Niech będę pierwszy

Rio Bravo
Leon Zawodowiec
Nikita
Matrix1
Krzyżacy
Potop
Equilibrium
Underworld
Średnio lubię filmy wojenne, zwłaszcza te z czasów drugiej wojny światowej. Niestety wiele z nich przesiąkniętych jest, wręcz na wylot, amerykańskim patriotyzmem, zaś Ci, którzy znajdują się po drugiej stronie thompstonów: Faszyści, Japońce czy inni popaprańcy to jakieś półgłówki. Na jednego zabitego Amerykańca przypada trzydziestu zabitych przeciwników! Zaś umiejętności żołnierzy USA są często wręcz nadludzkie, bzdury w stylu jedną serią z thompstona (a czasem nawet kilkoma strzałami ze zwykłego ze zwykłego pistoletu!) ściągnięcie kilku przeciwników schowanych za okopem 300m dalej są wręcz na porządku dziennymNa dodatek zawsze nadchodzi taki moment gdy główny bohater otoczony przez watahy przeciwników, po zabiciu kilkudziesięciu z nich nagle zostaje trafiony, pada na ziemie, jego towarzysze podbiegają do niego, przez chwilę rozmawiają, pada kilka romantycznych, pompatycznych dialogów (przeciwnicy międzyczasie są tak wzruszeni, że przestają strzelać!
) potem zaś towarzysze zmarłego dostają jakiegoś przypływu energii rzucają się na przeciwników i wystrzeliwują ich co do jednego.
![]()
No cóż... hehe, to co mówisz znakomicie pasuje do filmów wojennych z lat 60, 70 Rzeczywiście tak w nich jest - choć uważane za ówczesne szczytowe osiągnięcie filmowców, dzisiaj budzą conajmniej usmieszek
Średnio lubię filmy wojenne, zwłaszcza te z czasów drugiej wojny światowej. Niestety wiele z nich przesiąkniętych jest, wręcz na wylot, amerykańskim patriotyzmem, zaś Ci, którzy znajdują się po drugiej stronie thompstonów: Faszyści, Japońce czy inni popaprańcy to jakieś półgłówki. Na jednego zabitego Amerykańca przypada trzydziestu zabitych przeciwników! Zaś umiejętności żołnierzy USA są często wręcz nadludzkie, bzdury w stylu jedną serią z thompstona (a czasem nawet kilkoma strzałami ze zwykłego ze zwykłego pistoletu!) ściągnięcie kilku przeciwników schowanych za okopem 300m dalej są wręcz na porządku dziennymNa dodatek zawsze nadchodzi taki moment gdy główny bohater otoczony przez watahy przeciwników, po zabiciu kilkudziesięciu z nich nagle zostaje trafiony, pada na ziemie, jego towarzysze podbiegają do niego, przez chwilę rozmawiają, pada kilka romantycznych, pompatycznych dialogów (przeciwnicy międzyczasie są tak wzruszeni, że przestają strzelać!
) potem zaś towarzysze zmarłego dostają jakiegoś przypływu energii rzucają się na przeciwników i wystrzeliwują ich co do jednego.
![]()
chodzi mi o tą co Miller sobie z pistolecika strzela do Tygrysa.