Sesja w Warha, gracze szukają strachów w opuszczonym zamku i w tym celu rozdzielili się na dwie grupy. Jedna z nich [grup] dorwała małego dzieciaka, ktory przebieral sie za ducha. W koncu dołączyła reszta graczy.
G1, wlasnie przyszedl: Co to za bachor?
G2: TWÓJ STARY!
Sesja początkującego GMa, DD.
MG: Ork pada. Słyszysz taki charakterystyczny chrząk skręconego karku.
Gracze chórem: chrząąąąk!
MG: To jak, wchodzicie tam czy nie?
G1: Jak?! Przeciez to miasto jest oblęzone!
MG: Ale ono ma mur tylko z jednej strony...
Walka z "pakniętymi" orkami, przypominam - dd, typowe heroic for fun miało byc

G1: Trafiłem?
MG: Tak, dostał strzałą w brzuch i zapalił się. Dodatkowo ma uciętą dłoń...
G1: I?
MG: Stoi dalej.
Neuro:
G1: Rozwalam kałasze <i cieszy się jak dzieciak>
G2: Jaki debil...
G3: Jaki debil...
G4: Jaki debil...
Wielki Q, NPC, szef gangu: Wyślemy tam ludzi.
G1 do G2, szeptem: Mogłeś zostawić tam miny...
Opis świątyni w wykonaniu początkującego GMa: Są tam jakieś rzeczy.
Warh, rzeczowy opis MG (innego, chyba moj

): Zostaliście wysłani do takiej granicznej wioski, graniczącej z granicą.
Gracze usłyszeli bicie dzwonów w nocy.
G1 (mag): To ja rzucam czar odgłosy i puszczam for whom the bell tolls!
Gracze penetrują kaosycką siedzibę na wyspie, i w końcu dochodzą do ostatniego pomieszczenia, w którym na pewno ktoś czeka (topos bossa na końcu). Tak więc na szybko jakiś plan powstał, gracze dzielą się na dwie grupki i podchodzą do obu wejść do pokoju, pełna synhronizacja, odliczanie...
3, 2, 1, wchodzimy!
Okazało się, że wszystkie drzwi były pozamykane.