10 (100)



















Harry Harrison     
  Filmowy wehikuł czasu
   
. 10 .    



    Deszcz bębnił o dach przyczepy tak głośno, że Barney musiał
podnieść głos.
    - Czy jest pan pewien, że on wie co podpisał? - zapytał,
przyglądając się podejrzliwie postawionemu drżącą ręką krzyżykowi i odciskowi
kciuka na dole stronicy, zawierającej kontrakt.
    - Całkowicie - odparł Jens Lynn. - Przeczytałem mu zarówno
oryginał angielski, jak i przekład staronorweski. Zgodził się na wszystko i
podpisał w obecności świadków.
    - Mam nadzieje, że nigdy nie wynajmie dobrego adwokata. Zgodnie
z tym, on - odtwórca głównej roli - będzie zarabiał mniej niż ktokolwiek inny z
całej ekipy, wliczając w to faceta , który czyści sracz.
    - Nie ma powodu do skarg. Sam zaproponował warunki płacy. Jedna
butelka ,Jacka Danielsa" na dzień i grzywna srebra miesięcznie.
    - Ale tego srebra z ledwością starczy na zatkanie dziury w
zębie.
    - Nie wolno nam zapominać o względności porównań sytuacji
gospodarczej w dwóch różnych światach - odrzekł Jens, najbardziej
przekonywającym, akademickim tonem i wzniósł upominająco palec wskazujący. -
Tutejsza ekonomika bazuje zasadniczo na handlu wymiennym, niewiele tylko
płatności odbywa się przy użyciu pieniędzy. Z tego też względu grzywna srebra ma
tu o wiele większą wartość i nie jest porównywalna z cenami tego kruszcu z epoki
masowej produkcji. Wypada przyjrzeć się bliżej jej sile nabywczej. Za grzywnę
srebra może pan kupić niewolnika, za dwie...
    - Tak, tak! W pełni to zrozumiałem. Najważniejsze jest jednak
to, czy zechce on tu tkwić aż do momentu zakończenia zdjęć?
    Lynn wzruszył ramionami.
    - Doskonała odpowiedź, nie ma co! - Barney potarł kciukiem
bolące ciemię i spojrzał przez okno na ołowiane niebo, z którego waliły
strumienie deszczu. - Leje tak już od dwóch dni. Czy to się nigdy nie skończy?

    - To było do przewidzenia. Niech pan pamięta, że chociaż z
powodu Małego Optimum Klimatycznego tutejszy klimat jest cieplejszy niż w
dwudziestym wieku to jednak znajdujemy się na północnym Atlantyku, w
przybliżeniu na 59 stopniu szerokości geograficznej północnej i opady deszczu
są...
    - Niech pan sobie daruje ten wykład. Muszę mieć pewność, czy
Ottar zgodzi się współpracować z nami przez cały czas produkcji filmu - inaczej
nie odważę się zacząć zdjęć. Może przecież odpłynąć na swojej nowej łodzi albo
zrobić jeszcze coś innego, co leży w naturze Wikingów. Nie wygląda mi na
zadowolonego z życia farmera.
    - Chwilowo przebywa na wygnaniu. Wszystko wskazuje na to, że -
nie w smak mu było nawrócenie się na takie chrześcijaństwo, jak je sobie
wyobrażał król Olaf Tryggvesson i po przegranej walce opuścił Norwegię.
    - A co on ma przeciwko przyjęciu wiary w Chrystusa?
    - Olaf chciał go najpierw poddać sądowi bożemu, zwanemu Próbą
Węża. Polegał on na tym, że ustnik lulhorna - dużego mosiężnego rogu wojennego -
wpychano siłą w gardło ofiary, a następnie wkładano do wnętrza rogu jadowitego
węża. Całość zatykano, pieczętowano, po czym róg podgrzewano, zmuszając węża do
szukania ucieczki, a jedyna jej droga wiodła w dół przewodu pokarmowego
poddawanego próbie poganina.
    - Bardzo pociągające. No i co się zdarzyło, gdy już opuścił
Norwegię?
    - Skierował się w stronę Islandii, lecz okręt rozbił się w
czasie sztormu. Jego samego i kilku z załogi morze w tym właśnie miejscu
wyrzuciło na brzeg. Zdarzyło się to niedługo przed naszą pierwszą wizytą.
    - Jeżeli to rozbitek, to do kogo należy dom, w którym
mieszkają?
    - Nie wiem. Ottar i jego ludzie zabili poprzedniego
właściciela.
    - Ciekawa metoda. Ale jedno jest, o ile się nie mylę,
pocieszające. Zostanie on tu tak długo, jak będzie przez nas opłacany i w
konsekwencji, nietrzeźwy.
    Do przyczepy wpadł, niemal wepchnięty podmuchem wiatru, Amory
Blestead. Wraz z nim do wnętrza wtargnął strumień deszczu. Amory z wysiłkiem
wparł się w drzwi, by ponownie je zamknąć.
    - Powieś swoje łachy na drzwiach, niech trochę obeschną -
powiedział Barney. - W dzbanku masz trochę gorącej kawy... Co z dekoracjami?

    - Prawie skończone. - Amory posłodził kawę. - Wywaliliśmy tylną
ścianę, żeby zrobić miejsce dla kamery i świateł, zabiliśmy to sklejką i
podnieśliśmy strop o cztery stopy. Poszło znacznie łatwiej niż myślałem.
Podwyższyliśmy legary i podciągnęliśmy cały interes pionowo w górę. Potem
miejscowi wycięli z torfu cegły i dobudowali z nich brakujące fragmenty ścian.
Ci faceci rzeczywiście znają się na robocie.
    - I są bajecznie tani - dodał Barney. - Jak dotąd budżet jest
jedyną rzeczą w tym filmie, która trzyma się kupy.
    Przesunął ręką po kopii scenariusza, zakreślając niektóre
partie tekstu czerwonym ołówkiem. - Czy moglibyśmy nakręcić teraz parę scen we
wnętrzach?
    - W każdej chwili.
    - No to zakładamy kalosze. Co sądzisz o próbie, Amory?
    - Absolutnie pierwsza klasa. Ten Wiking jest całkowicie
naturalny, to pierwszorzędne odkrycie.
    - Taa... - Barney rozgryzł koniuszek ołówka i wypluł go. -
Miejmy nadzieję. Być może jest w stanie zagrać scenę czy dwie - ale jak nam się
uda przez cały ten czas utrzymać go w ryzach? Miałem zamiar nakręcić na początek
trochę prostego materiału w plenerze - wchodzi i schodzi z okrętu, stoi w
bohaterskiej pozie na tle zachodzącego słońca i takie tam... ale przez te pogodę
szlag trafił cały pomysł. Będziemy kręcić we wnętrzach - i trzymaj za to kciuki.

    Deszcz wdzierał się do wnętrza szczelinami w plandece jeepa,
który ślizgając się po błotnistych koleinach wyżłobionych kołami innych
pojazdów, wspinał się mozolnie na wzgórze. Na polanie za domem Ottara stała
grupa samochodów, nad którą górowała dudniąca głucho przyczepa - generator.
Zatrzymali się przy chacie najbliżej jak to było możliwe i ruszyli dalej
błotnistą ścieżką. Pod okapem kuliła się większość służby domowej - ociekająca
wodą i wielce nieszczęśliwa. Wypędzono ich pod gołe niebo, by zapewnić dość
miejsca dla filmowców. Przez półotwarte, tekturowe drzwi biegły do środka grube
kable elektryczne. Barney wszedł.
    - Dajcie tu trochę światła - zawołał, odrzucając przemoknięty
na wylot płaszcz. - I usuńcie ten tłum z końca izby. Chce obejrzeć te komory
sypialne.
    - Uważaj, żebyś się nie poplamił. Na tym starożytnym drewnie
jeszcze nie wysechł werniks - odparł Amory, wskazując na dwuskrzydłowe drzwi w
ścianie.
    - Nie najgorzej - zaakceptował Barney.
    - Fatalnie! - parsknął Jens Lynn. - Mówiłem, że w takich
prostych domach mieszkańcy spali na specjalnej ławie, ustawionej wzdłuż ściany,
takiej jak ta, a b y ć m o ż e mieli także małe, wbudowane w ścianę komórki,
zaopatrzone w drzwiczki. Dlatego małe, by mogły zatrzymywać ciepło wydzielane
przez organizm śpiącego. W tym właśnie celu je budowano.
    Otworzył wysokie na pięć stóp odrzwia i odsłonił niewielki
pokój, którego podłogę pokrywał piankowy materac obleczony w nylonowe
prześcieradło.
    - Ależ to... to jest wstrętne! Niczego takiego nie...
    - Spokojnie, doktorze - Barney lustrował wnętrze komory
sypialnej przez obiektyw kamery. - Kręcimy film - rozumie pan? Jak pan wsadzi
kamerę i parę aktorów do czegoś w rodzaju trumny, bo coś takiego miał pan na
myśli? W porządku - odsuńcie trochę tył.
    Dwóch stolarzy przesunęło tylną ścianę, ukazując kamerę stojącą
w niszy naprzeciwko.
    - Właź tu, Gino - polecił Barney - a ja powtórzę o co chodzi w
scenie. Klaps numer 54. W samą porę, Ottar. Właśnie wchodzisz na plan.
    Wiking wkroczył do środka, spowity w przeciwdeszczowy płaszcz z
tworzywa sztucznego. Kroczący za nim charakteryzator osłaniał go trzymanym nad
głową parasolem.
    - Cześć, Barney! - zawołał. - Wyglądam dobrze, no nie?
    Rzeczywiście nie wyglądał źle. Wymoczono go w kadzi - wodę
trzeba było zmieniać trzykrotnie wymyto mu, wysuszono i utrefiono brodę oraz
włosy. Ottar, odziany w strój Rufa przerobiony na miarę jego masywnej postaci,
robił jak najlepsze wrażenie. Wiedział o tym i rozkoszował się tym.
    - Jesteś wspaniały. Tak cudowny, że trzeba ci zrobić trochę
zdjęć. Potem je obejrzysz. Chcesz? - Dobry pomysł. Bardzo dobrze wyglądam na
filmie.
    - W porządku. Teraz posłuchaj czego od ciebie chce - Barney
zamknął drzwi do komory sypialnej. Będę w środku z kamerą. Stoisz w tym miejscu
i otwierasz drzwi... o tak... a kiedy otworzysz je na oścież, spojrzysz na dół,
na łóżko i uśmiechniesz się z wolna. To wszystko.
    - Głupi pomysł. Sfotografuj mnie tutaj!
    - Wysoko sobie cenie twoje rady, Ottar, ale myśl, że zrobimy to
po mojemu. Pomijając wszystko inne, dostajesz przecież butelkę dziennie i
grzywnę srebra na miesiąc. Musisz na nie zapracować.
    - Słusznie - jedną butelkę każdego dnia. Gdzie jest dzisiejsza?

    - Po pracy! Nawet nie zaczęliśmy. Stań tu, a ja biorę się za
kamerę. - Ściągnął przez głowę pelerynę i poszedł w stronę niszy.
    Po szeregu wykrzykiwanych głośno poleceń i kilku próbach
wyglądało na to, że Ottar zrozumiał wreszcie, czego od niego chcą. Po raz
kolejny zamknięto drzwi i Barney kazał zacząć od nowa. Kamera nacelowana na
ciemną plamę łoża zaszumiała cicho i w tym momencie drzwi wyleciały, pchnięte z
nadludzką siłą. Jedna z oderwanych klamek pozostała w dłoni Ottara.
    - Niech to piekło pochłonie! - warknął i cisnął klamkę na
ziemię.
    Barney westchnął głęboko.
    - Powinieneś zagrać te scenę nieco inaczej. Wczuj się w role.
Przybywasz do domu niespodzianie. Jesteś zmęczony. Otwierasz drzwi, by położyć
się i wypocząć. Spoglądasz w dół i dostrzegasz, że na łóżku śpi Gudrid. Wtedy
uśmiechasz się do niej.
    - Na tej wyspie nie ma żadnej Gudrid.
    - Gudrid to filmowe imię Slithey. Wiesz kto to jest Slithey?

    - Jasne. Ale jej tu nie ma. Wszystko to jest głupota. Tyle ci
powiem, Barney.
    Barney pracował z tępymi i złymi aktorami od wielu lat, udało
mu się wiec utrzymać nerwy na wodzy. - Poczekaj chwile, spróbujemy jeszcze raz -
odparł.
    Dały się słyszeć odgłosy krzątaniny, gderliwe utyskiwania - w
końcu jednak drzwi otworzyły się (tym razem znacznie łagodniej ) i wyszedł zza
nich Ottar. Łypnął ponuro w kamerę, po czym spojrzał niżej, w stronę łóżka i...
wyraz jego twarzy stopniowo złagodniał. Zmarszczone czoło wypogodziło się, oczy
rozszerzy , a w kącikach ust zaigrał radosny uśmiech. Wszedł.
    - Stop! Doskonale - Barney był szybszy od Ottara i pierwszy
chwycił leżącą na łóżku butelkę "Jacka Danielsa".
    - Zachowam to dla ciebie na później. Auuu...!
    Wiking chwycił go za przegub i Barney dowiedział się, co to
znaczy włożyć rękę pod prasę hydrauliczną. Butelka wysunęła się ze zdrętwiałych
palców. Rozcierając zmiażdżony nadgarstek zaczął się zastanawiać czy
rzeczywiście dokonał właściwego wyboru odtwórców głównych ról w tym filmie.
    Pojawiła się Slithey i gdy zdjęto z niej kalosze, pelerynie
oraz kilka jardów innych syntetycznych tkanin, stanęła boso w różowym,
przezroczystym negliżu i zatrzęsła się z zimna.
    - Zimno mi - oznajmiła.
    - Włączcie piecyk, razem z tymi lampami pod łóżkiem - rozkazał
Barney. - Grasz ujęcie nr 43, Slithey, nakładasz płaszcz i zamykasz drzwi. Tu
jest dostatecznie ciepło.
    - Nie chce złapać zapalenia oskrzeli.
    - Z twoimi... płucami nie masz na to szans.
    Scena była krótka, zaledwie kilka sekund na ekranie, lecz przy
kręceniu filmu wszystko wymaga czasu - dość, że zanim skończyli, Ottar zdążył
opróżnić butelkę do połowy i teraz, siedząc w kącie, podśpiewywał sobie
radośnie.
    - Teraz my, ujęcie 55, wchodzisz Ottar! Byłbyś może łaskaw
odstawić na chwile swoją pensje! zawołał Barney.
    Ottar, którego whisky znacznie uspokoiła, wkroczył na plan i
spojrzał na Slithey, przykrytą kocem używanym przez Wikingów z plemienia Navaho
i spoczywającą w apetycznej pozie na przeraźliwej wielkości łożu.
    - Ona ma być zmęczona? - zapytał. - Za dużo światła, by spać.

    - Bardzo sprytnie to zauważyłeś, ale wciąż jeszcze kręcimy
film. Słuchaj teraz czego od ciebie chce. Barney stanął u wezgłowia łóżka. -
Właśnie otworzyłeś drzwi, spoglądasz na uśpioną dziewczynie. Powoli, bardzo
powoli opuszczasz dłoń i dotykasz jej włosów. Ona budzi się, odsuwa z
przestrachem, kuli się. Uśmiechasz się, siadasz na brzegu łoża, przyciągasz ją
do siebie i całujesz. Na początku broni się, odpycha cię od siebie, lecz wnet
nienawiść przeradza się w uczucie. Jej ręce oplatają cię w uścisku. Zwraca ci
pocałunek. Twoja ręka zmierza z wolna do ramiączka jej koszuli - zapamiętaj
dokładnie którego, reszta trzyma się tylko na klej - bez pośpiechu zdejmujesz je
z jej ramienia. To wszystko. W tym momencie kończymy, pozostawiając resztę
wyobraźni widzów, a ci wyobraźnie mają niemałą. No to ruszamy.
    Była to niewiarygodnie ciężka harówka. Ottar najwyraźniej nie
był tym wszystkim zainteresowany; wodził tylko okiem za butelką, aby upewnić
się, że nikt jej nie rusza. Barney oblewał się potem, usiłując wykrzesać z niego
choć iskierkę zapału. Wreszcie umieszczono butelkę w rogu łóżka, poza zasięgiem
kamery, co dało taki efekt, że Ottar przynajmniej patrzył we właściwym kierunku.

    - Zaczynamy - polecił Barney. - Będziemy to kręcić bez dźwięku.
Poprowadzę cię. Wszyscy inni też niech siedzą cicho. Kamera! Ottar, wchodzisz,
spoglądasz w dół... tulaj, a nie na te cholerną butelkę!... sięgasz i dotykasz
jej włosów. Slithey budzi się... dobrze! idzie ci zupełnie dobrze!... Teraz
siadasz... Nie demoluj łóżka! Doskonale!... Teraz nachylasz się... tak...
całujecie się...
    Palce Ottara zacisnęły się wokół nagiego ramienia Slithey. W
tym momencie Wiking zapomniał całkowicie o butelce. Jego plecy wyprażyły się
gwałtownie. Magia hormonów Slithey działała w stuleciu XI równie niezawodnie jak
w wieku XX. Zapach zlanego wonnościami kobiecego ciała przepełnił nozdrza
Ottara. Teraz już nie potrzebował Barneya, by przyciągnąć ją do siebie.
    - Znakomicie - wykrzyknął Barney. - Namiętny uścisk i
pocałunek; Slithey, pomiętaj że go nienawidzisz!
    Slithey wiła się w uścisku, bijąc zaciśniętymi piąstkami po
potężnym karku Wikinga. Ze słowami "ostrożnie jaskiniowcu" spokojnie odwróciła
głowa i w tym momencie otrzymała kolejny pocałunek. - Wspaniale - krzyknął
Barney. - Jeszcze jedna taka szamotanina Slithey! Doskonale! Kładź ją na łóżko
Ottar, siłą! Teraz ramiączko!
    Dał się słyszeć ostry dźwięk rozdzieranej tkaniny. - Hej, ty,
uważaj co robisz - wrzasnęła Slithey.
    - Daj spokój - był to głos Barneya. - Dostaniesz nową butelka
Ottar, cudownie! Teraz zachodzi w tobie przemiana, Slithey. Nienawiść przemienia
się w płomienną namiętność... Bardzo dobrze.
    - Zobacz, co on robi - powiedział Amory Blestead.
    - Stop! To było dobre. Nadaje się. Stop, powiedziałem... Ottar
zabierz te łapy... Slithey!... scena skończona!
    - Ajajajaj z entuzjazmem wykrzyknął jeden z monterów. - Niech
ich ktoś zatrzyma!
    - Dlaczego? Wyglądają na zadowolonych. Ja zresztą też.
    Odgłos rozpruwanego materiału zmieszał się ze szczęśliwym
chichotem Slithey.
    - Wystarczy - ostro krzyknął Barney. - Tylko ramiączko!...
Obawiam się, że sprawy zaszły zbyt daleko. Ottar!!! Tylko nie t o ! ! !
    - Johoho! - zapiszczał ktoś, a potem zapadła długa cisza,
przerywana jedynie dyszeniem Ottara, podobnym do sapania lokomotywy.
    W końcu Barney przełamał atmosfera napiętej uwagi wychodząc i z
trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Z drugiej strony ciągle dobiegały wysokie,
radosne pokrzykiwania. Odwrócił się i ujrzał Gina uwijającego się przy kamerze.

    - Co ty robisz? Stop! - wrzasnął.
    - Tak, stop, oczywiście - odparł Gino prostując się z wolna.

    - Nie słyszałeś, że kazałem ci przerwać?
    - Przerwać? Nie, musiałem być myślami zupełnie gdzie indziej.

    - To znaczy... to znaczy, że kamera działała przez ten cały
czas?
    - Calusieńki - odrzekł Gino z szerokim uśmiechem. - I myślę, że
zrobił pan rzeczywiście coś nowego w cinema verite, panie Hendrickson.
    Barney obrzucił wzrokiem zamknięte drzwi i wygrzebał z kieszeni
papierosa.
    - Można to tak nazwać, jakkolwiek nie sądne, bym mógł pokazać
pełną wersje gdziekolwiek poza Skandynawią.
    - Dr Masters chętnie to wykorzysta.
    - Znam faceta w Beverly Hills - dorzucił Amory. - Wypożycza
filmy dla samotnych mężczyzn. Chętnie kupi kopie.
    Radosny śmiech, który echem odbił się od zamkniętych drzwi,
skwitowano po drugiej stronie chwilą ciszy.
    - I pomyśleć, że on ma na dodatek flaszkę whisky - zauważył
melancholijnie jeden z cieśli.
następny   






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
VA US Top 40 Singles Chart 2015 10 10 Debuts Top 100
10 35 100
03 10 09 (100)
10 20 100
10 30 100
b 35 70 100 150 cel10725968
10 25 100
b 35 70 100 150 ced10725816
mnozenie do 100 10

więcej podobnych podstron