No to ja narazie prowadzę - widziałem 6^^
Księzniczkę Mononoke, Ruchomy Zamek Hauru, Spirited Away, Tonari No Totoro, Sluchaj uważnie i Laputa, Zamek w chmurach.
Tekst pisany przeze mnie na filmweb.pl na temat Księżniczki Mononoke:
Stworzone z niezwyłym rozmachem dzieło, które stało się kultowe i stanowi stały punkt odniesienia w japońskiej animacji. Niewielu powie, że "Mononoke Hime" to najlepsze dzieo Miyazakiego. Nie. Wielu stwierdzi, że Spirited Away jednak Mononoke przebija. I zapewne będą mieli rację. Z pewnością wielu bardzej do gustu przypadnie Tonari no Totoro i to ten film uznają za "pierwszy" na liście dzieł genialnego japończyka.
Tyle, że "Mononoke Hime" ma coś czego nie ma żaden inny film. I nie chodzi tu o "magię", bo magiczne są wszystkie filmy Miyazakiego. Za to w końcu go cenimy. Historia wilczej dziewczyny ma w sobie jednak coś innego, coś więcej. Opisać tego się nie da, lub ja mam po prostu zbyt ograniczony zasób słów.
Powiem tak: kiedy wspominam po jakimś czasie "Mononoke Hime" mam wrażenie jakby to nie był film; tylko jakiś serial trwający kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin; czuję jakbym bohaterów znał od bardzo dawna. Na projekcji tego niewątliwego arcydzieła czas po prostu staje w miejscu. Widz "wchodzi" w świat stworzony przez Miyazakiego - biegnie obok wilków, podąża śladem Ashitaki. Jednak po wstąpeniu do świata bogów nikt nie ma zamiaru stamtąd wyjść. Bo po co?
Inną sprawą jest sama księżniczka, która choć ideału męskiej wizji kobiecego ideału daleka, to jednak jest niezwykła. Fakt, że to anime, a wiec nie widać prawdziwej dziewczyny, tylko kreskę rysowników. Nie ma przepięknej twarzy, uwydatnionego i czesto eksponowanego biustu. Po prostu - nie ma nic co zazwyczaj pociąga męską część widowni. Tak? I co z tego? Spróbujcie się w niej nie zakochać.
Darzę "Mononoke Hime" wyjątkowym uczuciem również dlatego, że to moja pierwsza Miyazajka (i napewno nie ostatnia). Mogę i zapewne będą powstawały lepsze anime, lecz anime takie samo już nie powstanie. Jeśli ktoś zabiera się do oglądania pierwszy raz - niech nie zwiedzie się czasem trwania produkcji. Zarezerwujcie sobie na "Mononoke Hime" co najmniej kilkanaście godzin...
Tekst pisany przeze mnie na filmweb.pl na temat Tonari No Totoro:
Niepoprawnie optymistyczny, niesamowicie pogodny i radosny. I nawet problem choroby matki czy zniknięca jednej z dziewczynek nie był w stanie zakłócić tego spokoju, ciepla, które odczuwa się podczas seansu. Film zdecydowanie magiczny.
Na "Tonari no Totoro" trafiłem naturalnie z punkty wyjścia - od Miyazakiego. Ale wcześniej był Neil Gaiman. Zafascynowany jego książką "Neverwhere", urzeczony serialem o tym samym tytule (ze scenariuszem Gaimana) i filmem "Mirrormask" (również jego scenarusz); trafiłem na kolejne dzieło, w którym twórca Sandmana maczał palce - pisał wraz z Miyazakim scenariusz do "Mononoke Hime". Postanowiłem więc sięgnąć po ten tytuł. Dalej wiecie, co było, bo zapewne przeżywaliście to sami... "Spirited Away"; "Ruchomy zamek Hauru" i coraz głębsza fascynacja. A potem przyszedł czas na "Tonari no Totoro", który jest dziełem niewątpliwie wybitnym. W sumie o niczym nie mówi, nie ma jakiś głębokich przesłań a przynajmniej ja się ich nie doszukałem. ALe jak to się ogląda...
Jak człowiek patrzy na Totoro albo Kotobusa to się sam do siebie uśmiecha. A scena na przystanku to już wogóle mstrzostwo świata. Aż chce się wziąć parasol i iść na deszcz.
Brak słów. Dziękuję Miyazakiemu za wspaniale spędzony z tym filmem wieczór. Jeden, drugi, trzeci... .
Kiedyś popiszę o reszcie^^