Hmm... Opowiadanie KND i Hurina w jakiś sposób zainspirowało mnie, aby samemu coś napisać. Nic to nadzwyczajnego, pisane przed chwilą, zbyt późno, aby się nad nim realnie zastanawiać, więc pewnie jutro jeszcze to poprawie... Ponieważ jest to dopiero początek, zastanowię się nad dalszym ciągiem pod warunkiem, że wam się spodoba. Czekam na konstruktywną krytykę



Potężne i gęste chmury, sprawiające, że wszystko dookoła przybierało nieprzyjemny, szarawy kolor, bombardowały niewielką wioskę, położoną nad rzeką, tysiącami kropli deszczu. Wszyscy mieszkańcy ów wioski pochowali się do chat, lub siedzieli pod wielkimi parasolami, czekając na zmianę pogody. Jeden tylko elf, nie przejmując się deszczem, siedział skulony na pomoście patrząc na drugi brzeg szerokiej rzeki. Opowieść, którą za chwilę usłyszycie od jednego z garstki mędrców, tysiąca handlarzy, jedynego ojca, starszego brata lub też przeczytacie w napisanej przeze mnie księdze zaczyna się w momencie, gdy do wspomnianego przeze mnie elfa podszedł pewien starzec.
- Zmokłeś. Powinieneś wracać do domu i spędzić tę noc przy kominku... Ile razy mam ci powtarzać, że Elfy nie są odporne na przeziębienia? – Spytał radośnie siwy mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. Widząc jednak, iż nie wywarł żadnego wpływu na zamyślonym elfie, przeszedł do rzeczy – Czujesz to? Prawda? Las Cię wzywa. Sięga po Ciebie dębową ręką. Nawołuje świerkowymi ustami. Spogląda cisowymi oczyma. Wiedz, że idąc tam, możesz zginąć, lub przynieść śmierć tysiącom niewinnych osób. Zawsze w Ciebie wierzyłem, jednak tym razem, boję się zarówno o Ciebie, jak i o innych. Czy posłuchasz mojej prośby, jeśli Ci powiem, abyś wrócił do chałupy i przesiedział w niej noc?
Młodzieniec nie odzywał się. Ciągle patrzył w dal, jak gdyby miał nadzieję znaleźć tam odpowiedź, lub też pomocną dłoń. W końcu powolnym ruchem, jak gdyby w agonii, odwrócił się w stronę staruszka i spojrzał mu w oczy. To spojrzenie było odpowiedzią, na którą 65 letni Korrk odrzekł:
- Nie zatrzymam Cię. Wiedziałem o tym, jednak ciągle mam nadzieję, że jakimś cudem… Nie… To już postanowione. W takim razie tylko tyle powiem: Uważaj na siebie, myśl nad każdą swą decyzją i pamiętaj, że czasem są tylko dwie ścieżki, z czego ani jedna nie należy do właściwych, czy też dobrych. Mam tylko nadzieję, że będziesz potrafił wybrać mniejsze zło… Powiem twoim rodzicom, że dziś nie wrócisz do domu. – Głos starca cichł z każdym wypowiadanym zdaniem. Rzadko kiedy można było dostrzec w nim smutek, jednak tym razem uczucie to wylewało się z jego oczu w postaci łez. Wstał, po czym powolnym krokiem się oddalił. Młodzieniec czekał na zmierzch, bowiem właśnie o zmierzchu postanowił wyruszyć do pobliskiego lasu. Kiedy, o zachodzie słońca, którego z resztą nie było widać w całej Dolinie myślących drzew, chmury ustąpiły miejsca czystemu niebu, elf zebrał się i powędrował do swojej chaty. Wszedł tylnimi drzwiami i zakradł się do pokoju. Napełnił kołczan strzałami, przewiesił go przez ramię, podniósł własnoręcznie zrobiony łuk i sztylet, będący prezentem od ojca. Wyszedł z domu, nie budząc śpiących już rodziców, po czym opuścił wioskę i udał się w kierunku ponurego lasu.
Las milczących drzew, leżący w dolinie o tej samej nazwie, nie został tak nazwany przypadkowo. Każde dziecko wie, iż w lasach spotkać można różne istoty a im dalej od miast czy wsi, tym lasy są niebezpieczniejsze i dziwniejsze. W nocy niebezpieczeństwo to wzrasta. Często bywa też tak, że duże lasy mają swoją panią, lub władcę. Druida opiekującego się drzewami, czy też bestię czyhającą na podróżnych. To wszystko to jednak nic w porównaniu do dziwów jakie można było spotkać w lesie myślących drzew. Według mitów w lesie tym spoczywał duch potężnej kapłanki, która raz wchodząc do tego lasu, nigdy stamtąd nie wyszła. Od tego czasu mówi się, iż ów duch żyje w drzewach, nawiedza pobliskie wioski i przyzywa stwory, o jakich na tym kontynencie nie słyszano. Elf doskonale o tym wiedział, jednak należał on do nocnych istot. Po zmroku wyostrzały mu się zmysły, miał przewagę nad normalnymi przeciwnikami, po prostu czuj się jak ryba w wodzie. Należy też dodać, iż swojego łuku używał nieprzeciętnie. Miał nie tylko sokoli wzrok, ale też dorównywał szybkością gepardowi. Dzięki prędkim i zwinnym ruchom, radził sobie również samym sztyletem. Dev’Resed, bo tak nazywał się młodzieniec, należał do mieszańców. Ojciec był mrocznym elfem, ukrywającym się w górach – okrutnym, jednocześnie wrażliwym i inteligentnym. Matka natomiast należała do leśnych elfów. Kochała przyrodę i życie, lubiła spokój. Nikt nie wie jakim cudem tych dwoje na siebie trafiło. Młody elf wkraczał powoli do lasu. Był wysoki i szczupły. Jego szara skóra twarda i wytrzymała. Oczy spoglądające zawsze przed siebie, nigdy w przeszłość, duże, lecz puste. Białe włosy kończyły się tuż przy ramionach, opadając na nie za każdym razem, gdy młodzieniec odchylił głowę do góry. Wiedząc, że nie ma odwrotu, Dev’Resed wszedł do lasu.
Maszerował pełną godzinę, nie czuł zmęczenia, jedynie podekscytowanie, które jednocześnie go niepokoiło. Młode lata spędzone w lasach nauczyły go odróżniać cudze odgłosy od jego własnych. Wiedział też kiedy trzaskające gałęzie to sprawka wiatru, czy też mniejszych istot a kiedy czegoś znacznie większego. Teraz czuł i słyszał, że coś za nim idzie. Zastanawiał się, czy właśnie zaczyna się koszmar, który przygnał go do tego lasu. Odpowiedź można było uzyskać tylko w jeden sposób. Błyskawicznie odbił się od ziemi i wylądował na jednej z niższych gałęzi najbliższego drzewa, wyskoczył do przodu, robiąc przy okazji salto i finezyjnie zakończył lot parę metrów od przeciwnika. Chwycił za łuk, wyciągnął z kołczanu strzałę i naciągnął ją na cięciwie. Mimo niezawodnego wzroku, dzięki któremu był w stanie dostrzec prawie wszystko również w nocy, Resed nie potrafił zlokalizować oponenta. Wykonywał obliczenia, z których wynikało, że po tych akrobacjach musiał wylądować naprzeciwko przeciwnika. Jeżeli tak się nie stało, znaczy to, ze miał do czynienia z szybką istotą, która zdołała mu umknąć. Zanim się obejrzał, poczuł mocne uderzenie w plecy, po czym runął na ziemię. Łuk wylądował kilka metrów dalej, jednak teraz i tak na nic by się nie przydał. Kiedy tylko elf upadł, przetoczył się parę metrów i wyciągnął z za pasa sztylet. Ogromna, czarna jak smoła, łapa wbiła się w ziemię tuż obok głowy młodzieńca. Ten, przerażony i zdezorientowany, wykonał szybkie cięcie sztyletem, po czym wyczołgał się spod napastnika i przybrał odpowiednią pozycję. Istota ryknęła z bólu, po czym padła na ziemię. Resed zastanawiał się z czym ma właściwie do czynienia. Wyglądało na niedźwiedzia, było jednak za szybkie. Zanim zdążył pozbierać myśli, bestia podniosła się ociężale, otrząsnęła i znów napierała na swą ofiarę. Młody elf widząc to, zupełnie zdezorientowany, cofnął się pod drzewo, osunął na kolana i, trzymając sztylet obiema rękami, wystawił go przed siebie. W rezultacie napierające zwierze wgniotło młodzieńca w drzewo, jednocześnie nabijając się na krótkie ostrze. Potwór runął bezwładnie na ziemię i wyzionął ducha. Dev’Resed nie mógł się pozbierać. Był świadom, tego, ze udało mu się zabić to dziwne stworzenie, jednak sam, wgnieciony w drzewo, był wyczerpany. Doczołgał się tylko do swojego łuku i, leżąc na brzuchu, zasnął. Wśród zdradliwych drzew i wrogich istot leśnych.
Tak myślalem, że prędzej czy później kogoś zainspitujemy Ale nie spodziewałem się Ciebie...
Jeśli chodzi o Twoją opowieść wygląda ona jak kartka z książki, w mojej i Hurina opowiastce w takiej ilość tekstu było trzy raz więcej wydarzeń. Znaczy to, że Ty starasz się pisać tak jakby w formie ksiązki, my natomiast piszemy opowiadanie.
Fabuła ciekawa choć prosta, bohater jest dość ciekawą postacią, ale brakuje tu jaśniejszego zobrazowania jego charakteru.
Mi się podoba, masz mój głos. Jeśli jednak przeczytasz tu słowa krytyki nie przerywaj pisania, tylko je udoskonalaj
Tak myślalem, że prędzej czy później kogoś zainspitujemy Ale nie spodziewałem się Ciebie...
Jeśli chodzi o Twoją opowieść wygląda ona jak kartka z książki, w mojej i Hurina opowiastce w takiej ilość tekstu było trzy raz więcej wydarzeń. Znaczy to, że Ty starasz się pisać tak jakby w formie ksiązki, my natomiast piszemy opowiadanie.
Fabuła ciekawa choć prosta, bohater jest dość ciekawą postacią, ale brakuje tu jaśniejszego zobrazowania jego charakteru.
Mi się podoba, masz mój głos. Jeśli jednak przeczytasz tu słowa krytyki nie przerywaj pisania, tylko je udoskonalaj

Widzę, że mamy konkurencje KND.

Opowiadanie podobalo mi się, jednak fabuła jest kiepska, a główny bohater jest poprostu płytki.
Zastanawiawsz się Tommy, nad kontynuowaniem, myślę, że warto poniważ bez odpowiedniej wprawy nigdy nie będzie się dobrze pisać. Ja również dużo pisze, nie dla innych, ale dla własnej przyjemności, może kiedyś powstanie z moich bazgrołów coś naprawde dobrego
Jak powiedziałem - Oczekuję słów krytyki. Z tm, ze skąd wiesz jaka jest fabuła, czytając sam początek, kiedy fabuła nie zdąrzyła się w ogóle rozkręcić? Skąd wiesz, czy bohater jest płytki, czy też nie, skoro tak naprawdę jeszcze go nie poznałeś? Jeżeli chodzi o wprawę... Nieważne...
Wybaczcie dwa posty pod rząd, ale mam kolejną część... Jeśli w ogóle kogokolwiek to interesuje:

Gdy Dev’Resed obudził się parę godzin później, w lesie panowała przerażająca cisza. Mimo tego, że nie zdążył się pozbierać i uporządkować w głowie myśli, czuł, a nawet wiedział, że jest obserwowany. Mimo bystrego wzroku, nie widział swych obserwatorów i nie mógł na to nic poradzić. Podniósł się powoli, rozprostował obolałe ciało. Poczuł silny ból w okolicach mostka. Ból ten narastał, kiedy elf nabierał powietrza. Czuł się przytłoczony tą sytuacją, mimo, że jego misja jeszcze nie rozpoczęła się na dobre. Co do tego nie miał wątpliwości – Nie walczył z normalnym niedźwiedziem, jednak stworzenie to nie miało nic wspólnego z tym, do kogo szedł młodzieniec. Podszedł do zwłok, po czym dokładnie im się przyjrzał. Łapy dłuższe, niż u normalnego niedźwiedzia. Pysk podobny do psiego. Futro nie błyszczało się – pochłaniało wszelki kolor pozostając czarnym. Niepokój narastał. Resed nigdy nie widział czegoś takiego, choć w lasach spędził całe swoje dzieciństwo. Nie miał czasu na dokładną analizę sytuacji. Z resztą nie chciał tego robić. Choć zawsze sprawiał wrażenie dojrzałego niezależnie od wieku, nie znosił porażek. Prawda była taka, że chłopak żył tylko dzięki głupocie zwierzęcia. W momencie decydującym o jego życiu lub śmierci, on opadł na kolana, bez siły do walki, czekając na śmierć, która mimo wszystko nie nadeszła. Być może chciał umrzeć. Nigdy nie bał się śmierci, za to przerażały go konsekwencje. Jeśli starzec miał rację i Resed może przyczynić się do śmierci tysięcy, będzie to dla niego najgorszym koszmarem – stanie się taki jak ojciec. W końcu obserwatorzy wyszli z ukrycia. Najpierw jeden – czarny jak najczarniejszy cień, potem drugi, następnie paru kolejnych. Stworzenia z tej samej rasy, której przedstawiciela elf zabił parę godzin wcześniej. Pomyślał jedynie, że to właśnie dla tego nienawidzi ponosić konsekwencji swych czynów, po czym wskoczył na najbliższe drzewo. Wspiął się po nim na wysokie gałęzie, które jednocześnie będą w stanie go utrzymać. Zaczął biec i przeskakiwać z drzewa na drzewo, byle jak najdalej od czarnych bestii. Potrafił przewidywać zachowania zwierząt - te chciały go zabić. Słyszał, jak biegną pod nim, po ziemi. Biegł dalej, mając nadzieję, że stworzenia zaniechają pościgu. Jednak nie stało się tak. W pewnym momencie, jedno z czarnych zwierząt wybiło się z ziemi, po czym uderzyło swym ciałem w drzewo, po którym biegł właśnie elf. To zachwiało się i zrzuciło uciekiniera. Szczęśliwy, aczkolwiek bolesny upadek na jedną z niższych gałęzi dawał mu szansę. W parę sekund młodzieniec się pozbierał, widząc, że jest na niebezpiecznie niskiej gałęzi, znów wdrapał się wyżej. Kurczowo trzymając się drzewa myślał co zrobić. Choć nigdy nie chciał być taki jak ojciec, żałował, że nie posiada jego zdolności – zdolności do niszczenia wszystkiego, co żywe. Imra’Nameno, bo tak nazywał się jego ojciec, emanował złem do tego stopnia, że najmroczniejsze istoty trzymały się od niego z daleka. Brakiem litości oraz sumienia zagwarantował sobie spokój i bezpieczeństwo. Ponieważ swym złem ranił swą żonę, która jednocześnie nie potrafiła go opuścić, ich syn starał się być inny. Nie lubił powodować cierpienia, poza tym zawsze nękało go jego własne sumienie. Mimo szczerych chęci, Resed nie zdołał pójść zupełnie inną ścieżką. Zabił człowieka, zabijał też zwierzęta, jednak sumienie nie dawało mu spokoju z tego powodu. Trzeba wam to wiedzieć, aby zrozumieć w pełni późniejsze wybory tego chłopca. Dzikie stworzenia napierały coraz mocniej w drzewo, na które wspiął się elf. Jedno z nich zaczęło się na nie wdrapywać i choć szło mu to bardzo powoli, zagrożenie było coraz większe. Młodzieniec poczuł bezradność, której nienawidził. Czuł się zdruzgotany myślą, że nie może nic zrobić, że nie ma wpływu na swój los. Z trudnością powstrzymywał się od łez, co wprowadzało go w jeszcze gorszy stan. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że zwierze zdążyło wdrapać się na drzewo. Nie wiele myśląc otarł oczy i po raz kolejny przeskoczył na kolejną gałąź. Sytuacja stawała się gorsza z każdą chwilą. Resed chwycił łuk, napiął na nim strzałę i posłał ją prosto między ślepia potwora. Bezwładne ciało osunęło się z gałęzi i poleciało w dół. Robiąc wiele hałasu, wleciało między rozwścieczone zwierzęta. Dev’Resed robił wszystko, aby znaleźć jakiś sposób na wyjście z sytuacji. Mimo wielu pomysłów, nie mógł wpaść na nic konkretnego i jednocześnie realnego. Załzawiony, wykrztusił z siebie
- Błagam – To błagam zadziałało, wprawiając przy tym elfa w ogromne zdumienie. Nagle zwierzęta rozpierzchły się na wszystkie strony, po czym znikły z zasięgu wzroku chłopaka. Chwilę później dostrzegł przechadzającą się między drzewami kobietę. Bez chwili namysłu zeskoczył z gałęzi, odbił się od drzewa i finezyjnie wylądował przed osobą, która zdołała odpędzić zwierzęta. Zdążył już zapomnieć o swojej histerii i bezradności. Spojrzał kobiecie w duże, świecące oczy i zapytał pośpiesznie.
- Jak to zrobiłaś?-
- Czy wiesz kim jestem? – Zapytała rozbawiona panienka, uśmiechając się do młodzieńca. W tym uśmiechu, mimo jego piękna, było coś niepokojącego. Teraz Resed wiedział z kim ma do czynienia i zrozumiał, że zejście na dół było błędem. Stała przed nim kapłanka, z którą miał spotkać się chłopak. Ona to wiedziała i on to wiedział – Nie był gotowy na ów spotkanie. Zastanawiając się nad sposobem i drogą ucieczki, patrzył jej w oczy, zastanawiając się, czy tak wygląda jego śmierć.
-Czemu się mnie boisz? Myślisz, że żyłbyś, gdybym tego nie chciała? Jesteś w moim królestwie. Każde zwierze jest tutaj moim sługą. Tyczy się to również niektórych drzew. Żyjesz, bo jesteś mi potrzebny. Wiesz jakie było twoje zadanie? Wiesz czemu tutaj jesteś? Czułeś, że musisz tu przyjść, bo jesteś nadzwyczajny. Jesteś kimś, kogo potrzebuję. - Wyszeptała kobieta. W lesie panowała taka cisza, że elf słyszał każde jej słowo bardzo dokładnie. To również go przerażało. Lubił ciszę, lecz to była cisza przed burzą.
- Nie wiem o czym mówisz. Przybyłem tu, bo zostałem wezwany. Ale nie mam zamiaru słuchać poleceń kapłanki, która wyzionęła ducha setki lat temu! – Odparł nerwowo Dev’Resed, po czym cofnął się parę kroków.
- Moje prawdziwe ciało spoczywa tutaj. Jestem duchem, bardzo silnym duchem. Ponieważ całe swe życie dbałam o ten las, moja moc jest w nim na tyle potężna, że możesz mnie teraz widzieć, możesz też mnie dotknąć. Niestety ta moc kończy się wraz z ostatnim drzewem ów lasu. Potrzebuję posłańca. Kogoś silnego, zwinnego, o dużej mocy umysłu. Czempiona, który spełniałby moją wolę poza granicami Lasu myślących drzew. Nadajesz się idealny do takiej misji, poza tym jestem królową tego miejsca, więc radzę się nie opierać, bo nie pozostanie ci nic. Jeśli podporządkujesz się mej woli, zostaniesz nagrodzony. Będziesz miał wszystko czego chcesz, do tego będziesz miał mnie.
Choć elf nie miał pojęcia co odpowiedzieć, doskonale wiedział, że nie ma takiej możliwości, aby się zgodził na propozycję kapłanki. Zastanawiał się jak coś takiego mogło mu się przytrafić, żałował też, że nie posłuchał się starca. Przyglądał się chwilę kobiecie. Była piękna. Długie, kasztanowe włosy sięgające do pasa, wysoka i zgrabna, o bardzo kobiecych kształtach i subtelnych rysach twarzy. Młodzieniec zaczynał rozumieć, czemu piękne kobiety uchodzą za najniebezpieczniejsze. Znowu znajdował się w sytuacji bez wyjścia. Postanowił zaufać przeczuciu. Pozwolić się kierować intuicji. Zamknął oczy i wyciągnął nóż.
Wybaczcie dwa posty pod rząd, ale mam kolejną część... Jeśli w ogóle kogokolwiek to interesuje

Interesuje, interesuje Dobrze coraz bardziej wkręca... Ale cała ta opowieść ma trwać tylko jedna noc ?? Sam tytuł wprowadza taką myśl "Opowieśćo jednej nocy.."
Czytając Twoje opowiadanie nachodzi mnie ochota na napisanie opowiadania indywidułalnie. I nawet chciałem napisać do Athlanna PMke z prośbą o nowy dział na tabilcy Fantastyka przeznaczony na opowiadania użytkowników, można byłoby wtedy stworzyć konkurs najlepszego opowiadania. Jeżeli takich opowiadani pojawi się więcej to napewno złożę taką prośbę...
Emm no to tak, co do tytułu to może on oznaczać nie tylko akurat TĘ "Jedną Noc". Może to znaczyć też jakąś diametralną noc, która zmienia tok fabuły czy coś w tym stylu.

Dział? Niee. Sam osobiście pisze opowiadania, ale każde zostaje wrzucone na Arcanum World, bo tam ich miejsce. I raczej wole żeby widniały na stronie niż na offtopicowym forum
IMO mógłby się znaleźć taki dział w Fantastyce pod warunkiem, że więcej ludzi będzie pisać.

Co do mojego 'dzieła' - Będzie to ta, jedna noc. Z doświadczenia wiem, ze rzadko kiedy udaje mi się kończyć dłuższe opowiadania a to i tak ma już ok 8 stron normalnej książki. Tak czy inaczej (prawdopodobnie, bo sam nie wiem jak to będzie w całości wyglądało) jest to gdzieś 1/3 całości. Z resztą kto chciałby czytać coś dłuższego?
Poczułem się zobowiązany zapoznania się z Twoim dziełem. No to tak:

1. Przede wszystkim Twój problem to za długie zdania, niektóre ciągnął się na dwie linijki. Co powoduje takie wrażenie? Otóż niektóre opisy są wstawione zupełnie nie potrzebnie do jednego zdania. To właśnie wydłuża zdanie, na dodatek troszke nudzą, no bo ile można czytać o szarych, dziwnych, ciemnych, strasznych, nieznajomych itd.

2.
Opowieść, którą za chwilę usłyszycie od jednego z garstki mędrców, tysiąca handlarzy, jedynego ojca, starszego brata lub też przeczytacie w napisanej przeze mnie księdze zaczyna się w momencie, gdy do wspomnianego przeze mnie elfa podszedł pewien starzec.

Wiem, że chciałeś jakby wprowadzić czytelnika do opowiadania, jednak to zdanie raczej mi nie pasuje. Najlepiej jakbyś je usunął i rozwiązał to inaczej ale jeśli byś się uparł to zmień po prostu treść.

3.
Jego szara skóra twarda i wytrzymała


Tego nie rozumiem..

4. Niektóre wyrazy nie pasują do opowiadania i psują klimat. Staraj się unikać słów typu "wgnieciony".
Oczy spoglądające zawsze przed siebie, nigdy w przeszłość, duże, lecz puste.

O na przykład tutaj, puste oczy? Napisz to inaczej np. "W jego oczach malowała się bezkresna pustka" (TEGO nie pisz, bo wykorzystałem te słowa w jednym z moich opowiadań) Chodzi mi o coś w tym stylu.

Ogólnie opowiadanie podoba mi się, szczególnie ciekawie zobrazowałeś scene walki z tą bestią

To są wrażenia z I części, biore się za II jakby co to edytuje posta i dodam dalszą część moich porad

OK, przeczytałem II.. Jazda

1.
Mimo tego, że nie zdążył się pozbierać i uporządkować w głowie myśli, czuł, a nawet wiedział, że jest obserwowany. Mimo


Mimo, mimo. Może czytając sobie to "po cichu" nie odczuwa się tego powtórzenia, jednak jak sobie to przeczytam "na głos" to troche mi to przeszkadza.

2. Nie wiem z czego to wynika, ale często odwracasz kolejność słów w zdaniu, oto kilka przykładów:
Jednak nie stało się tak ; jednak sumienie nie dawało mu spokoju z tego powodu.



CDN..
OK, od razu się tłumacze - dwa posty pod rząd, gdyż w jednym najwyraźniej jest za duża ilość tagów "QUOTE" i po prostu nie działają, a przez to mój post to jeden wielki bajzel, więc podzieliłem na dwa. Mam nadzieje że nie dostane warna za to.

CD...
3. To co w wersji I wiele słów można zastąpić bardziej pasującymi.
Ona to wiedziała i on to wiedział – Nie był gotowy na ów spotkanie

- Oboje wiedzieli, że...

Lubił ciszę, lecz to była cisza przed burzą.

- Lubił ciszę, lecz w tym wypadku nie zwiastowała ona niczego dobrego.

[...]że nie ma takiej możliwości, aby się zgodził na propozycję kapłanki

- [...] że nie ma takiej możliwości, aby przystał na warunki kapłanki.

W pewnym momencie, jedno z czarnych zwierząt

- W pewnym momencie, jedna z bestii...

- Błagam – To błagam zadziałało[...]

[...] Pokorna prośba najwyraźniej zadziałała.

Jeszcze coś tam jest w tym stylu, ale już nie chce mi sie wypisywać.

4.
Ponieważ swym złem ranił swą żonę, która jednocześnie nie potrafiła go opuścić, ich syn starał się być inny

. Co ma piernik do wiatraka?

5.
Bezwładne ciało osunęło się z gałęzi i poleciało w dół. Robiąc wiele hałasu, wleciało między rozwścieczone zwierzęta.

IMhO kropka postawiona w złym miejscu.

6.
[...]niższych gałęzi dawał mu szansę.

Szansę na co? Wyraź to jaśniej, np. dawał mu szansę na kontynuowanie ucieczki.

No i to chyba wszystko. Oczywiście to co wypisałem wcale nie musi być błędami dla kogoś innego. Wyraziłem tylko swoje zdanie, i nikt nie mówi że Ty masz brać to pod uwage, nikt nie mówi że musisz to czytać To są Twoje słowa i nikt Ci nie każe ich zmieniać, to były takie.. Propozycje.. Dałem to żeby czasem nie było jadki

Pomimo tego co wypisałem powyżej, w mojej skromnej opinii opowiadanie całkiem ciekawe. Ehh urwałeś w najciekawszym momencie:P:P
Dzięki. Wielu błądów nie zauważyłem. Zaraz poprawię, tylko dokońćzę ten kawałek, tóry piszę teraz.

Co do zmieny szykuz dań - inwersja. Jest toz abieg styliszyczny. Ogólnie rzecz biorąc uwielbiam stosować inwersję, więc raczej tak zostanie. Co do długichh zdań - preferuję długie zdania od tych krótkich, wiec to raczej też pozostanie bez zmian. To raczej kwestia stylu, a ten nigdy nie bedzie się podobał każdemu. "Ona to wiedziała i on to wiedział – Nie był gotowy na ów spotkanie" w takich momentach również chodzi o zabiegi stylistyczne. Napisałem to świadomie. "Lubił ciszę, lecz to była cisza przed burzą." tak samo tutaj. To nie jest powtózenie, tylko koeljny zabieg. Czasami granica między ejdnym a drugim jest bardzo płynna. Dla mnie wyznacznikiem są moje zamierzenia.

To by było tyle. Dzięki za wskazanie błędów (Bo często są to najzwyklejsze błędy i niedopatrzenia, za których wskazanie jestem wdzięczny)
Kolejny kawałek. Poprawiać tego tutaj nie będę, więc opowieść bez większości błędów które wskazał Shane zobaczycie na koniec, kiedy złącze wszystko w całość.

Błyskawiczny, pewnie wykonany cios rozciął skórę pięknej kobiety. Jej twarz była cała we krwi. Opadła bezwładnie na ziemię, próbując wypowiedzieć jakieś słowa. Sprawiała wrażenie rozbawionej swą śmiercią. Elf otarł sztylet z krwi, po czym go schował. Odetchnął z ulgą. Stawił czoła przeznaczeniu, wychodząc z tego cało – był z siebie dumny. Kontemplację nad swym zwycięstwem przerwał mu ogłuszający ryk, burzący leśny spokój. „Żaden koniec!” Pomyślał chłopak, po czym załapał się najniższej gałęzi najbliższego drzewa i wdrapał się na nie. W jedną sekundę zrozumiał, że nie może tutaj zostać. Musi się ukryć, musi uciekać. Tak też zrobił. Starał się być bezszelestny. Lekki chód, niemy oddech, żadnych zbędnych ruchów. Przemieszczał się z drzewa na drzewo najciszej jak potrafił, byle dalej od ciała królowej tego lasu. Po piętnastu minutach bezustannego biegu i skakania pomiędzy drzewami, usiadł na jednej z gałęzi, kurcząc się tak, aby czarne bestie nie dostrzegły go z ziemi. Musiał wszystko sobie uporządkować. Popełnił kolejny błąd. Był przekonany, ze zabił kapłankę, choć wiedział od niej, że to duch. W jakiś sposób zmaterializowany, jednak wciąż duch. To oznaczało, że może się ona odrodzić i prawdopodobnie już to zrobiła. Jedyne, co chłopak tym zdziałał, to minimalnie ją osłabił i z pewnością rozwścieczył. Teraz szukało go każde zwierze w tym lesie. Zastanawiał się jak może wybrnąć z sytuacji. Marzył o powrocie do domu, rozmowie ze starcem, kłótni z matką, a nawet o wybraniu się z ojcem na polowanie. Zamyślił się na chwilę. Spoglądał na las z góry, podziwiając jego piękno, zapominając o czyhających nań niebezpieczeństwie. Od małego uwielbiał odwiedzać lasy nocą. Wymykał się z domu i wędrował do najbliższej puszczy, boru, lasu. Przesiadywał tam godzinami, nie odzywając się na słowo, nie powodując najmniejszego hałasu. Siedział na drzewie i obserwował zwierzęta oraz cuda, jakie nocą dzieją się w lesie. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że nocą takie miejsca zmieniają się diametralnie. Kiedy normalne zwierzęta śpią, pojawiają się duchy, najróżniejsze bestie, czasem można ujrzeć czyjeś wspomnienia. Pozornie mroczny, las rozbłyskuje milionami barw, tysiącami wspomnień i cudów. Te myśli tchnęły nową siłę w elfa. Postanowił znowu zmienić miejsce. Możliwe, że jedno z drzew w okolicy jest w stanie donieść kapłance, gdzie podziewa się młodzieniec. Powiedziała mu przecież, że również niektóre z drzew są pod jej kontrolą. Nie miała powodu kłamać. Zerwał się z miejsca, i znów zaczął skakać z drzewa na drzewo. Powietrze uderzające go w twarz ochładzało jego rozpalone czoło i policzki, rozluźniało spięte mięśnie. Po piętnastu minutach znowu postanowił odpocząć. Zastanawiał się chwilę, czemu właśnie on. Co takiego zrobił, co jest w nim takiego nadzwyczajnego, co zadecydowało o jego losie. Nigdy nie godził się z przeznaczeniem. Zawsze starał się działać jemu wbrew. Również to było przyczyną, dla której chłopak starał się być inny od ojca. Myślał chwilę o bohaterach książek, które czytał i opowieści, które słyszał. Żałował, że nie jest jednym z nich. Że nie walczy o wielki skarb, serce ukochanej, pokój na świecie. Nie dokonuje wspaniałych czynów, które inspirowałyby trubadurów. On jedynie uciekał przed tym, co w końcu musiało go znaleźć. Nie miał złudzeń – nie wyjdzie z lasu dopóki to się w jakiś sposób nie zakończy. Zastanawiał się tylko w jaki. Zaczął intensywnie myśleć, choć miał problemy z koncentracją. Ciągle przypominało mu się jego wcześniejsze życie, marzenia, problemy, które teraz wydawały się dość błahe. Znów zaczął przez chwilę uciekać po czym osiadł na potężnym dębie. Nagle pojął, jaka jest różnica między nim, a sławionymi bohaterami, jaki błąd popełnia i co musi zrobić. Gdyby herosi uciekali tak jak on, nigdy by o nich nie usłyszał. Zrozumiał, że bohaterem nie jest ten, kto zabija tysiące kreatur, niszczy złych magów, burzy zamki tyranów, czy też zapobiega katastrofom. Bohaterem jest ten, kto stawia czoła przeznaczeniu i nie zważając na to jakie ono jest, czyni to, co słuszne. Teraz wszystko wydawało mu się proste. Wiedział czemu tu jest, wiedział też, że musi unicestwić kapłankę, zamiast przed nią uciekać. Zastanawiał się tylko jak to zrobić. Wyciągnął nóż podarowany przez ojca i zaczął robić nacięcia na drzewach. Wycinał symbole, które towarzyszyły mu od zawsze. Symbol życia, który zawsze czciła jego matka, symbol śmierci wytatuowany na plecach jego. Myśląc o tej sytuacji czuł złość i choć bardzo rzadko mu się to zdarzało, teraz miał ochotę niszczyć, palić, zbijać. Sztylet zaczął żarzyć się na czerwono. Nie był to zwykły nóż jakiego używa garbarz, czy młody myśliwy. Ten był nadzwyczajny - magiczny. Wykuty własnoręcznie przez Imra’Nameno dla swego syna. Kiedy jego właściciel czuł złość, lub po prostu sobie tego zażyczył, ostrze sztyletu błyskawicznie stawało się gorące. Ciepła tego nie czuł jedynie posiadacz broni tak, aby nie była go w stanie unicestwić. Chłopak przez chwilę czuł odrazę do własnych uczuć, jednak zaczął się zastanawiać. Przecież nie ma nic złego, jeśli chce się niszczyć zło, zabić wroga, palić… No właśnie! Przecież elf musiał pozbawić siły kapłanki, a ta spoczywała w tym lesie. Teraz doskonale wiedział co robi, choć nie miał pojęcia jak to się zakończy. Wbił sztylet w dąb i nakazał mu płonąć. W jedną chwilę ostrze ponownie rozgrzało się do czerwoności. Dąb zaczął się palić. W momencie gdy zeskoczył z palącego się drzewa, usłyszał krzyk rozpaczy. Rozpoznał w nim głos kapłanki. Tak krzyczy matka tracąc jedno ze swoich dzieci. W odpowiedzi w całym lesie aż dudniło od skowytów i ryków czarnych bestii. Resed musiał przygotować się na ciężką walkę. Podpalając drzewa obok których przechodził, wyciągnął łuk. Po jakimś czasie nie musiał już martwić się o resztę lasu. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Chłopak miał w kołczanie specjalną strzałę, przeznaczoną do podpalenia. Zawsze nosił parę takich na wszelki wypadek. Los chciał, że w takim momencie miał ją tylko jedną. Postanowił przeznaczyć ją na kapłankę. Wyciągnął jedną ze stalowych strzał, po czym ustawił się w odpowiedniej pozycji. Teraz doskonale widział czarne plamy zbliżające się do niego na tle palonych drzew. Zastanawiał się jak musi to wyglądać z daleka. Płonący las – ognista aura. Wypuścił strzałę, po czym naciągnął kolejną. Zwierzęta zaczęły padać. Resed błyskawicznie znajdował nowy cel i unicestwiał go. Strzała po strzale. Bestia po bestii. Życie po życiu. W końcu pojawiła się sama kapłanka. Ciągle miała w sobie wiele siły, bowiem nie spłonęła jeszcze większość lasu. U’Sal-Alis, bowiem tak się ona nazywała, dzierżyła w dłoni długą włócznię emanującą dziwną siłą. Elf wystrzelił salwę w stronę przeciwniczki. Ta zbiła kolejno każdą strzałę używając do tego swej włóczni. Była wściekła i nie ukrywała tego. Oddychała ciężko, myślała o tym samym, o czym myślał chłopak – o zniszczeniu. Dev’Resed intuicyjnie ukucnął. Było to dobre posunięcie, bowiem chwilę później przeleciała nad nim czarna masa. Zdezorientowana bestia runęła na ziemię, a młody elf jednym, szybkim ruchem rozciął jej plecy. Zwierze nie zdołało nawet wydać z siebie ostatniego skowytu. Po prostu wyzionęło ducha. Widząc, że zwierzęta giną bezsensowną śmiercią, kazała im się oddalić. Resed i Alis zostali sami wśród umierających drzew. Kapłanka ruszyła na chłopaka, który zdążył jeszcze posłać parę strzał w jej stronę, po czym odskoczył, unikając w ten sposób przekłucia włócznią, odrzucił łuk i wyciągnął sztylet. Wykonał wymach do tyłu, nie patrząc na przeciwnika. Sztylet został zablokowany przez oponentkę, która od razy kopnęła elfa tak, że ten przewrócił się. Widząc, że kobieta chce go dobić, zaczął podczołgiwać się pod płonące drzewo. U’Sal-Alis nie odważyła się podejść - ogień był dla niej ogromnym zagrożeniem. Nie wiele się zastanawiając nad sytuacją, cisnęła w młodzieńca włócznią. To był błąd. Elf przylgnął do ziemi tak, iż oszczep wbił się w drzewo, nie raniąc go. Wykorzystał daną mu szansę i w parę sekund znalazł się przy kapłance, trzymając ją za szyję, jedną ręką, dzierżąc rozpalony sztylet drugą.
- Czekaj! – Krzyknęła zrozpaczona kobieta – Wysłuchaj mnie, a dopiero potem podejmuj jakiekolwiek decyzje! –
Resed nie bardzo rozumiał czemu, ale nie potrafił jej zabić. Musiał spełnić jej ostatnią prośbę.
- W takim razie mów… -
Tommy wiem doskonale, że masz troche rzeczy do zrobienia, wkońcu prowadzisz sesje, ale przyznam, że niecierpliwie się na kolejną część Opowieści jednej nocy... Jest to dobre opowiadanie i zastanawie mnie jak zamierzasz to zakończyć, fabuła się posuneła i robi postepy, ale wciąż jest liniowa.
Czekamy na dalsze przygody Dev’Reseda..
trzecia część była super
całe opowiadanie jest super
i mówie to okiem zwykłego czytelnika (nie czytającego na głos:))
mi sie opisy podobają, główny bochater też
styl masz fajny
a teraz zamieść już kolejmą część! prosze
Jednym słowem - EKSTRA!!!

Może jakieś uzasadnienie? - Athlann
Przeczytałem pierwszą część i póki co na więcej nie mam czasu, choć zapowiada się ciekawie : )
Napewno jeszcze do tego wrócę w wolnej chwili.
A tak korzystając z okazji - zapraszam wszystkich czytelników na vortal Troika World gdzie można trafić na opowiadania mojego autorstwa ze świata Arcanum (no i Shane'a też : D ).