Czołem,

Parę razy zdarzyło mi się z niewinnej rozmowy w knajpie wpaść w ogólną rozpierduchę gdy rozmówca okazał się agentem Molochian. Jakakolwiek próba obrony powodowała masakrę postronnych a nawet jeśli nie, to i tak przybyła straż rąbała równo wszystkich zaangażowanych...
Wydaje mi się (była 10. godzina gry) że kiedyś raz mi się udało uciec na ulicę (nie oddając ciosu) i tam gościa załatwili strażnicy. (Sytuacja podobna do tej z geodetami na bagnach na północy). Niestety po pierwsze potem jak mu opróżniałem kieszenie, to się straż mną zajęła z wiadomym skutkiem, po drugie nie udało mi się tego powtórzyć.

Czy ktoś ma pomysł jak się w takiej sytuacji zachować, żeby wyjść z twarżą, a w każdym razie z całą skórą i nie zostać lokalnym wrogiem publicznym?
Krótko - Weź miecz i molochańską horde siecz!

Nie ma co sie przejmować swoją "twarzą" zabijając agentów Ręki nie staniesz sie wrogiem publicznym na 100%
Krótko - Weź miecz i molochańską horde siecz!

Nie ma co sie przejmować swoją "twarzą" zabijając agentów Ręki nie staniesz sie wrogiem publicznym na 100%

tam gościa załatwili strażnicy


O kurcze! Masz chyba jakąś lepszą wersję Arcanum u mnie to straż robi jedynie za dekoracje
A tak na serio to zawsze możesz metodą save game/load game określić, z kim lepiej nie rozmawiać w karczmach.
Poza tym, jeśli nie było o tobie artykułu w gazecie zabójcy rzadziej będą Cię rozpoznawać.
Save/Load i ciszę medialną już stosowałem, ale myślałem że się da bez asekuranctwa.

A strażnicy to całkiem jak w realu - jak się już włączą, to tylko na przerób patrzą, nie na to kto winien kto nie.
Później będziesz mógł zostać przyjacielem molochańskiej ręki i nie będą cie napadać
Straż atakuje tylko wtedy, kiedy "przy okazji" oberwie od Ciebie albo Twojej kompanii tzw. osoba postronna, o co w knajpie nietrudno. Uważać trzeba... Zwłaszcza z bronią miotaną (broń Boże nie używać granatów..)
Straż atakuje tylko wtedy, kiedy "przy okazji" oberwie od Ciebie albo Twojej kompanii tzw. osoba postronna, o co w knajpie nietrudno. Uważać trzeba... Zwłaszcza z bronią miotaną (broń Boże nie używać granatów..)

spróbuj zabic z broni białej gościa a drużynie kazac wycofać się gdyż u mnie przeważnie jak juz mnie molochańczyk zaatakował to drużyna zabilała całą knajpke więc albo save/load lub walka oko w oko tak nawiasam mówiac lepiej save/load bo można na tym zarobic gdyz w knajpach są pytania o 500 kaski i tylko tyle razy save/load aż się nie uda zarobic na kimś tych 5 stówek
Ja gdy chcę sprawdzić czy ktoś jest od Malochańskiej Ręki, próbuje go okraść i sprawdzam czy ma amulet!Proste!!!Tak przynajmniej jest u mnie .
Tyle że większość agentów, jeżeli nie wszyscy, zakładają amulety dopiero w czasie ataku a wtedy to już jest za późno.
Ciekawe czy mają złe charaktery.......?
Ciekawe czy mają złe charaktery.......?

O kurcze! Masz chyba jakąś lepszą wersję Arcanum u mnie to straż robi jedynie za dekoracje



Zgadzam się. Ja bardzo dawno temu grałem perswazyjną kobieciną, ale przyjąłem zadanie od posterunkowego za wcześnie i Lukan mnie zaatakował na moście. Wtedy czym prędzej uciekłem do wioski, tylko po to by paść z wyczerpania i zostać zabitym niemal u stóp obojętnego zupełnie posterunkowego Owensa. Dobrze że chociaż mnie nie zaatakował .
Uważać trzeba... Zwłaszcza z bronią miotaną (broń Boże nie używać granatów..) 

Oj tak oj tak A gdyby tam jeszcze wprowadzić automata lub mechanicznego pajęczaka, to po prostu ręka, noga, mózg na ścianie
Straż atakuje tylko wtedy, kiedy "przy okazji" oberwie od Ciebie albo Twojej kompanii tzw. osoba postronna, o co w knajpie nietrudno


Gadasz? Powiedz to mojemu Arcanum - jak jeden gnom w Tarancie mnie zaatakował i powyzywał od wymuskanego elfa a jak go w obronie własnej zabiłem, to jeszcze dowalił się jakiś strażol i mi spadł wskaźnik charakteru o 1 Podobnie w karczmach - chyba Ręka Molochańska i inne skur**** zmówiły się ze strażnikami w całym Arcanum
O kurcze! Masz chyba jakąś lepszą wersję Arcanum u mnie to straż robi jedynie za dekoracje 


Zgadzam się z przedmówcą. U mnie albo straż stoi i się gapi, albo MNIE atakuje, nawet, jak to ten drugi zawinił
Oni są jak Agenci z Matrixa - niezależnie gdzie się schowasz, zawsze najlepszy przyjaciel lub obojętna osoba okaże się Agentem

Z tego typu sytuacji:
- Wypuściłem w Tarancie 4 mechaniczne pająki, a stojący obok strażol tylko się gapił jak ja zwiewałem przed pająkami, a towarzysze ich tłukli.
- Raz wlazłem do domu zawierającego laboratorium ze zbroją mechaniczną, patrzę, mecha pająk. No to zwiewam, pająk wychodzi na ulicę, stojący obok facio ucieka. Jak już towarzysze uporali się z tym problemem, to schodzimy, załatwiamy automata, bierzemy zbroję i wychodzimy. I byłoby fajnie, gdyby jakiś pop**** strażol się na nas bez powodu rzucił. No aż chce się głośno powyklinać tą grę!
Ja raz jak grałem ogrem z 1 Int to zaatakowała mnie na dworcu gnomka ze sztyletem. Na oczach kilkunastu podróżnych, kilku strażników, dwóch konduktorów i dwóch bileterek rozmazałem jej wnętrzności na ścianie, pozbierałem po niej cenne przedmioty i wyszedłem. A tamci zupełnie obojętnie dalej chodzą po dworcu depcząc raz po raz po zmasakrowanym ciele.
Ja raz jak grałem ogrem z 1 Int to zaatakowała mnie na dworcu gnomka ze sztyletem. Na oczach kilkunastu podróżnych, kilku strażników, dwóch konduktorów i dwóch bileterek rozmazałem jej wnętrzności na ścianie, pozbierałem po niej cenne przedmioty i wyszedłem. A tamci zupełnie obojętnie dalej chodzą po dworcu depcząc raz po raz po zmasakrowanym ciele. 

Ja raz jak grałem ogrem z 1 Int to zaatakowała mnie na dworcu gnomka ze sztyletem. Na oczach kilkunastu podróżnych, kilku strażników, dwóch konduktorów i dwóch bileterek rozmazałem jej wnętrzności na ścianie, pozbierałem po niej cenne przedmioty i wyszedłem. A tamci zupełnie obojętnie dalej chodzą po dworcu depcząc raz po raz po zmasakrowanym ciele. 

Swoją drogą, to Molochanie fanatyzmem dorównują alkaidzie. Taki agent sam jeden uzbrojony tylko w sztylet, rzuca się na moją 5osobową kompanię uzbrojoną po zęby.
A co do znieczulicy mieszkańców Arcanum... W ratuszu Tarantu po rozmowie z Willougsbym zaczepił mnie jakiś Jenks proponując zamach an Króla Farada. Wysłuchałęm go, po czym, jak przystało na prawego tarantczyka i panarianina doniosłem Willougsbiemu. On powiedział, ze Lorham się tym zajmie (Lorham to jego goryl, pólogr). Lorham wybiega do pokoju Jenksa, raz go po mordzie, Jenks pada, Lorham zaczyna go glanować, policjanic się przyłączają i zarąbują Jenksa mieczami. Normalnie w tym Tarancie stosuje się metody rodem ze stalinizmu. Nie móiąc już o tym, że zarąbanego, pozbawionego kończyn ale za to z żywotnymi organami na wierzchu Jenksa nikt nie posprzątał, tylko pozwolili mu kalać szysćiutki dywan ratusza.