36 Lobito.
skleconych z rozpalonej blachy falistej. Ani drzewka ani krzewu ani kwiatka przed werandami domków. Ziemia bez trawki, zeschnięta i spalona.
Zapomniałem jeszcze wymienić cmentarz. Wielki cmentarz, który swemi rozmiarami byłby bardziej odpowiedni dla dużego miasta...
Smutny i przygnębiony wracałem na okręt.
Rozdział III
Nazajutrz o szóstej rano „Colonial” majestatycznie wpłynął do zatoki i portu Lobito. Całe miasto rozłożone na długiej, piaszczystej, niskiej mierzei.
zkal
Szeroka zatoka i prawy jej wysoki górzysty brzeg były zalane promieniami wschodzącego • słońca. Za mierzeją, posiadającą szerokości od 100—200 metrów, widać ocean. Mijamy latarnię morską, stojącą na wierzchołku prawego brzegu, i wielki prożektor morski, ustawiony na samym cyplu mierzei. Za latarnią rozłożyła się niewielka wioska murzyńska, a dalej, po jakim kilometrze niezabudowanej przestrzeni, rozpoczynają się wille i małe domki mie:
Stojący przy mnie pasażer, stały mieszkaniec kobito, tłumaczy mi: wioska murzyńska zniknie stad
7 ł- 4^ L
wkrótce. Jest to dzielnica, przeznaczona na wielki hotel i najelegantsze wille prywatne. Dalej wznoszą się gmachy biur i przedsiębiorstw portugalskich i cudzoziemskich, a jeszcze dalej, prawie że do samego por
tu,
- to urzędy państwowe, dyrekcja kolei i małe
domki urzędnicze. Za portem rozpoczyna
dziel-