Kondas Siła wyobraźni


Małgorzata Kondas

Siła wyobraźni

Nie jestem wariatką, co mogę udowodnić zaświadczeniem lekarskim zupełnie świeżej daty. Wszystko, co opowiem, proszę traktować jako oświadczenie osoby w pełni poczytalnej.
Jestem starszą księgową i w tym zawodzie pracuję od siedmiu lat. Zdaję sobie sprawę, że często uważa się nas za coś w rodzaju robotów bez wyobraźni. Tym lepiej. Proszę nie zmieniać zdania. Należymy do ludzi, u których wszystko musi się bilansować i nie ma miejsca na jakiekolwiek widzimisię. Dlatego uważam, że to, co mi się przytrafiło, musi mieć z pewnością jakieś wytłumaczenie, chociaż ja go nie znam.
Opowiem dokładnie od początku. Niektóre szczegóły będą pewnie nieistotne, ale nie chciałabym opuścić czegoś ważnego. Robiłyśmy bilans kwartalny, który nie chciał się zgodzić o niewielką kwotę. Szukanie błędu na wyrywki nie dawało rezultatu. Trudno, trzeba było zacząć liczyć od nowa. Dodawanie na sumatorze bardzo długich kolumn jest oczywiście zajęciem nużącym, zwłaszcza jeżeli myśli się wyłącznie o tym, co się robi. Przy pewnej wprawie można jednak pracować na tyle automatycznie, żeby nie angażować myśli. Robota posuwa się, arkusze zapełniają cyframi, mimo że wyobraźnia jest na urlopie. Pamiętam tamten dzień. Było upalnie. Koleżanki, zapracowane, nie odzywały się. W pokoju słychać było jedynie miarowy stukot maszyn. Wyobraziłam sobie nie wiem czemu, że taki właśnie hałas słyszy się w lecącym samolocie. Boję się latać, więc co prędzej wylądowałam na plaży. Szumiało morze, a ja szłam wzdłuż brzegu. Nie ma chyba człowieka, który nie umiałby wyobrazić sobie jakiegoś znanego mu miejsca, ważne jest tylko, jak wyraźnie może odtworzyć w pamięci znany obraz. Lubię morze, a plażę w Ustce znam wyjątkowo dobrze. Potrafiłabym odróżnić poszczególne wydmy. Wiał chłodny wiatr, było pusto, tylko daleko przed sobą widziałam
sylwetkę mężczyzny. Zbliżał się do mnie. Był szczupły, chód miał sprężysty. Zaczynałam go poznawać...
Witaj, Basiu.
Dzień dobry odpowiedziałam i wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że do pokoju wszedł Andrzej, nowo zatrudniony technik z zaopatrzenia. To jego widziałam przed chwilą na plaży.
Jesteś jakaś zafrasowana. Nie zgadza się? wskazał rozłożone arkusze.
Właśnie. Chyba będę musiała zostać po godzinach.
Szkoda. Myślałem, że pójdziemy do kina. Zawahałam się. Od dawna już nie proponował mi spotkania. Obawiałam się nawet... Gdybym jednak tak zaraz zmieniła plany, pomyślałby, że mi bardzo na nim zależy. Nie mogłam mu tego okazać, bo tak właśnie było. Jeżeli natomiast odrzucę bezwarunkowo jego propozycję, może się zniechęcić...
Myślę, że do piątku uporam się z bilansem powiedziałam wymijająco.
W piątek nie dam rady. Może w przyszłym tygodniu. Po jego wyjściu wróciłam na plażę, ale nie było tam już nikogo. Zrobiło się duszno, zaczął padać deszcz. Chciałam się ukryć, ale nie umiałam wyobrazić sobie żadnego schronienia. Początek został jednak zrobiony. Mogłam teraz wędrować, gdzie mi się podobało, w godzinach pracy, bez narażania się na nieprzyjemności. Cały upalny lipiec przesiadywałam w biurze do późnych godzin wieczornych. Jedna z koleżanek poszła na urlop, druga rozchorowała się. Zostałyśmy tylko we trzy, a bilans musiał być oddany w terminie. Rozkładałam arkusze, włączałam maszynę, wzrok i ręce do pracy reszta była wolna. Na początek usiłowałam wyobrazić sobie jakieś dobrze mi znane miejsce, na przykład Aleje Jerozolimskie. Rano panował tam cień i chłód pozostały z nocy. Szłam wolno, nie spieszyłam się przecież nigdzie. Skręciłam w prawo w Marszałkowską, wstąpiłam do Mody Polskiej. Było tłumnie. Śliczne jedwabne szaliki w pastelowych kolorach zawsze o takim marzyłam.
Wiecie, ta nowa z sekretariatu kupiła sobie piękny różowy szalik w Modzie Polskiej. Podobno właśnie przywieźli, ale oczywiście do czwartej nie będzie po nich śladu Hania wpadła z nowiną.
Nie dałam poznać po sobie, jakie ta wiadomość zrobiła na mnie wrażenie, ale poczułam się dziwnie. W jaki sposób informacja do mnie dotarła? Czyżbym była medium,
a sekretarka nadawcą fal telepatii? Tego dnia nie "wychodziłam" więcej poza ściany pokoju, w którym pracowałam.
Nazajutrz nie wytrzymałam jednak. W biurze było tak okropnie nudno... Nie, wcale przez to nie chcę powiedzieć, że praca nie przynosi mi zadowolenia. Przeciwnie, kiedy znajduję błąd, a po jego usunięciu zaczyna się zgadzać, doznaję satysfakcji, ale trzeba na nią niekiedy czekać wiele bardzo monotonnych godzin. Pomyślałam, że nasza koleżanka, pani Zosia, przechadza się teraz Krupówkami, i zapragnęłam też się tam znaleźć. Pomysł okazał się niefortunny. Szłam pod górę zakurzoną ulicą, było parno. Chciałam przenieść się wyżej w góry, ale wyobraźnia odmawiała mi posłuszeństwa. Nadal byłam na Krupówkach i przedzierałam się przez tłum dzieci w niebieskich chustach na szyjach. Wszyscy byli zmęczeni, a ja razem z nimi. Chciałam wracać i nie bardzo wiedziałam dokąd. Wreszcie obudziłam się z mojego snu na jawie, rozejrzałam się po pokoju. Obydwie koleżanki niczego nie zauważyły, zajęte pracą. Nie zastanawiałam się wówczas, że nie było przecież co zauważyć.
Przez pewien czas zaniechałam swoich "wędrówek". Zbyt byłam zajęta codziennymi sprawami, które stały się nagle ważne. Znowu zaczęłam spotykać się z Andrzejem, musiałam więc ładnie wyglądać, a to wymaga nie tylko dokładnego makijażu, ale i starannego doboru ciuchów. Mężczyźni najczęściej nie zauważają szczegółów, ale one właśnie decydują o tym, czy całość im się podoba, czy nie. Wcale nie próbuję ukrywać, że Andrzej zaczął zajmować coraz więcej miejsca w moich myślach. Nie zaprzeczam, że snułam pewne plany. Oboje mieliśmy zaplanowane urlopy na wrzesień... Ale wracając do tamtych czasów kończył się właśnie lipiec. Pani Zosia wróciła z Zakopanego. Podziwiałyśmy, jak-pięknie jest opalona.
A pani taka blada zwróciła się do mnie.
Zrozumiałe. Całe dnie przesiaduję przecież w biurze.
No, tak, tak powiedziała jakoś bez przekonania, a kiedy zostałyśmy w pokoju same, przyjrzała mi się badawczo. Jestem pewna, że widziałam panią w Zakopanem w ubiegły piątek. Proszę się nie obawiać, nikomu nie powiem. Lewe zwolnienie lekarskie rzecz ludzka.
Ależ ja nie mam się czego obawiać zaprotestowałam. Cały czas tkwię za biurkiem. Nie opuściłam ani jednego dnia.
Ktoś łudząco do pani podobny zgodziła się uprzejmie, ale widziałam, że mi nie wierzy. To mogła być opiekunka dzieci. Widziałam ją na Krupówkach. Chciałam podejść, ale otaczał panią, to znaczy ją, taki tłum młodzieży... Wtedy poczułam coś w rodzaju lęku przed samą sobą, przed tą niezwykłą właściwością materializowania się w dwu różnych miejscach jednocześnie. To już nie telepatia ani jasnowidzenie..., ale co? Mój niepokój mieszał się z zaciekawieniem, a nawet z odrobiną dumy z tej niezwykłości. Gdyby Andrzej wiedział. Byliśmy umówieni akurat tamtego wieczoru. Czekałam bardzo długo, starałam się tłumaczyć jego niepunktualność. Wiedziałam, że ma masę zajęć, ale czy dawało mu to prawo marnowania mojego czasu? Teoretycznie mogłam oczywiście robić wszystko, bo byłam przecież w domu, ale czy mogłam na przykład zrobić pranie lub odrobić zaległości w spaniu ? Żeby nie popaść w rozgoryczenie, czytałam książkę. Treść nie była mi całkiem obca. Teraz jednak patrzyłam na nią pod nieco innym kątem. Przewodnik po zjawiskach parapsychologicznych obfitował nie tylko w zagadkowe przykłady, ale dawał rady, jak rozwijać swoje zdolności jasnowidzenia i telepatii. Począwszy od tamtego wieczoru przystąpiłam do regularnych ćwiczeń. Ku mojemu zdumieniu, mimo poczynionych wysiłków, nic mi się nie udawało. Po paru tygodniach stwierdziłam ponad wszelką wątpliwość, że jestem antytalentem w dziedzinie parapsychologii. Jeszcze raz zastanowiłam się poważnie nad moimi dziwnymi wędrówkami w wyobraźni. Może o szalikach w Modzie Polskiej usłyszałam w tramwaju, a informacja nie dotarła do mojej świadomości? W ten sposób wydało mi się, że wymyśliłam wszystko sama. "Wizytę" na Krupówkach też można wytłumaczyć całkiem prosto. W pokoju było duszno, przypomniałam sobie pewnie podobne samopoczucie sprzed roku, właśnie z Zakopanego, a pomyłka pani Zosi to prosty zbieg okoliczności. Mało razy bierzemy jakąś osobę za inną?
Te racjonalne tłumaczenia prawie mnie przekonały, ale bynajmniej nie cieszyły. Wolałabym jednak być obdarzona zdolnościami nadprzyrodzonymi. Widzi pan, jestem całkiem szczera i umiem odróżnić rzeczywistość od pobożnych życzeń.
Zbliżał się wrzesień. Andrzej miał dla mnie coraz mniej czasu, a ja miałam go coraz więcej po skończonym bilansie. Raptem okazało się, że zupełnie nie wiem, co robić popołudniami.
Niedziele ciągnęły się w nieskończoność. W biurze było mało pracy. Starałyśmy się urozmaicać jakoś czas spędzany bezczynnie przy biurku. Celebrowałyśmy śniadania i przeciągały w nieskończoność pogawędki przy kawie. Zakupy załatwiało się oczywiście w godzinach pracy, zmieniając się w kolejkach. W ten sposób po powrocie do .domu miałam już czas tylko dla siebie i nie wiedziałam, co z nim zrobić.
Pierwsze próby powtórzenia "wędrówek" w wyobraźni wieczorami nie powiodły się. Może brakowało mi szumu maszyny, może mechanicznego wykonywania jakiejś pracy albo wewnętrznego spokoju, żeby się odpowiednio skupić. Byłam smutna i rozdrażniona. Nic mi się nie udawało. Andrzej załatwił sobie wczasy w naszym ośrodku. Mnie odmówiono, bo byłam w poprzednim roku. On natomiast, jako świeżo zatrudniony, nigdy jeszcze z tych wczasów nie korzystał.
Kiedy wyjechał, poczułam coś w rodzaju ulgi. Przynajmniej nie będę miała złudzeń, nie będę się zastanawiała, dlaczego nie ma dla mnie czasu. Pewność bywa krzepiąca, nawet jeżeli jest niepomyślna.
Był poniedziałkowy wieczór. Długi nudny weekend miałam właśnie za sobą. Przed sobą tydzień w biurze, w którym zawsze coś przecież się działo. Czułam się spokojna, pogodzona z losem. Siedziałam w wielkim przytulnym fotelu, jedynym wygodnym miejscu w całym moim ciasnym mieszkaniu. Pokój tonął w pomarańczowym cieniu abażura stojącej koło fotela lampy. Na dworze było jeszcze zupełnie widno. Zaciągnęłam zasłony, chciałam, żeby ten dzień już się skończył. Robiłam na drutach szalik i w pewnym momencie, bez najmniejszego wysiłku, ,,znalazłam się" na ulicy. Udało mi się wyobrazić sobie wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Szłam Alejami Ujazdowskimi. W ogródku kawiarni "Wilanowska" zajętych było kilka stolików. Przy jednym z nich siedział samotnie Nowak z działu transportu. Spojrzał na mnie nic nie widzącym wzrokiem i nie ukłonił się. Stanęłam tuż koło płotku oddzielającego ogródek od ulicy i przyglądałam mu się natarczywie. Nagle na jego twarzy pojawił się wyraz zdradzający rozpoznanie. A więc jednak! Po chwili okazało się, że wcale nie mnie się kłania, a sekretarce naszego dyrektora. Nie traci dziewczyna czasu pomyślałam ale nie chciałabym być na jej miejscu. Poszłam dalej w kierunku Pięknej. Wolno zapadał zmierzch. Wiedziałam, że Andrzeja nie ma
w domu, ale może właśnie to mnie ośmieliło. Ciekawe, czy uda mi się znaleźć w jego mieszkaniu. Udało się. Pokój był pusty i ciemny. Chciałam zapalić światło, ale okazało się to całkowicie niemożliwe. Postałam chwilę i wróciłam do siebie. Nazajutrz napomknęłam Nowakowi o spotkaniu w "Wilanowskiej". Był zaskoczony. Nie widział mnie wcale, ale nie zaprzeczał, że tam właśnie umówił się z Wandą. Wpadłam do sekretariatu pożyczyć łyżeczkę kawy i zrobiłam aluzję do kawy w "Wilanowskiej". Nie zauważyłam pani powiedziała sekretarka. Przepraszam, że się nie ukłoniłam. A więc moje wyobrażenia pokrywają się z rzeczywistością. Nie może być co do tego wątpliwości. Od tamtego dnia przestałam zastanawiać się nad fenomenem tych zjawisk. Postanowiłam zacząć wyciągać praktyczne korzyści. Jak można wykorzystać czapkę-niewidkę? Na samą myśl dostaje się zawrotu głowy. To przecież daje nieograniczone wręcz możliwości! Tym bardziej należało ułożyć jakiś plan działania.
Zapaliłam wszystkie światła i zaczęłam chodzić po pokoju, trzy kroki w jedną, trzy w drugą stronę. W ruchu lepiej mi się myśli. Pierwsze pytanie: co chcę osiągnąć? Znałam odpowiedź, ale łatwiej udzielić jej sobie, niż teraz zdawać z niej sprawozdanie... Tak, chciałam, żeby Andrzej był mój, i byłam gotowa zrobić wszystko. Jak to "wszystko" miało wyglądać tego jeszcze nie wiedziałam. Gdybym na przykład zdobyła majątek... Z pewnością dodałby mi ^ atrakcyjności w oczach Andrzeja. Mogłabym niepostrzeżenie wejść do banku i... co? Równie niepostrzeżenie z niego wyjść? Przecież mogę jedynie wyobrazić sobie, że biorę pieniądze, ale za wyobrażenie o walucie niczego nie kupię. Mogłabym zdobyć cenne informacje, a potem je sprzedać. Nie wiem, niestety, gdzie ich szukać, ani komu potem oferować. Zdecydowałam, że moja czapka-niewidka jest nieprzydatna w zdobyciu fortuny. Pozostawała inna droga, bardziej zawiła, na której łatwo się zgubić intryga. Nigdy dotąd nie bawiłam się w tę grę, ale atut, jaki posiadałam, skłoniłby każdego. Andrzej wrócił opalony, uśmiechnięty, przychylny całemu światu, którego byłam cząstką. Takie odniosłam wrażenie. Wolałabym, żeby wyróżniał mnie choćby chłodniejszym traktowaniem. Czułam, ze jestem mu już zupełnie obojętna. Musiałam koniecznie coś zrobić, żeby ponownie zwrócił na mnie uwagę.
Nie mogłam doczekać się wieczoru. Siedziałam w fotelu i machałam drutami. Kłębek wełny zmniejszał się powolutku, a szalik wydłużał. Wystarczyłby już dwom osobom jednocześnie, ale ja nie przerywałam monotonnego zajęcia. Intensywnie usiłowałam wyobrazić sobie pokój Andrzeja ze wszelkimi szczegółami. Po pewnym czasie udało się. Stałam przy drzwiach i patrzyłam, jak szykuje sobie kolację. Wyjął z lodówki surową rybę i przygotował ją do smażenia. Kiedy ją kroił, skaleczył się nie wiem, ością czy nożem. Umył ręce, ranę niedbale zdezynfekował i zawinął chustką do nosa. Chciałam pomóc, doradzić, coś powiedzieć, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Nazajutrz rano poszłam pod jakimś pretekstem do pokoju, w którym pracował Andrzej. Zauważyłam, że ma prawidłowo założony opatrunek.
Byłeś z tą raną u pielęgniarki? spytałam.
Nie. Dlaczego?
Przy skaleczeniach ością trzeba być szczególnie ostrożnym.
Skąd wiesz, że skaleczyłem się akurat ością? patrzył na mnie wyraźnie zaskoczony. Uśmiechnęłam się. Nic nie odpowiedziałam. Panią Herbstową "poznałam" jeżeli tak można powiedzieć właśnie w mieszkaniu Andrzeja. Przychodziła do niego we wtorki. Z ich rozmów wywnioskowałam, że poznali się na wczasach. Dyrektor Herbst ma swoją daczę też nad Zalewem, niedaleko naszego ośrodka. Jego żona z dzieckiem stołowała się w ośrodku, bo nie chciało jej się gotować. To ładna kobieta, przyznaję, ale wcale nie sądzę, żeby Andrzej stracił dla niej głowę. Moim zdaniem, był to jedynie układ, a ja mogłam go zniszczyć bardzo łatwo, gdybym chciała. Uważałam jednak, że nie warto. Obrałam inną taktykę. Byłam przyjacielska, chociaż tajemnicza. Zaciekawiałam Andrzeja informacjami, których nikt przecież' nie mógł znać. Okazywałam mu jednocześnie ciepłą życzliwość, żeby nie czuł się zagrożony. Tak sobie przynajmniej wyobrażałam swoje zachowanie. Jego odczucia mogły być inne.
Z czasem przewaga, jaką dawała mi niezwykła umiejętność "materializowania się" w odległych miejscach, wyeliminowała poczucie osamotnienia. Nie byłam już tą odrzuconą, nie kochaną, niewartą, by poświęcać jej uwagę. Znałam tajemnice innych, byli w mojej mocy. Nie robiłam intryg, bo nie chciałam, ale meg^amje robić! Dlatego uważałabym za śmieszne zarzucanie mi tego okropnego
czynu, gdyby nie był on tak tragiczny. Musi pan uwierzyć,
że jestem w stanie widzieć i słyszeć na odległość, ale absolutnie nie mam możliwości jakiejkolwiek interwencji. Nie mam nic wspólnego z tragiczną śmiercią Andrzeja. Fizycznie cały wieczór byłam w swoim mieszkaniu. Jedynie w wyobraźni "wpadłam" do niego. Kiedy zobaczyłam, co się stało, straciłam głowę i wybiegłam przez drzwi. Bardzo podniecona wyobrażałam sobie, że biegnę schodami w dół. Sąsiadka, która mnie wówczas widziała, musi mieć podobne zdolności telepatyczne, jak pani Zosia, stąd "zmaterializowałam się" w jej oczach. Nie rozumiem, jak można mnie oskarżać o taką straszną zbrodnię, panie mecenasie.
I co ja mam zrobić? Zdaje pani sobie sprawę, że żaden sąd na świecie nie uwierzyłby w ani jedno słowo. Wystąpienie z taką linią obrony naraziłoby na śmieszność nas oboje.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sila slow nauczanie tolerancji
Edward Stachura Pokocham ją… siłą… woli
NF 2005 02 siła wizji
sila elektromotoryczna
SIŁA!!!
Promocja a kształtowanie wyobraźni ekonomicznej
Praca mag Promocja a kształtowanie wyobraźni ekonomicznej (2)

więcej podobnych podstron