plik 1196181922

















Póxna filozofia Wittgensteina  choć może brzmieć to nieco dziwnie dla
tych, którzy są przekonani, że stanowi ona wkład wyłącznie do namysłu
nad naturą naszego języka  daje się wpisać w nowoczesną refleksję nad
problemem podmiotowoSci. JeSli bowiem zastanowić się nad ideą przewo-
dzÄ…cÄ… dokonywanym przez niego analizom zjawisk psychicznych, takich
jak mySlenie, chcenie, posiadanie nadziei, oczekiwanie na coS itd., nasuwa
*
Katarzyna Gurczyńska, dr, adiunkt w Zakładzie Filozofii Współczesnej na Wydzia-
le Filozofii i Socjologii UMCS w Lublinie. Interesuje ją zwłaszcza problematyka pod-
miotowoSci w filozofii współczesnej, głównie w pismach Wittgensteina i Heideggera.
Opublikowała książkę Metafizyczne tezy Traktatu logiczno-filozoficznego Wittgenstei-
na, (1999). Przetłumaczyła m.in. David Pears, Wittgenstein.

się wniosek, iż tym, co spaja poszczególne analizy owych zjawisk, jest
krytyka pewnego sposobu ujmowania podmiotu. Dotyczy ona pojmowania
człowieka jako bytu zamkniętego: izolowanego obszaru, gdzie zjawiska
psychiczne zachodzą w postaci procesów i aktów. Na bazie tych analiz,
a raczej refleksji dotyczącej tego, w co są one wymierzone, można, z dużą
dozą SmiałoSci, stwierdzić, że Wittgenstein zabiera głos w sporze o status
podmiotowoSci i głos ten rozbrzmiewa po stronie tych, którzy zajmują kry-
tyczną postawę wobec nowożytnego sposobu ujmowania podmiotu.
Przedstawienie kwestii podmiotowoSci od strony negatywnej, w do-
bie zaawansowanych sporów na ten temat, wydaje się jednak głęboko nie-
wystarczające. Tymczasem krytyka jest tym, co wyłania się jako wynik
dociekań Wittgensteina. Filozofia, którą uprawia  jak sam o tym mówi 
burzy tylko to, co wielkie i ważne (DF, 118)1. W swoich analizach stanów
psychicznych największy nacisk kładzie na przedstawienie tego, czym owe
zjawiska nie są i na czym polega błędne ich rozumienie. Wyznaje pogląd,
iż w samym tylko przedstawieniu tego, co należy odrzucić, spełnia się cel
filozofii, która jako taka nie dąży do odkryć, ale do  zrozumienia rzeczy
dawno znanych (DF, 89). Czy można zatem mówić o jakiejkolwiek pozy-
tywnej koncepcji wyłaniającej się z docelowo destrukcyjnych analiz? Czy
w oparciu o analizy, które mają przede wszystkim charakter  burzący , daje
się zbudować pozytywną, a nie tylko krytyczną koncepcję podmiotu?
Aby móc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw dokładnie przyj-
rzeć się temu, wobec czego Wittgenstein zajmuje, tak ważną dla siebie,
krytyczną postawę. Przeglądając literaturę dotyczącą póxnych pism Witt-
gensteina, rzuca się w oczy, że jego interpretatorzy przeciwstawiają tę mySl
wzmiankowanej już tradycji kartezjańskiej2. I choć odniesienie takie z pew-
noScią pozwala głębiej wniknąć w treSć wittgensteinowskich dociekań, nie
stanowi ono podstawy jego krytycznych odniesień. Zgodnie bowiem z je-
go metodologicznym credo, to nie tradycja filozoficzna, ta czy inna, ale
1
Litery DF w nawiasach okrągłych, łącznie z numerem odpowiedniej uwagi, odsyła-
jÄ… do: L. Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, Warszawa: PWN 1972.
2
Częste odwołania do kartezjanizmu, jakie pojawiają się w literaturze poSwięconej
mySli Wittgensteina, zdaniem Kenny ego nie wynikają z tego, że Wittgenstein tradycję
tę uznawał za szczególnie błędną, ale dlatego, że kartezjańskie cogito jest wyrazem
mitu, który zawładnął umysłowoScią większej częSci rasy ludzkiej. Cf. A. Kenny, The
Legacy of Wittgenstein, Oksford: Basil Blackwell, 1984, s. 77.

nasze potoczne poglądy powinny zostać wzięte pod rozwagę. O nie Witt-
gensteinowi chodzi i do nich siÄ™ odnosi.
Trudno tu utrzymać się niejako z głową na powierzchni  dostrzegać,
że należy pozostać przy sprawach mySlenia codziennego  by nie zejSć
na manowce, gdzie rodzi się pozór, iż chodzi o opisanie największych
subtelnoSci, których przecież naszymi Srodkami w ogóle nie mogliby-
Smy opisać. Czujemy się tak, jak gdyby przyszło nam naprawiać zerwa-
ną pajęczynę palcami. (DF, 106)
Problemy, które rodzi błędna interpretacja naszych form językowych,
mają charakter głębi. Są to głębokie niepokoje, zakorzenione w nas tak
głęboko, jak formy naszego języka; a ich znaczenie jest tak wielkie, jak
doniosłoSć naszego języka. (DF, 111)
Człowiek wcale nie zwraca uwagi na właSciwe podstawy swych badań.
Chyba, że kiedyS właSnie to go uderzy. Czyli: nie zwracamy uwagi na
to, co raz dostrzeżone najsilniej rzuca się w oczy. (DF, 129)
Jak się więc zdaje, charakterystyczne dla tej filozofii jest to, że mimo
iż daje się ją  jako zwróconą krytycznie  umieScić w okreSlonej tradycji
rozumienia podmiotu, albo raczej wobec niej, to jednak podstawÄ… docie-
kań Wittgensteina pozostaje potoczne rozumienie siebie.
Wniosek ten pozwala powrócić do pytania o możliwoSć pozytywnej
koncepcji podmiotowoSci. Wydobycie podstawy jego krytycznych analiz 
czyli poglądów, przeciwko którym kieruje się jego krytyka  umożliwia
wyciągnięcie pozytywnych wniosków, gdy te przeciwstawi się koncepcji
odrzuconej. Nasze mniemania dotyczÄ…ce tego, kim jesteSmy, Wittgenstein
uznaje za błędne, ale błędne w sposób pouczający. Odkrycie ich jako błęd-
nych ma charakter konstruktywny. Paradoksalnie jednak odkrywana praw-
da jest nam dobrze znana.
Filozofia stawia nam jedynie coS przed oczami, niczego nie wyjaSnia-
jąc i nie wysuwając żadnych wniosków.  Skoro wszystko leży jak na
dłoni, to nie ma czego wyjaSniać. Gdyż to, co jest ewentualnie ukryte,
nie interesuje nas. (DF, 126)
Przyjęta przez Wittgensteina filozoficzna metoda, zdająca się zrazu
wyłącznie krytyką (burzącą to, co wielkie i ważne), prowadzi do odkryć
nieprzynoszÄ…cych nic, czego bySmy wczeSniej nie wiedzieli. Usuwa siÄ™ nie-

jako to tylko, co staje nam na przeszkodzie, by zobaczyć coS, co zawsze
widzimy. To właSnie jest paradoksalne: wynikiem filozoficznych dociekań
Wittgensteina jest uprzytomnienie sobie tego, co w pewnym ważnym sen-
sie, już wiemy3.
To, co wiemy, gdy nas nie pytają, a przestajemy wiedzieć, gdy mamy
rzecz wyjaSnić, jest czymS, co wymaga uprzytomnienia. (I co najwi-
doczniej z jakiegoS powodu uprzytomnić sobie trudno). (DF, 89)
Można więc powiedzieć, że pozytywna koncepcja podmiotowoSci,
jaka może powstać na bazie krytycznych analiz zjawisk psychicznych, ma
postać uprzytomnienia sobie tej znajomoSci siebie, na gruncie której po-
wstaje fałszywa, potoczna autowykładnia4. Droga do wymagającej uprzy-
tomnienia samowiedzy wiedzie od poglÄ…du potocznego, poprzez jego kry-
tykÄ™, do pozytywnej koncepcji podmiotowoSci, znanej nam, ale przyjmujÄ…-
cej zdeformowaną postać w potocznych przekonaniach.
Znaczna częSć Dociekań filozoficznych, a niemal w całoSci uwagi za-
warte w tomach nazwanych ogólnie filozofią psychologii, a więc Bemer-
kungen über die Philosophie der Psychologie i Letzte Schriften über die
Philosophie der Psychologie, poSwięcone są analizie tego, co okreSlamy
mianem zjawisk, aktów, procesów i stanów psychicznych. Sposób, w jaki
je sobie wyobrażamy, wiąże się z ogólniejszym jeszcze wyobrażeniem na
3
To samo, jak się zdaje, ma na mySli R. Rhees w swoim artykule poSwięconym oce-
nie wartoSci uprawiania filozofii w duchu Wittgensteina. Pisze w nim, że filozofia upra-
wiana w sposób, o którym mówi autor Dociekań, faktycznie nie przynosi żadnego po-
żytku  nie wiemy dzięki niej niczego, czego nie wiedzielibySmy wczeSniej, daje nam
jednak pewien typ wglądu, dzięki któremu docieramy do tego, czego nigdy nie osiągnę-
libySmy drogÄ… budowania filozoficznych koncepcji. Mimo tego, zdaniem Rheesa, to
właSnie filozofowie, a więc ci, którzy owe koncepcje budują, porzucając tego typu dzia-
łalnoSć, mają największe szanse na dotarcie do prawdy. Cf. R. Rhees, The Fundamental
Problems of Philosophy,  Philosophical Investigations 17 (1994), s. 573 585.
4
Ten rodzaj wiedzy, rozumienia, które pojawia się przed wszelkiego rodzaju reflek-
sją, jest przedmiotem uwagi Malcolma. To właSnie owe przed-rozumienie, a nie reflek-
sja nad rzeczywistoScią, jest u Wittgensteina xródłem znaczenia pojęć języka, w którym
o Swiecie mówimy. Początków znaczeń, zdaniem Malcolma, szuka on w prymitywnych,
instynktownych reakcjach na rzeczywistoSć, a nie w refleksji nad nią. Rodzaj wiedzy,
który wymaga uprzytomnienia, to rozumienie, które leży u podstaw możliwoSci posłu-
giwania się językiem, w którym na temat rzeczywistoSci mówimy. Cf. N. Malcolm, Witt-
genstein: A Religious Point of View, London: Routledge 1993, s. 91.

temat tego, kim jesteSmy. Naszkicowana w tym artykule droga, która ma
wieSć do odnalezienia pozytywnej koncepcji podmiotowoSci, czyni bezu-
żytecznym drobiazgowe przedstawianie przeprowadzanych przez Wittgen-
steina analiz. Dlatego też omówi się jedno tylko wybrane zjawisko psy-
chiczne, by na podstawie jego błędnej wykładni zarysować fałszywy spo-
sób rozumienia tego, kim jesteSmy. Analizowanym zjawiskiem będzie wy-
obrażanie sobie czegoS.
Krytyka, jakÄ… przeprowadza Wittgenstein analizujÄ…c fenomeny naszego
życia duchowego, wymierzona jest w pojmowanie ich jako aktów, stanów
lub procesów przebiegających w naszym wnętrzu, pojmowanym jako miej-
sce, gdzie zachodzą. MySląc na przykład o oczekiwaniu, wyobrażamy so-
bie siebie wprawionych w pewien stan; snucie refleksji pojmujemy jako
proces zapoczątkowany i zakończony w naszym aparacie mózgowym, wolę
zaS wyobrażamy sobie jako akt, na mocy którego powstaje impuls popy-
chający nas do okreSlonego działania. Taki obraz życia duchowego silnie
trafia nam do przekonania, a w rezultacie uznajemy go za prawdziwy.
Mieć jakiS pogląd jest to pewien stan.  Stan czego? Duszy? Umysłu?
(DF, 213)
Skąd bierze się w nas łatwoSć uznania wykładni naszego życia psy-
chicznego za coS, co przebiega w naszym wnętrzu? Jakie przekonanie skła-
nia nas do uznania fenomenów życia psychicznego za zachodzące w nas
procesy i akty? Jest nim mySl, że owe zjawiska, skoro są nasze, to muszą
w nas zachodzić. To my mySlimy, oczekujemy, chcemy itd.  aby być włas-
nym, nasze życie psychiczne wymaga miejsca, gdzie mogłoby się toczyć.
I tak rodzi się mit wnętrza  wydzielonego miejsca w Swiecie, miejsca, któ-
re jest wyłącznie nasze, i w tym sensie odizolowane od reszty Swiata. A wraz
z tym mitem, obraz człowieka jako bytu zamkniętego, bytu, który posiada
własny Swiat wewnętrzny.
Zjawiskiem, którego wykładnia odpowiada prezentowanemu powy-
żej przekonaniu w sposób wręcz wzorcowy, jest analizowany przez Witt-
gensteina psychiczny fenomen wyobrażania sobie czegoS. Zawiera on w so-
bie konstytutywne dla przekonania o izolacji życia duchowego elementy.
Po pierwsze: wyobrażanie sobie czegoS wydaje nam się dziełem okreSlo-
nego indywiduum i w tym sensie pozostaje niezależne od zewnętrznej rze-
czywistoSci.

Opisuję komuS pewien pokój, a potem, by się przekonać, czy opis mój
został zrozumiany, polecam mu namalować według tego opisu obraz
impresjonistyczny.  Człowiek ów maluje krzesła, okreSlane w moim
opisie jako zielone, na ciemnoczerwono; gdzie mówiłem  żółto , tam
maluje na niebiesko.  Takie wrażenie zrobił na nim ów pokój. A ja
powiadam:  Bardzo dobrze; tak to wyglÄ…da . (DF, 368)
Po drugie zaS, należy do grupy tych zjawisk, o których inni mogą się
dowiedzieć wyłącznie wtedy, kiedy zostaną im zakomunikowane, opisane
przez osobę, która coS sobie wyobraża. Komunikację taką wyobrażamy
sobie w postaci fizycznego  za pomocą słów  przekazywania czegoS, co
ma naturÄ™ psychicznÄ…, co tkwi w naszym umySle i w postaci komunikatu
 wędruje do innego umysłu.
Tak przywykliSmy do językowego komunikowania się w rozmowie, że
zdaje się nam, jakoby cały dowcip tej komunikacji polegał na tym, iż
ktoS drugi chwyta sens moich słów  coS psychicznego  i że niejako
wchłania je do swego umysłu. (DF, 363)
W obu tych elementach pojawia się właSciwy dla potocznej wykładni
tego zjawiska jego zamknięty charakter. Przeciwko takiemu jego pojmo-
waniu zwraca siÄ™ krytyczna analiza Wittgensteina. Wedle niego zjawiska
psychiczne takie jak wyobrażanie sobie czegoS nie mają charakteru proce-
su, który w nas przebiega, gdyż w ogóle nie mają charakteru czegoS, co
zachodzi w izolacji. Miejsca odosobnienia to fikcja, która powstaje, gdy
próbujemy wyjaSnić sobie naturę naszego życia duchowego. Jaką drogą
należy pójSć, aby uniknąć tego rodzaju nasuwającej się wykładni? Witt-
gensteinowska droga oSwiecenia wiedzie przez refleksję nad językiem. Fi-
lozof ów zwraca naszą uwagę na użycie wyrażeń, za pomocą których o prze-
życiach mówimy.
Nie o to trzeba pytać, czym są wyobrażenia, ani o to, co się dzieje, kie-
dy coS sobie wyobrażamy; lecz o to, jak używa się słowa  wyobraże-
nie . (DF, 370)
Skąd ten pomysł? Dlaczego Wittgenstein pyta o użycie słów? Dla-
czego nie chce  przyglądać się poszczególnym przeżyciom  koncentro-
wać na nich uwagi, gdy zachodzą? Odpowiedx na to pytanie, w kontekScie
prowadzonych tu rozważań, jest prosta: owo przyglądanie się, które miało-

by przybliżyć nam istotę zjawiska, zakłada jego naturę jako wewnętrzne-
go, zachodzącego w nas, a więc ukrytego procesu. W samym podejSciu
założone zostałoby to, do czego dzięki niemu mielibySmy dojSć. Dlatego
też Wittgenstein rezygnuje z metody introspekcyjnej w docieraniu do isto-
ty zjawiska i zwraca się ku czemuS, co wydaje się nie dotyczyć jego same-
go, ale słowa, które ono nazywa. To właSnie charakterystyczne jest dla spo-
sobu, w jaki mySliciel ten prowadzi dociekania: zjawiska tradycyjnie rozpo-
znawane na podstawie introspekcyjnych wglądów  bada od strony użycia
wyrażeń, za pomocą których o nich mówimy. Zamiast Sledzić w sobie okre-
Slony  proces lub  akt psychiczny, mamy przyjrzeć się użyciu pojęcia, któ-
re go nazywa5. W podejSciu tym nie chodzi mu jednak o badania nad języ-
kiem, które miałyby prowadzić do rozstrzygnięć semantycznych (DF, 370) 
jego celem jest odwrócenie uwagi od wnętrza pojmowanego jako miejsce,
na którym można ją skoncentrować, a skierowanie jej, w stronę przeciwną 
w stronę społecznej matrix, faktycznego xródła naszego życia psychicznego.
 Widzenie i wyobrażanie są różnymi zjawiskami.  Słowa  widzieć
i  wyobrażać mają różne znaczenie! Ich znaczenia odnoszą się do ca-
łego mnóstwa ważnych sposobów ludzkiego zachowania, do zjawisk
ludzkiego życia. (K, 629)6
Gdy powtarzam sobie w mySli abecadło, co wtedy stanowi kryterium
tego, że robię to samo, co ktoS inny, kto też je sobie po cichu powtarza?
Mogłoby się okazać, iż i w jego krtani, i w mojej dzieje się wtedy to
samo. (Podobnie, gdy obaj o tym samym mySlimy, tego samego pra-
gniemy itd.) Czy jednak użycia słów:  powtarzać sobie po cichu to
a to nauczyliSmy się dzięki temu, że wskazano nam jakiS proces w kr-
tani albo w mózgu? Czy nie mogłoby być równie dobrze tak, że wy-
obrażeniu głoski a odpowiadałyby u mnie i u niego różne procesy fizjo-
logiczne? Sęk w tym: Jak porównuje się wyobrażenia? (DF, 376)
5
Fakt tego, że aby zrozumieć, na czym polega istota okreSlonego zjawiska psychicz-
nego, jesteSmy skłonni sięgać po metody introspekcyjne wynika, jak podkreSla to Mal-
colm, z naszego uwarunkowania kulturą naukowo-techniczną. To ona każe nam stawiać
pytania typu:  co się działo gdy... ,  co w nas musiało zajSć by... itd., pytania całkowi-
cie nieadekwatne jeSli chodzi o specyfikÄ™ zjawisk psychicznych. Cf. N. Malcolm, Witt-
genstein: A Religious Point of View, London: Routledge 1993, s. 70.
6
Litera K w nawiasach okrągłych, łącznie z numerem odpowiedniej uwagi, odsyła
do: L. Wittgenstein, Kartki, Warszawa: Wydawnictwo KR 1999.

Refleksja nad sposobem użycia wyrażenia  wyobrażać coS sobie
pozwala nam oderwać się od pojmowania wyobrażania sobie jako czegoS,
co zachodzi  w naszej głowie . Wittgenstein zwraca nam uwagę na spo-
sób, w jaki uczymy używania tych słów. Przyswajając sobie ich znaczenie,
nie wyszukujemy przecież odpowiadającemu nazwie procesu w sobie 
wyrażenia tego uczymy się dzięki temu, że wskazuje się nam ogólnie roz-
poznawalną sytuację, w której zasadne jest jego użycie. MySl ta wiedzie
do sedna problemu.
Wyrażenia  wyobrażać coS sobie nie uczymy się tylko w odniesie-
niu do nas samych, czyli dla przypadku pierwszej osoby liczby pojedyn-
czej. Uczymy się go używać mówiąc o wyobrażeniach innych osób. Gdy-
bySmy wyrażenie to odnosili do procesów toczących się w naszym wnę-
trzu, nie moglibySmy mówić o wyobrażeniach innych osób. Nie widzimy
przecież obrazu, który pojawia się przed  oczyma duszy tych, którzy coS
sobie wyobrażają, mimo to wiemy, co sobie wyobrazili. W życiu codzien-
nym nie mamy z tym kłopotu. Jak to robimy? Skąd wiemy, co wyobrażają
sobie inni? Odpowiedx na to pytanie wiedzie nas do kluczowej kwestii
kryterium poprawnoSci użycia słów.
Jeżeli potrafię wyobrazić sobie ból i jeżeli kto inny potrafi go sobie
wyobrazić, a przynajmniej mówimy, że to potrafimy  jak stwierdzić,
czy dobrze go sobie wyobrażamy, i na ile dokładnie? (K, 535)
[...] Co stanowi kryterium czerwonoSci pewnego wyobrażenia? Dla nie-
go, gdy ma je ktoS inny: to, co on mówi i czyni. Dla mnie, gdy ja sam je
mam: nic. (DF, 376)
O tym, co wyobraził sobie ktoS inny, wiemy na podstawie tego, co
mówi i robi. Stwierdzenie to tylko na pozór jest banalne. Wypowiadając
się na temat wyobrażeń innych, czymS się kierujemy i to, czym się kieruje-
my nie mieSci się w naszym wnętrzu, lecz jest kryterium zewnętrznym.
Wniosek ten jest dla Wittgensteina bardzo ważny. Dlaczego? Wydaje się
przecież trywialny. Do kryterium zewnętrznego  jak się zdaje  odwołuje-
my się po prostu wtedy, gdy nie możemy się odwołać do kryterium we-
wnętrznego  właSciwego kryterium rozstrzygającego kwestię. Odwołanie
się do kryterium zewnętrznego nie musi obalać przekonania o wewnętrz-
noSci zjawisk psychicznych  wystarczy tylko uznać kryterium wewnętrz-
ne za prymarne w stosunku do zewnętrznego. Tymczasem  i na tym pole-

ga oryginalnoSć mySli Wittgensteina  kryterium zewnętrzne nie tylko nie
pełni funkcji  zastępczej w stosunku do kryterium wewnętrznego, ale jest
jedynym kryterium rozstrzygającym o naszych wyobrażeniach. Innego kry-
terium po prostu nie ma.
Wniosek ten na pierwszy rzut oka wydaje się zwyczajnie błędny. JeSli
nie istnieje kryterium wewnętrzne, w jaki więc inny sposób rozpoznajemy,
co sobie wyobraziliSmy? Przecież nie wsłuchujemy się we własne na ten
temat słowa i nie przyglądamy się temu, co robimy?7 W ten sposób prze-
cież, jak zostało to podkreSlone, rozstrzyga kryterium zewnętrzne. JeSli nie
istnieje kryterium wewnętrzne, skąd wiemy, co sobie wyobraziliSmy?
Aby odpowiedzieć na to pytanie należy, wedle metody Wittgensteina,
zdać sobie sprawę z błędu, który robimy sądząc, że swoje stany rozpozna-
jemy, że się na przykład od siebie o tym, co sobie wyobraziliSmy, dowiadu-
jemy.
W jaki sposób wiem na podstawie swego wyobrażenia, jak naprawdę
ów kolor wygląda? [...]  Nie widzę tu wprawdzie nic fioletowego, ale
gdy mi dasz kasetę z farbami, to ci ten kolor pokażę . Jak można wie-
dzieć, że potrafi się pokazać fiolet, gdy...; czyli że rozpozna się ów
kolor widzÄ…c go? (DF, 388)
Skąd wiemy, co sobie wyobraziliSmy? Wydaje nam się, że dzieje się
to w następujący sposób: odnosimy posiadane wyobrażenie do wyobraża-
nego przedmiotu (barwę, którą mam na mySli do barwy z kasety z farbami)
i stwierdzamy, czy podobieństwo zachodzi, czy też nie. Taka wykładnia
nasuwa następujące wnioski: podobieństwo, które ma zajSć, musi mieć cha-
rakter nad-podobieństwa   wyobrażenie musi być bardziej podobne do
swego przedmiotu niż wszelki obraz . Po drugie zaS  i to jest dla prowa-
dzonych tu rozważań ważniejsze  nim przystąpimy do takiego porówna-
nia, musimy wiedzieć  by ów obraz odnieSć do porównywanego z nim
przedmiotu  co sobie wyobraziliSmy. Czym jest jednak owo to  coS odno-
szonego  skoro nie wiemy jeszcze, co sobie wyobraziliSmy? Cała ta cere-
7
Fakt, że własnych stanów nie rozpoznajemy z oznak, po których rozpoznajemy sta-
ny innych osób, czyni z nich stany szczególne. Zrodzone w ten sposób poczucie wyjąt-
kowoSci stanów własnych skłania nas, jak pisze o tym Mounce, do przekonania o ich
prywatnym charakterze. Cf. H. Mounce, The Inner and the Outer,  Philosophical Inve-
stigations 25 (2002), s. 68.

monia wewnętrznego porównania nie wyjaSnia nam, skąd wiemy, co sobie
wyobraziliSmy. Skąd więc to wiemy, jak się tego dowiadujemy? W tym
właSnie tkwi sedno sprawy. Odpowiedx na to pytanie stanowi bowiem klucz
do tajemnicy istnienia wyłącznie kryteriów zewnętrznych. O własnych
wyobrażeniach niczego się od siebie nie dowiadujemy8. Faktycznie mó-
wimy o swoich wyobrażeniach, ale nie na podstawie ich rozpoznania. Jak
to rozumieć?
Kiedy coS sobie wyobrażamy, nie obserwujemy. To, że obrazy pojawia-
ją się i znikają, nie dzieje się nam. Nie zaskakują nas one i nie mówimy
 Patrz!... . (W przeciwieństwie na przykład do powidoków.) (K, 632)
Tym, co wydaje nam się wskazywać na istnienie wewnętrznego kry-
terium rozstrzygającego, czy i co sobie wyobrażam, jest pewnoSć, że mo-
żemy obserwować swoje życie i na tej podstawie posiadać o nim wiedzę.
Fakt ten wydaje nam się oczywisty. Gdy coS sobie wyobrażamy, wiemy, że
to robimy i wiemy, co sobie wyobrażamy. Zdaniem Wittgensteina jednak,
mówiąc w ten sposób, słowa  wiedzieć używamy niewłaSciwie. To, co
nazywamy wiedzą, nie odnosi się do naszych własnych stanów psychicz-
nych. My owe stany mamy, ale to nie znaczy, że o nich wiemy  w normal-
nym sensie tego słowa.
Gdy filozofujemy, wydaje nam się, że słowa  wiem w odniesieniu
do stanów ducha zasadnie używa się wyłącznie, jeSli chodzi o własne stany
psychiczne. Zastosowanie go w odniesieniu do stanu innych osób jawi nam
się jako pewne nadużycie. Przekonanie to ma swoje xródło w tym, że cza-
sami mylimy się w ocenie stanów innych osób, a nigdy nie mylimy się oce-
niając własne. I na tym właSnie polega paradoksalnoSć tej kwestii: to bo-
wiem, co wydaje się przemawiać za pełną prawomocnoScią użycia tego
8
Kryterium zewnętrzne w postaci klucza do rozumienia natury tzw. procesów psy-
chicznych pojawia się również w komentarzach N. Malcolma. PodkreSlając, że brak
kryterium wewnętrznego  kryterium orzekania o stanach własnych  nie pozwala sta-
nów tych uznać za prywatne, dodaje, że istnienie kryteriów zewnętrznych odgrywa istotną
rolę w wypowiedziach o nich. To bowiem, że orzekając o stanach własnych nie potrze-
bujemy kryterium zewnętrznego, nie znaczy, że jest dla nas nieistotne. Kryterium to,
choć niestosowane, tkwi w używanych przez nas pojęciach i tylko dlatego, że jest, mo-
żemy o swoich stanach mówić. Innymi słowy: nie my potrzebujemy kryterium, potrze-
buje go nasza mowa, by stać się zrozumiała dla innych. Cf. N. Malcolm, Turning to
Stone,  Philosophical Investigations 12 (1989), s. 101 111.

słowa wyłącznie w odniesieniu do pierwszej osoby liczby pojedynczej, prze-
mawia przeciwko sensownoSci tego użycia.
Mówi się:  Wiem , gdzie można by też powiedzieć:  Sądzę , lub  Przy-
puszczam ; gdzie można się o czymS przekonać. (Gdyby ktoS zechciał
oponować, że mawiamy czasem:  Muszę przecież wiedzieć, czy mam
bóle! ,  Tylko ty możesz wiedzieć, co czujesz itd., to winien przyjrzeć
się najpierw powodom wypowiadania takich zwrotów i ich celowi.
 Wojna to wojna nie jest przecież przykładem zasady tożsamoSci.)
(DF, s. 309)
Gdybym mógł wiedzieć o tym, że coS sobie wyobrażam, że kogoS
oczekuję, lub że byłem wesół  musiałbym również móc się co do tego
mylić, być pewnym lub w to wątpić. Tymczasem zdania typu:  Przypusz-
czam, że wyobrażam sobie, jak bardzo mnie boli , czy też  Sądzę, że je-
stem wesół lub:  Byłem pewien, że oczekiwałem jego przyjScia, ale się
myliłem , uznajemy za niedorzeczne. Tam, gdzie możliwoSć niewiedzy jest
z góry wykluczona, nie można mówić o wiedzy.
Mogę wiedzieć, co mySli inny człowiek, ale nie, co ja sam mySlę. (DF,
s. 310)
Jaki z tego wniosek? Z tego, że na temat swoich stanów nie możemy
posiadać wiedzy, wynika, że wobec nich nie zajmujemy postawy poznaw-
czej. Swoich stanów nie rozpoznajemy, nie są one przedmiotem naszej ob-
serwacji (nie możemy ich widzieć lepiej, gorzej lub wcale). Nie mogą być
przedmiotem naszej wiedzy, nie potrzebujÄ… kryterium orzekania na ich te-
mat  my sami żadnego kryterium ich rozpoznawania nie posiadamy. Własne
stany psychiczne nie są wewnętrznie rozpoznawane, bo nie mają owej we-
wnętrznej natury, którą chcielibySmy na zasadzie bezpoSredniej ich znajo-
moSci im przypisać9. Jedynym istniejącym kryterium rozpoznania danego
9
Thornton zwraca uwagę na to, że uznając czasowniki psychologiczne za odnoszące
się do wewnętrznych czynnoSci, kierujemy się tym, że używamy ich również w pierw-
szej osobie liczby pojedynczej. Fakt ten jednak błędnie interpretujemy: istnienie  pry-
watnego odniesienia tych czasowników nie oznacza, że mają one również prywatny
sens. Cf. S. Thornton, Sempiternity, Immortality and the Homunculus Fallacy,  Philo-
sophical Investigations 16 (1993), s. 311. Nie tylko znaczenie słów zależy od norm
publicznych, ale również to, co robimy, a czemu błędnie przypisywalibySmy prywatny

stanu, a będzie to zawsze stan innego, pozostaje więc kryterium zewnętrz-
ne10.
 Zjawisko wewnętrzne wymaga zewnętrznych kryteriów. (Df, 580)
Ten wniosek jednak sprawy nie rozstrzyga. Istnienie zewnętrznego
kryterium rozpoznania okreSlonego stanu, w jakim znajduje siÄ™ dana oso-
ba, nie przeczy wewnętrznej naturze owego stanu, jeżeli tylko odróżnimy
przeżycia wewnętrzne od zewnętrznych oznak i te ostatnie potraktujemy
jako skutek tych pierwszych. Kryterium zewnętrzne odnosić się będzie do
oznak, nie przecząc istnieniu procesu wewnętrznego, ale istnienie to po-
twierdzając. Argument ten, choć wydaje się być słuszny, zostaje przez Witt-
gensteina odrzucony.
Związek pomiędzy oznakami danego przeżycia  tym, co człowiek
robi, mówi, jak przy tym wygląda i w jakiej się to odbywa sytuacji  i  sa-
mym owym przeżyciem wyobrażamy sobie jako stosunek przyczyny do
skutku. Oznaki tego, że ktoS sobie coS wyobraża  podlegające kryterium
zewnętrznemu  stają się przejawem wewnętrznego procesu (aktu lub sta-
nu) wyobrażania sobie czegoS. Argumentacja Wittgensteina przeciwko ta-
kiej wykładni jest rozbudowana, tu jednak scharakteryzujemy jedynie jej
główną linię. Stanowisko Wittgensteina wobec pojmowania oznak jako
widocznych przejawów niewidocznego dla oka innych procesu, można
okreSlić mianem agnostycyzmu. Opiera się ono na zasadniczym argumen-
cie, że twierdzenie, iż oznaki zewnętrzne muszą mieć swoje umocowanie
w wewnętrznym procesie lub akcie, równoważne jest z twierdzeniem prze-
ciwstawnym, a mianowicie, że wewnętrznie nie dzieje się nic, co by je po-
wodowało. Dlaczego? Gdy rozpoznajemy stan jakiejS osoby (a rozpozna-
niu, co warto przypomnieć, podlegają wyłącznie stany innych), jako na
sens, od tego zależy. Cf. R. Norman, Public Reasons and the  Private Language Argu-
ment,  Philosophical Investigations 23 (2000), s. 293.
10
Hanfling zauważa, że istnienie kryteriów (zewnętrznych) dla orzekania okreSlonych
stanów psychicznych uchodzi naszej uwadze: we własnym przypadku ich nie stosujemy,
a w przypadku innych  np. czyjegoS bólu, nadziei, pewnoSci itd.  rozpoznajemy je
automatycznie. Cf. O. Hanfling, Criteria, Conventions and Other Minds, [w:] Ludwig
Wittgenstein. Critical Assessments, t. II, ed. S. Shanker, London: Croom Helm, s. 229.
Automatyzm rozpoznania nie oznacza jednak, że jego kryteriów nie byliSmy w stanie
podać i że to nie na nich wspiera się rozpoznanie.

przykład straszne męki, które przeżywa dana osoba, w ogóle nieistotne
pozostaje dla nas, czy spowodował to wewnętrzny proces, czy też cierpie-
nia te pojawiają się bez żadnego niejawnego umocowania. Zakładanie go
jest tyle samo warte co założenie przeciwne, dlatego też jest zbędne.
Ogólną konkluzję odnoszącą się do owych analiz można  od strony
negatywnej  sformułować następująco. Gdy mówimy o wyobrażaniu so-
bie czegoS, wyrażenie nasze nie odnosi się do wewnętrznego procesu za-
chodzącego w naszym wnętrzu (które w zależnoSci od tradycji różnie mo-
żemy okreSlać), nawet gdyby taki proces rzeczywiScie zachodził. Każąc
komuS coS sobie wyobrazić, nie możemy podać mu żadnych instrukcji co
do tego, jaki proces ma zapoczątkować, przeprowadzić i zakończyć w swoim
wnętrzu.
Powiada się np. komuS, kto ma odegrać jakąS rolę w teatrze:  Musisz
sobie wyobrazić, że człowiek ów ma bóle, które ukrywa  nie dając
mu żadnych dalszych wskazówek, nie mówiąc, co właSciwie ma robić.
StÄ…d owa analiza nie ma tu nic do rzeczy.  A teraz przyglÄ…damy siÄ™
aktorowi, który wyobraża sobie ową sytuację. (DF, 393)
Tym, co bierzemy pod uwagę mówiąc o wyobrażaniu sobie czegoS,
są społeczne standardy, zgodnie z którymi ludzie wyobrażają coS sobie.
Fakt ten, co zostało już podkreSlone, kieruje nas  chcących dotrzeć do
natury zjawisk psychicznych  we właSciwą stronę. A raczej  co charakte-
rystyczne dla filozofii Wittgensteina  odwraca od niewłaSciwej. Dlaczego
spostrzeżenie, że przy ocenianiu, czy zachodzi dane zjawisko psychiczne,
czy też nie, odwołujemy się jedynie do kryterium zewnętrznego, jest tak
ważne?
Biorąc pod uwagę takie zjawiska, jak mySlenie, wesołoSć, oczekiwa-
nie, irytacja itd., wyobrażamy sobie byt ludzki w postaci  pojemnika , w któ-
rym zachodzÄ…, przebiegajÄ…, dokonujÄ… siÄ™ akty i procesy psychiczne. Jeste-
Smy niejako  od wewnÄ…trz wprawiani w okreSlone stany. Stany te sÄ… na-
sze, bo nikt inny ich nie ma. Wyobrażenie to wiedzie nas do przekonania
o istnieniu Scisłej granicy pomiędzy wnętrzem jako miejscem naszego ży-
cia duchowego i zewnętrzem, gdzie pada wzrok innych osób i gdzie one
same się znajdują (granicę tę przedstawiamy sobie jako  granicę skóry ludz-
kiej ). Granica ta pozostaje nieprzekraczalna dla wiedzy innych, którzy
nigdy nie mogą mieć pewnoSci, że wiedzą, co czuje osoba, który dany stan

przejawia. Na tej zasadzie również i inni są wobec jakiegoS mnie  zamknię-
ci   ja zna ich o tyle, o ile odgadnie, domySli siÄ™ lub dowie od nich tego,
co oni sami o sobie wiedzą. Taki obraz naszego życia psychicznego  nie-
zwykle silnie trafiający nam do przekonania  towarzyszy pojmowaniu czło-
wieka jako monady, bytu zamkniętego, mającego bezpoSredni dostęp wy-
łącznie do samego siebie. Przekonanie o uprzywilejowanym dostępie do
własnego życia duchowego i domySlny charakter wiedzy o stanach innych
osób (niekwestionowany brak pewnoSci co do tego, co mySlą i czują) owo-
cuje przekonaniem o izolacji bytów ludzkich względem siebie, izolacji,
z którą w życiu codziennym faktycznie nie mamy do czynienia.
Tymczasem do naszych zwyczajnych doSwiadczeń należy to, że czę-
sto wiemy, co mySlą i czują inni ludzie, a nieraz mamy co do tego pewnoSć
(patrząc na kogoS przeżywającego straszne męki, wiemy, że cierpi, nie tyl-
ko to przypuszczamy). Paradoksalnie bowiem sytuacje, w których inny czło-
wiek bywa dla nas zagadką, lub w których nie potrafimy zrozumieć czyje-
goS postępowania, oznacza właSnie, że życie psychiczne innych ludzi jest
przedmiotem naszej wiedzy, a więc i przypuszczeń, pomyłek. Izolacja, której
faktycznie brak na poziomie codziennego życia z innymi, pojawia się jed-
nak natychmiast, gdy istotę tak zwanego życia duchowego staramy się so-
bie wyjaSnić.
ZnajomoSć różnicy pomiędzy rozumieniem, które faktycznie kształ-
tuje nasze życie, a wykładnią, jaka się pojawia, gdy zaczynamy je sobie
wyjaSniać, jest właSnie tą wiedzą, którą zdaniem Wittgensteina można zdo-
być  właSciwie uprawiając filozofię. Ujrzawszy, na czym polega fałsz
naszych przekonań, docieramy do tego, co  wiemy , choć nie uprzytam-
niamy sobie tego właSnie z powodu fałszywych  choć posiadających wa-
lor oczywistoSci  naszych poglądów. Wiedza, która stanowi cel filozofo-
wania, to rozumienie, które pozwala nam  poruszać się w Swiecie , roze-
znawać się w nim, zanim jeszcze zaczniemy się zastanawiać nad tym, jak
to robimy. Zapytani, czy posiadamy wiedzę na temat własnych stanów psy-
chicznych (czy wiemy, że je mamy), odpowiemy, że tak, na co dzień wcale
nie dokonując ich rozpoznania. Pytani o to, czy możemy być pewni tego,
co czują inni, odpowiemy, że nie jest to możliwe, mimo że nieraz tej pew-
noSci doSwiadczamy. Analizy Wittgensteina docierajÄ… do stanu sprzed owych
odpowiedzi i w tym sensie sięgają do tego, co już wiemy. Jaka koncepcja
podmiotu rysuje się na gruncie w ten sposób uprzytomnionej wiedzy?

Porzucając błędne przekonania dotyczące postaci naszego życia psy-
chicznego, przestajemy jawić się sobie jako byt, który choć posiada po-
znawczy przywilej przejrzystoSci wewnętrznej, pozostaje zamknięty wo-
bec wszystkiego, co nie jest nim samym. Nasze życie duchowe traci cha-
rakter wyobcowania, a  własnoSć ,  należenie do nas życia ducho-
wego nabiera innego sensu. Kwestie te wydajÄ… siÄ™ najmocniej akcento-
wanym rysem koncepcji podmiotu wyrastajÄ…cej z analiz Wittgensteina.
Nasze życie psychiczne nie ma wedle niego charakteru prywatnego, lecz
publiczny. Paradoksalnie bowiem to, co zgodnie z naszym wyobrażeniem
zalega nasze wnętrze i pozostaje dla tego, co na zewnątrz niejawne, jest
właSnie sposobem naszego ujawniania się w Swiecie (choć czasami poja-
wia siÄ™ w modi udawania i ukrywania). Emocje, uczucia, to, co okreSlamy
mianem stanów psychicznych, to sposób, w jaki się w Swiecie ujawniamy.
W przeciwieństwie do wyobrażenia zamkniętego charakteru przeżyć we-
wnętrznych, jesteSmy bytem otwartym.
W uznaniu publicznego  jawnego  charakteru naszego życia du-
chowego stoi nam na przeszkodzie oczywistoSć faktu, że kiedy czegoS do-
znajemy, coS przeżywamy, to nikt inny tego nie  ma . Dane uczucie, do-
znanie mamy właSnie my, nikt inny. WłasnoSć w postaci  ja  nikt inny
nie ma jednak charakteru własnoSci posiadanej rzeczy. Jaki charakter ma?
Na czym polega specyfika życia duchowego?
Odpowiedx na to pytanie wymaga innego rozumienia podmiotu niż
jako bytu izolowanego. Biorąc pod uwagę wynik analizy stanów psychicz-
nych, pozwalający okreSlić je jako ludzkie sposoby ujawniania się, pod-
miot nie tyle jest tym, co ma w sobie (czymS niejawnym), ile tym, jak siÄ™
ujawnia (czymS jawnym). Jego istotą jest sposób, w jaki staje się jawny, nie
zaS to, co miałoby stanowić jego uposażenie.  TreSć wewnętrzna , którą
wydajemy się być napełnieni, tracąc charakter bycia czymS zamkniętym,
(od)zyskuje charakter publiczny. Wspólnotowy charakter własnego życia
duchowego uwidacznia się w tym, że bycie podmiotem, a więc czymS, co
się ujawnia w okreSlony sposób, wymaga istnienia norm publicznych.
 Otwarcie podmiotu, o jakim tu mowa, zdaje się nieSć ze sobą znik-
nięcie tak zwanej sfery immanencji, to zaS rzekomo prowadzi do zaniku
tożsamoSci osobowej. Tymczasem na co dzień z własną identyfikacją nie
mamy problemów. Nie dokonujemy jej co prawda poprzez akt refleksji nad
swoim wnętrzem  ale faktem jest, że nie gubimy siebie. W jakim więc

teraz sensie możemy być sobą? Czy publiczny charakter naszych przeżyć
nie jest fikcjÄ…? Idea podmiotu izolowanego, przewodzÄ…ca naszej potocznej
wykładni, utrzymuje jednoSć podmiotu nazywając ją jednoScią wewnętrz-
nÄ…. Czy koncepcja podmiotu otwartego zrywajÄ…cego z tÄ… ideÄ… nie przema-
wia przeciwko naszemu poczuciu tożsamoSci? Co się z nim dzieje, jeSli
przestajemy go wspierać na własnoSci posiadanych przeżyć?
Troska o zachowanie tożsamoSci w koncepcji podmiotu otwartego jest
zbyteczna, gdyż wraz z ową otwartoScią sfera immanencji nie znika, lecz
ulega przesunięciu. Wittgensteinowskie podejScie ujmuje podmiot w Sci-
słym związku z tym, co cała nowożytna tradycja uznawała za sferę pod-
miotowi obcą: z innymi ludxmi i Swiatem, w którym żyjemy. Konstytutyw-
na dla podmiotu rola owego związku nie pozwala traktować człowieka jako
bytu, który istnieje ze względu na własną sferę prywatną. Podmiot w uję-
ciu Wittgensteina o tyle jest, o ile angażuje się w Swiat wspólny. Nie ozna-
cza to jednak, że nie istnieją poszczególne osoby, że podmiot uczestniczy
w nadrzędnej wobec siebie podmiotowoSci. Chodzi raczej o to, że sposób,
w jaki się ujawniamy jako takie a nie inne indywiduum, musi zostać zo-
biektywizowany na gruncie Swiata wspólnego. Nic bowiem, czym podmiot
jest, by nim właSnie był, nie pochodzi od niego samego. yródło sposobu,
w jaki jesteSmy, bije  na zewnÄ…trz .




The aim of the essay is to give a positive theory of the status of a subject in Witt-
genstein s late writings. His analyses of psychological phenomena such as: thin-
king, wanting, hoping etc., form a picture of human being, but from negative side
only. In defining a man a negative answer is much easier to find  the problem arise
when we try to formulate a positive one. We know that a man is not isolated being
but who is he? The supposed Wittgenstein s answer is that a man is a being whose
humanity lies  outside of him. The source of his spiritual life comes from the
outer, from the region which traditionaly we count as strange for us.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
plik96181721
plik92693098
1 9?c
quin?81101129081 oeb?9 r1
strategia podatkowa wersja skrocona 9
mari?81440608889 oeb?9 r1
Cisco 9
plik (11)
659
9?
arkusz 9

więcej podobnych podstron