, pojawiające się w trakcie wpatrywania się w zwierciadło, są trudniejsze do wyjaśnienia. Jednakże kiedy już się tego dokona, mogą dać tyle samo satysfakcji co wizje nie mające treści symbolicznej. Czasami nawet więcej niż wizje, "realne", pozwalają bowiem danej osobie mówić o szerokim wachlarzu spraw z jej życia, które być może wiążą się z tymi symbolami.
Jak będzie można się przekonać, następna wizja zwierciadlana jest pełna treści symbolicznej:

"Bardzo boję się węży. Kilka razy w trakcie wpatrywania się przeze mnie w zwierciadło pojawiał się wąż.
W czasie jednej z wizji dom, w którym się wychowywałam, został zaatakowany przez węża, niemal tak wielkiego jak sam ten dom. Wąż unosił się, syczał i wydawał język, jakby zamierzał ukąsić. Tuż za tym wężem pojawił się drugi, równie wielki. Ale inny od tego pierwszego. Był niebieski, miał cudowne, niebieskie oczy i uśmiechał się.
Patrząc na niego pomyślałam: Czy on nie jest cudowny? Ale zaraz poczułam strach i uciekłam. Nie ufałam mu".
Omawialiśmy tę wizję po jej skończeniu. Po zdumiewająco krótkim namyśle kobieta stwierdziła, że obrazy, które widziała w zwierciadle, wiążą się z zaufaniem.

To prawie tak jak z moim strachem, że ludzie robią dobre wrażenie, a potem się okazuje, że zwracają się przeciwko mnie
powiedziała, nawiązując do różnych osobowości węży.
Nie ufam ludziom. Myślę, że są tacy, jak mi się wydaje, a potem okazuje się, że są zupełnie inni. I czuję się oszukana.
"Widziałam pawia"

Inna symboliczna wizja zwierciadlana pojawiła się kobiecie, którą interesowało wpatrywanie się w zwierciadło, ponieważ chciała "zobaczyć, co z niego wyjdzie". Z przyjemnością pomogłem jej, ponieważ intrygują mnie wizje, jakie miewają ludzie, kiedy nie szukają czegoś konkretnego. Coś takiego daje doskonałe możliwości oceny wyników wpatrywania się w lustro u normalnych ludzi, których po prostu interesuje poznawanie samych siebie.
Ta kobieta była dwudziestotrzyletnią absolwentką jednego z uniwersytetów na Południu. Twierdziła, że nie była chowana bardzo religijnie i nie interesowała się szczególnie tymi zagadnieniami. Odnoszę jednak wrażenie, że poszukiwała jakiegoś rodzaju uduchowienia. Przekonanie to zrodziło się we mnie na podstawie jej relacji z wizji zwierciadlanej. A oto ta relacja:

"Usiadłam (w izbie zjaw) i przez jakieś pięć minut oddychałam głęboko i rozluźniałam się. Potem widziałam jedynie ramę i panującą w głębi lustra nieprzeniknioną czerń. Wpatrywałam się w nią przez pewien czas, a potem zaczęły tańczyć w niej cienie. Te cienie wyszły następnie z lustra i tańczyły ze mną w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam!
Chwilę później obraz w lustrze stał się szary i zamglony. A następnie lustro zaczęło się dzielić na segmenty. Część z nich odsuwała się ode mnie, a część zbliżała. Potem przestałam widzieć ramę i uświadomiłam sobie, że lustro mnie pochłonęło. Byłam wewnątrz zwierciadła!
Później zobaczyłam pawia. Stał do mnie tyłem, a potem odwrócił się i oszołomiły mnie kolory. Uniósł i rozłożył ogon. Był ogromny!
Wydawało mi się, że ma ludzką twarz, choć nie widziałam dokładnie, jak ta jego twarz wygląda. A potem za tym pawiem dostrzegłam coś jeszcze. Jakby jakąś czarnoskórą postać na ołtarzu ofiarnym. Osoba ta leżała wyciągnięta, jej ręce i głowa zwisały po bokach i wydawało mi się, że jest martwa. To był mężczyzna, twarz miał zwróconą w moją stronę, ale zakrywały ją włosy, nie mogłam więc zobaczyć rysów.
A potem lustro ponownie wróciło do mnie. Widziałam jedynie wielki trójkąt, taki jak dzwon przyzywający na posiłki, oraz mały kawałek metalu, jakiego używa się, aby uderzać w ten dzwon. I ten dzwon zaczął dzwonić; dzwonił tak chyba przez kilka minut, powoli jak dzwon kościelny. Było to tak odprężające, że niewiele brakowało, a zapadłabym w sen.
Zanim jednak do tego doszło, nagle zorientowałam się, że tańczę z Jezusem Chrystusem! A kiedy rozejrzałam się, zobaczyłam, że tańczę na Ostatniej Wieczerzy! Tańczyliśmy wokół stołu, a potem przyszła jakaś czarnoskóra kobieta i wyprowadziła mnie".

Podobnie jak wielu innych, ta uczestniczka również uznała wpatrywanie się w zwierciadło za jedno z najbardziej odprężających przeżyć. I choć powiedziała mi, że nie rozumie znaczenia swej wizji, myślę, że ona właśnie wtedy usiłowała uporać się z rolą, jaką odgrywa religia w jej życiu. Paw, na przykład, jest starożytnym symbolem Chrystusa. Jej opis, że był "ogromny" i przejmująco piękny, jest sympatyczny i sugeruje mi, iż dziewczynę tę pociąga pełne miłości przesłanie chrześcijaństwa, będące podłożem doktryny, którą ta uczestniczka sesji dotychczas odrzucała. Ponadto fakt, że widziała obraz Chrystusa jako postaci religijnej, z którą mogła tańczyć, świadczy o tym, że wierzy w jego dobroć i serdeczność.
Czarna osoba na ołtarzu może oznaczać prześladowania. Ponieważ osoba ta pojawiła się łącznie z wyobrażeniem pawia
-Chrystusa, pozwalam sobie snuć przypuszczenie, że ten czarny człowiek przedstawia jakąś formę prześladowania chrześcijaństwa. Natomiast czarna kobieta, która wyprowadziła ją z Ostatniej Wieczerzy, była zapewne jej nianią z czasów dzieciństwa.
Ta młoda kobieta najprawdopodobniej szuka więcej uduchowienia w swoim życiu i pociąga ją motyw dobroci w religii chrześcijańskiej.

Ostatnie dwa przykłady stanowią ilustrację, w jaki sposób wpatrywanie się w zwierciadło pozwala ujawnić się podświadomości, myślom i uczuciom, które tkwią tuż pod powierzchnią. Zwykła psychoterapia prowadzi do tego samego. Jedną z zalet wpatrywania się w zwierciadło jest jednakże to, iż
jak się wydaje
do osiągnięcia tego celu potrzeba mniej czasu i zazwyczaj uzyskuje się bardziej wizualną demonstrację tego, co dzieje się w wewnętrznych sferach naszego umysłu.
Wpatrywanie się w podświadomość

Wpatrywanie się w zwierciadło może także pomóc psychoterapeutom odkryć, co się dzieje w podświadomości osób szukających u nich pomocy.
Freud wierzył, a wiele osób podziela jego punkt widzenia, że sny są "królewską drogą do podświadomości". Uważał, że sny ujawniają motywację kierującą odruchami i działaniami, których nasza podświadomość wyrzeka się, gdy czuwamy.
Mam wrażenie, że wizje zwierciadlane także są wskazówkami informującymi o tym, co tkwi w naszej podświadomości. Ponieważ obrazy widziane w zwierciadle są w znacznym stopniu tworami umysłu osoby wpatrującej się, stanowią one coś, co można by nazwać testem projektywnym, analogicznym do słynnych kart Rorschacha czy też testu z kleksami. Próba taka może być bardzo pomocna przy ocenie stanu umysłu pacjenta.
Ja sam wykorzystuję wpatrywanie się w zwierciadło przez moich pacjentów do diagnozowania licznych objawów, łącznie z konkretnymi niepokojami, depresją i problemami małżeńskimi.
Aby to osiągnąć, proszę uczestnika sesji, aby przestrzegał określonej procedury, tak jak musieli czynić kapłani w świątyni inkubacji snów w starożytnej Grecji. Na dzień przed wpatrywaniem się w zwierciadło proszę uczestnika o naszkicowanie, co go trapi. Jeśli na przykład ktoś martwi się o swoje stosunki z matką, proszę, aby myślał o swojej matce o różnych porach w ciągu dnia. W ten sposób, kiedy w końcu dochodzi do wpatrywania się w zwierciadło, obrazy najprawdopodobniej pojawią się w nawiązaniu do wcześniejszych myśli uczestnika sesji. Podobnie jak w inkubacji snów, obrazy, które się pojawiają, są pełniejsze życia niż rzeczywistość i bardziej symboliczne niż zwykłe myśli.
Inaczej niż to jest w przypadku snów
które opowiada się psychoterapeutom po kilku godzinach, jeśli nie kilku dniach od chwili, kiedy pacjent je przeżywał, wskutek czego mogą być już nie w pełni pamiętane
wizje zwierciadlane mogą być wytwarzane przez uczestnika w czasie sesji, co pozwala na dostęp do materiału zawartego w podświadomości i wykorzystanie go natychmiast.
Człowiek z wyspy

Przykładem zastosowania wpatrywania się w lustro jako narzędzia terapeutycznego może być przypadek dość nieokrzesanego studenta ze wsi na Południu. Chłopak ten ochoczo przyznał się do swych braków i określił swoich rodziców jako ludzi tego samego pokroju. Jego matka zajmowała się domem, a ojciec był agentem ubezpieczeniowym.
Kiedy odbywaliśmy sesję wpatrywania się w zwierciadło, mieszkał nadal u rodziców. Mówił o swoich sprawach życiowych obojętnym głosem, bez emocji. Ale pod koniec tej sesji gotów był przyznać, że faktycznie miał pewne problemy w domu. A oto co zobaczył:

"Widziałem grupę ludzi na plaży. Palili ognisko i gotowali coś, co przypominało rybę. Nie przyglądałem się zbyt uważnie jedzeniu, bo nie interesowało mnie tak Jak tamci ludzie i samo miejsce.
Byliśmy na wyspie, i to nie bardzo dużej. Widziałem wzgórza za nami. Miałem wrażenie, że mógłbym obejść tę wyspę dokoła w bardzo krótkim czasie.
Byliśmy ubrani w kolorowe stroje, zrobione z materiału, który wyglądał jak papier. Kiedy ludzie przechodzili obok mnie, spódniczki, które mieli na sobie, szeleściły jak bibułka. Kolory byty niezwykle żywe i ostro kontrastowały z intensywną zielenią drzew i czerwienią kwiatów.
W następnej scenie razem z grupą tych ludzi biegaliśmy po płyciźnie przy plaży, zbierając ryby, które wyrzucił przypływ. Byliśmy szczęśliwi. Na tej wyspie było też mnóstwo owoców, bardzo słodkich i sycących.
W grupie panowała atmosfera plemienna. Nie miałem wrażenia, że ktokolwiek jest moją mamą lub moim tatą, wszyscy byliśmy równi i życzliwi dla siebie. Najdziwniejsze ze wszystkiego wydaje mi się to, że nie umiałem określić, jakiej jestem płci
męskiej czy żeńskiej. Byłem po prostu bardzo młody.
Była tam jedna osoba, z którą czułem się blisko związany. Starzec plemienny, wesoła postać z naprawdę dużym brzuchem i kręconymi czarnymi włosami. Był moją ostoją. Pamiętam, że siedziałem z nim koło plaży, rozmawiałem i czułem się bardzo spokojny, ale nie pamiętam, o czym mówiliśmy".

Zainteresowało mnie to, że w swoim przeżyciu w trakcie wpatrywania się w zwierciadło student ów mieszkał na wyspie i nie mógł dorosnąć. Kiedy wspomniałem o tym, zgodził się ze mną. Wydawało się to odbiciem jego rzeczywistego życia, w którym rodzice niepokoili się i odnosili z niechęcią do możliwości wypuszczenia syna "z gniazda" oraz poznawania przez niego czegoś, czego oni w gruncie rzeczy nie rozumieli.
Nieustannie próbują mnie wciągnąć z powrotem w bagno -powiedział, mając na myśli, że usiłują trzymać go w domu, w roli dziecka.
W trakcie naszej rozmowy uświadomiłem sobie, że starzec plemienny, z którym młodzieniec czuł się związany, nie był jego ojcem, przed nim bowiem uczestnik sesji nie odczuwał respektu. Nie mógł to też być żaden z jego dziadków, ponieważ obaj umarli przed jego urodzeniem. Podczas dyskusji na ten temat chłopak doszedł do wniosku, że starcem z plaży mógł być pewien miły policjant z jego rodzinnej wioski, z którym był w dzieciństwie zaprzyjaźniony.
Jedna sesja pomogła temu pacjentowi uświadomić sobie pewne problemy w jego życiu. Dzięki wpatrywaniu się w lustro byliśmy w stanie dotrzeć do sedna dylematu jego młodego życia. Chłopak rozmawiał ze mną jeszcze kilkakrotnie o znaczeniu tego, co widział w krysztale, po czyni zdecydował się wyprowadzić od rodziców i zacząć samodzielne życie.
Wpatrywanie się jako narzędzie do demonstracji

Jako profesor psychologii uznałem wpatrywanie się w zwierciadło za bardzo skuteczny środek demonstrowania studentom procesów psychicznych zachodzących w podświadomości. Celem tego nie było umożliwianie im spotkania ze zmarłymi krewnymi ani nawet badanie podświadomych uczuć. Miało im to raczej pokazać, że podświadomość jest aktywna nawet wówczas, kiedy sądzą, że tak nie jest.
Często organizowałem seanse grupowe i miewałem do czterdziestu studentów wpatrujących się jednocześnie w zwierciadło. Taka grupowa demonstracja niemal zawsze zaczyna się od podejścia sceptycznego. Dopiero w miarę rozwijania się sesji słyszę, jak studenci posapują ze zdumienia pod wpływem tego, co widzą w powierzchni odblaskowej. Pod koniec zajęć większość studentów jest oszołomiona tym. czego dokonali i co widzieli. Jeden ze studentów stwierdził, że czuł się tak, jakby "miał w głowie kamerę wideo". Inna studentka była zdumiona, że jej wspomnienia mogły pojawić się jako "film trójwymiarowy".
Te grupowe seanse zawsze budziły w studentach ciekawość, dostarczającą im energii na cały semestr. Mimo że sam jestem przyzwyczajony do wpatrywania się w tajemnicze zwierciadło, część z tych sesji dawała rezultaty, które zdumiewały nawet mnie, uświadamiając mi, jak wiele jeszcze nie wiem o podświadomości.
W czasie jednej z demonstracji grupa uczestników wpatrywała się w zwierciadło. Zaobserwowałem, jak jeden z uczestników oddycha głęboko, aby się odprężyć. W miarę upływu czasu student ten wpatrywał się w zwierciadło coraz szerzej otwartymi oczami. Później opowiedział mi, co widział:

"Próbowałem na siłę wywołać wizję. Potem zniechęciłem się i rozluźniłem. I właśnie wtedy poczułem nagle jakby odwrócenie sytuacji: przekręciło mnie o sto osiemdziesiąt stopni i to ja siedziałem w lustrze, patrząc na miejsce, w którym byłem dotąd. Właściwie poczułem, że mnie coś porywa, i oto byłem w lustrze.
A potem przyszły wizje. Pamiętam, że widziałem pole, na którym znajdowało się całe mnóstwo kowbojów i Indian. Widziałem barwy wojenne i kolory ubrań. Była to scena, w której Indianie i kowboje ścigali się po równinie, wokół mnie. Ja znajdowałem się "wewnątrz" tej sceny".

Skąd wzięły się te obrazy z Dzikiego Zachodu? Nie było to tajemnicą dla tego uczestnika, któremu się ukazały. Jako dziecko był oczarowany "kulturą kowbojów" z Dzikiego Zachodu. Wszystkie wspomnienia, jakie miał z okresu dorastania, wiążą się z kapeluszem kowbojskim lub zatkniętym za pas rewolwerem na kapiszony.
W świetle jego fascynacji Dzikim Zachodem przeżycie to nabrało sensu. Zdumiał go fakt, że wizje były bardziej realistyczne niż sny i sprawiły mu więcej przyjemności.
Nie spałem, a znalazłem się w samym centrum akcji
stwierdził.
Sny nie dorównują temu.
W czasie tych demonstracji zdarzały się też inne zdumiewające sytuacje. W jednej grupie siedmioro studentów opisało tę samą wizję, oglądaną jednak z różnych stron. Nie umiem odpowiedzieć, dlaczego siedem spośród trzydziestu osób zobaczyło mężczyznę w turbanie. Innym razem dwóch studentów przy różnych stolikach ujrzało w swoich zwierciadłach baletnicę. Kiedy indziej pewien mężczyzna zobaczył ząb w stanie zapalnym. Gdy o tym powiedział, siedząca obok niego kobieta jęknęła i wyjaśniła, że tego ranka wyrwano jej chory ząb.
W żadnym z tych przypadków nie było podpowiadania ani wcześniejszych dyskusji, które mogłyby doprowadzić do tego rodzaju wizji.
Podobne demonstracje mają tę wartość, że pozwalają dowieść studentom psychologii i innych wydziałów, iż podświadomość nie jest jakąś abstrakcją, ale rzeczywistym poziomem umysłu ludzkiego, gdzie kryją się nasze najgłębsze myśli. Ucząc studentów, jak należy wpatrywać się w zwierciadło, pomagam im zrozumieć tę trudną koncepcję. Jeden ze studentów ujął to następująco:
Aż do tej pory nie wiedziałem, skąd biorą się te wyobrażenia. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że obrazy z podświadomości nie byty wymyślane. Ale teraz wiem, jak bardzo są one realistyczne.
Rzeka wiedzy

William James nazwał podświadomość "rzeką zawsze przepływającą przez godziny czuwania człowieka". Ten opis budzi lęk, kiedy zdamy sobie sprawę, jak mało wiemy o zawartości tej rzeki. Być może wpatrywanie się w zwierciadło, ze swoją potencjalną możliwością włączenia się do tej niewidzialnej rzeki wiedzy, może ujawnić nasze najgłębsze myśli i najbardziej zatarte wspomnienia. Jeśli tak jest, to można stosować je jako narzędzie w badaniach psychologicznych; narzędzie pozwalające na znaczne skrócenie czasu, jaki pacjent musi spędzić u analityka.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 05 Opadanie i fluidyzacja
Prezentacja MG 05 2012
2011 05 P
05 2
ei 05 08 s029
ei 05 s052
05 RU 486 pigulka aborcyjna

więcej podobnych podstron