14






Cytat




Dobrze się na ogół spisywał dawny sportsmen bakiński. Przełożeni oddawali mu pochwały, a towarzysze broni przywykli liczyć na Barykę, jak ongi liczono na Zawiszę. Cezary nie miał do kogo wracać ani do kogo napisać listu. Kilkakroć posłał kartki pod adresem pana Gajowca. Odebrał od niego serdeczne odpowiedzi - otóż i świat cały. Ale w tych marszach, leganiach po rowach i ziemiankach były obok niego ludzkie dusze - koledzy. Okazało się nawet, że te Polaki" to są nawet dusze bratnie. Każdy z nich miał gdzieś jakąś mamę" albo jakiegoś tatę". Byli tacy, co mieli nawet babcie, a prawie każdy na postoju, w chwili, kiedy sądził, że go nikt nie widzi, ośliniał sekretnie jakąś fotografię - ach! - jej, Kazi albo Zosi. Cezary nie miał ani jednej Zosi, toteż uprawiał wyniosły cynizm przedrwiwań nie tylko z samych imion i spieszczeń, ale nadto z całości sentymentów. On to właśnie był żołnierzem w każdym calu. Nie było nic poza nim. Naprzód! - i kwita. W kompanii zaprzyjaźnił się specjalnie z pewnym młodzieńcem, również studentem Warszawskiego Uniwersytetu a obecnie tęgim żołnierzem, imieniem Hipolit, nazwiskiem Wielosławski. W pewnej przygodzie w okolicach Łysowa pod Łosicami Cezary wyratował tego Wielosławskiego z opresji. W potyczce Wielosławski wpadł między bolszewików, został pożgany bagnetami, potłuczony kolbami i porzucony w lesie zwanym Rogacz. Cezary nie znalazłszy go w kompanii wrócił się co tchu do lasu, wyszukał kolegę, wziął go na ramię i odniósł między swoich.
Wielosławski wnet się wylizał, a nie zapomniał usługi. Nigdy on nie mówił o swym rodzie, rodzinie i sentymentach. Był Hipolit" w szeregu i tyle. Na boku tylko szeptano, że to gruby pan z panów, srogi magnat, a kuzyn jakichś tam jeszcze bardziej pierońskich Wielosławskich. Hipolit był żołnierzem jak się patrzy i co się zowie. Darł buty w pościgu za czerwonymi drapichrustami, żarł razowiec i ciągnął z flachy, spał na ziemi i pocił się w obrotach, jakby wcale nie miał w żyłach nic błękitnego. A siły miał iście końskie, mógł o głodzie wytrzymać pełny pochód, kiedy już wiara nosem się podpierała. Nieraz z Cezarym spali pod jedną derą i dzielili się po bratersku chlebem, solą, słoniną i pluskwami. Toteż zawarli przyjaźń od serca, sztamę de grubis.
Miało się ku jesieni, gdy w szeregach rozeszła się radosna wieść, iż wróg z kraju ustąpił i że bliski jest rozejm. Oddział, w którym służyli dwaj przyjaciele, Baryka i Wielosławski, z Białorusi cofnięty został na Mazowsze i znalazł się w małym miasteczku Żerominie. Obadwaj wojacy wdali się tutaj w wielkie spanie, którego wystarczyłoby na dziesięciu przeciętnych neurasteników. Jeść jednak było w tym mieście skąpawo, toteż zmęczonym rycerzom nudziło się w tym miejscu potężnie.
Studentów uniwersytetu zwolniono chętniej niż innych, toteż Baryka i Wielosławski zwolnili się z szeregów, skoro w nich nie było już obronnej roboty. Wielosławski zaproponował Baryce, żeby ten pojechał do niego na wypoczynek, do jakowejś Nawłoci w okolicach Częstochowy. Baryka przystał. Przebrawszy się w Warszawie w ubranie cywilne, do czego pomógł pan Gajowiec udzieleniem zaliczki na przyszłe prace biurowe - Cezary wyruszył do Nawłoci.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
T 14
Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJI
ustawa o umowach miedzynarodowych 14 00
990425 14
foto (14)
DGP 14 rachunkowosc i audyt
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
022 14 (2)
index 14
Program wykładu Fizyka II 14 15
14 shtml

więcej podobnych podstron