Szlachetna rasa napisy polskie


00:01:51:- Cóż on wyprawia?| - To się nazywa 'bulldoggowanie' droga Pani.
00:01:55:To Bulldog Burnett.|Pracuje u mnie.
00:01:59:Jeśli o mnie chodzi, to uważam ten sposób traktowania bydła za idiotyczny.
00:02:09:Nazywam się Charles Ellsworth.
00:02:11:Sądząc po akcencie jest pani z Anglii.
00:02:13:Mogę zapytać, co panią sprowadza w nasze strony?
00:02:16:- Statek.|- Hilary!
00:02:18:Sprowadziliśmy bydło.|Jesteśmy z Herefordshire.
00:02:21:Proszę nam wybaczyć.|Chodźmy, Hilary.
00:02:23:Znam jednego z waszych rodaków.
00:02:24:John Taylor. Powinniście go poznać.|Ma sąsiednie posiadłości.
00:02:27:Znowu był od ciebie lepszy, Simons.
00:02:28:Te zwierzęta, które przyprowadza Burnett...
00:02:30:same kładą się o obracają na grzbiet|jak tylko do nich podchodzi.
00:02:32:Najprawdopodobniej 'zbulldoggowałem' ich rodziców...
00:02:35:i stąd wiedzą, jak się powinny zachować.
00:02:37:- Jesteś następny, Sagamon.|- Zgadza się.
00:02:44:Sam. Patrz, kogo tu mamy.
00:02:46:Jeff, jak się masz? Cześć, Gert.
00:02:49:Jeff, dawno się nie widzieliśmy.
00:02:50:To już ponad rok, kiedy złapał tego byka.
00:02:52:Ale wciąż tłukę te krowy.
00:02:54:I to nie przez strzał z dystansu.
00:02:56:Taylor mówi, że zajał się wszystkim.
00:02:57:Obiecuje dużo rzeczy.
00:03:00:Wszystko, co dostał Jeff to 40$|i bilet do St. Louis.
00:03:03:Wcześniej z Anglii|a teraz z Teksasu, pan John Taylor.
00:03:07:Miło pana poznać.
00:03:08:Pan Ellsworth mówi,|że przywieźliście tu państwo rasę Hereford.
00:03:11:Jeśli pan Evans coś wie, chciałbym z nim o tym pomówić.
00:03:14:Mój mąż został zabity|w wypadku na pokładzie statku.
00:03:17:Szczerze pani współczuję.
00:03:18:Ale to istotnie błogosławieństwo znaleźć tu|w końcu kogoś, kto zna rasę Hereford.
00:03:24:- Te zostały wczoraj zlicytowane.|- Przez mleczarza.
00:03:26:To, co nam zapłacono|ledwie pokryło koszty transportu.
00:03:29:Pokażmy im Obrońcę, Hilary.
00:03:39:W porządku. Obrońca jest naprawdę bardzo delikatny.
00:03:43:Moja córka darzy Obrońcę szczególnym uczuciem.|Wychowała go.
00:03:48:Czy pani zamierza sprzedać tego byka, pani Evans?
00:03:50:Obawiam się, że tak. Potrzebujemy pieniędzy.
00:03:51:Będzie wystawiony na licytację w południe.
00:03:53:Raczej nie znajdzie pani nabywcy na tego bezrogiego byka.
00:03:56:Jak to?
00:03:58:Pani byk nie ma rogów.
00:04:00:To dziwadło pod tym względem.
00:04:02:Panie Ellsworth, brak rogów u Obrońcy|to efekt hodowli rasy...
00:04:06:i nie jest to powód do uznania go za dziwadło.
00:04:08:Drogie panie, proszę, |nie chciałem się kłócić.
00:04:11:Mój wspólnik Alex Bowen|hoduje bydło i sprowadza do mnie.
00:04:15:Ja tylko pakuję je w pudełka.
00:04:17:Rozumiem. Rzeźnik.
00:04:19:Hilary, proszę.
00:04:21:Pewnego dnia obudzicie się|na gwizdek pociągu...
00:04:23:ale nie będzie już stad bydła.
00:04:25:Tak, za kilka lat|już ich nie będzie.
00:04:28:Przynajmniej takich, jakie znamy.
00:04:30:Nie zaczynaj narzekać na to|na co nie masz wpływu, Harter...
00:04:33:tylko dlatego, że jesteś skończony.
00:04:34:Wciąż mogę gwizdać i krzyczeć.
00:04:37:Pewnie. Jeśli ktoś postawi ci butelkę.
00:04:39:Czekaj no, Simons.
00:04:40:To jest facet, który cię pobił podczas ujeżdżania.
00:04:44:Facet?|Ja widzę tylko zdechlaka.
00:04:48:Ona nie jest lepsza.|Sugeruję uważać na portfele, panowie.
00:04:50:Jesteście łakomym kąskiem.
00:04:56:Zamknąć bramę.
00:05:15:- Mabry, właź tam i rozdziel ich.|- Robi się.
00:05:25:Czy nikt nie może ich powstrzymać?
00:05:27:W porządku, proszę pani.|Jest pani pod moją opieką.
00:05:29:I proszę się nie martwić o tego byka.|Postaram się, żeby dostała pani dobrą cenę.
00:05:39:A masz! Niech się pan odczepi od mojego byka.
00:05:49:Proszę mi wybaczyć, droga pani.
00:05:59:- Nasz byk uciekł.|- Proszę się nie martwić. Złapię go.
00:06:16:Nie trafiłeś w rogi, Burnett.|Wyślizgnał się spod niego.
00:06:19:Próbował dorwać byka bez rogów.
00:06:27:Uwaga, proszę pani, biegnie tutaj.
00:06:29:Dalej, proszę usiaść tutaj.
00:06:32:Pan jest tym, kogo nam trzeba.
00:06:35:Co to za byk?
00:06:46:Dziękuję panie Burnett.
00:06:49:Jesteś cały, Sam?
00:06:50:Dzięki, Gert.
00:06:52:Nie da się złapać byka, który nie ma rogów.
00:06:56:Niczego nie złamałem. Chyba tylko nadwyrężyłem moją dumę.
00:06:59:A to chyba boli najbardziej. Prawda, Sam?
00:07:07:Zabiję Burnetta.
00:07:08:Od teraz, Mabry jest szefem.
00:07:10:Będziesz słuchał jego.
00:07:13:Proszę zwrócić uwagę, że brak rogów|co jest taką nowością...
00:07:16:będzie musiał zostać zaakceptowany|przez...
00:07:19:wszystkich hodowców.
00:07:21:Mamo, nie przeżyję, jeśli ten rzeźnik wygra licytację.
00:07:24:Hilary|musisz się nauczyć bardziej ufać ludziom.
00:07:27:Ucięłam sobię długą pogawędkę|z panem Ellsworth...
00:07:29:i zapewnił mnie, że będzie licytował|na rzecz swojego wspólnika w Teksasie.
00:07:32:Pan Bowen jest szczególnie zainteresowany|powiększaniem stad.
00:07:36:Kto zacznie licytację?
00:07:38:700$.
00:07:39:Pan Pan Charles Ellsworth licytuje 700$.
00:07:43:John Taylor: 800$.
00:07:44:Miłe panie z Anglii: 900$.
00:07:46:Gdyby one miały słonia...
00:07:48:Ellsworth też by go licytował.
00:07:50:- $1,000.|- $1,000 od Taylora z Teksasu.
00:07:54:$1,100.
00:07:56:Nie odchodź, Sam,|Mam dla ciebie zadanie.
00:07:58:Bowen nie chce tego byka.
00:08:00:$1,100 od pana Ellswortha na rzecz pana Alexa Bowena z Teksasu.
00:08:05:- $1,200.|- $1,500.
00:08:08:- $1,500 od...|- Oszalałeś?
00:08:12:$1,600.
00:08:13:- $2,000.|- zalicytowano $2,000.
00:08:16:$2,000 po raz pierwszy, $2,000 po raz drugi.
00:08:19:Sprzedano panu Charlsowi Ellsworthowi|za $2,000.
00:08:27:Mogłyby panie podejść...
00:08:29:i podpisać potwierdzenie sprzedaży?
00:08:31:Zapakuj tego byka na pociąg do Dodge City|dziś w nocy i zawieź go do Bowena.
00:08:35:Nigdzie nie zabiorę tego durnego łba.
00:08:37:Pracuję dla Bowena, nie dla ciebie.
00:08:39:Jeśli będziesz pyskował|nie będziesz pracował dla nikogo.
00:08:41:To mi pasuje.
00:08:43:Znajdź sobie kogoś innego.|Ja odchodzę.
00:08:46:To Bulldog Burnett.
00:08:48:Tylko facet od krów, proszę pani.
00:08:49:Mięśniak, ale durny.
00:08:51:Znajdę kogoś odpowiedniego|żeby zawiózł Obrońcę na zachód.
00:08:53:Możecie na to liczyć.
00:08:54:Jestem pewna, że tak, panie Ellsworth.
00:08:56:Proszę wpaść po południu do hotelu...
00:08:59:i odebrać pieniądze.
00:09:00:Mam pokój 22.
00:09:10:Mam do ciebie sprawę.
00:09:12:Taką samą, jaką zaproponowałeś Jeffowi Harterowi?
00:09:16:Dam co za tego byka 500$.
00:09:18:Nie jest mój, żebym mógł go sprzedać.
00:09:20:Ani Bowen go nie chce, ani Ellsworth.
00:09:22:A ja owszem|i chcę za niego zapłacić.
00:09:24:Ellsworth zapłacił za niego 2000$.
00:09:27:Ja chcę kupić byka|nie kobiece towarzystwo.
00:09:32:W porządku, za $1000.
00:09:36:Wezmę Mabry'ego i Simonsa|wsiądę na nocny pociąg do Dodge...
00:09:39:i spotkamy się tam jutro.
00:09:48:Zgoda, dostarczę go.
00:09:56:Idę, droga pani.
00:10:02:Czego chcesz, do cholery, Burnett?
00:10:04:- Zrezygnowałeś.|- O tym właśnie chcę pogadać.
00:10:11:Streszczaj się.
00:10:12:Postanowiłem, że dostarczę tego byka Bowenowi.
00:10:15:W porządku.
00:10:16:Zabierzesz go z miasta|i nie zawracaj mi nim więcej głowy.
00:10:19:Słuchaj, Sam, bądź miły, bądź grzeczny|a wszystko będzie po twojej myśli.
00:10:24:Witam.
00:10:25:Pan Burnett właśnie wychodzi|odstawić Obrońcę do pociągu.
00:10:28:Miłej podróży, Sam.
00:10:29:A więc zmienił pan zdanie co do Obrońcy?
00:10:32:Właściwie nie, proszę pani.
00:10:33:Pomyślałem sobie, że będzie zabawnie w podróży|posłuchać, jak kowboje naśmiewają się...
00:10:37:z niego przez całą drogę do Dodge.
00:10:39:Jestem pewna, że pan Bowen nie będzie się śmiał.
00:10:42:Ten byk to rzecz, która może go nieźle rozbawić.
00:10:44:Proszę przekazać moje uszanowanie panu Bowenowi.|Miłej podróży.
00:10:47:A teraz, droga pani Evans...
00:10:49:może sfinalizujemy naszą transakcję...
00:10:50:lampką szampana?
00:10:53:Romeo - rzeźnik.
00:10:58:Teraz, gdy wydałem te $2,000,|Marto, może mnie pani prosić o następne.
00:11:02:Zamierzam rzucić St. Louis do pani stóp.
00:11:05:Obawiam się, że nie będzie na to czasu.
00:11:07:Widzi pan, Hilary i ja wyjeżdżamy jeszcze dziś do Anglii.
00:11:10:Pani raczy żartować.
00:11:11:Mogę wiele dla was zrobić. Już zrobiłem.
00:11:14:Panie Ellsworth,|zdaję sobie sprawę, że samotna kobieta...
00:11:19:musi się liczyć z niedorzecznościami|ze strony awanturniczych facetów...
00:11:23:ale sprzedałam panu byka z Hereford,|nic więcej.
00:11:27:Kupuję wołowinę po 10 centów za funta.
00:11:29:Wiem, że towarzystwo trzeba cenić wyżej.
00:11:32:Oddaję panu pieniądze.|Nie było sprzedaży.
00:11:34:Już za późno.|Jestem prawnym właścicielem tego byka.
00:11:37:Mowił pan, że Obrońca zostanie|dostarczony pana wspólnikowi.
00:11:40:To był warunek sprzedaży.
00:11:42:Przeliczyła się pani|a byk skończy...
00:11:44:jutro wieczorem na tym stole.|- Nie prawda.
00:11:46:Obrońca będzie używany w Teksasie|do rozpłodu. Liczę na to.
00:11:53:Zbliża się czas odjazdu pociągu.|Muszę załadować tego wybrakowanego byka.
00:11:56:- Trochę się napracujesz.|- Pewnie tak.
00:12:02:To taki liścik miłosny.
00:12:05:Nie pozwól Jeffowi zaglądać.|Zawsze próbowałem ukraść mu wybrankę.
00:12:08:Do zobaczenia w przyszłym roku.
00:12:10:Liścik miłosny?
00:12:12:Sam zawsze był taki nieśmiały wobec kobiet...
00:12:14:że trzeba było całej bandy|żeby go zaciągnąć do tańca.
00:12:17:$1,000?
00:12:30:Chodź no, ty wielki, czerwony|bezrogi draniu, wstawaj.
00:12:37:Witam, Mr. Burnett.
00:12:40:- Zaszła pomyłka.|- Pomyłka?
00:12:43:Nie powinna pani być...|Wsiadła pani do złego pociągu.
00:12:47:- Przecież jedzie do Dodge City, czyż nie?|- Tak, jedzie...
00:12:49:A więc jesteśmy we właściwym pociągu, panie Burnett.
00:12:51:Jedziemy z panem i Obrońcą na ranczo Bowena.
00:12:54:No cóż, to równie zwariowany pomysł...
00:12:56:jak spacer tam na górze|na dachu wagonu.
00:13:01:A pani to właśnie zrobiła, prawda?
00:13:03:Tak.
00:13:04:Jak pan sobie tu radzi, sam z Obrońcą?
00:13:06:W ogóle sobie z nim nie radzę.
00:13:08:To bezużyteczna kupa mięcha, no a przy tym|leży na moich kocach.
00:13:12:Obrońca nie jest bezużyteczny.
00:13:14:Z pewnością uszlachetni te wasze|karłowate, długorogie byki.
00:13:18:Taki z niego przystojniak, że krowy same będą|na niego leciały.
00:13:22:Ale pani ma gadane...
00:13:24:Jak osoba tak młoda może wygadywać takie rzeczy?
00:13:27:Pewne życiowe sprawy nie są dla mnie|żadną tajemnicą, panie Burnett.
00:13:29:W końcu jestem córką hodowcy bydła.
00:13:32:Powinna się pani wstydzić.
00:13:34:Mój ojciec nauczył mnie rozmawiać|o tych rzeczach otwarcie.
00:13:37:Krzyżowanie i rozpłód były sprawami|na porządku dziennym w naszym domu.
00:13:40:Nikt nic nie mówił o pani ojcu.
00:13:43:Ja tylko...|Cóż to za pomysł wpadać tak na mnie?
00:13:47:Nie ma niczego strasznego w wagonie bydlęcym.
00:13:49:Ten, zdaje się, będzie moją sypialnią.
00:13:51:I nie zapraszałem tu pani.
00:13:53:Ty, wielka baryło, zaraz cię nauczę moresu.
00:13:57:Dalej, wstawaj.
00:13:58:Nie waż się kopać bezbronnego zwierzęcia.
00:14:00:Poza tym Obrońca nie specjalnie lubi wyzwiska.
00:14:03:A zatem obraziłem panią?
00:14:05:- Rodowód Obrońcy...
00:14:06:sięga czasów Jamesa I.
00:14:09:Co stanowi niemałe osiągnięcie.|Nie stać cię na takie, jestem pewna.
00:14:11:Właściwie ma królewski rodowód.
00:14:14:A przy okazji, mógłbyś się nauczyć, jak sobie z nim radzić.
00:14:17:Niech pan patrzy.
00:14:25:I co pan na to?
00:14:27:Teraz pan, panie Burnett.
00:14:28:- "Boże, chroń Królową"|- Chwilkę.
00:14:30:Mam swój honor.
00:14:32:Nie będę gwizdał melodii dla żadnego królewskiego, durnego byka, choćby był Jamesem I.
00:14:37:A teraz, niech pani włazi z powrotem na tę drabinę.
00:14:39:- Pomogę pani.|- Obejdzie się, dziękuję.
00:14:42:Kobiety nie są mniej zręczne niż mężczyźni.
00:14:45:Racja, panienko. Do widzenia.
00:15:18:Na Mojżesza.
00:15:21:Niech pani zejdzie na dół, zanim pani spadnie i skręci sobie kark.
00:15:31:Ostrożnie.
00:15:53:- Pani Evans, pani posłania są gotowe.|- Dziękuję.
00:15:57:To pan Burnett.
00:16:00:Do łóżka, Hilary.
00:16:02:Chciałabym zamienić z panem słowo, panie Burnett.
00:16:03:Tracisz czas, mamo.
00:16:05:Jest uparty i źle wychowany.
00:16:08:Być może. Ale ma odrobinę inteligencji...
00:16:11:którą można rozwinąć, nie sądzisz?
00:16:14:Nie zabaw zbyt długo, mamo.
00:16:17:Panie Burnett,|ja naprawdę nie gryzę.
00:16:22:- Człowiek za burtą!|- Spokojnie, proszę pani.
00:16:26:Przepraszam, panie Burnett.
00:16:29:Ale sądziłam, |że wypadł pan z pociągu.
00:16:31:Nie, proszę pani.|Mógłbym skoczyć, ale nigdy bym nie wypadł.
00:16:36:Naturalnie.
00:16:38:Panie Burnett,|skoro razem podróżujemy...
00:16:40:nie widzę powodu|żebyśmy się nawzajem unikali.
00:16:42:- Jest tyle spraw...|- Po pierwsze...
00:16:44:nie podróżujemy razem.|Po prostu jedziemy tym samym pociągiem.
00:16:47:I na pani miejscu wysiadłbym.
00:16:49:Zamierzam osobiście dostarczyć|Obrońcę panu Bowenowi.
00:16:52:Ja to robię, na zlecenie Ellswortha,|a pani się do tego nie nadaje.
00:16:56:Radzę pani złapać pierwszy|powrotny pociąg do St. Luis...
00:17:00:a potem wracać do domu|gdzie pani miejsce.
00:17:03:Panie Burnett,|może pan okiełznać byka...
00:17:06:ale nie uda się to panu ze mną.
00:17:09:Obrónca jest wynikiem starannej,|wielopokoleniowej hodowli...
00:17:10:i zamierzam się upewnić|że trafi w dobre ręce.
00:17:13:Och, proszę pani.
00:17:14:Już się cały dzień nasłuchałem|o tej hodowli.
00:17:17:Chcę pani tylko wytłumaczyć,|że taka podróż jest niebezpieczna.
00:17:21:Trudno nawet powiedzieć,|co się paniom może przytrafić w Dodge City.
00:17:24:Z panem z pewnością nic nam nie grozi.
00:17:28:Nie chcę odpowiadać za wasze bezpieczeństwo.|Mam dość własnych zmartwień.
00:17:31:Pierwsze, co pani powinna zrobić,|to zawrócić z Dodge...
00:17:34:i zaufać mi w kwestii|dostarczenia waszego byka.
00:17:38:Panie Burnett, albo będzie pan naszym|przewodnikiem na ranczo Bowena...
00:17:42:albo znajdę kogoś innego.
00:17:44:Dobranoc panu.
00:18:25:Mógłby się pan zająć naszym bagażem?
00:18:37:- Coś się stało?|- Ależ skąd, proszę pani.
00:18:46:- Chodź, ty durny...
00:18:48:Wy dwaj zawalicie całą sprawę.
00:18:50:Nie zdajecie sobie sprawy,|że mam te dwie kobiety na głowie.
00:18:53:Zawarły umowę, a teraz są zdeterminowane, żeby wraz|ze mną dotrzeć do Bowena.
00:18:56:Dostały za niego $2,000,|więc już do nich nie należy. Daj spokój.
00:19:00:Jeśli będziecie kombinować,|wezwą szeryfa.
00:19:02:- Jeśli ty będziesz zadzierał,|sam go wezwę.
00:19:04:Zawarłeś umowę z Taylorem.
00:19:05:Przestańcie.
00:19:07:Cała ta sprawa śmierdzi.
00:19:09:Ja tylko chcę tego byka.
00:19:11:I dostaniesz go.
00:19:12:Spotkamy sie w saloonie.|Coś wymyślimy.
00:19:15:W porządku. Chodź, Simons.
00:19:17:Dobra. Ale nie zmuszaj mnie,|żebym cię szukał, Burnett.
00:19:22:Daj mi 20 minut. Będę tam.
00:19:24:Idziemy, rusz się.
00:19:27:Ty uparta, czerwona kupo mięcha. Dalej.
00:19:31:- Wystarczy zagwizdać, panie Burnett.
00:19:34:- Co pani tu robi?|- Pomyślałam, że przyda się panu pomoc.
00:19:38:Ale widzę, że ma pan już kogoś do pomocy.
00:19:52:Świetnie, panie Burnett.
00:19:54:Całkiem nieźle nauczył się pan,|jak sobie z nim radzić.
00:19:56:Obrońco, ty zdrajco.
00:19:59:Obawiam się, że Hilary jest zazdrosna|panie Burnett.
00:20:03:Kiedy znów ruszymy w drogę?
00:20:05:Muszę zorganizować wóz,|zaopatrzenie i konie.
00:20:08:Tak, oczywiście.|Ale to nie potrwa długo.
00:20:11:Poprosiłam bagażowego, żeby odniósł nasze rzeczy do hotelu.
00:20:13:Więc tam na pana zaczekamy.
00:20:15:Proszę pani, uważam, że nie powina pani|być tak uparta w związku z tą podróżą.
00:20:20:Ale jestem.
00:20:23:Więc nie traćmy czasu na gadanie.
00:20:39:- Jeden z nich powiedział,|że ta sprawa śmierdzi.
00:20:42:- Mamo, nie słuchasz mnie.|- Oczywiście, że słucham.
00:20:45:- Powinnyśmy iść po szeryfa...
00:20:47:i wsadzić pana Burnetta do ciupy.
00:20:49:- Do czego?|- Do ciupy, więzienia, za kratki.
00:20:54:Dlaczego, do diaska, miałybyśmy|zrobić coś takiego?
00:20:56:Bo oni planują porwanie Obrońcy...
00:20:58:a Burnett coś wraz z nimi knuje.
00:21:00:Knuje?|Brzmi okropnie.
00:21:05:Jest w zmowie. Nieważne,|mówił, że spotka się z nimi w knajpie.
00:21:10:To ma coś wspólnego|z panem Taylorem.
00:21:12:Hilary, pan Taylor is Anglikiem.
00:21:15:Tak jak Kapitan Kidd. Chodź.
00:21:19:Jeśli ich znajdziemy, pokażę ci.
00:21:24:- Poczekaj chwilę, Simons,|jeśli wyjdziesz na ulicę...
00:21:27:wszyscy pójdziemy siedzieć.
00:21:28:Jeszcze po jednym.
00:21:29:Nie chcę twojej whisky. Idziemy, Mabry.
00:21:31:Nie pozwolę tym babom|odjechać z tym bykiem.
00:21:33:Jedziemy prosto przez ranczo Taylora.
00:21:35:Będę śledził tego byka w Sand Creek.
00:21:36:Przyjdziesz w nocy i wykradniesz go.|Powiem, że zaginął.
00:21:40:Nieźle chcesz zamieszać.
00:21:42:Żebyś wiedział.
00:21:51:Niech panie pójdą już do wozu.
00:21:53:Mam jeszcze małą sprawę do załatwienia.
00:21:55:Zaraz do was dołączę.
00:22:09:Czy to ci wygląda na zmowę?
00:22:12:Złodzieje nisko upadli.
00:22:16:Ja tu rządzę, Simons.|Powiedziałem, koniec.
00:23:03:Tylko spójrz.
00:23:12:Dzikusy.
00:23:19:Przestancie natychmiast.|Tego już za wiele. Rzuć ten pistolet.
00:23:23:Jak pan może bić tego człowieka?
00:23:26:Chciał mnie zastrzelić.
00:23:27:Panie Burnett, widzę, że ma pan|skłonności do przemocy...
00:23:31:czego stanowczo nie pochwalam.|- Tak, proszę pani.
00:23:33:A teraz w drogę.|Zanim narobi pan więcej problemów.
00:23:36:- Tak, proszę pani|- Chodź, Hilary.
00:23:42:- Pani wybaczy, to mój kapelusz.
00:23:46:Teraz wiem, o co ci chodziło.
00:23:49:Sand Creek, pojutrze.|I lepiej, żeby był tam ten byk.
00:24:05:Jest pan gotowy, panie Burnett?
00:24:08:Ten koń jest nieco narowisty, proszę pani.
00:24:11:Jeśli nie ma pani wprawy w jeździe konno,|lepiej zostać tutaj.
00:24:14:Już kiedyś sobie pojedziłyśmy, panie Burnett.
00:24:17:Prawda, Hilary?
00:24:35:Jeszcze jedno, droga pani...
00:24:37:skoro jest pani taka zdecydowana|na podróż do Teksasu...
00:24:39:jedzie pani nie w tę stronę.
00:24:43:Dziękuję, panie Burnett.
00:24:44:- Jest pan odpowiednim przewodnikiem.|- Umiem odróżnić północ od południa.
00:24:48:Gdyby pani tylko...
00:25:04:- Gdzie pani się podziewała?
00:25:06:Już miałem zamiar pani szukać.
00:25:07:Muszę przyznać, że miał pan lepszego wierzchowca.
00:25:11:Zamieńmy się i zróbmy powtórkę.
00:25:16:Dziękuję, Sam.
00:25:19:Hilary, nie chciałabyś sobie troszkę pojeździć?
00:25:21:Nie, mamo.
00:25:29:Będę powoziła...
00:25:31:a wy sobie poflirtujcie.
00:25:34:Hilary, nazywasz niewinną przejażdżkę flirtowaniem?
00:25:38:Nie, nazywam to półdniowym galopem do upadłego.
00:26:00:- Jak pan, panie Burnett, ocenia|wytrzymałość Obrońcy na trudy podróży?
00:26:04:Dobrze sobie radzi.
00:26:05:Tak dobrze, jak dłogorogie byki?
00:26:08:Trudno orzec.
00:26:09:Zimą stada muszą przebyć szmat drogi|w poszukiwaniu czegoś do jedzenia...
00:26:13:a latem ciągle panuje tu susza.
00:26:16:Kilka studni i zbiorników|na wodę rozwiązałoby problem.
00:26:19:Alex Bowen nie zmieni...
00:26:21:okolicy na potrzeby jednego byka.
00:26:23:Pan Bowen nie zatrzyma postępu.
00:26:27:Pewnego dnia cała ta okolica...
00:26:28:zapełni się białogłowymi stadami z Hereford.
00:26:31:Zobaczy pan.
00:26:42:Wisiałem mu na rogach,|a ten głupi byk biegł milę...
00:26:46:a ja dyndałem jak bielizna na wietrze.
00:26:49:W końcu się zatrzymał|i spojrzał na mnie z politowaniem...
00:26:53:po czym zrzucił mnie z obrzydzeniem.
00:26:58:A pan miał zaledwie 16 lat?
00:27:00:I od tego czasu nazywają mnie Bulldog.
00:27:04:Z tego, co widziałam,|niewiele się zmieniło.
00:27:08:Proszę, może jeszcze trochę kawy?
00:27:15:- Jest pani cała?|- Tak, a pan?
00:27:17:Jeśli kogoś to obchodzi,|to Obrońca i ja też jesteśmy cali.
00:27:20:To musiał być jakiś rykoszet.
00:27:22:Ciekawe, że rykoszet|akurat trafił w kubek z kawą.
00:27:25:Panno Hilary, niech pani|nie wymyśla nowych problemów.
00:27:30:Sądzę, że powinniśmy być w pogotowiu.
00:27:31:Muszę być na nogach zanim zacznie dnieć.|Chodźcie.
00:27:34:Zajmę się Obrońcą.
00:27:59:Ty wystrzeliłeś?
00:28:00:Przypomniałem Burnettowi,|żeby się pojawił w Sand Creek.
00:28:03:Mówiłem ci już|i mówię jeszcze raz...
00:28:05:Sam się tym zajmę.
00:28:07:Mabry, tutaj|nię będziesz mi rozkazywał.
00:28:34:To pana siodło.
00:28:36:- Dziękuję. Pani matka też już wstała?|- Nie.
00:28:38:Pomyślałam, że pomogę panu.
00:28:41:O co znowu chodzi?
00:28:43:Niech pan da spokój.
00:28:44:Ten strzał to znak od ludzi Taylora.
00:28:47:Chce pan im oddać Obrońcę.
00:28:49:Dalej, będzie z głowy.
00:28:51:Myli się pani.|Zamierzałem was ostrzec.
00:28:54:- Już to widzę.
00:28:55:Tak było.
00:28:58:Czas wstawać, proszę pani.|Proszę się pospieszyć.
00:29:02:Jeśli ma pan choć odrobinę przywoitości,|pójdzie pan do nich.
00:29:04:Obrońcy będzie lepiej z Taylorem...
00:29:06:a moja matka poradzi sobie bez pana.
00:29:09:- Hilary. Co do licha...|- Wiem, co pan zamierza.
00:29:12:Chce pan grać w grze Ellswortha.
00:29:15:Pan Burnett jest taki sam, jak on.
00:29:17:- Z pewnością nie jest taki.|- Nie?
00:29:22:Jeden chciał kupić byka, którego nie potrzebował...
00:29:24:a drugi sprzedać, nie będąc właścicielem.|To to samo.
00:29:27:Tylko tyle, że teraz cię to nie obchodzi.
00:29:30:Nie widzisz tego,|bo nie chcesz.
00:29:34:Sam, czy jest w tym choć odrobina prawdy?
00:29:37:Mamo, wiem, co słyszałam.
00:29:41:Mówię pani,|że wstałem, żeby szybciej ruszyć w drogę.
00:29:44:To, co słyszałyście w Dodge,|nie ma z nami nic wspólnego.
00:29:47:Z więc zarzuca mi pan kłamstwo.
00:29:49:Mówię tylko, że źle pani to zrozumiała...
00:29:51:i dopowiedziała sobie resztę.
00:29:54:A więc tylko sobie wymyśliłam...
00:29:55:że stara się pan o względy mojej matki?
00:29:58:Hilary, to pytanie jest zupełnie niedorzeczne.
00:30:01:Ależ jak najbardziej do rzeczy, mamo.
00:30:04:I pan Burnett to wie.
00:30:11:Pani Evans...
00:30:13:Obrońca zostanie dostarczony Alexowi Bowenowi.
00:30:17:I im szybciej wyruszymy,|tym prędzej będziemy na miejscu.
00:30:20:Dobrze, Sam, jedźmy zatem.
00:30:44:Zatrzymajcie się.|Podaj mi siekierę zza siedzenia.
00:30:52:Drut.
00:30:54:Zadrutują cały świat.
00:30:56:Druty telegraficzne...
00:31:00:drut kolczasty.
00:31:02:To musi być być teren prywatny.
00:31:04:Zawsze można było tędy przejechać.
00:31:07:Taylor może być właścicielem tych terenów,|ale nie ma prawa ich ogradzać.
00:31:11:Czy to oznacza, że będziemy|jechać przez ziemie Taylora?
00:31:13:Opuszczamy je.
00:31:15:W porządku, Marto, przejedź wozem.
00:31:17:- Zyskamy na czasie.|- Teraz jesteś zadowolona, Hilary?
00:31:21:Owszem.
00:31:57:Powinni teraz wjeżdżać do Kanionu Bosquo.
00:32:00:Burnett nie zamierza zatrzymywać się w Sand Creek.
00:32:03:Lepiej chodźmy powiedzieć Taylorowi.
00:32:04:- Nie spiesz się z tym tak, Mabry.
00:32:06:W tym kanionie czeka na mnie $3,000.
00:32:09:Dzięki tej forsie wyjadę do Meksyku.
00:32:11:Ty tu zostajesz.
00:32:13:Zwariowałeś, Simons.|Odłóż ten rewolwer.
00:32:17:Uciekaj.
00:32:35:- Mamo.|- tak?
00:32:37:- Mogę się z tobą przejechać?|- Pewnie, kochanie.
00:32:49:Lepiej jedźmy.
00:32:50:Jeszcze kilka mil i wyjedziemy z kanionu.
00:32:59:Jakieś stado.
00:33:02:- Co to za dźwięk?|- Odgłos rogów.
00:33:04:Rogów?
00:33:07:Bydlęcych rogów.
00:33:08:Zaraz wrócę,|wy jedźcie dalej.
00:33:35:- Cześć, Jamie.|- Cześć, Sam.
00:33:37:- Dokąd prowadzisz bydło?|- Do Dodge.
00:33:39:Sprzedam je i sam sobie będę szefem.
00:33:42:Bowen wie o tym?
00:33:45:Ojczulek będzie tęsknił za bydłem,|ale nie za mną.
00:33:48:Jest mi coś winien za mój czas.
00:33:50:Jesteś sam?
00:33:51:Nie, Felipe jest na tyłach i pcha to stadko.
00:33:54:Nie prowadź ich zbyt ciasno.
00:33:55:- Dalej jedzie kilka osób.|- Nie martw się.
00:35:24:Zawracaj! Uciekają!
00:35:53:Dalej.
00:36:06:Zawróć wóz.
00:36:46:Nie ruszaj się. Wracaj.
00:38:06:Rzuć swój rewolwer.
00:38:19:A teraz odbiorę wam pieniądze,|jakie Taylor zapłacił za tego byka.
00:38:28:Tracisz czas.
00:38:29:Przeszukam cię,|jeśli wolisz.
00:38:34:To nie będzie konieczne.
00:38:37:Dam panu te pieniądze.
00:38:56:Ile pan dostał za Obrońcę, panie Burnett?
00:38:59:$1,000.
00:39:07:Zabieram wszystko.
00:39:12:Co tam jeszcze masz?
00:39:35:Dosyć. Słyszycie mnie? Dosyć!
00:39:37:Nic dziwnego, że tu jest pustkowie.
00:39:39:Jesteście zbyt zajęci zabijaniem się nawzajem.
00:39:42:Panie Simons,|dostałam moje $2,000 uczciwie...
00:39:44:więc proszę mi je oddać.
00:39:46:I niech się pan stąd wynosi.
00:39:47:Uważaj, Marto,|on wciąż ma pistolet.
00:39:49:Ja też.
00:39:54:Nie, proszę, niech jedzie.|Dość już zabijania.
00:40:12:Dalej, wstawaj.
00:41:22:- Zabiłeś go.|- Nie miałem wyboru.
00:41:26:Zginął człowiek, a ten chłopak jest ranny.
00:41:31:Wszystko z powodu twojej nieuczciwości.
00:41:35:To tylko jedna strona medalu.
00:42:21:Tam. Oto odpowiedź.
00:42:24:Bierz, co twoje i uciekaj.
00:42:27:- Mamo, możemy się zatrzymać?
00:42:29:To już niedaleko, kochanie...
00:42:31:i na pewno znajdą się ludzie,|którzy się nim zaopiekują.
00:42:34:- Wkrótce będziesz w domu.|- W domu?
00:42:36:Nie. Gdzie mój kapelusz?
00:43:13:Estaban. Juan.|Zabierzcie Jamiego do środka, jest ranny.
00:43:20:Podnoście go ostrożnie, proszę.
00:43:43:Alex, to jest Jamie. Jest ranny.
00:43:46:Taa, nie dziwi mnie to.
00:43:48:Felipe był tu po południu, utykając...
00:43:50:z dziurą w ramieniu.
00:43:55:Powiedział, żebym uciekał.
00:44:00:Czy to oznacza, że pan wiedział, że syn jest|w niebezpieczeństwie i nie posłał po pomoc?
00:44:05:Droga pani, wiedziałem,|że albo wróci cały i zdrowy albo nie.
00:44:10:W tych stronach, pomoc przychodzi zbyt późno.
00:44:13:Czego pani chce?
00:44:14:Czego chcę?
00:44:16:Niech pan słucha.
00:44:18:Pana syn jest ranny.
00:44:19:I chcę, żeby go położono w ciepłym pomieszczeniu.|Potem proszę przynieść jakieś bandaże.
00:44:24:Zamknij jadaczkę, kobieto.
00:44:27:Tutaj rozkazuje Alex Bowen...
00:44:29:a wy kobitki macie słuchać, co mówię.|Czy to jasne?
00:44:34:Ty nadęty, śmierdzący despoto.
00:44:37:Chłopiec ma być przeniesiony tam,|gdzie można go doglądać.
00:44:40:Ty i ty. Podnieście go.
00:44:43:A pan, panie Burnett,|też może pomóc.
00:44:45:Nie stójcie tak.|Róbcie, co mówi.
00:45:02:Ma złamane ramię.
00:45:04:I strzaskane żebra,|nie wiem, co jeszcze.
00:45:06:Wszystko, co możemy zrobić|w tych warunkach...
00:45:09:to pielęgnować go i mieć nadzieję.
00:45:11:Przepraszam za to miejsce.
00:45:15:Trzeba coś zrobić z dachem,|żeby nie przeciekał.
00:45:18:Już się tym zająłem.
00:45:24:Naprawdę?
00:45:25:Powiedziałem Estabanowi, żeby naprawił...
00:45:31:Niezdyscyplinowana i niezdarna banda.
00:45:36:Ale nie wiadomo, czy Jamie też jest taki, prawda?
00:45:41:Potrzebuje pani tego?
00:45:42:Nie, nie tutaj. Tam, na dachu.
00:45:45:Nie chcę łapać deszczówki.|Chcę, żeby dach nie przeciekał.
00:45:48:I proszę przekazać, komu trzeba...
00:45:51:że czystość jest równie istotna, co bogobojność.
00:46:08:Nie, nic nie wiemy o Jamie.
00:46:45:Na długo pojechali?
00:46:47:Na cztery, może pięć dni. A może na dłużej.
00:46:49:Jest sporo do zrobienia.
00:46:55:Pewnie, że tak.
00:47:31:Ta baba przejeła mój fort.
00:47:34:Ta tam.
00:47:43:Wszędzie śmierdzi mydłem.
00:47:47:Jeśli pani nie chce, żeby|wyszła na głupią...
00:47:51:sugeruję siadać do wozu|i zasuwać do Dodge.
00:47:54:Nie zamierzam nigdzie jechać,|dopóki Jamie nie wyzdrowieje.
00:47:58:Miło to słyszeć.
00:48:03:Czuje się lepiej,|jeśli to pana obchodzi.
00:48:05:Poza tym, nie możemy odjechać...
00:48:07:póki nie zrozumie pan,|jak radzić sobie z Obrońcą.
00:48:12:Jutro chciałabym wybrać kilka krów.
00:48:16:- Wybrać?|- Tak, do rozpłodu.
00:48:20:Proszę pani, tutaj podstawą jest przetrwanie...
00:48:24:i jeśli to pani stworzenie|nie potrafi wybrać sobie samo krów...
00:48:27:nie przeżyje tutaj.
00:48:29:Sądzę, że dobrze by było,|gdyby pani dokonała niewielkiego wyboru...
00:48:32:spośród tutejszych pięknych dam...
00:48:34:które pani zdaniem będą pasowały|najbardziej to waszego byka z Hereford.
00:48:37:- Właśnie to zamierzałam zrobić.|- Dobrze.
00:48:41:Niech pani przyjdzie jutro...
00:48:42:a ja upoluję dla pani|dłogorogą krowę...
00:48:46:wtedy się pani sama przekona,|dlaczego sądzę, że ten wasz byk...
00:48:50:nie będzie miał małych cielaczków.
00:48:56:To nie będzie polowanie,|jakiego by się pani spodziewała.
00:49:01:- Mogę pani pomóc?|- Nie, dziękuję, panie Burnett.
00:49:03:Są czyste.|Chciałabym, żeby trzymali się od tego z daleka.
00:49:19:- Gulasz wołowy?|- Rosół z kurczaka.
00:49:23:Rosół z węża, ze świstaka,|wszystko, byle nie rosół z kurczaka.
00:49:25:Kiedy dostanę coś na ząb?
00:49:27:- Sam będę jadł.|- Więc niech pan je.
00:49:34:- Chciałbym dostać coś do żucia.|- Żuj łyżkę.
00:49:38:Hej, ale pani dziś drażliwa.
00:49:40:Twój ojciec wrócił.
00:49:43:Wyjeżdża na cały tydzień|bez słowa...
00:49:45:a potem nawet nie wpadnie|zobaczyć, jak się miewasz.
00:49:48:Co jest między wami?
00:49:49:Warczycie i burczycie na siebie,|jak dwa ranne zwierzaki.
00:49:53:Zawsze tak było.
00:49:54:- Ale dlaczego?|- Hilary, nie zrozumiałabyś.
00:49:59:Jasne, żebym nie zrozumiała.
00:50:02:Jamie Bowen, jeśli jeszcze nie|wszystkie kości masz połamane...
00:50:06:z pewnością dodałabym coś do kolekcji.
00:50:09:Same uparte bubki.
00:50:11:Sam, mama, twój ojciec,|a teraz ty.
00:50:15:Z nikim tutaj nie da się pogadać|z wyjątkiem Obrońcy.
00:50:19:Nie znoszę tajemnic rodzinnych.|Czemu zawsze tak jest?
00:50:22:Nie wiem!
00:50:26:Powiedziałbym, gdybym wiedział.
00:50:37:- Przepraszam.|- Już dobrze.
00:50:41:Zostaniesz tutaj, dopóki nie stanę na nogi, prawda?
00:50:45:Może nawet nieco dłużej.
00:50:52:Hilary, wyjeżdżamy jutro,|żeby wybrać kilka krów.
00:50:56:Jamie, jak się masz?
00:50:57:Dobrze, świetnie, pani Evans.
00:51:00:Właśnie zjadłem najlepszy|w moim życiu rosół z kurczaka.
00:51:04:Ale jeśli znajdzie pani zabłąkaną krowę|i przekaże ją Hilary...
00:51:07:zjem rogi, kopyta, skórę, wszystko.
00:52:17:Nadal pani uważa, że ten wasz byk|mógłby być dla niej partnerem?
00:52:22:Panie Bowen, pierwszy cielak Obrońcy...
00:52:25:będzie ważył o połowę więcej,|niż wasze długorogie cielęta...
00:52:28:a przy tym będą wytrzymałe.
00:52:30:Rozerwie go na strzępy|podczas gdy on będzie się wciąż zalecał.
00:52:32:- Nigdy nie spłodzi cieląt.|- Jest pan w błędzie.
00:52:36:Droga pani, spędziłem tu mój mego życia.
00:52:38:I mówię pani, że jeśli|te długorożce go nie zabiją...
00:52:41:zrobią to wilki i zima.
00:52:44:Domyślam się, że zgadza się pan z nim?
00:52:46:Czasami dochodzi do minus 20 stopni, proszę pani.
00:52:48:Tylko spójrz na tę bestię, mamo.
00:52:52:To ma być krowa? Dobry Boże!
00:52:56:Jestem przekonana, że Obrońca|pożyje wystarczająco długo...
00:52:59:żeby się rozmnożyć.
00:53:01:Tego jednego możemy od niego oczekiwać.
00:53:05:Mamo, to okrutne.
00:53:07:Tak, okrutne, głupie i brutalne.
00:53:11:Ale w końcu żyjemy wśród|brutalnych i głupich ludzi.
00:53:13:I jedyny sposób, by ich przekonać,|to grać według ich reguł.
00:53:16:Przetrwanie, tylko przetrwanie.|Jedyne, co rozumieją.
00:53:19:Możemy zbudować szałas|i w ten sposób utrzymać przy życiu.
00:53:23:Mogę trzymać i róże w szklarni.
00:53:26:A pani ma szklarniowego byka.
00:53:29:To nie tak.
00:53:30:Obrońca ma ducha walki i wytrzymałość. Naprawdę.
00:53:34:Mój ojciec go wyselekcjonował...
00:53:36:i jeśli ma ryzykować życiem,|żeby to wam udowodnić, to zaryzykuje.
00:53:47:Nie puści go wolno, po tym,|co tu zobaczyła.
00:53:50:A owszem.
00:53:51:Zapomina pan, że mój mąż do śmierci...
00:53:53:starał się sprowadzić tu rasę Hereford|i udowodnić, że sobie poradzi.
00:54:02:Ta baba niczego się nie boi.|Nie, Sam?
00:54:06:Niczego prócz nieuczciwości i kurzu.
00:54:27:Myślisz, że twoja mama|ma zimną wołowinkę w spiżarce?
00:54:30:- Pewnie, Jamie.|- A moja ma tortille.
00:54:37:Schowajcie się! A ty, Conchita,|przyjdź później i przynieś tortille.
00:54:48:- Już dobrze, Obrońco. Chodź.
00:54:59:Jamie, nie powinieneś wychodzić.
00:55:02:Lubię oglądać niebo co jakiś czas.
00:55:06:Dokąd zabierasz tegu rudzielca?
00:55:09:- Nie nazywaj go tak.|- Przepraszam, Hilary.
00:55:14:Zabieram go daleko stąd...
00:55:18:i chcę go tam zostawić.
00:55:22:Nie ma potrzeby tak się gniewać|z powodu starego byka.
00:55:26:Obrońca nie jest stary.
00:55:28:Cóż, miałem na myśli,|że jest zwierzęciem, nie człowiekiem.
00:55:31:Prawdziwy z ciebie Bowen, oj tak.
00:55:34:Nieczuły i pełny nienawiści.
00:55:36:Nawet nie wiesz, ile on dla mnie znaczy.
00:55:39:Nie rozumiesz tego|i nigdy tego nie pojmiesz.
00:55:43:Chodź, Obrońco.
00:56:25:Idź, Obrońco...
00:56:27:i nie wracaj,|słyszysz?
00:56:30:No już.
00:56:46:Obrońco, musisz być teraz samodzielny. Naprawdę.
00:56:52:Jesteś brytyjskim bykiem|z niespotykanie dobrym smakiem...
00:56:54:i świetnym rodowodem.
00:56:57:Razem przeżyliśmy wiele wspaniałych chwil.
00:57:00:A teraz musisz się wykazać.
00:57:02:I dowieść, że ojciec miał rację.
00:57:05:No, dalej.
00:57:35:Puściła go wolno.
00:57:37:Twoja panna jest odważna, przyznaję.
00:57:43:Domyślam się, że teraz|pojedzie pani do domu?
00:57:45:Po co?|To znaczy, po co ten pośpiech, Sam?
00:57:48:Pani Evans mogłaby zabawić u nas nieco.
00:57:52:Proszę przyjechać latem.|Zobaczy pani pierwsze krzyżówki na ranczu.
00:57:56:Sam, nie ma powodu, by ją okłamywać.
00:57:59:To kraj długorożców...
00:58:02:i pozostanie krajem długorożców.|Pani tego nie zmieni.
00:58:10:Wiem, co mówię.
00:58:12:Gdybym tylko mogła panu wierzyć, panie Burnett...
00:58:15:byłoby inaczej.
00:58:17:Ale raz się już pomyliłam, nieprawda?
00:58:20:Marto, to co zrobiłem, było złe.
00:58:24:Skłamałem, bo nie chciałem,|żeby pani i Hilary zwróciły się przeciwko mnie...
00:58:28:i żałuję tego.
00:58:41:Powinnam iść do Hilary.
00:58:50:A więc nie gniewasz się już?
00:58:52:Nie, nie bardzo.
00:58:58:Wiesz, Jamie...
00:58:59:nie mamy już po co tu siedzieć.|Czyż nie?
00:59:02:Obrońca jest gdzieś tam, na ranczo...
00:59:05:a ty wstałeś i masz się dobrze.|- Nie, poczekaj.
00:59:07:Wciaż mam potłuczone żebra|i bolą jak diabli.
00:59:10:Pokażę ci.
00:59:13:Widzisz? Boli. Potrzebuję opieki.
00:59:16:Jamie, połamiesz mi żebra.
00:59:18:Taa.
00:59:19:I zrobię to, jeśli dzięki temu zostaniesz tutaj.
00:59:28:Wszystko, co mam, to nogi,|na których stoję, Hilary...
00:59:33:ale znajdzie się w tym kraju miejsce,|które można upodobnić do Herefordshire.
00:59:37:Nieważne jakie jest.
00:59:39:Nie chcę cię nigdy opuszczać.
01:00:33:(fragment "Loch Lomond", szkockiej piosenki)|A ja pójdę doliną
01:00:36:I będę w Szkocji przed wami
01:00:39:Ale ja i moja prawdziwa miłość,|już nigdy się nie spotkamy
01:00:42:Na przepięknych brzegach Loch Lamond
01:00:47:Dalej!
01:00:56:No dalej!|Nie potrzebuję was przy kąpieli.
01:00:58:Wynocha! Pójdziecie w końcu?
01:01:29:Nie stój tak, chłopie, zamknij drzwi!
01:01:37:- A cóż ty robisz?|- A na co ci to wygląda?
01:01:40:Wyglądasz, jak byk|tarzający się w błocie.
01:01:43:Słuchaj, śnieg pokrywa już wszystko.
01:01:46:- Słupek rtęci wciąż opada.|- To świetnie.
01:01:49:Nie będzie mogła jechać|przy takiej pogodzie.
01:01:51:Zastanawiałem się, jak ją tu|bez przemocy zatrzymać.
01:01:53:Jak pachnę, Sam?|Czy pachnę super?
01:01:56:- Śmierdzisz, jak stary bizon.|- To nie ja, to ta skóra.
01:02:00:Alex, idę szukać Obrońcy...
01:02:02:i sprowadzę go z powrotem|póki pogoda się nie poprawi.
01:02:05:- Pozwól naturze robić swoje, chłopie.|- Ale mogę go uratować.
01:02:09:- A kto chce go uratować?
01:02:11:Teraz, gdy go już tu nie ma...
01:02:12:pani Evans przekona się,|że miałem rację co do tych stron...
01:02:15:a wtedy być może uzna...
01:02:17:że mogę mieć rację także co do innych rzeczy.
01:02:19:Cóż, pozwolić bykowi umrzeć w śnieżycy|nie jest specjalnym dowodem roztropności.
01:02:24:Taa, ale zapomnieć o przeszłości - to już wymaga sprytu...
01:02:26:a ja chcę właśnie, żeby ona zapomniała.
01:02:29:Chcę, żeby zapomniała o tych Herefordach|i myślała o mnie.
01:02:34:Już się zdecydowałem.
01:02:36:Chcę poślubić tę kobietę.
01:02:39:- Zamierzasz ją poślubić?|- Taa.
01:02:43:Bowen, pani Evans to dama.|Angielska dama.
01:02:46:Nie jechała tu przez pół świata...
01:02:48:żeby wychodzić za mąż|za takiego starego grizzly jak ty.
01:02:50:Taa, ale wyjdzie, mówię ci.
01:02:52:Jak tylko ten byk zginie,|zacznie się troszczyć o mnie:
01:02:56:Aleksandra Bowena
01:03:02:(fragment szkockiej piosenki) Każdy chłopak ma swą panienkę
01:03:11:A wszystkie dziewczęta uśmiechają się do mnie
01:03:14:Idąc pośród żyta
01:03:20:- Macie coś?|- Ten byk zniknął, proszę pana.
01:03:23:Jeśli jest taki mądry, jak pan mówi...
01:03:25:udał się tydzień temu nad Zatokę Meksykańską.
01:03:28:W takiej śnieżycy niczego nie znajdziemy.
01:03:30:Słuchajcie uważnie. Słuchajcie.
01:03:39:Teraz wy.
01:03:47:Gwiżdżcie głośno.|Spróbujemy jeszcze raz.
01:04:04:Sam, jutro jadę z tobą.
01:04:06:Nie, jeszcze nie wydobrzałeś.
01:04:07:Całymi tygodniami tylko tu zasuwam.
01:04:10:Hilary i pani Evans zamartwiają się o ciebie.
01:04:13:- To już twoja działka,|żeby przestały się martwić.
01:04:15:No chodź,|tu zamarzniemy.
01:05:13:Obdarz ją zwycięstwem
01:05:17:szczęściem i chwałą
01:05:21:długim panowaniem
01:05:25:Boże chroń królową.
01:05:29:Pani Evans.
01:05:32:Dziś o czwartej po południu serwuję herbatę.
01:05:35:- Zastanawiałem się,|czy może zechciałaby pani przyjść.|- Na herbatę?
01:05:38:Bardzo dziękuję za zaproszenie, panie Bowen.
01:05:41:To może być dla pani miła odmiana.|Zatem do zobaczenia o czwartej.
01:05:47:Dobrze, dzieci. Wstańcie.|Zaśpiewamy "America".
01:05:50:Raz, dwa, trzy...
01:05:52:"My country, 'tis of thee"
01:05:57:Panno Evans, dzień dobry.
01:06:01:Czyżbyś miał dobry humor?
01:06:04:Wystarczająco dobry,|żeby znowu wyjechać?
01:06:06:Skończyłem z uciekaniem.|Chcę znaleźć spokojne miejsce,|gdzie mógłbym mieć własny dom.
01:06:09:To się tylko tak łatwo mówi.|Ale łatwe nie jest.
01:06:13:Życie tutaj jest ciężkie, chłoptasiu.
01:06:14:Taa, więc może mógłbyś uczynić go łatwiejszym.
01:06:17:Co masz na myśli?
01:06:19:Mógłbyś zbudować szałasy dla bydła...
01:06:22:z odrobiną pożywienia na zimę|i ulepszyć to zapomniane przez Boga miejsce.
01:06:27:Nasłuchałeś się tej smarkuli.
01:06:29:Żebyś wiedział.
01:06:30:I to jest pierwsza sensowna rzecz,|jaką słyszałem w tej części Teksasu.
01:06:38:Przygotowuję herbatę o czwartej po południu.
01:06:42:Możesz przyjść z panną Evans, jeśli chcesz.
01:06:53:Pan zaraz przyjdzie.
01:07:04:O rany, ale formalnie.
01:07:36:Oficer?
01:07:38:91-szy regiment Argyle.
01:07:45:Nie poznajesz mnie w tym mundurze,|prawda, Jamie?
01:07:48:Nie mógłbyś.|Byłeś wtedy maleńkim chłopcem.
01:07:52:Pierwszy raz się ogoliłem,|od kiedy opuściłem mój regiment.
01:07:56:Czy zechciałaby pani nalać, pani Evans?
01:08:04:Estaban upiekł dla nas ciastka.|Jest całkiem niezłym kucharzem.
01:08:21:Estaban, ty łajdaku.
01:08:26:Sądziłam, że jest pan 100 lat starszy od Sama.
01:08:30:Zatem pochwala pani odmianę, prawda?
01:08:32:Problem z powierzchownością tkwi w tym, panie Bowen...
01:08:34:że piękno może skrywać...
01:08:36:podłość, ukrytą gdzieś w głębi.
01:08:39:Co chce pani przez to powiedzieć?
01:08:41:Ona mówi, że kobza i herbata...
01:08:43:nie zatrze sposobu,|w jaki potraktował pan Jamiego.
01:08:46:Zrobiłem, co mogłem, panienko.
01:08:50:I nie mogę nic na to poradzić,|że nie zaznał delikatności i troskliwości matki.
01:08:56:Przez te wszystkie lata|niemal się pan do niego nie odzywał.
01:08:59:Nie za bardzo mam ochotę|dyskutować o przeszłości.
01:09:02:- Masz na myśli moją matkę?|- Tak.
01:09:07:Cóż miałem ci powiedzieć, Jamie?
01:09:10:Była chora, gdy się urodziłes...
01:09:14:i umarła.
01:09:18:I żadne słowa na tym świecie|już mi jej nie wrócą.
01:09:23:Ani pani męża.
01:09:27:Pani Evans...
01:09:28:zdobyła pani mój fort|i wszystkich jego mieszkańców.
01:09:33:Jedzą pani z ręki.
01:09:38:Tak, to prawda.
01:09:40:Zyskała tu pani przywiązanie,|droga pani.
01:09:43:Jamiego, dzieci w szkole...
01:09:47:Chciałbym... To znaczy...
01:09:50:Miałem nadzieję, że z głębi serca...
01:09:54:okaże mi pani swoje przywiązanie.
01:10:01:Oczywiście, nie od razu.
01:10:03:Nie ośmieliłbym się pani ponaglać.
01:10:07:I chciałbym, żeby to pani przemyślała,|gdy będzie pani urządzała swój dom,|tu w Teksasie.
01:10:12:Pani i pani córka.
01:10:14:Podoba jej się tutaj.
01:10:19:Chcę powiedzieć, że...
01:10:21:moglibyśmy tu wszyscy wieść|wspaniałe życie.
01:10:27:Nigdy nie będzie tu, jak w Herefordshire.
01:10:29:Tak, i nie będzie jak w Szkocji, wiem.
01:10:33:Ale gdy przybyłem to po raz pierwszy,|zdecydowałem...
01:10:36:że zaakceptuję ten kraj,|takim jaki jest.
01:10:39:To właśnie musi pani zrobić,|bo nie może go pani zmienić.
01:10:42:I jeśli wciąż pani sądzi,|że jestem odpowiedzialny...
01:10:46:za to, że bydło rasy Hereford nie może|się przystosować do warunków panujących w Teksasie...
01:10:50:i że zniweczyłem...
01:10:52:piękne marzenie pani i pani męża,|to jest pani w błędzie.
01:10:55:Nie może pani żyć marzeniami.
01:10:59:Czas skończyć marzyć|i żyć dniem dzisiejszym...
01:11:03:i kolejnym.
01:11:07:Nadszedł czas, aby przyznać,|że to kraj dłogorożców...
01:11:10:i że jest pan jego panem i władcą.
01:11:14:Zakochany mężczyzna nie jest|ani panem ani władcą siebie.
01:11:26:Zmieniłbym dla pani tutejszy klimat,|gdybym tylko mógł.
01:11:36:Co się stało, durniu?|Na co się gapisz?
01:11:39:To pan, panie Bowen?
01:11:42:Nie, Krystyna Loska.
01:11:45:- Czego?|- Zgubiłem go.
01:11:48:- Kogo?|- Pana Burnetta.
01:11:51:Wydawało mi się, że słyszę, jak gwiżdże,|ale zniknął...
01:11:53:Nie mogłem go odnaleźć.|Zbyt mocno pada.
01:11:55:Zaginął?
01:11:57:Nie, proszę pani, może ma kłopoty...
01:11:59:ale pan Burnett nie zaginął.
01:12:01:Zbierz ludzi. Jadę z tobą.
01:12:03:- Siodłaj mi konia.|- Też jadę.
01:12:07:Nie martwcie się, znajdziemy go.
01:14:07:Przez lata się zastanawiałem...
01:14:08:co tam ukrywasz|pod tą brodą.
01:14:11:Mówiłem ci, że człowiek może się zmienić.
01:14:14:No tak, zmieniłeś się.
01:14:16:Pani Evans na pewno to pochwala.|Ale ja się nie zmieniłem!
01:14:20:Ten byk z Hereford jest tam gdzieś|i ja go znajdę.
01:14:24:Myślisz, że dasz radę?
01:14:26:Pewnie, że tak...
01:15:07:Nie popychaj mnie, mogę chodzić.
01:15:10:Chodź tu, Sam.|Hilary, zrób kawę.
01:15:14:Nie chcę, żebyś więcej wyjeżdżał na poszukiwania.|Rozumiesz?
01:15:18:I ty uważasz, że Obrońca zginął?
01:15:21:Tak, lecz to teraz nieistotne.
01:15:24:Nie, sam to zrobię.
01:15:33:Nic nie jest warte ryzyka, jakie podejmujesz, Sam.
01:15:37:- Nic?|- Nie.
01:15:39:To kraj długorogich byków.
01:15:42:Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy|i dać sobie z tym wreszcie spokój.
01:15:44:Cóż, ja nie spocznę.
01:15:47:Zasiała pani we mnie ziarno, pani Evans,|i zapuściło głęboko korzenie.
01:15:51:Uważam, że obrońca jest równie dobry,|a może i lepszy niż jakikolwiek dłogorogi byk.
01:15:55:Gdy nadejdzie lato,|pojawią się na tym ranczu krzyżówki rasy Hereford.
01:15:59:Wystarczy poczekać, a przekonacie się.
01:16:01:Nie w tych stronach.
01:16:03:Nie bądź taki wyniosły i wszechwiedzący...
01:16:05:tylko dlatego, że się ogoliłeś i wykąpałeś.
01:16:07:Nie znasz się na tej rasie.
01:16:09:Samie Burnett, udzielam ci zgody...
01:16:12:byś wziął wszystkie krzyżówki, jakie tylko znajdziesz.
01:16:15:Bierz je. Są twoje.
01:16:16:Ale nie zanudzaj nas tym więcej.
01:16:19:Pani Evans nie może już słuchać...
01:16:20:tego ciągłego rozgrzebywania starych spraw.
01:16:25:Poza tym, oświadczyłem się jej.
01:16:27:I nie powiedziała jeszcze 'nie'.
01:16:33:Wygląda na to, że sprzeniewierzyła się pani...
01:16:35:wszystkiemu temu, co przywiodło panią tutaj.
01:16:37:Nigdy nie byłam osobą,|która nie potrafi dostrzec faktów, panie Burnett.
01:16:42:Powinien pan to wiedzieć.
01:16:44:Myliłam się co to tego kraju.|Przyznaję.
01:16:48:Cóż.|Zatem pani mąż również mylił się co do rasy Hereford.
01:16:51:Tak. Przyznaję, tak!
01:16:53:Ale są inne sprawy warte rozważenia.
01:16:55:Na przykład Hilary i Jamie.|Życie musi iść swoim torem.
01:17:06:W porządku, Alex...
01:17:08:Wezmę wszystkie krzyżówki, jakie znajdę...
01:17:10:i zbuduję dla nich ranczo.
01:17:12:Sam, przestań. Nie widzisz, że to już koniec?
01:17:15:Nie dla mnie.
01:17:18:Pomóż mu.
01:17:23:Ma cholerną zdolność do niepowodzeń.
01:17:27:Nie ma sposobu, żeby go powstrzymać.
01:18:04:Jamie, to Sam.
01:18:14:Hilary.|Hej, Jamie.
01:18:16:Zaganiacie je, hę?
01:18:18:Tak. Ale wiele nie podoła.
01:18:20:Ojciec mówi, że nie pamięta cięższej zimy.
01:18:22:Nie widywaliśmy cię ostatnio.|Jak sobie radziłeś?
01:18:24:W porządku, dzięki.
01:18:26:- Budowałem ranczo.|- Tak, Juan mi mówił.
01:18:29:Juan wciąż wyjeżdża, żeby mi pomagać.
01:18:32:- Chciałabym je zobaczyć.|- Nie jest jeszcze skończone.
01:18:35:Pracuję teraz nad zagrodą dle cieląt. I czekam.
01:18:43:Pojadę już.
01:19:16:Spokojnie, stary.
01:20:03:To Obrońca, prawda?
01:20:10:Ale wiele długorożców też pozdychało.
01:20:13:Wiedzieliśmy, że tak będzie, Sam.
01:20:19:Chcę, żebyś powiedział Bowenowi.
01:20:22:Powiedz mu, że to nie oznacza,|że nie będzie cialąt.
01:20:30:Powiedz mu to.
01:20:32:Oboje mu powiedzcie.
01:22:08:- Hej, Hilary.|- Hej, Sam.
01:22:10:- Juan mi powiedział, jak tu dotrzeć.|- Nietrudno tu trafić.
01:22:13:Jamie zna to miejsce.|Był tu wiele razy.
01:22:16:Tak. Jamie i ja pokłóciliśmy się.
01:22:20:Ach, tak.
01:22:22:- Mogę z tobą zamienić słowo, Sam?|- Pewnie.
01:22:26:Dziękuję.
01:22:28:Mam jeszcze trochę letniej kawy.|Chcesz?
01:22:32:Tak, proszę.
01:22:35:Masz, usiądź na prawdziwym krześle.
01:22:37:Dzięki.
01:22:39:Właśnie wykańczam zagrodę dla cielaków.
01:22:41:Zbudowałem dwie zagrody,|wyżej, w kanionie.
01:22:46:Wciąż uważasz, że będą cielaki?
01:22:49:Tak.|Jest dopiero koniec czerwca.
01:22:52:Obrońca mógł przetrwać dłużej,|niż ktokolwiek podejrzewał.
01:22:55:Jego cielaków można się spodziwać w październiku.
01:22:58:Rozumiem.
01:23:09:- Mówiłeś wcześniej, że co to jest, Sam?|- Kawa.
01:23:13:Przykro mi z powodu ciebie i Jamiego.
01:23:16:Pokłóciliście się?
01:23:18:O tym właśnie chciałam z tobą pomówić.
01:23:21:Widzisz, wszystko się pogmatwało.
01:23:24:Jamie poprosił mnie o rękę.
01:23:27:- To świetnie.|- A ja powiedziałam 'nie'.
01:23:29:- Nie kochasz go?|- Ależ tak. I to bardzo.
01:23:33:- Cóż, zatem...|- Ale nie rozumiesz...
01:23:34:Jeśli wyjdę za Jamiego,|mama będzie musiała poślubić pana Bowena
01:23:39:Nie, obawiam się, że nie rozumiem.
01:23:42:Sam, czy ty nigdy nie myślałeś o mamie?
01:23:44:Czy nie myślałem?|Cały czas o niej myślę.
01:23:47:Mam ten zakątek i plany...
01:23:50:to więcej, niż kiedykolwiek miałem|przez całe moje życie.
01:23:52:Twoja matka sprawiła,|że to wszystko stało się możliwe.
01:23:55:A to wiele znaczy.
01:23:57:Zatem to nie w porządku, że trzymasz to tylko dla siebie.
01:24:00:To nie fair. Mama cię potrzebuje.
01:24:04:Obawiam się, że nie bardzo radzę|sobie z problemami...
01:24:07:szczególnie czyimiś.
01:24:09:Wiem tylko, że jestem związany z moimi planami tutaj...
01:24:12:które podsuneła mi twoja matka.|Wręcz muszę to dokończyć.
01:24:16:Ale, Sam, potem będzie za późno.
01:24:17:Mama i pan Bowen...
01:24:19:Nie, twoja matka podejmuje decyzje samodzielnie.
01:24:21:I tak powinno być.
01:24:23:A ty powinnaś podjąć twoje, Hilary.
01:24:27:Jeśli kochasz Jamiego,|powinnaś mu to powiedzieć.
01:24:30:I wyjść za niego.
01:24:38:- Myślisz, że powinnam?|- Oczywiście.
01:24:51:Cóż, dzięki za kawę.
01:24:53:- Cieszę się, że cię zobaczyłam.|- Też się cieszę.
01:25:10:Wróć, Sam.
01:25:53:Co za piękny dzień.|Ni rusz!
01:26:17:Co za piękny dzień, pani Evans.
01:26:18:- Musimy poczynić plany.|- Jaki pan zapobiegliwy.
01:26:21:- Miałem na myśli, że...|- Są śliczne.
01:26:24:Miałem na myśli, że powinniśmy się pospieszyć.
01:26:26:Powinniśmy zacząć myśleć o dacie.
01:26:36:Zatem dobrze, Alex. Niech będzie wrzesień.
01:26:41:Pod koniec września.
01:26:44:Chyba nie łudzisz się,|że pojawią się cielęta z krzyżówki?
01:26:49:A jednak.|Jakoś nie mogę przestać.
01:26:52:To przez tego lunatyka,|który wciąż tam siedzi i szuka.
01:26:56:Jest skazany na porażkę.|Też o tym wiesz.
01:26:59:Tak, wiem. Ale poczekajmy do września.
01:27:03:- Chyba nie proszę o zbyt wiele?|- Nie.
01:27:07:Do tego czasu na pewno się już podda.
01:27:10:Zgoda. A więc wrzesień.
01:28:41:Pożyczę go na trochę.
01:28:44:Nie martw się.
01:29:15:Jamie, to Sam.
01:29:23:Byk o białej głowie.
01:29:47:Oto, po co tu przyjechałaś, Marto.
01:29:49:Pojawiły się krzyżówki.
01:29:52:Ten cielak będzie|wspaniałym prezentem ślubnym, Sam.
01:29:55:Mówiłem ci, że wrócę,|jak tylko znajdę mieszańca.
01:29:57:To jest pierwsze.
01:29:59:Ręce precz od tej kobiety, Samie Burnett.
01:30:02:I będzie więcej cielaków o białych głowach,|ale będę cię do tego potrzebował, Marto.
01:30:05:Słyszałeś, co powiedziałem?|Łapy precz.
01:30:08:I wynoś się stąd.
01:31:00:- Alex, ja...|- Nie musisz nic tłumaczyć, kobieto.
01:31:06:To też kraj rasy Hereford.|Możecie hodować te cholerne zwierzaki.
01:31:11:Hodujcie, jeśli zdołacie.
01:31:14:To właśnie zamierzamy.
01:31:16:Zanim tego dokonamy...
01:31:18:będziesz widział mieszańce rasy Hereford|w całej okolicy.
01:31:27:Tego możesz zabrać.
01:31:45:Ten wygląda, jak jeden|spośród pierwszego tuzina, Marto.
01:31:48:Cieszę się, że zatrzymaliśmy|kilka długorogich, Sam.|Przez wzgląd na stare czasy.
01:31:52:Ja też.
01:31:55:Stają się rzadkością.
01:32:03:Tam. Spójrz na tego.
01:32:08:Nadal sądzisz, że któryś przyjdzie do Ciebie, jak Obrońca?
01:32:11:Nie, raczej nie.
01:32:12:Czasami przypominam go sobie.
01:32:15:Lubię myśleć, że on tam wciąż jest. Gdzieś.
01:32:27:Tłumaczenie z wersji angielskiej|i poprawki synchronizacji: M.Bajer
01:32:31:Odwiedź www.NAPiSY.info


Wyszukiwarka