v 05 21







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.21)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








 21. JÓZEF Z ARYMATEI ORAZ
NIKODEM POWIADAMIAJĄ JEZUSA O
WYDARZENIACH W JUDEI

Napisane 23
stycznia 1947. A, 9910-9920

Manaen
wybrał drogę bardzo trudną, aby zaprowadzić Jezusa
na miejsce, w którym jest oczekiwany. Droga górska, wąska, pokryta
kamieniami, pośród zarośli i lasów. Bardzo jasne światło księżyca w
pierwszej kwadrze przedziera się z trudnością przez plątaninę gałęzi, a
czasem całkiem znika. Wtedy Manaen pomaga sobie pochodnią, którą
przygotował
i przyniósł ze sobą pod płaszczem. Niesie ją na ramieniu jak broń. W
milczeniu, w wielkiej ciszy nocy posuwają się naprzód. On – na
przedzie, a
Jezus za nim. Dwa lub trzy razy jakieś dzikie zwierzę, przebiegając
przez
lasy, wywołuje jakby odgłos kroków. To zatrzymuje Manaena i skłania do
czatowania. Oprócz tego nic nie zakłóca marszu już tak męczącego.
«To tam,
Nauczycielu znajduje się Gofna. Teraz tu zakręcimy,
odliczę trzysta kroków i znajdziemy się przy grotach, gdzie czekają na
nas
od zachodu słońca. Droga wydała Ci się długa? A jednak przeszliśmy
skrótami,
dzięki którym, jak sądzę, uszanowaliśmy odległość, [dopuszczoną przez]
prawo.»
Jezus
wykonuje gest, jakby chciał powiedzieć: „Nie można
było zrobić inaczej.” Manaen zaś już się nie odzywa, bo uważnie liczy
kroki. Są teraz w korytarzu skalistym i pustym, podobnym do górskiej
jaskini,
między ścianami góry, które prawie się stykają. To rozłupanie jest tak
dziwne, że można by rzec, iż spowodował je jakiś kataklizm. To jakby
ogromne cięcie nożem w bryle góry, które ją w jednej trzeciej rozcięło
od
szczytu. Powyżej, w górze: pionowe ściany, szumiące drzewa, które
wyrosły
na skraju ogromnej szczeliny, blask gwiazd. Ale tu, do tej otchłani,
nie
dociera światło księżyca. Zamglone światło pochodni budzi drapieżne
ptaki, które krzyczą poruszając skrzydłami na brzegach swoich gniazd
pośród
szczelin.
Manaen mówi:
«To tu!»
I nachylając
się ku wnętrzu szczeliny w skalnej ścianie
wydaje dźwięk, przypominający skargę wielkiej sowy.


Z głębi
korytarza skalnego, zamkniętego od góry, przybliża
się czerwonawe światło. Ukazuje się Józef:
«Nauczyciel?»
– pyta, bo nie widzi Jezusa, który jest
trochę z tyłu.
«Jestem
tu, Józefie. Pokój z tobą.»
«I z
Tobą pokój. Chodź! Chodźcie. Rozpaliliśmy ognisko,
aby widzieć węże i skorpiony, i uniknąć chłodu. Idę przodem.»
Odwraca
się. Krętą ścieżką we wnętrznościach góry
prowadzi ich do miejsca oświetlonego płomieniami. Tam, blisko ognia,
znajduje
się Nikodem, który wrzuca do ogniska gałęzie jałowca.

«Pokój także tobie, Nikodemie. Jestem
pośród was. Mówcie.»
«Nauczycielu, nikt nie zauważył Twego
przyjścia?»

«Ale kto,
Nikodemie?»

«Czy nie ma z Tobą uczniów?»
«Jest ze Mną Jan i Judasz, syn
Szymona. Inni ewangelizują
od dnia po szabacie aż do zmroku w piątek. Opuściłem dom przed sekstą
mówiąc,
że nie mają czekać na Mnie przed świtem dnia po szabacie. Są już
przyzwyczajeni do Mojej nieobecności przez wiele godzin i to nie
wzbudzi w
nikim podejrzeń. Bądźcie więc spokojni. Wszyscy mamy czas, żeby
porozmawiać
bez lęku, że zostaniemy zaskoczeni. To... odpowiednie miejsce.»
«Tak. Kryjówka wężów i sępów... i
złodziei w dogodnej
porze roku, kiedy na górach pełno jest stad. Ale teraz złodzieje wolą
inne
miejsca, gdzie szybciej można napaść na owczarnie i karawany. Przykro
nam, że
Cię aż tu sprowadziliśmy, ale z tego miejsca będziemy mogli odejść
czterema różnymi drogami, bez przyciągania czyjejkolwiek uwagi. Bo,
Nauczycielu, Sanhedryn kieruje swą uwagę tam, gdzie podejrzewa miłość
do
Ciebie.»

«Otóż w tej
[ocenie] nie
zgadzam się z Józefem. Wydaje mi się, że teraz to my widzimy cienie
tam,
gdzie ich nie ma. Wydaje mi się, że od kilku dni sprawa się bardzo
uspokoiła...»
– mówi Nikodem.

«Mylisz się, przyjacielu. Ja ci to
mówię. Uspokoiły się
poszukiwania Nauczyciela, bo już wiedzą, gdzie się znajduje. Tak więc
śledzą
Jego, a nie – nas. Z tego powodu poleciłem nie mówić nikomu, że się
spotkamy, aby się ktoś do... czegoś... nie przygotował» – mówi Józef.
«Nie wierzę, żeby ci z Efraim...» –
wyraża zastrzeżenie
Manaen.
«Nie ci z Efraim ani nikt inny z
Samarii. Oni – nie, choćby
tylko po to, aby zrobić na przekór [Żydom]...» [– mówi Józef.]
«Nie, Józefie, to nie dlatego. To
dlatego że oni nie mają
w sercach złośliwego węża, którego wy macie. Oni nie obawiają się, że
zostaną pozbawieni jakiegokolwiek przywileju. Nie muszą bronić
interesów
religijnych lub jakiegoś stronnictwa. Oni nie mają nic, z wyjątkiem
instynktownej potrzeby odczucia, że im wybaczono i że są kochani przez
Tego,
którego obrazili ich przodkowie i którego oni nadal obrażają pozostając
poza Religią doskonałą. Są poza nią – gdyż są pyszni, jak wy jesteście
pyszni. Dlatego obydwie strony nie umieją się wyzbyć niechęci, która
dzieli, i podać sobie ręki w imię Jedynego Ojca. A nawet, gdyby było w
nich
tak wiele dobrej woli, wy byście ją zdusili, bo nie umiecie przebaczać.
Nie
umiecie powiedzieć, depcząc wszelką głupotę: „Przeszłość umarła, gdyż
powstał Książę przyszłego Wieku, który gromadzi wszystkich pod Swoim
Znakiem”. Istotnie, przyszedłem i gromadzę. Ale wy! O! Wy ciągle
uważacie
za przeklęte to, co Ja uznałem za godne zgromadzenia!»
«Jesteś surowy wobec nas,
Nauczycielu.»
«Jestem sprawiedliwy. Czy możecie
powiedzieć, że Mi nie
wyrzucaliście w waszych sercach niektórych Moich czynów? Czy możecie
powiedzieć, że pochwalacie Moje Miłosierdzie, które jest takie samo dla
Judejczyków i Galilejczyków, jak i dla Samarytan i pogan, a nawet
jeszcze większe
dla nich i dla wielkich grzeszników, właśnie dlatego, że oni go
bardziej
potrzebują? Czy możecie powiedzieć, że wy nie oczekiwaliście ode Mnie
czynów
pełnego przemocy majestatu, abym ujawnił Moje nadprzyrodzone
pochodzenie i
przede wszystkim, uważajcie dobrze, Moją misję Mesjasza, według waszego
wyobrażenia Mesjasza?
Powiedzcie całą prawdę: oprócz
radości waszego serca z
powodu wskrzeszenia przyjaciela, czy nie wolelibyście bardziej od tego,
żebym
przybył do Betanii piękny i okrutny, jak nasi przodkowie postąpili
wobec
Amorytów i Baszanitów i jak Jozue z ludźmi z Ain i z Jerycha, lub
lepiej
jeszcze: że na brzmienie Mego głosu stoczyłyby się kamienie i mury na
Moich
nieprzyjaciół, jak na odgłos trąby Jozuego rozpadły się mury Jerycha.
[Czy
nie wolelibyście], abym ściągnął z nieba na Moich nieprzyjaciół ogromne
kamienie, jak się zdarzyło w czasie schodzenia z Beteronu jeszcze za
czasów
Jozuego lub, jak w czasach nam bliższych, abym wezwał jeźdźców
niebieskich,
żeby rzucili się w powietrze: okryci złotem, uzbrojeni we włócznie jak
kohorty i żeby biegli jeźdźcy w równych szwadronach i atakowali tu i
tam,
potrząsając tarczami i bronią, i hełmami, i pospolitymi mieczami i żeby
ciskali strzałami dla przerażenia Moich wrogów?
Tak, wolelibyście to. Chociaż bowiem
bardzo Mnie kochacie,
to wasza miłość jest jeszcze nieczysta i żywi się pragnieniem tego, co
nie
jest święte, waszą myślą Izraelitów, waszą starą myślą. Ona jest tak u
Gamaliela, jak i u ostatniego z Izraela, jest u Arcykapłana, u
Tetrarchy, u wieśniaka,
pasterza, koczownika, człowieka z Diaspory. To stała myśl o Mesjaszu
dokonującym
podbojów. Koszmar dla tych, którzy się obawiają, że przez Niego staną
się
niczym. Nadzieja dla tych, którzy miłują Ojczyznę gwałtowną ludzką
miłością.
Marzenie tych, którzy są uciskani przez obce potęgi, na innych
ziemiach. To
nie jest wasza wina. Myśl czysta, taka jaką Bóg dał o tym, kim jestem,
pokrywała się w ciągu wieków zbędnymi naleciałościami. I niewielu umie
– bo jest to bolesne – przywrócić początkową czystość idei mesjańskiej.
Teraz, ponieważ są bliskie czasy, kiedy zostanie dany znak, którego
oczekuje
Gamaliel, a z nim oczekuje go cały Izrael, kiedy nadchodzą czasy Mojego
doskonałego ukazania się, szatan pracuje, aby wasza miłość była jeszcze
bardziej niedoskonała, a wasza myśl – bardziej popsuta. Jego godzina
nadchodzi. Mówię wam to. I w tej godzinie ciemności nawet ci, którzy
obecnie
widzą, lub tylko mają krótki wzrok, będą całkowicie zaślepieni.
Niewielu,
bardzo niewielu, w zabitym Człowieku rozpozna Mesjasza. Niewielu
rozpozna w Nim
prawdziwego Mesjasza, właśnie dlatego, że zostanie zabity, jak widzieli
to
prorocy. Chciałbym, dla dobra Moich przyjaciół, żeby kiedy jest jeszcze
dzień,
oni umieli Mnie zobaczyć i rozpoznać, aby móc Mnie rozpoznać i widzieć
nawet w oszpeceniu i w ciemnościach godziny świata...

Ale powiedzcie
Mi teraz, co
chcieliście Mi powiedzieć. Godziny płyną szybko i wkrótce nastanie
świt. Mówię
o was, gdyż Ja nie obawiam się niebezpiecznych spotkań.»

«Otóż: chcieliśmy Ci powiedzieć, że
ktoś musiał donieść,
gdzie jesteś, i że tą osobą z pewnością nie jestem ani ja, ani Nikodem,
ani Manaen, ani Łazarz, ani jego siostry, ani Nike. Z kim jeszcze
mówiłeś o
miejscu wybranym na Twoje schronienie?»

«Z nikim,
Józefie.»

«Jesteś tego pewien?»

«Tak.»

«I poleciłeś Twoim uczniom o tym nie
mówić?»

«Przed
wyruszeniem nie mówiłem
im o miejscu. Po przybyciu do Efraim dałem im polecenie, żeby poszli
ewangelizować i działać, zastępując Mnie. I jestem pewien, że byli
posłuszni.»

«A... w Efraim jesteś sam?»
«Nie. Jestem z Janem i Judaszem,
synem Szymona. Powiedziałem
już to. Judasz – czytam twą myśl – nie mógł Mi szkodzić swoją
lekkomyślnością,
gdyż nigdy się nie oddalił od miasta, a w tym okresie nie przechodzą
tędy
pielgrzymi z innych miejsc.»
«Zatem... powiedział o tym naprawdę
Belzebub, gdyż
Sanhedryn wie, że tu jesteś.»
«I co? Jak reagują na Mój sposób
postępowania?»
«Różnie, Nauczycielu. Bardzo różnie.
Niektórzy mówią,
że to logiczne. Skoro Cię wypędzili z miejsc świętych, pozostało Ci
tylko
schronienie się w Samarii. Inni natomiast mówią, że to ukazuje, kim
jesteś:
Samarytaninem w Swej duszy bardziej niż przez pochodzenie, i że to
wystarczy,
by Cię skazać. Wszyscy się radują, że mogli Ci nakazać milczenie i że
mogli wskazać Cię tłumom jako przyjaciela Samarytan. Mówią: „Już
wygraliśmy
bitwę. Reszta będzie tylko dziecięcą zabawą”. Ale prosimy Cię, spraw,
aby to nie było prawdą.»
«To nie będzie prawdą. Pozwólcie im
mówić. Ci, którzy
Mnie kochają, nie przerażą się pozorami. Pozwólcie, że wiatr uderzy
całkowicie.
To wiatr ziemski. Potem przyjdzie wiatr z Nieba i otworzy się zasłona,
ukazując
chwałę Bożą. Czy macie Mi jeszcze coś innego do powiedzenia?»
«Nic, co Ciebie dotyczy. Czuwaj, bądź
ostrożny, nie
wychodź stąd. Będziemy Ci dawać znać, co się o Tobie mówi...»
«Nie. Nie trzeba. Pozostańcie na
miejscach. Będę wkrótce
miał ze Sobą uczennice i – to tak – powiedzcie Elizie i Nike, żeby się
przyłączyły do nich, jeśli tego chcą. Powiedzcie to także dwóm
siostrom.
Ponieważ miejsce Mojego pobytu jest teraz znane, ci, którzy nie boją
się
Sanhedrynu, mogą odtąd przychodzić dla naszego wzajemnego umocnienia
się.»
«Siostry nie mogą przyjść, aż do
powrotu Łazarza.
Wyjechał z wielkim przepychem i cała Jerozolima wiedziała, że jedzie do
swoich oddalonych posiadłości i że nie wiadomo, kiedy powróci. Ale jego
sługa
wrócił z Nazaretu i powiedział – to też powinniśmy Ci przekazać – że
Twoja Matka będzie tutaj z innymi pod koniec tego miesiąca. Czuje się
dobrze,
podobnie jak Maria Alfeuszowa. Sługa je widział. Zwlekają trochę, gdyż
Joanna chce przybyć z nimi, a może to uczynić dopiero pod koniec tego
miesiąca.
A poza tym, jeśli pozwolisz, udzielimy Ci wsparcia... jako przyjaciele
wierni,
choć tak niedoskonali, jak to mówisz.»
«Nie. Uczniowie, którzy idą
ewangelizować, przynoszą w
przeddzień każdego szabatu to, czego potrzeba dla nich i dla nas,
zostających
w Efraim. Nie trzeba nic innego. Robotnik żyje ze swego zarobku. To
sprawiedliwe. Reszta byłaby zbędna. Dajcie to komuś nieszczęśliwemu. To
również
nakazałem tym z Efraim i nawet samym Moim apostołom. Wymagam, aby i oni
nie
mieli nawet najmniejszego zapasu i żeby każdy datek rozdali w drodze,
biorąc
dla nas tylko tyle, ile potrzeba na nasze tygodniowe, bardzo skromne,
wyżywienie.»

«Ale dlaczego,
Nauczycielu?»
«Aby ich
nauczyć oderwania się
od bogactw i przewagi ducha nad troskami o jutro. Jako Nauczyciel – dla
tej i
dla innych Moich dobrych racji – proszę was, żebyście nie nalegali.»

«Jak chcesz. Ale żałujemy, że nie
możemy Ci usłużyć.»

«Nadejdzie
godzina, w której to uczynicie...
Czy to nie pierwszy brzask świtu?» – mówi Jezus, odwracając się ku
wschodowi, czyli w stronę przeciwną do tej, z której przyszedł.
Wskazuje
przy tym nieśmiały przebłysk widoczny w oddali przez szczelinę.

«Tak. Musimy się rozstać. Ja powracam
do Gofna, gdzie
pozostawiłem osła, a Nikodem drugą stroną uda się w kierunku Berot, a
stamtąd
do Rama, kiedy zakończy się szabat.»

«A ty,
Manaenie?»

«O! Ja udam się otwarcie głównymi
drogami do Jerycha,
gdzie się znajduje teraz Herod. Mam mojego konia w domu biednych ludzi,
którzy
dla pieniędzy niczego się nie wstydzą, nawet Samarytanina, za którego
mnie
biorą. Ale na razie zostaję z Tobą. W torbie mam jedzenie dla dwóch.»
«Zatem pożegnajmy się. Na Paschę się
spotkamy.»
«Nie! Nie narazisz się na to
niebezpieczeństwo! – wołają
Józef i Nikodem – Nie rób tego, Nauczycielu!»
«Naprawdę jesteście złymi
przyjaciółmi, gdyż Mi
doradzacie grzech i tchórzostwo. Potrafilibyście Mnie potem kochać,
gdybyście
się zastanowili nad Moim postępowaniem? Powiedzcie to. Bądźcie
szczerzy.
Gdzie miałbym iść, aby uwielbić Pana w Paschę i Przaśniki? Może na górę
Garizim? Czy nie powinienem stanąć przed Panem w Świątyni
Jerozolimskiej,
jak ma to czynić każdy mężczyzna z Izraela w trzy wielkie święta w
roku?
Czy nie pamiętacie, że już Mnie oskarżają o naruszanie szabatu?
Tymczasem
– Manaen może o tym zaświadczyć – nawet dzisiaj, aby się zgodzić na
spełnienie
waszego pragnienia, wyruszyłem wieczorem z miejsca mogącego pogodzić
wasze
pragnienie z prawem szabatu.»

«My także
zatrzymaliśmy się
w Gofnie z tego powodu... i złożymy ofiarę, aby wynagrodzić za
przekroczenie
go mimowolne z przyczyny, której się nie dało uchylić. Ale Ty,
Nauczycielu!... Oni Cię zaraz zobaczą...»
«Gdyby Mnie
nie zobaczyli, zrobiłbym tak, aby Mnie
ujrzeli.»

«Chcesz doprowadzić się do
zniszczenia! To tak jakbyś się
zabił...»
«Nie. Wasz umysł jest bardzo
ogarnięty ciemnościami. To
nie jest tak, jakbym chciał się zabić, lecz jest to jedynie
posłuszeństwo głosowi
Mego Ojca, który Mi mówi: „Idź. Jest czas”. Zawsze usiłowałem pogodzić
Prawo z koniecznością, nawet w dniu, kiedy musiałem uciekać z Betanii i
schronić się w Efraim, gdyż to nie była jeszcze godzina, aby Mnie
ujęto.
Baranek Zbawienia może być złożony dopiero na Paschę. Chcielibyście,
żebym
tego [posłuszeństwa], jakie okazywałem Prawu, nie okazał poleceniu
Mojego
Ojca? Idźcie, idźcie! Nie smućcie się tak. A po co przyszedłem, jeśli
nie
po to, aby Mnie ogłoszono królem wszystkich ludów? To bowiem znaczy
„Mesjasz”, prawda? Tak. To oznacza. I znaczy to również „Odkupiciel”.
Jedynie prawdziwy sens tych dwóch słów nie odpowiada temu, co wy sobie
wyobrażacie.
Ale błogosławię was, błagając, by jeden promień niebieski zstąpił na
was
z Moim błogosławieństwem. Kocham was i wy Mnie kochacie. Chciałbym,
żeby
wasza sprawiedliwość zajaśniała w pełni. Nie jesteście źli, lecz
jesteście,
wy także, „starymi Izraelitami” i nie macie heroicznej woli wyzbycia
się
przeszłości i stania się nowymi ludźmi.
Żegnaj, Józefie. Bądź sprawiedliwy.
Sprawiedliwy, jak
ten, który był Moim opiekunem przez tak wiele lat i który był zdolny
odnowić
się całkowicie, aby służyć Panu, swemu Bogu. Gdyby on był tu pośród
nas,
och! Jakże by nauczał was, jak umieć służyć doskonale Bogu, jak być
sprawiedliwym, sprawiedliwym, sprawiedliwym. Ale dobrze, że jest już na
łonie
Abrahama!... Nie ogląda niesprawiedliwości Izraela. Święty sługa
Boży!...
Nowy Abraham, który z sercem przeszytym, ale z wolą doskonałą, nie
radziłby
Mi tchórzostwa, lecz powiedziałby Mi słowo, którym miał zwyczaj się
posługiwać,
kiedy coś bolesnego spadało na nas: „Podnieśmy ducha. Spotkamy
spojrzenie
Boże i zapomnimy, że ludzie nam zadają cierpienie. Podejmujmy to, co
przykre,
jakby Najwyższy nam to dawał. W ten sposób uświęcimy nawet najmniejsze
sprawy i Bóg nas będzie kochał”. O! Tak samo mówiłby, dodając Mi odwagi
także do zniesienia największych boleści... On by nas umocnił... Och,
Matko
Moja!...»
Jezus zostawia Józefa, którego
obejmował i milcząc
opuszcza głowę. Wpatruje się zapewne w Swe bliskie męczeństwo i
[cierpienie] Swej biednej Matki... Potem podnosi głowę i całuje
Nikodema, mówiąc:
«Kiedy przyszedłeś do Mnie po raz
pierwszy, jako ukryty
uczeń, powiedziałem ci, że – aby wejść do Królestwa Bożego i aby mieć
Królestwo Boże w sobie – konieczne jest ponowne narodzenie się waszego
ducha i kochanie Światłości bardziej niż świat ją miłuje. Dzisiaj, być
może po raz ostatni, spotykamy się w tajemnicy, a Ja powtarzam ci te
same słowa.
Masz się narodzić ponownie w duchu, Nikodemie, aby móc kochać Światło,
którym
Ja jestem, i abym Ja zamieszkał w tobie jako Król i Odkupiciel. Idźcie
i
niech Bóg będzie z wami.»
Dwóch członków Sanhedrynu odchodzi w
przeciwnym kierunku
niż ten, z którego przyszedł Jezus. Kiedy odgłos ich kroków się oddala,
Manaen, który stanął u wejścia groty, patrząc jak odchodzą, powraca,
mówiąc
ze wzburzonym obliczem:
«I jeden raz oni będą tymi, którzy
nie zachowają odległości
szabatowej! I nie będą mieć spokoju, dopóki nie uregulują swego długu z
Odwiecznym przez ofiarę ze zwierzęcia! Nie byłoby lepiej dla nich
złożyć w
ofierze spokój, deklarując się otwarcie jako „Twoi”. Czy nie byłoby to
bardziej miłe Najwyższemu?»
«Z pewnością. Jednak nie osądzaj. To
ciasto, które
wzrasta powoli, ale w odpowiednim momencie, kiedy ci, którzy się
uważają za
lepszych od nich, upadną, oni staną przeciwko wszystkim.»
«Mówisz to do mnie, Panie. Odbierz mi
raczej życie, ale
spraw, że się Ciebie nie zaprę.»
«Nie zaprzesz się. W tobie są już
elementy różniące cię
od nich, które ci pomagają dochować wierności.»
«Tak. Jestem... z dworu Heroda.
Raczej: byłem. Istotnie,
kiedy się odłączyłem od Rady, to właściwie odłączyłem się od
stronnictwa. Ujrzałem, że jest nikczemne i niesprawiedliwe wobec
Ciebie, jak
inne. Być herodianinem!... Dla innych ugrupowań to gorsze niż być
poganinem.
Nie mówię, że jesteśmy święci. To prawda. Dla celu nieczystego
dopuściliśmy
się nieczystości. Mówię o czasie, w którym byłem jeszcze herodianinem,
a
nie Twoim [uczniem]. Jesteśmy zatem podwójnie nieczyści, według osądu
ludzkiego, bo sprzymierzyliśmy się z Rzymianami i uczyniliśmy to dla
korzyści.
Ale powiedz mi, Nauczycielu, Ty, który zawsze mówisz prawdę i który nie
powstrzymujesz się z obawy, że utracisz przyjaciela. Kto jest bardziej
nieczysty: my, którzy jesteśmy powiązani z Rzymem, aby... odnieść
jeszcze
przelotne osobiste zwycięstwa, czy faryzeusze, przywódcy kapłanów,
uczeni w
Piśmie, saduceusze, którzy sprzymierzają się z szatanem, aby Cię
pokonać?
Ja, widzisz to, teraz kiedy zobaczyłem, że stronnictwo Heroda jest
przeciw
Tobie, opuściłem je. Nie mówię tego, abyś mnie za to chwalił, lecz aby
Ci
przedstawić moją myśl. A oni, mówię o faryzeuszach i kapłanach,
uczonych w
Piśmie i saduceuszach, uważają, że przyda się im to nieprzewidziane
przymierze herodian z nimi! Nieszczęśni! Nie wiedzą, że herodianie
czynią
to, aby mieć więcej zasług, a tym samym więcej opieki ze strony
Rzymian.
Potem... kiedy już zostanie wyjaśniona sprawa i ustanie motyw, który
ich
teraz jednoczy, pokonają obecnych sprzymierzeńców.
To tak gra się po jednej i po drugiej
stronie. Wszystko
opiera się na oszustwie i to mi się tak nie podoba, że stałem się
niezależny
od wszystkiego. Ty... Ty jesteś wielką marą, która ich przeraża.
Wszystkich! I Ty jesteś także pretekstem do dwuznacznej gry interesów
różnych
stronnictw. Motyw religijny? Święte oburzenie z powodu „bluźniercy”,
jak
Cię nazywają? Wszystko to kłamstwo! Jedynym motywem nie jest obrona
Religii,
ani święta gorliwość dla Najwyższego, lecz ich interesy, zachłanne,
nienasycone. Budzą we mnie obrzydzenie jak rzeczy nieczyste. I
chciałbym...
Tak, chciałbym, żeby bardziej śmiali byli ci nieliczni ludzie, którzy
nie są
nieczyści. Ach! Teraz mi ciąży to podwójne życie! Chciałbym iść tylko
za
Tobą. Ale, [pozostając na dworze,] służę Ci bardziej, niż gdyby szedł
za
Tobą. To mi ciąży... Mówisz, że to będzie wkrótce... Jak... Czy
będziesz
rzeczywiście złożony w ofierze jak Baranek? Czy nie jest to język
symboliczny? Życie Izraela jest to tkanina symboli i przenośni...»
«I chciałbyś, żeby tak było też w
odniesieniu do
Mnie... Ale to, co Mnie dotyczy, to nie jest symbol» [– wyjaśnia Jezus.]
«Nie? Jesteś tego całkiem pewien?
Mógłbym... z wieloma
powtórzyć starożytne gesty i namaścić Cię na Mesjasza, i bronić.
Wystarczyłoby jedno słowo, a powstałyby tysiące, dziesiątki tysięcy
obrońców
prawdziwego Arcykapłana, świętego i mądrego. Nie mówię już o królu
ziemskim, gdyż wiem teraz, że Twoje królestwo jest całkiem duchowe. Ale
ponieważ, po ludzku mówiąc, nie będziemy już nigdy mocniejsi i bardziej
wolni, to niechby przynajmniej Twoja świętość królowała i uzdrawiała
zepsutego Izraela. Nikt, i Ty to wiesz, nie kocha kapłanów obecnych i
ich
popleczników. Chcesz, Panie? Zarządź, a będę działać.»
«Twoja myśl, Manaenie, pokonała już
długą drogę. Ale
jesteś jeszcze tak daleko od celu, jak ziemia jest daleko od słońca.
Będę
Kapłanem i na wieczność, Najwyższym Kapłanem nieśmiertelnym w
organizmie,
który będę ożywiał do końca wieków. Ale nie będę namaszczony olejem
wesela ani ogłoszony i broniony przez gwałtowność czynów, których
pragnie
garstka wiernych, aby popchnąć Ojczyznę w schizmę najbardziej okrutną i
uczynić ją większą niewolnicą niż kiedykolwiek dotąd. Sądzisz, że ręka
człowieka mogłaby namaścić Chrystusa? Zaprawdę, mówię ci, że nie.
Prawdziwa Władza, która Mnie namaści na Arcykapłana i Mesjasza, to
Władza
Tego, który Mnie posłał. Nikt inny, kto nie jest Bogiem, nie może
namaścić
Boga na Króla królów i Pana panów, na zawsze.»

«Zatem nic?!
Nic do zrobienia?! Och! To dla mnie ból!»


«Wszystko.
Kochać Mnie. Wszystko sprowadza się do tego.
Kochać nie stworzenie, które nosi imię Jezus, lecz Tego, który jest
Jezusem.
Kochać Mnie po ludzku i duchem, jak Ja was kocham Duchem i Ludzką
Naturą, aby
być ze Mną poza Człowieczeństwem. Spójrz na ten piękny świt. Spokojna
światłość
gwiazd nie docierała tu do wnętrza, a tryumfalne światło słońca – tak.
Tak się stanie w sercach tych, którzy dojdą do miłowania Mnie
sprawiedliwie.
Wyjdź na zewnątrz. W ciszę gór, wolną od ochrypłych ludzkich
interesownych
głosów. Popatrz tam w górę na te orły, jak z rozwartymi skrzydłami
oddalają
się w poszukiwaniu łupu. Czy widzimy go? Nie. Ale one – tak. Oko bowiem
orła
jest potężniejsze niż nasze i z wysokości, na której szybuje, on widzi
szeroki horyzont i potrafi wybrać. Ja także widzę to, czego wy nie
widzicie,
i z wyżyn, na które wznosi się Mój duch, potrafię wybrać Moje słodkie
zdobycze. Nie po to, żeby je rozerwać, jak to czynią sępy i orły, lecz
aby
je unieść ze Sobą. Będziemy tak szczęśliwi tam, w Królestwie Mojego
Ojca,
my, którzy się miłujemy!..»
Jezus
cały czas mówiąc wyszedł, aby usiąść w słońcu
na progu groty. Ma Manaena obok Siebie i przyciąga go do Siebie. Milczy
i uśmiecha
się do jakiejś wizji...


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2012 05 21 Pol 6 PILN2010112 clean
TI 97 05 21 T pl(1)
TI 97 05 21 L N pl(1)
DCSR 07 05 21 p1 Wroblewski Niemiec
TI 01 05 21 T B pl
05 (21)

więcej podobnych podstron