plik


ÿþJuliusz Verne Dramat w przestworzach1 T yt uB o ry gi naB u f r an c us ki e go : U n dr am e da ns l es ai rs TBumaczenie: BARBARA SUPERNAT (1995) Ilustracje: Léon Benett Przypisy i korekta: Krzysztof Czubaszek, MichaB Felis, Andrzej Zydorczak Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak © Andrzej Zydorczak rzyjechaBem do Frankfurtu nad Menem 2 we wrze[niu 185& roku. Mój przejazd przez gBówne miasta Niemiec chwalebnie znaczyBy loty aerostatem.3 Do tego dnia jednak |aden z mieszkaDców Zwizku4 nie towarzyszyB mi w koszu balonu i nawet wspaniaBe eksperymenty, dokonane w Pary|u przez panów Greena, Godarda oraz Poitevina nie wystarczyBy, aby skBoni powa|nych Niemców do spróbowania powietrznych podró|y. Tymczasem, gdy tylko rozeszBa si po Frankfurcie wie[ o moim planowanym pokazie, trzech notabli wyraziBo ch wzniesienia si w powietrze razem ze mn. Za dwa dni mieli[my wznie[ si w niebo z placu Komedii. Natychmiast zabraBem si za przygotowanie balonu. Zrobiony byB z jedwabiu nasyconego gutaperk,5 substancj odporn na dziaBanie kwasów i gazów, w peBni nieprzepuszczaln; jego objto[  trzy tysice metrów sze[ciennych  pozwalaBa mu wznie[ si na du|e wysoko[ci. Dat lotu wyznaczono na dzieD wielkich wrze[niowych targów, na które [cigaj do Frankfurtu tBumy. Gaz o[wietleniowy, doskonaBej jako[ci i o wspaniaBej mocy wznoszenia zostaB mi dostarczony w doskonaBych warunkach i balon napeBniony byB okoBo jedenastej rano. WypeBniBem go jednak jedynie w trzech czwartych, co byBo niezbdnym [rodkiem ostro|no[ci, gdy| w miar wznoszenia si warstwy atmosfery ulegaj rozrzedzaniu a fluid6 1 zamknity pod powBok aerostatu, stajc si bardziej elastyczny, mógBby wywoBa jego eksplozj. Obliczenia których dokonaBem pozwoliBy mi okre[li ilo[ gazu, konieczn do uniesienia moich towarzyszy i mnie. Mieli[my wyruszy w poBudnie. WspaniaBy to byB widok, ten niecierpliwy tBum cisncy si wokóB zarezerwowanej przestrzeni, zalewajcy caBy plac, okoliczne uliczki i zdobicy domy wokóB placu od parteru do szczytów dachów. Wielkie wiatry poprzednich dni ucichBy. Z bezchmurnego nieba laB si parali|ujcy |ar. Atmosfery nie zakBócaB najl|ejszy powiew. W tak pogod mo|na opu[ci si na ziemi w tym samym miejscu, z którego si z niej wzniosBo. Zabierali[my trzysta funtów7 balastu, rozdzielonego na worki; kosz okrgBego ksztaBtu, czterech stóp8 [rednicy i trzech wysoko[ci, byB wygodnie zamocowany; podtrzymujca go konopna sie symetrycznie oplataBa górn póBkul aerostatu; busola byBa na swoim miejscu, barometr podwieszony na kole [cigajcym podtrzymujce kosz liny, a kotwica starannie przymocowana. Mogli[my wyrusza. W[ród ludzi cisncych si wokóB ogrodzenia zauwa|yBem nerwowo zachowujcego si mBodego czBowieka o bladej twarzy. UderzyB mnie jego widok. ByB to wytrwaBy widz moich lotów, którego spotkaBem ju| w ró|nych miastach Niemiec. Niespokojnym, zachBannym wzrokiem podziwiaB dziwaczn, nieruchom maszyn, znajdujc si o kilka stóp nad ziemi i jako jedyny w[ród otaczajcych go ludzi zachowywaB milczenie. WybiBo poBudnie. NadeszBa chwila odlotu. Moich towarzyszy podró|y nadal nie byBo wida. PosBaBem do domu po ka|dego z nich i dowiedziaBem si, |e jeden wyjechaB do Hamburga, drugi do Wiednia a trzeci do Londynu. Serca nie wytrzymaBy napicia w momencie, gdy mieli podj podró|, która, dziki zrczno[ci dzisiejszych aeronautów, pozbawiona jest jakiegokolwiek niebezpieczeDstwa. Poniewa| stanowili w pewnym sensie element programu [wita, ogarnB ich lk, |e zostan zmuszeni do wiernej jego realizacji. Uciekli wic z teatru w chwili, gdy podnoszono kurtyn. Ich odwaga byBa w sposób oczywisty odwrotnie proporcjonalna do kwadratu prdko[ci z jak uciekali. TBum, na wpóB rozczarowany, okazywaB oznaki niezadowolenia. Nie zawahaBem si wyruszy sam. Aby uzyska równowag pomidzy ci|arem wBasnym balonu a ci|arem, który miaB unie[, zastpiBem towarzyszy dodatkowymi workami piasku i wsiadBem do kosza. Dwunastu ludzi, którzy trzymali aerostat przy pomocy dwunastu lin przymocowanych do koBa opasujcego balon, popu[ciBo je troch midzy palcami i balon uniósB si o kilka stóp nad ziemi. Wiatru nie byBo, a powietrze ci|kie jak oBów, zdawaBo si tak gste, |e nie do przebycia.  Czy wszystko gotowe?  krzyknBem. M|czyzni odstpili od balonu. Ostatni rzut oka pozwoliB mi si upewni, |e mogBem rusza.  Uwaga! Po[ród tBumu powstaBo zamieszanie, wygldaBo to, jakby chciano sforsowa ogrodzenie.  Pu[ci wszystko! Balon uniósB si powoli ale odczuBem uderzenie, które przewróciBo mnie na dno kosza. 2 Kiedy si podniosBem, znalazBem si twarz w twarz z nieprzewidzianym pasa|erem, wiadomym mBodym czBowiekiem.  Witam pana!  powiedziaB z flegm.  Jakim prawem?&  Jestem tutaj?& Prawem, które uniemo|liwia panu mnie wyprosi! PatrzyBem osBupiaBy na intruza. Jego tupet zamurowaB mnie, lecz on nie zwracaB uwagi na moje zdziwienie.  Czy mój ci|ar panu przeszkadza?  powiedziaB.  Pozwoli pan& I nie czekajc na moje przyzwolenie, wypró|niB dwa worki z piaskiem za burt.  Prosz pana  powiedziaBem, przyjmujc jedyne mo|liwe stanowisko  pojawiB si pan tutaj&  dobrze! Zostaje pan&  dobrze! Ale tylko ja kieruj aerostatem&  PaDska uprzejmo[ jest i[cie francuska  odpowiedziaB.  Pochodzi ona z tego samego kraju co ja! Zciskam w my[li rk, której pan mi odmawia. Prosz czyni, co do pana nale|y i dziaBa jak pan zechce! Czekam a| pan skoDczy&  Aby?&  Aby porozmawia. Barometr spadB do dwudziestu sze[ciu cali.9 Byli[my na wysoko[ci okoBo sze[ciuset metrów nad miastem, ale nic nie zdradzaBo poziomego ruchu balonu, poniewa| masy powietrza, w których byB unieruchomiony, pBynBy razem z nim. Migoczcy upaB kpaB le|c pod naszymi stopami ziemi i nadawaB konturom przedmiotów |aBosne niezdecydowanie. PrzyjrzaBem si znów mojemu towarzyszowi. ByB to czBowiek w wieku okoBo trzydziestu lat, skromnie ubrany. Jego surowe rysy zdradzaBy nieokieBznan energi. WydawaB si mocno umi[niony. CaBkowicie zafascynowany tym cichym wznoszeniem, pozostawaB nieruchomy, usiBujc rozró|ni obiekty, które zamazywaBy si w niewyraznej dali.  Wstrtna mgBa!  powiedziaB po chwili. Nie odpowiedziaBem.  Jest pan na mnie zBy  stwierdziB.  Ba! Nie mogBem zapBaci za moj podró|, trzeba wic byBo wsi[ przez zaskoczenie.  Ale| nikt panu nie ka|e wysiada!  Pan zapewne nie wie, |e podobna historia przydarzyBa si hrabiom de Laurencin i de Dampierre, kiedy odbywali lot w Lyonie 15 stycznia 1784 roku. MBody kupiec Fontaine sforsowaB barierk ryzykujc uszkodzenie maszyny! OdbyB podró| i nikt od tego nie umarB!  Zaraz po wyldowaniu porozmawiamy  odpowiedziaBem, dotknity lekkim tonem, jakim do mnie mówiB.  Ach, nie mówmy o powrocie!  My[li pan wic, |e bd opózniaB ldowanie?  Ldowanie!  rzekB zaskoczony.  Ldowanie! Najpierw zacznijmy si wznosi. 3 I zanim zdoBaBem mu przeszkodzi, dwa worki z piaskiem powdrowaBy za kosz  nawet nie zostaBy opró|nione!  Panie!  wykrzyknBem z w[ciekBo[ci.  Znam paDskie zdolno[ci  odpowiedziaB spokojnie nieznajomy  a paDskie wspaniaBe loty staBy si gBo[ne. Skoro do[wiadczenie jest siostr praktyki, jest ono poniekd kuzynk teorii, a ja poczyniBem dBugie studia nad sztuk latania. To wpBynBo na mój rozum!  dorzuciB smutno, zapadajc w milczce zamy[lenie. Balon znów wzniósB si i pozostaB nieruchomy. Nieznajomy popatrzyB na barometr i powiedziaB:  No to jeste[my na o[miuset metrach! Ludzie wygldaj jak robaczki! Niech pan patrzy! My[l, |e to z tej wysoko[ci nale|y zawsze ocenia ich proporcje! Plac Komedii przeksztaBciB si w wielkie mrowisko. Prosz zobaczy tBum, który si przetacza po bulwarach i na zmniejszajcy si Zeil.10 Jeste[my nad katedr. Men jest ju| tylko biaBaw lini, przecinajc miasto, a ten most, Mein-Brücke,11 wydaje si nitk rzucon midzy dwoma brzegami rzeki. Temperatura powietrza lekko si obni|aBa.  Nie ma takiej rzeczy, której bym nie zrobiB dla mojego gospodarza  powiedziaB mój towarzysz.  Je|eli jest panu zimno, zdejm moje okrycie i u|ycz go panu.  Dzikuj  odrzekBem oschle.  Och, potrzeba czyni prawo. Prosz da mi rk, jestem paDskim rodakiem, mog pana wiele nauczy i rozmowa ze mn zBagodzi zamieszanie, jakie wprowadziBem. UsiadBem, nie odpowiadajc, w przeciwlegBym kcie kosza. MBodzieniec wyjB zza poBy podró|nego pBaszcza grub teczk. ByBa to praca o latajcych maszynach.  Posiadam  powiedziaB  najdziwniejsz kolekcj rycin i karykatur, które powstaBy na temat naszych pasji powietrznych. Podziwiano i zarazem wyszydzano te cenne odkrycia! Szcz[liwie nie jeste[my ju| w epoce, w której bracia Montgolfier12 chcieli stworzy sztuczne chmury z pary wodnej i wyprodukowa gaz, majcy wBasno[ci elektryczne, poprzez kompostowanie mokrej sBomy i siekanej weBny.  Chce pan wic umniejszy zasBugi wynalazców?  zapytaBem, poniewa| miaBem swój udziaB w tej przygodzie.  Nie byBo to piknym dowie[ mo|liwo[ci wzniesienia si w przestworza?  O, prosz pana, któ| [miaBby podwa|y glori pierwszych nawigatorów powietrznych? Trzeba byBo olbrzymiej odwagi, by si unie[ za pomoc tych kruchych 4 powBok, zawierajcych tylko ogrzane powietrze! Ale, pytam pana, jakiego postpu dokonaBa aerostatyka od wzlotów Blancharda,13 to znaczy od prawie wieku? Niech pan popatrzy! Nieznajomy wyjB rycin ze swojego zbioru.  Oto  powiedziaB  pierwsza podró| lotnicza, podjta przez Pilâtre a des Rosiers oraz markiza d Arlandes, cztery miesice po wynalezieniu balonów. Ludwik XIV14 odmawiaB wyra|enia na ni zgody i jako pierwsi zaryzykowa ow powietrzn eskapad mieli dwaj skazani na [mier. Pilâtre des Rosiers oburzyB si na tak niesprawiedliwo[ i przy pomocy intryg uzyskaB zgod na wyruszenie. Nie wynaleziono jeszcze takiego kosza, który czyni manewrowanie Batwym i na dole montgolfiera,15 przy jego zw|eniu, królowaBa jeszcze okrgBa galeryjka. Obaj wic aeronauci musieli pozostawa bez ruchu na przeciwlegBych koDcach tej galeryjki, gdy| wilgotne siano, którym byBa zaBadowana, uniemo|liwiaBo jakiekolwiek ruchy. Pod otworem, na dole balonu, podwieszone byBo palenisko; gdy podró|nicy chcieli si unosi, rzucali w to palenisko siano, ryzykujc po|arem maszyny; bardziej podgrzane powietrze nadawaBo balonowi siB wznoszenia. Dwaj [miaBkowie wyruszyli 21 listopada 1783 z ogrodów la Muette, które oddaB do ich dyspozycji Delfin.16 Aerostat wzniósB si majestatycznie, poleciaB wzdBu| wyspy Aabdzi, przeleciaB nad Sekwan na wysoko[ci Conference i, kierujc si pomidzy kopuB PaBacu Inwalidów a SzkoB Wojskow, zbli|yB si do ko[cioBa Saint-Sulpice. Wtedy aeronauci zwikszyli pBomieD, przelecieli nad bulwarem a| nad brzeg Enfer. Dotykajc ziemi, balon caBkiem zwiotczaB i przykryB pod swoimi faBdami na kilka chwili Pilâtre a des Rosiers!  ZBowroga przepowiednia!  powiedziaBem, zainteresowany tymi bliskimi mej duszy szczegóBami.  Przepowiednia katastrofy, która miaBa pózniej nieszcz[nika kosztowa |ycie!  smutnym gBosem odpowiedziaB nieznajomy.  Nigdy nie odczuwaB pan niczego podobnego?  Nigdy.  Ha! Nieszcz[cia przychodz bez ostrze|enia!  dorzuciB mój towarzysz, po czym zamilkB. W tym czasie posuwali[my si na poBudnie i Frankfurt uciekB ju| spod naszych stóp.  Mo|emy napotka burz  powiedziaB mBody czBowiek.  Wcze[niej wyldujemy  odpowiedziaBem.  Te| co[! Lepiej si wznie[! Pewniej przed ni uciekniemy. I dwa nowe worki piasku wyrzucone zostaBy za burt. Balon wzniósB si z du| prdko[ci i zatrzymaB si na tysicu dwustu metrach. Odczu si daBo intensywne zimno, lecz promienie sBoDca, które uderzaBy o powBok balonu, rozszerzaBy gaz i nadawaBy mu jeszcze wiksz siB wznoszenia.  Prosz si nie obawia  powiedziaB nieznajomy.  Mamy jeszcze trzy i póB tysica s|ni17 powietrza nadajcego si do oddychania. Poza tym, niech si pan nie przejmuje tym, co robi. SpróbowaBem si podnie[, ale energiczna dBoD przygwozdziBa mnie do Bawki.  PaDskie nazwisko?  spytaBem. 5  Moje nazwisko? Po co je panu?  Pytam si, jakie jest paDskie nazwisko!  Zowi si Herostrates18 lub Empedokles,19 jak pan woli. Ta odpowiedz ostatecznie mnie zaniepokoiBa. Trzeba powiedzie, |e nieznajomy rozmawiaB z tak niezwykle zimn krwi, |e zaczBem si zastanawia, z kim miaBem do czynienia.  Prosz pana  kontynuowaB  nie wymy[lono niczego nowego od czasów fizyka Charlesa.20 Cztery miesice po odkryciu aerostatu, ten zrczny czBowiek wynalazB zawór, który wypuszcza gaz, kiedy balon jest zbyt napeBniony lub gdy pragniemy si opu[ci; kosz, który uBatwia manewrowanie maszyn; siatk trzymajc powBok balonu i rozkBadajc ci|ar na caB jego powierzchni; balast, który pozwala na wzniesienie si i wybranie miejsca ldowania; powBok kauczukow, która czyni materiaB nieprzepuszczalnym; barometr, wskazujcy osignit wysoko[. Charles tak|e u|yB wodoru, który, czterna[cie razy l|ejszy od powietrza, pozwala na dotarcie do najwy|szych warstw atmosfery i nie nara|a na niebezpieczeDstwo po|aru w powietrzu. Pierwszego grudnia 1793 roku trzy tysice widzów cisnBo si wokóB ogrodów Tuileries. Charles uniósB si w powietrze, a |oBnierze prezentowali mu broD. PrzeleciaB w powietrzu dziewi mil21 ze zrczno[ci, której nie przewy|szyli dzisiejsi aeronauci. Król obdarzyB go rent dwóch tysicy liwrów,22 gdy| wtedy wspomagano jeszcze wynalazczo[! Nieznajomy zdawaB si lekko zdenerwowany.  Ja, prosz pana  podjB ponownie  przeprowadziBem studia i nabyBem przekonania, |e pierwsi aeronauci kierowali swoimi balonami. Pomijajc Blancharda, którego twierdzenia wydaj si wtpliwe, Guyton de Morveau nadaB przy pomocy wioseB oraz steru ruch i wyczuwalny kierunek lotu swojej maszynie. Ostatnio w Pary|u pewien zegarmistrz, pan Julien, dokonaB przekonywujcych do[wiadczeD na Hippodromie23 a jego maszyna o podBu|nym ksztaBcie poruszaBa si pod wiatr. Pan Petin wymy[liB uBo|enie nad sob czterech balonów z wodorem i przy pomocy poziomych, cz[ciowo zwinitych |agli, ma nadziej otrzyma takie zaburzenie równowagi, które pochylajc maszyn nada jej ruch sko[ny. Mówi si o motorach majcych przezwyci|y prdy powietrzne, takich jak na przykBad [migBo; ale [migBo poruszajc si w [rodowisku ruchomym nie da |adnych rezultatów. Ja, prosz pana, ja odkryBem jedyny sposób na kierowanie balonem i |adna akademia nie przyszBa mi z pomoc, |adne miasto nie wypeBniBo |adnego z moich listów subskrypcyjnych, |aden rzd nie chciaB mnie wysBucha! To nikczemno[! Nieznajomy przemawiaB, |ywo gestykulujc, co powodowaBo gwaBtowne ruchy kosza. Z trudem udawaBo mi si utrzyma go w równowadze. Balon, napotkawszy szybszy prd powietrza, unosiB nas tymczasem na poBudnie, utrzymujc wysoko[ tysica piciuset metrów.  Oto Darmstadt24  powiedziaB mój towarzysz, wychylajc si z kosza.  Czy widzi pan zamek? Niezbyt wyraznie, nieprawda|? Czego| chcie? UpaB przed burz powoduje drganie powietrza i ksztaBtu przedmiotów. Trzeba wprawnego oka aby rozpozna miejscowo[ci!  Jest pan pewien, |e to jest Darmstadt?  spytaBem.  Bez wtpienia. Jeste[my o sze[ mil od Frankfurtu. 6  Trzeba wic opuszcza si!  Schodzi! Nie chce pan chyba ldowa na wie|ach dzwonnic  powiedziaB drwicym gBosem nieznajomy.  Nie, ale w pobli|u miasta, tak.  Dobrze! OmiDmy wic jego wie|e! To mówic, mój towarzysz chwyciB za worki z balastem. RzuciBem si ku niemu, lecz on powaliB mnie jedn rk, a balon, odci|ony, wzniósB si na dwa tysice metrów.  Niech pan zachowa spokój  powiedziaB  i niech pan nie zapomni, |e Brioschi, Biot, Gay-Lussac, Bixio i Barral na wikszych jeszcze wysoko[ciach dokonywali eksperymentów naukowych.  Prosz pana, musimy si opu[ci  zaczBem od nowa, próbujc Bagodno[ci.  WokóB nas zaczyna si burza. Nie byBoby ostro|nym&  Ach! Wyjdziemy wy|ej od niej i nie bdziemy si jej ju| lka!  wykrzyknB mój towarzysz.  Có| pikniejszego ni| dominowa nad chmurami wiszcymi nad ziemi! Czy| nie jest honorem tak |eglowa po podniebnym oceanie? Najwiksi podró|owali tak jak my. Markiza i hrabina de Montalembert, hrabina Podenas, panna La Garde, markiz de Montalembert wyruszyli razem z Faubourg Saint Antoine ku nieznanym brzegom a ksi| de Chartres wykazaB si ogromn zrczno[ci i przytomno[ci umysBu podczas swojego lotu 15 lipca 1784. W Lyonie, hrabiowie de Laurencin i de Dampierre, w Nantes pan de Luynes, w Bordeaux  d Arbelet des Granges, we WBoszech kawaler Andreani, wspóBcze[nie za[ ksi| Brunszwiku pozostawili na niebie [lad swojej chwaBy. Aby dorówna takim osobowo[ciom trzeba wznie[ si wy|ej ni| oni w niebieskie otchBanie! Zbli|y si do nieskoDczono[ci to j zrozumie! Rozrzedzenie powietrza mocno rozszerzaBo wodór w aerostacie i obserwowaBem jak jego dolna cz[, celowo wcze[niej nienapeBniona, nadyma si i czyni koniecznym uchylenie zaworu. Ale mój towarzysz nie wydawaB si godzi abym prowadziB maszyn wedBug mojej woli. PostanowiBem wic w tajemnicy pocign za lin poBczon z zaworem, podczas gdy on perorowaB z zapamitaniem, gdy| zdawaBo mi si  o zgrozo!  |e ju| wiem, z kim mam do czynienia! To byBo zbyt przera|ajce! Opu[cili[my Frankfurt czterdzie[ci minut temu a z poBudnia nadcigaBy pod wiatr gste chmury, gotowe na zderzenie si z nami.  Czy utraciB pan wszelk nadziej na powodzenie paDskich staraD?  zapytaBem z zainteresowaniem& bardzo interesownym.  Wszelk nadziej!  gBucho odparB nieznajomy.  RaniBy mnie odmowy, kpiny, lecz te o[le kopniaki mnie dobiBy. Taka jest odwieczna mka nowatorów! Niech pan spojrzy na z wszystkich epok pochodzce karykatury, których peBna jest moja teczka! Podczas gdy mój towarzysz wertowaB swoje papiery, chwyciBem nieznacznie za lin od zaworu. Nale|aBo si jednak obawia, |e usByszy [wist, podobny do odgBosu spadajcej wody, który wydaje wylatujcy gaz.  Ile| szyderstw robiono z ksidza Miolan!  powiedziaB.  MiaB on wznie[ si z Janninetem i Bredinem. Podczas operacji balon ich zajB si ogniem a motBoch rozszarpaB go na strzpy. Pózniej karykatura z Dziwacznych zwierzt nazwaBa ich Miaulant, Jean Minet i Gredin.25 7 PocignBem za sznur od zaworu i barometr zaczB si podnosi. Czas byB najwy|szy! Z poBudnia dawaBy si sBysze odlegBe grzmoty.  Niech pan spojrzy na t grawiur26  kontynuowaB nieznajomy, nie podejrzewajc moich manewrów.  Oto ogromny balon unoszcy statek, zamki, domy itp. Karykaturzy[ci nie my[leli, |e ich kpiny stan si rzeczywisto[ci! Ten wielki statek jest w peBni wyposa|ony: na lewo ster z pomieszczeniem dla pilotów, na dziobie salony dla pasa|erów, olbrzymie organy i armata, któr zwoBuje si mieszkaDców Ziemi lub Ksi|yca, na rufie obserwatorium i balon ratunkowy. Na obwodzie koszary, na lewo latarnia, a dalej górne galerie spacerowe, |agle, skrzydBa. Poni|ej  kawiarnie i olbrzymi sklep z zapasami |ywno[ci. Nale|y zwróci uwag na ten wspaniaBy podpis:  Wymy[lony dla szcz[cia rodzaju ludzkiego, ten glob wyruszy niezwBocznie do krainy Lewantu,27 a po powrocie ogBosi swoje podró|e na oba bieguny i na kraDce zachodnie. Nie trzeba si o nic troszczy, wszystko jest przewidziane. Bdzie istniaB dokBadny cennik, ale cena bdzie jednaka dla najdalszych krajów naszej póBkuli, czyli okoBo tysica luidorów28 za ka|d z rzeczonych podró|y. Mo|na powiedzie, |e suma ta jest do[ umiarkowana wobec szybko[ci, wygód i rozrywek zapewnionych w tym|e pojezdzie. Rozrywek, których tu, na dole, nie do[wiadczysz, zwa|ywszy, i| tam ka|dy znajdzie to, co sobie wymarzyB. I tym sposobem, w tym samym miejscu, jedni bd na balu, drudzy w uzdrowisku, jedni bd si objada, inni po[ci, kto bdzie chciaB dyskutowa ze [wiatBymi umysBami  znajdzie odpowiedni osob, gBupi  równego sobie. Tak wBa[nie przyjemno[ bdzie zasad |ycia powietrznego [wiatka! Wszystkie te wynalazki wydrwiono& Ale gdyby nie to, |e moje dni s ju| policzone, zobaczono by, |e te powietrzne plany mog by rzeczywisto[ci! Wyraznie opadali[my. On tego nie zauwa|aB!  Niech pan spojrzy jeszcze na t gr w balony  podjB, rozkBadajc przede mn kilka grawiur ze swojej wielkiej kolekcji.  Ta gra zawiera caB histori sztuki aerostatycznej. Stworzona jest dla wybitnych umysBów. Gra si w ni przy pomocy ko[ci i |etonów o ka|dorazowo ustalanej warto[ci, któr si wypBaca lub przyjmuje w zale|no[ci od pola, na którym si stanBo.  Jak si zdaje  powiedziaBem  przestudiowaB pan dogBbnie nauk o lotach powietrznych?  Tak, prosz pana, tak! Od Faetona, od Ikara, Architasa,29 wszystko zbadaBem, skondensowaBem, poznaBem! Dziki mnie sztuka powietrzna oddaBaby wielkie usBugi [wiatu, gdyby tylko Bóg zachowaB mnie przy |yciu! Ale tak nie bdzie!  Dlaczego?  Gdy| zw si Empedokles lub Herostrates! Szcz[liwie, balon zbli|aB si ku ziemi. Ale gdy si spada, niebezpieczeDstwo jest takie samo na stu jak na stu tysicach stóp!  Czy pamita pan bitw pod Fleury?  kontynuowaB mój towarzysz, którego twarz coraz bardziej si o|ywiaBa.  To podczas tej bitwy Coutelle, na rozkaz rzdu, zorganizowaB kompani aerostierów!30 Podczas obl|enia Maubeuge generaB Jourdan31 zyskaB takie korzy[ci z tego sposobu obserwacji, |e dwa razy dziennie, wraz z samym generaBem Coutelle em, wznosiB si w powietrze. Komunikacja pomidzy aeronaut a aerostierami przytrzymujcymi balon odbywaBa si przy pomocy biaBych, czerwonych i |óBtych chorgiewek. Czsto strzelano z karabinów i armat do aparatu w chwili, gdy wzbijaB si w powietrze, ale bezskutecznie. Gdy Jourdan przygotowywaB si do obl|enia 8 Charleroi, Coutelle udaB si w pobli|e tego miejsca, wzniósB si z równiny Jumet i obserwowaB je przez siedem czy osiem godzin wraz z generaBem Morlotem, co miaBo na pewno wpByw na zwycistwo pod Fleury. I w istocie, generaB Jourdan wielce chwaliB pomoc, któr przyniosBy mu powietrzne obserwacje. Lecz có|, mimo zasBug, jakie balon wy[wiadczyB w czasie tej kampanii i podczas wojny belgijskiej, rok, który rozpoczB jego karier wojskow równie| j zakoDczyB. A szkoBa w Meudon, ufundowana przez rzd, zostaBa zamknita przez Bonapartego32 po jego powrocie z Egiptu!  Ale czego| mo|na oczekiwa od dziecka, które dopiero si narodziBo?  powiedziaB Franklin.33 Dziecko urodziBo si |ywotne, nie nale|aBo go zabija! Nieznajomy oparB czoBo na rkach i zamy[liB si na chwil. Potem, nie podnoszc gBowy, powiedziaB:  Mimo mego zakazu otworzyB pan zawór? Pu[ciBem sznur.  Na szcz[cie  powiedziaB  mamy jeszcze trzysta funtów balastu!  Jakie s paDskie plany?  rzekBem.  Nigdy nie przebyB pan morza?  zapytaB. PoczuBem, |e bledn.  yle si staBo, |e zepchnBo nas w stron Adriatyku, to przecie| tylko strumyk! Ale wy|ej znajdziemy by mo|e jakie[ inne prdy  powiedziaB. Nie patrzc na mnie odci|yB balon z kilku worków piasku. GBosem peBnym grozby rzekB:  PozwoliBem panu otworzy zawór poniewa| rozszerzanie gazu groziBo pkniciem balonu! Ale niech pan tego wicej nie robi! I kontynuowaB swoj przemow:  Zna pan histori przelotu Blancharda i Jefferiesa z Dover do Calais?34 To byBo co[ wspaniaBego! Siódmego stycznia 1785 roku, przy póBnocno-zachodnim wietrze, na wybrze|u Dover napeBniono ich balon gazem. BBd w wywa|eniu i, ledwo wystartowali, musieli wyrzuci balast, by nie spa[ z powrotem. Zostawili tylko trzydzie[ci funtów. ByBo to zbyt maBo, a poniewa| wiatr si nie wzmagaB, bardzo powoli posuwali si w stron wybrze|y Francji. W dodatku przepuszczalno[ materiaBu powodowaBa powolne uciekanie gazu i po okoBo póBtorej godziny podró|nicy spostrzegli, |e opadaj.   Co robi?  spytaB Jefferies. 9  Jeste[my zaledwie w trzech czwartych drogi  odpowiedziaB Blanchard  i bardzo nisko! Wznoszc si, spotkamy by mo|e bardziej pomy[lne wiatry.  Wyrzumy reszt piasku! Balon nabraB nieco wysoko[ci ale po chwili znów zaczB opada. Mniej wicej w poBowie drogi aeronauci pozbyli si ksi|ek i narzdzi. Kwadrans potem Blanchard spytaB Jefferiesa:  Barometr?  Podnosi si! Jeste[my zgubieni, a tu wida ju| brzegi Francji! DaB si sBysze jaki[ wielki haBas.  Balon si rozdarB?  spytaB si Jefferies.  Nie, to ubytek gazu spowodowaB zwiotczenie dolnej cz[ci balonu! Cigle spadamy! Jeste[my zgubieni! Wszystkie niepotrzebne rzeczy za burt! {elazne racje jedzenia, wiosBa i ster zostaBy wyrzucone do morza. Aeronauci byli na stu metrach zaledwie.  Wznosimy si  powiedziaB doktor.  Nie, to tylko zryw spowodowany zmniejszeniem ci|aru! I |adnego statku w zasigu wzroku! {adnej barki na horyzoncie! Do morza ubrania! Nieszcz[nicy rozebrali si, ale balon cigle spadaB.  Blanchard  powiedziaB Jefferies  miaB pan sam odbywa t podró|; zgodziB si pan mnie zabra; po[wic si! Rzuc si do wody, a balon, odci|ony, wzniesie si wy|ej!  Nie, nie, to byBoby straszne. Balon coraz bardziej wiotczaB i jego wklsBo[, tworzc rodzaj spadochronu, przyciskaBa gaz do [cianek i powodowaBa dalsz jego ucieczk!  {egnaj przyjacielu!  powiedziaB doktor.  Niech Bóg pana prowadzi! MiaB si rzuci w dóB, lecz Blanchard go zatrzymaB.  Mamy jeszcze jeden sposób. Mo|emy odci liny przytrzymujce kosz i zawiesi si na siatce!35 By mo|e balon si wzniesie. Przygotujmy si! Ale& barometr spada! Wznosimy si! Wiatr staje si chBodniejszy! Jeste[my uratowani! Podró|nicy widz ju| Calais! Ich rado[ jest bliska szaleDstwu! Kilka chwil potem spadli na las w Guines.  My[l, |e w podobnych okoliczno[ciach nie wziBby pan wzoru z Jefferiesa!  dodaB nieznajomy. O[lepiajce masy chmur przepBywaBy przed naszymi oczami. Balon rzucaB cienie na te kBby i otaczaB si nimi jak aureol. ZagrzmiaBo pod koszem. Sytuacja byBa przera|ajca!  Ldujmy!  wykrzyknBem. 10  Ldowa, kiedy tutaj czeka na nas sBoDce! Na dóB worki! I balon zostaB odci|ony o nastpne pidziesit funtów! Na trzech tysicach metrów zatrzymali[my si nieruchomo. Nieznajomy mówiB bez przerwy. ByBem kompletnie zaBamany, podczas gdy on zdawaB si bra siBy z samego siebie.  Przy dobrym wietrze polecimy daleko!  krzyczaB.  Na Antylach s prdy powietrzne o szybko[ci stu mil na godzin! Po koronowaniu Napoleona Garnerin wypu[ciB, o jedenastej wieczorem, balon udekorowany kolorowymi [wiateBkami. WiaB wiatr póBnocno- póBnocno-zachodni. Nastpnego dnia o poranku mieszkaDcy Rzymu witali go nad wie|ami Bazyliki Zwitego Piotra! My dolecimy dalej& i wy|ej! Ledwo go sByszaBem. Wszystko wokóB mnie dudniBo. W chmurach zrobiB si prze[wit.  Niech pan patrzy na to miasto  powiedziaB nieznajomy.  To Spire!36 PrzechyliBem si przez kosz i zauwa|yBem maBe, czarnawe skupisko domów. To byBo Spire. Ren, normalnie tak szeroki, wydawaB si by rozwinit wst|k. Ponad naszymi gBowami niebo miaBo kolor ciemnego lazuru. Ptaki opu[ciBy nas ju| dawno, gdy| w tak rozrzedzonym powietrzu ich lot byBby niemo|liwy. Byli[my sami w przestworzach, ja i nieznajomy!  Chyba nie musi pan wiedzie, dokd pana zabieram  powiedziaB i wyrzuciB za burt busol.  Ach, spadanie to pikna rzecz! Wie pan, |e niewiele zanotowano wypadków aeronautycznych od czasu Pilâtre a des Rosiers a| do porucznika Gale a, a nieszcz[cia s zawsze spowodowane nieostro|no[ci. Pilâtre des Rosiers wyruszyB z Romainem z Boulogne trzynastego czerwca 1785 roku. Do swego balonu na gaz podczepiB montgolfiera na ciepBe powietrze, by unikn potrzeby utraty gazu czy wyrzucania balastu. To byBo tak, jak postawi beczk prochu na piec! Nieostro|ni [miaBkowie dotarli na wysoko[ czterystu metrów i natrafili na przeciwne wiatry, które odrzuciBy ich nad peBne morze. {eby zej[ z powrotem, Pilâtre chciaB uchyli zawór aerostatu, ale lina od niego zahaczyBa o balon i rozdarBa go tak bardzo, |e opró|niB si w jednej chwili. SpadB na czasz pod sob, która zawirowaBa i pocignBa nieszczsnych w dóB. Roztrzaskali si po kilku sekundach. Przera|ajce, nieprawda|? ByBem jedynie w stanie powiedzie:  Lito[ci, ldujmy! Ze wszystkich stron przytBaczaBy nas chmury a przera|ajce detonacje, które odbijaBy si echem w czaszy aerostatu, huczaBy wokóB nas.  Pan nadu|ywa mojej cierpliwo[ci!  wykrzyknB intruz.  Nie bdzie pan wic wiedziaB, czy si wznosimy, czy opadamy! I barometr podzieliB los busoli wraz z kilkoma workami piasku. Musieli[my by na jakich[ piciu tysicach metrów. Kilka sopli zaczBo si ju| tworzy na [cianach kosza, a chBód przenikaB mnie do szpiku ko[ci. Tymczasem straszliwa burza rozptaBa si pod nami. Z tym, |e my byli[my ponad ni.  Prosz si nie ba  powiedziaB do mnie nieznajomy.  Tylko ludzie nieostro|ni staj si ofiarami. Olivari, który zginB w Orleanie,37 wzniósB si w papierowym balonie. Jego kosz zawieszony pod podgrzewaczem i obci|ony materiaBami palnymi staB si pastw dla ognia. Olivari spadB i zabiB si! Mosment wzniósB si nad Lille na lekkiej platformie, która 11 na skutek drgaD straciBa równowag. Mosment spadB i zabiB si! W Mannheim38 papierowy balon Bittorfa zapaliB si w powietrzu. Bittorf spadB i zabiB si! Harris poleciaB zle skonstruowanym balonem, którego zawór byB za wielki i nie mógB si domkn. Harris spadB i zabiB si! Sadler, pozbawiony balastu wskutek przedBu|ajcej si podró|y, zostaB zniesiony nad Boston i zderzyB si z kominami. Sadler spadB i zabiB si! Coking opadaB na skBadanym spadochronie, który uwa|aB za doskonaBy. Coking spadB i zabiB si! Ja, ja ich wielbi, te ofiary wBasnej nieostro|no[ci, i umr jak oni! Wy|ej! Wy|ej! Przed moimi oczami przepBynBy wszystkie dusze tego nekrologu! Rozrzedzenie powietrza i promienie sBoneczne zwikszaBy objto[ gazu i balon cigle si wznosiB! Machinalnie spróbowaBem otworzy zawór, ale nieznajomy odciB sznur kilka stóp powy|ej mojej gBowy& ByBem zgubiony!  Czy widziaB pan wypadek pani Blanchard?  spytaB.  Ja widziaBem! Szóstego lipca 1819 roku byBem w Tivoli. Pani Blanchard miaBa lecie malutkim balonem, celem uniknicia kosztów napeBniania i byBa zmuszona wypeBni go caBkowicie. Uchodzcy przez wewntrzny przewód gaz pozostawiaB za balonem prawdziw smug wodorow. Pani Blanchard zabraBa ze sob rodzaj kr|ka ze sztucznymi ogniami, który chciaBa pózniej zapali. ByB podwieszony do kosza przy pomocy stalowej linki. Wcze[niej wielokrotnie dokonaBa prób. Tego dnia zabraBa ze sob dodatkowo maBy spadochron obci|ony fajerwerkiem, który miaB przerodzi si w srebrny deszcz. ZamierzaBa go wyrzuci po zapaleniu za pomoc specjalnie w tym celu spreparowanego lontu. WystartowaBa. WokóB panowaBa ciemna noc. W chwili zapalania tej petardy pani Blanchard byBa na tyle nieostro|na, |e przecignBa lont pod sBupem wodoru ulatniajcego si z balonu. WpatrywaBem si w ni. Nagle nieoczekiwana jasno[ roz[wietliBa ciemno[ci. My[laBem, |e to niespodzianka zrcznej aeronautki. ZwiatBo zwikszaBo si, nagle zniknBo i pojawiBo si na szczycie aerostatu w formie olbrzymiej fontanny palcego si gazu. To zBowrogie [wiatBo zalaBo bulwar i caB dzielnic Montmartre. WidziaBem jak nieszczsna kobieta podniosBa si, próbowaBa dwa razy zacisn przewód balonu aby ugasi ogieD, potem usiadBa w koszu i próbowaBa pokierowa opadaniem, gdy| nie spadaBa. Spalanie gazu trwaBo kilka minut, balon stawaB si coraz mniejszy i wci| obni|aB si, ale nie byBo to spadanie! Wiatr wiaB z póBnocnego-zachodu i znosiB aparat w stron Pary|a. W okolicach domu nr 16 na ulicy de Provence byBy wspaniaBe ogrody i aeronautka mogBaby tam wyldowa bezpiecznie. Lecz co za pech! Balon i kosz zniosBo na dach domu. Uderzenie byBo lekkie.  Na pomoc!  krzyczaBa nieszczsna. Natychmiast tam pobiegBem. Kosz [lizgaB si po dachu, natrafiB na |elazn klamr. Pod wpBywem wstrzsu pani Blanchard zostaBa wyrzucona z kosza i upadBa na bruk. ZabiBa si! Te historie zmroziBy mi krew. Nieznajomy staB z odkryt gBow, zje|onym wBosem i nieprzytomnymi oczyma. Nie miaBem |adnych zBudzeD! ZnaBem ju| caB, przera|ajc prawd! MiaBem do czynienia z szaleDcem! WyrzuciB reszt balastu i wznie[li[my si na co najmniej dziewi tysicy metrów! Z nosa i z ust ciekBa mi krew!  Czy jest co[ pikniejszego ni| sta si mczennikiem nauki?  krzyczaB wariat.  Potomno[ czyni ich [witymi! Nie sByszaBem go ju|. Szaleniec rozgldnB si i uklkB, mówic mi do ucha:  A katastrofa Zambecarriego? ZapomniaB pan o niej? Niech pan sBucha! Siódmego pazdziernika 1804 roku wydawaBo si, |e pogoda si poprawia W poprzednie dni wiaB 12 wiatr i nie ustawaB deszcz, ale lot zapowiedziany przez Zambecarriego nie mógB by przeniesiony. Wrogowie szydzili z niego i trzeba byBo lecie, by ratowa przed publicznym o[mieszeniem nauk i siebie. ByBo to w Bolonii.39 Nikt mu nie pomógB przy wypeBnianiu balonu. W towarzystwie Andréoliego i Grossettiego wzbiB si o póBnocy. Balon wznosiB si powoli, bo przedziurawiB go deszcz i uchodziB z niego gaz. Trzej nieustraszeni podró|nicy mogli obserwowa barometr tylko za pomoc lampy karbidowej. Zambecarri nie jadB od dwudziestu czterech godzin. Podobnie Grossetti.   Przyjaciele  rzekB Zambecarri  robi mi si zimno, jestem zupeBnie wycieDczony. Umieram. I padB bez |ycia w galeryjce. To samo staBo si z Grossettim. Jedynie Andréoli czuwaB. ZaczB potrzsa Zambecarrim i po kilku próbach udaBo mu si wyrwa go ze stanu odrtwienia.  Co si dzieje? Dokd lecimy? Jaki jest kierunek wiatru? Która godzina?  Druga!  Gdzie busola?  Rozbita!  Wielki Bo|e! PBomieD latarni ga[nie.  Nie mo|e si pali w tak rozrzedzonym powietrzu!  powiedziaB Zambecarri. Nie byBo ksi|yca, a niebo pogr|one byBo w zBowieszczym mroku.  Andréoli, zimno mi, zimno mi! Co robi? Nieszcz[ni opadali wolno poprzez warstw biaBawych chmur.  Cicho!  powiedziaB Andréoli.  SByszysz?  Co?  zapytaB Zambecarri.  Jaki[ dziwny haBas!  Wydaje ci si!  Nie! Wyobra|a pan sobie tych podró|ników w [rodku nocy wsBuchujcych si w niezrozumiaBe dzwiki? Czy zderz si z jak[ wie|? Czy zrzuci ich na dachy?   SByszysz? Jakby odgBos morza!  Niemo|liwe!  To jest szum fal!  ZwiatBa! Dajcie [wiatBo! Po piciu nieudanych próbach udaBo si Andréoliemu zwikszy pBomieD latarni. ByBa trzecia rano. Szum fal staB si ogBuszajcy. Kosz balonu nieomal dotykaB powierzchni wody!  Jeste[my zgubieni!  zawoBaB Zambecarri i wyrzuciB olbrzymi worek balastu.  Ratunku!  krzyczaB Andréoli. Kosz uderzyB w wod, a fale sigaBy im piersi.  Wyrzumy do morza przyrzdy, ubrania i pienidze! Aeronauci rozebrali si caBkowicie. Odci|ony balon uniósB si do góry z niezwykB szybko[ci. Zambecarri zaczB silnie wymiotowa. Grossetti krwawiB obficie. Ich oddechy byBy tak krótkie, |e nieszcz[ni nie mogli mówi. Zimno przenikaBo ich do gBbi i bByskawicznie pokryli si warstw szronu. Ksi|yc wydawaB im si czerwony jak krew. 13 OkoBo póB godziny maszyna szybowaBa na wysoko[ciach, po czym wpadli do morza. ByBa czwarta rano. CiaBa rozbitków do poBowy zanurzone byBy w wodzie, a balon niczym |agiel cignB ich przez kilka godzin. O poranku znalezli si na wysoko[ci Pesaro, o cztery mile od wybrze|a. Ju| mieli tam przybi, kiedy nagBe uderzenie wiatru odrzuciBo ich na peBne morze. Byli zgubieni! Przera|eni wBa[ciciele barek uciekali na ich widok. Na szcz[cie pewien [wiatlejszy rybak wyBowiB ich, wcignB na pokBad i wysadziB w Ferradzie. NiezwykBa podró|, prawda? Zambecarri byB czBowiekiem energicznym i dzielnym. Kiedy tylko wróciB do siebie po tych prze|yciach, znowu zaczB lata. W czasie jednego z lotów uderzyB w drzewo, a alkohol z lampy prymusowej wylaB si na jego ubranie i zaczBo ono pBon. Maszyna równie| zajBa si ogniem. WyldowaB na ziemi poparzony! Dwudziestego pierwszego wrze[nia 1812 roku wykonywaB ponownie lot w Bolonii. Jego balon zaczepiB si o drzewo, i tym razem znów lampa staBa si zarzewiem ognia. Zambecarri spadB i zabiB si! Czy w obliczu tych faktów bdziemy si jeszcze zastanawia!? Nie! Im wy|ej si wzniesiemy, tym bardziej [mier nasza bdzie chwalebna! Balon caBkowicie pozbawiony wszelkich przedmiotów wyniósB nas na niewyobra|alne wysoko[ci! Aerostat wibrowaB w powietrzu. Przy takiej ciszy wydawaBo si, |e najmniejszy nawet haBas rozsadzi sklepienie niebieskie. Nasz Glob, jedyny obiekt w bezkresie przycigajcy mój wzrok, niknB, a ponad nami niebo usiane gwiazdami rozcigaBo si w gBbokich ciemno[ciach. Dziwaczne indywiduum stanBo przede mn.  Godzina wybiBa!  powiedziaB.  Trzeba umrze! Ludzie nas odrzucili! Nienawidz nas! Bdzmy ponad to!  Lito[ci!  wyrzekBem.  Odetnijmy liny. Niech ten kosz pozostanie w przestworzach! Zmieni si kierunek siBy przycigania i wyldujemy na SBoDcu. Beznadziejno[ sytuacji zmobilizowaBa mnie. RzuciBem si na szaleDca, zwarli[my si ciaBami i nastpiBa straszna walka. Lecz zostaBem pokonany i obBkaniec, unieruchamiajc mnie kolanem, odcinaB liny kosza.  Raz&  powiedziaB.  Mój Bo|e!&  Dwa!& trzy!& DokonaBem nadludzkiego wysiBku, wyprostowaBem si i odepchnBem gwaBtownie wariata. 14  Cztery!  powiedziaB. Kosz odpadB, ale instynktownie chwyciBem za liny i wcignBem si na siatk. Szaleniec zniknB w przestrzeni! Balon poniosBo na niewymiern wysoko[! DaB si sBysze okropny trzask! Nadmiernie rozrzedzony gaz rozerwaB powBok balonu! ZamknBem oczy& ilka chwil pózniej ocuciBo mnie wilgotne ciepBo. ZnajdowaBem si wewntrz pBoncej chmury. Balon obracaB si z zawrotn szybko[ci. Popychany wiatrem robiB poziomo ze sto mil na godzin, a bByskawice krzy|owaBy si wokóB niego. Jednak mój upadek nie byB zbyt szybki. Kiedy znów otworzyBem oczy, zobaczyBem wie[. ByBem dwie mile od morza, a huragan popychaB mnie w jego kierunku z wielk siB. Nagle gwaBtowne szarpnicie pozbawiBo mnie punktu zaczepienia, dBonie mi si rozwarBy, linka wy[lizgnBa z palców i znalazBem si na ziemi. Linka kotwicy, cignc si po ziemi, zaczepiBa o jak[ rozpadlin i mój balon, teraz ju| definitywnie odci|ony, zagubiB si w dali nad wodami morza. iedy doszedBem do siebie, le|aBem w Bó|ku u jakiego[ wie[niaka w Harderwick,40 maleDkiej mie[cinie w rejonie Gueldry,41 pitna[cie mil od Amsterdamu, na brzegach Zuyderzee.42 Cud uratowaB mi |ycie, ale moja podró| stanowiBa jedno pasmo ryzykanckich posuni wariata, których nie mogBem unikn. Niechaj to zatrwa|ajce opowiadanie, bdce nauk dla czytajcych je, nie zniechca zdobywców podniebnych dróg! Przypisy 15 1 Ten krótki utwór ukazaB si we Francji po raz pierwszy w La Musée des Familles w 1851 roku pod tytuBem Podró| powietrzna, a nastpnie w 1874 roku w zbiorze opowiadaD wydanych pod wspólnym tytuBem Doktor Ox. W Polsce wydany zostaB jedyny raz w Biesiadzie Literackiej z roku 1877, pod tytuBem Dramat w balonie. 2 Frankfurt nad Menem  miasto w Niemczech, (land Hesja), le|ce nad rzek Men. 3 aerostat  statek powietrzny, balon. 4 Zwizek  inaczej kraj zwizkowy, czyli Niemcy, bdce federacj landów. 5 gutaperka  substancja wydobywana z ró|nych cz[ci niektórych ro[lin, zwBaszcza z drzewa gutaperkowego; twarda, krystaliczna, nie przepuszczajca wody. 6 fluid  cigBa, niewa|ka substancja za jak uwa|ano w XVII-XVIII w. ciepBo, elektryczno[, magnetyzm. 7 funt  jednostka wagi równa 0,5 kg. 8 stopa  jednostka dBugo[ci; prawdopodobnie u|ywana jest tu stopa paryska równa 0,325 m. 9 dwudziestu sze[ciu cali  okoBo 660 mm. 10 Zeil  ratusz we Frankfurcie. Teraz nazywa si tak ulica z bogatymi sklepami. 11 Mein Brücke  teraz nosi nazw Alte Brücke. 12 Montgolfier Joseph Michel (1740-1810) i Jacques Etienne (1745-1791)  Francuzi, wynalazcy i konstruktorzy pierwszego balonu powietrznego. 13 Blanchard Nicolas François (1738-1809)  aeronauta francuski. 14 Ludwik XIV (1638 -1715)  król Francji od roku 1643. 15 montgolfier  balon napeBniany gorcym powietrzem. 16 Delfin - w latach 1349-1830 tytuB nastpców tronu francuskiego. 17 s|eD  miara dBugo[ci równa sze[ciu stopom, czyli 1,95 m; tu: okoBo 6800 m. 18 Herostrates (IV w. p.n.e.)  szewc z Efezu, który by zdoby sBaw, podpaliB w 356 r. p.n.e. [wityni Artemidy w Efezie, jeden z siedmiu cudów [wiata; potocznie: czBowiek zdobywajcy sBaw przez zbrodni. 19 Empedokles (483-424)  filozof z Agrygentu, podajcy si za bóstwo; wg podania miaB pod postaci ognistej Buny rozpByn si w niebie. 20 Charles Jacques Alexandre (1746-1823)  fizyk francuski, pierwszy zastosowaB napeBnianie balonów (tzw. szalierów) wodorem. 21 dziewi mil  tu: mila francuska (jednostka dBugo[ci) równa 3898 m (wBa[ciwie Charles przeleciaB 43 km, czyli okoBo 11 mil). 22 liwr  jednostka monetarna, francuski odpowiednik funta. 23 hippodrom  tor wy[cigów i pokazów konnych; tu: nazwa wBasna takiego miejsca w Pary|u. 24 Darmstadt  miasto w Niemczech (land Hesja), w dolinie rzeki Ren. 25 gra sBów bazujca na brzmieniu nazwisk : Miolant, Janninet et Bredin brzmi bardzo podobnie do Miaulant, Jean Minet et Gredin, co oznacza : Miauczcy, Jan Kotek i Aajdak. [przyp. tBumacza]. 26 grawiura  rodzaj odbitki rysunku. 27 kraina Lewantu  kraje na wschód od WBoch, le|ce w basenie Morza Zródziemnego. 28 luidor  zBota moneta francuska. 29 Faeton, Ikar, Architas  Faeton: syn boga sBoDca Heliosa; poprosiB o powo|enie rydwanem sBonecznym i byBby spaliB Ziemi, gdyby Zeus go nie strciB; Ikar, syn Dedala: uciekajc z ojcem przy pomocy skrzydeB zrobionych z piór i wosku zbli|yB si zbytnio do sBoDca, wosk si roztopiB i Ikar zginB w morzu; Architas??? 30 aerostier  sBowo utworzone na wzór swego francuskiego odpowiednika aérostier, oznaczajce osob kierujc z ziemi balonem za pomoc lin. 31 Jourdan Jean Baptiste (1762-1833)  generaB Wielkiej Rewolucji Francuskiej, od 1804 r. marszaBek napoleoDski. 32 Napoleon I Bonaparte (1769-1821)  cesarz Francuzów w latach 1804-1814, 1815. 16 33 Benjamin Franklin (1706-1790)  amerykaDski polityk, przyrodnik, filozof, wynalazca, wspóBtwórca Stanów Zjednoczonych. 34 Dover  miasto w Anglii, nad brzegiem KanaBu La Manche; Calais  miasto we Francji, równie| nad brzegiem owego kanaBu, dokBadnie po drugiej jego stronie. 35 & zawiesi si na siatce  w ten sam sposób ratowali si przed wpadniciem do morza bohaterowie innej powie[ci tego| autora - Tajemniczej wyspy. 36 Spire, wBa[c. Speyer  miasto w Niemczech, nieco na póBnoc od Karlsruhe. 37 Orlean  miasto we Francji; nie myli z amerykaDskim Nowym Orleanem. 38 Mannheim  miasto w Niemczech (land Badenia-Wirtembergia). 39 Bolonia  miasto w póBnocnych WBoszech. 40 Harderwick  wBa[c. Harderwijk. 41 Gueldra  wBa[c. Gerderland. 42 Zuidersee  dawniej zatoka morska, obecnie zamieniona w polder, czyli osuszony obszar depresyjny. 17

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jules Verne Buntownicy z Bounty PL
Jules Verne W sprawie Giganta PL
Jules Verne Do morfiny PL
Jules Verne Gil Braltar PL
Jules Verne XXIX wiek PL
Jules Verne Wspomnienie Szkocji PL
Jules Verne 10 godzin polowania PL
Jules Verne Księżyc PL
Jules Verne An Express of the Future
Juliusz Verne Buntownicy z Bounty [pl]
Jules Verne In the Year 2889

więcej podobnych podstron