
Batman... Huh... Postać amerykańskiej pop kultury, wielokrotnie przenoszona na duży ekran, ostatnim czasem znów się na nim pojawiła. Siłą rzeczy nasuwa się skojarzenie z poprzednimi ekranizacjami. I co? No choćby to film "Batman - początek" jest w swojej oprawie taki zimny, realny. Nie ma w nim świrujących złych charakterów ubranych w fikuśne ciuszki ani panienek w kolorowych majtasach. Nie ma też w tym filmie tej takiej "komiksowatości" czy jak to można inaczej nazwać.
Według mnie ten film, właśnie przez odrzucenie tej całej "szmirki" jaką choćby można było oglądać we wcześniejszych Batmanach jest taki realny. Sami twórcy filmu mówią, że efektów komputerowych jest w nim mało, natomiast dużo kaskaderki.
Na fakt godny zauważenia i docenienia zasługuje też obsada filmu. Michael Caine, Morgan Freeman, Liam Nesson, Gary Oldman czy grający ostatnio w filmach klasy B, Rutger Hauer. Christian Bale jako odtwórca Batmana, nadał mu dużo cech ludzkich. Ból, strach, zwątpienie - to było "podwalinami" powstania tej postaci.
Według mnie film "Batman - początek" ma o wiele więcej wspólnego z cała historią Batmana niż jego cztery poprzednie części. I to już moja opinia - o wiele lepiej przystaje on do animowanych seriali (Batman, Batman przyszłości, Liga Sprawiedliwych) niż jego poprzednicy.
A że widząc na ekranie Liama Nessona, skojarzenia z Qui Gon Jinnem nasuwają się same?


Polecam wybrać się na ten film i zobaczyć coś zupełnie innego, niż dotychczas
