

Potężne i gęste chmury, sprawiające, że wszystko dookoła przybierało nieprzyjemny, szarawy kolor, bombardowały niewielką wioskę, położoną nad rzeką, tysiącami kropli deszczu. Wszyscy mieszkańcy ów wioski pochowali się do chat, lub siedzieli pod wielkimi parasolami, czekając na zmianę pogody. Jeden tylko elf, nie przejmując się deszczem, siedział skulony na pomoście patrząc na drugi brzeg szerokiej rzeki. Opowieść, którą za chwilę usłyszycie od jednego z garstki mędrców, tysiąca handlarzy, jedynego ojca, starszego brata lub też przeczytacie w napisanej przeze mnie księdze zaczyna się w momencie, gdy do wspomnianego przeze mnie elfa podszedł pewien starzec.
- Zmokłeś. Powinieneś wracać do domu i spędzić tę noc przy kominku... Ile razy mam ci powtarzać, że Elfy nie są odporne na przeziębienia? – Spytał radośnie siwy mężczyzna, uśmiechając się od ucha do ucha. Widząc jednak, iż nie wywarł żadnego wpływu na zamyślonym elfie, przeszedł do rzeczy – Czujesz to? Prawda? Las Cię wzywa. Sięga po Ciebie dębową ręką. Nawołuje świerkowymi ustami. Spogląda cisowymi oczyma. Wiedz, że idąc tam, możesz zginąć, lub przynieść śmierć tysiącom niewinnych osób. Zawsze w Ciebie wierzyłem, jednak tym razem, boję się zarówno o Ciebie, jak i o innych. Czy posłuchasz mojej prośby, jeśli Ci powiem, abyś wrócił do chałupy i przesiedział w niej noc?
Młodzieniec nie odzywał się. Ciągle patrzył w dal, jak gdyby miał nadzieję znaleźć tam odpowiedź, lub też pomocną dłoń. W końcu powolnym ruchem, jak gdyby w agonii, odwrócił się w stronę staruszka i spojrzał mu w oczy. To spojrzenie było odpowiedzią, na którą 65 letni Korrk odrzekł:
- Nie zatrzymam Cię. Wiedziałem o tym, jednak ciągle mam nadzieję, że jakimś cudem… Nie… To już postanowione. W takim razie tylko tyle powiem: Uważaj na siebie, myśl nad każdą swą decyzją i pamiętaj, że czasem są tylko dwie ścieżki, z czego ani jedna nie należy do właściwych, czy też dobrych. Mam tylko nadzieję, że będziesz potrafił wybrać mniejsze zło… Powiem twoim rodzicom, że dziś nie wrócisz do domu. – Głos starca cichł z każdym wypowiadanym zdaniem. Rzadko kiedy można było dostrzec w nim smutek, jednak tym razem uczucie to wylewało się z jego oczu w postaci łez. Wstał, po czym powolnym krokiem się oddalił. Młodzieniec czekał na zmierzch, bowiem właśnie o zmierzchu postanowił wyruszyć do pobliskiego lasu. Kiedy, o zachodzie słońca, którego z resztą nie było widać w całej Dolinie myślących drzew, chmury ustąpiły miejsca czystemu niebu, elf zebrał się i powędrował do swojej chaty. Wszedł tylnimi drzwiami i zakradł się do pokoju. Napełnił kołczan strzałami, przewiesił go przez ramię, podniósł własnoręcznie zrobiony łuk i sztylet, będący prezentem od ojca. Wyszedł z domu, nie budząc śpiących już rodziców, po czym opuścił wioskę i udał się w kierunku ponurego lasu.
Las milczących drzew, leżący w dolinie o tej samej nazwie, nie został tak nazwany przypadkowo. Każde dziecko wie, iż w lasach spotkać można różne istoty a im dalej od miast czy wsi, tym lasy są niebezpieczniejsze i dziwniejsze. W nocy niebezpieczeństwo to wzrasta. Często bywa też tak, że duże lasy mają swoją panią, lub władcę. Druida opiekującego się drzewami, czy też bestię czyhającą na podróżnych. To wszystko to jednak nic w porównaniu do dziwów jakie można było spotkać w lesie myślących drzew. Według mitów w lesie tym spoczywał duch potężnej kapłanki, która raz wchodząc do tego lasu, nigdy stamtąd nie wyszła. Od tego czasu mówi się, iż ów duch żyje w drzewach, nawiedza pobliskie wioski i przyzywa stwory, o jakich na tym kontynencie nie słyszano. Elf doskonale o tym wiedział, jednak należał on do nocnych istot. Po zmroku wyostrzały mu się zmysły, miał przewagę nad normalnymi przeciwnikami, po prostu czuj się jak ryba w wodzie. Należy też dodać, iż swojego łuku używał nieprzeciętnie. Miał nie tylko sokoli wzrok, ale też dorównywał szybkością gepardowi. Dzięki prędkim i zwinnym ruchom, radził sobie również samym sztyletem. Dev’Resed, bo tak nazywał się młodzieniec, należał do mieszańców. Ojciec był mrocznym elfem, ukrywającym się w górach – okrutnym, jednocześnie wrażliwym i inteligentnym. Matka natomiast należała do leśnych elfów. Kochała przyrodę i życie, lubiła spokój. Nikt nie wie jakim cudem tych dwoje na siebie trafiło. Młody elf wkraczał powoli do lasu. Był wysoki i szczupły. Jego szara skóra twarda i wytrzymała. Oczy spoglądające zawsze przed siebie, nigdy w przeszłość, duże, lecz puste. Białe włosy kończyły się tuż przy ramionach, opadając na nie za każdym razem, gdy młodzieniec odchylił głowę do góry. Wiedząc, że nie ma odwrotu, Dev’Resed wszedł do lasu.
Maszerował pełną godzinę, nie czuł zmęczenia, jedynie podekscytowanie, które jednocześnie go niepokoiło. Młode lata spędzone w lasach nauczyły go odróżniać cudze odgłosy od jego własnych. Wiedział też kiedy trzaskające gałęzie to sprawka wiatru, czy też mniejszych istot a kiedy czegoś znacznie większego. Teraz czuł i słyszał, że coś za nim idzie. Zastanawiał się, czy właśnie zaczyna się koszmar, który przygnał go do tego lasu. Odpowiedź można było uzyskać tylko w jeden sposób. Błyskawicznie odbił się od ziemi i wylądował na jednej z niższych gałęzi najbliższego drzewa, wyskoczył do przodu, robiąc przy okazji salto i finezyjnie zakończył lot parę metrów od przeciwnika. Chwycił za łuk, wyciągnął z kołczanu strzałę i naciągnął ją na cięciwie. Mimo niezawodnego wzroku, dzięki któremu był w stanie dostrzec prawie wszystko również w nocy, Resed nie potrafił zlokalizować oponenta. Wykonywał obliczenia, z których wynikało, że po tych akrobacjach musiał wylądować naprzeciwko przeciwnika. Jeżeli tak się nie stało, znaczy to, ze miał do czynienia z szybką istotą, która zdołała mu umknąć. Zanim się obejrzał, poczuł mocne uderzenie w plecy, po czym runął na ziemię. Łuk wylądował kilka metrów dalej, jednak teraz i tak na nic by się nie przydał. Kiedy tylko elf upadł, przetoczył się parę metrów i wyciągnął z za pasa sztylet. Ogromna, czarna jak smoła, łapa wbiła się w ziemię tuż obok głowy młodzieńca. Ten, przerażony i zdezorientowany, wykonał szybkie cięcie sztyletem, po czym wyczołgał się spod napastnika i przybrał odpowiednią pozycję. Istota ryknęła z bólu, po czym padła na ziemię. Resed zastanawiał się z czym ma właściwie do czynienia. Wyglądało na niedźwiedzia, było jednak za szybkie. Zanim zdążył pozbierać myśli, bestia podniosła się ociężale, otrząsnęła i znów napierała na swą ofiarę. Młody elf widząc to, zupełnie zdezorientowany, cofnął się pod drzewo, osunął na kolana i, trzymając sztylet obiema rękami, wystawił go przed siebie. W rezultacie napierające zwierze wgniotło młodzieńca w drzewo, jednocześnie nabijając się na krótkie ostrze. Potwór runął bezwładnie na ziemię i wyzionął ducha. Dev’Resed nie mógł się pozbierać. Był świadom, tego, ze udało mu się zabić to dziwne stworzenie, jednak sam, wgnieciony w drzewo, był wyczerpany. Doczołgał się tylko do swojego łuku i, leżąc na brzuchu, zasnął. Wśród zdradliwych drzew i wrogich istot leśnych.