Ą
Ą
317
WSTAŃ
ci jest od matki, kto cię goręcej i bardziej niesamolubnie kochać zdoła? kto lepiej ci życzy na świecie całym? kto silniej szczęścia twojego pragnie?... Przecież życiem, takiem, jakie prowadzisz, samemu sobie najgorszą wyrządzasz krzywdę, zatracasz w niem duszę i gubisz ciało...
— Gdybym miał zdrowie i siły... zacząłbym inne życie
matko... ale tak...
— Zacznij ukochany mój... na poprawę nigdy nie jest zapóźno, rodzinę sobie stwórz, daj domowi twemu panią, a mnie córkę...
— Nie mówmy o tern... — takie przykre uczucie bólu czuł w piersi, niepokój, zdawało mu się, iż coś pełza ku niemu z ciszy ogrodu, coś strasznego i nieznanego, a głos matki snuł się ponad nim.
— Dlaczego? pusto jest w domu naszym, brak mu dźwięcznego śmiechu młodej kobiety, brak dziecięcej, beztroskliwej swawoli.. Nahumie, dzieci treść wnoszą w życie człowieka, a i Pismo mówi: ,,rozradzajcie się i rozmnażajcie, napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną...“
Znużony uśmiech przesunął się po młodzieńczej twarzy, milczał, nie mógł‘mówić, głowa mu ciężyła, bolały kości, cały organizm tęsknił za wypoczynkiem, a znaleźć go nie mógł, szalone życie spiło siły, odebrało sen, zmieniło go w kłąb przeczulonych nerwów. W mroku snuły się pierwsze tony świtu i przerażone oczy wdowy Samuelowej patrzyły w wychudłą twarz syna ostatniego, leżącą na jej kolanach, jak maski pośmiertnej wid... \
— Nahumie... co tobie? synu!...
Jego błękitne oczy o silnie powiększonej źrenicy spojrzały w jej twarz przerażoną, bolesną...
— Nic... zmęczony jestem... pójdę... się położyć... — mówił z trudem — to nic...
Chciał się uśmiechnąć, ale po twarzy przebiegł mu tylko
_ i. _
bolesny skurcz, szumiało mu w mózgu, a równocześnie szaleńczy lęk motał duszę i skronie zimnym oblewał potem, coś się z nim działo, czego nie rozumiał i nie pojmował.
n
S
i