120138293

120138293



ODKA Nr. 6-7 (17-18) Strona 7

Ulrich von Jungingen. Pan stał w postawie wyrażającej najwyższy szacunek, a po tem powiedział pan głosem nad miarę poważnym: „Czy pan sądzi, panie generale, żc klęska zadana Rosjanom na tych polach jest dostateczną odpowiedzią na tamtą klęskę?”

—    Pan generał wszystko doskonale pamięta. Jestem zdumiony...

—    O. zainteresował mnie pan swoim pytaniem. Muszę panu zdradzić, że pytałem potem pańskiego nauczyciela o pana.

—    Nie byłem wcale dobrym uczniem.

—    Tym się nie interesowałem. Dla mnie dobrym uczniem jest jednak ten, kto chce i potrafi uczynić z siebie posłuszne narządzie swej woli.

—    Lecz i ja pamiętam, panie generale, co ml pan wówczas powiedział. Zakreślił pan ręką krąg i rzekł: .Jesteśmy otoczeni wrogami, a każdy z nich czyha na naszą wielkość. Pamiętaj przyjacielu, że nie wystarczy raz odrzucić wroga, a potem spocząć na laurach. Rozlanie krwi niemieckiej jest zniewagą wołającą o Bożą pomstę. Któż ma jej dokonać, jeśli nie nasz miecz? Nasza wola jest wolą Oputrzności i nasz oręż jest jej orężem. Zostaliśmy po to stworzeni, oby przez nasze zwycięstwa zstąpił na ziemię prawdziwy pokój.”

—    Wspaniałe! Trudno mi po prostu u-wierzyć, że można przez trzynaście .at pamiętać czyjeś słowa.

—    Zapadły mi w duszę, panie generale.

Lokomotywa gwizdała przeraźliwie. Przejeżdżali koło jakiejś uśpionej w cieniach nocy stacji. Chwilę milczeli. Pierwszy podjął rozmowę stary generał.

—    Mówiono ml o panu. panie kapitanie Kostrzewa. Dobrze mi o panu mówiono. Pan posuwa się w górę...

—    Staram się podążać panie generale tam, gdzie mnie wiedzie glos obowiązku.

—    Lecz nawet na drodze wskazanej przez głos obowiązku można znaleźć zaszczyty, słowa uznania, odpowiednie wysokie stanowisko. Czyżby to pana nie pociągało? Czyżby pan niczego od życia nic pragnął?

Kostrzewa wpatrzył się w czarną głąb nocy i w skaczące plamy blasku na nasypach kolejowych, rzucane przez oświetlone okna wagonów.

—    Niewątpliwie tak nie jest — przyznał — chciałbym kierować ludźmi... wychowywać ich ... kreślić wielkie plany — móc je wcielać w życic...

—    A jak tym planom na Imię, panie kapitanie?

—    Wszystkim planom które układam na imię Jest: Niemcyl sklego górnika. On to hakatyścir, posłowi Hammerowi, kazał antypolską mowę od-szrzekać pod stołem, ora* po staropolsku wymierzyć sto błzunów — ale bez dywanu. Wierzyć się nie chce, gdy się czyta drukowane według stenogramu Jego parlamentarne przemówienia łbo Niemcy to wówczas ogłaszali!), ie taki glos w obronie praw polskich mógł w ogóle brzmieć w Berlinie wobec przedstawicieli całego niemieckiego narodu. Był to bowiem glos ministra spraw zagranicznych ościennego państwa, za który nt stoi potężna siła militarna. A kogóż miał wówczas za sobą Korfanty? Siłę moralną swych wiernych, śląskich wyborców.

W swojej ostatniej mowie, wygłoszonej w Reichstagu w październiku 1918 r., która przejdzie do historii, wystąpił z dłuższym wywodem, uzasadniającym przynależność Gdańska do Polski, a potem powiedział dosłownie: „żądamy polskich powiatów Górnego Śląska i Średniego Śląska, W. Księstwa Poznańskiego. Prus Królewskich i polskich powiatów Prus Książęcych". Pobledli niemieccy posłowie, a marszałek Reichstagu Fchrenbach zwrócił mu uwagę:    „Panie pośle... Jesteś w parla

mencie niemieckim, a nie na przyszłym kongresie pokojowym".

W dwa miesiące później stal już Korfanty na czele poznańskiej Rady Ludowej z ks. Stanisławem Adamskim (dzisiejszym biskupem śląskim) i posłem Adamem Po-szwińskim — 1 odegrał czynną rolę w wyzwoleniu tej dzielnicy.

Nasuwa się pytanie, dlaczego Korfanty nie zaczął akcji wyzwoleńczej od bliższego sobie, bo rodzonego Śląska? — Zanim historia. po zbadaniu źródeł, da ostateczną odpowiedź, należy zwrócić uwagę na następujące momenty: 1. Niemcy w dniach klęski liczyli się z utratą Wielkopolski, z utratą Śląska — nigdy! — 2. Wielkopolska była tylko przez 146 lat pod pruskim za-

—    Poświęciłeś się więc swej pracy rasy, kapitanie Kostrzewo. Lecz czegóż oczekujesz za to od swej niemieckiej ojczyzny? Uznania? Kierowniczego stanowiska? Wybacz, żc się o to pytam. Lubię jednak wiedzieć, co myślą o sobie młodzi.

—    Panu generałowi chętnie odpowiem. Jeżeli czego oczekuję, to umożliwienia .mi kontynuowania mojej pi*kcy. Sądzę żc wszystko inne — stanowisko kierowniczo, o którym był łaskaw wspomnieć pan generał — stanic się wykładnikiem mego wysiłku.

—    Nic zawsze człowiek bywa doceniony ...

—    Liczę się z tym. panie generale.

—    Nie zawsze człowiek zostaje dostatecznie wcześnie doceniony. Mieliśmy tego przykłady w historii. Słyszał pan ikw-nie o tym Polaku Sułkowskim, który, służył pod Napoleonem i podobno miał go przewyższać militarnymi zdolnościami.

—    Gdyby go naprawdę przewyższał, (Minie generale, nie wątpię, żc pottafiłby stanąć na miejscu zwycięzcy spod Wągrom.

—    Wierzysz więc mocno, panie kapitanie, że woła człowieka wykreśla Jego los?

—    Wierzę, żc wolu tworzy człowieka.

Von Grotę oparł dłoń na ramieniu Kostrzewy.

—    Cieszę się. że pan tak myśli, bardzo się cieszę. Niemcom potrzeba ludzi stworzonych przez wolę. Ci — łydzie górnych Niemiec — nie zawsze nas rozumieją, nas „kresowców", posiadających taki właśnie typ myślenia. Pamiętam cię, kapitanie, chłopcem w powycieranym ubranku. Ale z tego. co wówczas powiedziałeś, wysnułem od razu wniosek, że nic należysz do tłumu. Dziś go przerosłeś o głowę. Brawo! Na równinach tanenberskich poczynają się ludzie nieprzeciętni, ludzie stworzeni po ;o, by spuściznę całych Niemiec trzymać w dłoniach.

—    Rzeczywiście, panie generale, wyrosłem na ziemi, którą uświęciło swą krwią rycerstwo krzyżowego zakonu. I wiem dobrze, co znaczy takie dziedzictwo.

—    Lecz czy rozumiesz je dobrze, kapitanie Kostrzewo? Czy wiesz jak się ono nazywa?

—    Myślę, że tak. To dziedzictwo zwie się wojną!

—    Wojną bez pardonu! WTojną bez miłosierdzia! Wojną, którą się prowadzi na każdym polu i każdymi środkami

—    Jestem tylko żołnierzem, panie ',c-nernlc. To znaczy usunąłem z siebie wszystko. co nie Jest pragnieniem walki i ta-dością zwyciężania.

borem i silnie tętniące życie narodowe wszystkich warstw uczyniło Ją wcześniej dojrzałą do czynu: 3. położenie geograficzne Śląska wymagało, by mieć wprzód flankę wielkopolską zabezpieczoną: 4. negatywne stanowisko Naczelnika Państwa Piłsudskiego wobec sprawy odzyskania Śląska.

Na Śląsku zjawił się Korfanty w styczniu 1920 r. Jako Polski Komisarz Plebiscytowy. który zgodnie z postanowieniami traktatu wersalskiego miał czuwać nad akcją plebiscytową z ramienia rządu polskiego. Na tym stanowisku był on mężem o-patrznościowym I nikt go nie mógł zastąpić. Zrozumiał to nawet Piłsudski, zmuszony przez bieg wypadków do zajęcia się Śląskiem, o którym wprzód nigdy nic myślał — i zatwierdzi! jego nominację. Otoczony kamaryilą ślepo oddanych miernot, nic znoszący przy sobie żadnych indywidualności. wyczul w nim Piłsudski Już wówezas — najgroźniejszego wroga.

Dni i miesiące, spędzone w „Lomnitzu". do którego tak długa wiodła droga — to szczytowy okres kariery politycznej Korfantego I Jego misji historycznej. Ze wstydem przyznać trzeba, że o działalności jego na tym stanowisku pisano u na* kompro-mitująco mało, a nawet wśród piszących o plebiscycie i powstaniach istniała jakaś niepojęta zmowa w kierunku przemilczania jego nazwiska i zasług, a co najwyżej umieszczania uwag krytycznych, nieprzemyślanych i płytkich. W beletrystyce mamy do zanotowania zaledwie dwie głośniejsze powieści, dotyczące tych czasów: „Pękły okowy" Wierzbińskiego ł „Wyrąbany chodnik" — Morcinka, przy czym ta ostatnia nosi ślady skreśleń konkursowej cenzury. Morcinek pisze tam w wielu miejscach o Korfantym, starając się nie wymieniać jego nazwisku.

Kto chce zdać sobie sprawę * wielkości Korfantrgo z dni plebiscytu i powstań —

i tali tuiużttiwkd siebie, trzymając się wzajemnie wzrokiem. Pociąg gwizdał na skręcie, ukazując z prawa światła mijanego miasta.

—    Zbąszyń — rzekł von Grotę — rok temu mieliśmy tutaj granicę...

Kostrzewa wydął lekko usta.

—    Dziś nie zatrzyma się tutaj nasz pociąg ...

—    Dziś nam zatrzymać się nie wolno! --głos generała drżał — Dziś nadszedł dzień zerwania ze złudzeniami! Kapitanie Kostrzewo! Ludzie urodzeni na tnnenber-sklch błoniach nie patrzą na zachód. Jeżeli Niemcy mają być tym. do czego jc los powołał, muszą być nieubłagane w swym dążeniu przeciwko biegowi siońca. Żadnej litości! ładnego humanitaryzmu! Rozumiesz kapitanie?! Wy, młodzi, raz poczęliście tę walkę posłuszni instynktowi rosy. Prowadziliście ją dobrze, ale nic doprowadziliście jej do końca. Chciałbym was zakląć na pamięć Barbarossy byście nic lekceważyli tej stugłowej hydry’! Zachód wam nie ucieknie! Zachód sam zginie 1 spadnie w wasze dłonie! Inaczej tutaj! Tutaj każdy: mężczyzna, kobieta czy dziecko są naszym wrogiem. Nie wierzcie żeście ich pobili, gdyście złamali ich armię! Z bronią w ręku są mniej dla nas straszni, niż w swym zaciekłym trwaniu. Nie wierzcie im. gdy się gryzą ze sobą! Z całą swoją kłótliwością są bardziej zwarci niż my! Nic ich odmienić nie zdoła i- tylko śmierć potrafi ich złamać. Musicie więc uczynić ich życie takim, aby się im żyć odechciało. Wy to potraficie — wiem przecież Jak pozbywaliście się swych przeciwników. Więc dalej — do dzieła! Nie lękajcie s;ę płaczu ich kobiet — one są bardziej stalowe niż nasze szturmowe kolumny! Zatkajcie uszy na lnmcnt ich dzieci, bo każde z nich. gdy tylko dorośnie, stanie się naszym najdroższym wrogiem. Zdławcie w sobie litość, jak ją zdławiliśmy my wszyscy, którzy siedzimy na ziemiach wschodniopruskich. Gdyby nie ten nasz wysiłek od ośmiuset już bez przerwy lat trwający, stracilibyśmy byli na pewno te ziemie. I jeszcze Je stracimy. Jeśli w pracy ustaniemy! Nie myślcie o jakichś obowiązkach humanitaryzmu! Humanitaryzm Jest zbrodnią, jeżeli występuje przeciw nam! Prawem naszym 1 prawem świata Jest niemieckie zwycięstwo! Opatrzność stworzyła nas wilkami! My musimy pożerać owce. I choćbyśmy tamtych żałowoll — zabijać ich będziemy!

. Urwał l dyszał ciężko. Jego jasnoniebieskie oczy po starczemu wyblakłe zdawały się szukać w szarych, zimnych oczach Komu*l zajrzeć do literatury niemieckiej. Istnieje tam cala powódź publikacyj. w których nazwisko „Korfanty” nie schodzi niemal * żadnej strony. I tylko to jedno, bo Jest ono dla Niemców symbolem całej walki o Śląsk. Odnosi się wrażenie, ie nikt z Polaków nie zalał Niemcom tyle sadłu za skórę, nikt tyle nie napsul im krwi, co ten syn śląskiego górnika. Wilhelm Włrbitzky w powieści „Geąuilltes Volk“ przedstawił Korfantego Jako wcielonego szatana, lub drugiego Nerona. Arnold Bronncn w powieści „OS" widzi w Korfantym, rezydującym w „Lomnitzu", potęgę większą I groźniejszą na Śląsku, niż Komisja Między-uliancka w Opolu. We wszystkich niemal utworach*tego typu wzbiera wielka nienawiść i — strach. Pisarze niemieccy śledzą każdy krok Korfantego, wiedzą o każdym Jego wyjeździć do Warszawy, Sosnowca. Opola czy — Paryża, o każdej konfcrenrji z generałem Le Rond. W świetle tych wypowiedzi rozumiemy bandycki napad .„stosslruplcrow" na „Lomnitz" i wszystkie metody walki plebiscytowej, stosowane przez Niemców. Była to walka przede wszystkim — ■/. Korfantym.

Jego tragedią osobistą stało się to że poznali się na nim Niemcy, a nie poznuli

—    Polacy. General Le Rond. b. prezydent Komisji MiędzyalłanrkieJ w Opolu, xAtrm człowiek — jeśli chodzi •» te erasy — najbardziej autorytatywny, oświadczył później dosłownie: „Odzyskanie Górnem Śląska zawdzięcza Polska jedynie i wyłącznic Wojciechowi Korfantemu. Gdyby nie Jego wiekopomny poryw ... asohinfa odwaga, dzielność i gotowość do poświęcenia... gdyby nic Jego znakomity dar przewidywania. godny największych mężów rtanu

—    Polska nie posiadałaby najbogatszej swej dzielnicy — ziemi piastowskiej".

O roli Korfantego w „Lomnitzu" wypowie się jeszcze historia. Tam już go nikt nie umniejszy.

strzewy jakiegoś protestu czy zaprzeczenia. Czegóż chciał od kapitana ten stary generał, baron i pan feudalny na ogromnych wschodniopruskich przestrzeniach? Drżące dłonie chwyciły za fałdy bonżurkl Kostrzewy. —

—    Czy tak właśnie myślisz, kapitanie?

—    pytał — Czy o tym wszystkim pamiętasz? Czy lecąc z twarzą zwróconą na zachód. nie zapomnisz, żc twa myśl musi być przykuta do granicy wschodniej?

Hugo nie odpowiedział od razu. Wzrok Jego obiegi raz jeszcze sylwetkę starćgo generała, te szerokie ramlonu, olbrzymie

—    niegdyś pewno niezrównanie silne — choć dziś trzęsące się dłonie, hardy, pruski kark. Potem wyjrzał przez okno w czerń uciekającej do tylu nocy, w szarą pustkę pól nadodrzańskich. Za nimi pozostała przekroczona zwycięsko granica, która — czuł to dobrze — nigdy Już w tym miejscu nie wyrośnie. Wtedy odrzekł:

—    Mamy naturę obcą jakiejkolwiek po-łowiczności. panie generale. To też gdyby ktoś postawił przede mną alternatywę: wszystko, albo trochę, odpowiedziałbym krótko: wszystko — albo nic!

W oczach generała mignął przelotny płomień. Coś. Jakby uczucie dumy, a jednocześnie złośliwego zadowolenia, odmalowało się na suchej jego twarzy. Gestem protekcyjnym poklepał Hugona po ramieniu.

—    Schr gut! Tak wiośnie mówili wielcy Niemcy. Pamiętasz kapitanie ten dwuwiersz Goethego: „Die wenig’ Baume nlcht mein elgen verderben nur den Weltbesitz"?

—    Pamiętam, panie generale. A jeszcze lepiej pamiętam, to. co mówi Lucyfer Mittonc: Lepiej panować w piekle, niźll służyć w niebie..

Jeszcze o architekturze u) Gliuńcach

W artykuł* żłilguicwa Rtepeckirgo „O m-rhltrkturę w Otiwiraria", umiMirinoytu w out. numeru „Oilry". powMaly xr loglłik.w tonty. niriDy«i laki, które tnieknulclljr *eae artykułu. Drukujemy poaiiej brukujyre u*tVJ*y:

Już przed obecną wojną — mimo znacznie mniejszego obszaru — i mimo czynnych wydziałów architektonicznych politechnik w Warszawie. Lwowie i Gdańsku. Uniwersytetu w Wilnie l Akademii w Krakowie — odczuwało się na Śląsku brak wyższej uczelni, na której wykładanoby architekturę, z uwzględnieniem specjalnych potrzeb miejscowych. Obecnie dnl-sze traktowanie Śląska pod względem architektonicznym jako kolonii byłoby niepomiernie więcej szkodliwym. Byioby bowiem nie do darowania, gdyby przy pracy repolonizacyjncj liem śląskich nie • wprzęgnąć do niej architektury, tej najtrwalszej manifestacji każdej kultury i sztuki.

Po słowach „właściwego architektowi" na zakończenie ma być:

Jako Jeden z argumentów przemawiających przeciwko łączeniu inżynierii z. architekturą niechaj będzie nieudany eksperyment, który 'uczyniono na Wydziale Architektonicznym Politechniki Lwowskiej w latach 1919 — 1921, gdzie rozbito wydział na dwa oddziały:    kon

strukcyjny i artystyczny. Przy czym oddział konstrukcyjny miał szereg przedmiotów wspólnych z Wydziałem Inżynierii Lądowej. Po trzech hitach trwania zlikwidowano oddziały, powracając do Jednej urchitektury. bo okazało się. ie. aby być architektem, trzeba być tak samo konstruktorem jak i artystą. Nie próbujmy zatem znowu przez trzy lota w Gliwicach, skoro tę próbę mamy za sobą we Lwowie.

Ślązak i Zagłebiak mają w Polsce markę dobrego technika budowlanego i rzetelnego pomocnika architekta, należy zatem sądzić iż z materiału miejscowego wychować będzie można właściwego samodzielnego architekta. Należy mu to ułatwić, stwarzając na miejscu wydział architektury, przez co uniknie się kosztownych wyjazdów do innych dzielnic, przekraczających możliwości finansowe młodzieży robotniczej.

Niemcy no Śląsku nawet w 'okresie Hitlera, (który to okres. Jak punownnie wszelkiego totalizmu państwowego był okresem upadku sztuki) budowali na pewnym poziomie artystycznym. Budowie projektowali archiłckei-Nicmcy i na to aby ten poziom co najmniej utrzymać należy oby na Śląsku nadal projcktowoll architekci. ale Już polscy. Niedobrze bowiem będzie jeżeli na miejscu zburzonej architektury niemieckiej będziemy wznosili budowle. choćby nawet najlepiej obliczone, lecz nie będące tworami sztuki plastycznej. Tnk już nu świecie zawsze było że każdy kulturalny naród starał się budować w stylu jemu właściwym prizy pomocy artystów od wieków zwanych architektami | maże lepiej tego nie zmieniać.

Zbigniew Rzepecki.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ODKA Nr. (>-7 (17-18) Strona 10 ODKA Nr. (>-7 (17-18) Strona 10 Listuj z Polskiego Z. u chodu
ODKA Nr. 6-7 (17-18) Strona 12Glossy i notatkiCo robią Niemcy RADIO Minęła rocznica otwarcia radiost
ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona Z ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona Z Z „Agatona Fragment Zbyszko Bednorz W mi
ODRA Nr. 0-7 (17-18) Strona 3Ludwik Ręgorowlcz Dobre i złe mieści o śląskim plebiscycie Wljckcli
ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona 4 ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona 4 mienia narodowego. Praca powolna ale cią
ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona 5 Ludwik KohutekBłędy naszej polityki mazurskiej 1918—20 roku £U!<ift
ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona 6 ściwie do Polski nic należały. Toteż wynik stosowania na Mazurach musi
ODRA Nr. 6-7 (17-18) Strona 9 Stefan PapceTrudne zagadnienie Nie chcemy być Ślązakami W styczniowym
ODRA Nr. 6-7 (17-IN) Strona 11 Spraiuy teatru Ofensyuła autorów polskich na krakowskim froncie
I 36/50 dano ton zbiorowy Ku czci Karola Adwentowicza. J. SALONI. "Łódź teatr.", nr 1 s. 1
skanuj0020 (105) Odpoczynek między ćwiczeniami 17. B. 18. C3. A9. C4. Aio, A z (na początku sesji tr
Koncepcja zagospodarowania północnej części Starego Koryta Warty - warsztaty 17-18.03.2017 Zespół nr
Scan10540 Schematy do wykonania gwiazdek zamieszczamy we wkładce pod nr 13.14.15.16.17 i 18. Sposob

więcej podobnych podstron