Hayao Miyazaki to chyba najbardziej znany mangaka, zwany "japońskim Disney'em". jego filmy zdołały się przebić nawet na ekrany polskich kin, które anime traktują nadal po macoszemu. W 1984 roku założył studio Ghibli, które było producentem takich hitów kinowych jak Księżniczka Mononoke, Spirited Away, czy Ruchomy zamek Hauru. Spirited Away zdobyło nawet Złotego Niedżwiedzia na festiwalu w Berlinie w 2002 roku.

Przyznam, że sam widziałem tylko 4 filmy z powyższej listy, jako że, poza pierwszymi trzema, prawie niemożliwe jest ich zdobycie w oficjalnym obiegu.

Za najlepszy ze znanych mi filmów Miyazaki'ego uważam Księżniczka Mononoke. Ze względu na większą ilość przemocy film ten jest skierowany do starszej widowni, co jednak w niczym nie umniejsza baśniowości jego świata. Technika produkcji, jak zwykle w wypadku Ghibli, stoi na najwyższym poziomie.
Niestety widziałem tylko trzy pierwsze filmy z listy więc moja ocena nie będzie obiektywnie subiektywna

Hmm.... mam poważnego zgryza, ponieważ zarówno Księżniczka Mononoke jak i Spirited Away: W Krainie Bogów zrobiły na mnie ogromne wrażenie ale zupełnie z innych powodów. Ruchomy zamek Hauru wypadł przy nich blado jako kolejny film popularnego reżysera Romana Sidło .
KM urzekła mnie dramatyzmem fabuły, determinacją bohaterów oraz brakiem podziałów na tych złych i tych dobrych. Wszystkie postacie mają własną historię, ambicje i cele które starają się osiągnąć, którzy czyniąc dobro wyrządzają jednocześnie zło i odwrotnie. Z filmu mimo narastającego konfliktu, emanuje aura spokoju i przekonania że życie jest takie, jakie ma być, że nie ma nic stałego a to co wzrosło kiedyś obumrze....

W SA zachwycił mnie wykreowany świat bożków z ich problemami i historia małej zagubionej dziewczynki tracącej rodziców która nagle musi sobie dawać radę w zupełnie nowym i nieznanym świecie. Nie ma w tym filmie tylu emocji co w KM ale ogląda się go z zapartym tchem.

Na koniec RZH....ciekawy świat, trochę zbliżony do uniwersum Arkanum a jednak historia o miłości spycha całą resztę gdzieś daleko. Dramatyczna wojna tocząca się w tle nie ma przyczyny i kończy sie też bez jakiegoś logicznego uzasadnienia. Postaciom brakuje własnego życia, nie wiem co pcha ich do działania. Czemu wiedźma rzuciła klątwę? Dlaczego Hauru oddał serce demonowi? Tego z filmu się nie dowiemy a właśnie tego mi w nim zabrakło.

Pora na decyzje.....Wygrywa Księżniczka Mononoke!
Z wymienionych filmów widziałem trzy: Princess Mononoke, Spirited Away i Zamek Hauru. Wybór między dwoma pierwszymi faktycznie nie jest prosty, ale obstawiam jednak "Księżniczkę". Bardziej podobał mi się w niej klimat - akcja jest mniej baśniowa, bardziej epicka i emocjonująca. Naprawdę miło się ten film ogląda - potrafi trzymać w napięciu i daleko mu do sztampy. I to nie tylko ze względu na egzotyczną otoczkę (która, nawiasem mówiąc, dodaje filmowi super smaczku).

Spirited Away i Zamek Hauru są do siebie podobne pod względem klimatu. Wolę Spirited Away - jeśli już brnąć w świat duchów i magii, to na całego, a nie połowicznie, jak w dość ekscentrycznym pod względem budowy świata "Zamku H."

W każdym z tych filmów jest jakiś wątek miłosny, ale tylko w ostatnim kończy się on faktycznym happy-endem. W Księżniczce i w SA bohaterowie kochają się, ale nie mogą w ostatecznym rozrachunku być ze sobą. To też mocno niestandardowe ujęcie problemu.

Słowem: polecam
Nie wiele moge powiedzieć o filmach tego człowieka, ponieważ widziałem tylko Księżniczke Mononoke.
Jednak ten film naprawde mi sie podobał (oglądałem go 3 razy), nie wiem, z którego roku ten film jest, ale animacja nie wyglądała mi na najnowszą, fabuła to dla mnie cudo...
mononoke hime jest z 1997 roku, więc takie znowu stare to nie jest. z ciekawostek dodam, że scenariusz do tego filmu Miyazaki współtworzył z Neilem Gaimanem. dla niewtajemniczonych - Neil jest m.in. autorem scenariusza do doskonałej i kultowej już serii komiksowej Sandman, współpracował także przy tworzeniu znanego w Polsce serialu Babilon 5.
No to ja narazie prowadzę - widziałem 6^^
Księzniczkę Mononoke, Ruchomy Zamek Hauru, Spirited Away, Tonari No Totoro, Sluchaj uważnie i Laputa, Zamek w chmurach.

Tekst pisany przeze mnie na filmweb.pl na temat Księżniczki Mononoke:

Stworzone z niezwyłym rozmachem dzieło, które stało się kultowe i stanowi stały punkt odniesienia w japońskiej animacji. Niewielu powie, że "Mononoke Hime" to najlepsze dzieo Miyazakiego. Nie. Wielu stwierdzi, że Spirited Away jednak Mononoke przebija. I zapewne będą mieli rację. Z pewnością wielu bardzej do gustu przypadnie Tonari no Totoro i to ten film uznają za "pierwszy" na liście dzieł genialnego japończyka.
Tyle, że "Mononoke Hime" ma coś czego nie ma żaden inny film. I nie chodzi tu o "magię", bo magiczne są wszystkie filmy Miyazakiego. Za to w końcu go cenimy. Historia wilczej dziewczyny ma w sobie jednak coś innego, coś więcej. Opisać tego się nie da, lub ja mam po prostu zbyt ograniczony zasób słów.
Powiem tak: kiedy wspominam po jakimś czasie "Mononoke Hime" mam wrażenie jakby to nie był film; tylko jakiś serial trwający kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin; czuję jakbym bohaterów znał od bardzo dawna. Na projekcji tego niewątliwego arcydzieła czas po prostu staje w miejscu. Widz "wchodzi" w świat stworzony przez Miyazakiego - biegnie obok wilków, podąża śladem Ashitaki. Jednak po wstąpeniu do świata bogów nikt nie ma zamiaru stamtąd wyjść. Bo po co?
Inną sprawą jest sama księżniczka, która choć ideału męskiej wizji kobiecego ideału daleka, to jednak jest niezwykła. Fakt, że to anime, a wiec nie widać prawdziwej dziewczyny, tylko kreskę rysowników. Nie ma przepięknej twarzy, uwydatnionego i czesto eksponowanego biustu. Po prostu - nie ma nic co zazwyczaj pociąga męską część widowni. Tak? I co z tego? Spróbujcie się w niej nie zakochać.
Darzę "Mononoke Hime" wyjątkowym uczuciem również dlatego, że to moja pierwsza Miyazajka (i napewno nie ostatnia). Mogę i zapewne będą powstawały lepsze anime, lecz anime takie samo już nie powstanie. Jeśli ktoś zabiera się do oglądania pierwszy raz - niech nie zwiedzie się czasem trwania produkcji. Zarezerwujcie sobie na "Mononoke Hime" co najmniej kilkanaście godzin...

Tekst pisany przeze mnie na filmweb.pl na temat Tonari No Totoro:


Niepoprawnie optymistyczny, niesamowicie pogodny i radosny. I nawet problem choroby matki czy zniknięca jednej z dziewczynek nie był w stanie zakłócić tego spokoju, ciepla, które odczuwa się podczas seansu. Film zdecydowanie magiczny.
Na "Tonari no Totoro" trafiłem naturalnie z punkty wyjścia - od Miyazakiego. Ale wcześniej był Neil Gaiman. Zafascynowany jego książką "Neverwhere", urzeczony serialem o tym samym tytule (ze scenariuszem Gaimana) i filmem "Mirrormask" (również jego scenarusz); trafiłem na kolejne dzieło, w którym twórca Sandmana maczał palce - pisał wraz z Miyazakim scenariusz do "Mononoke Hime". Postanowiłem więc sięgnąć po ten tytuł. Dalej wiecie, co było, bo zapewne przeżywaliście to sami... "Spirited Away"; "Ruchomy zamek Hauru" i coraz głębsza fascynacja. A potem przyszedł czas na "Tonari no Totoro", który jest dziełem niewątpliwie wybitnym. W sumie o niczym nie mówi, nie ma jakiś głębokich przesłań a przynajmniej ja się ich nie doszukałem. ALe jak to się ogląda...
Jak człowiek patrzy na Totoro albo Kotobusa to się sam do siebie uśmiecha. A scena na przystanku to już wogóle mstrzostwo świata. Aż chce się wziąć parasol i iść na deszcz.
Brak słów. Dziękuję Miyazakiemu za wspaniale spędzony z tym filmem wieczór. Jeden, drugi, trzeci... .

Kiedyś popiszę o reszcie^^
Na miesiąc przed światową premierą nowego filmu Miyazakiego - "Gake no ue no Ponyo" - postanowiłem nieco odświeżyć temat. Z powyższej sondy zdążyłem obejrzeć już wszystkie dzieła mistrza, za wyjątkiem Lupina. Widziałem również "Podniebną pocztę Kiki", która najwyraźniej została przeoczona przez autora (swoją drogą - gdyby ktoś mógł ją dodać do sondy - byłoby miło). Ubolewam po raz kolejny nad brakiem możliwości edycji postów, stąd też post pod postem. Tym razem parę słów o "Szkrałatnym Pilocie".

Tekst pisany przeze mnie na filmweb.pl na temat Kurenai no buta:

"Świnia, ktora nie lata to tylko zwykła świnia"
Niezwykla opowieść Miyazakiego o niezwykłej świni (człowieku?). Kolejne już dzieło Mistrza, które mam za sobą. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia, jakoś nie wyobrażam sobie egzystencji bez polowania na kolejne "Miyazajki".
Filmy Mistrza ogladam właśnie w takie dni jak ten. Kiedy źle się czuję, w mieszkaniu nikogo nie ma, dziewczyna jest sto kilometrów stąd, ja czuję się cholernie samotny. Wtedy właśnie sięgam po dzieła japońskiego Disneya. Tak więc i dziś postąpiłem tak samo. Sięgnąłem po Porco Rosso. I mimo, iż w moim mniemaniu Szkarłatny Pilot jest dzielem niezwykle smutnym - poczułem się lepiej. Jest w tym anime to "coś". To "coś", co każe nam wstać i walczyć, tak jak główny bohater. Jestem świnią? Ok, żyje się dalej. Straciłem samolot? Ok, zrobi się nowy. Przegrałem z Curtisem? Ok, odegram się. Dostalem w ryj? Ok, podniosę się. Mimo nieszczęść jakie na niego padają - Porco wciąż wstaje.
Nie przychodzi mi tu na myśl nic innego jak cytat z Rocky'ego:

"Nieważne jak mocno potrafisz uderzyć. Ważne jak wiele ciosów potrafisz przyjąć i nadal iść do przodu."

Albo jeszcze prościej:

"Wojownicy walczą."

Niektórzy mogą uznać porównywanie Stallone'a do Miyazakiego za najwyszą obrazę i bezczelność, ale nie mogłem się przed tym powstrzymać.
Podsumowjąc: Kolejne wielkie dzieło Mistrza. Nic dodać, nic ując. Moje ocena - 9/10