1. Skąd ten Gereleth brał żarcie? Przecie jedyne co tam było w podziemiach to "żuczki Vhailora" i pustelnik. Czym Gereleth się żywił? Żywić się musiał, na co wskazuje sam fakt tego, iż w gdy z nim rozmawiamy, oznajmia nas, że zgłodniał i musi nas zjeść. Żuczki Vhailora raczej nie były pożywieniem ze względu na samą budowę ciała (skóra na przykład) i w ogóle z tego względu, że to stworzenia stadne. Co jest, jadł kurz?!
2. Skoro ten człowiek chciał się nas tylko pozbyć, czemu nie wbił nam noża w plecy albo po prostu nie odesłał gdzieś daleko, tylko w stronę Gereletha? Skoro obaj na siebie polowali, dlaczego człowiek chciał Gereletha nakarmić, żeby pomóc mu dorwać siebie samego? Trochę to nielogiczne.
3. Pułapki. Tia... Gdzie te pułapki, które zastawiał przeciwko Gerelethowi? I dlaczego istota taka jak Gereleth w ogóle mogła konkurować z jakimś tam przemytnikiem z Klątwy? W ogóle jakim cudem on coś przemycał? Skąd? Gdzie? Dla kogo? Po co?
Całe zajście z przemytnikiem i Gerelethem jest dla mnie kompletnie nie logiczne, ale przejdźmy dalej.
Jakim cudem Luis, Kredens, mógł ukraść zapach pani V. i welon pani M.? Tym bardziej, że jest on *Kredensem*? Po prostu wyciągnął szufladę i zaczął ściągać zapach albo welon z włosów Marissy (nie wiem, czy dobrze napisałem, popraw mnie ktoś, jeśli lepiej pamiętacie)? Wątpię, by meduza z przybytku Nie-Sławy kładła się spać bez welonu, jeszcze by ją kto obudził i zamieniłaby go w kamień.
Czemu Graby są takie nieprzytomne? Wiem, że czczą śmierć i wyzbycie się namiętności itd., ale dlaczego po powstaniu z blatu taki Soe nie wywalił nas za drzwi Kostnicy czy chociażby na 3 piętrze Kostnicy nas wypytywali o to, czy się zgubiliśmy? Skoro przejścia na 2 piętrze były całkiem zamknięte, to dlaczego ktoś w ogóle mógł pomyśleć, że ktoś by "zabłądził" na ostatnie piętro Kostnicy? Nielogiczne i niespójne, a niewiedza "nowego wtajemniczonego" o tym, kim są zbieracze, to już w ogóle paranoja. Wybaczam takie błędy jedynie nieświadomej niczego Ei-Vene, która zresztą była tylko wcieleniem Raveli.
Z jakiej racji Bogowcy przekazują sprawę morderstwa jakiemuś tam nawet nie Nazwowemu? A już w ogóle jakim prawem mówią rekrutowi, żeby przekonał kogoś, by nie popełniał samobójstwa? Rozumiem Bogowców, wiara w każde istnienie, ale żeby powierzać taką misję jakiemuś obliźnionemu pajacowi zamiast np. Tyldonowi? Dla mnie to kompletnie idiotyczne, szczerze mówiąc.
Apropo ciekawostek, wiedział ktoś, że w zewnętrznej klątwie, po kliknięciu w lewy-górny róg ekranu pojawi się tekst Deionarry?
http://img233.imageshack.us/img233/3876/trmnt008.png
PS: Powie mi ktoś czym są Somieny? Zawsze mnie to ciekawiło, szczególnie dlatego, że boska istota taka jak Deva przyzywa je i ochraniają go.
