v 06 019







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
VI.19)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga VI - Męka
Jezusa Chrystusa





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






19.
OSTATNIA WIECZERZA
Napisane
9 marca 1945. A, 11467-11533
Zaczyna się
cierpienie Wielkiego Czwartku. Apostołowie, a jest
ich dziesięciu, przygotowują wieczernik. Judasz wspiąwszy się na stół
patrzy, czy
jest oliwa we wszystkich zbiorniczkach wielkiej lampy.
Przypomina ona
koronę podwójnej fuksji, bo “łodygę”, na
której jest zawieszona, otacza pięć ampułek podobnych do płatków, potem
– drugi
rząd, niżej, będący prawdziwą koroną małych płomieni. Jeszcze niżej
znajdują
się trzy małe lampki zawieszone na łańcuszkach, podobne do słupków
świetlistego
kwiatu. Nie śmiejcie się z mojego rysunku.
[Judasz]
zeskakuje na podłogę i pomaga Andrzejowi ułożyć
artystycznie naczynia na stole, na którym rozciągnięto bardzo delikatny
obrus.
Słyszę, jak Andrzej mówi:
«Co za
wspaniały len!»
Iskariota
[dodaje]:
«Jeden z
najlepszych [należących do] Łazarza. Marta koniecznie
chciała go przynieść.
«A te
kielichy? A te amfory?» – zauważa Tomasz, który wlał
wino do cennych amfor i przygląda się im z podziwem, okiem znawcy,
szczególnie ich
delikatnym wybrzuszeniom. Głaszcze ich uchwyty, wykonane dłutem.
«Kto wie, ile
są warte, co?» [– odzywa się Judasz
Iskariota.]
«To praca
wykonana młotem. Mój ojciec oszalałby na ich
[widok]. Listki srebra i złota z łatwością zwijają się pod wpływem
ciepła. Lecz
tak obrabiane... jedna chwila i można wszystko zniszczyć. Wystarczy
jeden cios źle
wymierzony. Trzeba równocześnie i siły, i lekkości. Widzisz uchwyty?
Obrabiane w
bryle, a nie spojone. Naczynia bogaczy... Pomyśl, że wszystkie opiłki i
to, co się
odłupie, jest stracone. Nie wiem, czy mnie rozumiesz?»
«Ech! Czy
rozumiem! To tak jak praca rzeźbiarza.»
«Właśnie tak.»
Wszyscy
podziwiają, a potem powracają do swej pracy. Jeden
rozkłada miejsca do siedzenia, inny przygotowuje kredensy. Piotr i
Szymon wchodzą razem.
«O! Wreszcie
jesteście! Gdzie znowu chodziliście? Po przybyciu
z Nauczycielem i z nami, znowu się wymknęliście» – mówi Iskariota.
«Jeszcze jedna
powinność, przed godziną...» – odpowiada
krótko Szymon.
«Ogarnęła cię
melancholia?»
«Sądzę, że po
tym, co usłyszeliśmy w tych dniach z tych ust,
na których nigdy nie znajdzie się kłamstwa, jest ku temu przyczyna...»
«I z tym
smrodem z... no, zamilcz, Piotrze!» – szepcze Piotr
[do siebie] przez zęby.
«Ty też!...
Wydajesz mi się szalonym od kilku dni. Masz wygląd
dzikiego zająca, który czuje za sobą szakala» – odpowiada Judasz
Iskariota.
«A ty masz
mordę jak kuna!... Ty też nie jesteś zbyt piękny
od kilku dni. Wyglądasz jak... Masz nawet wykrzywione jedno oko... Kogo
chcesz lub kogo
masz nadzieję ujrzeć? Niby wydajesz się pełen pewności siebie, chcesz
przynajmniej na
takiego wyglądać, ale masz wygląd kogoś, kto się boi» – odpowiada Piotr.
«O! Co do
strachu!... Ty z pewnością nie jesteś bohaterem, ty
też nie!» [– odcina się Judasz.]
«Nikt z nas
nim nie jest, Judaszu. Ty nosisz imię Machabeusza,
lecz nim nie jesteś. Ja przez moje imię mówię: “Bóg daje łaskę” [– mówi
Jan
–], lecz przysięgam ci, że mam w sobie drżenie, przez które mogę popaść
w
niełaskę – przede wszystkim w niełaskę u Boga. Szymon, syn Jony,
nazwany
“Skałą”, jest teraz miękki jak wosk przy ogniu. Nie panuje już nad sobą
– ten,
którego nigdy nie widziałem drżącego w czasie najbardziej gwałtownych
burz! Mateusz,
Bartłomiej i Filip wydają się lunatykami. Mój brat i Andrzej tylko
wzdychają. Dwaj
kuzyni, w których jest boleść pokrewieństwa, prócz miłości do
Nauczyciela...
spójrz na nich, wyglądają jak starcy. Tomasz utracił wesołość, a Szymon
wygląda,
jakby na nowo stał się wyczerpanym trędowatym, jakim był przed trzema
laty, tak jest
naznaczony bólem, wyniszczony, siny, przygnębiony»
«Tak. On nas
wszystkich zaraził Swoją melancholią» –
zauważa Iskariota.
«Mój kuzyn
Jezus, mój i wasz Nauczyciel i Pan, jest i nie jest
melancholikiem. Jeśli chcesz przez to słowo stwierdzić, iż jest smutny
z powodu zbyt
wielkiego bólu, jaki cały Izrael właśnie Mu zadaje, co widzimy, i z
powodu innego
bólu, ukrytego, który On sam widzi, to mówię ci: “Masz rację”. Jeśli
jednak
używasz takiego słowa, aby powiedzieć, że jest szalony, to zakazuję ci»
– mówi
Jakub, syn Alfeusza.
«A czyż nie
jest szaleństwem stała myśl melancholijna?
Studiowałem też sprawy świeckie. Wiem. On zbyt wiele dał z Siebie.
Teraz ma wyczerpany
umysł» [– stwierdza Iskariota.]
«Co oznacza
obłąkanie, prawda?» – pyta drugi kuzyn, Juda,
pozornie spokojny.
«Właśnie to!
Dobrze widziałem twego ojca, sprawiedliwego w
świętej pamięci, do którego jesteś podobny w sprawiedliwości i
mądrości! Jezus –
smutny los znakomitego domu, zbyt starego i dotkniętego starzeniem
psychicznym – zawsze
miał skłonność do tej choroby, najpierw łagodny, a potem coraz bardziej
agresywny.
Widziałeś, jak zaatakował faryzeuszy i uczonych w Piśmie, saduceuszy i
herodian.
Uczynił Swe życie nieznośnym jak droga pokryta odłamkami kwarcu. To On
je rozrzucił.
My... Kochaliśmy Go dopóty, dopóki miłość to przed nami ukrywała. Ci
jednak,
którzy kochali Go bez bałwochwalstwa – twój ojciec, twój brat Józef i
na początku
Szymon – widzieli dobrze... my powinniśmy byli otworzyć oczy, słuchając
ich... A
tymczasem wszyscy zostaliśmy zwiedzeni przez słodkie oczarowanie chorym
[człowiekiem].
A teraz... Niestety!»
Juda Tadeusz,
który jest tak samo wysoki jak Iskariota i stoi
naprzeciw niego, wydając się słuchać spokojnie, zrywa się gwałtownie i
mocnym
uderzeniem ręki przewraca go na jedno z siedzeń i z opanowywanym
gniewem, bez
podnoszenia głosu, pochylając się, syczy w twarz tchórza:
«To za
obłąkanie, gadzie! I to tylko dlatego, że On jest obok,
a dziś jest Pascha, nie duszę cię. Zastanów się jednak, zastanów się
dobrze! Jeśli
Jemu stanie się coś złego i jeśli Jego nie będzie już tutaj, aby
powstrzymać moją
siłę, nikt cię nie ocali. To tak jakbyś już miał sznur na szyi. I to te
ręce,
uczciwe i mocne galilejskiego rzemieślnika i potomka pogromcy Goliata,
zajmą się tobą.
Wstawaj, obrzydliwy rozpustniku! I bacz na swe zachowanie!»
Judasz podnosi
się, siny, bez najmniejszej reakcji. Zaskakuje
mnie to, że nikt nie reaguje na tak nowe zachowanie Tadeusza.
Przeciwnie!... Jest
jasne, że wszyscy go pochwalają.
Ledwie
atmosfera powróciła do normalności, kiedy wchodzi Jezus.
Ukazuje się na progu małych drzwi, w których z trudem mieści się Jego
wysoka
sylwetka. Staje na małym tarasie i z uśmiechem łagodnym i smutnym mówi,
otwierając
ramiona:
«Pokój niech
będzie z wami.»
Jego głos jest
zmęczony, jak u kogoś, kto cierpi fizycznie i
duchowo. Schodzi, głaszcze jasną głowę Jana, który podbiegł do Niego.
Jakby o niczym
nie wiedział, uśmiecha się do Swego kuzyna Judy i mówi do drugiego
kuzyna:
«Twoja matka
prosi cię, abyś był łagodny wobec Józefa.
Niedawno pytał niewiasty o nowiny o Mnie i o tobie. Żałuję, że się z
nim nie
przywitałem.»
«Jutro to
zrobisz.»
«Jutro?... [–
mówi Jezus –] Ależ zawsze będę miał czas,
aby go zobaczyć... O! Piotrze! Wreszcie będziemy trochę razem! Od
wczoraj wydajesz Mi
się błędnym ognikiem. Widzę cię, a potem już cię nie widzę. Dziś mogę
prawie
powiedzieć, że cię straciłem. Ciebie też, Szymonie.»
«Nasze włosy
bardziej białe niż czarne mogą Cię zapewnić,
że nie byliśmy nieobecni z powodu pragnień naszego ciała» – mówi Szymon
z powagą.
«Choć... w
każdym wieku można odczuwać ten głód... Starzy!
Gorsi od młodych...» – mówi Iskariota zaczepnie.
Szymon patrzy
na niego i chce się mu odciąć. Lecz Jezus także
patrzy [na Judasza] i mówi:
«Bolą cię
zęby? Masz prawy policzek spuchnięty i czerwony.»
«Tak. Bolą
mnie. Ale nie warto się tym zajmować.»
Inni nic nie
mówią i tak sprawa się kończy.
«Czy
uczyniliście wszystko, co należało uczynić? Ty,
Mateuszu? A ty, Andrzeju? A ty, Judaszu, czy pomyślałeś o ofierze na
Świątynię?»
Dwaj pierwsi,
tak samo jak Iskariota, mówią:
«Wszystko jest
wykonane, o czym mówiłeś, abyśmy dziś to
zrobili. Bądź spokojny.»
«Ja zaniosłem
nowalijki od Łazarza do Joanny, żony Chuzy, dla
dzieci. Powiedziały: “Te jabłka są lepsze!”. Miały smak ich głodu! I to
były Twoje
jabłka» – mówi Jan uśmiechając się i marząc.
Jezus też się
uśmiecha na pewne wspomnienie...
«Widziałem
Nikodema i Józefa [z Arymatei]» – mówi Tomasz.
«Widziałeś
ich? Rozmawiałeś z nimi?» – pyta Iskariota z
przesadnym zainteresowaniem.
«Tak. Co w tym
dziwnego? Józef jest dobrym klientem mojego
ojca» [– wyjaśnia Tomasz.]
«Nie mówiłeś o
tym wcześniej. To dlatego jestem
zdziwiony!...» – Judasz próbuje zatrzeć wrażenie, jakie wcześniej
wywołał
niepokojem [na wiadomość o] spotkaniu Tomasza z Józefem i Nikodemem.
«Wydaje mi się
dziwne, że nie przybyli Cię tu uczcić. Ani
oni, ani Chuza, ani Manaen... Żaden z...» – odzywa się Bartłomiej.
Iskariota
przerywa mu z wymuszonym śmiechem i mówi:
«Krokodyl
kryje się w ziemi, gdy trzeba.»
«Co chcesz
powiedzieć? Co ty podejrzewasz?» – dopytuje się
Szymon, agresywny jak nigdy dotąd.
«Pokój, pokój!
Cóż wam jest? To wieczór paschalny! Nigdy nie
mieliśmy tak stosownej okazałości przy spożywaniu baranka. Spożyjmy
więc wieczerzę
w duchu pokoju. Widzę, że bardzo was wzburzyłem Moimi pouczeniami w te
ostatnie
wieczory. Lecz, widzicie? Skończyłem! Teraz już was więcej nie będę
niepokoił. Nie
wszystko, co odnosi się do Mnie, zostało powiedziane. Jedynie to, co
najistotniejsze.
Resztę... pojmiecie potem. Zostanie wam powiedziana... Tak. Przyjdzie
Ten, który wam to
powie! Janie, idź z Judaszem i jeszcze z kimś po naczynia do
oczyszczeń. A potem
siądźmy do stołu.»
Łagodność
Jezusa jest przejmująca. Jan wraz z Andrzejem i Juda
Tadeusz z Jakubem przynoszą pojemne naczynie i podają im wodę do
obmycia rąk,
ofiarowując ręczniki Jezusowi i swym towarzyszom. Ci zaś robią to samo
dla nich.
Odstawiają naczynie do kąta. To metalowa miednica.
«A teraz
zajmijcie wasze miejsca. Ja tutaj, a tu (po prawej) Jan
i z drugiej strony Mój wierny Jakub. Dwóch pierwszych uczniów.
Za Janem Mój silny Piotr, a za Jakubem ten, który jest
jak powietrze: nie zauważa się go, a jest zawsze obecny i umacnia –
Andrzej. Przy nim
Mój kuzyn Jakub. Nie ubolewasz, kochany bracie, że daję pierwsze
miejsce pierwszym?
Jesteś bratankiem Sprawiedliwego, którego duch drży i jest nade Mną w
ten wieczór –
bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Miej pokój, ojcze Mojej dziecięcej
słabości,
dębie, w którego cieniu wypoczywała Matka i Syn! Miej pokój!... Po
Piotrze: Szymon...
Szymonie, przyjdź tutaj na chwilę. Chcę spojrzeć na twe wierne oblicze.
Potem ujrzę
cię, ale niewyraźnie, bo inni zasłonią Mi twoją szlachetną twarz.
Dziękuję,
Szymonie. Za wszystko.» I całuje go.

Szymon, kiedy Jezus go puszcza, idzie
na swe miejsce, unosząc na
chwilę ręce do twarzy, w geście strapienia.
«Naprzeciw Szymona – Mój Bartłomiej,
dwóch szlachetnych i
dwóch mędrców, którzy się przeglądają. Dobrze im razem. I całkiem
blisko ty, Judo,
Mój bracie. Dzięki temu będę cię widział... i wyda Mi się, że jestem w
Nazarecie... kiedy jakieś uroczystości gromadziły nas przy jednym
stole... I także w
Kanie... Pamiętasz? Byliśmy razem. Święto... święto zaślubin...
pierwszy cud...
przemiana wody w wino... Dziś też jest Święto... i dziś także będzie
cud... Wino
zmieni swą naturę... i stanie się...»
Jezus pogrążony w myślach, z
pochyloną głową, przebywa jakby
sam w Swoim tajemnym świecie. Inni patrzą na Niego i nie mówią nic.
Zbawiciel podnosi
głowę i zatrzymuje wzrok na Judaszu Iskariocie. Mówi do niego:
«Ty będziesz naprzeciw Mnie.»
«Kochasz Mnie do tego stopnia?
Bardziej niż Szymona, że chcesz
mnie mieć wciąż naprzeciw Ciebie.» [– pyta Judasz.]
«Tak bardzo. Jak rzekłeś.»
«Dlaczego, Nauczycielu?»
«Bo zrobiłeś dla tej godziny więcej
niż wszyscy.»
Judasz spogląda w odmienny sposób na
Nauczyciela i na
towarzyszy. Na pierwszego [patrzy] z wyrazem jakby ironicznej litości,
na drugich – z
tryumfem.
«A obok ciebie... z jednej strony
Mateusz, a z drugiej –
Tomasz.»
«W takim razie Mateusz po mojej
lewicy, a Tomasz po prawicy»
[– zarządza Judasz.]
«Jak chcesz, jak chcesz – zgadza się
Mateusz – wystarczy mi
mieć dokładnie naprzeciw mojego Zbawcę.»
«Ostatni – Filip. Tak, widzicie? Kto
nie jest przy Mnie na
miejscu honorowym, ma zaszczyt być naprzeciw Mnie.»
Jezus stoi na Swoim miejscu, wlewa
wino do wielkiego kielicha,
stojącego przed Nim. Wszyscy mają wysokie kielichy, lecz Jezus ma o
wiele większy niż
pozostali. To musi być kielich przeznaczony do obrzędu [Paschy]. Wlewa
wino, podnosi,
ofiarowuje, odstawia. Potem wszyscy razem pytają tonem psalmowym:
«Po co ta uroczystość?»
Oczywiście jest to pytanie czysto
formalne, obrzędowe.
Jezus jako głowa rodziny, odpowiada na nie:
«Dzień ten upamiętnia nasze
uwolnienie z Egiptu. Niech będzie
błogosławiony Jahwe, który stworzył owoc winnego krzewu.»
Pije łyk tego wina, który ofiarował,
i podaje kielich innym.
Potem ofiarowuje chleb. Dzieli go na kawałki, rozdziela, potem –
jarzyny umoczone
różowawym sosem, znajdującym się w czterech naczyniach.
Po skończeniu tej części posiłku
śpiewają chóralnie psalmy.
Potem przynoszą z kredensu i stawiają na stole, przed Jezusem, wielki
półmisek z
upieczonym barankiem. Piotr, który spełnia rolę... rozpoczynania chóru
– tak to
nazwę – pyta:
«Po co ten baranek?»
«Na wspomnienie tego, jak Izrael
został ocalony przez
ofiarowanego baranka. Pierworodny nie umarł tam, gdzie krew błyszczała
na odrzwiach i
na progach. A potem, gdy Egipt opłakiwał swych umarłych synów, od
pałacu króla aż
po nory, Hebrajczycy, pod wodzą Mojżesza, rozpoczęli marsz ku ziemi
wyzwolenia i
obietnicy. Mając już biodra przepasane, sandały na nogach, kije w
dłoniach, lud
Abrahama z pośpiechem udał się w drogę, śpiewając radosne hymny.»
Wszyscy wstają i intonują:
«Kiedy Izrael wyruszył z Egiptu, z
domu Jakuba, spośród ludu
pogańskiego, Judea stała się jego sanktuarium...» itd.
Teraz Jezus kroi baranka, znowu
napełnia kielich i po wypiciu z
niego podaje [innym]. Potem śpiewają jeszcze:
«Dzieci, wychwalajcie Pana. Niech
będzie błogosławione Imię
Przedwiecznego teraz i na wieki wieków. Od wschodu aż do zachodu On
powinien być
wychwalany...» itd.
Jezus daje każdemu kawałek, zwracając
uwagę na to, by wszyscy
zostali dobrze obsłużeni – dokładnie tak, jak ojciec rodziny między
swymi synami,
którzy wszyscy są Mu drodzy. Jest uroczysty, nieco smutny, kiedy mówi:
 
[por. Łk
22,15] «Gorąco pragnąłem spożywać z wami tę Paschę. To było Moje
największe
pragnienie odkąd odwiecznie byłem “Zbawicielem”. Wiedziałem, że ta
godzina
poprzedzi inną i że radość dania Siebie z wyprzedzeniem
przyniesie ulgę
Mojemu męczeństwu... Gorąco pragnąłem spożywać z wami tę
Paschę, bo już
nigdy nie zakosztuję owocu winnego krzewu, aż przyjdzie Królestwo Boże.
Wtedy na nowo
zasiądę z wybranymi na Uczcie Baranka, na zaślubinach Żyjących z
Żyjącym. Przyjdą
jednak na nią tylko ci, którzy byli pokorni i czyści sercem, jak Ja
jestem.»
[por. Łk
22,24-40] «Nauczycielu, przed chwilą powiedziałeś, że kto nie ma
zaszczytnego
miejsca, ten ma [miejsce] naprzeciw Ciebie. Skąd więc możemy wiedzieć,
kto jest
pierwszy między nami?» – pyta Bartłomiej.
«Wszyscy i nikt. Kiedyś....
wracaliśmy zmęczeni....
zniechęceni przez zaciętość faryzejską. Nie byliście jednak [na tyle]
zmęczeni, by
sprzeczać się między sobą o to, kto z was jest największy...
Przebiegało blisko Mnie
dziecko... Mój mały przyjaciel... I jego niewinność złagodziła Mój
niesmak z powodu
tamtych sporów. To nie ostatni [przejaw] waszego ludzkiego
uporu. Gdzie jesteś
teraz, mały Beniaminie, z mądrą odpowiedzią, która przyszła do ciebie z
Nieba, gdyż
byłeś jak anioł i Duch mówił do ciebie? Powiedziałem wam wtedy: “Jeśli
kto chce
być pierwszym, niech będzie ostatnim i sługą wszystkich”. I dałem wam
za przykład
mądre dziecko. Teraz mówię wam: “Królowie narodów panują nad nimi. Ludy
zaś
uciskane – chociaż ich nienawidzą – wiwatują im i królowie są nazywani
‘Dobroczyńcami’, ‘Ojcami Ojczyzny’. Jednak nienawiść ukrywa się pod
udawanym
szacunkiem. Ale między wami niech tak nie będzie.
Największy niech będzie jak najmniejszy, przełożony jak ten, kto służy.
Kto
naprawdę jest większy? Ten, który siedzi przy stole, czy ten, kto
służy? Ten, który
siedzi przy stole. A przecież wam służę. I za chwilę będę wam służył.
Wy
jesteście tymi, którzy byli ze Mną w doświadczeniach. Ja przygotowuję
dla was miejsce
w Moim Królestwie. Będę w nim Królem, zgodnie z wolą Ojca, abyście
jedli i pili przy
Moim wiecznym stole i siedzieli na tronach, sądząc dwanaście pokoleń
Izraela.
Pozostaliście ze Mną w Moich doświadczeniach... Już samo to da wam
wielkość w oczach
Ojca.»
«A ci, którzy przyjdą? Nie będą mieć
miejsca w Królestwie?
My – sami?»
«O, iluż książąt w Moim Domu! Wszyscy
ci, którzy będą
wierni Chrystusowi w doświadczeniach życia, będą książętami w Moim
Królestwie. Ci
bowiem, którzy wytrwają aż do końca w męczeństwie życia, będą podobni
do was,
którzy ze Mną wytrwaliście w Moich doświadczeniach. Utożsamiam się z
Moimi
wierzącymi. Ból, który przyjmuję z powodu was i z powodu wszystkich
ludzi, daję
najbardziej wybranym jako sztandar. Ten, kto w Cierpieniu będzie Mi
wierny, będzie Moim
błogosławionym, podobnym do was, o, Moi umiłowani.»
[por Łk
22,31-32] «My wytrwaliśmy do końca» [– stwierdza Piotr.]
«Tak uważasz, Piotrze? A Ja ci
powiadam, że godzina próby
dopiero nadejdzie. Szymonie, Szymonie synu Jony, oto szatan domagał
się, aby was
przesiać jak pszenicę. Modliłem się jednak za ciebie, aby twoja wiara
nie zachwiała
się. Kiedy więc opamiętasz się, umacniaj swoich braci.»
«Wiem, że jestem grzesznikiem. Ale
wiernym Tobie będę aż do
śmierci. Nie mam tego grzechu. Nigdy go nie będę mieć.»
«Nie bądź pyszny, Mój Piotrze. Ta
godzina przemieni bardzo
wiele spraw, które najpierw były takie, a teraz będą inne. O, ileż!...
One przynoszą
i sprowadzają nowe potrzeby. Wiecie o tym.
[por. Łk
22,35-38] Zawsze mówiłem wam, nawet kiedy szliśmy do miejsc
odległych, atakowanych
przez zbójców: “Nie bójcie się. Nic nam się złego nie przydarzy, bo
aniołowie
Pańscy są z nami. O nic się nie troszczcie”. Przypominacie sobie, jak
wam mówiłem:
“Nie troszczcie się o to, co macie jeść, i o odzienie, bo Ojciec wie,
czego
potrzebujemy”? Powiedziałem wam także: “Człowiek znaczy o wiele więcej
niż
wróbel i kwiat, który dzisiaj jest [żyjącą] rośliną a jutro sianem. A
jednak Ojciec
troszczy się także o kwiat i o ptaszka. Czyż możecie wątpić w to, że
troszczy się
także o was?” Powiedziałem wam jeszcze: “Dajcie każdemu, kto was prosi,
a temu, kto
was obraża, nadstawcie drugi policzek”. Mówiłem wam: “Nie miejcie
trzosa ani
laski”. Uczyłem miłości i zaufania. Ale teraz... teraz to już nie ten
czas... Otóż
pytam was: “Czy wam kiedykolwiek brakowało czego do tej pory? Czy
byliście
kiedykolwiek obrażani”?»
«Niczego, Nauczycielu, i tylko Ciebie
obrażano.»
«Widzicie więc, że Moje słowo było
prawdą. Ale teraz Pan
odwołał wszystkich Swoich aniołów do Siebie. To godzina demona.
Złocistymi
skrzydłami aniołowie Pańscy zakrywają sobie oczy, okrywają się i
ubolewają, że ich
skrzydła nie mają barwy smutku, bo jest godzina żałoby, żałoby
straszliwej,
świętokradzkiej... Nie ma aniołów na Ziemi tego wieczora. Są przed
tronem Boga, aby
śpiewem zagłuszyć bluźnierstwa bogobójczego świata i płacz Niewinnego.
I jesteśmy
sami... Ja i wy – sami. I demony są panami tej godziny. Dlatego obecnie
przyjmiemy
wygląd i wymiary biednych ludzi, którzy nie ufają i nie kochają. Teraz
ten, kto ma
trzos, niech weźmie i torbę. Kto nie ma miecza, niech sprzeda płaszcz i
niech go sobie
kupi. I to bowiem jest powiedziane o Mnie w Piśmie i musi się spełnić:
“Został
zaliczony do złoczyńców”. Zaprawdę wszystko, co Mnie dotyczy, ma swoje
wypełnienie.»
Szymon wstał i podszedł do
skrzyni-ławy, w której złożył
swój bogaty płaszcz. Tego wieczoru wszyscy są w najlepszych szatach i
dlatego mają
przy bogatych pasach damasceńskie sztylety, jednak bardzo krótkie,
[przypominające]
bardziej noże niż sztylety. Bierze dwa miecze, dwa prawdziwe miecze,
długie, lekko
zakrzywione, i przynosi je Jezusowi. Mówi:
«Ja i Piotr jesteśmy uzbrojeni tego
wieczoru. To mamy. Inni
mają tylko krótkie sztylety.»
Jezus bierze miecze, patrzy na nie,
wydobywa jeden z pochwy, bada
jego ostrze na paznokciu. Dziwny to widok i dziwne wrażenie sprawia
patrzenie na Jezusa z
okrutnym narzędziem w rękach.
«Kto wam je dał?» – pyta Iskariota,
kiedy Jezus w milczeniu
je ogląda. Wydaje się, jakby Judasz [siedział] na rozżarzonych
węglach...
«Kto? Przypominam ci, że mój ojciec
był ze znamienitego rodu i
potężny.»
«Ale Piotr...»
«Co? Odkąd to muszę rozliczać się z
darów, które chcę
dawać moim przyjaciołom?»
Jezus podnosi głowę, schowawszy z
powrotem do pochwy broń.
Oddaje miecze Zelocie.
«Dobrze, wystarczą. Dobrze zrobiłeś,
że je wziąłeś.
[por. J 13,1-20]
A teraz, przed wypiciem trzeciego kielicha, poczekajcie chwilę.
Powiedziałem wam, że
największy jest równy najmniejszemu, że Ja mam szaty sługi przy tym
stole i że
jeszcze bardziej was obsłużę. Dotąd dawałem wam pokarm. [Było to]
służenie ciału.
Teraz chcę wam dać pokarm dla ducha. Nie jest to danie należące go
dawnego obrzędu.
[Należy do] obrzędu nowego. 

por. Mt
3,13 Mk1,9; Łk
3,21;  Chciałem przyjąć chrzest, zanim byłem
‘Nauczycielem’. Dla rozsiewania Słowa wystarczał tamten chrzest. Teraz
zostanie
przelana Krew. Potrzeba innego obmycia, nawet dla was, którzy już
zostaliście
oczyszczeni przez Chrzciciela, za jego czasów, a także dzisiaj w
Świątyni. Ale to
jeszcze nie wystarcza. Przyjdźcie, abym Ja was oczyścił. Przerwijcie
posiłek. Jest
coś bardziej wzniosłego i koniecznego niż pokarm dany dla napełnienia
żołądka,
nawet jeśli jest pokarmem świętym, jak ten [stanowiący część] obrzędu
paschalnego.
To duch czysty, gotowy przyjąć Dar Niebios, który już zstępuje, aby
uczynić sobie
tron w was i dać wam Życie – dać Życie temu, kto jest czysty.»
Jezus
podnosi się, każe wstać Janowi, aby Mu było łatwiej
opuścić Swe miejsce. Idzie w stronę ławy i zdejmuje czerwoną szatę,
kładąc ją
złożoną na już poskładany płaszcz. Opasuje się dużym ręcznikiem. Potem
podchodzi
do innej miski, jeszcze pustej i czystej. Wlewa do niej wody, przenosi
na środek pokoju.
Apostołowie patrzą na Niego, zaskoczeni.
«Nie
pytacie Mnie, co robię?»
«Nie
wiemy. Mówię Ci, że jesteśmy już oczyszczeni» –
odpowiada Piotr.
«Powtarzam
ci, że to nie ma znaczenia. Moje oczyszczenie pomoże
stać się jeszcze czystszym temu, kto już jest czysty.»
Klęka.
Odwiązuje sandały Iskariocie i obmywa mu nogi, jedną po
drugiej. Łatwo to zrobić, bo łoża biesiadne są ustawione w taki sposób,
że nogi są
po zewnętrznej stronie. Judasz jest oszołomiony i nic nie mówi. Jedynie
wtedy, gdy
Jezus – przed włożeniem sandała na lewą nogę i powstaniem – całuje jego
prawą
stopę, już obutą, cofa gwałtownie nogę i uderza podeszwą boskie usta.
Robi to
nieumyślnie. Nie jest to mocne uderzenie, sprawia mi jednak tak wielkie
cierpienie.
Judasz pyta Go:
«Nie
sprawiłem Ci bólu? Nie chciałem... Wybacz.»
Jezus,
uśmiechając się do apostoła, odpowiada mu:
«Nie,
przyjacielu. Uczyniłeś to bez złośliwości, dlatego
nie sprawia bólu.»
Judasz
patrzy na Niego... Ma spojrzenie zmieszane, unikające...
Jezus przechodzi do Tomasza, potem do Filipa... Przechodzi wzdłuż
wąskiej części
stołu i dochodzi do Swego kuzyna Jakuba. Obmywa go, a powstawszy,
całuje go w czoło.
Przechodzi do Andrzeja, który rumieni się, zawstydzony, i stara się nie
płakać.
Obmywa go, głaszcząc jak dziecko. Potem jest Jakub, syn Zebedeusza,
który nie przestaje
szeptać:
«O!
Nauczycielu! Nauczycielu! Nauczycielu! Tak się uniżasz,
Mój wspaniały Nauczycielu!»
Jan już
zdjął sandały i kiedy Jezus schyla się, by mu
wytrzeć nogi, zgina się, by pocałować Jego włosy. Ale Piotr!... Nie
jest łatwo
przekonać Piotra do poddania się temu obrzędowi!
«Ty mi
nogi myjesz? Nawet o tym nie myśl! Jak długo będę
żył, nie pozwolę na to. Ja jestem robakiem, a Ty – Bogiem. Każdy ma
swoje miejsce»
[– protestuje Piotr.]
«Tego,
co Ja czynię, Ty nie możesz teraz zrozumieć, lecz potem
zrozumiesz to. Pozwól Mi to uczynić.»
«Wszystko,
co chcesz, Nauczycielu. Chcesz mi obciąć głowę.
Zrób to. Ale myć mi nogi... tego nie zrobisz.»
«O, Mój
Szymonie! Czy nie wiesz, że jeśli cię nie obmyję,
nie będziesz miał udziału w Moim Królestwie? Szymonie, Szymonie!
Potrzebujesz tej wody
dla twojej duszy i na tę drogę, którą musisz przebyć. Czy nie chcesz
iść ze Mną?
Jeśli cię nie obmyję, nie wejdziesz do Mego Królestwa.»
«O! Mój
błogosławiony Panie! Zatem umyj mnie całego! Nogi,
ręce, głowę!» [– woła Piotr.]
«Kto,
jak wy, jest wykąpany, potrzebuje tylko umyć sobie nogi,
gdyż jest całkowicie czysty. Nogi... Człowiek bowiem wchodzi nogami w
brud. A to
jeszcze byłoby niewiele, bo – powiedziałem wam już – że nie to, co
wchodzi i
wychodzi z pokarmem, czyni nieczystym, ani nie to, co się osadza na
stopach w czasie
chodzenia, zanieczyszcza człowieka, ale to, co wylęga się i dojrzewa w
jego sercu i
stamtąd wychodzi, aby skazić jego czyny i jego członki. A nogi
człowieka o nieczystej
duszy prowadzą go tam, gdzie jest obżarstwo i pijaństwo, rozpusta,
niedozwolony handel,
zbrodnie... Dlatego [nogi] są pośród części ciała tymi, które muszą być
w wielkim
stopniu oczyszczane... wraz z oczami, z ustami... O, człowieku,
człowieku! Doskonałe
stworzenie któregoś dnia, na początku! A potem tak zepsute przez
Zwodziciela! Nie było
w tobie złości, o człowieku, ani grzechu!... A teraz? Cały jesteś
złością i
grzechem i nie ma w tobie części, która by nie grzeszyła!»
Jezus
obmył stopy Piotra, całuje je. Piotr zaś płacze i
bierze, i ściska swymi dużymi dłońmi ręce Jezusa, przysuwa do oczu, a
potem całuje
je.
Także
Szymon zdjął sandały i bez słowa pozwala się obmyć.
Ale potem, gdy Jezus już miał przejść do Bartłomieja, klęka i całuje
Jego stopy,
mówiąc:
«Oczyść
mnie z trądu grzechu, jak mi oczyściłeś z trądu
ciało, abym nie był zawstydzony w godzinie sądu, mój Zbawicielu!»
«Nie bój
się, Szymonie. Przyjdziesz do Miasta niebieskiego,
biały jak śnieg z wysokich gór.»
«A ja,
Panie? Co powiesz Twojemu staremu Bartłomiejowi?
Widziałeś mnie w cieniu figowca i czytałeś w moim sercu. A teraz, co
widzisz i gdzie
mnie widzisz? Uspokój biednego starca, który obawia się, że nie będzie
miał sił ani
czasu, aby stać się takim, jakim Ty chciałbyś go mieć.»
Bartłomiej
jest bardzo wzruszony. [Jezus mówi mu:]
«Ty
również nie obawiaj się. Powiedziałem wtedy: “Oto
prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Teraz mówię: “Oto
prawdziwy
chrześcijanin, godny Chrystusa.” Gdzie cię widzę? Na wiecznym tronie,
przywdzianego w
purpurę. Zawsze będę z tobą.»
Teraz
kolej na Judę Tadeusza. Widząc u swych stóp Jezusa, nie
potrafi się pohamować. Pochyla głowę na ramieniu opartym o stół i
płacze.
«Nie
płacz, miły bracie. Teraz jesteś jak ktoś, kto musi
przecierpieć oderwanie nerwu, i wydaje ci się, że nie będziesz umiał
tego znieść.
Ale ból będzie krótki. Potem... o, będziesz szczęśliwy, bo Mnie
kochasz. Nazywasz
się Juda. I jesteś jak nasz wielki Juda, jak olbrzym. Jesteś tym, który
strzeże.
Twoje czyny są jak lew i ryczące lwiątka. Spłoszysz bezbożnych, którzy
przed tobą
cofną się, a nieprawi będą przerażeni. Wiem. Bądź mocny. Wieczna
jedność
zacieśni i uczyni doskonałym nasze pokrewieństwo w Niebie.» Jego także
całuje w
czoło, jak drugiego kuzyna.
«Jestem
grzesznikiem, Nauczycielu. Mnie nie...» [ – odzywa
się Mateusz.]
«Byłeś
grzesznikiem, Mateuszu. Teraz jesteś apostołem.
Jesteś jednym z Moich ‘głosów’. Błogosławię cię. Ileż dróg przemierzyły
te
stopy, aby iść ciągle naprzód, ku Bogu... Dusza je pobudzała i
porzuciły każdą
drogę, która nie była Moją drogą. Postępuj tak dalej. Czy wiesz, gdzie
prowadzi ta
ścieżka? Na łono Ojca Mojego i twojego.»
Jezus
skończył. Podnosi kawałek płótna, myje ręce w czystej
wodzie, ponownie nakłada szatę, powraca na Swoje miejsce i – gdy je
zajmuje – mówi:
«Teraz
jesteście czyści, ale nie wszyscy. Tylko ci, którzy
tego chcieli.»
Patrzy
uważnie na Judasza z Kariotu, który udaje, że nie
słyszy, zajęty wyjaśnianiem Mateuszowi, jak ojciec postanowił posłać go
do
Jerozolimy. To rozmowa niepotrzebna, mająca jedyny cel: dodać Judaszowi
pewności
siebie, bo on, choć jest zuchwały, musi czuć się nieswojo.
Jezus
nalewa [wina] po raz trzeci do wspólnego kielicha. Pije,
daje do picia. Potem intonuje, a inni chóralnie podejmują:
«Miłuję
Pana, albowiem słyszy głos mego błagania, bo ucho
Swe nakłania ku mnie. Będę Go wzywał przez całe me życie. Oplotły mnie
więzy
śmierci...» itd.
Na
chwilę przerywa, a potem podejmuje śpiew:
«Każdy
człowiek jest kłamcą...»
Przeszywa
spojrzeniem Judasza. Głos mojego Jezusa, zmęczony
dziś wieczorem, odzyskuje Swą moc, kiedy woła:
«Cenna
jest w oczach Pana śmierć świętych... Ty rozerwałeś
Moje kajdany. Tobie złożę ofiarę pochwalną, wzywając imienia Pana...»
itd.
Znowu
krótka przerwa w śpiewie, a potem dalej:
«Chwalcie
wszyscy Pana, o narody. Wysławiajcie Go wszystkie
ludy. Bo umocniło się nad nami Jego miłosierdzie i prawda Pana trwa na
wieki.»
Znowu
krótka przerwa, a potem długi hymn: «Sławcie Pana, bo
jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki...»
Judasz z
Kariotu śpiewa tak fałszywie, że dwa razy Tomasz
podaje mu ton swym mocnym barytonem i patrzy na niego przenikliwie.
Pozostali apostołowie
też spoglądają na niego, bo przeważnie śpiewał dobrze swym głosem,
którym – jak
mogłam to zrozumieć – pysznił się, jak i wszystkim innym. Ale dziś
wieczorem!
Niektóre fragmenty – i również spojrzenia Jezusa, które podkreślają
niektóre
zdania – do tego stopnia odbierają mu spokój, że śpiewa fałszując.
Jedno z nich
to: “Lepiej uciec się do Pana niż pokładać ufność w człowieku”. Inne:
“Popchnięty, zachwiałem się i upadłbym, gdyby Pan mnie nie podtrzymał.”
Jeszcze
inne: “Nie umrę, lecz żył będę i głosił dzieła Pana.” I wreszcie te
dwa,
wypowiadane teraz, duszą głos Zdrajcy: “Kamień odrzucony przez
budujących stał się
głowicą węgła” oraz: “Błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie!”
Po
skończonym psalmie Jezus odcina części baranka i podaje je.
Mateusz w tym czasie pyta Judasza z Kariotu:
«Nie
czujesz się źle?»
«Nie.
Zostaw mnie w spokoju. Nie zajmuj się mną.»
Mateusz
wzrusza ramionami. Jan, który to usłyszał, mówi:
«Nauczyciel
też nie czuje się dobrze. Co Ci jest, mój Jezu?
Twój głos jest słaby jak u chorego lub u kogoś, kto wiele płakał.»
I
obejmuje Go, opierając głowę na piersi Jezusa.
«On
tylko dużo mówił, jak ja dużo chodziłem i zaziębiłem
się» – mówi zdenerwowany Judasz.
Jezus,
nie odpowiadając mu, odzywa się do Jana:
«Znasz
Mnie już dobrze... i wiesz, co Mnie męczy...»
Już
prawie spożyto baranka. Jezus – który jadł bardzo
niewiele, przełykając jedynie łyk wina z każdego kielicha oraz pijąc
bardzo dużo
wody, jakby miał gorączkę – ponownie mówi:
«Chcę,
ażebyście zrozumieli Mój gest, który dopiero co
wykonałem. Powiedziałem wam, że pierwszy jest jak ostatni i że dam wam
pokarm, który
nie będzie cielesny. Dałem wam pokarm pokory. Dla waszego ducha.
Nazywacie Mnie
Nauczycielem i Panem. Dobrze mówicie, bo jestem Nim. Jeśli zatem Ja
obmyłem wam nogi,
także wy powinniście czynić to sobie wzajemnie. Dałem wam przykład,
abyście i wy
postępowali jak Ja. Zaprawdę powiadam wam: sługa nie jest większy od
pana ani apostoł
nie jest większy od Tego, który go nim uczynił. Starajcie się to
zrozumieć. Jeśli
potem, rozumiejąc, będziecie wprowadzać to w czyn, będziecie
błogosławieni. Ale nie
wszyscy będziecie błogosławieni. Znam was. Wiem, kogo wybrałem. Nie
mówię o
wszystkich w ten sam sposób. Mówię jednak to, co jest prawdziwe. Musi
się też
wypełnić to, co jest napisane o Mnie: “Nawet ten, który chleb mój jadł,
podniósł
na mnie piętę”. Mówię o tym wszystkim, zanim się to wydarzy, abyście
nie zwątpili
we Mnie. Kiedy wszystko się wypełni, uwierzycie jeszcze bardziej, że ja
jestem – to Ja. Kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie
posłał: Świętego Ojca, który jest w Niebiosach; a kto przyjmie tych,
których Ja
poślę, Mnie samego przyjmie. Ponieważ Ja jestem z Ojcem, a wy jesteście
ze Mną... Ale
teraz dopełnijmy obrzędu.»
Znowu
napełnia wspólny kielich winem i – zanim z niego wypije
i zanim poda go do picia – wstaje i wszyscy wstają wraz z Nim, a On
znowu śpiewa jeden
z psalmów:
«Uwierzyłem,
dlatego przemówiłem...»
A potem
inny... który się nie kończy. Jest piękny... ale trwa
bez końca! Myślę, że go odnajdę według początkowych słów i... po
długości. To
Psalm 119. Śpiewają go w ten sposób: jeden fragment razem, potem
kolejno każdy
wypowiada jeden werset, a następnie śpiewają wszyscy razem – i tak do
końca.
Sądzę, że na koniec są spragnieni!
[por. Mt,26,26-30;
Mk 14,22-25; Łk
22,19-20] Jezus siada, nie kładzie się [na łożu biesiadnym].
Pozostaje w pozycji
siedzącej, jak my, i mówi:
«Teraz,
kiedy dawny obrzęd został spełniony, sprawuję obrzęd
nowy. Przyrzekłem wam cud miłości. Jest czas dokonania go. Dlatego
pragnąłem tej
Paschy. Odtąd ta Hostia będzie składana w ciągłym obrzędzie miłości.
Kochałem was
przez całe życie na ziemi, umiłowani przyjaciele. Kochałem was przez
całą
wieczność, dzieci Moje. I kochać was chcę do końca. Nie ma nic
większego od tego.
Pamiętajcie o tym. Odchodzę, ale pozostaniemy na zawsze zjednoczeni za
pośrednictwem
cudu, który teraz spełniam.»
Jezus
bierze cały jeszcze chleb. Kładzie go na napełnionym
kielichu. Błogosławi, ofiarowuje i chleb, i wino. Potem zaś dzieli
chleb, robiąc z
niego trzynaście kawałków. Podając po jednym każdemu z apostołów, mówi:
«Bierzcie
i jedzcie. To jest Moje Ciało. Czyńcie to na Moją
pamiątkę – Tego, który odchodzi.»
Podaje
kielich i mówi:
«Bierzcie
i pijcie. To jest Moja Krew. To kielich nowego
przymierza we Krwi i przez Moją Krew, która zostanie przelana za was na
odpuszczenie
waszych grzechów i aby dać wam Życie. To czyńcie na Moją pamiątkę.»
Jezus
jest smutny. Wszelki uśmiech, jakikolwiek ślad światła,
koloru, opuściły Go. Jego twarz już wyraża agonię. Apostołowie patrzą
na Niego,
zasmuceni. Jezus wstaje, mówiąc:
«Pozostańcie
na miejscach. Zaraz powrócę.»
Bierze
trzynasty kawałek chleba, zabiera kielich i wychodzi z
wieczernika.
«Idzie
do Swojej Matki» – szepcze Jan.
A Juda
Tadeusz wzdycha:
«Biedna
niewiasta!»
Piotr
pyta całkiem cicho:
«Czy
sądzisz, że Ona wie?»
«Ona wie
wszystko. Zawsze wszystko wiedziała.»
Wszyscy
mówią cicho, jakby przy umarłym.
«Czy
sądzicie jednak, że naprawdę...» – dopytuje się
Tomasz, który jeszcze nie potrafi wierzyć.
«I ty w
to wątpisz? To jego godzina» – odpowiada mu Jakub,
syn Zebedeusza.
«Niech
Bóg da nam siłę bycia wiernymi» – mówi Zelota.
«O!
Ja...» – zamierza powiedzieć coś Piotr, lecz Jan, który
bacznie obserwuje, mówi:
«Ciii!...
Oto On.»
Jezus
wchodzi. Ma w dłoniach pusty kielich. Na dnie jest tylko
ślad po winie i w świetle lampy wygląda jak kropla krwi. Judasz
Iskariota, który ma
przed sobą ten kielich, patrzy na niego jak zaczarowany, a potem
odwraca wzrok. Jezus
obserwuje go i drży, co odczuwa Jan, wsparty nadal na Jego piersi.
«Ależ
powiedz! Ty drżysz...» – woła.
«Nie,
nie drżę od gorączki... Wszystko wam powiedziałem i
wszystko wam dałem. Nie mogłem dać wam więcej. Samego Siebie dałem wam.»
Wykonuje
Swój słodki gest rękami, które – najpierw złożone
– teraz rozdziela i rozkłada, spuszcza głowę, jakby chciał powiedzieć:
“Wybaczcie
Mi, jeśli nie mogę więcej. Tak to jest.”
«Wszystko
wam powiedziałem i wszystko wam dałem. I powtarzam.
Nowy obrzęd dokonał się. Czyńcie to na Moją pamiątkę. Obmyłem wam nogi,
aby was
pouczyć, że [powinniście] być pokorni i czyści jak wasz Nauczyciel.
Zaprawdę
powiadam wam: jaki jest Nauczyciel, tacy powinni być i uczniowie.
Pamiętajcie o tym,
pamiętajcie o tym. Także wtedy, gdy będziecie [postawieni] wysoko,
pamiętajcie o tym.
Nie jest uczeń nad Nauczyciela. Jak Ja was obmyłem, tak i wy czyńcie
między sobą. To
znaczy miłujcie się jak bracia, pomagając jeden drugiemu, okazując
sobie wzajemnie
szacunek, będąc przykładem jeden dla drugiego. I bądźcie czyści, aby
być godnymi
spożywania Chleba żywego, który zstąpił z Nieba, i aby mieć w sobie
dzięki Niemu
moc bycia Moimi uczniami w świecie nieprzyjaznym, który was znienawidzi
z powodu Mojego
Imienia.
[por. Mt
26,21-25; Mk 14,17-21; Łk 22,21-23;  J
13,18. 21-30] Ale jeden z
was
nie jest czysty.
Jeden z was Mnie zdradzi. Z tego powodu Mój duch jest bardzo
przygnębiony... Ręka tego,
który Mnie zdradza, jest ze Mną na tym stole; i ani Moja miłość, ani
Moje Ciało i
Moja Krew, ani Moje słowo nie prowadzi go do opamiętania i do żalu.
Przebaczyłbym i
jemu, idąc na śmierć także za niego.»
Uczniowie
patrzą na siebie, przerażeni. Obserwują się,
podejrzewając siebie nawzajem. Piotr, w którym przebudziły się
wszystkie
wątpliwości, przeszywa wzrokiem Judasza. Także Juda Tadeusz wstaje
gwałtownie, aby
spojrzeć ponad Mateuszem na Iskariotę. Lecz jakaż pewność siebie jest w
Judaszu,
który bacznie przygląda się Mateuszowi, jakby go podejrzewał! Potem
patrzy
przenikliwie na Jezusa i pyta z uśmiechem:
«Czyżbym
to ja był?»
Wydaje
się najbardziej przekonany o własnej uczciwości i mówi
to, aby nie przerwać rozmowy. Jezus powtarza Swój gest, mówiąc:
«Ty to
powiedziałeś, Judaszu, synu Szymona. Nie Ja. Ty to
mówisz. Ja ciebie nie wymieniłem. Dlaczego oskarżasz siebie? Zapytaj
swego
wewnętrznego [głosu] ostrzegającego, twego ludzkiego sumienia, tego
sumienia, które
Bóg Ojciec dał ci, by cię prowadzić jak człowieka. Posłuchaj, jeśli cię
oskarża.
Będziesz to wiedział wcześniej od wszystkich. A jeśli ono cię uspokaja,
dlaczego
wypowiadasz to słowo i myślisz o czynie, który jest przekleństwem nawet
jako tylko
wypowiedziany lub pomyślany dla żartu?»
Jezus
mówi spokojnie. Podobny jest do nauczyciela, który
wyjaśnia tezę przedstawioną swoim uczniom. Poruszenie jest wielkie,
lecz spokój Jezusa
łagodzi je. Jednakże Piotr, który podejrzewa najbardziej Judasza – a
być może
także Tadeusz, choć wydaje się uspokojony swobodnym zachowaniem
Iskarioty – ciągnie
Jana za rękaw. Kiedy Jan – który przytulił się do Jezusa, słysząc co
mówi o
zdradzie – odwraca się, [Piotr] szepcze do niego:
«Zapytaj,
kto to jest.»
Jan
powraca do swej poprzedniej pozycji i podnosi tylko głowę,
jakby chciał pocałować Jezusa. W tym czasie szepcze Mu do ucha:
«Nauczycielu,
kto to jest?»
A Jezus
bardzo łagodnie, całując jego włosy, mówi:
«Ten,
któremu podam kawałek umoczonego chleba.»
I biorąc
chleb jeszcze cały – a nie resztę tego, który
posłużył do Eucharystii – odrywa duży kęs, macza go w sosie baranka na
półmisku,
wyciąga ramię nad stołem i mówi:
«Weź
Judaszu. Ty to lubisz.»
«Dziękuję,
Nauczycielu. Tak, lubię to» – i je ten kawałek
chleba, nie wiedząc, czym on jest.
W tym
czasie Jan, przejęty grozą, zamyka oczy, aby nie widzieć
straszliwego uśmiechu Iskarioty, który swymi pięknymi zębami zjada
oskarżycielski
chleb.
«Dobrze!
Idź teraz, gdy cię uszczęśliwiłem – mówi Jezus
do Judasza – Tutaj (kładzie bardzo silny akcent na to słowo)
wszystko
jest dokonane. To, co jest do zrobienia jeszcze gdzie indziej, zrób
szybko, Judaszu, synu
Szymona.»
«Natychmiast
jestem Ci posłuszny, Nauczycielu. Potem przyjdę do
Ciebie w Getsemani. Tam idziesz, prawda, jak zawsze?»
«Idę
tam... jak zawsze... tak.»
«Co on
ma do zrobienia? – pyta Piotr – Idzie sam?»
«Nie
jestem dzieckiem» – żartuje Judasz, ubierając płaszcz.
«Pozwól
mu iść. On i Ja wiemy, co ma do zrobienia» – mówi
Jezus.
«Tak,
Nauczycielu» – Piotr milknie. Być może sądzi, że
zgrzeszył, podejrzewając swego towarzysza. Z ręką na czole rozmyśla.
Jezus
tuli Jana do Swego serca i odwraca się do niego, szepcząc
mu przez włosy:
«Nic nie
mów na razie Piotrowi. To byłoby niepotrzebne
zgorszenie.»
«Żegnaj,
nauczycielu. Żegnajcie, przyjaciele.» – pozdrawia
ich Judasz.
«Żegnaj»
– mówi Jezus.
Piotr
odzywa się:
«Żegnam
cię, chłopcze.»
Jan z
głową niemal na kolanach Jezusa szepcze:
«Szatan!»
Jedynie
Jezus słyszy to i wzdycha.
Tutaj wszystko się przerywa.
Jezus mówi: «Przerywam z litości wobec ciebie. Ukażę ci zakończenie
Wieczerzy w
innym momencie.»
Na kilka minut zapada całkowita cisza.
Jezus pochyla głowę,
głaszcząc bezwiednie jasne włosy Jana. Potem wzdryga się, podnosi
głowę, patrzy,
uśmiecha się, co dodaje otuchy uczniom. Mówi:
«Odejdźmy od stołu i usiądźmy wszyscy
jeden przy drugim, jak
synowie wokół ojca.»
Biorą łoża służące do siedzenia,
znajdujące się za stołem –
te Jezusa, Jana, Jakuba, Piotra, Szymona i kuzyna Jakuba – i ustawiają
je z drugiej
strony.
Jezus zajmuje Swoje miejsce, wciąż
pomiędzy Jakubem i Janem. Kiedy
widzi Andrzeja, który zamierza usiąść na miejscu pozostawionym przez
Iskariotę,
krzyczy:
«Nie, nie tam!»
To odruchowy okrzyk, którego nie
zdołała powstrzymać Jego
najwyższa przezorność. Potem opanowuje się, mówiąc:
«Nie potrzeba tylu miejsc. Możemy
siedzieć tylko na tych. One
wystarczą. Chcę, żebyście byli bardzo blisko.»
Jakub, syn Zebedeusza, woła Piotra:
«Usiądź tutaj, ja usiądę na małym
stołku u stóp Jezusa.»
«Niech Bóg cię błogosławi, Jakubie!
Tak bardzo tego pragnąłem!»
– mówi Piotr i przysuwa się blisko Jezusa, który jest teraz bardzo
blisko Jana i
Piotra, z Jakubem u stóp.
Jezus uśmiecha się:
«Widzę, że zaczynają działać
wypowiedziane wcześniej słowa.
Dobrzy bracia kochają się. Ja też ci powiadam, Jakubie: “Niech Bóg cię
błogosławi”. I ten gest nie zostanie zapomniany przez Przedwiecznego i
odnajdziesz go
tam, w górze.
Ja mogę wszystko, czego pragnę.
Widzieliście to. Wystarczyło jedno
Moje pragnienie, aby Ojciec pozwolił Synowi dać się na Pokarm
człowiekowi. Przez to,
co się wydarzyło obecnie, został uwielbiony Syn Człowieczy, bo jest
świadectwem mocy
cud, który jest możliwy tylko dla przyjaciół Boga. Im większy jest cud,
tym
pewniejsza i głębsza jest ta Boża przyjaźń. To jest cud, który – ze
względu na
swoją formę, trwałość, naturę, ze względu na swój zasięg i granice do
których
dochodzi – jest najpotężniejszy, jaki może istnieć. Mówię wam to: tak
jest
potężny, nadprzyrodzony, niepojęty dla człowieka pysznego, że tylko
niewielu go
pojmie tak, jak ma być rozumiany, a wielu mu zaprzeczy. Co wtedy
powiem? Potępienie dla
nich? Nie. Powiem: litości!
[por. J 13,31-35]
Ale im większy jest cud, tym większa jest chwała, która wypływa z niego
dla jego
sprawcy. Sam Bóg mówi: “Oto czego Mój Umiłowany chciał, to ma. Ja się
na to
zgodziłem, bo On ma wielką łaskę w oczach Moich.” A tu mówi: “Ma łaskę
bezgraniczną, tak jak jest nieskończony cud przez Niego dokonany”. Na
podobieństwo
spływającej na Twórcę cudu chwały ze strony Boga, jest też chwała,
która od tego
Twórcy kieruje się do Ojca. Każda bowiem chwała nadprzyrodzona, jako
pochodząca od
Boga, powraca do swego źródła. I chwała Boga, chociaż już nieskończona,
coraz
bardziej powiększa się i jaśnieje przez chwałę Jego świętych. Mówię
więc: jak
został uwielbiony Syn Człowieczy przez Boga, tak Bóg został uwielbiony
przez Syna Człowieczego. Uwielbiłem Boga w
Sobie samym. Z kolei Bóg uwielbi Swojego Syna w Sobie. Już wkrótce Go
uwielbi.
Raduj się, Ty,
który powracasz na Swój Tron, o Istoto duchowa
Drugiej Osoby! Raduj się, o ciało, które wzniesiesz się po takim
wygnaniu w błocie. I
już nie Raj Adama, lecz niebiański Raj Ojca jest Ci dawany za siedzibę.
Jeśli zostało
powiedziane, iż z powodu zdumienia rozkazem Bożym, danym przez usta
człowieka,
zatrzymało się słońce, to co stanie się z gwiazdami, gdy zobaczą cud
Ciała
Człowieka, jak wstępuje i zasiada po prawicy Ojca, w Swojej
Doskonałości uwielbionej
materii? Dzieci Moje, jeszcze tylko trochę pozostaję z wami. Potem
będziecie Mnie
szukać, jak sieroty szukają zmarłego rodzica. I płacząc będziecie
chodzić, mówiąc
o Nim. I będziecie na próżno uderzać o niemy grób. A potem będziecie
jeszcze
kołatać w błękitne bramy Niebios, z duszą waszą szamoczącą się w
błagalnym
poszukiwaniu miłości, mówiąc: “Gdzie jest nasz Jezus? Pragniemy Go. Bez
Niego nie ma
już światła na świecie ani radości, ani miłości. O, zwróćcie Go nam
albo
pozwólcie nam wejść. Chcemy być tam, gdzie On przebywa.” Ale teraz nie
możecie
iść tam, gdzie Ja idę. Powiedziałem też żydom: “Potem będziecie Mnie
szukać, ale
tam, gdzie Ja idę, wy iść nie możecie.” Mówię to także wam.
Myślcie o
Matce... Nawet Ona nie będzie mogła iść tam, gdzie Ja
idę. A przecież pozostawiłem Ojca, aby przyjść do Niej i stać się
Jezusem w Jej
łonie bez skazy. A przecież z Nietkniętej przyszedłem, w promiennej
ekstazie Mojego
Narodzenia. A przecież Jej miłością, która stała się mlekiem, karmiłem
się.
Stałem się czystością i miłością, bo Maryja karmiła Mnie Swoim
dziewictwem,
zapłodnionym Miłością Doskonałą, która żyje w Niebie. A przecież dzięki
Niej
wzrastałem, za cenę Jej zmęczenia i łez... A przecież wymagam od Niej
heroizmu,
jakiego nigdy nie było, w stosunku do którego bohaterstwo Judyty i Jael
to odważne
czyny biednych niewiast, sprzeczających się ze swymi rywalkami przy
wiejskim źródle. A
przecież nikt nie jest Jej równy w miłowaniu Mnie. A jednak zostawiam
Ją i idę tam,
gdzie Ona przyjdzie dopiero po długim czasie. Dla Niej nie ma
polecenia, które wam
daję: “Uświęcajcie się rok po roku, miesiąc po miesiącu, dzień po dniu,
godzina
po godzinie, aby móc przyjść do Mnie, gdy nadejdzie wasza godzina.” W
Niej jest
wszelka łaska i świętość. Jest stworzeniem, które wszystko miało i
które wszystko
dało. Niczego nie można Jej dodać ani odebrać. Jest najświętszym
świadectwem tego,
co Bóg potrafi [uczynić].
Ale – aby być
pewnym, że w was jest zdolność dojścia do Mnie i
abyście zapomnieli o cierpieniu żałoby rozdzielenia z waszym Jezusem –
daję wam
przykazanie nowe. Jest to po to, byście miłowali jedni drugich. Jak Ja
was umiłowałem,
tak samo wy miłujcie się wzajemnie. Po tym rozpozna się, że jesteście
Moimi uczniami.
Gdy jakiś ojciec ma wiele dzieci, to po czym się poznaje, że nimi są?
Nie tyle po
wyglądzie fizycznym – bo są ludzie, którzy we wszystkim są podobni do
drugiego
człowieka, z którym nie mają żadnego powiązania przez krew ani przez
narodowość –
ile po wspólnej miłości w rodzinie: do ojca i do siebie nawzajem. I
nawet gdy ojciec
umrze, nie rozpada się dobra rodzina, bo krew jest jedna i jest tym, co
pochodzi z
nasienia ojca i tworzy więzy, których nawet śmierć nie rozwiązuje, bo
mocniejsza od
śmierci jest miłość. Otóż jeśli będziecie się miłować także wtedy, gdy
was
opuszczę, wszyscy rozpoznają, że jesteście Moimi dziećmi, a przez to
Moimi uczniami,
a wobec siebie – braćmi, którzy mieli jednego ojca.»
[por.
Mt 26,31-35;
Mk 14,26-31; Łk
22,33-34; J 13,36-38]  
«Panie Jezu, ale
dokąd idziesz?» – pyta Piotr.
«Idę tam,
dokąd na razie nie możesz za Mną iść. Ale potem
pójdziesz.»
«A dlaczego
nie teraz? Szedłem za tobą zawsze, odkąd mi
powiedziałeś: “Pójdź za Mną”. Wszystko porzuciłem bez żalu... Teraz
odchodzisz
bez Twojego biednego Szymona, zostawiając mnie pozbawionego Ciebie,
mojego Wszystkiego,
którym stałeś się, odkąd pozostawiłem moją odrobinę wcześniejszego
dobra. Nie
jest to słuszne ani piękne z Twojej strony. Idziesz na śmierć? Dobrze.
Więc i ja też
idę. Pójdziemy razem na drugi świat. Ale wcześniej będę Cię bronić.
Jestem gotów
oddać życie za Ciebie.»
«Oddasz życie
za Mnie? Teraz? Teraz nie. Zaprawdę! O,
zaprawdę powiadam ci: nim kogut zapieje, ty już trzy razy zaprzesz się
Mnie. Teraz to
dopiero pierwsza straż. Potem będzie druga... a potem trzecia. Zanim
rozbrzmi śpiew
koguta, ty trzy razy zaprzesz się twego Pana.»
«Niemożliwe,
Nauczycielu! Wierzę we wszystko, co mówisz, ale nie w
to. Jestem pewien za siebie.»
«Teraz na
razie jesteś pewien, lecz to dlatego, że masz Mnie
jeszcze. Masz Boga ze sobą. Już niebawem Bóg Wcielony zostanie ujęty i
nie będziecie
Go już mieć. A szatan, uczyniwszy was ociężałymi – twoja pewność jest
jednym z
podstępów szatana, balastem dla stania się ociężałym – potem przerazi
was. Będzie
wam wmawiał: “Bóg nie istnieje. Ja istnieję.” A jednak – chociaż
otępiali przez
strach – jeszcze będziecie myśleć i zrozumiecie, że gdy szatan jest
panem chwili,
umiera Dobro i działa Zło, bo duch jest powalony a tryumfuje ludzka
natura. Wtedy
będziecie jak wojownicy pozbawieni przywódcy, ścigani przez
nieprzyjaciela. W
przerażeniu pokonanych pochylicie kark przed zwycięzcą i – żeby was nie
zabito –
wyprzecie się upadłego bohatera.
[por. J 14,1-14]
Ale proszę was, niech się nie trwoży wasze serce. Wierzcie w Boga. I
wierzcie też we
Mnie. Pomimo wszystkich pozorów wierzcie we Mnie. Niech wierzy w Moje
miłosierdzie i w
miłosierdzie Ojca ten, kto pozostaje, oraz ten, kto ucieka; ten, kto
milczy, oraz ten,
kto otworzy usta, aby powiedzieć: “Nie znam Go.” Tak samo wierzcie w
Moje
przebaczenie. I wierzcie, że jakiekolwiek byłyby w przyszłości wasze
czyny – w Dobru
i w Mojej Nauce, a więc w Moim Kościele – one dadzą wam takie samo
miejsce w Niebie.
W domu Ojca Mojego jest wiele mieszkań. Gdyby tak nie było,
powiedziałbym wam to. Idę
bowiem przed wami, aby przygotować wam miejsce. Czyż nie postępują tak
dobrzy ojcowie,
kiedy mają przenieść gdzie indziej swe małe dzieci? Idą wcześniej,
przygotowują
dom, meble, zapasy. A potem wracają wziąć swe najdroższe dzieci. Tak
robią z
miłości. Aby małym niczego nie brakło i aby nie doznały niewygody w
nowym miejscu.
Tak samo i Ja postępuję. I z takiego samego motywu. Teraz odchodzę. A
kiedy przygotuję
każdemu miejsce w Jeruzalem Niebieskim, przyjdę powtórnie, wezmę was ze
Sobą, byście
byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, gdzie nie będzie ani śmierci, ani
żałoby, ani łez,
ani krzyku, ani pragnienia, ani bólu, ani ciemności, ani ognia, lecz
tylko
światłość, pokój, szczęście i śpiew. O, śpiew Niebios Najwyższych, gdy
dwunastu
wybranych będzie na swoich tronach z dwunastoma patriarchami pokoleń
Izraela i w żarze
płomienia miłości duchowej zaśpiewają, stojąc nad morzem szczęśliwości,
odwieczny
kantyk, który zabrzmi w harmonii z odwiecznym ‘Alleluja’ anielskiego
zastępu...
Chcę, abyście i wy byli tam, gdzie Ja będę. A wy wiecie, dokąd idę i
znacie
drogę.»
«Ależ Panie!
My nic nie wiemy. Nie mówisz nam, dokąd odchodzisz.
Jakże możemy znać drogę, którą należy iść, aby dojść do Ciebie i
skrócić
oczekiwanie?» – pyta Tomasz.
«Ja jestem
Drogą, Prawdą i Życiem. Słyszeliście, jak to mówiłem
i wyjaśniałem wiele razy, a zaprawdę niektórzy – nie wiedzący nawet, że
istnieje
Bóg – poczynili postępy na Mojej drodze i są już dalej niż wy. O, gdzie
jesteś,
zagubiona owieczko Boża, którą zaprowadziłem z powrotem do owczarni? A
gdzie ty
jesteś, wskrzeszona duszo?»
«Kto? O kim
mówisz? O Marii Łazarza? Jest tam, z Twoją Matką.
Chcesz [żeby przyszła]? Lub Joanna? Z pewnością jest w swoim pałacu.
Ale jeśli
chcesz, pójdziemy ją zawezwać do Ciebie...»
«Nie. Nie
one... Myślę o tej, która zostanie ujawniona dopiero w
Niebie... i o Fotynaj... One Mnie odnalazły. I nie porzuciły już Mojej
drogi. Jednej
ukazałem Ojca jako prawdziwego Boga, a Ducha – jako lewitę w
indywidualnej adoracji.
Drugiej – która nawet nie wiedziała, że ma duszę – powiedziałem: “Moje
imię to
Zbawiciel. Zbawiam tego, kto ma dobrą wolę, żeby się zbawić. Jestem
Tym, który szuka
zgubionych, który daje Życie, Prawdę i Czystość. Kto Mnie szuka,
znajduje Mnie.” I
obie znalazły Boga... Błogosławię was, słabe Ewy, które stałyście się
mocniejsze
od Judyty... Idę, tam gdzie wy jesteście, idę... Wy Mnie pocieszycie...
Bądźcie
błogosławione!...»
«Pokaż nam
Ojca, Panie, a będziemy do nich podobni» – mówi
Filip.
«Od tak dawna
jestem z wami, a ty, Filipie, jeszcze Mnie nie
poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi Mojego Ojca. Jakże więc możesz mówić:
“Pokaż nam
Ojca”? Nie udaje ci się uwierzyć, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec jest we
Mnie? Słów,
które mówię do was, nie wypowiadam od Siebie. Ale Ojciec, który
przebywa we Mnie,
dokonuje wszystkich Moich czynów. Czy nie wierzycie, że Ja jestem w
Ojcu, a On jest we
Mnie? Cóż mam powiedzieć, aby skłonić was do wiary? Jeśli nie wierzycie
w słowa,
wierzcie przynajmniej w czyny. Powiadam wam, a mówię to wam zgodnie z
prawdą: Kto
wierzy we Mnie, dokona czynów, jakie Ja wykonuję, i jeszcze większych
dokona, bo Ja
idę do Ojca. I wszystko, o co poprosicie Ojca w Moje imię, spełnię, aby
Ojciec był
uwielbiony w Swoim Synu. I spełnię, kiedy poprosicie Mnie w Moje Imię.
Imię Moje – w
tym, czym rzeczywiście jest – znam Ja sam, [zna je] Ojciec, który Mnie
zrodził, i
Duch, który pochodzi od Naszej miłości. I przez to Imię wszystko jest
możliwe.
[por. J 14,15-20]
Kto myśli o Moim Imieniu z miłością, ten Mnie kocha i otrzymuje. Ale
nie wystarczy
Mnie [tylko tak] kochać, trzeba zachowywać Moje przykazania, aby mieć
miłość
prawdziwą. To czyny świadczą o uczuciach.
I z powodu tej
miłości będę prosił Ojca i On da wam innego
Pocieszyciela, aby pozostał z wami na zawsze: Kogoś, nad kim Szatan i
Świat nie mogą
się znęcać, Ducha Prawdy, którego świat nie potrafi przyjąć i nie
potrafi zranić,
gdyż Go nie widzi i nie zna. Będzie z Niego drwić, ale On jest tak
niedosięgły, że
urąganie nie będzie umiało Go zranić; a nadzwyczaj miłosierny, ponad
wszelką miarę,
pozostanie zawsze z tym, który Go kocha, choćby był ubogi i słaby. Wy
Go poznacie, bo
już przebywa z wami, a wkrótce będzie w was. Nie
pozostawię was
sierotami. Już wam to powiedziałem: “Powrócę do was”. A przyjdę do was,
nim
nastanie godzina przybycia i wzięcia was do Mojego Królestwa. Przyjdę
do was. Wkrótce
świat już Mnie nie ujrzy. Ale wy Mnie widzicie i zobaczycie Mnie. Bo Ja
żyję i wy
żyjecie. Bo Ja będę żył i wy także będziecie żyli. W tym dniu poznacie,
że Ja
jestem w Ojcu Moim, a wy we Mnie i Ja – w was.
[por  J
14,21-24]  Ten bowiem – kto przyjmuje Moje przykazania i je
zachowuje – kocha
Mnie. A tego, który Mnie kocha, umiłuje Ojciec Mój i posiądzie on Boga,
gdyż Bóg
jest miłością i kto kocha, ten ma w sobie Boga. I Ja go umiłuję, bo w
nim zobaczę
Boga, i ukażę się mu, dając mu poznać Mnie w tajemnicach Mojej miłości,
Mojej
mądrości, Mojego Wcielonego Bóstwa. To będą Moje powroty do synów
ludzkich, których
kocham, chociaż są słabi i także wrodzy. Ale ci będą tylko słabi. I Ja
ich
umocnię. Powiem im: “Powstań!” Powiem: “Wyjdź na zewnątrz!”. Powiem:
“Pójdź za Mną!” Powiem: “Słuchaj!” Powiem: “Pisz!”... i wy należycie do
nich.»
«Dlaczego,
Panie, objawiasz się nam, a nie światu?» – pyta Juda
Tadeusz.
«Bo wy Mnie
kochacie i zachowujecie Moje słowa. Kto tak będzie
czynił, tego umiłuje Ojciec i przyjdziemy do niego, i uczynimy
mieszkanie przy nim i w
nim. Kto zaś Mnie nie kocha, ten nie zachowuje Moich słów i postępuje
według ciała i
świata. Teraz wiecie, że to, co wam powiedziałem, nie jest słowem
Jezusa
Nazarejskiego, lecz słowem Ojca, gdyż Ja jestem Słowem Ojca, który Mnie
posłał.
[por. J 14,25-31] 
Powiedziałem wam to, mówiąc w ten sposób, rozmawiając z wami, bo pragnę
Sam was
przygotować na pełne posiadanie Prawdy i Mądrości. Ale jeszcze nie
potraficie pojąć
ani zapamiętać. Gdy jednak przyjdzie do was Pocieszyciel, Duch Święty,
którego Ojciec
pośle w Moim Imieniu, wtedy będziecie mogli pojąć i On wszystkiego was
nauczy, i
przypomni wam to, co wam powiedziałem.
Pokój Mój wam
zostawiam. Daję wam Mój pokój. Daję wam go nie tak,
jak daje go świat. Ani nawet tak, jak dotąd wam go dawałem: jako
błogosławione
pozdrowienie Błogosławionego dla błogosławionych. Głębszy jest Pokój,
który teraz
wam daję. W tym pożegnaniu przekazuję wam Siebie samego, Mojego Ducha
pokoju, jak wam
przekazałem Moje Ciało i Moją Krew, aby pozostała w was siła do
bliskiej walki.
Szatan i świat rozpętują wojnę przeciw waszemu Jezusowi. To ich
godzina. Miejcie w
sobie Pokój, Mojego Ducha, który jest duchem pokoju, gdyż Ja jestem
Królem pokoju.
Miejcie ten pokój, aby nie być zbytnio osamotnionymi. Kto cierpi mając
w sobie pokój
Boży, ten cierpi, ale nie bluźni i nie rozpacza.
Nie płaczcie.
Słyszeliście przecież, jak powiedziałem: “Idę do
Ojca, a potem powrócę”. Gdybyście miłowali Mnie ponad ciało,
radowalibyście się,
że idę do Ojca, po takim wygnaniu... Idę do Tego, który jest większy
ode Mnie i kocha
Mnie. Powiedziałem wam to teraz, zanim się to spełni, tak jak wam
powiedziałem o
wszystkich cierpieniach Odkupiciela przed pójściem na nie, abyście –
gdy wszystko
się wypełni – wierzyli coraz bardziej we Mnie. Nie smućcie się tak! Nie
bójcie
się. Wasze serce potrzebuje równowagi... Niewiele mam czasu, aby mówić
do was... a
jeszcze tyle mam do powiedzenia! Gdy doszedłem do końca tej Mojej
ewangelizacji wydaje
Mi się, że jeszcze nic nie powiedziałem i że tyle jeszcze, tyle, tak
dużo jest do
zrobienia. Wasz stan powiększa we Mnie to odczucie. I cóż powiem, że
nie wywiązałem
się z Mojego obowiązku albo że wy jesteście tak opornego serca, iż to
nic nie
znaczyło? Będę wątpił? Nie. Zdaję się na Boga i Jemu was powierzam, Moi
umiłowani.
On dopełni dzieła Swojego Słowa. Nie jestem jak jakiś ojciec, który
umiera i ma tylko
światło ludzkie. Ufam Bogu. I nawet, odczuwając w Sobie napór
wszystkich rad, których
– jak widzę – potrzebujecie, i odczuwając upływający czas, idę
spokojnie ku Memu
losowi. Wiem, że na ziarna, które zostały w was wrzucone, wkrótce
zstąpi rosa.
Spowoduje ona, że wszystkie wykiełkują. A potem przyjdzie słońce
Pocieszyciela i
staną się one potężnym drzewem.
Nadchodzi
książę tego świata, z którym nie mam nic wspólnego i
który – gdyby to nie miało celu odkupieńczego – nie miałby nade Mną
[żadnej
władzy]. Ale to się dzieje, aby świat poznał, że Ja kocham Ojca. A
kocham Go aż do
posłuszeństwa śmierci i dlatego czynię to, co Mi polecił. To godzina
odejścia.
Powstańcie.
[por. J 15,1-11] 
I posłuchajcie ostatnich słów. Ja jestem prawdziwym winnym krzewem.
Ojciec jest Tym,
który go pielęgnuje. Każdą latorośl, która nie przynosi owocu, odcina,
a tę, która
przynosi owoc, przycina, aby przynosiła go jeszcze więcej. Moje słowo
już was
oczyściło. Pozostańcie we Mnie, a Ja – w was, abyście nadal tacy byli.
Latorośl
oderwana od winnego krzewu nie może już przynieść owocu. Tak też i wy,
jeśli we Mnie
nie będziecie trwać. Ja jestem Winnym Krzewem, a wy – latoroślami. Ten,
kto pozostaje
zjednoczony ze Mną, przynosi obfite owoce. Ale jeśli ktoś się odrywa,
staje się
gałęzią suchą. I wrzuca się go do ognia, i tam płonie. Bez zjednoczenia
ze Mną nic
uczynić nie możecie. Trwajcie zatem we Mnie, a Moje słowa niech
pozostają w was. Potem
proście, o co chcecie, a zostanie to dla was uczynione. Mój Ojciec tym
bardziej będzie
uwielbiony, im więcej owocu przyniesiecie i będziecie Moimi uczniami.

Jak Ojciec
Mnie umiłował, tak i Ja was. Pozostańcie w Mojej
miłości, która zbawia. Kochając Mnie, będziecie posłuszni, a
posłuszeństwo
powiększa miłość wzajemną. Nie mówcie, że się powtarzam. Znam waszą
słabość. I
chcę, abyście się zbawili. Mówię wam to, aby radość, którą chcę wam
dać, była
w was i aby była pełna. Miłujcie się, miłujcie się!
[por. J 15,
12-17] To jest Moje przykazanie nowe. Miłujcie się wzajemnie bardziej,
niż
każdy kocha samego siebie. Nie ma większej miłości od miłości tego,
który
oddaje swe życie za przyjaciół. Wy jesteście Moimi przyjaciółmi, a Ja
daję życie
za was. Czyńcie to, czego was uczę i co nakazuję. Nie nazywam was już
sługami. Sługa
bowiem nie wie, co czyni jego pan. Wy zaś wiecie, co Ja robię. Wiecie o
Mnie wszystko.
Objawiłem wam nie tylko Siebie samego, ale także Ojca i Ducha, i
wszystko, co
usłyszałem od Boga. To nie wy siebie wybraliście, ale Ja was wybrałem i
przeznaczyłem, abyście szli między ludy i przynosili owoc w was i w
sercach
ewangelizowanych ludzi; i aby wasz owoc pozostał; i aby Ojciec dał wam
wszystko, o co Go
poprosicie w Moje imię.
Nie mówcie: “A
więc, jeśli Ty nas wybrałeś, to dlaczego
wybrałeś i zdrajcę? Jeśli wszystko wiesz, dlaczego to uczyniłeś?” Nie
pytajcie
też, kim on jest. To nie jest człowiek. To szatan. Powiedziałem to
wiernemu
przyjacielowi i pozwoliłem [Sobie] to powiedzieć synowi umiłowanemu. To
szatan. Gdyby
szatan – ten który odwiecznie małpuje Boga – nie wcielił się w
śmiertelne ciało,
ten opętany nie mógłby umknąć przed Moją potęgą Jezusa. Powiedziałem:
‘opętany’. Nie. To o wiele więcej: to ktoś unicestwiony w szatanie.»
«Dlaczego Ty,
który wypędzałeś demony, nie uwolniłeś go?» –
pyta Jakub, syn Alfeusza.
«Pytasz z
miłości do siebie, obawiając się, że nim jesteś? Nie
bój się o to.»
«Zatem to ja?»
«Ja?»
«Ja?»
«Uciszcie się.
Nie wypowiadam tego imienia. Ja posługuję się
miłosierdziem, a i wy czyńcie podobnie.»
«Dlaczegóż go
jednak nie pokonałeś? Nie potrafiłeś?»
«Potrafiłem.
Lecz przeszkadzając szatanowi we wcieleniu się dla
zabicia Mnie, musiałbym unicestwić ludzką rasę przed Odkupieniem. Kogóż
więc bym
odkupił?»
«Powiedz mi,
Panie, powiedz mi! – Piotr osunął się na kolana i
potrząsa Jezusem gwałtownie, jakby opanował go szał – Czy to ja? To ja?
Badam
siebie. Wydaje mi się, że nie. Ale Ty... Ty powiedziałeś, że się Ciebie
zaprę... I
drżę... O! Co za potworność gdybym to był ja!...»
«Nie,
Szymonie, synu Jony, nie ty.»
«Dlaczego
odebrałeś mi imię “Piotra”? Stałem się na nowo
Szymonem? Widzisz? Powiedziałeś to!... To ja! Ale jak ja mogłem?
Powiedzcie... Wy
powiedzcie... Kiedy mogłem stać się zdrajcą?... Szymonie?... Janie...
No,
mówcie!...»
«Piotrze,
Piotrze, Piotrze! Jeśli nazywam cię Szymonem, to dlatego,
że myślę o naszym pierwszym spotkaniu, kiedy byłeś Szymonem. I myślę,
jak zawsze
byłeś wierny od pierwszej chwili. To nie ty. Ja ci to mówię – Ja,
Prawda.»
«Kto zatem?»
«Ależ to
Judasz z Kariotu! Jeszcze tego nie pojąłeś?» – krzyczy
Tadeusz, który już nie potrafi nad sobą zapanować.
«Dlaczego nie
powiedziałeś mi o tym wcześniej? Dlaczego?» –
Piotr także krzyczy.
«Cisza. To
szatan. On nie ma innego imienia. Dokąd idziesz,
Piotrze?»
«Poszukać go.»
«Odłóż zaraz
swój płaszcz i tę broń. Czy mam cię wypędzić i
przekląć?»
«Nie, nie! O!
Mój Panie! Ale ja... ale ja... Ja jestem być może
chory, oszalały, ja? O! O!»
Piotr rzucił
się na ziemię do stóp Jezusa i płacze.
«Daję wam
przykazanie, abyście się miłowali i przebaczali.
Zrozumieliście? 
[por. J 15,18-26]
Jeśli na świecie jest nienawiść, w was niech będzie tylko miłość. Do
wszystkich.
Iluż zdrajców znajdziecie na waszej drodze! Ale nie powinniście ich
nienawidzić ani
odpłacać za ich zło złem. Inaczej Ojciec będzie miał was w nienawiści.
Przed wami
Ja byłem znienawidzony i zdradzony. A przecież widzicie to: nie ma we
Mnie nienawiści.
Świat nie potrafi kochać tego, co nie jest takie, jak on. Dlatego was
nie będzie
kochał. Gdybyście do niego należeli, miłowałby was, ale nie jesteście
ze świata,
gdyż zabrałem was spośród świata. Dlatego też jesteście znienawidzeni.

Powiedziałem
wam: sługa nie jest większy od Pana. Jeśli Mnie
prześladowali, będą i was prześladować. Jeśli Mnie słuchali, będą
słuchać i
was. A wszystko będą czynić ze względu na Moje Imię, bo nie znają, bo
nie chcą
znać Tego, który Mnie posłał. Gdybym nie przyszedł i nie mówił, nie
byliby
winni. Teraz jednak ich grzech nie ma usprawiedliwienia. Widzieli Moje
czyny, słyszeli
Moje słowa, a jednak Mnie znienawidzili, a wraz ze Mną – Ojca. Ja
bowiem i Ojciec
jesteśmy jedną jedyną Jednością Miłości. Napisano jednak:
“Znienawidzili Mnie bez
powodu”.
Gdy jednak
przyjdzie Pocieszyciel, Duch Prawdy, który od Ojca
pochodzi, da On o Mnie świadectwo; a wy też będziecie świadczyć o Mnie,
gdyż
byliście ze Mną od początku.
[por. J 16,1-4]
To wam mówię, abyście – gdy nadejdzie godzina – nie byli osłabieni i
zgorszeni.
Nadejdzie niebawem czas, kiedy was wypędzą z synagog, a kto was zabije,
pomyśli, że
oddaje przez to cześć Bogu. Nie poznali bowiem ani Ojca, ani Mnie. W
tym jest ich
wytłumaczenie. Nie mówiłem wam o tym tak obszernie wcześniej, gdyż
byliście jak nowo
narodzone dzieci. Teraz jednak matka was pozostawia.
[por. J 16,5-15] 
Odchodzę. Powinniście się przyzwyczaić do innego pokarmu. Chcę, abyście
go znali.
Nikt Mnie nie pyta: “Dokąd idziesz?”. Smutek czyni was niemymi. Dobrze
jest jednak
także dla was, żebym odszedł. Inaczej nie przyszedłby Pocieszyciel. Ja
wam Go poślę.
A kiedy przyjdzie poprzez mądrość i słowo, czyny i bohaterstwo, które
wleje w was,
przekona świat o jego grzechu bogobójstwa i o sprawiedliwości Mojej
świętości. I
świat będzie wyraźnie podzielony na odrzuconych, nieprzyjaciół Boga, i
na
wierzących. Ci będą bardziej lub mniej święci, w zależności od swojej
woli. Ale
sąd nad księciem świata i nad Jego sługami dokona się. Więcej nie mogę
wam
powiedzieć, bo jeszcze nie potraficie zrozumieć. Ale On, Boski
Pocieszyciel, da wam
całą Prawdę, gdyż nie będzie mówił od samego Siebie, ale powie to
wszystko, co
usłyszy w Boskim Rozumie i przepowie wam przyszłość. Weźmie to, co
pochodzi ode Mnie,
to znaczy to, co też jest od Ojca, i wam to powie.
[por. J 16,16-33] 
Jeszcze krótko będziemy się widzieć. Potem już Mnie nie ujrzycie. I
następnie znowu
trochę – i potem Mnie zobaczycie.
Szeptacie
między sobą i w waszych sercach. Posłuchajcie
przypowieści. To ostatnia [przypowieść] waszego Nauczyciela.
Gdy jakaś
niewiasta poczęła i zbliża się chwila rodzenia, jest
wielkie udręczenie, bo cierpi i jęczy. Ale kiedy małe dziecko przyszło
na świat, tuli
je do serca, każde cierpienie ustaje i smutek zamienia się w radość, bo
człowiek
przyszedł na świat.
Tak i wy.
Będziecie płakać, a świat będzie się z was śmiać. Ale
potem wasz smutek zamieni się w radość – w radość, której świat nigdy
nie pozna.
Teraz jesteście smutni. Ale kiedy zobaczycie Mnie ponownie, wasze serca
staną się
pełne radości, której nikt już nie będzie miał mocy wam wydrzeć.
[Będzie to]
radość tak pełna, że przysłoni w was każdą potrzebę proszenia i dla
umysłu, i dla
serca, i dla ciała. Sycić będziecie się tylko ponownym oglądaniem Mnie,
zapominając
wszystko inne. Ale właśnie od tego czasu będziecie mogli o wszystko
prosić w Moje
imię, a Ojciec da wam, abyście mieli coraz więcej radości. Proście,
proście, a
otrzymacie.
Nadchodzi
godzina, kiedy będę mógł mówić wam otwarcie o Ojcu,
gdyż pozostaniecie wierni w próbie i wszystko zostanie
pokonane. Doskonała
[będzie] potem wasza miłość, gdyż zostanie wam dana moc w
doświadczeniu. A czego wam
braknie, Ja wam to dodam, biorąc z Mojego ogromnego skarbca i mówiąc:
“Ojcze, widzisz
to. Oni Mnie umiłowali, wierząc, że przyszedłem od Ciebie.” Zstąpiłem
na świat, a
teraz go opuszczam i idę do Ojca, i będę się modlił za was.»
«O, teraz
wyrażasz się jasno. Teraz wiemy, co chcesz powiedzieć i
że wiesz wszystko, i odpowiadasz, choć nikt Cię nie pyta. Naprawdę
przychodzisz od
Boga!»
«Teraz
wierzycie? W ostatniej godzinie? To już trzy lata mówię do
was! Ale już działa w was Chleb, który jest Bogiem, i Wino – które jest
Krwią nie
pochodzącą od człowieka – i daje wam pierwsze drgnienie przebóstwienia.
Staniecie
się bogami, jeśli wytrwacie w Mojej miłości i w posiadaniu Mnie. Nie
tak, jak to
powiedział szatan do Adama i Ewy, ale jak Ja wam to mówię. To jest
prawdziwy owoc z
drzewa Dobra i Życia. Kto się nim żywi, w tym Zło jest pokonane i
martwa jest
Śmierć. Kto będzie go spożywał, będzie żył na wieki i stanie się
‘bogiem’ w
Królestwie Bożym. Staniecie się ‘bogami’, jeśli będziecie trwać we
Mnie. A
jednak... chociaż macie w sobie ten Chleb i tę Krew, odejdziecie i
pozostawicie Mnie
samego. Nadchodzi bowiem godzina, kiedy zostaniecie rozproszeni... Ale
Ja nie jestem sam.
Mam Ojca przy Sobie. Ojcze, Ojcze! Nie opuszczaj Mnie! Wszystko wam
powiedziałem... aby
dać wam pokój. Mój pokój. Doznacie jeszcze ucisku, ale wierzcie. Ja
zwyciężyłem
świat.»
[por. J 17,1-5]
Jezus wstaje, rozwiera ramiona, jak na krzyżu, i z rozpromienioną
twarzą wypowiada
wzniosłą modlitwę do Ojca. Jan zapisał ją w całości:
«Ojcze,
nadeszła godzina! Otocz Swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie
nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym
człowiekiem dał
życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne:
aby znali
Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa
Chrystusa.
Ja Ciebie
otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem
dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u
siebie tą
chwałą, którą miałem u Ciebie, zanim świat powstał.
[por. J 17,6-19]
Objawiłem Imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata. Twoimi byli i
Ty Mi ich
dałeś, a oni zachowali słowo Twoje. Teraz poznali, że wszystko,
cokolwiek Mi dałeś,
pochodzi od Ciebie. Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem,
a oni je
przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli,
żeś Ty Mnie
posłał. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których
Mi dałeś,
bo są Twoimi.
Wszystko
bowiem, co Moje, jest Twoje, a Twoje jest Moje, i w nich
zostałem otoczony chwałą. Już nie jestem na świecie, ale oni są jeszcze
na świecie,
a Ja idę do Ciebie. Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które
Mi dałeś, aby
tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w
Twoim Imieniu,
które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem
syna
zatracenia, aby się spełniło Pismo.
Ale teraz idę
do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie,
aby Moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje
słowo, a
świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem
ze świata.
Nie proszę, żebyś ich zabrał ze świata, ale abyś ich ustrzegł od złego.
Oni nie są ze
świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w
prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i
Ja ich na
świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i
oni byli
uświęceni w prawdzie.
[por. J 17,20-26]
Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą
wierzyć we
Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w
Tobie, aby i oni
stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.
I także
chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili
jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak
zespolili w
jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak,
jak Mnie
umiłowałeś.
Ojcze, chcę,
aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam,
gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę Moją, którą Mi dałeś, bo
umiłowałeś Mnie
przed założeniem świata.
Ojcze
sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem
i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę
objawiał,
aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich.»
Apostołowie
płaczą, mniej lub bardziej skrycie, głośno... Na
koniec śpiewają hymn.
Jezus
błogosławi ich, potem nakazuje:
«Włóżmy teraz
płaszcze i wyjdźmy. Andrzeju, powiedz panu domu,
aby spełnił Moją wolę i tak tutaj wszystko pozostawił. Jutro... sprawi
wam radość
ujrzenie tego miejsca.»
Jezus patrzy
na wieczernik. Wydaje się błogosławić mury, sprzęty,
wszystko. Potem bierze płaszcz i wychodzi, a za Nim – uczniowie. Blisko
Niego znajduje
się Jan, na którym się wspiera.
«Nie pożegnasz
się z Matką?» – pyta Go syn Zebedeusza.
«Nie. Wszystko
już uczyniłem. Nie czyńcie hałasu.»
Szymon, który
odpalił od lampy pochodnię, oświetla korytarz
prowadzący do drzwi. Piotr otwiera je ostrożnie i wszyscy wychodzą na
drogę. Potem,
manewrując urządzeniem, zamykają od zewnątrz i udają się w drogę.



 
 




Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
019 06 (2)
Tech tech chem11[31] Z5 06 u
srodki ochrony 06[1]
06 (184)
06
06 (35)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
Mechanika Techniczna I Opracowanie 06

więcej podobnych podstron