plik


ÿþCredo Mutwa Poni|szy wywiad z Credo Mutw przeprowadzony zostaB przez Ricka Martina z magazynu  Spectrum w 1999 roku. Wysoki afrykakaDski szaman Credo Mutwa twierdzi, i| uprowadzony zostaB przez istoty, które jego lud zwie Mantindane. Co ciekawe przypominaj one wygldem i zachowaniem znanych mieszkaDcom Zachodu Szaraków. Twierdzi, i| istoty te nkaj Afrykanów, sBu|c Chitauli - ludziom-jaszczurom, których ludzie czcili jako bogów. WedBug niego zbli|a si moment konfrontacji z nimi. Mutwa mówi te| o wielu innych sprawach - nieznanej historii, tajemniczych kompleksach, hybrydach i abdukcjach& KIM JEST CREDO MUTWA? W[ród ró|nic dzielcych ludzi mentalno[ i postrzeganie [wiata wydaje si by jedn z najwikszych barier. To nie tylko bariera mentalno[ci pokoleD, znana wszystkim, ale tak|e próg, przez jaki musimy przej[ starajc si zrozumie przedstawicieli innych, czsto skrajnie odmiennych i znacznie starszych kultur. Bariera ta powoduje, i| w Zachód z pewnym uprzedzeniem postrzega kultur i dorobek wielu ludów, w tym Afryki. Wiele jest historycznych przyczyn, z których tak si staBo. Jedn z nich byBo zapewne szerzenie si chrze[cijaDstwa, które wykreowaBo wizerunek Afryki jako ldu koczowniczych wymagajcych nawrócenia siB analfabetów. Tymczasem wszyscy, którym obcy jest ten tok my[lenia wiedz doskonale, |e jest zupeBnie inaczej, za[ ludom niesBusznie postrzeganym jako  dzikie , w przeszBo[ci udaBo si zbudowa trwaBe cywilizacje o bogatym dorobku kulturalnym oraz wiedzy o naturze, która dla wielu Afrykanów jest czym[ zgoBa innym, ni| dla przedstawiciela kultury zachodniej. Drug kwesti jest tu wiedza, nie tylko ta odnoszca si do sztuki przetrwania i przyrody, ale tak|e wiedza zapomniana  przekazywana z pokolenia na pokolenie, której gBównymi szafarzami jest plemienna starszyzna i szamani. BiaBemu czBowiekowi wyda si to zapewne obce i prymitywne, jednak niektóre ludy wci| posiadaj co[, co okre[li mo|emy jako  zapomniana wiedza (zapomniana przez biaBego czBowieka), czsto przez zachodnich badaczy szufladkowana w ramach folkloru. Pochodzcy z Republiki PoBudniowej Afryki sangoma (szaman lub uzdrowiciel) i wysoki sanusi (jasnowidz i znawca tradycji) Vusamazulu Credo Mutwa jest tego typowym przykBadem czBowieka, który posiadB tak wiedz i jako jeden z niewielu, podzieliB si j z innymi. Credo uwa|any jest przez wielu za najbardziej znanego afrykaDskiego uzdrowiciela XX wieku. Jest on tak|e liderem duchowym sanusich i sangomów w PoBudniowej Afryce, jak równie| pisarzem i artyst. Mutwa przyszedB na [wiat w roku 1921 roku w poBudniowoafrykaDskim Natalu. Jego przydomek Vasamazulu nadany mu zostaB w czasie inicjacji na sangom i oznacza  ten, który budzi Zulusów . Imi Credo nadane zostaBo mu przez ojca  chrze[cijanina, który odwróciB si jednak od syna, kiedy ten postanowiB zosta szamanem. Dlaczego jednak jego twierdzenia czyni go innym od reszty sangomów? Pierwszym i najwa|niejszym powodem jest to, |e Mutwa otwarcie przyznaB si do uprowadzenia przez istoty, które w folklorze Zulusów nazywaj si Mantindane. Jednak co wicej, przypominaj zdumiewajco swym wygldem wielkogBowych Szaraków  którzy zadomowili si na dobre w umysBach mieszkaDców Zachodu. Istoty te wedBug sBów Mutwy oskar|a si o czste uprowadzenia ludzi i poddawanie ich pewnym zabiegom, czsto traumatycznym i bolesnym, czego on sam do[wiadczyB w 1959 roku w górach Zimbabwe. W[ród pierwszych zachodnich badaczy zjawiska UFO, którzy dotarli do Credo Mutwy, znajdowaB si John E. Mack. - Credo zdawaB si by dostojn, wrcz majestatyczn postaci wraz ze swymi kolorowymi szatami i ci|kimi ozdobami sangomy, które jak si wydawaBo [cigaBy go na ziemi  wyja[nia Mack w ksi|ce pt.  Passport to Kosmos . Po nim rozmawiali z nim australijski ufolog Bill Chalker, kontrowersyjny zwolennik teorii spiskowych David Icke (który nazwaB Mutw  geniuszem ) a tak|e znany pisarz poruszajcy tematy nieznanej historii Ziemi, Zecharia Sitchin. Wszystkich z nich zainteresowaBy nie tylko wspomnienia Credo odnoszce si do abdukcji przez Mantindane, ale i jego twierdzenia mówice o tym, co najpro[ciej okre[li mo|na jako  obca ingerencja . Dla Credo Mutwy, który w swym |yciu zwiedziB nie tylko caB Afryk, ale i wiele paDstw [wiata i który zapoznaB si z wiedz i tradycj innych szamanów, zdumiewajce wydaBy si analogie midzy znanymi mu z Afryki opowie[ciami i tym, co opowiedzieli mu azjatyccy lub aborygeDscy szamani. Mutwa, rozdarty jak sam mówi midzy dwa [wiaty -  uwiziony z jednej strony przez my[l zachodni, w tym religi chrze[cijaDsk oraz my[l afrykaDsk dzi[ Batwo akceptuje te zjawiska i rzeczy, które dla innych wydadz si tylko rzecz z pogranicza przesdu, wierzeD i zacofania. Dla niego Ziemia to nie planeta ludzi  przynajmniej nie w caBo[ci. Dzielimy j bowiem z istotami (zupeBnie materialnymi) które wpBywajc w znaczny sposób na bieg ludzkiej historii, zdaj si by owym ukrytym czynnikiem stojcym za wieloma wydarzeniami. Nie chodzi tu tylko o wymienionych ju| Mantindane, które s cz[ci tej wielkiej caBo[ci, lecz ich zwierzchników  istoty znane przez wiele afrykaDskich plemion, za[ przez Zulusów okre[lane jako Chitauli. Mutwa twierdzi, i| staro|ytne afrykaDskie legendy, znane na caBym kontynencie, opowiadaj o ich przybyciu z gwiazd na spokojn Ziemi, na której |yjcym w harmonii ludziom zaszczepione i przekazane zostaBo to, wskutek czego dzi[ cierpi jej mieszkaDcy. Przypominajcy gady Chitauli, którzy przedstawili si jako bogowie obiecali, i| w pewnym momencie w przyszBo[ci powróc na Ziemi, która stanie si ich domem. Chitauli, którzy w przeszBo[ci niszczyli niepokorne ziemskie cywilizacje to niewidoczny czynnik kierujcy histori i rozwojem ludzko[ci, swe cele osigajcy przy pomocy Mantindane, które s  cz[ci Ziemi i nie powinno si ich uwa|a za obcych. - My i mantindane jeste[my jedn i t sam gBupi ras  stwierdziB raz Mutwa. Nie s nam obcy. Pewien jestem, |e to nasi przyszli potomkowie. Przygldajc si ró|nym typom tych istot stwierdzi mo|na, |e Mantindane s najwa|niejsz dla Afrykanów ras, która jednocze[nie budzi u nich wielki strach. Samo sBowo  mantindane tBumaczy si jako  krzywdzcy . Credo opisaB je Mackowi jako szkodliwe i  paso|ytnicze istoty, obok których istnieje jeszcze kilkana[cie innych typów. Mutwa twierdzi, i| ludzko[ nigdy nie osignie prawdziwego postpu, dopóki istoty te   paso|yty potrzebujce bardziej nas, ni| my ich , postrzegane bd jako nadludzie  niepokonani bogowie. ABDUKCJA CREDO MUTWY Zwiat przedstawiany przez Mutw to miejsce, gdzie przenika si to, co niewidzialne, z tym co materialne. Takie widzenie [wiata obce jest ju| biaBemu czBowiekowi, który swe niegdysiejsze wierzenia zastpiB zinstytucjonalizowan religi, która w znacznie wikszym stopniu pozwala na manipulowanie masami i utrzymanie porzdku. Jednak dla wielu Afrykanów (i nie tylko), [wiat ukryty i ten, jaki my nazywamy materialnym, stanowi swego rodzaju jedno[. Postrzeganie [wiata to jedna sprawa. Przyzna trzeba, |e twierdzenia Mutwy nie dla wszystkich oka| si Batwe to zaakceptowania a nawaB przekazanych przez niego informacji dotyczcych sfer takich jak nieznana historia ludzko[ci, obce istoty, podziemne bazy, hybrydy, abdukcje i implanty daje wra|enie opowie[ci (zbyt) fantastycznej. Mimo to, jednoznaczne zaklasyfikowanie jego pogldów jako prawdy lub faBszu, jest z jednej strony zbyt ryzykowne, a z drugiej niesprawiedliwe. Jest tak, bowiem z punktu widzenia ufologicznego, opowie[ Mutwy dotyczca jego uprowadzenia przez obce istoty (przypominajca nieco przypadek Villas-Boasa, który miaB miejsce 2 lata wcze[niej), zawiera wiele interesujcych szczegóBów znanych nam z przypadków europejskich i amerykaDskich. Je[li to prawda, i| Mutwa nie miaB |adnej styczno[ci z literatur ufologiczn i fantastyczn i swe teorie bazuje jedynie na szamaDskiej i tradycyjnej wiedzy, jego spojrzenie na zjawisko UFO i uprowadzeD przez istoty pozaziemskie wydaje si niezwykle ciekawe, oryginalne, trafne i pokrywajce si z wieloma relacjami osób uprowadzonych. Wiele z rzeczy, o których wspomina zuluski szaman, dotyczcych m.in. sposobów przeprowadzania, celu i skutków abdukcji, wydaj si pasowa do szczegóBów opowie[ci innych osób, które tego do[wiadczyBy. Mówienie o istotach pozaziemskich, wedBug Mutwy, to równie| pewna nie[cisBo[, bowiem uwa|a on, |e s one takimi samymi mieszkaDcami Ziemi, jak i my, bdc ponadto istotami w peBni materialnymi. LOS AFRYKI Credo Mutwa daje tak|e wyraznie zna o wielkich problemach Afryki i obawach zwizanych z przetrwaniem jej najstarszych ludów i zachowaniem wiedzy, której jest stra|nikiem, a tak|e wielu innych zjawiskach, czsto luzno zwizanych z jego opowie[ciami o Chitauli. Ka|dy czytelnik gotowy zapozna si z tym, o czym mówi i co zawarte zostaBo w poni|szym wywiadzie, po przeanalizowaniu zawartych tam twierdzeD, powinien zada sobie wiele pytaD, a w[ród nich:  Czy naprawd dobrze odczytujemy sens tego, co mówi? Zdaje si, |e Mutwa, ze sw wiedz i twierdzeniami, doskonale (cho nie wiadomo czy celowo) wpasowaB si w sensacyjny nurt lansowany przez Davida Icke  postaci (dyplomatycznie rzecz ujmujc) wielce  kontrowersyjnej . Sam Mutwa wyraznie prosi wszystkich powtpiewajcych, w tym naukowców, aby sami próbowali przyjrze si bli|ej i zbada to, o czym mówi. Gdyby powiza ze sob niektóre z tych faktów, jawi nam si przed oczyma wielka teoria konspiracyjna mówica o rasie ludzkiej przygotowujcej Ziemi do zasiedlenia przez inne istoty (przypominajce wygldem te, które spotkaB Jim Sparks) - dogldan przez nie i kontrolowan koloni, w pewnym sensie bdc nawet ich tworem. Historie i legendy, a tak|e mitologie wielu ludów [wiata rzeczywi[cie wydaj si zawiera wiele podobieDstw i zdumiewajcych analogii. Czy istniej jednak podstawy, aby tak twierdzi? Twierdzeniom Mutwy trudno odmówi oryginalno[ci a czasem i racji. Mimo wszystko, sam czytelnik musi odpowiedzie sobie na wiele pitrzcych si pytaD, jakie powstan w czasie lektury tego materiaBu. RICK MARTIN: Na samym pocztku pozwol sobie powiedzie, i| rozmowa z panem to zaszczyt i przywilej. ChciaBbym podzikowa Davidowi Ickle i dr Joubertowi, bez których ta rozmowa nie doszBaby do skutku. Niektórzy z naszych czytelników zdaj sobie spraw z istnienia zmiennoksztaBtnych gadopodobnych stworzeD, o których chciaBbym z panem porozmawia. Zatem pierwsze pytanie: Co mo|e pan powiedzie o zmiennoksztaBtnych istotach i ich pobycie na naszej planecie? Czy ma pan o nich wicej informacji? Skd pochodz? CREDO MUTWA: Czy pana gazeta mo|e wysBa ludzi do Afryki? - Przepraszam, nie zrozumiaBem. Mo|e pan powtórzy? - Czy paDska gazeta mo|e wysBa kogo[ do Afryki w najbli|szej przyszBo[ci? - Na razie le|y to poza naszymi mo|liwo[ciami, ale mo|e zmieni si w przyszBo[ci. - S bowiem pewne rzeczy, które paDska gazeta mogBaby sprawdzi, niezale|nie ode mnie. Czy sByszaB pan o kraju o nazwie Rwanda w Zrodkowej Afryce? - Tak. - Ludy Rwandy jak Hutu, a tak|e Watusi mówi (ale nie jako jedyni w Afryce), |e ich najdalsi przodkowie wywodzili si z rasy istot, które oni nazywaj Imanujela, co oznacza dosBownie  Panowie, którzy przybyli . Pewne zachodnioafrykaDskie plemiona jak Bambara mówi o tym samym. Twierdz, |e przybyli z nieba przed wieloma pokoleniami jako rasa wysoce rozwinitych istot o przera|ajcym wygldzie, które przypominaBy wygldem ludzi. Nazywaj je Zishwezi. SBowo to oznacza istoty, które mog szybowa po niebie albo sun po wodzie. Ludy Hutu oraz Tutsi (inaczej Watusi)  wedBug uczonych nie ró|nice si od siebie, znane s gBównie wskutek masakry, jakiej ekstremi[ci z Hutu dopu[cili si na Watusi, w cigu ok. 3 miesicy w 1994 zabijajc od 800.000 do 1.000.000 ludzi. Wszyscy, drogi panie, sByszeli o ludzie Dogonów z Zachodniej Afryki, który mówi o pozaziemianach. Nie tylko jednak Dogoni, ale wiele ludów Afryki twierdzi, i| ich królów nama[ciBa rasa istot nadnaturalnych, która przybyBa z niebios. Dogonowie to lud zamieszkujcy Mali w Zachodniej Afryce. Stali si oni celem wielu badaD i kontrowersji wskutek twierdzeD niektórych naukowców, i| Dogoni posiadaj rozlegB wiedz na temat budowy naszego UkBadu SBonecznego oraz w szczególno[ci Syriusza. Wiedzieli oni np. rzekomo o istnieniu Syriusza-B, co niemo|liwe jest do stwierdzenia bez u|ycia nowoczesnych teleskopów. Wiedza kosmologiczna Dogonów ma odzwierciedla si tak|e w ich mitologii. Dogonowie, kiedy[ uwa|ani za najlepszy dowód potwierdzajcy tez o odwiedzinach cywilizacji pozaziemskiej (lub nawet osiedleniu si jej czBonków na Ziemi), dzi[ staj si obiektem krytyki. Ich wiedza na temat Wszech[wiata miaBa zosta im przekazana przez zachodnich badaczy, za[ caBa sprawa wedBug niektórych wydawaBa si wielk mistyfikacj.  kliknij, aby dowiedzie si wicej - Czy sBucha mnie pan? - O tak, prosz kontynuowa. - Mog tak mówi i mówi, ale prosz pozwoli mi zwróci uwag na mój lud  Zulusów z PoBudnia Afryki. - Prosz. IMBULU - Zulusi  sBawnymi wojownikami i do których nale|aB król Czaka. Je[li zapyta antropologa z RPA o znaczenie nazwy Zulusi, powie on, |e  Zulu oznacza  niebo , oni sami za[ nazywaj si  ludzmi z nieba . Ale to nieprawda prosz pana. W jzyku Zulu, sBowem oznaczajcym niebo, niebieskie niebo, jest  sibakabaka . Z kolei przestrzeD midzyplanetarn okre[lamy  izulu lub  weduzulu , co oznacza  ciemne niebo z gwiazdami, jakie wida noc . Ma ono tak|e zwizek z podró|owaniem. Zuluskim sBowem na okre[lajcym |ycie w podró|y jest  izula . Rozumie pan, |e Zulusi zdawali sobie spraw z tego, ze mo|na przemierza przestrzeD kosmiczn, ale przestrzeD  nie powietrze, jak ptak. Zulusi twierdz, |e wiele, wiele tysicy lat temu z niebios przybyBa na Ziemi rasa ludzi przypominajcych jaszczury, które mogBy na swe |yczenie zmienia ksztaBty. Ludzie za[ wydawali swe córki za owe istoty, wskutek czego powstaBa pot|na rasa królów i plemiennych wodzów. Istniej setki opowie[ci, w których kobieta-jaszczur przybiera posta ludzkiej ksi|niczki i udaje j, aby wyj[ za m| za zuluskiego ksicia. [Ksiga Rodzaju mówi:  A kiedy ludzie zaczli si mno|y na ziemi, rodziBy im si córki. Synowie Boga widzc, |e córki czBowiecze s pikne, brali je sobie za |ony, wszystkie, jakie im si tylko podobaBy. [& ] A w owych czasach byli na ziemi olbrzymi; a tak|e pó|niej, gdy synowie Boga zbli|ali si do córek czBowieczych, te im rodziBy. Byli to wic owi mocarze, majcy sBaw w owych dawnych czasach. ] Ka|de dziecko w RPA zna histori ksi|niczki o imieniu Khombecansini, która po[lubiBa ksicia Kakak  którego imi oznacza  o[wiecony . Pewnego dnia, kiedy Khombecansini zbieraBa w lesie drewno, spotkaBa si z istot zwan Imbulu. Imbulu byB jaszczurk o ciele i koDczynach czBowieka, ale z dBugim ogonem. RzekBa on do Khombecansini:  O, jaka| jeste[ pikna. {aBuj, |e nie jestem taki jak ty. ChciaBbym tak wyglda. Czy mog do ciebie podej[?  zapytaBa kobieta Imbulu ksi|niczk. Ksi|niczka odrzekBa:  Tak, mo|esz. Wtedy to jaszczurka, która byBa wy|sza od niej, podeszBa bli|ej, plunBa w oczy Khombecansini i zaczBa si zmienia w czBowieka i wyglda coraz bardziej i bardziej jak dziewczyna, za wyjtkiem swego dBugiego ogona. Potem w sposób agresywny kobieta jaszczur unieruchomiBa ksi|niczk, zabraBa jej bransolety i korale a tak|e sukni i zaBo|yBa je na siebie. Tak staBa si ksi|niczk. W buszu pojawiBy si zatem dwie identyczne kobiety  zmieniajca ksztaBty kobieta-jaszczur i Khombecansini. Jaszczurzyca powiedziaBa jej:  Teraz jeste[ moj niewolnic. Bdziesz moj druhn w czasie [lubu. Ja bd tob, a ty bdziesz moj niewolnic  chodz! Nastpnie wziBa kij i zaczBa nim okBada biedn ksi|niczk. Potem za[ udaBa si obok innych dziewczt  druhen panny mBodej, jak to jest w zuluskim zwyczaju, do wioski ksicia Kakaki. Jednak przed przybyciem do wioski musiaBa zrobi co[ ze swym ogonem i jako[ go ukry. ZmusiBa wic ksi|niczk do utkania sitaki, w któr schowaBa ogon i przywizaBa [ci[le do ciaBa. WygldaBa teraz niczym bardzo atrakcyjna zuluska kobieta. Potem, kiedy staBa si ju| |on ksicia, w wiosce zaczBy si dzia dziwne rzeczy. ZaczBo (za spraw faBszywej ksi|niczki) znika mleko, które noc wysysaBa poprzez niewielki otwór na koDcu ogona. Jej te[ciowa rzekBa:  Co to? Dlaczego mleko znika? W koDcu stwierdziBa:  Widz, |e w[ród nas jest Imbulu. Jej te[ciowa, bardzo mdra starsza kobieta powiedziaBa:  Nale|y od frontowej cz[ci wioski wykopa dziur i wypeBni j mlekiem. Tak te| zrobiono. Potem wszystkim miejscowym dziewcztom nakazano, aby przeskoczy przez ni, co robiBy jedna za drug. Kiedy zmuszono do tego  zmiennoksztaBtn gro|c wBóczni, skoczyBa, ale jej dBugi ogon wysunB si z siatki. Wojownicy zabili j a prawdziwa Khombecansini staBa si |on Kakaki. Ta historia ma wiele wersji. W[ród plemion w RPA znalez mo|na podobne historie o niezwykBych stworzeniach zdolnych do zmiany z jaszczura w czBowieka, lub z gada w inn form |ycia. Te stworzenia, prosz pana, naprawd istniej. Nie wa|ne gdzie si uda  do PoBudniowej, Wschodniej, Zachodniej czy Zrodkowej Afryki  wszdzie bd one opisywane tak samo, nawet w[ród plemion, które nigdy w czasie swej dBugiej historii nie miaBy ze sob kontaktu. Takie stworzenia wic istniej. Ale skd pochodz, tego nie wiem. Co[ jednak Bczy je z pewnymi gwiazdami na niebie a jedne z du| grup gwiazd, które stanowi cz[ Drogi Mlecznej i któr moi ludzie nazywaj Ingiyab   Wielkim W|em . Istnieje tam czerwona, czerwonawa gwiazda w pobli|u wierzchoBka tej wielkiej obrczy gwiazd, który ludzie zw IsoneNkanyamba. [W| zdaje si by wspólnym symbolem w wielu [wiatowych kulturach i religiach. W| to zarówno kusiciel z edeDskiego drzewa, jak i aztecki Quetzalcoatl. Istnieje wiele innych podobnych przykBadów.] Gwiazda nazywa si IsoneNkanyamba, ale udaBo mi si znalez zachodni nazw. To Alfa Centauri. Widzi pan, |e istnieje co[ wartego dalszego badania. Bowiem dlaczego ponad 500 plemion w ró|nych cz[ciach Afryki, które odwiedziBem w cigu ostatnich 40 czy 50 lat mówi o podobnych stworzeniach? Mówi si, |e |ywi si one ludzmi i pewnego razu zawezwaBy na wojn samego Boga, poniewa| chciaBy kontrolowa nasz Wszech[wiat. Bóg stoczyB z nimi wielk bitw, pokonaB je i zraniB, zmuszajc, aby skryBy si w podziemnych miastach. UkryBy si one w podziemnych pieczarach, poniewa| zawsze odczuwaj chBód. W nich, jak nam mówiono, pal si ogromne ognie, podtrzymywane przez niewolników. Mówi si tak|e, |e ci Zuswazi, Imbulu, czy jakkolwiek si je nazywa, nie s w stanie spo|ywa staBych pokarmów. {ywi si albo krwi czBowieka, albo t energi, któr ludzie wyzwalaj, kiedy na powierzchni walcz ze sob i zabijaj si na wielk skal. Opis walki z Bogiem i siedziby Chitauli przypomina niezwykle znane chrze[cijanom wyobra|enie piekBa, jako miejsca zamieszkania Szatana  upadBego anioBa. Czstokro przedstawiane jest jako podziemna kraina z wiecznie pBoncym ogniem. Nie wiadomo jednak, czy na legend, o której mówi Mutwa nie miaBo wpBywu chrze[cijaDstwo. W ka|dy razie, podobieDstwo wydaje si uderzajce. Warto zwróci uwag na kuszenie do zBego, jakiego zarówno Szatan jak i Chitauli si dopuszczaj. SpotkaBem ludzi, którzy uszli pocztkowej masakrze w Rwandzie i którzy przera|eni byli tym, co dzieje si w ich kraju. Mówili, |e rzezie dokonywane przez Watusi i Hutu to w rzeczywisto[ci karmienie Imanujela. Poniewa| lubi one pobiera energi generowan przez zastraszanych lub zabijanych ludzi. Przejdzmy zatem do interesujcej sprawy. Je[li przyjrze si jzykom wielu afrykaDskich ludów odkry mo|na, |e zawieraj one sBowa podobne do sBów z jzyków orientalnych, bliskowschodnich czy indiaDskich. Samo sBowo Imanujela oznacza  Pan, który przychodzi . SBowo, które napotka mo|na w Rwandzie, w[ród tamtejszych Hutu i Watusi jest niezwykle podobne do imienia  Immanuel , co oznacza  Pan jest z nami . Imanujela mo|e oznacza  tych, którzy przybyli, Panów, którzy s z nami. PRZYBYCIE CHITAULI Nasz lud uwa|a, prosz pana, |e my na Ziemi nie jeste[my panami swego losu, cho w rzeczywisto[ci próbuje si nas przekona, |e tak wBa[nie jest. Nasi ludzie mówi, |e Czarni ludzie wszystkich plemion, wszyscy afrykaDscy szamani, je[li ju| zdecyduj si powierzy komu[ swe sekrety to powiedz, |e obok Imanujela s Imbulu. Jest te| kolejna nazwa, któr okre[la si te istoty  to Chitauli. Ono oznacza  dyktatorów, tych, którzy przekazali nam prawo  innymi sBowy  tych, którzy w sekrecie powiedzieli nam, co robi. Mówi si, |e Chitauli dokonali dla nas wielu rzeczy, kiedy przybyli na t planet. Wybaczy pan, ale musz si podzieli z panem t histori. To jedna z najbardziej kontrowersyjnych, na jakie mo|na natrafi w Afryce w[ród sekretnych szamaDskich stowarzyszeD i innych miejsc, gdzie przechowuje si staro|ytn wiedz i mdro[. Mówi si, |e pocztkowo Ziemia pokryta byBa bardzo grub warstw mgBy, tak |e ludzie nie mogli widzie na niebie SBoDca, a jedynie mdBe [wiatBo. Noc Ksi|yc widzieli jako delikatny pazur z racji mgieB. Nieprzerwanie padaB te| deszcz, cho nie byBo grzmotów ani burz. [Wizje utraconego raju czsto przejawiaj si w mitologiach i religiach. Najlepszym przykBadem jest Ogród Edenu ukazany w Biblii. Podobne krainy szcz[liwo[ci pojawiaBy si tak|e pózniej, np. pod postaci Hiperborei.] Zwiat gsto porastaBy wielkie lasy i d|ungle, za[ ludzie |yli w pokoju. Byli wówczas szcz[liwi, cho jak mówi si, nie posiadali zdolno[ci mowy. Wydawali jedynie [mieszne dzwiki, jak radosne maBpy czy pawiany, ale nie mówili, jak my dzi[. W tych wiekach ludzie porozumiewali si z innymi za pomoc swego umysBu. M|czyzna mógB zawoBa |on my[lc o niej, o jej ksztaBtach, twarzy, zapachu, dotyku wBosów. My[liwy szedB do lasu i wzywaB zwierzyn, za[ spo[ród niej delegowano osobniki stare i zmczone, oferujc swe miso za szybkie pozbawienie |ycia. Nie stosowano przemocy wobec zwierzt. Wówczas nie szkodzono ani naturze, ani ludziom. CzBowiek prosiB przyrod o po|ywienie, podchodziB do drzew i my[laB o owocach, za[ to pozwalaBo mu wzi kilka z tych, które spadBy na ziemi. Mówi si jednak, |e potem, kiedy Chitauli przybyli na Ziemi w swych przera|ajcych maszynach, które poruszaBy si w powietrzu, maszynach w ksztaBcie wielkich mis, które wydawaBy z siebie przerazliwy haBas i ogieD w niebiosach. Chitauli powiedzieli ludziom, których siB zgromadzili przy pomocy ognistych biczów, |e s wielkimi bogami z nieba, za[ oni otrzymaj od nich wiele darów. Tak zwani bogowie, wygldali jak ludzie, cho byli od nich znacznie wy|si, mieli dBugie ogony i przerazliwe ogniste oczy. Niektórzy z nich mieli dwoje |óBtych jasnych oczu, inni za[ ich troje, z czerwonym i okrgBym okiem po[rodku czoBa. Istoty te odebraBy ludziom moce, jakie ci posiadali: mo|liwo[ mówienia przy pomocy umysBu, moc przesuwania obiektów my[l, mo|liwo[ widzenia przyszBo[ci i wgldu w przeszBo[ i mo|liwo[ duchowych podró|y do innych [wiatów. Wszystkie te niezwykBe moce Chitauli zabrali ludziom, zostawiajc im now  dar mowy. Ci odkryli jednak ku swemu przera|eniu, |e dar mowy podzieliB ludzkie istoty, zamiast je Bczy, poniewa| Chitauli w zdradziecki sposób stworzyli ró|ne jzyki, powodujc midzy ludzmi wielk kBótni. Chitauli zrobili te| co[, czego przedtem nie zrobiB nikt  wyznaczyli nad ludzmi osoby, które miaBy nimi rzdzi i powiedzieli:  To wasi królowie, wasi wodzowie. PBynie w nich nasza krew. To nasze dzieci a wy musicie ich sBucha, poniewa| mówi oni w naszym imieniu. Je[li nie, zem[cimy si na was okrutnie. [Zadziwiajca analogia do biblijnej opowie[ci o Wie|y Babel. Ksiga Rodzaju mówi:  Pan pomieszaB mow mieszkaDców caBej ziemi. Stamtd te| Pan rozproszyB ich po caBej powierzchni ziemi .] Przed przybyciem Chitauli, przed przybyciem Imbulu, ludzie duchowo stanowili jedno[. Ale kiedy pojawili si Chitauli, ludzie podzielili si, tak duchowo, jak jzykowo. Potem Chitauli nadali ludziom nowe nieznane im odczucia. Ci zaczli czu si niebezpiecznie i zaczli budowa wioski z silnymi otoczone wokóB ogrodzeniem z drewna. Ludzie zaczli zakBada kraje. Innymi sBowy, zaczli tworzy plemiona i ich ziemie, które miaBy granice i których bronili przed wrogiem. Ludzie stali si ambitni i chciwi i chcieli zdobywa bogactwo w formie bydBa i muszli. Kolejn rzecz, do której Chitauli zmusili ludzi byBo górnictwo. Przygotowali oni ludzkie kobiety i pozwolili im odkry ró|ne typy mineraBów i metali. Kobiety odkryBy miedz, zBoto i srebro& W koDcu Chitauli pokierowaBy je ku stopieniu tych metali i stworzeniu nowych, jakie nie istniaBy przedtem w naturze, jak brz, mosidz i inne. Nastpnie Chitauli usunli z nieba [wit i przynoszc deszcz mgB i po raz pierwszy od czasu swego stworzenia, czBowiek spojrzaB w gór i ujrzaB gwiazdy. Chitauli powiedzieli ludziom, |e mylili si upartujc siedziby Boga pod Ziemi.  Od teraz  powiedzieli ludziom   ludzie na Ziemi musz wierzy, |e Bóg mieszka w niebie i musz robi na Ziemi takie rzeczy, które zadowol Boga w Niebie . Widzicie zatem, |e ludzie pierwotnie wierzyli, |e Bóg mieszka pod Ziemi, |e to wszechmocna matka, poniewa| widzieli, |e wszystko wyrasta spod ziemi  trawa, drzewa. Sami ludzie uwa|ali te|, |e ich zmarli schodz pod ziemi. Kiedy jednak Chitauli zwrócili ich oczy ku niebu ludzie zaczli wierzy, |e mieszka tam Bóg, za[ ci, którzy umr nie udadz si pod ziemi, ale w gór, do nieba. Do dzi[ dnia w caBej Afryce, gdziekolwiek by si nie uda, natrafi mo|na na t niezwykB rzecz  niezwykle idee, które nawzajem si wykluczaj. Wiele afrykaDskich plemion wierzy w co[, co nazywa Midzimu albo Badimo. SBowo  Midzimu lub  Badimo oznacza  tych, którzy s w niebie . Jednak na ziemi Zulusów, w[ród mojego ludu, natrafi mo|na na niezwykBy podziaB tych idei, idcych rka w rk. Istniej Zulusi, którzy wierz, i| zmarli to  Abapansi  co oznacza  tych, którzy mieszkaj pod ziemi . Istnieje druga idea zakBadajca istnienie  Abapezulu . SBowo  Abapezulu oznacza  tych, którzy s ponad , za[ Abapansi, które jest najstarszym z terminów, którym okre[la si duchy zmarBych oznacza  tych, którzy s pod ziemi . Dlatego te|, prosz pana, nawet dzi[, w caBej Afryce, po[ród setek plemion, odnalez mo|na owe dziwne podwójne wierzenia zakBadajce, |e zmarli id do nieba lub udaj si do poziemnego [wiata. Wiara w to, |e zmarBy udaje si do podziemnych krain wywodzi si jak mówi si z czasów, gdy ludzie wierzyli w Boga  kobiet, we wszechmocn Kosmiczn Matk. Kontrastuje to z ide Abapezulu, w której Bóg  m|czyzna mieszka w niebie. Kolejn z rzeczy, o których powiedzieli naszym ludziom Chitauli byBo to, |e ludzie istniej na Ziemi po to, aby uczyni j odpowiednim miejscem dla  Bogów , którzy pewnego dnia bd na niej mieszka. Powiedziano, |e ci, którzy pracuj by zmieni Ziemi i uczyni j bezpieczn dla w|owych bogów, Chitauli, którzy przybd, aby na niej zamieszka, nagrodzeni zostan wielk wBadz i bogactwem. Przez wiele lat nauki, inicjacji ku tajemnicom afrykaDskiego szamanizmu, wiedzy i mdro[ci, zastanawiaBem si dlaczego my  ludzie, w rzeczywisto[ci niszczymy Ziemi, na której |yjemy. Robimy co[, co czyni tylko inne gatunki zwierzt, a dokBadnie sBoD, który dosBownie niszczy ka|de drzewo na obszarze, który zamieszkuje. My, ludzka cywilizacja, robimy dokBadnie co[ takiego. Czy jest si w Afryce, czy w jakimkolwiek innym miejscu, gdzie istniaBa przed wiekami staro|ytna cywilizacja, odkryjemy jedynie pustynie. Dla przykBadu, w PoBudniowej Afryce rozciga si pustynia Kalahari a pod jej piaskami znalez mo|na ruiny staro|ytnych miast, co oznacza, |e ludzkie istoty przemieniBy t krain, niegdy[ |yzn i zielon, w pustyni. Tego dnia, kiedy wraz z innymi ludzmi odwiedzaBem Sahar, natknBem si na niezwykBe [lady staro|ytnego ludzkiego osadnictwa w miejscach, gdzie nie ma obecnie nic prócz piachu i pospnych skaB. Innymi sBowy, Sahara byBa niegdy[ |yzn krain i to ludzie przemienili j w pustyni. Dlaczego? Musz pyta si o to raz za razem, dlaczego ludzie wiedzieni brakiem pewno[ci, chciwo[ci i |dz wBadzy zamieniaj Ziemi w pustyni, gdzie nie bdzie w stanie prze|y |adna istota ludzka? Dlaczego? Cho wszyscy jeste[my [wiadomi przerazliwych zagro|eD, jakie mo|e to za sob nie[, dlaczego wycinamy ogromne obszar d|ungli w Afryce? Dlaczego na Ziemi wykonujemy niszczycielskie rozkazy, jakie zaszczepli nam Chitauli? W[ród wielu mdrych osób, które darz mnie przyjazni jest czBowiek o wielkiej wierzy, który mieszka w Izraelu  dr Sitchin. Zgodnie ze staro|ytnymi przekazami spisanymi przez lud Sumerów na glinianych tabliczkach, bogowie przybyli z nieba i zmusili ludzi, aby pracowali wspólnie z nimi i wydobywali dla nich zBoto. Historia ta znajduje odzwierciedlenie w licznych afrykaDskich legendach mówicych, |e bogowie przybyli i uczynili z nas niewolników czynic to w taki sposób, |e sami nie zdamy sobie nigdy sprawy z tego, |e nimi jeste[my. Zecharia Sitchin Z drugiej strony nasi ludzie mówi, i| Chitauli |ywi si nami jak spy. Wywy|szaj niektórych z nas, napeBniajc ich wielk zBo[ci i ambicj, czynic z tych ludzi wielkich wojowników wszczynajcych okrutne wojny. Kierujcy nimi zwykli czyni tak wiele zniszczeD, jak to tylko mo|liwe, zabi jak najwicej ludzi  tych, których nazywa wrogami, a na koniec zgin okropn [mierci z rk innych. Zjawisko to powtarzaBo si wielokrotnie w historii mego ludu. Nasz wielki król, Zulu Czaka, w czasie swego 30- letniego panowania walczyB w ponad 200 wojnach, potem za[ zginB brutaln [mierci. Poprzednik Czaki uczyB go, jak zosta wielkim wBadc. Jego imi brzmiaBo Dingiswayo. WalczyB on, aby zjednoczy Zulusów w jedno plemi. Kiedy ujrzaB biaBych ludzi pomy[laB, |e bdzie w stanie odpdzi niebezpieczeDstwo, jakie ze sob nios, jednoczc swych ludzi w jeden wielki naród. Ale po wielu wygranych wojnach i zjednoczeniu plemion, Dingiswayo zapadB na chorob, która niemal spowodowaBa u niego [lepot. SkrywaB tajemnic, |e nie widzi, ale odkryBa j królowa innego plemiona, Ntombazi. Zwabiajc go do swej chaty zabiBa go jednym uderzeniem topora. Tak samo rzecz ma si z wielkimi przywódcami BiaBych: Napoleon  który zmarB w upokorzeniu na niewielkiej wyspie ; Hitler  który zmarB [mierci samobójcz ; Atylla Hun, który zginB z rki kobiety i wielu innych, których czekaB marny koniec po okresie zabijania i niesienia nieszcz[cia innym. Król Czaka zostaB zabity przez swego przyrodniego brata takim samym typem wBóczni, jaki ten wynalazB, aby byBa jak najbardziej [mierciono[na. Juliusza Cezara spotkaB podobny los, jak Czak. Wojenni bohaterowie gin zawsze w sposób, jaki nie powinni. Angielskiego króla Artura po dBugim okresie rzdów zabiB jego syn, Mordred. Mo|na wymienia tak bez koDca. Kiedy zebra to wszystko razem okazuje si, bez wzgldu, czy ludzie [miej si i szydz z tego, i| istnieje pewna siBa, która prowadzi ludzi ku mrocznej rzece samounicestwienia. Im prdzej wiksza grupa u[wiadomi sobie to, tym lepiej, bo by mo|e bdziemy sobie w stanie z tym radzi. ZLADY NA ZWIECIE RICK MARTIN: Czy uwa|a pan, |e istoty te dziaBaj na caBym [wiecie w równym stopniu, czy mo|e w jaki[ szczególny sposób skupiaj si na Afryce? CREDO MUTWA: Uwa|am prosz pana, |e stworzenia te znajduj si w ka|dym miejscu na Ziemi i cho nienawidz mówi o sobie tak du|o, jestem czBowiekiem, który wiele podró|owaB. ByBem m.in. w USA, Australii, Japonii i niezale|nie od miejsca spotykaBem ludzi, którzy mówili o tych istotach. W 1997, dla przykBadu, odwiedziBem Australi i dBugo podró|owaBem, aby spotka si z Czarnymi mieszkaDcami, Aborygenami. Kiedy ich spotkaBem, opowiedzieli mi o wielu rzeczach, które mnie zdumiaBy. Z tym samym zetknBem si w Japonii, na Tajwanie. Wszdzie, gdzie istniej szamani i tradycyjni uzdrowiciele, mo|na odnalez podobne historie. Pozwol sobie opowiedzie, co odkryBem w samej Australii. Lud Aborygenów, okre[la samych siebie jako  Coorie , co oznacza  nasi ludzie . Wierz oni w wielkiego stwórc, boga Byamie. Ich szaman, a wBa[ciwie kilku z nich, narysowaBo mi wizerunki Byamie, za[ inny pokazaB mi skalne malowidBo przedstawiajce dziwnego stwórc, który przybyB z gwiazd. Kiedy pokazali mi je, okazaBo si, |e to Chitauli. PoznaBem ich. Mieli du|e gBowy oraz oczy, które wyszczególniB artysta. Nie posiadali ust i mieli dBugie rce i niezwykle dBugie nogi. Prosz pana, byB to typowy rysunek Chitauli, jaki znam z Afryki. Australijski ufolog Bill Chalker zwraca uwag na zwizki midzy aborygeDskimi szamanami, tzw. ludzmi wy|szego stopnia a zjawiskiem, które dzi[ znamy pod nazw  abdukcji . OdkryB on wiele zale|no[ci, które wskazywa mog na istnienie podobnego zjawiska w[ród pierwotnej ludno[ci Australii. ZadaBem sobie wtedy pytanie:  Jak to? Jestem w kraju odlegBym o dziesitki tysicy mil od Afryki i spotykam si z istot Biamai lub Bimi, które przypominaj stworzenia znane mi z Afryki. Z kolei w[ród pewnych plemion PóBnocnoamerykaDskich Indian, jak np. Hopi i tych, którzy okre[laj swe domu jako  pueblo , natrafiBem na opisy stworzeD zwanych Katchina, które nosz maski i przybieraj postaci pewnych stworzeD. Niektóre z Katchina s bardzo wysokie i maj du|e okrgBe gBowy. W Afryce podobnie opisuje si stworzenia, na które natrafiBem w Ameryce. Tutaj nazywamy je Egwugwu lub te| Chinyawu. IndiaDskie Katchina i nasze Chinyawu to identyczne stworzenia. Ale jak to mo|liwe? Czy Afrykanie i Indianie mieli ze sob jakikolwiek kontakt? Kiedy? To jedna z najwikszych tajemnic wszechczasów, ale tylko jedna z wielu rzeczy, na jakie natknBem si i która zdumiaBa mnie w czasie podró|y po [wiecie. Podobne stworzenia istniej i im wcze[niej sceptycy stan twarz w twarz z tym faktem, tym lepiej. Dlaczego ludzko[ nie rozwija si? Dlaczego uwizieni jeste[my w matni  wielkim kole samounicestwienia lub wyniszczania si? Ludzie z natury s dobrzy  wierz w to. Ludzie nie chc wojen, nie chc te| niszczy [wiata, w którym |yj, ale istniej byty lub siBy, które prowadz ludzi w kierunku samozniszczenia. Im prdzej sobie to u[wiadomimy, tym lepiej. Obecnie |yj w Afryce, tutaj s moi ludzie, mój dom. Ale widz, jak Afryka ginie w wojnach, które dla mnie jako Afrykanina nie maj sensu. Widz Indie, które jak Afryka cierpiaBy z powodu jarzma kolonializmu Francuzów, Anglików i innych europejskich nacji, ale które poprzez niepodlegBo[ osignBy to, co nie udaBo si Afryce. Czemu? Indie stworzyBy bomb atomow, wystrzeliBy satelity na orbit Ziemi. Cho maj te same problemy, co Afryka  z rosnc populacj, starciami na tle religijnym i plemiennym i cho istnieje tam du|y odsetek ludzi biednych, który kontrastuje z niezwykle bogat cz[ci populacji, Indie osigaj to, czego Afryka nie mo|e? Pytam sam siebie:  Jak to? Dlaczego? Indie zostaBy zaBo|one przez lud z Afryki, ale nie mam tu na my[li czarnej rasy. DziaBo si to tysice lat temu, kiedy to lud z Afryki kBad podstawy pod wielkie indyjskie cywilizacje, a tak|e inne rozwijajce si w PoBudniowo-Wschodniej Azji. Czemu jednak Afryk wyniszczaj choroby i gBód? Wielokrotnie, prosz pana, siedziaBem w swej chacie i pBakaBem widzc, jak dziesitkuje nas AIDS czy bezsensowne wojny toczone w istniejcy z dawien dawna afrykaDskich krajach. Etiopia byBa krajem wolnym od tysicy lat  niegdy[ przykBadem dla caBej Afryki. Nigeria byBa niegdy[ wielkim krajem z dBug tradycj istniejcej tam wBadzy, zanim do Afryki przybyli Biali. Dzi[ jednak wszystkie te kraje, a tak|e wiele innych, s niszczone. Dzi[ wiele cz[ci Afryki jest wyludnionych wskutek wojny i chorób, jak AIDS  choroby, która wykazuje wszelkie znaki stworzenia przez czBowieka. Zadaje sobie pytanie:  Kto albo co niszczy Afryk i dlaczego? W wioskach, których mieszkaBem istniaBy plemiona, które wspomagaBy mnie wiedz  dziaBo si to jeszcze przed II Wojn Zwiatow i po niej. Dzi[ |adne z nich nie istnieje. ZniknBy, rozproszyBy si, lub zostaBy doszcztnie eksterminowane w wojnach, jakie Czarnemu czBowiekowi nie przynosz nic. Mieszkam teraz w RPA. Tu si urodziBem i tutaj umr. Widz jednak, jak mój kraj rozpada si niczym gnijce mango. Niegdy[ byB on pot|n poloni z wielk armi i przemysBem produkujcym wszystko  od wielkich lokomotyw, po maleDkie odbiorniki radiowe. Ale dzi[ kraj ten jest przesiknitym u|ywkami i z|eranym przez przestpczo[ [mieciem. Dlaczego? Kraj przecie| nie mo|e znikn w czasie jednej nocy, cho istniej siBy, których celem jest tego osignicie. WidziaBem ostatnio, prosz pana, zniszczenie kolejnego kraju na poBudniu. Chodzi o Lesoto. Zamieszkuj je jedne z najstarszych i najmdrzejszych plemion tej cz[ci Afryki. W[ród nich jest Bakwama. Jest to lud tak stary, |e mo|e przekaza panu opowie[ci o tajemniczym ldzie z ogromnymi szpiczastymi wierzchoBkami gór, nad którym wBadz sprawuje wielki bóg o gBowie czBowieka, lecz ciele lwa. Na my[l natychmiast przychodzi Sfinks, którego statua znajduje si w odlegBej o tysice kilometrów na póBnoc Gizie. Szpiczaste góry oznacza mog piramidy. Natomiast Horus czczony jako sokóB lub czBowiek z gBow sokoBa, uosabiaB caBy Egipt. Podobne wdrówki nie s niczym nieznanym wspóBczesnej nauce. PrzykBadem mo|e by poBudniowoafrykaDsku lud Lemba, majcy najprawdopodobniej |ydowskie korzenie. Bakwama nazywali ten kraj Ntswama-tfatfi, co oznacza  krain sBonecznego sokoBa . Jastrzb to drapie|ny ptak. Dzi[ lud Bakwama z PoBudnia Afryki pamita kraj egipski, z którego jak twierdz, pochodzili ich przodkowie. Odnosz si oni do tej tajemniczej krainy, jako do  ziemi sBonecznego sokoBa lub  sBonecznego orBa . Tak wBa[nie staro|ytni Egipcjanie przedstawiali swój kraj   ziemi Hora , po grecku Horusa. W PoBudniowej Afryce dzieje si i dziaBo wiele dziwnych rzeczy, które dla mnie, jako Afrykanina, nie miaBy |adnego sensu. Po odzyskaniu niepodlegBo[ci z rk kolonialnych w krajach wybuchaBy wojny, kiedy to grupy rebeliantów powstawaBy przeciw rzdom, ale zamiast walczy z nimi, za ka|dym razem dochodziBo do podziaBów midzy rebeliantami, którzy walczyli ju| nie tylko przeciwko rzdowi, ale i samym sob. Wiele krajów jest ju| tak zniszczonych, i| niezale|nie od wyniku wyborów, przegra lud. Innymi sBowy, Afrykanie tocz boje w wojnach, w których nie ma zwycizcy, ale szerzy si samounicestwienie, tak samo ich, jak i ich ludów. Chc zwróci pana uwag na bezsensown fal przemocy, która przelewa si przez Sudan i inne kraje Afryki. Chc zwróci uwag pana i czytelników na najdBu|sz i najkrwawsz wojn domow, jaka toczy si na poBudniu Sudanu [Darfur], a tak|e wojn pogr|ajc w upadku Angol. W wyniku wojny pewna cz[ [wiata, na wschód od RPA zostaBa tak bardzo wyniszczona, i| s miejsca, w których pró|no nasBuchiwa [piewu ptaków. Wszystkie form |ycia zniknBy stamtd. Ale dlaczego? OdkryBem wówczas, |e kraje te trapione s przez bezsensowne wojny, które nie le| w charakterze nas, Afrykanów to te kraje (które, gdyby pozostawi w spokoju), byByby w stanie dostarczy caBemu kontynentowi po|ywienia, wody i cennych mineraBów. Powiedziano mi, prosz pana, |e pod powierzchni Angoli, pod jej równinami, znajduj si pokBady wgla  najwiksze na [wiecie. Powiedziano mi te| potem, |e znajduj si tam pokBady ropy naftowej ustpujce swym bogactwem tylko tym na Bliskim Wschodzie. Sudan odwiedziBem kilkakrotnie w czasie oraz po zakoDczeniu II Wojny. W Sudanie byBo tyle jedzenia, |e podró|ujc przez ten kraj dostawaBo si je za darmo od mieszkaDców wsi. Dzi[ kraj ten jest nkanym przez gBód polem piekielnej bitwy, gdzie dzieci w buszu umieraj na biegunk, za[ spy i myszoBowy czekaj na gaBziach, aby si nimi po|ywi. Afryka jest systematycznie i umy[lnie wyniszczana przez siB tak brutaln, |e ta nie ustaje w swych wysiBkach. SiBa ta pogr|a si jednak w desperacji. - Przepraszam, mówiB pan o wglu czy zBocie w Angoli? - Tak, wglu. W Angoli s diamenty, prosz pana. DowiedziaBem si od wiarygodnych osób, |e w pewnych miejsach w tym kraju jest tyle ropy, co na Bliskim Wschodzie. Mo|e dlatego wBa[nie niszczy si Afryk? Mo|e z tej przyczyny zabija si caBe narody, poszukujc wgla czy diamentów? Je[li tak, to kto za tym stoi? Czy ludzie s zatem mniej cenni ni| surowce, ni| ropa? Poniewa|, drogi panie, w Afryce ma miejsce zbrodnia gorsza od tej, jakiej Hitler dopu[ciB si na {ydach i której Ameryka zdaje si nie potpia. Dlaczego? Jeste[my przecie| najlepszymi przyjacióBmi, jakich mo|e mie Ameryka, bo przecie| kupujemy ich produkty, a nasze dzieci chc wyglda, jak AmerykaDskie dzieci noszc d|insy i nawet mówic z amerykaDskim akcentem, bowiem Amerykanie s modelem naszej roli. Je[li tak, to dlaczego pomagaj nam by mordowanymi? Nie zabijaj nas tylko wojny, ale i narkotyki. W czasie apartheidu w RPA nie byBo narkomanii. Teraz, w czasie rzdów demokratycznych kraj staB si upojon narkotykami dziur. Dlaczego? Dzi[, mówic jaki tradycyjny uzdrowiciel, jednym z moich celów jest próba pomocy ludziom z problemem narkotykowym. Mog pomóc mBodym Afrykanom nadu|ywajcym marihuany czy haszyszu. Jestem jednak bezsilny a moje umiejtno[ci wydaj si by bezskuteczne wobec nowego typu narkotyków, jak np.  cracku  tak uzale|niajcego, |e |aden szaman nie jest w stanie pomóc ofiarom tego narkotyku. Pytam zatem ludzi z USA, moich czarnych braci i czarne siostry stamtd, dlaczego pozwalacie, aby wasz kraj, który jest jak wasza matka, ginB? Nie dbam o to, co powiedz sceptycy. Prosz wybaczy mi moj zBo[. Nie dbam o to, co powiedz inni, ale istnieje siBa niszczca Afryk i nie dopuszczam do siebie bezsensownych idei mówicych o bankierach z MFW czy wielkich banków. Nie zabija si gsi znoszcej zBote jaja, dlaczego wic to banki miaByby szkodzi Afryce? Za tymi ludzmi stoi inna siBa, przera|ajca obca siBa, która pozostaje w ukryciu i któr im prdzej zauwa|ymy, tym lepiej. Czsto ludzie, którzy s w tarapatach zganiaj win na siBy inne ni| oni sami. Przygldam si jednak sytuacji w Afryce od koDca II Wojny Zwiatowej i posiadam dowód wskazujcy na to, |e na kontynencie dziaBa obca siBa. Kto stara si wyniszczy najstarsze plemiona Afryki? ZAPOMNIANA WIEDZA CREDO MUTWA: Prosz pozwoli mi opowiedzie o tym, co rani moj dusz& RICK MARTIN: Prosz bardzo. - Przepraszam, |e mówi tak du|o. Wybaczcie mi. Jestem Zulusem  pochodz z narodu wojowniczego, narodu mdrców. Biali antropolodzy nie zbadali tego ludu do koDca, ale Zulusi wiedz o rzeczach, które je[li zostan ujawnione, mog zdziwi. Prosz pozwoli mi to zademonstrowa. Zulusi wiedzieli (w[ród wielu innych rzeczy), |e Ziemia porusza si wokóB SBoDca, nie za[ odwrotnie. Mówili, wyja[niajc to biorcym udziaB w inicjacji, i| Ziemia to kobieta, za[ SBoDce m|czyzna i dlatego Ziemia porusza si, taDczc wokóB SBoDca. Jest jak ksi|niczka, która taDczy wokóB ognistego króla. Nasz lud wiedziaB, |e Ziemia jest okrgBa, wiedziaB o drobnoustrojach i ich funkcji. Jakim cudem ta wiedza istniaBa przed pojawieniem si BiaBych? Nie wiem. Ludzie z Ameryki i Europy twierdz, |e to Einstein byB pierwszym czBowiekiem, który stwierdziB, |e czas i przestrzeD to jedno i to samo. Ja twierdz inaczej. Mój lud wiedziaB wcze[niej, i| czas i przestrzeD stanowi jedno. W jzyku Zulusów, jednym ze sBów okre[lajcym przestrzeD jest  umkati . SBowem oznaczajcym czas jest  isikati . Zulusi wiedzieli, |e czas i przestrzeD stanowi jedno[ setki lat wcze[niej ni| pojawiB si Einstein. Co wicej, nasz lud wierzy, podobnie jak Dogoni, |e w naszej cz[ci wszech[wiata istniej 24 planety zamieszkaBe przez stworzenia inteligentne. Wiedza ta nigdy nie znalazBa uj[cia w |adnej ksi|ce  jej jedyn szafark jest moja ciotka  wysoka sanusi [szamanka]. Wci| |yje, ma okoBo 90 lat. Ja sam jestem bliski [mierci, cierpic na cukrzyc  wspóBczesnego zabójc Afrykanów. Chc powiedzie wam, i| cho mój lud posiada ogromn wiedz, nigdy nie zawarB jej w ksi|ce. Dzi[ wielu Zulusów jest zaka|onych HIV i umiera na AIDS. Szacunki mówi, i| w cigu najbli|szych 50 lat w Natalu wymrze trzy-czwarte zuluskiej populacji. Jestem w posiadaniu [witych obiektów, które przekazaB mi dziadek. Od strony matki, jestem ostatnim |yjcym potomkiem ostatniego zuluskiego króla, Dingame. Moim zadaniem zatem powinno by chronienie moich ludzi od wszystkiego, co zagra|a ich |yciu. Prosz spojrze  ka|dy kto bada ludzko[ z miBo[ci, zrozumieniem i trosk, odkrywa fakt, i| w ka|dym z nas zawiera si czstka boga, który stara si w nas znalez swoje odzwierciedlenie. Staramy si temu zapobiec, a wielu z nas nie jest tego w ogóle [wiadomych. Rozwijamy w sobie ch do ochrony planety, nie wa|ne kim lub czym jeste[my. W Afryce napotka mo|na wodzów, którzy ukara mog ci|ko za nieuzasadnione niszczenie drzewa. ByBa to rzecz powszechna w przeszBo[ci, ale zaginBa z pojawieniem si BiaBych. Dzi[ powraca. CzBowiek dokBada staraD, aby sta si bardziej zaawansowanym, troskliwym, ale obce istoty nie chc tego zaakceptowa. Chc znowu sprawi, aby[my si zabijali. Boje si o to, co ma si sta. Mog panu pokaza wiele dziwnych rzeczy, które ludzie w Afryce robi, aby ustrzec si przed Szarymi obcymi. Te zabiegi nie wynikaj z przesdów, ale przera|ajcych osobistych do[wiadczeD. Pewnego dnia, mam nadziej, podziel si z panem histori tego, jak zostaBem zabrany. Wierzymy bowiem, |e Mantindane ( Drczcy ), Szarzy, to sBudzy Chitauli. Oni, w przeciwieDstwie do wierzeD biaBych ludzi (Biali zle sdz) zakBadajcych, i| Mantindane dopuszczaj si eksperymentów wcale tego nie czyni. Powtarzam jeszcze raz:  nie . Ka|dy kto przechodziB przez mki zwizane z tymi istotami powie, |e nie ma to zwizku z |adnymi eksperymentami. Jest do zimna, zimne i wyrachowane rozwizanie  nie robi tego jednak dla samych siebie, ale dla wy|szych ni| oni sami istot. Czy pozwoli mi pan wyja[ni pokrótce, co mi si przydarzyBo? - O tak, oczywi[cie. Mamy tyle czasu, ile pan zechce. UPROWADZENIE PRZEZ MANTINDANE (OK. 1959) - ByB to dzieD, jak ka|dy inny  pikny dzieD w górach w górach na wschodzie Zimbabwe zwanych Inyangani. Moja nauczycielka nakazaBa mi uda si tam po zioBo, którego mieli[my u|y do wyleczenia ci|ko chorego ucznia. Pani Moyo, moja nauczycielka, pochodziBa z ludu Ndebele z Zimbabwe, byBej Rodezji. SzukaBem tego ziela, nie my[lc o niczym innym i jednocze[nie nie wierzc wcale w te istoty. Nie spotkaBem ich nigdy w przeszBo[ci i cho ludzie w Afryce wierz w wiele rzeczy, byBem wielce sceptyczny nawet wobec istnienia wszystkich istot, poniewa| nigdy |adnej nie spotkaBem osobi[cie. Niespodziewanie, prosz pana, temperatura wokóB mnie spadBa, cho byB to upalny afrykaDski dzieD. Zauwa|yBem, |e robi si zimno a wokóB mnie pojawia si niebieskawa i wirujca mgieBka, odcinajc mnie od wschodniej strony. ZastanawiaBem si gBupio, co to znaczy, poniewa| zaczBem ju| wykopywa znalezione ziele. Niespodziewanie znalazBem si w bardzo dziwnym miejscu, które wygldaBo jak wyBo|ony metalem korytarz. Wcze[niej pracowaBem w kopalniach a miejsce, w którym si wBa[nie znalazBem przypominaBo chodnik wyBo|ony srebrzystoszarym metalem. Le|aBem na czym[, co przypominaBo ci|k i du| lad, albo warsztatowy stóB. Nie byBem jeszcze do niego przykuty. Nie miaBem na sobie spodni, ani ci|kich butów, bez jakich nie wybieraBem si w busz. Niespodziewanie w tym dziwnym korytarzu pojawiBy si pozbawione wyrazu, szare stworzenia, które poruszaBy si ku mnie. W pomieszczeniu tym znajdowaBy si [wiatBa, ale nie takie, jakie znamy. ByBy to plamy ze [wietlistej substancji, za[ ponad odlegBym wej[ciem znajdowaBo si co[, co wygldaBo na napis umieszczony na srebrzystoszarej powierzchni. Istoty te szBy ku mnie a ja byBem jak zahipnotyzowany  jakby kto[ rzuciB na mnie czar. WidziaBem, jak ku mnie zmierzaj, ale nie wiedziaBem kim s. ByBem przera|ony, ale nie mogBem ruszy rk ani nog. Le|aBem tam jak koza na ofiarnym oBtarzu. Kiedy istoty zbli|yBy si, poczuBem wewntrzny strach. ByBy niskie  wzrostem odpowiadaBy afrykaDskim Pigmejom. MiaBy te| bardzo du|e gBowy oraz chude rce i nogi. Zauwa|yBem wówczas, jako malarz, |e istoty te s z punktu widzenia malarza zupeBnie zle zbudowane. Ich koDczyny byBy zbyt dBugie w porównaniu z korpusem, za[ karki bardzo krótkie. Ich gBowy byBy tak wielkie, jak dojrzaBe arbuzy. Mieli tak|e dziwaczne oczy przypominajce swego rodzaju gogle. Nie mieli nosów, jak my, a jedynie niewielkie dziurki w uniesionej cz[ci twarzy miedzy oczyma. Nie posiadali tak|e ust, a jedynie cienkie otwory, jakby wycite |yletk. Opis Mutwy zawiera charakterystyczne szczegóBy podawane przez wiele innych osób, a w[ród nich szczegóB dotyczcy wygldu oczu tych istot, które wydaj si by pokryte swego rodzaju osBon. Charakterystyczne jest tak|e uczucie parali|u i wiele innych szczegóBów czytelnych dla wszystkich osób zaznajomionych z gBównymi charakterystykami abdukcji, m.in. silnego i nieprzyjemnego zapachu siarki. Kiedy patrzaBem na te istoty w zdumieniu i fascynacji, poczuBem co[ w pobli|u gBowy. Kiedy spojrzaBem w gór dostrzegBem kolejn istot, tylko wy|sz ni| pozostaBe, która staBa ponad moj gBow i wpatrywaBa si we mnie. SpojrzaBem w jej oczy i staBem si jak zahipnotyzowany, zauroczony. Spogldajc tak zrozumiaBem, |e istota chce, abym patrzyB w jej oczy. DostrzegBem, |e za osBonami znajduj si jej prawdziwe oczy, skryte za przypominajc okulary osBon. ByBy one okrgBe, z pionowymi zrenicami, niczym u kota. Istota nie poruszaBa gBow, ale oddychaBa  widziaBem to. WidziaBem jak jej maBe nozdrza poruszaj si, zamykajc si i otwierajc& Lecz je[li ktokolwiek powiedziaBby mi kiedy[, |e pachn, jak to stworzenie, z pewno[ci daBbym mu w twarz. Od stworzenia dochodziB silny zapach, byB dziwny i [ciskaB gardBo. ByBa to chemiczna woD, niczym zgniBe jaja lub siarka, bardzo silna. Istota zauwa|yBa, |e wpatruje si w ni i spojrzaBa na mnie. Nagle poczuBem si potwornie. WydawaBo mi si, |e mój lewy bok zostaB jakby przebodzony mieczem. KrzyknBem z bólu, wzywajc sw matk, ale istota umie[ciBa rk na moich ustach. ByBo to tak, jakby poBo|y sobie na ustach pazury |ywego kurczcia  takie miaBem wówczas odczucie. MiaBa cienkie i dBugie palce, które posiadaBy wicej stawów, ni| u czBowieka. Kciuk znajdowaB si w innym miejscu. Na ka|dym z palców znajdowaB si czarny szpon, niczym u niektórych afrykaDskich ptaków. Istota mówiBa, abym byB cicho. Nie wiem, jak dBugo utrzymywaB si ten ból. Przez caBy czas krzyczaBem. Wówczas, zupeBnie niezapowiedzianie, co[ zostaBo wycignite z mojego ciaBa. SpojrzaBem na udo pokryte krwi i zauwa|yBem tam stojc istot (jedn z czterech), inn od tej, która staBa nade mn. One wszystkie ubrane byBy w srebrzyste kombinezony, za[ ich ciaBo przypominaBo miso niektórych ryb znanych mi z Afryki. Istota stojca nade mn wydawaBa si by kobiet i byB troch inna od reszty  wy|sza, t|sza i mimo, i| nie posiadaBa widocznych piersi, wygldaBa na kobiet. Pozostali czuli przed ni respekt, bali si jej  nie wiem dlaczego i nie potrafi tego wyrazi. Potem za[, kiedy dziaBa si ta straszliwa rzecz, kolejna z istot, chwiejnym krokiem, zbli|yBa si do mnie. (SzBa jakby podrygujc i wygldaBa na pijan.) PodeszBa z prawej strony i zatrzymaBa si przy tej stojcej nad m gBow. Nim si zorientowaBem, istota bez zastanowienia wsadziBa w mój prawy otwór nosowy co[, co przypominaBo niewielki srebrny dBugopis z umieszczonym na koDcu kablem. Ból, jaki wówczas poczuBem wydaB si nieziemski. Wszdzie byBy [lady krwi. DBawiBem si i chciaBem krzykn, ale krew zalaBa mi gardBo. ByB to koszmar. Po jaki[ czasie stworzenie wycignBo ten przedmiot, ja za[ staraBem si otrzsn i wsta. Ból byB nie do zniesienia, ale istota stojca nade mn umie[ciBa na mym czole sw rk i przycisnBa j lekko. DusiBem si, starajc si wyplu krew, po czym przekrciBem na prawo gBow, wypluwajc j. Co jednak dziaBo si ze mn potem  nie wiem. Wiem tyle, |e ból zniknB, za[ w miejsce niego pojawiBy si dziwne wizje  wizje miast, które jakby znaBem ze swych podró|y, cho byBy to miasta na wpóB zniszczone. Wierzchy budynków byBy w nich postrcane, za[ okna zionBy pustk niczym puste oczodoBy w ludzkiej czaszce. MiaBem te wizje raz za razem. WidziaBem te budynki zatopione do poBowy w rudawej mtnej wodzie. WygldaBo to na powódz, z wód której sterczaBy te budowle, cz[ciowo zniszczone wskutek jakiej[ katastrofy. ByB to przera|ajcy widok. Potem za[, nim si zorientowaBem, istota stojca u mych stóp umie[ciBa co[ w moim przyrodzeniu, ale nie spowodowaBo to bólu, tylko gwaBtowne podra|nienie. Kiedy istota wycignBa ten przedmiot przypominajcy maB czarn tubk, doszBo do dziwnej, niekontrolowanej relacji pcherza moczowego. OddaBem mocz wprost na stojc obok istot, która zajta byBa wyciganiem przedmiotu. Ta odskoczyBa, niemal|e upadajc, po czym wkrótce doszBa do siebie i oddaliBa si niczym pijany owad, opuszczajc pokój. Po chwili inne istoty wyszBy, zostawiajc mnie le|cego na pokrytym krwi i uryn stole. Mimo to, istota stojca u wezgBowia pozostaBa, dotykajc dziwnie czarujcym i kobiecym gestem mojego lewego ramienia. StaBa wpatrujc si we mnie, bez jakiekolwiek wyrazu na twarzy. Nie sByszaBem, aby istoty te wydawaBy jakie[ dzwiki, dla mnie wydawaBy si jakby nieme. Potem za[ jakby znikd pojawiBy si dwie inne postaci, w tym jedna w caBo[ci zbudowana z metalu. W swych koszmarach wci| widz to stworzenie. ByBo wysokie, wielkie, bo miejsce, gdzie si znajdowali[my byBo dla niej zbyt maBe. SzedB lekko zgarbiony idc prosto, ale na pewno nie byBo to |ywe stworzenie. ByBa to metalowa istota, jakby swego rodzaju robot. PodszedB i stanB u mych stóp i niezgrabnie nachylony spogldaB na mnie z góry. Nie miaB ust, ani nosa a jedynie par jasnych oczu, które wydawaBy si zmienia kolory i w jaki[ sposób porusza si. Potem zza wysokiej zgarbionej istoty wyBoniBa si posta, która zupeBnie mnie zadziwiBa. WygldaBa prosz pana na bardzo, bardzo, bardzo opuchnit. MiaBa ró|ow skór, blond wBosy i ludzkie ciaBo oraz jasne niebieskie sko[ne oczy. Jej wBosy przypominaBy swego rodzaju nylonowe wBókno. Posta ta miaBa umieszczone wysoko ko[ci policzkowe i niemal ludzkie usta (z wargami) oraz wystajcy podbródek. Z pewno[ci byBa to kobieta, lecz jako malarz i rzezbiarz zauwa|yBem, |e zbudowana byBa nieproporcjonalnie. Po pierwsze  jej piersi wydawaBy si by cienkie i zaostrzone, osadzone zbyt wysoko na klatce piersiowej. Jej ciaBo byBo pot|ne, niemal otyBe, jednak jej nogi byBy zbyt krótkie (podobnie zreszt, jak ramiona), w porównaniu do reszty ciaBa. PodeszBa do mnie i spojrzaBa si i nim si zorientowaBem, zaczBa ze mn kopulowa. ByBo to wstrzsajce prze|ycie, gorsze nawet od tego, co przeszedBem wcze[niej. Trauma tego, co si staBo wpBywa na moje |ycie do dzi[ dnia, dokBadnie 40 lat od tych wydarzeD. Ten etap przypomina histori Brazylijczyka Antonio Villas-Boasa, który do[wiadczyB abdukcji w 1957 roku. Charakterystyczne s tak|e wizje, których do[wiadczyB Mutwa. Podobne szczegóBy pojawiaj si niekiedy w relacjach o uprowadzeniach. Potem, kiedy istoty odeszBy i zostaBem tylko z t, która staBa nad m gBow, ta uchwyciBa mnie za wBosy i gBow, zmuszajc do wstania i zej[cia ze stoBu. ZrobiBem to bdc w takim stanie, i| upadBem na podBog, wspierajc si na nadgarstkach i kolanach. Zauwa|yBem, |e podBoga byBa dziwna  widniaBy na niej ruchome nieustannie zmieniajce si purpurowe, czerwone i zielonkawe wzory, widoczne na stalowym podBo|u. Istota pochwyciBa mnie za wBosy, zmuszajc do wstania, po czym popchnBa mnie rozkazujc by i[ za ni. Mój drogi, opisanie tego, co widziaBem w tym przedziwnym miejscu zabraBoby mi zbyt wiele czasu. Nawet dzi[ mój umysB nie potrafi poj tego, co widziaBem pod|ajc za istot, która przepychaBa mnie z jednego pomieszczenia do drugiego. W[ród wielu rzeczy zauwa|yBem tam m.in. ogromne cylindryczne obiekty wykonane z tworzywa przypominajcego szkBo. W obiektach tych, które rozcigaBy si od podBogi po strop, znajdowaB si szaro-ró|owy pByn, w którym pBywaBy miniaturowe wersje obcych istot przypominajcych wygldem odra|ajce maBe |abki. Ten zatrwa|ajcy incydent znany jest tak|e w[ród innych przypadków, gdzie [wiadkowie nie tylko widzieli, ale równie| obcowali z hybrydami  istotami powstaBymi rzekomo ze skrzy|owania czBowieka z obcymi. Czsto [wiadkowie opisuj bardzo traumatyczne obrazy. W kilku przypadkach matki mówi o dziwnym zwizku z pokazanymi im istotami, które, jak si przypuszcza, mog by ich dziemi. Nie potrafi zrozumie, dlaczego mi to pokazano. Potem jednak, kiedy byBem w ostatnim pomieszczeniu, ujrzaBem le|cych na stoBach ludzi i inne dziwne stworzenia, czego sensu do dzi[ nie mog zrozumie. MinBem biaBego czBowieka, prawdziwego biaBego czBowieka, od którego czu byBo zapach potu, uryny, ekskrementów i strachu. Le|aB on na stole, jak ja. Kiedy przechodziBem spojrzaBem w jego oczy, za[ on w moje. Potem znalazBem si znowu w buszu. Nie miaBem spodni i czuBem potworny ból w udzie i przyrodzeniu, który nasilaB si. ZdjBem koszul, której u|yBem jako przepaski i poszedBem w busz. SpotkaBem grup mBodych Rodezyjczyków, którzy zaprowadzili mnie do wioski nauczycielki. Kiedy zjawiBem si tam, cuchnBem tak bardzo, i| ka|dy pies z wioski chciaB porwa mnie na strzpy. Tylko moja nauczycielka, jej uczniowie i mieszkaDcy wsi ocalili mnie tego dnia, cho nikt nie byB zaskoczony tym, co im opowiedziaBem. Zaakceptowali to mówic, |e to, co prze|yBem staBo si udziaBem wielu innych ludzi przede mn i co wicej, miaBem na tyle szcz[cia, |e prze|yBem, poniewa| w tych obszarach ludzie czsto ginli bez wie[ci  zarówno Biali, jak i Czarni. Lekko skróc t histori. W nastpnym roku, tj. 1960, dostarczaBem paczki w Johannesburgu, pracujc w sklepie z pamitkami. Pewnego razu biaBy czBowiek krzyknB i kazaB mi si zatrzyma. UznaBem, |e to funkcjonariusz policji, wic chciaBem okaza mu dokumenty. Ten jednak ze zBo[ci powiedziaB mi, |e wcale nie chce ich widzie. ZapytaB mnie wtedy:  SBuchaj, gdzie do cholery ja wcze[niej ci widziaBem? Kim ty jeste[?  Nikim  odrzekBem.  Zwyczajnym pracujcym czBowiekiem .  PrzestaD pieprzy  odparB.  Kim u diabBa jeste[ I gdzie ci widziaBem? SpojrzaBem na niego i poznaBem go po jego dBugich rozczochranych brzowawych wBosach i [miesznym zaro[cie. PamitaBem go  jego niebieskie nabiegBe krwi oczy i przebijajce przez nie przera|enie oraz skór blad niczym u kozy. OdpowiedziaBem mu:  CzBowieku, widziaBem ci w pewnym podziemnym miejscu w Rodezji . Gdybym w tamtym momencie uderzyB go, z pewno[ci nie zareagowaBby w podobny sposób, bowiem odwróciB si i odszedB z przera|ajcym wyrazem twarzy, znikajc po drugiej stronie ulicy. WBa[nie to z grubsza mi si przytrafiBo, cho musi pan wiedzie, |e to wcale nie unikalne prze|ycie. Od tego czasu spotkaBem wiele, wiele osób, które prze|yBy co[ identycznego a wikszo[ z nich to zwyczajni mieszkaDcy Afryki, którzy nie potrafi ani pisa, ani czyta. Przybywali do mnie jako szamana, aby znalez ratunek, jednak ja sam poszukiwaBem kogo[ mdrzejszego, aby wyja[niB mi, co tak wBa[ciwie wtedy si wydarzyBo. Dzieje si tak dlatego, |e je[li kto[ zostaB schwytany przez Mantindane, w jego |yciu zachodz wielkie zmiany, za[ osoba staje si tak zszokowana, i| wstydzi si samej siebie  wyksztaBca wobec siebie nienawi[, której nie rozumie a tak|e delikatne zmiany w |yciu, których sensu nie pojmuje. Rzeczy, o których mówi Mutwa, to z jednej strony problemy emocjonalne, jakie spotykaj ludzi, którzy do[wiadczyli abdukcji, a z drugiej pojawiajce si u niektórych zmiany osobowo[ci, czasem majce skutek w pojawieniu si uzdolnieD w kierunku artystycznym. Porównaj ze stanem  wyostrzenia zmysBów u Mutwy. Jedna z nich jest nastpujca: WyksztaBca si niespotykane umiBowanie rodzaju ludzkiego. Chce si obj ka|dego i powiedzie:  Hej ludzie! Obudzcie si! Nie jeste[my sami, ja to wiem! Do[wiadcza si tak|e uczucia, i| twoje |ycie, nie nale|y ju| do ciebie i co wicej, czuje si dziwn potrzeb przenoszenia si z miejsca na miejsce, potrzeb bycia w podró|y. CzBowiek boi si wtedy o przyszBo[, napeBnia si obawami o ludzi. Kolejna rzecz to rozwijanie wiedzy, nie nale|cej do samego czBowieka. Rozwija si zrozumienie kosmosu, czasu, stworzenia  poj, które nie maj sensu dla zwykBych ludzi. To stan, gdzie po strasznych torturach, usuniciu z ciaBa substancji, dochodzi do pewnego rodzaju wymiany i kiedy wie si rzeczy, o których wiedz Mantindane, ale nie zwyczajni ludzie. Ale prosz pana, taki stan boskiego o[wiecenia mo|e zdarzy si te| pod innymi warunkami& Dla przykBadu pewnego razu w 1966 roku zostaBem aresztowany i dosy brutalnie przesBuchiwany przez sBu|b bezpieczeDstwa. ByB to okres, w którym Czarni intelektuali[ci, bez wzgldu na to kim si byBo, do[wiadczali wizyt ze strony tych ludzi, którzy poddawali ich torturom, czasem podBczajc do prdu i zadajc pytania itd. Czasem, kiedy ci  ludzie poddaj innych torturom, ich ofiary wyczuwaj, co my[l ich oprawcy. Czasem tak|e w przypadku oddziaBywaD z ludzmi ma miejsce wymiana my[li. [& ] To wBa[nie dlatego mówi o tych dziwnych rzeczach, które przepBywaj przez moj gBow. Tamtego dnia moje my[li zalaBy wizje z mózgów Mantindane. Od tego czasu (a jestem czBowiekiem niewyksztaBconym), trudno mi o tym mówi, a co dopiero pisa. Wyra|enie tego, co ludzie lepiej znajcy angielski powiedz w kilku sBowach, zajBoby bardzo du|o czasu. Jednak moje dBonie s w stanie wykonywa rzeczy, których nikt mnie nie nauczyB. Wykonuje dziaBajce silniki, pistolety ka|dego typu, co potwierdz znajcy mnie ludzie. Pan Icke mo|e pokaza panu, co zrobiBem wokóB mojego nowego domu. Konstruuje maszyny z kawaBków |elaza. Nie wiem, skd nabyBem tej wiedzy. I od owego przera|ajcego dnia, wizje (w tym te, które widuje od dziecka) oraz normalne odczucia szamana zyskaBy na intensywno[ci. Nie wiem dlaczego tak jest i chc pozna tego powód. Musz powiedzie jednak panu, |e istoty, które ludzie bBdnie nazywaj obcymi, nie s wcale tak obcy. OBCY ZIEMIANIE CREDO MUTWA: Przygldajc si przez wiele lat ró|nym rzeczom i starajc si je zrozumie, mog powiedzie panu ostatecznie, |e Mantindane  rodzaj istot, które zna nasz lud, s kompatybilne pBciowo z ludzmi, to oznacza, |e s w stanie mie dzieci z kobietami. SpotkaBem wiele podobnych przypadków w cigu ostatnich 30 lat. Nasza kultura, dla przykBadu, uwa|a aborcj za co[ gorszego od morderstwa. Je[li kobieta z wiejskich okolic w RPA zajdzie w ci| z nieznanym m|czyzn, potem za[ ci|a znika, wtedy jej krewni oskar|aj j o poddanie si aborcji, mimo, i| ta zaprzecza. W wyniku kBótni, jaka si wywizuje wówczas midzy kobiet i jej krewnymi a rodzin jej m|a, oskar|ona kobieta zabrana zostaje do sangomy  kogo[ takiego, jak ja. Sangoma czasem bada j i je[li odkryje, |e kobieta rzeczywi[cie byBa w ci|y, lecz pBód w jaki[ sposób zostaB usunity (gdy robi to Mantindane [wiadcz o tym specyficzne rany, które rozpozna mo|e do[wiadczona osoba), sangoma wie, |e kobieta mówi prawd. Zapach, jaki przylega do ludzi, którzy znalezli si w rkach Mantindane, zawsze pozostaje z kobietami, które maj z nimi dzieci, niezale|nie od ilo[ci perfum czy kosmetyków, jakie u|ywaj. Dlatego te| tak wiele podobnych przypadków trafia do mnie. Sangoma odsyBaj mi dotknitych tym zjawiskiem ludzi w du|ych ilo[ciach, bowiem my[l, |e jestem jedyn osob, która mo|e pomów w takich sytuacjach. Tak wic w cigu ostatnich 40 lat (lub co[ koBo tego), spotkaBem si z wieloma kobietami, które miaBy dzieci z Mantindane, za[ ich ci|e w tajemniczych okoliczno[ciach  zniknBy , pozostawiajc kobiety w upokorzeniu, z poczuciem winy i odrzucone przez rodzin. Moim zadaniem jest przekona rodziny o ich niewinno[ci, uleczenie jej duchowej, my[lowej a tak|e fizycznej traumy, jak prze|yBa oraz udzielenie jej i jej rodzinie odpowiedniej pomocy, by mogli zapomnie o tym, co si wydarzyBo. Je[li istoty te pochodz z odlegBych planet, to dlaczego mog zapBadnia kobiety? Dlaczego kobieta, któr owego przera|ajcego dnia spotkaBem na stole w metalicznym korytarzu, mimo i| wygldem ró|niBa si od kobiet posiadaBa nadal rozpoznawalne |eDskie organy (cho umieszczone nieco wy|ej)? Dlatego te| uwa|am, |e tzw. obcy nie pochodz wcale z innych odlegBych planet. Wierz, |e s tu z nami i potrzebuj od nas pewnych substancji, tak samo jak ludzie potrzebuj pewnych rzeczy od zwierzt, np. maBpich gruczoBów, aby zaspokoi swe wBasne pragnienia. Uwa|am, |e powinni[my bada to niebezpieczne zjawisko z otwartymi umysBami i obiektywnym podej[ciem. Zbyt wiele osób ulega pokusie i traktuje te  obce istoty jako stworzenia nadnaturalne. Jednak prosz pana, to istoty zupeBnie cielesne. S jak my i& powiem co[, co z pewno[ci wszystkich zadziwi: Szaracy s, prosz pana, jadalni. Zaskoczony? RICK MARTIN: Prosz kontynuowa. - PowiedziaBem, |e s jadalni& - Tak zrozumiaBem i jestem ciekaw dalszych informacji& - Ich miso zawiera proteiny, jak ka|de zwierzce miso na Ziemi, ale ka|dy, kto spo|yje podobne miso mo|e blisko otrze si o [mier. Mnie te| to si przydarzyBo. Widzi pan, w Lesoto znajduje si góra Laribe  zwana PBaczcym Kamieniem. Przy kilku okazach w cigu ostatniego póBwiecza, statki tych istot rozbijaBy si o ni. Miejscowi, którzy uwa|aj te istoty za bogów, znajdujc ich ciaBa wkBadaj je do worków i zabieraj ze sob, po czym rytualnie spo|ywaj. Niektórzy umieraj wskutek spo|ycia ich misa. Jaki[ rok przed incydentem z gór Inyangani mój przyjaciel z Lesoto poczstowaB mnie misem czego[, co nazwaB  niebiaDskim bogiem . ByBem oczywi[cie sceptyczny. On przekazaB mi kawaBek szarej, raczej suchej substancji, która jak mówiB byBa misem. Jednej nocy ja, on i jego |ona rytualnie spo|yli[my je. Po zjedzeniu go, nastpnego dnia, nasze ciaBa pokryBy si wysypk, jakiej nigdy wcze[niej nie do[wiadczyBem. CaBe nasze ciaBa pokryte byBy wysypk, jak przy wietrznej ospie. Zwid byB nie do zniesienia a nasze jzyki zaczBy puchn. Nie mogli[my oddycha. Przez kilka dni ja, mój przyjaciel i jego |ona byli[my zupeBnie pozbawieni pomocy i odwiedzali nas potajemnie jedynie uczniowie mojego przyjaciela, który byB szamanem. ByBem bliski [mierci. KrwawiBem niemal z ka|dego otworu w ciele. Ledwie chodzili[my i z trudno[ci oddychali. Po 4 lub 5 dniach ustpowa a skóra schodziBa pBatami, jak u liniejcego w|a. ByBo to jedno z najgorszych do[wiadczeD w moim |yciu. Kiedy poczuBem si lepiej zaczBem podejrzewa, |e uprowadzenie przez Mantindane byBo bezpo[rednim wynikiem spo|ycia misa jednego z nich. Nie wierzyBem, |e przyjaciel daje mi miso jednej z tych istot i uwa|aBem, |e to jaki[ korzeD, ziele lub ro[lina. PrzypomniaBem sobie potem jego smak& byB on metaliczny. PachniaBo tak|e podobnie, jak istoty spotkane w 1959. Kiedy wysypka ustpiBa a skóra wci| BuszczyBa si, uczniowie smarowali nasze ciaBa olejem kokosowym, lecz dziaBa si z nami dziwna rzecz (prosz o jej wyja[nienie wszystkie mdre osoby z waszego kraju). Oszaleli[my& i to dosBownie. Zaczli[my si [mia jak pomyleni. Co dzieD [miali[my si do rozpuku z najdrobniejszych rzeczy, przez godziny, a| poczuli[my si wycieDczeni. Kiedy za[ minB [miech, zdarzyBa si dziwna rzecz, któr mój przyjaciel okre[liB jako cel, w który spo|ywa si miso Mantindane. ByBo to jak przyjcie dziwnej substancji, narkotyku, ale nieznanego na Ziemi. Nagle nasze uczucia zostaBy wyczulone. Kiedy piBo si wod wydawaBo si, |e pije si jakie[ wino. Woda stawaBa si wspaniaBym napojem, jedzenie równie| smakowaBo niezwykle. Ka|de doznanie byBo spotgowane  nie mo|na tego opisa. To tak, jak gdyby znalez si w centrum wszech[wiata. Nie potrafi tego inaczej opisa. Ten okres niezwykBej intensywno[ci utrzymywaB si przez dwa miesice. Kiedy sBuchaBem muzyki wydawaBo si, jakby za muzyk ukryta byBa inna muzyka. Kiedy malowaBem obrazy, z czego si utrzymuje i kiedy patrzyBem na farb na koniuszku pdzla wydawaBo si, |e w kolorze kryje si inny kolor. ByBa to rzecz nie do opowiedzenia i nawet dzi[ nie potrafi jej opisa. Przejdzmy jednak to innej sprawy. WAZUNGU Mantindane nie s jedynymi istotami, o którymi wiedz Afrykanie i o których snuj opowie[ci. Na wiele stuleci przed przybyciem do Afryki BiaBego czBowieka, Afrykanie spotkali si z ras istot, które wygldem przypominaBy Europejczyków, jacy mieli podbi ten kontynent w przyszBo[ci. Te istoty s wysokie. Niektóre z nich s mocno zbudowane, niczym atleci i maj oni lekko sko[ne niebieskie oczy i wystajce ko[ci policzkowe. Maj zBote wBosy i wygldem przypominaj dzisiejszych Europejczyków z jednym wyjtkiem  ich dBonie s piknie zbudowane, dBugie i przypominaj dBonie muzyków i artystów. Istoty te przybyBy do Afryki z nieba w pojezdzie, który przypominaB bumerang u|ywany przez Aborygenów. Kiedy taki statek podchodzi do ldowania, wzbija w powietrze tuman kurzu, który czyni niemaBy haBas  niczym tornado. W jzyku niektórych plemion nazywa si taki wir powietrzny  zungar-uzungo . Nasi ludzie nadali tym istotom biaBoskórym istotom ró|ne imiona. Nazywa si je  Wazungu , jak czasem okre[la si  boga , ale co dosBownie znaczy  ludzie z diabelskiego pyBu lub  trby powietrznej . Nasi ludzie od pocztku oswojeni byli z Wazungu. Widywali niektórych, a wBa[ciwie wielu z nich z czym[, co przypominaBo kul wykonan z krysztaBu lub szkBa, któr zawsze, niczym piBk, trzymali w rkach. Kiedy wojownicy próbowali schwyta Wazungu, ci rzucali kul w powietrze, Bapali j a potem znikali. Niektórych z nich udaBo si jednak w przeszBo[ci schwyta i przetrzymywa w chatach wodzów lub szamanów. Osoba, która zBapaBa Muzungu (co jest liczb pojedyncz od Wazungu) musiaBa upewni si, czy jej szklana kula jest dobrze przed nim ukryta. Dopóki tak byBo, Muzungu nie uciekB. Kiedy Afrykanie ujrzeli Europejczyków, równie| ich okre[lili jako Wazungu. Nim jednak ich spotkali, widywali biaBoskóre istoty Wazungu, od których wziBo si sBowo okre[lajce Europejczyków. Dzi[ w jzyku Zulusów BiaBego czBowieka okre[la si jako  Umlungu , które oznacza to samo, co Wazungu, czyli  boga lub stworzenie tworzcego pod sob wielki powietrzny wir . W Zairze, dzi[ zwanym Demokratyczn Republik Konga, BiaBych nazywa si  Watende lub  Walende . Oznacza to znowu  boga lub biaB posta . SBowo Watende u|ywane jest w odniesieniu nie tylko do istot o ró|owym kolorze skóry, ale i Chitauli. Kiedy w Zairze szamani ze strachem odnosz si do panów kontrolujcych Ziemi nie mówi o Chitaulu, ale okre[laj je eufemistycznie jako Watende-wa-muinda, co oznacza  biaBe istoty niosce [wiatBo , poniewa| oczy umieszczone na czoBach Chitauli l[ni w gBbokim buszu niczym czerwone [wiatBa  niczym tylnie [wiatBa w samochodzie. Zatem Watende-wa-muinda to nazwa Chitauli na obszarze Zairu. W Afryce wyró|niamy ponad 24 obce istoty, ale powiem panu w skrócie o dwóch z nich. W kraju o nazwie Zimbabwe, gdzie miaBem spotkanie w 1959, wystpuje jeszcze jedno stworzenie. To jedno z najbardziej zdumiewajcych i sam raz równie| je widziaBem wraz z grup Czarnych i BiaBych osób, które si wówczas ze mn znajdowaBy. To ogromna istota przypominajca budow goryla, cho nie bdca nim. Stworzenie, o którym mowa mierzy od 2.4 do 2.75 m. wzrostu i budow przypomina goryla, cho ma silne ciaBo. Jego ramiona s bardzo szerokie, za[ kark gruby. Pokryte jest gstym szorstkim futrem, odmiennym od futra innych zwierzt afrykaDskich. To przypominajce czBowieka z udami, nogami, stopami a tak|e ramionami i dBoDmi wygldajcymi, jak u ludzi, pokryte jednak|e gstym zmierzwionym ciemnobrzowym futrem. Istot tak nazywa si w Zimbabwe  Ogo . Stworzenie to widziaBy setki ludzi na przestrzeni wielu pokoleD. Niektóre z nich widywano w RPA, w odludnych partiach buszu lub górach. Ogo, szczegóB po szczególe, wygldaj dokBadnie tak, jak te stworzenia, które Indianie z Ameryki PóBnocnej nazywaj Sasquatchem lub Wielk Stop. W rzeczywisto[ci to jedne i te same stworzenia, które wystpuj i tu, w PoBudniowej Afryce. Jest to tak|e ten sam tym stworzeD, cho o innym kolorze skóry, co istota zwana Yeti  widywana przez mieszkaDców Nepalu na stokach himalajskich gór. [Inna niezwykBa historia wi|e si z jednookim demonem o imieniu Popobawa, który atakuje m|czyzn na nale|cej do Tanzanii wyspie Zanzibar. Jego ataki to sprawa wyjtkowo powa|na sprawa, gdy| sprawiaj miejscowym wiele kBopotu. Co jaki[ czas usBysze mo|na informacje o kolejnych atakach Popobawy, które maj charakter cykliczny.] Ostatnia z istot, dobrze znana w RPA i wywoBujca u[miech wszystkich, to Tokoloshe. Ka|dy wie, kim jest Tokoloshe. Inni mówi o nim Tikoloshe. Wygldem przypomina misia-maskotk o niezbyt przyjemnym wygldzie, cho na czubku gBowy posiada grupy i ostry ko[cisty grzebieD. Biegnie on znad ich czoBa do tyBu gBowy, za[ przy jego pomocy Tokoloshe jest w stanie powali na ziemi byka. Stworzenia te zmuszaj czasem mieszkaDców Afryki, aby ustawiali swe Bó|ka na cegBach na wysoko[ci ok. 1 m. od ziemi. Spotka mo|na je w caBej Afryce. Tokoloshe lubi bawi si z dziemi i wielokrotnie widywali go uczniowie. MiaBo to miejsce w ró|nych cz[ciach Afryki, nawet w czasach wspóBczesnych. Czasem jednak nkaj dzieci w czasie snu, zostawiajc na ich plecach i udach [lady zadrapaD, które swdz i szybko mog zosta zainfekowane. Jakie[ dwa lata temu podobna istota terroryzowaBa caB szkoB w Soweto w pobli|u Johannesburga. Dzieci nazywaBy j pinky-pinky. Ale jest ona znana nie tylko w[ród Afrykanów, lecz i Polinezyjczyków z Hawajów i innych wysp Pacyfiku. Ludzie ci wznosz swe chaty, swe domy z trawy na palach na wysoko[ci, na jakiej w Afryce ludzie umieszczaj swe Bó|ka. Kiedy pyta si ich o powód, mówi:  Chcemy ochroni si przed Tiki. Jest niezwykle interesujce, |e istota przypominajca dokBadnie stworzenie widziane w RPA spotykana jest równie| na wyspach Pacyfiku, gdzie znana jest pod nazw Tiki  przypominajc jej afrykaDski odpowiednik  Tikiloshe lub Tokoloshe. Mo|e pewnego dnia podziel si jeszcze wieloma innymi informacjami z czytelnikami, lecz apeluj: Badajmy to! Pozwólcie nam to bada! Nie bdzmy dalej sceptyczni, bo zbyt wielki sceptycyzm jest tak grozny jak i ignorancja. Nikt nie powie mi, |e obcy nie istniej. Mo|e kto[ wyja[ni mi znaczenie tego otworu w mym boku? Mo|e kto[ wyja[ni mi znaczenie spotkania z tymi dziwnymi istotami w tym niezwykBym pomieszczeniu? Czy byBa to tylko iluzja? Je[li tak, to czy omamy pozostawiaj po sobie widoczne do dzi[ blizny? Niech ludzie ci odpowiedz na me pytanie. Musimy to bada, poniewa| istniej [lady na to, |e istoty, które dziel z nami t planet s zaniepokojone. Dlaczego? Poniewa|, widzi pan, wszystko powiem zmierza wielkiemu starciu, za[ ci, którzy my[l gBboko o tych rzeczach dostrzeg to. ZBRODNIA I KARA O czym mówi? Od 30 lub 40 lat zaledwie garstka osób dba o [rodowisko, niewielu przejmowaBo si wycinaniem lasów deszczowych w Afryce i innych miejscach [wiata. Niewielu byBo [wiadomych szkodliwo[ci BiaBych my[liwych, którzy uwa|ani za bohaterów wybijali tysice sztuk zwierzt. Tak samo niewielu martwiBo si o losy wielkich paDstw tego [wiata, jak USA, Rosja, Wielka Brytania i Francja, testujcych sw broD jdrow w innych cz[ciach [wiata. Dzi[ istniej ludzie, którzy splunliby na widok wielkiego my[liwego, je[li pokazaBby si w hotelu i oznajmiB kim jest. Dzi[ takich Bowców nie uwa|a si ju| za bohaterów, ale morderców. Istniej dzi[ m|czyzni i kobiety, spo[ród Czarnych i BiaBych, którzy ryzykuj swe |ycie, aby ratowa drzewa, zwierzta i zapobiec szaleDstwu, jakim s testy broni jdrowej. Co to panu mówi? Mówi to, |e po wielu tysicach lat dominacji obcych istot, czBowiek wykazuje opór, zaczyna dba o [wiat, w którym |yje i na którym si znajduje. Jednak oni, Chitauli, Mantindane  nie wa|ne, jak je nazwiemy, nie chc, aby tak byBo. Chc ukara nas, tak jak przed wiekami. Obcy zniszczyli niegdy[ nacj, która przybyBa do nas jako Amariri  których sBawetny kraj rozcigaB si za zachodzcym sBoDcem i którzy nie chcieli sBucha rozkazów Chitauli. Istnieje wiele relacji o zaginionych kontynentach i istniejcych na niej zaawansowanych cywilizacjach  od Hiperborei, po Mu i Atlantyd. Wszystkie w przeszBo[ci miaBy zosta zniszczone wskutek kataklizmu. Historia Amariri zdaje si by kolejnym tego typu przypadkiem. Staro|ytne teksty opisuj wiele kataklizmów, w[ród których najbardziej znany jest potop. Ich królowie nie chcieli skBada im w ofierze swych dzieci, ani toczy wojen z innymi ludami, aby utrzyma Chitauli i ich boski wymiar. Mówi si, |e ci sprowadzili na ziemi z nieba ogieD, który w celu spalenia ich wielkiej cywilizacji zabrali z samego SBoDca. Spowodowali trzsienia ziemi i fale, które zniszczyBy wielk cywilizacj Czerwonych ludzi o zielonych wBosach, którzy jak mówiono byli pierwszymi mieszkaDcami Ziemi. Mówi si, |e Chitauli pozwolili prze|y jedynie garstce uciekinierów z Amariri i przygotowuj si do powtórzenia tego w niedalekiej przyszBo[ci. Martwi si tym, co ma zdarzy si w innych krajach [wiata. Wszystkie wstrzsy sejsmiczne, które powoduj ofiary w ludziach na Bliskim Wschodzie, a tak|e w Afryce i Indiach powoduj, |e moje serce przepeBnia strach. Zdarzaj si one obecnie z nienaturaln regularno[ci w Egipcie, Armenii. Jedno z nich byBo tak silne, |e spowodowaBo, i| [wita skaBa w Namibii znana jako Palec Bo|y, znajdujca si tam od tysicy lat, zmieniBa si w kup gruzu. Kiedy to si staBo otrzymaBem od sangomów wiele listów wyra|ajcych obawy, poniewa| oznacza to mo|e, |e koniec [wiata jest naprawd bardzo, bardzo blisko. Czy ma pan jakie[ pytania? - CzytaBem paDski wiesz  deklaracj. Wspomina tam pan imi Jabulon. Czy mo|e pan nam wyja[ni, kim on jest? - Jabulon to bardzo dziwny bóg. Uwa|a si go za lidera Chitauli. To bóg, którego (ku mojemu wielkiemu zdumieniu) czcz tak|e inne grupy BiaBych ludzi. O Jabulonie wiemu ju| od wielu wielków, ale dziwi mnie to, |e s i wyznajcy go Biali. W[ród nich znajduj si ci, którzy za wszystkie rzeczy na Ziemi obwiniaj Wolnomularzy. Uwa|amy Jabulona za wodza Chitauli. Jest on Starszym w[ród nich. Jednym z jego imion w jzykach Afryki jest  Umbaba-Samahongo   wielki król, wielki ojciec straszliwych oczu . Wierzymy bowiem, |e Jabulon posiada oko, które powoduje [mier osoby, na któr nim spojrzy. UFO sfotografowane w 1956 w Natalu w RPA przez |on funkcjonariusza poBudnioafrykaDskiego lotnictwa. Kobieta przez caBy okres swego |ycia nie zmieniBa historii dotyczcej jego wykonania zdjcia, za[ [wiadkami obserwacji byBy jeszcze dwie inne osoby. Mówi si, |e Umbaba uciekB ze wschodu podczas starcia z jednym ze swych synów i szukaB schronienia w Zrodkowej Afryce, gdzie schroniB si w jaskini gBboko pod powierzchni ziemi. NiezwykBe jest te| to, |e pod Górami Ksi|ycowymi w Zairze znajduje si wspaniaBe miedziane miasto z tysicami l[nicych budynków. Mieszka w nim Umbaba lub Jabulon, który czeka na dzieD, w którym po powierzchni ziemi nie bdzie chodziB ju| |aden czBowiek. Wtedy on i jego potomstwo, Chitauli, wyjd, aby cieszy si ciepBem SBoDca. GOZCIE Z TYBETU CREDO MUTWA: Pewnego dnia, kiedy mieszkaBem w Soweto niedaleko Johannesburga niespodziewan wizyt zBo|yli mi kapBani z Tybetu. Jeden z nim, o którym jak zakBadam sByszeli[cie, jest Akong Rinpocze  gBówny tybetaDski kapBan w Anglii, który emigrowaB wspólnie z Dalajlam i odwiedziB mnie pewnego dnia w Soweto. W[ród wielu innych zadaB mi nastpujce pytanie:  Czy wiesz co[ o sekretnym mie[cie le|acym gdzie[ w Afryce, które wykonane jest z miedzi? OdpowiedziaBem:  Akong, opisujesz miasto Umbaba  miasto niewidocznego boga, który skrywa si pod ziemi. Skd o tym wiesz? Akong Rinpocze, który jest znanym badaczem dziwnych zjawisk powiedziaB mi, |e pewnego razu wysoki lama wraz z grup towarzyszy udaB si do Afryki w poszukiwaniu tego miasta. Nie powrócili ju| do Tybetu i nigdy ich potem nie widziano. W PoBudniowej Afryce spotka mo|na podania o niskich {óBtych ludziach, którzy przybyli do Afryki w poszukiwaniu Umbaby  miasta, z którego nie wraca si |ywym. Nie wiem, drogi panie, czy to co powiem wpada w ramy paDskiej gazety, ale w RPA spotkaBem si z wieloma niepokojcymi wydarzeniami, które nie wydaj si mi bez sensu. BAZY RICK MARTIN: Mog powiedzie, |e bardzo doceniam to, |e po[wica pan czas na rozmow ze mn i zdaj sobie spraw, |e to nieBatwe. - Ja równie| czuje si zaszczycony. Wiem te|, |e Biali ludzie czsto traktuj ludzi, którzy mówi o podobnych rzeczach jak dziwaków. Nie powinienem si przecie| wystawia na publiczne po[miewisko, ale mój lud ginie. Problemy te to nie tylko przestpczo[ w RPA, (która staBa si tysickrotnie okrutniejsza ni| przedtem), nie tylko AIDS, ale te| przedziwne problemy, jakie czsto staj na naszej drodze. Czy mog o nich opowiedzie? - Tak, prosz. - Zgodnie z wierzeniami mego ludu, niegrzeczno[ci jest mówi d drugiego czBowieka nim nie da si szansy wypowiedzie jemu. Szanujc zatem pana, jak i czytelników chc zapyta, czy w waszym kraju, Stanach Zjednoczonych, posiadacie historie o podziemnych kompleksach, poniewa| tutaj, w Republice PoBudniowej Afryki, mamy takowe. Czasem wi| si z nimi dziwne sprawy. - Tak, istniej podobne opowie[ci. Nazywamy te obiekty  podziemnymi bazami . Moja gazeta zaprezentowaBa cykl materiaBów po[wiconych celom i lokalizacji takich baz. - Te same znajduj si tutaj, w RPA. Istniej tu od wielu lat. Jestem w stanie potwierdzi istnienie jednej z nich, jednak tylko jednej. Widzi pan, czBowiek taki jak ja  który bytuje w dwóch [wiatach naraz  afrykaDskim mistycznym [wiecie i wspóBczesno[ci, która bardziej ci|y ku ziemi, musi by ostro|ny mówic o czym[ takim. Ale jakie[ 5 lat temu [ok. 1994], przebywaBem w maBym mie[cie Mafikeng [dawniej Mafeking]  znanym dobrze z historii dziki sBawnemu obl|eniu go przez Burów w wojnie z lat 1899  1902. To wBa[nie w tym mie[cie kpt. Powell zaBo|yB ruch skautowski. Jestem pewien, |e sByszaB pan o tym. Kiedy mieszkaBem w Mafikeng przychodziBo do mnie wiele osób, zwyczajnych kobiet i m|zyzn, analfabetów. Skar|yli si mi na tajemnicze zaginicia ich krewnych. Chcieli, abym powiedziaB im, gdzie znikaj ich bliscy. ZapytaBem ich wic (wszyscy niemal znali si nawzajem), gdzie do tego dochodzi. Ludzie ci opowiedzieli mi o czym[ niezwykBym. BrzmiaBo to nastpujco: niedaleko Mafikeng znajduje si sBawne miejsce, o którym wielu sByszaBo  mówi o nim PoBudniowoafrykaDskie Las Vegas  to sBawny kompleks z hotelami i kasynami o nazwie Sun City [ Miasto SBoDca ]. - Tak. - Powiedziano mi, |e pod Sun City prowadzi si dziwne operacje górnicze, gBboko pod ziemi, za[ wielu Afrykanów, którzy tam pracuj znikaj bez echa, cho ich rodzinom przysyBane s ich wypBaty. M|czyzni ci nigdy nie wracaj, jak zwykli górnicy, do swych domów. PrzyjrzaBem si temu zjawisku i (niczym gBupiec), nie mogBem w to uwierzy. Potem pojawiBo si wiele innych historii, poniewa| je[li AfrykaDczyk ma problem, zawsze szuka pomocy sangomy. Inna historia mówiBa (odkryBem, |e to szokujca prawda), i| podobna konstrukcja znajduje si za granic, w Botswanie. Amerykanie pracuj tam z afrykaDskimi robotnikami, których obowizuje przysiga milczenia. Zbudowano tam tajne lotnisko, z którego startowa mog nowoczesne my[liwce. Znowu nie mogBem uwierzy! OkazaBo si bowiem, |e po raz kolejny spotykam si z tajemniczymi znikniciami zwykBych ludzi, niewyksztaBconych, zwykBych pracowników. Ich rodziny równie| staraBy si dowiedzie, gdzie ci przepadli, napotykali si jednak na grobow cisz. Tym razem postanowiBem si temu dokBadniej przyjrze, a to wskutek dziwnej historii, jaka przetoczyBa si po caBym PoBudniu. Mówiono, |e samolot armii RPA zestrzeliB latajcy spodek. ByB to my[liwiec wBa[nie z tego lotniska. MusiaBem si tym zaj tak|e z tego powodu, |e nara|ona tu byBa moja wiarygodno[ jako szamana i sangomy. UdaBem si do Botswany. To bardzo proste  czasem wystarczy jedynie przej[ przez druty, bowiem granice tutaj nie s strze|one tak dokBadnie, jak gdzie indziej. UdaBem si tam z grup przyjacióB i odkryBem, |e taka baza istnieje  nie pod ziemi, ale na powierzchni. To baza lotnicza. Mimo to miejscowi bali si pokazywa w jej ssiedztwie, bowiem znikali, je[li tylko zapu[cili si zbyt blisko. ObserwowaBem j z daleka, za[ nasz przewodnik powiedziaB, |e z pewno[ci znikniemy, je[li podejdziemy za blisko. Na terenie caBej PoBudniowej Afryki znajduje si wiele baz wojskowych, tak|e w Botswanie, ale co dziwne, ta jedna napawa ludzi wielkim przera|eniem. Do dzi[ zastanawiam si, dlaczego tak jest. Nawet teraz my[l o tym, poniewa| w moim kraju dzieje si wiele dziwnych rzeczy, które wpBywaj na |ycie ludzi, czasem w bardzo zBy sposób. CHOROBA CHITAULI I GINCY LUDZIE Kolejna sprawa dotyczy tego, co Chitauli robi w swych podziemnych jaskiniach, w których pali si zawsze wiele ognisk. Powiedziano nam, |e Chitauli choruj i trac znaczn cz[ skóry  ta choroba, na któr cierpi, powoduje, |e z ich ciaBa odpada skóra, pozostawiajc jedynie |ywe ciaBo. [Opis tajemniczej choroby przypomina wylink, której okresowo poddaj si gady.] Kiedy Chitauli choruje, jego sBuga porywa mBod dziewczyn i sprowadza w podziemia. Wi|e si jej nastpnie rce i nogi i owija zBotym pledem, zmuszajc do poBo|enia si obok chorujcego Chitauli. Tak tydzieD po tygodniu. Jest ona dobrze karmiona i dogldana, lecz caBy czas zwizana (z wyjtkiem wyj[cia za potrzeb). Kiedy stan zdrowia Chitauli polepsza si, dziewczyn manipuluje si, starajc zmusi do ustawionej ucieczki. Daje si jej zBudn nadziej. Kiedy ta przemierza dBug podziemn drog, goni j metalowe stworzenia. Chwyta si j, kiedy jej strach i wyczerpanie osiga apogeum. Dziewczyna umieszczana jest nastpnie na prostym skalnym oBtarzu, pBaskim u góry i potem w brutalny sposób skBadana w ofierze, za[ jej krew wypija Chitauli, który potem zdrowieje. Jednak przed zBo|eniem ofiary dziewczyna musi by [miertelnie przera|ona, gdy| je[li tak nie jest, krew nie uleczy Chitauli. Musi ona, w rzeczy samej, pochodzi od przera|onej istoty ludzkiej. Ten zwyczaj pogoni za ofiar praktykowali równie| afrykaDscy kanibale. W kraju Zulusów |yli w ubiegBym wieku kanibale, za[ ich dzisiejsi przodkowie powiedz ka|demu, komu zaufaj, i| miso przera|onej ludzkiej istoty, która przemierzy dBugi dystans smakuje znacznie lepiej ni| kogo[ zabitego w zwykBy sposób. Jim Sparks z USA spotkaB si oko w oko z przypominajcymi jak |ywo Chitauli istotami . Jaki[ czas temu w RPA (co zreszt wci| si dzieje), ginBy biaBe dziewczta  uczennice. ByBy to zwykle jednostki zdolne lub wykazujce oznaki pojawiajcych si duchowych zdolno[ci, albo te| prymusi klasowi, wykazujcy zainteresowanie nauk. ZniknBo ich 5. Wówczas szeroko rozpisywaBy si o tym gazety, za[ do mnie przyszli Biali z pro[b o ich odnalezienie. Pewnego dnia BiaBy czBowiek przyniósB mi gumow zabawk nale|c do jego zaginionej córki, proszc, abym dziki mym zdolno[ci jasnowidzenia, odnalazB j. WziBem t zabawk  gumow figurk dinozaura i miaBem wizj, jakby jej oczy poruszyBy si, miaBy wybuchn pBaczem. PoczuBem si zle, chciaBem wyj[. PowiedziaBem temu czBowiekowi:  Niech pan mnie posBucha& Dziecko, które bawiBo si t zabawk nie |yje. Jest martwe. Czuj to. CzBowiek ten, producent telewizyjny, zabraB zabawk, ksi|ki nale|ce do córki oraz sweter i wyszedB. Dziecko znaleziono potem martwe, pochowane w pBytkim grobie obok drogi. Inni ludzie równie| zwracali si do mnie o pomoc w odnalezieniu dzieci. Czy |yj? Czy mo|e nie? Zanim cokolwiek zrobiBem, zadzwoniB telefon i zdenerwowani rozmówcy. Ludzie ci krzyczeli, abym nie pomagaB. Grozili, |e je[li nie posBucham, skrzywdz moj |on i zabij dzieci  jedno za drugim. Tak te| byBo. Pewnego dnia mój najmBodzszy syn zostaB pchnity no|em, niemal [miertelnie. Jego przyjaciel powiedziaB mi, |e zrobiB to biaBy czBowiek. Wtedy przestaBem. Kto[ wiarygodny powiedziaB mi kiedy[, |e w PoBudniowej Afryce niemal co miesic przepada okoBo 1000 dzieci. Wiele osób, w tym dziennikarze uwa|a, |e to wynik dziaBania porywaczy, które zmuszaj je potem do nierzdu. Ale niezupeBnie. Je[li przyjrze si historiom porwanych, to nie s to dzieci z ulicy. To wyró|niajce si na tle swych klas dzieci, uzdolnione w okre[lonym kierunku. Ale to nie wszystko, bo w ten sposób znikaBy kobiety i dzieci. W Mafikeng w mniej wicej tym samym czasie zaginBo 5 biaBych dzieci. ZniknBo tam równie| troje nauczycieli (dwóch Czarnych i biaBa nauczycielka). Ale nie chc obci|a pana t histori& Powiem tylko jeszcze tyle, |e po znikniciu piciorga dzieci, policja aresztowaBa przeBo|onego Ko[cioBa Reformowanego, wielebnego Van Rooyena. Mówiono, |e to on odpowiada za zniknicie dzieci, w tym pomaga mu miaBa jego towarzyszka. Nim jednak ten pojawiB si w sdzie, staBa si dziwna rzecz  zarówno on, jak i ona zostali zastrzeleni w swym samochodzie. Nastpnie pewna kobieta, która znaBa ich powiedziaBa w wywiadzie dla gazety, i| to nie oni popeBnili do morderstwo. Dlaczego zatem zginli? Van Rooyen zostaB znaleziony z ran postrzaBow gBowy, która znajdowaBa si po prawej stronie. Wszyscy wiedzieli, |e jest leworczny  kto zatem go zastrzeliB? To jedna z najwikszych i najbardziej drastycznych tajemnic RPA. Dochodzi do tego co[ jeszcze, ale nie chc marnowa pana czasu. DOKAADNY RYSOPIS RICK MARTIN: Kiedy mówili[my o Szarakach, niewiele mówiB pan o Chitauli. MówiB pan o nich jako o istotach- jaszczurach (prosz mnie poprawi, gdybym si myliB), opisujc je jako wysokie i szczupBe istoty o wielkich gBowach i oczach? CREDO MUTWA: Tak, tak wygldaj. Kiedy Szaracy chodz, robi to jakby podskakujc, jak gdyby mieli co[ z nogami. Chitauli poruszaj si jednak z wielk gracj, niczym drzewa delikatnie uginajce si na wietrze. S wysocy i maj du|e gBowy. Niektórzy z nich maj rogi. ChciaBbym wyrazi teraz moje zdziwienie, gdy| zauwa|yBem, |e posta w jednym z filmów z serii  Gwiezdnych Wojen , jaki pokazaB si w RPA, wyglda niemal jak Chitauli. Jest rogata  to wojownicy Chitauli. Królewscy Chitauli nie maj rogów, ale posiadaj ciemnego koloru grzebieD sigajcy od czoBa po plecy. S to bardzo eleganckie istoty. Mówi si, |e zamiast maBych palców posiadaj bardzo ostre szpony, które wsadzaj w nosy swych ofiar, aby wypi ich mózgi w czasie niektórych rytuaBów. - Czy maj gBadk skór? - Nie maj ró|owej skóry, a biaB  niemal jak papier, pewne rodzaje tektury. Ich skóra jest& jest pokryta Buskami, jak u gadów. Ich czoBa s wysokie, wystajce. Wygldaj na bardzo inteligentne. - Mawia si& sByszaBem, i| istoty te maj du| zdolno[ do kontrolowania i posBuguj si zasad  dziel i rzdz . - Tak. Nastawiaj ludzi przeciwko sobie. Mog da panu wiele przykBadów, posBugujc si afrykaDskim jzykiem, jak Chitauli dzielili ludzi. Wie pan kogo oni najbardziej lubi? Religijnych fanatyków& - [Zmiech] - Ci, którzy przytBoczeni s brzemieniem religii s w[ród Chitauli bardzo popularni. - Nie mog oprze si my[li, i| Chitauli obecni s w USA, a to z powodu du|ej liczby podziemnych baz. W USA liczba zaginionych dzieci jest tak astronomiczna, |e sam handel |ywym towarem nie zawsze starcza jako wyja[nienie. GROyBY - Tak, zgadza si. Ale uwa|am, |e w Ameryce mo|e zdarzy si co[ zabawnego. Prosz pozwoli powiedzie, co mi si niedawno przydarzyBo. Nie zajmie to zbyt du|o czasu  minut lub mniej. - Tak, nie ma problemu. - Kiedy zaczBem rozmawia z Davidem Icke, pewnego dnia odwiedziBo mnie troje BiaBych, którzy twierdzili, |e pochodz z Ameryki PoBudniowej. Powiedzieli mi, |e 9 dnia tego miesica [tj. 9 wrze[nia 1999] co[ si wydarzy a miaBo to mie zwizek z jeziorem Titicaca, które odwiedziBem 2 lata temu. - To niezwykBe miejsce. - Tak. Potem ludzie ci powiedzieli mi (kiedy rozmawiali[my poprzez tBumacza), |e wkrótce w Afryce dojdzie do czego[, co bdzie miaBo wielkie znaczenie dla ludzko[ci. Potem rozstali[my si, wymieniajc miBe sBowa a ludzie ci zostawili mi list, którego nie otwarBem od razu, a dopiero po kilku dniach. W li[cie tym byBo napisane, |e nie powinienem rozmawia z Icke m i |e dziwna osoba o imieniu Alia Czar obserwuje mnie. Nie wiem, kto to. Ludzie ci, w czasie spotkania, powiedzieli mi, |e sBu| panu o imieniu Melchizedek. Po przeczytaniu listu dowiedziaBem si, |e je[li bd mówi, moja |ona (chorujca na raka i le|ca w szpitalu), umrze. Kim byli? Potem, poniewa| byBem przedtem w Ameryce PoBudniowej zauwa|yBem, |e jzyk, którym si porozumiewali jest zupeBnie inny od tego u|ywanego w Ameryce PoBudniowej. Mówili, jak mieszkaDcy Hiszpanii. Wci| wisz nade mn grozby. Wi|e si tak|e z tym inna dziwna sprawa, któr mo|e sprawdzi ka|dy, je[li zechce. Moja |ona cierpi na raka i znajduje si w jednym z najwikszych w RPA szpitali. Podczas jednego z prze[wietleD w macicy mojej |ony znalezione zostaBo metalowe urzdzenie nieznanego pochodzenia, którego obecno[ zdziwiBa lekarzy. Rozmawiajc z |on zapytaBem j, skd si u niej wziB. Moja |ona twierdzi, |e nie wie i nie pamita, aby ktokolwiek kiedykolwiek wszczepiaB jej co[. Ten przedmiot widoczny na pierwszym zdjciu, wyraznie zaznaczony strzaBk, niewidoczny jest na dwóch nastpnych i pojawia si dopiero na czwartym z kolei zdjciu. DBugo si zastanawiaBem czym to mo|e by. Bez wzgldu na to, co mo|emy sdzi, na [wiecie dziej si dziwne rzeczy wymagajce zbadania i wyja[nienia. Czym jest dziwne urzdzenie w ciele 65-letniej kobiety, którego nie mog zidentyfikowa lekarze? Moja |ona cierpi i mog straci j w ka|dej chwili. Kto umie[ciB to co[ i dlaczego? Nie dowiem si tego nigdy. - Przykro jest mi sBysze o chorobie paDskiej |ony. W ubiegBym roku na raka zmarBa moja matka, wiem dlatego jak ci|ka i bolesna jest to walka. - Tak, to prawda. - Dlatego jest mi naprawd przykro, |e pan przez to przechodzi. - W czasie szkolenia na zuluskiego wojownika, przechodzimy przez co[ podobnego, co japoDscy samurajowie. Nazywamy ich Kawav  tzn. Wojownik SBoDca. Kiedy wojownik do[wiadcza bolesnego do[wiadczenia, musi odrzuci od siebie ból i zmieni go w zwyczajn wojenn zBo[, aby przezwyci|y uczucie |alu. W tej chwili boleje z powodu tego, co dzieje si w mym kraju, co dzieje si z mymi ludzmi i moj |on. Widzi pan, w naszej tradycji [wite maB|eDstwo to zwizek midzy m|czyzn  sanusim (szamanem) a jego przyrodni siostr. Tak si skBada, |e moja |ona jest tak|e moj przyrodni siostr  mamy jednego ojca, ale ró|ne matki. Czuj gniew z powodu tego, |e Afryka jest niszczona. Jestem w[ciekBy, i| istniej niszczycielskie siBy, które, gdy przyjrze si ich pochodzeniu, okazuj si zupeBnie obce. Prosz o pozwolenie na podzielenie si z paDskimi czytelnikami sBowami, które pozwol im zrozumie, dlaczego tyle o tym mówi. Jak pan wie, AIDS przetacza si przez kontynent niczym cichy po|ar. W ubiegBym roku dowiedziaBem si, i| jedno z sze[ciorga moich dzieci, 21-letnia córka, zara|ona jest wirusem HIV. PoczuBem gniew, gdy| pozwalamy obcej chorobie, chorobie o zupeBnie nieznanym pochodzeniu, która jak ka|dy mo|e zauwa|y zostaBa stworzona by zabija, pochBania coraz to wiksz ilo[ istnieD ludzkich. Cho w Europie coraz mniej sByszy si o AIDS, jest ona powa|nym problemem. Dane z koDca 2005 ukazuj, |e w[ród krajów [wiata, najbardziej zagro|one s paDstwa Afryki, przy czym najwikszy odsetek zaka|onych do paDstwa poBudnia tego kontynentu. Kiedy spojrzaBem w jej oczy, poczuBem dreszcz. Mam dwie córki, dorosBe kobiety. Ta jest druga. Pierwsza to niska krpa afrykaDska kobieta, ale ta, która umiera jest szczupBa, podobna do mojej matki. Jest pikna, nawet na europejskie standardy. Nie potrafi spojrze w jej oczy i powiedzie, co tam wyczytaBem: rezygnacj& I pytanie:  Dlaczego? Je[li AIDS byBoby naturaln chorob, zaakceptowaBbym to, poniewa| z chorobami czBowiek dzieli ten [wiat. Ale gdy dziecko, które si wychowywaBo i posyBaBo do szkóB, niespodziewanie zostanie dotknite chorob stworzon przez zBych ludzi, ma si ch wydrapa im oczy& Przepraszam pana. - Rozumiem. - Musimy si temu przyjrze. Czy jest jakie[ pytanie, które chciaBby pan zada? - Tak, na chwil chc powróci do miedzianego miasta. Zdaje si, |e Jabulon (sdzc po opisie), to odpowiednik tego, co Zachód zna pod nazw Szatana. Co pan na to? - Tak te| my[l. Jest on wodzem Chitauli i podobnie jak Szatan mieszka gBboko pod ziemi, gdzie pal si ogniska, by go ogrza. Poniewa| po wielkiej bitwie z Bogiem stali si oni zimnokrwi[ci i nie znosz chBodnej pogody, potrzebuj ludzkiej krwi i wietrznie utrzymywanego ognia. - Na jednym z nagraD, jakie si ostatnio ukazaBy David Icke mówi, i| mogce zmienia ksztaBty reptoidy potrzebuj krwi, aby utrzyma swój wizerunek. Jest tam mowa o czym[ jak blond gen. - Icke co nieco mi o tym mówiB. PowiedziaB, |e ludzie o zBotych wBosach byli przez Chitauli skBadani w ofierze, po czym ja powiedziaBem mu o tym, co wiem, ze zródeB afrykaDskich. Nie wszyscy mieszkaDcy Afryki maj czarne wBosy. S te| osoby uwa|ane za [wite, bardzo. Czasem rodz si osoby o rudych wBosach, uwa|ane za obdarzone duchow moc. W Afryce to oni najcz[ciej skBadani s w ofierze, szczególnie w okresie dojrzewania, niezale|nie od pBci. NADZIEJA - Czy kiedy wpatrywaB si pan w oczy Szaraka, widziaB pan pod osBonami jaszczury? - Tak i powiem panu dlaczego. W Ameryce PoBudniowej |yje w| mamba. - Tak, [miertelnie niebezpieczny. - To jeden z najbardziej jadowitych w|y. Ma oczy dokBadnie jak Chitauli i Mantindane. Tak samo pyton. Oczy krokodyla równie| przypominaj oczy istot, cho nie s a| tak hipnotyzujce jak oczy mamby czy pytona. - Mówi si, |e to prawda. Z braku lepszego okre[lenia powiedzie mo|na, |e na tej planecie toczy si wojna [wiatBa z ciemno[ci i dobrego ze zBem& - Tak prosze pana, dokBadnie. - We Wszech[wiecie jest pewnie gdzie[ Bóg  [wiatBo[ i sprawiedliwo[. - Tak. - Prosz powiedzie, jak paDska kultura interpretuje interwencj Boga poprzez jego wysBanników. We wszystkim musi istnie równowaga i obejmuje to tak|e planet Ziemia. Jak pan to widzi? Prosz wyja[ni naszym czytelnikom, których ta lektura mo|e przerazi, czy istnieje jaka[ nadzieja? ChciaBbym bowiem w takim tonie zakoDczy nasz wywiad. - Tak. Istnieje nadzieje. Po pierwsza dlatego, |e czuwa nad nami Bóg, który jest znacznie bardziej rzeczywisty ni| nam si zdaje. To nie czyj[ wymysB, ani co[ wy[nionego przez starców w czasach prehistorycznych. Bóg jest. Ale midzy nami i nim stoj istoty, które ka| si nim nazywa. Musimy si ich pozby, by móc si do niego zbli|y. MiaBem dBugie i momentami dziwaczne |ycie, ale mog powiedzie, |e Bóg istnieje i dziaBa, cho nam wydaje si to powolne. Ale warto czeka. Kto jeszcze 30 lat temu pomy[laBby o ochronie przyrody? Kto spowodowaB w nas tak zmian? Dzi[ ludzie na caBym [wiecie powstaj, aby walczy o prawa kobiet i dzieci. Kto zasiaB w nas te idee? Nie Chitauli ani nie demoniczne istoty, tylko Bóg dziaBajcy w ukryciu i wspierajcy nas w zmaganiach z tymi istotami. W naszych oczach, jak mówi przysBowie, Bóg wydaje si by  nierychliwy , poniewa| egzystuje on w zupeBnie innym czasowym wymiarze. On tu jest i dziaBa i to on pierwszy raz w historii naszej egzystencji, uczula nas na pewne sprawy, w tym tak|e i to, |e nie jeste[my na tym [wiecie sami i musimy w peBni odpowiada za swe czyny oraz zneutralizowa te istoty, które od wieków wodz nas za nos. Ludzie nigdy nie zaznaj prawdziwego postpu, poniewa| istniej siBy, które odcigaj nas od tego celu i osignicia nale|ytej pozycji w kosmosie  chodzi mi o Chitauli, Mandindane, Midzimu. Musimy przesta postrzega je jako nadludzi, bowiem to paso|yty potrzebujce bardziej nas, ni| my ich. Tylko gBupiec upiera mo|e si przy stwierdzeniu, |e jeste[my jedyn inteligentn ras, jaka kiedykolwiek istniaBa na tej planecie. W caBej Afryce odnalez mo|na dowody na to, |e w epoce dinozaurów po Ziemi stpaBy gigantyczne istoty. W granicie zachowaBy si odciski stóp dorosBego czBowieka o dBugo[ci 1.8 i szeroko[ci 0.9 m. liczce sobie tysice lub miliony lat. Gdzie podziaBy si te wielkoludy? Nikt nie wie. Mo|e z dinozaurów wyewoluowaBa inteligentna rasa, która oszukiwaBa nas mówic, i| pochodzi z gwiazd, a tak naprawd jest cz[ci tej planety, na której |yjemy. Istnieje nadzieja, du|a nadzieja. W ka|dym z nas odradza si Chrystus, ale jak w przypadku wszystkich innych zgonów, [mierci Zwietlnego dziecka ([mier starej [wiadomo[ci przechodzcej transformacj do bycia nim) towarzyszy wielkie niebezpieczeDstwo, poniewa| wróg aktywuje si. W to wierz i bd wierzyB do koDca moich dni. - W ten sposób, t my[l i uwag, dotarli[my do koDca. Dodam jeszcze od siebie, |e od 1974 widziaBem wiele obiektów typu NOL, w górach w poBudniowym Oregonie widziaBem [lady Bigfoota& - Hmm. - Przy rzecze, przy której obozowaBem sByszaBem dzwiki Bigfoota, ich krzyki& - Zatem widzi pan& - & z jednej góry na drug. Takich rzeczy do[wiadczyBem i wiem, |e s prawdziwe. - Zatem, mówic jak do innego wojownika:  Zwyci|ymy  jak [piewali amerykaDscy |oBnierze w czasie II Wojny. - Tak, w czasie wojny w Wietnamie. - Tak, wygramy, ale sceptycy musz przesta si na[miewa i nazywa te istoty bogiem. Bóg jest tylko jeden i to niezale|nie od tego jak go okre[limy, jest to ten, który nas stworzyB, nie za[ swego rodzaju kBamca, który przybywa z innego miejsca, aby skry si za nami i pi krew naszych dzieci. Amen. - Tak, ma pan zupeBn racj. Musi pan tak|e wiedzie, |e gBboko doceniam to, co pan zrobiB i to, |e mówi szczerze. NadszedB czas, aby mówi prawd o takich rzeczach. Je[li chodzi o tych, którzy nie wierz, lub nie rozwa|aj nawet takich mo|liwo[ci, có|  ich problem. - Tak. Nale|y udowodni równie| ludziom, i| nie ma jakichkolwiek powodów do obaw. Je[li spojrzymy na to z perspektywy ujawniania informacji, które powinny by znane ka|demu czBowiekowi na tej rozwijajcej si planecie, to dlaczego u diabBa kto[ stara si zamkn nam usta? Je[li to takie [mieszne, to niech takim bdzie. Czas poBo|y kres mordowaniu, wyszydzaniu i niszczeniu ludzi przez ich zastraszanie. Jest to moje zdanie i jestem pewien, |e i wielu z was. Ja si ju| nie boj. NadszedB czas, aby[my otwarcie wystpili, przycigajc uwag  uwag [wiata, któremu zaprezentowa mogliby[my nasze sBowa. Dzikuje bardzo. - Czysta prawda. Dzikuj równie|. KONIEC

Wyszukiwarka