Taa.. Skoro już zaczęliśmy pokazywać nasze wypociny, no to przedstawie Wam moją prace na pewien konkurs. Jednocześnie jest to tak jakby praca na 6 z Polaka. (chyba na koniec) Każda krytyka/porada mile widziana.
Temat jest jaki jest, miałem wybrać postać ważną dla mnie i przytoczyć kilka cytatów, itd. itp. Z resztą, co będę pisać - czytajcie i oceniajcie.
Ps. Żeby nie było to każde słowo (prócz cytatów) jest moją własnością, poniższy tekst pisałem bez opierania się na innych pracach tego typu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Bohaterem poniższej pracy będzie nikt inny jak sam Jan Paweł II. Stanowi on dla mnie najważniejszy i niepodważalny autorytet. Był człowiekiem pełnym wyrozumiałości, cierpliwości i co najważniejsze miłości do innych. Właściwie można rzec, że Karol Wojtyła darzył miłością wszystko i wszystkich. Co jest wręcz niespotykane w dzisiejszych czasach. Oczywiście nie chce stwierdzać, że nie ma już ludzi uprzejmych i życzliwych. Lecz w mojej subiektywnej opinii właśnie On, jako jeden z nielicznych miał wspaniały dar dzięki któremu był w stanie zaskarbić sobie serca tylu ludzi. Wiele osób ma w sobie dobro, jednak tylko nieliczni potrafią się nim dzielić. Na tym właśnie polegał prawdziwy fenomen Papieża Polaka. Nie dość, że jego wnętrze wręcz przepełnione było dobrem, to umiał dzielić się nim z innymi. Dzięki temu Karol Wojtyła stał się ewenementem dla ludzkości. Potrafił przelać część siebie, część swojego ciepła, i miłości na bliźnich. Nieważny był sposób przekazu... Każde jego słowo, myśl, każdy gest zawierał cząstkę Jego duszy oraz Jego dobra.
"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi."
W rzeczy samej, Wojtyła od początku do końca swego życia nie miał niczego, czym nie dzielił się z innymi. Był człowiekiem litościwym, szanował wszystko i wszystkich. Nachylał się nad każdą cierpiącą istotą, niczym delikatny promień słońca docierał nawet do najciemniejszych zakamarków ludzkiej mentalności. Jego słowa były jak lodowate krople porannej jutrzenki, które zmuszały do przebudzenia. Przebudzenia z amoku, w który wpadliśmy wszyscy.
Każdy z nas nie raz zbłądził, Jan Paweł II był po to by pokazać odpowiednią drogę. Drogę łaski, przebaczenia i pokoju.
"Kapłan jest człowiekiem żyjącym samotnie po to, aby inni nie byli samotni."
"Starajmy się tak postępować i tak żyć, by nikomu w naszej Ojczyźnie nie brakło dachu nad głową i chleba na stole, by nikt nie czuł się samotny, pozostawiony bez opieki."
Lata młodości Karola Wojtyły nie należały do najlepszych, wręcz przeciwnie, obfitowały w strach i zło.
Papież od początku starał się żyć dla innych. Ludzie niczym fale o klify rozbijali się o szarą, bezkresną monotonie stanu wojennego i życie bez dalszych perspektyw. Żadna z tych przeszkód nie była w stanie powstrzymać Karole Wojtyły w drodze ku zbawieniu, w drodze ku przeznaczeniu. Nie rzadko działania władzy komunistycznej utrudniały mu działalność na rzecz kościoła i narodu, nie raz o włos unikał śmierci z rąk zaborcy Polski. Najbardziej zdumiewające w tym wszystkim było to, że od początku niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdował, był gotów oddać życie za swą Wiarę.
"Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza i tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć."
Papież był właśnie tą osobą, która miała pobudzić naród do myślenia. Jego czyny były niczym szereg znaków wytyczających ścieżkę do Boga.
"Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy."
Jan Paweł II stał się ratunkiem dla komunistycznej Polski pod żądami rosyjskiego imperium.
Mieszkając w Watykanie ani na chwile nie zapominał o swej matce. Matce, która w żelaznych okowach wiecznej udręki ukształtowała i zahartowała Jego nieśmiertelnego ducha, matce - ojczyźnie. Stał się światłem w tunelu, nawołując do pokoju i podtrzymując na duchu wierzących z całego świata.
Jak ludzie odpłacili mu za jego zbawienne nauki?
Organizowali zamachy na Jego życie, publikowali bolesne materiały. Z pewnością Jan Paweł II był w stanie znieść nieskończenie wiele ciosów wymierzonych ku niemu, oraz jego rodzinie. Jednak on nie ugiął się pod jarzmem cierpienia, z konsekwencją realizując wole Boga.
Między innymi za to stawiam go sobie za wzór. Myślą, która na stałe zakorzeniła się w moim umyśle jest:
"Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka."
Rozumiem te słowa jako przesłanie, że człowiek atakujący innych, atakuje siebie. Człowiek pozbawiający radości innych, unieszczęśliwia samego siebie, bo Bóg tkwi w nas wszystkich. Karol Wojtyła był wojownikiem. Wojownikiem, który toczył bitwy bez broni. Walczył w imię Boga, walczył samym sobą i wierzył, że jest nadzieja. Ludzie nie raz próbowali dokonać makabrycznych czynów, jednak Papież mając za sobą Trójce Świętą był nieśmiertelny. Oczywiście nie w zamyśle cielesnym, lecz duchowym. Był nieśmiertelny duchem, miał niezłomną wole i nieustający upór w szerzeniu wiary na całym świecie. Jak już wielokrotnie podkreślałem poświęcił swe życie dla życia innych. Przyjął na swe barki coraz to inne cierpienia w postaci chorób, które gotował mu Bóg. W swej mądrości dostrzegał, że wszystkie jego męki były jedną, wielką próbą. Próbą, na którą wystawił Go sam Stwórca. Niezaprzeczalnie nie mylił się, wybierając Karola Wojtyłe na pasterza ludu.
"Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała..."
Mówi się, że droga miłości usłana jest cierpieniami, Jan Paweł II był tym, który owe cierpienia przyjmował na siebie. Był przewodnikiem, który prowadził nas przez mgłe. Był tym, który na swe skronie przyjmował koronę bólu tak jak niegdyś Jezus Chrystus. Papież starał się zjednoczyć świat pod jedną flagą. Flagą pokoju i miłości. Ten czyn powiódł się, choć często tego nie dostrzegamy. Nie dostrzegamy tego, że już dawno w naszych sercach zostało zasadzone ziarenko wiary, które prędzej czy później przemieni się w wielkie drzewo i zjednoczy ludzi pod sztandarem Boga.
"Niech nasza droga będzie wspólna.
Niech nasza modlitwa będzie pokorna.
Niech nasza miłość będzie potężna.
Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać."
Kiedy piszę te słowa, Karola Wojtyły już z nami nie ma. Doszedł na kraniec swej drogi do końca kierując się przykazaniami Boga. Teraz spotykają Go zasłużone zaszczyty, z pewnością zasiadł po prawicy Jezusa Chrystusa i z góry obserwuje jak wykorzystujemy spuściznę, którą nam pozostawił.
Jego śmierć wywołała totalny chaos w światowych mediach. Jednak po jakimś czasie euforia opadła. Choć sam z pewnością nie jestem wzorowym katolikiem, nie potrafię zrozumieć osób, które na czas wyżej wspomnianego chaosu stali się chwilowo gorliwymi chrześcijanami. Lecz po wykaśnięciu szumu medialnego znów powrócili do życia jakie wiedli wcześniej.
Przeoczyli Jego nauki i mądrość jaką po sobie pozostawił. Pozostawił ją dla nas. Choć Go już z nami nie ma, wciąż możemy korzystać z tego, co dla nas zostawił. Z doświadczeń, które gromadził całe życie.
Po tej Ziemi z pewnością nie będzie już stąpać ktoś taki jak Jan Paweł II. Aby zapamiętać go na wieki, musimy przyjąć do naszego serca Jego nauki. Z pewnością Karol Wojtyła był, jest, i będzie naszym przewodnikiem po świecie pełnym zła i niesprawiedliwości. Mówi się że silniejsze stado baranów prowadzone przez lwa, niż stado lwów prowadzone przez barana.
Shane