plik


Bartek Świderski Test Kończyłem bilans kwartalny, gdy Pan Spinacz - asystent w Wordzie - po raz pierwszy zwymiotował. Stwierdziłem po raz kolejny, że informatycy Microsoftu to banda świrów, i skupiłem się na pisaniu. Ale po chwili zwymiotował drugi raz, plamiąc róg strony na czarno, i to już nie było śmieszne. Spróbowałem go zamknąć, ale nie dało się - strzałka odbijała od ikony i objeżdżała ją szerokim łukiem. Spinacz i kursor odpychały ,się jak magnesy o tym samych biegunach. - Nie zbliżaj się do mnie, ty... - pojawiło się w chmurce nad Spinaczem, którego druciane usta wygięły się w podkówkę złości. A potem w standardowym szarym oknie wyświetlił się komunikat: ERROR NR 6969: TRZECIA MINUTA CIĄŻY, ZAGROŻENIE PŁODU. Wirtualny "asystent w kształcie spinacza i ciąża? Byłem w szoku. Zawsze uważałem go za mężczyznę. Bezmyślnie gapiłem się w ekran, gdy kursor samorzutnie przejechał do menu, otworzył opcję „Plik" i zaczął zjeżdżać do „Zakończ". Tego było za wiele. Chwyciłem myszkę i odciągnąłem strzałkę do prawego brzegu ekranu. W tych warunkach nigdy nie skończę bilansu, a szef nie lubił czekać. Zastanawiałem się, czy nie powiadomić o tym naszego informatyka, gdy mój wzrok przykuła ciężarna wirtualna Asystentka. Na poczekaniu zaczęła puchnąć w „talii", a jej druciane usta rozciągnął uśmiech. Najwyraźniej wirtualny mały Spinuś rósł już bez przeszkód. Moje przypuszczenia potwierdził komunikat: CZWARTA MINUTA CIĄŻY, PŁÓD ROZWIJA SIĘ NORMALNIE. Przepracowuję się - pomyślałem, przecierając oczy. Przymknąłem je i zobaczyłem opadające zielone literki, jak w „Matriksie". Po bezsennej nocy byłem jak komputer w trybie awaryjnym - niby działa, ale nie wszystkie funkcje są dostępne i często się zawiesza. Wstałem i rozejrzałem się po biurze. Widok błękitnych ścianek z białą obwódką, przypominający spienione morskie fale, działał kojąco. Klawiatury szumiały cicho, wokół unosił się słodki zapach rozgrzanej izolacji. Przegrody zasłaniały biurka identyczne jak moje, takie same komputery (może z wyjątkiem zapłodnionej ikonki, he, he) i – last AND least - personel. Większość to informatycy, ale głupio było zawracać im gitarę ciężarnym Spinaczem. Usiadłem i spojrzałem na sufit ozdobiony napisem: //Wracaj do pracy. A jak chcesz popatrzeć w gwiazdy, kichnij na monitor.\\ Z westchnieniem wróciłem do rachunków. Jeszcze tej nocy musiałem skończyć bilans i wysłać go maiłem, jeśli chciałem wyrobić się przed pierwszym. Komunikaty o upływie kolejnych minut ciąży wyłączałem bezwiednie. Dopiero tekst przykuł moją uwagę: ERROR NR 6700: ÓSMA MINUTA CIĄŻY. NIEBEZPIECZEŃSTWO PRZEDWCZESNEGO PORODU. Rozciągnięta Pani Spinacz przypominała teraz spiralkę (szkoda, że jej nie użyła, ha, ha). Z pewnością niczego nie dałoby się spiąć tym wygiętym, zniekształconym kawałkiem drutu - nawet gdyby był prawdziwy. Przerwałem pisanie i w napięciu czekałem na rozwój wypadków. Po dłuższej chwili Pani Spinacz... rozpięła się. - Ty kurwisorze, zobacz, co mi to zrobiłeś! Asystentka wypuściła ten obraźliwy dymek, po czym rozwarła druciany odwłok. To, co z niego wyskoczyło, sprawiło, że straciłem kontrolę. Moje ręce opadły na klawiaturę, pisząc tajemnicze: „laksduuuuuuh", a potem dodając: „ao; llll". To był kursorek. Mały, słodki i nieporadny, wysunął się z wycieńczonej mamy i zaczął pląsać jak mała kijanka wokół kolorowych ikonek w dole ekranu. Tymczasem jego tatuś czaił się w przeciwległym kącie, znowu w okolicach opcji „Plik". Teraz wszystko było jasne. Przypomniałem sobie, jak parę minut temu próbowałem zamknąć Asystentkę, a wtedy kursor zablokował się i klikał w nią samorzutnie dobrą minutę. Dosłownie nie mogłem go oderwać. Dał mi do myślenia jej uśmiech, który w miarę jego klikania robił się coraz szerszy i szerszy... A teraz cwaniak chciał zamknąć aplikację -„bzyknąć i zniknąć", oto credo tego białego śmiecia. Tymczasem Asystentka zrobiła zbolałą minę i wyświetliła komunikat: - Mój wcześniak jest zdrowy, uzyskat dziesięć punktów w skali Apgar:). Niestety, ojciec się go wyrzekt, a matka cierpi na baby blues. Czy przygarniesz sierotkę? W szarym oknie pojawiły się opcje: 1. Tak. Tym samym godzę się na odprowadzanie części pensji, żeby wychować biedactwo na internetowych stronach edukacyjnych. 2. Nie. Olewam to. Na tak postawione pytanie mogłem odpowiedzieć tylko twierdząco (Pan Gwałciciel - Kursor jakoś nie miał nic przeciwko, gdy najeżdżałem nim na „tak", leser jeden). Gdy kliknąłem, Astystentka wyświetliła napis, który sprawił, że spadłem z fotela: - Cześć, sorry za to wszystko. Nazywam się Ola, jestem informatyczką z boksu H 24 (ta ruda z warkoczykami). Miesiąc temu pożyczyłeś mi pisak i od tamtej pory nie mogę przestać o tobie myśleć. Wstydziłam się do ciebie podejść, więc napisałam ten program, żeby przy okazji sprawdzić, czy masz dobre serce. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Powoli podniosłem się z podłogi i ostrożnie wyjrzałem ponad krawędzią boksu. Z sektora H w drugim końcu sali patrzyły na mnie wystraszone, brązowe oczy. Piękna informatyczką uniosła rękę i nieśmiało pomachała rudym kucykiem. Blade usta wyszeptały bezgłośnie „przepraszam". Opadłem na fotel i łyknąłem coli z puszki. Stała tu od wczoraj, jej gorzki smak momentalnie mnie otrzeźwił i pomógł się skupić. Na ekranie widniał nowy komunikat: Odpowiedz, proszę: 1. Tak. Pójdziemy na kawę (bilans roczny nie zając)? 2. Nie. Może innym razem. Po chwili wahania, gdy na szali ważyły się lata pracy i chwila zapomnienia, pomny przykrych doświadczeń nieodpowiedzialnego Kursora, wybrałem dwójkę. W głośniczkach zabrzmiały fanfary, a na ekranie pojawił się napis: Brawo. Tak naprawdę to test na pracownika miesiąca, gratulujemy wygranej. 1. Dziękuję, chętnie przyjmę premię. 2. Przepraszam, muszę wracać do pracy, bilans ma pierwszeństwo. Premię proszę przekazać na cele wybrane przez Firmę. Nie wiem, czy kierowała mną" podejrzliwość, hojność, czy po prostu byłem zmęczony. Gdy wybrałem dwójkę, pojawił się napis: Brawo, tak naprawdę to test na Dyrektora Działu Public Relations ds. Kontaktów Między Działem Zaopatrzenia a Księgowaniem Przychodów. Wykazałeś się już wystarczającą naiwnością, nieczutością i głupotą, by przyjąć to zaszczytne stanowisko. A do mojego boksu wkroczył Szef we własnej osobie. Dopiero trzeci raz w życiu widziałem go w realu. Tak jak poprzednio, wchodząc, poczęstował się moją colą, z obrzydzeniem wypluł ją na podłogę i otwarł usta rękawem mojej marynarki. Wstałem, ale nogi ugięły się pode mną, gdy usłyszałem jego autorytarny baryton: - Nie wiem, skąd się biorą tacy idioci, ale najwyraźniej jesteście nam potrzebni. Witaj na pokładzie. Od dziś... Przestałem go słuchać, bo za nim stanęła ona - dziewczyna z warkoczykami, najpiękniejsza informatyczką, jaką widziałem (jeśli naprawdę nią była, a nie aktorką czy asystentką Szefa). Była atrakcyjna, boska, czarująca - by zacząć litanię jej atrybutów od pierwszych liter alfabetu. Podała Szefowi jakiś papier i uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. - ...asystentka - powiedział Szef. Na to magiczne słowo nadstawiłem uszu. - Będzie tylko twoja, ściągnęliśmy ją tu specjalnie dla ciebie z sekcji informatycznej. Z zabezpieczeniem antykoncepcyjnym, nawiasem mówiąc - zakończył poufałym szeptem, kładąc mi rękę na ramieniu. Czyżby Rudowłosa Piękność... I wtedy Szef wskazał kosmiczną, wyapgrejtowaną ikonkę asystentki w rogu ekranu. Ale mój kursor nie dał się oszukać. Podniósł się, wskazał kierunek i ruszył z kopyta. Mogłem tylko obserwować, jak zagłębia się w Nią, tę jedną jedyną, i zaczyna klikać, klikać, klikać... Ktoś szarpnął mnie za ramię, kopnął w bok, złapał za włosy. A potem nie czułem już nic. Obraz rozpadł się na piksele i złożył na nowo w spinacz z rudymi warkoczami. - Witaj w domu - powiedziały druciane usta. Chciałem się przywitać, ale nie miałem rąk. Bartek Świderski

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NF 2005 02 siła wizji
NF 2005 02 tatuaĹĽ
NF 2005 02 podróżnicy
NF 2005 02 interesy nie idÄ… dobrze
NF 2005 02 paszcza
NF 2005 02 trzy wiosny
NF 2005 09 operacja transylwania
NF 2005 06 wielki powrĂłt von keisera
NF 2005 10 prawo serii
NF 2005 05 balet słoni
NF 2005 08 pocałunek śmierci
NF 2005 10 misja animal planet
2005 02 33
NF 2005 12
NF 2005 06 dęby
2005 02 26
NF 2005 10 śniąc w lesie wyniosłych kotów
2005 02 All on Board Kontact with Imap Based Calendar and Address Management
NF 2005 08 twĂłrca

więcej podobnych podstron