plik


ÿþRozdziaB 8 W niedziele wieczorem Will i ja przygotowali[my si do spotkania z Av i Marcusem, |eby polowa na nycteridy. ZastanawiaBam si w co si ubra na polowanie. Komentarze Avy nie powinny mi przeszkadza, szczególnie |e ona jest kosiarzem i nie przeszkadza jej zimne, lutowe powietrze. W odró|nieniu do mnie. MusiaBam utrzyma ciepBo, poniewa| inaczej trzsBabym si zamiast si broni. PrzegrzebywaBam zimowe ubrania w garderobie, podczas gdy Will czekaB za zamknitymi drzwiami. ZdecydowaBam si na par legginsów, które powinny si nada. Walka w rozciganych spodniach byBa du|a Batwiejsza ni| w d|insach. Golf, który byB troch za maBy, ale mógB mnie ogrzewa, kiedy [cignBabym pBaszcz. -Jeste[ gotowa?  Will zapytaB. -Chwileczk. WcignBam czarny golf, a nastpnie zdaBam sobie spraw, |e moje legginsy równie| s czarne. Nie ma szansy, |ebym ubraBa si jak ninja. ZrzuciBam sweter i wybraBam fioletowy. Ogromy postp. WcignBam na stopy fioletowe, zimowe buty z pasujcym futerkiem. Jeszcze wiksza poprawa. WyszBam z mojej garderoby i zobaczyBam Willa siedzcego na moim Bó|ku. -W ogóle si nie ruszyBe[ odkd zamknBam drzwi? -Nie miaBem innego zajcia  powiedziaB. Jego wzrok przeniósB si na moje buty, a czoBo zmarszczyBo si.  Fajne buty. PoBo|yBam dBonie na biodrach i popatrzyBam na niego groznie. -Naprawd tak my[lisz? Roze[miaB si. -Ja tylko ci pochwaliBem. -Nie.  warknBam.  Na[miewasz si z moich butów. Nie jestem gBupia. PokrciB gBow, u[miechajc si. -Czy jeste[ w koDcu gotowa? WziBam szalik i pBaszcz. -Tak. A ty? -Tak. CzekaBem na ciebie. Roze[miaBam si i rzuciBam mu szalikiem w twarz. ZBapaB go bez wysiBku. -Nie powinna[ go nosi na polowanie.  powiedziaB, badajc go i marszczc brwi. -Dlaczego nie? Jest Badny i ciepBy. Nadal go trzymaB. -Aatwo go zBapa pazurami. Uduszenie nie jest najlepszym pomysBem. SkrzywiBam si i zabraBam mu szalik. -Dobrze. Nie bd go nosiBa. Po prostu nie chc zamarzn na [mier. -Kiedy bdziesz si porusza, rozgrzejesz si. -Raczej nie. Jest jakie[ dziesi stopni na zewntrz.  narzekaBam. ZBapaB mnie za sweter, cignc mnie tam, gdzie siedziaB i spojrzaB na mnie powa|nie. -PrzestaD narzeka. PacnBam go w dBonie, zmuszajc go |eby mnie pu[ciB. -Id skopa tyBki. WygBadziBam swój sweter. Roze[miaB si i wstaB. -Naprawd. Wygldasz, jak ciasteczko. Jeste[ gotowa? Musimy si z nimi spotka za póB godziny, a jest ju| ciemno. ZasalutowaBam. -Tak jest, sier|ancie. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Zaparkowali[my samochód w bezpiecznym centrum miasta i musieli[my przej[ kawaBek drogi do biedniejszej dzielnicy. Demoniczni kosiarze lubili polowa na brudniejszych terenach. Mniej ludzi chodzcych w nocy po ulicach oznaczaBo lepsze miejsce, aby zabija i po|ywia si bez przerwy. Znalezli[my Marcusa siedzcego na ganku opuszczonego domu. -Nie jeste[ wci| na mnie zBa, prawda?  zapytaB Marcus zbiegajc po schodach. Wypu[ciBam powietrze i podeszBam do niego. -Nie. Tylko pamitaj, co powiedziaBam. U[miechnB si figlarnie. -Pamitam wszystko. Ava wyldowaBa po mojej prawej stronie, straszc mnie. MusiaBa zeskoczy z dachu. Jej dBugi wBosy byBy zwizane w kucyk, a na sobie miaBa czarny strój podobny do Marcusa. Zreszt, podobny miaBa na sobie wczoraj. -Czy masz jaki[ konkretny sposób patrolowania?  zapytaBa, a jej wzrok zatrzymaB si na moich luznych legginsach. Nie sprawi, |e bdzie [miaBa si ze mnie, zdecydowaBam. -Metoda?  spojrzaBam na Willa. -Patrolowanie bojowe.  wyja[nij mi Bagodnie Will. Nigdy nie nazywali[my naszego polowania. Wychodzili[my, szukali[my kosiarza, czasami zabijali[my jednego i wracali[my do domu. Nie wiedziaBam, |e istnieje specjalna nazwa tego, co robili[my. -Co oznacza, |e chodzimy szuka zBych facetów, prawda? Will odwróciB si do Avy. -Nie praktykujemy zawansowanej taktyki. CzoBo Avy zmarszczyBo si, ale nic nie powiedziaBa. -Nie tramy czasu.  powiedziaB Marcus.  Robi po prostu dobr robot. -Je[li byliby[my lepiej zorganizowani to Preliator miaBby wiksze szanse, |eby przetrwa. To byB pocisk. Moje szczka zacisnBa si, ale postaraBam si u[miechn. -Có| mo|e zostawimy ci sam, |eby[ pokazaBa nam jak to zrobi. Powodzenia.  odwróciBam si do Will i [ciszyBam gBos.  Ja naprawd nie chc by krytykowana. CaBy czas staram si nie zgin. -Rozumiem.  powiedziaB.  Nie pracowaliby[my z nimi, gdyby[my ich nie potrzebowali. Nie wiemy, co si wydarzy wic musimy korzysta z ka|dej mo|liwej pomocy. -Ja po prostu& -I nie zrobiBbym tego, gdybym nie wiedziaB |e poka|esz jej, co potrafisz.  powiedziaB.  Wierz w ciebie i wiem, co umiesz. Ona nie zna ci, tak jak ja. WspóBpraca z nimi pomo|e nam w wygraniu z Bastianem. Wyraz jego twarzy byB przekonywujcy i przez chwil uwierzyBam mu. PoczuBam, |e nie chce go zawie[. I chciaBam udowodni Avie, |e jest w bBdzie. ByBam u|yteczna. ByBam silna. I wiedziaBam, co robi. Moja dusza ma tysic lat i byBam anioBem. ByBam Gabrielem. Ava nie miaBa nic na mnie, a ja jej udowodni, |e gdybym miaBa jeszcze raz skopa jej tyBek, to zrobi to. MusiaB my[le zbyt mocno, poniewa| Will u[miechnB si, jak zawsze kiedy robiBam gBupie miny, czyli czsto. -Zamknij si.  powiedziaBam. -Nic nie powiedziaBem. PopatrzyBam na niego groznie. -My[laBe[. -Jeste[cie gotowi?  Ava zapytaBa za mn. OdwróciBam si i ruszyBam w dóB ulicy. -Oczywi[cie, |e jeste[my. Marcus roze[miaB si. -MówiBem ci, |e lubi t dziewczyn. Czarny cieD mignB nad moj gBow, a powietrze wypeBniB odór siarki. -Ellie! Miecze!  Will krzyknB za mn. SpojrzaBam w niebo. Nycteridy przybyBy. ZrzuciBam pBaszcz i przywoBaBam miecze, kiedy jeden z nycteridów skoczyBa na mnie. Oczy przysBoniBa mi zapadnita, ko[cista twarz kosiarza-kobiety, a jej usta byBy rozcignite, a postrzpione zby l[niBy. Anielski ogieD bBysnB i zaczBam sieka w powietrzu. Nycterid skoczyBa w lewo, ale mój miecz zraniB gBboko jej nog. OdwróciBam si na picie i wykonaBam cicie drugim mieczem, tym razem roztrzaskujc jej ko[. KoDczyna zostaBa odcita w morzu krwi, a kosiarz wydaBa tak przerazliwy pisk, |e upadBam na kolana. JknBam, czuBam jakby moja czaszka miaBa eksplodowa. ZmusiBam moje oczy, |eby zostaBy otwarte, zobaczyBam jak nycterid ucieka w powietrze i wlatuje do budynku po drugiej stronie ulicy. Jej ciaBo przebiBo stal i beton, póB budynku zawaliBo si na ni z ogBuszajcym hukiem. WstaBam na równe nogi i wystrzeliBam w kierunku, gdzie nycterid zniknBa. Will krzyczaB, gdzie[ moje imi, ale ju| ruszyBam. Nycterid zostaBa ranna, wic musiaBam z ni skoDczy od razu. SkoczyBam przez gruzy, a| weszBam do przedpokoju. SByszaBam krzyki bestii, które wydobywaBy si poni|ej mnie. Nagle podBoga eksplodowaBa przede mn, a nycterid ze swoj okropn twarz przebiBa si przez drewno i dywan. ZatrzymaBam si, zaskoczona, mój anielski ogieD taDczyB na twarzy kosiarza w zBowrogi sposób. Jej skrzydBa trzepotaBy, a jej szpony zaczepiaBy si o wszystko byle tylko przecign ciaBo przez otwór. Jej zby kBapaBy na mnie w przerwie midzy krzykami. W fali pewno[ci siebie podniosBam si, przeBknBam krzyk i wycelowaBam mieczem w jej chud szyj, ale odsunBa si. Mój ogieD zrobiB pBytkie nacicie, kosiarz zaczBa krzycze, wykrcaBa gBow i rzuciBa mn do innego pomieszczenia. PrzeleciaBam przez [cian i walnBam gBow o podBog. GBowa rozbolaBa mnie i przeniosBam si w chaos. SByszaBam wszystko, jakbym byBa pod wod, krzyki nycterida i wykrzykujcego z bardzo daleka moje imi Willa. Moje oba miecze miaBam nadal w rkach, podniosBam si na nogi i przyzwaBam ponownie anielski ogieD. Za otworem w [cianie, który zrobiBam usByszaBam dzwik wydawany prze kosiarza. Z pewno[ci podBoga nie wytrzymuj jej wagi. Mój puls i czas zwolniB, jakby oczekiwali na kosiarza. OdetchnBam i wyprostowaBam Bopatki. Nastpnie jej ciaBo przebiBo si przez [cian, sufit rozbiB si na jej gBowie, jak wodospad pyBu i gruzu. RuszyBa zaciekle do przodu, a ja zaostrzyBam uchwyt na mieczach. Jej wykrzywiony pysk pdziB w kierunku mojej twarzy, zgrzytajc kBami, a jej blade oczy patrzyBy w dal, nie widzc mnie. CiamkaBa i krciBa Bbem. PrzekrzywiaBa szyj we wszystkie strony, a ja krzyknBam kiedy miecz przeciB jej szyj. Anielski ogieD pochBon gBow kosiarza, rozprzestrzeniajc si od jej dBugiej szyi do czubka ogona, a| pBomienie pochBonBy jej caBe ciaBo i skrzydBa. ZniknBa w cigu kilku sekund, pozostawiajc po sobie tylko kilka pBomieni i troch popioBu. CofnBam si bez tchu, dopóki nie uderzyBam o [cian. Cz[ mnie chciaBa odrzuci broD i odpocz, ale baBam si czego[ co jeszcze mo|e przebi si przez [cian. Budynek byB zniszczony. PodBoga i [ciany trzeszczaBy. Wicej gruzu spadBo z sufitu. Will zawoBaB mnie z skd[. Nie byBam pewna czy to adrenalina, czy szok sprawiaB |e czuBam si, jak zombie. PojawiB si znikd, chwyciB mnie i przycignB do siebie. Jego dBoD ujBa moj twarz, a druga wpltaBa si we wBosy. -Wszystko w porzdku? Ellie, czy wszystko w porzdku? Nie mogBem i[ za tob. Jeste[ rana? PokrciBam gBow, zmusiBam swoje oczy, |eby przestaBy gapi si w pust przestrzeD, tam gdzie wcze[niej byBa kobieta-kociarz i spojrzaBam w szmaragdowe oczy Willa. Brak [wiatBa i unoszcy si kurz sprawiB, |e byBy moim jedynym [wiatBem prowadzcym do domu. ByB zdyszany, zdaBam sobie spraw, |e musiaB by bardzo przera|ony tym, |e byBam sama w budynku z kosiarzem. -Ostatni Orek jest na zewntrz.  powiedziaB szybko.  Ava i Marcus zajm si nim. ByBa[ niesamowita. PrzeprowadziB mnie przez gruzy i niebezpieczne spadki. Moje buty po[lizgnBy si, ale zBapaB mnie zanim upadBam. Moje ciaBo nadal byBo roztrzsione, ale trzymaBam si blisko Willa a| wydostali[my si bezpiecznie z budynku. Zwiat powoli stawaB si dla mnie ostrzejszy i usByszaBam odgBosy walki kosiarzy. W[ciekBe gBosy i grzmoty wypeBniaBy moj gBow, chciaBam si wycofa i uciec od tego horroru. Lecz musiaBam i[. Jak tylko wyszBam z budynku zobaczyBam, jak Ava upada i uderza w chodnik. Marcus podbiegB do niej, osBaniajc j i wpatrujc si na co[, co znajdowaBo si nad nami. OdwróciBam si i spojrzaBam w gór, zobaczyBam Orek a siedzcego na dachu jego skrzydBa rozpostarBy si jak tylko mogBy najszerzej, a jego ogon machaB. Jego dBuga szyja wygiBa si i skierowaB gBow w moj stron. Jego blade oczy zamrugaBy, syknB i klepn zbami w ostrze|eniu. Jego ogon uderzaB w fronton1, rozbijajc go na kawaBki i przyczaiB si. Will szarpnB mnie do tyBu i upadli[my na ziemi. Orek podniósB gBow ku niebu i ryknB, z jego gBosu biBa w[ciekBo[. Wycie byBo przenikliwe i smutne, powodowaBo dreszcze na plecach. -Eki! OdeszBam od budynku i spiBam Bopatki. Zamiast nurkowa do ataku, Orek zaciskaB szpony w jego tylnych Bapach w gBb frontonu. Je[li planowaB atak byB idiot. ByB jedynym demonicznym kosiarzem na trzech anielskich i mnie. Nie wa|ne jakim byB du|y, byB w gorszej sytuacji. Orek uderzyB skrzydBami, ryczc uniósB si w powietrze i zniknB w nocy. OdetchnBam dBugo z ulg i pozwoliBam znikn anielskiemu ogniowi. ByBam pokryta kurzem i krwi zabitej kobiety-kosiarza. Mój sweter zostaB rozdarty przy obojczyku, wytarBam krew z rany na mojej szyi, która prawie ju| si wyleczyBa i nawet nie bolaBa. Will ujB rk mój podbródek i przesunB palcem po mojej twarzy, tym razem bez strachu. ObejrzaB mnie cicho, a kiedy byB ju| zadowolony jego dBoD przeniosBa si na moj brod i w dóB szyi. -Jestem w jednym kawaBku. Obiecuj ci.  powiedziaBam. ZmusiB si do lekkiego u[miechu. -Tylko si upewniam. PrzestraszyBa[ mnie. RzucaBa tob. -Có|, ja |yj.  powiedziaBam.  Ona nie. -Preliatorze.  zawoBaBa do mnie Ava.  Sama pokonaBa[ nycterid. Nigdy nie widziaBam, |eby kto[ samotnie wygraB z nycterid. To byBo naprawd imponujce. Nie rozwinBa si, ale rozpoznaBam od razu, |e powiedziaBa mi ogromy komplement. Obok mnie Will promieniaB w ten sposób, który tylko ja rozumiaBam. Mo|e ona nie byBa taka zBa, jak my[laBam. -Dzikuj, Ava. -Fenomenalne.  ryknB Marcus.  Dwoje przyszBo, jeden pozostaB. -Jestem gotowa na Orek a.  powiedziaBam.  I na wszystko inne, co jest w kolejce po nim. 1 Co[ takiego: https://www.google.pl/search?q=fronton&newwindow=1&client=firefox- a&hs=xPL&rls=org.mozilla:pl:official&channel=fflb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=7naUU5XkC8Wv7AaG_IDwBg&ved=0CAgQ_AUoAQ&biw=1525&bih=705&dpr=0.9#facrc=_&imgdii=_&imgrc=4T8SsbgOaUgj yM%253A%3Bl_fUIaOOBTXkbM%3Bhttp%253A%252F%252Fupload.wikimedia.org%252Fwikipedia%252Fcommons%252F3%252F3b%252FFronton_%283%29%252C_palais_du_parlement_de_Bretagne %252C_Rennes%252C_France.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fcommons.wikimedia.org%252Fwiki%252FFile%253AFronton_%283%29%252C_palais_du_parlement_de_Bretagne%252C_Rennes%252C_France.jpg %3B4830%3B3220 -Co si tam staBo?.  zapytaB Will, spogldaj przez rami na zniszczony budynek. WzdrygnBam si na my[l o [wie|ych wydarzeniach. -ByBa uwiziona. Eki. TorowaBa sobie drog przez budynek, ale nie sdz |e widziaBa mnie lub cokolwiek innego. Oni s [lepi, prawda? Nycterid. -Tak. Oni u|ywaj echolokacji oraz specjalnego zmysBu |eby si porusza i Bapa swoje ofiary. -Podobnie, jak nietoperze.  dodaBam. Jego wyraz twarzy byB odlegBy i trudno byBo cokolwiek z niego odczyta. -Tak jakby. Ten zmysB jest znacznie skuteczniejszy ni| wzrok, ale Eki byBa zdezorientowana w budynku. -Yhm. Nie mogBa mnie znalez i zaczBa rozwala dom.  powiedziaBam.  To staBo si tak szybko. -Mo|e to jest to, co trzeba robi.  Ava zasugerowaBa.  Trzeba by szybkim. Kiedy Orek zaatakuj ponownie, ruszaj si. Je[li nie bdzie w stanie wyczu ci to zyskasz nad nim przewag. -To nie jest zBy pomysB.  powiedziaB Will. Tak zrobi, je[li nikt nie przyjdzie z posiBkami. WiedziaBam, |e Orek gdzie[ tam jest, w[ciekBy po stracie Eki. Nie byBam pewna, czy ten rodzaj byB w stanie lubi, tak jak ludzie i viry, zastanawiaBam si czy nycterid maj kolegów. Ta my[l spowodowaBa, |e poczuBam smutek |e ich rozdzieliBam, ale musiaBam si broni. WiedziaBam równie|, |e je[li Orek opBakiwaB strat Eki lub czuB do niej jakiekolwiek uczucie to jego nastpny atak bdzie osobisty. To mo|e sprawi, |e pozostanie przy |yciu bdzie trudniejsze, kiedy on bdzie próbowaB mnie rozerwa na kawaBki.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wings of the wicked rozdział 1
Wings of the wicked rozdział 20
Wings of the wicked rozdział 24
Wings of the wicked rozdział 19
Wings of the wicked rozdział 13
Wings of the wicked rozdział 18
Wings of the wicked rozdział 7
Wings of the wicked rozdział 23
Wings of the wicked rozdział 15
Wings of the wicked rozdział 4
Wings of the wicked rozdział 14
Wings of the wicked rozdział 10
Wings of the wicked rozdział 2
Wings of the wicked rozdział 22
Wings of the wicked rozdział 17
Wings of the wicked rozdział 9
Wings of the wicked rozdział 16
Wings of the wicked rozdział 6
Wings of the wicked rozdział 3

więcej podobnych podstron