Jest sobie malec imieniem Alvin. Generalnie cała jego rodzina wyginęła, a on stał się posiadaczem MOCY. W Odmętach przypadkowo/podświadomie (choć tu mam wątpliwości) dokonuje teleportacji w przeszłość (tak na oko ze 50 lat). Trzeba pamiętać, że Alvin nie panuje jeszcze nad mocą. Świadczy o tym choćby fakt, że sam nie wie jak znalazł się w wiosce. Po teleportacji zmienia imię na Jakub, a wylądował w okolicach Aldesbergu, gdzie został adoptowany przez miejscowego możnowładcę. Uważa, że to świetny żart, że będzie się nazywał dokładnie tak samo jak Wielki Mistrz. Postanawia zostać wiedźminem, no... w ostateczności rycerzem - generalnie walczyć ze złem, którego doświadczył jako dziecko. Amulet nosi cały czas przy sobie i doskonale maskuje swój dar (bo dzieci nie są złośliwe a złe). W krytycznym momencie przyłącza się do zakonu Białej Róży. Pytaniem otwartym pozostaje tylko to czy jego żart z imieniem przestał być zabawny domyślił się przed, czy po wstąpieniu do zakonu. Z punktu widzenia Alvina Jakub to wspaniały człowiek - zakon walczy z potworami i nieludźmi, a Wielki Mistrz jest powszechnie szanowany. Alvin nie wie, że Zakon współpracuje z Salamandrą, a później? Później to już nie jest Alvin, lecz Jakub. A dla Jakuba cel uświęca środki. Jakub (jescze-nie-mistrz) zna przyszłość Wizimy bardzo zgrubnie i tylko z okresu "tuż po wojnie" do zniknięcia Alvina w Odmętach. Nie wie co było wcześniej i nie wie co będzie później. W swoim mniemaniu robi dobrze - wybiera "mniejsze zło". Prawdopodobnie sam zrezygnował z bycia wiedźminem, bo uznał ich za zbyt słabych - zbyt ludzkich. W końcu wiedźmini istnieli i nie mogli przeciwstawić się złu. Do tego słabość Jakuba do Geralta (ratuje go, wiele o nim wie /sugeruje, że od Tris/, BARDZO chce aby Geralt przeszedł na jego stronę, itd.)
Rozbraja mnie ta teoria

Jest dobra, ale karkołomna...
- Jakub faktycznie ma naszyjnik, ale to nie koniecznie ten sam, dwimeryt był w miarę powszechny (na przykład kajdanyi z dwimerytu), więc mógł to być inny amulet wykonany w tym samym celu bo i Jakub i Alvin mieli podobne problemy.
- Jeśli Jakub i Alvin to ta sama osoba, to jedyną teorią która mogłaby to tłumaczyć to współistnienie równoległych rzeczywistości lub jak kto woli, dwóch wymiarów (w ogóle denerwują mnie motywy z podróżowaniem w czasie... w przestrzeni owszem, ale w podróży w czasie nie trawię...). Nie wiem po prostu czy twórcy zdecydowaliby się wprowadzać coś takiego do Wiedźmina...
- Gdybym był na miejscu Alvina/Jakuba i chciałbym przekonać Geralta do słuszności swoich poglądów, to pierwsze co bym zrobił to powiedział mu kim na prawdę jestem. Geralt prędzej dogadałby się z kimś kogo znał, chronił i kogo los nie był mu obojętny, niż tylko z pożeranym przez własne lęki psychopatą...
(-Luke,
I am your father...
-No!! That's not true... that's IMMPOSSIBLE!!!

)
Geralt prędzej dogadałby się z kimś kogo znał, chronił i kogo los nie był mu obojętny, niż tylko z pożeranym przez własne lęki psychopatą...
Wiedźmin dość dobrze poznał Alvina, i zależało mu na przyszłości chłopca (tzn ja olałem wątek ojcostwa, bo wg mnie wiedźmin nie ma wychowywać dzieci i być przykładnym mężem tylko jeździć po świecie i zabijać potwory, ale scenarzyści musieli brać pod uwagę że gracz będzie chciał się ustatkować), i na poewno nie zabiłby Jakuba, wiedząc że to Alvin, taak więc Jakub mógłby chociaż przyznać się do tego w obliczu śmierci choćby po to żeby ratować skórę... Dlatego właśnie nie jestem przekonany do teorii Alvina/Jakuba.
"Zaiste, jak mawiał król Dezmod, zaglądnąłwszy po skończonej potrzebie do nocnika: <<Rozum nie jest w stanie tego ogarnąć>>"A co do wiedźmina-skrytobójcy, to słyszałem już różne teorie:
- Miałby to być Lambert, co wydaje mi się idiotyczne. Nie wiemy co odkryli inni wiedźmini w czasie swoich poszukiwań, ale gdyby to faktycznie był Lambert (czy którykolwiek inny wiedźmin z Kaer Morhen) nie walczyłby z samym Geraltem, a usiłował się z nim dogadać. Poza tym żaden wiedźmin szkoły wilka nie walczyłby dwoma mieczami.
- Berengar też odpada, bo mimo iż może przeżyć, to ja pewnego pięknego poranka na wyspie rybitw przeciąłem mu ścięgna w kolanach i poderżnąłem gardło... Wiem że wiedźmini to twardziele, ale nie aż tacy żeby podnieść się po czymś takim

Poza tym Berengar nie miałby jaj żeby zabić Foltesta - sam przyznaje że jest tchórzem.
- Alvin, Alvin-mutant, Alvin-wiedźmin, sklonowany Alvin i inna Alvin-gadzina też moim zdaniem odpada bo:
* jeśli Alvin to Wielki Mistrz, to już nie żyje.
* jeśli Alvin to nie wielki mistrz, to w ogóle po co miałby zabijać Foltesta?
- Inna szkoła wiedźminów też raczej nie trzyma się kupy bo szkoły były raczej na pewno tylko trzy, więc czwarta raczej odpada (vide tajemniczy medalion węża)...
Moim skromnym zdaniem to albo kolejny rezultat kradzieży wiedźmińskich tajemnic, nowy - najdoskonalszy rodzaj mutantów stwożony przez Javeda i de Aldersberga (sam Javed jako renegat mógł się parać "tworzeniem" wiedźminów) których pewnie jest niemała grupka i pozbawieni przywódców i mentorów teraz wyrównują rachunki na własną rękę,
ALBO, co bardziej prawdopodobne to po prostu jakaś nowa sekta zabójców "spod znaku węża" która nie ma nic wspólnego z Salamandrą i Zakonem a będzie po prostu głównym przeciwnikim w sequelu, który powinien wyjaśnić dlaczego potrafią mutować zabójców, kim są i w ogóle o co chodzi. Tym samym Wiedźmini z Kaer Morhen pokonawszy ich znów będą mogli produkować nowych wiedźminów, interes znów się rozkręci, Geralt przejdzie na emeryturę i piękna dylogia "The Witcher" stanie się znakomitym dopełnieniem sagi...
... teraz to już na prawdę przegiąłem