plik


ÿþg Zagubiona miBo[ Zwiat staje si coraz bardziej niezrozumiaBy, a ludzie  czy gorsi? Mo|e zagubieni& A ka|dy radzi sobie z tym inaczej. Najgorsze, kiedy czBowieka od najmBodszych lat dotyka zbyt du|e zBo. Zbyt du|e jak na jego wiek i dojrzaBo[. Bo czBowiek pozbiera si ze wszystkiego  ale nigdy nie bdzie ju| taki sam. S.i.s 2 | S t r o n a 3 | S t r o n a Spis tre[ci Prolog strona 4 RozdziaB 1 strona 5 RozdziaB 2 strona 10 RozdziaB 3 strona 14 RozdziaB 4 strona 21 RozdziaB 5 strona 32 RozdziaB 6 strona 43 4 | S t r o n a PROLOG Jego rce sunBy wzdBu| mojego nagiego ciaBa, które dr|aBo z rozkoszy jak mi dawaB. Jego rce potrafiBy czyni cuda, wystarczyBoby mnie dotknB. W jego dotyku byBo co[ magicznego. JknBam, czujc jego usta na moim sutku, owinBam go w pasie swoimi nogami, ocierajc si o jego wybrzuszenie w spodniach. -To nie fair, |e ja nie mam ju| nic na sobie, a ty masz to  wychrypiaBam, odpinajc pasek w jego spodniach. - Nikt Ci nie broni si ich pozby  wymruczaB. Dwie minuty pózniej le|aB nagi na mnie, caBujc zachBannie moj szyj. JknBam, czujc jak napiera na mnie i uniosBam biodra, krcc nimi, dajc mu do zrozumienia, czego chce. CzuBam jak u[miecha si tu| przy mojej szyi. - Twoje |yczenie jest dla mnie rozkazem  mruknB, podnoszc gBow i patrzc mi w oczy. Jego wzrok nie opuszczaB mojego do momentu, gdy wszedB we mnie, a jak krzyknBam z rozkoszy. KA{DY, KTO CHCE BY INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAAACH PROSZONY JEST O WPISANIE SI (DODANIE KOMENTARZA) W FOLDERZE BANERY, POD BANEREM ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! 5 | S t r o n a ROZDZIAA 1  Bella - ZastanawiaBa[ si kiedy[ nad |yciem?  Peyton przystanBa na chwil, przygldajc mi si. - Wiem, |e wczoraj co poniektórzy z tej szkoBy nawalili si na imprezie u Chada, ale ty raczej tam nie byBa[!  PrychnBa. - Jejku Pey, czy naprawd zadawanie Ci gBbokiego pytania musi si wiza z tym, |e si nawaliBam? - Nie, ale to niedobrze, bo wiesz ja jestem ta pBytka i nie zadaje mi si gBbokich pytaD. Chyba, |e nie o charakterze mówimy, to owszem mog pomie[ci do[ du|y kaliber.  ZazgrzytaBam zbami ze zBo[ci i skrpowania, odwróciBam si plecami do przyjacióBki, chcc odej[. - Bello, powiesz mi, o co chodzi? Dziwnie si zachowujesz& . - Jak to si staBo, Pey? - Co si staBo?  zapytaBa zdezorientowana. - Jeste[ cheelederk, najpopularniejsz i jedn z najBadniejszych dziewczyn w szkole. Masz pikne blond wBosy, du|e niebieskie oczy i zgrabne nogi, faceci za Tob szalej, a ty przyjaznisz si ze mn. Nudn, zarczon dziewic, o krótkich nogach i brzydkich brzowych wBosach. - Ty serio jeste[ nadal dziewic? Mike wyglda na takiego do[ skorego do [wintuszenia  pu[ciBa mi oko. - To raczej nie ze mn. - O co chodzi Bello? Masz swojego wymarzonego chBopaka, ups przepraszam narzeczonego. Macie si pobra i stworzy pikn, uBo|on rodzink, nie tego zawsze chciaBa[? - Owszem, o Peyton mo|na byBo powiedzie, |e byBa pBytka, ale pewno[ci nie gBupia. OdwróciBam wzrok, nie patrzc na ni. ObawiaBam si jednak, |e moja blond przyjacióBka ju| mnie rozgryzBa. - Bells, pamitasz jak trafiBy[my do tego ogólniaka?  PowiedziaBa, nie zra|ona moj reakcj.  WpadBy[my pierwszego dnia na Chada. SpodobaBa[ mu si wtedy, chyba próbowaB si z Tob umówi, a ty olaBa[ go. PowiedziaBa[ mi wtedy, |e to pewnie przyszBy kapitan szkolnej dru|yny, 6 | S t r o n a najwikszy podrywacz w mie[cie, bdzie urzdzaB najlepsze imprezy i zdobywaB kiepskie stopnie. Nie pomyliBa[ si, jak ju| pewnie wiesz. - Tak Pey, w istocie tak byBo, ale do czego zmierzasz?  ZapytaBam z udawanym westchnieniem. W gBbi duszy caBa dr|aBam, |e o to wBa[nie mnie rozgryzBa. - Ju| koDcz, obiecuje. PowiedziaBa[ mi wtedy te|, |e nie takiego |ycia chcesz. Licz si dla Ciebie oceny, nie mecze. ChBopak z domu niekoniecznie bogatego, ale uBo|onego. Taki, który nie bdzie urzdzaB imprez, co sobot i wyrywaB panien. Ciekawa jestem  tu przerwaBa na chwil, przygldajc mi si coraz wnikliwiej. - Dlaczego zawsze masz racje, co do innych, a co do siebie nie , jak my[lisz?  To powiedziawszy wyminBa mnie i wkrótce zniknBa w tBumie. W tBumie, w którym pojawiB si wBa[nie Chad Murrey.  Chad - Stary, wyja[nisz mi kiedy[, o co chodzi z t lask?  GBos Scotta wyrwaB mnie z zamy[lenia. - Jak lask? - Wiem, |e [redniej 5.0 to ja mo|e nie mam, ale kompletnego idioty to ty ze mnie nie rób, dobra?  WzniosBem rce w ge[cie poddania.  Wiesz stary  powiedziaB, kBadc mi rce na ramionach.  Rozumiem, |e czujesz si jak bóstwo, szczególnie po ostatnim sezonie, a nie wyglda by w tym miaBo si co[ zmieni, ale nie przesadzasz z t mdral? Ka|da laska w tej szkole mo|e by Twoja, a ty chcesz j?! Stary, tylko popatrz, to wszystko jest praktycznie Twoje  wskazaB na dwie blondynki, stojce najbli|ej nas, Badne. Nawet bardzo Badne. - Taaa, wic nie wypatruj zakonnic, tylko bierz to, co Ci daje los  poklepaB mnie jeszcze po plecach i odszedB. PopatrzyBem na dziewczyny o których mówiB Scott. - Panie przyjd jutro na mecz?  powiedziaBem, podchodzc i obejmujc je obie. U[miechnBy si do mnie.  Znakomicie.  OdpowiedziaBem, równie| si u[miechajc i ruszyBem z dwiema niezBymi laskami przez korytarz. Czy czuBem si jak bóstwo? Nie. 7 | S t r o n a Czy Bella mnie interesowaBa? Tak. I to bardziej ni| bym sobie tego |yczyB&  Bella Peyton miaBa racje - pomy[laBam z gorycz. Nigdy nie myl si, co do innych ludzi, dlaczego wic pomyliBam si w stosunku do siebie? Nie umiaBam odpowiedzie sobie na to pytanie. Zawsze wydawaBo mi si, |e wiem czego chce od |ycia. To co powiedziaBa mi dzi[ Peyton byBo prawd. Zawsze tak to sobie wyobra|aBam. Dom, dzieci, spokojny i pracujcy m|. Zero imprez, szaleDstwa. Nigdy tego nie pragnBam. Mój tato nie raz powtarzaB, |e jestem zbyt sztywna. Nie chciaB bym si [pieszyBa ze [lubem, czy dziemi. Uwa|aB, |e na to mam jeszcze du|o czasu. MówiB |ebym si bawiBa, korzystaBa z |ycia, umawiaBa z chBopcami. CzerpaBa gar[ciami i byBa szcz[liwa. ZmiaBam si z tego. WydawaBo mi si, |e jest w bBdzie. MiaB by przy mnie, chroni mnie. Zawsze to obiecywaB. A teraz go nie ma. Jestem sama jak palec na tym pustym, wielkim [wiecie. Moja matka mnie nawet nie sBucha. To zawsze tata byB dla mnie opok. To do niego przychodziBam si wypBaka. To on wtajemniczaB mnie zawsze we wszystkie zagadki |ycia. Co teraz, gdy go ju| ze mn nie ma? Azy zaczBy spBywa po mojej twarzy, a ja czuBam w sercu ogromny smutek. Czy a| tak si myliBam, co do siebie? Czy tata miaBa racje? Nawet je[li, to co z tego? Teraz ju| byBo za pózno. Nie miaBam ju| szansy na to by robi to, co chciaBam, a przecie| nie mam jeszcze nawet 18 lat. Le|aBam jaki[ czas, pozwalajc Bzom pByn. Tak byBo dobrze. W ten sposób ból w moim sercu po starcie ojca malaB. A ja czuBam jakby tu ze mn wci| byB. & - Bello, Bello!  Jasno wBosa kobieta stanBa przede mn, majc rekami. - Tak mamo? - Wreszcie! Halo, tu ziemia, moja panno. Mówi do Ciebie od piciu minut  stwierdziBa oskar|ycielskim tonem. - Przepraszam, co mówiBa[? - DzwoniB Mike. 8 | S t r o n a - Co z nim?  powiedziaBam, udajc zaciekawienie. WiedziaBam, |e to nie Mike dzwoniB, tylko jego ojciec. Gdyby chciaB mi co[ powiedzie, zadzwoniB by na komórk. - Musisz si przygotowa, wypadBa mu jaka[ wa|na kolacja w firmie i przyjedzie po Ciebie o 19.00. - Mamo jestem zmczona, na dodatek mam jutro test i musz si pouczy. Dlaczego umawiasz mnie z Mikiem za moimi plecami, nie pytajc mnie nawet o zdanie!  StaraBam si nie podnosi gBosu, by nie wszcz kolejnej awantury. - A niby czemu miaBabym pyta Ci o zdanie?  FuknBa lodowatym gBosem na mnie.  Dobrze wiesz, |e Mike chcc przej kiedy[ firm po ojcu musi si ju| teraz anga|owa, a ty jako jego narzeczona masz obowizek go wspiera. - A jak on wspiera mnie? Jak ty mnie wspierasz? Jak jego ojciec wspiera jego?  PowiedziaBam, patrzc na matk z bólem.  Nie zastanawiaBa[ si kiedy[, czy ten po[piech, zarczyny, to wszystko jest dobrym pomysBem?  Zimne, bystre oczy przeszyBy mnie na wylot. - Tata by tego nie pochwaliB  szepnBam, odwracajc wzrok. - Izabello, dobrze wiesz, |e nie sta mnie na utrzymywanie Ci na dBu|sz met, nie wspominajc ju| nawet o studiach. Przy Miku nawet nie bdziesz musiaBa i[ na studia. Bdziesz zajmowa si domem i dziemi, niczego Ci nie zabraknie. - Mamo! Czy ty naprawd nic nie rozumiesz?  Mój gBos podniósB si o oktaw.  Ja chc i[ na studia! Chc zdoby wyksztaBcenie i i[ do pracy. - Masz na to czas. Urodzisz i wychowasz dzieci, a potem& - Nie mamo  przerwaBam jej  Ja chc i[ do collegu teraz, z kole|ankami. Pozna [wiat i ludzi, chc tylko tego, co ka|da nastolatka w moim wieku  wypaliBam, moje policzki pBonBy |ywym ogniem. - Zrozum wreszcie, |e Twoje |ycie nie jest usBane ró|ami. Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Twojego ojca tu nie ma i Ci nie pomo|e. A terasz marsz do pokoju, na 19.00 masz by gotowa i koniec dyskusji  wycedziBa, po czym odwróciBa si i wyszBa. Gdzie jeste[ tato? & 9 | S t r o n a O 19.00 byBam gotowa i nie majc wyj[cia poszBam na t cholern kolacje. Przepraszam, to byB bankiet. Jednak od tamtego dnia co[ zaczBo si we mnie zmienia, mo|e zmieniBam si ju| wcze[niej, a teraz to zauwa|aBam? Nie wiem. Nie umiaBam okre[li jakie to byBy zmiany, w gBowie miaBam ogromny mtlik, a miliony pytaD czekaBo na odpowiedzi. Jednego tylko byBam pewna. Nie chce wicej tak |y. Nie byBam gotowa na [lub w wieku 18 lat, a ju| na pewno nie z Mikiem. Czy Mike byB zBym czBowiekiem? Nie, nigdy tak o nim nie my[laBam. To obowizki, |ycie, to wszystko czego wymagaB od niego ojciec, niszczyBo go. Nie raz wspominaBam, jak to byBo na pocztku, gdy zaczli[my si spotyka. Zaledwie rok temu. PotrafiB by wtedy taki sBodki i czarujcy. PrzynosiB mi kwiaty, zabieraB na dBugie spacery. InteresowaB si mn i tym, co chc mu powiedzie, potrafiB sBucha. Wszystko zaczBo si zmienia póB roku temu, gdy ojciec zaczB go anga|owa w sprawy firmy. Na pocztku Mike opowiadaB mi o wszystkim. Nie chciaB tego wszystkiego. ZaczB si zamyka w sobie. Mo|e gdyby[my si kochali, umieliby[my da sobie rad z tym wszystkim? Ale czy mo|na sobie poradzi z czym[ takim? Jak radzili sobie Ci wszyscy ludzie przez lata, gdy ich maB|eDstwa byBy aran|owane tak jak nasze? Czy mieli[my szans poczu do siebie co[ wicej ni| przyjazD, skoro przez rok czasu to nie nastpiBo? Nasze maB|eDstwo zostaBo zaplanowane praktycznie w dniu, w którym si poznali[my. Nikt nas nie zapytaB o zdanie. Moja matka my[laBa tylko o tym, by mnie bogato wyda za m|, a ojciec Mike dbaB o wygld swojej firmy. Z racji ustanowienia Mike swoim nastpc, potrzebowaB dla niego |ony z dobr reputacj, a przede wszystkim tak, która bdzie posBuszna. W takim [wiecie jak nasz nie ma miejsca na miBo[. A ja nie chciaBam tak skoDczy, zamknita w czterech [cianach, kukieBka. ChciaBam bra |ycie peBnymi gar[ciami i cieszy si ka|d chwil. Nie miaBam pojcia skd si braBy te uczucia we mnie. Nigdy nie byBam tak osob. Tak jak powiedziaBa Peyton, pomyliBam si tylko w stosunku do samej siebie, jakie to ironiczne& .nieomylna Bella Swan. 10 | S t r o n a ROZDZIAA 2  Bo widzisz, to nasze wybory ukazuj, kim naprawd jeste[my, o wiele bardziej ni| nasze zdolno[ci. (Harry Potter, sBowa Albusa Dumbledora)  Bella To wrcz dziwne jak jeden czBowiek mo|e czu tyle sprzecznych ze sob emocji. Jak jeden czBowiek mo|e podejmowa tyle decyzji, których pózniej |aBuje. Jednak czy gdyby czBowiek znaB swoj przyszBo[ podejmowaB by inne decyzje? WybieraB inne wyj[cia? Czy gdybym rok temu wiedziaBa, co si wydarzy w moim |yciu, co[ by to zmieniBo? Pewnie tak, ale czy byBoby to lepsze rozwizanie? Czy naprawd podjBabym inne decyzje? Nie byBam tego taka pewna& Tamtego dnia poszBam na t kolacj z Mikiem i na wiele innych w cigu nastpnych kilku tygodni. Nie miaBam wielkiego wyboru. Moja matka nie pozostawiaBa mi go. Nigdy. Nie lubiBam tych jego kolacji, bankietów, charytatywnych bali, wiedziaB o tym. PodejrzewaBam, |e on równie| ich nie lubi, lecz nie przyzna si do tego. MiaBam wra|enie, |e Mike si poddaB, nie sprzeciwiaB si, bo jego |ycie byBo ju| przesdzone, tak chyba my[laB. NienawidziBam sztucznie si u[miecha, dygajc przed facetami, którzy spokojnie w wikszo[ci mogliby by moimi ojcami, a ich wzrok byB po|dliwy, gdy lustrowali moje ciaBo. Pilnowa si na ka|dym kroku. To zabijaBo mnie, a ja si zmieniaBam. Tak naprawd nie byBam do koDca [wiadoma tego wszystkiego. Zmiany zachodzce we mnie zaczBam zauwa|a oczami innych ludzi, gdy patrzyli na mnie zszokowani lub pytali czy wszystko w porzdku. Jednak tak naprawd wszystko zaczBo si pewnego popoBudnia w pitek. Siedzieli[my z Mikiem w jego pokoju. PomagaB mi w matematyce, gdy zadzwoniBa do mnie Peyton. - Hej Bello, nie wybraBaby[ si ze mn na imprez?  Tak naprawd miaBam wielk ochot i[ z ni. 11 | S t r o n a - Sorki Pey, nie dam rady. - Jeste[ u Mike? Pitkowe korki z matmy?  domy[liBa si. - Yep  odpowiedziaBam, nie patrzc na blondyna. - No có| szkoda, mo|e innym razem. Jakby[ zmieniBa zdanie wiesz gdzie mnie szuka.  WiedziaBam. Imprez organizowaB Chad Murrey, byBam tego pewna. W co ta Peyton pogrywa? Przecie| wie, |e ot tak nie mog sobie i[ na imprez& a mo|e mog? OdwróciBam si w stron Mike, który zd|yB obok moich zeszytów rozBo|y swoje dokumenty. PopatrzyB na mnie przez dBu|sz chwil. - Bello, odpowiedz mi na pytanie, tylko szczerze. Nie pragniesz takiego |ycia, prawda?  Jego wzrok nie opuszczaB mojego. - Mike  powiedziaBam cicho  czy to wa|ne? - Dla mnie jest wa|ne, a dla Ciebie powinno jeszcze bardziej!  WestchnBam, nie wiedzc, co zrobi. ChciaBam by z nim szczera, ale czy mogBam sobie na to pozwoli nie ranic go? - Nie. Nie chce takiego |ycia. Nie zrozum mnie zle, nie chodzi o Ciebie. Jeste[ dobrym czBowiekiem i wierz, |e bdziesz dobrym m|em. Boje si tylko czy ta firma, obowizki czy to Cie nie zniszczy? A ja  westchnBam - tak wiele si zmieniBo Mike  powiedziaBam cicho, powstrzymujc szloch.  ChciaBabym przesta udawa kogo[ kim nie jestem i nigdy nie bd. ChciaBabym spróbowa |ycia, popeBnia bBdy. Nie chc Cie rani. Kocham Ci, ale jak przyjaciela, a to za maBo  staraBam si patrze wszdzie tylko nie na niego. - Bells, to co mówisz nie sprawia mi bólu  powiedziaB mikko, a ja podniosBam na niego wzrok, zaskoczona.  Tak szczerze powiedziawszy czuBem to, czekaBem kiedy przyjdziesz powiedzie mi, |e masz do[ i odchodzisz  westchnB. - Och Mike  pokrciBam gBow. - Przecie| nie powiedziaBam, |e odchodz. - Nie, jeszcze nie, ale musisz przyzna, zmieniasz si. Prdzej czy pózniej by[ to powiedziaBa, powinna[ przynajmniej ju| dawno to zrobi.  ZamilkB, ukrywajc twarz w dBoniach. - Ja te| Ci kocham Bells jak siostr, ale nic wicej.  PatrzyBam na niego, nie rozumiejc do czego zmierza.  Idz i rób to, na co masz ochot. Idz na imprez z Peyton, sam chtnie bym to zrobiB. 12 | S t r o n a - Wic chodz z nami  u[miechnBam si lekko. - Nie Bell, ty masz wybór, ja nie. Prosz Ci by[ chocia| ty byBa szcz[liwa. PopatrzyBam na niego, czujc Bzy spBywajce po twarzy. PocaBowaBam go w policzek i trzymajc jego twarz w dBoniach, popatrzyBam mu w oczy. - Ty te| masz wybór Mike, przemy[l to. & Prosto od Mike poszBam do Peyton. Powiedzie, |e przyjacióBka byBa zdziwiona na mój widok, to maBo. Prawie nie zemdlaBa z wra|enia, gdy oznajmiBam jej, |e wybieram si z ni na t jej imprez. Stojc teraz przed lustrem, po godzinie maltretowania mnie przez Peyton ton makija|u i lokówk, to ja zamarBam. PrzygldaBam si swojemu odbiciu, nie bdc pewn, czy dziewczyna któr widz, to na pewno ja. Nie przypominaBam siebie pod |adnym wzgldem. Makija|, który zrobiBa mi przyjacióBka wcale nie byB przesadzony, czego si baBam. Podkre[laB moje du|e zielone oczy i idealnie kontrastowaB z blad cer. WBosy opadaBy falami na ramiona, bByszczc. ByBam ubrana w skórzane, czarne szorty przyjacióBki, jeansow bluzeczk rozpinan na zamek z przodu. ByB lekko niedopity, tworzc do[ odwa|ny dekolt i uwydatniajc moje piersi, które zawsze uwa|aBam za maBe. Na nogach miaBam sandaBy na do[ wysokiej koturnie, które o dziwo byBy wygodne. A co najwa|niejsze podobaBam si sobie w tej wersji, czuBam si inaczej. Wolna, atrakcyjna, seksowna. Nie zdziwiBa mnie reakcja wikszo[ci osób na imprezie, gdy przygldali si nam. Peyton jak zawsze wygldaBa zjawiskowo, a ja có|, akurat dzi[ nie wygldaBam zle. PrzyjacióBka wrczyBa mi kubek z piwem, pocignBam spory Byk i skrzywiBam si, nie byBam jego fank. RozmawiaBy[my chwil z Pey, opowiadaBam jej o mojej dzisiejszej rozmowie z Mikiem. Z gBo[ników leciaBa jaka[ szybka piosenka i wielu ludzi byBo ju| pijanych. Tu i tam caBowaBy si pary, niektóre naprawd wygldaBy jakby potrzebowaBy osobnego pokoju. Par dziewczyn seksownie krciBo biodrami. Rozgldajc si tak po tBumie, zauwa|yBam Chada, w towarzystwie jego kumpla Scotta i jaki[ dwóch blond dziewczyn. OdwróciBam szybko wzrok, miaBam jednak wra|enie, |e zostaBam przyBapana. PodniosBam oczy i nie myliBam si, przygldaB mi si z konsternacj na twarzy. 13 | S t r o n a - Pey, potrzebuje czego[ mocniejszego ni| to  powiedziaBam, pokazujc na kubek. Za[miaBa si patrzc na mnie. - Teraz zaczynasz mówi jak normalna dziewczyna. Chodz naucz Ci gra w gr  i pocignBa mnie w gBb domu. OkazaBo si, |e t gr byBo  Nigdy nie&   kto[ mówi czego nie robiB i je[li, kto[ z siedzcych przy stole osób te| tego nie robiB musiaB wypi kolejk1. Takim sposobem do[ szybko byBam wstawiona. Niezle wstawiona. ZmieszyBo mnie praktycznie wszystko, co wyszBo z ust kogokolwiek. Peyton widzc mój stan, odcignBa mnie od stolika. - Ale[ si zaBatwiBa, kto by pomy[laB, |e masz tak sBab gBow  pokrciBa gBowa. - Kiedy[ trzeba  zachichotaBam  Chodzmy zataDczy  pocignBam j za rkaw. - Jeste[ pewna, |e si nie wywrócisz czy co[?  Pey popatrzyBa na mnie sceptycznie. - Oj nie marudz, tylko chodz. Zawsze chciaBam zataDczy na stole  klasnBam w dBonie i pocignBam j. Kiedy tylko znalazBy[my si w[ród taDczcych wgramoliBam si na stóB. Ktem oka znów dostrzegBam Chada, który przypatrywaB si moim poczynaniom. Wypity alkohol dodaB mi odwagi, wic zaczBam krci biodrami w rytm muzyki, a moje rce wdrowaBy wzdBu| mojego ciaBa. Zni|yBam si, dajc mu dobry widok na mój dekolt, a prostujc si wypiBam tyBek i daBam sobie klapsa. PatrzyBam w tym czasie prosto w oczy Chada. Niestety moja równowaga, te| byB inna ni| normalnie. PoczuBam koniec stoBu po nogami i poczuBam jak lec w tyB& . KA{DY, KTO CHCE BY INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAAACH PROSZONY JEST O WPISANIE SI (DODANIE KOMENTARZA) W FOLDERZE BANERY, POD BANEREM ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! 1 Wiem, |e to byBo jako[ inaczej, ale tak mi pasowaBo ;) 14 | S t r o n a ROZDZIAA 3  Bella - O jejku, oby nie bolaBo za bardzo - pomy[laBam. Stolik nie byB wysoki, mimo to wolaBabym nie przekonywa si na wBasnej skórze, jak boli spadnicie z niego i spotkanie z podBog. ZacisnBam mocno powieki. Dopiero po dBu|szej chwili dotarBo do mnie, |e wcale nie upadBam. OtworzyBam zdezorientowana oczy. Mój wzrok byB rozmazany, zapewne od ilo[ci wypitego alkoholu. Przed sob miaBam twarz Chada, który wygldaB na zaniepokojonego, ale nawet ze [cignitymi brwiami byB przystojny. ZachichotaBam, wpatrujc si w niego, nie do koDca [wiadoma spojrzeD rzucanych od wszystkich. Strach zaczB znika z twarzy Chada, zastpiony przez zBo[. - Co ty kurwa wyprawiasz?  warknB tak cicho, |e nie sByszaB go nikt po za mn. - W tym momencie to sama nie wiem czy le|e, stoj, w ka|dym razie ty mnie trzymasz  znów zachichotaBam. PopatrzyB na mnie srogo. - Dobrze wiesz, |e nie o to mi chodziBo. - Hmm  pomy[laBam chwil.  Wcze[nie taDczyBam na Twoim stole, przynajmniej tak mi si wydaje, a chyba nic nie przegapiBam - Jeste[ pijana  kolejne warknicie. - A nie po to robisz te wszystkie imprezy? - W |yciu bym nie pomy[laB, |e zobacz Ci w takim stanie i to na mojej imprezie  westchnB. - MógBby[ mnie postawi?  poprosiBam. - CaBkiem dobrze si Ciebie trzyma  mrugnB do mnie, po czym mnie postawiB. Jego wzrok powdrowaB po moim ciele. - MógBby[ przesta? - Tym razem to ja warknBam na niego. - Trzeba byBo si tak nie ubiera i nie taDczy na tym przekltym stole.  ZaczB si broni, a ja popatrzyBam gniewnie na niego. - Czemu tu przyszBa[?  ZapytaB po chwili ciszy. 15 | S t r o n a - Nie wiedziaBam, |e jestem niemile widziana  znów warknBam, odwracajc si, chcc odej[. Niestety znów zakrciBo mi si w gBowie i si zachwiaBam. - Chryste Bello  jknB, Bapic mnie po raz drugi dzisiejszego wieczoru.  Chodz  poprowadziB mnie. Weszli[my do holu, w którym byBy schody. - Dasz rad i[ sama?  MrugnB, na co skinBam mu tylko gBow. I o co mu u licha chodzi? Moje szare komórki byBy jednak zbyt zamroczone, by pracowa logicznie. Schody prowadziBy do wskiego korytarza, a po jego obu stronach znajdowaBy si drzwi. Chad poprowadziB mnie do drugich drzwi na lewo. Jak si zd|yBam domy[li, mimo zamroczonego mózgu, byB to jego pokój. StanBam w progu, rozgldajc si po pokoju, gdy tymczasem mój towarzysz usiadB na Bó|ku. Zciany miaBy szary kolor, nie byBo tu zasBon ani zdj, tylko plakaty jaki[ dru|yn. Na prawo od drzwi staBo Bó|ku, za[ po lewej szafa i biurko, okno znajdowaBo si naprzeciwko drzwi. Nic nadzwyczajnego, nie wiem czemu si spodziewaBam. Pokój Mike byB du|o przytulniejszy, pomy[laBam. - Nie powiedziaBem, |e nie chc |eby[ tu byBa, wy dziewczyny wszystko odwrócicie tak jak chcecie. - A wy macie talent do bycia delikatnymi  odburknBam.  Mog wiedzie, co tu robimy? - Wydaje mi si, |e trzezwiejesz  odpowiedziaB, opierajc si plecami o [cian. - To chyba zle Ci si wydaje, bo Twój pokój coraz bardziej wiruje  oparBam rce o kolana. UsByszaBam jak Chad wciga gBo[no powietrze, zdezorientowana popatrzyBam na niego. WpatrywaB si we mnie, powdrowaBam za jego wzrokiem. Momentalnie si wyprostowaBam. Super. Po prostu [wietnie, daBam mu popis wBasnego dekoltu, albo raczej poBo|yBam mu na tacy swój biust. - Przepraszam, nie jestem przyzwyczajona do tego typu ubraD  powiedziaBam za|enowana, a jednocze[nie zBa. - Na stole wydawaBa[ si w peBni [wiadoma, co masz na sobie  tym razem popatrzyB mi w oczy. Jego wBa[nie, [wieciBy si jak u maBego dziecka. - Bo byBam  odparBam.  Nikt nie kazaB Ci na mnie patrze. 16 | S t r o n a - Wiesz bardzo trudno Ci si nie przyglda  wstaB, podchodzc do mnie powoli. Jedn rk oparB o framug, tu| koBo mojej gBowy. PachniaBa perfumami i alkoholem. - Czemu?  Nagle zaschBo mi w gardle. - Zdajesz sobie spraw z tego jak dzi[ wygldasz? - Tak  wyjkaBam. Jego oddech BaskotaB moj buzi. - A zdajesz sobie spraw jak to dziaBa na facetów? Na mnie?  ByB coraz bli|ej. - Nie  wyszeptaBam  jak?  ZdoBaBam jeszcze powiedzie, zanim jego usta dotknBy moich. W pierwszym momencie zamarBam. To nie tak, |e si jeszcze nie caBowaBa, robiBam to. Jednak inaczej jest caBowa z Mikiem, do którego nie czuBam nic prócz przyjazni, a inaczej z Chadem, do którego wzdychaBam ju| od dBu|szego czasu. Jego ciaBo napraBo na moje, skutecznie mnie blokujc. Bezwiednie podniosBam rce, zarzucajc mu je na szyj. Chwil pózniej jego jzyk byB w moich ustach. OderwaB si ode mnie tylko na chwil, zamykajc drzwi. PopchnB mnie lekko w stron Bó|ka, a ja poleciaBam na nie, majc dalej problemy z równowag. Jego usta z powrotem naparBy na moje, caBujc mnie. Jedn rk odnalazB zamek od mojej bluzki i sprawnie go rozpiB. OderwaB si od mnie znów, a jego wzrok zaczB po|era moje piersi, odziane w tym momencie jedynie w czarny biustonosz. Pewnie gdybym byBa trzezwiejsza zawstydziB by mnie jego wzrok, jednak w obecnym stanie rzeczy my[laBam tylko o tym by znów mnie pocaBowaB. Dr|cymi dBoDmi podwinBam jego podkoszulek, u[miechnB si cwanie do mnie i zdjB go. PrzejechaBam dBoDmi po jego klatce. Patrzc mu w oczy zjechaBam dBoDmi na sam dóB jego brzucha, docierajc do guzika jeansów. RozpiBam go, chocia| nie wiem jak mi si to udaBo, przy tak trzscych si dBoniach. - Skarbie, wiesz mi, mam wielk ochot wzi Ci tu i teraz, ale jeste[ pijana  westchnB, a jego rka powdrowaBa do mojej, zatrzymujc j. Nie chce mnie? To byBa pierwsza rzecz jaka przyszBa mi na my[l. PoczuBam wzbierajce si Bzy pod powiekami. Jasne, jak kto[ taki jak on chciaBby mie ze mn do czynienia? ByBam nikim. Nie, nie wolno mi tak my[le! NakazaBam sobie. PowiedziaB, |e chce przecie|, dlaczego co[ sobie wmawiam? PoBo|yB si obok mnie, bawic si moimi wBosami. 17 | S t r o n a Prawdopodobnie gdybym byBa trzezwiejsza nie odwa|yBabym si go nawet pocaBowa, ale z pewno[ci nie mo|na byBo powiedzie dzi[ o mnie, |e jestem. - Chc |eby[ to zrobiB  szepnBam, patrzc mu uparcie w oczy. - Masz chBopaka  zmarszczyB brwi. - Pi minut temu, Ci to nie przeszkadzaBo. - CaBowanie to jeszcze nie tragedia  przewróciB oczami. - A ogldanie mnie w staniku te| nie?  uniosBam brew.  Nie po[lubi Mikie, jak chce tego moja matka, nie kocham go. ZmieniBam si, przedtem wszystko o czym marzyBam miaBabym z nim, ale teraz jest to niewystarczajce. Po za tym, chyba troszk zszargaBam sobie dzi[ swoj idealn opinie. Tatu[ Newton nie bdzie zadowolony  za[miaBam si. - Czemu nie wpadBam na to wcze[niej? - Podobasz mi si Bello i to od dawna, wiesz ty. Niestety ostatnim razem mnie  olaBa[  powiedziaB lekko zBy. - ZmieniBam si  mrugnBam, dalej rozbawiona. - Zauwa|yBem  mruknB, u[miechajc si drwico. Jego usta po raz kolejny tego wieczoru, znalazBy si na moich. Tym razem nie powstrzymaB mnie przed rozpiciem jego spodni, zdjB je szybko. Równie szybko pozbyB si moich szortów i majtek. Jego wzrok wdrowaB po moim ciele, wygldajc na usatysfakcjonowanego. Jego podniecenie byBo wyraznie widoczne, pod cienkim materiaBem bokserek. Nagle zaczBam si zastanawia czy bdzie bardzo bolaBo. Nie pomy[laBam o tym wcze[niej, mo|e to i lepiej? Mo|e baBabym si gdybym wiedziaBa, |e bdzie bole. Zreszt nie koniecznie chciaBam o tym z kimkolwiek rozmawia. To nie byB temat otwarty dla mnie. Pyta si o takie rzeczy matki, nawet gdy si ma normaln mam, musi by niezwykle krpujce. Za[ Pey pewnie powiedziaBa by mi wszystko i to bez krpacji, ale tylko z jej strony. Teraz nie byB czas na zastanawianie si nad tym. PodjeBam ju| decyzj i nie zamierzaBam si z niej wycofywa. Na swój sposób pragnBam Chada i mogBam z caB pewno[ci stwierdzi, |e on pragnB mnie. By mo|e nie tak to powinno wyglda. Powinno si to robi z osob, któr si kocha i ufa jej, ale ja ufaBam Chadowi i zale|aBo mi na nim. Nie wiem czy to miBo[, ale prawd jest to, co powiedziaBa Peyton. Chad Murrey siedziaB w mojej gBowie od pierwszego dnia, gdy go zobaczyBam tylko nie chciaBam tego przyzna, nawet przed sam sob. 18 | S t r o n a Mój krzyk rozniósB si echem, po cichym pitrze. Chad wszedB we mnie szybkim i zdecydowanym ruchem, przebijajc tym samym moje dziewictwo. ZnieruchomiaB, a jego oczy próbowaBy znalez moje. Mój niespokojny oddech byB w tym momencie jedynym dzwikiem w pokoju. PróbowaBam uspokoi skoBatane serce, ganic si w duchu. Ból byB& przytBaczajcy. ZamknBam na chwil oczy próbujc odgoni od siebie strach i si rozluzni, co wcale nie byBo Batwe, nie tak to sobie wyobra|aBam. - Bells?  szepnB, a w jego gBosie sBycha byBo strach i bezradno[. OtworzyBam oczy, natrafiajc na niego, intensywnie si we mnie wpatrujcego. - Ju| w porzdku  odszepnBam. - Jeste[ dziewic  powiedziaB, a bezradno[ zaczBa zastpowa zBo[. - ByBam, to chyba lepsze okre[lenie. - Zd|yBem zauwa|y i poczu. Jak mogBa[ mi nie powiedzie?  ZapytaB z wyrzutem. - My[laBam, |e to do[ oczywiste, ale baBam si, |e jak Ci to u[wiadomi, to si rozmy[lisz  JknB, zatapiajc gBow w moich wBosach. Po chwili podniósB si, znów na mnie patrzc. - MogBem Ci zrobi krzywd. - Ale nie zrobiBe[  popatrzyB na mnie ze [cignitymi brwiami.  To byBo zaskoczenie i troch bólu, wszystko ju| w porzdku  u[miechnBam si lekko. Ból wci| byB, ale mniejszy. Przez chwil wpatrywaB si we mnie nic nie mówic, tak jakby rozwa|aB, co ma robi. WiedziaBam, |e mo|e zaraz si wycofa. PodniosBam biodra i lekko nimi pokrciBam. Moje wargi odszukaBy jego usta i wpiBam si w nie Bapczywie. - Poczekaj  powiedziaB, odrywajc si ode mnie. - Nie  wysapaBam, Bapic oddech po pocaBunkach. - Obiecuj, |e si nie wycofam  za[miaB si, dobrze interpretujc moje zachowanie  Je[li tego chcesz, to dobrze, ale wolaBbym nie by jeszcze tatusiem, wic pozwól, |e zaBo| prezerwatyw. - Och  zdoBaBam wydusi, patrzc na niego wielkimi oczami. ByBam gBupia! Jak mogBam o tym nie pomy[le?! & 19 | S t r o n a ObudziBam si jaki[ czas pózniej, nie majc pojcia, która jest godzina, ani jak dBugo spaBam. PopatrzyBam na [picego obok mnie Chada. WygldaB spokojnie i beztrosko. Czy naprawd potrafiBam odnalez si w jego [wiecie? Pomy[laBam o tym, co dzi[ si wydarzyBo. Z pewno[ci nie byBy to czyny godne podziwu, ale nie czuBam si zle. Nie powiedziaBabym, |e nasz seks to fajerwerki, czy ogromne pokBady przyjemno[ci, ale byBo w porzdku. Po moim maBym incydencie, nie przyznania si, Chad staraB si by delikatny i czuBy. ByBam mu za to ogromnie wdziczna, gdy| nie bardzo wyobra|aBam sobie bym mogBa to prze|y w miar bezbole[nie, gdyby miaB wchodzi we mnie tak jak za pierwszym razem. Mimo to ból caBy czas byB obecny, wiedziaBam jednak, |e musze to przetrwa. Nastpnym razem bdzie lepiej. Mimo to nie potrafiBam |aBowa swojej decyzji i nie miaBam pojcia skd si to braBo. Czy a| tak bardzo zale|aBo mi na tym chBopaku? A mo|e to tylko manifestacja, by udowodni sobie, |e nie jestem ju| t Bell, co wcze[niej? Nie wiedziaBam, czy chc zna odpowiedz na te pytania. Delikatnie podniosBam si z Bó|ka, nie chcc zbudzi chBopaka. PozbieraBam z podBogi swoje ubrania i ubraBam si po[piesznie. Na biurku znalazBam kawaBek kartki i dBugopis. 555-736-3832 to mój numer. ZadzwoD, je[li bdziesz chciaB. MusiaBam i[. Bella ZbiegBam po schodach na dóB. MusiaBo by pózno, bo wikszo[ spaBa, zalana w trupa. W salonie na kanapie, spaBa Peyton, obok niej le|aBa moja torebka. ZabraBam j i szybko wyszBam. W drodze powrotnej do domu modliBam si by moja matka poszBa spa, by nie sByszaBa o której wróciBam i w jakim stroju. Z reguBy w pitki uczymy si z Mikiem do pózna, lub po nauce ogldamy jaki[ film. Zdarzaj si nam te| te nieszczsne kolacje i bankiety i wtedy te| pózno wracam, moja matka z reguBy ju| wtedy [pi, a dochodzenie przeprowadza rano. Cicho weszBam do domu i na palcach przeszBam przez dom i po schodach na gór, omijajc skrzypice stopnie. WeszBam do swojego pokoju i zamknBam drzwi. Za[wieciBam [wiatBo, przebraBam si i weszBam po koBdr. Dopiero teraz odetchnBam z ulg. UdaBo si  pomy[laBam szcz[liwa. 2 Fikcyjny numer (mam nadziej xD) 20 | S t r o n a Moje oczy praktycznie si zamykaBy, dlatego pozwoliBam opa[ powiekom. To byB dBugi i mczcy dzieD. ChciaBam sobie to wszystko przemy[le i poukBada w gBowie. Jednak moje my[li zaprztaBo pragnienie snu i jedno drczce pytanie& czy Chad zadzwoni? 21 | S t r o n a ROZDZIAA 4  Bella Nastpnego ranka, lub mo|e powinnam powiedzie, tego ranka, obudziBam si zmczona i obolaBa. Tak to chyba odpowiednie sBowo. W sumie nie raz sByszaBam i to nawet od Peyton, |e kobieta po dobrym seksie jest obolaBa, ale czy mój byB dobry? WtpiBam w to, wic doszBam do wniosku, |e po prostu po seksie jest si obolaB. Zmczenie jak si domy[laBam wynikaBo, z niedospania i nieprzyzwyczajenia. Noce spdzaBam z reguBy [pic u siebie w Bó|ku, sama. Nie miaBam pojcia, o której wróciBam do domu. PopatrzyBam na zegar, byBo po jedenastej, a| dziwne, |e moja matka jeszcze mnie nie obudziBa. DowodziBo to jedynie jak [lepo byBa zapatrzona w Newtonow. Nie przeszkadzaBo jej moje wracanie w [rodku nocy, lub mo|e nawet nad ranem do domu, ani nie pytaBa, co robili[my z Mikiem, dopóki byB to on. Domy[liBam si, |e gdyby znaBa prawd, w ogóle nie pojawiBabym si wczoraj u Chada, a nie potrafiBam |aBowa swojej wizyty. Mimo lekkiego bólu jaki wci| czuBam. Tak szczerze powiedziawszy to chciaBabym znowu spróbowa, wierzyBam, |e drugi raz bdzie lepszy, a przecie| tyle si mówiBo, pisano na temat przyjemno[ci podczas stosunku. ChciaBam poczu t przyjemno[. ZwlokBam si z Bó|ka, po drodze zbierajc ubrania Peyton. Lepiej |eby moja matka ich nie zobaczyBa, zaczByby si pytania i mogBaby si domy[li, gdzie tak naprawd wczoraj byBam, a tego z pewno[ci nie chciaBam. Z torebki wycignBam telefon, widniaBy dwie wiadomo[ci. Moje serce zabiBo szybciej, tylko po to by chwil pózniej poczu rozczarowanie. Smsy byBy od Peyton Hej, gdzie ty zniknBa[?! Daj zna co z Tob. Martwi si  Peyton. WystukaBam szybko odpowiedz, by przyjacióBka si nie denerwowaBa. Wszystko w porzdku, jestem w domu. SpaBa[, gdy wychodziBam i nie chciaBam Ci budzi. Wpadn pózniej odda ubrania  Bells. Druga wiadomo[ byBa od Mika. Hej Bells, kryBem Ci przed Twoj matk, dzwoniBa do mnie. PowiedziaBem, |e dBugo si uczyli[my i usnBa[. Mój ojciec jeszcze nie wróciB z Seatle, wiec nic nie wie. ZadzwoD jak si bawiBa[ i czy wszystko w porzdku  Mike. 22 | S t r o n a PostanowiBam, |e do Mike zadzwoni pózniej i mu wszystko opowiem, po za tym chyba mieli[my dzisiaj jak[ kolacje dobroczynn. Chcc na razie ukry wszystko przed naszymi rodzicami, musieli[my udawa, tak wic dalej musiaBam chadza na te kolacje. Ciekawe jak ja powiem mojej matce, |e nie mam zamiaru wychodzi za MIke. WestchnBam. Tym bd si martwi pózniej. WziBam telefon i poczBapaBam na dóB. WeszBam do kuchni, w której znalazBam moj rodzicielk, sma|c nale[niki. U[miechnBa si na mój widok. - Cze[ córeczko, mam nadziej, |e dobrze spaBa[  powiedziaBa szczerzc si do mnie.  W sumie to nie musiaBa[ wraca do domu, Mike mi powiedziaB, |e usnBa[, wiedziaBam co si dziej, ale skoro wróciBa[, to przynajmniej zjesz porzdne [niadanie.  ByBa rozanielona, jak nie moja matka. PostawiBa przede mn talerz nale[ników, ze sma|onymi jabBkami, takie jakie lubiBam najbardziej. Nie potrafiBam sobie przypomnie kiedy ostatnio zrobiBa mi [niadanie, nie wspominajc o takim [niadaniu! - Mamo, wszystko w porzdku?  zapytaBam ostro|nie. - Oczywi[cie kochanie  odpowiedziaBa.  Córeczko ,  kochanie ? Co[ tu byBo nie tak, ona nie zwracaBa si tak do mnie, nie robiBa mi [niadaD, wic co si staBo? - Czemu masz taki dobry humor? - Oh kochanie, tak si ciesz, |e tak dobrze dogadujecie si z Mikiem. Nawet nie wiesz jak si zdziwiBam, gdy mi powiedziaB, |e usnBa[ u niego. Na pocztku byBam zBa, ale potem pomy[laBam sobie, |e skoro tak to znaczy, |e mu ufasz i musicie si dogadywa coraz lepiej  u[miech nie schodziB jej z twarzy, a oczy [wieciBy si jasnym blaskiem. O nie, pomy[laBam. Jak mogBam by tak gBupia i nie domy[li si, |e matka zinterpretuje to po swojemu? - Mamo, zawsze dobrze si dogadywali[my  powiedziaBam cicho. - Owszem, ale jak przyjaciele, a teraz widz, |e zaczyna to wchodzi na inny poziom i jestem taka szcz[liwa. - WBa[nie widz  burknBam, grzebic w nale[nikach. Jako[ nagle straciBam apetyt. Wtedy zadzwoniB mój telefon, pomy[laBam, |e to Peyton chciaBa wiedzie wszystko odno[nie wczorajszej imprezy i nie mo|e wytrzyma do popoBudnia, gdy do niej przyjd. - SBucham  powiedziaBam do sBuchawki. 23 | S t r o n a - Cze[ Korns  odpowiedziaB mi mski gBos. ZamarBam z telefonem przy uchu. PopatrzyBam na matk, ta jednak wydawaBa si pogr|ona we wBasnych my[lach. - Poczekaj chwilk ok?  odpowiedziaBam do sBuchawki. - Mamo?  popatrzyBa na mnie.  To Peyton, zaraz wróc  powiedziaBam pokazujc na telefon, kiwnBa gBow na zgod i powróciBa do swojego zajcia. PognaBam na gór do swojego pokoju. - Hej Chad  wydusiBam gdy byBam ju| pewna, |e nikt po za nim tego nie usByszy. - Ju| my[laBem, |e mnie spBawiasz  mruknB. - No co[ ty.  odparBam. CaBa si pociBam. Wczoraj bdc po alkoholu miaBam du|o wicej [miaBo[ci, dzi[ nie widziaBam co mam powiedzie, jak si zachowa. - ChciaBem zapyta, czy miaBa by[ ochot si ze mn dzi[ spotka  zagadnB. - Jasne  wydukaBam. - MógBbym do Ciebie wpa[?  zapytaB. Do mnie?! O nie, nie, nie. To wykluczone! Je[li moja matka by go tu zobaczyBa, miaBabym do|ywotni szlaban. - To nie jest najlepszy pomysB. Mo|e ja mogBabym przyj[ do Ciebie?  odpowiedziaBam. - Twoja matka?  domy[liB si. - Tak, gdyby Ci zobaczyBa obawiam si, |e ty mógBby[ mie problem ze swoim narzdem rozrodczym, a ja szlaban do koDca |ycia  westchnBam. - Domy[lam si, |e nic nie wie o Twoich planach. - To nie jest takie proste jak my[lisz  jknBam.  Zgadzamy si z Mikiem, |e nie chcemy tego zwizku, [lubu i tego wszystkiego, ale nasi rodzice nie przyjmuj tego do wiadomo[ci. Musimy dopiero wymy[li jaki[ plan. - To przyjdziesz? - Tak, za póB godziny bd u Ciebie  powiedziaBam i si rozBczyBam. ByBam zBa. On nie rozumiaB w jakiej sytuacji byBam, to wszystko nie byBo takie proste jak si wydawaBo. PotrzsnBam gBow |eby odgoni zBe my[li i 24 | S t r o n a zabierajc z pokoju ubrania poczBapaBam do Bazienki wzi prysznic, nie miaBam zbyt du|o czasu. & W drodze do Chada zadzwoniBam do Mike by upewni si, co do dzisiejszej kolacji i opowiedzie mu jak byBo. UcieszyB si, |e dobrze si bawiBam. Nie wspomniaBam mu na razie nic o Chadzie, wolaBabym powiedzie mu to osobi[cie, uwa|aBam, |e tak bdzie bardziej fair w stosunku do niego. ZadzwoniBam te| do Peyton by powiedzie jej, |e id do Chada, obiecaBa mnie kry i da zna, gdyby moja mama si z ni kontaktowaBa, cho szczerze w to wtpiBam. Wci| bujaBa w obBokach. Dom Chada staB zaraz przy drodze, wic dostrzegBam go z daleka, bdc jednak ju| na podjezdzie poczuBam si nieswojo. Co je[li otworzy, który[ z jego rodziców? Jak si przedstawi?  DzieD dobry, jestem Bella, paDstwa syn mnie wczoraj rozdziewiczyB, ale nie wiem kim dla siebie jeste[my, czy mog si z nim zobaczy? Na miejscu takich rodziców, zamknBabym drzwi. WeszBam po schodkach na werand i dr|cymi dBoDmi, dotknBam dzwonka. WytarBam rce o spodnie, które miaBam na sobie. MiaBam ochot uciec, czemu nie zaproponowaBam spaceru po lesie? Bo w Forks nie ma nawet gdzie i[ na spacer& .Moja udrka si przedBu|aBa, a| wreszcie drzwi otworzyBy si z rozmachem, ukazujc Chada. OdetchnBam z ulg. Zaraz jednak z powrotem si spiBam. Jak miaBam si zachowa i kim tak w zasadzie dla siebie byli[my? - Dzi[ Bella, któr znam  mruknB, z zawadiackim u[miechem. ZarumieniBam si. MiaBam na sobie zwykBe d|insy i podkoszulek. Nie miaBam w szafie ubraD takich jak Peyton i obawiaBam si, |e moja matka by ich nie zaakceptowaBa. Chad przycignB mnie do siebie obejmujc w tali i skBadajc pocaBunek na moich ustach. ZassaB moj doln warg, a ja uchyliBam delikatnie usta z przyjemno[ci. Wykorzystujc to, jego jzyk wdarB si do moich ust, penetrujc je. Oderwali[my si od siebie po dBu|szej chwili, by zBapa oddech. NachyliB si z powrotem w moj stron, ja jednak delikatnie si odsunBam. - Poczekaj chwilk  powiedziaBam.  CaBowanie si z Tob jest naprawd [wietne, jednak chciaBabym co[ wiedzie - KiwnB gBow, dajc mi do zrozumienia, |e mam kontynuowa. - By mo|e to gBupio zabrzmi, ale kim my dla siebie jeste[my?  CzuBam rumieniec na moich policzkach, to naprawd gBupio brzmiaBo. - My[laBem, |e to oczywiste  powiedziaB wzruszajc ramionami. 25 | S t r o n a - Widocznie dla mnie nie jest oczywiste  burknBam. - A z kim uprawiasz seks, bo chyba nie z ka|dym  odparowaB. - Gdyby[ tak sobie przypomniaB to uprawiaBam go tylko i wyBcznie z Tob, w przeciwieDstwie do Ciebie, jak mi si zdaje  warknBam. CzuBam si zBa i upokorzona w tym momencie, odwróciBam si napicie, chcc wyj[. - Ej, zaczekaj  zBapaB mnie za nadgarstek, zatrzymujc. OdwróciBam si do niego. - Co?  ZapytaBam ze zBo[ci. - Nie zBo[ si na mnie, my[laBem, |e wiesz co do Ciebie czuj  powiedziaB mikko, znów mnie przycigajc do siebie. - Skd mam to wiedzie?  PopatrzyBam prosto w jego niebieskie oczy. WygldaB na wystraszonego. - Nie jestem dobry w tej caBej gatce o uczuciach, ale chciaBbym |eby[my byli par. Wczorajsza noc byBa cudowna. Szkoda tylko, |e jak si obudziBem to Ciebie przy mnie nie byBo  wymruczaB mi do ucha ostatnie dwa zdania. Jego usta zjechaBy na moj szyj skBadajc na niej mokre pocaBunki. OdchyliBam gBow do tyBu, dajc mu lepszy dostp, to byBo naprawd przyjemne. Jego rce jechaBy wzdBu| mojego ciaBa, zatrzymujc si na dole koszulki. Powoli zaczB j podnosi. OdsunBam si nieznacznie od niego. - Twoi rodzice?  wydyszaBam. - Wróc jutro, mamy caBy dom dla siebie  odpowiedziaB, w jego oczach kryBy si jakie[ niewypowiedziane sBowa. Jego rce podcignBy moj koszulk, [cigajc mi j przez gBow. Usta powróciBy do mojej szyi, jedn rk objB mnie w tali, przycigajc do siebie, a drug Bapic moj pier[. ZarzuciBam mu rce na szyj, oddajc si pieszczot. PopchnB mnie w stron kanapy, sadowic na niej. Sam szybko pozbyB si swojej koszulki i spodni, a chwil pózniej tak|e moich. CzuBam si obna|ona przed nim. MiaBam ochot si zakry, ale nie pozwoliB mi na to. PoBo|yB si na mnie, caBujc zawzicie moja usta. Jego rce bBdziBy po moim ciele. Taki dotyk byB miBy i przyjemny. ZaczBam gBaska go po plecach. CzuBam jak u[miecha si przy moich ustach, co wziBam za aprobat z jego strony. Mój lekki dotyk musiaB by dla niego tak|e przyjemny. Jego prawa rka zjechaBa w dóB mojego ciaBa, zatrzymujc si na figach. SapnBam, gdy zaczB mnie pociera przez materiaB. PoczuBam co[ dziwnego i nieznajomego, w moim ciele. Potrzeb by nie przerywaB tej pieszczoty. UniosBam biodra lekko do góry, chcc przybli|y 26 | S t r o n a jeszcze bardziej swoje ciaBo do jego rki. Jednak on nagle zaprzestaB ruchów. PopatrzyBam na niego zdziwiona, on jednak tylko si u[miechnB. - Dotknij mnie  powiedziaB, z ustami znów przy mojej szyi. - Co?  wyjknBam. - Dotknij mojego penisa  powtórzyB  nie bój si  dodaB. PopatrzyBam niepewnie w jego oczy. Dopiero teraz zdaBam sobie spraw, jak jego przyrodzenie napiera na mój brzuch. ByB twardy. WziBam jedn rk z jego pleców i powoli zjechaBam ni, wzdBu| jego klatki piersiowej do bokserek, które miaB na sobie. CzuBam jak dr|y mi rka. PoBo|yB swoj dBoD na mojej i wsunB je pod materiaB. UstawiB nasze rce tak aby moja dotykaBa jego przyrodzenia. - Dotknij go, przejedz po nim rk, tylko delikatnie, na pocztek  wymruczaB. ZrobiBam o co prosiB. Niepewnie badaBam go. DotknBam jego jder i wróciBam do penisa. - A teraz zBap go u góry, powoli i delikatnie przesuD rk w dóB  westchnB, przymykajc oczy.  Rób tak  wysapaB. ZaczBam wic porusza swoj rk w gór i dóB, pieszczc go. Po chwili poczuBam ból w rce. Chad domy[lajc si chyba, dlaczego moje ruchy si zmieniBy. WycignB moj rk, ze swoich bokserek, pozbywajc si ich przy okazji. Jego rka znów powdrowaBa w moje okolice intymne i ze mnie równie| [cignB bielizn. - Rozszerz nogi skarbie. - OparBam jedn nog o oparcie kanapy, a drugiej pozwoliBam zwisa, nie dosigajc ni podBogi. Znów potarB moj Bechtaczk. PoczuBam jego palec przy moim wej[ciu, sapnBam gdy wsunB go we mnie szybko. Znów poczuBam piekcy ból, starajc si go zignorowa. Nie mo|na go byBo jednak porówna do tego z wczoraj. ZaczB nim porusza we mnie. Nagle wycignB go ze mnie, sigajc po spodnie. WycignB co[ z tylnej kieszeni, co okazaBo si by prezerwatyw. NacignB j na swojego twardego penisa i bez uprzedzenia wszedB we mnie. ZdusiBam krzyk wywoBany zaskoczeniem i bólem z tak nagBego wej[cia we mnie. ZaczB porusza si we mnie. CzuBam kumulujce si napicie w dole mojego podbrzusza, byBa ono jednak dalekie. - Zaraz dojd- wysapaB Chad. - To dochodz  odparBam. - A ty?  zapytaB patrzc mi w oczy. - Nie przejmuj si, nauczymy si. 27 | S t r o n a - Jeste[ pewna?  kiwnBam mu gBow na tak. WtpiBam w to, czy jestem w stanie doj[. WzmocniB lekko swoje ruchy, a po chwili z jkiem opadB na mnie i znieruchomiaB. Le|eli[my chwil w ciszy, Bapic gBbokie oddechy. Gdy ju| w miar uspokoiB swój puls, podniósB si lekko na rkach i cmoknB mnie w czoBo. - Przepraszam  westchnB, po czym delikatnie wyszedB ze mnie. ZcignB zu|yt prezerwatyw i ubraB bokserki. Ja równie| signBam po swoj bielizn. Potem le|eli[my tulc si. & Wróciwszy tego dnia do domu, byBam skoBowana. Kolejny seks z Chadem byB du|o lepszy od tego, z poprzedniej nocy. SByszaBam nie raz o tym, |e chBopcy du|o Batwiej i szybciej si podniecaj, a nawet Peyton nie raz o tym wspominaBa, ale nie miaBam zamiaru jej o to pyta. ZrobiBam sobie mentaln notk, by poszpera pózniej w Internecie, mo|e wtedy si czego[ dowiem. Oczywi[cie nie zd|yBam wstpi do przyjacióBki. Gdy powiedziaBam mojemu chBopakowi, |e musze ju| i[, jknB i zaczB nalega bym zostaBa jeszcze troch. Gdy usByszaB, |e nie mog, zdziwiB si i zapytaB dlaczego. WahaBam si czy mu powiedzie, pamitajc jego wcze[niejsz reakcje na wzmiank o moich relacjach z Newtonami. PostanowiBam mu jednak powiedzie prawd, mój tata zawsze powtarzaB, |e prawda jest najlepsza. W ten sposób, doszBo do naszej pierwszej kBótni. Chad nie chciaB nawet sBysze moich wyja[nieD i tBumaczeD, nie mówic o próbie zrozumienia mnie. ByBo mi przykro, |e nie stara si choby w maBy sposób postawi w mojej sytuacji. Nic si jednak nie odezwaBam, tylko pospiesznie wyszBam. Zanim zd|yBam dotrze do domu, zadzwoniB do mnie. PrzeprosiB za swoje zachowanie i obiecaB nie wtrca si w ten ukBad. Nie wierzyBam w to jednak. WiedziaBam, |e w przyszBo[ci mog pojawi si kolejne awantury o Mike. WestchnBam, wchodzc drugi raz pod prysznic dzisiejszego dnia. Co ja miaBam zrobi? Zale|aBo mi na Chadzie i nie chciaBam go straci przez chore pomysBy mojej matki. WiedziaBam jednak, |e dopóki nie skoDcz szkoBy nic nie mogBam zrobi& & MijaBy kolejne tygodnie, zamieniajc si w cztery miesice . Nieuchronnie zbli|aBy si moje 18 urodziny, a tym samym koniec szkoBy. Ta my[l napawaBa mnie przera|eniem. Nie wiedziaBam jak mam si zabra do powiedzenia matce prawdy. Ostatnie tygodnie tylko utwierdziBy mnie w przekonaniu, |e 28 | S t r o n a jest zdolna posun si bardzo daleko, byleby zacign mnie to oBtarza z Mikiem. Tamtego poranka byBa taka szcz[liwa! Nie pamitaBam, kiedy ostatnio widziaBam j w takim stanie. A wszystko przez to, i| byBa przekonana, |e spdzili[my z Mikiem upojne chwile. Tak! Moja matka skBadaBa rce do nieba, poniewa| byBa przekonana, |e ja Izabella Swan, jej córka, przespaBam si z chBopakiem. Oczywi[cie caBy klucz byB w tym, |e ja owszem, przespaBam si wtedy z chBopakiem, niestety o tym moja matka nie mogBa si ju| dowiedzie, gdy| tym chBopakiem nie byB Mike Newton, a ona tylko jego akceptowaBa. Dlatego te| wraz z Mikiem okBamywali[my naszych rodziców. MiaBam wyrzuty sumienia, |e go w to wcignBam i teraz przeze mnie musi kBama. ZapewniaB mnie jednak, |e powtórzyBby to bez wahania, je[li tylko miaBo mi to pomóc. Tak wic prowadziBam teraz tak jakby podwójne |ycie. ChodziBam wraz z Mikiem na te wszystkie biznesowe spotkania, a Mike kryB mnie w ka|dy pitek, gdy szBam na imprezy do Chada. W soboty kryBa mnie Peyton, a w niedziele moja matka wybieraBa si do Port Angeles. W tym czasie spotykaBam si z Chadem. Chad. UkBadaBo si midzy nami coraz lepiej. Nie byB ideaBem, ale domy[liBam si ju|, |e ideaBy nie istniej. Zale|aBo mu w pewien sposób na mnie, wiedziaBam to, ale mimo to wci| pozostawaB prawie 18 letnim chBopakiem, w którym buzuj hormony. Jak na razie nie narzekaBam. WBa[nie o to mi chodziBo. ChciaBam si poczu jak zwykBa nastolatka, majca chBopka, z którym uprawia seks. ChciaBam by szalona i maBo rozsdna. Apropo seksu, staB si przyjemno[ci i dla mnie. Nie potrafiBam okre[li czy to byBy te sBynne fajerwerki, nie miaBam porównania. LiczyBa si dla mnie przyjemno[ moja i Chada, ta któr odczuwali[my i nie miaBam zamiaru si za du|o zastanawia nad tym, czy mogBoby by lepiej, z kim[ innym. WidziaBam w oczach chBopaka, |e mnie po|da, kiedy pod|aB za mn wzrokiem. Uwa|aBam, |e dobra z nas para. ZaryzykowaBabym nawet stwierdzeniem, |e powoli si w nim zakochiwaBam. Czasami naprawd potrafiB by uroczy, np. wczoraj, kiedy kupiB mi czekolad, nawiasem mówic moj ulubion i gdy j rozpakowali[my stwierdziB, |e jest w jego ulubionym kolorze, bo taki sam kolor maj moje oczy. Dzisiaj jednak, nie miaBo ju| by tak uroczo. Ju| to przeczuwaBam. Chad kompletnie nie rozumiaB mojego ukBadu z Newtonami. Nie winiBam go za to, 29 | S t r o n a to byB chory ukBad, chciaBam jednak by chocia| spróbowaB mnie zrozumie i wesprze, nie wychodziBo to jednak. Nasze nieliczne kBótnie dotyczyBy tego wBa[nie tematu i dzi[ jak si domy[laBam odbdzie si kolejna kBótnia. Wszystko za spraw mojej jak|e wspaniaBej matki, która wymy[liBa by hucznie uczci moje urodziny, ponadto na przyjciu ogBaszajc moje zarczyny z Mikiem. Nie miaBam pojcia jak odwie[ j od tego pomysBu, ale wiedziaBam, |e musz to zrobi. BaBam si reakcji Chada i tego, |e wszystko si wyda. Je[li przyjcie dojdzie skutku, przyjd ludzie z mojej szkoBy, gdzie codziennie widywali mnie w objciach Chada, jako jego dziewczyn i nagle dowiedz si, |e jestem narzeczon Mike. Nie mogBam do tego dopu[ci. Na razie jednak, musiaBam przestawi nowy pomysB mojej mamusi swojemu chBopakowi. & - {e kurwa co?!  ryknB póB godziny pózniej Chad, uparcie wpatrujc si swoimi niebieskimi oczami we mnie. - MógBby[ na mnie nie krzycze ?  odpowiedziaBam chBodno, zBa na niego. - Ja mam kurwa nie krzycze, tak?!  wrzasnB po raz kolejny.  A co ja mam niby wedBug Ciebie zrobi? Powiedzie oj kochanie, nic si nie martw i zgódz si? - ByBo by miBo  mruknBam. PopatrzyB na mnie niedowierzajco, a ja nagle si wystraszyBam. - Chyba sobie ze mnie |artujesz  warknB, przez zaci[nite zby.  Jeste[ moj dziewczyn, moj, kurwa, nie Newtona  syknB przez zaci[nite zby, przybli|ajc si do mnie. - Jestem Twoja, przecie| wiesz, |e mój zwizek z Mikiem to [ciema. - Tak, ale to on ma prawo wychodzi z Tob, gdzie mu si |ywnie podoba, to on za pozwoleniem Twojej matki mo|e Ci dotyka, to on ma Ciebie oficjalnie, nie ja. Nie pozwol, by jeszcze ogBosili oficjalnie Twoje zarczyny z nim. - A co chcesz zrobi?  tym razem to ja krzyknBam.  Je[li pójdziesz do mojej matki, nie pozwoli Nam si ju| nigdy wicej spotka, bdzie mnie pilnowa na ka|dym kroku i nie wykluczone, |e przyspieszy mój [lub. Teraz jest, mo|e nie dobrze, ale ufa mi i wierzy we wszystkie kBamstwa Mike, nie widzisz 30 | S t r o n a tego?  Bzy spBynBy po moim policzku. ByBam na niego w[ciekBa, |e nie potrafi spróbowa postawi si w mojej sytuacji. - Postaw si na moim miejscu, gdybym to ja byB zarczony i musiaBaby[ si ukrywa, z tym, |e jeste[ moj dziewczyna, jak by[ si czuBa?  powiedziaB, jakby odczytujc moje my[li. Nie potrafiBam odpowiedzie na jego pytanie. - Spróbuje odwie[ j od tego pomysBu, dobrze? Poczekaj jeszcze te par tygodni, gdy skoDczymy szkoB, powiem jej wszystko, obiecuj.  PopatrzyBam na niego z pro[b w oczach. Nie wiedziaBam jak powiem prawd i jak wyplcze si z tego maB|eDstwa, ale musiaBam co[ wymy[li. PokiwaB lekko gBow, chocia| widziaBam w jego oczach zacity wyraz, co oznaczaBo, |e zd|ymy si jeszcze o to pokBóci. ObjBam go, zarzucajc mu rce na szyi. - Nie zapominaj, |e jestem Twoja, a Mike nigdy nie dotykaB mnie w taki sposób jak ty  wyszeptaBam, patrzc mu w oczy. PocaBowaBam go lekko, chcc tym upewni go, co do moich sBów. ObjB mnie ramionami w tali, przycigajc do siebie. Jego spragnione wargi naparBy na mnie zachBannie. PrzygryzBam jego doln warg, na co przysunB mnie jeszcze bli|ej siebie i polizaB moje wargi swoim jzykiem, proszc o pozwolenie, którego udzieliBam. Dzi[ byBo ju| po wszystkim. & - Mamo, ale ja chciaBabym si wstrzyma jeszcze z tym ogBoszeniem zarczyn. - Nie, Izabello, nie widz powodu, dlaczego mieliby[my si wstrzymywa, koDczysz szkoB, mo|na by ju| nawet planowa Wasz [lub  odparBa, nie patrzc na mnie. Zlub? Pomy[laBam. Jest gorzej ni| my[laBam. - Mamo, wszyscy bd mnie wytyka palcami i bd my[leli, |e jestem w ci|y  spróbowaBam z tej strony. Matka popatrzyBa na mnie krzywo. - Ale nie jeste[, wic w czym problem? Zauwa| swój bBd. - To jeszcze gorzej, bo wtedy to ju| na pewno domy[l si, |e poleciaBam na jego pozycj i pienidze, a podobno to tu mamy mieszka. Chcesz |eby przez nastpne lata wytykali Nas palcami? - Przesadzasz Izabello, ju| wiele osób wie, |e jeste[cie par, wic ja nie widz takiego problemu jak ty. - Wiele osób?  PisnBam 31 | S t r o n a - Tak, wikszo[ znajomych moich i taty Mike, powinna[ si domy[li. ZbladBam. Skoro niektórzy w Forks wiedzieli o naszych zarczynach, nie wykluczone, |e wiedzieli te| o mnie i Chadzie, a to mogBo si zle skoDczy, je[li kto[ doniesie o tym mojej matce. - Prosz, wstrzymajmy si chocia| do koDca szkoBy, to praktycznie par tygodni. Ju| mam wszystko praktycznie zaliczone i egzaminy napisane, ale wiesz to koniec szkoBy. Prosz, skoDcz szkoB i wtedy dobrze? Mike si zgadza ze mn, mamo  popatrzyBa na mnie, przez chwil, jakby sprawdzajc czy mówi prawd. Najwidoczniej wzmianka o Mike pomogBa. - Dobrze, porozmawiam z tata Mike, skoro tak. Koniec szkoBy. - Tak  szepnBam. MiaBam 3 tygodnie. 32 | S t r o n a ROZDZIAA 5  Bella Kolejne tygodnie minBy bez zmian i mogBam powiedzie, |e byBam szcz[liwa. {ycie, nie, bycie z Chadem, nawet je[li w pewnym stopniu potajemne, byBo przyjemne. Jednak jak wiadomo, ka|da bajka dobiega kiedy[ koDca, niestety moja mimo, |e szcz[liwa caBy czas byBa nara|ona. Mój czas nieubBaganie dobiegaB koDca, a ja dalej niestety nie wiedziaBam jakie mam wybra wyj[cie. Co mam zrobi? Owszem z Mikiem wiedzieli[my, co chcemy, lub raczej nie chcemy robi, jednak nasi rodzice to caBkiem inna historia. Dzi[ byB pitek, pózny wieczór, w sumie to prawdopodobnie jest ju| sobota i z dum mogBam powiedzie, |e byBam szcz[liw absolwentk liceum Forks. Có| z tego? Chad spaB obok mnie, obejmujc mnie ramieniem. CaBkiem niedawno spdzili[my do[ intensywnie czas, a ja wiedziaBam, |e mój czas z ukochanym dobiega koDca. Najciszej i najdelikatniej jak umiaBam wysunBam si z ramion chBopaka, ubraBam si i wyszBam. Dwadzie[cia minut pózniej wchodziBam po schodkach werandy u siebie w domu. Jak co tydzieD miaBam na sobie ubrania po|yczone od Peyton, na co skBadaBy si krótkie spodenki i gorset, wci| nie mogBam si przekona do tych krótkich, obcisBych spódniczek i sukienek, które moja przyjacióBka próbowaBa mi wepchn za ka|dym razem. Tak wic jak zwykle, zachowywaBam si najciszej jak umiaBam, majc na uwadz, |e lepiej by moja matka si nie obudziBa i nie zobaczyBa mojego stroju. Niestety, gdy tylko przekroczyBam próg kuchni, [wiatBo w pomieszczeniu rozbBysBo. Moja matka siedziaBa przy stole i patrzc na ni wiedziaBam ju|, |e moja bajka, mydlana baDka wBa[nie pkBa. Jej  morderczy wzrok przeszyB mnie, lustrujc zapewne moje ubranie od stóp do gBów. Zadr|aBam, z trudem pezeBykajc slin. 33 | S t r o n a - Wyobraz sobie, |e miaBam jecha dzi[ do Port Angeles, a nie jak zawsze w niedziel, ale rozmy[liBam si. DoszBam do wniosku, |e miBo byBo by zje[ kolacj z córk, która wBa[nie ukoDczyBa szkoB, jej narzeczonym i przyszBym te[ciem. Ustali wreszcie dat zarczyn. Jak si zapewne ju| domy[lasz pan Newton nie miaB zaplanowane nic w tym tygodniu i tak|e byB w domu, czego chyba Mike nie wiedziaB. Do[ szybko okazaBo si, |e nie ma Ci u nich w domu, a to tam powinna[ by. Mike jednak wytBumaczyB mi, |e jeste[ u Peyton. Pocztkowo nawet w to uwierzyBam, nie miaBam powodu by nie wierzy temu chBopcu. ZadzwoniBam wic do Peyton i wiesz co si okazaBo? - ZamilkBa, na chwil, chyba tylko po to by cieszy widok tym, jak si poc ze strachu. - OkazaBo si, |e ani jednej z Was tam nie ma, a mama tej Twojej przyjacióBeczki byBa na tyl miBa by powiedzie mi gdzie poszBy[cie  tu prychnBa  Chad Murrey, tak?  WycedziBa imi mojego ukochanego, wstajc i podchodzc do mnie. Spu[ciBam gBow, patrzc pod nogi i nie wiedzc, co robi. Chad, czemu Ci tu nie ma?  Pomy[laBam z gorycz. - Popatrz na siebie, jak ty wygldasz?! Jak ta Twoja przyjacióBeczka, dziwka  jej sBowa ociekaBy jadem. Co[ scisnBo mnie w |oBdku. - Peyton nie jest dziwk, ja te| ni nie jestem  powiedziaBam cicho. - Czy|by?  ParskBa. PodniosBam gBow, patrzc na ni i nie wierzc wBasnym usz. - Mam rozumie, |e moja wBasna matka nazywa mnie dziwk tak? Bo co, ubraBam krótkie spodenki i pokazaBam ppek, jak ka|da dziewczyna w moim wieku? Jako[ nie wydaje mi si, |eby ich rodzice nazywali je dziwkami. A mo|e dlatego, |e miaBam czelno[ si zakocha? Ach, oczywi[cie Chad Murrey nie speBnia twoich standartów, bo portwel jego rodziców, nie jest nawet w poBowie tak gruby jak Newtona.  Nie zd|yBam nawet zareagowa, nie mówic o odej[ciu do swojego pokoju, na co miaBam teraz ochot. PoczuBam tylko zderzenie mojego policzka z dBoni matki. Moja gBowa odleciaBa w bok, a ja poczuBam silny, piekcy ból. Moja rka automatycznie powdrowaBa do bolcego miejsca. ByBam w szoku. To byBa moja matka? - Jak [miesz si tak do mnie zwraca? Robi wszystko by ustawi Ci w |yciu, a ty tak mi si odwdziczasz?! Pieprzc si z jakim[ chBoptasiem i pyskujc, gdy Ci na tym nakryBam?! - Dopóki my[laBa[, |e pieprz si z Mikiem, to nie miaBa[ nic przeciwko  warknBam. 34 | S t r o n a - Oj kochanie, bdziesz si pieprzy wBa[nie z Mikiem i tylko z nim, chobym miaBa sta i Ci pilnowa. Wezmiesz ten cholerny [lub, czy tego chcesz czy nie  syknBa. - Wiesz co czyni mnie dziwk? Ty i to, |e chcesz mnie sprzeda. Jeste[ obrzydliwa, nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazi jak ty mo|esz patrze na siebie w lustrze. - Kolejny plask odbiB si echem po cichym domu. - Zamknij si i posBuchaj mnie uwa|nie. Nie pytam Ci czy masz ochot i co my[lisz. Jutro oficjalnie powiem wszystkim o Waszych zarczynach i ustal przyspieszon dat [lubu, a ty wicej nie spotkasz si z tych chBopakiem. Je[li dowiem si, |e zBamaBa[ ten zakaz, po|aBujesz tego  po tych sBowach odeszBa. Jakim[ cudem udaBo mi si dotrze do swojego pokoju, gdzie rzuciBam si na Bó|ko i zaczBam pBaka. PBakaBam nad caBym moim |yciem. Nie potrafiBam poj jakim cudem moja matka potrafiBa by tak osob. Czy|by rodzona córka nic dla niej nie znaczyBa? Czy|by miBo[ byBa jej obca? Czy byBo mo|liwe, |e mój ojciec, kochany tatu[, który zawsze na ka|dym kroku okazywaB mi i swojej |onie miBo[, potrafiBby |y z tak osob jak moja matka? Patrzc na to z drugiej strony nigdy nie zachowywaBa si tak przy moim tacie. UdawaBa przez te wszytskie lata? Czy tak bardzo zmnieniBa si po jego [mierci? Nie miaBam pojcia. Nie znaBam swojej matki, tak jak i ona nie znaBa mnie. MijaBy godziny, a moje Bzy dalej pBynBy. CzuBam si samotna i niekochana. Nie miaBam nikogo, kto mógBby mi pomóc. Mike byB pogr|ony w tym bagnie tak samo jak ja, lub nawet gorzej, a Chad nie potrafiB tego zrozumie. ByBam sama przeciwko mojej matce, Newtonowi i wszystko wskazywaBo na to, |e dopn swego. Mój pBacz przybraB na sile, gdy po raz kolejny tej nocy przypomniaBam sobie sBowa mojej matki, to jak nazwaBa mnie dziwk. ByBa taka lodowata i bezwzgldna wzgldem mnie. Nie obchodziBam jej w |adnym stopniu. Nie chciaBa nawet sBucha o tym, co jest dla mnie wa|ne, na czym mi zale|y, o czym marz w |yciu. Zale|aBo jej tylko na tym by si mnie pozby. ByBam problem, dziewczyn na utrzymaniu, a gdy wyjd za m| za Mike bdzie miaBa ten problem z gBowy, ponadto mo|liwe, |e sama co[ na tym zyska. Tylko to si liczyBo. & Równy tydzieD pózniej w piatkowy wieczór, siedziaBam u siebie w pokoju, ogldajc jaki[ bezsensowny film. Wczorajszego wieczoru zostaBa ustalona data [lubu, który w przyspieszonym tpie miaB si odby za miesic. Moja 35 | S t r o n a matka przez ten tydzieD robiBa wszystko by przekona Newtona, jednocze[nie zaBatwiajc wszystkie formalno[ci zwizane ze [lubem, bojc si zapewne, |e jej plan si nie powiedzie. Mój telefon zadzwoniB po raz dziesity, wiedziaBam, |e to Chad, ale nie potrafiBam z nim porozmawia. Jak miaBam powiedzie ukochanemu, |e wszystko o czym mówili[my, co mu obiecywaBam, nie ma racji bytu? PrzegraBam wojn z moj matk i nie byBo ju| wyj[cia z sytuacji. Przez ten tydzieD nie miaBam szansy zobaczy si z ukochanym. ByBam pilnowana na ka|dym kroku i to do tego stopnia, |e moja matka sprawdzaBa co póB godziny, co robi i czy na pewno jestem w domu. Nie byBo mo|liwo[i si wymkn. W gr wchodziBy jedynie telefony, których unikaBam. Nie wiedziaBam, co mam robi, ani jak powiedzie o wszystkim Chadowi. Tak naprawd moje |ycie zaczBo si od tej imprezy na której si upiBam. Od pierwszej nocy, któr spdziBam z Chadem. Jakkolwiek dziwnie to brzwi, zwa|ywszy na ówczesne okoliczno[ci, nie |aBowaBam ani jednej rzeczy, która wydarzyBa si przez ten czas, bo czuBam, |e |yj, a co najwa|niejsze byBam szcz[liwa. Matka |wazym krokiem weszBa do mojego pokoju, nie pukajc. - Jad do Port Angeles zaBatwi rózne sprawy zwizae z Twoim [lubem, wróc wieczorem. Spróbuj pój[ do tego Twojego kochasia, a o wszystkim si dowiem  warknBa. Nie odezwaBam si sBowem. OdwróciBa si i wyszBa, a chwil pózniej usByszaBam dzwik zamykanych drzwi wej[ciowych. WestchnBam i wstaBam, z zamiarem pój[cia po co[ do jedzenia, ostatnimi dniami czsto chodziBam gBodna. RobiBam wszytsko by unika mojej matki. OtworzyBam lodówk, wycigajc produkty na omleta, gdy usByszaBam otwieranie si tylnych drzwi wej[ciowych. SkuliBam si na kolejne spotkanie z rodzicielk, dziwic si jednocze[nie, |e wesza od tyBu. - Bella  usByszaBam westchnienie, a chwil pózniej byBam w ramionach Chada, w pierwszej chwili zesztywniaBam, próbujc si odsun, jednak Chad trzymaB mnie mocno. Po chwili zrezygnowaBam i przywarBam do niego, wtulajc gBow w jego klatk. Jego silne rce obejmowaBy mnie, czuBam si dobrze. - Cii nie pBacz  powiedziaB miekko. PopatrzyBam mu w twarz, mój obraz byB zamazany i dopiero teraz zdaBam sobie spraw, o czym mówiB, pBakaBam. - To koniec  wychrypiaBam, patrzc mu uparcie w oczy. - Nie mów tak, co si staBo?  Jego oczy wwiercaBy si w moje, tak jakby chciaB si z nim wszystkiego dowiedzie. 36 | S t r o n a - DowiedziaBa si o nas, zamknBa mnie tu i& - gBos zaczB mi si Bama  i ustaliBa ju| dat [lubu  dokoDczyBam. - Kiedy?  Jego oczy w momencie z ciepBych, staBy si chBodne. - Spu[ciBam wzrok, nie mogBam patrze na niego, gdy tak na mnie patrzyB. -Miesic  szepnBam. PoczuBam jak zesztywniaB przy mnie. Jego dBoni, zacisnBy si w pi[ci na moich plecach. - MówiBa[, |e to zaBatwisz  jego gBos byB cichy, zimny. - Bo tak my[laBam, ale chciaBam j na to jako[ przygotowa, wymusi, by pozwoliBa mi i[ na studia, z dala od niej i wtedy nie mogBaby mnie kontrolowa  wzruszyBam ramionami, tak naprawd nie miaBam pojcia, jak uniknc tego [lubu. - Naprawd my[laBa[, |e ona Ci na to pozwoli, gdy bdziesz si jej grzecznie pyta?  WarknB. - Twoja matka nie jest osob, z któr mo|na i[ na kompromis z tego, co zauwa|yBem, a ty my[laBa[, |e powiesz jej  Mamo chce i[ na studia i bdzie zaBatwione? - A co ja miaBam wedBug Ciebie zrobi?  krzyknBam, odsunB si ode mnie. - Wic to koniec tak? O|enisz si z tym Newtonem, a ja pójde w odstawk? Wic po co do jasnej cholery byBy te wszystkie obietnice?  On te| krzyczaB, praktycznie mogBam sobie wyobrazi dym wychodzcy mu uszami. - Nie - wychrypiaBam  Ja& ja kocham Ci i chce by z Tob  powiedziaBam cicho, powoli podchodzc do niego. - Ale nie bdziesz  nie ruszyB si, uwa|nie mnie obserwujc. - To tylko papier, on nigdy nie miaB mnie w taki sposób jak ty  szepnBam. - I jak ty sobie to wyobra|asz? Bdziesz jego |on, mo|ecie si nie kocha, ale to facet i ma potrzeby, bdziesz musiaBa eee wypeBnia obowizki |ony, a ja nie bd kochankiem, do którego bdziesz wykrada si w nocy.  Jego gBos zmikB, tak jakby si poddawaB. Szybko podeszBam do niego, mocno go obejmujc. PodejrzewaBam co mógB czu, bo czuBam to samo. Bezradno[, poddanie, gniew. 37 | S t r o n a UspokoiB si troch i usiedli[my na kanapie przytuleni do siebie. Takim sposobem pierwszy raz odkd byli[my par, spdzili[my kilka godzin. Nie na sexie, tylko na przytulaniu i zapewnianiu si, |e razem jako[ damy rad, chocia| tak naprawd w to nie wierzyli[my& & ObudziBo mnie mocne pukanie do drzwi, otworzyBam zaspane oczy i jeknBam. ByBo mi niewygodnie i gorco. Chad le|aB na mnie, a jego rce ciasno mnie oplataBy. PotrzsnBam nim delikatnie, by si obudziB, bo nie miaBam innej szansy wydosta si spod niego. Pukanie powtórzyBo si. - Co?  WyjczaB. - PrzesuD si, kto[ puka do drzwi, oby to nie byBa moja matka. PopatrzyBam na zegar wiszcy na [cianie. WskazywaB 3.34, zmarszczyBam drzwi. Mojej matki musiaBo jeszcze nie by, nie popu[ciBaby mi gdyby wróciBa i zobaczyBa mnie z Chadem [picych na kanapie. Gdzie w takim razie byBa i co zajBo jej tak dBugo? Zawsze wracaBa z Port Angeles koBo 19. Krople deszczu odbijaBy si od dachu, jak to zwykle bywaBo w Forks, chcia| trzeba byBo przyzna, |e ostatnie weekendy byBy do[ pogodne. Chad wstaB ze mnie, ale nie ruszyB si z kanapy. WstaBam wic i podeszBam do drzwi. PopatrzyBam przez wizjer, widzc koleg mojego taty z pracy. Po [mierci taty, to on przejB jego stanowisko, komendanta policji w Forks. OtworzyBam szybko drzwi, moje serce zaczBo bi mocno i szybko. WiedziaBam, |e co[ si staBo. Drugi m|czyzna byB znacznie wy|szy i pot|niejszy, nie mógB by z Forks, bo go nie rozpoznaBam. To on si odezwaB pierwszy. - Panna Izabella Marie Swan?  Jego gBos byB mocny i szorstki. - Tak  wyjkBam, patrzc to na jednego, to na drugiego. - Bello  odezwaBs si Billy, kolega taty  Twoja mama miaBa wypadek. - Co?  wyjkBam. - Nie znamy jeszcze szczegóBów wypadku. Podejrzewamy, |e jej auto wpadBo w po[lizg. Jest bardzo [lisko, na dodatek mocny deszcz utrudnia widoczno[, zderzyBa si z ci|arówk, jadca z przeciwka i pradopodobnie przez siB odbicia uderzyBa w drzewo  Moje oczy si rozsze|yBy, a oddech 38 | S t r o n a przyspieszyB. My[li przelatywaBy przez moj gBow w zawrotnej szybko[ci, nie mogc poBczy tego wszystkiego w caBo[. Deszcz, ci|arówka, drzewo. - Bello?  Ze [rdoka zawoBaB Chad, nie odpowiedziaBam mu, byBam jak marionetka. SlyszaBam, |e podszedB do mnie, a jego rce objBy mnie w pasie. - Co si staBo?  zapytaB patrzc na policjantów. Billy zapewne znajc go i wiedzc ju| wszystko na temat naszej histori, popatrzyB na Nas ze wspóBczuciem. Dopiero po chwili dotarBo do mnie dlaczego tak patrzyB. - Pani matka zginBa na miejscu, nic nie daBo si zrobi  powiedziaB ten wy|szy i wymieniajc spojrzenie z Billym skinB i odszedB w stron radiowozu. - Bello?  zapytaB Billy, patrzc na mnie  Wszystko w porzdku?  skinBam mu ledwie dostrzegalnie gBow. Nic nie byBo w porzdku. Wzrok Billego zatrzymaB si na rkach chBopaka obejmujcych mnie, po czym spojrzaB Chadowi w twarz. - Bdziesz jej bardzo potrzebny w najbli|szych dniach  powiedziaB do chBopaka. - Kochanie - zwróciB si znów do mnie  gdyby[ czegokolwiek potrzbowaBa, dzwoD do Nas, w ka|dej chwili. Twój tata byB dla mnie jak brat, pewnie to wiesz.  Znów ledwo skinBam, nie bdc w stanie wydusi z siebie sBowa. - Przyjad rano dzieciaki, a teraz idzcie spa, jutro czeka Nas ci|ki dzieD  westchnB i wkrótce on te| odszedB. & Pastor zakoDczyB wBa[nie swoj przemow. Niezbyt wiele z tego, co powiedziaB dotarBo do moich uszu. Tak naprawd nie chciaBam tu by. Chad wraz z Mikem, którzy o dziwo przez ostatnie kilka dni caBkiem niezle si dogadywali, zmusili mnie do tego. ZastanawiaBam si czy ten ich rozejm miaB co[ wspólnego z ich  tajemnicz rozmow, któr odbyli dwa dni temu. W ka|dym razie, ceremonia dobiegaBa koDca, a najgorsze wci| byBo przede mn. PrzybyBam najpózniej jak si daBo, po to by nikt nie zd|yB zaczepi mnie przed, wiedziaBam, |e teraz nie uda mi si ju| wymkn. Ju| od dobrej chwili czuBam spojrzenia na sobie. ZostaBam jakby nie byBo sierot, nikt o niczym innym nie rozmawiaB przez ostatnie kilka dni i tak staBam si sBynna po raz drugi na caBe Forks. Za[miaBam si w duchu, przypominajc sobie 39 | S t r o n a pogrzeb taty. Wtedy przynajmniej nic nie udawaBam, byBam szczerze zrozpaczona. Dzi[ huh, nie |yczyBam [mierci mojej matce, nie |ycz jej nikomu. MiaBam wyrzuty sumienia, |e tu| przed jej [mierci z ni nie porozmawiaBam, ale najwieksze miaBam za to, co czuBam, co dziaBo si w mojej gBowie, bo to byBo zBe. Ja si z tym czuBam zle. Czy byBo mi przykro? ByBo. Czy |aBowaBam mojej matki? Tak. Jadnak|e jak bardzo chciaBam, nie potrafiBam si okBamywa. Na pewno bdzie mi jej brakowa. Nawet naszych kBotni, a byBo ich ostatnio tak wiele. Nie potrafiBam wci| poj czym si kierowaBa w |yciu, od [mierci taty. Mimo to, widomo[ o jej [mierci, w pierwszym momencie byBa wielkim szokiem, lecz potym jak ochBonBam wywoBaBa u mnie nadziej? Czy nadzieja na |ycie takie jakiego pragnBam czyniBa ze mnie zBego czBowieka, bo pojawiBa si tylko dlatego i| moja matka zmarBa? Naprawd nie chciaBam tak my[le, ale to wci| wracaBo. To byBa taka chora sytuacja. Nie chciaBam i[ na pogrzeb, czuBam si z tym zle. WolaBabym pój[ sama, tak by nikt mnie nie ogldaB, nie wymuszaB na mnie udawanego smutku lub innych uczu. MogBabym wtedy po|egna si szczerze i prawdziwie, wyjawiajc wszystko co kBbiBo si w moich my[lach od paru dni. Tak, musiaBam udawa. Przyjmowa wszystkie kondolencje od ludzi, których niby znaBam od dziecka, a w wiekszo[ci byli dla mnie obcy. CzuBam si zle, bo kto[ postronny mógBby pomy[le, |e cieszy mnie [mier wBasnej matki. A to byBo du|o bardziej skomplikowane. ObawiaBam si, |e sama tak do koDca nie znaBam wszystkich uczu jakie prze|ywaBam. WystarczyBo ju| krzywe spojrzenia rzucane przez niektórych na Chada, który caBy czas wiernie staB u mojego boku, obejmujc mnie i dodajc mi otuchy. Kolejka zmniejszaBa si, a ja kiwaBam wszystkim gBow, mówic ciche dzikuje. Na samym koDcu podszedB do Nas ojciec Mike, pan Newton. Jego wzrok na dBu|sz chwil zatrzymaB si na Chadzie, usta zacisnB w cik lini i popatrzyB na mnie z przygan w oczach. - Bello, czy mógBbym porozmawia z Tob na osobno[ci?  ZapytaB, przez zaci[nite zby. SkinBam Chadowi, który popatrzyB na mnie z pytaniem w oczach i odszedB w stron Mike. Ironiczne, wygldaBo na to, |e si polubili. - Panie Newton?  OdezwaBam si pierwsza, chcc jak najszybciej zakonczy t rozmow i wróci z Chadem do domu. Mogliby[my wzi kpiel i si poprzytula. To wBa[nie robili[my od paru dni, przytlali[my si, nigdy 40 | S t r o n a nie posuwajc dalej. ByBam wdziczna, |e domy[liB si czego teraz potrzebuje. - Niepokoi mnie obecno[ twojego  przyjaciela  powiedziaB, patrzc na mnie uwa|nie, a w jego gBosie byBo sBycha zBo[ i drwin, na wspomnienie Chada. - To mój chBopak  odparBam, podnoszc brod do góry  ma prawo by tu dzi[ ze mn. Ojciec Mike podszedB do mnie, niebezpiecznie blisko. Jego oczy ciskaBy gromy. - Dobrze wiem kim on jest i to, |e si z nim puszczaBa[. Jestem jednak wstanie zapomnie o tym je[li w tej chwili powiesz mu, |e ma znikn. - Co?  WyjkBam, patrzc na mojego rozmówc z szkokiem wypisanym na twarzy. Newton za[miaB si drwico. - Je[li my[laBa[, |e [mier Twojej matki co[ zmienia, to si bardzo pomyliBa[ moja panno  warknB. Moje oczy rozsze|yBy si jeszcze bardziej, a oddech staB si ci|ki. - Twoja matka obiecaBa Ci mojemu synowi, a ty dotrzymasz tej obietnicy i wezmiesz z nim ten pierdolony [lub, czy Ci si to podoba czy nie. Mam nadziej, |e wyrazniBem si jasno.  Po tych sBowach odszedB, a ja staBam wpatrujc si w jego plecy, gdy podchodziB do Mike i Chada. Obaj odwrócili si w moj stron. Newton powiedziaB co[ synowi i odszedB. ChBopcy obaj podeszli do mnie. - ChciaBem si tylko po|egna  powiedziaB Mike, przypatrujc mi si uwa|nie. - Mog?  ZapytaB, odwracajc si w stron Chada, który skinB mu twierdzco. Mike przytuliB mnie lekko. - Uciekaj  wyszeptaB mi na ucho, po czym odsunB si. Po|egnawszy si z Chadem, odszedB, idc [ladem swojego ojca. - Gotowa?  ZapytaB Chad, przytulajc mnie i skBadajc sBodki pocaBunek na moich ustach. - Jasne  szepnBam. WziB to najwyrazniej jako wzruszenie i przytuliB mnie mocniej. MiaBam mtlik w gBowie, jeszcze wikszy ni| wcze[niej, a nie przypuszczaBam, |e to mo|liwe. Newton nie mógB mówi powa|nie. Jak obcy czBowiek mógB zmusi mnie do [lubu? {yjemy w XXI wieku na Boga. 41 | S t r o n a Jednak|e co[ podpowiadaBo mi, |e ten czBowiek jest zdolny do rzeczy du|o gorszych, ni| przymuszenie mnie i swojego syna do [lubu. BaBam si. My[laBam, |e mój koszmar si skoDczyB. Tak bardzo si myliBam, bo onnajwyrazniej dopiero si zaczynaB. Jak miaBam zinterpretowa sBowa Mike? Czy|by wiedziaB, co jego ojciec chce zrobi? OstrzegB mnie, daB mi woln rke. Tylko gdzie ja niby miaBabym uciec? Nie miaBam ju| nikogo, |adnej rodziny, a jedyni ludzie jakich znaBam, |yli tu w Forks. KochaBam Chada i byBam z nim szcz[liwa. ChciaBam z nim by, teraz tak naprawd, bez tajemnic i ukrywania si. ChciaBabym i[ do collegu z nim i Peyton, cieszyc si mBodzieDczymi latami. Jednak|e wtedy Newton by mnie znalazB bez problemu i zmusiB do [lubu. Czy moim jedynym wyj[ciem byBa prawdziwa ucieczka? Z dala od tego miejsca, od jedynych ludzi jacy mi zostali? Od miejsca gdzie si urodziBam i wychowaBam. Zdala od domu i zmarBych rodziców? Czy taki czekaB mnie los? To, albo [lub z Mikiem? Nie chciaBam wychodzi za niego za m|. UwielbiaBam go, byB [wietnym przyjacielem , ale tylko tym. Na dodatek byB pod staB kontrol ojca, a odkd wyszBo na jaw, |e kBamaB by mnie kry byBo tylko gorzej. MusiaBam ucieka i to jak naszybciej, ale co miaBam powiedzie Chadowi? Czy byBam w stanie go zostawi? Nie chciaBam tego, ale nie mogBam tu zosta, a on miaB tu przyszBo[. DostaB stypendium o którym marzyB. By mo|e czekaBa go kariera i kiedy[ bdzie wielkim graczem.Nie mogBm mu tego odebra, chcc by wyjechaB ze mn. MusiaBam odej[, sama. & PowiedziaBam Chadowi, |e potrzebuj chwil dla siebie i czy mógBby podwiez mnie do domu, dajc mu do zrozumienia, |e chc by sama. Nie protestowaB. Po|egnaB mnie kolejnym sBodkim pocaBunkiem, a ja przycignBam go do siebie, chcc po raz ostatni zasmakowa jego ust. WalczyBam ze sob, czy nie powiedzie mu caBej prawdy w aucie i bBaga go, by wyjechaB ze mn. Nie mogBam tak postpi. Najszybciej jak umiaBam wysiadBam, obiecujc, |e zadzwoni pózniej. Je[li widziaB, |e co[ jest nie tak, nie daB tego po sobie pozna. DzikowaBam mu w duchu za to, bo gdyby o co[ zapytaB, nie byBam pewna czy nie rozkleiBabym si. WbiegBam do domu, udajc si od razu do swojego pokoju. ZBapaBam za walizk i na [lepo zaczBam wrzuca ubrania, które byBy w szafie. Nie spkowaBam nic wicej ni| ubrania, bielizna i kosmetyki. Nie mogBam sobie 42 | S t r o n a pozwoli na zbyt du|y baga|. Ze sBoika w szafie wycignBam swoje oszczdno[ci. Nie byBo tego za wiele, ale powinno starczy na bilet i jedzenie na kilka dni. MiaBam nadziej, |e uda mi si znale[ jak[ prac by móc si utrzyma. Gdy ju| miaBam spakowan walizk, usiadBam na Bó|ku, biora do rki kartk i dBugopis. Chadowi nale|aBy si jakie[ wyja[nienia. Kochany, To, co robi nie mie[ci mi si w gBowie. Niczego nie pragn bardziej w tej chwili ni| rzuci Ci si w ramiona i powiedzie, |e Ci kocham. Niestety nie jest mi dane to zrobi. Dzi[ na cmentarzu ojciec Mike wyraziB si do[ jasno, |e zmusi mnie do [lubu z M wbrew mojej woli. Nie prosz by[ mi wybaczyB, ale spróbuj zrozumie. Nie mam wyj[cia. Je[li tu zostan bd musiaBa by z Mikiem. Oglda Ci, mie Ci na wyciagnieci reki, a mimo to bdziesz niedostpny. Nie wyobra|am sobie takiego |ycia. Musz ucieka, jak najdalej std, tak by mnie nie zlazB, nikt mnie nie znajdzie. Nie mogBam prosi Ci by[ rzuciB wszystko i wyjechaB ze mn, masz przyszBo[ przed sob, a ja Ci jej nie odbior. Przepraszam, pamitaj, |e Ci kocham, Bella. ZBo|yBam list, wBo|yBam do koperty, któr znalazBam w szufladzie biurka i zaadresowaBam. ZamierzaBam wysBa go z podró|y. Nie chciaBam ryzykowa zatrzymywaniem si przed skrzynk na listy, pod domem Chada, mógB by na polu, lub zobaczy mnie przez okno. ZabraBam jeszcz kluczyki i dokumenty i pognaBam do auta. MusiaBam dosta si do Seatle, a pózniej przesi na samolot. Jeszcze nie wiedziaBam gdzie. 43 | S t r o n a ROZDZIAA 6  Bella Podró| do Seattle byBa dBuga i mczca. Jeszcze nigdy w |yciu nie czuBam si tak bardzo samotna, jak teraz. Jadc samochodem mogBam zajc rce, ale nie my[li. Te caBy czas kr|y i kr|yBy, niczym sp nad ofiar. Za[miaBam si sama do siebie, tym wBa[nie byBam. Kolacj dla jakiego[ krwio|ercy, niczym wicej. W koDcu gdzie[ czekaB mnie koniec, byBam tego pewna. WjechaBam na parking lotniska Seattle-Tacoma. ZaparkowaBam i wyBczyBam silnik, który rzziB o wiele gBo[niej ni| zwykle. Newton mógBby mnie znalez po samym dzwiku mojego auta, sBycha je pewnie na kilka kilometrów. Moja staruszka, zapewne ju| za wiele nie pocignie, pomy[laBam z |alem. I tak nie bd jej ju| nigdy prowadzi. OparBam gBow o kierownice, kurczowo si jej trzymajc. ZastanawiaBam si, co ja najlepszego wyprawiam, bo naprawd nie wiedziaBam. Czy naprawd chc opu[ci Forks i wszystko to, co tu mam, nawet je[li nie jest tego du|o? Mam tu przyjacióB& którzy i tak za chwil wyjad na studia, a ja zostan uwiziona z Mikiem. ZacisnBam zby. Tak cholernie si baBam. ByBam caBkiem sama, co ja miaBam robi? MusiaBam wzi si gar[. PodjBam decyzj, kilka godzin temu i nie mogBam si ju| wycofa. Po[piesznie opu[ciBam samochód, musiaBam kupi bilet. WeszBam do budynku, odszukaBam wzrokiem tablic odlotów. ByBam tu z tat kilka razy, wic o tyle o ile orientowaBam si, gdzie co jest. Chocia| prawd mówic, byBam przera|ona zawsze wielko[ci tego miejsca. Lotniska nigdy nie s maBe. PrzeszukiwaBam wzrokiem tablic, zatrzymujc si na Chicago. Czy to nie byBo by zbyt proste? Od kilku lat marzyBam o tym by zobaczy Chicago, chciaBam tam i[ na studia. Mieli[my z tata lecie, ale nigdy tego nie zrobili[my, nie zd|yli[my. Mike wiedziaB, o tym, ale jego ojciec raczej nie. PognaBam to kasy, bilet kupowany na ostatni chwil byB drogi, wiedziaBam to, ale nie miaBam du|ego wyboru. KupiBam bilet. Samolot startowaB o 23.40, miaBam wic niecaBe dwie godziny. Nie zastanawiajc si dBugo, postanowiBam i[ od razu zda baga| i wymieni bilet na kart pokBadow. Potem poszBam na odpraw. PrzeszBam przez te bramki, z wykrywaczami metalu i wreszcie byBam wolna. WeszBam do poczekalni, ale miaBam jeszcze chwil czasu, wic postanowiBam, |e kupie sobie co[ do przegryzienia. Szybko jednak straciBam apetyt i rozmy[liBam si. ChciaBam siedzie ju| w tym samolocie. BaBam si, |e Newton mo|e w ka|dej chwili wpa[ na lotnisko i zabra mnie do Forks. PotrzsnBam gBow. ZaczynaBam chyba panikowa. Ostatnie kilkana[cie minut nie potrafiBam usiedzie w miejscu. ChodziBam po poczekalni tam i z powrotem. ByBam kBbkiem nerwów. W pierwszych minutach byBam tak pochBonita swoimi obawami i Newtonem, |e caBkowicie 44 | S t r o n a zapomniaBam o locie, a przecie| ja si baBam lata! NaprawiBam swój bBd do[ szybko i chyba po|aBowaBam tego. WolaBam ju| mie urojenia o Newtonie. Kiedy weszBam ju| na podkBad samolotu, pokazano mi miejsce, torebk schowaBam do schowka i usiadBam. Samolot powoli zapeBniaB si ludzmi. Miejsce koBo mnie byBo puste, szczerze powiedziawszy odetchnBam z ulg. Nie miaBam ochoty na rozmow z nikim, a nigdy nie wiadomo na kogo si trafi. Gdy ju| wszyscy usiedli, stewardesa wytBumaczyBa wszystkie te zasady bezpieczeDstwa i zapieli[my pasy. Tatusiu, co ja wyprawiam& ? & Prawie osiem godzin pózniej byBam w Chicago. Lot byB rozmazan plam. PamitaBam koBowanie samolotu w Seattle, nastpn rzecz byBo obudzenie mnie, gdy mieli[my ldowa w Detroit, tam miaBam przesiadk, na samolot do Chicago. Pamitam tylko, |e usiadBam na swoim miejscu, zapiBam pasy i odpBynBam. Mimo to czuBam si okropnie zmczona i przytBoczona. Lotnisko O Hara te| do maBych nie nale|aBo. OdszukaBam wzrokiem postój taksówek i pod|yBam do jednej z nich. Nigdy wcze[niej nie byBam w Chicago, owszem czytaBam troch o tym mie[cie, ale to nie to samo. {yjc caBe |ycie w takiej maBej miejscowo[ci jak Forks, ci|ko nie by przytBoczonym, gdy trafia si do tak wielkiego miasta. A przecie| ja nie znaBam nie tylko miasta, ale nie miaBam tu nikogo. PoczuBam ogromny ci|ar w klatce piersiowej. ModliBam si w duchu, |eby wytrzyma jeszcze troch, musiaBam by silna. PodeszBam do taksówki, wrzuciBam swoj torb do baga|nika i w[lizgnBam si na tylne siedzenie. - Gdzie panienko?  zapytaB taksówkarz. - Do jakiego[ taniego hotelu  odpowiedziaBam. - Pierwszy raz w Chicago?  zapytaB. - Tak. - Sama w takim wielkim mie[cie?  PopatrzyBam na niego, nagle wystraszona. - PopoBudniu przylatuje mój przyjaciel.  DodaBam pospiesznie, przypominajc sobie ten fil  Uprowadzona . - Rozumiem  u[miechnB si do mnie.  Prosz podziwia miasto, je[li jest tu pani pierwszy raz to jest co oglda. U[miechnBam si w odpowiedzi i nic nie mówic, zapatrzyBam si w widoki. Moje nowe miasto, mój nowy dom? & Hotel, do którego zawiózB mnie taksówkarz, nie byB wcale tani, przynajmniej dla mnie i tak szczerze powiedziawszy nie odznaczaB si nikim ciekawym. Nie bardzo 45 | S t r o n a wiedziaBam jakim cudem miaBabym go opBaci na dBu|ej ni| kilka dni, nie majc pracy. WiedziaBam, |e musz co[ znalez, ale w tym momencie nie miaBam siBy, na cokolwiek. ByBam okropnie zmczona fizycznie po podró|y, a moja psychika dawno ju| pozostawiaBa wiele do |yczenia. Nazajutrz wstaBam wczesnym rankiem, zjadBam [niadanie w barze obok hotelu i zaczBam szuka pracy. Dziewczyna pracujca w barze poleciBa mi kilka miejsc, w które mogBabym i[ zapyta o prac, gdy| kojarzyBa, |e szukali kogo[. W |adnym z tych miejsc jednak nie udaBo si, ju| kogo[ mieli. Nie poddawaBam si jednak i caBy dzieD jezdziBam po mie[cie, wchodzc do praktycznie wszystkich napotkanych sklepów, barów, restauracji i klubów. WiedziaBam, |e Chicago jest wielkim miastem i zajmie mi du|o czasu, obej[cie wikszo[ci, nie my[laBam jednak, |e bd mie taki problem ze znalezieniem pracy, biorc pod uwag, |e byBam w stanie podj si prawie wszystkiego. CaBy dzieD jednak nie przyniósB |adnych owoców. ByBam jedynie wykoDczona i zniechcona. Nikt nie chciaB przyj mnie do pracy, bo po pierwsze nie byBam z Chicago, co wizaBo si z tym, |e nie znaBam miasta, ponadto nie miaBam do[wiadczenia, nigdy nigdzie nie pracowaBam. Nie mogBam si jednak podda, musiaBam znalez prac, je[li chciaBam prze|y, dlatego kolejne dni praktycznie niczym nie ró|niBy si. Wci| jezdziBam po caBym mie[cie próbujc cokolwiek znalez. Zauwa|yBam tak|e dziwne spojrzenia rzucane mi przez niektórych, nie pasowaBam tu. Nie byBam dziewczyn z miasta, odstawaBam na ka|dym kroku. & MinB tydzieD, a ja nie miaBam dalej pracy i nic nie wskazywaBo na to, abym w najbli|szych dniach, miaBa j znalez. Niestety miaBam kolejny problem. KoDczyBy mi si pienidze i to do tego stopnia, |e chcc mie co je[ przez najbli|sze dni, musiaBam wyprowadzi si z hotelu. Przez ostatnie par dni, zd|yBam równie| zagldn do paru innych hoteli i musiaBam przyzna racje taksówkarzowi, ten w którym mieszkaBam byB wzgldnie najtaDszy, co oznaczaBo, |e nie miaBam gdzie si podzia. Nie miaBam pojcia, gdzie mogBabym przenocowa przez par dni, ani jak miaBam sobie poradzi w obecnej sytuacji. Nigdy nawet nie wyobra|aBam sobie, |e tak skoDcz. ZastanawiaBam si w tej chwili, czy na pewno podjBam dobr decyzj. ByBo ju| za pózno. MogBam zadzwoni do Mike i poprosi go o pomoc. Nie potrafiBam si jednak odwa|y. Po pierwsze baBam si, |e jego ojciec mógBby mnie znalez, a po drugie nie chciaBam prosi si o pienidze i pomoc. & Zbli|aBa si noc, na moje szcz[cie noce byBy ciepBe. W ogóle klimat Chicago byB dla mnie nowo[ci. Nigdy w swoim |yciu w Forks, nie do[wiadczyBam tyle sBoDca i ciepBa. To jak na razie byBa jedyna rzecz, która mi si do tej pory tu podobaBa. 46 | S t r o n a PoszBam do Oak Woods Cemetery, znalazBam schowan Bawk, uBo|yBam na niej swoj torb, na Bawce ukBadajc kurtk, by byBo cho troch wygodniej. SzykowaBa si dBuga noc na tej Bawce. DBugo le|aBam, wpatrujc si w niebo, poprzesBaniane gaBziami drzew. ZastanawiaBam si nad swoim |ycie, nad decyzjami, które ostatnio podjBam i nad konsekwencjami, jakie z nich wynikaBy. Czy tak teraz miaBo wyglda moje |ycie? MiaBam si plta na Bawkach w parku? Co bdzie, jak definitywnie skoDcz mi si pienidze, co miaBo nastpi ju| za par dni. Nie bd miaBa co je[& ? RozpBakaBam si. Pierwszy raz, od wyjazdu z Forks pozwoliBam sobie na Bzy. Przez ostatnie dni udawaBam tward i nie pozwalaBam sobie na sBabo[. Jednak w koDcu co[ we mnie pkBo. RozsypaBam si, zastanawiajc si nad tym, co ja najlepszego wyprawiam. PBakaBam jak maBe dziecko, któremu odebrali mam, bo tak si w tej chwili czuBam. Co ja takiego zrobiBam w |yciu, |e postanowiono mnie tak ukara? Kto zgotowaB mi tak ci|ki los? Co miaBo by dalej? Nie wiedziaBam. W tej chwili byBam spanikowana. W koDcu po wielu godzinach pBaczu udaBo mi si usn. ByBam wykoDczona zarówno fizycznie jak i psychicznie. Na dodatek doskwieraB mi gBód, a musiaBam oszczdza, nie mogBam sobie pozwoli na kupowanie zbyt du|o jedzenia. & - Hej obudz si  najpierw usByszaBam zdecydowany gBos, dopiero po chwili do mojego mózgu dotarBo, |e ten gBos naprawd do mnie mówi, na dodatek poczuBam, |e kto[ mn potrzsa. ZerwaBam si na równe nogi, szeroko otwierajc oczy i krzyczc. - Uspokój si troch  dopowiedziaB ten sam gBos. ZamknBam buzie, przygldajc si dziewczynie, stojcej naprzeciwko mnie. ByBa wysoka i bardzo zgrabna. Jej blond wBosy, spBywaBy falami, koDczc si na wysoko[ci pasa. MiaBa do[ sporo biust, wcicie w tali i idealne biodra. Jej dBugie nogi wydawaBy si nie mie koDca. Ubrana byBa w czerwony top na ramiczkach i krótkie, d|insowe szorty. PopatrzyBam w jej twarz, byBa pikna. Jedyny makija|, jaki zdobiB jej twarz to wytuszowane dBugie rzsy i czerwona szminka, na peBnych ustach. Jej rysy twarzy byBy zdecydowane, a jednocze[nie wydawaBa si delikatna. ByBa naturaln pikno[ci. PodeszBa do mnie, wycigajc rk. Automatycznie cofnBam si. WygldaBa na starsz ode mnie i nie wydawaBo si by chciaBa mi co[ zrobi. WolaBam jednak chucha na zimne. - Nie bój si  powiedziaBa  Jestem Rosalie, widziaBam Ci wieczór, jak tdy przechodziBam, ale spieszyBam si do pracy. Pomy[laBam, |e potrzebujesz pomocy, pBakaBa[. SkinBam gBow dajc jej zna, |e sBysz. - Mog usi[ z Tob na chwile?  u[miechnBa si delikatnie. 47 | S t r o n a - Jasne  odpowiedziaBam, jej u[miech poszerzyB si jeszcze bardziej i przesunBa si, bym mogBa usi[ obok niej. ZawahaBam si przez chwil, ale po chwili usiadBam obok niej na Bawce. - Kornelia  powiedziaBam cicho, nie patrzc na ni. - Co si staBo, czemu tu [pisz? ChciaBabym Ci jako[ pomoc, je[li mog.  PopatrzyBam jej w twarz. WydawaBa si szczerze zainteresowana tym, co si ze mn staBo. Z jej oczu biBa szczero[ i uwierzyBam jej. - To dBuga historia  szepnBam. - Mam czas, wBa[nie skoDczyBam zmian, a nastpna zaczyna mi si wieczorem.  U[miechnBam si delikatnie do niej. - Ok. Hmm, wszystko zaczBo si po [mierci mojego taty, kilka lat temu& - mówiBam bez przerw, dzieD coraz bardziej zadomawiaB si na niebie, sBoDce zaczynaBo grza i coraz wicej ludzi mijaBo nas, przygldajc si dziwnie. Gdy wreszcie skoDczyBam, chciaBo mi si bardzo pi. Rosalie nie odzywaBa si przez chwil, po czym mocno mnie przytuliBa. ZesztywniaBam w pierwszym momencie na ten gest. Nie byBam przyzwyczajona do tak otwartych osób, jak wydawaBa si Rosalie. - Nawet nie potrafi sobie wyobrazi przez co, ty musiaBa[ przej[. To okropne, jak traktowaBa Cie mama, mimo to przykro mi z powodu Twojej straty  powiedziaBa. ZaprzeczyBam gBow. - Niech Ci nie bdzie przykro. Ja& wci| mam wyrzuty sumienia, ale gdy dowiedziaBam si o jej [mierci czuBam ulg rozumiesz ?  po mojej twarzy spBynBy Bzy.  Powinno mi by przykro, powinnam rozpacza, a ja jedyne o czym my[laBam, to |e jestem wolna, jak bardzo myliBam si w tamtej chwili.  PokrciBam wolno gBow, po czym schyliBam j i schowaBam twarz w rkach.  Ja si od niej niczym nie ró|nie, jestem tak samo zimna i wyrachowana jak ona  zaBkaBam. - Izabello, nie mów tak. Wiem, co to znaczy, gdy rodzice wymagaj od Ciebie, moi jednak nigdy do niczego mnie nie zmuszali. To, co czuBa[, nie mo|esz si obwinia i my[le o sobie w ten sposób. Masz 18 lat, to normalne, |e chciaBa[ korzysta z |ycia. A naprawd my[lisz, |e chciaBa[ [mierci swojej mamy? Jestem pewna, |e nie, ty tylko chciaBa[ wolno[ci, a w tamtym momencie, poczuBa[ j. My[l, |e gdy ochBoniesz, a to wszystko, co teraz dzieje si w Twoim |yciu si unormuje, przemy[lisz to i caBkiem zmieni si Twoje my[lenie.  Jej gBos byB cichy i spokojny, a to co mówiBa, jakim[ cudem trafiaBo do mnie. Nie wiedziaBam, czy bdzie tak jak mówiBa Rosalie, ale chciaBam w to wierzy. Nie chciaBam my[le o sobie jako o kim[ tak Budzco podobnym do wBasnej matki. - A teraz chodz. Powinna[ si wykpa, zje[ co[ i pewnie chciaBaby[ si przespa w Bó|ku  u[miechnBa si delikatnie do mnie, wstajc i wycigajc rk w moj stron. 48 | S t r o n a - Nie mam dokd pój[ Rosalie  odpowiedziaBam. - Ju| masz  jej u[miech si poszerzyB.  Mam mieszkanie, co prawda nie du|e, ale we dwie pomie[cimy si spokojnie. - Nie mog, ja nie mam pienidzy  powiedziaBa cicho, krcc gBow. - To nic  odpowiedziaBa.  Chc Ci pomóc. Nawet nie wyobra|am sobie, co ja bym zrobiBa na Twoim miejscu. Nawet nie my[l, |e pozwol Ci spdzi na tej Bawce jeszcze dBu|ej ni| 5 minut. - Ale  zaczBam. - Nie ma |adnego  ale . Znajdziesz prac, staniesz na nogi, to bdziesz si dokBada do rachunków ok? A do tego czasu, daj sobie pomóc. - A co je[li nie znajd pracy? Nie mog |y wiecznie na Twoim utrzymaniu  westchnBam. WiedziaBam jednak, |e ju| przegraBam t wojn. - Co[ wymy[limy. Najwa|niejsze, pamitaj, nie jeste[ ju| sama. Masz mnie, ok?  PopatrzyBam jej w oczy, czuBam ponownie Bzy w swoich wBasnych. Rosalie okazaBa si by moim wybawieniem. W momencie, kiedy si poddaBam i my[laBam, |e to koniec wszystkiego, ona mnie odnalazBa. RzuciBam si w jej ramiona, przylegajc do niej jak maBe dziecko. CzuBam si w tym momencie, tak jak tuliBam mojego tat, gdy byBo mi zle. Zawsze przytulaB mnie wtedy i pozwalaB si wypBaka, tak jak teraz Rosalie. NiedBugo potem odkleiBam si od mojej wybawczyni. PozbieraBy[my moje rzeczy i ruszyBy[my w stron mieszkania Rosalie. MieszkaBa niecaBe dwa kilometry od parku, a klub w którym pracowaBa znajdowaB praktycznie przy parku. Jej mieszkanie wcale nie byBo takie maBe, miaBa malutk Bazienk i kuchnie, ale za to dwa pokoje, jeden sBu|yB jej do tej pory za salon, ale miaBa tam rozkBadan kanap, wic dla mnie byB idealny. Rozpakowanie nie trwaBo dBugo, zabraBam z Forks ze sob przecie| tylko najpotrzebniejsze rzeczy, jedn walizk i przez mój dotychczasowy pobyt w Chicago nic nie przybyBo. NiedBugo potem Rosalie zagldnBa do mnie do pokoju. - Jeste[ gBodna?  ByBam i to bardzo, tak naprawd od dwóch dni nie zjadBam ani jednego, porzdnego posiBku. Niepewnie kiwnBam gBow. - To chodz co[ wymy[limy, ale ostrzegam, |e jestem naprawd beznadziejn kuchark.  U[miechnBam si do niej szeroko. - To dobrze, |e ja caBkiem niezle sobie radz w kuchni  powiedziaBam, podchodzc do niej i puszczajc jej oko. - WiedziaBam, |e mam nosa. Ja spadBam Tobie z nieba, a ty mi  roze[miaBam si gBo[no i szczerze. - Chodz, porzdz si Twoj lodówk i si nakarmimy. 49 | S t r o n a Tak zaczBo si moje nowe |ycie w Chicago. Nie byBam sama i czuBam, |e Rosalie to mój anioB stró|. & - Bello?  Cichy gBos Rosalie, obudziB mnie ze snu. OtworzyBam zaspane oczy. W pokoju paliBa si tylko lampka, stojca przy Bó|ku, a za oknami byBo caBkiem ciemno. MusiaBam usn kilka godzin temu. Po [niadaniu zjedzonym wspólnie, blondynka poszBa odespa noc, któr spdziBa w pracy. Ja nie majc co ze sob zrobi, pobuszowaBam jeszcze chwil w jej lodówce i zabraBam si za przygotowanie obiadu. ZrobiBam saBatk, a steki wBo|yBam do piekarnika. - Steki  jknBam do Rosalie. - Wygldaj przepysznie  mrugnBa do mnie. - Przepraszam, |e Ci budz, ale ja musz zbiera si za chwil do pracy i pomy[laBam, |e mo|emy zje[ razem. Po za tym, chciaBam, |eby[ wiedziaBa gdzie jestem. - To miBo z Twojej strony  u[miechnBam si lekko.  To chodz zjedzmy, |eby[ si nie spózniBa. WstaBam i razem poszBy[my do kuchni. Gdy ju| siedziaBy[my przy stole, przez chwil nie odzywaBy[my si do siebie. ZastanawiaBam si, co ja bd robi sama caB noc, w tym mieszkaniu, skoro ju| si wyspaBam. - Kurcze Bello, to jest naprawd pyszne. SpadBa[ mi z nieba, bo ja kompletnie nie umiem gotowa.  Za[miaBam si, na jej sBowa. - Nie wiem, kto tu komu z nieba spadB. - Uznajmy, |e jest remis. Ty nie dostaniesz postrzaBu w krgosBup, od Bawki w parku, a ja nie umr z gBodu. - Rosalie?  ZapytaBam, troch niepewnie. SpojrzaBa na mnie, widzc zmian w moim gBosie. - Tak? - My[lisz, |e mogBabym i[ z Tob, do tego klubu w którym pracujesz?  WydawaBa si zdziwiona moim pytaniem i nagle zaczBam si zastanawia dlaczego. Po[pieszyBam wic z wyja[nieniami. - Nie chc Ci si narzuca, ani nic. Po prostu wyspaBam si ju| i nie bardzo wiem, co mogBabym tu robi caB noc, po za tym jako[ tak mi niezrcznie przebywa samej u Ciebie  wymamrotaBam. - Bello, oczywi[cie, |e mo|esz ze mn i[. Tylko hmm jak by to uj  teraz ona wygldaBa na zakBopotan. 50 | S t r o n a - Widzisz, klub w którym pracuje jest do[ specyficzny.  Niezrozumienie musiaBo by wymalowane na mojej twarzy, bo kontynuowaBa.  To klub dla facetów, striptiz i takie tam. Oczywi[cie, niektóre tancerki oferuj szereg innych usBug, ale nieoficjalnie. Oficjalnie nikt nic nie wie, nikt nic nie widziaB, a mój szef nie pobiera za to kasy. PBac mu tylko za wynajcie pokoju, je[li s go[cie, którzy maj ochot robi to w klubie. - Och  wyrwaBo mi si  i ty& ?  zaczBam. Rosalie domy[liBa si o co mi chodzi. PokrciBa przeczco gBow. - Jestem kelnerk, barmank. Nie taDcz, ani nic. Jake, znaczy mój szef próbowaB mnie namówi kilka razy. Mówi, |e ka|dy facet w mie[cie przyszedB by mnie zobaczy, ale ja jakby Ci to powiedzie. Lubi siebie i swoje ciaBo, ale to nie jest dla mnie. NauczyBam si taDczy na rurze i w ogóle i cholera mogBabym to robi, ale dla swojego faceta, a nie tuzinów innych. Mimo to, nikogo nie oceniam i czasem potrafi zrozumie, dlaczego te laski to lubi. To naprawd dobra kasa i je[li nie przeszkadza Ci pokazywanie ciaBa przed obcymi facetami to te| frajda.  SBuchaBam tego, co mówiBa do mnie Rosalie, a pewien pomysB zaczB ukBada si w mojej gBowie, tylko obym tego nie |aBowaBa. & Godzin pózniej przekroczyBy[my z Rosalie próg klubu, który wci| byB pusty. Kelnerki i barmanki musiaBy przychodzi przed otwarciem, by przygotowa si do pracy. Rosalie dzisiaj miaBa sta przy barze, wic posadziBa mnie przy nim, sama wchodzc za kontuar. WygldaBa [wietnie w obcisBej biaBej bluzce, skórzanych legginsach i tych boskich butach, zastanawiaBam si tylko jak ona chciaBa wytrzyma caB noc, na tych obcasach. Jej kurtka skórzana i torebka wyldowaBy pod barem. ByBo tu zbyt ciepBo. Ja miaBam na sobie po|yczone od Rosalie ciuchy, bo jak Batwo si domy[li, ja nie miaBam nic odpowiedniego, na wypad do klubu nocnego. Jednak|e te| nie po|yczyBam nic wielkiego, a szafa Rosalie byBa powalajca. Je[li kiedykolwiek my[laBam, |e Peyton miaBa du|o ubraD to si pomyliBam. Tak wic ja miaBam na sobie krótkie szorty z jasnego jeansu, blado ró|ow bluzeczk z falbanek na ramiczkach, koDczc si tu| pod piersiami i biaBo ró|owe trampki. Nic nadzwyczajnego, ale podobaBam si sobie. Jakby nie patrzc odsBoniBam du|o wicej ciaBa ni| Rosalie, ale ona i tak wygldaBa lepiej. ObawiaBam si, |e ci|ko bdzie znalez tu 51 | S t r o n a jakkolwiek dziewczyn, kobiet, która wyglda lepiej ni| moja wybawczyni. SiedziaBam z Rosalie przy barze, obserwujc j. Klub zaczynaB si pomaBu wypeBnia ludzmi, gBównie facetami. ZastanawiaBam si nawet, co tu robi kobiety. Rosalie mówiBa, |e najwikszy tBok zaczyna si koBo póBnocy, wic miaBa jeszcze póBtorej godziny  luzów jak to nazwaBa. ByBo po 23.00 gdy podszedB do nas wysoki, dobrze zbudowany m|czyzna. MiaB [niad cer, du|e czarne oczy, krótkie, czarne wBosy i ol[niewajcy u[miech. PrzywitaB si buziakiem z Rose i spojrzaB na mnie. - Rosie, kim jest Twoja [liczna kole|anka?  zapytaB, caBy czas wpatrujc si we mnie, swoimi czarnymi oczami. - Skd wiesz, |e to moja kole|anka?  za[miaBa si blondynka. - Po pierwsze, nie opuszcza baru odkd przyszBy[cie, a po drugie domy[lam si, |e dwie najBadniejsze kobiety w tym miejscu, musz by kole|ankami. - To Bella, moja nowa wspóBlokatorka, Bello to Jake, mój szef  przedstawiBa nas sobie. Szef Rosalie obszedB bar, stajc przede mn i podobnie jak z Rosalie, nachyliB si i pocaBowaB mnie w policzek. - Bardzo miBo mi Ci pozna Bello, jak to si staBo, |e nigdy wcze[niej si nie spotkali[my?  ZapytaB, z o|ywieniem widocznym w oczach. PrzeBknBam [lin. WydawaB si by miBym facetem, ale zauwa|yBam te|, |e najwyrazniej mu si spodobaBam. Nie wyglda na kogo[, kto zamierza ukrywa swoje uczucia, czy zamiary wzgldem mnie, a to wszystko komplikowaBo. - Jestem tu od niedawna  odpowiedziaBam u[miechajc si lekko. - Rose zrób nam po jakim[ dobrym drinku, wypijemy w takim razie za nasze spotkanie  Rosalie postawiBa chwil pózniej przed nami drinki, swój trzymajc w rce. ZawahaBam si pamitajc moje ostatnie spotkanie z alkoholem. Jednak nieBadnie byBoby odmówi z mojej strony, wic u[miechnBam si do obojga i upiBam maBy Byk. Smak alkoholu byB praktycznie niewyczuwalny, domy[liBam si, |e Rosalie, zrobiBa mi bardzo lekkiego drinka. PopatrzyBam na ni, a ona mrugnBa do mnie. U[miechnBam si do niej lekko i widzc, |e Jake na nas nie patrzy, wyszeptaBam ciche dzikuje do niej. Jake posiedziaB jeszcze chwil z nami, ale niedBugo potem musiaB i[. Zbli|aBa si póBnoc, a co za tym idzie, wystpy tancerek. ObiecaB jednak, |e wkrótce do nas wróci. ByBam podekscytowana. Nigdy nie byBam w klubie tego typu. Co ja plot, nie byBam w |adnym klubie. Dlatego nie mogBam si doczeka, a| zobacz na wBasne oczy jak to wyglda. Po tym jak wybiBa póBnoc, zaczBo si show. Najpierw na scen wyszBa wysoka blondynka, przypominajca troszk Rosalie, jednak gdy si jej przyjrze bli|ej, trzeba byBo stwierdzi, |e nie dorastaBa swoj urod do pit mojej kole|anki, ale tak|e nie mo|na byBo powiedzie, |e jest brzydka. 52 | S t r o n a Dopiero teraz przygldnBam si scenie. ByBa wysunita prawie do poBowy sali. WygldaBa jak wybieg, na którego koDcu znajdowaBa si rura. W poBowie rozwidlaBa si na dwie strony, tworzc skrzy|owanie w ksztaBcie krzy|a. Na którego koDcach te| byBy rury. Z jednej i drugiej strony znajdowaBy si schodki. - Po co schody, ze sceny Rose? - {eby dziewczyny mogBy spokojnie schodzi ze sceny. - A po co maj to robi?  zapytaBam zdziwiona. - Lap Dance, striptiz  wzruszyBa ramionami. - Lap Dance, co to? - Oh zobaczysz  odpowiedziaBa tylko, z bByskiem w oku. Nie wydawaBo si by miBa powiedzie mi co[ wicej na ten temat, wic odwróciBam si powrotem w kierunku sceny. Dziewczyna, owa blondynka zd|yBa w midzy czasie przej[ przez caBy podest i doj[ do rury, na której wyginaBa si w tym momencie. Na scen zaczBy wchodzi kolejne dwie dziewczyny. SzBy seksownie, a ich celem byBy kolejne dwie rury. PatrzyBam jak urzeczona na blondynk, która byBa najbli|ej. Jej wysportowane ciaBo wyginaBo si, caBy czas dopasowujc do metalu. StanBa tyBem do rury, wypinajc swój tyBek i opierajc go na metalu. DBoDmi przejechaBa po caBej dBugo[ci jej ciaBa. KucnBa rozszerzajc nogi. Jej dBonie przemierzaBy od kolan do ud, potarBa si po swojej kobieco[ci i powdrowaBy dalej. Jedna z jej rk zatrzymaBa si na piersi i zaczBa j masowa, a druga zniknBa za plecami dziewczyny. Chwil pózniej na sali sBucha byBo okrzyki aprobaty, a stanik dziewczyny opadB na podBog ukazujc, có| sztuczne piersi. WstaBa, obeszBa rur, uwieszajc si jej. ZaczBa taDczy przy metalu, a ja zastanawiaBam si jak ona to robi. OpuszczaBa si gBow w dóB, bawic swoimi piersiami i trzymajc si za same nogi. W tym czasie kolejne dwie dziewczyny wyszBy na scen. ZatrzymaBy si pomidzy blondynk, a rozwidleniem sceny i zaczBy caBowa. PrzylgnBy do siebie, a ich pocaBunek nawet std wygldaB na cholernie namitny. Ich ciaBa ocieraBy si o siebie, rce wdrowaBy, jedna dotykaBa drug. Chwil pózniej jedna z nich poBo|yBa si pBasko na scenie, [cigajc przed tym swój stanik, a druga usiadBa na niej okrakiem. Równie| pozbyBa si górnej cz[ci swoje stroju. ZaczBa si ociera o krocz swojej towarzyszki. Tamta wiBa si pod ni, pieszcz rkoma jej sutki. Znów si pocaBowaBy. Po chwili oderwaBy si od siebie, ta która byBa na górze, zeszBa ze swojej kole|anki tylko po to by umie[ci swoj gBow midzy jej udami. Muzyka przycichBa, tak aby daBo si sBysze jki ze sceny. Dopiero po chwili zdaBam sobie spraw z tego, co tak naprawd dziaBo si na scenie. Jedna pieprzyBa drug ustami i to tak caBkiem na serio. PoczuBam jak midzy moimi udami robi si nagle mokro. ByBam nienormalna! PatrzyBam zafascynowana na to, co dziaBo si na scenie, nie mogc oderwa oczu. 53 | S t r o n a - To jest wBa[nie Lap Dance  powiedziaBa do mnie Rosalie. PopatrzyBam na ni marszczc brwi, na co ona kiwnBa mi gBow w praw stron. Mój wzrok powdrowaB w kierunku, który pokazywaBa Rose i zobaczyBam tam kilka kolejnych tancerek. Ka|da z nich siedziaBa na kolanach jakiego[ faceta i taDczyBa. Tak chyba mo|na nazwa to taDcem. Wszystkie byBy topless, niektóre miaBy na sobie spódniczki, inne stringi. Rce facetów bBdziBy po ciaBach dziewczyn, które wyginaBy si i ocieraBy o facetów. To wygldaBo jakby si pieprzyli przez ubrania. MiaBam wra|enie, |e trafiBam do pornosa. - Czy zawsze to tak wyglda?  zapytaBam Rosalie, z trudem Bapic oddech. - Có|, to jest gBówny wystp wieczoru, wic on z reguBy tak wyglda, chocia| te| nie zawsze. Potem ju| tylko tancerki taDcz na scenie, przy rurach. Jednak rozumiem Twoje zdziwienie, to co dzi[ robi jest& - przerwaBa, szukajc odpowiedniego sBowa. - Gorce  dokoDczyBam za ni. Rosalie popatrzyBa na mnie z powag, po czym wybuchBa szczerym [miechem. - No prosz, moja sBodka Bella, wcale nie jest taka sBodka. Ale teraz ju| chyba rozumiesz, dlaczego mówiBam Ci, |e nie ka|dy si do tego nadaje.  Doskonale wiedziaBam, co miaBa na my[li. Mimo wszystko mój wzrok mimowolnie powdrowaB na scen. CzuBam si zahipnotyzowana. Nie mogBam oderwa wzroku od dziewczyn. Powinnam by prawdopodobnie zniesmaczona, oburzona, a ja byBam mokra, napalona i podekscytowana. To jednak nie oznaczaBo, |e chciaBabym robi to wszystko, np. taki Lap Dance, to mogBam ju| stwierdzi, nie byB dla mnie. A mo|e& niezale|nie, miaBam ju| plan i postanowiBam bez wzgldu na wszystko spróbowa. SiedziaBam z Rose przy barze, albo raczej obok niej, gdy| nie miaBa teraz kompletnie czasu na rozmawianie ze mn. RozgldnBam si po caBym klubie, dostrzegajc tBum m|czyzn, nawet nie wiedziaBam kiedy si tu zjawili, byBam tak zapatrzona, na to co dziaBo si na scenie. ZobaczyBam w tBumie Jake i nie zastanawiajc si dBugo, szybko poszBam za nim. Chyba szedB za kulisy, a ja nie chciaBam go zBapa zanim tam zniknie. - Jake  zawoBaBam. PrzystanB, odwracajc si i patrzc kto go woBaB. PodeszBam szybko do niego. WygldaB na zBego. - Wybacz Bello, ale mam troch na gBowie, nie bardzo mam czas. - StaBo si co[?  JknB na moje sBowa, krzywic si. - Brakuje mi tancerki na jutro i musze co[ z tym zrobi, ale nie wiem jak.  OtworzyBam szeroko oczy. Szcz[cie si do mnie u[miechnBo i nie mogBam stchórzy w tym momencie. - Ja mog za ni zataDczy  Jake popatrzyB na mnie w szoku. 54 | S t r o n a - Dzikuje za Twoje dobre chci, ale oboje dobrze wiemy, |e nie jest to dobry pomysB. - Moje ramiona opadBy na jego sBowa. Co jest ze mn nie tak? Czy wszyscy uwa|ali, |e do niczego si nie nadaje? - Ja nie |artuje. ChciaBam Ci ju| wcze[niej zapyta, czy nie potrzebujesz kogo[ do pracy, a to idealna okazja  powiedziaBam, splatajc rce na piersiach i patrzc mu twardo prosto w oczy. - Czemu chcesz tu pracowa?  WestchnB. - Nie rozumiesz nic prawda? Ja nie mam tu nikogo. Mam tylko Rosalie, któr dopiero co poznaBam. Nie mam nic, potrzebuje pracy, nie wa|ne jakiej. Nie wiem, czy naucz si tego wszystkiego, co te dziewczyny robi na tych rurach, ale zrobi wszystko by si tego nauczy i zdoby t prac. - PatrzyBam na niego bBagalnym wzrokiem. - Cholera dziewczyno. Nie chce |eby[ dla mnie pracowaBa. Wydajesz si taka niewinna i seksowna zarazem. WolaBbym Ci mie tylko dla siebie  powiedziaB, przybli|ajc si do mnie. - Mog Ci zapewni wszystko, czego potrzebujesz  dodaB. - Widzisz? Ju| traktujesz mnie jak dziwk, wic daj mi samej na siebie zarabia.  SkrzywiB si na moje sBowa i odsunB. - Wiesz, |e nie to miaBem na my[li.  PowiedziaBa, uwa|nie na mnie patrzc, spu[ciBam gBow. - Nie wiem Jake, praktycznie si nie znamy. I zostawmy to tak. Chc tylko |eby[ daB mi prac. - Dobra. Bdz tu jutro koBo 12.00, wez ze sob Rosalie. Musze zobaczy, jak taDczysz  poddaB si - Dzikuje  powiedziaBam, przytulajc go. PokrciB gBow, na nie. - Nie dzikuj, to nie jest praca za któr si dzikuje. - OdwróciB si, chcc odej[. Nagle co[ sobie przypomniaBam. - Jake, ale nie bd musiaBam..um& sypia z nikim?  U[miechnB si Bobuzersko do mnie. - Tylko ze mn, je[li bdziesz chciaBa  powiedziaB i odszedB. PokrciBam gBow, u[miechajc si pod nosem i wróciBam do baru, gdzie ju| troch si przeludniBo. - Gdzie[ ty zniknBa?  Rosalie pojawiBa si zaraz koBo mnie, wygldaBa na zaniepokojon. - Hmm zaBatwiaBam co[  odpowiedziaBam, nie patrzc na ni. 55 | S t r o n a - Co? - Um prac. - Bello?- Jej rka uniosBa moj gBow. PopatrzyBam w jej zmartwione oczy. - Co ty zrobiBa[?  zapytaBa cicho. - Rose, ja nie mam wyj[cia. PoprosiBam Jake by daB mi prac, a brakuje mu tancerki na jutro. - Bello!  Jej ton byB oskar|ycielski.  Nie przyprowadziBam Ci tutaj po to by[ si przyjmowaBa do pracy i taDczyBa dla znudzonych, oble[nych facetów, którym |ony nie daj, bo maj ich do[. - To tylko na chwil Rose. To tylko na chwil  powiedziaBam, próbujc przekona przyjacióBk, a najbardziej to chyba sam siebie. & Nazajutrz, punktualnie o godzinie 12.00 pojawiBy[my si z Rosalie w klubie. ByBy[my troch niewyspane po caBej nocy spdzonej w klubie, ale trudno. Rosalie nadal byBa na mnie troch zBa. Domy[laBam si, |e tak naprawd nie chodziBo o zBo[, tylko nie chciaBa dla mnie tego. Sama wczoraj mi powiedziaBa, |e ta praca nie jest dla wszystkich i naprawd nie byBam pewna czy sama podoBam, ale nie widziaBam innego wyj[cia dla siebie w tym momencie. - Rose, nie zrozum mnie zle, ciesz si, |e tu jeste[, ale domy[lasz si czemu Jake nalegaB by[ tu dzi[ byBa? - Blondynka skrzywiBa si na moje sBowa. - Domy[lam  powiedziaBa tylko. PopatrzyBam na ni wyczekujco. WestchnBa. - Mog Ci du|o nauczy ok? - To znaczy, czego mo|esz mnie nauczy, bo nie bardzo rozumiem?  PowiedziaBam, marszczc brwi. - Wszystkiego Bells. Pracuje tu codziennie, znam wszystkie wystpy. Po za tym caBkiem nienajgorzej radz sobie na rurze. - Jej wzrok, uciekB od mojego. - Umiesz taDczy na rurze?  sapnBam. - Lepiej, ni| niejedna z tutejszych dzi& znaczy tancerek  Moje oczy rozszerzyBy si w szoku. Po pierwsze nie miaBam pojcia, |e Rosalie umie taDczy na rurze. To wiele wyja[niaBo i uBatwiaBo, jakby nie byBo, bo mogBa mnie uczy. Nie musiaBabym si nikogo prosi, a prawda byBa taka, |e nie znaBam tu nikogo. Nowa dziewczyna zawsze ma najgorzej, wiedziaBam to. Bardziej jednak dotknBo mnie to, czego Rose 56 | S t r o n a nie dopowiedziaBa. Dziwki. Czy i mnie zacznie tak nazywa, gdy rzeczywi[cie zaczn tu taDczy? - Bello, miaBam swoje powody, gdy mówiBam Ci, |e ta praca nie jest dla wszystkich. Ja te|, gdy przyszBam tu po raz pierwszy stanBam przed opcj taDczenia na rurze. Musisz wiedzie, |e jako dziecko wiczyBam by zosta zawodow tancerk. UczszczaBam do ró|nego rodzaju szkóB, w których uczono nas wszystkiego. MiaBam równie| zajcia z taDca na rurze. Jako nastolatka dostaBam kontuzji i moja kariera zakoDczyBa si, zanim miaBa okazj si rozwin. PrzeszBam liczne rehabilitacje. Kontuzja nie byBa na tak naprawd powa|na. My[l, |e po roku, mo|e dwóch mogBam wróci do taDca, ale ja nie chciaBam. ChciaBam i[ wBasn drog. Gdy skoDczyBam 18 lat, powiedziaBam rodzicom, |e chc wyjecha i chyba wtedy zrozumieli, |e musz i[ wBasn drog. TrafiBam tutaj, chciaBam by niezale|na. Nie byBo tak jak z Tob. Ja wci| miaBam rodziców, którzy pomogliby mi w ka|dej chwili, ale ja chciaBam robi wszystko po swojemu. Na pocztku miaBam taDczy, gdy tylko Jake zobaczyB mnie na scenie, wiedziaB, |e klub bdzie nale|e do mnie. WytrzymaBam tydzieD. Po pierwsze nie potrafiBam przeBama si w kontaktach z facetami. Nie chodziBo ju| nawet o nago[, bo nie wstydz si swojego ciaBa. Tylko po prostu nie chciaBam tak, ale wydaje mi si, |e przewa|yBa druga sprawa. Wikszo[ dziewczyn pracujcych tu jako tancerki, o ile nie wszystkie, sypiaj z tymi facetami. Musisz wiedzie, |e Jake owszem pozwala na to, ale niejednokrotnie byBam [wiadkiem jak wyrzucaB ludzi z klubu, dlatego, |e próbowali przymusi któr[ z tancerek do tego by si z nimi przespaBa. W takich sytuacjach Jake wkracza do akcji. Jednak ka|da dziewczyna, która odmówiBa, par dni pózniej rezygnowaBa. Nie wiem do koDca, jak to wyglda, ale wiem jedno. Wszystkie byBy do tego przymuszone przez reszt. Ja nie doczekaBam tego, bo zd|yBam zrezygnowa. Jake jednak szybko zdaB sobie spraw, |e odkd si pojawiBam ma wicej klientów, dlatego daB mi prac na barze. Rozumiesz ju| dlaczego nazwaBam je dziwkami? Bo ka|da z nich puszcza si z chci, bo to wiksza kasa, ja czego[ takiego nie kupuje. ZaczBam chodzi tam i z powrotem. MusiaBam przetworzy w gBowie, to co Rose mi wBa[nie powiedziaBa. - Czemu nie powiedziaBa[ mi tego od razu?  Za[miaBa si na moje sBowa. - Do gBowy mi nie przyszBo, |e bdziesz chciaBa tu taDczy  wzruszyBa ramionami.  Bez obrazy, ale nie wygldasz na tak dziewczyn  popatrzyBam na ni. P chwili sama za[miaBam si z siebie. - Uwierz mi, jeszcze par miesicy temu, sama bym si o to nie podejrzewaBa. - Rosalie, popatrzyBa na mnie powa|nymi oczami. - Nie musisz tego robi Bello, poszukasz pracy, normalnej, choby tu, ale nie jako tancerka. - Rose podjBam decyzj  popatrzyBam jej twardo w oczy.  Nie mówi, |e tego chc, ale potrzebuje pracy by jako[ stan na nogi. Musz przynajmniej 57 | S t r o n a spróbowa.  jej ramiona opadBy. WiedziaBa, |e ju| podjBam decyzj i nie zamierzam si z niej wycofa. - Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, czemu inne dziewczyny obchodzi to, czy która[ chce sypia z tymi facetami, czy nie? - W tym mie[cie nie brakuje klubów jak ten, je[li facet nie dostanie tego co chce tu, pójdzie gdzie indziej, a one przez to mniej zarobi. - To chore  wypluBam.  We wszystkich filmach, jakie ogldaBam to szef wymagaB takich rzeczy na tancerkach.  Rosalie roze[miaBa si po raz kolejny. - Jake to doby facet, na swój sposób.  KiwnBam gBow.  Zale|y mu na tym by dobrze zarobi, ale nie kosztem innych. Chodz zacznijmy wiczy i zobaczmy jak Bamag jeste[. - Ej  powiedziaBam ze [miechem. & DochodziBa 16.00, byBam wyczerpana i gBodna, ale szcz[liwa. Taniec na rurze, byB wymagajcy. Gdy patrzyBo si na tancerki, miaBo si wra|enie, |e robi to z lekko[ci. Nic bardziej mylnego, utrzymanie si na rurze wymagaBo du|o siBy. Nie potrafiBam sobie wyobrazi, |e bd robiBa kiedy[, to czego Rosalie próbowaBa mnie nauczy. UdaBo si nam jednak stworzy co[ na wzór choreografii, tak by zatuszowa moj nieumiejtno[ taDczenia. Jake wpadB tu z godzin temu, by zobaczy jak nam idzie. U[miaB si troch ze mnie, ale jednocze[nie stwierdziB, |e jestem seksowna. Nie uwierzyBam mu, miaBam tylko nadziej, ze nie wywali mnie po dzisiejszym dniu. To byB mój pierwszy dzieD, wic, mój udziaB ograniczaB si do wystpu na scenie z reszta dziewczyn. CieszyBam si z tego i w duchu dzikowaBam brunetowi. Jednak byBo mi mniej do [miechu, gdy zobaczyBam, co trzyma w rce. ByBa to bielizna, któr musiaBam zaBo|y dzisiaj. Nie byB pewny, czy bdzie na mnie pasowa, jakim[ cudem jednak udaBo si i le|aBa na mnie idealnie. ByBa biaBa. SkBadaBa si z koronkowego biustonosza, podnoszcego moje piersi i Badnie je podkre[lajcego, który koDczyB si paskiem koronki u doBu i koronkowych majteczek, lekko prze[witujcych po bokach. ByBa naprawd pikna i jedyne czego |aBowaBam, to tego, |e miaBam j ubra na scen, gdzie bdzie mogBo mnie oglda niewiadomo ilu obcych facetów, a nie miaBam czego[ takiego, gdy spdzaBam czas z moim chBopakiem. Szybko jednak kazaBam sobie nie my[le o tym. Nie potrzebowaBam by si rozklei dzisiaj my[lc o Chadzie. Tak naprawd przez ostatnie kilka dni rzadko o nim my[laBam. Tak byBo dobrze. Nie miaBam go nigdy wicej zobaczy 58 | S t r o n a Wracajc do mojego ubioru, wiedziaBam, |e Jake si stara. Wszystkie dziewczyny, które widziaBam tu wczoraj, miaBy na sobie du|o wicej odsBaniajc bielizn, a niektóre byBy topless, nie mogBam wic narzeka. & Przed wyj[ciem na scen denerwowaBam si jak jeszcze nigdy w |yciu. Jednak w momencie kiedy ju| tam stanBam, w [wietle reflektorów, caBy mój strach uleciaB. SkupiBam si tak jak mówiBa mi Rosalie, na swoim ciele, na tym by czu si seksownie i komfortowo. Nie my[laBam o tym, |e patrzy na mnie tBum facetów, zamknBam oczy i pozwoliBam prowadzi si swojemu ciaBu. PoczuBam si wolna, jak nigdy dotd& & MinBo 9 miesicy od mojego pierwszego wystpu. MówiBam sobie, |e to tylko na chwil, nie wyszBo. Nie kochaBam tej pracy, ale nie przychodziBam tu z nastawieniem, |e jej nienawidz. ZarabiaBam nienajgorzej, wtpiBam bym mogBa zarobi tyle w normalnej pracy. To pozwoliBo mi si usamodzielni, stan na nogi. Nie byBam ju| utrzymank Rosalie. ByBy[my przyjacióBkami, które razem mieszkaj, pBac na póB rachunki i tak dalej. PracowaBy[my razem. Nie miaBam czasu my[le nad tym by mogBo by inaczej, skoro tak byBo dobrze. Dziki temu, |e Jake miaB do mnie sBabo[, miaBam tu Batwiej. WiedziaBam, |e nie jestem lubiana w[ród innych tancerek, ale staraBam si tym nie przejmowa, miaBam Rosalie i to mi wystarczaBo. Co do bruneta, przestaB namawia mnie na romans z nim. PracowaBam dla niego, wic to nie miaBo szans si uda, a ja nie chciaBam |eby si udaBo. Po za tym podsBuchaBam raz jego rozmow z Rosalie. - Jake, prosz Ci przestaD my[le kutasem i zacznij gBow  warknBa na niego. - O co Ci chodzi Rose?  odburknB. - To dobra dziewczyna, wiele przeszBa i sam dobrze wiesz, |e nie powinna tu nawet pracowa. A ty jeszcze jej dokBadasz jej tymi aluzjami. - Jest ju| du| dziewczyn i umie o siebie sama zadba, nie musisz by jej ochroniarzem  jego gBos si podniósB. Rosalie znaBa go bardzo dobrze, musiaBa wiedzie, |e go wkurzyBa, mimo to kontynuowaBa. - Ty naprawd jeste[ taki [lepy?  krzyknBa.  Ona jest zagubiona i samotna. Potrzebuje faceta, nie mówi, |e tak nie jest, ale potrzebuje kogo[, kto si ni zaopiekuje, a nie Ciebie. - Ja te| mog si ni zaopiekowa. 59 | S t r o n a - Na ile Jake, na miesic, dwa, trzy? Nie widzisz tego, naprawd? Ona potrzebuje kogo[ na staBe, kto j pokocha, a ona bdzie kocha jego. Ty owszem zajmiesz si ni, ale oboje dobrze wiemy, |e nie bawisz si w zwizki na dBu|sz met, wic daj jej spokój. Nie wiedziaBam jak si odnie[ do tego, co powiedziaBa Rosalie. By mo|e znaBa mnie lepiej, ni| ja sama siebie. Najwa|niejsze, |e Jake daB mi spokój. Widocznie sBowa mojej przyjacióBki trafiBy do niego i zdaB sobie spraw, |e miaBa racj. To mnie cieszyBo. LubiBam Jake i byBam mu za wszystko wdziczna, nie chciaBam by sprawy si skomplikowaBy, a tak by si staBo, gdyby nie odpu[ciB. Nie zamierzaBam zmienia naszych relacji, nawet gdyby dalej robiB aluzj. - Bello, mo|emy porozmawia?  GBowa Rosalie, pokazaBa mi si w drzwiach. - Jasne Rose  odpowiedziaBam, u[miechajc si. - Pamitasz jak Ci opowiadaBam, |e zanim przyjechaBa[ braBam udziaB w kilku pokazach mody?  ZapytaBa siadajc obok mnie, na Bó|ku. - Oczywi[cie, opowiadaBa[ o tym z takim o|ywieniem  odpowiedziaBam z u[miechem. - Okazuje si, |e kto[ poleciB mnie komu[ i dostaBam anga| w kilku pokazach i mo|liwo[ kontraktu na rok. - To wspaniale Rose, tak si ciesz  rzuciBam si jej na szyje, [ciskajc j. Jej u[cisk byB jednak lekki, po czym szybko odsunBa si ode mnie. - Co jest? Nie cieszysz si?  ZapytaBam, a jej oczy odnalazBy moje. - Bardzo si ciesz Bells, ale to oznacza, |e musz si przenie[ do Nowego Yorku  wyszeptaBa. ZapadBa cisza, dopiero po dBu|szej chwili dotarBo do mnie, co Rose chciaBa mi przekaza. DostaBa prac i wyje|d|aBa. Nie na kilka dni, tygodni. PrzeprowadzaBa si na przynajmniej rok, a mo|e na staBe. ZostawaBam sama, znów. - Wyje|d|asz  udaBo mi si wyszepta. CzuBam wzbierajce si Bzy, przymknBam powieki, nie pozwalajc si im wydosta. - Jedz ze mn Bello  powiedziaBa. OtworzyBam oczy, przypatrujc si jej uwa|nie. - Jedz ze mn. Znajdziemy mieszkanie. Poszukasz pracy, to wielkie miasto, na pewno co[ uda ci si znalez.  PokrciBam gBow na nie. - Rose, nie mog zaczyna wszystkiego od nowa. Nie chc przez to znów przechodzi. - Chcesz tu zosta? I dalej taDczy? Bello to i tak si kiedy[ skoDczy, to nie jest praca do koDca |ycia. 60 | S t r o n a - Wiem, ale mam prac, pienidze, dach nad gBow. - Prosz Ci Bello, przemy[l to. Wiem, |e wywracam Twoje |ycie do góry nogami i prosz o wiele, ale nie chce Ci straci. - Ja Ciebie te| Rose, nie mam nikogo po za Tob, ale na razie tu zostan.  Jej spojrzenie byBo smutne, widziaBam w nim poczucie winy i co[ jeszcze, ale nie potrafiBam tego rozgryz. - Obiecaj mi tylko, |e bdziemy w staBym kontakcie, a ty to przemy[lisz i najwy|ej dolecisz do mnie dobrze? I bdziesz mi o wszystkim mówi, nawet gdyby byBo zle, obiecaj Bello.  PokiwaBam gBow, niezdolna wypowiedzie choby sBowo. ObawiaBam si, |e mogBabym si caBkowicie rozklei. Nie wiedziaBam co zrobi tutaj sama, bez Rosalie. & Tego wieczoru przyszBam sama do klubu i nie potrafiBam sobie wyobrazi, |e tak miaBo by ju| zawsze. Od 9 miesicy byBy[my praktycznie nierozBczne, a teraz ona miaBa by w innym stanie. Nieobecno[ Rosalie poczuBam jeszcze tego samego wieczoru, lub raczej nocy, kiedy wykonaBam swój pierwszy Lap Dance. ChciaBam by przyjacióBka byBa tu ze mn, by powiedziaBa mi co[ w stylu  Sama tego chciaBa[ do cholery. Teraz zepnij dup, pokr mu przed nosem biodrami i zmykaj. Nic takiego nie powiedziaBa. W sumie nie byBo tak zle, facet dla którego taDczyBam byB tak pijany, |e wtpi by wiedziaB, co si wokóB niego dzieje, a ja zaczBam si zastanawia jakim cholernym cudem przez ostatnie 9 miesicy tego nie robiBam. Czy Rosalie miaBa z tym co[ wspólnego? Je[li tak, to niedBugo si o tym przekonam& & - Hej Rose  powiedziaBam trzymajc sBuchawk ramieniem, mieszajc na przemian makaron i sos, które gotowaBam na obiad. - Hej lasko  odezwaBa si.  Opowiadaj, co tam u Ciebie? - Po za tym, |e mam za sob swój pierwszy Lap Dance, to nic. - Co masz?  warknBa mi do sBuchawki.  Pieprzony Jake, zostawi, go na pi minut samego  gderaBa dalej, chyba nie[wiadomie. - Czyli jednak to byBa Twoja sprawka  westchnBam.  Prdzej czy pózniej musiaBo do tego doj[ Rose. Szkoda tylko, |e Ciebie tu nie byBo. ByBam taka przera|ona.  GBos uwizB mi w gardle i usByszaBam jak przyjacióBka gwaBtownie wcignBa powietrze. - Przepraszam Bells, chciaBabym by z Toba  powiedziaBa i sByszaBam w jej gBosie smutek i ból. 61 | S t r o n a - Daj spokój, rozumiem to, nie mogBa[ po[wici swojej kariery po to by mnie niaDczy. - Apropo kariery Bell, rozmawiaBam dzisiaj z takim jednym fotografem po pokazie, szuka modelki, ma jaki[ du|y kontrakt z& nie wiem z kim, nie pamitam, w ka|dym razie ma na wyBczno[ wybór modelek. WspomniaBam mu o Tobie, mówiB |ebym mu dostarczyBa do koDca tygodnia jakie[ Twoje zdjcia. - Czy ty si sByszysz, kochanie ja mam 1.67 wzrostu, ale ze mnie modelka. - Jak by[ mi daBa dokoDczy to by[ wiedziaBa, |e to ma by sesja, nie pokaz, wic nie liczy si Twój wzrost, a to jak bdziesz wyglda na zdjciach. Dlatego nie pytam si Ciebie, a o[wiadczam Ci, |e jutro id wywoBa nasze wspólne zdjcia i mu je przekaza. - To nie ma sensu Rosalie  westchnBam. - A wBa[nie, |e ma. Trzeba próbowa Bello, je[li si nie uda, to trudno, a jak si uda, to [wietnie. Bdziesz mie tu prac, zarobisz, zamieszkasz ze mn, a co najwa|niejsze zostawisz rur. - I tak ci nie przekonam, prawda? - Nie  teraz to ona westchnBa.  Nie rozumiem czemu ty si tak upierasz. Co Ci szkodzi da fotografowi par swoich fotek? - Dobrze Rose, daj mu te zdjcia  poddaBam si, a teraz wybacz, ale obiad mi si zaraz przypali, a potem musz lecie do klubu. - Ok, to pa Bello. A wBa[nie, jak tak dalej pójdzie to albo umr tu z gBodu, ale przytyj. Wszystko przez te Twoje smaczne obiadki. - Nauczy si gotowa  przewróciBam oczami, [miejc si. - Nie, bo wtedy to ju| nie bd mie pretekstu, |eby Ci tu sprowadzi. - Pa Rose. & MinB kolejny miesic od wyjazdu Rose. {ycie bez Rosalie Hale byBo nudne. Rutyna wci| ta sama, ale ju| nie miaBam z kim si po[mia, ogldn film, potaDczy, czy obgadywa inne dziewczyny z klubu. SnuBam si caBymi dniami po mieszkaniu. JadBam, spaBam, chocia| ostatnio miaBam problemy, ze snem. ChodziBam do klubu, taDczyBam. Dzisiaj spieszyBam si do klubu, bo miaBam swój wBasny wystp. BaBam si jak cholera, chocia| byBam dobrze przygotowana. MiaBam swoj choreografi. Ró|niBa si od tej innych dziewczyn, które zwykle prezentowaBy. Nie byBam wci| ani tak sprawna jak one na rurze, ani tak wyuzdana. Jake jednak wczoraj bardzo mnie 62 | S t r o n a pochwaliB. WidziaBam, |e nie mógB oderwa wzroku ode mnie, co oznaczaBo, |e nie byBam kompletn Bamag, a dodam, |e wczoraj byBam w ubraniu. Na dzisiaj natomiast miaBam przygotowany komplet. MiaBam na sobie komplet czarnej bielizny. Biustonosz byB koronkowy, prze[witujcy i du|o odsBaniajcy, na nim miaBam tak jakby drugie miseczki, co prawda bardzo kuse, ale zasBaniajce mi sutki. Od jednych i drugich miseczek szBy ramiczka. DóB skBadaB si z czarnych, gBadkich majteczek, na których miaBam prze[witujcy pas do poDczoch, na ksztaBt kusej, prawie nic nie zakrywajcej spódniczki. Do tego oczywi[cie byBy seksowne, czarne poDczochy, wykoDczone czarn koronk. Na to wszystko miaBam mie zaBo|ony satynowy szlafroczek, z czego w duchu si cieszyBam, bo wiedziaBam, |e chocia| przez chwil nie bd tak roznegli|owana. UsByszaBam pierwsze dzwiki piosenki, do której miaBam taDczy - Christina Aguilera Express3. ZebraBam si w sobie i poszBam. Scena byBo tylko lekko o[wietlona, panowaB póBmrok. Dopiero kiedy dojd do koDca sceny, reflektor miaB by skierowany na mnie. ZamknBam na chwil oczy, przystawajc w cieniu, tak, |e nikt mnie nie widziaB. WziBam dwa gBbsze oddechy i zaczBam i[. Nie patrzyBam na tBum ludzi. SkupiBam si na muzyce i na sobie. KrciBam lekko biodrami przemierzajc scen. StanBam naprzeciwko metalowego dr|ka, majc go na wycignicie rki. Muzyka zaczBa si zmienia, zBapaBam dr|ek jedn rk i zaczBam chodzi wokóB niego. Moje stopy wybijaBy rytm, a wolna rka przemierzaBa drog od mojej szyi przez piersi do bioder. StanBam tyBem do dr|ka i przodem do sali, krcc biodrami, tak, |e tyBkiem ocieraBam si o metal. Gdy Aguilera zaczBa znowu [piewa, jednym ruchem zeszBam w dóB, kujc i przymykajc oczy. RozszerzyBam nogi, rkoma przejechaBam od swoich kolan, przez biodra, brzuch, tali, rozwizujc pasek od szlafroczka. Moje rce zaczBy dalej wdrowa, ocierajc si o piersi, szyj, a| dotarBy do wBosów, którymi potrzsnBam. ZBapaBam si nad gBow, obiema rekami za rur i otworzyBam oczy. Mój wzrok od razu napotkaB szmaragdow zieleD. WcignBam gBo[no powietrze do pBuc. Te oczy, zahipnotyzowaBy mnie. Nie mogBam oderwa od nich wzroku, a gdy to zrobiBam, przyjrzaBam si twarzy ich wBa[ciciela. MiaB mocn, kwadratow szczk, na której widoczny byB jednodniowy zarost. ByB zabójczo przystojny, nigdy kogo[ takiego nie widziaBam. Jego rude wBosy, byBy troch za dBugie i wygldaBy tak jakby zakoDczyB wBa[nie jak[ orgi. SiedziaB rozBo|ony w fotelu, w rce trzymajc szklank. Mój wzrok szybko powróciB do jego oczu, wpatrywaB si we mnie dalej. 3 https://www.youtube.com/watch?v=_3NIBC4vKOQ 63 | S t r o n a MusiaBam dokoDczy swój wystp. Nie potrafiBam jednak upu[ci jego oczu. TaDczyBam dalej, patrzc tylko na niego i wyobra|ajc sobie, |e jeste[my sami. Trzymajc si dr|ka i patrzc w szmaragdowe oczy, jadc plecami po metalu, podniosBam si do góry i obeszBam jeszcze raz rur, stajc przodem do niej i do sceny. KrciBam biodrami, a moje rce sunBy wzdBu| mojego ciaBa, natrafiBy na moje ramiona z których bole[nie powoli zaczBam [ciga szlafrok. ZostaBam w samej bieliznie. Nie czuBam skrpowania. Szmaragdowe oczy patrzyBy na mnie z widocznym po|daniem, skutecznie odwracajc moj uwag od mojego stroju. OdeszBam par kroków do tyBu, stanBam w rozkroku i zaczBam taDczy. KrciBam biodrami, wypiBam si do tyBu, a piersiami pochylajc do przodu. WBosami potrzsaBam w rytm bioder, podskoczyBam, Bczc nogi razem i prostujc si. OdwróciBam si przodem wci| seksownie krcc ciaBem w rytm muzyki, rkami zaczBam jezdzi po swoich nogach, przysiadajc po woli i wypinajc si, by po chwili znów si wyprostowa. UkBadajc ten ukBad ogldaBam tysice razy  Burlesk , chcc wyglda tak, jak gBówna bohaterka. Std pomysB na t piosenk. PodeszBam do rury, jedn nog okrciBam wokóB niej, Bapic si jednocze[nie rk i zakrciBam par razy. Pózniej stanBam znów przodem do niej, tak, |e miaBam j pomidzy swoimi nogami. Patrzc si rudemu w oczy, oblizaBam wargi i zaczBam schodzi znów w dóB, tym razem ocierajc si swoim kroczem o rur. UklknBam, dalej majc rur midzy nogami. OdchyliBam caBe swoje ciaBo do tyBu, prawie si kBadc. Swoj rk przejechaBam po swoim czuBym miejscu. ByBam mokra, napalona, od wBasnego taDca. Nie wiedziaBam co si ze mn dzieje. Le|c na podBodze, odepchnBam si nogami, unoszc pup do góry. Pózniej przetoczyBam si par razy na boki, je|d|c rkami po swoim ciele i delikatnie dotykajc swoich piersi. Nastpnie usiadBam na kolanach i odchyliBam si do przodu potrzsajc piersiami, gdy wypiBam pup, zaczBam ni krci. Wci| na kolanach zaczBam podchodzi do rury, Bapic si jej jedn rk, podniosBam si, znów o ni ocierajc. Mimo pasa miaBam na sobie poDczochy samono[ni, wic jedn rk powdrowaBam do tyBu i odpiBam pas, zostajc w samych majteczkach. Nie miaBam tego w planach. Patrzc na po|dliwy, szmaragdowy wzrok, rozpaczliwie zapragnBam, by poczuB to samo, co ja czuBam. Ten ogieD w |yBach. ZaczBam wymachiwa swoim pasem i rzuciBam go w stron mojego obserwatora, wyldowaB na jego kolanach. MrugnB do mnie, upijajc Byk pBynu ze szklanki. OkrciBam si jeszcze par razy wokóB rury i na ostatnie sBowo w piosence, daBam sobie klapsa. Zaczto bi prawa, a ja odkleiBam swój wzrok, od rudowBosego, ukBoniBam si i zeszBam ze sceny. PodeszBam do baru, u[miechnBam si do nowej barmanki, któr przyjto na miejsce Rosalie. ByBa jedyn osob w tym miejscu po za brunetem, z któr rozmawiaBam. MrugnBa do mnie i podaBa mi drinka. WypiBam go praktycznie na raz. Troch pBynu wypBynBo mi kcikami ust, zje|d|ajc do mojego dekoltu. PoczuBam, |e kto[ koBo mnie stanB. 64 | S t r o n a - Whisky  usByszaBam. PoczuBam ciarki na caBym ciele, sByszc ten gBboki gBos. WiedziaBam, kto koBo mnie stoi. Moje oczy po raz kolejny napotkaBy jego. Szmaragdowa zieleD obezwBadniBa mnie. - MiaBem cich nadziej, |e to jednak nie koniec wystpu  wymruczaB, do mojego ucha, pochylajc si nade mn. - Có|, przykro mi, |e musz pana rozczarowa  odpowiedziaBam, zachrypnitym gBosem. - Czy mo|na w takim razie liczy na osobisty wystp?  Jego wzrok przemknB po moim roznegli|owanym ciele, szybko powracajc do moich oczu. OblizaBam usta, które nagle staBy si bardzo suche  ByBbym zapomniaB  za[miaB si cicho, po czym podaB mi mój pas.  Chyba to zgubiBa[. - Raczej podarowaBam.  PowiedziaBam i odwróciBam si, chcc odej[. MusiaBam znalez si jak najdalej od niego. ZBapaB mnie za rk, a ja poczuBam dreszcz przebiegajcy od naszych splecionych rk, wprost do mojego krocza. - Nie odpowiedziaBa[ na moje pytanie. - To zale|y jakiego rodzaju taniec ma pan na my[li  powiedziaBam podkre[lajc sBowo  pan . - Lap Dance? To chyba mie[ci si w waszej standardowej ofercie.  ZazgrzytaBam zbami, na jego sBowa. Dupek. Jak ka|dy facet tutaj, traktowaB mnie jak towar, a czego ja si niby spodziewaBam? - Ale| oczywi[cie  prawie warknBam.  Prosz usi[, zaraz do pana podejd.  KiwnBam jeszcze raz w stron tej nowej dziewczyny. WybiBam drugiego drinka i zaBo|yBam swój pas, po czym skierowaBam si w stron rudego. U[miechnB si na mój widok. A ja? BaBam si. ByBo w tym m|czyznie co[ takiego, nie wiedziaBam co to, ale zdawaBam sobie spraw, |e przebywanie w jego towarzystwie mo|e si dla mnie zle skoDczy. PrzycigaB mnie do siebie jak magnes, te jego oczy, od których nie mogBam oderwa wzroku. Dreszcz, które przebiegB przez moje ciaBo, gdy mnie dotknB. ByB niewtpliwie przystojny. Nigdy nie czuBam si w towarzystwie Chada tak jak przy nim. PodeszBam do niego i wdrapaBam mu si na kolana. Jego u[miech si poszerzyB, gdy przeniósB swój wzrok na moje póB nagie ciaBo. ZBczyBam jego nogi, swoje kBadc po obu stronach jego ud, nachyliBam si w jego stron. Moje usta znajdowaBy si zaledwie centymetr o jego skóry, po czym wyszeptaBam. - Prosz patrze, póki masz okazj  celowo powiedziaBam do niego na ty. OdsunBam si od niego, klczc wyprostowaBam swoje ciaBo i zaczBam nim pontnie rusza. WyginaBam si, a moje rce bBdziBy po wszystkich krzywiznach mojego ciaBa. SpojrzaBam w jego oczy, które staBy si niemal czarne. UsiadBam na jego kolanach, odchylajc si do tyBy tak, |e prawie poBo|yBam si plecami na jego 65 | S t r o n a nogach, po czym podniosBam si, siadajc niebezpiecznie blisko jego ciaBa. Jego rce znalazBy si na moim tyBku i przycisnB moje ciaBo do swojego. Jknli[my oboje, gdy otarBam si o jego cholernie twardego penisa. Jego rce ugniataBy mój tyBek i byBo to piekielnie przyjemne doznanie. OtarBam si jeszcze raz o niego po czym wstaBam z jego kolan i cofnBam si o krok do tyBu. OdwróciBam si tyBem do niego, wypinajc swój tyBek. Moje rce zaczBy wdrówk przez moje ciaBo. OdwróciBam gBow w jego stron, oblizaBam wargi i kucnBam. PoruszyBam par razy tyBkiem i ze swoimi rkami na nim, podniosBam si. OdwróciBam w jego stron podeszBam do niego. ZBapaBam na krawat, który dopiero teraz zauwa|yBam, poluzniBam go i odepchnBam. Znów odwracajc si do niego tyBem usiadBam mu na kolanach krcc biodrami i tyBkiem i zaczBam si o niego ociera. SByszaBam jego jki i warknicia, z trudem powstrzymujc wBasne. SByszc, |e piosenka dobiega koDca, wstaBam, odwracajc si i sadowic mu na kolanach, przodem do niego. ZdjBam jego krawat z szyi i odpiBam pierwsze dwa guziki koszuli. Jego zapach doleciaB do moich nozdrzy i westchnBam. PachniaB nieziemsko. Jego rce znów znalazBy si na moim ciele, zaczB jezdzi nimi po moich krzywiznach. Jego ciaBo odkleiBo si od oparcia fotela i przybli|yBo do mnie. Piosenka si skoDczyBa, a on patrzyB mi w oczy. Jego twarz niebezpiecznie zbli|aBa si do mojej. PatrzyBam zahipnotyzowana na jego usta. ChciaB mnie pocaBowa. UsByszaBam kolejn piosenk i szybko otrzsnBam si z tego stanu, w którym byBam. - Mam nadziej, |e jest pan usatysfakcjonowany  wyjkaBam i pospiesznie zeszBam z jego kolach. OdwróciBam si i zaczBam szybkim krokiem i[ w stron garderoby. ZBapaB mnie za rk, odwracajc w swoj stron i przycigajc Do siebie. - Spdz ze mn noc  powiedziaB, a moje oczy otworzyBy si w szoku.

Wyszukiwarka